Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Najstarsza [cdn], O początkach...

Twoja opinia o opowiadaniu
 
Dobre - zostawić [ 0 ] ** [0.00%]
Słabe - wyrzucić [ 0 ] ** [0.00%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 0
Goście nie mogą głosować 
Kelly
post 05.05.2007 20:48
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 04.05.2007

Płeć: Kobieta



Opowiadanie jest już publikowane w Internecie a jednym z blogów, ale wstawiam je tutaj, aby przeczytać jakieś konstruktywne krytyki, których tam niestety nie dostajemy.

Historia jest pisana przez dwie osoby, więc będę zaznaczać, który odcinek jest pisany przez kogo.
Zważywszy na to, że to opowiadanie jest umieszczane na tenbicie, gdzie istnieje ograniczenie znaków, fragmenty nie są zbyt długie i będę je wklejać po dwa na raz. Aktualnie stworzonych jest trzydzieści.


I
Gloucester, a.d.995

Ciemności zapadły już kilka godzin wcześniej, a widoczności nie poprawiał ulewny deszcz. W większości gospodarstw zgasły już wszystkie świeczki, jednak nie przeszkadzało to mężczyźnie wędrującemu przez miasto. Mimo ciemności, zdawał się uważnie przyglądać każdej mijanej chacie. Jedna z ostatnich przyciągnęła jego uwagę, więc podszedł bliżej. Między okiennicami prześwitywało słabe światło pojedynczego kaganka, co skłoniło mężczyznę do niezbyt głośnego zapukania do drzwi.
Przez dłuższą chwilę nikt nie podchodził do wejścia. W końcu drzwi otwarły się. Gospodarz ze zdziwieniem spoglądał na kompletnie przemoczonego przybysza.
- Tak?
- Przybyłem z panem porozmawiać. O Jamie'm.
- Nie rozumiem, czego mógłby pan chcieć od mojego syna. Proszę sobie iść.
Gospodarz próbował zamknąć drzwi, ale tajemniczy gość zablokował je stopą.
- Chciałbym porozmawiać o niezwykłych umiejętnościach chłopca.
Oczy McConney'a rozszerzył się z przerażenia.
- Skąd pan o tym wie?
- Mogę wejść?
Właściciel chaty niechętnie przesunął się z przejścia, wpuszczając mężczyznę do środka. Odebrał od niego pelerynę i powiesił ją w specjalnie do tego przeznaczonym miejscu.
- Czy pańska żona już śpi?
- Tak, ale to ja podejmuję wszystkie decyzje w tym domu.
- Sądzę, że byłoby lepiej, gdyby brała udział w tej rozmowie.
Nadal przestraszony gospodarz podążył potulnie do sąsiedniej izby i wrócił z niej po kilku minutach z małżonką. Była to kobieta niska, przysadzista o hebanowych włosach i ciemnej karnacji, wskazujących na jej rzymskie korzenie.
Przybysz wstał z miejsca i szarmancko pocałował ją w dłoń, przedstawiając się przy tym.
- Nazywam się Godryk Gryffindor.
- Kochanie, ten mężczyzna chciał z nami porozmawiać o dziwnych umiejętnościach Jamie'go.
Spojrzała zlękniona na męża.
- Powiedziałeś o tym komuś?
- Jakżebym śmiał. Pan... Gryffindor mnie też zadziwił posiadanymi informacjami. Skąd mamy wiedzieć, że nie przybył pan z ramienia kościoła?
- Gdybym był działaczem kościoła, to wlókłbym już chłopca na stos, a nie rozmawiał tutaj z państwem - odparł Godryk.
- Może zaparzę herbaty? - zaproponowała pani McConney.
- Byłbym niezmiernie wdzięczny.
Kobieta nasypała do kubka kilka liści herbaty, a następnie zalała je wrzątkiem z kociołka grzejącego się nad ogniem na kominku.
Mężczyzna w milczeniu przyjął rozgrzewający napój. Upił kilka łyków, po czym wrócił do przerwanego tematu.
- Te dziwne zjawiska, które zaobserwowali państwo wokół syna są wyrazem odmienności chłopca od innych dzieci. Nie jest to jednak odmienność hańbiąca. Uważam ten dar jako powód do dumy. Razem z trójką znajomych założyliśmy szkołę dla takich, jak Jamie. Chcemy przekazać im wiedzę, którą sami posiedliśmy podczas tajemnych nauk u wielkich mistrzów. Jednocześnie mamy zamiar schronić ich przed wysłannikami kościoła i niebezpieczeństwem spalenia na stosie. Miejsce, w którym przebywałby państwa syn przez większość roku jest zabezpieczone przed wtargnięciem niepowołanych osób. Czy zgadzają się państwo na naukę Jamie'go w mojej szkole?
- Skąd mamy mieć pewność, że jest pan tym, za kogo się podaje?
Gryffindor bez słowa wyciągnął zza pazuchy drewnianą laseczkę długości dziewięciu cali i skierował ją na niewielką figurkę konia, stojącą na stole, wypowiadając przy tym cicho:
- Accio!
Figurka oderwała się od blatu i poleciała wprost do ręki mężczyzny.
- Jak nazywa się pańska szkoła?
Gryffindor odstawił drewnianego konia z powrotem na miejsce.
- Hogwart - zawahał się przez chwilę. - Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart.

