Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Burk Witch Project, ZAKOŃCZONE

Yaten
post 28.08.2003 20:21
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 32
Dołączył: 16.04.2003




Hmmm slowem wstepu- opowiadanie powstalo rok temu w celu wziecia udzialu w VII Ogolnopolskim Konkursie Literackim i zdobylo wyroznienie biggrin.gif wiec chce sie nim pochwalic przed wami, abyscie wy je ocenili

Burk Witch Project












~Rozdział 1~

Fascynacja

Do uszu Michała dobiegł dźwięk dzwonka. Zerwał się na równe nogi i dobiegł do drzwi. Zajrzał przez wizjer - po drugiej stronie stała ciocia Krysia, wujek Paweł oraz tak oczekiwany gość - jego starsza o cztery lata kuzynka - Marta. Michał przekręcił zamek i wpuścił gości do domu, a sam wrócił do swego pokoju, czekając, aż Marta tam wejdzie. Ta zaś, wchodząc już od progu krzyknęła:
Michał, byłam na cudownym filmie w kinie!
Puścił tę uwagę mimochodem, ale dziewczyna wcale nie spodziewała się innej reakcji:
- Chodzi o to, że trójka ludzi przyjeżdża do miasteczka Burkstville, by nakręcić film dokumentalny o słynnej wiedźmie, która dawniej zabijała tam dzieci. Rozbijają obóz, ale wszyscy giną w niewyjaśnionych okolicznościach. A film trzyma w napięciu, że... Najciekawsze w tym wszystkim jest to, iż jest to podobno film oparty na faktach...
- Zjawiska paranormalne? To może być ciekawe! - zainteresował się tym jej kuzyn.
Wysunął spod blatu biurka klawiaturę i włączył przeglądarkę internetową.
- Jaki jest tytuł tego filmu?
- „Blair Witch Project”.
Przejrzeli około dziesięciu witryn internetowych dotyczących Wiedźmy z Blair. Wszystkie - pełne sprzecznych informacji. Jedne mówiły, iż są to wydarzenia autentyczne, inne, że film to całkowity wymysł jego twórców.
Michała zżerała ciekawość, nie mógł wytrzymać tej niepewności, więc ubrał buty i wyszedł z mieszkania. Szedł do biblioteki mieszczącej się w pobliżu jego domu.
Kurtkę zostawił w szatni i skierował się do działu popularnonaukowego.
UFO, Psychologia, Zjawiska Paranormalne, Magia...Są! Wiedźmy! Wreszcie znalazł ten dział. Wyciągnął interesującą go pozycję- „Mrożące krew w żyłach opowieści o wiedźmach”. Wyjął z niej kartę książki, w pośpiechu rzucił je bibliotekarce i wybiegł z budynku.
Był tak podekscytowany, że maszerował, nie zważając na ulewny deszcz rozbijający mu się o twarz i na wiatr hulający po podwórku.
Po przybyciu do domu rzucił kurtkę na komodę i wszedł do swego pokoju.
Grzmoty za oknem, bębniący o szyby deszcz stwarzał atmosferę sprzyjającą opowieściom grozy.
- Wiedźma z Burkowa, Joanna D` Arc, Wiedźma Śmierci- Michał czytał na głos tytuły kolejnych rozdziałów. Jednakże o Wiedźmie z Blair ani słowa.
- Daj ja poszukam! Ty się na tym nie znasz!- krzyknęła Marta, wyrywając mu tomik z ręki.
-„Wiedźma z Burkowa zwana polską Elly Kedward...” zaczęła głośno cytować pierwszy rozdział, kiedy na jej twarzy odmalowało się wielkie zdziwienie. - Michał!- z czegoś dziwnie się ucieszyła - Elly Kedward to przecież prawdziwe imię Wiedźmy z Blair! Skoro nie możemy dowiedzieć się o Wiedźmie z Blair, zbadajmy chociaż sprawę jej polskiej odpowiedniczki!
Michał otworzył oczy ze zdziwienia. Nagle do ich uszu dobiegły czyjeś kroki. Do pokoju weszła ciocia Krysia. Na progu, z delikatnym światłem padającym na jej wychudłą twarz, mogła wyglądać jak Wiedźma z Bytomia.
- Dobra, słuchajcie bachorki- zaczęła tonem, którym zwykła „przemawiać im do rozumu”- doszliśmy z twoją matką (tu wskazała na Michała), że musimy się gdzieś wybrać na weekend. Nie umiemy się jednak zgodzić, dokąd wybrać się na urlop, więc postanowiłyśmy, że to wy zadecydujecie.
Michał i Marta spojrzeli na siebie, wymieniając znaczące uśmiechy, i jednogłośnie odrzekli:
- ...Burkowo.








