Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

5 Strony < 1 2 3 4 > »  
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> "Hapy Niu Jer", (spojlery)

Ellie
post 26.01.2004 17:30
Post #26 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 236
Dołączył: 16.05.2003
Skąd: Nowy Dwór Maz.




Dziękuję za odpowiedzi na moje pytania.
Podobały mi się bokserki Syriusza, dowcip o Knocie też był niezły wink.gif
Kiedy będzie następna część? Bo nie mam co czytać!!!



--------------------
As happens sometimes a moment settled...
... and hovered and remained for much more than a moment.
And sound stopped and movement stopped?
... for much, much more than a moment.
And then the moment was gone.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Toroj
post 31.01.2004 11:07
Post #27 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 72
Dołączył: 22.12.2003

Płeć: Mężczyzna



Utarło się, że życie rodzinne w Norze koncentrowało się w kuchni. Było więc całkiem naturalnym zjawiskiem, że przy Grimmauld Place działo się tak samo, zwłaszcza, że kuchnia w rezydencji Blacków była wystarczająco obszerna, by pomieścić wszystkich Weasleyów. Dwudziestego ósmego grudnia o godzinie wpół do dziewiątej rano Remus Lupin przebywał w sercu domu i nasiąkał weasleyowską atmosferą. Pił drugi już kubek herbaty, usiłując nie zakrztusić się ze śmiechu, gdy jego przyjaciel wyjawiał mu szczegóły zakładu.
- Stary podpuścił nas artystycznie – podsumował Syriusz. – Teraz ja mam szlaban na piwo, a on na pety.
- Biedacy... – uśmiechnął się Remus.
Spojrzał na drzwi kredensu, gdzie wisiały dwa rysunki, wykonane kredkami. Jeden przedstawiał czarnego psa w czerwonych gatkach, a drugi zielonego krokodyla w oklapłej peruce. Przychówek Weasleyów pomagał matce przygotowywać typowe angielskie śniadanie z tostami, marmoladą i kiełbaskami, które tym różniły się od mugolskich wyrobów, że zrobione były z mięsa.*
- Severus jako krokodyl? Ciekawe...
- Dokładnie to kajman – wyjaśnił Bill Weasley, który tego dnia pracował w banku na popołudnie i postanowił rano odwiedzić matkę. – Kajmanki, kajmanki... – zanucił, a reszta rodzeństwa podchwyciła ochoczo:
- Kajmanki, kajmanki, zjadają firanki i to co się tylko da... z doniczek kwiatki, szmatki, krawatki - taki apetyt się ma.
- Gawiale, gawiale, nie martwią się wcale, w gryfońskim salonie polują na słonie... – zaśpiewał Harry, któremu dobrze znany był weasleyowski repertuar.
- W gryfońskim salonie polują na słonie, a potem przynoszą je mnieeee... – dośpiewał Fred, balansując półmiskiem, a jego brat podchwycił melodię:
- Kajmanki, kajmanki... Niech żyją kajmanki, lecz jeden tu problem jest – kajmanki nie piją ze szklanki...
- I mają kłopot barmanki... – podjął Remus.
- I łapią kajmaki w szklanki... – dodał Ron, pękając ze śmiechu.
- Bo kajmanki wszystkie zamawiają w misce...
- A gdzie nasz naczelny kajman, czyli Snape? – spytał Bill, podczas gdy „kajmanki” rozszalały się dokoła na dobre.
- Jeszcze śpi. Albo siedzi i poleruje swoją różdżkę – odpowiedział Syriusz beztroskim tonem.
Bill zrobił okropny grymas, zerkając szybko na Molly, pilnującą patelni.
- Syriuszu, tylko nie powtarzaj tego głośno przy mojej mamie. Obawiam się, że teraz określenie „polerować różdżkę” znaczy coś zupełnie innego – wyszeptał.
Remus omal nie udusił się herbatą.
- Tak, Siri, jesteś zapóźniony, jeśli chodzi o slang.
- Cóż rzec o biednych kajmankaaaach, co siedzą złapane w szklankaaaach... – wył George z ekspresją. – Siedzą cicho jak myszkiii i gryzą szkło ciszkieeem...
- Kajmanki, kajmanki nie piją ze szklanki... a co by zrobił biedny Severus, gdyby nie mógł pijać porteruuuu..? – zaintonował Syriusz żałobnie.
- Zadzwoniłby na policję i ogłosił prohibicję – odparł Snape do rymu, wyglądając zza futryny jak diabeł z pudełka. – Czemu miałbym męczyć się sam? Dzień dobry.
- Dzień dobry. Omal nie zaspałeś na śniadanie.
- Jestem na nogach od siódmej – sprostował Snape. – Trenowałem w salonie.
- Salonowca? – zażartował Remus.
- Zaklęcia, Lupin, zaklęcia obronne... – odparł Snape pobłażliwie, siadając do stołu. – Do salonowca potrzeba partnerów* – tu spojrzał drapieżnie na Rona i Harry’ego, którzy sprawiali wrażenie, że usiłują być niewidzialni. „Kajmanki” odeszły w siną dal, a towarzystwo zajęło się jedzeniem w grzecznym milczeniu.
- Kiełbaskę, Severusie? – zaatakował Syriusz. – Musztardy? Sera? Owsianki?
- Owsianki, proszę.
Wszyscy z zainteresowaniem wlepili oczy w Mistrza Eliksirów. Nikt przy zdrowych zmysłach nie reflektował na owsiankę, mając do wyboru obsmażane kiełbaski, tosty i dżem pomarańczowy. „Z tym, że kwestia zdrowych zmysłów Snape’a zawsze była sprawą otwartą”, pomyślał Bill, obserwując rytuał, odprawiany przez Snape’a nad talerzem nieapetycznej mlecznej brei. Oczy rosły mu coraz bardziej, kiedy widział, jak lądują w niej kolejno: cukier, cynamon, węgierska papryka, pieprz cayenne, gałka muszkatołowa, imbir, rodzynki, oraz coś, co wyglądało jak mielony kardamon (lub proszek z pasikoników). „Jeżeli dorzuci cebulę, zwymiotuję pod stół” pomyślał Bill z desperacją. Podczas pracy w Egipcie zetknął się z rozmaitymi niespodziankami kulinarnymi, ale nigdy nie widział, by ktoś torturował w ten sposób poczciwą, najbardziej angielską z angielskich owsiankę!
Tymczasem Snape pochmurniał coraz bardziej i bardziej, aż w końcu wybuchnął z irytacją:
- Na Merlina, jeżeli aż tak bardzo nie odpowiada obecnym moje towarzystwo, zjem u siebie w pokoju! – i zrobił ruch, jakby chciał wstawać.
Remus szybko położył mu rękę na ramieniu.
- Ależ skąd! Po prostu... czy to jest jadalne?
Snape spojrzał w swój talerz.
- Oczywiście. Skoro to jadam i jeszcze żyję, to chyba jest, nieprawdaż? Trochę logiki, Lupin.
Miny słuchaczy zdradzały, że ta logika niekoniecznie do nich dociera. Ktoś taki jak Severus Snape, równie dobrze mógł żywić się tłuczonym szkłem i popijać kwasem siarkowym bez szkody dla zdrowia. Wciąż pod czujną obserwacją, Snape zamieszał swoje śniadanie. Pierwsza łyżka uniosła się do góry (Bill, który podświadomie oczekiwał reakcji chemicznych, syczenia i dymienia, mile się rozczarował), po czym zniknęła w ustach Mistrza Eliksirów.
- Mógłbym spróbować? – zapytał Remus nieśmiało, a jednocześnie z ciekawością, nie dostrzegając tajemniczych znaków, jakie dawała mu Tonks. Snape wzruszył ramionami i nałożył mu łyżkę swojej owsianki na talerz. Lupin skosztował ostrożnie. Syriusz gapił się na niego, z miną człowieka, który ogląda czyjeś samobójstwo.
- I co!? – wyrwało mu się.
Lupin mlasnął z namysłem.
- Jadalne. Słodkie i trochę pikantne... – w tym momencie przerwał i poczerwieniał gwałtownie, dotknięty wtórną reakcją organizmu. Zerwał się od stołu, rzucił do zlewozmywaka i zaczął zachłannie pić wodę prosto z kranu. Mistrz Eliksirów nadal konsumował swoje śniadanie z obojętną miną. Bill upuścił widelec, jego młodsze rodzeństwo zamarło z wrażenia, natomiast Harry wymamrotał, przysłaniając usta dłonią:
- Mówiłem, że to nie jest człowiek.
„Buahahahhahahahhah...” roześmiał się Severus demonicznie, oczywiście w duchu.

* Skład angielskich parówek jest tajemnicą państwową, lecz na pewno nie ma on nic wspólnego z żadnym zwierzęciem.
* Salonowiec – wbrew nobliwej nazwie, jest to barbarzyńska gra, polegająca na tym, że jeden z graczy zasłania oczy i usiłuje zgadnąć, kto aktualnie trzepnął go w wypięty tyłek. Zasady gry w salonowca według Snape’a byłyby zapewne bardzo... jednostronne. I bardzo brutalne.

