Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

3 Strony  1 2 3 >

Darkness and Shadow Napisane: 12.08.2007 12:59


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


W temacie siódmego tomu.
Nowe caladanowe dziełko.

spoiler
QUOTE

koniec spoilera


Z tej samej strony, ale z Deathly Hallows mniej związane:

Młody Dumbledore


Oraz Leela Starsky. Kolejny spoiler.

spoiler
QUOTE

koniec spoilera

EDIT:
Niedziałający link poprawiłam. Cosik z serwerem hostingującym jest.
  Forum: Harry Potter · Podgląd postu: #313313 · Odpowiedzi: 198 · Wyświetleń: 85312

Darkness and Shadow Napisane: 18.07.2007 11:50


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


To mi pasuje:

QUOTE
Moja skóra tak niepełna bez Twoich dłoni.
Zamknij ustami niepewność


Resztę można wykasować. biggrin.gif
Ćwicz, ćwicz. To nie jest tak, że ja już dostałam Nobla i mogę krytykować poezję innych. Ja jestem cholerną grafomanką. tongue.gif
Ale ćwicz.
Czekam na inne wiersze (czyt. łup do skrytykowania). biggrin.gif
  Forum: Poezja · Podgląd postu: #309675 · Odpowiedzi: 4 · Wyświetleń: 3507

Darkness and Shadow Napisane: 11.07.2007 12:35


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


Wasze opinie tylko potwierdzają to, co miały potwierdzić: że lepiej nie pisać podczas załamania nerwowego, czego obraz macie w pierwszym poście. Przyznaję, że to i tak cud, że cokolwiek napisałam.
Dostrzeżony patos i wyższe partie słownictwa są kolejną wskazówką dla mnie, że powinnam porzucić wszystko, co związane z surrealizmem i abstrakcją (co od dłuższego czasu daje mi już w kość, włącznie z listami od mojej drugiej strony osobowości). To nic, to nic. Do czasu, kiedy wizje zżarte przez totalną nierealność zaczynają włazić z butami w twoje życie. Boisz się już nawet śnić, w obawie, że znów spotkasz te demony.
Dobra, dobra. Już nie straszę. Ale właśnie tak było, kiedy to pisałam.

Krytyka mnie nie uraża, ależ skąd. Nawet lepiej wreszcie dostać kopa w cztery litery, zamiast słyszeć cały czas słodkie, ale fałszywe głosiki, że wszystko jest wspaniałe (a tak reaguje moja polonistka, moi znajomi...).
A ja i tak zawsze powtarzam, że szczytem odwagi jest pokazać dzieło, a krytyka (jeśli trafi na właściwą psychicznie osobę) - rozwija. smile.gif
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #309195 · Odpowiedzi: 6 · Wyświetleń: 7860

Darkness and Shadow Napisane: 30.06.2007 20:09


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


  Forum: Galeria · Podgląd postu: #308451 · Odpowiedzi: 20 · Wyświetleń: 13124

Darkness and Shadow Napisane: 30.06.2007 19:38


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


Ostatnio szczególnie odbiło się na mnie to:

Modlitwa III Pozwól mi - Dżem
Deadlocked - Tristania
Cisza w jej domu - Closterkeller
Vermillion pt I & II - Slipknot
Fade to Black - Metallica
Put your lights on - Santana & Everlast
Little Angel - Deathstars
A.T.W.A. - System of a Down
Body Dialogue - Moonlight
A View of the Burning Empires - Trivium
Replica - Sonata Arctica
Falling - Lacuna Coil
  Forum: Muzyka · Podgląd postu: #308448 · Odpowiedzi: 246 · Wyświetleń: 165178

Darkness and Shadow Napisane: 30.06.2007 19:27


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


Wróciłam. Nie wiem na jak długo. Ostatnio było zbyt ciemno. Ale zanim rozpętało się piekło przelałam jeszcze jakąś zagubioną myśl, która chodziła za mną od listopada. Napisane w kwietniu. Widać ślady melancholii. Może na wpół obłędne, bo pisałam wtedy dramat o Królestwie Obłędu.
Znów NT/RL. Za bardzo lubię tą parę. Ale chyba już ostatni raz.


Obietnica świeczki

Na polu bitwy nie uronił łzy. Najpierw był szok, później powolne dochodzenie do realności. Za to cały czas pamiętał, jak zginęła. Przyjęła na siebie cios, który miał otrzymać on. Wiedziała, że nie przeżyje, ale nadal walczyła. Do ostatka. Za to ją podziwiał.
Myślami nadal widział ją taką, jaka stawała do bitwy. Pełna nadziei, konsekwentności i pokory wobec losu. Przelotne spojrzenia. Uśmiechy pełne zwątpienia. Niepokój wobec nieuniknionego. Czy nieuniknione dla mnie? Czy i tym razem uda się złapać szczęście za ogon?

- Wiesz, że możemy ze tego nie wyjść cali? - położyła mu palec na wargach. Niemal niedostrzegalnie kiwnął głową. Położyła ręce za jego głową.
- Co będziesz robił, jak zginę?
- Skąd pewność, że i ja nie polegnę? - odpowiedział pytaniem, wplatając palce w jej włosy. Już od roku nosiła długie. Od ich ostatniej wielkiej kłótni. Zrobiła to na jego prośbę. Wyglądała doroślej, co retuszowało różnicę wieku.
- Ale na Święto Zmarłych zapalisz świecę na moim grobie?
Odpowiedział śmiechem.
- Oczywiście, że tak.
- Jesteś kochany.
- Mówisz to tak, jakby nic więcej nie było ci potrzeba do szczęścia. Tylko znicz na grobie.
- Gdybyś nie palił znicza, nie pamiętałbyś. Dla mnie liczy się pamięć, a ten symboliczny płomyczek go gwarantuje.
- Możesz być pewna, będę pamiętał. A co jak ja zginę?
- Będę palić znicze na twoim grobie – odparła z chichotem.


Utknęła między młotem a kowadłem. Między życiem a śmiercią. Dobrze wiedziała, że już nigdy nie odwzajemni jego pocałunku, że już nigdy nie będzie mogła poczuć zapachu jego włosów. Wszystko się zawaliło. Nie tylko w jej życiu, w jego również. Gdzieś w głębi tkwiło poczucie winy. Przecież to ona umiera, to ona niweczy wspólne marzenia, ale czuła też, że on jej o to nie obwini. Będzie obwiniał siebie za wilkołactwo, za to, że w ogóle istnieje. Przecież gdyby go nie było, nie przyjęłaby na siebie srebrnych kul. Nie zostałaby skazana na śmierć.
Przelotne spojrzenie. Niewidzialny łańcuch powiązań. Ona, on, wilkołak, srebro, rana, śmierć, ona...
Zdobyła się na ostatni wysiłek. Z łzami bólu w oczach rzuciła ostatnie zaklęcie prosto w plątaninę walczących śmierciożeców i członków Zakonu. Nie obchodziło ją już, czy trafiła kogoś ze swoich. Popchnięta, upadła na twarz. Smak piachu w ustach.
Kolejne przelotne spojrzenie. Ból z tyłu czaszki. Ciepły, pożegnalny wzrok utkwiony w niej. Czarno. Coś z niej ulatywało. Pustka.

Nie potrzeba im było słów. Wystarczyło, że byli blisko siebie. Wtulił twarz w jej włosy. Długo zaciągał się ich zapachem. Chciał go zapamiętać na długo. Przecież nie wiadomo, czy jutro może ją widzieć żywą. Trwała wojna. W ich czasie może się zdarzyć wszystko.

Wymknął się cichcem do kostnicy. Dobiegły go słuchy, że tam znajdzie ciało. Był pewien, że jak któryś z uzdrowicieli zauważy jego brak w łóżku, zaraz podąży śladem bosych stóp drepczących do miejsca ostatnich pożegnań. Mimo to, wyszedł. Chciał zakończyć wewnętrzny spór, z którego jedna strona mówiła, że to wszystko jest koszmarem, a druga, że czystą rzeczywistością.
Dotykając białej jak papier twarzy dziewczyny, uświadamiał sobie jak wielką rolę odegrała w jego życiu. Pokazała mu, jak wierzyć w siebie, kiedy wszystko wydaje się być przeciw nam. Udowodniła, że jak się czegoś pragnie z całego serca, można tego dosięgnąć, lecz trzeba stale walczyć. Nie mówiąc już o miłości i uporze, dzięki którym byłą w stanie złamać wszelkie granice, które ich dzieliły.
Nie mógł zaprzeczyć swym wewnętrznym łzom. Zbyt głośno krzyczały: to rzeczywistość, Remusie. Rzeczywistość.
- Milczcie – skarcił je w duchu, ale było już za późno. Po raz pierwszy od dawna, zapłakał. Remus Lupin; bojownik o swą zapchloną, wilkołaczą wolność, zasłużony członek Zakonu, któremu nie raz powodziło się w bitwach; teraz nie potrafił powstrzymać łez. Już nawet proste acz bełkotliwe wyrażenia typu faceci nie płaczą czy jesteś za twardy na łzy były jedynie frazesami dla jego głęboko ukrytej żałości, która teraz wylewała rzewnie swe strumienie. Tak, bo zazwyczaj to, co najbardziej tłumione, w chwilach słabości największym echem rozbrzmiewa.
Przyłożył rozogniony policzek do zimnej piersi dziewczyny. Tak, jakby chciał jeszcze znaleźć jakieś zagubione bicie serca, które już dawno spoczęło w chłodzie. Wszystko stracone. Stracone tęsknoty, stracone marzenia, stracone wspólne noce, kiedy to obejmowali się w chłodzie i tylko rytmy ich serc napędzane codziennym niepokojem o własne oraz wzajemne życie... Czy na pewno stracone?
Świeczka. Chudy, wątły płomień nadziei, którą mu pozostawiła.
Dla mnie liczy się pamięć, a ten symboliczny płomyczek go gwarantuje.
Zacisnął powieki. Kilka perlistych łez zmoczyło nagą pierś martwej aurorki.
- Będę pamiętał. Zawsze. Codziennie. Po kres dni – wyszeptał.

Tego dnia pochowali pół dawnego Zakonu. Przy jej grobie zostało kilka osób. Kumple z pracy z iskierką zazdrości patrzyli na kamienną twarz Remusa. Chcieliby tak jak on, nie móc wyrażać uczuć.
Lupin z uśmiechem w duchu spoglądał na nich. Nie wiecie ile łez musiałem wylać, by wyrobić sobie tą maskę – pomyślał. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie powiedzieć tego na głos, ale zrezygnował z tego pomysłu. Wydał mu się jedynie pretekstem, by gromadka dłużej tutaj wegetowała.
Dopiero będąc sam, wyciągnął małą świeczkę. Różową. Długo stał w sklepie i szukał odpowiedniej. Wybrał tą głównie z sentymentu dla jej dawnego wyglądu. Powolnymi ruchami dokonywał ceremonii zapalenia i postawienia świeczki, jak gdyby chciał szczególnie zapamiętać tą chwilę.
Wyprostował się. Zamknął oczy.
Myślał.
Gdy uniósł powieki, zapadł już półmrok. Płomień świeczki miękko oświetlał świeżo wykonany napis na tablicy:

To nie krzykliwość czyni się dostrzegalnym
To umiejętność dawania tego, co w tobie najlepsze
Nimfadorze Tonks,
w podzięce za chwile wsparcia i słowa otuchy,
przyjaciele


  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #308447 · Odpowiedzi: 6 · Wyświetleń: 7860

Darkness and Shadow Napisane: 28.11.2006 16:57


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


  Forum: Harry Potter · Podgląd postu: #285825 · Odpowiedzi: 937 · Wyświetleń: 374260

Darkness and Shadow Napisane: 03.11.2006 18:34


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


Tekst pisany pod wpływem prawdziwego zdarzenia opisanego w treści. Z niewielkim wpływem trzech herbat i dwóch kaw w środku nocy.


Przebiegł mi drogę

Czarny kot przebiegł mi drogę
Nie byłoby w tym niezwykłości
Gdyby nie głupi przesąd
I jego oczy jak twoje błyszczące

Gdy rzekłam twe imię
Kot poruszył się dziwnie
Błysnął twoimi oczami
I miauknął przeraźliwie

Znał to imię?
Czy to byłaś ty?

Uczyłaś mnie nieświadomie
Co to znaczy „życie”
Przy wątłym płomieniu świecy
Pytałaś „czy kochasz mnie?”
A ja zawsze potakiwałam
Taka była nasza gra

„Kocham cię” inne niż to zwykłe
Nie miłości, lecz przyjaźni bliskie
Ale ludzie słuchać tego nie chcieli
Skreślili nas, skreślili obie

Teraz kotem mnie nawiedzasz
Błyskasz dawnym ślepiem!
Odejdź! Nie wzbudzaj tamtych łez!
Nie pytaj znów „czy kochasz mnie?”

