Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Historia Siostr Black, pamiętniczek

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 4 ] ** [80.00%]
Gniot - wyrzucić [ 1 ] ** [20.00%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 5
Goście nie mogą głosować 
Alicja Caren Black
post 01.09.2007 19:10
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 38
Dołączył: 28.08.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Witam wszystkich! To moj pierwszy post na tym forum, wiąc pozwoliłam sobie powiedzieć "dzień dobry".
Wracając do tematu:
Będę tutaj umieszczać opowiadanie pisane przez dwie osoby. Główne bohaterki mają 14 lat i są siostrami. Akcja dzieje się w roku 1993 (WA).
UWAGA!
Prawdopodobnie (raczej napewno) zmienimy kilka faktów z kasiążki.

Historia sióstr Black

25 lipca


Siedziałam na parapecie w swoim pokoju i nawijałam na palec kosmyk kruczoczarnych włosów, wpatrując się w odbicie moich (aktualnie zielonych) oczu. Lipiec był ciepły, chociaż deszczowy. Tęskniłam za przyjaciółmi. Za pisaniem esejów z różnych przedmiotów, za wygłupianiem się z Weasley’ami, za Hogwartem. Za dormitorium, za Wielką Salą, za przygodami. Pisałam do przyjaciół, a oni do mnie. Nie mogłam się doczekać roku szkolnego. Z marzeń wyrwało mnie pukanie do drzwi:
-Claudia, wujek cię woła na obiad! – zawołała Alicja, moja siostra (bliźniaczka, żeby było ciekawiej).
-Idę.. Już idę..
W kuchni było czuć naleśnikami. Mężczyzna z miodowo-brązowymi włosami stał przy oknie. Gdy weszłyśmy do kuchni, odwrócił się i uśmiechnął do nas.
-Siadajcie, siadajcie. – powiedział Remus Lupin – Claudia, co ty taka smutna jesteś?
-Co..Ja? Nie.. Wydaje ci się. – odpowiedziałam zamyślona – Naprawdę..
-Coś się dzieje? –zapytał wujek – Mi możesz powiedzieć.
-Nic się nie dzieje. Serio. I nie musisz wysyłać Alicji na zwiady, czy jeszcze żyję.
-Eh.. No dobrze, załóżmy, że ci wierzę. Ale jak coś, to po prostu mów.
-Dobrze.
Po chwili wszyscy zaczęli jeść. Po skończonym obiedzie, odezwała się Alicja.
-Wujku, mogłabym wyjść?
-Wyjść? A na przykład gdzie? – zapytał Lupin
-Na spacer, a gdzie ja mogłabym wyjść?
-Do swoich kochanych przyjaciół, których rodzice są śmierciożercami. – odpowiedziałam na pytanie Alicji.
-Jak ty się wtrącisz, to już nic nie można zrobić!
-Wiem, siostrzyczko.
-Dziewczęta, spokój! – krzyknął Remus – Alicjo, możesz wyjść, Claudia, zostań jeszcze na chwilkę w kuchni.
Alicja wyszła, a ja usiadłam sobie z powrotem na krześle.
-Tak? – zapytałam.
-Wiesz, że się o ciebie martwię.
-Nic nowego – mruknęłam.
-Czytałaś Proroka. Morderca jest na wolności. Nie chcę was narażać. – kontynuował Lupin, jakbym mu w ogóle nie przerywała.
-A co ten Black ma wspólnego z nami? Tylko podobne nazwisko. – odpowiedziałam.
-Ee.. Dowiesz się więcej w swoim czasie. A teraz, muszę coś zrobić. Możesz wrócić do pokoju.
Po tych słowach wyszłam z kuchni, wróciłam do pokoju i usiadłam ponownie na parapecie.

***
- Gryfonka od siedmiu boleści! – warczałam sama do siebie, idąc ulicą. Chyba nigdy nie zapomnę jej przerażonego spojrzenia, kiedy Tiara przydzieliła mnie do Domu Węża. I tego szczęścia, kiedy usiadła wśród Gryfonów.
- Kiedy do niej dojdzie, że ja nie przyjaźnię się z tymi śmieciożercami, tylko ich dziećmi?! I że „jestem ślizgonką” nie jest równoznaczne z „popieram Czarnego Pana”?!
Moją rozmowę z samą sobą przerwał jakiś bezczelny osobnik płci niewiadomej, który śmiał na mnie wpaść. Oj, źle trafił.
- Patrz jak leziesz, ciamajdo. – warknęłam, nie podnosząc głowy. On zrobił to samo, w tym samym momencie. Głos wydał mi się znajomy, więc podniosłam głowę.

***
Zeszłam z parapetu. Wzięłam pierwszą książkę z brzegu i rzuciłam nią o ścianę.
"Pieprzona ślizgonka!" - pomyślałam.
"Ale to twoja siostra!" - odezwał się głos w moje głowie.
"Czy ja wariuję?! Słyszę głosy!"
"Nie wariujesz."
Wzięłam następną książkę, i tym razem rzuciłam nią o podłogę. Do pokoju wbiegł wujek.
-Claudia, co ty robisz? - zapytał.
-Próbuję się uspokoić. - odpowiedziałam
-Coś się dzieje! Dlaczego mi nic nie mówisz?
-NIC SIĘ NIE DZIEJE! - krzyknęłam. - NIC OPRÓCZ TEGO, ŻE MOJA SIOSTRA ZADAJE SIĘ ZE ŚMIERCIOŻERCAMI!
-Claudia, nie krzycz! - powiedział nieco głośniej - To nic nie znaczy, żebyś rzucała książkami!
-Po prostu.. - usiadłam na łóżku – Po prostu mnie to wkurza. Jak siedzę z przyjaciółmi na korytarzu widzę ten jej uśmieszek. Myśli, że jest lepsza, bo trafiła do Slytherinu. Bez sensu... Zaczęła się zadawać z Malfoyem. Idiota z niego. Prawdziwy ślizgon. I ciągle się kłócimy. To nie jest ta Alicja, którą znam..
-Przejdzie jej. Zobaczysz. - pocieszył mnie wujek.
-Nie. Jest na to za bardzo uparta. Straciłam siostrę...
-Nie mów tak.. Ignoruj te wszystkie jej zaczepki. Przejdzie jej... - powiedział i przytulił mnie.

