Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Kociołek Pełen Gorącej Miłości, proszę nie sugerować się tytułem

December
post 16.11.2009 03:22
Post #1 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 103
Dołączył: 07.11.2005
Skąd: miasto spotkań bez barier

Płeć: Kobieta



Cóż, postanowiłam się zmierzyć z opinią publiczną.
Jeżeli ktoś myśli, że to czyste grafomaństwo niech się nie krępuje i od razu do mi znać. Z góry także przepraszam za wszelkie literówki czy błędy interpunkcyjne. Czytałam tekst wiele razy, ale zawsze mi coś umyka.

Opowiadanie jest trochę nietypowe, bo mówi nie o Harrym, Ronie czy Hermionie, ale o Celestynie Warbeck, postaci tylko wspomnianej w książce.

Życzę przyjemnej lektury, oto pierwsza część:





Wielkie, mokre płatki śniegu delikatnie muskały jej twarz. Strasznie kręciło jej się w głowie. Trzeba przyznać, że ta podróż nie należała do najprzyjemniejszych. Z powodu późnej pory na ulicy nikogo nie można było dostrzec. Popatrzyła w górę i poczuła, że znalazła się w całkiem nowym, innym świecie. Wszystkie jej marzenia się spełnią. Była tego pewna, stojąc tam, na środku ulicy i wpatrując się w wirujące, białe gwiazdki, które otaczały ją ze wszystkich stron. Światło ulicznych latarni migotało w jej oczach. Nagle silniejszy podmuch wiatru zatrzepotał jej obszarpaną peleryną. Tego było już za wiele. Zaśmiała się perliście i z taką szczerością, że gdyby ktoś ją usłyszał z pewnością zainteresowałby się tak pięknym głosem.
- Ekmn, ekmh - tuż za nią ktoś najwidoczniej nie podzielał jej entuzjazmu - Jak ma panienka zwracać na siebie uwagę, to może już zabierze panienka swój bagaż i pozwoli nam się oddalić - tak, wyraźnie mina kierowcy Błędnego Rycerza nie wróżyła nic dobrego. Dziewczyna jednak nie zamierzała słuchać jego rad.
-Twierdzi pan, że tutaj znajdę nocleg? - obróciła się do niego z gracją. Kierowca musiał stwierdzić, że, pomimo tego, że dziewczyna była biedna, potrafiła wzbudzić w mężczyznach zainteresowanie. Nie zamierzał jednak dopuścić, by traciła jego cenny czas.
- A nigdy panienka nie była w Londynie, co? - pokręcił z niedowierzaniem głową, kiedy jego towarzyszka spuściła głowę i niewyraźnie coś odbąknęła - Toż to Dziurawy Kocioł, taki pub. Ech, spyta się panienka barmana, on panience wszystko wyjaśni. - kontynuował widząc jej zawstydzony wyraz twarzy.
Znienacka twarz dziewczyny ponownie przybrała figlarny i wesoły wyraz.
- Skoro Pan wspomniał o tym , że lubię wzbudzać zainteresowanie - wzięła od niego swój skromny bagaż i zaczęła powoli wycofywać się w kierunku wejścia do baru - Już niedługo
będzie mnie znał cały czarodziejski świat. Jestem tego pewna!!! - Jeszcze zdążyła pomachać kierowcy, zanim Ernie wcisnął pedału gazu kręcąc przy tym jednoznacznie głową.

Drzwi “Dziurawego Kotła” otworzyły się gwałtownie i zawieja śnieżna wdarła się do ciepłego wnętrza pubu. Przy stolikach siedziało parę klientów, którzy najwyraźniej trochę za długo zabalowali. Czarownica, która siedziała najbliżej spojrzała na dziewczynę marszcząc groźnie brwi. Jej wzrok był dziwnie rozbiegany, dziewczyna nie chcąc ryzykować nieprzyjemnej wymiany zdań szybko zamknęła drzwi i pewnym krokiem wkroczyła do środka. Jeszcze raz hardym spojrzeniem omiotła salę i ruszyła w stronę lady baru, za którą stał młody, w miarę atrakcyjny mężczyzna. Jednak, gdy podeszła bliżej okazało się, że brakuje mu paru zębów, a i jego włosy miejscami były cienkie i prześwitywała przez nie skóra głowy.
- Powiedziano mi, że znajdę tu nocleg - pewnie zapytała dziewczyna. Barman spojrzał na nią spod ciemnych brwi.
- Owszem, jeżeli panienka szuka czegoś przyzwoitego i niedrogiego, to sądzę, że nasze pokoje będą panience odpowiadały - po czym, bez dalszych słów, ruszył w stronę ciemnych drzwi, znajdujących się po drugiej stronie baru.

