Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> KiLkA śMiEsZnYcH oPoWiAdAń, ZAKOŃCZONE

DzWoNeCzEk*-*
post 05.09.2003 17:45
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1
Dołączył: 05.09.2003




Jest to mój pierwszy ff i mam nadzieje że spodoba sie wam

I opowiadanie

CZAPKA
Był to jeden z tych dni, które lubię najbardziej - temperatura była taka sobie w sam raz, wiał halny, a że była jesień to nic dziwnego w tym, że kolorowe liście zapełniały drzewa i ziemię. Jedynym co mi przeszkadzało był fakt, że trzeba było iść do szkoły. No, ale aż się prosiło, żeby dzisiaj zrobić sobie wagary. Tylko jak? W naszym małym mieście każdy każdego zna i każdy z każdym plotkuje, więc siłą rzeczy ktoś musi mnie w końcu zauważyć.
Tak rozmyślając doszłam do szkoły. Tam na jednym z drzew wisiała czapka w szkocką kratkę i był do niej przyczepiony taki tekst:
"Obserwuję Cię teraz, szanowna Ofiaro, i wiem, że mnie nie zawiedziesz, masz ubrać tę czapkę."
Pomyślałam, że można podrażnić się z kawalarzem nieudacznikiem (pewnie w czapce jest jakieś błoto). I powiedziałam:
- A jak nie to co mi zrobisz?
"Oberwiesz jajkiem" - ten tekst pojawił się na kartce, na której był poprzedni.
- Dobrze już, dobrze, ale zrobię to w WC przed lustrem - nie miałam ochoty na jajecznicę.
"Ok. Masz 5 minut!" - tekst pojawił się równie szybko jak zniknął poprzedni.
Byłam zdziwiona, ale do lekcji było jeszcze dziesięć minut, więc czemu nie? Rozejrzałam się trochę niepewnie, nikogo nie było. Weszłam do szkoły, skręciłam do WC i założyłam czapkę najstaranniej jak potrafiłam. Spojrzałam w lustro z zadowoleniem i ... nie zobaczyłam nikogo innego oprócz ściany, która była za mną.
Zrobiło mi się słabo - dobrze, że nie zemdlałam, bo to nie byłoby mi na rękę. W końcu wagary były coraz bliżej, bo gdy ochłonęłam pomyślałam, że nie będzie tak źle - przecież kto powiedział, że magia to bzdury? (- Ja!) Zdjęłam czapkę, żeby się upewnić, czy mogę odzyskać formę "ludzką, widzialną" - nie było powodu do obaw. No, nie do końca - miałam kogoś nie zawieść, ale kogo i w jaki sposób?! Na lustrze pojawił się napis:
"Muszę dostać awans - nazywam się Irytek i jestem kuzynem Irytka z Hogwartu. Tylko ja nie mam żadnych pomysłów - pomóż mi, a czapka niewidka będzie twoja".
- Ok, ale jest jedna sprawa - nie mam ochoty oberwać za "nieusprawiedliwioną nieobecność".
- O tym już pomyślałem - jest twój sobowtór. Zadowolona?
- Pewnie, mogę zaczynać?!
- Poczekaj, poczekaj - a może by tak jakieś instrukcje?
- No... może.
- Jak strzelisz dwa razy palcami lewej ręki w dłoń pojawi ci się jajko, a po trzech strzeleniach - pudełko bitej śmietany. Tu masz jeszcze Nimbusa 2000 - mam nadzieję, że czytałaś Harry'ego Pottera?
- No... Pierwszą część.
- No, więc wiesz, że Nimbus jest najnowocześniejszą latającą miotła jaką możesz sobie wyobrazić.
- Tak, ale ja chcę już zaczynać!!!
- Dobrze, musisz zrobić jak najwięcej dobrych numerów.
- Nie ma sprawy!
- Cześć!
- Cześć!
Napisy z lustra znikły. Wyszłam z WC z moim niewidzialnym wyposażeniem i akurat natknęłam się na pana od teatru. I od razu wymyśliłam, jakie kawały i niespodzianki zaszczycą dziś ludzi, wiedziałam także jakich ludzi - zemsta na belfrach! To jest to, a ma na imię dwie pieczenie przy jednym ogniu. Do większości nauczycieli zresztą nic nie miałam, ale co komu zaszkodzi mały figielek!
Podniosłam więc kosz na śmieci, wrzuciłam do niego mieszankę z jajek i bitej śmietany, po czym zrzuciłem wszystko na głowę biednemu nauczycielowi. Tym złośliwym żartem sprawiłam mojej klasie wolne dwie godziny, a panu ciepłą kąpiel w domu. Po teatrze czekała na nas pani od fizyki ze swoim podręcznikiem. Poszłam do klasy, a przy okazji zauważyłem, że mój sobowtór zarobił dla mnie dwie piątki. Całkiem nieźle!