by Kelly

II
Deszcz padał od dobrych kilku dni. Kopyta koni z cmoknięciem odrywały się od błota. Drobna jedenastolatka skuliła się na wozie i jeszcze dokładniej otuliła owczą skórą. Zimno i tak ją przenikało, nie mówiąc już o wodzie wdzierającej się pod okrycie.
Jechała już od pięciu dni, na noclegi zatrzymując się w gospodach. W końcu jej tata zatrzymał wóz przed chatą na skraju lasu, celem ich podróży. Zsiadł, przywiązał konie i pomógł córce zsiąść. Dziewczynka niosła niezbyt duży tobołek. Podeszli do drzwi, a mężczyzna wystukał o nie umówione hasło.
Otworzyła młoda kobieta o pięknych ciemnych oczach i długich czarnych włosach. Zaprosiła ich gestem do środka i bez słowa wskazała ławę. Dała im suche owcze skóry do okrycia i po kubku gorącej herbaty.
- Przywiozłem córkę tak, jak się umawialiśmy - powiedział mężczyzna.
- To dobrze - odparła kobieta patrząc z przyjaznym uśmiechem na wystraszoną twarz dziewczynki. - Widzę, że nie zmienił pan podjętej decyzji.
- Nie zmieniłem.
- Zdaje pan sobie sprawę, że dar pańskiej córki jest rzadki i cenny? Kościół tępi tę moc ze wszystkich sił, ale odpowiednio pokierowana jest ona pożyteczna i nie sprzeciwia się religii.
- Wiem. Pragnę dla Damaris jak najlepiej - spojrzał z troską na córkę. - Jest moim jedynym dzieckiem i nie chcę, aby zginęła dlatego, że urodziła się z tymi zdolnościami. Mam nadzieję, że zapewnicie jej bezpieczeństwo, jakiego my nie możemy jej zagwarantować.
- Niech się pan tym nie martwi - powiedziała kobieta. - Będzie doskonale strzeżona. Znajdzie się wśród podobnych do niej dzieci, pilnowana przez doświadczonych ludzi. Może pan być spokojny, panie McCloud.
- Na mnie już czas - powiedział wstając.
- Może jednak pan tu przenocuje? - spytała kobieta. - Poczeka, aż przestanie padać i dopiero ruszy w drogę powrotną? Na pewno jest pan wykończony.
- Dziękuję za gościnę - odpowiedział McCloud. - Ale muszę jechać. Obiecałem żonie, że wrócę po tygodniu, a minęło już pięć dni. Im wcześniej wyruszę, tym prędzej wrócę do domu.
- Skoro tak pan chce - argumenty nie przekonały kobiety.
- Do widzenia, Damaris - mężczyzna uścisnął córkę. Wiedział, że jeśli zaraz stamtąd nie wyjdzie, to się rozklei. Nie chciał rozstawać się na tak długo z dzieckiem, które kochał nade wszystko, ale zdawał sobie sprawę, że tak będzie dla niej najlepiej. - Jesteś pewna, że wzięłaś wszystko?
- Tak, tatusiu. Sprawdziłam kilka razy przed wyjazdem - odpowiedziała dziewczynka.
Damaris McCloud stała w drzwiach obok Roweny Ravenclaw i patrzyła jak jej ojciec znika w ciemnościach nocy wśród strug deszczu. Tak zaczęła się jej podróż do obcego i tajemniczego świata. Świata magii.

by Kathleen
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 08.05.2007 20:09
Post #2 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