Po skrzypiących schodach w górę, czternaście stopni, gładka, drewniana powierzchnia poręczy. Światło świec rzucało migotliwe cienie na dwie postaci, które właśnie pojawiły się na piętrze. Za lekko zgarbionym mężczyzną, dumnie szła wysoka, ciemnoskóra dziewczyna. Mogła mieć najwyżej dwadzieścia lat. Jej duże, mahoniowe oczy rzucały niespokojne spojrzenia na drzwi pokoi, które mijali. Barman “Dziurawego kotła” także uważnie się jej przyglądał. Nie wyglądała na zamożną. Miała przetartą szatę w paru miejscach, starannie załataną innymi kawałkami materiału. Szary kolor płaszcza był zbyt mdły dla jej żywej karnacji. Nie była brudna, wręcz przeciwnie. Wszystko w niej było zadbane: włosy, paznokcie, twarz. Wydawało się, że ten skromny strój kompletnie nie pasuje do je prezencji.
- Siódemka to szczęśliwa liczba - powiedziała, kiedy stanęli przed ciemnymi, obdrapanymi drzwiami uśmiechając się promiennie do barmana - Mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie.
- Cóż, to jedyny wolny pokój jaki mam - mężczyzna wzruszył ramionami - jeżeli to panienka uważa za szczęście, niech i tak będzie.
Wnętrze pokoju rzeczywiście było skromne. Przy oknie stało żelazne łóżko, zaścielone białą, krochmaloną pościelą. W rogu znajdowało się duże, stojące lustro, które odbijało stojącą po drugiej stronie sosnową komodę. Dziewczyna podeszła do stojącego na środku okrągłego stoliku, przykrytego szarawą, koronkową serwetką i położyła na nim swoją niewielką torbę. Ściany były pokryte wyblakłą, żółtą tapetą, a na drewnianej podłodze leżał wyświechtany dywanik ze szmatek.
- Jest dobrze - powiedziała w stronę barmana, który ciągle stał w progu. - Podoba mi się tutaj. I sądzę, że będę musiała przyzwyczaić się do tego miejsca. - dodała, zdejmując z szyi wełniany szalik.
- To znaczy, że zamierza tu panienka zostać dłużej?
- Tak, chyba nie mam innego wyjścia - wyjęła z torby parę srebrnych monet i wręczyła je barmanowi - Proszę, niech pan to na razie weźmie. Sądzę, że dokładnie rozliczymy się jutro. Teraz jestem zmęczona i chciałabym się położyć.
Mężczyzna ze zrozumieniem pokiwał głową i zaczął powoli zamykać drzwi, gdy dziewczyna położyła mu delikatnie rękę na ramieniu.
- I jeszcze jedno - zarumieniła się lekko - proszę nie nazywać mnie panienką. To mnie peszy. Mam na imię Celestyna, Celestyna Warbeck.

Obudził ją huk przyjeżdżającego pociągu. Aż dziwne, że w nocy go nie słyszała, ale najwyraźniej była tak zmęczona, że nic nie było w stanie wyrwać jej ze snu. Na dodatek dopiero teraz zaczęła odczuwać, że przez cały czas w jej szczupłe plecy wżynały się sprężyny z łóżka. Wstała powoli prostując kręgosłup, kiedy się przeciągała usłyszała za sobą głośne chrupnięcia kości.
- Hmm, niezbyt przyjemny początek dnia - mruknęła sama do siebie, nakładając na stopy domowe pantofle.

