Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Dorosła Hermiona, banalny tytuł, niebanalny tekst

etusia
post 20.11.2014 20:31
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 6
Dołączył: 07.11.2008




Witam po bardzo, bardzo długiej przerwie od pisania. Może niektórzy pamiętają jeszcze moją jednopartówkę "Bez słów" znajdującą się w tym dziale, a dla tych którzy mnie nie znają bądź nie pamiętają, pragnę tylko słowem wstępu powiedzieć, że kocham pisanie. Szczególnie z uwzględnieniem paringu HG/DM. Dlatego chciałabym wszystkich, którym będzie chciało się czytać, uraczyć tym opowiadaniem. Postaram się, żeby nie było nudno i banalnie. Rozdziały w miarę możliwości będę się starała dodawać regularnie. Dla ciekawych ogólnego zarysu historii zapraszam na trailer do opowiadania: http://youtu.be/ok7mwopA4Tg
Pozdrawiam!


~*~

Rozdział I

- Ron, mógłbyś mi pomóc?

Młoda kobieta ciągnęła wzdłuż peronu ciężką walizkę i próbowała nadążyć za swoim mężem.

- Po co brałaś tyle rzeczy Hermiono? – mężczyzna nazwany Ronem odwrócił się, zatrzymał i zaczekał na swoją żonę. Wziął jej walizkę i ponownie ruszył przed siebie. Dziewczyna zmarszczyła nos i złożyła ręce na piersi. Patrzyła jak Ron znika w tłumie ludzi. Wiedziała, że dawno nie widział się ze swoim najlepszym przyjacielem Harrym, ale to jeszcze nie był powód dla którego mógł ją tak bezkarnie potraktować. Cóż, zamierzała odegrać się na nim później. Była teraz w zbyt dobrym nastroju, by teraz się z nim kłócić.

Spojrzała w bok i przyjrzała się szkarłatnej lokomotywie ciągnącej pociąg Hogwart Express. W jej oczach zabłysły łzy, kiedy oddała się wspomnieniom wszystkich minionych lat, kiedy wsiadała do jednego z wagonów na peronie w Londynie by wysiąść w Hogwarcie i spojrzeć na zamek, który był przez ten czas jej domem. Teraz jest już dorosłą kobietą, założyła rodzinę. Ale po raz kolejny będzie jej dane odbyć tę podróż. Znów będzie mogła usiąść w jednym z przedziałów i spoglądać na te same pola i lasy mijane po drodze.

Gdy pierwszy raz pojawiła się na peronie numer 9 i 3/4 pociąg wydawał jej się bajką, magicznym tunelem do krainy snów. Bała się uszczypnąć, bo wtedy mogła by się obudzić i już nigdy nie zobaczyć pociągu, który miał ją zawieźć na początek najwspanialszej przygody jej życia.

To w Hogwarcie spotkała najcudowniejszych przyjaciół, obecnego męża i spędziła najlepsze lata swojej młodości. Jednak życie było by zbyt monotonne, gdyby wszystko układało się jak w bajce. Dlatego dość szybko przekonała się, że jednak nie śni. Poza serdecznymi przyjaciółmi, spotkała też wrogów. Ludzi, przez których wylała morze łez i zszarpała tyle nerwów, że w tej chwili nie była już nawet w stanie sobie tego wyobrazić.

Nagle jej wspomnienia przerwane zostały przez donośny dźwięk lokomotywy oznajmiający, że za chwilę nastąpi odjazd. Otrząsnęła się ze swych myśli i pognała w kierunku wejścia, z którego wychylał się i machał ponaglająco ręką Ron. Wskoczyła do środka i po chwili pociąg ruszył.

- Harry! – ucieszyła się Hermiona i z całej siły przytuliła się do najlepszego przyjaciela.

- Hermiono – Harry równie mocno odwzajemnił uścisk. Tak, Harry Potter, Chłopiec Który Przeżył i prawdopodobnie jedyna osoba na ziemi, która była w stanie pozbyć się Lorda Voldemorta. Ten sam Harry Potter, który zaledwie rok temu ożenił się z Virginią Weasley, młodszą siostrą Rona.

- Kopę lat – powiedział Ron i najpierw podał przyjacielowi rękę, by później poklepywać go po plecach w przyjacielskim uścisku.

