Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Zemsta Najlepiej Smakuje Na Zimno [z], tekścik pojedynkowy, niebyt poważny ;)

Kitiara
post 05.08.2006 15:53
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Przede wszystkim, dziękuję Serathe za korektę.

Tekst poniższy dedykuję mojemu szanownemu przeciwnikowi pojedynkowemu z forum mirriel - McBurakowi.


temat został potraktowany z lekkim przymrużeniem wewnętrznego oka



Zemsta najlepiej smakuje na zimno

Potter zawsze mnie irytował. Ta jego dobroć, szlachetność i bohaterskość. Ta jego bezmyślna porywczość i zdolność do wychodzenia cało z każdej możliwej opresji. Na jego miejscu już tysiąc razy bym zginął, zginąłby też niejeden wybitny czarodziej, ale nie on – Potter zawsze spadnie na cztery łapy jak przysłowiowy kot i na dokładkę zostanie bohaterem. Ten jego, niemożliwy do zrozumienia przez człowieka myślącego i planującego każdy krok, życiowy fart! Skąd on ma tyle szczęścia? Można by powiedzieć: więcej szczęścia niż rozumu, nieprawdaż?
Lecz ja zniósłbym wszystko; zniósłbym ten jego fart, tę jego bohaterskość, tę niepokalaną jasność jego zielonych, świętych oczu, gdyby tylko mnie nie prześladował i nie poniżał. Ale nie! Harry Bohater Stulecia, Złoty Chłopiec I Wybraniec W Jednym Potter nie może mnie zostawić w spokoju. I niemal zawsze potrafi mnie poniżyć z tą nonszalancką niewinnością, jakby robił to niechcący, najczęściej głupio się przy tym uśmiechając, albo debilnie śmiejąc – jak na piątym roku, kiedy przez niego Moody zrobił ze mnie pośmiewisko przed połową szkoły! I tak od pierwszego roku nauki! Już wtedy musiał mi pokazać, że ma mnie za gorszego od Weasleya. Mnie, spadkobiercę szanowanego magicznego rodu! A kimże jest Weasley? Brudnym zdrajcą krwi, niegodnym nosić miano czarodzieja. Poniżające! Jednakże to, co stało się na szóstym roku, przeszło wszelkie granice przyzwoitości szanującego się Ślizgona. Zrobił ze mnie idiotę, zrobił ze mnie trolla! Sprawił, że prawie wszyscy w szkole uwierzyli, że jestem zakochany w Granger! Nawet Pansy ze mną zerwała (jedyny dobry aspekt całej sytuacji – była zaborcza). Jestem wolny jak ptak, chociaż cóż z tego, skoro dziewczęta się o mnie nie zabijają? Chyba nieco przeceniłem własną atrakcyjność, zarówno w kwestii zewnętrznego image’u jak i intrygującej zawartości mojej skrytki u Gringotta. A może one po prostu także uwierzyły w tę niedorzeczna bzdurę – moją miłość do Granger? Być może...
Co zastanawiające, sama Granger była do tego „faktu” bardzo sceptycznie nastawiona, ale to nie przyćmiło mego upokorzenia, nie zniwelowało cierpień mej zbolałej duszy, nie umniejszyło tego żenującego poczucia porażki i wstydu, kiedy nabijali się ze mnie koledzy z
mojego Domu! Nawet Crabbe wykazał się szczątkową inteligencją, żartując z mojej miłości do najmądrzejszej szlamy Hogwartu. Co gorsza, transmutując go na pięć minut w łajno rogogona, nie poprawiłem sobie zbytnio humoru. Poczułem nawet melancholijny smutek i szybko kazałem Crabbe'owi się oddalić, żeby nie zacząć ćwiczyć na nim Cruciatusów pod nosem tego lalusia, Dumbledore’a.
Pytacie, skąd wiedziałem, że to Potter rozsiał taką podłą plotkę na mój temat? Sam mi to powiedział. Kiedy już byłem pogrążony w rozpaczy, kiedy już prawie zacząłem wierzyć, że kocham Granger, kiedy ona sama już przestała się śmiać z całej sytuacji, a zaczęła się nią denerwować i patrzeć na mnie z nieznośną litością i pogardą osoby, która wie lepiej, ale która ”niestety nie może pomóc, w końcu tyle razy to ja ją upokarzałem, więc mam za swoje, prawda?” Tak, Potter sam się przyznał, że wrobił mnie paskudnie w uczucie do Hermiony Zjadłam–Wszystkie–Rozumy–Tylko–Nie–Własny–Granger. Dzięki niemu Weasley znienawidził mnie jeszcze bardziej, bo też w to uwierzył! Nie, żebym się przejmował nienawiścią Weasleya, albo pogardliwym wydymaniem warg jego siostruni miss Hogwartu, po prostu... Jak Potter to zrobił, że udało mu się przekonać tyle osób?! Swoją drogą przydałby się ktoś taki w szeregach Śmierciożerców (dołączę do nich w czerwcu!), żeby siać skuteczną propagandę. Niestety (a według mnie na szczęście), Potter nie wykazuje skłonności w tym kierunku. Naprawdę nie mam pojęcia
jak to zrobił; może poddał wszystkich działaniu Imperiusa, może ich spił, może podrobił moje pismo i rozesłał list miłosny do Granger. Faktem jest, że mu się udało, i faktem jest, że pochwalił mi się tym, kiedy już byłem na skraju załamania nerwowego. To przeważyło szalę. Zniewagi tego rodzaju wybaczyć nie mogę. To prawda, że miesiąc później miałem już święty spokój, zwłaszcza że zaczęły się egzaminy i wszyscy zajęli się kuciem. Porażka oraz okropne uczucie poniżenia pozostały i nie mogą zostać zapomniane, ani tym bardziej wybaczone. Przez całe wakacje myślałem nad zemstą, ale dopiero wczoraj, pierwszego września, wpadłem na pewien pomysł. Potter musi zostać upokorzony do głębi swego jestestwa, do samego jądra swego ego. I tak się stanie. Jeszcze w tym roku szkolnym.
_._