W świetle dnia Dziurawy Kocioł wyglądał o wiele przytulniej. Na każdym stoliczku stał mały wazonik z świeżym kwiatkiem. W kominku wesoło trzaskał ogień. A każdy kąt pubu lśnił czystością. Celestyna zauważyła także, że towarzystwo się zmieniło. Dostrzegła paru eleganckich czarodziei przy porannej kawie i gazecie. Przy barze siedziała starsza czarownica, której twarz od pierwszego spojrzenia budziła sympatię, szeptała coś do młodego barmana, tego samego, który wczoraj wieczorem pokazał jej pokój. On także ją zauważył i nieśmiało się do niej uśmiechnął. Staruszka od razu spojrzała zaciekawiona w tę samą stronę. Widząc Celestynę pokiwała głową i kiwnęła na nią palcem. Dziewczyna, nie widząc innego wyboru skierowała się w stronę lady.
- Dzień dobry - zagadnęła wesoło - Jestem Delma Doddergide. Właścicielka tego miejsca - ton jej głos, jak i zresztą cała postawa, mówiły, że jest najszczęśliwszą kobietą na ziemi i jej największym marzeniem jest podzielić się tym szczęściem z innymi. - Zdaje się, że zatrzymałaś się u nas, tak? Nie mylę się? Tom coś dziś rano wspominał, ale, proszę mi wierzyć, wyciągnąć informacje od mojego wnuka nie jest tak łatwo. Przepraszam, ale nie znam jeszcze twojego imienia…
- Celestyna Warbeck - udało jej się szybko wypowiedzieć swoje imię i nazwisko pomiędzy słowotokiem pani Delmy Doddergide.
- Ślicznie, ślicznie, rzadko spotykane imię. O czym to ja…, a tak, oczywiście, Jak Ci się podoba u nas kochanie? Wiem, wiem, niedawno był to mały remont, ale nadal bar nie wygląda jakbym chciała. Niestety, coraz rzadziej tu bywam. Cały interes na głowie biednego Toma - tu Delma spojrzała bardzo wymownie na swojego wnuka, który wycierał właśnie stoliki parę metrów dalej, ale w tym momencie zaróżowił się aż po same uszy - w końcu to rodzina, ale co tu dużo mówić, nie radzi sobie jeszcze do końca ze wszystkimi sprawami. Ach ci młodzi, doprawdy, kiedyś nie było z wami tylu problemów, naprawdę nie wiem czego oni uczą w tych szkołach. Skończyłaś Hogwart, kochanie?
Celestyna została wyrwana z zamyślenia. Słuchała swojej gospodyni, ale wciąż z zaciekawieniem przypatrywała się Tomowi, który teraz oddalił się do magazynu.
- Tak, oczywiście, dwa lata temu -odpowiedziała szybko, odwracając wzrok od barmana.
- Całkiem niedawno, chociaż patrząc na twoją śliczną buzię można sądzić, że dopiero dostałaś dyplom. - Błękitne oczy pani Delmy również się uśmiechały, a zmarszczki na jej twarzy sprawiały, że wyglądała jak rozbrykane małe dziecko, które przed chwilą coś spsociło. A przecież musiała mieć koło sześćdziesiątki. - I pewnie szukasz pracy w tym wielkim mieście? Wam młodym nie jest tak łatwo. Muszę przyznać, że za moich czasów było zdecydowanie lepiej. Ale, na brodę Merlina, znów zrzędzę. Uwierz mi kochanie, naprawdę staram się nad tym zapanować, ale czasami po prostu się zapominam - Towarzyszka Celestyny zaczęła chichotać, a na jej czoło opadły krótkie, siwe loczki do tej pory starannie podpięte na czubku głowy. - Oj, wybacz, kochanie. Czasami sama siebie nie rozumiem. Lepiej powiedz mi co zamierzasz?
- Śpiewać - zdecydowanie odparła Celestyna.
- Śpiewać? - powtórzyła Delma ze zdziwieniem, ale w jej oczach pojawiły się oznaki zaciekawienia. - Przyznam, że to oryginalna odpowiedź. Chociaż chyba teraz wielu młodych marzy o szybkiej i efektownej karierze. Zresztą sama nie wiem, za moich czasów planowało się pracę w ministerstwie albo otworzenie własnego sklepu. Oj, przepraszam cię kochanie, znów zaczynam. Ale chyba rozumiesz, że jestem troszkę zaskoczona, chociaż na pewno nie negatywnie. A co zamierzasz konkretniej, zaczynasz od zaraz?
- Nigdy nie byłam w Londynie, więc chyba dziś po prostu przejdę się i pozwiedzam. - Dziewczyna tym razem nieśmiało spuściła głowę.