Tak, kocham cię!
Kochać będę!
I choć oni nie słuchają
Ja idę naprzód jak kazałaś!
Potępiałaś przegraną!
Więc i ja tak muszę!
Tylko odejdź! Proszę...
Ten ostatni raz powalczę.

Czarny kot przebiegł mą drogę kolejny raz...
Jesteś uparta.
Tak, kocham cię.
  Forum: Poezja · Podgląd postu: #283247 · Odpowiedzi: 2 · Wyświetleń: 3035

Darkness and Shadow Napisane: 23.09.2006 22:29


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


Darkness wygrzebała coś pysznego... Mrrru... No dobra... Leela zarzuciła nam nowym artem z gatunku Draco/Harry.

Odsyłam was tutaj

Niestety więcej pyszności nie mam... Worek Świętego Mikołaja pusty... Wy żarłoki! biggrin.gif
  Forum: Harry Potter · Podgląd postu: #278926 · Odpowiedzi: 937 · Wyświetleń: 374260

Darkness and Shadow Napisane: 03.09.2006 11:56


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


Hiehie... Jastrzębik jeden ze mnie... Nie muszę już chyba gratulować pomysłu, skoro tyle osób już to robiło...

QUOTE
Jastrząb – lipiec – drapieżny ptak patronuje najgorętszemu miesiącowi roku; ludzie urodzeni pod znakiem jastrzębia są niespokojnymi duchami, lubią podejmować się trudnych zadań, kochają dalekie podróże. Inteligentni i ambitni, nie zagrzeją miejsca w domu czy na ciepłej posadce. Spośród jastrzębi wywodzi się wielu znanych polityków, aurorów, podróżników i naukowców.
Szczęśliwa liczba: 5
Kamień: Cyrkon - wywiera dodatni wpływ na zdolności umysłowe, budzi pragnienie władzy i poznania prawdy. Idealny dla podróżników (odstrasza dzikie zwierzęta i chroni przed ukąszeniami węży).
Drzewo: klon


Nie powiem, żeby wszystko się zgadzało... W końcu miałam się urodzić w sierpniu, a nie w lipcu, ale co się zgadza?

QUOTE
kochają dalekie podróże
Całkowita racja!
QUOTE
Spośród jastrzębi wywodzi się wielu znanych polityków, aurorów, podróżników i naukowców.
Bardzo mnie cieszy, że mam szanse na podróżnika i aurora...

Tylko liczba mi się niezbyt zgadza oraz drzewko, bo ja najczęściej siadam pod brzozą i kocham 9.
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #277295 · Odpowiedzi: 111 · Wyświetleń: 117519

Darkness and Shadow Napisane: 03.09.2006 11:40


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


Na journalu Leeli Starsky pojawił się nowy art:
Hurricane

A co nowego u Caladan? Otóż są dwie nowe prace:

Snape/Lucius
Draco/Hermiona
  Forum: Harry Potter · Podgląd postu: #277293 · Odpowiedzi: 937 · Wyświetleń: 374260

Darkness and Shadow Napisane: 24.07.2006 18:59


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


Caladan to chyba wszystkie były, ale nie wiem... Może mi się tylko zdawać, bo sama lubię jej prace. Chodzi konkretnie o: Huncwoci, Harry i Remus, Remus i Tonks - zima (moje ulubione... pasuje mi do jednej piosenki...), Remus i Tonks - spacer oraz Remus i Tonks - w kuchni. Ostatnio zerknęłam co u Leeli Starsky i nie rozczarowałam się...

Tom Riddle i Minerwa McGonagall - doznałam lekkiego wstrząsu...

Ron i Hermiona w zaśnieżonym Hogsmeade
  Forum: Harry Potter · Podgląd postu: #272888 · Odpowiedzi: 937 · Wyświetleń: 374260

Darkness and Shadow Napisane: 23.07.2006 20:49


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


VIII – I jak potoczy się los?

Miłość — promień latarni morskiej wśród mroków i sztormów życia.
Andrzej Urbańczyk


Szare chmury przysłoniły słońce. Fatum. Zawsze kiedy ona odzyskiwała humor natura robiła jej na złość. Tak, jakby wiedziała, że pragnie teraz pogody, że chce tańczyć pieszczona ciepłym deszczem promieni. Wszystko się zmienia. Ludzie również.
Kto by wczoraj pomyślał, że ta dwudziestoparoletnia dziewczyna przejdzie aż taką metamorfozę. To jak zmiana ponurego cmentarza w kolorowy lunapark. Zdecydowanym krokiem przemierzała uliczki Hoegsmade tak, jak kiedyś. Zanim rozpętała się ta cała sprawa z jej miłością. Tak... Wszystko się zmienia.
Tonks pchnęła drzwi kwatery i zgodnie ze starym zwyczajem wpadła do środka potykając się o próg. Gdy tylko podparła się o ścianę, by nie upaść, usłyszała głos Proudfoota dochodzący ze stołówki:
- Tonks się chyba upiła. Wraca do starego nawyku „rozwal wszystko, co się da”.
- A żebyś wiedział! - odkrzyknęła mu, kierując się w stronę swojego zakwaterowania.
Szczęście w nieszczęściu. Jak wszyscy imprezują, to Nimfadora siedzi i gapi się w ścianę, jak reszta jest w żałobie, to ja mam humor. Jak to jest? - zaśmiała sie w duchu.
Przeszła przez próg pokoju, oczywiście podtrzymując tradycję i potykając się. Uśmiechnęła się. Wszystko wraca do normy. Poczynając od włosów, aż po niezdarność.
Rzuciła się na łóżko tak, jak stała i zanurzyła twarz w poduszce. Lubiła to robić. Czuła się wtedy bezpieczna, kochana.
W jej głowie jeszcze huczała dzisiejsza rozmowa. Pierwsza tak w cztery oczy od dawna. Rozpoczęła wtedy siódmy punkt swojego planu: „Świeże spojrzenie na całą sprawę”...

<<<~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~>>>

Kilka godzin wcześniej.

Tonks stała przy oknie jeszcze przez chwilę po wyjściu Rona, Hermiony, Luny i Ginny. Artur razem z Molly i Fleur nadal czuwali przy Billu, a pani Pomfrey krzątała się przy najrozmaitszych maściach, eliksirach i pigułkach. Wreszcie odwróciła się i napotykając wzrok Remusa, ruszyła w stronę wyjścia. Odetchnęła z ulgą, gdy zamknęła drzwi za sobą. Jednak za wcześnie było na radość. Usłyszała ciche kroki po drugiej stronie.
O nie. Zaraz się zacznie od nowa.
Przyspieszyła kroku. Drzwi skrzydła szpitalnego zaskrzypiały. Zacisnęła pięści. Wiedziała, że jak tylko znajdzie Go w polu widoku, przyłoży mu.
Może jakiś wstrząs głowy odświeżyłby mu patrzenie na świat? - pomyślała niewinnie, zmuszając się do uśmiechu. - Trzy, dwa, jeden do opuszczenia budynku...
Gdy już jej ręka nacisnęła klamkę, usłyszała głos Remusa:
- Tonks!
Chcesz w mordę? - pomyślała lekko się uśmiechając. Jej ręka nadal spoczywała na klamce. - Nimfadoro, opanuj się. Nie przywalisz mu. Odwrócisz się i kulturalnie wyjaśnisz mu, że nie zamierzasz kłócić się na terenie zamku. A z resztą? Po co on mnie woła? Sprawa chyba była jasna, że on nie ma ochoty na wykłócanie się. Woli pozostać kawalerem do końca życia. Oczywiście przy tym łamiąc mi serce na milion miliardów kawałków. Dobra, odwracamy się...
Zmusiła swoje ciało do zgodności z myślami. Nadal naciskając klamkę obejrzała się za siebie. Lupin stał około dwa metry za nią, patrząc na nią wyczekująco.
- Myślałam, że raczej nie chcesz rozmawiać – rzekła oschle.

<<<~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~>>>

- Tak, nie chciałem rozmawiać, ale nie powinniśmy zostawiać tej sprawy tak rozgrzebanej. Trzeba coś postanowić i trzymać się tego cały czas. Chcę właśnie to zrobić – odparł, raczej niezrażony stosunkiem Aurorki wobec niego. Miała do tego prawo. - To jak?
Odwróciła głowę z powrotem w kierunku drzwi. Zdecydowanie przyciągnęła klamkę ku sobie i wyszła na zewnątrz.
- Tonks! - krzyknął za nią i nie czekając przytrzymał skrzydło drzwi, zanim się zatrzasnęło. Widział jak dziewczyna zaczyna szybko iść, byleby uciec przez nim. Ruszył za nią, biegnąc.
- Tonks! - zawołał jeszcze raz. Już kilkadziesiąt centymetrów dzieliło go od jej pleców. Wyciągnął rękę i położył ją na ramieniu dziewczyny, jednocześnie zatrzymując ją. Nie odwróciła się nawet.
- Czego jeszcze? - burknęła łamiącym się głosem. Obszedł ją dookoła i im bardziej pragnął spojrzeć jej w oczy, tym bardziej ona odwracała głowę, nie chcąc mu ich pokazać. Wreszcie nie mogła już się chować. Wyciągnął dłoń w kierunku jej podbródka i odwrócił jej twarz ku sobie.
Po bladych od braku słońca policzkach toczyły się łzy, swoją przejrzystością dorównujące diamentom. Szare oczy utkwiły swój wzrok gdzieś na wysokości jego połatanych nogawek spodni.
- Dlaczego... - chciał spytać o płacz, ale zdążyła mu przerwać:
- Sam wiesz dlaczego! - wybuchnęła. Odsunął dłoń od jej podbródka. - Czemu musimy to ciągnąć?! Nie zauważyłeś co się ze mną stało przez ten rok?!
- Widziałem...
- No? Co widziałeś?! Cień dawnej Nimfadory, którą skryła szara postać cierpienia?! To widziałeś?
- Tonks... Pozwól mi...
- Nie pozwolę ci przemówić, dopóki sama nie powiem ci tego, co zamierzam! - przerwała mu ostro.
Perliste łzy skapywały na jej aurorski mundur. Jej wzrok nie spoczywał już na wysokości jego nogawek, lecz utkwił na linii jego szyi.
- Może nie wiesz przez co przechodziłam, ale proszę cię, wysłuchaj mnie – jej głos się uspokoił. Podniosła wzrok. Patrzyła mu prosto w oczy. - Przez cały rok, w którym nie brakowało łez, musiałam patrzeć na ciebie i nie być pewną twojej decyzji. Walczyłam ze sobą, by nie załamać się zupełnie i nie popełnić samobójstwa, ale tylko myśl o tobie przytrzymała mnie przy życiu. Wspominałam nasze szczęśliwe chwile dzień i noc... - przerwała na chwilę. Jej ironiczny wyraz twarzy zmienił się gwałtownie. Remus wiedział co się zaraz stanie...
- Do cholery jasnej! Czemu nic nie zrobiłeś! Widziałeś co się ze mną dzieje i co?! Siedziałeś i gapiłeś się!
- Tonks, zrozum...
- Co mam zrozumieć?! Że cię kocham?! Że TY nie chcesz tej miłości?! Że się przed nią non stop wzbraniasz i tłumaczysz sobie: ja nie mogę jej kochać, bo jestem nikim?!
- To nie tak...
- To jak?! - krzyknęła. Sapała z gniewu, a jej palący wzrok świdrował piwne oczy Remusa.
Lepiej jej nie drażnić. Widać w jakim jest stanie. Delikatnie wyperswaduj jej to, o czym myślałeś przez ten rok.
- Ja również myślałem o tej sprawie i nie doszedłem do żadnych wniosków poza tym, że moja teoria będzie lepsza dla nas obojga.
Prychnęła.
Nie bierze sobie do serca tych słów. Gardzi nimi. Lekceważy sobie moje zdanie i nie przyjmuje nadal do wiadomości, że tak będzie lepiej dla nas. Dla naszej miłości.
- Tonks, posłuchaj mnie do końca. Tak będzie lepiej. Ty nie ucierpisz na tym, widząc mnie zmasakrowanego po pełni, nie zostaniesz wtedy zraniona przeze mnie w czasie przemiany, nie będziesz musiała tyrać i zarabiać na mnie...
Gdy wymieniał te powody, ona coraz bardziej się uśmiechała.
- A wierzysz w to, że ja po tej twojej kwestii zaprzestanę walki i będziemy żyć długo i szczęśliwie? Moim szczęściem będzie tylko związek z tobą, dzielenie się smutkami i radościami, wspólne przeżywanie życia. Nie mówię tutaj od razu o małżeństwie, ale po prostu o byciu razem... Wiesz chyba o co mi chodzi?
Spojrzał na nią i skinął głową. Jeszcze niedawno miał nadzieję na zwycięstwo. Teraz czuł jak przegrywa.
Syriusz miał rację przy przedstawianiu mnie jej. Jest to cwana sztuka. Niełatwo ją oszukać. Syriusz miał... Syriusz?
Ogarnęło go uczucie, jakie spotyka zazwyczaj mędrców, gdy odkrywają nową teorię, gdy są zaszokowani ogromem swojego geniuszu i przez kilka dni nie mogą do siebie dojść po wielkim szoku.

