Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Koniec Niewinności [zak]

Koniec Niewinności [zak]
 
Dobre - zostawić [ 2 ] ** [100.00%]
Słabe - wyrzucić [ 0 ] ** [0.00%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 2
Goście nie mogą głosować 
Nati
post 07.08.2005 14:00
Post #1 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 108
Dołączył: 09.08.2004
Skąd: Pszów (woj.śląskie)





Moje najnowsze opowiadanie o „czarownicy” zainspirowane twórczością Andrzeja Pilipiuka „Wiedźma Monika”, ale na pewno nie takie same.

Zapraszam do przeczytania i komentowania. Mam nadzieję, że się spodoba. wink.gif






Błękitne niebo gdzieniegdzie przetykane pasmami białych chmur i stalowymi prętami. Nie widziała słońca, za małe okno w celi, w której ją zamknięto. Czy to ostatnia rzecz, jaką zobaczy w swym siedemnastoletnim życiu? Słyszała głosy ludzi, a kiedy weszła na łóżko, czyli prycz tak dumnie nazwaną, choć na to nie zasługiwała, mogła ich zobaczyć. Ale wtedy widziała też budowany przez nich w oddali stos, na którym miała spłonąć... Usiadła próbując powstrzymać szloch, który trząsł całym jej ciałem. Pokój mierzył dwa metry na trzy. Oprócz łóżka była tu jedynie mała umywalka, ale nie mogła nawet uprać poplamionych i zakurzonych ubrań, ponieważ miała tylko to, w czym ją złapali. Poskąpili jej nawet butów. Ludzie nienawidzili jej.
Czarownica! Sprowadziła zarazę na wioskę – śmierć!
Ciężkie, drewniane drzwi okute żelazem otworzyły się ze zgrzytem. Słyszała każdy obrót klucza w zardzewiałym zamku. Pojawił się potężny mężczyzna z nahajką w ręku. Jedzenie? Nie. Za nim stał kolejny i jeszcze jeden po drugiej stronie drzwi.
- Wyłaź. Inkwizytor już na ciebie czeka wiedźmo - powiedział ten w drzwiach patrząc na nią z pogardą. Oczekiwała na splunięcie. Nie chcieli jej dotknąć, bali się, że przez dotyk mogą zostać opętani przez diabła kierującego nią. A więc to tak. Wezwali człowieka ze Świętego Oficjum. Teraz już jest martwa. Mimo paraliżującego strachu podniosła dumnie głowę i wyprostowana wyszła z celi. Więzienie umieszczone było w starej kamienicy w pobliżu zamku górującego nad otoczeniem. Strażnicy poprowadzili ją w dół po wąskich schodach.
Jadalnia. Przy stole siedział szczupły mężczyzna w długim płaszczu. Zauważyła na nim ciemne plamy. Krew. Inkwizytor. Na widok soczystej potrawki z mięsa coś skręciło jej się w żołądku. Od tygodnia zmuszano ją do jedzenia wstrętnych pomyj. Wiedziała, że nawet świnie w gospodarstwie jej świętej pamięci ojca jadły lepiej. Mężczyzna dokładnie zlustrował ją wzrokiem. Zobaczyła błysk jego brązowych oczu. Mimo strachu zauważyła, że spojrzenie miał mądre i łagodne, a przede wszystkim tchnęło dobrocią. Od razu wiedziała, że nie wypadła dobrze. A jakżeby inaczej! Rude włosy, krzaczaste brwi, no i oczy: bardziej niebieskie, ale z tej odległości, jaka ich dzieliła każdy by się pomylił. W dodatku ta brudna sukienka. Próbowała ją przygładzić, ułożyć włosy, które i tak zawsze były rozkopane nieważne czy przed chwilą je czesała, czy też nie.
- To ona, ta przeklęta wiedźma! - powiedział ktoś z kąta. Ojciec zmarłego szlachcica. On nienawidził jej najbardziej, słusznie jak sądziła większość ludzi.
