Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Sąsiadka, oczami mugolki

sareczka
post 30.11.2008 19:28
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




Wklejam toto, bo tak mnie naszło. Mam nadzieję, że z tego najścia, wyszło coś pozytywnego biggrin.gif
Komentujcie do woli! laugh.gif

SĄSIADKA

- czyli oczami mugolki

Byłbyś wściekły, gdybyś się dowiedział. Pewnie byś mnie nie zrozumiał. Nie wydaje mi się, żebyś wiedział, jak to jest, kiedy wszyscy cię obserwują, kiedy czekają na twój ruch, a ty nic nie możesz zrobić, bo choć na codzień dajesz sobie radę, w tej kwestii jesteś zupełnie bezsilny. A ja tak się właśnie czuję. Bezradna. Bo przecież nie można nikogo zmusić do miłości.

Miałam już dość gadania Ellen, dziewczyn i babci. I tych wszystkich bezimiennych ludzi, którzy przyglądają mi się sceptycznie, kiedy siedzę na ławce w parku sama, wśród obściskujacych się par.

Powiedziałam im, że jesteś moim chłopakiem. Mógłbyś spytać dlaczego ty? A ja pewnie bym się zarumieniła i wśród natłoku słów i niepotrzebnych żartów, próbowała ukryć prawdę, której sama do końca nie rozumiem.

Byłoby przesadą twierdzić, że pamiętam cię stojącego w tłumie pierwszaków, tamtego wrześniowego dnia, na zatłoczonym patio naszej osiedlowej podstawówki. Nie, wtedy jeszcze cię nie zauważyłam. Mogę zgadywać, że nie rzucałeś się w oczy w workowatych, burych ciuchach, z czarnymi jak smoła włosami, wpadającymi do oczu. Nie byłeś nikim ważnym dla podekscytowanej sześciolatki w granatowej sukience i czarnych lakierowanych pantofelkach, która z radością witała ten dzień. Roziskrzonymi oczami szukałam wtedy twarzy rówieśnic, przekonana, że co najmniej połowa z nich będzie moimi serdecznymi przyjaciółkami od serca. Takimi, które będą ze mną siedziały przy kominku za sześćdziesiąt lat i raczyły się koniaczkiem, wspominając dawne czasy, jak zasuszone i chuderlawe przyjaciółki babci. To dziwne, ąe wtedy uważałam je za urocze.

Kiedy teraz siedzę skulona przy oknie w moim pokoju i patrzę na dom, w którym mieszkasz ze swoim wujostwem i kuzynem, przeszłość wydaje się różowa, jak mój błyszczyk, którego tak rzadko używam.

Dudley!

No tak, teraz już sobie przypominam. Między smugami deszczu, które w niekończącym się rytmie suną po parapecie, widzę tamten dzień, jakbym sama nie brała w nim udziału. Jakbym była duchem, niemym świadkiem wessanym w cudze wspomnienia. Kimś kto może tylko obserwować, tylko z bólem serca zamykać oczy. Kto może odejść, odwrócić się i uciec, ale wciąż z palącą świadomością, że to wszystko działo się naprawdę.

Otulam się kocem. Jest dopiero koniec listopada, a temperatura już bardzo się obniżyła. Może to okno jest nieszczelne? Biorę do ręki kubek z kawą i wzdrygam się, kiedy parzy mi usta. Rozgrzewa na tak krótko. Wspominam...

Dudley próbował cię sprać. Nawet nie wiedziałam za dobrze jak wyglądasz, chociaż byliśmy w tej samej klasie i z całą pewnością potrafiłam podać twoje imię. Zawsze odznaczałam się dobrą pamięcią. Ale nie znałam cię. Byłeś tylko chłopcem, którego gruby kuzyn, z nieznanych powodów zawsze obijał. Nie interesowałeś mnie. Rodzice wyrobili we mnie przekonanie, że kłopotami innych ludzi nie należy się interesować, dopóki nie dotykają nas samych, dlatego nie wiedziałam nawet, że twoje oczy są zielone i że masz tą bliznę. Tamtego dnia uciekając przed Dudleyem wskoczyłeś na drzewo. Nie mam pojęcia jak to zrobiłeś i może uznałbyś mnie za wariatkę, gdybyś wiedział, że do tej pory się nad tym zastanawiam.