<<<~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~>>>

Otwierała już usta, żeby powiedzieć coś, co przekonałoby Remusa całkowicie, ale on był szybszy:
- Może tylko ubzdurałaś sobie, że mnie kochasz. Przecież wyznałaś mi to po śmierci Syriusza. Szukałaś oparcia w kimś, kto był mu bliski i znalazłaś mnie. Wyżalałaś się, płakałaś, mówiłaś jak jest ci ciężko... Może to tylko złudzenie ubrane w strój miłości? Może tak naprawdę w ogóle mnie nie kochałaś, tylko cały czas sobie to wmawiałaś, bo miałem dla ciebie czas, słuchałem cię... Może po prostu te wszystkie chwile były zmarnowane, bo ty widziałaś we mnie obiekt nieszczęśliwej miłości, a nie dobrego przyjaciela...
- Wierzysz w to? - przerwała mu między jednym zdaniem, a drugim. - Bo jakoś wydaje mi się, że nie. Dobrze, załóżmy, że ja to rozumiem i pytam: „Dlaczego powtarzałeś mi, że mnie kochasz, skoro traktowałeś mnie tylko jako dobrą przyjaciółkę”?
Milczał. Zwrócił jedynie wzrok ku niebu, jakby miał tam znaleźć coś, co podsunęłoby mu odpowiedź. Wiedział, że zmiana tematu na jakiś bezsensowny nic nie zrobiłaby w tej kwestii. Sam zaproponował nie zostawianie tej sprawy otwartej jak wyjęty z koperty list, którego nigdy przeczytałeś. Wdepnął w sidła, które sam zastawił.
- Jakim prawem więc, ty możesz kochać mnie, a ja ciebie nie? Dlaczego ty masz mieć prawo widzieć moje cierpienie, a ja nie mogę patrzeć na twoje?! - każde zdanie zaznaczała wyższym tonem głosu. - Bo ty tak sobie postanowiłeś?
- Nie...
- Więc?
Zapadła cisza. Oczekiwała odpowiedzi, której on nie miał. Westchnęła ciężko.
- Poddajesz się?
Skinął lekko głową, lecz w tej samej chwili przyszedł mu do głowy pomysł zarzucenia jeszcze raz sieci w nadziei, że złapie jakąś chociaż marną rybkę.
- A wojna?
- A co ona ma do naszej miłości? I tak chyba nie wrócisz do podziemi, bo Greyback widział cię tutaj. Będzie miał podejrzenia. Fakt, któreś z nas może zginąć, ale... czy nie warto zaryzykować? Bez żadnego związku pomiędzy nami byłoby tak samo – któreś z nas mogłoby umrzeć, ale co mamy do stracenia?
Patrzyli sobie prosto w oczy. Oboje wiedzieli, że jeżeli chcą szczęścia, to muszą iść na całość. Nie mają nic do stracenia, jedynie do zyskania. Jak gdyby ktoś dał im komendę, równocześnie objęli się i uścisnęli. Po jej twarzy płynęły łzy. Nie smutku, lecz radości.
Nigdy więcej gapienia się w ścianę! - pomyślała. Nawet nie zauważyła jak jej włosy zmieniły kolor na różowy...

<<<~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~>>>

Uśmiechnął się. Chyba wbrew własnej woli. Zmarnował rok.
Wreszcie coś się zaczyna. Teraz mogę być pewien, że ona mnie nie zostawi. Zdołała mnie przekonać do miłości, a to jest nie lada wyczyn. Choć w głębi duszy nadal tkwi obawa o jej życie, o zdrowie, to wiem, że ona się mnie nie boi, nie brzydzi się wilkołaka. Traktuje mnie nie jak krwiożerczą bestię, lecz jak człowieka. To jest najważniejsze.
Oby jej nie spotkał taki ból, jaki spotkał mnie. Oby nigdy nie zaznała smaku wilkołaczego życia. Oby potrafiła się bronić przed atakiem moim i innych wilkołaków. Z resztą... jest Aurorką. Nie bez powodu nią została.
Dumbledore nie żyje. Powinienem się smucić. Podobnie w przypadku Billa, a nawet w jego to jeszcze bardziej, bo część winy za ten wypadek spoczywa również na mnie. Gdybym upilnował Greybacka... Ale chyba takie wstrząsy są potrzebne. Trzeba czymś urozmaicić życie.
Nadszedł czas coś zmienić, zacząć od nowa dawny pamiętnik, podjąć wyzwanie, o którym podpowiadał nam tylko sen, stać sie żebrakiem, zdanym jedynie na łaskę i niełaskę wielkich bogaczy. Warto ryzykować, szczególnie dla miłości. Być włóczęgą, który nie ma pieniędzy na bilet i podróżuje na gapę, zostać czarodziejem bez różdżki, żyjącym wśród niemagicznych i nie śpiącym po nocach w obawie przed mugolami, którzy mogli już się domyśleć kim jest. Warto poczuć słodki smak miłości, jeżeli wiesz, że jest ona wypracowana przez tak długi czas.


<<<~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~>>>

Rzucili ostatnie spojrzenie na biały grobowiec. To był wielki człowiek. Nikt nie zastąpiłby go w pełni. Przyjął mnie do Zakonu, choć byłam jeszcze młoda i raczej niezbyt doświadczona w walkach. Wierzył we mnie i w moje zdolności – myślała Tonks, spoglądając na marmur. Szli w milczeniu, trzymając się za ręce.
Będzie go brakowało nam wszystkim – pomyślał Remus. - Szczególnie Zakonowi. Przygarnął mnie do uczniów Hogwartu, przymrużając oko na likantropię. Ryzykował, ale od dzisiaj wiem, że warto to robić. Domyślał się może, że ze mnie będzie później jakiś pożytek. Miał nadzieję, że nie zmarnuję szansy, jaką przede mną postawił.
Może to milczenie albo i nie, sprawiło, że nie zauważyli jak minęli Trzy Miotły. Nagle Tonks oprzytomniała, kiedy nieświadomie stanęła przed drzwiami kwatery.
- Już? - zdziwiła się. - Ten czas leci zdecydowanie za szybko.
Uśmiechnęli się.
- Kiedy się zobaczymy? - zapytał.
- Nie wiem. Kończę pobyt tutaj i zwiewam z powrotem na stare śmiecie – odparła, opierając się o drzwi.
- Do starego mieszkania?
- Jak na razie, to tak. A co? Masz coś do zaproponowania?
- Myślałem, że może... A, nieważne.
- Powiedz – spojrzała mu głęboko w oczy.
Zaśmiał się. Po raz pierwszy od dawna. Tak prawdziwie. Nie udając.
- Mogłabyś do mnie wpaść... Mieszkanie to samo, co zawsze.
- Mogłabym – na jej twarzy wykwitł uśmiech. Zza drzwi słychać było głos Savage'a.
- Savage wybiera się na patrol. Zaraz po nim mam ja, więc lepiej będzie jak...
- Rozumiem.
Odstąpiła od drzwi i podeszła do niego. Zarzuciła mu ręce na szyję i zbliżyła swoje usta do jego warg. Zostawiła na nich pocałunek i nie czekając, aż on poprosi o więcej, zniknęła w kwaterze.
Remus jeszcze przez chwilę stał oszołomiony. Po raz pierwszy kobieta z własnej, nieprzymuszonej woli, będąc całkowicie świadoma co robi, pocałowała go. Na dodatek wiedziała kim on naprawdę jest. Pogładził palcami usta, jakby chciał nimi jeszcze bardziej utrwalić pocałunek.
Zaczyna się nowe życie. Nadszedł czas zmian. To była pierwsza. Otrzymałem pocałunek prawdziwej miłości. Wreszcie ktoś będzie przy mnie, gdy będę wyczerpany po transformacji. Nareszcie będę miał dla kogo walczyć w tej wojnie. Tylko dla Ciebie, Ninny. Tylko dla Ciebie...
Spojrzał na drzwi kwatery i uśmiechnął się. Odwrócił się i odszedł w stronę Wrzeszczącej Chaty, nucąc pod nosem jakąś piosenkę.

Ukaż swą urodę, co jak ogień skrzypiec brzmi.*
Przetańcz moją rozpacz, ukojenie ześlij mi.
Niczym ptak oliwną mą gałązkę nieś.
Tańczmy po miłości kres.
Tańczmy po miłości kres.

Ukaż swą urodę, niech świat cały bez nas trwa,
Niech twe ruchy czuję, jak w stolicy zła.
Niechaj poznam to, co we mnie tkwi głęboko gdzieś,
Tańczmy po miłości kres.
Tańczmy po miłości kres...


KONIEC

* Piosenka pt. „Tańczmy po miłości kres” Leonadra Cohena . Tłumaczenie. Fragment

Podziękowania:
Dziękuję wszystkim, którzy komentowali to opowiadanie, jak i tym, którzy tylko je czytali i nie śmieli dotknąć klawiatury.
Dziękuję każdemu, kto wspierał mnie dobrymi słowami w czasie największej chandry. Przepraszam również za tego posta, który wzbudził niepokój kilku osób.
Dziękuję DoMuSiowi za wierne komentowanie tego ficka i za troskę, jaką wyraziła przy w/w poście.
Dziękuję mojej przyjaciółce, Nefietieri za to, że podtrzymywała mnie na duchu i przytrzymywała przy życiu, gdy miałam huśtawki nastrojów.
Dziękuję Darth Pauli za wytrzymywanie moich bzdetów, czytanie oraz poprawianie niekiedy tego ficka.
Dziękuję wszystkim, kto tu w ogóle zajrzał i odważył się pomęczyć oczy dla takich marnych wypocin pisarki-amatorki.

Zapraszam do czytania moich innych opowiadań, a po wydaniu siódmej części, uważnego obserwowania tego forum. Może coś jeszcze wymyślę w związku z ostatnim tomem.
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #272686 · Odpowiedzi: 32 · Wyświetleń: 25943

Darkness and Shadow Napisane: 12.07.2006 10:25


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


Ufff... Wreszcie od kilku dni nieobecności dostałam się na kompa. Dla DoMuSia może być to wiadomość niezbyt miła, jak dla innych:

Trzy... dwa... jeden... zero...

Nowy part będzie dopiero wtedy gdy:
- komp będzie w pełni sprawny (system był reinstalowany, a Pewna Osoba prawie dzień i noc siedzi na tej wspaniałej maszynie)
- kiedy wreszcie dostanę z powrotem jakiś porządny edytor tekstu (może być nawet Open Office, bo z WordPadem nie wytrzymam)
- wrócę z Czech (czyli przygotowania + pobyt w Czechach + rozpakowanie się = ok. tydzień)
- moja przyjaciółka łaskawie nie będzie mnie wyciągać o godz. 10 rano nad rzekę i zostawi mnie w spokoju w godzinach wieczornych (wczoraj przyszła o 21 zapytać się czy idę na dwór biggrin.gif )
- i smutniejsze trochę: kiedy wszystko sobie we łbie poukładam dostatecznie, by napisać nowego parta.


Warunki muszą być spełnione w większej części, bo inaczej napisze tego ostatniego parta tak, jakby miał być koniec świata, czyli byle jak, byleby zakończyć, a ja właśnie chcę zakończyć jakoś ładnie, zwieńczyć dzieło jakimś... no nie wiem... okrzykiem?

Co do tego, co się dzieje - jest lepiej. Dużo lepiej. Chyba się pozbieram. Chociaż wyglądam na cmentarzu, jakbym się urwała z Czarnej Mszy, a przynajmniej mohery tak się na mnie gapiły przy cmentarnej pompie, gdy poszłam tylko po wodę do kwiatków. To obrazuje, że mój wygląd jest bardziej niż beznadziejny i nie mogę się pojawiać na ulicy. Tym lepiej dla parta. tongue.gif

Nie martwcie się o mnie. Ja sobie poradzę (taaa, no jasne... A kto cztery dni temu chciał sobie wbić tępy scyzoryk w serce? biggrin.gif Ja żartuję!).