- Nigdy? Ale kochanie, jak dostawałaś się do Hogwartu?
- Przyjeżdżałam mugolskim pociągiem na dworzec Kings Cross, a potem nie miałam dość czasu, aby zobaczyć coś więcej.
Właścicielka gospody popatrzyła na Celestynę przygnębionym wzrokiem, ale zaraz potem jej twarz znów rozjaśnił uśmiech.
- Dzisiaj więc zabieram Cię na wycieczkę po Londynie. Oczywiście zaczniemy od Pokątnej.
- Ależ ja nie chciałabym sprawiać kłopotu. Na pewno ma pani mnóstwo innych spraw do załatwienia - nieśmiało zaprotestowała dziewczyna.
- Przecież tutaj cały czas siedzi Tom. Na pewno sobie jakoś poradzi, a ja z przyjemnością wyruszę na miasto. Ostatnio ograniczałam się do tylko podróży pomiędzy domem a pubem. - Delma zakończyła dyskusję.
Po dalszej krótkiej rozmowie pani Doddergide wyprowadziła Celestynę tylnym wyjściem na małe podwórko. Ku zaskoczeniu młodej dziewczyny jej przewodniczka wyjęła z kieszeni różdżkę i zaczęła tłumaczyć.
- Jeżeli będziesz chciała sama udać się na Pokątną musisz uderzyć trzy razy w odpowiednią cegłę. Tę tutaj… - końcem różdżki pokazała jedną z wielu kostek w murze - Zapominalscy zapamiętują ją licząc cegły od śmietnika, trzy do góry, dwie w bok, ale ja sobie radzę bez tego.
Celestyna obserwowała w milczeniu poczynania Doddergide. Wszystko było dla niej nowe. Do tej pory jej zakupy ograniczały się do zamawiania książek i przyborów do szkoły przez sowy. A nieliczne wypady do Hogsmead wspominała jako wspaniałe przygody. Chociaż zazwyczaj nie miała dość pieniędzy by coś kupić dla siebie, chodziła olśniona po wszystkich sklepach podziwiając każdą rzecz. Teraz wierzyła, że wszystko może się zmienić. Wierzyła, że stanie się niezależna, a stare życie zostawi za sobą.
Tymczasem w murze ukazało się przejście, a za nim długa brukowana ulica. Słońce odbijało się w witrynach sklepów, a jaskrawe szyldy raziły w oczy. Wszędzie kłębiło się mnóstwo ludzi i każdy zdawał się mieć na głowie same niezwykle ważne sprawy. Nikt nie zdawał się zauważać dwóch osób stojących przy końcu ulicy. Gwar był niesamowity. Z każdej strony Celestyna słyszała odgłosy kłótni, narzekań. Jednocześnie do jej uszu docierały wybuchy śmiechu czy serdeczne pozdrowienia. Taki świat jej odpowiadał. Tutaj każdy mógł być sobą, wyróżnić się albo wtopić się w wielobarwny tłum.
- Więc jak? Ruszamy? - pani Doddergide z leciutkim uśmiechem przypatrywała się twarzy Celestyny, na której malowała się radość i oszołomienie. Celestyna zaróżowiła się, dała się przyłapać na chwili zapomnienia. Nie odpowiedziała na pytanie Delmy, po prostu śmiało wkroczyła na ulicę. Tuż za nią podążyła właścicielka gospody.
Każdy krok przynosił coś nowego. Wystawy za szybami się zmieniały, ale nie mina Celestyny. Wszystko lśniło i zachęcało do kupienia. Pamiętała to uczucie z Hogsmead, ale teraz było ono znacznie silniejsze. Od barw i dźwięków delikatnie zaczęło jej się kręcić w głowie. Pani Delma cały czas była przy jej boku i co jakiś czas szeptem wyjaśniała jej co znajduje się w sklepach. Celestyna tylko potakiwała głową. Nie do końca docierało do niej to, co mówiła jej przewodniczka. Wolała wszystko chłonąć własnymi zmysłami.
Właścicielka pubu po pewnym czasie zrozumiała, że właściwie jej obecność jest kompletnie zbędna, jednak wciąż kontynuowała spacer przy boku Celestyny.
Dziewczyna nie wszystko z tego spaceru pamiętała. W pamięć zapadły jej okładki książek w Esach i Floresach, które wydawały się tak nieosiągalne za przybrudzoną witryną sklepu, pohukiwanie słów jak złowieszcze echo w ciemnym lesie, kiedy przechodziły obok poczty i biel banku Gringotta, która zlewała się ze śniegiem otulającym cały świat.