***

Mleczna cera, włosy blond dużo jaśniejsze od moich, oczy szare jak dzisiejsze niebo. Młody Malfoy.
- Cześć, Draco. – humor stanowczo mi się poprawił. Może chłopak był nieco arogancki, ale od czasu do czasu dawało się z nim normalnie pogadać.
- A, to ty. – odpowiedział.
- Co sprowadza panicza Malfoya do najbardziej mugolskiej dzielnicy Londynu? – spytałam złośliwie, siadając na pobliskiej ławce.
- Nie najbardziej. Mieszkają tu dwie czarownice. – wyszczerzył się i usiadł obok mnie. Ciekawe, czy gdybym była na jego roku, też by mnie tak traktował…
- Chciałem się czegoś od ciebie dowiedzieć, Caren. – tylko on mnie tak nazywał. Swoją drogą, ciekawe dlaczego?
- Jeśli chcesz, żebym napisała ci zadanie z eliksirów, to zapomnij.
- Nie o to chodzi. Ten Black, który uciekł z Azkabanu. Masz z nim coś wspólnego?
- Poza nazwiskiem i kolorem oczu? – zaśmiałam się – Co ci odbija, Draco? Myślisz, że jest moim ojcem?
- No… - zarumienił się – Przemknęło mi to przez głowę.
- Więc przyswój i zapamiętaj informację, że ja i Claudia nie mamy żadnej rodziny poza wujkiem. A raczej ojcem chrzestnym. Dobra, chyba muszę wracać. I tak przez najbliższe kilka godzin moja kochana bliźniaczka, która nie jest do mnie podobna, będzie mi wmawiać, że byłam na zebraniu zwolenników Sam-Wiesz-Kogo.
Weszłam do domu. Pomyśleć, że muszę użerać się z Claudią przez kolejny miesiąc. Mogliby w końcu przysłać listę podręczników, przynajmniej zaczęłoby się coś dziać. Wyjazd na Pokątną, spotkania ze znajomymi i ogromne lody u pana Fortescue. Ale teraz czekało mnie ciężkie zadanie: nie wygadać się przed siostrą, że spotkałam Malfoya. Remusowi można powiedzieć. On rozumie, że mam swoich przyjaciół i mogę czasami chcieć z nimi pogadać. Ale ona? Zazwyczaj zaczyna wyzywać mnie od piesków Czarnego Pana.
- Wróciłam!! – wydarłam się tak, żeby usłyszeli mnie też sąsiedzi. Poszłam zrobić sobie herbatę, w kuchni siedział wujek. Wyglądał na zmartwionego.
- Ej, Remus. – często zwracałam się do niego po imieniu kiedy nie było Claudii. Nie wiem dlaczego, ale przy niej imię chrzestnego nie chciało mi przejść przez gardło. Położyłam mu rękę na ramieniu – Co się dzieje?
- Claudia. – odpowiedział krótko.
- To ja może zaparzę herbaty. – wyczułam, że zanosiło się na kazanie. „Wiem, że jesteście teraz w trudnym okresie dojrzewania, ale spróbuj być milsza dla swojej siostry. Ona się o ciebie martwi…” znam ten tekst na pamięć. Co roku jest to samo. Moja nadwrażliwa siostrunia chce ze mnie zrobić gryfonkę.
- Nie wiem, co się z nią dzieje. Cały czas mówi, że stajesz się śmierciożerczynią, może nie wprost, ale o to jej chodzi.
- Możesz konkretniej? – coś mi tu śmierdzi. To nie wygląda na kazanie.
- Jeśli twoja siostra tak twierdzi, musisz dawać jej do tego podstawy.
- No nie!! – wściekłość zalała mnie ogromną falą – Ty też sądzisz, że Ślizgonom pierwszego dnia odciskają Mroczny Znak na przedramieniu?! Proszę, zobacz, upewnij się, czy na pewno go nie mam! – podciągnęłam lewy rękaw za łokieć. Z oczu pociekły mi łzy.
- Alicja, uspokój się. – podszedł do mnie i otoczył ramieniem.
- NIE DOTYKAJ MNIE!! – wrzasnęłam wyplątując się z jego uścisku i stając po drugiej stronie pomieszczenia – PRZECIEŻ JESTEM SPOKOJNA!!
Z mojej piersi wydobył się cichy szloch. Oparłam się o ścianę i bezsilnie zsunęłam na podłogę.
- Już, cicho. Nie płacz… - znów mnie przytulił, tym razem jednak go nie odepchnęłam
- Rozumiem, że…
- Nie, ty nic nie rozumiesz. – przerwałam mu – Nie wiesz, jak to jest, kiedy trzy czwarte szkoły cię nienawidzi jedynie za to, że masz godło Slytherinu na szacie. I w dodatku dziewięćdziesiąt dziewięć procent z nich nawet nie wie, jak się nazywasz. Dlaczego wszyscy tak taktują Ślizgonów? – spojrzałam na niego rozpaczliwie. Z jego oczu wyczytałam, że nie wie. Spuściłam głowę – Ty też ich nienawidziłeś. Byłeś w Gryffindorze.
Wyrwałam mu się i pobiegłam do pokoju.