Pani od fizyki siedziała przy biurku tłumacząc klasie jakieś prawa. Wzięłam kredę i wypisałam na tablicy: "Cześć, jak się spało?". Wszyscy zauważyli napis i nie zastanawiając się, skąd się wziął, wybuchnęli śmiechem. Po dość długiej chwili nauczycielka raczyła zauważyć napis, ale udała, że go nie czyta i zmazała tablicę. Chciała napisać temat. Poczekałam, aż to zrobi, wzięłam inny kawałek kredy i po przeróbce temat wyglądał tak:
Budowa baterii. Właściwości ciał białych.
A prawdziwy temat brzmiał: Budowa materii. Właściwości ciał stałych.
To może nie było aż tak śmieszne, ale wystarczyło, żeby moja klasa usłyszała:
- Maleństwa, jakim prawem zamieniacie tę lekcję w cyrk?!!
- Prawem fizyki... - dało się słyszeć szept.
Pani siadła wściekła i nie zauważyła, że "spadła" jej torebka. Otworzyłam ją. Były w niej tylko chusteczki higieniczne. Tu przydała się bita śmietana - wypełniłam nią całą torebką. Potem zaczęłam chodzić po klasie z torebką.
Reakcja klasy - śmiech.
Reakcja ofiary - goni torebkę i mówi: - Mnie nie nabierzecie, tam na pewno jest balon z gazem!
Łapie torebkę, otwiera i wsadza do niej rękę. Bita śmietana. No cóż, każdy może się pomylić... Wypada z klasy, a wszyscy ryczą - no, bo tego nie można nazwać śmiechem.
Przerwa - ochłonęli. Nadciąga język polski, jak na złość uczy go bardzo zrównoważona nauczycielka - będzie trudniej.
Nauczona doświadczeniem poprzedniczki patrzy na krzesło - sprawdza, czy nie ma na nim niespodzianki. Krzesło odsuwa się.
- No, to dzisiaj przeprowadzę lekcję na stojąco - stwierdza. Podchodzi do tablicy, ale krzesło wędruje za nią. Próbuje je złapać - nie daje się. Udaje, że nie zwraca na nie uwagi - do czasu.
Używam miotły. Krzesło unosi się pod sam sufit, a po drodze zabiera z sobą przestraszoną nauczycielkę - lot dookoła szkoły i miękkie lądowanie. Wściekłe spojrzenie na tablicę, a tam napis: "Jak minął dzień?" i "A co będzie 1 kwietnia?", oraz trzeci "1 kwietnia to chyba związek przerażenia - prawda, madame?". Chociaż to "madame" mogłam zostawić dla pani od francuskiego, ale tak mi dziwnie pasowało.
I teraz lekcja, na którą tak bardzo czekałam - instrumenty. Najpierw miałam saksofon - ciekawe, dlaczego mój sobowtór wydmuchał z niego bitą śmietanę? Na lekcję fortepianu sobowtór poszedł beze mnie. Byłam zajęta oglądaniem reakcji mojej wychowawczyni na robaki. za jej koszulą. Była fantastyczna - pierwszy raz widziałam ją podczas tańca. I nawet śpiewała!
Potem była religia - co prawda nie wypadało robić kawałów na tym przedmiocie, ale jak wszystko, to wszystko. Tylko pytanie - jaki kawał?
Napisałam na tablicy słowo "jajko". Księdza to rozśmieszyło i spytał:
- No to co, i kto to w ogóle napisał?
Odpisałam:
- Właśnie, kto napisał i co z tego?
Ksiądz odwrócił się i przeczytał mój tekst.
- Kto się ze mną bawi w kotka i myszkę?
- Kreda - odpisałam.
Klasa śmiała się dzisiaj cały dzień, ale i tak z zainteresowaniem przyglądali się dyskusji księdza z kredą.
- Kreda?
- Ano, kreda, i co?
- Ano nic.
- No to co się tak wszyscy gapią? Kredy nigdy nie widzieli?
- Jak się mają nie gapić, jak kreda sama pisze?
- A wy myślicie, że co, może ma sama śpiewać?
- No, ale gąbka też jest - powiedział ksiądz i złapał za gąbkę, żeby zmazać, to co pisałam.
- Ojejej! - napisałam, wsiadłam na miotłę i zaczęłam latać nad klasą z kredą w ręce, co dawało wrażenie, jakby kreda sama uciekała. Po chwili kreda stanęła na jednej z ławek i popchnęła na księdza szklankę z herbatą. Szklanka spadła na ziemię, a ksiądz uciekł z klasy.
Reszta lekcji została odwołana - nauczyciele bali się "tajemnych mocy" naszej klasy. Irytek stwierdził, że "było nie najgorzej" i zostawił mi oprócz czapki-niewidki również Nimbusa 2000.
Do zobaczenia 1 kwietnia!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 01.05.2024 06:02