*
Podczas przymusowego urlopu na Grimmauld Place, Severus zauważył, że mało kto wchodzi głównym wejściem, zapewne z powodu powitań, gotowanych wszystkim przez panią Black. Albus Dumbledore również korzystał z drzwi kuchennych, więc kiedy wreszcie zjawił się w kwaterze głównej Zakonu, trafił na sielski obrazek Molly Weasley czytającej „Proroka”, a jednocześnie nadzorującej zaklęcie dziewiarskie, tworzące kolejne włóczkowe arcydzieło. Było cicho i spokojnie. Na ścianie tykał zegar, kuchnię wypełniała nieokreślona atmosfera pogody, która zawsze otaczała Molly Weasley jak rodzaj magicznego pola. Nieopodal Severus pożywiał się kanapką z szynką (i majonezem).
- Dobrze wyglądasz, Severusie – zagaił Dumbledore po przywitaniu. – Domowa atmosfera wyraźnie ci służy.
Snape spojrzał na niego, jakby dyrektor nagle przemienił się w stepującego gumochłona. Domowa atmosfera, wypełniona setkami Weasleyów, śpiewający pod prysznicem Black, oraz jego gadatliwy przodek, składający się wyłącznie z głowy – zaiste, to by każdemu dobrze zrobiło.
- Mam wrażenie, że nieźle sobie radzicie? – ciągnął Dumbledore, gładząc brodę z zadowoleniem.
- Świetnie – mruknął Severus i dyplomatycznie zapchał się resztą kanapki.
Wszystko szło cudownie, poza mało ważnymi drobiazgami: nie mógł palić, więc zaczął obgryzać paznokcie – po raz pierwszy od lat szkolnych; nocami miewał koszmary, w których atakowały go wiewiórki, a w dzień był ciągle głodny, najprawdopodobniej na tle nerwowym. Poza tym nudził się śmiertelnie. Poprawka: musiał wynajdywać sobie zajęcia. Od niepamiętnych czasów Severus przyzwyczajony był do tego, że praca sama go znajduje. Lekcje, nadzorowanie szlabanów, warzenie eliksirów, sprawdzanie wypracowań... w ostateczności stosy zaległych lektur. Tak więc Hogwarcki Mistrz Eliksirów, wyrwany ze swego naturalnego środowiska, czuł się co najmniej nieswojo, nagle zalany morzem wolnego czasu, z którym nie bardzo wiedział co robić. Mugolski psycholog rozpoznałby u niego typowe objawy pracoholizmu. Szczęśliwym zrządzeniem losu Snape jednak nie znał żadnego psychoterapeuty (na szczęście również dla psychologa) i nie miał pojęcia, że mu coś dolega.
- A co porabia Syriusz?
Snape przełknął.
- Maluje obrazy – odrzekł sucho.
Na twarzy Dumbledore’a odmalowało się łagodne zdumienie.
- Nie miałem pojęcia, że Syriusz ma jakiś talent w tym kierunku. A nawiasem, w jakim stylu tworzy?
Molly, przysłuchująca się rozmowie, mruknęła coś niewyraźnie, robiąc minę pełną potępienia.
- Można to określić jako abstrakcje – odpowiedział Snape po krótkim namyśle. – Zresztą niech pan sam zobaczy.
Skinął różdżką w stronę drzwi, prowadzących do hallu.
- Finite incantatem.
I wtedy buchnęła stamtąd lawina dźwięków, jakby ktoś raptownie włączył radio. Słychać było gwar wielu głosów, krzyki i wybijający się ponad nie wrzask rozwścieczonej kobiety. Zaintrygowany Dumbledore wyjrzał do hallu i jego oczom ukazała się nader interesująca scenka rodzajowa. Syriusz Black tkwił na szczycie drabiny malarskiej, w pozie himalaisty zdobywającego Mount Everest. Dokoła zgromadziła się cała młodzież, z ciekawością i podnieceniem obserwująca poczynania Syriusza. Remus Lupin przytrzymywał drabinę. Natomiast Black właśnie zasmarowywał czarną farbą jeden z rodzinnych konterfektów. Szereg czarnych prostokątów, ciągnących się od przedsionka, świadczył, że zajmuje się tym już od pewnego czasu.
Zrozpaczony skrzat domowy podskakiwał u podnóża drabiny, od czasu do czasu walił głową w dolne szczeble, wprawiając konstrukcję w dygot i jęczał przeraźliwie, szarpiąc się za uszy.
- Moja biedna pani! Moja biedna pani!!
Na zamalowywanym aktualnie obrazie szalała Eleonora Beatrice Black (1942-1985), natomiast reszta oszołomionych protoplastów tłoczyła się w ramach na zasadzie puszkowanych sardynek.
- Przeklinam cię! Przeklinam! Żmija wyhodowana na łonie! Precz z mego domu, hołoto! Mugolski podnóżek! Wyrzekam się ciebie! Nie jesteś moim synem, nie jesteś Blackiem, ty parszywy..!
- Nic nowego, mamuśka! – odkrzyknął Syriusz urągliwie, machając pędzlem i pokrywając najbliższe otoczenie deseniem czarnych kropek. – Wyrzekasz się mnie co najmniej trzy razy dziennie. Zmień płytę.
W jego głosie brzmiała wściekłość pokryta cienką politurą nonszalancji. Twarz miał bladą i ściągniętą. Dumbledore pomyślał, że Syriusz jest jednak podobny do matki, co uwidaczniało się zwłaszcza teraz, gdy stał twarzą w twarz z jej wizerunkiem. Mieli takie same czarne włosy, podobny kształt brwi, czarne oczy w kształcie migdałów, oraz identycznie wybuchowe temperamenty.
- Jakoś zdołała się wydostać z obrazu w przedsionku – mruknął Snape za plecami Dumbledore’a. – I to przedstawienie trwa już dobre dwie godziny. Najpierw ganiali ją po całym domu, a teraz ten desperat usiłuje ją zlikwidować w ten żał... tą metodą.
- Sama się wydostała? – rzekł Dumbledore półgłosem.
Snape wzruszył ramionami.
- Pełno dzieciaków się tu kręci. Kto wie, co nabroili.
- O ile pamiętam, założyłem tam całkiem przyzwoitą blokadę. Severusie, łżesz tak marnie, że czuję się urażony. Mógłbyś się dla mnie bardziej postarać – powiedział cicho stary czarodziej, porozumiewawczo mrużąc oko.
Tymczasem Syriusz zamalował płótno do końca, natomiast jego matka natychmiast przeprowadziła się na obraz sąsiedni, wypełniając go w znacznym procencie zwałami czarnego welwetu i swoim wybujałym ego. Ściśnięte jeszcze bardziej towarzystwo z innych portretów (dalsi przodkowie bronili zażarcie swoich terytoriów) podniosło znowu chóralny wrzask protestu.
- Jak wam się nie podoba, to ją zepchnijcie z powrotem na miejsce. Inaczej zasmaruję wam wszystkie okienka na świat, jak leci. Będziecie siedzieć po ciemku z tą jędzą. Serio! – zagroził Syriusz.
To wreszcie zmusiło olejną część rodziny Blacków do energiczniejszego działania. („Boże miłosierny! On to zrobi! Panowie, trzeba działać! Eleonoro, przykro mi ale... Zbzikowany bachor, gdyby był moim synem to... Razem, na trzy! Raz, dwa... yyyyp!!”) Pani Black została zepchnięta zjednoczonymi siłami sąsiadów poza obszar widzialny i tylko jej obelżywe krzyki nadal było słychać przez warstwę świeżej farby. Dumbledore dałby głowę, że tuż nim zniknęła za krawędzią ramy, jakaś krewna przyłożyła jej w koafiurę pieczonym kurczakiem, zgarniętym pośpiesznie z pobliskiej martwej natury. Szybko wyjął różdżkę i odnowił zaklęcie blokujące.
- No, przynajmniej nie będę musiał jej oglądać – rzekł Syriusz z ogromną satysfakcją. – Ciekawe, dlaczego wcześniej nie przyszło mi to do głowy. Witam szanownego pana dyrektora! – ukłonił się nisko na drabinie, zachwiał się i omal nie zleciał.
Skrzat przestał wyć, za to kucnął przed szeregiem czarnych prostokątów w posrebrzanych ramach i wpatrywał się w nie z taką rozpaczą, jakby był to rząd nagrobków.
- Szkoda tylko, że Silencio na nią nie działa – powiedział Syriusz.
- Możemy spróbować wygłuszyć ją styropianem – rzekł zachęcająco Harry.
- Niezły pomysł! – ucieszył się jego ojciec chrzestny. – To jakiś eliksir? Severusie, potrafiłbyś go zrobić w warunkach domowych?
Snape rozciągnął wargi w sztucznym uśmiechu.
- Ja wszystko umiem zrobić – stwierdził bez krztyny skromności.
Harry wpierw spojrzał na niego ze zdumieniem i rozbawieniem, ale potem zagryzł wargi i wbił wzrok w podłogę.
- Ekstra! To i owo z wyposażenia zostało jeszcze po ojcu. W ostateczności możemy kupić „Małego Warzyciela” – Syriusz tryskał optymizmem.
Severus sklęsł z lekka jak nakłuty balon, po czym, wciąż z uśmiechem przylepionym do ust, zwrócił się do Dumbledore’a:
- Cudownie się z Syriuszem rozumiemy. Naprawdę. Bardzo... ehm... przyjemnie spędzam tu czas, jak pan widzi.

c.d.n.

Dziękuję "zbzikowanej" za liczne rymowanki oraz inspiracje kajmankowe.

Ten post był edytowany przez Toroj: 31.01.2004 11:08


--------------------
I'm snaper, no mercy, no potters
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
muszka Me
post 04.02.2004 11:54
Post #28 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 268
Dołączył: 25.05.2003
Skąd: z tego nieba, w którym już nie ma aniołów




Nie rozumiem czemu tego jeszcze nikt nie skomentował =)
Właściwie mój komentarz wiele nie wniesie, ale chciałam, żebyś wiedziała, że nie jest wcale gorzej, trzymasz klasę^^ i w ogóle świetnie =) nie wiem, czy to normalne, ale każdy nowy part wydaje mi się śmieszniejszy od poprzednich =) gratuluję talentu i poczucia humoru =) no i czekam na dalszy ciąg...


--------------------
Poetka, samobójczyni,
Loki rozwiawszy fiołkowe,
Nad wodą stoi...
"Safo, co chcesz uczynić?"
"Chcę morze zarzucić na głowę,
By nikt nie dojrzał łez moich..."
(Pawlikowska-Jasnorzewska)

"Dobrze mi na mojej empirowej równinie. To ona utula mnie do snu jak najczulsza kochanka w rozpiętym między galaktykami hamaku, którego nitki przędzie boży pająk, władca krainy łagodnej melancholii. Kocham ją."
(Łysiak)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 04.02.2004 13:07
Post #29 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



QUOTE
Nie rozumiem czemu tego jeszcze nikt nie skomentował =)

bo ludzie mają ferie i się porozjeżdżali =)

ja przeczytam później bo mnie obowiązki domowe narazie wzywają XD i skomentuje...też później (genialne XD)


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ellie
post 04.02.2004 19:02
Post #30 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 236
Dołączył: 16.05.2003
Skąd: Nowy Dwór Maz.




Co tu komentować znowu było świetne. I rzeczywiście każdy następny post jest śmieszniejszy. Podobały mi się kajmakowe rymowanki, Snape- malarz, no a owsianka Severusa- bomba!
Liczę, że następny part dasz szybciutko.


