Drukowana wersja tematu

Kliknij tu, aby zobaczyć temat w orginalnym formacie

Magiczne Forum _ Harry Potter _ Czego Nie Było W VII Tomie

Napisany przez: Pszczola 23.07.2007 17:54

VII część za nami, wszystkie tajemnice odkryte, ale czegoś wciąż brakuje.
Pytanie brzmi: co spodziewaliście się przeczytać w ostatnim tomie, a czego w nim nie było?

Na pierwszy rzut (bo jest takich wątków i zagadnień wiele): Bill a natura wilkołaka.

Wygląda na to, że Bill odniósł w VI części ciężkie rany dla ran samych w sobie. Wielu czytelników spodziewało się dramatu, niekontrolowanych przemian w wilka, wybuchów agresji, może kolaboracji z przeciwnikiem. Po coś przecież akurat Greyback go tak urządził? Tymczasem widzimy Fleur i Billa, szczęśliwe małżeństwo, w którym je się dużo tatara. Może pani Rowlnig zdecydowała, że zbyt wiele dramatów nie wyjdzie książce na dobre. Cóż, nie możemy wytknąć autorce, że pieściła się ze swoimi bohaterami. W pewnym momncie przestałam liczyć ile osób zginęło.

Druga rzecz: magiczne przedmioty czterech założycieli Hogwartu. Jakie są właściwości miecza Gryffindora z grubsza wiemy, dowiedzieliśmy się też, jaką funkcję spełniał diadem Ravenclow. Spodziewałam się jednak, że Harry po pozbyciu się kolejnych Horcruxów, będzie mógł korzystać w podróży z magicznych właściwości medalionu Slytherina czy kielicha Hufflepuff. Tymczasem nie dowiedzieliśmy się nawet dlaczego przedmioty te były tak cenne, ani dlaczego warto je mieć. Cóż, akcja skupiła się na Hallowsach, ale po co w takim razie wprowadzać tak ważne przedmioty, skoro praktycznie nie zaistiały one w fabule? Uważam, że podłe samopoczucie trio, kiedy nosili medalion na szyi, wynikało bardziej ze złego wpływu Horcruxa, niż z właściwościu przedmiotu samego w sobie.

Co tam jeszcze? Czego wam brakowało w VII części?


Napisany przez: PrZeMeK Z. 23.07.2007 17:57

Może nie tyle brakowało, co inaczej sobie wyobrażałem pewne starcia. Jakoś tak utarło się myśleć o Neville - Bellatriks, Lupin - Greyback itp.
Aha, brakuje mi jakiegoś szerszego opisania śmierci Lupina i Tonks. Wiem, że Harry nie mógł być wszędzie, ale trochę zbyt lekko Rowling przeszła nad ich losem do porządku dziennego.

Napisany przez: Pszczola 23.07.2007 18:09

Akurat to mi się podobało: Harry schodzi na dół, a tu dwa ciała. Poczułam się gorzej, niż gybym opis ich śmierci przeczytała.

Ale racja, spodziewałam się którego z tych starć. Z tego co rozumiem Dolohov pokonał Lupina. Ale mogłaby być chociaż wzmianka, że np. pokonał go Greyback. Albo lepiej, Lupin pokonał Greybacka, a dopiero potem padł.

Napisany przez: Zwodnik 23.07.2007 18:55

O okrojonym zakończeniu już pisałem. Dziś przyszło mi do głowy, czego szczególnie brakło - rodziców Hermiony. Nie wyobrażam sobie, żeby zaklęcia którymi ich potraktowała były nieodwracalne. Brakło mi właśnie informacji o sprowadzeniu ich z powrotem. Wątek zawieszony w powietrzu. ale cóż, podobnie jak wiekszość innych braków to kwestia faktu, że narracja kończy się tak szybko po pokonaniu Voldemorta. A przecież przez kilka nastpnych dni musiało wydarzyć się mnóstwo rzeczy - w Hogwarcie, w ministerstwie, w całym http://m.freeware.info.pl/swiat-marzen.html. Wesołych, smutnych, ale z pewnością WAŻNYCH. Wolałbym o nich przeczytać niż je sobie wyobrażać.

Napisany przez: Pszczola 23.07.2007 19:10

Dobrze, że już nie opisano tych rzeczy. Możemy sobie je dopowiedzieć. W ten sposób Rowling uniknęła kiczu.

Hermiona powiedziała, że jeżeli zakończą misję powodzeniem, odnajdzie rodziców i przywróci im pamięć. Więc wiemy co się stało, czyż nie?

Napisany przez: hazel 23.07.2007 19:12

O tym, że zaklęcia, które Hermiona rzuciła na rodziców, są odwracalne jest wspomniane w książce. Poszukam i zacytuję.

O:

QUOTE("Harry Potter and the Deathly Hallows" @ str. 84)
'I've also modified my parents' memories so that they're convinced they're really called Wendell and Monica Wilkins, and that their life's ambition is to move to Australia, which they have now done. That's to make it more difficult for Voldemort to track them down and interrogate them about me - or you, because unfortunately, I've told them quite a bit about you.
'Assuming I survive our hunt for Horcruxes, I'll find Mum and Dad and lift the enchantment. If I don't - well, I think I've cast a good enough charm to keep them safe and happy. Wendell and Monica Wilkins don't know that they've got a daughter, you see.'


Swoją drogą, to była dla mnie chyba jedna z najbardziej poruszających wypowiedzi w książce.

Napisany przez: Ginnusia 23.07.2007 19:41

Wiesz, dla mnie też. W całej serii mi brakowało relacji Hermiony z rodzicami, ale to w końcu nie jest seria "Hermiona Granger i..." (niestety), ale ta jedna jej wypowiedź trochę mi to wszystko zrekompensowała.

Napisany przez: hiob27 23.07.2007 21:46

A mi w ostatnim rozdziale zabraklo Luny.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 23.07.2007 22:13

Racja.

Napisany przez: anagda 23.07.2007 23:31

QUOTE(hazel @ 23.07.2007 20:12)
O tym, że zaklęcia, które Hermiona rzuciła na rodziców, są odwracalne jest wspomniane w książce. Poszukam i zacytuję.

O:
QUOTE("Harry Potter and the Deathly Hallows" @  str. 84)
'I've also modified my parents' memories so that they're convinced they're really called Wendell and Monica Wilkins, and that their life's ambition is to move to Australia, which they have now done. That's to make it more difficult for Voldemort to track them down and interrogate them about me - or you, because unfortunately, I've told them quite a bit about you.
'Assuming I survive our hunt for Horcruxes, I'll find Mum and Dad and lift the enchantment. If I don't - well, I think I've cast a good enough charm to keep them safe and happy. Wendell and Monica Wilkins don't know that they've got a daughter, you see.'


Swoją drogą, to była dla mnie chyba jedna z najbardziej poruszających wypowiedzi w książce.
*



To akurat prawda... Jakie poświęcenie. Z drugiej strony tak mało realne...


Yh... Nosiłam się z napisaniem ogólnie wrażeni o VII tomie. Tutaj by to pasowało. Jednak nie chciałam zabielać całego postu i dałam w HARDCORE - SPOILER.

Brakował mi jednak tak po krótce:
- pojedynku jakiegoś takiego bardziej rozbudowanego na linii Harry - Voldemort
- nieco bardziej hm... no innej śmierci Snapea
- severusowatego snapea
- dudleyowatego dudleya
- o ogóle postacie jakoś gdzies po drodze kanon chyba zgubiły (no nie wszystkie. ale pare na pewno...)


i zapomniałam co jeszcze :/

Napisany przez: PrZeMeK Z. 23.07.2007 23:38

A nie pomyślałaś, że postacie i ludzie się zmieniają? Dudley się zmienił. Snape' a zawsze widzieliśmy oczami Harry'ego, więc nie znaliśmy jego lepszej strony.
Ja nie zauważyłem nic rażącego odstępstwem od kanonu.

Rozbudowany pojedynek Harry - Voldemort? Przecież ten ostatni by chłopaka wyrwał z butów jednym zaklęciem. Na płaszczyźnie UMIEJĘTNOŚCI MAGICZNYCH Harry nie miał żadnych szans.

Napisany przez: anagda 23.07.2007 23:55

QUOTE(PrZeMeK Z. @ 24.07.2007 00:38)
A nie pomyślałaś, że postacie i ludzie się zmieniają? Dudley się zmienił. Snape' a zawsze widzieliśmy oczami Harry'ego, więc nie znaliśmy jego lepszej strony.
Ja nie zauważyłem nic rażącego odstępstwem od kanonu.

Rozbudowany pojedynek Harry - Voldemort? Przecież ten ostatni by chłopaka wyrwał z butów jednym zaklęciem. Na płaszczyźnie UMIEJĘTNOŚCI MAGICZNYCH Harry nie miał żadnych szans.

*



Co do zmiany Dudleya, to jestem jeszcze w stanie zrozumieć. Ale tu nie chodzi o spojrzenie oczyma Harry`ego. Bez względu na moment, czy to rozmowa z Narcyzą i Bellatrix w VII tomie, czy nawet rozmowa Severusa z Dumbledorem (co widzimy w myślodsiewnej) z tym zabijaniem "już teraz mam cię zabic?". Ta postać od początku była naszkicowana przez Rowling jako osoba ironiczna i sarkastyczna. A tu nagle w gruncie rzeczy taki szary bohater. No niby nie miał jak się wykazać, bo zbyt dużo razy sie w ksiażce nie pojawia, ale jakoś czegos mi zabrakło (sory, jestem snaperką. moze to to).

Z pojedynkeim się nie zgodzę. Skoro w IV tomie potrafił choć przez moment "powalczyć sobie z Voldemortem", to w VII tomie tym bardzie. Taka moja opinia

Napisany przez: PrZeMeK Z. 24.07.2007 00:00

W czwartym tomie za dużo nie powalczył. Walka trwała względnie długo tylko dlatego, że wystąpiło Priori Incantatem. Harry rzucił ku Voldemortowi JEDNO zaklęcie i gdyby nie niezwykłe właściwości ich różdżek, zginąłby w mgnieniu oka.
Nie wspominając już o tym, że i w czwórce, i w siódemce ich walka wyglądała DOKŁADNIE TAK SAMO - te same zaklęcia. Tylko efekt, z wiadomych powodów, był inny.


A co do Snape'a, jestem pewien, że to dlatego, że jesteś Snaperką smile.gif

Napisany przez: anagda 24.07.2007 00:36

QUOTE
A co do Snape'a, jestem pewien, że to dlatego, że jesteś Snaperką


Nie przeczę tongue.gif

Nie zmienia to jednak faktu, że szykowałam się na sporą rolę severusowatego Severusa. A tu kicha.

Napisany przez: Katon 24.07.2007 11:33

Aaaaa, nie wyjaśniono skąd Potterowie byli tacy nadziani! Teraz se to uświadomiłem...

Napisany przez: Katarn90 24.07.2007 11:36

a wyjaśniają o co chodzi z tą zasłoną? Bo ja jeszcze nie przeczytałem do końca, strasznie się męczę z tym angielskim.

Napisany przez: Katon 24.07.2007 11:37

O nic właśnie. Domęcz do końca.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 24.07.2007 12:01

QUOTE
Aaaaa, nie wyjaśniono skąd Potterowie byli tacy nadziani! Teraz se to uświadomiłem..

Może nie wprost, ale było. Potterowie byli w prostej linii potomkami starego rodu Peverellów. Majątek nagromadził się poprzez pokolenia.

Napisany przez: Katon 24.07.2007 12:06

Aaaa, chyba, że tak =)

Napisany przez: Pszczola 24.07.2007 13:20

Ale pracować też musieli. Chociaż byli strasznie młodzi! 21 lat w chwili śmierci.

Ludzie, wiadomo, że to temat pełen spoilerów, więc małe ostrzeżenie "spoiler" przed wypowiedzią, gdyby takich Katarnów było więcej, wystarczy. Ciągłe podkreślanie tekstu, doprowadza mnie do szału.

o, wiadomo, że spoiler:

Uważam, że postać Snape'a została bardzo dobrze nakreślona w tym tomie. Harry zawsze widział, co chciał widzieć, a teraz zobaczyliśmy prawdziwego Severusa. Przecież wiemy jaki był jego stosunek do Pottera, jak go nienawidził. Po co tego więcej? Ale w chwili śmierci obnażył się przed nim zupełnie, Harry widział najcenniejse i najbardziej prywatne i upokarzające momenty z jego życia. "Look at me", zobacz jaki byłem naprawdę i nie osądzaj mnie. Uwierz i wykonaj zadanie. Myślę, że żadne słowa by nie przekonały Harry'ego o pójciu jak owieczka na rzeź, jak te wspomnienia. Uspokoiły jego serce, napełniły determinacją. Bo osąbą, która poświęciła się najbardziej, był Snape. Gdyby było w tej częsci jego więcej, nie dałoby się zachować o nim tajemnicy.

Jeżeli chodzi o rodzicow Hermiony mam mieszane uczucia. Może wzruszyłabym się bardziej jej decyzją, gdyby pańswto Granger częściej się w poprzednich częsciach pojawiali.

Napisany przez: Katon 24.07.2007 13:40

Rany, jak niby miałby wyglądać pojedynek Pottera z Voldemortem? Czego wyście ludzie oczekiwali? Nie mieści mi się w głowie rozczarowanie akurat tym fragmentem.

Napisany przez: hazel 24.07.2007 13:56

Wedlug mnie nie można się było spodziewac niczego innego niz takiego pojedynku miedzy Harrym a Voldemortem. Nie wyobrażam sobie Pottera sypiącego setkami czarnomagicznych zaklęć, czy rzucającego na Voldiego Avadę. Nie. jesli Harry miał zabic, to tylko w taki sposób, w jaki to się stało - odbijając zaklęcie, które było przeznaczone dla niego. Nie po to przecież Rowling tak podkreslała wartość niewinności i poszanowania dla ludzkiego życia, by w koncu kazać Harry'emu zabijać z zimną krwią (nawet w samoobronie, czy obronie przyjaciół).

Napisany przez: Katon 24.07.2007 13:59

Hazel is perfectly right. Potter nie umie zabijać. Nie chce nawet chcieć. Jest gotowy zabić Voldemorta, ale to wyjątek. Zresztą nawet jemu przedstawia (wiadomo, że w sumie pro forma) cień szansy na odkupienie. Dobry chłopak z tego Harry'ego. Bohater i everyman zarazem. Udał się jej cholernie, dopiero teraz to widać wyraźnie.

Napisany przez: Zwodnik 24.07.2007 15:59

QUOTE
Ale pracować też musieli. Chociaż byli strasznie młodzi! 21 lat w chwili śmierci.


Może niekoniecznie ? Nie sądzę wprawdzie, żeby mieli zamiar "żyć z procentów" ale mimo wszystko ich fortuna pozawalała im nie rzucać się na pracę od razu po ukończeniu szkoły. Zwróć też uwagę, że jak to zostało wspomniane w VII tomie, na porządku dziennym było wyjeżdżanie w długa podróż po świecie po ukończeniu Hogwartu. Można by bronić takiego podejścia, ohciaż też spodziewałem się znaleźć tę informację.

@Katon. Zabijać nie umie. Nie tylko on zresztą. I bardzo dobrze. Ale jednak Imperio wykorzystuje jako narzędzie a i Cruciatus, i to skuteczny, się pojawił. Wychodzi na to, że przynajmniej te 2 niewybaczalne nie są jednak jakimś mistycznym złem same w sobie.

Napisany przez: hazel 24.07.2007 16:32

Tez mi to na początku zazgrzytało. Ale jednak jest ogromna przepaśc pomiędzy Cruciatusem i Imperiusem a Avadą. Pierwsze dwa nie mają skutków stałych.

Myslę, że użycie przez Harry'ego Zaklęć Niewybaczalnych posłuzyło jako obraz jego desperacji. Bo to tez widać w książce - desperację. Żadne z Trójcy nie jest już tak optymistycznie nastawione jak do tej pory.

Napisany przez: Pszczola 24.07.2007 19:33

Bodajże w IV części dane było do zrozumienia, że czasami i członkowie Zakonu uciekali się do użycia zaklęć niewybaczalnych. Wtedy to oburzało, a teraz? Zauważcie reakcję McGonagall. Nie dość, że nie skarciła Harry'ego, sama za chwilę użyła Imperio. Bohaterowie nie są papierowi, mają uczucia. Nie wierzę, że potrafiliby się powstrzymać od używania takich zaklęć. Zresztą nie jest łatwo inaczej przeciwstawiać się ludziom, którzy właśnie do takich środków się uciakają. Najważniejsze, że gardzą Avadą.

Ostra wymiana zdań na oczach setek, okrążanie się, równy przeciw równemu. Czego więcej chcieć od pojedynku? I to, że obaj użyli tych samych zaklęć! Mnie się takie rozwiązanie bardzo podobało.

Czego jeszcze mi brakowało? Eliksirów. Poprzednia część, wiedza zdoyta przez Harry'ego, a nawet na początku VII tomu Potter bierze w podróż zestaw do przyrządzania eliksirów... Spodziewałam się, że Harry będzie zmuszony do zademonstrowania swoich zdolności w jakiejś zagrażającej życiu sytuacji,a tu nic. Wiem, że Harry nie może się równać Voldemortowi, ale choćby fakt, że to jego różdżka zapamiętała jakieś zaklęcie, przeszkadza. Cóż, na upartego można powiedzieć, że to Harry tak naprawdę wykonał zaklęcie, bo zaklęcie nie było jego... wynalazkiem, ale za to wypłynęło z jego serca (owa determinacja, o której mówił Dumbledore). Wolałabym jednak, żeby choć raz Harry okazał się w czymś lepszy od Hermiony! Patronus i jego zdolności w DADA jakoś mi nie wystarczają. Każdy lubi, kiedy ich bohater przejawia ponadprzeciętne zdolności, prawda?

Napisany przez: anagda 24.07.2007 19:50

No, może z tym pojedynkiem przesadzam. Ale zobaczymy jak to opisze Polkowski...


Mi zabrakło jakby dokończenia drobnych wątków, nawet rozpoczętych w VII tomie. Na przykład śmierć Tonks i Lupina. Ot tak ich zobaczył i koniec. Nie mówię, że miał płakać czy co tam, ale parę słów więcej by się przydał. Podobnie nie wiadomo co się potem tak na dobrą sprawę stało z Teddym (a tak na marginesie, mam nadzieję, że Polkowski nie przetłumaczy jego imienia....).

Tak samo nie do końca wyjaśniona sprawa Freda. No wiemy jak zginął, ale też żadnego słowa więcej.

Parę takich drobnostek, które nie tyle co MUSZA, co mogłby zostać nieco rozwinięte. Choć o te pare zdań.

Napisany przez: Pszczola 24.07.2007 19:55

Ale gdyby Rowling opisała śmierci rzeczonych, trochę by było ich za dużo w momencie użycia drugiego Hallowsa. Matko, on nawet z nieboszczkiem rozmawiał i przeprosił! Mnie więcej opisów nie było potrzebnych. I tak ryczałam jak głupia.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 24.07.2007 22:21

QUOTE(Pszczola @ 24.07.2007 19:33)
Najważniejsze, że gardzą Avadą.


Ja lubię Avadę cry.gif
Nie mówcie tak o nim! mad.gif

Napisany przez: hazel 25.07.2007 02:19

Ja też lubię Avadę.

BTW, powiedz mu, żeby mi jutro puścił sygnał, bo coś mi PMki szwankują, dostaję tylko temat sam, bez treści, a musze z nim pogadać, a wieści mam nienajlepsze.

Napisany przez: Pszczola 25.07.2007 02:37

Sorry, magiczny świat gardzi Kadavrą!

Dobra, koniec offtopów.

Napisany przez: owczarnia 25.07.2007 09:29

QUOTE(Pszczola @ 23.07.2007 17:54)
Druga rzecz: magiczne przedmioty czterech założycieli Hogwartu. Jakie są właściwości miecza Gryffindora z grubsza wiemy, dowiedzieliśmy się też, jaką funkcję spełniał diadem Ravenclow. Spodziewałam się jednak, że Harry po pozbyciu się kolejnych Horcruxów, będzie mógł korzystać w podróży z magicznych właściwości medalionu Slytherina czy kielicha Hufflepuff. Tymczasem nie dowiedzieliśmy się nawet dlaczego przedmioty te były tak cenne, ani dlaczego warto je mieć.
*


Wic polegał na tym - co było dość dokładnie wyjaśnione w szóstym tomie - że były one cenne (poza oczywistą wartością historyczną i magiczną) dla Voldemorta. Podkreślały jego obsesję władzy, władzy nad magią, nad Hogwartem. Założyciele Hogwartu to był ktoś. I dlatego tak mu się to podobało.

Każdy magiczny przedmiot ma jakieś właściwości, kielich i medalion też zapewne miały takowe. Ale w świecie magii ich wartość stanowił przede wszystkim sam fakt, do kogo należały, oraz to, jak były stare.

Napisany przez: micheleone 25.07.2007 10:38

Ciekawe co stanie się ze śmierciożercami. Właściwie powinni dostać dożywocie, ale przecież Draco po 19 latach w najlepsze przechadza się po peronie 9 i 3/4. No, może on dostał krótszy wyrok. A Lucjusz, a Bellatrix, żeby wspomnieć o najprominentniejszych?

Napisany przez: owczarnia 25.07.2007 10:40

Myślę, że do tego byłoby dobrze najpierw przeczytać książkę...

Napisany przez: anagda 25.07.2007 11:31

No ale przecież w internecie jest zaledwie siedem rozdziałów tongue.gif laugh.gif

Napisany przez: hazel 25.07.2007 13:49

I epilog.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 25.07.2007 13:58

Tak swoją drogą, skoro mamy już przyobiecaną encyklopedię, zdaje się, że będzie ona zawierać "rozszerzony" epilog (którego pragnął m.in. Katon). Nie wiem, czy mnie to cieszy. Jakoś przyjemniej mi ze świadomością, że nie wiem, co się stało z resztą. Zanim wyjdzie encyklopedia, każdy będzie miał już własne wizje tego, jak potoczyły się dalsze losy bohaterów - i te wyobrażenia nowa książka zniszczy.

Nie brakuje mi tych informacji, których w epilogu nie było.

Napisany przez: Pszczola 25.07.2007 14:54

Dlaczego encyklopedia miałaby zawierać te informacje? Mnie również nie brakuje rozszerzonego epilogu. Encyklopedia to encyklopedia. Oprócz Pottera i może kilku jego znajomych, którzy pomogli w pokonaniu Voldemorta, nikt inny zapewne nie dorobił się własnego wpisu.

Owczarnio, rozumiem dlaczego Voldemort cenił te przedmioty, ale ponoć miały one wielką moc same w sobie, więc szkoda, że nie było nam dane, poznać ich właściwości.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 25.07.2007 15:22

Z powodu http://today.msnbc.msn.com/id/19935372/ artykułu zapowiadającego powstanie encyklopedii.
Cytat:

QUOTE
The encyclopedia would include back stories of characters she has already written but had to cut for the sake of narrative arc (“I've said before that Dean Thomas had a much more interesting history than ever appeared in the books”), as well as details about the characters who survive “Deathly Hallows,” characters who continue to live on in Rowling’s mind in a clearly defined magical world.

Hogwarts, for example, has a new headmaster (“McGonagall was really getting on a bit”), and Rowling said she can see Harry going back to give the “odd talk” on Defense Against the Dark Arts. That class, by the way, is now led by a permanent professor, since Voldemort’s death broke the jinx that didn’t allow a teacher to remain in the position for more than a year.

Wygląda na to, że przynajmniej coś na kształt "rozszerzonego epilogu" dostaniemy.

Napisany przez: Pszczola 25.07.2007 15:49

O nie! Nie, nie, nie, nie! Niech ona mi tego nie robi! Dobra, z chęcią powitam tę encyklopedię, jeżeli autorka nie wyjawi zbyt wiele z przyszłości bohaterów! Ja już zaczęłam sobie układać ich dalsze losy sama!

BTW, ciekawe, czy Lunie trafi się Dean? XP Ale to też wolę sama sobie wyobrazić!

Napisany przez: Firm 25.07.2007 16:20

Nie ma co sie martwić wink2.gif To tylko taki dodatek przecież będzie wink2.gif I będzie się miło czytało...

-Nastawiłem się bardziej na wyjaśnienie pochodzenie Harry'ego niby wiemy ale mało i niby lepiej tak ale zżera mnie ciekawość....ciekaw byłem dlaczego Jo omijała opis mugolskich dziadków Harry'ego na peronie 9 i 3/4 gdy po raz pierwszy Lilly wybierała się do Hogwartu...

Napisany przez: Katon 25.07.2007 20:25

QUOTE(Zwodnik @ 24.07.2007 15:59)
@Katon. Zabijać nie umie. Nie tylko on zresztą. I bardzo dobrze. Ale jednak Imperio wykorzystuje jako narzędzie a i Cruciatus, i to skuteczny, się pojawił. Wychodzi na to, że przynajmniej te 2 niewybaczalne nie są jednak jakimś mistycznym złem same w sobie.
*



Cóż. Wiedz Zwodniku, że Katon umie przyznać się do błędu. Nie żeby mi się moja koncepcja nie podobała bardziej, ale muszę się zgodzić, że sprawa wygląda inaczej.