Harry Potter miał ogromny problem. Niedawno zaczęły się treningi Quidditcha, a pierwszy z nich odbył się w trzecią sobotę września. Ale to nie treningi stanowiły jego problem. To Draco Malfoy był tym problemem.... Przychodził i obserwował. To było takie irytujące, wręcz żenujące. Co dziwniejsze, Ślizgon nie krytykował Harry’ego. Po prostu siedział i oglądał treningi Gryfonów. Drużyna Pottera zastanawiała się, czy przypadkiem nie poznaje ich strategii, ale przecież treningi nie były tajne – każdy mógł na nie przyjść. Przychodzili na nie Luna Lovegood z Ravenclawu, Justin z Hufflepuffu i inni uczniowie. Ale to Malfoy wgapiał się w Harry’ego tak intensywnie, że Gryfon czuł na sobie jego spojrzenie przez cały czas... Albo wydawało mu się, że czuł.
Tak więc Harry grał, a Draco go „podziwiał”, następnie zaś rzucał jakieś uwagi w stylu „świetnie, Potter”, albo „coraz lepiej”. Było tylko jedno ale, i to wcale nie takie małe. Zawsze robił to po treningu, kiedy Harry był sam, kiedy już po prysznicu, przebrany i zmęczony wracał do Wieży Gryffindoru. Teraz było tak samo. Zbliżał się koniec października, Gryfoni mieli grać w przyszłą niedzielę pierwszy mecz z Krukonami, i Potter nie miał ochoty, żeby prześladował go Malfoy. A to wyglądało mu na prześladowanie. Znowu go dopadł na jakimś ciemnym zakręcie.
– Rozgromicie Krukonów, Potter – powiedział cicho.
Właśnie! Cicho, niemal pieszczotliwie, a Harry nigdy nie miał na to świadków. I przecież nikt, absolutnie nikt by mu nie uwierzył. Odnosił wrażenie, że zaczyna go ogarniać jakaś paranoja.
– Spadaj, Malfoy – warknął nieuprzejmie. – Mieszkasz chyba w innej części zamku!
– Chciałem ci tylko pogratulować, Potter, i życzyć powodzenia w zbliżającym się meczu. Nie musisz od razu się wściekać.
– Malfoy, daj mi spokój i przestań się zachowywać jak... Tak dziwnie, jak teraz! To nie jest normalne... – Harry poczuł, że się rumieni.
– Jak zwykle powalasz elokwencją – zadrwił miękko Draco. – Do zobaczenia.
Potter ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć czegoś gorszego od wcześniejszego „spadaj”. A nie było sensu tego robić, skoro Malfoy nie wykazywał nawet grama wrogości. No właśnie – i to było najbardziej niepokojące.
_._