Kiedy wróciła była tak zmęczona, że od razu zasnęła. Nie zdjęła nawet płaszcza. Przespała spokojnie trzy godziny, po czym obudził ją ból pleców. Wstała, przecierając oczy. Słońce już zaszło i w pokoju panował półmrok. Nie wiedziała co mogłaby ze sobą zrobić, więc ponownie położyła się do łóżka i zaczęła marzyć. Uwielbiała wyobrażać sobie swoje inne, lepsze życie. Robiła to odkąd pamiętała. Już w Hogwarcie wczesnym wieczorem zaciągała kotary nad łóżkiem i pogrążała się w swoim świecie. Nie uważała siebie za próżną osobę. Nie zależało jej na byciu popularnym za wszelką cenę. Chciała po prostu śpiewać. Może to i brzmi banalnie. To zdanie powtarzają wszyscy, kiedy chcą pokazać jacy z nich wspaniali, a jednocześnie zwyczajni ludzie. Ale na tym etapie życia Celestynie Warbeck nie zależało na niczym innym.

Wieczorem kiedy zeszła rozliczyć się z panią Delmą i jeszcze raz podziękować jej za poranną wycieczkę już jej nie zastała. Za barem za to stał Tom.
- Dobry wieczór -wesoło zagadnęła - Mógłby pan podać mi herbatę i polecić coś na kolację. Muszę przyznać, że trochę zgłodniałam od tych emocji - zaczęła rozmowę Celestyna.
Barman tylko odbąknął coś niewyraźnie i zniknął na zapleczu. Po chwili przyniósł kubek pełen parującego płynu i miskę równie gorącej zupy. Celestyna posłała mu uśmiech i zaczęła jeść. Między kolejnym łyżkami posiłku ponownie usiłowała nawiązać kontakt z swoim gospodarzem.
- Pańska babka jest niezwykle sympatyczną osobą. Proszę podziękować jej jeszcze raz ode mnie za to, że pokazała mi Pokątną. To naprawdę bardzo miło z jej strony.
Barman zdawał się nie przywiązywać uwagi do jej słów. Dalej przecierał czyste już kieliszki.
- Piękna dziś była pogoda. Śnieg odbijał słońce i cały świat lśnił. Idealny temat na piosenkę, nie sądzi pan?
Tom niewyraźnie przytaknął, po czym wyszedł zza kontuaru i z naburmuszoną miną zabrał się za zapełnianie wazonów świeżą wodą. Zaskoczona Celestyna w milczeniu dokończyła kolację, podczas gdy Tom chodził od stolika do stolika powtarzając “aquamenti”. Kiedy skończyła po prostu zostawiła należność na blacie i udała się od swojego pokoju.

Zupełnie nie rozumiała zachowania swojego gospodarza. Wczoraj przecież wszystko było w porządku. Nawet zamienił z nią parę słów. A dziś wieczorem? Nawet nie raczył na nią spojrzeć. Celestyna na pewno nie była typem osoby, którą można było tak lekceważyć, ale nie miała też w sobie tyle odwagi by zapytać wprost o przyczynę zachowania Toma. Może uraziło go to, że wybrała się na spacer z jego babką? Może był zły, bo pani Delma miała mu dziś pomóc w pubie, a zamiast tego zajęła się Celestyną? W każdym razie to, nie usprawiedliwia jego zachowania.
Te niewesołe myśli zaprzątały jej głowę póki nie zamknęła oczu i nie zgubiła się w swojej wyobraźni.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Avadakedaver
post 17.11.2009 01:07
Post #2 

MASTER CIP


Grupa: czysta krew..
Postów: 7404
Dołączył: 02.02.2006
Skąd: Nadsiusiakowo

Płeć: włóczykij



decmber! milo znow cie widzidziec smile.gif

jednakowoz nie przeczytalem tekstu bo strasznie mi sie nie chceeeeeee, jednak na pewno jest fajny.


--------------------
i'm busy: saving the universe

W internecie jestem jak ninja - to przez rosyjskie porno.
Ty i 6198 osób lubi to.

(and all that jazz)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
December
post 17.11.2009 23:59
Post #3 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 103
Dołączył: 07.11.2005
Skąd: miasto spotkań bez barier

Płeć: Kobieta



Doceniam smile.gif

Mnie również jest miło.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
December
post 22.11.2009 02:50
Post #4 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 103
Dołączył: 07.11.2005
Skąd: miasto spotkań bez barier

Płeć: Kobieta



Część druga, po prostu.





2:

Jedyną rzeczą, która mówiła jej, że już najwyższa pora wstawać był jej organizm. Otworzyła powoli oczy. Było ciemno i zimno. Kiedy wsłuchała się w panującą w pokoju ciszę usłyszała jęki wiatru. Delikatnie uniosła się na łokciu, by wyjrzeć na zewnątrz, po czym załamana opadała na łóżko.
Za oknem szalała burza śnieżna. Z chmur spadały tony śniegu, które w powietrzu unosiły się jak balet duchów. Światło ulicznych latarni służyło im za reflektory i oświetlało ich szalony taniec. Nie dane im było odetchnąć, kiedy tylko dotknęły ziemi wiatr znów porywał je w powietrze. I całe przedstawienie zaczynało się od nowa.
Celestyna nie widziała tego wszystkiego. Wolała zakopać się głęboko pod kołdrą, by nie czuć mrozu, który wdzierał się do pokoju. Będzie musiała poprosić o dodatkowy koc. Nie miała ochoty w ogóle wychodzić z pokoju, a nawet z łóżka. Zaczęła drżeć i sama nie wiedziała z jakiego powodu. Czy dlatego, że było jej zimno, czy dlatego, że nagle we wszystko zwątpiła.