"spojrzała przyjaznym uśmiechem" mnie zabiło biggrin.gif

a poza tym chyba wszystkich zadziwię, kiedy powiem, że mnie zaciekawiło i czekam na ciąg dalszy. Ooo tak, sam zawsze chciałem napisać ficka o tych czasach, mam nadzieję, że nie zmarnujecie takiego tematu.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kelly
post 11.05.2007 18:04
Post #3 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 04.05.2007

Płeć: Kobieta



III
Pierwsze promienie słoneczne obudziły chłopca, leżącego na prowizorycznym posłaniu w jednym z kątów izby. Zamrugał, nie wiedząc, gdzie się znajduje. W końcu pamięć ostatnich dni wróciła i przypomniał sobie, że jest w chacie Godryka Gryffindora. Przygładził swoje włosy koloru pszenicy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Oprócz niego przebywała tam trójka równych mu wiekiem dzieci. Dwie dziewczynki poznał już poprzedniego dnia. Rudowłosa nazywała się Blair, a brunetka miała na imię Deidre. Przyglądał im się przez chwilę, aż w końcu jego uwagę przykuła czwarta osoba w izbie. Leżący niedaleko niego szatyn najwyraźniej wyczuł jego wzrok, bo otworzył oczy i uśmiechnął się.
- Hej, jestem Lleu Aillil, a ty? - wyciągnął rękę.
- Jamie McConney.
- Już nie mogę się doczekać wyjazdu do szkoły - przyznał Lleu. - Jestem taki podekscytowany. Długo tutaj jechałeś?
- Nie, tylko dwa dni.
- Zazdroszczę ci. Ja razem z ojcem podróżowałem prawie tydzień.
- Jak wygląda twoja wioska? - zaciekawił się Jamie. - Nigdy wcześniej nie opuszczałem domu.
Lleu wzruszył ramionami.
- Jest normalna. Kilkadzieścia chat, dwie gospody, nic nadzwyczajnego. Podobna do tej, w której się teraz znajdujemy.
- Moja też jest taka. Nazywa się Gloucester.
- Ja mieszkam w Chester.
Rozmowę przerwało im wejście Gryffindora.
- Widzę, że już wstaliście. - uśmiechnął się przyjaźnie. - Dobrze się spało?
Obaj chłopcy przytaknęli.
- Cieszę się bardzo. Idę zrobić śniadanie, a wy nie zachowujcie się zbyt głośno, dajcie dziewczynkom pospać.
- Możemy pomóc? - zaoferował się Jamie.
- Przy czym? - zdziwił się mężczyzna. - Przy śniadaniu? Nie trzeba, magia wszystko załatwi.
McConney wyczuł szansę zobaczenia jakichś czarów.
- A czy...
- Czy moglibyście się przyglądać? - domyślił się Godryk. - Oczywiście, że możecie.
Chłopcy powędrowali za nim do kuchni, gdzie w rogu stał kamienny piec.
- Co to jest? - zdziwił się Aillil. - Żadna z rodzin w Chester nie posiada czegoś takiego.
- To piec. Mugole są trochę... opóźnieni.
- Mugole?
- Ludzie pozamagiczni. Będziecie musieli przyswoić sobie słownictwo czarodziejów. Ale między innymi dlatego jedziecie do Hogwartu. - wyjaśnił mag. - Może być jajecznica? Accio! - Nie czekając na ich odpowiedzi, przywołał patelnię i rozbił nad nią odpowiednią liczbę jajek.
Młodzieńcy zafascynowani patrzyli, jak przyciąga do siebie potrzebne przedmioty i składniki.
W końcu mężczyzna zdjął patelnię z ognia i zaczął nakładać śniadanie na talerze.
- Idźcie zawołać dziewczynki.
Obaj szybko pobiegli do izby, w której spędzili noc. Blair i Deidre były pogrążone w rozmowie, ale na hasło śniadanie posłusznie podążyły do kuchni.
- Smacznego - powiedziały grzecznie i zabrały się do jedzenia.
Nie zdążyli jeszcze skończyć posiłku, kiedy drzwi otworzyły się i do chaty wszedł brodaty mężczyzna w średnim wieku.
- Ach, witaj Rupercie - Gryffindor wstał, żeby przywitać przybysza. - Cieszę się, że już jesteś.
- Nowi uczniowie, tak? - spojrzał uważnie na dzieci siedzące przy stole.
- Poznajcie mistrza Ruperta Bacona. - Tym razem Godryk zwrócił się do młodzieży. - Będzie on was nauczał alchemii. Chwilowo jednak pełni rolę drugiego opiekuna podczas przejazdu do szkoły. Ponieważ mistrz Bacon już jest, będziemy mogli tam wyruszyć zaraz po śniadaniu.
Stało się tak, jak powiedział. Godzinę później zapakowali rzeczy na wozy i ruszyli w dwudniową drogę do zamku. Jamie, siedząc koło Lleu, zastanawiał się, jak skończy się ta przygoda, w którą właśnie wkracza.