Nie sądzę, żeby rozmowa z wicedyrką tak mnie zmieniła, lecz chyba jest to sprawka pewnego filmu. No i oczywiście ataku. Nieważne jakiego. Ja piszę szczerze, a jeśli ktoś chce czegoś się dowiedzieć o mnie, może mi doradzić, to zapraszam na PW. Nie będziemy robić Big Brothera, Pokoju Zwierzeń na forum. Jak ktoś chciałby, to niech pisze na maila, ale ostrzegam nie na GG! Jeszcze po reinstalacji nie wszystko wróciło do normy. Kontakty trza wpisać, a najpierw w ogóle to GG zaintalować. Numer będzie ten sam (1980963)


Pozdrawiam i życzę ciepłych wakacji oraz przypominam nie martwić się o mnie!
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #270384 · Odpowiedzi: 32 · Wyświetleń: 25943

Darkness and Shadow Napisane: 22.06.2006 14:10


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


Niestety... Znów wszystko zaczęło mi się walić... Nieporozumoenia w domu, niezgodności między mną a przyjaciółką, trochę nawalający komp. Na domiar tego moja nauczycielka polskiego właśnie odkryła, że ja mam coś wspólnego z, jakby to ująć, ciemną stroną. Prostymi słowy - zaczęła podejrzewać, że chcę się zabić. W przyszłym tygodniu czeka mnie kolejna rozmowa z nią, co oznacza, że cały czas będę do tego czasu wymyślać odpowiedzi na ewentualne jej pytania. Tylko dlaczego musiała to zauważyć w ostatni dzień normalnej nauki?!

No cóż sprawa jest poważna i nie mogę jej zignorować. Tak samo z komputerem. Nie mogę ostatnio pisać z powodu komputera, który chwycił jakiegoś wirusa i teraz w najmniej oczekiwanych momentach się resetuje. Spodziewajcie się nowego parta ewentualnie na koniec przyszłego tygodnia, ale nie jest to pewny termin. Wszystko zależy od przebiegu mojej rozmowy i kompa.

Żegnam was na jakiś czas (do przyszłego tygodnia). Bądźcie cierpliwi i mimo upału trzymajcie się ciepło biggrin.gif .

DaS
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #267150 · Odpowiedzi: 32 · Wyświetleń: 25943

Darkness and Shadow Napisane: 19.06.2006 12:29


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


O cholercia... <spada z krzesła> Piękne... <gramoli się> Takie... <siada> takie... psychologiczne... <znów spada>

Dobra, dobra... Nie mam dobrego humoru (ja chyba nigdy go nie mam), więc nie będę tutaj wnikać w błędy, bo rażących jakichś nie było (a przynajmniej nie zauważyłam - tak to już jest po zawalonej nocce z powodu ubóstwiania swojej ulubionej muzyki nawet o pierwszej w nocy. Oczywiście słuchawki założyłam biggrin.gif ). To zakończenie wierszem ks. Jana Twardowskiego daje jakby zwieńczenie tego opowiadania.

Dla mnie trochę męczące jest rozpoczynanie wpisu do pamiętnika tymi samymi słowami
QUOTE
Kochany pamiętniku

Ja zaczynałabym za każdym razem inaczej. Czasem jakimś cytatem, fraszką, czy też napisem ŻYCIE JEST DO NICZEGO kiedy mam deprechę. To daje już dodatkowe wrażenie, ale ty robisz jak uważasz za słuszne, a ja jestem tutaj tylko od komentowania twojej pracy.

Na koniec mam małą prośbę: napiszesz jeszcze coś takiego? tongue.gif
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #266769 · Odpowiedzi: 7 · Wyświetleń: 5260

Darkness and Shadow Napisane: 11.06.2006 21:04


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


Mnie też się nie otwiera... A szkoda... sad.gif

Znalazłam na świeżo pracę Leeli Starsky:

Weasley is our king
  Forum: Harry Potter · Podgląd postu: #265826 · Odpowiedzi: 937 · Wyświetleń: 374260

Darkness and Shadow Napisane: 10.06.2006 18:18


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


Teraz wzięłam się za "Samobójcę" jest to zbiór kilku partów o samobójcach. Jako, że sama mam myśli samobójcze, to pisze mi się trochę lepiej. Błędy moga być, bo pisałam to na szybko i jakby coś to proszę o wytknięcie ich. Krytykę zniosę nawet najgorszą, bo wybitnym pisarzem nie jestem. Nie wiem kiedy napiszę część drugą, ale wiem tyle, że kiedy wena będzie. Do pisania takich opowiadań trzeba w końcu: czasu, weny, sprawnego kompa lub przynajmniej długopis i kartkę. Kiedy znajdę te trzy czynniki razem, to napiszę coś sensownego, a nie bzdety. Nie będę już przedłużać...

Part I
Skok z dachu


I tried to kill the pain
But only brought more
I lay dying
And I'm pouring crimson regret and betrayal
I'm dying praying bleeding and screaming
Am I too lost to be saved
Am I too lost?

My God my tourniquet
Return to me salvation
My God my tourniquet
Return to me salvation

Do you remember me
Lost for so long
Will you be on the other side
Or will you forget me
I'm dying praying bleeding and screaming
Am I too lost to be saved
Am I too lost?

My God my tourniquet
Return to me salvation
My God my tourniquet
Return to me salvation

My wounds cry for the grave
My soul cries for deliverance
Will I be denied Christ
Tourniquet
My suicide
(Evanescence, Tourniquet)


Wiatr rozwiewał jej włosy... Czuła chłód, choć był to ciepły dzień. Zimno nie biło z zewnątrz, lecz z duszy... Chciała już zatopić się w powietrzu, polecieć daleko...
Zawsze marzyła o lataniu. Nigdy nie odbyła podróży samolotem. Teraz miała okazję przejść przez najdłuższą trasę: od życia po śmierć...
Wiele razy o tym myślała. Pragnęła tego... Teraz, gdy stała nad miastem miała wątpliwości. Czy aby na pewno? Czy jest całkowicie pewna tego, co zamierza?
Tak – odpowiedziała soebie po raz kolejny w myślach.


Kim ja jestem do cholery? Zabawką dla wszystkich wielkich pań i panów? Taką do pomiatania? NIE. Ja nie zgadzałam się na ten los i go nigdy nie przyjęłam do swoich wiadomości. Taka byłam tylko dla Was. Dla siebie istniałam jako ktoś bez własnej tożsamości. Nikt. Nazywałam się Nikt, bo za dużo twarzy miałam dla was wszystkich. Nie mogłam ich spamiętać, a skoro jestem aż tyloma osobami, to jestem nikim?

Samobójczyni – tak pomyślicie o mnie jak skoczę z tego dachu. A gdybym tego nie zrobiła? TCHÓRZ, bo bała się zrobić to, co zaplanowała? Myślicie, że byliście dla mnie zbyt okrutni. Żałujecie wszystkiego, ale tak naprawdę to ja kipiałam okrucieństwem! Dawałam Wam szansę na wyżywanie się na mnie, abyście zaczęli mieć też uczucia. Chciałam Wam pokazać czym jest nienawiść, którą czułam do życia. Wy nie chcieliście mnie, a ja nie chciałam żyć...

Niektórzy mówili “Zgłupiałaś, idź do psychologa” kiedy oznajmiłam, że żegnam się z Wami. Najbardziej oponowałaś Ty, moja jedyna prawdziwa przyjaciółko. Chciałaś nawet ze mną pójść do lekarza, żeby przemówił mi do rozsądku. Pamiętasz co się stało w zeszłym tygodniu? Podsunęłaś mi na matematyce karteczkę, na której napisałaś:
“To co robisz, nie jest normalne. Nikt, kto jest w porządku nie kaleczy sobie ręki. Nie mogę patrzeć, jak niszczysz siebie. Dlaczego się tniesz?”.
Widziałaś nieraz moją dłoń i rysy na niej wykonane z artystyczną prezyzją przez kogo? Przeze mnie.
“Robię to, bo dla mnie życie nie ma sensu. Moja dusza jest ciemna jak noc, ale różnica polega na tym, że dla mnie gwiazdy i księżyc nie świecą. Będę myśleć o samobójstwie dopóki nie odnajdę iskry, która rozświetli mrok mego serca. Zapewne to potrwa.”
Myślałam, że nie zrozumiesz, ale było inaczej...
“Więc chodź do psychologa albo przynajmniej do pedagoga. On ci pomoże odnaleźć to światło.”
Myślałam, że to Ty zgłupiałaś.
“Sama tak myślę i sama zrobię tak, jak uważam za słuszne” - odpisałam.
“Rób jak chcesz, ale ja nie chcę mieć przyjaciółki w psychiatryku albo, nie daj Boże, na cmentarzu...”

Na tym urwała się nasza lekcyjna pogawędka, bo zabrzmiał dzwonek. Na przerwie unikałyśmy się nawzajem, a na następnej, ostatniej lekcji nawet słówka nie zamieniłyśmy ze sobą.


Wiatr nadal wiał. Tak samo chłodno jak wcześniej. Jej młoda twarz zastygła w zamyśleniu.
Czy dobrze robię? Może powinnam się liczyć też z Twoimi uczuciami? Może pójść jednak do kogoś?
Nie – odpowiedziało coś w jej wnętrzu. - Nie idź z tym do nikogo. Zajmij się tym sama.
Wiedziała co jej podsunęło te zdania. To była jej ciemna strona duszy...

Dusza moja dzieli się na dwie: jasną, która jest jedynie maską dla innych i ciemną, moją prawdziwą twarzą. Kto zna mnie w jasności nie poznał ciemności, a kto widzi tylko mrok, nie ujrzy światła.

Iść do psychologa? Nigdy! Sama się z tym uporam. W końcu to moje życie, nie jego. Niech nie pcha się z łapskami w moje sprawy. Ale z drugiej strony...

Czy wiesz jak to jest czuć w piersi ból, który rozsadza ci ją od wewnątrz, bo chcesz się podzielić swoim problemem, ale ciemna strona duszy ci nie pozwala? Jasna już dawno rozwiązałaby ten kłopot, ale mrok jest przeciwieństwem światła... Ciemność ma sobie sama poradzić w każdej sytuacji, bo nie ma przyjaciół. Dlatego nie przyjęłam twojej pomocy, moja przyjaciółko. Odezwała się we mnie ciemna strona duszy... W jasnej się z Tobą przyjaźniłam, w mrocznej ciebie nie znałam.



Gdy spojrzała w dół, jej nogi zesztywniały. Stała i patrzyła na życie toczące się na ulicy. Przechodnie spacerowali, biegli, spieszyli się gdzieś, ale żaden z nich nie spojrzał w górę. Nikt, nawet jakaś para kłócąca się o coś. Dziewczyna uderzyła chłopaka w twarz i odeszła szybkim krokiem w stronę przystanku autobusowego, rozglądając się wokoło. Jej wzrok nie zawiesił się jednak na nastolatce stojącej na krawędzi życia. Chłopak zaś błądził oczami po zachmurzonym niebie. Nie dostrzegł przyszłej samobójczyni.
Teraz ten mężczyzna jest jak wszyscy, którzy nie doceniali mnie. On też czuje gorycz. Zawinił, a w tej chwili ponosi karę. Sprowokowała kłótnię dziewczyna, bo zauważyła coś i chciała to wyjaśnić.


Ja też widziałam jak Oni się nade mną znęcają. Byłam pełna gorzkiego wina, które nalaliście mi do kielicha i zmuszaliście do wypicia. Ja próbowałam się bronić, nie przełknąć płynu, ale nie miałam tyle siły. Wreszcie w czasie walki z Wami, zakrztusiłam się i odzyskałam nadzieję na normalne życie, ale Wy nie pomogliście mi, a wręcz przeciwinie – podawaliście mi ten obrzydliwy trunek dalej. Kaszel ustał. Płomyczek w moim sercu został zdmuchnięty.

Teraz chcę wylać całe wino z kielicha, pozbyć się go już na zawsze. Zatopić się w czeluści śmierci. Spadać, lecieć w dół... A gdy poczuję ciepło ziemi, przestać oddychać. Zatrzymać zegar mojego życia, któremu już żaden zegarmistrz nie będzie mógł pomóc. Żadnej śmierci klinicznej. Samobójstwo i koniec. Odejść.

