Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Nie Ma Rzeczy Niemożliwych, A gdyby tak spojrzeć Śmierci w oczy?

Tenebris69
post 26.10.2004 17:28
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 228
Dołączył: 05.10.2004




Witam. Przedtem jak zaczniecie czytać to opowiadanie chciałabym coś o nim napisać.

Powstało ona w przypływie weny po ponownym przeczytaniu "Morta" z serii o Świecie Dysku. Mam nadzieję, że połączenie tych dwóch tematów nie obrazi fanów HP i "Morta". To tyle. Zapraszam do czytania.

Nie ma rzeczy niemożliwych

Zimno. Wiatr trzepotał jego szatą. Oparł się o balustradę Wieży Astronomicznej i ukrył twarz w dłoniach. Przez palce zobaczył w dali zarys chatki Hagrida, w której jak zawsze paliło się światło. Nie... Błąd. Światła nie było. Ciemność wbiła się mu w oczy, więc zasłonił je ponownie. Pod powiekami migały mu różne obrazy. Spróbował przypomnieć sobie wydarzenia z ostatniej godziny. Wciąż czuł smak krwi.

„(...) - Myślisz, że tylko ty jesteś taki biedny i nieszczęśliwy? Że tylko tobie na niej zależało? Cholera, zastanów się nad tym, co mówisz!
- Ron, ja...
- Posłuchaj mnie. Albo przestaniesz robić z siebie ofiarę losu albo... Ja nie mogę tak żyć. Nie w ten sposób. Nie wysłuchując ciągle o tym, co się stało. O niej... Zrozumiałeś?
- Wiesz, że to nic nie zmieni...
- ZROZUMIAŁEŚ?
- Ron, teraz ty się zachowujesz jak dureń... Może i ja jestem taki jak mówisz. Może jestem tylko tragicznym bohaterem, któremu zawaliło się całe życie i nie zwraca uwagi na uczucia innych. Być może, ale...
Nie zdążył dokończyć, bo poczuł silne uderzenie w twarz. Upadł na stolik czując jak z wargi spływa mu strużka krwi. Spojrzał na przyjaciela. Ron oparł się o ścianę dysząc ciężko oszołomiony tym, co zrobił.
- Przepraszam, Harry... – wyszeptał i wybiegł z dormitorium.”


- Masz rację, Ron. Nie możesz tak żyć. Ja też nie – szepnął do siebie otwierając oczy. Wychylił się niepewnie przez kamienną balustradę na czarne w mroku błonia Hogwartu i usiadł na niej. Nad Zakazanym Lasem dostrzegł zarys skrzydlatego konia. W myślach ukazał mu się obraz Malfoy’a.

„(...) – Co, Potter? Twoja szlamowata przyjaciółka wreszcie wykitowała? – Draco Malfoy wykrzywił wargi w złośliwym uśmiechu.
Ron rzucił się na niego, ale Harry złapał go za szatę.
- Masz rację. Lepiej żeby ze mną nie zadzierał, bo może go spotkać to samo co ją. Chyba, że tego właśnie chcecie...
- Władza twojego ojca na rozum ci padła, Malfoy – warknął Harry, nadal trzymając Rona, który wyrywał mu się z morderczym błyskiem w oku.
O dziwo Draco nie wyglądał na oburzonego.
- Wiesz, Potter... Przynajmniej MÓJ ojciec coś znaczy... Nie jest jakimś prostakiem – tu spojrzał na Rona z odrazą - ... albo wspomnieniem – dokończył i przeniósł wzrok z powrotem na Harry’ego, który puścił Rona i przecisnął Malfoy’a do kolumn.
- Nigdy-nie-mów-o-moim-ojcu – wycedził, tracąc panowanie nad sobą, co od razu wykorzystał Ron wymierzając Malfoy’owi prawego sierpowego.
- Jeszcze zobaczymy- syknął Draco, odpychając od siebie Harry’ego. – Za to też się rozliczymy. Pamiętaj. Jesteś jak testral, Potter. Przynosisz śmierć każdemu kto się z tobą zadaje. Ty też w końcu zginiesz. Nie pokonasz Czarnego Pana. Nie ma rzeczy niemożliwych. Jesteś nikim. Nikim...”