- O jej winie ja zdecyduję. Siadaj Saro - rozkazał władczym tonem Inkwizytor, choć do niej odrobinę łagodniej widząc jej strach. Natychmiast popatrzyła na niego. Miał głęboki, choć trochę szorstki głos. Usiadła tak jak kazał naprzeciwko niego. Milczeli patrząc na siebie poprzez stół. W jego wzroku nie widziała tego, co u chłopów z jej wioski i tych nędznych szumowin, których zwali szlachcicami. Fakt: on musiał być wstrzemięźliwy, taka praca. Popatrzyła na niego pytająco, ale on jakby nigdy nic znów zajął się jedzeniem.
- Co jaśnie pan ma zamiar ze mną zrobić? - spytała nie mogąc znieść napięcia, a jednocześnie zgrywając pewność siebie.
- To zależy czy jesteś winna. Przesłuchałem już kilka osób. Kolej na ciebie.
- Parobek - prychnęła z pogardą. - Co jaśnie panu powiedział? Że zesłałam na niego zarazę, przez którą zginęła większość wioski tylko, dlatego że istniał? Szlajał się, nie chciał pracować, ale mojego świętej pamięci ojca okradał, ale ja go nie zaczarowałam! Pewnie zaraził się od jakieś dziewki z innej wioski.
- Jego oskarżenia są inne. Rzuciłaś na niego urok, później chciałaś się zemścić za to, że chciał z tobą na siano. Twierdzi też, że biegałaś nago w czasie pełni, widzieli cię też trzej inni. Wszyscy zgodnie twierdzą, że masz znamię wysoko na udzie, którego nie widać, kiedy jesteś ubrana. Masz prawda? - zapytał kończąc posiłek. Odesłał zamaszystym ruchem dłoni ludzi, którzy niepewnie wyszli.
- Mam znamię jaśnie panie, ale nigdy nigdzie nie biegałam nago! - krzyknęła zszokowana. Kto?...
- To skąd wiedzą? - kontynuował śledztwo obserwując każdy jej ruch i szukając w nich objawów wpływu szatana. Przechadzał się wzdłuż okien. Nie patrzyła na niego, ponieważ wtedy musiałaby patrzeć na stos ustawiany na odległym placu. Widziała ludzi i nie mogła uwierzyć. Jej sąsiedzi, przyjaciele cieszyli się na czekające ich widowisko! Śmiali się i ustawiali drewno! Nagle rozpłakała się jak małe dziecko, to wszystko ją przerastało.
- To szlachcice, prawda? Chce pan wiedzieć skąd wiedzą?! Powiem jaśnie panu całą historię! I ciekawe komu pan uwierzy...
Cała się trzęsła. Minęło wiele czasu nim uspokoił się na tyle żeby mówić. Jednak rozdrapywanie ran bolało. Obrazy z przeszłości nagle stały się teraźniejszością.
Mieszkała w wiosce od urodzenia. Matka, jak to często bywa u chłopstwa umarła przy porodzie. Jej świętej pamięci ojciec nie miał pieniędzy na piastunkę, więc w wczesnym dzieciństwie była wychowywana jak syn. Pasła krowy, pracowała w polu i... biła się ja najzwyklejszy chłopak. Kiedy przyszło więcej pieniędzy, ojciec kupił gospodynię, która w krótkim czasie stała się dla niej matką i uczyła kobiecych zajęć. Dzieci od zawsze nazywały ją czarownicą, ponieważ wyróżniała się rudymi włosami, uporem i dumą, która nie przystoiła dziewczętom. Nie cierpiała ich. W wieku dziewięciu lat za radą gospodyni ojciec zakazał jej wychodzenia poza gospodarstwo, ponieważ dzieci dokuczały jej, a ona wychowana jak syn nie pozwalała się obrażać i często wracała posiniaczona po jakieś bójce. Była na to zbyt dumna. Jednak nie mogła uniknąć wyzwisk parobków. Zamykała się w domu, ale była córką gospodarza i miała swoje obowiązki. Wiązała włosy i kryła je pod czepkiem, starała się też być niezauważalna. Swoją pracę wykonywała nocą, a jeśli zmuszona była wyjść przemykała się między drzewami tak że została zapomniana przez mieszkańców wioski na długie lata. Nawet parobkowie rzadko ją widywali, a jeśli nawet to tylko jako cień. Nikt nic o niej nie słyszał odkąd została dobrowolnie zamknięta w domu ojca, więc myśleli, że umarła i zapomnieli.