Chyba jestem jednym z nielicznych, których cieszy rozszerzenie pewnych wątków. Jestem RADYKALNYM przeciwnikiem jakiegoś ósmego tomu. Ale to co innego. Powiem szczerze - mam w dupie fanfiki. Zwykle są słabe, pretensjonalne i wiejskie. Nie chcę zostawiać McGonagall na wieczną pastwę dziatwy. Nie chcę zwartwychwstającego Freda. To są bohaterowie Rowling i chętnie o nich usłyszę jeszcze raz kilka zdań. Swoją drogą, brakowało mi w zakończeniu pewnego dania satysfakcji. Nie dano nam popłakać nad Fredem i odczuć satysfakcję czytając o śmierci Fenrira czy upadku Umbridge. Ja wiem, że wszyscy wiedzą, że to się stało. Ale należało nam się wszystkim przeczytanie tego. I nie mówcie, że gardzicie taką satysfakcją. Każdy zdrowy człowiek jej potrzebuje.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 25.07.2007 21:21

Owszem, ale trudno przewidzieć, jak dużo w owej encyklopedii powie nam Rowling. Pal licho fanfiki, ale ja już mam przynajmniej kilka wyobrażeń o dalszych losach bohaterów i nie chcę, by mi to niszczono.
Boję się też, że może powstać swoisty rozłam, jak w islamie (sunnici i szyici) - część osób już "nie uznaje" epilogu, a jeszcze więcej może nie uznać owej encyklopedii. Będzie dziwnie.

QUOTE
ciekaw byłem dlaczego Jo omijała opis mugolskich dziadków Harry'ego na peronie 9 i 3/4 gdy po raz pierwszy Lilly wybierała się do Hogwartu...

Bo nie chciała odwracać tymi dziadkami naszej uwagi od reszty sceny.

Napisany przez: Zwodnik 25.07.2007 21:25

QUOTE(Katon @ 25.07.2007 19:25)
Cóż. Wiedz Zwodniku, że Katon umie przyznać się do błędu.


W to nigdy nie wątpiłem. I bynajmniej nie było moją intencją wytykanie Ci pomyłki, bo sam się pośliznąłem znacznie mocniej smile.gif

QUOTE(Katon @ 25.07.2007 19:25)
Chyba jestem jednym z nielicznych, których cieszy rozszerzenie pewnych wątków. Jestem RADYKALNYM przeciwnikiem jakiegoś ósmego tomu. Ale to co innego. Powiem szczerze - mam w dupie fanfiki. Zwykle są słabe, pretensjonalne i wiejskie. Nie chcę zostawiać McGonagall na wieczną pastwę dziatwy. Nie chcę zwartwychwstającego Freda.  To są bohaterowie Rowling i chętnie o nich usłyszę jeszcze raz kilka zdań. Swoją drogą, brakowało mi w zakończeniu pewnego dania satysfakcji. Nie dano nam popłakać nad Fredem i odczuć satysfakcję czytając o śmierci Fenrira czy upadku Umbridge. Ja wiem, że wszyscy wiedzą, że to się stało. Ale należało nam się wszystkim przeczytanie tego. I nie mówcie, że gardzicie taką satysfakcją. Każdy zdrowy człowiek jej potrzebuje.
*



Nic, tylko się podpisać obiema ręcami. Dodałbym tylko, że zupełnie nie rozumiem twierdzeń, że dobrze jest jak jest, bo taki wyczerpujący i dokładny epilog byłby "kiczowaty".

Napisany przez: anagda 25.07.2007 21:26

QUOTE
To są bohaterowie Rowling i chętnie o nich usłyszę jeszcze raz kilka zdań. Swoją drogą, brakowało mi w zakończeniu pewnego dania satysfakcji. Nie dano nam popłakać nad Fredem i odczuć satysfakcję czytając o śmierci Fenrira czy upadku Umbridge. Ja wiem, że wszyscy wiedzą, że to się stało. Ale należało nam się wszystkim przeczytanie tego. I nie mówcie, że gardzicie taką satysfakcją. Każdy zdrowy człowiek jej potrzebuje.


O. I o to mi chodziło, pisząc, że wiele takich drobnych wątków po prostu się pojawiło i natychmiast znikło. A przydałoby się choć parę zdań rozszerzenia. To ktoś od razu na mnie skoczył.... dry.gif

Napisany przez: PrZeMeK Z. 25.07.2007 21:35

Z całym szacunkiem, Anagdo, nie zauważyłem, by ktoś na ciebie naskoczył.

QUOTE
Dodałbym tylko, że zupełnie nie rozumiem twierdzeń, że dobrze jest jak jest, bo taki wyczerpujący i dokładny epilog byłby "kiczowaty".

Nie byłby kiczowaty, tylko zabrałby nam możliwość wyobrażenia sobie, co jest dalej. Zresztą skoro Rowling uznała, że w epilogu ma być tylko tyle, ile w nim napisała, to chyba wiedziała, jakie kwestie chce zostawić otwartymi.

Oczywiście, mógłbym po prostu owej encyklopedii nie czytać. Ale to żaden argument. Kanon to kanon.

Napisany przez: Pszczola 25.07.2007 21:50

Ale przyznaj, że prawdopodobieństwo wpadnięcia w kicz jest tu znacznie wyższe.

Cóż, ja nie czerpię dzikiej przyjemności z upadku innych. Jak sobię wyobrażę, gdzie teraz jest dusza Riddle'a ... Umbridge nie jest warta dalszych opisów.

Zastanawiam się, czy Bellatrix zginęła, czy tylko została pokonana?

Napisany przez: PrZeMeK Z. 25.07.2007 21:55

Wnioskując z fragmentu:

QUOTE
Jets of light flew from both wands, the floor around the witches' feet became hot and cracked; both women were fighting to kill.

powiedziałbym, że raczej nie żyje. Pani Weasley niekoniecznie musiała użyć Avady. Są inne klątwy.

Napisany przez: Pszczola 25.07.2007 22:02

Wiem, wiem. Do tego ten arogancki śmiech. Ha, pani Weasley i jej myśli. Co czuła podczas pojedynku? Chciała Bellatrix pokonać, nawet jeśli w obronie będzie musiała posłać ją na tamten świat, czy podjęła pojedynek z postanowieniem pozbawienia jej życia? Chyba sami musimy sobie na to odpowiedzieć.

Napisany przez: Katon 25.07.2007 22:18

Ej no. Ja jestem ostrym moralistą, ale tu protestuje. Molly ruszyła do walki po to i po to. I myślę, że nie miała nic przeciwko zabiciu Bellatrix. Sorry, ale ja też bym nie miał. Myślę, że jest martwa. Avada zabija smoistnie. Ale inne zaklęcia mogą zabijać porzez efekty. Zaklęcie podpalające mogłoby spalić na śmierć, a paraliżujące trafione w serce spowodować ustanie akcji czy coś. Podczas pościgu za siedmioma Potterami Kingsley bez żenady mówił, że kogoś zabił. Myślę, że nie Avadą. Zrzucił z miotły, albo coś. Ale z intencją raczej ostateczną. Tam trwała wojna. Nie bulwersuje mnie zabijanie.

Umbridge jest warta wspomnienia, bo była postacią GIGANTYCZNĄ w piątym tomie. Gdyby nie wróciła w siódmym byłoby ok - można by uznać jej wątek za zamknięty (jak Gilderoya Lockharta - btw, miałem cichą jak myszka nadzieję, że się pojawi i zagra jaką rolę =). Ale skoro już oglądamy ją znowu to z przyczyn fabularnych ten wątek domagał się klamry. Jej brak nie jestdużym problemem, ale wzbudza we mnie dyskomfort.

Dusza Riddle'a... Cóż. Ładna alegoria piekła. Nikt nie potępia. Ale do piekła można wtrącić się samemu.

Napisany przez: anagda 25.07.2007 22:58

QUOTE
Z całym szacunkiem, Anagdo, nie zauważyłem, by ktoś na ciebie naskoczył.


Sory... Już mi sie fora pomyliły :/

Napisany przez: Katon 25.07.2007 23:01

Drobiazg mam. Ale jednak zawsze mnie delikatnie irytował. I nie jest to przytyk do książki. Niby o filmach mieliśmy nie gadać, ale Snape w pierwszym tomie ma 31 lat (sic!), a Syriusz w momencie śmierci jakieś 36. A w filmie same dziady...

Napisany przez: Pszczola 25.07.2007 23:11

Do piekła zawsze wtrąca się samemu.

Pod względem fabularnym śmierć tu i tam jest jak najbardziej uzasadniona. Iluż pozytywnych bohaterów było zmuszonych do zabijania i ich nie potępiamy? Co nie musi znaczyć, że się z ich czynami zgadzam. Łatwo mi się wypowiadać, nie będąc w skórze np. takiej Molly Weasley, ale nie zabijaj, to nie zabijaj. Morduj raczej (czego się nie można innej fantastyki dowiedzieć, tudzież lekcji religii). W czasie wojny/walki chronisz życie własne i twoich najbliższych (tutaj matka broni córkę), bo ktoś właśnie chce na tobie/innych zabójstwa dokonać. Ale tylko pani Weasley może sobie odpowiedzieć na pytanie ile w jej działaniach było konieczności, a ile chęci zemszczenia się.
Jeszcze jeden powód by ten tom trzymać z dala od siedmiolatków.
Scena walki pani Weasley z Bellatrix bardzo mi się spodobała.

Edit: Hehe, dziady straszne, ale szczerze, dwudziestolatkowie też mnie w pewne zakłopotanie wprowadzają. Brr... Harry mógłby być moim synem! Poza tym za nic nie zamianiłabym Rickmana w roli Snape'a.

Napisany przez: anagda 25.07.2007 23:53

QUOTE(Katon @ 26.07.2007 00:01)
Drobiazg mam. Ale jednak zawsze mnie delikatnie irytował. I nie jest to przytyk do książki. Niby o filmach mieliśmy nie gadać, ale Snape w pierwszym tomie ma 31 lat (sic!), a Syriusz w momencie śmierci jakieś 36. A w filmie same dziady...
*



Hehehe.... Ale przecież Rickman nie wygląda na 61 lat...?tongue.gif

Napisany przez: Pszczola 26.07.2007 00:11

Szczerze? On zawsze wyglądał tak samo. Ale za to dobrze ;).

Rowling lubi młode pary, prawda? Dobrze, że chociaż Lupin wyłamał się regule.

Napisany przez: owczarnia 26.07.2007 00:17

No właśnie co do Lupina to ja mam strasznie mieszane uczucia odkąd się dowiedziałam, że on wcale nie był przeznaczony do odstrzału... Zginął, bo Rowling postanowiła darować życie panu Weasleyowi sad.gif. Nie żebym nie lubiła pana Weasleya, ale... no.

QUOTE(PrZeMeK Z. @ 25.07.2007 21:55)
Wnioskując z fragmentu:
QUOTE
Jets of light flew from both wands, the floor around the witches' feet became hot and cracked; both women were fighting to kill.

powiedziałbym, że raczej nie żyje. Pani Weasley niekoniecznie musiała użyć Avady. Są inne klątwy.
*


Do tego dodaj jeszcze refleksję Harry'ego, który "dokładnie wiedział co się stanie, zanim to nastąpiło" (z głowy piszę, nie chce mi się lecieć po książkę, ale sens na pewno był właśnie taki), bo w identyczny sposób, włącznie ze śmiechem, zginął Syriusz.

Napisany przez: Pszczola 26.07.2007 00:37

Zaraz, zaraz... Pana Weasleya oszczędzono, co nie znaczy, że śmierć Lupina nie była planowana.

QUOTE
One of the big stories that has been floating among fans for more than a year is that one character gets a reprieve from death, while two others Rowling didn’t intend to kill end up dying in “Deathly Hallows.”

“Mr. Weasley, he was the person who got a reprieve,” Rowling said. “When I sketched out the books, Mr. Weasley was due to die in Book 5.”

Instead, another father dies in the end of Book 7.


Rowling mówi o Weasleyu, ale to już autorka tekstu pisze o "innym ojcu". Nie sądzę, by słówko "instead" oznaczało, że Lupin ginie zamiast Artura. Raczej podkreśla fakt, że mimo wszystko inny ojciec rodziny traci życie w VII tomie. Zresztą Weasley miał zejść z tego świata w tomie V, więc nie było fabularnej potrzeby, aby wykańczać Lupina dwa tomy póżniej. Zauważ, że Lupin pojawia się u boku Harry'ego razem z rodzicami i Syriuszem. To chyba też było planowane? Bo jeżeli nie, ciężko się obrażę. Tak bardzo go lubiłam, a teraz, kiedy wreszcie odnalazł szczęście, musiał zostawić syna samego... Przynajmniej odszedł z Tonks. Jej też bardzo mi szkoda.
Jeżeli miałabym wybierać między Lupinem a Weasleyem, wybrałabym Lupina. Przynajmniej jeden z tych, którzy byli w roczniku z Potterami by przeżył. Ach, Severus Snape! Jednak znowu zaczęłam serię czytać od pierwszego tomu i mimo że domyślałam się prawdy, dopiero teraz widzę wszytskie jego czyny w innym świetle. Idę popaść w otchłań rozpaczy.

Napisany przez: Katon 26.07.2007 00:40

O nie. Cały rocznik 60 musiał umrzeć. To było ważne i potrzebne. Lupina szkoda wielce, ale z punktu widzenia fabuły 'dobrze, że umarł'.

Napisany przez: Pszczola 26.07.2007 00:52

Z ciężkim sercem, ale muszę się z Tobą zgodzić.

Heh, pamiętam jak się zastanawialiśmy, jakim cudem Potter bywał u Evansów, skoro dopiero w ich ostatnim roku zeszli się z Lily. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić ciotkę Petunię w roli znajomej Snape'a (bo jakby na to nie patrzeć, byli "kolegami").

Kurcze, dlaczego w tej części nie było hogwarckiego cmentarza? Tak się napliłam na ten cmentarz!

Napisany przez: owczarnia 26.07.2007 01:59

No może macie rację. Ale w końcu była mowa też o dwóch postaciach nie planowanych wcześniej do odstrzału, które jednak w końcu zginęły. Kogo obstawiacie?

Napisany przez: Pszczola 26.07.2007 03:22

Dobby? Ale nie, bo jego śmierć spowodowała przemianę, itd.

Może Fred zginął zamiast ojca? Tonks? Ale nie, bo jak mały Ted zostaje sierotą, a Harry ojcem chrzestnym, powtarza się schemat Harry, Syriusz i ładnie to wygląda.

Muszę przeczytać tę książkę jeszcze raz i zadecydować. A mamy z czego wybierać, obawiam się.

Napisany przez: anagda 26.07.2007 11:35

Myślę, że Zgredek był zaplanowany. Harry traci wszystkich, na których mu najbardziej zależy (prócz Ginny i R&H). Zgredek mi akurat tu jaknajbardziej pasuje. Bo późniejsza fabuła też jest nieco z jego śmiercią związana. Jak Harry podjął decyzję kopiąc jego grób.

Może Fred właśnie...Albo Moody?

Napisany przez: owczarnia 26.07.2007 11:50

Moim pierwszym typem jest Colin Creevey, drugim Fred. Zgredek na pewno nie.


Napisany przez: anagda 26.07.2007 12:18

Colin to myślę, że taki "wypadek przy pracy". W końcu żadna wążniejsza postać...

Napisany przez: owczarnia 26.07.2007 12:23

No ale z czegoś te dwie postacie co nie miały pierwotnie kopnąć w kalendarz trzeba wytypować, jak rany!

Napisany przez: owczarnia 26.07.2007 13:57

Proszę bardzo, wszystkie malkontenty mają szansę dla siebie! 30 lipca będzie miał miejsce chat z Rowling, http://livechat.bloomsbury.com/index.php można już od dziś zgłaszać swoje pytania do niej smile.gif.

Napisany przez: Pszczola 26.07.2007 14:25

Kurcze, muszę się zastanowić. Jak nie każą się pytać, ma się głowę pełną pomysłów, jak każą, nagła pustka.

Napisany przez: Ginnusia 26.07.2007 16:43

http://www.msnbc.msn.com/id/19959323/

Tu jest uzupełnienie VII tomu, prosto od JKR. smile.gif Bardzo ciekawe.

Napisany przez: Katarn90 26.07.2007 16:57

mógłby ktoś przetłumaczyć albo przytoczyć ogólny sens co ciekawszych kawałków? z góry dzięki

Napisany przez: Pszczola 26.07.2007 16:58

Cóż, a jednak dopowiedziała ich przyszłości ;/. Ale szczerze, dla Harry'ego i Rona nie widać było innej przyszłości. Założę się, że w przyszłości Hermiona zostanie Ministrem Magii ;P.

A mówiłam! Neville jest idealny dla Luny! Loony i spokojny Neville.

Szkoda mi McGonagall. Ale może zanim ten nowy dyrektor się pojawił, była przez jakiś czas szefem? Minevra rlz.

Spodziewałam się, że Victoria jest córką Billa i Fleur. Rozumiem, że dziewczyna nie ma wilczych skłonności? Ani Ted? A jeżeli mają, to co wyjdzie z ich dzieci? O_o

Napisany przez: Ginnusia 26.07.2007 17:32

Czyli taki:
- w pierwszej wersji epilogu miała być dokładna rozpiska, kto kiedy urodził które dziecko i jak je nazwał, ale JKR się odechciało
- Harry i Ginny stworzyli swoim dzieciom szczęsliwy i spokojny dom,jakiego Harry nigdy nie miał
- Harry i Ron pracowali w departamencie aurorów w ministerstwie, Harry w epilog jest szefem tego departamentu
- zrewolucjonizowali pracę tego departamentu
- Hermiona ma wysokie stanowisko w departamencie stanowienia magicznego prawa
- Trio przemieniło ministerstwo w sensowne miejsce i "stworzyło nowy świat"
- Luna jeździ po świecie i kontynuuje badania nad dziwnymi stworzeniami, JKR wierzy w jej sukces
- być może Luna jest z Nevillem
- nie ma ratunku dla rodziców Neville'a
- babcia w końcu zaakceptowała Neville'a takim, jakim jest
- nie ma już klątwy wiszącej na nauczycielami OPCMu.

Chyba wszystko. smile.gif Nie ma tu nic o Ginny, czyżby została kurą domową?

Napisany przez: voldzia 26.07.2007 18:58

Szkoda, że Rowling nie podała wszystkich imion, chociażby teraz, jako uzupełnienie. Chętnie dowiedziałabym się, komu jeszcze Potterowie oddali cześć, nazywając jego imieniem dzieci. Bardzo wzruszający był dla mnie fragment:

QUOTE
Albus Severus (...), you were named for two headmasters od Hogwarts. One od them was a Slytherin and he was probably the brevest man I ever knew. Zupełnie się tego niespodziewałam.



No ale dobra, dodam coś odbiegając od ogólnego tematu, ale lepszego chyba nie ma do tego, co chciałam powiedzieć, bo dotyczy to mojego zawodu VII częścią (o czym po części jest ten temat), a raczej tym, jakich niedomyślnych idiotów Rowling zrobiła z bohaterów.

Harry i towarzysze, którzy muszą pogadać z Phineasem (?) żeby się domyślić, do czego może służyć miecz; Hermiona, która tak po prostu postanawia wyczarować kwiatki, zapominając o tym, jakie to niebezpieczne; Harry, który potrzebuje tak wiele czasu, żeby zrozumieć, że Voldemort szuka właśnie Eldest Wand. Później Voldemort (ale także Harry, Ron i Hermiona, chociaż oni mają usprawiedliwienie, bo powątpiewali w prawdziwość opowieści), który potrzebuje tyle czasu, żeby zorientować się, gdzie leży różdżka i kto był poprzednim właścicielem; Hermiona, która jest pod wrażeniem, że Ron wpadl na oczywisty i banalny pomysł wykorzystania kła bazyliszka do rozwalania horcruxów i wiele, wiele innych rzeczy (jak np to, że Hermiona, zapewne najniższa z nich, miała miejsce w środku peleryny i jak to, że Harry nie ugryzł się w język w namiocie. W ogóle moim zdaniem najrozsądniej zrobiliby gdyby mieli zawsze przy sobie Eliksir Wielosokowy i Felix Felicis)

Napisany przez: Ginnusia 26.07.2007 19:41

Gdyby bohaterowie z miejsca wiedzieliby wszystko, nie byłoby sensu pisania powieści. BTW dlaczego wyczarowanie kwiatków było niezbepieczne?

Napisany przez: voldzia 26.07.2007 19:52

No ekstra, to wspaniały powód, żeby uczynić z nich idiotów, by później na końcu okazali się światli i domyślni. Nie sądzę, by jakiś czytelnik nie zrozumiał od razu, dlaczego Dumbledore przepisał im miecz, jakiej Vold szuka różdżki (zaraz po poznaniu opowieści) itd. natomiast wiedząca wszystko Hermiona i inteligentny Voldemort nie wiedzieli takich banalnych rzeczy, które nasuwają się same sekundę po przeczytaniu.

Dlaczego było niebezpieczne? Dziwne pytanie. Dwoje ludzi, którzy biorą z powietrza kwiatki i kładą je na grobie Potterów w miejscu, w którym Potter był bardzo wyczekiwaną przez Voldemorta postacią, jak podejrzewała Hermiona, na pewno nie wzbudziliby niczyich podejrzeń.

Napisany przez: Pszczola 26.07.2007 22:19

No właśnie dlatego, że my się domyślamy czegoś w sekundę po przeczytaniu, bohaterowie w realnym świecie muszą wszystko przemyśleć. Jakby się z nimi zamienić, tak łatwo na pomysły by się nie wpadało.
I nie sądzę, że to kwiaty naprowadziły Nagini na Harry'ego, a raczej ich wizyta w zrujnowanym domu Potterów.

Napisany przez: voldzia 26.07.2007 22:58

W takim razie co ruszało się w krzakach, Twoim zdaniem? wiewiórka?

Nigdy nie będę na ich miejscu, ale nie sądzę, by wpadnięcie na pomysł, że miecz służy do rozwalania horcruxów zajął mi tyle czasu. To samo z resztą przykładów.

edit: Zresztą jak Nagini miałaby ich zobaczyć, skoro byli pod peleryną? No, chyba że jako wąż miała jakieś nieludzkie cechy sprzyjające rozpoznawaniu ludzi w inny sposób, niż wzrokiem, ale jak w takim razie udałoby jej się poruszać w ciemnosciach?

Napisany przez: PrZeMeK Z. 26.07.2007 23:15

Węże wyczuwają świat głównie węchem.
A Voldemort podejrzewał, że Harry odwiedzi Dolinę Godrika, więc i tak by go tam dopadł.

Swoją drogą, dziwne macie chwilami zarzuty.

Jeśli chodzi o "rozszerzony epilog", chciałem tylko wiedzieć, co z Luną. Cieszę się, że okazało się, co się okazało.

Napisany przez: owczarnia 27.07.2007 00:05

QUOTE(owczarnia @ 26.07.2007 00:17)
No właśnie co do Lupina to ja mam strasznie mieszane uczucia odkąd się dowiedziałam, że on wcale nie był przeznaczony do odstrzału... Zginął, bo Rowling postanowiła darować życie panu Weasleyowi sad.gif. Nie żebym nie lubiła pana Weasleya, ale... no.
*


No i proszę...

QUOTE(J.K. Rowling)
"Lupin and Tonks were two who were killed who I had intended to keep alive. … It's like an exchange of hostages, isn't it? And I kept Mr. Weasley (Ron's father) alive. He was slated to die in the very, very original draft of the story."

http://www.usatoday.com/life/books/news/2007-07-25-harry-potter-spoilers_N.htm

Napisany przez: voldzia 27.07.2007 01:33

Zgadza się, że węchem, ale ciężko mi ocenić, czy wąż, stojąc wyprostowany, z kiepsko rozwiniętym zmysłem wzroku, mógłby wejść po schodach. Coś tu się kupy nie trzyma i myślę, że nie ma czego tutaj drążyć. Nagini w książce miała ludzkie zmysły. nie wiem, w jaki sposób została zamieniona w człowieka, ale np. czarodzieje po wypiciu E. Wielosokowego przejmują zmysły osoby, w którą się zamienili. Być może podobnie było z Nagini, w jakikolwiek sposób udało się ją zmienić w staruszkę, której nazwiska nie będę próowała napisać wink2.gif.

Moim zdaniem moje zarzuty są słuszne. Nie lubię, jak scharakteryzowana bezpośrednio przez autora postać przy charakterystyce pośredniej okazuje się zupełnie inna, albo jak przez długi, długi czas postać jest konkretnie charakteryzowana, dzięki czemu postrzegam ją tak, a nie inaczej, a pod koniec okazuje się, że robi coś zupełnie sprzecznie z dotychczasową charakterystyką. Tak samo, jak nie byłabym zadowolona, gdyby Hagrid zaczął mówić literackim językiem, Snape stałby się wylewny, a Draco Malfoy zacząłby podrywać Hermionę.

Napisany przez: hazel 27.07.2007 01:45

Hehe, to nie polecam czytać fanfików, bo w większości występuje przynajmniej jeden z tych elementów. Ewentualnie występują krzyżówki typu: Snape podrywający Hermionę, czy Draco mówiący językiem literackim poematy na cześć Hagrida.