~Rozdział 2~

Krzyk pośród nocy


Nie było łatwo namówić rodziców, aby pozwolili im spędzić jedną noc w burkowskim lesie. Godziny negocjacji, wyjątkowego podlizywania się opłaciły się, gdyż rodzice, acz niechętnie, wyrazili zgodę. No i nawet podarowali im namiot.
I teraz Aga (siostra Michała), Marta i Michał znajdowali się sami na skraju lasu, jedynie z plecakiem pełnym prowiantu, kompasem oraz paroma innymi przedmiotami niezbędnymi do przeżycia. No i z mapą lasów wypożyczoną w tutejszej bibliotece.
- I co teraz?- zapytała Marta, patrząc w stronę bezkresnego lasu.
- Może idźmy przed siebie?- zaproponował z wahaniem Michał.
Aga rozłożyła mapę i wskazała palcem jeden z zaznaczonych na niej punktów.
- A może tu? To Głaz Śmierci. Podobno właśnie tam Hela Edward* składała ofiary z dzieci.
- Uuuuuuuw, to może być ekscytujące- skomentowała Marta i dała reszcie grupy znak, aby podążali za nią.
Szli już jakieś trzy godziny, kiedy pokonali ponad połowę drogi do Głazu Śmierci. Padali ze zmęczenia, więc rozbili obóz nad jeziorem.

Zegarek Agi wskazywał
13:34...

Wyciągnęli szeroką karimatę, która miała im teraz posłużyć za koc, aby nie odmrozić sobie na zimnej trawie tyłków. Wydobyli z plecaka parę kanapek z serem i szynką. Ze smakiem zaczęli je zjadać.
- Jak sądzicie, czy ta Hela mogła istnieć naprawdę?- rozmowę rozpoczęła Aga.
- Istnieć mogła, ale czy była wiedźmą…?- zaczął się głośno zastanawiać Michał.
- Ale pleciecie głupoty!- oburzyła się Marta, która do tej pory biernie przysłuchiwała się rozmowie - czy gdybyśmy w nią nie wierzyli, to znaleźlibyśmy się tutaj?
- Biedne dzieci...- Aga zręcznie spróbowała zmienić temat.
Michał westchnął. Czuł się jakby sam był jednym z tych dzieci. Ale po śmierci...
Nie miał zbyt dużo czasu na rozmyślania, gdyż wkrótce potem znów ruszyli w drogę.
Na miejsce dotarli około godziny 17. Głaz Śmierci okazał się wielkim kamieniem stojącym pośrodku rzeki. Otoczony był jedenastoma mniejszymi głazami. Tyloma, ile było ofiar Heli Edward...
Mniejsze głazy były płaskie, gdyż jak głosiła legenda, Wiedźma kładła na nich dzieci i w bestialski sposób je mordowała.
Wszyscy, jakby na rozkaz, przełknęli ślinę. To miejsce otaczała dziwna, tajemnicza atmosfera, a powietrze przepełniał klimat śmierci. Gdyby dobrze się wsłuchać, można było usłyszeć jęki maltretowanych dzieci. Można by wyczuć ich delikatne, niewinne oddechy wypełnione strachem.
Jednakże po chwili Michał, Marta i Aga zgodnie zdecydowali, że trzeba wejść na słynny Głaz i samemu poczuć atmosferę emanującą z epicentrum cierpienia.
Rzeka była wyjątkowo spokojna, woda, sięgająca kolan, delikatnie muskała im nogi.
Głaz pełen był występów, więc wspięcie się na niego nie stanowiło problemu nawet dla otyłego Michała. Szczyt Głazu był na tyle płaski i szeroki, że bez problemu zmieścili się na nim wszyscy trzej przyjaciele.
Nagle przeszedł im dreszcz po plecach. Ogarnęło ich uczucie arktycznego zimna. W oczach Marty odmalowało się przerażenie:
- Spójrzcie na to- wyjąkała, wskazując palcem na jeden z punktów na Głazie.
Michał wychylił się zza pleców Agi- przed nogami Marty ujrzał krew- nie taką skrzepłą, sprzed wieków, ale krew świeżą, upuszczoną niedawno.
Tego było za dużo jak na psychikę nastolatków. Szybko zbiegli z Głazu, potykając się o kamienie leżące na dnie strumienia i co chwilę zachłystując się wodą.
Zaszło słońce...
Całe szczęście, że plecak z namiotem pozostawili na brzegu. Marta z Agą miały rozbić namiot, zaś do Michała należało rozpalenie ogniska z leżących w pobliżu gałęzi.
Po chwili, z naręczem chrustu, Michał odwrócił się w stronę pracujących dziewczyn. Namiot był prawie rozbity.
Wieczór przy ognisku minął im na beztroskiej rozmowie o niczym. Każde próbowało zatrzeć wspomnienia z Głazu Śmierci...