- Nie taka kopa – uśmiechnął się Harry – w końcu to tylko rok.Co słychać? Jakieś potomstwo w drodze?

Mimo, że Weasley’owie i Potterowie utrzymywali ze sobą stały kontakt listowny, to i tak mieli mnóstwo tematów do rozmów. Nie o wszystkim bowiem można było napisać, w szczególności w czasach gdy każda sowa mogła wpaść w niepowołane ręce.

- Jeśli już o tym mowa, to gdzie twoja małżonka? – zainteresowała się Hermiona.

- Nie martw się, jest tu ze mną. Zajęła nam przedział. Chodźcie

Przyjaciele zaczęli przesuwać się powoli wzdłuż pociągu, rozmawiając i śmiejąc się radośnie. Takie chwile jak ta trzeba było doceniać i czerpać z nich jak najwięcej, bo niestety w tak niepewnych czasach zdarzały się one niezwykle rzadko.

Mijając kolejne przedziały Hermiona przyglądała się znajomym twarzom. Ludzie niewiele zmienili się przez te pięć lat, od kiedy skończyli szkołę. A teraz wszyscy znów znaleźli się w jednym pociągu i zmierzali na wspaniałą, trzydniową imprezę. Zjazd absolwentów. Odbywał się on co dziesięć lat w Hogwarcie w okresie letnim, kiedy obecni uczniowie przebywali w swych domach. Obejmował wszystkie roczniki, które skończyły szkołę w danej dekadzie. Przez chwilę Hermiona zastanowiła się jak ci wszyscy ludzie pomieścili się, skoro co roku pociąg był wystarczająco zatłoczony, gdy jechało nim tylko siedem roczników. Uśmiechnęła się do siebie w duchu. W końcu nie jechali na zwykły zjazd absolwentów do zwykłej szkoły. Byli w drodze do Szkoły Magii i Czarodziejstwa. To chyba wystarczająca odpowiedź, prawda?

W kolejnym przedziale zauważyła jasne blond włosy zaczesane lekko na żel. Mężczyzna siedział tyłem do niej i przyglądał się mijanej w oddali wiosce mugolskiej. Był tak skupiony, że zupełnie nie zwracał uwagi na swoich towarzyszy podróży. Ale gdy Hermiona skupiła na nim swój wzrok, on oderwał swój od okna i ich spojrzenia się skrzyżowały. Jej ciepłe orzechowe oczy spotkały się z jego zimnymi, stalowymi tęczówkami. Na moment czas się zatrzymał, ale jej serce dziwnie przyspieszyło. Trwało to zaledwie kilka sekund i nikt poza nimi nie zwrócił na to uwagi. Później on wrócił do przerwanego wyglądania przez okno, jakby to była niezwykle fascynująca czynność. Ona natomiast oderwała wzrok od tych niesamowicie platynowych włosów i podążyła za chłopcami do przedziału zajętego przez Ginny. To wszystko było takie dziwne. On, Draco Malfoy spojrzał na nią… inaczej niż przez te wszystkie lata w szkole, kiedy był jej największym utrapieniem. Tak, to było dziwne. Ale nie zamierzała nigdy do tego wracać. To było jednorazowe. Na pewno pomylił ją z kimś innym, choć przecież nie mogła się aż tak bardzo zmienić.

Dotarli wreszcie do przedziału zajętego przez rudą małżonkę Harry’ego. Po wylewnych powitaniach i wymianie uprzejmości umieścili swoje bagaże na półkach nad siedzeniami i zaczęli rozmawiać. Dokładnie tak samo jak za dawnych czasów, gdy jechali tą samą drogą ku początkowi roku szkolnego.

Czas mijał niesamowicie szybko. Nawet nie zauważyli, kiedy zrobiło się ciemno.

- Wybaczcie, ale muszę zapalić – w przerwie między rozdaniami w wybuchającego durnia, Hermiona wstała i wyjęła papierosy i zapalniczkę z kieszeni jeansowej kurtki.

- Wciąż palisz? – zapytała Ginny – Ja rzuciłam. Harry mnie zmusił.

- Hej! Nie zmusił, tylko wyleczył – obruszył się brunet.

- Tak, tak – Ginny pogłaskała męża po policzku i puściła oczko do Hermiony, za co zarobiła pstryczka w nos.