- Nie ma rzeczy niemożliwych – powtórzył słowa Malfoy’a i popatrzył w dół.
Wyciągnął różdżkę. Przypatrywał jej się przez chwilę, aż w końcu pogładził ją jednym palcem i wycelował w samego w siebie.
- Avada Kedavra.
Potem rozbłysła światłość.

~ * ~

I CO JA MAM Z TOBĄ ZROBIĆ, CHŁOPCZE?
Harry dźwignął się na nogi i rozejrzał wokoło, próbując zlokalizować źródło głosu przypominającego upadanie wielkich, skalnych bloków. Kilka stóp od niego stała postać w długiej czarnej pelerynie. Spod kaptura wystawała biała czaszka. Koścista dłoń trzymała w ręku kosę o przezroczystym ostrzu. Cofnął się mimowolnie. Śmierć wybuchnął ołowianym śmiechem.
TAK. JESTEM ŚMIERCIĄ. NIE POWINIENEŚ SIĘ MNIE JEDNAK CHYBA BAĆ...
- D-dlaczego? – wyjąkał oszołomiony.
CHCIAŁEŚ SIĘ ZE MNĄ ZOBACZYĆ NA WŁASNE ŻYCZENIE. JA CIĘ W KAZDYM RAZIE NIE ZAPRASZAŁEM.
Harry zamrugał. Zbliżył się powoli do Kosiarza.
- Ja umarłem? – zapytał.
TU MÓGŁBYM DYSKUTOWAĆ.
- Co to znaczy? Umarłem czy nie?
TO ZALEŻY OD PUNKTU WIDZENIA.
Śmierć najwyraźniej postanowił z niczym się nie spieszyć. Harry’ego strasznie to zirytowało.
- Niech pan mi pozwoli odejść.
WIDZISZ, CHŁOPCZE... DOKONAŁEŚ CZEGOS CO NIE UDAŁO SIĘ DOKONAĆ ŻADNEMU CZARODZIEJOWI, KTÓRY JEST ZOBOWIĄZANY PRZEPOWIEDNIĄ.
- Co ma do tego ta cholerna przepowiednia? Zginąłem, prawda? Niech mnie pan, więc wyśle tam gdzie się idzie po śmierci!
RZECZYWIŚCIE MÓGŁBYM TO ZROBIĆ. JEST TYLKO MAŁY PROBLEM.
Śmierć przejechał kciukiem po ostrzy kosy wydobywając przy tym denerwujący dźwięk.
- Co to znaczy? – zdenerwował się Harry.
NIE WIEM CZY MAM PRAWO INGEROWAĆ W LOS. INNYMI SŁOWY W PRZEZNACZENIE.
- Jest pan Śmiercią! Robi pan to zawsze!
POPRAWKA, CHŁOPCZE. ROBIĘ TYLKO TO, CO DO MNIE NALEŻY. LOS TO ODDZIELNA SPRAWA. CHYBA MUSZĘ SIĘ PORADZIĆ ALBERTA.
- Przepraszam, kogo?
PRZEKONASZ SIĘ.
- Zaraz... – Harry nagle coś zrozumiał – To ja jeszcze nie umarłem?
NIE.
- Ale... ale ja się zabiłem. To niesprawiedliwe!
NIE MA SPRAWIEDLIWOŚCI. JESTEM TYLKO JA.
- Wspaniale... – mruknął sarkastycznie Harry i nagle osłupiał, bo do Śmierci podszedł stukając kopytami w nicość wielki, biały koń.
TRZYMAJ SIĘ MOCNO PIMPUSIA.
- Pimpusia? – wyjąkał gapiąc się na zwierzę patrzące na niego z zaciekawieniem. Dokąd jedziemy?
DO DOMU.