Nikt tej nocy nie umiał zasnąć, jednakże wcale ze sobą nie rozmawiali. Nagle do ich uszu dobiegł chichot dziecka. Blond włosy Marty zjeżyły się na głowie, wbiła swe oczy w Agę. Zamarli z przerażenia. Usłyszeli przerażający krzyk...
























~Rozdział 3~

Wiedźma?


„Żaden dzieciak jeszcze nie opuścił tego lasu- czemu my mamy przeżyć?”- to pytanie od rana nurtowało Michała. Zaraz o wschodzie słońca opuścili okolice Głazu Śmierci. Dotąd nie wiedzieli, czym był ten krzyk słyszany ostatniej nocy. Albo nie chcieli wiedzieć...
Marta próbowała oderwać swe myśli od dramatycznych wydarzeń poprzedniego dnia. Dopiero teraz zauważyła, jak ładna jest jedenastoletnia Aga. Mimo chłopięcego stylu ubierania, była bardzo dziewczęca- jej krótkie, blond włosy delikatnie powiewały na wietrze, a krótkie niebieskie spodenki podkreślały zgrabne biodra. Ale w gruncie rzeczy Marta była podobna od Agi, z tym że miała kręcona włosy.
- Dokąd my tak właściwie idziemy?- zapytał się Michał, znudzony marszem bez celu.
- Skoro, udając odważnych postanowiliście nie wracać do domu, idziemy na Polanę Desantu- odpowiedziała Aga.
- Gdzie?- zdziwiła się Marta.
-„Podobno w czasach II Wojny Światowej w burkowskich lasach skryły się alianckie oddziały. Niemcy desantowali tam jeden pluton swych wojsk, aby ich wybić. Ślad po nich zaginął.”- zacytował książkę chłopak.
-CENZURA!- zaklęła Aga.
Reszta spojrzała na nią zdziwiona. Z jej oczu wyleciała łza. Podwinęła rękaw i wskazała na zegarek...

WSKAZYWAŁ 17:04

A słońce sięgało właśnie zenitu...
- Jest po prostu zepsuty- zignorowała to Marta.
- Nie rozumiesz! Ja baterie w hotelu w Burkowie wymieniałam!- wykrzyczała przez łzy.
Marta zacisnęła zęby. Właśnie zrozumieli, że każdy krok zbliża ich do końca. Michał opiekuńczo objął siostrę. Musieli iść, nie mieli wyboru.
Niedługo potem ich oczom ukazała się rozległa polana, w nielicznych tylko miejscach pokryta drzewami. A pod każdym drzewem... szkielet, goły szkielet.
Marta powoli zbliżyła się do jednego z nich. Strach był w niej tak silny, że zobojętniał, uznała, że nie ma nic do stracenia. Nagle w oczy rzucił się jej srebrzysty przedmiot. Marta wiedziała już, co to jest- ten przedmiot zbyt często pojawiał się w telewizji.
Nagle usłyszała krzyk wydobywający się z ust Michała. Marta odwróciła się na pięcie i ujrzała przerażający widok- istotę, częściowo bez skóry z wystającymi mięśniami. Był to zombie jakby żywcem* wyjęty z horroru.
Kiedy Marta wyszła z osłupienia, schyliła się, podniosła magnum i rzuciła je Michałowi.
- Zastrzel go!** - krzyknęła przerażona.
Michał wielokrotnie naciskał spust. Nic nie wystrzeliło.
-Odbezpiecz go! Taki srebrny przycisk z tyłu rewolweru!
Zrobił to...Wystrzelił...Zombie zatoczył się do tyłu, lecz nadal zmierzał ku chłopakowi...
Znów strzelił...I znów...Jeszcze raz...
- Marta! Co zrobić?! On wciąż stoi- przemawiała przez niego panika.
Marta wykonała gwiazdę w stronę innego szkieletu. Przy nim leżał cenniejszy przedmiot...
Chwyciła karabinek maszynowy, wycelowała i wypuściła szybką salwę w stronę zombie. Przewrócił się i już nie wstał...
- Teraz już leży- zimno skwitowała Marta, lecz Michał dostrzegł w jej oku błysk desperacji.
Aga uklęknęła na trawie i zalała się łzami. Michał i Marta ostrożnie zbliżyli się do niej.
- Czy to była wiedźma?- Aga zadała pytanie, którego wszyscy się bali.