Kiedy Ellen wyciagnęła mnie na podwórko i zaczęła krzyczeć na Dudley'a, ty nadal siedziałeś na dzrzewie. Pamietam, że nim pobiegłam po naszą wychowawczynię spojrzałam ci po raz pierwszy prosto w oczy. A kiedy zobaczyłam w nich strach i wiedziałam już, że nie jesteś tylko obiektem drwin własnego kuzyna i jego bandy, że naprawdę cierpisz, nie zrobiłam nic. Odwróciłam się tylko i uciekłam od tych twoich oczu, bo nigdy nie umiałam dobrze współczuć. I wiesz, teraz, choć mam za sobą już tyle lat nauki, nadal tego nie umiem. Żadna książka nie pozwoliła mi tego zrozumieć.

Widywałam cię w każde wakacje, ale myliłbyś się, gdybyś myślał, że z twojego powodu zostawałam w domu. Twoje oczy, aż tak bardzo nie zapadły mi w pamięć. Po prostu nie mieliśmy dość pieniędzy, ani żadnej rodziny na wsi, bym mogła wyjeżdżać na całe dwa miesiące. Bywałam oczywiście nad morzem, w górach, czy nawet na kontynencie, ale na krótko. Większość wolnego czasu upływało mi z dziewczynami na placu zabaw. Oczywiście dopóki Dudley i jego banda nie zdemolowali każdej ławki, która tam stała.

Od czasu twojej spektakularnej ucieczki na drzewo skrycie ci kibicowałam w walce z Dudley'em. Wiesz, lubiłam moje koleżanki, ale okazało się, że nie mam tyle szczęścia, co babcia i jeszcze nie spotkałam przyjaciółek, które nie skrzywią się nawet wtedy, gdy opowiem im, jak głupi sen mi się przyśnił. Które bez mrugnięcia okiem będą mi wmawiać, że jestem szczupła, ale przestaną pochłaniać w mojej obecności lukrowane babeczki. Mam nadzieję, że wiesz o czym mówię. W tamtym okresie lubiłam, leżąc wieczorem w łóżku sobie wyobrażać, że jestem odważna i bronię cię przed Dudley'em, albo pomagam ci się gdzieś ukryć, a ty okazujesz się bardzo miłym chłopcem i zostajesz moim przyjacielem na całe życie. A kiedy szłam następnego dnia do szkoły i widziałam, jak siedzisz samotnie na ławce obok śmietnika, próbując nie rzucać się w oczy, uciekałam i znów wybierałam łatwiejszą drogę. Jak reszta mojej klasy, unikałam cię i odwracałam się od ciebie, bo bałam się, że i mnie Dudley i jego banda będą ścigać i szykanować. W dzień, otoczona twarzami roześmianych koleżanek bałam się, że będę musiała ukrywać się tak jak ty, choć poprzedniej nocy właśnie o tym marzyłam...

Ty nie pamietasz tego dnia. Nie było cię wtedy. I myślę, że właśnie z powodu twojego odejscia to wszystko się zaczęło. Pani Meyers powiedziała tylko, że twój wuj i ciotka przenieśli cię do innej szkoły, bo lepiej tam pasowałeś. Przyszła mi do głowy irracjonalna myśl, że to musi być dziwna szkoła, skoro wszystkie dzieci, chowią się tam po kątach i z nikim nie rozmawiają. Tak właśnie według mnie musiało wyglądać miejsce, do którego ty pasowałeś. Ale później zadzwonił dzwonek, a na przerwie Dudley poinformował Ellen, która nie bała się do niego odezwać, że poszedłeś do szkoły specjalnej. Wiesz, takiej dla dzieci niedorozwiniętych. Nie chciało mi się w to wierzyć, bo z tego co pamiętałam, oceny miałeś raczej dobre. Może nie takie idealne, jak moje, ale na pewno lepsze od Dudley'a. Dlatego mu nie uwierzyłam. Miałam tylko nadzieję, że nikt ci tam nie dokucza.