Harry otworzył oczy, po czym je zamknął i otworzył jeszcze raz. Poderwał się i zobaczył, że znajduje się w jakimś pokoju. Wszystko w nim było czarne. Ściany, łóżko, puchaty dywan, stolik, a nawet powietrze. Nie pamiętał jak się tu znalazł. Ruszył ostrożnie w stronę drzwi i wyszedł na korytarz. Poszedł prosto przed siebie i pchnął drzwi naprzeciwko. Od razu uderzył go w nozdrza zapach nieco spalonej jajecznicy.
- Jajecznicy na bekonie, paniczu?
Harry rozejrzał się i zorientował się, że jest w kuchni. Obok stołu stał podstarzały człowiek z patelnią w ręku.
- Gdzie ja jestem? – zapytał rad z tego, że ten ktoś nie ma przynajmniej samych kości.
- W posiadłości Śmierci. Nie powiedział ci?
Kiwnął przecząco głową.
- Harry – powiedział nagle.
- Słucham? – zapytał uprzejmie starzec.
- Mam na imię Harry. Nie „chłopiec” ani nie „panicz”. I bardzo chciałbym wiedzieć co to wszystko znaczy.
- Pan pewnie wkrótce będzie chciał cię widzieć.
- Chwileczkę... Pan to może Albert?
- Bystry z ciebie młodzieniec.
- Dlaczego... dlaczego on musiał się poradzić pana czy mogę umrzeć czy nie?
Albert westchnął głośno.
- Jestem czarodziejem.
- Naprawdę? – zdumiał się Harry. – To znaczy, że... że wie pan kim jestem?
- A któż cię nie zna? – Albert zatrzęsła się broda kiedy wyjmował z kredensu czarne talerze.
Harry nadąsał się i usiadł zrezygnowany na jednym z krzeseł. Miał mętlik w głowie.
- Wiec pan wie co ze mną będzie. Mogę... umrzeć?
Albert zaniechał prób odklejenia spalonego jajka z patelni i przeszył go spojrzeniem.
- Naprawdę tego chcesz? Uważasz, że to najlepsze wyjście?
- Chyba... Chyba tak... – odpowiedział niepewnie Harry, nie wiedząc do czego Albert zmierza.
- A pomyślałeś o tych, których zostawiasz?
- Nikt nie będzie za mną tęsknił – odparł sucho.
- Naprawdę? Oj, coś mi się wydaje, że nie mnie o tym z tobą mówić. Zdaje mi się nawet, że ten który to powinien zrobić właśnie cię wzywa... – Albert umilkł i wskazał na drzwi zza których dobiegł ich dzwonek. – Idź. Drzwi obok stojaka na parasole. Nie zwracaj uwagi na kosę.
Harry rad nie rad wstał i wyszedł z kuchni. Otworzył drzwi obok stojaka na parasole w którym tkwiła kosa i wszedł do środka. Znalazł się w wielkiej sali. Na jej końcu w fotelu z biurkiem siedział Śmierć skrobiąc coś po pergaminie.
USIĄDŹ.
Harry rozejrzał się szukając jakiegoś krzesła, lecz niczego podobnego nie dostrzegł.
- Eeee... Postoję.
Śmieć odłożył pióro i splótł dłonie obierając je o blat.
ROZMAWIAŁEM Z ALBERTEM.
- Wiem... proszę pana.
POWIEDZIAŁ, ŻE MOŻESZ UMRZEĆ I ZŁAMAĆ ZASADY PRZEPOWIEDNI, ALE TYLKO WTEDY JEŻELI BĘDZIESZ NAPRAWDĘ TEGO PRAGNĄŁ.
- Już się zdecydowałem.
- MYŚLĘ, ŻE TAK NAPRAWDĘ NIKT NIE CHCE UMIERAĆ.
- Myli się pan – zaprzeczył Harry gwałtownie. – Po co mi takie życie?
NIGDY NIE ROZUMIAŁEM LUDZI. NIE MASZ ŻADNYCH BLISKICH? RODZINY, PRZYJACIÓŁ?
- To... to pan nic o mnie nie wie? – zdziwił się Harry.
POZA TYM, ŻE JESTEŚ CZARODZIEJEM, WIĄŻE CIĘ PRZEPOWIEDNIA I PRAWIE UMARŁEŚ? NIE. WIĘC?
- Nie mam.
MÓGŁBYM SIĘ ZAŁOŻYĆ, ŻE SIĘ MYLISZ... TAK... LUBIĘ ZAKŁADY.
- Chce się pan zakładać o to czy komuś na mnie zależy?