~Rozdział 4~

Wszystko


Nie wytrzymali, chcieli wracać. Pamiętali, że przyszli z północy, a inna droga prowadziła na zachód. A teraz! Jedyna droga stąd wiodła na południe.
-„Ten pradawny las ma wiele ścieżek”- Michał zacytował książkę z przerażeniem w głosie.
Słońce zaszło...
Mimo zmęczenia postanowili iść dalej. Strach był silniejszy. Padali z nóg, ale szli... na południe. Ciągle zdawało im się, że słyszą śmiech dzieci...A może to był fakt...
Nagle bystre oczy Agi dostrzegły białą sowę, wyróżniająca się barwą pośród mroku nocy.
A zegarek Agi
Wskazywał 17:04.

Biały ptak usiadł na ramieniu Marty i pohukał, jakby zachęcając ją do podążania za sobą. Raźnie zatrzepotał skrzydłami, poleciał parę metrów dalej i przysiadł na gałęzi.
Nastolatkowie popatrzyli na siebie wymownie i podążyli za sową. Dotarli do dziwnej chatki, otoczonej małym drewnianym płotkiem.
I wtedy straszne przeżycia ostatnich dni oraz zmęczenie skumulowały się w nich. Ogarnął ich sen...


Obudzili się, leżąc na miękkich zwierzęcych skórach. Michał przetarł dłonią oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znajdował- obok niedźwiedziej skóry, na której leżała Marta, stała komódka. Stała na niej głęboka miska oraz jabłko Poza tym Michał nie zauważył w tym pokoju żadnych mebli.
Nagle drzwi pokoju otwarły się ze skrzypieniem. Do pomieszczenia wszedł postawny mężczyzna, ubrany w lnianą tunikę. Na skroni miał czerwony pióropusz odgarniający jego czarne włosy do tyłu. Mężczyzna był czerwonoskóry.
Marta i Aga podniosły się, oparły ciężar swego ciała na przedramionach i wpatrywały się w dziwnego gospodarza. Było pewne, że to właśnie on ich tu przyprowadził, gdy oni... Zasnęli? Zemdleli? Rzucono na nich urok? Nie wiedzieli tego, i przeczuwali, że już nigdy nie dowiedzą się prawdy o wydarzeniach ostatnich dni.
- Usiądźcie- powiedział przymilnie gospodarz- muszę z wami porozmawiać.
Cała trójka podniosła się i usiadła na skórach. Wszyscy trzej trzęśli się ze strachu i przerażenia.
- Mówcie mi Indianiec- zaczął czerwonoskóry- Jestem waszym sojusznikiem w walce o życie. W tej chatce nic wam nie grozi dzięki magicznej ochronie Ca-Kaik-Ahu.
-To co?! Czy w tej chatce mamy schronić się przed Wiedźmą do końca życia?- przez Michała przemawiał strach.
-Uspokój się- opamiętała go Marta- Co to jest ten Ahu?
-To!- Indianiec sięgnął do miski i wyciągnął z niej amulet, którego nikt wcześniej tu nie zauważył. Amulet przypominał człowieka.
-Tylko ten jest potężniejszy od tego znajdującego się w domu Tlena.
-Kogo?- zapytała się Aga.
Indianiec zaśmiał się pobłażliwie.
- Studiujecie legendę Wiedźmy, a nic o nim nie wiecie? A więc był to pustelnik mieszkający w burkowskim lesie. Pewnego dnia roku 1921 zszedł do miasta, oznajmując: „Wreszcie skończyłem”.
W jego domu znaleziono osiem ciał miejscowych dzieci. Mówił, że kazał mu to zrobić duch starej kobiety.
- Czy wiesz- zapytał Michał podejrzliwie- Co łączy Helę Edward z Elly Kedward?
-Wszystko...










