Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> To co być musi..., NIEZAKOŃCZONE?

iskra
post 12.08.2003 17:08
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 207
Dołączył: 06.06.2003

Płeć: Kobieta



Kim jestem? Magdaleną. Sobą. Nikim. Moje życie nigdy nie było usłane różami. Nie było nawet usłane parszywymi stokrotkami z pobliskiego cmentarza, na którym to wszystko się zaczęło. Nigdy nie lubiłam takich miejsc. Wyczuwałam wiele obłudy w pięknych marmurowych grobach, wiele zapomnienia w tych starych i omszałych, wiele zimnego spokoju w tych, które były tylko drewnianymi krzyżami wbitymi w kupkę ziemi. Tamtego wiosennego dnia zostałam zmuszona przez moją rodzicielkę do odwiedzenia grobu brata. Matka porządkowała go, a ja rozglądałam się beznamiętnym wzrokiem po cmentarzu. Skrzywiłam się. Śmierć. Nagle wiatr uderzył mnie w twarz. To nie był zwykły podmuch. Mrok. Kamienny krzyż opadający na mokrą ziemię. Krew. Dziewczynka w białej sukni... Płacz. Deszcz. Krew. Smutek. Płacz... Deszcz... Krew... Smutek... Śmierć...
- Pomogłabyś - zwróciła się do mnie matka, wyrywając mnie tym samym z wizji jakie ujrzałam.
- Nie mam motywacji - odparłam patrząc na nią nieco zamglonym wzrokiem.
- To twój brat - zauważyła zimno, ale wiedziałam, że chce jej się płakać.
- To obca mi osoba, której nawet nie zdążyłam poznać.
Kolejny podmuch wiatru. Tym razem silniejszy. Bardziej złowrogi. Śmierć. Chciałam odejść z tamtego miejsca jak najszybciej. I odeszłam, nie oglądając się nawet za siebie. A matka... I tak wszystko w domu skończy się wrzaskami i kilkudniową ciszą. Jak zawsze. Nie mogła mnie już złamać. Rzeczywiście. Kiedy matka weszła do domu już od progu zaczęła swoją tyradę. Scenariusz ten sam, a wniosek równie niezmienny. Jestem złym, zepsutym dzieckiem. Westchnęłam z cicha i poszłam do swojego pokoju. Jeszcze za plecami słyszałam, że jestem na dodatek bezczelna. Zatrzasnęłam drzwi swego świata i rzuciłam się bezwładnie na łóżko. Z utęsknieniem czekałam na kojący sen. Przyszedł szybko i cicho. Jak zawsze. Pozwoliłam osunąć się umysłowi w mroki nieświadomości. Krew... Krzyż... Płacz... Biel dziewczęcej sukienki zabarwiona szkarłatną mazią...  Krzyk... Śmierć... Obudziłam się zlana potem. Oddychałam ciężko. Dopiero po chwili ujrzałam rozjarzony czerwienią pentagram na środku pokoju. Wokół niego były symetrycznie rozmieszczone runy. Dwanaście run. Trzynasta znajdowała się w jego środku. Eihwaz. Trzynasta runa śmierci. Wpatrywałam się w nią ze strachem, ale i fascynacją. To drugie uczucie przeraziło mnie, choć nie wiem dlaczego. Nagle Eihwaz rozpłynął się, a w jego miejsc pojawiła się jakby pustka. Z jej wnętrza zaczęła się powoli wyłaniać ręka. Bez zastanowienia chwyciłam stojący przy łóżku kij baseballowy. Podobno należał kiedyś do mojego brata. Dostałam go od ojca na ostatnie urodziny. Tatuś chciał mieć z kim grać. Baseball trafił jednak do niewłaściwych rąk. Leżał przy łóżku chyba całe wieki, bo rodzice nie pozwolili mi go wyrzucić. Teraz nareszcie się do czegoś przyda, pomyślałam. Mocniej zacisnęłam na nim dłonie.
- Pokaż się, skurwielu - szepnęłam dławiąc się ze strachu. Wiedziałam jednak, że będę uderzać mocno i celnie.
Cichy, szyderczy śmiech. Poczułam zimny oddech na karku. Zaraz potem lodowaty język przemknął mi po szyi. Kiedyś obiecałam sobie, że nigdy nie będę się bać. Wtedy jednak  cała się trzęsłam, broda mi drgała, oddychałam płytko i szybko, a na czoło spłynął mi zimny pot. Poczułam jak postać za mną obejmuje mnie w pasie. Jęknęłam przerażona.  
- Przyłącz się do nas - metaliczny głos przeszył moje ciało - Dlaczego się opierasz?
Mimo strachu odważyłam się odwrócić gwałtownie za siebie. Zamrugałam zdezorientowana. Blask rannych promieni słonecznych wdzierał się do pokoju. Ranek... Odetchnęłam z ulgą. Ranek?
Przez cały dzień byłam milcząca. Nocne zdarzenie nie dawało odpocząć moim myślom. Zdarzenie... Tak, nie miałam wątpliwości, że to co się stało, stało się naprawdę. To nie był sen... Bałam się zachodu słońca. Nie wiedziałam co może mnie spotkać kolejnej nocy. Bardzo chciałam ją spędzić w czyimś towarzystwie. Ale w czyim? Nie miałam przyjaciół. Nie chciałam ich mieć. Zawsze wolałam samotność, ale teraz czułam, że potrzebuje bliskości. Nie tylko po to, by przezwyciężyć strach. Strach... Przypomniałam sobie wszystkie runy otaczające pentagram. Przecież nigdy przedtem ich nie widziałam, a mimo tego znałam ich znaczenie. Eihwaz... Ostatnia, trzynasta runa sprawiała, że czułam się bardzo nieswojo. Jak nie ja. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Nieoczekiwanie mrok przynosił mi dziwny spokój. Położyłam się na łóżku z otwartymi oczyma. Nie chciałam zasypiać. Czekałam. Coś musiało się stać. Po prostu musiało. Czułam to. Ciemność w pokoju zaczęła gęstnieć.  Powietrze stawało się coraz cięższe. Nadchodzi, pomyślałam zamykając oczy. Nic już nie można było zmienić. Kiedy je otworzyłam w przeciwległym kącie pomieszczenia stała postać w hebanowym płaszczu. Zimne turkusowe oczy przyciągały uwagę. Poczułam ciepłą ciecz spadającą mi na kark. Uniosłam głowę ku górze. Sufit topił się w szkarłatnej krwi. Krople czerwonej mazi spadały wprost na mnie. Krzyknęłam z cicha. Postać uśmiechnęła się. Nie widziałam tego, raczej wyczułam.
- Przypomnij sobie - usłyszałam opanowany męski głos.
- Nie chce - powiedziałam bez zastanowienia, choć nie wiedziałam co chciałam przez to powiedzieć.
Mężczyzna uśmiechnął się raz jeszcze. Tym razem zauważyłam kły. Odchylił nieco swój płaszcz i wypchnął spod niego małą dziewczynkę ubraną w białą sukienkę. Podbiegła do mnie i wtuliła się w moje ramiona szukając ciepła i bezpieczeństwa. Objęłam ją wiedząc, że nie mogę jej tego dać. Machinalnie zbliżyłam usta do jej szyi. Smak krwi. Po twarzy małej spłynęło kilka łez. Krople deszczu zastukały w szybę. Biel splamiona purpurą... Śmierć... Wszystko się powtórzyło... Wąż uchwycił swój ogon...