Co do Nagini - była niejako steroana przez Voldemorta, miał z nią stały kontakt (dosłownie) duchowy, więc nie widzę problemu, że przemieniła się pod wpływem tej części magii, która w niej spoczywała.

Napisany przez: Pszczola 27.07.2007 01:54

Poza tym, że ciało pani Bagshot było naszprycowane czarną magią, której nawet doświadczony czarodziej nie byłby w stanie zrozumieć, myślę, że zwłoki mogły byłć kierowane na zasadzie Inferni. Hazel, zgadzam się. Poza tym Nagini miała w sobie część duszy Voldemorta i zapewne część jego zdolności (trochę jak w przypadku Harry'ego). I nie sądzę, by Nagini zamieniła się w człowieka, a raczej była to sprawka Voldemorta. Jej misją było oczekiwanie na Pottera.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 28.07.2007 00:15

Zastanawiałem się nad tym, dlaczego Voldemort uznał, że tylko on kiedykolwiek odkrył Pokój Życzeń i dlaczego ukrył tam horkruksa. Przecież tam były tysiące innych przedmiotów!
Wymyśliłem, że gdy Voldemort odnalazł pokój pełen ukrytych rzeczy, uznał, że pojawiły się one specjalnie po to, by mógł ukryć tam swojego horkruksa. Jestem skłonny w to uwierzyć, bo wiemy, jaki był arogancki i przekonany o własnej niezwykłości. Nie uznał nawet za stosowne użyć do ochrony horkruksa żadnych klątw, wierząc, że tylko on odkrył Pokój. (Poza tym, będąc w zamku tylko podczas krótkiej wizyty w sprawie rozmowy o pracę, nie miał na to zbyt wiele czasu).
Brzmi chyba prawdopodobnie.

Napisany przez: voldzia 28.07.2007 03:21

No, na pewno tak było. Nie sądzę, by jakiś pokój, choćby miał miliony półek i szafek, mógłby coś ukryć, gdyby nic w tych szafkach nie było. Swoją drogą, chętnie spędziłabym w takim pokoju trochę czasu... czytając te wsyzstkie książki i przeglądając wszystkie magiczne przedmioty o niesamowitych cehcach, które ludzie chcieli ukryć wink2.gif.

Napisany przez: Katon 28.07.2007 11:06

Hmmm. Arogancją Voldemorta musimy też wytłumaczyć fakt, że nigdy nie rozważał nawet możliwości, że Harry mógłby być horcruxem.

Napisany przez: Pszczola 28.07.2007 13:59

Sam Voldemort tak naprawdę mało o Horcruxach wiedział. Był pewny, że gdyby coś złego się z nimi działo, na pewno by to poczuł. Nie mówiąc już o tym, że przyzwyczaił się kierować Nagini, a Potterem sterować nie mógł. Ale żeby zignorować oczywiste połączenie ich umysłów? Zdolności Harry'ego np. wężoustość? Tak, był głupcem.

Napisany przez: hazel 28.07.2007 17:14

Ostatnio przyszła mi do głowy jeszcze jedna sprawa. Od dawna już pojawiały się pytania, dlaczego Slytherin jeszcze istnieje, skoro jest swoistą wylęgarnią śmierciożerców. Rowling, i nie tylko ona, odpowiadała, że to co widzimy, to świat widziany oczami Pottera, że nie wszyscy są źli, że to tylko stereotyp, że finalnie wszystkie domy tworzą jedność, wraz ze wszystkimi swoimi zaletami i wadami.

Dlatego szkoda, że nikt z domu Salazara Slytherina nie został w Hogwarcie podczas ostatniej bitwy. Nie mówię o Malfoyu, Crabbie i Goyle'u, bo oni mieli trochę inne zamiary, niż pomoc w walce z Voldemortem. Owszem, w ostatecznym rozrachunku pomogli w zwycięstwie dobrej strony (Malfoy powstrzymał Lorda przed przejęciem Elder Wand, Goyle (czy tam Crabb) rzucił zaklęcie, które zniszczyło Diadem, ale żaden z nich nie zrobił tego rozmyślnie. A szkoda, bo Rowling dobrze by zrobiła, gdyby pokazała, że w Slytherinie była chociaż jedna osoba, która jednoznacznie opowiedziała się po stronie dobrych.

Napisany przez: kkate 28.07.2007 17:30

mhm. dokładnie. no, chyba że jako argument, że Slytherin nie jest tak do końca 'zły' przyjmiemy słowa Harry'ego do syna w epilogu. te, że Snape, najodważniejszy człowiek, jakiego znał, był właśnie z tego domu, hm?

poza tym, z tego co zauważyłam, Rowling nie wyjaśniła sprawy łuku i zasłony w Departamencie Tajemnic. owszem, Syriusz definitywnie został uznany za zmarłego, ale co z jego ciałem...?

strasznie szkoda mi Lupina i Tonks. jak dla mnie ich śmierć była zupełnie niepotrzebna. zupełnie. no, ale skoro Rowling tak zadecydowała... miała do tego pełne prawo w końcu :] tym bardziej pokazała, jak okrutna jest wojna...

Napisany przez: Zwodnik 28.07.2007 20:05

QUOTE(hazel @ 28.07.2007 16:14)
Dlatego szkoda, że nikt z domu Salazara Slytherina nie został w Hogwarcie podczas ostatniej bitwy(...) A szkoda, bo Rowling dobrze by zrobiła, gdyby pokazała, że w Slytherinie była chociaż jedna osoba, która jednoznacznie opowiedziała się po stronie dobrych.
*



Na osłodę masz Slughorna. Mimo swojego tchórzostwa i wygodnictwa zostaje i walczy. Ba, pojedynkuje się z samym Voldemortem. Między innymi dlatego byłem niemal pewien, że Slughorn nie okaże się finalnie jakimś podstępnym czarnym charakterem. To by zbyt dobitnie potwierdzało, że wszyscy ślizgoni są do niczego.

Co do pozostałych...cóż, wydaje mi się, że to była logiczna konsekwencja cech, jakie przypisywane są ślizgonom (dom - "wylęgania śmierciożerców" nie wyczerpuje tematu). Ślizgoni zawsze dbają przede wszystkim o własny biznes i własną skórę. A że nie wierzyli w zwycięstwo ? Cóż, biorąc pod uwagę atmosferę w domu wężą trudno się dziwić.

P.S. No i Snape...

Napisany przez: Pszczola 28.07.2007 22:06

Snape przede wszystkim, ale nawet Malfloy poszedł w końcu po olej do głowy. Pamiętacie scenę w ich posiadłości? Draco i "może" to Hermiona i Ron, ale przecież nie był pewny... I Harry też się nadawał do Slytherina. A! R.A.B. też z tego domu! Ale prawda, chociaż kilku uczniów mogłoby zostać w Hogwarcie by walczyć. Niestety Voldemort wspomina, że niektórzy z nich stanęli po stronie Śmierciożerców podczas tej samej bitwy (przynajmniej tak mi się wydaje, jeszcze nie czytałam drugi raz VII tomu).

Brakowało mi zmieniaczy czasu (czy jak im było?). Byłam prawie pewna, że jeszcze się pojawią. Kolejna nietrafiona teoria.

Napisany przez: voldzia 28.07.2007 22:24

Śmierć Tonks i Lupina była potrzebna, czy Wam się podobała, czy nie. Ostatnia książka bez śmierci tak wielu bliskich osób nie byłaby wiarygodna. Wojna jest wojną. Na wojnie nie każda śmierć ma wielkie znaczenie, nie każda jest potrzebna, tak samo powinno być w książce. To smutne, że umarł Fred, Zgredek i wszyscy inni bohaterowie, ale bez ich śmierci ta książka nie byłaby książką prawdziwą. Nie pokazałaby, jak wiele kosztowało zwycięstwo. Szkoda, że enie zginął nikt z głównych bohaterów. Ja osobiście chciałabym, żeby zginęła Cho... nie dlatego, że jakoś strasznie jej nie lubię, po prostu uważam, że jej śmierć byłaby ładnym zakońćzeniem wątku. Taka śmierć, która w sumie nie poruszyłaby nas za bardzo, ale jednak ten cień sentymentu zrobiłby swoje...

Napisany przez: Pszczola 28.07.2007 22:32

Myślę, że tę rolę spełnił Colin. Dokładnie takie uczucia jego śmierć wywołała. Znaliśmy go, ale nie obchodził nas zbytnio. Heh, pomyśleć, że udało mu się poprzednio wyjść cało z konfrontacji z bazyliszkiem.

Jeżeli chodzi o śmierć Tonks i Lupina, zgadzam się z Tobą. Do tego "rocznik 60 musiał umrzeć". Przepraszam, nie pamiętam, kto to napisał. Trzeba było zamknąć ten rozdział. Ech, Remus, Lily, Syriusz, James i w końcu Severus. Pięciu genialnych czarodziejów szlag trafił. Szczególnie ostatnią trójkę. Nie żebym zapomniała o Peterze, ale ten brak umiejętności próbował nadrobić w wyjątkowo paskudny sposób.

Napisany przez: voldzia 28.07.2007 22:45

No, możliwe, że Colin już spełnił tę rolę, ale mimo wszystko z Cho kiedyś Harry'ego jakieś tam uczucia łączyły. Fajnie by było, gdyby po tych latach w końcu oddała życie w walce o wspólne pokonanie Voldemorta. Miałaby też powód związany ze stratą Cedrika. Tak czy inaczej, jest jeszcze ponad czteredzieści zmarłych czarodziejów, których nazwisk nie znamy... każdy może sobie na tę listę wstawić dowolne osoby.

Napisany przez: Pszczola 28.07.2007 23:06

A nie 50?
E, rola Cho się skończyła. Najważniejsze, że wróciła by walczyć, mimo że przedtem opowiedziała się po stronie Marietty. I już skończyła Hogwart, więc tym bardziej nie musiała stawiać się na wezwanie. Ale najbardziej podobał mi się powrót Wooda. Jak on się wywiedział o wydarzeniach w szkole, nie mam pojęcia. Ale zawsze go lubiłam.

Napisany przez: kazia 29.07.2007 02:08

zboczę z głównego tematu,ale hm... czy wy też macie takie wrażenie,że Snape przyćmił postać Jamesa Pottera? jak czytałam książkę to aż chciałam,żeby jego ojcem był samotny, cierpiący Snape,a nie taki "arogancki";P James Potter. szczerze mówiąc, po tej części jakoś w ogóle przestał mnie obchodzić jego prawdziwy ojciec, taki niedojrzały w porównaniu ze Snapem, nawet widać odzwierciedlenie tego w epilogu. chociaż z kolei, to Snape był jednym z głównych bohaterów,a ojciec Harrego zginął,nie był aż tak ważny w tej współczesnej fabule i tak naprawdę nie znamy dokładnie historii jego postaci i co takiego zrobił,że cudowna Lily go wybrała, więc nie mogę mówić,że nie zasłużył na bycie ojcem Harrego Pottera blink.gif

Napisany przez: voldzia 29.07.2007 12:14

A, faktycznie chyba 50, pomyliło mi się, że 50 było razem z Fredem, Lupinem, Tonks, ale rzeczywiście chyba oprócz nich było 50 ciał.

E tam... postać Jamesa znamy tylko ze wsopmnień Snape'a, wiadomo, ze on postrzegał jego osobę trochę inaczej. James miał wady, jak każdy, ale na pewno miał też wiele zalet, o których nie wiemy.

Napisany przez: kkate 29.07.2007 13:15

no jasne, przecież sporo innych osób powtarzało też, jakim to wspanialym człowiekiem był James. pewnie, że miał wady. ale liczy się całokształt.

Snape.... no pod sam koniec wszystko się wyjaśniło, a on zyskał w oczach każdego z nas. przeczuwałam że tak będzie smile.gif a już kiedy przeczytałam tytuł rozdziału: "Prince's Tale"...

co do Lupina i spółki, cieszę się przynajmniej, że to stało się dopiero pod koniec ostatniego tomu.


Napisany przez: Pszczola 29.07.2007 15:26

James Potter w końcu dojrzał. On i Syriusz byli aroganckimi, próżnymi bubkami do jakiegoś piątego roku, ale potem się zmienili. Voldemort rósł w siłę, ludzie ginęli, Potter opowiedział się po stronie dobra. Snape swoją decyzją o przystąpieniu do szeregów Śmierciożerców, pokazał jak niedojrzały był emocjonalnie. Harry, który też radosnego dzieciństwa nie miał, nigdy nie zboczył z właściwej ścieżki.
A zachowanie Snape'a, kiedy Harry zaczął naukę w Hogwarcie? Stary a wyżywał się za dawne rany na chłopcu, który nie był odpowiedzialny za czyny ojca. Albo samego Snape'a, który nieświadomie zakończył życie swojej miłości, a z chłopca uczynił sierotę.

Napisany przez: kazia 29.07.2007 15:48

masz rację,dlatego napisałam,że pewnie James w końcu zasłużył na miłość Lily,a Ty bardzo dobrze to wyjaśniłaś.
to pewnie przez mój sentyment do Snape'a, popełnił dużo błędów, ale rozumiem, czemu się "mścił" na Harrym ( co nie znaczy,że akceptuję), hm...ciężko tak chronić kogoś, kto jest synem Twojej ukochanej i człowieka, który zawsze Cię gnębił w szkole,
jak to powiedział Dumbledore "widzisz w nim to, co chcesz zobaczyć" Snape cały czas okłamywał siebie, i nie chciał zaakceptować faktu, że syn Jamesa Pottera może być taki sam jak Lily

Napisany przez: Pszczola 29.07.2007 16:21

A raczej, że Harry tak naprawdę ma serce i dobroć Lily. Ach! I te oczy...

Napisany przez: Katon 29.07.2007 16:24

Snape poza tym, że kochał Lilly był paskudnym typkiem. Kompleksiarzem zafascynowanym Czarną Magią, czystością krwi i przyszłą potęgą. James zwykłym aroganckim przystojniaczkiem, ale z sercem na właściwym miejscu. Zachwycając się postawą Snape'a później i roztrząsając wybór Lilly warto pamietać o tym podstawowym fakcie.

Snape jest symbolem ocalenia przez miłość. Ocalenia z sideł zła. Wydobycia przez nią na powierzchnię człowieka tego co w nim gdzieś głęboko najlepsze. Snape nie był dobrym człowiekiem. Wybrał dobro, bo miał tą jedną wewnętrzną latarnię, która nie dała mu stoczyć się w otchłań. A Dumbledore umiał takie rzeczy zauważać.

Napisany przez: anagda 29.07.2007 16:37

QUOTE(Pszczola @ 29.07.2007 16:26)
James Potter w końcu dojrzał. On i Syriusz byli aroganckimi, próżnymi bubkami do jakiegoś piątego roku, ale potem się zmienili. Voldemort rósł w siłę, ludzie ginęli, Potter opowiedział się po stronie dobra. Snape swoją decyzją o przystąpieniu do szeregów Śmierciożerców, pokazał jak niedojrzały był emocjonalnie.
*


Hm... No nie wiem, czy fakt wybrania takiej a nie innej strony może być przejawem niedojrzałości emocjonalnej.


QUOTE(Katon @ 29.07.2007 17:24)
Snape poza tym, że kochał Lilly był paskudnym typkiem. Kompleksiarzem zafascynowanym Czarną Magią, czystością krwi i przyszłą potęgą. James zwykłym aroganckim przystojniaczkiem, ale z sercem na właściwym miejscu. Zachwycając się postawą Snape'a później i roztrząsając wybór Lilly warto pamietać o tym podstawowym fakcie.
*



No nie wiem, czy Jamesa miał serce na właściwym miejscu, skoro znęcał się nad innymi (w domyśle Snape). To, że akurat opowiedział się po dobrej stronie jeszcze o niczym nie świadczy. Snape nie jest zły tak do szpiku kości. Bo nie zapominajmy, iż "To nasze wybory ukazują, kim naprawdę jesteśmy, o wiele bardziej niż nasze zdolności" wink2.gif

Napisany przez: Pszczola 29.07.2007 16:38

QUOTE
Snape nie był dobrym człowiekiem.


Voldemort nie był dobrym człowiekiem. Snape był człowiekiem nieszczęśliwym, słabym, który czuł się niekochany i niedoceniony. Znał swoją siłę i nie mógł znieść, że ludzie traktowali go jak śmiecia. Tylko Lily była inna. Ułudę akceptacji, podziwu, dali mu Śmierciożercy. Ale z czasem służenie Voldemortowi go wyniszczało, zabijało duszę. Przecież musiał walczyć z Lily i jej ideałami walczyć!
Dlatego, że w głębi nie był zły, mógł tej latarni się chwycić, zmienić i stać się silnym człowiekiem.

edit: Anagdo, większość 15-latków ma poprzewracane w głowie. Sam Syriusz wstydził się swojego zachowania z tamtego okresu. Zauważ, że kiedy Potterowie umierali (21 lat), dziadkowie Harry'ego już nie żyli. Choćby śmierć rodziców mogła Jamesem jakoś wstrząsnąć. Uważam, że zmieniła go też Lily, która gardziła postawą, jaką James prezentował przez większość kariery szkolnej. Wojna musiała go sprowadzić na ziemię! Także odpowiedzialność za rodzinę.

Napisany przez: voldzia 29.07.2007 18:24

Właśnie. Nie zgadzam się z tym, że Snape był złym człowiekiem. To chęć akceptacji i docenienia sprawiła, że wylądował wśród Śmierciożerców. Był nieszczęśliwy, poniżany, a dziewczyna, którą kochał, wybrała jednego z jego największych gnębicieli. Wstyd, upokorzenia, smutek i brak akceptacji naprawdę robi swoje.Z czasem nauczył się czynić zło, a dobro chować głęboko w środku, uważając je za przejaw słabości. Zwłaszcza, że wśród jego znajomych to zło było doceniane i podziwiane. Dostosował się i za każdym razem, kiedy robił coś dobrego, krył się z tym, jak gdyby było to coś wstydliwego. Robił tak do końca życia. Ostatecznie dokonał imponującego wyboru - skazał się na nienawiść ze strony ludzi, dla których walczył tyle lat. Najwyższa forma poświęcenia moim zdaniem. Do końca jego życia nikt nie znał prawdy. Zrobił dla Zakonu o wiele więcej, niż np. Moody czy Lupin, ale wiedział o tym tylko on sam. Członkowie Zakonu byli nagradzani za uczynione dobro, a on został za swoje dobro znienawidzony. I z tą świadomością był gotów się zmierzyć z danym mu zadaniem. Moim zdaniem udowodnił tym, że był dobrym człowiekiem.

Napisany przez: Ginnusia 29.07.2007 18:26

I to jest kolejny materiał na fanfiki - pokazać tego Jamesa, którego prawie nie znamy - jak się zmieniał, jak zasłużył na miłość Lily. Marzę, by to przeczytać w jakimś dobrym wykonaniu.

Napisany przez: anagda 29.07.2007 18:41

QUOTE(Pszczola @ 29.07.2007 17:38)
Anagdo, większość 15-latków ma poprzewracane w głowie. Sam Syriusz wstydził się swojego zachowania z tamtego okresu. Zauważ, że kiedy Potterowie umierali (21 lat), dziadkowie Harry'ego już nie żyli. Choćby śmierć rodziców mogła Jamesem jakoś wstrząsnąć. Uważam, że zmieniła go też Lily, która gardziła postawą, jaką James prezentował przez większość kariery szkolnej. Wojna musiała go sprowadzić na ziemię! Także odpowiedzialność za rodzinę.
*



No tak. Ale skoro mówimy, że Snape był "złym człowiekiem" tylko dlatego, że przystąpił do Śmierciożerców, a James "dobrym człowiekiem", bo wybrał Zakon, to trochę na dziwnej podstawie oceniamy obu bohterów. Bo akurat w tamtym czasie to było raczej na odwrót.

voldzia dobrze to powiedziała. To przez brak akceptacji i poniżanie ze strony innych sprawiło że przeszedł na "złą stronę". Gdyby na prawdę był zły, to nie przyszedł by do Dumbledora prosić o pomoc dla Lily (która jakby jednak nie patrzeć jakoby go zdradziła z największym wrogiem). I tym samym dla siebie.

Napisany przez: Zwodnik 29.07.2007 21:20

QUOTE
No tak. Ale skoro mówimy, że Snape był "złym człowiekiem" tylko dlatego, że przystąpił do Śmierciożerców


A to mało ?

QUOTE
Hm... No nie wiem, czy fakt wybrania takiej a nie innej strony może być przejawem niedojrzałości emocjonalnej.


Obawiam się Anagdo, że to jednak nie tak. Piszesz o wyborze strony tak, jakby to był wybór między między czerwonymi a niebieskimi, między brokułami a kalafiorami. Tymczasem tu sprawa jest jasna - wybór strony to wybór między dobrem a złem. Wybór strony śmierciożerców oznacza, że akceptuje - ba, podpisuje się - pod dyskryminacją ze względu na czystość krwi (a zatem zupełnie nieracjonalną) mordami i torturami. Do smierciożerców nie trafiali ludzie z przypadku. To byli albo słabeusze szukający ochrony, albo sadyści, którzy pod sztandarami Voldemorta mogli spokojnie folgować swoim żądzom, albo tacy jak on, przekonani o własnej wyjątkowości i potędze, chcący władzy. A w większości mieszanka wszystkiego tego w różnych proporcjach. Ale żadna z tych motywacji nie jest usprawiedliwieniem. A właśnie taki był też Snape.

Nie był do końca zły i to jest fakt. Ale nie udawajmy, że był dobry. bo nie był.

P.S.
Czy już wszyscy zapomnieli o jego zachowaniu w stosunku do Pottera ? Większość fanów Snape'a zdaje się przechodzić nad tym do porządku dziennego uważając, że nienawiść do jego ojca to dostateczny i uczciwy powód. A tak naprawdę to przecież czysty sadyzm, a zatem cecha typowa dla śmierciożercy. W dodatku irracjonalny. Tyle tylko, że hamowany przez wspomnienie Lily.



Napisany przez: anagda 29.07.2007 22:21

Tak na marginesie, to zacytowałeś nie moją wypowiedź. To pszczoła uznała, że takie zachowanie Snape`a świadczyło o jego nierozwinięciu emocjonalnym. Ja właśnie sie z nią nie zgodziłam wink2.gif

QUOTE(Zwodnik @ 29.07.2007 22:20)
Obawiam się Anagdo, że to jednak nie tak. Piszesz o wyborze strony tak, jakby to był wybór między między czerwonymi a niebieskimi, między brokułami a kalafiorami. Tymczasem tu sprawa jest jasna - wybór strony to wybór między dobrem a złem. Wybór strony śmierciożerców oznacza, że akceptuje - ba, podpisuje się - pod dyskryminacją ze względu na czystość krwi (a zatem zupełnie nieracjonalną) mordami i torturami. Do smierciożerców nie trafiali ludzie z przypadku. To byli albo słabeusze szukający ochrony, albo sadyści, którzy pod sztandarami Voldemorta mogli spokojnie folgować swoim żądzom, albo tacy jak on, przekonani o własnej wyjątkowości i potędze, chcący władzy. A w większości mieszanka wszystkiego tego w różnych proporcjach. Ale żadna z tych motywacji nie jest usprawiedliwieniem. A właśnie taki był też Snape. 
*



Snape trafił do Śmierciożerców szukając poparcia, odrobiny zainteresowania. Tam nie był poniżany. Choć raz czuł się ceniony. A fakt, że szacunek zdobywał poprzez niezbyt szlachetne czyny? W którymś tam tomie jest powiedziane, że jak Snape trafił do Hogwartu, znał więcej złowrogich zaklęć niż wszyscy siódmoklasiści razem wzięci. Więc jakoby wykorzystał swoją pasję (dziwne słowo, ale chyba najbardziej tu pasujące) by zdobyć uznanie.
QUOTE
Czy już wszyscy zapomnieli o jego zachowaniu w stosunku do Pottera ? Większość fanów Snape'a zdaje się przechodzić nad tym do porządku dziennego uważając, że nienawiść do jego ojca to dostateczny i uczciwy powód. A tak naprawdę to przecież czysty sadyzm, a zatem cecha typowa dla śmierciożercy. W dodatku irracjonalny. Tyle tylko, że hamowany przez wspomnienie Lily.

Snape z równym sadyzmem znecał się nad wszystkimi poza uczniami Slytherinu. I bez względu czy dana osoba była Potterem, Weasley`em, czy panną Granger. On BYL śmierciożercą. Nie przeczę. Ale mało jest osób o takim charakterze, którzy jednak pozostali po tej "dobrej" stronie? Z resztą. Dobra strona to też pojęcie względne. Bo dlaczego niby, usprawiedliwiamy Dumbledora, mimo że wiemy iż jego przeszłość nie była tak kryształowa jak by się mogło zdawać, a nie jesteśmy w stanie usprawiedliwić Snape`a? Który myślę, że wstąpił w szeregi Śmierciożerców właśnie z powodu zachowania Jamesa i spółki. Pewnie niespełniona miłość w stosunku do Lily, też swoje zrobiła.



QUOTE
Nie był do końca zły i to jest fakt. Ale nie udawajmy, że był dobry. bo nie był. 

Ja nie mówię, że był dobry tak w 100%. Bo nie zapomina się tego, iż jednak przez jakiś czas (z resztą nie wiemy JAK długi czas) był Śmierciożercą. Jednak nie generalizujmy, że od razu na całej linii zły.