CZEMU NIE?
- Dobrze. Daję cały mój majątek na to, że nie mam po co wracać.
PIENIĄDZE? NA CO MI PIENIĄDZE? ZAŁOŻYMY SIĘ O ŻYCIE. MÓWIĄC ŚCIŚLEJ O TWOJE ŻYCIE. JEŻELI WYGRAM – WRACASZ, JEŻELI NIE – UMIERASZ.
- Wygram.
ZOBACZYMY. CHOĆ ZA MNĄ, CHŁOPCZE.
Śmierć wstał i wyszedł z komnaty. Harry pobiegł za nim. Śmierć wyprowadził ich z posiadłości. Harry’ego nie zaskoczył fakt, ze na zewnątrz było tak samo czarno jak wewnątrz. Poszli do stajni gdzie uwiązany Pimpuś skubał siano obserwując ich z daleka. Śmierć wskoczył na niego i podał rękę Harry’emu, który usadowił się na zadzie konia.
GDYBY WIERZGAŁ NIE ŁAP GO ZA OGON. BARDZO TEGO NIE LUBI.
Harry uznał za stosowne nie odpowiadać. Pimpuś wzbił się w powietrze i pogalopował w chmury. Kiedy wynurzyli się z białych obłoków, ujrzał zielone błonia w dali ciemny zarys zamku. Poczuł lekkie ukłucie w klatce piersiowej. „Widzę to ostatni raz” – pomyślał. Pimpuś wylądował przed drzwiami Hogwartu.
- Inni nas nie zobaczą? – zapytał patrząc jak Śmierć otwiera drzwi.
WIDZĄ MNIE TYLKO CZARODZIEJE. I KOTY.
- Jak to? Przecież... ja nie raz już widziałem czyjąś śmierć, a pana nie widziałem.
Śmierć mrugnął do niego blaskiem supernowej.
LUDZIE MUSZĄ BYĆ NA TO GOTOWI. PRZYZNAM, ŻE JA WIDZIAŁEM CIĘ JUŻ CZTERY RAZY.
Oszołomiony nieco tym wyznaniem Harry wszedł za nim do zamku.
- Skąd pewność, że nikt nas nie zobaczy?
JEST NOC. NIEWIELE OSÓB CHODZI O TEJ PORZE PO SZKOLE.
- A nauczyciele? Oni chyba są ...gotowi?
TO KWESTIA PRZYZWYCZAJENIA, CHOCIAŻ WOLABŁYM NIKOGO NIE SPOTKAĆ. ZAWSZE SPRAWIAJĄ KŁOPOTY.
Harry wolał nie pytać jakie „kłopoty” ma na myśli. Śmierć zdawał się świetnie znać Hogwart.
- Idziemy do Skrzydła Szpitalnego? – zdziwił się, widząc jak Kosiarz skręca w korytarz na lewo.
PUNKT DLA CIEBIE.
- Po co?
ZADAJESZ ZA DUŻO PYTAŃ. TAM JEST TERAZ TWOJA... MATERIALNA CZĘŚĆ.
W Skrzydle Szpitalnym pachniało jak zawsze różnymi miksturami i świeżą pościelą. Blask księżyca oświetlił łóżko stojące na końcu sali i Harry doznał kolejnego szoku, bo w leżącej postaci rozpoznał samego siebie.
- Co się teraz ze mną dzieje? – zapytał niepewnie, zbliżając się do łóżka.
Śmierć podrapał się po czaszce.
JESTEŚ... ZARAZ, JAK TO SIĘ NAZYWA... ACHA. W ŚPIĄCZCE. NA RAZIE.
- Na razie? – Harry zmarszczył czoło – Co to znaczy?
WYSTARCZY JEDNO CIĘCIE. Śmierć wskazał na swoja kosę.
Harry jednak przestał zwracać na niego uwagę. Jego wzrok utknął na dziwnym kształcie, którego wcześniej nie zauważył. Oparty o brzeg jego łóżka i schowany w cieniu nocnego stolika spał Ron Weasley.
- Ron... – szepnął Harry. Jeszcze nigdy nie widział przyjaciela w takim stanie. Był trupio-blady, oczy miał opuchnięte i wyglądał na wyczerpanego do granic możliwości.
- Co mu się stało...? – wyjąkał Harry spoglądając na Śmierć, który śledził go uważnie pustymi oczami w których migotały gwiazdy.
ŚMIEM PRZYPUSZCZAĆ, ŻE CZEKA NA CIEBIE.
- Nie... – zaprzeczył Harry. – Może na początku będzie, ale to nie potrwa długo. Jest silniejszy ode mnie. Z odejściem Hermiony też się już pogodził...