Naprawdę, przyjemnie patrzeć na to złe, wystraszone i niepewne spojrzenie Pottera, kiedy nie wie, co myśleć. Jego podejrzliwość jest taka zabawna i gryfońska, a przez tę ciemną łepetynę nie przeleci nawet myśl, że ja naprawdę mógłbym chcieć się z nim zaprzyjaźnić i zakopać topór wojenny, albo i coś więcej... Oczywiście, że nie chcę, oczywiście, że jego podejrzenia są uzasadnione, ale czy nawet przez sekundę nie może o mnie pomyśleć pozytywnie? Czy nie może mignąć w tych kaprawych, bohaterskich oczach nawet cień wątpliwość we własne hipotezy? Tak bardzo chciałbym to ujrzeć! Mój triumf byłby wtedy pełniejszy, doskonały. O tak, doskonały! Chyba wybiorę się na próbę generalną przed meczem Gryffindor – Ravenclaw.
_._

– Na pewno próbuje cię rozszyfrować, Harry. – Ron uśmiechnął się pobłażliwie, patrząc z pogardą na trybuny, a po chwili pomachał radośnie Hermionie. Przeważnie nie przychodziła na treningi, ale ten był ostatnim przed ich pierwszym meczem, który miał się odbyć następnego dnia. Zamierzała im pokibicować. Poza tym Harry czuł się nieswojo w obecności szarych, badawczych oczu Malfoya, dlatego poprosił Hermionę o przyjście. Oczywiście, Ronowi nic o tym nie powiedział. Jego przyjaciółka miała takie samo zdanie jak Weasley – Draco miał nadzieję podpatrzeć wszystkie zagrania Pottera. W końcu ile razy można przegrywać ze swoim wrogiem numer jeden?
– Taaa, też mi się tak wydaje... – Harry uśmiechnął się do przyjaciela, ale raczej blado niż promiennie.
Nie wiem, co knujesz, oślizgła żmijo, ale się dowiem – pomyślał, patrząc nienawistnie na Malfoya, który się do niego – o zgrozo – szczerze uśmiechał!
Gdyby to było możliwe, Harry udławiłby się śmiertelnie wdychanym powietrzem. Ale nie było, więc Gryfon pośpiesznie odwrócił spojrzenie, czując jak na policzki wypełza mu irytując rumieniec zażenowania.
– Próbujesz poznać strategie Gryfonów, Malfoy? – zapytała uprzejmie Hermiona, siadając na ławce obok Ślizgona i bębniąc palcami po księdze do eliksirów, którą ze sobą przyniosła.
– Nic ci do tego, Granger, i odsuń się trochę, żebym się nie ubrudził szlamem. – Arystokrata uśmiechnął się zimno i jadowicie; zupełnie tak jak uśmiechałby się wąż, gdyby mógł to robić.
– O, już zapomniałeś, jak bardzo mnie kochasz? – spytała czarownica, zalotnie trzepocząc rzęsami i przysuwając się do niego jeszcze bliżej. – Nie udawaj, że ci przeszkadzam, Malfoy. – Jej bezczelność i kpiący uśmiech nie zirytowały Dracona ani nie popsuły mu humoru, nawet się od niej nie odsunął. Potter zachowywał się tak jak miał się zachowywać – był coraz bardziej nerwowy. To wystarczyło, aby samopoczucie Ślizgona pozostało na zadawalającym poziomie.
– A ty nie udawaj, że wiesz cokolwiek o Quidditchu, Granger – odparł nonszalancko.
Prychnęła, dając mu do zrozumienia co myśli o przyziemnych, fizycznych rozrywkach.
– Jeśli uważasz, że gapienie się treningi Harry’ego pozwoli ci z nim wygrać, grubo się mylisz – oznajmiła z irytującą pewnością siebie.
– Zobaczymy, Granger, zobaczymy...
_._