Napisany przez: Zwodnik 29.07.2007 22:44

O kur...czak...przepraszam. Efekt całego dnia pracy przy kompie. Chyba czas się położyć.

Ale wracajac do sprawy...cóż. Nie on jeden miał trudne dzieciństwo, nie on jeden był poniżany i niedoceniany. Takich kozłów ofiarnych jest wielu. A nie wszyscy stają się przez to zwyrodnialcami.

Ponadto mam wrażenie, że nadal wybielasz śmierciożerców. Określenie ich działalności jako "niezbyt szlachetne czyny" jest tak delikatne, że aż ...błędne. Podobnie wiele mówiąca jest fascynacja czarną magią. To nie jest zainteresowanie znaczkami pocztowymi. Czarna magia jest nierozerwalnie związana ze złem. I to wszystko jest bardzo wymowne. tymczasem wiele osób sympatyzując ze Snapem i współczując mu (co jeszcze jestem w stanie zrozumieć) po prostu te fakty ignoruje. Ambicje, zamiłowania i cechy charakteru bardzo upodabniają Snape'a do Voldemorta. Tylko to uczucie do Lily z jednej strony, i brak talentu z drugiej sprawiły, że nie stał się drugim Voldemortem. I że ostatecznie z nim zerwał. Gdyby zamiast Lily Potter zamordowana została jakakolwiek inna kobieta, Snape nie zerwałby ze śmierciożercami. I zapewne zginąłby lub został aresztowany i skonczył w Azkabanie.

Aha, bym zapomniał - fakt, że znęcał się nad wszystkimi po równo też jest kiepską obroną. To nadal sadyzm. I nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że Harry obrywał tak samo jak reszta. O nieeee, on miał specjalne "względy". Obrywając za swojego ojca.

Napisany przez: Katon 29.07.2007 23:04

QUOTE(anagda @ 29.07.2007 16:37)
Bo nie zapominajmy, iż "To nasze wybory ukazują, kim naprawdę jesteśmy, o wiele bardziej niż nasze zdolności" wink2.gif
*



No właśnie. Nasze wybory.

James nie był sadystą. Jego znęcanie się nad Snapem było gówniarsko podłe, ale to całkiem co innego.

Bawiąc się w takie podszyte sentymentem analizy Snape'a robicie krzywdę tej postaci. Ludzie z różnych powodów wchodzą w mrok. Ale to ich nie usprawiedliwia. James miał równie dobry powód by zostać śmierciożercą. Był pewny siebie, swojego talentu, swojej mocy, a do tego jeszcze był czystej krwi. No a jednak nie wstąpił. Snape nie szukał akceptacji tylko władzy. Potęgi. Przecież świetną i często pomijaną analizą postaci Snape'a jest Advanced Potion Making Book z szóstego tomu. Poczytajcie fragmenty o tym jaki był Książe. Co w nim spało. To wszystko wychodziło ze Snape'a całe sześć tomów. Dumbledore trzymał go z dala od ukochanej fuchy tak długo też nie bez powodu. Snape miał w sobie potężną inklinację do zła. Do nienawiści. Do sadyzmu. Na drugiej szali położył miłość do Lilly i co równie ważne - miłość do Dumbledore'a, który przecież długo był zdystansowany w stosunku do Snape'a. W "Prince's Tale" to się czuje. Dumbledore wyciągnął Snape'a za kołnież z bagna. Ufał mu i myślę nawet, że go kochał, ale traktował go poważnie, więc surowo i wymagająco. Poniekąd bezwzględnie. Egzekwował obietnicę bez względu na wszystko. Ocalił Snape'a przed nim samym, ale to nie była łagodna kuracja. Snape'a ocaliła miłość i jednak fakt, że jego dusza się aż tak nie zdegenerowała. Ze jeszcze umiał widzieć i nazywać dobro, nawet jeśli tak ciężko szła mu jego realizacja. Ale nie był zapłakanym, skrzywdzonym biedactwem. Najbardziej skrzywdził się sam.

Napisany przez: voldzia 30.07.2007 00:46

Móglbyś podać przykłady, że szukał władzy? Czarna Magia dawała mu satysfakcję, bo dawała mu nie tyle poczucie władzy, co poczucie: "wiem coś, czego wy nie wiecie". Snape gdyby zechciał mógłby być czarodziejem równie potężnym, jak Voldemort. Nie zgadzam się, że zabrakło mu talentu. Pod koniec szóstej książki wyraźnie było widać, jakim potężnym jest czarodziejem. Nigdy nie sympatyzowałam ze Snapem, był mi postacią zupełnie obojętną, nigdy nie twierdzę też, że był 100% dobry, ale uważam, że dobro w nim przeważało. o prostu wstydził się go, nie pokazywał i chował przed ludźmi. Nauczył się, że należy być złośliwym, nienawistnym i złym, więc sprawiał pozory takiego człowieka. Otworzył się tylko przed Dumbledorem i chyba to, że Dumbl mu zaufał coś znaczy, prawda? Dumbledore wiedział o Snapie o wiele więcej, niż ten chciał pokazać. Wiedział o wiele więcej, niż my wiemy i mu zaufał, a więc uznał go za dobrego cżłowieka. Dlaczego mamy mu nie uwierzyć?

Co do upokorzeń - jeżeli są ciągłe i długotrwałe, jeżeli nie ma nikogo, kto wyciągnąłby rękę, to nie znam żadnej osoby, która nie zaczęłaby chwytać się brzytwy. Stąd tyle rozwalonych ławek, popisanych klatek i bijatyk na meczach (między innymi). Naprawdę nie znam żadnego młodego człoweika, który by tyle wytrzymał. Z czasem, kiedy znajdzie normalne środowisko wszystko może wrócić do normy, ale Snape nigdy nie znalazł środowiska, w którym byłby akceptowany i doceniony za swoje ogromne możliwości. Przeszłość jego i Dumbledore'a mają ze sobą wiele wspólnego. Oboje, w błędzie młodości, zdecydowali się na współpracę z nieodpowiednimi ludźmi, doświadczyli niebezpiecznych fascynacji i zainteresowań. Oboje po stracie bliskiej osoby zrozumieli, do czego doprowadziły ich blędy i oboje zaczęli je naprawiać. Przemiana Dumbledore'a była inna niż Snape'a, bo nie doświadczył tego, co on. Rzeczy, które przeżył Snape w młodości musiały wpłynąć na jego charakter. Nie można powiedzieć, że sam był sobie winien, bo nie był. Kłócący się rodzice, gnębiący rówieśnicy, niesprawiedliwe oceny i niespełnione marzenia - to właśnie to, co uksztaltwoało charakter Snape'a. Nie można powiedzieć, że to wszystko nie ma znaczenia i że sam jest sobie winien.

Dumbledore moim zdaniem nie dawał mu posady nie z lęku, że coś zrobi nie tak, ale z powodu rzuconej na stanowisko klątwy. Dopiero kiedy wiedział, że to będzie ostatni rok Snape'a w Hogwarcie, przyznał mu wymarzone stanowisko.

James nie miał powodów do zostania Śmierciożercą, bo wszystko, czego potrzebował, miał zapewnione w swoim towarzystwie.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 30.07.2007 00:57

Sami sobie zwykle wybieramy towarzystwo. A to, jakie wybieramy, wynika z naszego charakteru.

QUOTE
Czarna Magia dawała mu satysfakcję, bo dawała mu nie tyle poczucie władzy, co poczucie: "wiem coś, czego wy nie wiecie"

Czyli właśnie poczucie władzy. Skoro czuł się lepszy od innych, miał chęć nad nimi panować. Poza tym, czarna magia służy niemal wyłącznie zdobyciu nad kimś władzy - w brutalny, czasem ostateczny sposób.
QUOTE
Co do upokorzeń - jeżeli są ciągłe i długotrwałe, jeżeli nie ma nikogo, kto wyciągnąłby rękę, to nie znam żadnej osoby, która nie zaczęłaby chwytać się brzytwy.(...)Snape nigdy nie znalazł środowiska, w którym byłby akceptowany i doceniony za swoje ogromne możliwości.

Bzdura. A Lilly? Jego przyjaciółka, z którą rywalizował na eliksirach i dla której gotów był spać pod wieżą Gryffindoru? A Slughorn, który z pewnością doceniał niezwykłe uzdolnienia Snape'a w zakresie eliksirów? Oczywiście, faworyzował Lilly, ale Snape miał szansę zabłysnąć na polu naukowym. Nie zrobił tego.
QUOTE
Przeszłość jego i Dumbledore'a mają ze sobą wiele wspólnego. Oboje, w błędzie młodości, zdecydowali się na współpracę z nieodpowiednimi ludźmi, doświadczyli niebezpiecznych fascynacji i zainteresowań.

Owszem, ale Dumbledore, planując z Grindelwaldem zapanowanie nad mugolami przynajmniej łudził się hasełkami "For the greater good" czy "For their own good". A Snape? Snape wymyślił Sectumsemprę.
QUOTE
Kłócący się rodzice, gnębiący rówieśnicy, niesprawiedliwe oceny i niespełnione marzenia - to właśnie to, co uksztaltwoało charakter Snape'a. Nie można powiedzieć, że to wszystko nie ma znaczenia i że sam jest sobie winien.

Oczywiście, że nie, ale Harry wcale nie miał lepiej, a jakoś nie został śmierciożercą. Nie lepiej miał też Neville, którego jedyna rodzina w niego nie wierzyła i którego poniżano w szkole (robił to m.in. Snape). Nie lepiej miał Aberforth, Syriusz i na pewno wielu innych.

Napisany przez: kazia 30.07.2007 01:29

QUOTE
QUOTE
Kłócący się rodzice, gnębiący rówieśnicy, niesprawiedliwe oceny i niespełnione marzenia - to właśnie to, co uksztaltwoało charakter Snape'a. Nie można powiedzieć, że to wszystko nie ma znaczenia i że sam jest sobie winien.

Oczywiście, że nie, ale Harry wcale nie miał lepiej, a jakoś nie został śmierciożercą. Nie lepiej miał też Neville, którego jedyna rodzina w niego nie wierzyła i którego poniżano w szkole (robił to m.in. Snape). Nie lepiej miał Aberforth, Syriusz i na pewno wielu innych.
*





Masz rację, ale to nie świadczy o tym, że Snape był zły, to świadczy o tym, że był słaby, słabszy od Harrego, Nevilla etc. Wybrał najpierw najłatwiejszą dla siebie drogę, która potem okazała się najgorszą z możliwych i zdał sobie sprawę, że przez całe życie nie zazna szczęścia. Jego postać jest trudna, wydaje mi się, że najbardziej problematyczna ze wszystkich, bo w sumie zrozumiał swój błąd, ale nie chciał by ktoś o tym wiedział, chronił Harrego, ale mścił się na nim, za krzywdy doznane od jego ojca.
W najnowszym filmie pada trafne stwierdzenie z ust Syriusza (nie pamiętam, czy było w książce): "w każdym z nas jest tyle samo dobra, co zła; od nas zależy, którą drogę wybierzemy".

Snape jakoś nie potrafił ostatecznie wybrać żadnej drogi, może za bardzo się bał tej ostateczności i przypisania do którejkolwiek ze stron? Zobaczył, że nie może należeć do stronnictwa Voldemorta, jako że potrafił kochać, ale też nigdy nie utożsamiał się z ludźmi należącymi do drugiej strony.


Napisany przez: PrZeMeK Z. 30.07.2007 01:37

Dlatego też nie twierdzę, że był całkiem zły. Zaprotestowałem tylko przeciw nachalnemu wybielaniu Snape'a przez jego fanów/fanki. cheess.gif

Napisany przez: kazia 30.07.2007 01:50

No i w tym znowu muszę przyznać Ci rację Przemek biggrin.gif

Zauważcie, że kiedy okazuje się, że jakiś śmierciożerca potrafi kochać, jakoś tak automatycznie kończy z Voldemortem. Chodzi mi tutaj właśnie o Snape'a, ale też Narcissę Malfoy.
Jestem ciekawa, jaki ją i jej męża spotkał los po tym wszystkim, w książce w sumie zaznaczono, że, mimo iż oni nie czuli się dosyć swobodnie pośród ogólnej radości wygranych, to jednak nikt nie zwracał uwagi na to, że byli śmierciożercy siedzieli pośród nich.



Napisany przez: Ginnusia 30.07.2007 09:16

Potem na peronie Draco kłania się Potterom-Weasleyom, więc chyba nic szczególnego Malfoyów nie spotkało. BTW czy do Azkabanu mozna trafić na określoną ilość czasu, czy tylko na dożywocie?
I chyba tak to działa, że albo Voldemort, albo miłość. Miłość, która jest najsilniejszą magią, jak słyszymy przez wszystkie tomy. V. nie rozumie miłości i tego wymaga od swoich ludzi.
A wracając wreszcie do Snape'a. Zawsze wierzyłam, że jest jednak po właściwej stronie, co nie przeszkadzało mi nie lubić typa. Mam silne podejrzenie, że Neville, któremu trudnego dzieciństwa i gnębienia ze strony rówieśników nie można odmówić, nie będzie się teraz mścił na Scorpionie Malfoyu. Dlaczego?

Napisany przez: voldzia 30.07.2007 10:31

Dobra, odpiszę na to wszystko szóstego, jak wrócę z wakacji. Na raize tylko powiem, że się nie zgadzam (z Przemkeim).

Napisany przez: anagda 30.07.2007 12:01

QUOTE(PrZeMeK Z. @ 30.07.2007 02:37)
Dlatego też nie twierdzę, że był całkiem zły. Zaprotestowałem tylko przeciw nachalnemu wybielaniu Snape'a przez jego fanów/fanki. cheess.gif
*



Ja może nie wybielam go, ale staram sie pokazać, że Snape nie był tak zły jak go chciała powierzchownie przedstawić Jo.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 30.07.2007 12:26

Voldziu - czekam z niecierpliwością. smile.gif

Anagdo - o tym właśnie mówię. cheess.gif "Snape nie był tak zły jak go chciała powierzchownie przedstawić Jo"? Przecież to ona stworzyła tę postać i to ona wie, jaki Snape jest naprawdę! Nie mówię, że był całkowicie zły, ale przez większość życia stał po tej złej stronie. Za to, że strony zmienił, chwała mu, ale wrednym niemożebnie typem był zawsze.

Napisany przez: anagda 30.07.2007 12:42

QUOTE(PrZeMeK Z. @ 30.07.2007 13:26)
Voldziu - czekam z niecierpliwością. smile.gif

Anagdo - o tym właśnie mówię. cheess.gif "Snape nie był tak zły jak go chciała powierzchownie przedstawić Jo"? Przecież to ona stworzyła tę postać i to ona wie, jaki Snape jest naprawdę! Nie mówię, że był całkowicie zły, ale przez większość życia stał po tej złej stronie. Za to, że strony zmienił, chwała mu, ale wrednym niemożebnie typem był zawsze.
*




Mówiąc (pisząc?) powierzchownie mam na myśli obraz Snape`a taki, jaki pani Jo chciała żebyśmy widzieli. Jak w przypadku Nevilla. Że przez wszystkie tomy taka fajtłapa, a jednak obudziło się w nim odważne i waleczne serce (chociażby przewodnictwo DA). Tak samo Snape. Jo dała nam możliwość zinterpretowania postawy Mistrza Eliksirów, przez wszystkie tomy przestwaiajac go w jak najgorszym świetle, by na koniec niejako rozgrzeszyć.

Podobnie jak w przypadku Dumbledore`a. Tylko tu to akurat w drugą stronę. Najpierw dobry na całej linii, dopiero potem dowiadujemy sie o jego małych "grzeszkach". Ale i tak zostaje usprawiedliwiony przez swoje wcześniejsze (w stosunku do chronologii książki) czyny i postawę smile.gif

Napisany przez: Katon 30.07.2007 14:03

Dumbledore nie zostaje usprawiedliwiony do końca. Poniekąd zostaje człowiekiem przegranym. Wspaniałym, dobrym, genialnym, ale jednak... Młodość go w pewien sposób zaimpregnowała na specyficzne tłumaczenie zła dobrem. Na machiavelizm w słusznej sprawie. Ale natura 'manipulatora' pozostała. Nie mamy wątpliwości, że kochał Harry'ego i szukał sposobu na jego ocalenie, ale jednak zaryzykował jego życiem poniekąd. To Dumbledore ostatecznie wyrasta na najtrudniejszą, najbardziej złożoną i najbardziej fascynującą postać serii.

[quote=Mione,31.07.2007 00:30]Tu jest zapis dzisiejszego czata z Joaśką. Masa ciekawych odpowiedzi na pytania dotyczące Snape'a, Lily, Jamesa, przyszłości Luny, Ginny, Georga...i wiele innych.

Napisany przez: Pszczola 30.07.2007 17:01

Nieważne co robiło się w przeszłości. Za to płaci się w doczesnym życiu. Ważne kim było się na końcu. Zarówno Dumbledore jak i Snape pokutę odbyli. Obaj zrezygnowali z władzy, decydując się na pracę w szkole. A Snape? On pokutował do samego końca. Dumbledore był przynajmniej poważany, był uważany za wielkiego maga i wspaniałego człowieka. Severus miał ogromny potencjał, ogromną wiedzę (opanował sztukę latania! Coś co tylko Voldemort potrafił!), ale z własnej woli zrezygnował ze splendoru i potęgi. Nie sądzę, by Snape postanowił dołączyć do Dumbledore'a tylko ze względu na Lily. Lily była oczywiście najważniejszym powodem, ale nie sądzę, że gdyby zginęła np. matka Nevilla, a nie Potterowie, Snape nadal byłby zimnym draniem. Może byłby nim dłużej, ale prędzej czy później zbuntowałby się przeciw Voldemortowi, albo skończył ze sobą. Lily i jej przekonania musiały mieć na niego wpływ. Prawdziwa miłość nie jest toksyczna, jest dobra, zmienia ludzi. Uważam, że Snape już od jakiegoś czasu się łamał, nie był w stanie dalej zabijać, służyć złu. Dumbledore to widział. Zlitował się na nim, pomógł mu się odbić od dna. Za przykład do naśladowania postawił Severusowi Lily i jej poświęcenie dla ratowania innych. Dla ratowania syna. Jeżeli naprawdę się kogoś kocha, pragnie się, aby ukochana osoba była szczęśliwa. Jeżeli życie jej syna miało zapewnić spokój jej duszy, choć z niechęcią i bólem, trzeba było pomóc go chronić. Jeżeli upadek Voldemorta ma zakończyć pasmo nieszczęść i cierpienia, trzeba pomóc go obalić. Nawet kosztem następnych zawodów, rozczarowań, czy w końcu życia.

QUOTE
No tak. Ale skoro mówimy, że Snape był "złym człowiekiem" tylko dlatego, że przystąpił do Śmierciożerców, a James "dobrym człowiekiem", bo wybrał Zakon, to trochę na dziwnej podstawie oceniamy obu bohterów. Bo akurat w tamtym czasie to było raczej na odwrót.


We wszystkich wypowiedziach staram się podkreślić, że ludzie nie są papierowi i nie można ich szufladkować w sposób, w jaki mi zarzuciłaś.
Na ich detycyzje miały wpływ różne czynniki. Od wychowania począwszy na miłości skończywszy. Snape tak naprawdę przez długi czas użalał się nad sobą i nawet przyjaźni Lily nie potrafił docenić. Zaślepiła go nienawiść i zazdrość, które skupił szczególnie na Jamesie, obwiniając go w dużej mierze za swoje niepowodzenia, nie dostrzegając w nich także swojej winy. W książkach zasugerowano, że James zmienił się ze szpanującego chłopaka w dojrzałego emocjonalnie mężczyznę, ale jak było naprawdę, nigdy się nie dowiemy. Może miałby od czasu do czasu odchyły jak Syriusz (chociaż dwanaście lat w Azkabianie zrobiło swoje), może nie, nieważne. Człowiek nie żyje, nigdy się tego nie dowiemy. Snape natomiast, mimo że cały czas Lily i zapewne Dumbledore, wyciągali do niego rękę, zanim pogrążył się zupełnie, zignorował pomoc, wolał kisić się w swojej nienawiści i chęci czegoś więcej, spełnienia. Tupnął nóżką, powiedział "nie" i wolał bawić się z dorosłe gry z tymi mrocznymi, tajemniczymi i silnymi. Czuł się, jakby wstępował do elity. Ta decyzja go zniszczyła. Brutalnie zniszczono jego nadzieje i ambicje. Snape naprawdę dojrzał po śmierci Lily. Dojrzał obserwując i naśladując Dumbledore'a. Dojrzał odbywając pokutę. Nadal cierpiał, nadal był przez wielu nienawidzony, ale dzielnie to znosił, żył z podniesionym czołem, pewny swojej decyzji i celu z życiu. Przy tym został sobą. Nie szukał już akceptacji i podziwu. Wystarczyło mu, że Dumbledore zna prawdę. I nadzieja, że Lily gdzieś w zaświatach widzi jego przemianę. A przed śmiercią, jedyne czego chciał, aby Harry go nie osądzał. I dokończył zadanie, dla którego zginął i poświęcił najlepsze lata swojego życia. Syn ukochanej i znienawidzonego człowieka.
Oczywiście, że Snape nie zachowywał się jak na dorosłego przystało, gdy gnębił Harry'ego. Pod tym względem Severus przypominał Syriusza. Obaj widzieli w Harrym Jamesa. Problem w tym, że ze znienawidzonej twarzy patrzyły oczy Lily Evans.

Jeżeli chodzi o Dumbledore'a, od IV części wiedziałam, że posługuje się Harrym nieco instrumentalnie, co nie zmienia faktu, że chłopca pokochał. Oczywiście, starzec przyjmował do świadomości, że Harry może umrzeć (był realistą, co w tym złego?), ale istniało prawdopodobieństwo, że potyczkę przeżyje. I aby mógł przeżyć, trzeba było nim manipulować. Przy czym zrobił to przy minimum zadawanego przy tym Harry'emu bólu. Nikt nie jest święty w tej serii.

Napisany przez: anagda 30.07.2007 17:27

QUOTE
Jeżeli chodzi o Dumbledore'a, od IV części wiedziałam, że posługuje się Harrym nieco instrumentalnie, co nie zmienia faktu, że chłopca pokochał. Oczywiście, starzec przyjmował do świadomości, że Harry może umrzeć (był realistą, co w tym złego?), ale istniało prawdopodobieństwo, że potyczkę przeżyje. I aby mógł przeżyć, trzeba było nim manipulować. Przy czym zrobił to przy minimum zadawanego przy tym Harry'emu bólu.


Tak w ramach "for the greater good"?
Dumbledora sie nie czepiam. Nawet jak w przeszłości nie do końca był bardzo szlachetny, to późniejszymi czynami całkowicie odpokutował.

Ale Snape... Dobrze to powiedziałaś Pszczola. Jednak zaprzeczyłaś sama sobie. Wcześniej napisałaś, że fakt iż Snape dołączył do śmierciożerców było przejawem jego niedojrzałości emocjonalnej. A z tym to jak już również wcześniej napisałam się nie mogę zgodzić. Nie był on dobry. Ale nie można mówić, że od razu zły, bo popełnił w młodości pomyłkę. Na którą złożyło sie wiele rzeczy.

Napisany przez: Mione 30.07.2007 17:30

Tu jest zapis dzisiejszego czata z Joaśką. Masa ciekawych odpowiedzi na pytania dotyczące Snape'a, Lily, Jamesa, przyszłości Luny, Ginny, Georga...i wiele innych.

http://www.cosforums.com/showpost.php?p=4673834&postcount=195

Napisany przez: Katon 30.07.2007 17:36

Dumbledore odpokutował, ale w sumie do samego końca pozostał nieco dwuznaczny. Jego masterplan w którym inni byli nieświadomymi graczami wzbudza mimo wszystko mój sprzeciw niewielki.

Napisany przez: Zwodnik 30.07.2007 18:00

A mój całkiem spory. I to nie tyle dlatego, że gracze byli nieświadomi co dlatego, że bardzo lekko sobie nimi pogrywał. I to właśnie to bardziej niż cokolwiek innego sprawiało, że nie byłem w stanie uwierzyć w teorię, która ku mojemu zdziwieniu sprawdziła się co do joty. Pełne, kompletne wyartykułowanie tego, co mi w tej sprawie leży na wątrobie cały czas czeka na realizację, ale w skrócie - jego gra polegała na bardzo wielu poświęceniach. W tym wielu nieświadomych, wielu bezimiennych i wielu trudnych do przewidzenia. Ponadto...nie udać po drodze mogło się tyle rzeczy, że całe przedsięwzięcie zakończyło się sukcesem wbrew wszelkiej logice, tylko dlatego, że tak zakończyć się miało. Wszystkie okoliczności naginały się do tego ze skutecznością godną felix felicis. Cały czas mi to troszkę zgrzyta.

Napisany przez: Pszczola 30.07.2007 18:50

QUOTE
Nie był on dobry. Ale nie można mówić, że od razu zły, bo popełnił w młodości pomyłkę. Na którą złożyło sie wiele rzeczy.