Herm oznajmiła towarzystwu, że zaraz wraca, po czym wyszła na korytarz. Spojrzała w bok. Parę okien w lewo stał i równiezżpalił papierosa nie kto inny, jak Draco Malfoy. Zaciągnął się, spojrzał na Hermioną i zakrztusił się dymem. Na jego ustach wykwitł ten sam szyderczy uśmiech, który towarzyszył jego każdemu spojrzeniu na nią przez wszystkie szkolne lata. Po dziwnym napięciu sprzed kilku godziny nie było śladu. Przez chwilę dziewczyna zastanawiała się czy nie odłożyć papierosa na później, ale wyszła by na tchórza bojącego się Malfoy’a. A nie była już przecież małą dziewczynką, która płakała po nazwaniu jej „szlamą”. Była dorosłą kobietą i mogła stawić czoła temu arystokratycznemu dupkowi.

- No no no… kogo widzą moje oczy? – zatrzymał się pół metra od Hermiony i ponownie zaciągnął się papierosem – Granger. A może powinienem powiedzieć „Weasley”?

Jawnie z niej drwił. Ale ona nie zamierzała dać się podpuścić. Otworzyła okno i odpaliła swojego papierosa. Skupiła swój wzrok na czerni mijanego lasu.

- Zostałam przy swoim nazwisku – odparła najspokojniej jak tylko potrafiła.

Draco uśmiechnął się pod nosem, wyrzucił przez okno peta i na nieszczęście Hermiony odpalił kolejnego.

- W sumie racja. Już lepiej nosić mugolskie nazwisko, niż nazywać się Weasley.

Dziewczyna spojrzała na niego z nieukrywaną odrazą.

- Zamierzasz stać tu i obrażać mnie i Rona? Jeśli tak to daruj sobie, ale to nie robi na mnie żadnego wrażenia.

„Niektórzy z nas dorastają” dodała w myślach i wróciła do wyglądania przez okno. Resztę papierosa skończyli w milczeniu, po czym Hermiona bez słowa wróciła do przedziału.

Draco ukradkiem podążył za burzą jej kasztanowych włosów i zaczął się zastanawiać po co w ogóle do niej podszedł. To dziwne, ale gdy pierwszy raz po tych pięciu latach, kiedy mijała jego przedział i spojrzała na niego, poczuł… no właśnie, co? Jakby jakaś niewidzialna siła przyciągała go do niej. I wcale mu się to nie podobało.

Draco również wyrzucił niedopałek i wrócił do swojego przedziału. Wkrótce powinni zatrzymywać się w Hogwarcie.

Przez cała tą podróż zadawał sobie pytanie, po co w ogóle wsiadł do tego pociągu. W pierwszej chwili gdy dostał zaproszenie na zjazd absolwentów, miał ochotę wrzucić je do kominka i spalić. Ale potem stwierdził, że może przemyśleć sprawę. Ostatecznie jechał ekspresem do Hogwartu z Crabbem, Goylem, Zabinim i Parkinson. Oni również zdecydowali się pojawić. Czyżby kierował nimi sentyment? Nie, nie możliwe. Ślizgoni nie znają takiego uczucia. To musiała być czysta ciekawość.

W tym samym czasie Hermiona siedziała jak zahipnotyzowana.

- Hej, Herm. Twoja kolej – ponaglił ją Harry.

- Stało się coś? – zapytał Ron.

Dziewczyna otrząsnęła się z letargu.

- Wiecie… Na korytarzu wpadłam na… Malfoy’a – powiedziała i w przedziale zapanowała cisza. Wszyscy spoglądali po sobie w milczeniu, które w końcu przerwał Ron.

- Był dla ciebie nieuprzejmy? Co ci powiedział? Mam pójść i mu dokopać?

- Nie Ron, nie. Nie jesteśmy już w szkole. Jesteśmy dorosłymi ludźmi. Poza tym nie był nieuprzejmy – w zasadzie nie wiedziała czemu kłamie. Po prostu nie chciała zdradzać przyjaciołom treści tych kilku słów, które mieli „przyjemność” wymienić.

- No to o co chodzi? – zainteresowała się Ginny – Bo odkąd wróciłaś, jesteś jakaś dziwna.