--------------------
As happens sometimes a moment settled...
... and hovered and remained for much more than a moment.
And sound stopped and movement stopped?
... for much, much more than a moment.
And then the moment was gone.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Toroj
post 06.02.2004 02:44
Post #31 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 72
Dołączył: 22.12.2003

Płeć: Mężczyzna



*
Severus Snape z ponurym (czyli w zasadzie normalnym) wyrazem twarzy wpatrywał się w płomienie. Od czasu do czasu opuszczał wzrok na książkę, którą trzymał na kolanach, odczytywał jedno zdanie, a następnie wyrywał kartkę, składał z niej gołębia i puszczał w powietrze. Większość lądowała w ogniu.
- „Cassandra załkała, kładąc białą dłoń na dziewiczej piersi” – odczytał z obrzydzeniem. – Na Merlina...
Następny papierowy ptak obleciał pokój i skończył żywot na stosie całopalnym w kominku Blacków.
- Nudzę się – poskarżył się Severus melancholijnie, patrząc na pająka w rogu pod sufitem. Pająk nie miał nic do powiedzenia, a do tego na wszelki wypadek schował się do dziury w obiciu.
Snape jęknął boleśnie, z niedowierzaniem patrząc w książkę. W prywatnym zaciszu swej sypialni mógł sobie pozwolić na jęki.
- „Ukochana, nigdy cię nie opuszczę, póki słonce nie zagaśnie, a księżyc nie stoczy się z nieba – rzekł z mocą Rodrygo.”
- Czyli mniej więcej do trzeciej nad ranem – skomentował, zatrzaskując owo porażające dzieło literackie.
Któraś z panien Black musiała być obdarzona naprawdę zdumiewającym gustem, a do tego wielką namiętnością do romansów. Dwie półki w bibliotece ciasno zapchane były tomami w czerwonych, szafirowych i szmaragdowo zielonych okładkach ze złoceniami. Tytuły mówiły same za siebie: „W piekle miłości”; „Saga o ludziach Lawy”; „Okowy namiętności”; „Na bezdrożach uczucia”... a także zachwalana przez Blacka „Klątwa Morderczego Lotosu”. Cała reszta literatury (spasione tomy w czarnej skórze), opatrzona smakowitymi tytułami w rodzaju „Klątwy, groby i nekromancja” lub „Podręczny leksykon trucizn” (autorstwa Perdity Aqua Toffany) straszyła pustymi stronicami. „Musisz zrozumieć, drogi Severusie, musiałem to jakoś zabezpieczyć, skoro spędzają tu ferie dzieci” – tłumaczył Black ze zbolałą miną i obrzydliwym samozadowoleniem w orientalnych ślepiach. Snape nie mógł mu nie przyznać racji. Dopuszczenie bliźniaków do tak niebezpiecznej wiedzy spowodowałoby zapewne, że aż do drugiego stycznia musiałby jeść konserwy i pić chyba tylko wyłącznie wodę z kranu. Ale to z kolei znaczyło, że jego jedyną strawą duchową pozostawały owe nieszczęsne arcydzieła, gdzie bohaterowie nosili imiona typu: Sebastian, Rodrygo, Ewelizarda albo Beatrycze, oraz bardzo pouczające broszury o tematyce „Czego panienka wiedzieć nie powinna” (Severus i tak doskonale wiedział, czego nie powinny wiedzieć panienki) lub „Przystoyne prowadzenye skszata w domye przyswoitem” (mieszkańca szafki z bojlerem najchętniej „przystoynie” umieściłby na deseczce w hallu). „Prorok”, którego codziennie przynosiły Snape’owi sowy, z zakamieniałym uporem ignorował sprawy faktycznie ważne, a zajmował się bzdurami. Natomiast „Zaawansowany Warzyciel” był miesięcznikiem i nowy numer miał wyjść dopiero na początku przyszłego roku.
Severus ze wstrętem jeszcze raz spojrzał na okładkę romansu, gdzie dwa złote gołąbki całowały się w złotym wianuszku, po czym z rozmachem cisnął nim o ścianę w ataku frustracji. Drewniany panel, obciągnięty spłowiałym obiciem w herbowe lelije, zadudnił głucho. Masywny obraz, na którym dwa zziajane ogary akurat zrobiły sobie przerwę w pogoni za zającem (zając tuż obok czyścił sobie uszy), przechylił się powoli i dostojnie do przodu, przy akompaniamencie jęku wysuwającego się z drewna haka, po czym runął, zrywając po drodze baldachim z łóżka.
- Potęga literatury – mruknął Severus, patrząc na tę ruinę. Wstał, by doprowadzić łóżko do porządku i podczas tej nużącej czynności zauważył coś, na widok czego serce zabiło mu mocniej. Na podłodze leżały DWIE książki. Jedna była oczywiście tym ohydnym, czerwonookładkowym romansidłem, natomiast druga była ciemna, dość cienka i bardzo zakurzona, ale nie na tyle, by nie dawało się dostrzec na niej wizerunku czaszki. Severus natychmiast rzucił się na tomik jak sęp. Książczyna musiała być ukryta gdzieś w fałdach baldachimu, a co pewniejsze – za obrazem. Cokolwiek jednak zawierała, z pewnością nie były to bombastyczne wyznania jakiegoś hrabiego de Fingerinarse. Snape z czułością przetarł rękawem czaszkę na okładce. Otworzył tomik... i zdębiał.
Zamknął książkę.
Otworzył znowu, patrząc z niedowierzaniem.
Jeszcze raz obejrzał okładkę, po czym znów zerknął do wnętrza, zastanawiając się, czy cała ta sytuacja nie jest przypadkiem podłą mistyfikacją, mającą na celu ponowne nadszarpnięcie jego skołatanych nerwów i jakiego tym razem zaklęcia użył przeklęty kundel. Oszołomione spojrzenie Mistrza Eliksirów bezwiednie zatrzymało się na jakimś wersie i zanim zdążył się powstrzymać, przeczytał go.
To było bardzo nieostrożne z jego strony. Przeczytał wers po raz drugi.
- Hmmm...
- O...
- Coś takiego... Nigdy bym nie uwierzył.
Snape oderwał się od lektury i nadal nieco poruszony, skierował się w stronę kominka. Zapukał w ramę nadal odwróconego twarzą do ściany portretu.
- Nie ma mnie w domu – rozległ się nadąsany głos Horacego Secundusa Blacka. Severus odwrócił go. Senior rodu Blacków prezentował sobą tyle urażonej godności, że starczyłoby jej na całą scenę rodzajową i jeszcze by zostało trochę na szkic buldoga.
- Czy od dawna pan tu wisi? – spytał Snape.
- Nie rozmawiam z panem – odparł ostro Horacy Black, prężąc olejne mięśnie i poprawiając monokl. – Dżentelmeni tak nie postępują.
- Z daty wnoszę, że długo – ciągnął Severus, nie zrażony. – Kto zajmował ten pokój jako ostatni?
Obraz milczał.
- Och tak, rozumiem... – mruknął Severus. – Syriusz był zapewne nieznośnym chłopaczyskiem i nie lubi pan o nim gawędzić.
- Na szczęście niewiele miałem z nim wspólnego! – wybuchnął posiadacz monokla i korkowego kasku. – Musiał przejąć te potworne maniery po kimś z rodziny Eleonory! Regulus jednak... – zamilkł nagle, zorientowawszy się, że mówi za dużo. Zmierzył Snape’a ostentacyjnie pogardliwym spojrzeniem i zadarł podbródek.
- A więc ten pokój należał do świętej pamięci Regulusa... – mruknął Snape w zamyśleniu, bezwiednie pukając się w brodę krawędzią książki. Teoria była wielce prawdopodobna. Łoże z baldachimem należało do wąskich mebli kawalerskich, a wystrój wnętrza sugerował, że zajmował je raczej mężczyzna. Książka więc prawdopodobnie również należała do niego... chociaż tu pewność Severusa zaczynała się chwiać w posadach. Pamiętał Regulusa Blacka mgliście ze szkoły. Chłopak był młodszy o dwa lata, dość spokojny i zamknięty w sobie, a że Severus miał tę ostatnią cechę rozwiniętą daleko bardziej, więc nawet w pokoju wspólnym omijali się starannie. Regulus miał niewielu znajomych i ani jednego bliskiego przyjaciela – tylko tyle Snape był w stanie stwierdzić.
Usiadł w fotelu z zamiarem powrotu do lektury. Tknięty pewną myślą, ponownie podniósł wzrok na Horacego Blacka.
- Szanowny panie, uprzedzam, że jestem wyjątkowo wyczulony na punkcie swej prywatności. Mam nadzieję więc, że absolutnie nic z tego, co dzieje się w tym pokoju, owego pokoju nie opuści – rzekł lodowatym tonem. – Czy mogę na to liczyć?
- No cóż, powiedzmy, że ma pan moje parole d'honneur* – odparł Black z przekąsem.
- W takim razie przyjmuję. Jeżeli zaś przekonam się, że postępuje pan au préjudice de sa parole*, to nie tylko pana odwrócę, ale zapewniam, że nie zawaham się użyć... styropianu! – oświadczył Snape stanowczo.
Pan Black zagryzł wargę ze złości, lecz zmilczał. Severus natomiast począł przewracać stronice tajemniczego znaleziska. Niebawem wyjął z kieszeni ołówek i zaczął podkreślać niektóre wersy.
* parole d'honneur (franc.) – słowo honoru; au préjudice de sa parole – wbrew danemu słowu


--------------------
I'm snaper, no mercy, no potters
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Atina
post 06.02.2004 10:17
Post #32 

Prefekt


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 401
Dołączył: 07.04.2003

Płeć: Kobieta



Brawo, brawo...

To mi się podoba Toroj. Parcik nie tylko przepełniony humorem, ale jest w nim również mnóstwo tajemniczości. To wzmaga mój głod na następny kawałek. =)
A Harlequiny (tak to się pisze ^^?) świetne. Gdyby nie Twoje wysmakowane poczucie humoru i stylu (oraz genialne pomysły na fabułę oczywiście), to pomyślałabym, że sie w takich rozczytujesz laugh.gif


--------------------
At the end of the world... or the last thing I see...

user posted image
Enormous amount of people would rather die, than think... in fact they do so.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 06.02.2004 12:51
Post #33 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



Cierpisz na chorobę "nadmiernum pomysłum" =) No ale widać to ci wychodzi na dobre. Do parta nie mam się jak przyczepić (pójdę malteretować chyba te o siostrach, szwagrach rodziny malfoyów XD).