WYBACZ, ŻE NIE BĘDĘ DŁUŻEJ SŁUCHAŁ TWOJEGO BEZSENSOWNEGO MONOLOGU, ALE ZDAJE SIĘ, ŻE ZBLIŻA SIĘ KTOŚ, KOGO NIE CHCIAŁBYM SPOTKAĆ POD ŻADNYM POZOREM.
- Co...?
Ale Śmierć zniknął już za wysokim parawanem. W tym samym momencie drzwi Skrzydła Szpitalnego otwarły się z cichym piskiem i na salę weszła profesor McGonagall, a tuż za nią Krzywołap. Cofnął się automatycznie do tyłu zanim przypomniał sobie, że ona i tak go nie widzi. Nauczycielka podeszła do jego łóżka z załamaną miną. Odgarnęła mu włosy z czoła, a wolna poduszkę podłożyła pod głowę Ronowi, który nawet się nie poruszył. Harry dostrzegł łzy w jej oczach i po raz któryś poczuł się dziwnie. Nagle odwrócił się szybko, bo usłyszał cichy syk i miauk. Profesor McGonagall drgnęła i również obróciła się na pięcie wyciągając różdżkę.
ZOSTAW MNIE TY PRZEKLETY KOCIE! NIECH CIĘ ODCHŁAŃ POCHŁONIE...
„Widzą mnie tylko czarodzieje. I koty.” – przypomniał sobie słowa Śmierci, który wyszedł zza parawanu bezskutecznie próbując odczepić Krzywołapa, który uwiesił się mu na pelerynie. Profesor McGonagall zamarła na krótką chwilę.
- Po co ty jesteś? Nie waż się do niego zbliżać – krzyknęła z furią.
DOBRZE WIESZ, ŻE NIE MNIE O TYM DECYDOWAĆ.
Śmierć zdołał się pozbyć kota, który najeżył się obrażony i wskoczył na sąsiednie łóżko.
- Nie możesz tego zrobić – profesor spojrzała na niego ze strachem. – Nawet nie wiesz co to by oznaczało dla nas... Dla naszego świata. Jest nasza ostatnia nadzieję. Voldemort już wie. Severus nie miał wyboru. Mówił, że jutro zaatakuje Hogwart, Hogsmeade i Merlin jeden wie co jeszcze! Żadne próby ewakuacji byłyby bezcelowe. Teraz nikt nie stoi mu na przeszkodzie. Nikt z wyjątkiem ciebie.
Harry nie był pewny czy chciał to usłyszeć. Rzucając Avadę wiedział, ze Voldemort wygra. Nie przyszło mu jednak do głowy, że od niego zależy życie milionów czarodziejów i czarodziejek. Życie Rona. Lecz czy to ma teraz jakieś znaczenie?
NIE OBCHODZĄ MNIE SPRAWY LUDZI. POWINNAŚ O TYM NAJLEPIEJ WIEDZIEĆ.CZASEM MAM WRAŻENIE, ŻE ZNASZ MNIE LEPIEJ NIŻ JA SAM SIEBIE. TE NASZE ROZMOWY PRZY „HERBATCE”...
- Jak możesz żartować w takiej chwili?! – profesor McGonagall przestała nad sobą panować. – Jesteś tylko parszywym mordercą, więc nie waż mi mówić takich rzeczy!
Tego najwyraźniej było dla Śmierci również za dużo.
MYLIŁEM SIĘ, MINERWO. WCALE MNIE NIE ZNASZ. JESTEM TYLKO OSTATECZNOŚCIĄ, A NIE MORDERCĄ. A TERAZ, BO W PRZECIWIEŃSTWIE DO CIEBIE MAM CO ROBIĆ, NIE PRZESZKADZAJ MI W WYKONYWANIU PRACY.
- Nie pozwolę! – nauczycielka podbiegła do łóżka Harry’ego.
CZY JA POWIEDZIAŁEM, ŻE TO ON MA BYĆ PODMIOTEM MOJEJ PRACY? MAMY CZAS.
- Ty masz. My nie mamy... – szepnęła profesor McGonagall, ale dalsza część jej wypowiedzi utonęła w świście, bo Śmierć wykonał dłonią jakiś skomplikowany gest i obaj znaleźli się na błoniach przed zamkiem.
CO ZA KOBIETA... Śmierć wydawał się wytracony z równowagi. WYGRAŁEM.
- Ale przecież nie... – sprzeciwił się Harry, ale Śmierć mu przerwał.
WYGRAŁEM I TY DOBRZE O TYM WIESZ. MÓJ ZAKŁAD JEDNAK NIC NIE ZNACZY DOPÓKI TY SAM SIĘ NIE ZDECYDUJESZ.
- Ja... nie mogę – wyjąkał Harry.
JESTEŚ PEWNY? ONI NIE WIEDZĄ, ŻĘ CHCIAŁEŚ POPEŁNIĆ SAMOBÓJSTWO.