Nie było jednak innego wyjścia, po trzydziestu dalszych minutach przeleżanych w łóżku Celestyna zebrała się w sobie, wstała, ubrała i zeszła na dół na śniadanie. Za barem stał jak zwykle Tom. Dziewczyna podeszła do kontuaru i z uśmiechem przywitała się z barmanem. Było jej szczerze obojętne czy Tom jej odpowie czy odwróci wzrok. Odkąd otworzyła oczy dzisiejszego ranka zaczęła wątpić. Nagle wszystko nie było już tak proste jak przedtem. Teraz miała zacząć realizować swoje plany, miała zrobić pierwszy krok na drodze do spełnienia marzeń.
- Poproszę tylko o dużą, mocną kawę, mam dziś sporo na głowie.
Tom bez słowa podał jej kubek i wrócił do swoich zajęć, a Celestyna małymi łyczkami zaczęła pić napój. Jej dłonie delikatnie objęły gorącą porcelanę. Mogła ogrzać swoje dłonie, ale wciąż czuła wewnątrz zimno. A jeżeli nawet jej nie wpuszczą? A co jeśli zostanie zlekceważona jak wiele innych przed nią? A może nie spodoba im się jej głos? Jeszcze wiele innych "jeżeli" chodziło jej po głowie. Tyle przeszkód przed nią, a ona nie miała nic prócz swojego talentu.
Ze zdziwieniem spostrzegła, że na dnie kubka zostało tylko parę kropelek złotego płynu.
- Więc już czas - westchnęła głośno i zsunęła się z barowego krzesła.
Kiedy wychodziła z lokalu, dokładnie opatulona szalikiem nie wiedziała, że ktoś gorąco życzył jej powodzenia.

- Obawiam się, że musi pani być umówiona na spotkanie. Niestety pan Clump nie przyjmuje wszystkich, którzy tu przyjdą prosto z ulicy. Chyba to pani rozumie. Musi przecież panować jakiś porządek - mała, pomarszczona czarownica uśmiechała się do niej fałszywie zza swojego wielkiego biurka. Wielkie, kwadratowe okulary ukrywały jej mdłe, żabie oczy. - Naprawdę nie zdaje pani sobie sprawy ile tutaj przychodzi ludzi. A jeden gorszy od drugiego. Krzyczą, awanturują się, proszą czy błagają - jej długie paznokcie bębniły o drewniany blat, a głos stawał się coraz bardziej piskliwy.
Celestyna zaskoczona nie wiedziała co odpowiedzieć, więc po prostu kiwnęła głową. A wstrętna sekretarka dalej kontynuowała swój monolog:
- Widzę, że jest pani rozsądną, młodą osobą, więc chyba pani rozumie ile ja mam pracy. Trudno mi zdążyć z wszystkim nawet bez setek napastliwych kandydatów na przyszłe potencjalne gwiazdy każdego dnia - nawet nie starała się ukryć obrzydzenia w swoim głosie, chociaż wciąż na jej twarzy tkwiło coś “uśmiechopodobnego”. - Najlepiej będzie jak już pani pójdzie i wróci, kiedy załatwi sobie, po ludzku, spotkanie, dzień tygodnia godzina i tak dalej, a ja wtedy z przyjemnością podam pani herbatę i ciasteczka. Do wiedzenia - jej usta rozszerzyły się w ostatecznym wysiłku, po czym wsadziła nos do swoich starannie pokładanych papierów.
Celestyna dalej stała w szoku przed swoją rozmówczynią. O niczym nie myślała, obserwowała tylko sekretarkę, która skrobała piórem po pergaminie, jakby automatycznie odtworzyła swoje bezczelne przemówienie i już zapomniała co robiła przed chwilą.
Nagle coś zaczęło w niej krzyczeć: “To nie może się tak skończyć”. Miała ochotę chwycić tę ordynarną kobietę i wytrząsnąć z niej pozwolenie na spotkanie z Ernestem Clumpem. Zamiast tego postanowiła spróbować podejść do niej z innej strony. Delikatnie zaczęła:
- Bardzo przepraszam, pani Waveshank - odczytała jej nazwisko ze starannie wypolerowanej tabliczki stojącej na biurku - że zajmuje pani cenny czas, ale na pewno mogłaby mi pani udzielić informacji w jaki sposób skontaktować się z dyrektorem. Z pewnością pracuje tu pani wystarczająco długo i jest osoba godną zaufania, aby wiedzieć komu pan Clump może poświęcić chwilę uwagi i kiedy - Celestyna starała się, aby jej głos brzmiał jak najprzymilniej.
Sheila Waveshank podniosła wodniste oczy znad stery papierów i zmierzyła Celestynę obojętnym spojrzeniem.
- Przykro mi - “akurat” młoda dziewczyna westchnęła w duchu - ale, są pewne procedury, których muszę się trzymać. I są one ZNACZNIE ważniejsze niż rozbuchane ambicje interesantów. Dlatego jeszcze raz: żegnam panią.