No tak... Potter nic nikomu nie powie o swoich obawach. Oczywiście, że nie. Będzie chodził z tą swoją niewyraźną miną, a blizna będzie mu się zwijać w supełek z irytacji i wysiłku, jakim jest myślenie, którego Gryfoni zbytnio nie kultywują. Boi się, że nikt mu nie uwierzy i wszyscy będą pukać się za jego plecami w czoło. Cóż, pewnie ja pukałbym się najbardziej ostentacyjnie, rozbawiając wszystkim moich przyjaciół, a Crabbe’a i Goyle’a doprowadzając do kretyńskich wybuchów śmiechu. Ale nie powie, znam go. Też bym nie powiedział – z tych samych przyczyn, co on. Lecz ja pewnie wiedziałbym, co zrobić. Tak mi się przynajmniej wydaje...
A Potter? Żałosne. Przygląda mi się ukradkiem, zastanawia się, myśli... Oj, jak to musi go boleć! Ciekawe, jak złapał tego znicza w meczu z Krukonami! Przecież cały czas zerkał, czy nie zamierzam czymś go potraktować. Nie zamierzałem. Nie zamierzałem też kibicować, ani popapranym kujonom, ani odważnym i głupim imbecylom, którzy mają Wybrańca w drużynie. Brr...
A w ogóle na ostatnich dwóch treningach trochę „zaniedbałem” Potti’ego. Uch, jak to go musi męczyć. Zachodzi biedak w głowę, co się dzieje, i co ten wredny Malfoy znowu knuje.
No dobrze, jutro grają z Hufflepuffem. Może by tak późnym wieczorem... Może by tak... Ależ oczywiście, że to zrobię!

_._

Harry nie wiedział, dlaczego Malfoy przestał za nim łazić na treningi. Nie dawało mu to spokoju. Draco zachowywał się niepoczytalnie, robiąc to, co robił, i mówiąc mu to, co mówił, ale zaprzestanie tego swoistego rytuału było nieco niepokojące. No dobrze – bardzo niepokojące.
W zimie było mało treningów, ale pojawiał się na każdym, a w marcu... Ślizgon przyszedł tylko na jedne z dwóch ostatnich ćwiczeń, ale i tak opuścił trybunę przed ich końcem, a na treningu generalnym przed kolejnym meczem Gryffindoru wcale się nie pojawił.
Odczuwany przez Złotego Chłopca niepokój nie był najgorszy. Harry doskonale wiedział, co czuł, gdy Draco zniknął przed końcem treningu, a na ostatni nie przyszedł w ogóle. Czuł ulgę i... zawód. Okropieństwo.
Potter spróbował otrząsnąć się z przykrych myśli i poprawił szatę reprezentacji Quiddicha Gryffindoru. Za chwilę miał wyjść na boisko i złapać znicza w meczu z Puchonami. Nie powinno być problemu, w końcu pokonali Krukonów, którzy są przecież lepsi od zawodników z Domu Borsuka. Poczuł jednak nieprzyjemny ucisk w dołku na myśl o meczu, który mają rozegrać za sześć tygodni ze Slytherinem.
– Harry, Harry, nie śpij! Miotłę kontemplujesz? – Ron ze śmiechem klepnął przyjaciela po plecach. – W końcu jesteś kapitanem!
Potter roześmiał się nieco nerwowo i odkaszlnął.
– Do boju, lwy! – krzyknął z przesadnym entuzjazmem i dziarsko ruszył na boisko.
Jeszcze zanim zaczął się mecz, z niepokojem popatrzył na trybuny Slytherinu. Malfoya nie było.
_._

Ciekawe, jak bardzo Potter męczy się brakiem mojej szanownej osoby na meczu? I tak pewnie rozgromią te ciamajdowate ptysie w drobny puch! Och, piękna metafora. Czyż nie jestem twórczy? A jakże…
Zastanawia mnie, jak Potter zachowa się dzisiaj wieczorem. Naprawdę ciekawe…