- Jak to? – Harry zamrugał uświadomiwszy sobie co Śmierć powiedział. – Nie wiedzą? Ale przecież...
SPADŁEŚ. SPADŁEŚ Z WIEŻY I UDERZYŁEŚ W ZIEMIĘ. JESTES JEDNAK CZARODZIEJEM I NIE TAK ŁATWO CIĘ ZABIĆ. ODBIŁEŚ SIĘ OD NIEJ, ALE ONI MYŚLĄ, ŻE TA... NO... ŚPIACZKA JEST SKUTKIEM UPADKU. WIĘC PYTAM SIĘ: JESTEŚ PEWNY?
Wrócić. Spróbować jeszcze raz. Żyć. Nie. To niemożliwe. Nie ma rzeczy niemożliwych.
- Tak. Nie potrafiłbym teraz wrócić – odparł stanowczo zaciskając pięści.
- Harry?
Harry spojrzał szybko za siebie, a serce załomotało mu w piersi. Niedaleko jeziora ujrzał sylwetkę Hermiony machającej do niego ręką.
- Hermiona? – puścił się biegiem nie zwracając uwagi na Kosiarza, który oparł się o kosę i zaczął oglądać własne palce.
Dziewczyna także zaczęła biec w jego stronę. Harry zauważył jednak, że nie jest tak samo wyraźna jak on. Jej kontury były lekko zatarte, ale ona sama uśmiechnęła się do niego.
- Tak, Harry. To ja. A raczej twoje wspomnienie mnie. Nie wiem jak to nazwać.
- Jak tu się znalazłaś? – wydukał Harry.
- Pamiętasz co ci powiedziałam? Wtedy w Zakazanym Lesie? Że cię nigdy nie opuszczę. Jestem zawsze przy tobie i Ronie. Proszę cię, Harry. Zostań. Nie warto umierać. Twoi rodzice tego by nie chcieli. Zginęli Harry dla ciebie. Po to żebyś zwyciężył Voldemorta. A ja, Cedrik, Syriusz i inni...? Harry walczymy po jednej stronie. Może nie wygrasz, ale spróbujesz. Nie mam ci za złe tego, że chciałeś z tym skończyć. Nikt nie ma ci tego za złe. Byłeś bardzo dzielny przez te wszystkie lata, ale jesteś także tylko człowiekiem.
Harry milczał. Kiedy przemówił ponownie miał chaos w głowie.
- Spotkałaś ich? Spotkałaś moich rodziców? Syriusza?
Hermiona kiwnęła głową. Zauważył, że staje się coraz bardziej niewidoczna.
- Mogli tu stać oni, a nie ja – przyznała Hermiona. –Jednak gdyby tak było nie wróciłbyś. Masz wybór, Harry. I pamiętaj, że śmierć jest bramą życia tylko dla szczęśliwych ludzi. Znam cię. Nie mógłbyś żyć wiedząc co zrobiłeś. Taki już jesteś i nic na to nie poradzisz.
Jej postać zamigotała. Harry chciał złapać ją za rękę, ale jego palce zacisnęły się w powietrzu przenikając przez nią.
- My poczekamy, Harry. I tak kiedyś wszyscy się spotkamy. Oni nie mogą czekać. Proszę cię... Nie zmarnuj takiej szansy...
Ponownie zamigotała.
- Do zobaczenia.
Harry nie mógł wykrztusić słowa. Otworzył usta, ale Hermiona obdarzyła go ostatnim uśmiechem i znikła. Wpatrywał się przez moment w miejsce gdzie stała, a potem zaczął iść powoli w stronę Pimpusia, który skubał spokojnie trawę. Śmierć przestał oglądać swoje dłonie i bez słowa poszedł w stronę drzwi zamku.
- Zaraz... – krzyknął Harry. – Dokąd pan idzie?
DOKONAĆ SWOJEJ POWINNOŚCI. ZGODNIE Z TWOIM ŻYCZENIEM.
- Nie! To znaczy... Tak... Nie... Nie wiem – Harry zmieszał się. – Ja chyba jednak powinienem zostać. Tak mi się wydaje.
Śmierć wykrzywił szczękę w czymś co mogłoby być uśmiechem.
TO OSTATECZNA DECYZJA? MAM JESZCZE DO ZAŁATWIENIA WYPADEK JAKEJŚ HRABINY W BUŁGARII I ZABÓJSTWO W JAPONII, WIĘC RACZ SIĘ STRESZCZAĆ, CHŁOPCZE.
- Zostaję.
PROSZĘ BARDZO. Śmierć pstryknął placami i zniknął.