Jednak ona tam była i dorastała pod okiem gosposi. Ojciec był z niej dumny. Nie tylko była piękna na swój „rudzi” sposób, ale też sumiennie wykonywała każdą pracę. Serce krajało mu się widząc jak ukrywa się, chowa za drzewami, aby tylko nikt nie zobaczył jej rudych loków. Gdy tylko przychodzili goście chowała się w kuchni i przez szparę w drzwiach przypatrywała się ludziom ucząc się chłopskiej mowy. Na próżno przekonywał ją żeby wyszła do wioski i pobawiła się ze swoimi rówieśnikami. Ojciec nauczył ją więc czytać, aby nie nudziła się w długie wieczory. Uczyła się. Na szczęście ojciec nie był przeciwny jej nauce co go odróżniało od reszty chłopstwa.
Nie wychodziła do ludzi, ale to nie znaczy, że siedziała cały czas w domu ojca. Często spędzała samotnie chwile w lesie rozkoszując się niczym nie skażoną ziemią i zwierzętami, które nauczyła się widzieć i śledzić. Nie bała się zastać w gąszczu nocy, ponieważ zwierzęta nie robiły jej krzywdy dobrze ją znając. Była szczęśliwa i nikt nie zakłócał jej spokoju. Dopiero po siedmiu latach postanowiła wyłonić się z cienia. Ojciec podarował jej zostawione specjalnie na tę okazję suknie jej matki. Nie chciała się już ukrywać. Była zbyt dumna i pewna siebie. Ściągnęła z głowy czepek.
Wyszła z domu w środku dnia, kiedy większość parobków zrobiła sobie przerwę ukrywając się przed palącym słońcem. Słyszała zduszone szepty i coraz bardziej denerwowała się. Miała ochotę zawrócić, za bardzo przypominało to obrazy z dzieciństwa. Z drugiej strony trwała w uporze i dumie. Nie pokaże im jak bardzo się boi.
Parobkowie nie poznali jej. Była małą dziewczynką, kiedy ostatni raz ją widzieli, a teraz mieli przed sobą kobietę. Dawne mysie ogonki koloru marchwi zmieniły się w długie, gęste i skrzące się w słońcu włosy. Twarz nie miała łagodnych rys jak większość dziewcząt, ale przyciągała wzrok; była ogorzała od częstego biegania po lesie, ale też w pewien sposób odznaczała dzikość dziewczyny i jej skrytą za krągłą figurą piękność. Widziała ich pożądliwy wzrok, choć wtedy jeszcze nie wiedziała co oznacza jednak intuicyjnie przepełniał ją lęk. Plotki przegoniły ją i po chwili cała wioska skrycie obserwowała ją z okien jak idzie do jednego z gospodarzy pomówić o jego krowach, które wchodziły na ich pola niszcząc plony. To był cel jej wyprawy, choć tylko częściowo. Miał być on początkiem jej życia wśród ludzi. Ojciec w tym czasie był chory, więc ona musiała go zastąpić, ponieważ sprawa była nagląca.