_._

Harry nie myślał jednak o braku Malfoya. Uznał, z ogromną ulgą (i tym ohydnym ukłuciem zawodu), że tchórzofretka znudziła się okazywaniem mu dziwacznej i pokątnej atencji. Grał z pasją i uczuciem wewnętrznej lekkości, które uwielbiał, a które mógł mu dać tylko lot na miotle. Rozgromili Puchonów, tak jak przypuszczał Draco; trzysta do stu dziesięciu. Pięknie!
– Harry, Ron, Ginny, byliście świetni! – Hermiona cieszyła się szczerze z wygranej Gryffindoru.
A potem była impreza w Pokoju Wspólnym.
Nadeszła północ i Potter postanowił wziąć odprężającą kąpiel w łazience prefektów.
– Przyczajony tygrys, ukryty smok – wyszeptał hasło, ziewnął szeroko, po czym wszedł do raju bąbelków i aromatów.
Zanurzając się w ciepłej i pachnącej wodzie pomyślał, że ma chyba z głowy niepoczytalnego Malfoya. Naprawdę zaczynał się zastanawiać, czy nie zwierzyć się ze swoich podejrzeń i obaw Ronowi i Hermionie, ale zrezygnował. Na pewno przyjęliby to ze zdziwieniem, nie mówiąc już o tym, o czym zaczęliby myśleć. A tak problem rozwiązał się sam. Cokolwiek knuł Draco M., zrezygnował.
Tak rozmyślał Harry, biorąc kąpiel, ale pół godziny później musiał porzucić płonne nadzieje.
– Potter, już myślałem, że nie przyjdziesz… – Zza zakrętu wyłonił się – jak wstrętna, deliryczna zjawa – cholerny Draco Malfoy, i patrzył na niego… no… tak jakoś dziwnie. Bez nienawiści…i w ogóle. Gryfon nie potrafił tego określić.
– Malfoy! – Harry zarumienił się po samą bliznę, a może nawet w wyższych rejonach czoła; Ślizgon nie widział, bo zasłaniała mu czarna rozwichrzona i wilgotna teraz grzywka. – Co ty tu, do jasnej cholery, robisz?! Mogłem być nagi! – Ale nie jesteś – Draco wzruszył ramionami. – Nikt nie wychodzi nago z łazienki.
Potter czuł szok, złość, nienawiść, zakłopotanie i strach, a nawet odrobinkę przewrotnej radości.
– Ale ja mógłbym! – Harry odruchowo poprawił granatowy szlafrok na niebieskiej pidżamie, chociaż nic nie miało szans zza nich wychynąć, a już na pewno nie miejsca strategiczne.
– A nawet gdyby, to co? – Draco dobrze się bawił, ale nie zamierzał tego okazywać. Zamierzał być poważny. I był. – Ja pod swoim szlafrokiem nic nie mam.
– Jak to co, Malfoy?! I czy musisz być tak cholernie bezwstydny i pewny siebie?! – Harry ze zgrozą pomyślał o potencjalnej nagości Malfoya. – Jesteś naprawdę popaprany.
– Co za miłe słowa, Potter – Draco skrzywił się lekko. – Chociaż raz mógłbyś zachować się z godnością.
– Nie masz pojęcia, czym jest godność – odwarknął Harry i szybko wydobył różdżkę z głębokiej kieszeni szlafroka.
Ślizgon nie był zaskoczony, ani zdziwiony. Wyglądał tak, jakby spodziewał się takiego zachowania. Jedna z brwi Malfoya podjechała do góry, a po chwili opadła.
– Nie przyszedłem się z tobą pojedynkować.
– W co ty pogrywasz, Malfoy?! Może mi w końcu wyjaśnisz? – Harry czuł narastającą konsternację, bezsilność i gniew.
– W nic… – Draco złożył ręce na piersiach i popatrzył Gryfonowi w oczy. – Myślałem, że się z tego wyleczyłem, ale wiesz… Musiałem przyjść i popatrzeć na ciebie z bliska. – Spojrzenie Malfoya było głębokie, natarczywe. Harry przez dłuższą chwilę nie mógł oderwać swojego wzroku od szarych tęczówek wroga. Były jak zimny ogień. Mroziły i paliły jednocześnie. Były zachłanne. Do Pottera bardzo powoli docierał sens słów, które wyszeptał arystokrata. Powoli opuścił różdżkę. Poczuł, jak ogarnia go niemoc i szok. Przez jedną chwilę w jego oczach można było dostrzec zwątpienie zmieszane z nadzieją. Gryfon otrząsnął się i odszedł kilka kroków, nie spuszczając wzroku z rozmówcy.
– Na Merlina, jesteś niezłym świrem, Malfoy! Nie zbliżaj się do mnie! Jeżeli to zrobisz chociaż raz, powiem o twoim zachowaniu Dumbledore’owi. Nie żartuję!
– Naprawdę powiesz, Potter? – Draco przekrzywił nieznacznie głowę i patrzył teraz na Harry’ego z rozbawieniem i ciekawością. – Nie sądzę… Ale mimo twojej arogancji i
niedostępności, nie mogę przestać o tobie myśleć, ani o tym jak wspaniale latasz. Pamiętaj i... dobranoc. – Miękko się odwrócił i odszedł w stronę lochów.
Boże, Merlinie, Chryste Panie! – tylko tyle był w stanie pomyśleć Harry, gdy po pierwszych spazmach szoku ruszył do wieży Gryffindoru. – To nie może być prawda….