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Longina
post 07.02.2004 19:11
Post #34 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 35
Dołączył: 16.05.2003
Skąd: NDM

Płeć: Kobieta



Dobre, owiane tajemnica i zastanawiajace huh.gif pisz dalej chce wiedziec o co chodzi czarodziej.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
sasilla
post 07.02.2004 23:14
Post #35 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 125
Dołączył: 09.08.2003
Skąd: Grodzisk Maz.




No! A ja wreszcie moglam przeczytać, bo wkoncu udało mi się dorwać V tom, wiec od razu wzielam się za Hapy Niu Jer...
I z przykrością musze stwierdzić, że jestem zmuszona napisać post jakiego nie lubię: po prosty the best, jak najszybciej chce dalej ^^
niestety ale czekam na to o wiele bardziej niż na "orginalnego" Potera.



--------------------
Spotkałem panią pośród łąk.
Przecudną panią, dziecko wróżki:
Włos miała długi, dzikie oczy.
Leciutkie nóżki.


John Keats
La belle Dame sans merci
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Margot
post 08.02.2004 18:18
Post #36 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 21
Dołączył: 16.11.2003
Skąd: Ooo długo by pisać XD




Uff dopiero teraz przeczytałam... te dwa party XD... NO jak zwykle spoko XD Tylko mnie ciekawość zżera co to za książka [może i było tam opisane ale nie dotarło to do moich oczu które są na urlopie...ee wychowawczym XD]

Ava - o jakich siostrach matkach i reszcie??


--------------------
user posted image
user posted image
"Nie bój się cieni... oznaczają one , że gdzieś obok jest jakieś świateło"
"To, że ktoś umarł nie znaczy wcale ,że odszedł"
Come come my lady be my butterfly... SUGAR XD
"Wszystko co ma poczatek ma także i koniec"
Moje życie... porozrzucane w nieładzie kartki papieru
Moje szablony...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Nea
post 10.02.2004 19:17
Post #37 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 162
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Kostrzyn

Płeć: Kobieta



Toroj rusz..... rączki i napisz nam coś wreszcie !
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Toroj
post 13.02.2004 02:02
Post #38 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 72
Dołączył: 22.12.2003