~Rozdział 5~


Odkupienie


Nie mieli innej szansy, tylko to mogło im przynieść odkupienie - odwiedzenie epicentrum zła. I tak oto stali teraz przed odrapanym, pozbawionym okien domem. Domem Roberta Tlena.

A zegarek Agi
Wskazywał 17:04.

Indianiec wytłumaczył im, że to, co dla nich jest wiecznością, w tym lesie oznacza jedną minutę i na odwrót.
Przekroczyli próg. Nie mogli wiedzieć, że ten dom doszczętnie spłonął 81 lat temu.
W środku powitało ich zimno i zapach stęchlizny. Z małego przedpokoju były trzy wyjścia: w górę, w dół i na wprost.
- W „Blair Witch Project” Rober zabijał w piwnicy, więc lepiej idźmy na górę.
Tak zrobili... Zapomnieli, że to nie jest „BWP”, gdyż tutaj Robert mordował na górze...


Przewrócił się. Wystarczyły trzy naboje z magnum w skroń i leżał. Zombie o postaci dziecka...Co ten Tlen im zrobił?!
Marta stała z pistoletem wymierzonym w ciało. Michał obejmował zalaną łzami i szlochającą z przerażenia Agę.
-Ja was tu, CENZURA, wszystkich pozabijam!- wykrzyczała Marta, próbując grać odważną. Jej nerwy tego nie wytrzymały. Skuliła się na podłodze i zajęła przeraźliwym szlochem.
A on musiał ich ocalić. Zejść do piwnicy i zobaczyć. Nie wrócił...
...Nie wrócił z pustymi rękoma. Miał amulet, który utrzymywał w całym lesie pradawny zło. Ale nie chciał go (amuletu) zniszczyć ani pstry nóż z ich plecaka, ani zapalniczka. I wtedy to zauważył- miskę identyczną jak w domu Indiańca.
„Skoro on go stamtąd wyjął, ja go tam wsadzę”.- pomyślał i zrobił to. Nic. Ale wiara czyni cuda. Usłyszał czyjeś kroki za sobą. Jęki. Kolejny zombie. Michał nie miał czasu.
-Zaklinam cię na Boga Ojca, Syna Bożego i Ducha Świętego, odejdź!!!
Na amulet spłynęło złociste światło.
Nie było już domu, zombie, był tylko las skąpany w złocistym, słonecznym świetle i oni stojący pośród gromadki wesoło śmiejących się dzieci. Duchów dzieci. Jedno z nich- poświata o kształcie drobnej dziewczynki- podeszło do nich.
- Dziękujemy. Dzięki wam nasze dusze mogą już iść do nieba, a nie tułać się po Ziemi. I uniosły się w niebo...W oczach bohaterów pojawiły się łzy radości.
Nie było już ciemnego lasu z mnóstwem niezbadanych ścieżek. Był tylko jasny las z jedną ścieżką prowadzącą ku wyjściu.
Nastolatkowie ruszyli, chcieli zapomnieć i cieszyć się życiem. W czasie jednodniowej podróży tylko jedno zmąciło ich spokój- znaleźli ciało martwego Indiańca. On po prostu wiedział zbyt wiele, zbyt bardzo im pomógł, by móc istnieć. Nawet Ca-Kaik-Ahu mu nie pomógł. Ale zginął zanim jeszcze Michał zaklął zło...
Powitaniom i łzom szczęścia nie było końca. Rodzice bali się, że ich pociechy nigdy nie wrócą.
Kiedy rodzice zagonili Martę i resztę do łóżka, ciocia Krysia krzyknęła:
- Spać dzieciaki. Już 21:12

A zegarek Agi
Wskazywał
21:12.



--------------------
Glod, Zaraza, Wojna i ... Smierc.

Czterej jezdzcy podlegli mi...Tylko mi...I wiesz, ze Cie kocham
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 01.05.2024 03:04