"Dobry", "zły". To mocne słowa. "Biały", "czarny", sortujemy tych ludzi, przypinamy im karteczki z kategorią.
Moja ostatnia wypowiedź miała podkreślić niedojrzłość decyzji Snape'a, gdy przystępował do grona Śmierciożerców i jego zmianę po śmierci Lily. Snape zachował się jak Regulus Black, który był zafascynowany Voldemortem. Ale obaj w końcu przejrzeli na oczy i podjęli dojrzałe decyzje o zmianie, o poświęceniu życia.

Dobra, znikam czytać czat z Rowling.

Napisany przez: anagda 30.07.2007 20:26

QUOTE(Pszczola @ 30.07.2007 19:50)
"Dobry", "zły". To mocne słowa. "Biały", "czarny", sortujemy tych ludzi, przypinamy im karteczki z kategorią.
Moja ostatnia wypowiedź miała podkreślić niedojrzłość decyzji Snape'a, gdy przystępował do grona Śmierciożerców i jego zmianę po śmierci Lily. Snape zachował się jak Regulus Black, który był zafascynowany Voldemortem. Ale obaj w końcu przejrzeli na oczy i podjęli dojrzałe decyzje o zmianie, o poświęceniu życia.

Dobra, znikam czytać czat z Rowling.
*



Regulus był zafascynowany Voldemortem. Snape jego siłą. A to malutka różnica.
No właśnie dlatego, nie sortujmy ludzi przypinając owej karteczki. Snape nie był ani do końca dobry, ani do końca zły. Taki po środku (no, może z troszke bardziej nakierunkowaniem jednak na czerń).

Napisany przez: Pszczola 30.07.2007 23:40

Był po prostu człowiekiem.

I właśnie dlatego się nie dogadamy ;P. Bardzo rzadko używam słowa "zły" w odniesieniu do człowieka.

Skąd wiesz czym Regulus był zafascynowany? Ale zgadzam się. Pociągała go jednak siła Voldemorta i jego poglądy. A Snape? Snape też miał okres manii krwi.

Napisany przez: Cień wiatru 31.07.2007 13:17

1. Kilka lat wcześniej czytałam, że w 7 tomie dowiemy się dlaczego niektórzy stają się duchami, a inni nie, więc jak to jest z tym?

2. Co z zasłonką za, którą zginął Syriusz przecież to wpadnięcie tam go zabiło? Te głosy, czy pochodzą one od zmarłych?


Napisany przez: anagda 31.07.2007 13:35

QUOTE(Cień wiatru @ 31.07.2007 14:17)
1. Kilka lat wcześniej czytałam, że w 7 tomie dowiemy się dlaczego niektórzy stają się duchami, a inni nie, więc jak to jest z tym?
*



Tego się przecież dowiedzieliśmy już w 6 (a moze nawet i w 5. juz nie pamiętam). Duchami zostają osoby, które bały się śmierci.

QUOTE
2. Co z zasłonką za, którą zginął Syriusz przecież to wpadnięcie tam go zabiło? Te głosy, czy pochodzą one od zmarłych?

No wpadł i nie wypadł. Znaczy sie nie żyje.

Napisany przez: Pszczola 31.07.2007 13:52

Poza tym duchami mogą zostać tylko ludzie z magicznymi zdolnościami.

Wiatru cieniu, sama sobie odpowiedziałaś na drugie pytanie.

Napisany przez: Cień wiatru 31.07.2007 14:18

To wszystko wiem co napisaliście, ale dla mnie toitak nie jest takie jasne. To skoro za zasłonką są jakieś zaświaty, to po co coś takiego postawić w Ministerstwie. Przecież to bardzo niebezpieczne. A te głosy, to są zmarłych w tym miejscu czy wogóle?

A co do tych duchów to myślałam, że to będzie mieć jakieś większe znaczenie. Ja np. nie rozumiem po co Harry'emu był ten Kamień Wskrzeszania. Te widma miały mu doddać otuchy? Mnie by to raczej przyłamało;)

Napisany przez: Skaterin 31.07.2007 14:29

Widzisz, moze myslal, ze bedzie tak jak na Cmentarzu podczas TT...

Napisany przez: Ginnusia 31.07.2007 17:34

Dzięki smile.gif Świetna lektura. Tylko w jednym miejscu chyba się machnęła - że Ron pomógł George'owi przy prowadzeniu sklepu. Wcześniej mówiła, że pracuje w departamencie aurorów. Chyba że on taki dwuetatowy...

Napisany przez: Pszczola 31.07.2007 17:50

Cóż, mógł zacząć karierę w sklepie (jak to brzmi), a potem się przeaurorować! Harry potrzebował towarzystwa.

Ale praca Ginny mnie dobiła. Naprawdę sławna ta nowa rodzinka Potterów.

Szkoda, że Harry stracił możliwość komunikowania się wężami. To byłby dobry znak: wężoustość nie musi oznaczać, że jesteś zły. Poza tym to język jak każdy inny, czego przekonaliśmy w VII tomie i z owego czata. Może coś tam jeszcze rozumie?

A jednak mieliście racje z tą Martą i pierwszym Horcruxem! Byłam przekonana, że inna śmierć została do tego wykorzystana.

Napisany przez: anagda 31.07.2007 18:01

Mi się podoba bogin Dumbledora. Przyznam, że kiedyś sie nad tym zastanawiałam, ale czytająć VII tom już mi nawet to z głowy wyleciało.

Aha, i plus że Hermiona jednak sprowadziła rodziców do domu wink2.gif

Swoją drogą wolałabym, żeby Rowling jak już zdecydowała podać rozwinięte dalsze dzieje bohaterów, napisała coś w stylu aneksu tongue.gif Takie nawet krótkie, ale opisujące co kto robił, co sie z nim działo. A nie tak w wywiadzie...

Napisany przez: Pszczola 31.07.2007 18:07

Od tego są epilogi. Epilog napisała jak napisała (i bardzo dobrze). Zresztą, zapowiedziała, że w tej encyklopedii jeszcze trochę powyjaśnia.

Heh, trafili na karty od czekoladowych żab. Dopiero jak to przeczytałam, trafiło do mnie wreszcie jak trio musi być poważane w magicznym świecie.

Napisany przez: Ginnusia 31.07.2007 18:11

O Jezu, przegapiłam to o kartach! Ale fajne. biggrin.gif Może to głupie, ale traktuję Trio nieledwie jak kogoś bliskiego i cieszę się z powodu ich przyszłości.
A że szanowane - no, nic dziwnego. Nalezy im się status pierwszych kombatantów II wojny z Voldemortem (Triu hogwarckiemu też).
A Ron może faktycznie najpierw zajął się bratem w depresji, a potem stał się aurorem.
I fajnie, że Ginny nie stała się housewife.

Napisany przez: Pszczola 31.07.2007 18:13

W końcu się stała XD. Ale mam nadzieję, że to tylko do czasu, aż Lily pójdzie do Hogwartu. Potem Ginny może pomóc mężowi w obowiązkach (szkoda marnować taki talent!).

Napisany przez: Ginnusia 31.07.2007 18:16

Ale i tak pracowała jako korespondent sportowy w prasie. wink2.gif

Napisany przez: Mione 31.07.2007 18:19

Mnie osobiście najbardziej przypadło do gustu najgorsze wspomnienie Dudley'a- to co zobaczył gdy Dementorzy zaatakowali jego i Harry'ego. Tłumaczyłoby to jego zachowanie w ostatnim tomie.
Potwierdziło to moją opinię, że Dudley jest po prostu ofiarą tragicznego wychowania i koszmarnych rodziców. Każde dziecko wychowywane w taki sposób wyrosłoby na potwora. Fakt, że Dudley potrafił to sobie uświadomić i jako jedyny z rodziny wyciągnął do Harry'ego rękę, a nawet na swój sposób przeprosił, podczas gdy jego rodzice nie kiwnęli palcem, dowodzi że z natury nie jest zły i gdyby wychowali go inni ludzie, byłby zapewne dobrym człowiekiem.

Zaskoczyło mnie stwierdzenie Joaśki, że Lily mogłaby pokochać Severusa miłością nie tylko platoniczną, gdyby porzucił czarną magię. W sumie czyni to historię Snape'a jeszcze bardziej tragiczną- mógł mieć wszystko o czym marzył, gdyby tylko podjął w życiu inne decyzje.

I proszę- James był zazdrosny biggrin.gif w sumie tłumaczy to jego zachowanie. Nie usprawiedliwia, lecz tłumaczy.

Napisany przez: Pszczola 31.07.2007 18:24

Racja, Dudley the man!

Ach, dokładnie. Przez te wszystkie lata Snape na pewno zadawał sobie pytanie, co by mogło między nimi być, gdyby nie przyłączył się do Śmierciożerców.
Najlepszy wątek miłosny w serii.

Napisany przez: Wandmaker 31.07.2007 18:53

Jeśli chodzi o Snepa to jest to postac moim zdaniem typowo romantyczna. Ale mi jak najbardziej to odpowiada. Postac wielka z której strony by nie spojrzec.

Napisany przez: Ania* 31.07.2007 22:55

QUOTE
A Ron może faktycznie najpierw zajął się bratem w depresji, a potem stał się aurorem.


No też się nad tym zastanawiałam... Bo pogodzić sklep z z dowcipami i pracę aurora? Trochę trudne. Jolaśka nie powiedziała wprost, że Ron pracował na stałe ani że był aurorem, tylko "Harry i Ron zrewolucjonizowali 'aurorstwo'", ale mogłaby nam to sklaryfikować ;] No i Luna - Rowling w wywiadzie pierwszym podawała, że nie wyklucza jej związku z Nevillem, w DH zresztą była tak jakby z Deanem, a tutaj okazuje się, że hajtnęła się z wnukiem Newta Skamandera xD

Napisany przez: owczarnia 01.08.2007 01:22

http://www.msnbc.msn.com/id/20035573/? Aż mi się wierzyć nie chce wink2.gif.

Napisany przez: anagda 01.08.2007 11:50

QUOTE
“I don’t really see him as a hero,” Rowling said. “He’s not an unequivocally good character … He’s a complicated man.”


To mi się najbardziej podoba. Potwierdza moje zdanie, że nie był ani dobry, ani zły :]

Napisany przez: kkate 01.08.2007 12:05

QUOTE
“I don’t want to encourage teenage pregnancies,


cóż xD

Ania, jak to Luna była z Deanem? sądzę, że się tylko mogli zaprzyjaźnić...

Co do Snape'a... no fakt, Rowling wyjaśnia, że nie można go w żaden sposób klasyfikować ani jako 'dobrego', ani 'złego'. Po 6 tomie część osób przypinało mu łatkę 'złego', nie zastanawiając się głębiej nad jego postępowaniem. A przynajmniej nie tłumacząc go miłością do Lily... a teraz co się okazało?

Ahhh. Fascynujące ^^

Napisany przez: Katon 01.08.2007 12:16

QUOTE(Mione @ 31.07.2007 18:19)
I proszę- James był zazdrosny  biggrin.gif w sumie tłumaczy to jego zachowanie. Nie usprawiedliwia, lecz tłumaczy.
*



Właściwie to tłumaczy. Nigdy nie byłaś zazdrosnym facetem to nie wiesz. Hehe.

Napisany przez: owczarnia 01.08.2007 12:24

Hehe, zazdrosne kobiety są chyba jeszcze gorsze, więc wiemy wink2.gif.

Napisany przez: Ania* 01.08.2007 13:27

Kasia, Dean raz ją chwycił za rękę, czytałam jeszcze na innych forach coś o tym - ale możliwe, że to w większym stopniu moje (i innych) dopowiedzenie/

Napisany przez: owczarnia 01.08.2007 13:39

No na pewno dopowiedzenie, zwłaszcza że Rowling sugerowała, że "być może" mogło coś być między Luną a Nevillem raczej. Jednakowoż Luna jest szczęśliwie zamężna z wnukiem tudzież prawnukiem samego Newta Scamandera, jak mieliśmy się niedawno okazję dowiedzieć z ust tejże samej J.K. Rowling smile.gif.

Napisany przez: kkate 01.08.2007 14:51

No tak, a szkoda, mogliby z Neville'm stworzyć ciekawą parę smile.gif

Napisany przez: PrZeMeK Z. 01.08.2007 15:00

A ja ten "extended epilogue" częściowo ignoruję i dla mnie Luna jest z Nevillem. smile.gif

Napisany przez: Ania* 01.08.2007 15:21

Dla mnie też wink2.gif

Napisany przez: Katon 02.08.2007 01:00

A dla mnie nie, bo tak już jest w życiu, że pewne oczywiste rzeczy w oczywisty sposób się jednak nie stają. I podoba mi się, że JKR też o tym wie. Pewne ludzkie drogi po prostu się czasem rozchodzą.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 02.08.2007 01:11

I o tym właśnie mówiłem, pisząc, do czego doprowadzi rozszerzony epilog.
To nie wyrzut, stwierdzam fakt.

Napisany przez: Pszczola 02.08.2007 15:31

Cóż, jest deska ratunku dla zwolenników pary Neville/Luna. Nikt nie wie, kim byli jego dziadkowie.


Brakowało mi w serii o Potterze II Wojny Światowej. Tyle ważych dla fabuły wydarzeń miało miejsce w latach czterdziestych, a o wojnie cisza. Jeden Frank co z walk wrócił, mi nie wystarcza. Może mamy się domyślać, że Grindelwald maczał w wojnie palce? Ale nie ma podstaw, by tak myśleć. Rowling kiedyś dała do zrozumienia, że w tamtym okresie historie mugoli i świata magicznego się łączą. Czy połączenie ma polegać tylko na tym, że my walczyliśmy z Hitlerem, a magiczni z Grindelwaldem?

Napisany przez: Katon 02.08.2007 16:30

No jeśli jest gdzieś fajna przestrzeń dla fanfików to tu właśnie, nie zaś w miłościach Skoriusa Malfoya do syna Rona i Hermiony.

Napisany przez: voldzia 07.08.2007 11:17

Obiecałam, że odpiszę Przemkowi, ale ponieważ Rowling na czacie wyczerpała temat Snape'a nie widzę potrzeby.

Napisany przez: Katarn90 07.08.2007 11:22

QUOTE(Pszczola @ 02.08.2007 17:31)
Cóż, jest deska ratunku dla zwolenników pary Neville/Luna. Nikt nie wie, kim byli jego dziadkowie.


Brakowało mi w serii o Potterze II Wojny Światowej. Tyle ważych dla fabuły wydarzeń miało miejsce w latach czterdziestych, a o wojnie cisza. Jeden Frank co z walk wrócił, mi nie wystarcza. Może mamy się domyślać, że Grindelwald maczał w wojnie palce? Ale nie ma podstaw, by tak myśleć. Rowling kiedyś dała do zrozumienia, że w tamtym okresie historie mugoli i świata magicznego się łączą. Czy połączenie ma polegać tylko na tym, że my walczyliśmy z Hitlerem, a magiczni z Grindelwaldem?
*



Może chodziło o to, że premier mugoli Churchill (pewnie jak każdy, wiedział o czarodziejach) używał ich pomocy, aby wygrać?
Albo Grindelwald to Hitler tongue.gif

Napisany przez: Zeti 07.08.2007 12:10

Gellert Grindelwald (ca. 1847-1998) is a fictional character within the Harry Potter series written by British author J. K. Rowling. He is a Dark wizard mentioned in Harry Potter and the Philosopher's Stone, but he is unseen until the final book, Harry Potter and the Deathly Hallows.

Early life

Grindelwald attended the wizarding school Durmstrang from which he was expelled in his sixth year for his "twisted experiments". After Durmstrang, he went to live with his great-aunt Bathilda Bagshot in Godric's Hollow. That is when the following events occurred:

In Harry Potter and the Deathly Hallows it was revealed that Grindelwald was an adolescent friend of Albus Dumbledore and that the two of them planned to establish a new world order, where wizards would rule over Muggles. Another one of their goals was to seek out the three fabled Deathly Hallows. However, Aberforth Dumbledore argued against these plans, because he feared their grand ambitions would leave the third disabled Dumbledore sibling, Ariana, abandoned. The argument culminated in a three-way battle between Albus, Aberforth, and Grindelwald. Ariana was inadvertently killed by one of them. Henceforth, Albus ended his relationship with Grindelwald who subsequently committed many terrible acts after finding one of the Hallows, the Elder Wand, in order to gain power, but these seem to have been restricted to central and eastern Europe, as he is relatively unknown in Britain.

Defeat by Albus Dumbledore

After Grindelwald's rise to power, Dumbledore delayed meeting him again for several years due to his fear of being confronted with his sister's death and the fact he himself might have been the one to have accidentally killed her. Both wizards were highly intelligent and skilled in battle, and those who witnessed the battle say that no wizarding duel ever matched that of Dumbledore and Grindelwald in 1945. Grindelwald, who at the time possessed the supposedly unbeatable Elder Wand, lost to Dumbledore. Grindelwald had stolen the wand from Gregorovitch, a European wandmaker, however he was recognised by the wand due to his use of a stunning curse on Gregorovitch [red being the colour of most stunning spells in the books] as he fled. It is necessary that Grindelwald became the master of the wand for it to have passed on through Dumbledore as it does.

After Dumbledore defeated Grindelwald, the defeated dark wizard was imprisoned in Nurmengard for the next 53 years; Nurmengard is a prison Grindelwald himself had built for his opponents. He remains there until the events of Harry Potter and the Deathly Hallows when Voldemort arrives, seeking the Elder Wand. Grindelwald lies and informs him with a smile that he never owned the wand. Voldemort then kills him in rage. Grindelwald shows no fear when Voldemort threatens him, and Dumbledore suggests that in his later years Grindelwald had felt remorse for his evil actions. In the chapter King's Cross, Harry suggests to Dumbledore, using his ability to see things through Voldemort's eyes, that Grindelwald lied to Voldemort in order to prevent him from breaking into Dumbledore's tomb, where he knew the Elder Wand lay.

Impact on the Wizarding World

Grindelwald's name is clearly well known in the wizarding world. His name is first mentioned on Albus Dumbledore's Chocolate Frog card which notes that Dumbledore defeated Grindelwald in 1945.

It is revealed that Grindelwald's actions have caused many deaths that have greatly affected the students of Durmstrang, including Viktor Krum. As a result, Grindelwald and anything associated with him (including the symbol of the Deathly Hallows) is universally hated at that school. According to at least one review of the novel, Grindelwald and his symbol of the Deathly Hallows are used by Rowling to present a Nazi Germany-like atmosphere, being similar to Hitler in that they were both Germanic, defeated in 1945 and held prison camps to suppress their enemies.[1] They also both used ancient symbols to represent themselves, which eventually became more associated with them than with their original meaning.

Grindelwald is a Germanic name: Grindel means "Bolt" and Wald means "Forest". The name Grindelwald also bears a resemblance to the legendary Grendel who was defeated by Beowulf. Gellert or Gellért is the Hungarian version of Gerard.

Napisany przez: Pszczola 08.08.2007 22:16

...and? Zresztą z kilokoma punktami średnio się zgadzam, ale nieważne.

Mnie nadal brakuje przeplatającej się wojny. Wiadomo, że Grindelwald swoje, a Hitler swoje, ale nie wierzę, że świat magiczny nie ucierpiał z powodu walk mugoli. Najpierw hitleryzm, potem stalinizm. A czarodzieje zdają się nie mieć o niczym pojęcia. Uważam, że największą wadą książek Rowling jest tak drastyczne odseparowanie naszych światów, mimo istnienia wielu Muggle-born. Pewnych rzeczy nie da się zignorować. Pal sześć choćby literaturę (nie rozumiem, dlaczego czarodzieje nie mieliby znać niektórych mugolskich dzieł), ale nie wierzę, że historie obu światów się nie mieszały po XVII wieku.
Skoro jest tak wiele mieszanych społeczności jak w Dolinie Gordyka, na pewno w razie niebezpieczeństwa sąsiedzi ratowali sąsiadów. Dzieci z magicznymi zdolnościami rodziców i znajomych. A dlaczego np. jakiś dyktator nie miałby współpracować z żądnym włądzy czarodziejem? Albo dlaczego dla wspólnego bezpieczeństwa wojsko jakiegoś kraju nie miałoby w sekrecie współpracować z magiczną społecznością? Po CO możemy sądzić, że czarodzieje są patriotami i śpiewają jak najbardziej mugolskie hymny narodowe.
Cóż, winę możemy zwalić na Harry'ego (w końcu to jego oczami widzimy świat). Ale rzeczywiście, fani ff mają szerokie pole do popisu.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 08.08.2007 22:30

Ja sądzę, że Rowling bała się poruszania (wciąż świeżej i trudnej) historii. Tak jak zdecydowała unikać konkretnej religii, tak samo wolała nie dopisywać czarodziejów do Hitlera i Stalina. Mogłoby to zostać źle odebrane - tak jakby "usprawiedliwiała" dyktatorów, czyniąc ich tylko zabawkami w rękach czarodziejów (czy nawet współpracownikami czarodziejów). Ktoś, kogo dziadkowie zginęli w Oświęcimiu, mógłby poczuć się niemile dotknięty informacją, że pomysł obozów zagłady podsunął Hitlerowi Grindelwald. Przecież to brzmi jak szydzenie z tragedii.
Fanfiki to oczywiście inna para kaloszy.

Napisany przez: Pszczola 08.08.2007 22:54

A kto o czymś takim mówi? Poza tym Grindelwald nie zamykał w obozach mugoli ani muggle-born.
Ale nie wierzę, że np. czarodzieje nie bronili ojczyzny na wojnie! Swoich domów, przyjaciół. Ale to już inna bajka.

Napisany przez: Ramzes 08.08.2007 23:44

Ale na jakiej wojnie? Właśnie przez te siedem tomów Rowling robiła wszystko, żeby pokazać, że mugole i czarodzieje jeśli nie musieli nie mieszali się do swoich światów, tylko żyli we własnych. Minister Magii i premier Wlk Brytanii kontaktowali się średnio raz na rok! Nie wyobrażam sobie, żeby na wojnie mugole i czarodzieje połączyli swoje siły i walczyli z nazistami. Chyba, że wśród nazistów byli czarodzieje, ale w tym momencie wkraczamy na naprawdę grząski teren. Faktycznie ogromne pole do wykazania się talentem literackim dla fanów biggrin.gif

Napisany przez: Pszczola 08.08.2007 23:47

Wiesz, jak bomby spadają ci na głowę, a twój kraj jest zagrożony okupacją, magiczny, czy nie, ale będziesz ojczyzny bronił. Nawet jeśli mugole pomocy by nie zauważali. Tak przynajmniej mi się wydaje.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 08.08.2007 23:55

Ja myślę, że wyglądało to podobnie jak w VII tomie, gdy czarodzieje ukrywali znajomych mugoli albo rzucali na nich zaklęcia ochronne. Nie sądzę, by magia pozwalała przeżyć bombardowanie. Zbyt wiele się wówczas dzieje, by wystarczyło czasu i opanowania na osłanianie się czarami.
A co do patriotyzmu, to czarodzieje zdają się go wykazywać tylko podczas Mistrzostw Świata w quidditchu. smile.gif Oni żyją "wewnątrz" społeczeństwa, ale są odrębną grupą, więc chyba nie bardzo się identyfikują ze swoim krajem.
Zresztą jest ich na tyle mało, że nie zrobiliby AŻ TAK wielkiej różnicy. Po drugiej stronie też byliby czarodzieje smile.gif

Napisany przez: Ramzes 09.08.2007 00:08

O właśnie, zgodzę się z Przemkiem. Myślę, że używali zaklęć ochronnych i tyle. W ten sposób raczej na pewno czarodzieje pomagali mugolom (a przynajmniej część z nich), bo czynnie w walce...? Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Zapewne większość mówiła "To ich wojna, nam nic do tego".


Napisany przez: Pszczola 09.08.2007 00:29

No, ci z manią czystości krwi na pewno specjalnie się nie przejmowali, że miliony mugoli tracą życie.

Właśnie przez te Mistrzostwa Świata się czepiam. Albo zupełnie się odcinamy od mugoli, albo jednak z nimi dzielimy np. hymny narodowe i umiłowanie do ojczyzny. A jak GB była wielkim imprerium to co? Byli czarodzieje kolonialni? Uznawali decyzje mugoli? A może też walczyli o swoje terytoria przez wieki?
Poza tym inny ważny problem nie został zgłębiony, choć został zarysowany. Rozłam rodzin. Małżeństwa się rozpadają, dzieci, choć nie w złej wierze, odcinają się od rodziców, skłócone rodzeństwa. Też dobre pole do popisów fanfickowych ;).
Świat Rowling jest świetnie wykreowany, ale czasami brakuje mi w nim trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość. Choć z drugiej strony właśnie to odróżnia HP od innych książek fantasy. Naprawdę śledzimy akcję oczami dorastającego chłopca, który nie zastanawia się nad tymi zagadnieniami, bo ma wystarczająco innych problemów na głowie. W innych przypadkach mamy do czynienia z niewinnymi bohaterami, którzy pod wpływem okropności tego świata i licznych rozważań filozoficzno-egzystencjalnych, dojrzewają, dorastają, a czytelnik się zastanawia dlaczego nastolatek nagle myśli i mówi jak staruszek, który czuje ciężar tego świata na wątłych ramionach. Harry jest przynajmniej normalnie rozwijającym się chłopcem, który potrafi się śmiać, mimo oczywistych tragedii w jego życiu.
Więc resztę możemy dopowiedzieć sobie sami.