Gdy żegnałam się dzisiaj z Wami, powiedziałam, że odchodzę, że wyjeżdżam. Powiecie pewnie, że kłamałam, bo nigdzie się nie wybrałam, tylko zabiłam. Błąd. Ja wyjechałam, ale nie do krainy ziemskiej – do wieczności. Na koniec, który prędzej, czy później i tak miał mnie dopaść. “Co masz zrobić jutro, zrób dzisiaj” - mówi powiedzenie, a więc ja się do niego przystosowałam. Umarłabym kiedyś w męczarniach jako staruszka, więc już lepiej zginąć jako nastolatka z krótkim bólem. Dlatego wybrałam skok z dachu.

Moja przyjaciółko... Czy będziesz pamiętała o mnie za kilkanaście lat, kiedy będziesz miała już dzieci? Może jednej z córeczek nadasz moje imię? Martyna... Odwiedzisz mój grób z mężem i powiesz: “Próbowałam ją uratować, ale przegrałam walkę z jej ciemną stroną duszy... Samobójczyni... Skoczyła z dachu...”? Tak, wszyscy będziecie o mnie myśleć jak o jakiejś wariatce, która się zabiła... Na to jestem skazana, ale to już lepiej niż ciągłe prześladowania.

Co jest po śmierci? Zastanawiałam się już tyle razy... Pewnie pustka, jak przed narodzinami. Bo co może tam na nas czekać? Walhalla? Eden? Arkadia? Olimp? A może Hades? Królestwo Hell? Piekło? Otchłań? Ile religii, tyle wersji życia po śmierci. Po śmierci czeka na mnie przepaść, zwana nicością. A przynajmniej ja tak twierdzę. Skoro po życiu jest pustka, to dlaczego ludzie dążą do samospełnienia? Wydaje się to być bez sensu... Tyle pracy i wysiłku tylko po to, by dowiedzieć się, że po udręce na Ziemi nie czeka cię nic. Okrutna wizja, ale chyba prawdziwa. Nikt nie udowodnił jeszcze istnienia Nieba, czy Piekła. Te straszenie przez potępione dusze, to tylko urojenia naszej wyobraźni...


Na dole powstało zamieszanie. To jej przyjaciółka przybiegła i krzyknęła:
- Martyna! Nie rób tego!
Nie... Teraz pewnie zadzwoni ktoś po policję, straż pożarną i karetkę. Muszę szybko to zrobić.
Serce biło jak oszalałe. Wystukiwało swój szybki rytm.
Teraz albo nigdy – pomyślała i wzięła głęboki oddech. Postawiła krok w nicość i zaczęła spadać w swoją otchłań. Na twarzy czuła zimny wiatr targający jej włosy na wszystkie strony. Widziała przed sobą jedynie dno, koniec przepaści dzielącej życie od śmierci. Ktoś krzyczał, ale ona tego nie słyszała... Przed oczami miała wszystkie dni, jakie przeżyła tutaj, na Ziemi. Płacz, ból, rozpacz...
Uśmiechnęła się do chodnika przed sobą. Cieszyła się, że to już koniec. Żadnej żałości, przerażenia, że opuszcza ten świat. Jedynie radość...
- Martyna! NIE!!! - usłyszała wrzask przyjaciółki zanim śmierć wzięła ją w swoje ramiona.
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #265686 · Odpowiedzi: 5 · Wyświetleń: 4312

Darkness and Shadow Napisane: 09.06.2006 23:19


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


Czy to cud? Nie! DaS wzięła się do roboty!

Rozdział XII
Bolesna prawda.

Dwie postacie we śniegu. Obejmujące się i całujące.
Kobieta wsunęła zadrapaną dłoń w mokre włosy mężczyzny. Odsunęła trochę twarz od niego i szepnęła:
- Kocham cię i nic innego nie jest dla mnie teraz ważniejsze oprócz tego. Nawet wojna... - wróciła do pocałunku.
Splecione ciała w śnieżnej wichurze. Ich chwila. Na wieczność. Co z tego, że są z różnych ras?
Ona - Crenoda. On – wilkołak.


- Darkness! Darkness, mówię do ciebie! - Silvara pomachała ręką tuż przed oczami Crenody.
- O co chodzi? - ocknęła się wojowniczka. - Zamyśliłam się...
- Ostatnio „zamyślasz się” aż za często! - burknęła obrażona dziewczyna. Oparła się o ścianę murku, żując gumę.
Była już w Hogwarcie ponad miesiąc i choć miała przyjaciółki z domu, to dalej utrzymywała kontakt z Darkness. Spotkania były rzadkie i zazwyczaj krótkie, bo Trzecia Potężna często musiała wyjeżdżać. Mogła się pocieszyć myślą, że do niej Crenoda zagląda częściej niż do jej ojca, który ostatnio wraz z Szalonookim i starą koleżanką jej mamy, Sarą Miltons, uwolnioną przez właśnie Darkness, pracuje nad atakiem na Hasbartów. Jednym słowem wszyscy mieli swoje sprawy i zajęcia.
- O czym to mówiłaś? - spytała wojowniczka, patrząc jak Krukoni z piątego roku wracają z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami.
Silvara westchnęła i zaczęła znów opowiadać:
- Pamiętasz Petera? On mnie naprawdę wkurza. Najpierw się popisuje, że czego to on nie potrafi, a kiedy przyjdzie mu korzystać z tych „umiejętności”, to oczywiście co? Wykręca się czymś. Czy ty mnie słuchasz? - przypatrzyła się przyjaciółce.
- No... Wykręca się i co jeszcze? - uśmiechnęła się w stronę dziewczyny.
- Więc ja od tego macho o wiele bardziej wolę Damiana. On jest taki nieśmiały... A Cate, Vera i Eva* twierdzą, że lepszy jest właśnie Peter.
- Ja nie wiem, który tutaj jest lepszy musiałabym ich widzieć. Powinnam się już zbierać – wstała.

- Patrz. To ona. Ta, która jest kuzynką mordercy – grupka chichoczących Ślizgonek patrzyła na piątkę Gryfonek, które siedziały w kącie biblioteki. Najwięcej uwagi poświęcały jednak ciemnowłosej i najwyższej z dziewczyn. Wytykały ją sobie palcami i szeptały o niej różne ploteczki.
- Zabiję je! - syknęła obgadywana, chwytając różdżkę. Chciała już się rzucić na rywalki, ale przytrzymały ją przyjaciółki.
- Nie warto marnować tego patyka na oślizgłe szmaty. Niech gniją – stwierdziła rudowłosa.
- W ogóle, to one są zwyczajnym zerem. TB, kochana. Totalne Beztalencie – powiedziała blondynka.
- A co ja poradzę na to, że mam krew Blacków? - ciemnowłosa zerwała się z miejsca i wyszła z biblioteki roztrącając w brutalny sposób grupkę Ślizgonek.
Trzasnęła drzwiami z całej siły. Usłyszała wrzask pani Pince. Co ją to obchodziło? Każdy ma chyba prawo do potrzaskania drzwiami. Pewnie jakby ich nie zamknęła, to bibliotekarka też wrzeszczałaby.
Puściła się biegiem do końca korytarza. Dopiero za zakrętem zwolniła. Szła twardym krokiem aż do wyjścia na błonie. Wchodząc na trawę rozluźniła nerwy. Wdychała świeże powietrze tak, jakby chciała nim przegonić emocje.
Stanęła pod drzewem i usiadła pod nim. Odchyliła głowę do tyłu i oparła ją o pień. Przymknęła lekko oczy. Obserwowała jezioro spod długich rzęs. Tafla wody srebrzyła się i błyszczała w promieniach popołudniowego słońca.
- Syriusz, dlaczego? Ca ja zrobiłam, że teraz noszę twoją winę? - wyszeptała nadal mając półprzymknięte powieki.
Słyszała w oddali głosy przyjaciółek, ale nie miała ochoty do nich iść. Wcisnęła się mocniej w korę drzewa i zamknęła całkowicie oczy. Jej twarz i włosy zmieniły się, wtapiając w tło.
- Tonks! Tonks! - wołały dziewczyny. Minęły drzewo, nie zauważając siedzącej za nim zamaskowanej Gryfonki. Szły dalej krzycząc jej nazwisko. Gdy tylko nawoływania przycichły, uciekinierka przywróciła sobie poprzedni wygląd.
Podkurczyła nogi i objęła je rękami. Trójkątny podbródek oparła na kolanach. Lekki powiew wiatru rozwiewał jej czarne włosy, wplątując je w korę drzewa. Czuła się teraz tak, jakby wydarzenie w bibliotece nie istniało, nie było jej tam. Liczyła się tylko ta chwila wytchnienia. Wolność...


- Darkness! Co się dzieje?! - spytała blada ze strachu Silvara.
- Nic. Idę już – odparła szybko, biorąc z murku płaszcz i zarzucając go na ramiona.

***

- Miałam znów widzenia – przyznała się Darkness, siadając na krześle w gabinecie Szron, która spojrzała na nią z niepokojem i zaczęła nerwowo przerzucać kartki jakiejś księgi.
- Problem w tym, że pojawia się w nich kilka osób, które znam z widzenia lub przynajmniej z opowiadań.
- Jakie to osoby? - spytała niby obojętnym tonem Najstarsza, lecz w jej oczach było widać strach. Czuła, że coś jest nie tak. Jej przerażenie powiększyło się wraz z odpowiedzią:
- Nimfadora Tonks, Remus Lupin i Vivien Renatusse. Oni najczęściej się pojawiają. Rzadziej grupka dziewcząt, czy też inne postacie.
- A czym są właściwie te wizje? - Szron nie zauważyła w roztargnieniu, że zaczęła kartki przerzucać ponownie, tyle że w drugą stronę. Wyglądało to dosyć dziwnie...
- Migawki z życia Błyskawicy... A ty się dobrze czujesz? - Darkness popatrzyła na palce zwierzchniczki, które szybko obracały cienki pergamin.
- Ja? - Najstarsza szybko przerwała kartkowanie księgi. - Ja się czuję dobrze...
- Jakoś mi się nie wydaje – mruknęła wojowniczka i po chwili westchnęła. - Więc co o tym myślisz?
- O wizjach? Nic, nic... Musi pojawić się coś znaczącego...
- A kto powiedział, że nie było tam nic takiego? - zapytała podejrzliwie Darkness.
Szron popatrzyła podejrzliwie na podopieczną. Czuła jak po plecach spływa jej strużka potu. „Ona coś wie... Wizja jej pokazała...” - myślała z przerażeniem.
- Co się w nich pojawia? - zapytała drżącym głosem.
- Powiedziałam już, że są to migawki z życia Błyskawicy, a czego już dotyczą, to już nie powiem...
Ręce Najstarszej drżały tak, że z trudem otworzyła szufladę i coś z niej wyjęła. Oczy były skierowane na przedmiot, który trzymała w dłoni. Wojowniczka nie widziała co to jest. Jej zwierzchniczka trzymała to za biurkiem.
- Najwyższy czas byś poznała prawdę... Proszę nie miej do mnie żalu o to, że ukrywałam to przed tobą, że zmarnowałam życie tobie i twoim bliskim... Zanim jednak odkryjesz swą prawdziwą twarz obiecaj mi coś.
- Obiecuję w ciemno – odparła Darkness. W jej głosie słychać było napięcie. Z podnieceniem czekała na wyjawienie sekretu Szron.
- Zabijesz Villiama bez względu na to, co zobaczysz? - spytała podejrzliwie Najstarsza.
- Tak.
Blada dłoń Pierwszej zakreśliła łuk na blatem biurka. Leżał na niej mały flakonik z przeźroczystą, lekko mętną substancją.
„Wspomnienia... Moje życie i tożsamość uwięzione w tej buteleczce...” - myślała wojowniczka, czując jak chłód szkła mrozi jej palce. Miała prawdę w swojej ręce.
- Wypij to, a odkryjesz prawdę – zachęciła ją Szron.
- Mogę to zrobić sama?
- Tak, a nawet będzie tak lepiej...

