Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Czarnowłosa (zak), wczoraj jak się obudziłem...

matoos
post 23.05.2003 12:01
Post #1 

Wytyczający Ścieżki


Grupa: czysta krew..
Postów: 1877
Dołączył: 15.04.2003
Skąd: Ztond...

Płeć: Mężczyzna



To jest taka jednopartówka, która po prostu pojawiła się w mojej głowie wczoraj/dzisiaj w nocy, kiedy obudziłem się zlany potem... Więc usiadłem i napisałem ją, żeby mnie dłużej nie męczyła...




Zamordowana. Włosy jej były czarne, a oczy...

Widziałem. Siedzę w fotelu a moją piersią wstrząsa szloch. Łzy wylewają się ze mnie jak krople koli ze szklanki którą trzymam w ręku i spływają w dół, w dół, cały czas w dół. Fotel. Stoi niewzruszony i symbolizuje. Podchodzę do niego i siadam po raz kolejny. I znów. Oglądam siebie dookoła i chwytam za szklankę z pomarańczowym sokiem pomarańczowym tylko po to żeby opierając ją sobie na kolanie zalać pomarańczowym sokiem pomarańczowym moje ulubione (zielone) spodnie. I sięgam po pilota a moja ręka płynie przez gęstniejące powietrze i nagle zatrzymuje się, gdy moim oczom ukazuje się obraz, którego nie mogę zapomnieć, a ja...

Zamordowana. Oczy jej były błękitne a włosy...

Widzę. Idzie przez ulicę pełna piękna i wdzięczna jak czyhający na swą oślizgłą ofiarę żuraw. Jej blada cera wcale nie różni się od cery przechodzących obok niej ludzi, ale pomimo to jest tak bardzo inna, taka inna, tak INNA. A on idzie za nią i trzyma w ręku ten okrutny metal obsadzony w ergonomicznym uchwycie. I czuję jego przerażenie, widzę jego strach, spowodowany tym, że zaraz ktoś zginie dla niego, dla niej. Vox populi...

Zamordowana.

Czuję. Czuję naprężenie mięśni, kiedy prostuję rękę w której trzymam mój ukochany, okrutny metal. Tak bardzo go nienawidzę, tak bardzo, tak mocno, z taką siłą, ale nie ma dla mnie odkupienia i nigdy nie będzie bo moja nienawiść jest zbyt wielka. I czuję opór kiedy kiedy kiedy ostrze wchodzi gładko w jej ciało, tam gdzie jest przygotowane miejsce, tam gdzie och jak on pasuje, tam gdzie chciałem. Ale nie na długo bo to nie jest jego miejsce i on to czuje, więc w odpowiedzi na jego prośby wyszarpuję go z rany choć minęło tak wiele, tak mało czasu, że nikt nic jeszcze nie zauważył. A ona... ona... ONA UMIERA. Widzę oczy kobiety sprzedającej kosmetyki, odbija się w nich JEJ ręka opierająca się o ladę, pomiędzy trzecim a czwartym palcem zauważam zakrętkę perłowego lakieru do paznokci, pomimo że jestem już tak daleko, całe trzy, cztery, pięć kroków dalej, tylko nieświadomy przechodzień idący w swoją stronę. A ONA tylko się opiera, jakby tylko na chwilę się zachwiała, jakby tylko straciła wiarę, jakby wcale nie umierała i nie widzę tego, ale wiem o tym, gdyż jest to oczywiste, że jej wargi nieubłaganie i słodko z największą miłością szepczą moje imię wcale nie długie i nie krótkie. Nie jest to bardzo ważne imię, tylko imię tego, który JĄ pokochał, jedynego który mógł JĄ uwolnić od zmartwień od niej ode mnie od nie-nas od wszystkiego od przekleństwa od podarunku od rozkoszy od bólu bólu bólu. Tego który JĄ uratował. I docieram do swej kryjówki i widzę na ekranie JĄ i wyłączam telewizor. I idę do mojego kąta i płaczę po niej nie wiem który raz dzisiaj wczoraj jutro. I moim całym ciałem wstrząsa niemożliwy do powstrzymania szloch bólu, rozpaczy, przeznaczenia. I rozkładam ramiona i krzyczę w niebo w noc w świat w siebie bo kiedy wypowiada moje imię z taką miłością z takim umiarem taką pewnością ja... ja... JA CAŁY CZAS WIDZĘ JEJ UŚMIECH


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 04.05.2024 01:22