Napisany przez: owczarnia 09.08.2007 04:52

QUOTE(PrZeMeK Z. @ 08.08.2007 23:55)
A co do patriotyzmu, to czarodzieje zdają się go wykazywać tylko podczas Mistrzostw Świata w quidditchu. smile.gif
*


Czy ja wiem czy to można nazwać patriotyzmem?... Wydaje mi się, że to bardziej chodziło o kibicowanie "swojakom". A z pewnością Irlandczycy są bardziej swojscy dla Brytyjczyków niż tacy, na przykład, Bułgarzy wink2.gif. Jest to pewien specyficzny patriotyzm, ale chyba nie w klasycznym tego słowa rozumieniu.

Napisany przez: Katon 09.08.2007 12:05

Nie no, zasięg Ministerstwa Magii pokrywa się z obszarem Wielkiej Brytanii. Te światy są jednak jakos kompatybilne, a angielscy czarodzieje czują się Anglikami, bez przesady. Gdyby było inaczej nie mielibyśmy żadnej Bułgarii tylko np. na jej terenie fragment Wielkiej Czarodziejskiej Porty Otomańskiej, Rumunia byłaby zjednoczonym z Węgrami magicznym Siedmiogrodem, a na terenie Polski byłyby trzy ministerstwa magii. A jednak tak nie jest. Świat magiczny dośc płynnie dopasowuje się do świata mugolskiego. W pewnym sensie jednak mu podlega.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 09.08.2007 12:13

QUOTE
a na terenie Polski byłyby trzy ministerstwa magii

Newykluczone, że tak jest. ;]

Owczarnio - to miałem na myśli.

Napisany przez: Zeti 09.08.2007 13:20

QUOTE
Nie no, zasięg Ministerstwa Magii pokrywa się z obszarem Wielkiej Brytanii.


Nie do końca. Zdaje się, że pod rządami MM znajduje się Irlandia. Dlaczego np. w siedzibie MM znajduje sie Irlandzka Liga Quidditcha?

Napisany przez: PrZeMeK Z. 09.08.2007 13:21

Może chodziło o Irlandię Północną.

Napisany przez: Ramzes 09.08.2007 13:34

QUOTE
Departament Magicznych Gier i Sportów, z Siedzibą Główną Brytyjskiej i Irlandzkiej Ligi Quidditcha..."

HP i ZF, str. 148
Chyba faktycznie chodzi tutaj o Irlandię Północną, bo jak wiadomo należy ona do Zjednoczonego Królestwa i bardzo wiele wspólnego ma z Wielką Brytanią, a więc w tym momencie też raczej te departamenty miałyby siedzibę w jednym miejscu.

Napisany przez: Zeti 09.08.2007 15:13

A jak jest w oryginale? Ja jednak odnoszę wrażenie, ze w magicznym świecie Irlandia i UK to jedno i to samo państwo. Chociaż dlatego, ze Seamus jako Irlandczyk, chodzi do Hogwartu, a poza tym, gdyby chodziło o Irlandię Północną to byłby to Departament Magicznych Gier i Sportów, z Siedzibą Główną Brytyjskiej i Północnoirlandzkiej Ligi Quidditcha Anglicy mają hopla z takimi nazwami. W ogóle całą specyfika Zjednoczonego Królestwa jest taka, ze Irlandię uważa sie z jedną z części Królestwa, która tymczasowo, jest innym państwem. A i Irlandia Północna nie miałaby osobnego Departamentu, bo gdyby tak było, to i Szkocja i Walia musiały by mieć. I nie był by to Departament Magicznych Gier i Sportów, z Siedzibą Główną Angielskiej, Walijskiej, Szkockiej i Północnoirlandzkiej Ligi Quidditcha

Napisany przez: Ramzes 09.08.2007 15:39

W oryginale jest

QUOTE
Department of Magical Games and Sports, incorporating the British and Irish Quidditch League Headquarters...

Już sam nie wiem teraz, ale chyba zmienię jednak zdanie. Nie chodzi o Irlandię Północną, ani o Irlandię jako państwo, tylko o Irlandię jako wyspę. Tak samo została potraktowana Wielka Brytania- jako wyspa, bo nie ma podziału jak zauważył Zeti na Anglię, Walię i Szkocję. Na tych dwóch wyspach jest pięć państw, tymczasem są dwa departamenty, to chyba świadczy za tym, że w tym momencie odnoszą się one do wysp.

Odnośnie traktowania Irlandii i UK tak samo- tam są zbyt duże antagonizmy między nimi, żeby tak po prostu mogli być traktowani tak samo. Być może Rowling chciała tego uniknąć i pokazać, że to nie ma znaczenia, ale nie sądzę, żeby Irlandczycy ot tak zgodzili się, że są w jednym państwie z Anglikami.

Napisany przez: owczarnia 09.08.2007 16:19

QUOTE(Katon @ 09.08.2007 12:05)
Nie no, zasięg Ministerstwa Magii pokrywa się z obszarem Wielkiej Brytanii. Te światy są jednak jakos kompatybilne, a angielscy czarodzieje czują się Anglikami, bez przesady. Gdyby było inaczej nie mielibyśmy żadnej Bułgarii tylko np. na jej terenie fragment Wielkiej Czarodziejskiej Porty Otomańskiej, Rumunia byłaby zjednoczonym z Węgrami magicznym Siedmiogrodem, a na terenie Polski byłyby trzy ministerstwa magii. A jednak tak nie jest. Świat magiczny dośc płynnie dopasowuje się do świata mugolskiego. W pewnym sensie jednak mu podlega.
*


Po części masz rację, ale tylko po części (chyba). Jak słusznie tu już ktoś zauważył, Anglicy Anglikami, ale gdzie Szkoci, Walijczycy, Irlandczycy? Czyli jedno z dwojga: albo świat czarodziejski nie przenosi na siebie mugolskich antagonizmów*, albo jednak nie do końca respektują mugolskie podziały administracyjne. W pewnych granicach przypuszczalnie muszą je respektować, bo to wygodne ze względu na politykę ukrywania się i po prostu łatwiejsze.


*I tu można dość ciekawie rozwinąć wątek religijny w książkach w tym aspekcie.

Napisany przez: Pszczola 09.08.2007 21:13

Cóż, czarodzieje jako społeczność mniejsza od mugoli, muszą sobie jakoś radzić. Wyspy brytyjskie są ogromne! Mamy tu jeden Hogwart. Francja jest dużym państwem. Ale kto wie? Może dzieci z państw Beneluxu też uczęszczają do Beauxbatons (pewnie Benelux ma też jedno Ministerstwo, tak małe państwa wchodzą w jego skład)? Nie sądzę by Durmstrang znajdował się w Bułgarii, chyba że pani Rowling ma problemy z geografią, więc państwa Europy Środkowo-Wschodniej pewnie też należą do jakiejś magicznej Unii, choć ministerstwa pracują samodzielnie. Wszystko z powodów administracyjnych i ukrywania się przed mugolami. Ale śmiem twierdzić, że czarodzieje z poszczególnych krajów, jak najbardziej są przywiązani do miejsca urodzenia. Raz, Szkocja, Walia i Anglia mają oddzielne drużyny (kraje te ze sobą w pokoju współpracują, ale i Szkot, i Walijczyk, i Irlandczyk za Anglikiem nie przepadają, ale jak przychodzi co do czego, bronią honoru Wielkiej Brytanii jako takiej). Myślę, że w przypadku tych Mistrzostw chodziło o Irlandię Północną, ponieważ Bill (chyba on) wymienił wszystkie pokonane brytyjsie kraje oprócz Irlandii. Ponieważ większość Irlandczyków chętnie widziałoby się w roli obywateli suwerennego państwa ze stolicą w Dublinie, ci z północnej części (a nawet z Republiki Irandii, jak naród to naród), jak Seamus, są obwieszeni zielonymi ozdobami i pytają z nieufnością, komu Anglicy (Harry, Ron, Hermiona) właściwie kibicują. I dla przypomnienia, oficjalna nazwa Wielkiej Brytanii: the United Kingdom of Great Britain and Northern Irleand (bo w końcu wyspy nie te same ;))
A profesor McGonagall? Szkotka do szpiku kości. "Mc", czyli pochodzi z jakiegoś klanu (chociaż Szkotka Rowling powinna napisać "Mac"...), kultywuje tradycje swego kraju i wszędzie nosi szkocką kratę.
Dla Rowling te subtelne różnice w przywiązaniu do swego kawałka Wysp są naturalne i naturalnie wplata je w książki. Co każe mi przypuszczać, że czarodzieje jak najbardziej patriotyzm w krew wpisany mają. A przynajmniej silne poczucie narodowości.

Napisany przez: Zeti 09.08.2007 22:13

QUOTE
Anglicy (Harry, Ron, Hermiona)

Ale Ron jest Walijczykiem. Chyba, że źle zrozumiałem DH

Napisany przez: Ramzes 09.08.2007 22:20

Było tam coś takiego?? unsure.gif

Napisany przez: Zeti 09.08.2007 22:27

na pewno było coś o Walii. Niestety nie mam książki, byłem tak głupi, i nie kupiłem, tłumaczyłem z egzemplarza koleżanki, więc nie mogę sprawdzić. Z resztą wioska w której mieszkał Ron ma walijską nazwę.

Napisany przez: Ginnusia 09.08.2007 22:40

Na pewno jest to, że Ron mieszka na południu UK, ale czy coś więcej, to nie pomnę.

Napisany przez: Pszczola 09.08.2007 22:44

The Burrow jest za blisko Little Whinging i Londynu (na południe od stolicy)! O czym świadczą liczne podróże samochodami, czy to w powietrzu, czy to drogami (zarówno z magiczną pomocą jak i zwykłą mugolską taksówką). Trio na pewno w Walii przez jakiś czas koczowało, ale jeżeli już o rodzinie mowa, czy tam przypadkiem nie mieszkał wujek Rona od Ponuraka?

Napisany przez: owczarnia 10.08.2007 00:42

user posted image

Nora to ten ostatni domek, na samym dole. W górę kolejno: Little Whinging, Londyn, Little Hangleton no i Hogwart, ale to wiadomo bo podpisany. Na morzu oczywiście Azkaban. Te czerwone potrójne to stadiony Quidditcha, takie profesjonalne. A te malutkie "Q" to lokalne drużyny tegoż sportu smile.gif.

Napisany przez: Zeti 10.08.2007 10:44

No to się trochę pomyliłem, Ron mieszka w Kornwalii, i jest Anglikiem.

Napisany przez: hazel 16.08.2007 23:49

Wrócę jeszcze na chwilę do kwestii zależności/niezależności świata magicznego i mugolskiego. Moim zdaniem dużą wskazówką jest tu nazwa "Ministerstwo Magii". Nie "Magiczny Rząd" czy coś w tym stylu, ale właśnie ministerstwo, co wskazuje na przynależność do jakiejś większej struktury, moim zdaniem właśnie do mugolskiego aparatu władzy.

Z drugiej strony, sam Minister Magii zdaje się nie odpowiadać bezpośrednio przed mugolskim premierem, ale może to być kwestia postępującej separacji tych dwóch światów.

Napisany przez: Zwodnik 17.08.2007 00:49

Odrobinkę mylące. Zależy, jak rozumieć termin ministerstwo. Bo z jednej strony niby jest to instytucja, która zajmuje się określoną...w tym wypadku grupa ludzi, a nie np. dziedzina aktywności państwa. Z drugiej naprawdę wątpię, żeby miało jakiekolwiek powiązanie z mugolskim rządem. Z pewnością jest autonomiczne, bo nikt po mugolskiej stronie nie ma wpływu na ministerstwo magii. Nawet przepis mówiący o tym, że minister magii musi poinformować premiera mugoli o przywozie do kraju niebezpiecznych stworzeń wydaje się pochodzić raczej z magicznej strony.

Ale nie zagłębiałbym się w to zbyt mocno. Tak jak Katon gdzieś kiedyś napisał, bezsens goni bezsens, a sprzeczność goni sprzeczność w relacjach światów czarodziejów i mugoli. Ten świat to tylko tło - scenografia, powiedziałbym.. I tak jak scenografia, nie musi być kompletna. Włażenie za kulisy nie jest dobrym pomysłem. Nie wtedy, kiedy mamy się rozczarowywać, że to jeziorko jest namalowane a ten zamek jest ze styropianu.

Ot, zebrało mi się na porównania o pierwszej w nocy smile.gif

Napisany przez: elbartek 23.08.2007 16:08

mi brakowało dziadkow harry'ego i w epilogu wiecej o hogwarcie bo przeciez jedynym nauczycielem o ktorym wiemy to neville. nie wiemy kim jest dyrektor, nie wiemy takze kto jest minstrem magii (byc moze kingsley ale on mial byc ministrem 'tymczasowo'.)

Napisany przez: Zeti 23.08.2007 16:46

W jakim sensie brakowało ci dziadków Harrego?

Napisany przez: Skaterin 23.08.2007 16:55

QUOTE(elbartek @ 23.08.2007 16:08)
mi brakowało dziadkow harry'ego i w epilogu wiecej o hogwarcie bo przeciez jedynym nauczycielem o ktorym wiemy to neville. nie wiemy kim jest dyrektor, nie wiemy takze kto jest minstrem magii (byc moze kingsley ale on mial byc ministrem 'tymczasowo'.)
*



był swego czasu na foprum wywiad z Jo, w ktorym informowala nas, ze to Kingsley jest MM.

Napisany przez: Zeti 23.08.2007 17:06

A to kim jest dyrektor, też mnie intryguje. Ale gdzieś czytałem, że jest to zupełnie nowa osoba. Na pewno nie Minerwa.

Napisany przez: Ginnusia 23.08.2007 17:06

Dziadkowie Harry'ego to jest temat-zagadka. Jego rodzice zginęli, mając lat 21, zatem ich rodzice mieli wtedy te 40-50. Nie jest to typowy wiek na umieranie, a o dziadkach ani słowa. Wiem, że do fabuły niezbędne było wredne wujostwo, niemniej jednak brak dziadków jest podejrzany. smile.gif
JKR chyba mówiła w wywiadzie, że kiedy młode pokolenie OBHWF ruszyło do Hogwartu, Minerwa była już na emeryturze, a dyrektorem był ktoś nam nieznany.

Napisany przez: Zeti 23.08.2007 17:09

http://www.hp-lexicon.org/wizards/potter.html

Napisany przez: Ginnusia 23.08.2007 17:17

No dobra, ale i tak zostają nam jeszcze Evansowie...

Napisany przez: Zeti 23.08.2007 17:25

No tak. Evansowie. Oni jeszcze powinni żyć. Ale jakoś Dursleyów nie odwiedzali. Ale chyba nie zyją, bo jakby żyli, to przecież Petunia inaczej traktowałaby syna ulubionej córki swoich rodziców. Albo Harry trafiłby do Evansów. Sam Dumbledore mówił, ze Dursleyowie to ostatni żyjący krewni Harrego.

Napisany przez: owczarnia 23.08.2007 20:08

Dziadkowie Harry'ego nie żyją, jedni i drudzy, Rowling dawno (w 2004 roku) już to powiedziała. I że nie było w ich śmierci nic niezwykłego. Chodziło po prostu o to, że Harry miał być zupełnie sam, nie licząc oczywiście wujostwa, ale wujostwo trudno nazwać bliskimi mu osobami.

Napisany przez: Ginnusia 23.08.2007 20:28

Dobrze wiedzieć. To jest jednak przewaga książek nad wywiadami, że nie każdy wywiad z JKR się czytało i się pamięta. I ja rozumiem, oczywiście, zagranie fabularne, niemniej jednak prawdopodobieństwo, że współczesne niemowlę nie ma żadnego z dziadków, jest dość nikłe. Ale to nie jest w sumie zarzut, bo Dursleyowie są tam potrzebni.

Napisany przez: owczarnia 23.08.2007 20:32

http://www.accio-quote.org/ - niezwykle przydatna stronka smile.gif. Dzieło geniuszu, rzekłabym.

Napisany przez: Beja 26.01.2008 12:02

Od pewnego momentu książki wkurzałam się na Harry'ego, bo myślałam jest palantem i nie widzi - pomimo wielu wskazówek - że diadem Roweny to ten sam diadem, który miała Fleur na swoim ślubie. Okazało się jednak,że nie - to Harry miał rację. To po co to nawiązywanie i porównywanie horkruksa z diademem Fleur? dry.gif

Napisany przez: PrZeMeK Z. 26.01.2008 12:11

No żeby zmylić czytelnika właśnie. Gdybyś wszystko rozgryzła zbyt wcześnie, nie byłoby zaskoczenia smile.gif

Napisany przez: Zeti 26.01.2008 15:01

Z całą pewnością 'mam ich więcej' to nie to samo co 'I have more'. Ale to i tak moja ulubiona scena z walki. I biurka McGonnagal.

Severus Snape jest postacia mistrzowsko stworzona przez Rowling. I Dumbledore oczywiscie też.

Napisany przez: owczarnia 26.01.2008 17:34

QUOTE(Zeti @ 26.01.2008 14:01)
Z całą pewnością 'mam ich więcej' to nie to samo co 'I have more'. Ale to i tak moja ulubiona scena z walki. I biurka McGonnagal.
*


Eee... A dlaczego? Chodzi o kule i Trelawney, z tego co pamiętam?...

Napisany przez: Zeti 26.01.2008 18:37

Znaczenie to samo, ale brzmienie "I have more" jest o niebo lepsze. Czyli jednak nie to samo uczucie przy czytaniu.

Napisany przez: em 26.01.2008 18:44

oj no ale to jest generalna uwaga na temat przyjemności z czytania po angielsku, Zeti ^^

PS ja się po polsku nie tykam... przeczytałam tylko słowniczek i fragmenty epilogu, i więcej chyba nie chcę smile.gif

Napisany przez: Zeti 26.01.2008 19:00

QUOTE
oj no ale to jest generalna uwaga na temat przyjemności z czytania po angielsku, Zeti ^^

Po prostu lepiej brzmi.

I coś nie jest tak w tej ostatniej piosence Irytka, coś mi w niej nie pasuje, a nie mam przy sobie DH, zeby sprawdzić co.

Napisany przez: Ginnusia 26.01.2008 19:08

A jak brzmi ostatnia piosenka Irytka?

Napisany przez: abstrakcja 27.01.2008 13:57

Aaa... niedawno skończyłam czytać i jest mi cholernie smutno. ;( W telewizji nas nie okłamali mówiąc, że jak skończymy czytać 7 tom, poczujemy się jakby zakończył się pewien etap w naszym życiu. Bo tak się teraz właśnie czuję.

A czego mi brakowało?
Jakiejś większej roli odgranej przez Minerwę McGonagall. Przecież to ona zawsze pełniła rolę zastępcy dyrektora, zawsze wydawało mi się, że Dumbledore jej ufał niemal bezgranicznie. A tymczasem on wolał powierzać najważniejsze i najbardziej odpowiedzialne zadania Snape'owi i Harry'emu. Dziwne było przede wszystkim to, że nie odeszła z Hogwartu po tym jak Snape został dyrektorem, że nie przyłączyła się do Zakonu ani do walki odpowiednio wcześniej. Przez całą książkę wyczekiwałam kiedy w końcu się pojawi, były takie momenty, że nawet zastanawiałam się, że ona już pewno nie żyje, pewno ją zamordowali i w następnym rozdziale dowiem się dokładnie, jak.
Po przeczytaniu 6 tomu byłam pewna, że to Minerwa obejmie panowanie nad Zakonem, że to ona zacznie dyrygować defensywą.

I... śmierć Lupina i Tonks. Była mniej poruszona niż sprawa śmierci Zgredka. :/

A końcówka faktycznie okrojona dosyć.
Jak mi się coś przypomni , to dopiszę.

Napisany przez: Ginnusia 27.01.2008 15:26

QUOTE(abstrakcja @ 27.01.2008 15:57)

Jakiejś większej roli odgranej przez Minerwę McGonagall. Przecież to ona zawsze pełniła rolę zastępcy dyrektora, zawsze wydawało mi się, że Dumbledore jej ufał niemal bezgranicznie. A tymczasem on wolał powierzać najważniejsze i najbardziej odpowiedzialne zadania Snape'owi i Harry'emu. Dziwne było przede wszystkim to, że nie odeszła z Hogwartu po tym jak Snape został dyrektorem, że nie przyłączyła się do Zakonu ani do walki odpowiednio wcześniej.
*



Była w Hogwarcie po to, by maksymalnie chronić uczniów. Minerwa nie jest człowiekiem walki, więc pełniła swoją funkcję jak umiała najlepiej.

Napisany przez: abstrakcja 27.01.2008 21:07

QUOTE(Ginnusia @ 27.01.2008 15:26)
QUOTE(abstrakcja @ 27.01.2008 15:57)

Jakiejś większej roli odgranej przez Minerwę McGonagall. Przecież to ona zawsze pełniła rolę zastępcy dyrektora, zawsze wydawało mi się, że Dumbledore jej ufał niemal bezgranicznie. A tymczasem on wolał powierzać najważniejsze i najbardziej odpowiedzialne zadania Snape'owi i Harry'emu. Dziwne było przede wszystkim to, że nie odeszła z Hogwartu po tym jak Snape został dyrektorem, że nie przyłączyła się do Zakonu ani do walki odpowiednio wcześniej.
*



Była w Hogwarcie po to, by maksymalnie chronić uczniów. Minerwa nie jest człowiekiem walki, więc pełniła swoją funkcję jak umiała najlepiej.
*



Ale... czemu ona nic nie wiedziała? ;/ Czemu Dumbledore jej nie zaufał [bo chyba dowiodła wiele razy, że jest godna zaufania], a prawdą podzielił się tylko z Harrym i Snape'em? I to też rozdał każdemu tylko po połowie? Gdyby Snape zginął z rąk Voldemorta, Harry nie dowiedziałby się nigdy o tym że jest horkruksem. I nie wykonałby swojego zadania tak, jak należy. Czy Dumbledore nie mógł tego jakoś przewidzieć? :/ Czy nie mógł powiedzieć tego Harry'emu OD RAZU? :/ Zwykły szczęśliwy zbieg okoliczności, że Harry akurat wtedy był we Wrzeszczącej Chacie. ;]

Co mnie jeszcze wkurzyło?
Punkt kulminacyjny. Avada kedavra vs Expelliarmus. Takie to było krótkie, takie szybkie. A czekałam na to od 3 klasy szkoły podstawowej. Myślałam, że sam ich ostateczny pojedynek zajmie ze 2 rozdziały. :]

Napisany przez: PrZeMeK Z. 27.01.2008 21:13

O finałowym pojedynku już dyskutowaliśmy, Abstrakcjo. Poszukaj, gdzieś tutaj to być powinno.
A tak na szybko napiszę tylko - przecież doskonale wiesz, że umiejętności Voldemorta są tak wielkie, że nawet Dumbledore - największy czarodziej swoich czasów - ledwie dawał mu radę. NAPRAWDĘ oczekiwałaś, że Harry może się z nim w walce choćby równać?

A Dumbledore Harry'emu nie powiedział od razu, bo by się chłopak załamał. Albo zabiłby się sam, przed zniszczeniem pozostałych horkruksów.

Napisany przez: owczarnia 27.01.2008 21:20

QUOTE(abstrakcja @ 27.01.2008 20:07)
Ale... czemu ona nic nie wiedziała? ;/ Czemu Dumbledore jej nie zaufał [bo chyba dowiodła wiele razy, że jest godna zaufania], a prawdą podzielił się tylko z Harrym i Snape'em?
*


To nie jest kwestia zaufania. To jest kwestia obciążenia. A Minerwa miała dość na głowie.

Napisany przez: abstrakcja 27.01.2008 22:08

QUOTE(PrZeMeK Z. @ 27.01.2008 21:13)
O finałowym pojedynku już dyskutowaliśmy, Abstrakcjo. Poszukaj, gdzieś tutaj to być powinno.
A tak na szybko napiszę tylko - przecież doskonale wiesz, że umiejętności Voldemorta są tak wielkie, że nawet Dumbledore - największy czarodziej swoich czasów - ledwie dawał mu radę. NAPRAWDĘ oczekiwałaś, że Harry może się z nim w walce choćby równać?

A Dumbledore Harry'emu nie powiedział od razu, bo by się chłopak załamał. Albo zabiłby się sam, przed zniszczeniem pozostałych horkruksów.
*



Oczekiwałam, że go POKONA. Że go ZABIJE. A to nie Harry zabił Voldemorta, tylko Voldemort DAŁ SIĘ zabić przez własną ignorancję i bezmyślność.
I to jest trochę tak jak on mówił - przypadki, zbiegi okoliczności i szczęście poniekąd uratowały Harrego.