by Kelly

IV
Damaris zwinęła się w kłębek na senniku i szczelnie okryła owczą skórą. Zbierało się jej na płacz. Pierwszy raz w życiu opuściła swój dom rodzinny, a zobaczyć go miała dopiero za kilka miesięcy. Nie minęła godzina, od kiedy jej ojciec odjechał, a ona już tęskniła.

***
Do drzwi chaty Roweny zapukano tej nocy jeszcze kilkakrotnie. Wszyscy, z którymi rozmawiała, przybyli w równych odstępach czasowych tak, jak się umawiali. Godzinę przed wschodem słońca w dwóch izbach na siennikach spało pięcioro jedenastolatków ze strachem myślących o swojej przyszłości.

***
Damaris obudziła się, kiedy słońce było jeszcze nisko nad horyzontem. Usiadła na sienniku, przetarła swoje niebieskie zaspane oczy i rozejrzała się po pomieszczeniu. Zdziwił ją widok dwóch dziewczyn, bo kiedy zasypiała otaczały ją puste łóżka.
Weszła za ustawiony w kącie parawan i przebrała się w szarą sukienkę, którą znalazła przy swoich rzeczach. Najwyraźniej położyła ją tam Rowena Ravenclaw. Następnie dziewczynka rozczesała swoje długie, brązowe włosy i starannie splotła je w warkocz. Na palcach wyszła do sąsiedniej izby, gdzie zobaczyła krzątającą się panią domu i dwóch chłopców siedzących przy stole.
- Dzień dobry - powitała ją kobieta uśmiechając się. Nie było po niej widać śladów zarwanej nocy. - Dobrze spałaś? Widzę, że znalazłaś sukienkę. Te szare ubrania to wasze szkolne szaty. Siadaj, proszę - wskazała wolne miejsce na ławie i postawiła na stole talerz z plackami. - Częstujcie się. To jest Damaris McCloud - dokonała prezentacji przed chłopcami.- To Lawrence Emerald - przedstawiła bruneta. - A to Clayton Corbin - pokazała blondyna. Obaj też byli ubrani na szaro.
Wkrótce przy stole usiadły jeszcze dwie dziewczynki, Heather Amica i Annabell O'Cinor. Wszyscy w ciszy jedli placki i popijali mlekiem.
- No, moi drodzy - powiedziała w końcu Rowena. - Musimy się zbierać, bo przed nami długa podróż. Do Hogwartu powinniśmy dotrzeć jutro wieczorem.
Kiedy jej podopieczni wrócili z sąsiednich izb, gdzie byli zabrać swoje rzecz, naczynia że śniadania były już sprzątnięte. Damaris z żalem stwierdziła, że ominęły ją zapewne jakieś czary. Tuż przed wyjściem Rowena wręczyła jeszcze jedenastolatkom czarne peleryny.
- Teraz wyglądacie na uczniów naszej szkoły - uśmiechnęła się promiennie.
Wyszli przed dom, a panna Ravenclaw zaryglowała drzwi. Nie padało już, nawet słońce prześwitywało zza chmur, ale po całonocnej ulewie wszędzie było błoto i kałuże. Wsiedli na drewniany wóz, a kobieta wzięła w ręce lejce i bat. Popędziła dwa gniade konie, które zaczęły iść stępa, a błoto cmokało pod ich kopytami.
Ruszyli w długą i nużącą podróż na północ.

by Kathleen
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 11.05.2007 21:15
Post #4 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



ehhh, a jednak zapowiada się na średniacki fick. "kilkadzieścia chat" dziewczyny wstyd patrzeć na takie błędy. pracować i pisać dalej, da się z tego tematu jeszcze zrobić świetny fick , trzeba tylko go umiejętnie wykorzystać. Dialogi szwankują w drugim parcie
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kelly
post 30.05.2007 18:42
Post #5 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 04.05.2007