Płeć: Mężczyzna



*
Kiedy Hermiona weszła do przedsionka w domu Syriusza, spodziewała się natychmiastowego alarmu w postaci ochrypłego ze złości dyszkantu pani Black i nowej porcji wyzwisk, wśród których „szlama” była najłagodniejszym. Tymczasem w przedsionku panował miły spokój, a z dalszej części domu dobiegały śpiewy. Dziewczyna pytająco spojrzała na Tonks, która eskortowała ją na Grimmauld Place. Aurorka wyszczerzyła się w psotnym uśmiechu.
- Ano, bawią się panowie.
- Mała pirania zwiała ze słoooja... – Hermiona z pewnym zdziwieniem rozpoznała głos Remusa Lupina.
- ...na spacer poszła, myśląc o stroooojach – podjął nieco fałszywie Syriusz i ciągnął dalej. – Do Madam Malkin kieruje... co ona kieruje, Remmy?
- Płetwy kieruje, Siri – odrzekł Remus.
- Aha. No to od nowa. Mała piraaania zwiała ze słoja, na spacer poszła, myśląc o strojach... Do Madam Malkin kieruje płetwy, by kupić modne szaty i swetry!
Teraz już cały chór śpiewał pieśń o piranii:
- Nie żałuj sweterka piranii, nie żaaałuuuj... Tylko pocałuj rybeńkę, czule pocaaaaałuuuuj...
Hermiona zatkała sobie usta obiema rękami, by nie ryknąć śmiechem. Dusiła się przez chwilę, a potem szepnęła do Tonks:
- Wszystkim im odbiło?
- Większości. Zobaczysz, cały kredens jest zawieszony różnymi świstkami z twórczością tego rodzaju.
- A Snape nadal jest?
- Aha. Twardziel, zawziął się.
- Harry mi napisał o tym zakładzie. Jakoś wydaje mi się dziwne, że dwaj dorośli ludzie robią coś tak dziecinnego – mruknęła Hermiona.
- Jeśli chodzi o Syriusza i Snape’a, to trzeba brać na nich dużą poprawkę – odszepnęła Tonks.
Tymczasem repertuar w hallu zmienił się.
- Kajmanek uroczy zielone ma oczy, zielone ma łapki, a na nich ma klapki. Klapki w kolorku żółtym jak dynia, w ciapki całkiem różowe, a do tego kapelusz ze słomki włożył kajmanek na głowę. Założył kubraczek w bahamski szlaczek i zrobił sobie fotkę, w nadziei, że poderwie jakąś słodką idiotkę.
Przyczajone w przedsionku dziewczyny wymieniły znaczące spojrzenia, śmiejąc się bezgłośnie w półmroku. Wyglądało na to, że ów recital o dziwnych zwierzątkach może potrwać długo, więc postanowiły jednak wejść dalej.
- Kajmanek na Kajmaaanaaaach seksowny jest szaaleeenieee. W czapkach, ciapkach i klapkach straszne ma powodzeeeee... Hermiona!!! Cześć!! – wrzasnął Ron, który siedział na kolumience schodów, rozplątując wielki kłąb różnokolorowych wstążek. Zgromadziło się tu prawie całe młodsze pokolenie Weasleyów, Syriusz, Remus, pan Weasley oraz Kingsley Shacklebolt, który zapewne przybył na Grimmauld Place w sprawach Zakonu i został, by pomóc w przystrajaniu domu na powitanie nadchodzącego Nowego Roku.
- Urwałam się rodzicom z nart. Miałam dość śniegu, dość wycierania tyłkiem połowy tras w Norwegii, a przede wszystkim absolutnie dość instruktora, który twierdził, że jazda na nartach jest łatwa – opowiadała ze śmiechem Hermiona, ściskając wszystkich po kolei na powitanie. Spod klapy jej plecaka wyjrzał nieco zmiętoszony Krzywołap, ziewnął, po czym wylazł na zewnątrz w całej swej dziesięciofuntowej, ryżej i kudłatej postaci. Przeciągnął się i zaraz rzucił w pogoń za jednym z balonów, których całe hałdy poniewierały się po całym hallu.
- Super! – Hermiona rozejrzała się dokoła. Bożonarodzeniowe dekoracje zostały zdjęte, za to wszędzie było pełno złotych gwiazdek, kolorowych kokardek i serpentyn, a także pluszowych zwierzątek w dość jaskrawych i momentami niezbyt do siebie dopasowanych kolorach. Trollowa noga, służąca jako stojak na parasole, miała paznokcie pomalowane brokatowym lakierem, a w niej tkwił pęk rac na długich kijach (z wywieszką „Nie dotykać pod karą petryfikacji, Molly”). Natomiast na wyeksponowanym miejscu – rozpięty między wężoidalnym żyrandolem a ponurą mordą wypchanej mantykory na ścianie – wisiał gigantycznych rozmiarów tranparent, głoszący różnobarwnymi literami: HAPY NIU JER !!
- Zgredek mi przysłał – wyjaśnił Harry, uśmiechając się z zażenowaniem.
Hermiona – prezeska i jednocześnie jedyna czynna członkini organizacji W.E.S.Z. – wpierw rozpłynęła się z rozczulenia, a potem natychmiast dodała surowo:
- No widzisz, biedny Zgredek jest półanalfabetą, bo skrzatom odmawia się dostępu do edukacji!
Ron i Harry wymienili znaczące spojrzenia i jednocześnie wywrócili oczami. Tymczasem bliźniacy zaofiarowali się, że aportują plecak Hermiony do jej dawnego pokoju, który zajmowała w lecie, a reszta towarzystwa postanowiła zrobić sobie przerwę na herbatę w kuchni. Hermiona jeszcze raz zerknęła na kuriozalny transparent i dopiero wtedy dostrzegła u szczytu schodów ciemną postać, niedbale opartą o rzeźbioną kolumienkę. Snape patrzył w dół, prosto na nią, jak zwykle nieżyczliwie. Nagle zmrożona nieprzyjemnym uczuciem, nie mogła oderwać wzroku od człowieka, który był tak bardzo nie na miejscu w tym bałaganiarskim i ostentacyjnie kiczowatym wnętrzu, że wydawał się wręcz nierealny. Dopiero po chwili otrząsnęła się na tyle, by zawołać (zbyt głośno i zbyt sztucznym tonem) „Dzień dobry, panie profesorze!” Snape nie odpowiedział, tylko skinął jej zdawkowo głową. Dopiero przy zatłoczonym stole, w cieple, nad kubkiem gorącej herbaty Hermiona zdała sobie sprawę, czemu widok Snape’a wydał jej się tak zaskakujący i dziwny. Po prostu Mistrz Eliksirów nie miał na sobie swojej powiewającej peleryny lecz zwyczajne (mugolskie!) dżinsy i koszulę. Zawsze tonął w swoich strojach, przypominając przerośniętego nietoperza, owiniętego skrzydłami, natomiast cywilna odzież tak bardzo zmieniała mu sylwetkę, że wydał się dziewczynie innym człowiekiem... od szyi w dół, bo w górę nic nie uległo zmianie.
Hermiona oglądała kolekcję wierszyków, zgromadzoną na drzwiczkach kredensu. Na najbardziej wyeksponowanym karteluszku wypisano najświeższe dzieło zbiorowe.
„Założył Severek czarny sweterek, przylizał oliwą włoski.
Spakował próbówki, proszki, parówki oraz futrzane bamboszki.
Potem usiadł na swej walizce, by zamknąć ją należycie,
na urlop jedzie Mistrz Eliksirów – on też prywatne ma życie.
Marzą mu się Seszele lub Amazońska głusza,
niestety, nie tym razem - wczasy ma u Syriusza.
Gospodarz starań dokłada, by mu czas wolny umilić,
Dostarcza mu rozrywek i nieba by mu przychylił.
A Snape niezadowolony, starania Blacka olewa,
bo biedak nie ma co palić i z braku lektury – ziewa.”
- No proszę... – mruknęła Hermiona. – Zdolni jesteście. A co on na to?
- Tymczasem nic specjalnego – odpowiedział Syriusz wesoło, mieszając herbatę. – Snuje się po domu, biedaczek, silnie znudzony.
- Och, tymczasowo. Potem wróci do Hogwartu i da nam popalić za te wierszyki. Po co go drażnicie? Przecież to obraźliwe. Wiecie jaki on jest wyczulony.
George pochylił się ku Hermionie i rzekł konfidencjonalnie:
- Ale jest z tego kupa zabawy. Poza tym, rozumiesz, wciąż mamy nadzieję, że staremu nietoperzowi puszczą nerwy i nawrzuca Syriuszowi. W ten sposób przegra. Zwyczajna akcja sabotażowa, jak to na wojnie.
- Wy się bawicie, a potem najbardziej oberwie Harry, jakbyś o tym nie wiedział – odparła z lekkim potępieniem. Popatrzyła znowu na mebel wytapetowany „poezją”, a wtedy jej wzrok przypadkowo zaczepił o małą karteczkę, przyczepioną skromnie z boku. Pismo było bardzo znajome. Nie dalej jak dwa tygodnie temu widziała identyczne drobne litery na marginesie eseju z Eliksirów.
„Żaden z obecnych tu panów
nie pamięta o zjawisku szlabanów.
Podobnie łowców się nie docenia –
ku rozpaczy i szkodzie jelenia.”
„Aha...” – pomyślała dziewczyna. – „Snape już sobie ostrzy zęby. Dlaczego ja zawsze muszę mieć rację?”
Lecz nie powiedziała tego na głos. Atmosfera przy stole była tak radosna, jakby nad nikim nie wisiała groźba wojny i śmierci, a po domu nie włóczyły się obłąkane skrzaty ani złowrodzy truciciele. Nawet Syriusz, który latem tonął w depresji, teraz wydawał się całkiem innym człowiekiem – w jaskrawym t-shircie w tropikalne ryby i z długimi włosami egzotycznie posplatanymi w cienkie warkoczyki.
*
Podobnie jak hall, również salon prezentował się znacznie korzystniej. Co prawda ściany nadal pokrywały wypłowiałe i odłażące tapety, ale za to ostatecznie poznikały wszystkie odrażające przedmioty z oszklonych etażerek. Zasłony, z których w sierpniu pozbywali się bahanek, zostały wymienione na nowe – czerwone w złote chryzantemy. Gobelin z drzewem genealogicznym „szlachetnego i starożytnego rodu Blacków” przykrywała wielka wełniana makatka z zezowatym żółtym lwem na łące pełnej stokrotek. Wyglądało na to, że Syriusz urządza dom w całkiem nowym stylu, a chociaż był to styl psychodeliczny, i tak wszystko wyglądało lepiej niż przedtem.
Ron i Harry rozgrywali partię szachów, przy czym George i Fred żywiołowo kibicowali bratu (ku jego niezadowoleniu), a Syriusz i Ginny - Harry’emu (żeby było sprawiedliwie). Pan Weasley z Remusem zatopił się w pasjonującej dyskusji na temat mugolskich systemów grzewczych. Lupin przez jakiś czas wynajmował pokój w mugolskiej części Londynu i nie miał wysokiego mniemania o kaloryferach.
Tonks pokazała Hermionie, jak działa żaba-zabawka, wypuszczająca pyszczkiem utrwalone bańki mydlane, a teraz obie bawiły się, modyfikowanymi zaklęciami zmuszając żabę do produkowania różnobarwnych fantastycznych kształtów. Wkrótce niemal cały sufit był nimi pokryty.
Natomiast Snape zajął w salonie strategiczną pozycję na fotelu – twarzą do drzwi, tyłem do lwa z zezem, stolik z różdżką i filiżanką kawy w zasięgu ręki – i oddawał się lekturze. Zastali go w tym miejscu i nie ruszył się z niego od godziny, milcząc, szeleszcząc kartkami oraz ignorując (z wzajemnością) otoczenie. Hermiona obserwowała go ukradkiem. Snape czytał jakąś książkę z trupią główką na okładce, bawiąc się jednocześnie ołówkiem. Od czasu do czasu podkreślał nim coś w tekście lub notował na marginesie, ale najczęściej gryzł końcówkę – chyba nie zdając sobie z tego sprawy.
Tymczasem szachowa bitwa zakończyła się widowiskowo, gdy skoczek Rona zaszachował króla Harry’ego, a ten salwował się sromotną ucieczką poza granice szachownicy. Harry z pewnym trudem wydobył go z cukierniczki i otrzepał ze słodkich okruchów.
- Może teraz ty byś zagrał? – odezwał się zachęcająco do swego ojca chrzestnego. Syriuszowi błysnęło oko, a następnie zaprezentował reklamę stomatologiczną.
- Czemu nie? Ale... czy nasz drogi Mistrz Eliksirów nie czuje się samotny? Severusie, nie chciałbyś zagrać ze mną partyjki?
Snape podniósł głowę znad książki. Hermiona miała przez chwilę niemiłe wrażenie, że jego oczy są dwoma czarnymi wylotami luf rewolwerowych, celującymi w Syriusza.
- Niestety, gram dość słabo – odrzekł Mistrz Eliksirów łagodnym tonem, a dziewczyna znów doznała drobnego wstrząsu, gdyż spodziewała się jadowitego syku, ociekającego ironią.
- Ja też. Naprawdę gram fatalnie, nie będę dla ciebie zbyt trudnym przeciwnikiem – kusił Syriusz.
- I to ma mnie zachęcić? Lubię wyzwania – odparł Snape.
- No, może nie jestem aż tak beznadziejny. Nie daj się prosić, Severusie.
Snape wzruszył lekko ramionami, wstając z fotela.
„Bardzo dobrze wygląda w dżinsach” – pomyślała Hermiona i natychmiast skarciła się w duchu: - „Co ty bredzisz, Miona ?!”
Snape przez chwilę zdawał się zastanawiać, co zrobić z książką, wreszcie zatknął ją za pasek. W Hermionie obudziła się nieprzeparta ciekawość, co też takiego może kryć się w tej niepozornej książczynie, że profesor strzeże jej tak zazdrośnie, nawet na sekundę nie chcąc wypuścić z rąk. Złowiła równie zaciekawione spojrzenie Harry’ego i już wiedziała, że nie spoczną, póki nie zajrzą do tajemniczego tomika.
Syriusz grał czerwonymi figurami, a Snape białymi. Hermiona nie znała się na szachach zbyt dobrze, lecz nawet ona widziała, że obaj przeciwnicy prezentują jednakowy poziom – to znaczy okropny. Popełniali błędy, na widok których Ron zakrywał sobie oczy, mylili reguły, albo w ogóle je zmieniali „bo tak wygodniej”. A przy tym zwracali się do siebie z nieskazitelną uprzejmością, mówiąc rzeczy w rodzaju:
- Pozwól, drogi Syriuszu, że mój skoczek zbije twojego.
- Drogi Severusie, cała przyjemność po mojej stronie. Czy mogę wypruć flaki twojemu pionkowi? O temu tutaj. Chyba nie jest ci potrzebny?
- Ależ oczywiście, nie krępuj się. Czy ktoś mógłby przynieść nam piwa?
- Jeśli sobie życzysz... Ja na razie dziękuję. Weź sobie popielniczkę... och, przepraszam!
- Wieża na De pięć, no ruszże się, leniwe stworzenie...
Hermiona nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać. Syriusz i Snape ogródkami wsadzali sobie nawzajem szpile lub podpuszczali na siebie pionki. W końcu sytuacja na szachownicy nie przypominała już w ogóle gry, lecz bitwę pod Hastings, odgrywaną przez amatorski teatr ze szkoły podstawowej. Czerwony i biały król ganiali się dokoła ogłupiałej białej wieży, przy czym bardziej agresywny czerwony walił białego po koronie szczątkami swego tronu. Grupa białych pionków przewróciła czerwoną wieżę i pracowicie rozwałkowywała nią Syriuszowego gońca. Hetmani na samym środku szachownicy rozgrywali między sobą prywatny mecz bokserski, a czerwone pionki zawzięcie polowały na białego skoczka, bombardując go landrynkami za pomocą katapulty, zaimprowizowanej z łyżeczki do kawy.
Widzowie, zgromadzeni za plecami Syriusza głośno dopingowali czerwonych. Snape zagryzł wargi i popychając palcem figury, usiłował zaprowadzić jakiś ład na polu bitwy. Dopiero wtedy Hermiona zwróciła uwagę na ręce Mistrza Eliksirów. Jak zawsze szczupłe, blade, lekko zaplamione chemikaliami – a tym razem dodatkowo pokaleczone. Snape miał paznokcie obgryzione do żywego mięsa. Hermiona nagle poczuła się tak, jak by ktoś ją zepchnął ze schodów. Wewnątrz wzdrygnęła się nerwowo. Niespodziewanie dla siebie samej odniosła wrażenie, że cofa się i cofa (choć naprawdę nie ruszyła się z miejsca), patrząc z oddali na całą scenę w salonie. Rozpromieniony Syriusz po jednej stronie stolika, za jego plecami podnieceni chłopcy, komentujący sytuację na szachownicy, poklepujący go po ramionach. Ginny i Tonks, skandujące; „Czer-wo-ni! Czer-wo-ni! Gryf-fin-dor! Gryf-fin-dor!” A po drugiej stronie Snape – chudy, przygarbiony, brzydki (i znerwicowany) Snape – zupełnie sam.
„Przecież to niesprawiedliwe” – pomyślała. – „To jest zwyczajnie niesprawiedliwe. Jasne, że on jest podły i obrzydliwie nas traktuje, ale... przecież my go traktujemy tak samo. Doprawdy, jakby był domowym skrzatem!”
Otworzyła usta...
- Dalej, biali! Dalej, Slytherin! Ruszcie się! Sly-the-rin... Sly-the-rin...
„Chyba zwariowałam” – pomyślała. – „Bliźniaki mnie zjedzą.”
Udało jej się zaszokować wszystkich tak, że zamilkli z otwartymi ustami, jak podduszone złote rybki. Snape również spojrzał na nią tak, jakby zwątpił w jej zdrowe zmysły. Hermiona poczuła, że oblewa się rumieńcem.
- Panno Granger, nie potrzebuję dopingu – odezwał się chłodno.
- Ale on potrzebuje – odparła Hermiona, wskazując białego króla, który przykucnął w cieniu wieży, nakrył głowę rękami i usiłował zrobić się jak najmniejszy, podczas gdy czerwony szturchał go mieczem. W następnej chwili biały król zerwał się, uciekł z pola walki i zagrzebał znowu w cukierniczce.
- Już nie – podsumował Snape kwaśno. Wstał i sztywno skłonił głowę przed Syriuszem. – Gratuluję zwycięstwa. Teraz pozwól, że zajmę się czymś poważniejszym.
I aportował się z salonu.
- Hermiona... – odezwał się Ron dziwnym głosem.
- Ani słowa – mruknęła. – Lepiej nic nie mówcie.
*

Dziękuję zbzikowanej i Portilii za seans kajmankowo-severowy.