Wiesz, kiedy pierwszy raz obudziłam się w nocy z krzykiem? Chłopak powinien wiedzieć takie rzeczy o swojej dziewczynie. Tak, wiem, że nim nie jesteś, w końcu sama wymyśliłam to kłamstwo, ale mimo wszystko... Naprawdę opowiedziałabym ci o tym, gdybym miała okazję. Chociaż wtedy, to już na pewno uznałbyś mnie za wariatkę.

To się stało jakoś pod koniec sierpnia. Minął już rok, odkąd opuściłeś naszą podstawówkę. Cały dzień było duszno, a słońce świeciło tak instensywnie, że pokój nagrzał mi się niesłychanie, więc na noc zostawiłam otwarte okno. Spałam całkiem spokojnie, dopóki nie obudził mnie hałas. Leżałam przez chwilę nasłuchując, ale odgłosy pękania powtórzyły się. Skoczyłam jak oparzona do okna, a to co zobaczyłam, przeraziło mnie tak bardzo, że zaczęłam wrzeszczeć jak opętana. Mogłabym przysiąc, że widziałam, jak kraty, z okna twojego pokoju wypadają z zawiasów, jakby poderwane magiczną siłą, a ty sam, rzucasz się na oślep przez okno, w ciemność. Przez ułamek sekundy uwierzyłam, że jesteś psychicznie niezrównoważony, jak powiedział twój wuj mojej matce, kiedy zapytała go kiedyś, czemu zamontował kraty w twojej sypialni. Tłumaczył, że to dla twojego dobra.

Ale wiesz, jak się skończyła cała ta historia? To musiał po prostu być sen, bo w jednej chwili stałam przy oknie i widziałam jak wypadasz, a w następnej leżałam na łóżku, oddychając niespokojnie, a promienie słońca zalewały pokój jasnym światłem. Oczywiście natychmiast wyjrzałam przez okno i przekonałam się, że kraty w twoim pokoju są na swoim miejscu. Przez cały dzień nosiłam się z zamiarem odwiedzenia cię, choć przecież prawie się nie znaliśmy, ale nie miałam pomysłu co mogłabym ci powiedzieć. Bo przecież nie prawdę. Poza tym rodzice nie byliby zachwyceni, gdyby wiedzieli, że z tobą rozmawiam. Chwyciłam się więc tej wymówki, próbując usprawiedliwić przed sobą tchórzostwo, którym po raz kolejny się wykazałam.

W ciągu następnych wakacji skończyłam trzynaście lat. Ty nie możesz wiedzieć jak ważne dla każdej dziewczynki są te urodziny. Ja oczywiście przekonałam się o tym na własnej skórze. Zaczęłam dorastać i zupełnie niepostrzeżenie książę z moich snów nabrał twoich rysów twarzy. Pewnie nie mógłbyś zrozumieć jak to się stało? Każdy by nie mógł. Byłeś przecież uważany za młodego recydywistę, półświra, którego własna rodzina ukrywa w domu w trosce, abyś przypadkiem nie zrobił komuś krzywdy. Ale ja tak o tobie nie myślałam. Obserwowałam cię, jak przycinałeś krzewy w waszym ogródku i jak kosiłeś trawę. Kiedyś nawet szłam za tobą, kiedy wracałeś ze sklepu z siatką pełną sprawunków. Chciałam nawet podejść do ciebie i zaproponować, że ci pomogę, bo zakupy wydawały się ciężkie, ale zwyciężyła moja nieśmiałość. Tak, wtedy to już była nieśmiałość. Bo widzisz, mnie wydawałeś się całkiem normalny, na przekór niechlubnym plotkom, jakie o tobie krążyły. Poza tym spodobały mi się twoje wiecznie rozczochrane czarne włosy i zielone oczy, wyglądające zza okrągłych okularów. Wyglądałeś jak jakiś romantyczny bohater i wyobraziłam sobie, że zamiast chrupiącej bagietki, przy pasie dynda ci wysadzana drogocennymi kamieniami rękojeść miecza, co oczywiście jeszcze bardziej mnie onieśmieliło. Skręciłam i pobiegłam szybko, w kierunku swojego domu z policzkami koloru dojrzałych buraków, ale od tamtej pory obserwowałam cię jeszcze wiele razy, z ukrycia, po cichu licząc jednak, że mnie zauważysz.