27 lipca

Powoli otwierałam oczy. Odgarnęłam kila kosmyków z twarzy i odwróciłam się na plecy, badając wzrokiem strukturę sufitu. Odwróciłam głowę w stronę okna i jęknęłam cicho. Oczywiście, kolejny dzień deszczu i duchoty. I to mają być wakacje? Stanowczo odmawiam współpracy z taką pogodą! Zostaję w łóżku i nie wyjdę z niego, dopóki nie zaświeci słońce. Nie… nie mogę tego zrobić Remusowi. Usłyszałam szum wody z prysznica. No tak, pewnie Claudia już wstała. Zostaję w łóżku jeszcze dwadzieścia minut, potem idę do łazienki. Najwyżej zrobię jej awanturę pod drzwiami…

***

Po cudownie orzeźwiającym prysznicu udałam się do kuchni. Wujek już tam był. Siedział przy stole i jakby nad czymś myślał.
-Dzień dobry - przywitałam się.
-O już wstałaś. Alicja jeszcze śpi? – zapytał
-Pewnie tak.. – odpowiedziałam i wzięłam się za jedzenie tosta. Za chwilę przyszła moja kochana siostrzyczka. Widać, że była jeszcze zaspana.
-Dzieeń doobryy – powiedziała ziewając.
-Cześć – mruknęłam.
-Dziewczynki, mam do was prośbę. Mogłybyście iść do sklepu? Ja jakoś nie dam rady.
-Ja mogę iść – powiedziałam – Ale jak ona pójdzie, to mogę zostać.
-Nie, pójdziecie obydwie. Jedna się z wszystkim nie zabierze. – powiedział przemęczonym głosem.
-No dobra – powiedziała Alicja wstając od stołu.
-To ja idę po torbę. – mruknęłam do niej.
Za chwilę wróciłam z torbą i parasolem w ręku. Alicja już czekała przy drzwiach.
-Chodź. Wujek dał mi listę.
-Uwierz mi, naprawdę nie sprawia mi przyjemności to pójście z tobą do tego sklepu.
-Mi też.
Wyszłyśmy z domu i skierowałyśmy się w stronę sklepu.

***

Szłam z Claudią chodnikiem. Ramię w ramię. Ale by było, jakby ktoś nas zobaczył. Panny Black razem i na dodatek nie bijące się… no, byłyśmy raczej rzadkim widokiem.
- Ciekawe, dlaczego wujek tak wygląda. Jakby był chory…
- Cały czas wyglądasz przez to swoje okno i nie zauważyłaś, że była pełnia? – prychnęłam.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że umówiłaś się ze swoim Malfoyem? Chętnie poszłabym drugą stroną ulicy. – odwarknęła do mnie, patrząc z obrzydzeniem na jakiś punkt w parku. Podążyłam za jej wzrokiem i zobaczyłam Draco.
„Co mu odbija, był tu przedwczoraj.” Pomyślałam. Odwróciłam głowę i szłyśmy dalej, w milczeniu.

***

„Gdybym mogła tylko jakoś się od niej uwolnić..” – pomyślałam
„Ale nie możesz” –
„Kurcze, znowu ten głos! Ja wariuję!”
Z myślenia wyrwał mnie krzyk. Raczej nawoływanie. Odwróciłam się. To był oczywiście Malfoy.. O i Alicja do niego podeszła. Czyli mogę iść sama do tego sklepu. Ehh, niestety. Wraca do mnie. Hej! Zaraz! Ten ulizany szczur idzie z nią! Jeśli myśli, że będę przebywać w pobliżu tego gnojka, to się przeliczyła.
- Ja z nim nie idę. – powiedziałam szybko.
- Podejrzewam, że nie masz wyboru. – odpowiedziała chłodno – Chyba, że tu zostaniesz i poczekasz.
- Niby dlaczego nie miałabym wrócić do domu?
- Możesz. Ale wtedy wujkowi zrobi się przykro, a Draco będzie musiał odprowadzić mnie pod drzwi. Te zakupy naprawdę będą ciężkie.
Przez chwilę biłam się z myślami. Mogłabym zostać, usiąść sobie na ławeczce i nie oglądać szpetnej gęby Malfoya.
„Ale wtedy Alicja zostanie z nim sama”
„No i co?”
„Zastanów się, co mogą robić…”
„Głosie, nie wiem czym jesteś, ale tym razem masz rację.”
- Idę z wami.

***

A już myślałam, że uda mi się iść bez niej. No cóż, życie to nie bajka, nie można mieć wszystkiego. Że też do tego sklepu musi być tak daleko!
- Idziemy przez park? Będzie bliżej. – zaproponowałam. Draco wzruszył ramionami.
- Możemy iść przez park. – mruknęła Claudia
Skręciłam w alejkę. Po mojej prawej stronie szedł Malfoy, po lewej szła Claudia.
- No więc? – zwróciłam się do blondyna – Masz jakiś specjalny powód do przebywania tutaj?
- Nie można się już ciekawić, co u ciebie?
- Draco, wydaje mi się, że masz sowę. Poza tym, byłeś tu przedwczoraj…
- Co? – oczywiście, musiała o sobie przypomnieć – To dlatego tak chciałaś wyjść! Umówiłaś się z nim!
- Merlinie, ta dalej swoje! Kiedy do ciebie dojdzie, że ja się wcale w nim nie bujam?
- Uważaj, bo ci uwierzę! Cały czas z nim łazisz po Hogwarcie…
- Ty też wszędzie łazisz z Potterem! – nie wytrzymałam, musiałam jej przerwać – I mogłabyś zauważyć, iż ja wcale nie twierdzę, że jest twoim chłopakiem!
- Eee… Caren? – spytał niepewnie Draco.
- Nie wtrącaj się. – warknęłyśmy jednocześnie.
- A kto przez sen mruczał "Draco... Draaco." Co?
- Ty… - poczułam, że się czerwienię – To nieprawda!
- To dlaczego strzeliłaś buraka, hę?
- Bo jest mi wstyd, że moja siostra prowadzi jakieś bzdurne insynuacje! I to jeszcze w obecności chłopaka, którego dotyczą!
- Caren, mogę co… - spróbował znowu Malfoy.
- „Caren”?! – przerwała mu Claudia – Od kiedy to jesteś Caren? Kiedy wujek cię tak nazywał, zawsze zwracałaś mu uwagę, że masz na imię Alicja!
- To było w pierwszej klasie! Wtedy nie lubiłam tego imienia!
- A teraz je lubisz?
- Tak.
Wyjście z parku zmusiło nas do zaprzestania „rozmowy”. Pod osłoną drzew nie zauważyliśmy, że zaczęło padać. Claudia rozłożyła parasolkę i zaklęła cicho.
- Wzięłam ten najmniejszy. Nie zmieścimy się pod nim we dwie, o tym gnojku nawet nie wspominając.
- Nie obrażaj go. – warknęłam tak, żeby tylko ona dosłyszała.
- Nie szkodzi, mam swój. – powiedział Draco rozkładając parasol i oferując mi ramię. Aha, będzie teraz zgrywał gentelmana i utwierdzał moją siostrę w przekonaniu, że ze sobą chodzimy. Czy on naprawdę nic nie rozumie? Chociaż… jeśli pójdę z nim pod rękę Claudia będzie wściekła a prawdopodobieństwo mojego zmoknięcia znacznie się zmniejszy. No i będziemy mogli w spokoju pogadać. A docinki siostry jakoś zniosę.