--------------------
I'm snaper, no mercy, no potters
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
sasilla
post 13.02.2004 15:03
Post #39 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 125
Dołączył: 09.08.2003
Skąd: Grodzisk Maz.




No nie! Jak zwykle cudownie!!! Miona i Sev? O Losie Miłosierny czy tu sie kroi jakiś romansik?! Mrau... to bedzie ciekawe...
Zawsze wiedziałam, że piątek 13-go to baardzo szczęśliwy dzień ^^ i poprosze dalej, bo umrę z ciekawości. biggrin.gif


--------------------
Spotkałem panią pośród łąk.
Przecudną panią, dziecko wróżki:
Włos miała długi, dzikie oczy.
Leciutkie nóżki.


John Keats
La belle Dame sans merci
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Child
post 13.02.2004 15:55
Post #40 

leżący rybak


Grupa: czysta krew..
Postów: 7043
Dołączył: 26.11.2003

Płeć: Mężczyzna



Na początek biggrin.gif biggrin.gif biggrin.gif Miodzio - tak, jak zawsze. I te kajmanki, piranie... MUAHAHA. A i coś poważniejszego się znajdzie - Hermi i jej przemyślenia. Czyżby Sev rozpylił coś w atmosferze?

ROTFL


--------------------
user posted image
His power level... It's over ni-- oh, wait. It's only over seven thousand.

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Lousie
post 13.02.2004 16:23
Post #41 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 165
Dołączył: 29.11.2003
Skąd: Z daleka XD




Ja nie wiem jak to jest, ale czytając twoje opowiadanie, zawsze mi się poprawia humor ( prawie zapomniałam, że muszę oddać kotka). Wierszyki i piosenki są świetne, poza tym wszystko inne też. Czekam na nasępnego parta.


--------------------
One day you will ask
me what's more
important, your life or
mine? And I will say,
my life, then you will
walk away, never
knowing that you are
my life.

----------------------------

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Toroj
post 19.02.2004 17:49
Post #42 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 72
Dołączył: 22.12.2003

Płeć: Mężczyzna



*
- Rozumiesz, Syriusz zszedł na obiad w czerwonej koszuli, zaczarowanej tak, że latały po niej złote feniksy – opowiadał George. – Oświadczył, że to będzie od dzisiaj strój organizacyjny zak... no wiecie.
Dziewczyny parsknęły śmiechem.
- Cały Syriusz – powiedziała Ginny.
- Szkoda, że tego nie widziałam – dodała Hermiona z żalem.
- No... szkoda – zgodził się Fred. – Żebyś ty widziała minę Snape’a! Mało go szlag nie trafił...
- ...bo Syriusz... zaraz zaczął mu wpychać... taki sam ciuch w prezencie! – wtrącił Ron, rechocąc jak obłąkany.
- No i...?
- No i Snape powiedział, że noszenie strojów organizacyjnych to świetny pomysł. Aportował się od stołu, a za chwilę wrócił w płaszczu Śmierciojada i w masce – dodał Fred.
- I to już było o wiele mniej zabawne – odezwał się Harry bez entuzjazmu.
- Mama o mało nie zemdlała...
- Ale mama jednak ma klasę – ciągnęła Ginny z podziwem. – Powiedziała, że zak... że nie jest organizacją militarną, i że nikt nie będzie siadał w mundurze do stołu, póki ona gotuje. Czyli jeśli chcą jeść, to mają się przebrać.
- Aluzju poniali – podsumował jeden z bliźniaków. – Swoją drogą, Kajman ma naprawdę cool pelerynę, z czarnej wężowej skóry. Pomacałem, jak nie patrzył. Zacznę odkładać i kupię sobie coś podobnego. Ale nie czarne i nie takie długie, długie już niemodne.
Powyższa rozmowa toczyła się na rojnej londyńskiej ulicy. Po kataklizmie, jaki nawiedził Syriuszową kuchnię, stało się jasne, że aby godnie celebrować nadejście Nowego Roku, należało dokupić fajerwerków (a następnie otoczyć je ochronną strefą antytonksową). Bill domagał się większej ilości szampana i piwa kremowego. Zapowiadał też dostarczenie polskiego porteru o morderczej mocy siedmiu „volt”, ku zgrozie swej matki i przy cichym przyzwoleniu ojca. Molly w ostatniej chwili odkryła również, że w jakiś niepojęty sposób zapasy szynki i majonezu zredukowały się do nędznych pozostałości. Było więc jasne, że trzeba wybrać się na ulicę Pokątną. Bill i Remus zadeklarowali chęć dokonania zakupów, a przy okazji dopilnowanie młodszego pokolenia.
W ten sposób całe towarzystwo mogło cieszyć się spacerem. Pogoda była dokładnie taka, jaka powinna być w dniu ferii zimowych: lekki mrozik i słońce, śnieg, jak to w mieście, istniał w postaci symbolicznej – na dachach i trawnikach, ale przyjmowany był z zadowoleniem jako znak prawdziwej zimy. Remus otulił się szczelniej swoją podszytą wiatrem peleryną i poprawił szalik. Jego oczy czujnie, iście wilczo, przepatrywały tłum przechodniów, szukając oznak czegoś podejrzanego. Jednym uchem łowił jednocześnie paplaninę idących obok dzieci.
- Panie profesorze... – usłyszał głos Hermiony Granger.
- Tak..? – zerknął na nią przelotnie, by nie wydać się niegrzecznym.
- Chodził pan do szkoły z profesorem Snapem, prawda? Czy on zawsze był taki dziki?
Remus bezwiednie parsknął krótkim śmieszkiem. Słowo „dziki” bardzo dobrze określało Severusa.
- Słabo go znałem, był przecież w Slytherinie, ale jeśli chodzi o jego stosunek do ludzi, to... powiedzmy, że nigdy nie był szczególnie towarzyski.
- Dlaczego?
Remus spojrzał prosto na Hemionę. Oboje zwolnili, puszczając towarzyszy przodem, pod dyskretną ochroną Billa Weasleya.
- Tego nie wiem, ale... – powiedział cicho Lupin. - Mam wrażenie, że jego warunki domowe nie różniły się zbytnio od tego, jak żyje Harry. Jednych to hartuje, a drugich łamie. Snape nie miał szczęścia być bohaterem narodowym... o ile można nazwać takie coś szczęściem.
- No tak... – mruknęła Hermiona.
Nagle zatrzymała się jak wryta. Lupin błyskawicznie rozejrzał się, mocniej zaciskając palce na różdżce w kieszeni. Hermiona patrzyła na reklamę wystawioną w witrynie apteki.
- Muszę tu wstąpić. Dogonię was za chwilę.
- Ale...
- Profesorze, nikt mnie przecież nie zaatakuje w biały dzień na ulicy. Zresztą to nie na mnie polują... Newman może i jest beznadziejnym nauczycielem OPCM, ale ćwiczymy też poza lekcjami. W razie czego umiem się obronić.
- Chciałbym w to uwierzyć – odparł Remus. – Dobrze, idź. Zaczekamy na ciebie w „Dziurawym Kotle”.
*
Pukanie do drzwi oderwało Snape’a od pisania. Odczekał dłuższą chwilę, z nadzieją, że pukacz się zniechęci lub uzna, że nie ma go w pokoju. Niestety, kołatanie powtórzyło się, tym razem wykonane z energią, niosącą przejrzyste sygnały „wiem-że-tam-jesteś-i-zaraz-wejdę”. Severus sapnął z irytacją. Ta Tonks jest po prostu bezczelna. (Severusowi nie przychodził do głowy nikt inny, kto miałby tyle tupetu.) Czy ona nie rozumie, że człowiek czasami chciałby być sam? No, może nie czasami, może ciągle, ale to przecież nie zmienia faktu, że...
Severus otworzył drzwi, spodziewając się malinowej ofensywy na wysokości oczu, jednak z zaskoczeniem ujrzał tuż przed nosem chmurę brązowych loków, a niżej czekoladowe oczy o wejrzeniu inteligentnym i stanowczym.
- Dzień dobry, panie profesorze.
- Dzień dobry, panno Granger. Słucham.
- Mogę wejść?
W ciągu trzech sekund mózg Mistrza Eliksirów przyjął i zanalizował dane: tusz na rzęsach, szminka, figura uwolniona z workowatej szaty szkolnej – po czym wypluł informację zwrotną >kobieta<.
- NIE.
- W takim razie załatwię to w progu – zgodziła się Granger bez oporu, podając Severusowi jakieś pudełeczko. – To dla pana.
- Co to jest? – zainteresował się mimowolnie.
- Mugolskie lekarstwo dla palaczy. W plastrach. Przykleja się je do skóry, a nikotyna przechodzi do krwiobiegu i...
- Zapewniam, że nie musisz mi tłumaczyć zjawiska osmozy. A teraz żegnam – przerwał jej Snape brutalnie i zamknął drzwi. A raczej usiłował zamknąć, gdyż przeszkodził temu czubek damskiego buta, wciśnięty między skrzydło a futrynę.
- Grangerrrr...
- Proszę, niech pan to weźmie.
- Granger, odczep się! Skąd ci przyszedł do głowy tak idiotyczny pomysł? Jak chcesz zostać siostrą miłosierdzia, to ćwicz na kimś innym.
- Świetnie – powiedziała z przekąsem. – Tylko ciekawe, co będzie, jak już pan zje ostatni ołówek.
Snape prychnął pogardliwie, przybierając najbardziej odpychającą ze swych min.
- Syriusz może się obyć bez whisky, ale panu jest ciężej – ciągnęła dziewczyna. – Kiedy mój tata odzwyczajał się od palenia, powiedział, że wolałby iść do piekła, bo tam przynajmniej by nie twierdzono, że wszystko to dla naszego dobra.
- Kolaborujesz z obozem wroga? – zadrwił Mistrz Eliksirów. – Liczysz na jakieś ulgi na lekcjach? Nie przyjmuję łapówek.
- Na nic nie liczę! – W końcu udało mu się ją rozzłościć. – Ciekawe, że nie odróżnia pan zwykłej życzliwości od próby przekupstwa. Wyrównuję tylko szanse w tym głupim zakładzie. A tak nawiasem, to nie jest prezent i jakby co, to liczę na zwrot galeona.
- Miooonaaa!!! Lunch!! – rozległ się na parterze głos Ginny Weasley. – Gdzie jesteś? Mama zrobiła galaretkę!
- Idę! – odkrzyknęła, po czym błyskawicznie przerzuciła pudełko nad głową Severusa, do wnętrza pokoju. Nim zdążył zareagować, już zbiegała ze schodów. Mimowolnie odczuł nadzieję, że potknie się na feralnym schodku, ale przeskoczyła go zręcznie i znikła mu z widoku.
„Bezczelność” – pomyślał kwaśno, mając jednocześnie na myśli mugolski eliksir i schody. Wycofał się do zacisza swej sypialni, niczym borsuk, chowający się w norze.
*
- Dom urządzony, szampan kupiony, fajerwerki są... – wyliczał Syriusz, sięgając po galaretkę. – Mamy ostatni dzień roku, możemy niebawem zacząć świętować. Nawet ten cholerny skrzat gdzieś wsiąkł. Może mam szczęście i nie wróci.
Hermiona już otwierała usta, by wygłosić krótkie umoralnienie na temat traktowania skrzatów domowych, kiedy pani Weasley wrzasnęła przeraźliwie:
- Nie jedz tego!! – i złapała Syriusza za rękę.
Wszyscy podskoczyli nerwowo, a Black upuścił deser.
- Syrop do galaretki zrobiłam na sherry. Nie wiem czym cię Dumbledore obłożył, ale wolę się o tym nie dowiadywać przed czasem – wyjaśniła z zakłopotaniem, wręczając mu inną miseczkę. – Tu masz porcję z syropem karmelowym.
- Dzięki, Molly. Jestem naprawdę wzruszony twoją troską – mruknął Syriusz, oglądając swoje kolana, pokryte lepką słodyczą.
- Zaraz to załatwimy! – zakrzyknęła ochoczo Tonks, wymachując różdżką, nim Syriusz zdążył zaprotestować. – Chłoszczyść!
- Ekhm... – odezwała się górka mydlanej piany, odkładając na stół salaterkę i łyżkę. – Chyba jednak zrezygnuję z deseru. Ninny, serce moje, jakim cudem udało ci się zostać aurorką?
- Egzaminator nie kazał mi sprzątać – wyjaśniła Tonks z prostotą, otrzepując kuzyna z mydlanych baniek. Reszta biesiadników, usiłująca dotąd zachować resztki powagi, nie zdzierżyła. Hermiona omal się nie udusiła, Harry’emu spadły okulary, a rudowłose plemię zanosiło się iście weasleyowskim rechotem, waląc się nawzajem po plecach z dzikiej radości. Lupin naciągnął golf na twarz, wyjąc z uciechą przez wełnę. Syriusz zamienił się w psa i otrzepał się zamaszyście z piany, kłapiąc uszami. Udając śmiertelną urazę, zaczął obszczekiwać Tonks. Kichał przy tym co chwila, wzmagając jeszcze bardziej głupawkę przy stole.
- Was po prostu nie można trzymać razem – oświadczyła Molly Weasley, usiłując wytrzeć czarnego kundla ścierką do naczyń. – Zachowujecie się skandalicznie, po prostu skandalicznie... Kocham was wszystkich – wyrwało się jej od serca.
Śmiechy ucichły. Jak margerytki kierujące się do słońca - tak obróciły się ku niej rude głowy... i nie tylko rude. Chwilo szczęścia, trwaj... nigdy nie trwa długo, gdyż przestałaby być chwilą.
- Czy osoba nie objęta tą deklaracją może siąść do lunchu? – odezwał się cierpki głos od drzwi.
- Eeee... oczywiście – powiedziała Molly, lekko zmieszana. – Ser, szynka i majonez, jak zwykle? Ginny, podaj panu pieprz.
- Miło, że pani pamięta – powiedział Snape nieco cieplejszym tonem (około pięciu stopni powyżej zera). Dmuchnął na tęczową kulę, która próbowała osiąść na jego talerzu. Zachowywał się tak, jakby jedzenie lunchu w towarzystwie setek fruwających banieczek oraz psa, który właśnie zabierał się do wylizywania galaretki, należało do jego stałego rozkładu dnia.
- Syriuszu! – skarciła psa pani Weasley.
Syriusz z powrotem przyjął ludzką postać i wytarł galaretkę z nosa.
- Przepraszam, Molly.
- Na UA obniżyli wymagania? – zapytał Snape niby obojętnym tonem, obserwując, jak Tonks usiłuje zlikwidować inwazję latającego mydła. Dziewczyna o włosach koloru lawendy rzuciła mu złe spojrzenie, ale natychmiast rozpromieniła się w uśmiechu (nieco złośliwym).
- Nie, nie obniżyli. I wiesz, jest tu paru młodych ludzi, którzy również chcą wstąpić na mój stary, poczciwy uniwerek, więc pomyślałam, że skoro mamy tu w kupie dyplomowanego aurora, dwóch speców od Czarnej Magii i jednego animaga, to fajnie by było zrobić im podchody.
- Co..?
- Ćwiczenia ze skradania i klątw. W tej budzie... przepraszam, Siri... jest od metra zakamarków. Mamy przed sobą cały wieczór, moglibyśmy się trochę zabawić.
- Świetny pomysł! – ożywił się Syriusz. – Dobierzemy się w pary...
- Skradanie się w parach faktycznie jest bardzo efektywne – mruknął Snape z ironią.
- No to pojedynczo. Jakie zasady? Na full, czy na soft?
- Soft – orzekł stanowczo Remus. – Stare konie, chcecie rzucać tormenta na dzieci?
- Nie jestem dzieckiem! – zaprotestował Harry.
- Ale tormentem i tak byś nie chciał dostać, boli niemal tak samo jak cruciatus.
Harry’emu zrzedła mina.
- A więc wersja soft, rekreacyjny trening na miękko – podsumował Snape, patrząc znacząco w oczy Blacka. – Żadnych obrażeń... i żadnego rzucania evanesco* na odzież.
- Jasne – mruknął Syriusz, uśmiechając się drapieżnie. – Zbiórka w salonie o zmierzchu.