“Sny topnieją równie szybko jak śnieg”. Myślała Celestyna kiedy wracała ulicami Londynu. Ze wszystkich stron otaczała ją biała rzeczywistość. Przez ostatnie dni z nieba spadło tyle śniegu, że służby miejskie nie nadążały z pracami. W nieodśnieżonych miejscach sięgał on przechodniom po kolana. “Starczy wziąć w dłoń najmniejszą garstkę, zacisnąć pięść, a po chwili nic nie zostanie”. Ludzie szli gęsiego w wydeptanych ścieżkach pomiędzy zwałami brudnego śniegu, osłaniając twarze przed zimnym wiatrem. “Woda spłynie pomiędzy palcami, płacząc z żalu nad utraconym pięknem”.
Nie, to już chyba za bardzo sentymentalne. Ale czy nie prawdziwe?
Kto inny uroni choć jedną łzę myśląc o Celestynie Warbeck i jej kolejnej porażce? Nigdy nie miała prawdziwych przyjaciół, jedynie parę znajomych do pogawędki na temat pogody albo szkoły i egzaminów. Rodzice też odeszli. Matka kiedy była jeszcze w szkole, a ojciec przed dwoma miesiącami. Właśnie dlatego zdecydowała się na tę podróż. Nie musiała już dłużej opiekować się schorowanym “tatulem”, jak go nazywała. Ciągle jeszcze wypominała sobie, i ta myśl powodowała często dziwne uczucie w okolicy serca, że kosztem biednego opiekuna ona wreszcie zaczęła życie i mogła zakosztować smaku samodzielności. I teraz, kiedy go poznała okazało się, że jest tożsamy ze smakiem porażki.
Palce u nóg całkowicie jej przemarzły. Sztywność ogarnęła też całe stopy. Nic dziwnego, jej buty nie były odpowiednie na te śniegi, a nawet na tę porę roku. Brzegi peleryny także były mokre. Każdy na miejscu Celestyny przyspieszył by kroku, by jak najszybciej znaleźć się w ciepłym schronieniu. Ale ona dalej szła powoli powłócząc nogami, nie zważając ani na mróz ani na śnieg. Ogarnęła ją chłodna obojętność, gorsza nawet od łez i rozpaczy. Nie zauważała przechodniów zdążających w przeciwnych kierunkach, którzy potrącali ją raz za razem, gdyż trudno było przecisnąć się obok siebie na tych wąskich ścieżkach pomiędzy zaspami śniegu. Paru nawet zaklęło głośno, chciało się awanturować, ale bez skutku, gdyż Celestyna nawet nie odwróciła wzroku, aby na nich spojrzeć.
Biernie brnęła naprzód, a jej myśli biegły własnym torem.
Co ona sobie w ogóle myślała idąc do siedziby magicznego radia? Że wszyscy ją przyjmą, wysłuchają, a na koniec podziękują, że zechciała im się objawić? Teraz wyrzucała sobie swoją naiwność i to, że pozwoliła się tak łatwo zranić. Zawsze była wrażliwa na swoim punkcie, a nawet najdrobniejsze niepowodzenie w jej oczach przekształcało się w nieodwracalną katastrofę. Tak, sama była sobie winna. Powinna była przewidzieć jak zareagować na możliwość odmowy, powinna była przewidzieć jak zareagować na opóźnienia w realizacji swoich planów. A teraz nie ma już żadnych planów, nie ma nawet marzeń, za którymi mogłaby podążać. Wszystko przez jedno “przykro mi”, ze strony obleśnej sekretarki, siedzącej za swoim lśniącym, ogromnym biurkiem w dusznym biurze magicznego radia. “W takiej atmosferze nie trudno o brak życzliwości” nagła myśl śmignęła przez umysł Celestyny. “Z braku powietrza każdemu obrzydłaby praca”.
Dziewczyna dotarła już w okolice Dziurawego Kotła i dostrzegała z daleka małe, brudne drzwi pabu, ukryte pomiędzy sąsiadującymi z nim sklepami. Zatrzymała się więc, bo nagła panika zablokowała jej ruchy.
Nie miała dość pieniędzy, by mieszkać tam w nieskończoność. Jeszcze parę dni i będzie musiała znaleźć sobie nowe lokum, ale jak i za co, skoro jej plan się nie powiódł? Sama myśl o domu napawała ją wstrętem. Nie po to wszystko zostawiła, żeby wracać na tarczy, do tego wszystkiego od czego próbowała się uwolnić. Z resztą nic tam na nią nie czekało, prócz jako takiego dachu nad głową.
Stała tak, niezdolna wykonać najmniejszego kroku, a lodowaty wiatr targał jej poły peleryny. Mijały minuty, a ona dalej na chłodno analizowała swoją sytuację. W końcu tylko pociągnęła nosem, założyła ręce na piersiach i ruszyła dalej. “Tylko gorąca herbata może pomóc mi znaleźć rozwiązanie” mruknęła do siebie, kiedy pchnęła drzwi.