Mieli w tym czasie nowego pachołka, który kiedy ją zobaczył od razu zapragnął ją mieć. Zaczepił ją, ale ona odskoczyła jak zaskoczona sarna i po chwili szła dalej nie zwracając uwagi na niego. Wtedy się wściekł i zaciął się w swoim postanowieniu. Mijały tygodnie, a on każdego dnia napadał na nią. Tym razem jednak Sara nie miała zamiaru znów zamknąć się w domu. Nawiązała przyjacielskie stosunki z kilkoma osobami i nie chciała tracić nowej wolności przez strach o jego gorący wzrok. Ludzie patrzyli z przymrużeniem oka na jej częste wypady do lasu i chwile samotności. Dziwili się, kiedy przynosiła do domu kosze grzybów i dzikich malin, kiedy oni z trudnością zapełniali jeden mały dzbanek. Parobek ucichł. Myślała, że już dał jej spokój. Myliła się jednak. Dopiero po trzech miesiącach od wyjścia do ludzi miała się dowiedzieć co znaczą te natarczywe spojrzenia mężczyzn, które wzbudzały w niej lęk.
- Myszy w stodole - zawołał pewnego dnia zdyszany parobek. Pobiegli tam. Myszy oznaczały klęskę dla zbiorów. Natychmiast należało je wytępić. Ale gdy znaleźli się w środku Sara nie widziała ani myszy, ani żadnych ludzi. Chłopak nie czekał aż zrobi jakiś ruch. Pchnął ją na siano.
- Co robisz? Tu nie ma żadnych myszy! - stwierdziła, a on tylko uśmiechnął się jadowicie.
- Cicho suko - powiedział zasłaniając jej usta ręką. Od razu znalazł się na niej. W jego oczach widziała niepohamowaną żądzę. Natychmiast zorientowała się, o co mu chodzi, gospodyni przestrzegała ją przed tym. Chłopak podwinął jej spódnicę, nie mogła dać się tak zhańbić! Ugryzła go w rękę, a kiedy zwolnił uścisk z jękiem popchnęła go. Nie okazał się zbyt silny, ponieważ jego ręce rzadko chwytały się pracy, przetoczył się na bok, co dało jej możliwość ucieczki.
Od tego czasu starała się nie zbliżać do parobka. Nie powiedziała nic nikomu. Próbowała jednak przekonać ojca, aby zwolnił chłopaka, ale ten mu ufał, ponieważ był synem jego dawnego sługi i nie chciał jej słuchać. Musiała go znosić. W jego oczach wściekłość mieszała się z pożądaniem, kiedy na nią patrzył.
W tym czasie w okolicznym zamku pojawili się trzej szlachcice, bratankowie zarządcy wioski i okolic. Często widywano ich pijanych w pobliskiej tawernie. Pogardzali zwykłymi chłopami zapatrzeni tylko w siebie i swoją pyszałkowatość. Kiedy pojawiali się w wiosce co robili niezwykle często, młode dziewczyny natychmiast kryły się w swych domach. Krążyły plotki, wiele plotek, w których gwałcili wszystkie dziewczyny, jakie im się spodobały. Sara również ukrywała się, bowiem wiedziała, że nie oszczędziliby jej. Widziała pożądliwy wzrok zwykłych chłopów, kiedy na nią patrzyli, na inne tak nie patrzyli. Nie mogła nic za to, że tak bardzo na nich działa.
Szlachcice znaleźli w wiosce nowego kompana do picia i gwałcenia. Parobka. Opowiedział im o niej tak żarliwie, że również jej zapragnęli nawet nie wiedząc jak wygląda. Widziała jak się czaili i znów przestała wychodzić z domu. Tym razem jednak ojciec nie pobłażał jej tak bardzo. Wygonił ją siłą z gospodarstwa, później miał tego pożałować. Parobek i jego trzech kumpli nie miało zamiaru stracić takiej okazji. Dziewczyna pobiegła do lasu, gdzie gęste konary mogły jakoś ją schronić. Jednak nie przed nimi...