*evanesco – zaklęcie likwidujące

Ten post był edytowany przez Toroj: 20.02.2004 18:40


--------------------
I'm snaper, no mercy, no potters
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Child
post 19.02.2004 21:42
Post #43 

leżący rybak


Grupa: czysta krew..
Postów: 7043
Dołączył: 26.11.2003

Płeć: Mężczyzna



No co ja mam napisać? Że świetne (jak zwykle), że rozśmieszyło mnie jak stąd do Meksyku i z powrotem? Że Severus jest jeszcze bardziej "severusowaty"?
Zamiast tego kilka uwag natury ogólnej:

Mózg Seva pracuje w bardzo ciekawy sposób biggrin.gif
Podobnie jak Hermiony (Nadal upieram się, że Sev rozpylił coś w powietrzu)
A i Wielce Szanowany Ród Blacków jak zwykle szaleje laugh.gif
Kanapki z szynką i majonezem są bardzo smaczne biggrin.gif

I gdybym mógł coś doradzić - jak jest soft, niech będzie hard(core) zamiast full.


--------------------
user posted image
His power level... It's over ni-- oh, wait. It's only over seven thousand.

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ellie
post 19.02.2004 21:50
Post #44 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 236
Dołączył: 16.05.2003
Skąd: Nowy Dwór Maz.




Właśnie zastanawiałam się kiedy nowy part będzie, wchodzę na forum i niespodzianka. Od razu tak jakoś mi się weselej zrobiło, kiedy go zobaczyłam, a jak przeczytałam to już wogóle. Jak zwykle świetnie. Jeszcze napiszę, że w poprzednim parcie bardzo mi się podobały kajmankowe rymowanki, ta na lodówce i odpowiedź Snape'a.

QUOTE
W ciągu trzech sekund mózg Mistrza Eliksirów przyjął i zanalizował dane: tusz na rzęsach, szminka, figura uwolniona z workowatej szaty szkolnej – po czym wypluł informację zwrotną >kobieta<.


A ten fragment to po prostu mistrzostwo świata. Już dawnosię tak nie śmiałam, jak przy nim.

QUOTE
Kanapki z szynką i majonezem są bardzo smaczne


Bardzo smaczne, nie dziwię się więc dlaczego Sev się tak nimi zajada. On chyba wogole lubi majonez, co? Bo ja bym w życiu nie zjadła oliwek z majonezem.

A! I jeszcze jedno, znalazłam parę literówek, ale mało istotnych.

Ten post był edytowany przez Ellie: 19.02.2004 21:56


--------------------
As happens sometimes a moment settled...
... and hovered and remained for much more than a moment.
And sound stopped and movement stopped?
... for much, much more than a moment.
And then the moment was gone.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Toroj
post 20.02.2004 01:37
Post #45 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 72
Dołączył: 22.12.2003

Płeć: Mężczyzna



Ellie, po twoim zgłoszeniu przejrzałam bardzo dokładnie ostatni odcinek, ale nie znalazłam ani jednej literówki. Gdzie ty je widziałaś?
Child, zostanę jednak przy słowie "full", bardziej mi się podoba niż "hard". Hard kojarzy mi się, za przeproszeniem, z pornografią. A w ogóle co z "Dwadzieścia lat wcześniej"? Zostawiłeś rozgrzebany tekst i nic przy nim nie robisz.