***

Pięknie. Moja rodzona siostra idzie z tym gumochłonem pod ramię. I cały czas coś sobie szepczą do ucha i chichoczą. Wrr.
„Jesteś zazdrosna”
„Nieprawda!”
„Jesteś”
„O Merlinie, rozmawiam z własną głową. A kysz, ty złośliwy głosie! Ostatnio miałeś rację, ale teraz się mylisz.”
Przynajmniej są w takiej odległości ode mnie, że trudno się domyślić, że idziemy razem. O, już widać sklep. Całe szczęście.
Dzwonek przy drzwiach cicho zabrzęczał, kiedy je otworzyłam.
- Dzień dobry. – powiedziałyśmy jednocześnie. Malfoy oczywiście nic nie powiedział. Kompletny brak manier. Alicja wręczyła Rosie, ekspedientce, listę zakupów, poczym wróciła do rozmowy z tym idiotą. Oparła się tyłem o ladę i „niedbałym” ruchem odgarnęła z twarzy „niesforny” kosmyk.
„Cholerna kokietka” pomyślałam.
„Jesteś zazdrosna” znów ten głos
„Jak przyznam ci rację, to przestaniesz?”
„Nie.”
„To się zamknij”
Zaczęłam byle jak wpychać rzeczy do torby.
- W ten sposób nigdy się nie zmieścimy. Dwaj to. – powiedziała moja siostra i zaczęła układać towary. W międzyczasie wyciągnęłam z kieszeni pieniądze i zapłaciłam. Kiedy odwróciłam się, aby wziąć jedno ucho torby, myślałam, że mam omamy wzrokowe. Ten zidiociały gumochłon brał zakupy. Więcej, brał zakupy nie zważając na stanowcze sprzeciwy mojej bliźniaczki.
„Przynajmniej raz się na coś przyda”

***

- Draco, sam tego nie uniesiesz. Dawaj jedno ucho.
- Nie. Jesteś dziewczyną, nie będziesz tego niosła.
- Twierdzisz, że jestem słaba? – zwęziłam oczy.
- N-nie… skąd.
- To dawaj jedno ucho! – wyrwałam mu jedno z uszu torby –Teraz możemy iść.
Wyszliśmy ze sklepu. Claudia szła przodem. Okazało się, że już nie pada. Wręcz przeciwnie: wyszło słońce! Wreszcie! Oh, żeby tak zostało do końca wakacji… Wracaliśmy także przez park, tym razem jednak weszliśmy w inną alejkę. Z drzew co chwila spadały krople, mieniąc się cudownie w słońcu. Przeszliśmy park w milczeniu. Alejka kończyła się na rogu naszego ogrodzenia. Pod drzwiami Draco oddał mi też drugie ucho. Claudia weszła pierwsza.
- Już jesteśmy! – krzyknęła, i zaczęła ściągać buty. Wstawiłam torbę do przedpokoju, rzuciłam krótkie „cześć” chłopakowi i chciałam drzwi, blondyn jej jednak przytrzymał.
- Caren, co jutro robisz?
- Jeszcze nie wiem, a co? – chwila, co jest? On chyba nie… O MATKO! On chce się ze mną umówić! Marzyciel…
- Może… może gdzieś byśmy razem poszli?
Już otwierałam usta, żeby go delikatnie zbyć, kiedy usłyszałam chłodny głos mojej siostry:
- Ona nigdzie z tobą nie pójdzie, Malfoy.
No nie! Jak ona śmie za mnie decydować?!
- Nie przypominam sobie, żebym coś do ciebie mówił, Black. – Draco zdecydowanie przestał być miły.
- Chwila, do której to było? – co ja robię? Bronię siostry? Na to wygląda…
- Do tej gryfonki, która, jak sama twierdzisz, jest twoją siostrą.
- Masz coś do mnie, padalcu?
- Wiele. Ale w tym momencie jedynie mi tu wadzisz.
Zanim zdążyłam zareagować Claudia wstała, odepchnęła mnie na bok i dała mu w twarz. Mocno. A potem odwróciła się i poszła do kuchni.
- Draco, przepraszam cię. – powiedziałam szybko – A jutro idziemy gdzieś z wujkiem. Nie wiem gdzie, to jakaś niespodzianka.
Zamknęłam drzwi.