Odniosła wrażenie, że siedzący przy stolikach goście mierzyli ją wzrokiem i każdy z nich myślał: "więc to prawda, że młodość i naiwność idą w parze?". Żaden z nich nie wydał się Celestynie przyjazny i radosny, wręcz przeciwnie wszyscy byli przygnębieni, przytłoczeni własnymi kłopotami, ale gdy tylko ona weszła na scenę nikt z nich nie przepuścił okazji, aby przekonać się, że inni mają gorzej. A może to było tylko wrażenie spowodowane jej złym humorem?
Szybko usiadła przy barze i kiwnęła na kręcącego się nieopodal Toma. Po paru minutach trzymała już w rękach kubek i wciąż wypominała sobie własną nieudolność. Zatopiona głęboko w myślach nie zauważyła, że barman, który podał jej herbatę, po czym szybko umknął na drugi koniec pubu zaczął ją nieśmiało obserwować, a widząc jej zmartwioną minę sam także zmarkotniał i, jakby wstydząc się swojego poprzedniego zachowania, nieśmiało zbliżał się do Celestyny.
Był zaledwie parę kroków od niej, a ona wciąż wlepiała wzrok w dno kubka i nawet nie śmiała zwrócić uwagi na biednego Toma, który przystanął tuż obok.
- Ekhm - odkaszlnął niewyraźnie mężczyzna patrząc w sufit, ale bez skutku. Spróbował więc jeszcze raz, tym razem znacznie głośniej. - Eekhm.
- Na brodę Merlina! - Celestyna podskoczyła na krześle i parę kropel gorącego płynu wylało się na jej dłonie. Odruchowo chciała je strzepnąć, ale zrobiła to tak niezdarnie, że potrąciła cały kubek. Herbata rozlała się po blacie i zmoczyła pelerynę Celestyny. Tom widząc co spowodował szybko doskoczył do dziewczyny i ujął jej dłonie.
- Na szczęście oparzenie nie jest groźne - rzekł uważnie wpatrując się w skórę. - Trochę lodu i od razu przestanie piec. Piecze, prawda? - Troska z jaką wymówił ostatnie zdanie zaskoczyła Celestynę. Spojrzała na Toma zdziwionymi oczami, a kiedy on w końcu podniósł wzrok i spotkał jej spojrzenie sprawiał wrażenie równie zdumionego jak ona. Pospiesznie, acz nie gwałtownie rozluźnił swój uścisk i wymamrotał, że "lód gdzieś tu powinien być".
Tak naprawdę herbata zdążyła już ostygnąć i nie wyrządziła Celestynie żadnej szkody. Lekki ból jej nie przeszkadzał i teraz bardziej martwił ją bałagan jaki zrobiła dookoła siebie. Rozglądała się bezradnie w koło usiłując przywołać w pamięci odpowiednie zaklęcie, ale wciąż czuła na sobie wzrok Toma, który nieporadnie kręcił się za barem i zdawało jej się, że jego szorstkie dłonie jeszcze trzymają jej ręce.
- Siccus! - Barman szybko machnął różdżką, plama na blacie zniknęła i lśnił on znowu czystością, jakby dopiero co był polerowany. Tom stanął tuż obok Celestyny podając jej niewielki woreczek z lodem. - Proszę to powinno pomóc. - Krzywy uśmiech zawitał na jego twarzy i sprawił, że Tom wyglądał trochę śmiesznie i niezręcznie. Za to Celestyna z wdzięczności obdarowała go jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów i jej było z nim bardzo do twarzy.
- Naprawdę nie musiał pan - zaczęła. - Tak naprawdę to moja wina. Powinnam była bardziej uważać.
- Wydawała się panienka zmartwiona. Chciałem pomóc. - Tom już po chwili żałował swoich słów, mógł dwa razy pomyśleć nim je wykrztusił.
- Zmartwiona? - To kilkuminutowe zamieszanie sprawiło, że przez tę krótką chwilę Celestyna zapomniała o dzisiejszym, ciężkim dniu, a teraz wszystko powróciło. Zaprzeczyła Tomowi, jednak myśli musiały odbić się na jej twarzy, bo barman spojrzał na nią uważniej i powiedział:
- Gdybym mógł jakoś pomóc...proszę się nie krępować i zapytać.
- Niestety nie zależy to od pana.
Nieświadoma, że, pomimo wszystko, zdradziła, że coś ją dręczy zsunęła się z krzesła i ruszyła do swojego pokoju. Po paru krokach odwróciła się i zawstydzona życzyła barmanowi spokojnej nocy.
- Dobranoc - odparł Tom i odprowadził ją smutnym wzrokiem aż do schodów, po czym ponownie zabrał się za czyszczenie szklanek.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.03.2024 10:16