***

Remus siedział przy stole w kuchni. Opierał swoją zmęczoną głowę na poznaczonych wieloma pełniami dłoniach. Deszcz stukał miarowo w parapet okna, a on wsłuchiwał się w jego muzykę. Gdzieś w oddali rozlegały się grzmoty. Patrzył mętnym wzrokiem na posuwające się po szybie krople deszczu. Ich własny wodospad.
Czuł się osamotniony. Silvara wyjechała do Hogwartu, Vivien gdzieś zakopana w papierach, a Nicoli stale nie ma. Nawet Darkness już dawno nie zaglądała do niego. Była na tropie Villiama i jego ostatniego życia. „Służba nie drużba” - powiedziała, żegnając się ponad trzy miesiące temu. Wybierała się wtedy ponownie na Bagna Duchów i Żałoby w celu ich przeszukania.
Miała wtedy zmęczony wzrok, a na twarzy ani razu nie zagościł uśmiech. Cierpiała w swoim własnym świecie, szukała w nim oparcia, choć miała je tuż obok siebie. Była jakby ślepa na jego uczucia. Czas ją zmienił. Niektóre blizny pozostały na twarzy, mimo że Szron już nie potępiała tak tych spotkań. Wzdychała wtedy i zadawała zawsze to samo pytanie, chociaż dobrze znała odpowiedź:
- Znów się z nimi spotkałaś?
Lupin uśmiechnął się sam do siebie, kiedy szyba zaczęła drgać przy kolejnym grzmocie. Burze zawsze będą mu się kojarzyły z jedną osobą... „Moja Ninny... Szkoda, że cię tu nie ma... Wiesz pewnie jak cię teraz potrzebuję” - spojrzał na starą fotografię powieszoną nad stołem kuchennym. Widniała na niej para młoda. Ona z ciemnymi włosami, które podkreślały jej krew Blacków. On ze smutnym, pełnym wyrzutu spojrzeniem. O co miał takie pretensje? O to, kim był...
Rozległo się pukanie do drzwi. Zaskoczyło go to. Nie spodziewał się nikogo. Wolnym i ospałym krokiem ruszył w stronę wejścia. Palcami lewej ręki sprawdził czy różdżka jest nadal w kieszeni kamizelki i uchylił drzwi. W blasku błyskawicy zobaczył mroczną postać w przemoczonym płaszczu.
- Wejdź, Darkness – zaprosił gościa do ciepłego wnętrza. Był zszokowany wizytą Crenody. Mokre włosy przylepiały się do maski, pod którą kryły się znajome oczy...
„Zaraz, zaraz... Dlaczego ona ma takie...” - spojrzał na jej twarz i zauważył jedną różnicę – nie była aż taka blada.
- Co ci się stało? - spytał, kiedy wojowniczka wieszała swój przemoczony płaszcz na wieszaku.
- Mnie? Nic... - odparła tembrem głosu podobnym do kogoś z jego przeszłości.
- Przecież widzę, a nawet słyszę – odpowiedział, patrząc w jej dziwne oczy. Nie były już nabiegłe krwią, lecz piękne, prawie czarne. - Może się czegoś napijesz?
- Chętnie.
Weszli do kuchni, gdzie jeszcze przed chwilą Remus siedział zasłuchany w muzykę deszczu. Przez powietrze przeszedł znów grzmot, a Darkness jakby się uśmiechnęła.
- Co powiesz ciekawego? - zapytał od niechcenia mężczyzna, gdy czarem ustawiał czajnik na piecu, a z kredensu wyjmował dwie szklanki i opakowanie herbaty.
- Ja nie będę cię wyprowadzać w pole jakimiś bzdetami – rzuciła spojrzenie w jego stronę i zauważyła, że zostało odwzajemnione.
- Więc słucham... - wsypał herbatę do szklanek i zalał ją wrzątkiem. Ostrożnie uchwycił oba naczyńka i ustawił je na stole.
- Usiądź – rzekła. Posłusznie spełnił jej prośbę.
- No mów – zachęcił ją nieśmiało.
Wojowniczka westchnęła i rzuciła mu wymuszony uśmiech.
- Szron dała mi dar widzenia przeszłości... - oznajmiła z trudem.
- To wspaniale – odrzekł, upijając mały łyk herbaty i parząc sobie język. - I?
- Przyszłam tu właściwie po to, żeby powiedzieć ci kim jestem naprawdę.
- No... - zachęcał ją do dalszego mówienia Lupin.
- Wizje nie kłamały. Były związane z moim poprzednim życiem. Remus, to ja, Nim.
Lupin popatrzył na nią tak, jakby wrzasnęła na cały głos: „Jestem drugim Merlinem!”. Upił znów herbaty, nie zważając na piekące gardło. Gorąco było mu nie od napoju, lecz od emocji... Serce chciało wyrwać się z piersi...
- Nie... Nim nie żyje... - odparł cicho, jakby nie wierząc we własne słowa.
- To Nimfadora nie żyje, ale Błyskawica przetrwała. Pod innym imieniem, ale istnieje. Darkness to tylko nazwa, którą nadała mi Szron, by zachować złudzenie, że jestem kimś innym niż dawna Tonks.
- Ale jeśli już jestem moją Nim, to jak...
- Tylko Najstarsza zna w pełni sekret powołania mnie do życia. Ja wiem tyle, ile pokazał mi mój dar.
- Czyli ile?
- Tyle, ile mnie wystarcza – roześmiała się.
Serce podskoczyło mu do gardła. Ten śmiech. Tak dawno go już nie słyszał...
- To na razie tajemnica Szron... - odparła z błyskiem w ciemnogranatowym oku.
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #265631 · Odpowiedzi: 12 · Wyświetleń: 8892

Darkness and Shadow Napisane: 09.06.2006 18:58


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


Jak zazwyczaj mdli mnie na widok parringów HG/DM, to jakoś tutaj... było inaczej. Nie kryję, że spodobało mi się. Takie, takie... trudno to opisać... I ten motyw róż. Najpierw ciemnogranatowe, jak znak żałoby, smutku, a pąsowe, jak nadzieja na dalszą miłość. Podziwam też poświęcenie Draco dla Hermiony, że przychodził, znosił te współczujące spojrzenia, że nadal o nią dbał, a nie umieścił w sali nr 7, poszedł i zostawił tam aż do śmierci.
Nie jestem dobra w pisaniu sensownych komentarzy, więc zostawiam to, jak jest.
Pozdrawiam
DaS
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #265562 · Odpowiedzi: 9 · Wyświetleń: 39147

Darkness and Shadow Napisane: 09.06.2006 16:37


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


Znalazłam nowe prace Caladan. Są to różne postacie z HP (według kolejności obrazków): Snape, Bill, Charlie, Lupin, Scrimgeour, Trio, Voldemort, Tonks, Draco, Harry & Ginny.
Tutaj

Chyba nie pojawiły się tutaj rysunki Caladan przedstawiające slash Draco/Blaise.
Znajdziecie je tutaj.

Wiem, że pierwszy rysunek już był, ale historyjka chyba nie, więc:

Scrimgeour/ Tonks
Tutaj

A teraz jedne z ostatnich prac Leeli Starsky:

Harry/Ginny
Tutaj

Jeszcze znalazłam to:
Harry/Ginny
Tutaj

A tutaj slash Harry/Ron.
  Forum: Harry Potter · Podgląd postu: #265539 · Odpowiedzi: 937 · Wyświetleń: 374260

Darkness and Shadow Napisane: 06.06.2006 23:28


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


Wreszcie! Nowy part nadchodzi. Złapałam trochę czasu, choć kosztem ocenek w szkole (liczyłam na 4 z kartkówki, a zaskoczyło mnie 3). Przynajmniej na jakiś czas zaspokoi to wasze potrzeby. Błędy mogą się zdarzyć, bo nie sprawdzałam, a bety nie mam. No cóż... Dużo, dużo z Księcia Półkrwi się tutaj ukazuje... Wręcz całe dialogi...

Dobra nie przedłużam. Jest to przedostatnia część tego opowiadania, więc jeszcze tylko part 8 "I jak potoczy się los" i koniec. Finito.


VII – „Zmień zdanie...”

Siedziała w stołówce. Nie, raczej leżała. Położyła ręce na blacie stołu i opierała na nich głowę. Szare, okryte żałobą oczy wolno obserwowały przewijających się za oknem ludzi. Nie wyrażała najmniejszego zainteresowania ich sylwetkami. Był już wieczór, a latarnie na ulicach nadawały Hoegsmade tajemniczego uroku. Dla niej, to miejsce nie miało piękna. Wszystko było szare, puste od tego letniego dnia, kiedy... Nieważne.
Już prawie okrągły rok... Jak długo będziemy się unikać? Mijać bezgłośnie na zebraniach, nie pisać do siebie listów... Ile jeszcze tak wytrzymamy? Nie wiesz nawet, ile sił poświęcam na to, żeby o tobie nie myśleć... Mundur aurorski, który rok temu pasował na mnie idealnie, dzisiaj wisi na czymś, co do złudzenia przypomina kościotrupa. Bez jakichś aluzji do umarłych, ale wyglądam jak żywy trup. Z tego, co widziałam ostatnio, to ty też nie jesteś w najlepszej formie... Posiwiałe lekko włosy, twarz poorana zmarszczkami... Tyle cię kosztuje wzbranianie się przed miłością.
Tfu! Co ja robię? Co ja wyprawiam przez ten cały rok?! Zgadzam się na twoje warunki! Nie... Zamiast walczyć, to godzę się z przegraną! Nimfadoro Tonks, coś się z tobą dzieje! Chyba nie zakończyłaś jeszcze walki?! Fakt - uniki, to uniki, ale chyba pogadać można? Lekko poruszyć ten temat... Na tyle delikatnie, by nie rozpocząć kłótni.
Nie, to bez sensu. Powiedziałby i tak to samo, co zwykle: „Jestem za stary, za biedny, za niebezpieczny... Zasługujesz na kogoś o wiele lepszego... A co będzie jak cię zaatakuję?”. Stara gadka. Zmień płytę! Ja już tym rzygam!

- Tonks! - rozległ się głos w drzwiach. - Tonks!
- Taa... - szare oczy powędrowały w stronę, skąd dobiegały słowa. Był to niewątpliwie Savage.
- Coś się dzieje. Nad jakąś wieżą w Hogwarcie pojawił się Mroczny Znak.
- Że co?! - Aurorka natychmiast zerwała się na równe nogi, porwała z wieszaka płaszcz, zarzuciła go na ramiona i szybko wybiegła z Kwatery, potrącając przy tym zaskoczonego mężczyznę.
- Ach, te kobiety... - westchnął Auror.
- Przynajmniej już nie siedzi i nie gapi się w okno – odezwał się z półmroku Dawlish, który spiął sobie pod brodą szkarłatną pelerynę i ruszył w pogoń za koleżanką.

<<<~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~>>>


Biegła tak szybko jak mogła. Chociaż słyszała zbyt szybki rytm swojego serca, nie zwalniała. W tej chwili liczyło się bezpieczeństwo uczniów Hogwartu. Oczywiście nie znaczyło to, że zapomniała o Nim. Nosiła go w sercu zawsze kiedy z wściekłości zaciskała na różdżce palce aż do białości. Myślała o nim za każdym razem, kiedy słyszała o wilkołakach, a nawet tylko o Zakonie. Za bardzo kojarzyło się jej to z Nim.
Buty zatapiały się w grząskiej ziemi i utrudniały bieg. Jeszcze tylko te kilkadziesiąt metrów - myślała widząc zarys bramy. W większości okien zamku świeciły się światła, a na tle jasnych pomieszczeń migotały sylwetki szybko poruszających się postaci. Gdzieniegdzie błyskały promienie zaklęć.
Tuż nad cieniem Wieży Astronomicznej jarzyła się jasna plama, układająca się w wizerunek czaszki z wężem wychodzącym z ust. Nikły blask symbolu oświetlał blado kilka postaci na szczycie wieży. Wyglądały tak, jakby rozmawiały.
Walka, a oni sobie gadają? Nienormalni...
Dobiegła do żelaznych prętów oddzielających zamek od reszty świata. Chwyciła mocniej różdżkę i pchnęła skrzydło bramy. Ani drgnęło. A więc nie złamali czarów bramy... Musieli dostać się inaczej.
Chwyciła mocniej różdżkę i szepnęła:
- Expecto Patronum.
Z jej końca wyłonił się jasny patronus w kształcie wilkołaka. Blade zwierzę potrząsnęło łbem, spojrzało na swoją panią i czekało na rozkazy.
Idź do kogoś z nauczycieli. Niech otworzy bramę. Byle nie do Snape'a. Przekaż, że Dawlish, Savage i Proudfoot też tu idą.
Patronus wydał z siebie cichy jęk, a może tylko wiatr tak świsnął, że zmylił ją. Obserwowała, jak jej posłaniec przenika przez kraty, a następnie mury zamku. Trzeba było czekać.
- I co? - wysapał zmęczony Proudfoot. Oparł się o kamienie muru i osunął się na ziemię. Dyszał tak ciężko, że zdawało się, że wypluje płuca. Następny dotarł Dawlish, a po nim Savage. Obaj poszli w ślady kolegi.
- Zwariowałaś? - sapnął Proudfoot, dochodzący powoli do siebie. - Biegi przełajowe...
- Słabą więc macie kondycję... - mruknęła, spoglądając niecierpliwie w stronę zamku.
- My mamy jeszcze walczyć! - zawołał Dawlish.
- Ciebie chyba coś tutaj niosło na skrzydłach – stwierdził Savage, patrząc na iskrzącą się taflę jeziora.
Ha! A żebyś wiedział! Niosło mnie, niosło! O Merlinie, a jak on tu będzie?! Św. Mungo, Morgano la Fay i wszyscy inni magowie... Co ja zrobię? Zwiewam!
Już chciała odwrócić się i postawić krok w stronę Hoegsmade, gdy zauważyła na szczycie wieży zielone światło, które uderzyło w jakąś postać. Ku***! - zaklęła w duchu.