***

Usiadłam na krześle i się nie odzywałam. Alicja weszła do kuchni i od razu się na mnie wydarła (nic nowego..):
-Czemu mu przyłożyłaś? – zapytała
-Bo się wkurzyłam . – odpowiedziałam łagodnie.
-To trzymaj nerwy na wodzy!
-Próbowałam! Ale wiesz, że czasami się nie mogę opanować!
-Zauważyłam!
-On jest idiotą!
-Wcale nie!
-Tak, broń go!
-TY WREDNA, MAŁA...
-Ej, jestem od ciebie trzy minuty starsza!
-... PERFIDNA, NIEWYCHOWANA, ZASDRONA KRZYŻÓWKO KAMELEONA Z CZŁOWIEKIEM!
-Uważaj, bo się zdenerwuję na całego!
Wzięłam szklankę i zrzuciłam ją ze stołu.
-JAK ŚMIAŁAŚ DECYDOWAĆ ZA MNIE?
Rzuciła talerzem. Roztrzaskał się o podłogę na drobny mak..
-MIAŁAM CI POZWOLIĆ IŚĆ NA RANDKĘ Z TYM PATAFIANEM?!
Rzuciłam drugą szklanką.
-MYŚLISZ, ŻE UPADŁAM TAK NISKO, ŻEBY UMAWIAĆ SIĘ Z BYLE MAŁOLATEM?!
-TAK! A POZA TYM, PODOBNO JESTEŚCIE RAZEM!
Wzięłam następną szklankę i znowu nią rzuciłam o podłogę.
-NIEPRAWDA!
Wzięła drugi talerz i rzuciła nim podłogę.
-A CO WIDZIAŁAM PRZED CHWILĄ?! MOŻE TO BYŁ TYLKO JAKIŚ GŁUPI SEN?!
- CLAUDIA, ZNAM MALFOYA OD DWÓCH LAT!! PEWNIE ZAŁORZYŁ SIĘ ZE SWOIMI GŁUPIMI KOLEGAMI, ŻE WYCIĄGNIE PANNĘ BLACK NA RANDKĘ!
Wzięła trzeci talerz i kolejny raz rzuciła nim o podłogę.
-MOŻLIWE, ALE CHYBA MU SIĘ TO UDAŁO, PRAWDA?!
Tym razem rzuciłam talerzem. Nie wiedziałam, że mamy aż tyle talerzy i szklanek…
- NIE, NIE UDAŁO MU SIĘ! Powiedziałam, że jutro wujek nas gdzieś zabiera... Ale ty tego oczywiście nie słyszałaś.
I przestałyśmy się drzeć. Siedziałyśmy przez chwilę cicho, gdy nagle Alicja się odezwała:
- Ciekawe gdzie jest wujek...
- Miał ciężką noc. Pewnie odsypia. – odpowiedziałam.
-I nic nie słyszał? – zapytała
-Może... - odpowiedziałam po raz kolejny. I wzięłam się za sprzątanie talerzy i szklanek.
-Daj spokój, pomogę ci. – rzuciła siostrunia.
-Nie trzeba, poradzę sobie – odpowiedziałam.
-Ale ja też nimi rzucałam. – odparła.
I zaczęłyśmy sprzątać.

***

- Nie podoba mi się to… - mruknęłam.
- Co znowu? – spytała Claudia, odstawiając jeden z talerzy na miejsce (kilka razy poszło w ruch reparo, ale o tym nikt nie musi wiedzieć…)
- Darłyśmy się na siebie dobre kilka minut. Więcej, rzucałyśmy talerzami i szklankami. Zastanów się, kiedyś był u sąsiadów i nas usłyszał. A byłyśmy przynajmniej połowę ciszej niż teraz.
- Taak. Ale wiesz, może bardzo mocno śpi.
- No nie wiem… Idę sprawdzić, czy u niego na pewno wszystko w porządku.
Cichutko weszłam do pokoju Remusa. Leżał na łóżku w swoim ubraniu. Claudia miała rację: spał. Ale jakim cudem nas nie usłyszał? Na podłodze leżała książka. No tak, pewnie zasnął przy czytaniu. Cały wujek. Ruszyłam by odłożyć książkę na szafkę. Zesztywniałam, kiedy przewrócił się na bok i zwinął w kłębek. Pewnie mu zimno. Dziś było dość chłodno, a słońce świeciło zbyt krótko by ogrzać ziemię. Delikatnie okryłam go kocem i dostrzegłam przyczynę braku jego reakcji na naszą kłótnię. Remus włożył sobie do uszu najzwyklejsze, mugolskim stopery. Widocznie domyślił się, że będziemy się wydzierać… no, właściwie nie było to takie trudne.

***



Siedziałam sobie w kuchni, gdy Alicja poszła zobaczyć co z wujkiem. Przyglądałam się troszkę swojemu odbiciu w łyżeczce do herbaty. Jakoś mnie wzięło na zmianę koloru włosów.
„Niebieskie?” – pomyślałam
„Może raczej nie” – odpowiedział mój głos w głowie.
„No to, fioletowe?” – zapytałam się w myślach.
„Jeszcze gorsze” – parsknął głos
„Tęcza, i koniec!” – krzyknęłam do siebie w duchu.
„Ok., ale to już nie moja wina, jak wujek cię wyrzuci z domu”
„Oh, zamknij się w końcu!” – pomyślałam. Zacisnęłam powieki i pomyślałam. Po chwili moje włosy były tęczowe. Zobaczyłam się w łyżeczce. „Jest okej!” powiedziałam do siebie. Usłyszałam, że siostra schodzi ze schodów. Stanęła na stopniu przed wejściem do kuchni i krzyknęła:
-Na rogogony węgierskie, coś ty zrobiła z włosami?!
-Coś ci nie pasuje?
-Merlinie, zmień ten oczojebny kolor!
-Który? Bo jak widzisz, mam ich dużo!
-Natychmiast wróć do jakiejś normalnej barwy, albo się do ciebie nie przyznaję!
-Ty już się do mnie nie przyznajesz, siostrzyczko.
-Nie, to ty nie przyznajesz się do mnie.
-Ty też.
-A kto namówił bliźniaków, żeby mówili do mnie "panno Malfoy"?
-Nie ja.
-Ciebie wszyscy ślizgoni znają jako moją siostrę!
-Naprawdę? Myślałam, że jako niezrównoważoną idiotkę..
-No... moją siostrę, niezrównoważoną idiotkę. – powiedziała - Zmień ten kolor!
-Może zmienię, może nie..
-CLAUDIA!! Bo ci nie powiem, co z wujkiem!
-Okej, okej. – to powiedziawszy zmieniłam kolor tęczy na brąz z pasemkami (Ale tak czy inaczej później wrócę to tęczowych włosów)
-Teraz lepiej. – powiedziała. -A nasz sprytny wujo zatkał sobie uszy i zasnął.
-Serio? – zapytałam – On to ma pomysły..