_._

Potter chyba świruje coraz bardziej. To znaczy – łapie paranoję. Zerka na mnie co jakiś czas i jest trochę nerwowy na wspólnych zajęciach Slytherin – Gryffindor. Doskonale. Ta akcja przy łazience prefektów to było to! Potter przez chwilę chciał mi uwierzyć. Ba, on prawie mi uwierzył! Nie wiem, jak to się skończy, ale nich skonam, jeżeli to nie będzie mój triumf, a jego porażka! Dziwi się, że nie przychodzę na większość treningów i na pewno o mnie myśli! A jutro grają z nami! O Merlinie, jeżeli przegramy, to jestem zaplutym, niedołężnym trollem, a przecież nie mogę nim być, bom Ślizgon i mam na nazwisko Malfoy, prawda?! Mam nadzieję, że nie skończy się tylko na klęsce tych kotowatych przygłupów, a tej jestem pewny. Szukający Gryffindoru jest rozkojarzony i nieobecny duchem. Och, Potti, witamy wśród przegranych!
_._

Harry nie rozumiał jak to się stało, że nie złapał znicza. Naprawdę nie rozumiał. Może za dużo czasu poświęcał na obserwację Malfoya, który obserwował jego? Ale co miał zrobić?! Ten cholerny, wychudzony, szczurowaty blondynek nie odstępował go nawet na krok – a raczej nawet na cal przelatanej przestrzeni – jak zwykle zresztą. Tylko, że tym razem posyłał mu te swoje spojrzenia i dziwne uśmiechy. Najgorsze było to, że nikt inny zdawał się tego nie zauważać. Ale jak ktokolwiek mógłby?! Draco był wcieleniem dyskretnej przebiegłości. Poza tym, chyba naprawdę coś czuł do Harry’ego, inaczej tak by na niego nie patrzył...
A teraz Złoty Chłopiec stał na środku boiska i wpatrywał się oniemiały, jak Draco wymach..e radośnie złotym zniczem, jak Ślizgoni wiwatują.
Za to jego drużyna... Gryfoni stali oniemiali, niezdolni wydobyć głosu. Przegrali ze Slytherinem sto siedemdziesiąt do dwustu osiemdziesięciu. To nie była totalna porażka, ale to dawało im drugie, a nie pierwsze miejsce. O zgrozo!
Harry poczuł pod powiekami gorące łzy przegranej i złość. Nieokiełznaną złość. Malfoy zrobił go w hipogryfa bez skrzydeł! W trąbę, jak mówią Mugole, albo w wampira, cierpiącego na chorobliwy strach przed krwią, jak mawiają rosyjscy czarodzieje.
– Co się stało, Harry? – Gryfon usłyszał pełen troski głos profesor McGonagall.
Odwrócił głowę, gwałtownie mrugając, ale nic nie odpowiedział. Miał ochotę kogoś zamordować. Kogoś bardzo konkretnego. Tylko Malfoy mógł zrobić takie świństwo, żeby wygrać mecz! Ta śmierdząca mała tchórzofretka, ten wyliniały albinoski szczurek! Ten oślizgły gad bez krztyny zasad moralnych! Malfoy sprawił, że Potter czuł się zbrukany. Wszyscy magowie wszechczasów, co za wstyd! I o tym wstydzie wiedzą tylko oni dwaj. oni dwaj.
Draco odwrócił się w jego stronę i uśmiechnął triumfalnie. Pomachał mu nawet złotą piłeczką.
– Przepraszam panią – wycedził zimno Harry, wymijając McGonagall, i ruszył w kierunku rozbawionego i zadowolonego z siebie blondyna.