Płeć: Kobieta



V
Słońce już dawno skryło się za horyzontem, kiedy wozy zatrzymały się przed samotnie stojącą chatą. Jamie i Lleu ze zdziwieniem spoglądali na skromny budynek.
- To jest ta szkoła? - spytał McConney.
- Nie - roześmiał się Gryffindor. - To tylko miejsce, w którym prześpimy się przed dalszą podróżą. Konie także muszą odpocząć.
- A jak wygląda szkoła? - dociekali chłopcy.
- O, Hogwartu nie pomylicie z żadną inną budowlą na świecie. Jest to duży, mocno rozbudowany zamek z kilkoma wieżami. Otaczają go błonia, które z kolei graniczą z rozległym, pełnym niebezpieczeństw lasem. Ale koniec już tych rozmów, jutro musimy wcześnie wstać, by móc dotrzeć do zamku na czas.
Zaprowadził wszystkich do przygotowanej dla nich izby.
- Tam, za parawanem macie dwa wiadra z ciepłą wodą, miednicę, ręczniki oraz mydło. Umyjecie się i idźcie spać. - polecił nauczyciel.
Dziewczynki pierwsze poszły się myć, więc chłopcy usiedli na posłaniach i czekali na swoją kolej.
- Jak myślisz - odezwał się Lleu - czemu jest nas tak mało? Czy tylko my będziemy się uczyć magii?
- Nie wiem. Może pozostali mieszkają gdzieś dalej i podróżują w inny sposób? Albo faktycznie będzie tylko tyle osób.
Szatyn nie odpowiedział, najwyraźniej zmieniając temat swoich rozmyślań.
- Wydarzyło ci się kiedyś coś śmiesznego, spowodowanego czarami?
- Jak teraz o tym wspominasz, to przypomniało mi się jedno. Kiedyś starsi chłopcy zaczęli bić z jakiegoś powodu mojego przyjaciela, Marty'ego. Stałem ukryty przed ich wzrokiem i bałem się im przeciwstawić, ale w środku wszystko się we mnie kotłowało. W pewnym momencie, gdy Marty był już nieprzytomny, najsilniejszy i najgłupszy z nich zamienił się w kozę. Przestraszyłem się i uciekłem, ale nie przypuszczałem nawet, że to może być moja wina.
- Ja kiedyś przez przypadek podpaliłem mojej nielubianej ciotce włosy. Oczywiście nikt nie podejrzewał, że to moja sprawka. Myśleli, że to iskra z kominka. Wiesz, jak fajnie biegała i wrzeszczała? Bałem się tylko, żeby nie podpaliła nam chaty.
Chłopcy roześmiali się i Lleu poszedł się wykąpać. Jamie mył się jako ostatni, więc kiedy się kładł, wszyscy już spali. Zgasił kaganek i momentalnie zasnął.
Następnego dnia wstał jako pierwszy, obudziła Aillila i razem powędrowali do kuchni, gdzie urzędowali już obaj nauczyciele.
- Na śniadanie jeszcze za wcześnie, ale może napijecie się mleka?
Obaj przytaknęli i w końcu Jamie odważył się zadać pytanie, nad którym zastanawiali się poprzedniego dnia.
- Czy my będziemy jedynymi uczniami w tej klasie?
- Nie - zaprotestował Godryk. - Część uczniów, czyli ci, którzy mieszkają daleko, przebywają już w zamku. Dzieci z rodzin czarodziejskich podróżują za pomocą proszku Fiuu. Tak samo starsi uczniowie.
- Co to jest proszek Fiuu?
- Jak wam to wytłumaczyć... Aby podróżować za jego pomocą, należy rozpalić ogień na kominku. Następnym krokiem jest wsypanie w niego garści proszku i wejście w te nieparzące już wtedy płomienie oraz wypowiedzenie nazwy miejsca, w którym chce się znaleźć i które posiada swój kominek. W Hogwarcie znajduje się specjalna sala kominkowa. Za rok wy też będziecie tak podróżować. Kto wie, może w przyszłości ustanowimy jakiś bardziej oficjalny sposób rozpoczynania roku szkolnego?
Po śniadaniu ponownie wsiedli na wozy i ruszyli w dalszą drogę, ta jednak nie trwała tak długo jak poprzedniego dnia. Późnym popołudniem dotarli na miejsce. Dzieciom aż dech zaparło na widok zamku. Był jeszcze większy i piękniejszy niż w ich wyobrażeniach. Nie mogli uwierzyć, że zamieszkają w nim na najbliższy rok, a jak dobrze pójdzie to i na następne sześć lat...