~ * ~

Otworzył oczy. Ujrzał nad sobą sklepienie Skrzydła Szpitalnego. Podniósł głowę o parę cali i zobaczył zwiniętego w kłębek Rona. Odetchnął głęboko. Nagle jego przyjaciel poruszył się i otworzył oczy po czym zerwał się z krzesła.
- Harry? HARRY! OBUDZIŁES SIĘ! Stary, tak się bałem. To musiało być z dwieście stóp!
Żył. Już czas.

KONIEC

Ten post był edytowany przez Tenebris69: 01.05.2005 17:16


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Anulcia
post 26.10.2004 17:56
Post #2 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 116
Dołączył: 17.09.2004
Skąd: Radom...->taka dosyć duża wioska




Bardzo, bardzo fajnie, Tenebris!! Naprawde, postać Śmierci opisana niezwykle, od innej strony. Jest łaskawa, ma poczucie humoru biggrin.gif i na szczęście można się z nią dogadać. To dobrze, że zdecydowałas sie zamiescic to opowiadanko tutaj smile.gif .

Wogóle wszystkie twoje ff i, jak widać, jednopartówki, są bardzo oryginalne, w takim innym stylu.
Naprawdę w nagrodę WIELKA czekolada.gif dla Ciebie, a na dokładkę nutella.gif . Smmmacznego!! Pozdrooffka wink.gif


--------------------
Facet z natury swej cierpi na nieuleczalne upośledzenie emocjonalne :]

---------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Coyote
post 26.10.2004 18:31
Post #3 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 44
Dołączył: 18.08.2004
Skąd: się wziął Czesio?

Płeć: Kobieta



Hehehe... A ja na znak Śmierci wpiszę się i avatarka zostawię happy.gif
Ficzek fajny, tylko troche mi nie pasował Pimpuś tongue.gif jako imię oczywiście...
Ale ogółem podobało mi się. Nawet nie znalazłam błędów, możliwe, że ich nie ma, a możliwe, że jestem juz zbyt zmęczona szkołą sleeping.gif


--------------------
"Żyjemy w wesołym miasteczku Pana Boga"
"Cokolwiek by się zdarzyło - to tylko życie - wszyscy przez nie przebrniemy"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Smerfka
post 26.10.2004 18:59
Post #4 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 87
Dołączył: 08.06.2004




!!! A więc to tak...
bezlitośnie kończysz ficka o moich ukochanych Huncwotach , żeby się tu nad pokrzywdzonym Harrym rozwodzić , tak ?mad.gif Oj nieładnie , nieładnie , no ale... powiedzmy , że Ci to wyjątkowo wybaczę , bo ten fick mi się w gruncie rzeczy tez podobał.
Miał co prawda kilka wad - to nawet nie ten wyżej wspomniany Pimpuś ^^ - ale miał jedną , której nie trawię - albo to tylko ja jestem nad program sprytna tongue.gif , albo hm... zejdźmy na ziemię - zakończenie było od razu wiadome?
Coś mi się wydaje,że mimo usilnych prób ukochanych nauczycieli < blink.gif > , a już szczególnie mojej pani od niemca , prawdziwe jest raczej to drugie...
No a poza tym , jak już pisałam , było nieźle - bez większych błędów i literówkek...
tzn dobra - BYŁO FAJNIE , tylko wiesz... uczepiłam się tych Huncwotów i już !^^
Ale ogólnie naprawdę fajnie piszesz i chętnie przeczytam twojego nowego ficka - niech ci będzie - nawet tego nie o... wiesz kim ^^
krowki.gif <- fur dich

Ten post był edytowany przez Smerfka: 26.10.2004 19:03


--------------------

*****
One day u'll ask me - "what's more important for u, ur life or mine?"
And I'll say : mine... And u'll walk away, never knowing, that YOU are my life...