– Ty cholerny śliski pomiocie Slytherina! Myślałem, że jesteś ludzki i jednak bywasz uczciwy! – Potter krzyczał coraz głośniej, a Ślizgoni i Gryfoni zebrani dookoła zdawali się nie wiedzieć, o co chodzi. – Myślałem, ŻE COŚ DO MNIE CZUJESZ! Ale ty TYLKO CHCIAŁEŚ WYGRAC MECZ!
Na Harry’ego patrzyło kilkadziesiąt par oczu. Zszokowanych oczu. Harry zdał sobie nagle sprawę z tego, co powiedział. Zamilkł i poczuł, jak bardzo się rumieni. Draco uśmiechnął się do niego. Triumf został zastąpiony przez złośliwą radość.
– No, Potter, zawsze wiedziałem, że jesteś popaprańcem – oznajmił zimno, odwrócił się i ruszył w kierunku zamku. Za nim poszła cała drużyna Slytherinu, podśmiewająca się z występu Pottera, i większość zebranych Ślizgonów. Snape przyglądał mu się natomiast jakby był wyjątkowo obrzydliwym, a zarazem ciekawym okazem sklątki tylnowybuchowej.
Ośmieszyłem się? Tak, ośmieszyłem się, zrobiłem swoim małym popisem radość Malfoyowi... – pomyślał ze zgrozą Harry.
– Harry, co ci jest? – Ron z zaciekawieniem, ale i strachem spojrzał przyjacielowi w oczy. – Co ty wygadywałeś do Mal...
– Zamknij się, Ron! – Potter poczuł, że zaczyna go boleć głowa i nie miało to nic wspólnego z blizną, a teraz naprawdę wolałby ten drugi rodzaj bólu. Wszystko byłoby lepsze od tego podłego ośmieszenia i upokorzenia.
Rozejrzał się po trybunach oraz po uczniach i nauczycielach, którzy zeszli na boisko. Widział bardzo podobne miny. Zmieszanie, rozbawienie, zaciekawienie i szok. Musiał wbić spojrzenie w darń pod stopami.
– Och, okey, jak chcesz... – Zaskoczony i trochę zasmucony Weasley ruszył w kierunku szatni.
– Harry, zapraszam do mojego gabinetu, musimy porozmawiać... – McGonagall była wstrząśnięta, zdesperowana i poważna. W takich chwilach nie należało jej odmawiać.
– Poczekamy na ciebie w pokoju wspólnym – krzyknęła za nim Ginny, a litość w jego oczach była dla Harry’ego ciosem ostatecznym.
Potter nie powiedział wicedyrektorce prawdy. Wyznał tylko, że Draco podpatrywał ich treningi, powiedział, że jest przemęczony nauką, a nawet Quidditchem i forsującymi ćwiczeniami. McGonagall nie naciskała. Kazała mu tylko iść po eliksir uspokajający do pani Pomfrey. Poszedł, a potem udał się do Wspólnego.
– Harry, to nic złego, jeżeli masz inną orientację – powiedziała cicho i uspokajająco Granger, gdy tylko się pojawił wśród milczących i ponurych Gryfonów.
Jeżeli coś go mogło dobić, to właśnie to. To był przysłowiowy gwóźdź do trumny, albo – w tym przypadku – ostateczny motyw zbrodni.
– Hermiono, zamilcz i nie mów nic więcej, jeżeli nadal chcesz mieć we mnie przyjaciela. A wy mnie przepuśćcie – powiedział do reszty uczniów i ruszył do swojego dormitorium.
Nikt go nie zatrzymał.
Odwet, czy trucizna? – zapytał sam siebie Harry, zamykając drzwi. – Oto jest pytanie...
_._

Ponoć zemsta najlepiej smakuje na zimno. Chyba muszę się z tym zgodzić, nieprawdaż?