*

Młoda dziewczyna przeczesała dłonią krótkie włosy. Zamoczyła gęsie pióro w atramencie zastanawiając się nad kolejnym zdaniem. Świeca paliła się równomiernym płomieniem. Odruchowo spojrzała w stronę okna. Noc chyliła się ku końcowi. Czarny kruk przysiadł na parapecie.
- Niedługo świta - rzekła dziewczyna nachylając się nad pergaminem.
Kruk zaskrzeczał w odpowiedzi i rozłożył skrzydła. Po chwili w jego miejscu siedział już mężczyzna odziany w ciemny płaszcz. Jego turkusowe oczy wyrażały rozbawienie.
- Jeszcze wiele nocy nas czeka. Wiele polowań - zimny, metaliczny głos już nie budził w dziewczynie lęku.
Nie odpowiedziała. Nie czuła takiej potrzeby. Mężczyzna zeskoczył zwinnie z okna i podszedł do niej. Otoczył jej szyję ramionami. Poczuła na uchu jego usta.
- Dlaczego to spisujesz, moja droga? - szepnął spokojnie - To dawne dzieje.
- To nadal część mojego życia.
- Wyzwoliłem cię - rzekł po chwili. Jakby bał się, że ona żałuje swej niegdysiejszej decyzji.
Przytaknęła lekko. Poczuła jak obejmuje ją nieco mocniej. Tylko na chwilę. Wypuścił ją z objęć i podszedł do okna. Dziewczyna popatrzyła na niego z lekkim uśmiechem odsłaniającym kły. Przyłożyła gęsie pióro do pergaminu.

*

On ofiarował mi nowe życie...


--------------------
...uuuu, powrót.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 14.05.2024 03:33