- Eee… – Hermiona starała się wymyślić na szybko jakiś powód, dla którego w ogóle wspomniała o Malfoy’u – Podobno Draco Malfoy jest teraz Śmierciożercą.

- Zartujesz? – powiedział Harry.

- Po co Sami Wiecie Komu ktoś taki jak Malfoy?

- Nie wiem… Słyszałam jakieś pogłoski… Tak tylko się zastanawiałam…

- Myślisz, że McGonagall wpuściła by do Hogwartu Śmierciożercę?

- Nie wiem… – Hermiona zagryzła wargę – Nie to nie ma sensu. Po co o nim rozmawiamy?

- Tak jakbyś nie zaczęła tego tematu – Ron spojrzał najpierw na nią, a potem wrócił do przeglądania swoich kart – To gramy czy nie?

Reszta podróży minęła im w lekkim napięciu, które jednak minęło w momencie kiedy wysiedli z pociągu.

Hermiona stanęła na peronie i poczuła na twarzy powiew wieczornego wiatru a w jej nozdrza uderzył znajomy zapach Zakazanego Lasu. Podniosła wzrok i spojrzała na migoczące w oddali światełka w wieżyczkach zamku.

- Witaj ponownie – powiedziała do siebie. Ron usłyszał jej szept, wziął ją za rękę i poprowadził do najbliższego z powozów czekających na nich w rzędzie.

Gdy ruszyli, nie mogła oderwać wzroku od zbliżającego się powoli zamku.

Trzy powozy za nimi, Draco Malfoy wyglądał przez okno i spoglądał dokładnie w tym samym kierunku.


--------------------
- To die after fulfilling a dream or to desert a dream to live. Which do you think is a right choice?
- It's not a matter of which is right... What's important is which decision you will not regret.
'Taiyou no uta' ep 10
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
etusia
post 28.11.2014 01:17
Post #2 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 6
Dołączył: 07.11.2008




Zapraszam na kolejny rozdział. Jest lekko statyczny, raczej w charakterze przemyśleń. Jest już późno, dlatego nie jest też długi. Postaram się po weekendzie napisać coś znacznie dłuższego, może z większą dawką akcji.

Rozdział IV

Hermiona bardzo długo nie spała tej nocy. O ile snem można nazwać 2 godzinną drzemkę, to tylko tyle go zażyła. Starała się nie płakać, bo wiedziała że i tak nic to nie zmieni. Długo myślała. Nad sensem życia, nad swoim małżeństwem. Wyszła za Rona dwa lata po skończeniu szkoły. Wydawało jej się wtedy, że złapała życie za rogi, że ma wspaniałego faceta który ją kocha, którego ona kocha. Z którym będzie szczęśliwa. Planowała przyszłość, założenie rodziny. Bardzo długo wydawało jej się, że wszystko idzie zgodnie z owym planem. Do momentu, w którym zaczęła wspominać o dziecku. Jakiś czas Ron wykręcał się od rozmowy na ten temat. /używali zabezpieczenia, bo oboje robili kariery i rozwijali się. Ale w końcu nadchodzi w życiu kobiety taki moment, kiedy czuje się gotowa aby zostać matką. I taki moment w życiu Hermiony już nastał. W końcu udało jej się i przyparła męża do muru. Usiedli z butelką wina wieczorem i zaczęli rozmawiać o powiększeniu rodziny. Do tej pory wydawało jej się, że Ron bardzo by chciał mieć dzieci, tym bardziej że sam pochodził z wielodzietnej, szczęśliwej rodziny. To była długa i ciężka rozmowa. boje tamtej nocy płakali. Okazało się, że Ron nie chce mieć dzieci. A przynajmniej nie w najbliższym czasie. Czasy w których żyli były ciężkie i niepewne. I to była w stanie Hermiona zrozumieć, ale tak na prawdę wszyscy dookoła starali się żyć normalnie. Każdy się bał, to prawda, ale mimo to ludzie pracowali, wychowywali dzieci. Na pewno nie były to zwyczajne warunki, bo strach bardzo często wygrywał z normalnością. Ludzie dmuchali na zimne i byli bardzo ostrożni, ale wciąż zakładali rodziny, jeździli na wycieczki a podczas obiadów rozmawiali o wynikach meczy, czy o nowej sąsiadce z naprzeciwka. Niczym tak na pozór życie nie różniło się od tego sprzed powrotu Voldemorta. Dlaczego więc ona nie miała by takiego życia zasmakować? Ron twierdził, że nie chce by jego dzieci wychowywały się na takim świecie. Pełnym tajemnic i przemocy, strachu i niepewności. Ale przecież nie wiadomo było, kiedy taki stan rzeczy ulegnie zmianie, czy w ogóle ich życie będzie kiedyś lepsze, pewniejsze i bezpieczniejsze. A taka mała istotka, jest nie tylko ucieleśnieniem miłości i radości, ale także nadziei na lepsze jutro, na to że w końcu coś się kiedyś może zmieni.