***
"Najbardziej odczujesz brak drugiej osoby,kiedy będziesz siedział obok niej,
wiedząc, że ona już NIGDY nie będzie Twoja..."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Child
post 26.10.2004 19:03
Post #5 

leżący rybak


Grupa: czysta krew..
Postów: 7043
Dołączył: 26.11.2003

Płeć: Mężczyzna



A bo ja wiem - przeczytałem tylko dlatego, że Mortem zapachniało.
Technicznie trzyma wysoki poziom, treściowo już trochę gorzej, bo nieprzypasował mi motyw, coby Hari Pota stanął okularem w czaszkę ze Śmiercią*, ale cóż - są tacy co i Władka z Potterem łączą.
Ogólnie nie jest najgorzej ;d

QUOTE
postać Śmierci opisana niezwykle, od innej strony
błąd - opisany w stylu okołopratchettowskim

Pimpuś [dla tych niekumatych :]] - tak się nazywa koń Śmierci.


* pierwsza i pierwsza+n** osoba, która powie, że zrobiłem tak samo, dostanie w - za przeproszeniem - w pysk :]
** n należy do liczb całkowitych dodatnich


--------------------
user posted image
His power level... It's over ni-- oh, wait. It's only over seven thousand.

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tenebris69
post 26.10.2004 19:28
Post #6 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 228
Dołączył: 05.10.2004




Cieszę się, że w większości wam się podoba. Pimpuś jest rzeczywistym imieniem konia Śmierci. Tak go nazwał Terry Pratchnett i nawet jeżeli brzmi dość dziwnie ( ale za to slodko) to postanowiłam tego nie zmieniać bo byłoby to nie fair w stosunku do autora. I samego Pimpusia. wink.gif

Obie te postacie: Śmierć i Pimpusia starałam się opisać i przedstawić podobnie jak Pratchett zmieniając tylko niektóre fakty żeby pasowały do czasów w którym żyje Harry.

Pozdrawiam.

EDIT.
Smerfko obiecuję, że specjalnie dla ciebie w ramach rekompensaty napiszę kiedyś* opowiadanie o... NIM w roli głównej.

*kiedyś będzie oznaczało pewnie niedługo bo ja nigdy nie mogę się powstrzymać. wink.gif

Ten post był edytowany przez Tenebris69: 26.10.2004 19:31


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kkate
post 26.10.2004 20:26
Post #7 

Czarodziej


Grupa: slyszacy wszystko..
Postów: 894
Dołączył: 10.03.2004

Płeć: Kobieta



Mi też się podobało. Opowiadanie inne od wszystkich na tym forum. Może, tak jak mówiła Smerfka, zakończenie dało się z góry przewidzieć, ale poza tym - OK. Mnie Pimpuś nie przeszkadzał smile.gif

Ogólnie bardzo fajnie. Napisz coś innego, Tenebris, najlepiej to o... no właśnie, wiesz kim, bo bycie członkiem TFM do czegoś zobowiązuje smile.gif

czekolada.gif <--- Dla Ciebie, bo fajniutko się czytało biggrin.gif


--------------------
just keep dreaming.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Coyote
post 28.10.2004 21:09
Post #8 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 44
Dołączył: 18.08.2004
Skąd: się wziął Czesio?

Płeć: Kobieta



QUOTE(Tenebris69 @ 26.10.2004 19:28)
Pimpuś jest rzeczywistym imieniem konia Śmierci. Tak go nazwał Terry Pratchnett
*



W takim razie zwracam honor. Nie wiedziałam tego bo nie czytałam Terry'ego happy.gif z checia bym dorwała tę książkę, ale cóż... brak czasu robi swoje dry.gif


--------------------
"Żyjemy w wesołym miasteczku Pana Boga"
"Cokolwiek by się zdarzyło - to tylko życie - wszyscy przez nie przebrniemy"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 18.04.2024 08:43