***

Była druga popołudniu, Remus nadal spał a my siedziałyśmy w salonie wpatrując się w telewizor. Od porannego rzucania talerzami (jakimś cudem) się nie pokłóciłyśmy. Oglądałyśmy niezwykle zajmujący teleturniej, którego uczestnicy mieli niewątpliwie mózgi trolli, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Ciekawe kto to… - mruknęła Claudia. Już miałam powiedzieć, żeby poszła się przekonać, zmieniłam jednak zdanie widząc jej fryzurę. Włosy do ramion w kolorze świeżej krwi z czarnymi pasemkami.
- Eee… to ja otworzę. – powiedziałam i przeskoczyłam przez oparcie kanapy – A ty zrób coś z włosami.
Zatrzymałam się na chwilę przed lustrem w przedpokoju i poprawiłam bluzkę. Otworzyłam drzwi i…
- Robisz się natrętny.
- Caren, proszę. – o Merlinie! Proszący Malfoy! Dajcie mi kamerę! Albo chociaż dyktafon! – Chcę tylko pogadać.
- O czym? – wyszłam na dwór, przymykając za sobą drzwi. Spojrzał na drzewa w parku, ukazując niebieski siniak na lewym policzku (dzieło mojej kochanej siostrzyczki).
- No… nie wiem. O niczym. – odpowiedział.
- Draco, co ty kombinujesz? – spojrzałam mu w oczy – Dlaczego ciągle się tu kręcisz? Rodzice nie pozwalają ci siedzieć w Malfoy Manor? A może uciekłeś z domu?
- Dwa pudła.
- Więc dlaczego panicz Malfoy większość swojego czasu spędza w parku przy Perevellys Alley?! - zaczynałam się wnerwiać. Jeśli się we mnie kocha, to ma problem. Ale mógłby się przyznać.
- Odpowiedz! – łał, ale władczy ton. Nie wiedziałam, że umiem tak mówić… trzeba wypróbować na Claudii.
- Nie mogę ci powiedzieć!
- Dlaczego?!
- Bo… ehh, bo to jest żałosne. – opuścił ramiona, przybierając wygląd szczeniaka, na którego ktoś nakrzyczał. Zaraz. To prawda. On jest szczeniakiem, a ja na niego nawrzeszczałam…
- Ty też jesteś w tej chwili żałosny. Więc?
- Parkinsonowie okupują mój dom a ty jesteś jedyną osobą, której adresu nie zna mój ojciec i z którą da się pogadać. – wyrzucił z siebie jednym tchem.
-Aha. – byłam lekko zaskoczona. Myślałam, że Draco lubi Parkinson – Czyli, mówiąc prościej: chowasz się przed Pansy?
Pokiwał głową. Ekstra. Czy na naszych drzwiach jest tabliczka z napisem „przechowalnia”?
- Eee… a jak twoi rodzice zareagowali na ten siniec? Co im powiedziałeś?
- Że przystawiałem się do dziewczyny, której siostra dała mi w twarz, zaczynając jej przede mną bronić.
- Taa… ale wiesz, Claudia jest z Gryffindoru, chronienie innych jest częścią jej cholernego kodu genetycznego.
Alicja, myśl. Jeśli go tu zostawisz, wyjdziesz na nieczułe lodowe serduszko. Jeśli wpuścisz go do środka, twoja kochana siostrzyczka przywróci symetrię barwom jego twarzy.
- Jak myślisz, kiedy ta „okupacja” się skończy?
Wzruszył ramionami.
- Za godzinę.
Trochę długo. Dobra, najwyżej zamknę Claudię w łazience.
- Wchodź.

***

Bawiłam się włosami, które po wyjściu Alicji przybrały kolor pomarańczy i błękitu. Coś długo jej nie było. Ale to nawet dobrze. Po chwili zobaczyłam ją z Malfoyem. Ten padalec u nas w domu? Nie! Nie zgadzam się!
-Co ten patafian tu robi? - zapytałam
-Stoi. Jakbyś nie zauważyła - odpowiedziała
-To zauważyłam! Ale co on robi TUTAJ! - naciskałam
-A co cię to obchodzi, Black? - odpowiedział Malfoy
-Wiele, bo jakbyś raczył zauważyć, to ja tu mieszkam!
-Domyśliłem się. Mogłabyś nas zostawić?
-Chciałbyś! To, że przyszedłeś nie znaczy, że mam się wynieść z domu!
-Przynajmniej mogłabyś wyjść do drugiego pokoju! - rzuciła siostrunia
-To idźcie do ciebie! - Merlinie, po co ja to powiedziałam! - Ja nie zamierzam nigdzie iść!
Alicja popatrzyła na mnie swoim idiotycznym, ślizgońskim wzrokiem. Po chwili powiedziała:
-Przykro mi, ale będziemy musieli znosić jej towarzystwo.
Uśmiechnęłam się władczo. Nawet nie zauważyłam, że z tego wszystkiego zmieniłam kolor włosów na granatowy.
-Caren, czy twoja siostra wariuje? - zapytał Malfoy - Zmienił jej się kolor włosów.
-Hahaha! - zaśmiałam się - Coś masz niedokształconego tego chłopaka, siostrzyczko. - powiedziałam do Alicji - Jestem metamorfomagiem, pacanie! - rzuciłam do Malfoy'a
I wróciłam do poprzedniego koloru (mówiąc jasniej, to do pomarańczu z błękitem). Jak ona może się z kimś takim zadawać? Idiotka..
-A więc, o czym chciałeś gadać, Draco - zapytała go to bezguście nazywające się moją siostrą.
-Nie będę mówić przy niej - i wskazał na mnie. To będą musieli milczeć
Ktoś zapukał do drzwi. Wstałam i poszłam sprawdzić kto to.
-Alekss? Co ty tutaj robisz? - zapytałam zdziwiona
-Przyszłam cię wyciągnąć na spacer. Idziesz? - odpowiedziała
-Hmm.. Nie wiem. - powiedziałam -Ale mogę się wyrwać, bo nie zniosę tego towarzystwa, które siedzi właśnie w kuchni - dodałam.
-To idziemy. Zabieraj kurtkę i chodź.
-Czekaj, powiem wujkowi. Albo zostawię mu kartkę.
I pobiegłam na górę. Wujek już nie spał. Leżał na łóżku i czytał książkę.
-O, już nie śpisz. Ja wychodzę z Alekss. Alicja siedzi na dole z tym idiotą Malfoy 'em. Będę jakoś za godzinkę. Pa! - Rzuciłam i zbiegłam po schodach na dół.
-Gdzie się wybierasz? - Zapytała siostra
-Co cię to obchodzi? - odpowiedziałam i wyszłam na dwór.