by Kelly

VI
Wjechali przez wielką bramę pilnowaną przez dwa posągi skrzydlatych dzików. Znaleźli się na brukowanym dziedzińcu i Gryffindor kazał im wysiąść. Zostawili bagaże - ktoś inny miał się nimi zająć - i podążyli za opiekunem w głąb zamku. Przemierzyli szeroki i bardzo wysoki hol, zdobiony przez najróżniejsze posągi i gobeliny, zanim dotarli do niedużej salki, w której siedziało już około dwudziestu innych uczniów. Usiedli na wyznaczonych miejscach i ciekawie rozglądali się po izbie oraz twarzach rówieśników.
- Czy ty też nie masz przypadkiem wrażenia, że tamci dwaj zamierzają coś zmalować? - zapytał Jamie, wskazując na dwóch identycznych brunetów stojących w kącie z szatańskimi uśmieszkami.
- Może się dowiemy o co im chodzi i pomożemy? - zaproponował Lleu.
- Chętnie.
Wstali z miejsca i po cichu przebyli odległość dzielącą ich od bliźniaków.
- Co kombinujecie? - Aillil spytał czarnowłosych.
- Nie wasza sprawa - odburknął jeden.
- Chcielibyśmy pomóc.
Bliźniak przyjrzał mu się podejrzliwie.
- Niby w czym?
- W czymkolwiek - do rozmowy włączył się Jamie.
- Widzicie te krzesła? - brunet wskazał na rząd składanych siedzeń, stojących pod ścianą.- Próbujemy wymyślić sposób, żeby je wywrócić.
McConney przyjrzał się uważnie.
- Wystarczy pchnąć jedno, żeby reszta runęła.
- Tylko jak?
- Sądzę, że zdążyłbym podejść do nich, ruszyć i wrócić, zanim ktoś by się zorientował - stwierdził Lleu.
Jednojajowi spojrzeli na siebie z powątpiewaniem.
- Nie wierzymy.
- Zakład?
- Przyjmuję.
Chłopiec odczekał chwilę, kiedy uwagę zebranych w komnacie przyciągała nowa grupka uczniów, po czym podbiegł do krzeseł i wykonał swój zamiar. Wszystkich zaskoczył nagły hałas w sali i odwrócili głowy w stronę źródła odgłosów, jednak sprawca już się ulotnił.
Bliźniaki zerknęły na kolegę z uznaniem.
- Dobry jesteś - przyznały. - Tak w ogóle jesteśmy Brian i Grian Jokey.
- Jamie McConney i Lleu Aillil.
Nagłe chrząknięcie przerwało im rozmowę i kazało odwrócić się w stronę, gdzie korpulentna, blondwłosa kobieta zamierzała zabrać głos.
- Witam wszystkich w Hogwarcie. Zanim przejdziecie do Wielkiej Sali na ucztę powitalną, chciałabym was wprowadzić w zasady działania naszej szkoły. Nazywam się Helga Hufflepuff i będę nauczała eliksirów. Oprócz tego jestem opiekunką jednego z domów, do którego trafiają ci, którzy przyjechali tu ze mną, bądź zostali przeze mnie zaproszeni. Dom ten nosi nazwę Żółtego. Domem Zielonym zajmuje się mistrz Salazar Slytherin. - Na podest wszedł przedwcześnie posiwiały mężczyzna o ostrych rysach twarzy, łagodzonych jednak przez dobroduszny uśmiech. - Mistrzyni Rowena Ravenclaw opiekuje się domem Granatowym. - Wysoka kobieta z kruczoczarnymi włosami, ubrana w pelerynę kolorem określającą dom, uśmiechnęła się pokrzepiająco do swoich uczniów. Za nią siedział Godryk Gryffindor, który jako ostatni został przedstawiony przez Hufflepuff. - Mistrz Gryffindor jest opiekunem domu Szkarłatnego. Każde z was uda się ze swoim wychowawcą do Wielkiej Sali na ucztę, a po niej do miejsc, w których zamieszkacie. Zajęcia w szkole będą się odbywały głównie w godzinach przedpołudniowych, poza astronomią, nauką o nocnym niebie, która z wiadomych przyczyn jest lekcją nocną. A teraz zapraszam was na solidny posiłek.
Lleu, Jamie oraz bliźniaki wmieszali się w tłum i razem z nim ruszyli za nauczycielami. Stanęli przed wielkimi drzwiami, a to, co ukazało się za nimi, przerosło ich najśmielsze oczekiwania.

by Kelly
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Chooo
post 04.06.2007 16:28
Post #6 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 124
Dołączył: 15.04.2005
Skąd: Tam gdzie marzenia się spełniają...