Czy to nie absurd? Teraz, kiedy jestem już o wiele lat starsza i mądrzejsza, zastanawiam się nad tym, jak mogłam zakochać się w chłopcu z sąsiedztwa, którego wszyscy uważali za odmieńca. Ale może taka już moja natura? Może to było pragnienie odnalezienia zrozumienia u kogoś, kto sam był nierozumiany przez innych? A może zwykły dziecięcy kaprys? Pewnie gdybyś zapytał, zażartowałabym, że po prostu nie miałam nikogo innego do wyboru i wygrałeś zaledwie z Dudley'em, który przypominał dorodną świnkę bardziej, niz cokolwiek innego i jako taki, nie nadawał się na bohatera marzeń chudego, piegowatego podlotka, którym wtedy byłam.

A potem zniknąłeś. I to zaraz po tym, jak twoją ciotkę odwieziono do szpitala. Podobno nabawiła się ciężkiej niestrawności, czy czegoś w tym rodzaju. Moja matka stwierdziła wtedy, że gdyby nie chodziło o niestrawność, pomyślałaby, że miałeś z tym coś wspólnego. Nie potraktowałam tego zarzutu wobec ciebie poważnie. Dla mnie byłeś przecież bohaterem. Próbowałam się dyskretnie dowiedzieć co się z tobą stało i namówiłam Ellen, żeby zapytała o to Dudley'a. Powiedział, że nic o tobie nie wie i liczy, że już nie wrócisz, bo odszedłeś w nocy razem ze swoją walizką i sową.

O właśnie, sowa!

Masz pojęcie źródłem ilu plotek stała się twoja dziwna pupilka? No bo, kto normalny trzyma sowę w klatce? Mnie też wydawało się to dziwne, ale nie podejrzane. Kiedyś wymyśliłam sobie, że trzymasz tą sowę, bo przynosi ci wiadomości od zamorskiego króla, któremu pomagasz odnaleźć zaginiony skarb. Głupie, nie? Sowa listonoszem. Nawet mnie samą to śmieszy. Takie tam, dzecinne fantazjowanie, do którego zawsze miałam skłonności.

Zaczął się rok szkolny, a ciebie znów nie było. Kłamałabym, gdybym twierdziła, że nagle zaczęło mi cię brakować. Przyszła jesień, a potem zima, a ja miałam zbyt wiele pracy w szkole, żeby zastanawiać się, gdzie jesteś i co porabiasz. Tak właściwie przypomniałam sobie o tobie dopiero w Walentynki, kiedy moje koleżanki przechwalały się nawzajem swoimi kartkami. Ja nie dostałam żadnej. Pomyślałam wtedy, że gdybyś był w domu trochę dłużej, gdybyś nie uciekł, to może w te wakacje udałoby mi się w końcu z tobą zaprzyjaźnić. Może nawet dałbyś mi taką śliczną czerwoną katrkę z mnóstwem serduszek na okładce.

Od tamtego czasu zaczęłam liczyć dni do wakacji. Nie tylko dlatego, że miałam pojechać do Grecji, o czym zawsze marzyłam. Liczyłam dni do spotkania z tobą, bo postanowiłam, że tym razem odważę się i do ciebie zgadam. Miałam już nawet ułożony plan. Obiecywałam sobie, że będę codziennie siedzieć na huśtawce, na placu zabaw i czekać, kiedy przyjdziesz. A kiedy w końcu przyjdziesz...
Ale ty wróciłeś z tej swojej szkoły jakiś okropnie przygnębiony. Spotkałam cię kiedyś na naszej ulicy. Tak po prostu i naprawdę przez przypadek. Pewnie nawet tego nie pamiętasz... Wołałam do ciebie i machałam, ale mnie nie słyszałeś. Szedłeś jak pogrążony w letargu, niewidzącymi oczami patrząc w pustkę. Nie zauważyłeś mnie. Teraz myślę, że to mógł być przypadek, ale wtedy poczułam się okropnie. Byłam pewna, że po prostu nie chciałeś mnie widzieć. Obraziłam się i obiecałam sobie, że nie będę więcej o tobie myśleć.