KONIEC


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Nimfka
post 06.08.2006 15:43
Post #2 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 322
Dołączył: 10.08.2004

Płeć: Kobieta



Kitiaro, ten ff jest boski. Absolutnie boski. Dawno nie miałam okazji czytać tak zabawnego i wciągającego opowiadania, naprawdę jestem pod wrażeniem. Kilka momentów powalających ("Myślałem, że coś do mnie czujesz!" czy "Co gorsza, transmutując go na pięć minut w łajno rogogona, nie poprawiłem sobie zbytnio humoru" - padłam). Błędów niewykryłam, ale jeśli to przeszło przez Mirriel to się nie dziwię :] Moje gratulacje, opowiadanie jest świetne.

QUOTE
Boże, Merlinie, Chryste Panie! – tylko tyle był w stanie pomyśleć Harry, gdy po pierwszych spazmach szoku ruszył do wieży Gryffindoru. – To nie może być prawda….
Dokładnie to samo myślałam czytając fragment o spotkaniu w łazience ;p

QUOTE
– Harry, to nic złego, jeżeli masz inną orientację – powiedziała cicho i uspokajająco Granger, gdy tylko się pojawił wśród milczących i ponurych Gryfonów.
Muahaha :D

QUOTE
– Nic ci do tego, Granger, i odsuń się trochę, żebym się nie ubrudził szlamem. – Arystokrata uśmiechnął się zimno i jadowicie; zupełnie tak jak uśmiechałby się wąż, gdyby mógł to robić.
A ten fragment jest tak absolutnie stuprocentowo kononiczny, że aż się miło czyta ;)

Bardzo, bardzo mi się podobało, nie dziwię się więc, że pojedynek wygrałaś :) Oby więcej takich opowiadań na forum.


--------------------
"Without music, life would be a mistake"
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tajemnicza
post 10.08.2006 21:27
Post #3 

Prefekt


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 385
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Tureeeek/Poznań

Płeć: Kobieta



Kolejne dzieło dosłownie =) Opowiadanie lekkie, szybko czytajace sie, takie dla rozluznienia =) Momentami rozweselajace =P ale byla rowniez ciekawosc =) Typowe zagranie Malfoy - Potter. Bosko napisane =) Gratuluje smile.gif


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Zwodnik
post 11.08.2006 03:22
Post #4 

Prefekt


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 341
Dołączył: 05.04.2003




A ile razy mozna chwalić ? Tym razem dla odmiany się przyczepię...Poweidzmy...hmm...a może...nie, no nie ma czego sad.gif Trudno, będzie tradycyjnie - Świetna robota wink2.gif

P.S. Znalazłem ! Moody zrobił porządek z Malfoyem na czwartym roku. Ale to detal.

Ten post był edytowany przez Zwodnik: 11.08.2006 03:22


--------------------
AMOR PATRIAE NOSTRA LEX...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Annik Black
post 11.08.2006 07:46
Post #5 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 64
Dołączył: 02.11.2005
Skąd: Wrocław

Płeć: Kobieta



No wiecie... ja jestem bardzo tolerancyjna. I jeżeli "Potti" jest innej orientacji to ja nie mam nic przeciwko... <Buahaha> Jejciu... ale to było... było... Aż mi słów zabrakło. xD Więcej takich ff (lub pojedynków, mi to lotto xD)


--------------------
"There is no good and evil, there is only power... and those too weak to seek it."
"Died rather than betray your friends."
"Voldemort... is my past, present and future...

Nieruchomości - znam się na tym :)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 25.04.2024 22:05