Podczas tej rozmowy na każdy argument Hermiony, Ron miał swój kontrargument. W końcu po na prawdę długiej dyskusji doszli do wniosku, że poczekają. Że postarają się o dziecko dopiero w momencie, kiedy oboje będą na to gotowi.

Teraz podczas długich godzin w wieży Gryffindoru Hermiona wspominała tą rozmowę. Wydawało jej się jakby miała ona miejsce wieki temu. Jakby od tego czasu Ron zdążył się diametralnie zmienić. i teraz tak na prawdę nie była już pewna czy chce mieć z nim dzieci. To był bardzo przykry wniosek, ale niestety prawdziwy.

Czy często się kłócili? Chyba można zakwalifikować częstotliwość ich sprzeczek w granicach standardów normy. Owszem, nie zawsze się ze sobą zgadzali, często kłócili się o głupoty i szybko przepraszali. Nigdy w trakcie sprzeczki nie padały ostre słowa, czy wyzwiska, aczkolwiek często zdarzało się że Ron podnosił na nią głos. Wtedy ona wychodziła najczęściej z domu trzaskając drzwiami. Później były kwiaty, łzy i wszystko jakoś wracało do normy. Przecież każdy się kłóci, prawda? Nie ma pary bez konfliktów.

Ale teraz, gdy leżała w łóżku i starała się przemyśleć chyba całe swoje życie, doszła do wniosku że kłócili się dość często. Może tak na prawdę ona nie chciała dostrzec tego, że Ron po prostu chciał mieć nad nią kontrolę. Że często był zazdrosny bez powodu, że chciał pokazywać swoją wyższość nad nią jako mężczyzny nad kobietą. A przecież nie tak miało wyglądać ich małżeństwo. Dlaczego wszystko tak się pokomplikowało?

Jakieś pół godziny po tym jak wróciła do dormitorium usłyszała ciche pukanie do drzwi. Ron nawoływał ją po cichu, nawet uchylił drzwi. Udała wtedy, że śpi. Mężczyzna zamknął drzwi i już więcej tej nocy nie wrócił. Tak samo niewiele później, gdy wróciły dziewczyny, Hermiona nie miała najmniejszej ochoty na rozmowę o tym co się stało, więc również nakryła się kołdrą i oddychała miarowo udając głęboki sen.

Gdy pierwsze promienie słońca wpadały do dormitorium, ona całkowicie rozbudzona wpatrywała się w baldachim nad sobą i zastanawiała się czy jeszcze kiedyś będzie miała normalną, kochającą rodzinę. Przysnęła dopiero około godziny ósmej rano.

O dziesiątej, czując „piasek” pod powiekami, wstała i poszła wziąć prysznic, który miał ją orzeźwić i zmyć z niej całe zło poprzedniej nocy. I choć z tym pierwszym się udało, to ubierając się i susząc włosy, nadal miała podły humor. A ten wyjazd miał być przecież taki cudowny. Miał ją odstresować. Okazało się, że jest dokładnie odwrotnie.

Zdecydowała się zejść na śniadanie, mając nadzieję że większość uczestników zjazdu będzie jeszcze spała. I nie myliła się. Wielka Sala, która po balu zdążyła już wrócić do swojego zwykłego wyglądu, świeciła pustkami. Tu i ówdzie siedziało kilka zaspanych osób, przeżuwających tosty i pijących gorącą kawę. Hermiona usiadła w sporej odległości od Collina i Sary i spojrzała na stół. Kompletnie nie chciało jej się jeść, ale wmusiła w siebie kromkę z dżemem i pół szklanki soku. Czuła, że jeśli przełknie coś jeszcze, to zwymiotuje. Na wspomnienie wczorajszej kłótni, jej żołądek zawiązywał się w supeł.