I nie myślałam. Nie pamiętam nawet, czy spędziłeś całe wakacje w domu. Nie chodziłam na plac zabaw, bo miałam inne zajęcia. Wolałam włóczyć się z dziewczynami po centrum handlowym i podziwiać te bogate panienki w kolrowych, modnych ciuszkach. Zawsze uśmiechnięte, zawsze w grupkach, albo uwieszone na ramionach starszych chłopaków, przystojnych, jak amerykańscy aktorzy. W ten sposób nie musiałam myśleć o tobie. Mogłam wybierać do woli i co dzień zakochiwać się w innym chłopaku, mając jednak świadomość, że żaden z nich nie zwróciłby na mnie uwagi, mając obok siebie takie zjawiskowe dziewczyny.

Ale to było ponad rok temu. Teraz jest inaczej, dorosłam. Wróciłeś na wakacje. Zauważyłam, że urosłeś. Byłeś okropnie chudy w za szerokich ciuchach Dudley'a. I okropnie poważny. Był w tobie jakiś cichy smutek, gorszy nawet, niż tamto przerażenie sprzed roku. Naprawdę zrobiło mi się ciebie żal, tak bardzo, że byłam gotowa choćby przeskoczyć przez płot waszego ogródka, byle tylko trochę z tobą porozmawiać i spróbować cię rozchmurzyć. Zawstydziłam się jednak własnej litości. Wyglądałeś jakbyś przeżywał jakieś ogromne nieszczęście, jakby zmarł ci ktoś bliski i w przebłysku empatii zrozumiałam, że nie chciałbyś mojej litości. I tak kolejny raz zrezygnowałam z okazji poznania ciebie.

A teraz siedzę tu przy oknie w pustym domu. Rodzice nie wrócili jeszcze z pracy. Jest strasznie zimno, a mnie ogarnia dziwny smutek. Telewizor buczy cicho w tle. Słucham wiadomości z kraju i czuję narastający niepokój, bo media wciąż donoszą o nowych katastrofach. Walą się mosty, pogoda psuje, a ludzie giną zamordowani we własnych łóżkach z niewyjaśnionych przyczyn. Pożary, zagnięcia, nieszczęścia. Skąd to się wzięło? Co za zły los prześladuje Anglię?

I wiesz co sobie myślę? To odrętwienie, ta pustka, przywiodły moje myśli znowu do ciebie. Bo widzisz, jestem już prawie dorosła, ale wciąż lubię marzyć. Chciałabym wierzyć, że na całe zło, które na nas spadło jest proste lekarstwo, że wystarczy machnąć czarodziejską różdżką, aby znikło. Aby chmury i mgłę przebiły ciepłe promienie słońca.

I gdyby ktoś zapytał mnie, kim miałby być ów fantastyczny czarodziej, który prostym abrakadabra uwolni nas od cierpienia, wskazałabym ciebie.

Bo tak to już jest ze mną, że tęsknię za niemożliwym, za twoim wyobrażeniem, które sobie stworzyłam.

Widzę w tobie bohatera, którym przecież nie może być wychowanek św. Brutusa.

Bo przecież magia nie istnieje.

Szkoda, że nie możesz mnie wysłuchać.

Szkoda, że nie siedzisz tu teraz obok mnie i nie odgarniasz za ucho kosmyku moich włosów, tym najczulszym na świecie gestem.

Szkoda, że się nie znamy, Harry Potterze.

Ten post był edytowany przez sareczka: 30.11.2008 19:28
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Alexandra
post 01.12.2008 16:17
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 91
Dołączył: 04.09.2008

Płeć: Kobieta



Bardzo mi się spodobało. Chyba znalazłam kilka literówek, ale już nie pamiętam gdzie. Urzekło mnie zdanie:

Jakbym była duchem, niemym świadkiem wessanym w cudze wspomnienia.

Rewelacja, no i zakończenie:

Szkoda, że się nie znamy, Harry Potterze.