Może i by się załamał , ale nie wierzę w to, że Harry stchórzyłby i popełniłby samobójstwo, wiedząc, że musi RATOWAĆ świat czarodziejów, a także swoich bliskich i przyjaciół. On miał 'manie' na punkcie ratowania ludzi, zapomniałeś? Nigdy nie był egoistą. A Dumbledore tak.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 27.01.2008 22:14

Nie mówię, że zabiłby się z tchórzostwa, tylko z poczucia obowiązku. Że musi zginąć, bo jest horkruksem. A bez Harry'ego pozostałe horkruksy nie zostałyby odnalezione.
Poza tym jak sobie wyobrażasz Dumbledore'a mówiącego Harry'emu w oczy: "Harry, musisz umrzeć?" smile.gif

Co do pojedynku - no i o to właśnie chodziło. Harry przeżył dzięki przyjaciołom i tym, którzy go kochali (no i trochę dzięki szczęściu). Voldemort - ten potężny Voldemort - dał się zabić własną bronią, w praktyce zabił się sam, bo był zbyt ograniczony i zbyt pewny siebie.
Poza tym Harry raczej nie zdołałby użyć Avady Kedavry.
Zresztą co za różnica, miał zginąć i nie żyje, cieszmy się smile.gif

Napisany przez: avalanche 27.01.2008 22:19

no i dobrze, że ta wężowa pokraka została unicestwiona. bez zbędnych ceregieli biggrin.gif i tak, że długo pałętał po świecie. jeszcze by tu odwlekał. niedoczekanie.

Napisany przez: abstrakcja 27.01.2008 22:25

QUOTE(PrZeMeK Z. @ 27.01.2008 22:14)
Nie mówię, że zabiłby się z tchórzostwa, tylko z poczucia obowiązku. Że musi zginąć, bo jest horkruksem. A bez Harry'ego pozostałe horkruksy nie zostałyby odnalezione.
Poza tym jak sobie wyobrażasz Dumbledore'a mówiącego Harry'emu w oczy: "Harry, musisz umrzeć?" smile.gif

Co do pojedynku - no i o to właśnie chodziło. Harry przeżył dzięki przyjaciołom i tym, którzy go kochali (no i trochę dzięki szczęściu). Voldemort - ten potężny Voldemort - dał się zabić własną bronią, w praktyce zabił się sam, bo był zbyt ograniczony i zbyt pewny siebie.
Poza tym Harry raczej nie zdołałby użyć Avady Kedavry.
Zresztą co za różnica, miał zginąć i nie żyje, cieszmy się smile.gif
*



Z poczucia obowiązku zrobiłby tak jak powinien - zniszczyłby wszystkie horkruksy, a następnie poddał się Voldemortowi. Dumbledore powinien mu o tym powiedzieć! Nie tylko dla dobra Harry'ego, ale dla dobra wszystkich innych żyjących czarodziejów. I mugoli. Mówię, że gdyby Harry nie poszedł wtedy do Wrzeszczącej Chaty, nie wiadomo, jakby się to potoczyło. I coś się obawiam, że nie tak , jak powinno.

Za to go akurat podziwiam, mimo wszystko. Że nigdy, wobec NIKOGO nie użył Avady. Wszystkich oszałamiał lub rozbrajał. Ale nie zabijał. Bo ja bym na jego miejscu... chyba jednak inaczej postąpiła. ;]




PS. I Malfoyowi też bym życia nie uratowała. [Za to akurat nie chwalę Harrego, to według mnie było głupie, naiwne i 'zbyt' dobre.]



Napisany przez: PrZeMeK Z. 27.01.2008 22:32

A co Malfoy Harry'emu takiego zrobił, że wg Ciebie zasługiwał na śmierć?

Napisany przez: abstrakcja 27.01.2008 22:44

E...
Chciał go WYDAĆ Voldemortowi, poto tam przyszedł, dlatego go szukał.
To według Ciebie nic takiego?
On chciał go zabić, a 3 minuty później Harry uratował mu życie. Trochę takie... mało spotykane zachowanie. ;]

Napisany przez: avalanche 27.01.2008 22:46

i za to kochamy Harry'ego wink2.gif

Napisany przez: abstrakcja 27.01.2008 22:49

A i warto wspomnieć, że ratując ich wciąż narażał swoje życie. [;
Ron miał racje, wrzeszcząc na niego.wink2.gif

Napisany przez: PrZeMeK Z. 27.01.2008 22:52

Naprawdę musisz się nauczyć dawać drugą szansę smile.gif
Gdyby Harry nie ocalił Malfoya, okazałby okrucieństwo. Bycie człowiekiem polega na przebaczaniu :]

Napisany przez: abstrakcja 27.01.2008 23:01

QUOTE(PrZeMeK Z. @ 27.01.2008 22:52)
Naprawdę musisz się nauczyć dawać drugą szansę smile.gif
Gdyby Harry nie ocalił Malfoya, okazałby okrucieństwo. Bycie człowiekiem polega na przebaczaniu :]
*



Dawać drugą szansę... DRUGĄ SZANSĘ? Nie sądzę, żeby Malfoy nie planował i nie pragnął śmierci Harry'ego od dawna, może nawet od kilku lat. To nie było spontaniczne, Malfoy zabiłby go [w sensie wydał na śmierć] z resztą bez zmrużenia oka, gdyby BYŁ wstanie, gdyby sam nie był osłabiony i o krok od śmierci. Poza tym , dlaczego chciał go wydać? Dla SŁAWY i WYWYŻSZENIA wśród śmierciożerców. Nie ma nic bardziej złego i okrutnego jak zabijanie bez powodu [bo tak banalny powód na pewno nie jest dla mnie wart takiej ceny]. Gdyby Harry nie ocalił Malfoya zachowałby się normalnie. I tak nie ratując go nie spłaciłby długu , nie wykazałby się takim okrucieństwem i bezdusznością, jakimi okazał się Malfoy.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 27.01.2008 23:07

Gubisz kontekst. Rodzina Malfoyów popadła w niełaskę u Voldemorta i nagle zrobiło się dla nich niebezpiecznie. Voldemort nimi pomiatał i Draco sądził, że chwytając Pottera ocali siebie i rodzinę. Była wojna. A Draco był zagubionym, przerażonym chłopcem. Pamiętasz, jak nie chciał zdradzić, że rozpoznaje Trio w willi Malfoyów? Nie chciał się w to mieszać, nie chciał mieć ich na sumieniu. Gdyby nie desperacja, nawet nie szukałby Harry'ego.
Malfoy nie jest mordercą. Na pewno nie planował śmierci Harry'ego, to nie Voldemort. To tylko dzieciak.

Napisany przez: Ginnusia 27.01.2008 23:40

Przemek, zgadzam się z Tobą w 100%. Dodam tylko, że śmierć w płomieniach jest chyba jedną z najstraszniejszych - Harry, jakiego znamy, nie pozwoliłby nikomu tak zginąć.
I jeszcze - Harry Malfoyowi współczuł. Wiedział, w jakiej tamten jest sytuacji. Widział jego zachowanie w Malfoy Manor - Draco wtedy mimo wszystko ich chronił. Miał pozwolić mu zginąć?

QUOTE
Ron miał racje, wrzeszcząc na niego.

Wrzeszczeć wrzeszczał, ale i tak poleciał w ogień ratować Malfoya and co.wink2.gif

O, i jeszcze jedno:
QUOTE
Za to go akurat podziwiam, mimo wszystko. Że nigdy, wobec NIKOGO nie użył Avady. Wszystkich oszałamiał lub rozbrajał. Ale nie zabijał.


A nie przeszkadza Ci, że używał innych Niewybaczalnych? Pytam, bo to wzbudzało bardzo dużo kontrowersji przy premierze oryginału i jestem ciekawa Twojej opinii.

Napisany przez: QbaNowy 27.01.2008 23:54

Jak dla mnie jest różnica pomiędzy Avadą i innymi niewybaczalnymi i zapewne Abstrakcja też ją zauważa. też się zgadzam z Przemkiem, Malfoy był zbytnio przestraszony by sprzeciwiać się Voldowi i nie można mówić, że był on w 100% zły i szukał uznania wśród innych śmierciożerców

Napisany przez: Katon 28.01.2008 00:12

Mam wrażenie, że są w książce sceny wyraźnie sugerujące, że Malfoy nie miał ochoty wydawać na śmierć Harry'ego, Rona i Hermiony. W Hogwarcie był to wyraz desperacji.

Napisany przez: owczarnia 28.01.2008 00:39

QUOTE(Ginnusia @ 27.01.2008 22:40)
Przemek, zgadzam się z Tobą w 100%. Dodam tylko, że śmierć w płomieniach jest chyba jedną z najstraszniejszych - Harry, jakiego znamy, nie pozwoliłby nikomu tak zginąć.
*


A ja jeszcze od siebie dołożę, że Dumbledore w swoich ostatnich słowach - w oczach i uszach Harry'ego - próbował pomóc Draconowi i jego rodzinie.

To właśnie to, ta różnica pozwoliły Harry'emu w ostateczności zwyciężyć Voldemorta. Czystość serca, obojętnie jak patetycznie by to nie brzmiało.

Napisany przez: Ramzes 28.01.2008 00:47

Z mojej strony jeszcze dodam, że nie dziwię się, że Harry uratował Malfoya. Mało który osiemnastolatek patrzyłby bezczynnie i biernie jak ktoś obok niego ginie. Ba! Mało który dorosły miałby na tyle mocną psychikę, by obserwować to beznamiętnie.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 28.01.2008 00:50

A ja zacytuję Dumbledore'a: "Zabijanie wcale nie jest takie łatwe, jak sądzą ludzie niewinni".

Napisany przez: abstrakcja 28.01.2008 22:28

QUOTE(Ramzes @ 28.01.2008 00:47)
Z mojej strony jeszcze dodam, że nie dziwię się, że Harry uratował Malfoya. Mało który osiemnastolatek patrzyłby bezczynnie i biernie jak ktoś obok niego ginie. Ba! Mało który dorosły miałby na tyle mocną psychikę, by obserwować to beznamiętnie.
*



Ejno, ludzie . Pozwolić komuś zginąć, kiedy ten ktoś minute wstecz próbował mnie zabić, to NA PEWNO nie to samo co gdybym ja chciała ZABIĆ tego kogoś. Zabijanie a obojętność wobec czyjejś śmierci, to dwie różne sprawy. Obydwie bardzo paskudne, zgodzę się... Ale... ja , jako zwykły bierny, nie biorący udziału w zdarzeniach CZYTELNIK nie potrafiłam wybaczyć Malfoyowi. Co dopiero, gdybym była Harrym. Naprawde wątpię, że postąpiłabym jak on, że byłabym wstanie tak postąpić. Niewątpliwie było to bardzo bohaterskie i w ogóle... ale jak na mój gust... 'ZBYT' dobre. Zbyt naiwne. I to zupełnie co innego niż ochrona Dudleya przed dementorami.
A Ron pomógł Malfoyowi, bo prosił go o to Harry. Zrobił to dla Harry'ego, nie dla Malfoya, bo wiedział już, że Harry i tak zostanie i zrobi wszystko by ratować Malfoya.

Avada i inne zaklęcia niewybaczalne, oczywiście, że widzę pomiędzy nimi różnice. Sprawić komuś ból, zmusić do czegoś, a ZABIĆ z zimną krwią to też zupełnie co innego.
Tak zwane 'mniejsze zło'? Nie. Po prostu co innego i już.

Napisany przez: Katon 28.01.2008 22:30

No w sumie się nie dziwie, że nie wierzysz w dobro ludzi i świata.

Napisany przez: abstrakcja 28.01.2008 22:38

Nie, Katon, chyba źle mnie zrozumiałeś.
Nie jestem nieczuła i obojętna na cierpienie obcej osoby. Pomogę, zawsze, jeśli tylko jestem wstanie, komuś, po kim widzę, że tej pomocy potrzebuje.
Ale na cierpienie wroga?! Kogoś , kto sam z chęcią zadałby mi cios?

Przepraszam, ale ja tak jednak chyba nie potrafię. Widocznie nie jestem tak dobra , miłosierna i wspaniałomyślna jak Wy wszyscy, łącznie z bohaterem książki. Bez ironii. [I naprawdę teraz mi głupio. Chyba po raz pierwszy , albo drugi na tym forum. ]

Napisany przez: Ginnusia 28.01.2008 23:07

Jest taka fraszka Sztautyngera: "Śpieszyć wrogom z pomocą?/ Bardzo ładnie, ale po co?". To bardzo a propos.
A tak ogolnie rzecz biorąc myślę, że większość ludzi widząc, że komuś grozi śmierć, a oni mogą pomóc, pomogłaby. I - co gorsza - myślę tak, pomimo, że na studiach pięć lat uczono mnie czegoś innego. Pomyślałam o moim prywatnym Malfoyu - z płomieniu bym go jednak ratowała.
A na koniec będę wdzięczna, jak ktoś mi przypomni, to finalnie rozwala Malfoyowi nos - Harry czy Ron? Gnębi mnie to od wczoraj.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 28.01.2008 23:12

Ron.

Nie wiem jak Harry, ale ja nie mam w sobie aż tyle nienawiści, żebym umiał pozwolić komuś spalić się żywcem. Tak sądzę.
Abstrakcjo - myślę, że mimo tego, co sama twierdzisz, w takiej sytuacji jak tamta i Ty byś swojego wroga uratowała. Wierzę w Ciebie. Serio.

Napisany przez: QbaNowy 28.01.2008 23:17

Jak dla mnie to już nie jest niewiara w człowieka tylko powoli nienawiść do człowieka dementi.gif

Napisany przez: Katon 28.01.2008 23:47

Tu chodzi tylko o własny komfort psychiczny. Nie chcialbym żyć z trupem na sumieniu, który nie musiałby być trupem, ot co.

Napisany przez: Avadakedaver 29.01.2008 10:33

QUOTE(PrZeMeK Z. @ 27.01.2008 20:13)
Albo zabiłby się sam, przed zniszczeniem pozostałych horkruksów.
*


tłumacząc że chciał zniszczyć horkruxy w innej kolejności xD

Napisany przez: Kaczka 09.02.2008 17:58

ja mam pytanie. na dworcu King's Cross razem z Harrym i Dumbledorem było dziecko. Co ono znaczylo i kim było? proszę o odpowiedź, z poważaniem Kaczka xD

Napisany przez: PrZeMeK Z. 09.02.2008 18:03

QUOTE
What exactly was the mutilated baby-like creature Harry saw at King's Cross in chapter 35 of 'Hallows'?

I’ve been asked this a LOT. It is the last piece of soul Voldemort possesses. When Voldemort attacks Harry, they both fall temporarily unconscious, and both their souls - Harry's undamaged and healthy, Voldemort’s stunted and maimed - appear in the limbo where Harry meets Dumbledore.

Czyli - o ile nie znasz angielskiego - była to dusza Voldemorta, który razem z Harrym zawędrował na King's Cross.

Napisany przez: Ramzes 09.02.2008 18:13

QUOTE
When Voldemort attacks Harry, they both fall temporarily unconscious

Właściwie dopiero teraz do mnie to dotarło, że dla śmierciożerców i Hagrida, to musiał być szokujący widok - Voldemort "strzela" avadą do Harry'ego, który w żaden sposób nie reaguje, a tymczasem upada nie tylko niedoszła ofiara, ale i atakujący (notabene bez żadnego powodu). W dodatku obaj tracą przytomność na nieokreślony czas. Ciekawe to.

Napisany przez: Kaczka 09.02.2008 18:26

ale jak mogła ona tam zawędrować jak jako horkruks była zniszczona??

Napisany przez: PrZeMeK Z. 09.02.2008 19:50

Zawędrowała tam ta część duszy Voldemorta, która była w jego ciele. Dlatego nie miała formy dorosłego Voldemorta, a małego dziecka. Tylko tyle w nim zostało z człowieka.

Ramzesie - masz rację. Ciekaw jestem, czy pokażą to w filmie. To by dopiero była scena - Voldemort strzela Avadą i nagle obaj upadają. smile.gif

Napisany przez: abstrakcja 09.02.2008 20:34

QUOTE(Ramzes @ 09.02.2008 18:13)
QUOTE
When Voldemort attacks Harry, they both fall temporarily unconscious

Właściwie dopiero teraz do mnie to dotarło, że dla śmierciożerców i Hagrida, to musiał być szokujący widok - Voldemort "strzela" avadą do Harry'ego, który w żaden sposób nie reaguje, a tymczasem upada nie tylko niedoszła ofiara, ale i atakujący (notabene bez żadnego powodu). W dodatku obaj tracą przytomność na nieokreślony czas. Ciekawe to.
*



Tylko ten 'nieokreślony czas' to były zapewne 2 sekundy. Pewno nawet się nie zorientowali, że ich Pan przytomność stracił. Podobał mi się swoją drogą ten tekst.

'- Panie profesorze, mogę o coś jeszcze spytać?
- Pytaj Harry.
- Czy to się dzieje naprawdę czy w mojej głowie?
- Oczywiście, że w Twojej głowie, ale skąd u licha wniosek, że wobec tego nie dzieje się to naprawdę?'


Tak jakoś mniej-więcej. Jeden z najbardziej przemawiających do mnie tekstów w książce. Potwierdza niezaprzeczalny fakt, że parapsychologia to nie są żadne czary, człowiek używa swojego rozumu jedynie w minimalnym %
oraz nie jest do końca wstanie zbadać tego, co dzieje się w jego podświadomości.

W każdym razie , czy Voldemort w ogóle zemdlał? Nic na ten temat w książce nie było. Moze on tylko upadł?

Napisany przez: Kaczka 09.02.2008 21:28

raczej przeżył niezły szok i na chwilę stracił przytomność. z poważaniem, Kaczka.

Napisany przez: Ginnusia 09.02.2008 22:20

QUOTE(abstrakcja @ 09.02.2008 22:34)
Podobał mi się swoją drogą ten tekst.
'- Panie profesorze, mogę o coś jeszcze spytać?
- Pytaj Harry.
- Czy to się dzieje naprawdę czy w mojej głowie?
- Oczywiście, że w Twojej głowie, ale skąd u licha wniosek, że wobec tego nie dzieje się to naprawdę?'

Tak jakoś mniej-więcej. Jeden z najbardziej przemawiających do mnie tekstów w książce. Potwierdza niezaprzeczalny fakt, że parapsychologia to nie są żadne czary, człowiek używa swojego rozumu jedynie w minimalnym %
oraz nie jest do końca wstanie zbadać tego, co dzieje się w jego podświadomości.
*



O, i tu się z Tobą zgadzam. smile.gif Uwielbiam ten moment.

Napisany przez: Ramzes 10.02.2008 19:53

QUOTE
W każdym razie , czy Voldemort w ogóle zemdlał? Nic na ten temat w książce nie było. Moze on tylko upadł?

W książce jest "Obaj najwyraźniej na krótko stracili przytomność". Poza tym słowo użyte przez Rowling - "unconscious" - jest dla mnie jednoznaczne.

Napisany przez: Pszczola 23.02.2008 18:43

QUOTE
I to jest trochę tak jak on mówił - przypadki, zbiegi okoliczności i szczęście poniekąd uratowały Harrego


Ha. Nie ma czegoś takiego jak przypadki. Jest tylko nieuniknione XP.
Może to nie z Pottera, ale pasuje.

Abstrakcjo, jestem pewna, że podobnie jak Malfloy, w ostatniech chwili nie byłabyś w stanie kogoś zabić. Bo nie widzę różnicy między morderstwem i zoswiawieniem kogoś, kogo da się uratować, na pewną śmierć. Ale nie wdawajmy się już w dyskusję o relatywizmie moralnym. Już się tak nie dołuj ;).

A Voldi upadł, o ile sie nie mylę. I się z tego powodu bardzo pieklił.

Napisany przez: abstrakcja 25.03.2008 15:47

Kurde... wiecie co... jak sie nad tym później [dużo wcześniej niż teraz, tylko, że nijak nie mogłam tego napisać, bo daliście mi, o-Wy-nie-zapomne-Wam-tego, bana] zastanawiałam to doszłam do wniosku, że zamiast Freda mogliby tak zakatrupić Percy'ego i by było super. ;/

PS. Tak, wiem, że to nie ten temat, ale tamtego nijak nie umiem teraz znaleźć.

Napisany przez: anagda 25.03.2008 16:02

A za co bana dostałaś?


No właśnie Rowling musiała ukatrupić jednego z bliźniaków. Musiała zabić kogoś z kim czytelnik się zżył, kogo lubił, kto w gruncie rzeczy nic złego nigdy nikomu nie zrobił. Gdyby zginął Percy to by było "e tam. zginął, to zginął. kawał sk* z niego był". a śmierć Freda zrobiła na wszystkich ogromne że tak się wyrażę wrażenie

Napisany przez: abstrakcja 25.03.2008 16:08

Za co bana? Najśmieszniejsze w tym jest to, że własnie nie wiem. Jak na innych forach się dawało bany, to z usazadnieniem na pół strony. Mało tego -pisało się jeszcze, na jak długo ten ban. Ale jedno mi się tu podoba... zaostrzony rygor, brak spamiarzy. To, że za każdy przejaw spamu grozi tu ban. Gdzie indziej tego nie było. Gdzie indziej użyszkodnik miał większe prawa od administratora.

Ale... ile już 'lubianych', 'dobrych' postaci musiało zginąć?
Syriusz. Dumbledore. Lupin. Moody. Tonks. Zgredek. Snape? Colin Crevey [nie pamiętam dokładnie, zginął on?].

Ale jeden z bliźniaków? I dlaczego akurat Fred? Freda lubiłam jakoś bardziej od George'a, bardziej mnie bawił. ;]

Napisany przez: Zakohana w książkach 25.03.2008 16:43

Fred w oczach niektórych był "lepszy" od George'a. Rowling go jakby "faworyzowała". Przykłady?
To Fred upuścił Gigantojęzyczne Toffi w domu Dursley'ów, to Fred krzyknął "Pan chyba żartuje!" gdy Dumbeldore powiedział o Turnieju Trójmagicznym, to Fred pierwszy przekroczył linię wieku, to Fred zaprosił "na naszych oczach" dziewczynę na Bal Bożonarodzeniowy...

Jak myślicie, Rowling robiła to specjalnie, czy wyszło jej przypadkiem?

Napisany przez: abstrakcja 25.03.2008 17:01

No i o tym właśnie mówię - Freda było wszędzie więcej niż George'a, mimo, że obojga było wszędzie pełno.

Napisany przez: Pszczola 25.03.2008 17:49

Właśnie dlatego powinien był zginąć jeden z bliźniaków. Szczerze, miałam nadzieję (oj, ale i tak płakałam, jak umierał), że ta śmierć nastąpi wcześniej, żeby można było poobserwować reakcje George'a. I bardzo dobrze, że Percy się nawrócił na właściwą ścieżkę i pogodził z braćmi przed śmiercią Freda. Jakkolwiek ponuro to zabrzmi, ta śmierć podobała mi się najbardziej (obok Snape'a).

edit: Z tej dwójki George był spokojniejszy i nie wiem, dojrzalszy (co widać choćby w ich rozmowie przed sowiarnią w IV tomie, kiedy się natknęli na nasze trio) Mam wrażenie, że Fred wiódł prym w wymyślaniu głupot. Był bardziej bezczelny i diablo inteligentny. Miał większy wpyw na George'a niż George na Freda. Dlatego też on poniósł śmierć. Zapewne Fred cierpiałby równie mocno, gdyby to ten drugi został zabity, ale myślę, że George'a strata ta doknęła bardziej. Stracił nie tylko połowę siebie, co wzór do naśladowania.
A czytelnicy bardziej lubianego bliźniaka.

Napisany przez: abstrakcja 25.03.2008 17:58

A ja Percego jak nie lubiłam, tak nadal nie lubię. ;] A swoim 'nawróceniem' jeszcze bardziej mnie wkurzył, ot co.

Mnie się podobała śmierć... Bellatriks, Molly była wprost idealną osobą do zabicia jej. Kura domowa przeciwko femme fatale. smile.gif Doskonała metafora.

I Snape'a oczywiście, do teraz jak mi się to wspomni to robi mi się smutno, hihi. I Hedwigi.
Zgredka mnie nie wzruszyła tak jak to innych wzruszyła [co nie znaczy, że nie wzruszyła mnie wcale], a Tonks i Lupin... tu sie zirytowałam, że Rowling nie poświęciła im, sumując, nawet jednej kartki, wr! :|

A Fred... tu się też bardziej zezłościłam, aniżeli zrobiło mi się smutno.



Napisany przez: anagda 25.03.2008 19:13


Dla mnie śmierć Snape`a była bezsensowna. Nie mam pojęcia gdzie tkwiło jego "bohaterstwo" w tym momencie. W daniu się zabić? Zginąć musiał - to fakt. Jakoś nie pasowałby mi do końcowego "żyli długo i szczęśliwie". Tylko nie w ten sposób. Walki i oczyszczenia się z zarzutów na oczach wszystkich. Bądź przynajmniej Harry`ego. Tego mi najbardziej zabrakło.

Co do śmierci Freda, to po prostu jakoś nie mogłam uwierzyć i może dlatego nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Zgredka śmierć mnie może nie tyle co wzruszyła, co poruszyła. A o Dumbledorze to się rozpisywałam po premierze szóstki.




QUOTE(abstrakcja @ 25.03.2008 17:08)
Za co bana? Najśmieszniejsze w tym jest to, że własnie nie wiem. Jak na innych forach się dawało bany, to z usazadnieniem na pół strony. Mało tego -pisało się jeszcze, na jak długo ten ban. Ale jedno mi się tu podoba... zaostrzony rygor, brak spamiarzy. To, że za każdy przejaw spamu grozi tu ban. Gdzie indziej tego nie było. Gdzie indziej użyszkodnik miał większe prawa od administratora.
*



Cóż... Mogłabym się kłócić...