<<<~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~>>>

- Tonks! - zawołała McGonagall. Aurorka wytarła rękawem krew lejącą się z nosa na górną wargę.
- Tonks, idź do skrzydła szpitalnego. Poppy da ci coś na ten nos. Remus już tam jest. Siedzi przy Billu. Mówił ci ktoś, że został zaatakowany...
- Przez Greybacka? - przerwała jej dziewczyna. Z trudem mówiła normalnie. - Tak, słyszałam.
- Więc idź, bo wyglądasz marnie – zmierzyła ją innym niż zwykle spojrzeniem. Kiedy Nimfadora miała już odejść, profesorka zatrzymała ją słowami:
- Czy to ty walczyłaś z tym blondynem? Jak mu było... Gibbonem?
Skinęła głową.
- Nawet dobrze ci poszło. Tylko ten złamany nos...
- To nic – Aurorka machnęła ręką i z trudem się uśmiechnęła. Czuła jak zaschnięta krew w okolicach ust i nosa utrudnia jej mimikę.

<<<~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~>>>

Remus usłyszał trzaśniecie drzwiami i ciche kroki. Rzucił spojrzenie w stronę przybyłej osoby i natychmiast je skierował w ziemię. To przecież Ona... Facet, trzymaj się! Zaraz pewnie cię zaatakuje z tym samym, co zwykle. Chwila, chwila... - znów na nią zerknął. Minęła go bez słowa, ocierając rękawem płaszcza krwawiący nos.
Moja biedna Ninny... Ciekawe jak długo męczy się z krwawieniem... Pewnie ją boli i to bardzo. A ja co? Zachowuję się jak zimny drań i jej nie pomagam! - skarcił sam siebie. Już chciał się rzucić jej z pomocą, lecz ona zniknęła już na zapleczu pielęgniarki. Usłyszał okrzyk pani Pomfrey:
- Och, święty Nepomucenie! Kto ci to zrobił?!
- Taki jeden... - mruknęła Aurorka. Ich głosy niosły się po skrzydle szpitalnym.
- Dlaczego nie przyszłaś z tym wcześniej?! - Poppy już krzątała się wśród szafek. - Masz szczęście, że to tylko nos...
- Nos nosem, ale też sprawia kłopoty.
Pielęgniarka chyba rzuciła czar składający nos, bo dziewczyna jęknęła głośno i wykrztusiła:
- Nie można delikatniej?
- Nie, tak jest zawsze. Trzeba było uważać na wszystkie części ciała. Nie tylko na ręce, nogi i głowę.
- Jak tu uważać na nos kiedy walczysz z śmierciożercą, który rzuca tylko Niewybaczalnymi?
- To aż taki ci się trafił? Nie wspominałaś...
- Bo nie pytałaś o to, jaki był, tylko o to, kto mi złamał nos.
- Ech, ty się czepiasz słówek... - na zapleczu brzdęknęła metalowa taca. - Idę sprawdzić co u Weasley'a.
Wyszły obie. Jedna w bieli, druga w szarości. Tej samej chwili do skrzydła weszli Ron, Hermiona, Ginny i Luna lewitująca Neville'a.
- Merlinie, jeszcze jeden? - wykrzyknęła pielęgniarka.

<<<~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~^~\__/~>>>

Tonks z zaskoczeniem patrzyła jak Fleur i Molly tulą się, płacząc. Już ze słowami dziewczyny czuła jak coś zaczyna ją kłuć w serce. Teraz. Jedyna szansa, żeby mu pokazać o co i mnie chodzi.
- Widzisz? - zwróciła się do Remusa. Popatrzyła na nimi palącym wzrokiem. - Ona chce za niego wyjść, choć został ugryziony. Jej to nie obchodzi! - wrzasnęła. Posunęła się krok do przodu, tak że jej oczy były dokładnie na wysokości jego ust.
- To co innego – odparł, wbijając wzrok w podłogę. Najwyraźniej trudno mu było mówić o ich wspólnym problemie przy wszystkich, a może bał się jej spojrzenia. - Bill nie będzie w pełni wilkołakiem. To są zupełnie różne...
- Ale mnie też to nie obchodzi! Nie obchodzi mnie to! - poczuła chęć trzaśnięcia go jakimś czarem, żeby zrozumiał, ale pohamowała się i tylko potrząsnęła jego szatami. - Mówiłam ci milion razy, że nie przejmuję się tym, jaki jesteś... Wolę stokroć bardziej ciebie niż jakiegoś lalusia z wypchaną sakiewką, bo on nie będzie tobą.
- A ja mówiłem ci miliona razy, że jestem dla ciebie zbyt biedny, zbyt stary, zbyt niebezpieczny...
- Mówiłam ci wielokrotnie Remusie, że obierasz śmieszną linię postępowania – wcięła się w kłótnię Molly.
- Nie jest śmieszna – odrzekł Lupin. - Tonks zasługuje na kogoś młodego i całego...
Twoje postępowanie nie jest śmieszne? Taa, no jasne - nie jest. Zasługuję tylko na ciebie, głuptasie. Żaden inny nie wchodzi w rachubę! Wolę ciebie niż wspomnianego lalusia z wypchaną sakiewką, który gapi się tylko na biust i tyłki dziewczyn, a po urodzeniu dziecka zmyłby się. O nie! Kategorycznie NIE! Ty, tylko ty i żaden inny facet mnie nie interesuje!
- Ale ona chce ciebie. Poza tym, Remusie, młodzi i cali mężczyźni nie zawsze się takimi okazują – próbowała mu przemówić do rozsądku pani Weasley, podając za przykład swojego syna.
- To nie jest odpowiedni moment. Dumbledore nie żyje... - próbował się wykręcić Lupin.
- Byłby bardzo szczęśliwy, mając świadomość, że jest więcej miłości na tym świecie – wtrąciła McGonagall.
W tym samym momencie wszedł Hagrid i przerwał im rozmowę na temat Tonks i Remusa. A zaś oni sami patrzyli się za okno, starając się na siebie nie patrzeć. Ona, bo wiedziała, że jak tylko mu spojrzy w oczy, znów zacznie kłótnię. On, bo bał się jej wzroku, w którym widać było wyraźne pretensje o jego decyzję i jej siedzenie przez rok w cieniu i gapienie się w ścianę.
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #265257 · Odpowiedzi: 32 · Wyświetleń: 25943

Darkness and Shadow Napisane: 30.05.2006 19:03


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


Cholercia. Wszystko mi się wali...

Występ wyszedł dobrze, sprawdzian jako tako, ale czeka mnie następny, tyle że z polaka. Nauczyciele zaczynają się strzępić o oceny a to niczego dobrego nie wróży. sad.gif

Coś czuję, że nowy part może się pokazać dopiero pod koniec tygodnia lub nawet w przyszłym. Przepraszam... cry.gif

Naprawdę czas mnie goni i zaraz idę robić pracę na plastykę, bo mnie babka ukatrupi, a jeszcze jutro ma być jakiś konkurs na najlepszą klasę szóstą i ma być troje reprezentantów każdej klasy i kto ma iść z naszej? Oczywiście Darkness i spółka. mad.gif
Ja szczerze mam już dosyć łażenia na te konkursy w imię klasy, bo kiedy coś spaszczę, to od razu się czepiają. Bogiem nie jestem i jak zwykle będzie "odwróć tabelę, VIa na czele" biggrin.gif - jak to często mawia Nefietieri (Ania, moja przyjaciółka).
Niech teraz te lenie - chłopaki ruszą tyłki. Ja nie mam najmniejszej ochoty na ten konkurs. Mam własne zmartwienia, np. nowy part do tego opowiadania biggrin.gif . I tak to dobrze by im zrobiło. Lubią się popisywać, a tam będzie nawet dyro, więc rozrywka gotowa tongue.gif . Ocenę z zachowania chcieliby dobrą, ale jak? Niech idą na ten porąbany konkurs.

Naprawdę, jeszcze raz przepraszam. sad.gif Postaram się na weekend, o ile starszyzna domowa nie zabierze mnie na dwu, czy trzydniową wycieczkę. A ja tego nie chę, bo w poniedziałek jest przedstawienie!!!

Pozdrawiam,
(zrozpaczona cry.gif ) Darkness and Shadow

PS. Nie zabijajcie mnie!!! Zrobię to sama. biggrin.gif Żartuję.
PPS. ^^^ Chociaż się jeszcze zastanowię. tongue.gif
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #264676 · Odpowiedzi: 32 · Wyświetleń: 25943

Darkness and Shadow Napisane: 30.05.2006 18:49


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


Rozdział XI
Kolejny ból.

Wszedł do salonu. Silvara szybko zasiadła w fotelu. Remus popatrzył na nią podejrzliwie.
- No co? - zawołała dziewczynka dziwnie się uśmiechając.
- Podglądałaś?
Podszedł do niej, chwycił jej nadgarstki jedną ręką i przygwoździł je do oparcia fotela. Drugą zaczął ją łaskotać. Spytał ponownie:
- Podglądałaś?
- No dobra! - krzyknęła śmiejąc się. - Podglądałam! Tylko proszę, przestań!
Lupin puścił jej nadgarstki i przykucnął przy fotelu. Zaczął nieśmiało:
- Chciałbym ci coś powiedzieć. Nie będzie to pewnie dla ciebie łatwe.
- No to słucham – Silvara przechyliła się w kierunku taty.
- Ostatnio doszedłem do wniosku, że śmierć... - urwał i spojrzał na córkę niepewnie. - ... mamy nie została zesłana z ręki Hasbartów... - zamilkł.
- Więc kogo? - zapytała po chwili ciszy dziewczynka.
- Z ręki... Crenod.
Zapadła cisza. Zaszokowana Silvara patrzyła na ojca tak, jakby chciała spytać: „Żartujesz?”, ale nie odzywała się. Natomiast Lupin odwrócił wzrok tak, by nie patrzeć córce w oczy. Bał się, że ona ujrzy w nich coś, czego on sam nie chciałby nigdy ukazywać.
- Ale to nie Darkness zabiła mamę, prawda? - spytała cicho dziewczynka.
Remus pokręcił głową przecząco.
- Dlaczego akurat Crenody?! - po twarzy małej potoczyło się kilka łez.
Lupin wstał i wolnym krokiem podszedł do okna. Otworzył je i pozwolił świeżemu powietrzu wypełnić pokój. Oparł przedramiona na parapecie i zapatrzył się w gwiezdne niebo. Od dawna przypominało mu potajemne spotkania z Błyskawicą. Teraz to się zmieniło. Szczera rozmowa z Darkness.
- Pamiętasz kiedy mama wróciła z Lardon? - zapytał Remus nadal zapatrzony w noc.
- Trochę – odparła dziewczynka łkając. Każde wspomnienie mamy było dla niej trochę bolesne.
- Kiedy weszła do salonu wspomniałem o Reviousie. Bardzo chciałaś wiedzieć kim on jest. Teraz na pewno wiesz już, bo opowiadała ci o nim ciocia Nicola, ale wtedy za wszelką cenę chciałaś usłyszeć wytłumaczenie. Ja i mama nie chcieliśmy ci mówić, pamiętasz?
- Teraz już tak – odpowiedziała Silvara, ocierając łzy rękawem. - Dlaczego to wspominasz?
- Zaraz po tym, jak położyliśmy cię do łóżka, ja i mama siedzieliśmy do późnej nocy w kuchni i rozmawialiśmy o jej pracy, a później zeszliśmy trochę na temat jej przeszłości. Wiesz, że była Trzecią Potężną i właśnie dlatego została zabita.
- Bo była słynną Błyskawicą? - próbowała odgadnąć mała.
- Nie. Mama nie chciała wrócić do Crenod. Kiedyś przysięgła, że kiedy zostanie wezwana, przyjdzie, ale tak bardzo nas pokochała, tak bardzo chciała zostać, że złamała przysięgę. Crenody postanowiły się zemścić i zabiły ją... - Remus zamilkł i spojrzał niepewnie na dziecko.
- Mogłaby przecież wrócić i nic takiego by się jej nie stało.
- Mogła, ale została ze względu na nas. Chciałbym jeszcze ci o czymś powiedzieć.
- O czym?
- W czasie tej rozmowy, mama powiedziała, że boi się o ciebie. Bała się, że ty też będziesz kiedyś dzieliła jej los.
- Że zostanę aurorką? - mała wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Nie, że zostaniesz Crenodą.
Dziewczynce zrzedła mina.
- Jak Darkness?
- Jak Darkness.
Silvara już otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale zrezygnowała, widząc, że tata jeszcze nie skończył.
- Nie masz do niej żalu o to, że mama zginęła z ręki Crenod?
- Nie. Przecież ona tego nie zrobiła.
Remus odetchnął z ulgą. Bał się, że córka powie „tak”.
- A dlaczego nie zaprosiłeś Darkness do środka? - zadała pytanie, które chciała zadać już wcześniej.
- Musiała już iść.
- A wróci jeszcze?
- Może... Teraz chodź. Czas na kolację.
- Dla taty: obiadokolację – przypomniała dziewczynka idąc za ojcem do kuchni.
- O, właśnie. Dla mnie obiadokolację.