--------------------
I'm snaper, no mercy, no potters
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Child
post 20.02.2004 10:05
Post #46 

leżący rybak


Grupa: czysta krew..
Postów: 7043
Dołączył: 26.11.2003

Płeć: Mężczyzna



"Dwudziestka" sie pize - powoli ale pisze biggrin.gif
Zaraz, zaraz - hard kojarzysz z pornografią? Gdybym twojego wyjaśnienia nie zobaczył, to nadal kojarzyłoby mi się to z muzyką hard corem zwaną.

Ten post był edytowany przez Child of Bodom: 20.02.2004 10:20


--------------------
user posted image
His power level... It's over ni-- oh, wait. It's only over seven thousand.

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ellie
post 20.02.2004 18:20
Post #47 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 236
Dołączył: 16.05.2003
Skąd: Nowy Dwór Maz.




QUOTE
(Severusowi nie przychodził go głowy nikt inny, kto miałby tyle tupetu.)

do głowy powinno być.

QUOTE
- Ale mama jednak na klasę...

chyba ma klasę?

Ale dziwię ci się, że nie znalazłaś, bo mi też drugi raz ciężko było znaleźć smile.gif
Pozdrawiam i życzę weny, żebyś szybciutko dała nowego parta.

Ten post był edytowany przez Ellie: 20.02.2004 18:20


--------------------
As happens sometimes a moment settled...
... and hovered and remained for much more than a moment.
And sound stopped and movement stopped?
... for much, much more than a moment.
And then the moment was gone.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Toroj
post 20.02.2004 18:42
Post #48 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 72
Dołączył: 22.12.2003

Płeć: Mężczyzna



QUOTE
Ale dziwię ci się, że nie znalazłaś, bo mi też drugi raz ciężko było znaleźć
Pozdrawiam i życzę weny, żebyś szybciutko dała nowego parta.

Dziękuję. Wzrok już nie ten... Na razie to chyba będzie aspiryna i sok malinowy, a nie "next part", grypa szaleje.


--------------------
I'm snaper, no mercy, no potters
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ellie
post 20.02.2004 19:26
Post #49 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 236
Dołączył: 16.05.2003
Skąd: Nowy Dwór Maz.




W takim razie zdrówka życzę. smile.gif


--------------------
As happens sometimes a moment settled...
... and hovered and remained for much more than a moment.
And sound stopped and movement stopped?
... for much, much more than a moment.
And then the moment was gone.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Toroj
post 23.02.2004 00:16
Post #50 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 72
Dołączył: 22.12.2003

Płeć: Mężczyzna



Odcinek zawiera treści nieodpowiednie dla dzieci poniżej lat jedenastu. blink.gif

*
Gdyby Harry Potter miał kiedykolwiek opisać dom Dracona Malfoya, zapewne jego wyobrażenia byłyby bardzo zbliżone do tego, co prezentowała sobą siedziba Blacków, nim zajęły się nią błogosławione ręce Molly Weasley – no, może pomijając pajęczyny, grzyb w łazienkach, bahanki w zasłonach i martwe pufki pod kanapą. Zdziwiłby się, stwierdziwszy, że rezydencja Malfoyów przypomina dom ciotki Petunii (z tym, że pani Dursley nie było stać na meble w stylu Ludwika XVI) – podobnie jasny, wypucowany i sterylny.
Ostatniego dnia roku 1995, w godzinach popołudniowych, Lucjusz Malfoy stał przed lustrem (późne empire) i wypróbowywał zaklęcia zawiązujące krawat. Jednak kolejne warianty drapowania śliskiego jedwabiu nie zadowalały go. Lucjusz w skrytości ducha nie lubił krawatów, ale cóż... noblesse oblige*, zwłaszcza w tych zamugolonych czasach.
Obok jego syn, który już zdążył uporać się ze sztywnym kołnierzykiem, krawatem i wszelkimi odświętnymi akcesoriami młodego dżentelmena, przeglądał katalog ze sprzętem sportowym. Czekali na Narcyzę, wciąż jeszcze roztrząsającą w swym buduarze ważki dylemat, czy na bal Noworoczny ma włożyć perły, czy diamenty.
Malfoya seniora ogarnęło niejasne uczucie dyskomfortu. W pierwszym momencie nie potrafił określić jego źródła, potem jednak wrażenie skoncentrowało się w okolicach lewego przedramienia.
„No nie...” – pomyślał Lucjusz z irytacją. – „Nie powinien się narzucać akurat teraz. To takie... nieeleganckie.”
Westchnął. Lord był – oczywiście – wielki, potężny, wspaniały, budzący respekt... i szalenie prowincjonalny. Żadnego wyczucia norm towarzyskich.
Przez następne pół minuty Lucjusz wczuwał się we własny organizm, oczekując znajomego szczypania, rwania i palenia tuż pod skórą (nigdy nie był to ból, lecz irytujące wrażenie tuż na jego granicy, niemożliwe do zignorowania). Jednak nic nie uległo zmianie, dziwne mrowienie w miejscu Mrocznego Znaku nadal trwało, nie zmieniając natężenia. Lucjusz z namysłem potarł ramię.
- Draco!
- Tak, ojcze?
- Idź do mojego gabinetu i przynieś mi notes z prawej szuflady biurka. Ten czarny.
Draco rzucił ojcu buntownicze spojrzenie znad katalogu.
- Nie jestem skrzatem. To są ich obowiązki. Wezwij któregoś.
Lucjusz utkwił lodowate, szare oczy w krnąbrnym potomku.
- Synu... czy kiedykolwiek wspominałem ci o kajdanach, łańcuchach oraz chłostaniu biczem do krwi?
Draco potrząsnął głową, szeroko otwierając oczy ze zdumienia.
- Mamy coś takiego w domu?! – zapytał ze źle skrywanym entuzjazmem.
Malfoy senior uniósł brwi i zmierzył swego syna spojrzeniem pełnym zastanowienia.
- Tak więc, jeśli za pięć minut nie będę miał tego notesu w ręku, to NIE będziesz miał okazji się zapoznać z takimi akcesoriami jak pejcze i kolczatki, jasne?!
Draco nadąsał się i bez pośpiechu wyszedł z pokoju, w drzwiach mijając się z matką. Lucjusz mógł jednak bardzo dobrze usłyszeć, jak na schodach nabiera pędu, dudniąc obcasami po stopniach. Tak, chłopców pokroju Dracona należało trzymać krótko.
- Lucjuszu...! – jęknęła dramatycznie Narcyza. – Jak mogłeś!?
- Co jak mogłem? – spytał Malfoy z roztargnieniem, wracając do walki z krawatem.
- Obiecywałeś, że zanim zaczniesz uświadamiać Dracona, najpierw to wspólnie omówimy! On jest taki delikatny! A ty zaczynasz tak... obcesowo!
Lucjusz westchnął.
- Narcyzo, na Merlina, chłopak ma szesnaście lat. Koledzy w szkole uświadomili go już dawno i gruntownie. Może z wyjątkiem zajęć praktycznych z zakładania więzów niezaciskowych.
Narcyza wzniosła oczy ku neoklasycystycznemu sufitowi, markując łkanie i dystyngowane pociąganie nosem, gdyż nie chciała sobie zniszczyć kunsztownego makijażu.
W cztery minuty później Lucjusz kartkował czarny notatnik i wodził palcem po terminarzu. 31 grudnia i 1 stycznia – bal u Averych, 2 stycznia – odwieźć Draco na King Cross, 3 stycznia – zebranie... Sacrebleu! Trzy dni przed terminem? Co się dzieje, otchłanie piekielne?
Mroczny Znak nadal mrowił.
*
Walden MacNair, kat ministerialny, oderwał się od konsumowania świątecznego haggisa* i podrapał po lewym przedramieniu. Z pewnym zdziwieniem podciągnął rękaw, przyglądając się podejrzliwie emblematowi organizacyjnemu.
- Waldi...? – bąknęła niepewnie jego żona. – Tylko nie mów, że on cię wzywa akurat teraz! Przecież są święta! – załamała ręce.
- Nie wiem – mruknął, drapiąc się ponownie. – Nie wiem, co on kombinuje, jest inaczej niż zwykle.
*
Gdzieś w niedostępnym zakątku Wielkiej Brytanii Czarny Pan z roztargnieniem podrapał się po Mrocznym Znaku, po czym energicznie odstawił puchar z winem i nerwowo podciągnął rękaw szlafroka. Blada jak kość słoniowa skóra wokół Znaku była lekko zaogniona.
- Glizdogon!!! – ryknął Lord Voldemort, drapiąc się po tatuażu, gdyż swędział coraz bardziej.
„Szlag by trafił! Znów jakiś idiota usiłuje pozbyć się Znaku. Nigdy się nie nauczą...”
- Glizdogon!!! Przynieś mi ubranie!
- Mała zmiana planów – mruknął Voldemort, sięgając znów po wino i przyglądając się wizerunkowi czaszki na swej ręce. – Ciekawe który to. A myślałem, że to będzie nudny Nowy Rok.
*
Na pierwszym piętrze domu Blacków, w sypialni zaryglowanej na trzy spusty Severus Snape skończył powtórnie czytać ulotkę dołączoną do zestawu plastrów nikotynowych. Była bardzo... mugolska. Co nie znaczyło, że nie umiałby zrobić identycznej substancji u siebie w pracowni.
- Trywialne – mruknął do siebie.
- Głupie – dodał.
- To tylko eksperyment – warknął w stronę portretu świętej pamięci Horacego Blacka.
- Czy ja coś mówiłem? – odwarknął portret pogardliwie. – Przecież grozi mi się tu styropianem za każde słowo.
Snape rozpakował drugi plaster i przykleił go na cienkiej skórze przedramienia. W ataku przewrotnego poczucia humoru zalepił oba oczodoły Mrocznego Znaku, więc wypalona na jego ręku czaszka wyglądała jakby nosiła okulary. Snape zatrząsł się od tłumionego ironicznego śmiechu.
*
Dwustu sześćdziesięciu czterech Śmierciożerców jednocześnie podrapało się po tatuażu.

noblesse oblige (franc.) – szlachectwo obowiązuje
haggis – szkocka potrawa narodowa z podrobów baranich lub cielęcych, siekanych z sadłem, cebulą, mąką owsianą i przyprawami, gotowanych w owczym żołądku.


Ten post był edytowany przez Toroj: 23.02.2004 00:33


--------------------
I'm snaper, no mercy, no potters
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

5 Strony < 1 2 3 4 > » 
Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 06.05.2024 18:28