Ogółem bardzo "zgrabny" i pomysłowy tekst. Zaciekawia i miło się go czyta.

Pozdrawiam


--------------------
I choćby na tysiąc czarnych kruków jeden był biały, obala to tezę, że wszystkie kruki są czarne...

"...Wzorzec żeński to podstawowa matryca przyrody. Wszyscy mężczyźni są w istocie przekształconymi kobietami, ich przemiana dokonała się w macicy - dokładnie na odwrót, niż twierdzili średniowieczni teologowie, których zdaniem kobieta była niedoskonałym mężczyzną..." Anne Moir, David Jessel - "Zbrodnia rodzi się w mózgu"

Człowiek za dużo myśli, a za mało robi.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Verita
post 30.12.2008 09:15
Post #3 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 90
Dołączył: 27.07.2005

Płeć: Kobieta



Nic dodać, nic ująć.
Naprawdę bardzo ładne opowiadanie. Chociaż niezmiernie smutne.

smile.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kolis
post 30.12.2008 20:30
Post #4 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 41
Dołączył: 14.08.2007
Skąd: Z piekła rodem

Płeć: Kobieta



Oryginalny pomysł. Ciekawie napisane, nie spotkałam się jeszcze z taką wersją HP.
A jednak mnie zaintrygowała.
Pisanie w pierwszej osobie jest trudne wiem, bo sama kiedyś próbowałam dry.gif ; wyszło Ci naprawdę nieźle. Drobne błędy może i są, ale nie rzucają się w oczy. Hmm, najbardziej spodobał mi się koniec.

QUOTE
Szkoda, że się nie znamy, Harry Potterze.


Ogólnie jestem na tak wink2.gif


--------------------
''Od grzechu zaczął się Mój świat, a że Bóg Mnie stworzył, a Szatan opętał - Jestem więc odtąd po dziś dzień raz grzeszna, a raz święta.''
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ciasteczko
post 05.01.2009 23:03
Post #5 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 69
Dołączył: 03.12.2005




wow!
zaczęłam czytać, mając nadzieje, że trafię na coś dobrego i się udało;D.
bardzo fajne, w sumie jeszcze nie spotkałam się z takim pomysłem.
masz ładne słownictwo, tj. super komponujesz zdania i w ogóle:D.
ekssstra, poważnie.
+ o tych sowach-listonoszach, lol2!

szkoda że się nie znamy HP wink2.gif.

prosim! czekolada.gif !


--------------------
najpiękniejsi, najmądrzejsi, najbogatsi, najsprytniejsi, najlepsi.
Slytherin.


Wielka fanka Blaise'a Zabiniego & Severusa Snape'a <33!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kaliope
post 14.04.2009 16:58
Post #6 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 10
Dołączył: 14.04.2009

Płeć: Kobieta



Naprawdę wspaniałe opowiadanko. Takie ciepłe i urzekające... Czytało się niezwykle przyjemnie. Miałaś bardzo oryginalny pomysł. Błędów się nie doszukiwałam zbytnio, więc teraz nie umiem ich wymienić. Parę literówek, zalecam pisanie w Wordzie. W zdaniu "... masz tą bliznę", powinnaś napisać: "... masz bliznę".
Ogólnie rzecz biorąc podobało mi się, jestem pod wrażeniem. smile.gif


--------------------
Severus Snape wyrzucił z siebie potok wyjątkowo wyszukanych przekleństw.
- Dzięki tato! Dwóch nawet nie znałam! - ucieszyła się Sareczka.
- Cicho tam z tyłu! - ryknął Snape, trąbiąc przeraźliwie na bogu ducha winnych kierowców.
Bogu ducha winny kierowca z mercedesa obok pokazał mu środkowy palec.
Severus otworzył przednią szybę i ryknął w jego stronę:
- Języka migowego używaj przy głuchoniemych, chamie!
Bogu ducha winny kierowca również otworzył szybę.
- To nie trąb tak, trąbo jedna! Do fryzjera się śpieszysz?
- S&S i Ministerialny Ból Głowy


Szukasz Boga? on często schodzi po kryjomu i puka do drzwi twoich, aleś rzadko w domu.

A.Mickiewicz
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.03.2024 00:45