Napisany przez: abstrakcja 25.03.2008 21:48

Czy to znaczy, że tylko ja tu zostałam potraktowana 'antyulgowo'? :>
Cicho już, mniejsza o to.


Co do Snape'a to moim zdaniem Rowling wymyśliła dla niego najlepszą śmierć, jaką można było wymyśleć. smile.gif Było to idealne... jeszcze te słowa 'Spójrz na mnie', żeby mógł w ostatniej chwili swojego życia spojrzeć w oczy 'Lily'... Idealne po prostu:).

PS.Weź im [ nie wiem dokładnie komu, Ty już będziesz wiedziała smile.gif] anagdo powiedz, żeby mnie spowrotem wpisali do Slytherinu.

Napisany przez: Zwodnik 26.03.2008 02:20

Cóż, może i faktycznie trochę tak...nie wiem. Taka postać niby powinna zginąć w walce a nie tak wręcz "od niechcenia" zamordowana.

ALE

Kwestia fabuły. Harry musiał to widzieć. I Jednocześnie dopiero w myślodsiewni miał się ostatecznie przekonać, po której stronie Snape stoi.

Napisany przez: anagda 26.03.2008 08:28

QUOTE(Zwodnik @ 26.03.2008 03:20)
Cóż, może i faktycznie trochę tak...nie wiem. Taka postać niby powinna zginąć w walce a nie tak wręcz "od niechcenia" zamordowana.

ALE

Kwestia fabuły. Harry musiał to widzieć. I Jednocześnie dopiero w myślodsiewni miał się ostatecznie przekonać, po której stronie Snape stoi.
*



Teraz to ja mam wątpliwości. Na dobrą sprawę Snape mógł kogoś zabić i sam przy tym umrzeć, a Harry wcale nie musiał o tym bezpośrednio wiedzieć.

Napisany przez: Katon 26.03.2008 10:42

Oczywiście Abstrakcje wkurza nawrócenie Percy'ego, bo kłóci się z jej koncepcją o podłych ludziach.

Napisany przez: abstrakcja 26.03.2008 21:58

Katon, w Ciebie wierze ! Ty sie jeszcze kiedyś nawrócisz i mnie za te wszystkie niemiłe aluzje w Twych wypowiedziach przeprosisz, jestem tego pewna. tongue.gif

Napisany przez: Pszczola 27.03.2008 17:35

QUOTE
Dla mnie śmierć Snape`a była bezsensowna. Nie mam pojęcia gdzie tkwiło jego "bohaterstwo" w tym momencie. W daniu się zabić? Zginąć musiał - to fakt. Jakoś nie pasowałby mi do końcowego "żyli długo i szczęśliwie". Tylko nie w ten sposób. Walki i oczyszczenia się z zarzutów na oczach wszystkich. Bądź przynajmniej Harry`ego. Tego mi najbardziej zabrakło.


Smierc rzadko bywa spektakularna i chwalebna. Tragedia Snape'a polega na niemoznosci zrehabilitowania sie przed innymi. Cud, ze Harry'emu udalo sie zebrac jego wspomnienia. Cichy bohater. Nielubiany, nieszanowany. Byl wielkim magiem, ale nikt go nie potrafil docenic. Umarl tez zwyczajnie, nie tak jak powinien zginac ktos, kto dorosle zycie poswiecil na walke z Voldemortem (i wlasnym sumieniem). Gdyby Snape zginal w walce (najlepiej zaslaniajac Pottera wlasnym cialem, albo w szalenczym ataku na Voldemorta, czy innego Smierciozerce) i konal w ramionach Harry'ego, ktory mu wybacza i przysiega na krew znienawidzonego profesora, ktora broczy mu szaty, ze pomsci go, mimo dawnych zwad, mielibysmy kicz stulecia. A te slowa - Look at me - zawieraja wszystko! Spojrz na mnie jak na czlowieka, nie sadz, poki nie poznasz moich grzechow i pokuty, jaka odbylem. Musial w ostatnich chwilach zawierzyc swoje dobre imie wrogowi i zaufac, ze nie bedzie swinia i dojrzy prawde. Smierc dobrana idealnie!

Przepraszam za brak polskich znakow, zlosliwosc szkolnej klawiatury.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 30.03.2008 14:25

Pszczoła napisała o Snapie to, co ja zamierzałem. Do Snape'a nie pasowałaby chwalebna śmierć. Przecież to był kawał sukinsyna, chociaż stał po dobrej stronie.

A Percy zrobił dobrze. Jego rodzina też.

Napisany przez: abstrakcja 30.03.2008 20:39

Ale ta śmierć była idealna , co Wy jeszcze chcecie? wink2.gif
Percy był sto razy większym sukinsynem od Snape'a. Może RAZ JEDEN postąpił dobrze, ale to nie wymazuje tego, że zawsze przedtem postępował źle. A jego rodzina... cóż, to jest rodzina... Moja matka też najpierw robi różne rzeczy, a potem się dziwi, że uciekam z domu. Wiem, złe porównanie. Ale wiecie... w rodzinie się dąży do zgody, w rodzinie się nieraz wybacza i toleruje zachowania, których gdzie indziej się nie wybacza i nie toleruje, no cóż. Ale za szybko mu wybaczyli! :/ Nie pasował mi ten moment. Dwa słowa i po krzyku...

Napisany przez: PrZeMeK Z. 30.03.2008 20:42

No ale pamiętaj, że wtedy nie było czasu na długie rozmowy, toczyła się bitwa. No i z całą pewnością już po całej walce Weasleyowie mieli sobie z Percym trochę do wyjaśnienia, tylko po prostu Rowling już tego nie opisała. Poza tym gdyby mu wtedy nie wybaczyli, Percy poczułby się odrzucony i może już nigdy nie odważyłby się prosić o przebaczenie. Myślę, że rodzice nie chcieli do tego dopuścić.

Napisany przez: Ginnusia 01.04.2008 00:12

Dorzucę jeszcze, że w sytuacji, w których wszyscy zainteresowani za chwilę mogą zginąć, na pewne sprawy fundamentalne patrzy się inaczej. Stąd szybkie (acz na pewno pobieżne) wybaczenie Percy'emu, stąd też "Teraz albo nigdy" Rona. No bo faktycznie - po bitwie drugiej szansy mogło nie być, a tak - dzięki pogodzeniu się z Percym - Fred zginął usmiechnięty.

QUOTE
Percy był sto razy większym sukinsynem od Snape'a.

Z tym mozna szeroko i długo polemizować. Pierwszy z brzegu argument - nie wiemy, by ktoś zginął z winy Percy'ego.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 18.05.2008 14:34

Czy to pytanie naprawdę będzie powracać w nieskończoność?

Syriusz umarł, bo wpadł za zasłonę. Zasłona była czymś, co zabija. Głosy najprawdopodobniej należały do zmarłych. I tyle. Reszta pozostaje tajemnicą, i bardzo dobrze. Nie należy wyjaśniać wszystkiego.

Napisany przez: Miętówka 18.05.2008 20:03

A ja się zgadzam z abstrakcją co do Snape'a. I jego śmierci.
A Percy jest... no powiedzmy (delikatnie), że wkurzający.
Ale zachowanie jego rodziny było normalne. No ale JA nie należę do jego rodziny i nie zamierzam mu wybaczyć.

Katonie, nie jestem pewna, czy mówiąc o "koncepcji abstrakcji o podłych ludziach" myślimy o tym samym, ale jeśli tak, to uważam, że... no nie, że ma racje, tylko... nie uważam, żeby nie miała racji. Wybrnęłam (jak ktoś mnie zrozumie, to proszę o wyjaśnienie mi co miałam na myśli, bo na prawdę nie mam pojęcia blush.gif biggrin.gif ).

Napisany przez: Avadakedaver 19.05.2008 17:23

bo to takie magiczne jest.

Napisany przez: Hermiona44 27.05.2008 12:19

Mi brakowało przede wszystkim wyjaśnienia tajemnicy kotary śmierci. To bardzo dziwna sprawa. Luna i Harry słyszeli za nią jakieś głosy, a inni nie, dlaczego? I z jakiego powodu nie zabrano stamtąd ciała Syriusza? W VI tomie Harry myśli o tym że nigdy nie był na żadnym pogrzebie, bo w przypadku Syriusza zabrakło ciała do pochowania, ale przecież chyba nie rozpłyneło się w powietrzu, a wszyscy wiedzieli gdzie jest.

Napisany przez: owczarnia 27.05.2008 12:44

O matko... Bo TYLKO Harry i Luna stracili kogoś bliskiego?

Napisany przez: PrZeMeK Z. 27.05.2008 13:21

A ciało Syriusza rozpłynęło się w powietrzu.

Napisany przez: horror_kitty 27.05.2008 13:48

Z kotarą jest najprawdopodobniej tak jak z testralami.

Napisany przez: owczarnia 27.05.2008 15:28

Szczerze mówiąc, nie widzę związku (poza oczywistym).

Napisany przez: Reksio33 10.07.2008 22:00

Ja parę miesiecy temu skonczyłem VII tom i sie troche zawiodłem, ale nie o tym chciałem mowic. Mam 2 pytania:
1) Co zobaczył Dudley (chodzi o to z dementorem - bo nie znam anglika, mozecie nawet napisać białą czcionką_
2) W wspomnieniach Snape jest taka scena
- Przez te wszystkie lata?...
- Zawsze

Kto wtedy do kogo to mówi(Snape do Albusa czy naodwrót) i o co w tym chodzi?

Napisany przez: PrZeMeK Z. 10.07.2008 22:21

Nie pamiętam, czy na pierwsze była odpowiedź, ale mogę odpowiedzieć na drugie.
- - Przez te wszystkie lata?... - Albus
- Zawsze - Snape

Ten dialog ma miejsce tuż po tym, jak Snape pokazuje Albusowi swego patronusa - srebrną łanię, symbol Lily. To, że patronus Snape'a to Lily, świadczy o tym, że Snape wciąż ją kocha i kochał przez te wszystkie lata. O to właśnie pyta Albus i to potwierdza Snape.

Napisany przez: owczarnia 10.07.2008 23:30

Patronusem Snape'a nie była Lily, ani symbol Lily. Wic polegał na tym, że patronusem Lily też była łania. Patronus Snape'a przyjął ten sam kształt z powodu jego wielkiej miłości do panny Evans smile.gif.

A co do pierwszego pytania, to chyba w ogóle nie było tego w książce, Rowling wyjaśniała to gdzie indziej: Dudley zobaczył siebie, takiego jakim jest naprawdę. Takiego, jakim widziały go jego ofiary. Spojrzał na siebie oczami innych, i to wywołało szok, a także - jak się później okazało - całkiem spore zmiany w jego psychice.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 11.07.2008 10:48

No właśnie to miałem na myśli pisząc o Lily, tylko się gdzieś zaplątałem po drodze smile.gif

Napisany przez: hermionak 16.07.2008 11:27

smile.gif witam

według mnie mogla rowling napisać trochę o życiu dorosłym harrego wiadomo jest że harry jest żonaty i ma 3 dzieci ale nie wiadomo jest to że jaką prace ma harry i ginny i czy ich dzieci będą w hogwarcie nauczycielami

Napisany przez: owczarnia 16.07.2008 14:58

Wiadomo, jaką pracę ma Harry, a jaką Ginny. Wiadomo też, że Rowling nic takiego nie napisze (na szczęście).

Napisany przez: BonnieLiu 28.07.2008 16:05

No tak, wiadomo z pewnego źródła jakim jest wywiad z autorką książki biggrin.gif
Harry i Hermiona zaczęli pracę w ministerstwie (nie wiadomo jednak czy zostali aurorami), a Ginny najpierw grała w Quiditcha, a potem została redaktorem "Proroka codziennego".

A czego mi brakowało w książce? Chyba nie zasyciłam się przed ostatnim rozdziałem, w którym to Harry Potter pokonuje Voldemorta. Oczekiwałam jakiejś reakcjii ze strony Ginny, jakiejś romantycznej chwili, napięcia między Harrym, a dziewczyną, ale przeliczyłam się dry.gif
W sumie to grunt, że dobro zwyciężyło! biggrin.gif

Napisany przez: owczarnia 03.11.2008 17:54

QUOTE(PrZeMeK Z. @ 18.05.2008 14:34)
Czy to pytanie naprawdę będzie powracać w nieskończoność?

Syriusz umarł, bo wpadł za zasłonę. Zasłona była czymś, co zabija. Głosy najprawdopodobniej należały do zmarłych. I tyle. Reszta pozostaje tajemnicą, i bardzo dobrze. Nie należy wyjaśniać wszystkiego.
*


No więc zdaje się, że mamy wyjaśnienie. I to nawet całkiem obszerne smile.gif.

QUOTE
JKR: Everyone wanted to go beyond the veil.

MA: This is very canon-based, but there are some things that as a fan, there are things I just gotta know. A lot of fans see the veil as that separation -

JKR: It's the divide between life and death. I tried to do a nod to that in the Tale of Three Brothers - she was separate from them as though through a veil. You can't go back if you pass through that veil, you cannot come back. Or you can't come back in any form that will make either person happy anyway.

But when they surround that veil [in Order of the Phoenix], I was trying to show that depending on their degree of skepticism or belief about what lay beyond - because Luna, of course, is a very spiritual character. Luna believes firmly in an afterlife. She's very clear on that. And she feels them speaking or hears them speaking much more clearly than Harry does. This is the idea of faith. Harry thinks he can hear them; he's drawn on. But Harry's had a life that has been so imbued with death that he now has an uncharacteristically strong curiosity about the afterlife, especially for a boy of 15, as he is in Phoenix. Ron's just scared, as I think Ron would be - he just knows this is something he doesn't want to dabble with. Hermione, hyper-rational Hermione - 'can't hear anything, get away from the Veil.' So if you walk through the veil, you're dead.You're dead. What you find on the other side, well, that's the question.

Do I believe you go on? Yes, I do believe you go on. I do believe in an afterlife, although I'm absolutely doubt-ridden and always have been but there you are.

I had not anticipated, though really I should have done, how interested people would be to go beyond the veil. And lots of people, including Dan [Radcliffe], wanted to go through the veil. But then that shouldn't surprise me because teenagers are very interested.

MA: Dan sort of does get to go beyond the veil.

JKR: Yeah, he does, but not literally through the veil.

MA: Not charging through. Ginny, Ginny can hear it because she's been...

JKR: I think women are more likely to hear than men. [Ginny and Harry] really are soulmates. I think she's like Harry. She's got an intellectual curiosity and she's got something of belief. Hermione [is] totally rational. "Let's all back away from the Veil and let's pretend we heard nothing."

http://harryahistory.com/2008/09/more-about-that-veil.html.

Zasłona nie zabija, lecz oddziela świat żywych od świata umarłych. Literalnie. Przejście przez nią oznacza wkroczenie do świata śmierci i jest nieodwracalne, nie można już przejść z powrotem, nie da się wrócić. A przynajmniej nie w sposób, który oznaczałby prawdziwy powrót, satysfakcjonujący obie strony. Rowling wspomina, iż starała się zwrócić na to uwagę czytelnika w rozdziale pt. Opowieść o trzech braciach, i faktycznie:
QUOTE
Była jednak smutna i zimna, oddzielona od niego jakby woalem.

Ten woal to nic innego, jak nasza zasłona smile.gif.

Dalej, Rowling przedstawiła w swojej wypowiedzi bardzo interesującą rzecz: sposób, w jaki postrzega rozmaitą wrażliwość na to, co się dzieje za zasłoną jako swego rodzaju stopień wiary posiadanej przez dane osoby. I tak Luna, jako najbardziej uduchowiona z całej grupki (mowa tu teraz o piątym tomie i wizycie w Departamencie Tajemnic, rzecz jasna), słyszała (lub też wyczuwała) zmarłych bardzo wyraźnie. Harry także, jako chłopiec dotknięty stratą niemal wszystkich bliskich i tym samym nieświadomie lub świadomie bardzo zainteresowany kwestą życia po śmierci (podsyconą jeszcze swego czasu przez Zwierciadło Ain Eingarp), ewidentnie czuje przyciąganie, przemożną chęć sprawdzenia tego, co znajduje się po drugiej stronie. Ron jest przede wszystkim przerażony, a racjonalistka Hermiona pozostaje całkowicie odporna.

Bardzo podoba mi się taki sposób przedstawienia sprawy, muszę przyznać smile.gif.

Napisany przez: Katon 04.11.2008 00:43

Dla mnie jednak do teraz szokujące jest jak wątły w gruncie rzeczy był plan Dumbledore'a. To ma urok, ale jednak JKR delikatnie przesadziła. Szczególnie z tym jak trio miało wpaść na Hallowsy. Wszystkie wydarzenia przewidział Dumbledore trafnie i miał podstawy. Nie miał podstaw sądzić, że zaskoczy to chronologicznie i nie będzie za późno tu bądź ówdzie, jeśli wiecie co mam na myśli.

Napisany przez: owczarnia 04.11.2008 03:35

Wiemy co masz na myśli (a przynajmniej ja i mój mózg), i generalnie się z Tobą zgadzamy. Mniej generalnie to jesteśmy zaślepieni przyjemnością czytania ukochanej serii i mamy to jednak bliżej odwłoka niż łepetyny, w związku z czym nie czepiamy się zanadto i rozkoszujemy dalej smile.gif.

Napisany przez: Spider 04.11.2008 19:10

Witam.
Jestem nowym userem, serie Pottera przeczytałem około 10 razy wink2.gif
W ciąż nie posiadam najnowszej części, ale czytałem ją dwa razy.
Przed wszystkim zastanawia mnie jedna rzecz: jak Explleriamu, zaklęcie rozbrajające miało moc zabicia największego czarnoksiężnika ?
JKR gdzieś to tłumaczyła ? Prosze o wyrozumiałą odpowiedź, pozdrawiam.


P.S. strasznie szkoda mi było, że Harrt Potter nie użył Avada Kedavra przeciw nikomu.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 04.11.2008 19:27

Avada Kedavra nie zabiła Voldemorta. Zabiło go jego własne zaklęcie uśmiercające, odbite od Expelliarmusa Harry'ego.

Napisany przez: owczarnia 04.11.2008 19:40

Przemek, no kiedy właśnie Avada cheess.gif. Avada odbita Expelliarmusem, który działa w ten sposób, że zaklęcie skierowane w nas wraca do tego, kto je rzucił i właśnie w niego uderza.

A sam Harry do Avady by się nigdy nie posunął, i o to właśnie w tym wszystkim chodziło. Harry starał się tylko bronić. Voldemort zaś zginął od własnego miecza.

Napisany przez: Spider 05.11.2008 15:50

Aha, teraz rozumiem. smile.gif
Strasznie szkoda, że nie używał zaklęć niewybaczalnych częściej...

A ktoś wcześniej pisał, że użył SPRAWNIE Cruciatus, na kim i kiedy ?

Napisany przez: Katon 05.11.2008 16:08

No. Cholernie szkoda. Właściwie najbardziej szkoda, że nie przystał do Voldemorta. Razem mogli by rządzić galaktyką!

Napisany przez: owczarnia 05.11.2008 16:22

QUOTE(Spider @ 05.11.2008 15:50)
Aha, teraz rozumiem. smile.gif
Strasznie szkoda, że nie używał zaklęć niewybaczalnych częściej...

A ktoś wcześniej pisał, że użył SPRAWNIE Cruciatus, na kim i kiedy ?
*


On ich w ogóle nie używał. Jedynym wyjątkiem było Imperio, podczas wydobywania horkruksa z Gringotta.

Crucio zaś nie udało mu się SPRAWNIE użyć nigdy (próbował dwukrotnie).

Napisany przez: PrZeMeK Z. 05.11.2008 16:43

QUOTE(owczarnia @ 04.11.2008 19:40)
Przemek, no kiedy właśnie Avada cheess.gif. Avada odbita Expelliarmusem, który działa w ten sposób, że zaklęcie skierowane w nas wraca do tego, kto je rzucił i właśnie w niego uderza.

A sam Harry do Avady by się nigdy nie posunął, i o to właśnie w tym wszystkim chodziło. Harry starał się tylko bronić. Voldemort zaś zginął od własnego miecza.
*


Uciekło mi słowo "Harry'ego" i stąd pomyłka smile.gif
Poza tym, czy aby tak samo rozumiemy działanie Expelliarmusa w finałowej walce? Zawsze mi się wydawało, że fakt, iż Avada Kedavra Voldemorta poraziła jego samego, wynikał z tego, że Avada odbiła się od czaru Harry'ego. I że Harry mógłby użyć dowolnego (silnego) zaklęcia, byle tylko czary jego i Voldemorta zderzyły się w powietrzu. Tymczasem Ty piszesz tak, jakby Expelliarmus w jakiś sposób spowodował "zawrócenie" czaru Voldemorta. Zechcesz wyjaśnić?

Napisany przez: owczarnia 05.11.2008 16:51

No ale co tu jest do wyjaśniania?... Expelliarmus to czar-tarcza, w zależności od sytuacji rozbraja bądź odbija zaklęcie. W tej walce zadziałał odbijająco, ponieważ zaklęcia zostały rzucone w tym samym momencie i zetknęły się w powietrzu. Skąd pomysł, że jakiekolwiek inne zadziałałoby tak samo?...

A tak w ogóle jeszcze, to całkiem umknęła nam tu obecność Czarnej Różdżki, która dołożyła swoje zapewne, jako że to Harry był jej prawdziwy panem w tym momencie i przeciw swemu panu nie zadziałałaby należycie niezależnie od wszystkiego. Tak więc obie te rzeczy: czar rozbrajająco-odbijający i różdżka nałożyły się na siebie, dając tak spektakularny efekt.

O, i przypomnę jeszcze sytuację niejako odwrotną, na cmentarzu (CO). To znaczy identyczną (Voldemort Avadą, Harry Expelliarmusem), ale odwrotną o tyle, że różdżki zamiast odbić zaklęcie, połączyły się. Tu chodziło o to, że siostry nie chciały działać przeciwko sobie, niejako. Jak dla mnie git.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 05.11.2008 16:59

Stąd, że mieliśmy kilka przypadków w serii, gdy dwa rzucone jednocześnie zaklęcia - dowolne zaklęcia - odbijały się od siebie. Na przykład w czwartym tomie, gdy Harry i Malfoy rzucili na siebie zaklęcia, przy czym odbity czar Malfoya trafił Hermionę (i zaczęły jej rosnąć zęby), zaś czar Harry'ego - Goyle'a (i jego twarz pokryła się bąblami). Żaden z walczących nie rzucił Expelliarmusa, a jednak do odbicia zaklęć doszło.

Napisany przez: owczarnia 05.11.2008 17:00

No właśnie. A czy któryś trafił w rzucającego? Nie. Bo też i natura tych czarów inna, rykoszet innymi słowy, nie świadome odbicie.

Napisany przez: PrZeMeK Z. 05.11.2008 17:08

Aha, dzięki za wyjaśnienia.

Napisany przez: owczarnia 05.11.2008 17:12

To znaczy, ja się nie upieram. Taka jest moja interpretacja, każdy może mieć inną. Tak czy inaczej, myślę że Czarna Różdżka załatwiłaby sprawę niezależnie od wszystkiego, dobór zaklęć spotęgował tylko efekt.

A z tym Expelliarmusem jeszcze to mogę tylko dodać, że w grze (HPiWA na GameCube) wygląda to identycznie (odbija wink2.gif).

Napisany przez: Ramzes 12.11.2008 00:29

QUOTE(owczarnia @ 05.11.2008 15:22)
Crucio zaś nie udało mu się SPRAWNIE użyć nigdy (próbował dwukrotnie).
*


A siódmy tom, Pokój Wspólny Krukonów i Amycus Carrow?

Napisany przez: owczarnia 12.11.2008 02:39

A rzeczywiście. Myślałam, że to Imperio było.

Napisany przez: Spider 13.11.2008 15:12

QUOTE(owczarnia @ 05.11.2008 16:22)
QUOTE(Spider @ 05.11.2008 15:50)
Aha, teraz rozumiem. smile.gif
Strasznie szkoda, że nie używał zaklęć niewybaczalnych częściej...

A ktoś wcześniej pisał, że użył SPRAWNIE Cruciatus, na kim i kiedy ?
*


On ich w ogóle nie używał. Jedynym wyjątkiem było Imperio, podczas wydobywania horkruksa z Gringotta.

Crucio zaś nie udało mu się SPRAWNIE użyć nigdy (próbował dwukrotnie).
*




Jesteś w błędzie, udało mu się rzucić 2/3 zaklęć niewybaczalnych poprawnie. Cruciatus użył po tym, gdy Carrow splunął w twarz McGonagall


Uppsss... widzę, że ktoś to już sprostował wink2.gif

Napisany przez: owczarnia 13.11.2008 17:51

A w którym miejscu jestem w błędzie poza tym jednym Cruciatusem? Że niby co, Harry nic tylko latał i strzelał niewybaczalnymi? Ponadto jakie 2/3? Na trzy próby Cruciatusa udało mu się rzucić raz. Avady nigdy nawet nie próbował. Imperiusa użył również raz tylko, z tego co pamiętam. Na siedem tomów to rzeczywiście, 2/3...

Napisany przez: Marcyśka 21.11.2008 15:36

A mi brakowało czegoś więcej o dalszym losie Dursleyów, choćby ze względu na zachowanie Dudleya gdy żegnał się z Harym, np.: opisania miejsca ich pobytu

Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)