Była łatwym łupem. Nie próbowali nawet nigdzie jej zaciągać, ponieważ wyrywała się jak mogła. Zgwałcili ją tam, pod jakimś starym drzewem, po kolei i zostawili zaśmiewając się. Nie płakała. Leżała tylko w zbutwiałych liściach czując jak krew spływa jej po nogach. Była zhańbiona, wiedziała, że już nikt jej nie zechce. Długo nie mogła się ruszyć pogrążona w cichej rozpaczy. Obok niej pojawił się mały jelonek i przytulił do jej boku.
Później wszystko potoczyło się szybko. Nagle przyszła zaraza i zdziesiątkowała ludność. Zaczęło się od pachołka, który od razu oskarżył ją. Zachorowali prawie wszyscy oprócz niej. Zginął ojciec. Umarł jeden z szlachciców, drugi walczył o życie...
- Strażnicy zaprowadzą cię do celi - powiedział Inkwizytor, gdy zakończyła swą opowieść, która często ginęła w łzach. Popatrzyła na niego oszołomiona, z cichą nadzieją. Do jadalni weszli strażnicy z nahajkami, posmutniała. Znów będzie musiała siedzieć w tym małym pokoiku i szaleć z niepokoju o decyzję mężczyzny w czerni, który nawet jej nie znał. Powlokła się do celi. Po chwili usłyszała zgrzyt klucza w zardzewiałym zamku i została sama. Na przemian płakała i uspokajała się, a potem znów z jej oczu wylewał się strumień łez. Rozdrapała rany, były takie bolesne!
Patrzyła bezmyślnie w ścianę naprzeciw pryczy. Bała się wyroku. Nie chciała umierać. Zasnęła.
Obudził ją zgrzyt drzwi. Dokładnie pamiętała swój sen. Z zdziwieniem zauważyła, że do pokoju wpycha się Inkwizytor, a nie strażnik z posiłkiem. Usiadła natychmiast rozbudzona. Czy już postanowił? Patrzyła na niego wyczekująco, choć ręce trzęsły jej się z napięcia. Mężczyzna nie miał gdzie usiąść, więc stał i badał ją wzrokiem, a ona nie miała odwagi wypowiedzieć słowa.
- Wierzę ci - powiedział w końcu, a ona odetchnęła z ulgą i roześmiała się; koniec męczarni. - Musisz jednak spłonąć...
Zamarła. Co to ma znaczyć! Przecież była niewinna. Uśmiech natychmiast znikł. Słyszała głosy ludzi i drzewa układanego na stosie.
- Co?... - spytała z niedowierzaniem. Zbladła, nagle zmieniła się w małą szarą istotkę, sarenkę, która straciła matkę i nie wie co robić.
- Święte Oficjum nie jest wszechmocne. Ludzie nienawidzą cię, zawsze będziesz już nosiła piętno czarownicy i morderczyni. Szlachcic nie żyje, wszędzie gdzie roztacza swoje znajomości jego ojciec będziesz ścigana. Będą próbowali sami wymierzyć ci sprawiedliwość. Za dwa tygodnie spłoniesz, chcesz, abym coś dla ciebie zrobił? - zapytał patrząc na jej zszokowaną twarz. Do tej pory myślała, że Święte Oficjum może przeciwstawić się nawet królowi, a teraz? Przez głupiego szlachcica miała zginąć?
- Tak, jaśnie pan może coś dla mnie zrobić. Niech jaśnie pan napisze do króla list, chyba tylko on będzie mógł mnie uwolnić od zarzutów. Niech pan napisze wszystko co panu opowiedziałam i zamieści też swoją opinię - poprosiła wcielając w życie swój niedawny sen i cały czas zastanawiając się czy to jedyne wyjście.