***

Kiedy trzasnęły drzwi skoczyłam do okna w salonie. Ehh, to tylko Alekss, jej koleżanka z roku. A już myślałam, że się zrewanżuję… Z cichym westchnieniem usiadłam na kanapie, wskazując blondynowi by zrobił to samo. Rozejrzałam się za pilotem i włączyłam telewizor. Teleturniej wciąż trwał… a może to inny? W sumie wszystkie są do siebie podobne.
- Co będziemy robić? – zapytał chłopak.
- Nie chciałeś o niczym gadać. Prosiłeś jedynie o przechowanie. Więc zapoznaj się z mugolską rozrywką. Widzisz, mugole, kiedy im się nudzi, siadają na kanapie tak jak my teraz i wpatrują się w pudło które wyświetla obraz, zwane telewizorem. – kurcze, nigdy nie myślałam, że będę musiała komuś wyjaśniać jak działa telewizor. I że będzie to takie trudne.
- Caren, co ci ludzie właściwie robią? I po co to robią?
- To jest teleturniej. Taki konkurs. Ten ciągle uśmiechnięty facet w garniturze zadaje im pytania, a oni muszą na nie odpowiadać. Kiedy ktoś odpowie źle trzy razy, odpada. Ten, kto zostanie w grze najdłużej, wygrywa pieniądze. Rozumiesz?
- Tak. Ale nadal nie wiem, po co mugole to robią.
- Chyba chcą sprawdzić swoją wiedzę. – wzruszyłam ramionami – Albo żeby wszyscy w kraju mieli okazję ich zobaczyć.

Ten post był edytowany przez Alicja Caren Black: 01.09.2007 19:12
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Alicja Caren Black
post 01.09.2007 19:33
Post #2 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 38
Dołączył: 28.08.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Przepraszam, ucięło kawałek:

***

-Dzięki, że mnie stamtąd wyrwałaś. - powiedziałam jej,gdy wyszłam
-Proszę bardzo. Przyjaciół trzeba ratować. - uśmiechnęła się
-Nie wiem, czy wytrzymałabym w tym towarzystwie dwie minuty..
Szłyśmy chodnikiem nie wiedząc do kąd nas niosą nogi. Postanowiłyśmy iść do parku. Usiadłyśmy sobie na ławeczce i odpoczywałyśmy sobie. Ptaki śpiewały (co doprowadzało mnie do szału), wiatr lekko podmuchiwał (zrzucił Alekss czapkę) i świeciło słońce (przynajmniej to).
- Claudia, czy mi się to przywidziało, czy tam za krzakami siedzi jakiś pies? – zapytała lekko przerażona Alekss.
- Nie wim. – przyglądałam się krzakowi (kurcze, teraz krzaki będą mnie atakować!) – Raczej nic tam nie ma. Albo nie powinno .
- Może sprawdzimy? – zapytała półszeptem.
- Dobra. Ja tam podejdę, i jak coś, to zachowaj spokój.
Podeszłam do krzaka. Przyglądnęłam mu się z bliska. Był tam pies. Czarny i rozczochrany.
- To tylko pies. Nic nam nie zrobi. – powiedziałam i z powrotem usiadłam na ławce.
- Wiesz, odkąd ten Black uciekł z Azkabanu, boję się wychodzić z domu. On może być wszędzie!
- Oh, nie panikuj. Podobno jest teraz na północy Walii.
- Ja wolę być bezpieczna. – powiedziała.
- Dobra, ja już lecę. Obiecałam wujkowi, że będę za godzinę. Możemy się spotkać jutro.
- Okej, to cześć.
- Cześć. I nie panikuj!
Alekss się uśmiechnęła. Szłam przez (mokrą) alejkę. Gdy dotarłam do domu, zobaczyłam, że ten bęcwał jest jeszcze. Weszłam i od razu pobiegłam na górę.
- Cześć. – rzuciłam do wujka.
- Cześć. Widzę, że jesteś punktualna. – powiedział z uśmiechem.
- Taak, Nie chcę ci przeszkadzać, idę do siebie. – powiedziałam i poszłam do pokoju.

***

Draco spojrzał na zegarek.
- Dobra, ja już chyba pójdę. Jak się ogląda ten… - zawahał się chwilę – teleturniej, czas strasznie szybko leci.
Odprowadziłam go pod drzwi.
- To cześć. I pamiętaj: nie chcę cię widzieć wcześniej, niż na Pokątnej, kiedy pójdę po podręczniki.
Uśmiechnął się głupio, zamknęłam za nim drzwi i poszłam do pokoju. Chyba troszkę porysuję.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 02.09.2007 10:12
Post #3 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



kiepskie. Fatalne dialogi, płaskie postacie, dziwny Draco biggrin.gif
ale pisz dalej
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Avadakedaver
post 02.09.2007 11:56
Post #4 

MASTER CIP


Grupa: czysta krew..
Postów: 7404
Dołączył: 02.02.2006
Skąd: Nadsiusiakowo

Płeć: włóczykij



a mi się nawet podoba, ma cośw sobie i chętnie przeczytam dalszy kawałek.


--------------------
i'm busy: saving the universe

W internecie jestem jak ninja - to przez rosyjskie porno.
Ty i 6198 osób lubi to.

(and all that jazz)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Skierka
post 02.09.2007 15:37
Post #5 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 15
Dołączył: 17.08.2007




Faktycznie. Dziwny Draco, z pierwowzorem ma raczej niewiele wspólnego. Akcja pędzi chyba odrobinę za szybko, momentami odnosiłam wrażenie, że chcecie, jak najszybciej przebrnąć przez dany wątek. Nie zachowujecie równowagi między dialogami i opisami. Może gdybyście skupiły się trochę bardziej, na obrazowym przedstawieniu całej sytuacji, wypadłoby trochę lepiej. Dialogi też nie urzekają, a momentami nawet wręcz przeciwnie. Główne bohaterki kompletnie mi nie podchodzą, szczególnie ta jedna, pozbawiona własnego zdania.

A teraz o tym co mi się spodobało:

Sam pomysł jest całkiem sympatyczny, a to już jest duży plus. Czyta się nie najgorzej. Podobał mi się też motyw z głosem w głowie, ale poza tym trudno jest znaleźć więcej pozytywów.