Do oczu znów napłynęły jej łzy, gdy poczuła że ktoś obok niej siada.

- Dziś również nie mogę z tobą zjeść śniadania? – ten dobrze znany jej głos wyrwał ją z letargu. Wytarła oczy wierzchem dłoni i spojrzała w stalowoszare oczy mężczyzny, który siadł po jej lewej stronie.

- To chyba nie jest dobry moment, wiesz? – zaczęła.

- Jeśli mam sobie pójść, to powiedz.

- Nie… To znaczy… W zasadzie mi nie przeszkadzasz, ale…

- Spadaj?

Hermiona popatrzyła na niego z żalem. On na prawdę nigdy nie wydorośleje?

- To na prawdę nie jest dobry moment Draco na takie żarty…

Pierwszy raz w życiu użyła jego imienia zwracając się bezpośrednio do niego. To było takie… dziwne. Najwidoczniej jemu też to wydało się nienaturalne, bo spojrzał na nią, uśmiechnął się i pokręcił głową.

- Dobra… To w takim razie… Do zobaczenia.

Już miał wstać i odejść, gdy Hermiona złapała go za przedramię. Znów poczuła ten dziwny, niemalże przepływający między nimi prąd, napięcie. Coś, czego nigdy nie czuła będąc z Ronem.

- Nie… Zostań, to śmieszne…

- Przed chwilą mówiłaś, że nie jesteś w nastroju do żartów.

- Daruj sobie. Nie o to mi chodziło. Chcę powiedzieć, że to nienormalne że nie możemy tak po prostu siedzieć i zjeść razem śniadania. Choć właściwie ja już zjadłam, ale możesz zostać i skończyć swoją porcję.

- W zasadzie ja też już zjadłem. Więc jeśli nie chcesz żeby ktoś nas razem zobaczył, to może przejdziemy się na spacer?

Hermiona spojrzała w ogromne okna Wielkiej Sali. Pogoda zdawała się być na prawdę przyjemna, a miała wrażenie że jeśli zaraz nie zażyje nieco świeżego powietrza to eksploduje jej głowa. I nie wiedziała już czy to efekt zbyt dużej ilości wypitego wczoraj alkoholu, czy po prostu braku snu.

- Tak, spacer brzmi nieźle.

Wstali od stołu i wolnym krokiem skierowali się ku wyjściu. Hermionie wydawało się, że odprowadzają ich wzrokiem wszyscy obecni na śniadaniu. Niemalże czuła mrowienie na plecach.

Gdy tylko minęli próg wejściowy do zamku, od razu poczuła się lepiej. Zeszli po schodach i wyszli na błonia. Słońce mocno świeciło, więc Hermiona zaproponowała żeby usiedli gdzieś w cieniu, bo ma mały światłowstręt.

W zasadzie cały czas milczeli. Bo i o czym mieli rozmawiać? Przez całą szkolną karierę nie zamienili ze sobą ani jednego normalnego słowa. On wyżywał się na niej w najróżniejszy sposób, a ona starała się go ignorować. To podsunęło Hermionie temat do rozmowy. Gdy usiedli pod wielkim dębem nad brzegiem jeziora, dziewczyna zapytała.

- Powiesz mi co się zmieniło? Wczoraj powiedziałeś, że wszystko. Tylko to trochę zbyt ogólnie. Jakieś szczegóły? Dlaczego zacząłeś mnie traktować jak człowieka a nie jak robaka, którego należy zdeptać?

Draco długo milczał. W zasadzie Hermiona zaczęła zastanawiać się czy w ogóle odpowie na jej pytanie, gdy wreszcie się odezwał.

- Sam nie wiem jak sprecyzować te zmiany. Kiedyś byłem gówniarzem, któremu wydawało się że nie ma nic ponad czystą krew. Potem zbyt wiele wydarzyło się w moim życiu, żebym tym gówniarzem wciąż pozostał. Może to wydać ci się niedorzeczne, ale ja też chyba w pewnym sensie wydoroślałem – Malfoy uśmiechnął się do Hermiony przebiegle. To znaczy miał to być zapewne łobuzerski, pełen luzu uśmiech, ale nie do końca mu się on udał. Uśmiech był po prostu szczery. To w zasadzie dużo bardziej zdziwiło Hermionę, niż sama wypowiedź chłopaka.