- Wątpię by król zainteresował się twoją sprawą, ale twój wybór. Zrobię jak zechcesz - powiedział i wyszedł z jej celi. Sara położyła się na pryczy. Nie chciała umierać. Jedyną nadzieją dla niej była wiara w prawdziwość snu, nikła nadzieja, że może się sprawdzi. Patrzyła na niebo przez zakratowane okno. Czy to ostatni widok, jaki będzie widziała? Kraty. Już nigdy nie zobaczy lasu i zwierząt? Tylko te nudne niebo bezkreśnie niebieskie.
Dwa tygodnie to krótki czas, a jej wydawał się jeszcze krótszy. Przez pierwsze dni nic nie robiła: nie jadła, nie piła, tylko wpatrywała się w ten skrawek nieba, który od czasu do czasu pokrywał się chmurami. Karmili ją na siłę. Nie chcieli żeby umarła w więzieniu pozbawiając ich rozrywki. Strażnicy już się jej nie bali. Przecież i tak spłonie. Było jej wszystko obojętne. Nie wierzyła, że Inkwizytor wysłał list. To nie miało sensu. Król jej nie uniewinni. Całe jej życie było pozbawione barw. Obrażana, zamknięta, zhańbiona, bez szans na dobrego męża i splugawiona piętnem czarownicy. Myślała nawet o samobójstwie. Nie chciała umrzeć na oczach całej wioski, która będzie się śmiać na widok uśmiercanej płomieniami wiedźmy! Jednak wciąż tlił się w niej płomień życia, nie chciała go zmarnować. Teraz była tylko roślinką. Leżała na brudnym posłaniu i patrzyła za okno. Chciała być wolna tak jak te ptaki. Zawsze o tym marzyła. Ale widocznie nie było jej to dane. Musiała umrzeć. Może wtedy zazna wolności i szczęścia ulatując w niebo wraz z dymem?
Nie liczyła dni, ale wiedziała, kiedy nadszedł ten ostatni. Słyszała podniecenie tłumu. Niebo zasłoniły ciężkie, burzowe chmury. Może przy odrobinie szczęścia stos zgaśnie?
Przyszła jakaś kobieta. Umyła ją i ubrała w białą szatę. Poprowadziła ją w dół po schodach. Wyszły. Na dworze czekał już na nią wóz w środku którego przymocowany był pal. Przywiązaną ją do niego. Poczuła na nadgarstkach krew. Rzemienie wpiły się w ciało. Coś uderzyło ją. Ludzie. Wszędzie pełno ludzi szydzących z niej i rzucających zgniłe jedzenie. Śmierdziało. Czuć było jeszcze zarazą. Mijali spalone domy i stodoły. Deszcz. Nie miała już jednak nadziei na rozmoknięcie stosu, który zbliżał się nieuchronnie. Burzowe chmury przeszły, padało tylko trochę. Mimo wszystko wystarczyło żeby zmoczyć jej szatę, która zaczęła kleić się do jej ciała uwydatniając kształty, których tak pragnęli mężczyźni. Strój był już cały brudny od jajek i owoców, które już dawno stały się niejadalne. Ludzie śmiali się widząc jej poniżenie. Niektórzy nawet wspinali się na wóz, obmacywali nie bojąc się już gniewu wiedźmy. Nie mogła tego wytrzymać. Śmierdzieli piwem i potem.
Dali jej spokój dopiero tuż przed stosem. Poschodzili z wozu zostawiając ją wśród szczątków zgnilizny. Nie wiedziała jak długo tam stała patrząc na stos. Nie bała się już, patrzyła na drewno z cichą nadzieją na być może lepsze życie. Tutaj była niechciana, ale miała tylko siedemnaście lat! Co takiego zrobiła, że musi opuścić ten ukochany przez nią świat?! Z jej oczu nie wypłynęła żadna łza. Patrzyła zdrętwiałym wzrokiem na śmierć przygotowaną dla niej przez dawnych przyjaciół.