Płeć: Kobieta



To jest świetne. Bardzo mnie wciągnęło. Sama chciałam kiedyś napisać ff o początkach Hogwartu. Gratuluję pomysłu i wykonania. Stylistycznie było okay, ale na początku mi coś zgrzytnęło. Literówek tylko kilka, jeden błąd już wcześniej wytknął Katarn. W każdym razie oznajmiam, że podobało mi się. Z niecierpliwością czekam na dalsze losy uczniów Hogwartu.
Pozdrawiam.


--------------------
*...I Believe I Can...*

*Come to my own site: http://isia94.mylog.pl*
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kelly
post 12.06.2007 18:52
Post #7 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 04.05.2007

Płeć: Kobieta



Chooo dzięki bardzo za słowa uznania. Katarn, postaram się w swoich plikach pousuwać te błędy.
_________________________


VII
Podróż do Hogwartu zajęła im dwa dni. Na nocleg zatrzymali się w niezbyt przyjemnie wyglądającej gospodzie. Była ponura, a jej goście dziwni. Rowena rozmawiała z właścicielem, jak ze starym znajomym. Damaris ciarki przeszły po plecach, kiedy napotkała spojrzenie jakiejś niezbyt schludnej staruszki siedzącej w kącie. Nie tylko ona czuła się nieswojo pod obserwacją gości.
Ich opiekunka zdawała się w ogóle nie przejmować tymi ludźmi. Za gospodarzem udali się na piętro, gdzie czekały na nich dwie izby z zasłanymi siennikami. Następnego dnia kobieta obudziła ich o wschodzie słońca.
- Czy mogę o coś spytać... yyy... proszę pani? - Heather zwróciła się do Roweny podczas śniadania, które spożywali na dole w prawie pustej gospodzie.
- Do nauczycieli zwracajcie się mistrzu bądź mistrzyni - powiedziała Ravenclaw uśmiechając się. - To tak na przyszłość. Już jedno pytanie zadałaś, ale mów śmiało.
- Ci ludzie tutaj... Oni byli dziwni. A te ich spojrzenia takie... przeszywające. W ogóle ta cała gospoda ma taką dziwną atmosferę. Co to jest za miejsce i kim byli ci ludzie?
- Cóż, słusznie wyczuwacie, że to miejsce nie jest zwyczajne - odpowiedziała Rowena nalewając sobie herbaty. - Ta gospoda jest dostępna tylko dla czarodziejów. Mugole... Niemagiczni ludzie - wyjaśniła pod wpływem pięciu pytających spojrzeń. - Oni nie mogą jej zobaczyć, ponieważ chronią ją zaklęcia. Jej goście to wyłącznie czarodzieje, wiedźmy, magowie... Ludzie posiadający moc.
Reszta posiłku minęła na rozmowie. Ravenclaw opowiadała im o magii, dowiedzieli się, że Hogwart jest również chroniony zaklęciami, ale znacznie potężniejszymi. Nie chciała im jednak zdradzić jak wygląda szkoła, miała to być niespodzianka. Damaris nie pasowała wizja dużej wiejskiej chaty pokrytej strzechą. Czuła, że to musi być potężna, wspaniała budowla, ale nie mogła jej sobie w żaden sposób wyobrazić.
Po śniadaniu ruszyli w dalszą drogę.