Draco podrapał się po lewej ręce i dopiero teraz Granger zwróciła uwagę, że mimo dość wysokiej temperatury i jasnego słońca, chłopak siedzi w koszuli z długim rękawem. Odwróciła szybko wzrok i zaczęła wpatrywać się w szybujące po niebie ptaki. Wyciągnęła papierosy, poczęstowała go jednym po czym oboje zapalili.

- Nie sądziłam… To znaczy… – Hermiona nie do końca potrafiła ubrać w słowa to co chciała mu powiedzieć – Nie spodziewałam się, że tak się potoczy ten zjazd.

- Że co, że spotkasz mnie i spojrzysz na mnie inaczej niż do tej pory?

-Tak. Już w sumie w pociągu… Wiesz, myślałam że mnie nie poznałeś, wtedy gdy przechodziłam obok twojego przedziału.

- Dlaczego?

- Sama nie wiem. Nie wyglądałeś tak jak zawsze gdy na mnie patrzyłeś. Chyba po raz pierwszy w twoich oczach nie dostrzegłam pogardy.

- Ludzie się zmieniają – Malfoy zaczął robić z dymu kółeczka.

Hermiona nie wiedziała co powiedzieć na ten temat. Miał rację. Szkoda, że to działa w obie strony i nie tylko ludzie potrafią zmieniać się na lepsze, ale niestety często też na gorsze.

- Przepraszam.

To słowo padło tak niepostrzeżenie i zabrzmiało tak dziwnie, jakby nie zostało wypowiedziane przez Malfoy’a.

- Co? – zdziwiła się Hermiona – To znaczy za co?

- No wiesz… Chyba jednak mam cię za co przepraszać.

- Przestań. Nie jestem pamiętliwa.

- Może to i lepiej…

Draco zgasił papierosa i rzucił peta przed siebie. Już nie rozmawiali. Siedzieli po prostu i patrzyli się przed siebie. Tak, jakby dzieliła ich jakaś niewidzialna szyba i jakby każde z nich tkwiło teraz w jakimś osobnym świecie. W końcu Hermiona wstała.

- Muszę wracać. Będą się o mnie martwić.

- No tak. Mąż na pewno.

Coś powiedziało Hermionie, że to nie było zwykłe stwierdzenie. Ton, jakim wypowiedział słowo „mąż” sugerował, że najchętniej nigdy nie chciałby o nim słyszeć. Jednocześnie dawał jej do zrozumienia, że najprawdopodobniej to właśnie Ron w tej chwili martwi się o nią najmniej.

Dziewczyna zostawiła go samego w cieniu dębu i ruszyła samotnie w stronę zamku. Na korytarzu na trzecim piętrze wpadła na szukającego jej faktycznie Rona.

- Hermiono! Gdzie byłaś? Martwiłem się, że… – nie dokończył zdania ale wyraźnie mu ulżyło, gdy ją zobaczył. Podszedł do niej i bardzo mocno ją przytulił – Przepraszam za wczoraj. Po prostu… Jestem cholernie zazdrosny.

Hermionie w oczach znów zabłysły łzy. Może jest jednak jakaś nadzieja, że wróci dawny Ron? Może lekko denerwujący, z pokręconym poczuciem humoru i nie zawsze mówiącym to, czego dana sytuacja by wymagała, ale jednak „jej” Ron, w którym się kiedyś przecież zakochała?

Mężczyzna złożył na jej ustach delikatny pocałunek, po czym wytarł łzy spływające po jej policzkach.

- Na prawdę przepraszam… Nie płacz.

Hermiona pokręciła głową, bo nie była w stanie w tej chwili powiedzieć nic konstruktywnego. Wzięła męża za rękę i ruszyli dalej korytarzem przed siebie.

Nie mogła tego wiedzieć, ale za rogiem odwrócił się i odszedł szybkim krokiem jedyny świadek przeprosin Rona. Draco Malfoy.


--------------------
- To die after fulfilling a dream or to desert a dream to live. Which do you think is a right choice?
- It's not a matter of which is right... What's important is which decision you will not regret.
'Taiyou no uta' ep 10
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 19.04.2024 15:22