Konie. Wyraźnie usłyszała tętent kopyt. Chłopi chyba też, bo zaczęli się odwracać w stronę lasu skąd przychodziły te odgłosy. Nagle spośród drzew wyłonił się iście królewski orszak. Lśniące konie, a na nich cudowni jeźdźcy. Ponad nimi powiewał sztandar. Królewski. Zatrzymali się pośrodku ludzi, między nią, a stosem. Widziała już tylko jego koniec, ale teraz interesowali ją tylko przyjezdni. Orszak króla, wiedziała to na pewno. Czyżby Inkwizytor napisał jednak ten list?
Mężczyzna. Miał kręcone blond włosy, wielki brzuch i małe, głupiutkie oczka. To właśnie jego otaczała gwardia. Popatrzył na nią pogardliwie jakby chciał ją popluć. Jego wyraz twarzy momentalnie się zmienił. Ogień życia płonął w niej jasno.
Widziała jego opętańczo-pożądliwy wzrok. Wiedziała, że nie umrze...

Konkubina króla.


--------------------
Harry Potter wywrócił moje życie do góry nogami ale w takiej pozycji jest ono o wiele cikawsze :P
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Nati   Koniec Niewinności [zak]   07.08.2005 14:00
Moonchild   Podobało mi się. Opowiadanie jest ciekawe i szybko...   21.08.2005 11:52
Nati   Fajnie, że ci się podobało. Też jakoś nie pasowało...   22.08.2005 15:21
Nati   I nikt nie czyta A tak się starałam...   11.09.2005 16:51
żaba   Bardzo mi się podobało i nie mam pojęcia, czemu ni...   19.09.2005 13:13
Anita   Dokładnie, mi też ta Terakowska przyszła do głowy...   19.09.2005 15:38
Nati   Dzięki za komentarze. Nie czytałam "Córki Cza...   24.09.2005 12:58
Anita   Podobieństwa pozornie niewielkie: są Czarownice pa...   24.09.2005 20:09
Moonchild   Mi jakoś "Córka Czarownic" nie kojarzy s...   25.09.2005 15:33
Nati   Dzięki za komentarze. Za niedługo idę do bibliotek...   04.10.2005 18:10
em   Terakowską (: śp., tak przy okazji ): A opowiada...   05.10.2005 21:46
a-n-!-a   i mi też siem podoba   07.10.2005 22:27
Nati   Dzięki za poprawkę i komenty Myślicie, że nada si...   10.10.2005 13:24
Anita   Nie mam pojęcia, bo temat mi kompletnie nieznany, ...   10.10.2005 16:13
Nati   Właśnie dostałam jakąś odpowiedź z Nowej Fantastyk...   10.10.2005 17:43
Anita   I co? Nie udało się skopiować? A może jednak przyj...   10.10.2005 19:23
Nati   ALARM ODWOŁANE To było tylko potwierdzenie odbior...   15.10.2005 18:15
Nati   Przeczytałam!!! Terakowska jest super....   01.11.2005 12:43
Annik Black   Cóż... dużo fików na tym forum nie czytałam, ale j...   02.11.2005 15:10
Nati   Dzięki za komentarze. Nietety nadal nie ma odpowie...   06.11.2005 17:11
Nati   No i dalej nie ma odpowiedzi Napisali, że znaleźl...   28.11.2005 14:21
Lakshmi   Trzymam kciuki, Nati. Oby przyjęli Twoje opowiadan...   28.11.2005 17:08
Nati   Na stronie Fantastyki było napisane, że można wysy...   01.12.2005 19:39
artemis   Masz dobry styl- czyta się lekko przyjemnie, dużo ...   02.12.2005 19:32
Mroczny Wiatr   Masz napisany ciąg dalszy ? :huh:   02.12.2005 20:11
Nati   Nie ma dalszej części to tylko jedna partówka... :...   03.12.2005 13:39
Nati   Nie przyjęli tego tekstu Chociaż facet z którym mó...   04.02.2006 17:49


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 01.05.2024 11:15