***

Słońce nieubłagalnie zniżało się ku zachodowi i Damaris zaczęła tracić nadzieję, że kiedykolwiek dotrą do celu. Jechali wzdłuż lasu i kiedy wyjechali zza jego skraju, jedenastolatkowie oniemiali z zachwytu. Potężny zamek z wieloma wieżami i basztami wznosił się nad jeziorem, w którego ciemnej tafli odbijały się ostatnie promienie słońca.
- To jest Hogwart - przemówiła Rowena z miejsca woźnicy. - Wasz drugi dom.

by Kathleen

VIII
Rowena poprowadziła wóz przez bramę strzeżoną przez posągi dwóch skrzydlatych dzików. Jechali przez błonia, które pokrywał coraz to większy mrok, aż dotarli do potężnych dębowych wrót zamku. Kobieta zsiadła z wozu, zastukała w ciemne drewno i cofnęła się, kiedy ciężkie skrzydła rozwarły się z lekkim skrzypnięciem. Hogwart stanął przed nimi otworem.
- Rzeczy zostawcie tutaj - poleciła opiekunka uczniom. - Nie martwcie się, nie zginą.
Jedenastolatkowie zeszli z wozu i podążyli za Roweną do zamku. Wkroczyli do jasno oświetlonej Sali Wejściowej. Znajdowały się w niej lśniące marmurowe schody, liczne dzieła sztuki i wiele par drzwi. Podążyli do jednych z nich.
Weszli do pomieszczenia, w którym znajdowała się już spora grupa ich rówieśników. Ravenclaw wskazała im krzesła, po czym odeszła karząc im czekać. Annabell O'Conor, drobna blondynka o jasnoniebieskich oczach, zdążyła zrobić krok w stronę siedzeń, kiedy te runęły z hukiem. Cofnęła się wystraszona wpadając na czarnowłosą Heather Amica, która zachwiała się i upadła ciągnąc za sobą Annabell. Damaris kątem oka dostrzegła uciekającego z miejsca "zbrodni" szatyna, który stanął z tryumfalnym uśmiechem przy trzech kolegach. Dwaj byli identyczni. Cała czwórka przybrała miny niewiniątek.
Wysoki mężczyzna o brązowych włosach, kręcąc głową, machnął różdżką na krzesła, które natychmiast ustawiły się w idealnie równym rzędzie. Nie wyglądał na zdenerwowanego czy zdegustowanego. Wręcz przeciwnie - na rozbawionego, chociaż starał się to ukryć.
Kiedy zamieszanie zostało opanowane i wszyscy zajęli miejsca, głos zabrała Helga Hufflepuff. Opowiedziała trochę o Hogwarcie, czterech domach i nauczycielach, po czym kazała im udać się za opiekunami na ucztę do Wielkiej Sali. Grupka Roweny powiększyła się do dziesięciu osób. Nowi uczniowie pochodzili z magicznych rodzin i przybyli za pomocą proszku Fiuu.
Znowu przeszli przez jasny hol i Ravenclaw pchnęła ciężkie drzwi, za którymi ukazał im się wspaniały widok. Cztery rzędy stołów, przy których siedzieli niewiele starsi uczniowie, stały prostopadle do piątego, zajętego przez grono pedagogiczne. Nad głowami zebranych unosiły się świece za pomocą magii wprawione w lewitację.
Lecz największy podziw budził sufit. Na zaczarowanym sklepieniu było widać tysiące gwiazd, dokładnie jak w danej chwili na niebie na zewnątrz. Z gardeł nowoprzybyłych wydobył się okrzyk zachwytu, który przerodził się w pisk przerażenie, kiedy ze ścian wystąpiły perłowe postacie duchów. Helga z uśmiechem tłumaczyła, że będą musieli się przyzwyczaić do ich obecności, bo są mieszkańcami tego zamku.
Salazar Slytherin wskazał im stoły, przy których siedzieli uczniowie z ich domów. Po krótkiej przemowie Gryffindora, na złotych naczyniach pojawiły się smakowite potrawy. Uczta była wspaniała. Damaris poznała nowe koleżanki i kolegów, nie tylko w swoim wieku. Kiedy wszyscy napełnili już brzuchy i ogarnęła ich senność, powstała Rowena. Kazała im udać się do dormitoriów, a sama, podobnie jak pozostali opiekunowie, poprowadziła pierwszorocznych korytarzami pełnymi ruchomych portretów, wspaniałych gobelinów i rzeźb. Stanęli przed srebrną zbroją i Rowena podała hasło. Zbroją salutując zrobiła krok w bok, a cegły w ścianie zaczęły się przesuwać tworząc przejście. Ravenclaw wskazała im sypialnie i życząc dobrej nocy oddaliła się.
Damaris padła na miękkie łoże z granatowymi kotarami i pogrążyła się w błogim śnie, pełna wrażeń i dobrych perspektyw na przyszłość.
A śniła o tajemniczej wyspie i wielkim kruku, który dał jej złoty pierścień z szafirem.

by Kathleen
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.03.2024 01:09