***

Darkness stała nad stawem. Patrzyła długo na swoje odbicie, uśmiechając się do niego, lecz każdy uśmiech był jakiś pusty. Tak, jakby nie miała w ogóle ochoty go robić, a uśmiechała się jedynie z przymusu. A tak było. W głębi serca nie miała nawet zamiaru stać nad stawem. Zrobiła to tylko dlatego, żeby pobyć na chwilę sama, a pobliski staw doskonale się tego nadawał.
„Szron ukryła przede mną, że Błyskawica została zabita właśnie przez Wyklęte. Okłamała mnie. Dlaczego? Czyżby nie chciała, żebym odeszła od nich? Zabiła Błyskawicę, a mnie wstawiła za nią. A może właśnie o to chodziło? Może właśnie to ja miałam zostać nową Trzecią, a nie żona Remusa? Niech Szron przygotuje się na wywiad” - znów uśmiechnęła się do wody, lecz tym razem był to prawdziwy uśmiech. Chciała go posłać i zrobiła tak.
„No cóż. Nowa porcja batów czeka. Biedna Shade. Zaś będzie musiała cierpieć chłostając mnie, ale wreszcie będzie to robić rzadziej. Wkrótce zacznę łowy na Villiama” - myślała poprawiając płaszcz i odchodząc od tafli stawu. Była już gotowa na kolejny ból.

***

- Po raz kolejny złamałaś zakaz! - wrzasnęła Szron zrzucając z biurka kilka dokumentów. - Tym razem nie tłumacz mi się niesieniem pomocy, czy zanoszeniem czegoś, bo wiesz, że tak nie było!
Darkness klęczała z pochyloną głową. Miała już związane ręce, a płaszcz zdjęty. Była całkowicie gotowa na chłostę i fizycznie, i psychicznie.
- Zrobiłaś to świadomie i dlatego trzysta batów, to dla ciebie za mało! Dostaniesz dwa razy więcej – Najstarsza ruszyła w kierunku drzwi, trącając przy tym skazaną. Jednak ta nagle zawołała:
- Zanim wyrok zostanie wykonany, powiedz mi, kto naprawdę zabił Błyskawicę, bo na pewno nie byli to Cienie!
Szron stanęła jak zamurowana. Odwróciła się i zobaczyła, że Zabójczyni też na nią patrzy i to najwyraźniej czekając na konkretną odpowiedź. Natomiast trójka Crenod przy drzwiach zaczęła między sobą wymieniać szepty.
- Skąd wiesz, że to nie Hasbartowie? - spytała zimno Pierwsza.
- Domyśliłam się. To były Crenody jak mniemam.
- Brawo. Zgadłaś, ale kary to nie zmieni – oparła chłodno i wyszła zdecydowanym krokiem.
Shade, Annella i Drays podeszły do Darkness. Wyjęły baty, a w tym samym czasie Shade spytała:
- Skąd wiesz, że to Crenody zabiły Błyskawicę?
- Powiedziałam już, domyśliłam się – odpowiedziała Trzecia.
- A może ktoś ci powiedział?
- Bingo – wciągnęła głęboko powietrze i wypuściła je ze świstem. - Zaczynajcie.
Usłyszała świst i poczuła jak stare rany są rozrywane z ogromną siłą, a koszula zaczyna pokrywać się świeżą krwią. „Treste” - zaklęła w duchu.

***

- Darkness? - w drzwiach komnaty pojawiła się Shade.
- Darkness? - spytała powtórnie. Usłyszała ciche mruknięcie spod koca na łóżku:
- No?
- Jak się czujesz?
- A jak może się czuć Crenoda katowana przez dwie godziny?
- Nie wiem. Przepraszam, że tak mocno...
- Nie masz za co – przerwała jej wojowniczka, wystawiając głowę zza pledu. - Sama się doigrałam.
- O Merlinie i św. Mungo... - tropicielka spojrzała zszokowana na jej rozcięcia przebiegające po twarzy. - Nie wiedziałam, że aż tak...
- Trudno – burknęła wojowniczka. - Chcesz rozmawiać o czymś konkretnym, czy tylko jesteś tu po to, żeby zapytać mnie jak się czuję?
- Po coś więcej – odpowiedziała Crenoda.
- To siadaj – podrapaną ręką machnęła w kierunku krzesła.
Shade usiadła na wskazanym meblu i przez chwilę patrzyła prosto w błyszczące zza maski oczy Darkness. Wreszcie zaczęła:
- Chciałam cię spytać dlaczego chodzisz tam, do Lupinów?
Trzecia wyjrzała śmielej zza koca i spotkała się z wyczekującym spojrzeniem przyjaciółki.
- No cóż. Nie będę ci tutaj wciskać żadnego kitu. Nie jesteś przecież Żmijką... - uśmiechnęły się. - Dobra. Walę prosto z mostu. Remus Lupin ma coś wspólnego z moimi wizjami. Pojawia się tam dosyć często. Wczoraj zaś miałam widzenie i to też z nim.
- I co w nim było?
- Czekaj, czekaj...
Darkness przywołała w pamięci obraz wizji:

Młoda para siedząca obok siebie. Kobieta w bieli, mężczyzna w czerni. Wesele. Ich wesele. Śmiechy, żarty, muzyka, tańce. Wszyscy radośni oprócz samej panny młodej. Coś ją gnębi, skłania do rozmyślań.
- O co chodzi? - pyta jasnowłosy mężczyzna, zapewne jej mąż, nachylając się w jej stronę. - Jesteś jakaś markotna...
- Myślę o tym, że wypadek w katedrze nie był przypadkowy. To była zapowiedź czegoś.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Nie wiem. Może po prostu zaczynam wariować przez to całe zamieszanie z naszym ślubem.
Uśmiechnęła się do niego promiennie. Mężczyzna jakby lekko osłabł widząc jej radość. Nigdy jeszcze nie widział jej tak szczęśliwej. Chcąc zachować pozory, że nie zrobiło to na nim większego wrażenia, zaproponował:
- Chodź, czas na taniec - delikatnie ujął jej gładką, doskonale władającą bronią dłoń i wprowadził małżonkę na parkiet.
Wszystkie oczy zwróciły się na nich. Zabrzmiał uroczysty walc, w którego rytm para zaczęła tańczyć. Po chwili do tańca przyłączyły się inne pary. Na twarzach świeżo upieczonych małżonków zajaśniały uśmiechy. Tak jakby nic już nie miało przyćmić ich radości. Nawet trwająca wojna.


- I o czym była ta wizja? - dopytywała się Shade.
- Wesele. Remus Lupin i Nimfadora Tonks. Ona stała się później Błyskawicą. To było ich wesele. Ją gnębił wypadek w katedrze... Słyszałaś o tym?
- No jasne, a co dalej?
- On pytał ją o powód jej zmartwienia, a później wyszli na parkiet i zaczęli tańczyć walca. Dołączyły się inne pary. Co to do Treste znaczy?
- Ja myślę, że te wszystkie migawki z życia Błyskawicy są raczej mało powiązane z Crenodami, chociaż wypadek w katedrze nasuwa jakieś podejrzenia...
- Czyli pojawiają się ot tak i nic nie znaczą? - zażartowała Zabójczyni.
- Można tak to ująć. W każdym razie ja się nie znam na wizjach. Idź do Żmijki, ona wie.
- A bo mnie przyjmie. Po tym jak ją wkurzyłam, to raczej nadziei nie ma.
- Racja. Daj jej ochłonąć. Niech trochę porzuca księgami!
Obie zaczęły się śmiać, a śmiech ten, a w zasadzie ryk można było słyszeć nawet na korytarzu i może właśnie dlatego zwabił on do tej komnaty wspomnianą Żmijkę.
- Co to ma znaczyć? - dobiegł je zimny głos Szron. Obie Crenody natychmiast przestały się śmiać. Przebiegła po nich wzrokiem nie wróżącym nic dobrego.
- Shade, wyjazd. Na wartę – rozkazała.
Tropicielka posłusznie wstała i omijając jak najszerszym łukiem zwierzchniczkę podążyła do drzwi. Zamknęła je za sobą. Cisza w pokoju była aż taka, że można słyszały szybkie kroki Shade na korytarzu. Kiedy umilkły, Szron zabrała głos:
- Skąd naprawdę wiesz, że to Wyklęte zabiły Błyskawicę?
- Nie mówiłam, że Wyklęte. Mówiłam, że Crenody.
- Więc przepraszam – Crenody, ale skoro sprawa już się rypła... możesz wiedzieć nawet kto konkretnie.
Szron spojrzała na podopieczną nawet nie mrugnąwszy kiedy ta usiadła na łóżku odsłaniając przy tym poranione ręce, na których brakowało całych płatów skóry.
- To byłam ja – przyznała się Najstarsza bez cienia skruchy. - To ja zabiłam Błyskawicę. Nie chciała wrócić i... trochę mnie poniosło.
- Trochę? - spytała Darkness.
- Tak, trochę, bo gdyby bardzo, to zabiłabym całą jej rodzinę włączając w to jej rodziców i siostrę. Jednak teraz, kiedy znasz już prawdę wiedz, że choćbyś jedno słówko pisnęła komuś, to czeka na ciebie topór i ścięcie głowy. Nie obchodzi mnie wtedy nawet to, że masz zadanie do wykonania. Wezmę wtedy nową Trzecią.
Zanim Zabójczyni zdążyła coś powiedzieć, drzwi jej pokoju zatrzasnęły się z hukiem.
„Treste. Trzeba mieć język na uwięzi, ale przynajmniej... nie uczepiła się żartu Shade!” - zaśmiała się w duchu, kładąc z powrotem plecy na łóżko. Czuła, ze spędzi kilka dni leżąc tak i czekając, aż rany się zasklepią.
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #264673 · Odpowiedzi: 12 · Wyświetleń: 8892

Darkness and Shadow Napisane: 24.05.2006 18:37


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)
Nr użytkownika: 4036


Dzięki za wytknięcie błędów. Poprawiłam na razie tyle, na ile miałam czas.
Pisałam, to nie będąc dokładnie świadomą, co piszę. Tak to już jest kiedy ma się tyle na głowie. Na 100% jutro sprawdzian i dwie próby: jedna na przedstawienie, a druga na występ na Dzien Matki.
Postaram się w czasie weekendu zmobilizobać się do napisania części VII. Będzie ją trudno zaplanować...
Jeżeli przyjrzysz się planowi, to widać, że prędzej czy później Lupin musi się pogodzić z Tonks. W końcu jest to oparte o Księcia Półkrwi.
Jak wyjdzie część siódma, ja zacznę też coś w tym stylu. Taka historia ujęta w kanonie, ale z innego punktu widzenia. Czytamy to z innej perspektywy. Właściwie te same dialogi, które w niektórych momentach się pojawiają.
Dobra, kończę, bo w domu zaczynają się już rzucać, że zadań jeszcze nie zrobiłam. Ciężkie jest życie ucznia.
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #264185 · Odpowiedzi: 32 · Wyświetleń: 25943

3 Strony  1 2 3 >

New Posts  Nowe odpowiedzi
No New Posts  Brak nowych odpowiedzi
Hot topic  Gorący temat (Nowe odpowiedzi)
No new  Gorący temat (Brak nowych odpowiedzi)
Poll  Sonda (Nowe odpowiedzi)
No new votes  Sonda (Brak nowych odpowiedzi)
Closed  Zamknięty temat
Moved  Przeniesiony temat
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.03.2024 06:55