I na koniec jedna rada na przyszłość. Pisać, pisać, pisać i jeszcze raz pisać, a przy tym obowiązkowo co najmniej jedna książka tygodniowo. Jeśli wyrobicie sobie styl to może (a nawet bardzo prawdopodobne) jeszcze będą z was ludzie wink2.gif.

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Golden Phoenix
post 02.09.2007 18:31
Post #6 

Prefekt


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 351
Dołączył: 16.07.2004
Skąd: Bydgoszcz / Toruń

Płeć: Kobieta



Póki co wstrzymam się od jednoznacznego komentarza. Moje dwie myśli, które nasunęły mi się podczas czytania:
- drażni mnie częstotliwość zmian narratora z Alicji na Claudię i vice versa
- wydaję mi się, że niepotrzebnie Draco dostał imię Darco, bo jak piszą poprzednicy mało z książkowym Draconem ma wspólnego. Chyba lepiej było by, gdyby jego imię było również fikcyjne - wtedy cała historia byłaby po prostu na motywach HP.

Nie podobają mi się dialogi. Wiem, że w realnym życiu nikt nie mówi pięknymi, rozbudowanymi, bogatymi w słownictwo zdaniami książkowymi, ale ja nie lubię czytać książek / opowiadań / fanficków w których dialogi są tak straszliwie realne np. "Claudia, co ty taka smutna jesteś?", "Po prostu mnie to wkurza." lub nie do końca poprawne składniowo i gramatycznie "To ja może zaparzę herbaty", "Jak siedzę z przyjaciółmi [...]".

Błędów ortograficznych nie zauważyłam, natomiast tu i ówdzie brakuje przecinków.

Wniosek: Nie zrażaj się i pisz dalej, bo tylko w ten sposób można szlifować styl. czekolada.gif na zachętę smile.gif


--------------------
"Nightingale in a golden cage..."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Alicja Caren Black
post 02.09.2007 19:12
Post #7 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 38
Dołączył: 28.08.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Dziękuję za wszystkie komentarze.
I muszę podkreślić:
tego ficka piszą dwie osoby. Ja, jako Alicja i moja koleżanka, jako Claudia. Na tym forum zrejestrowałam się jedynie ja, ponieważ często tu bywałam i brało mnie już od jakiegoś czasu.

Draco żeczywiście mi wyszedł niekanoniczny ("Claudia" zazwyczaj reaguje na niego w stylu złotego trio, więc za nią się nie wypowiadam), ale często czytam opowiadanka z takim "nieswoim" Malfoyem. Poza tym, w HP znamy Dracona widzianego oczami Pottera. Przyszło mi więc na myśl:
"A może by pokazać stosunki Malfoya z przyjaciółką?" i tak jakoś samo wyszło.

QUOTE
Główne bohaterki kompletnie mi nie podchodzą, szczególnie ta jedna, pozbawiona własnego zdania


Zgaduję, że masz na myśli "mnie" (Alicję). No cóż... jeszcze nad nią pracuję wink2.gif

Styl rzeczywiście jest słaby, ale pierwszy raz w życiu piszemy coś w pierwszej osobie (ja wcześniej pisywałam miniaturki (do szkoły) w trzeciej a "Claudia" wiersze). Na blogu mamy komentarz (z którym się w pełni zgadzam) że to jest jak komiks bez obrazków. Same dialogi, albo z kimś albo z samą sobą.

Dobra, nie będę się rozpisywać:
Pracujemy nad wszystkim i prawdopodobnie (że pozwolę sobie zacytować Skierkę) "jeszcze będą z nas ludzie".

Ten post był edytowany przez Alicja Caren Black: 14.09.2007 19:34
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Golden Phoenix
post 02.09.2007 19:17
Post #8 

Prefekt


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 351
Dołączył: 16.07.2004
Skąd: Bydgoszcz / Toruń

Płeć: Kobieta



Daję wam duuużego plusa za podejście do komentarzy. Naprawdę świetnie to o was świadczy, że nie obrażacie się, tylko obiecujecie włożenie w opowiadanie jeszcze więcej pracy. Tak trzymać !

zelka1.gif w nagrodę smile.gif


--------------------
"Nightingale in a golden cage..."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Skierka
post 02.09.2007 19:42
Post #9 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 15
Dołączył: 17.08.2007




Dobra, teraz jestem pewna wink2.gif Naprawdę będą z was ludzie tongue.gif. A wracając do opisów, jeśli masz/macie z tym problem, jest mnóstwo, różnych, prostych sposobów. Ja zawsze preferowałam, otwarcie zeszytu od polskiego na ostatniej stronie, wdrapanie się na parapet okna i opisywania po kolei, wszystkiego co widzę. Równie dobrze może być to ilustracja, kadr z filmu… takie ćwiczenia naprawdę pomagają wink2.gif.

PS. Starajcie się nadawać charakter swoim bohaterom, jeśli opowiadanko jest pisane w pierwszej osobie, można dorzucić trochę refleksji, opisy stanu emocjonalnego (tylko broń boże, nie dajcie się ponieś i nie wtrącajcie tam zbyt wielu poetyckich udziwnień), to przy okazji wypcha przestrzeń między kolejnymi dialogami smile.gif.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Alicja Caren Black
post 03.09.2007 15:17
Post #10 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 38
Dołączył: 28.08.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Na wstępie dziękuję (w imieniu swoim i Claudii) Skierce za cenne rady.
A teraz:

Dzień jak zwykle rozpoczął się moją kłótnią z Alicją. I jak zwykle wujek musiał nas rozdzielać:
- Ty ślizgonko jedna! Idź do swojego Malfoya!
-Nie jest mój!
-Taa..
-Lepiej pisz życzenia Potterowi!
-Potter jest ode mnie młodszy! Poza tym, nie interesuje mnie on.
-Chłopiec-który-a-nich-go-szlag-przeżył może się na ciebie obrazić
-Idź do swojego pana!
-Wrr.
-Voldemort na pewno cię przyjmie!
-Nie wypowiadaj jego imienia!
-A dużo mnie obchodzi, co mówisz!
-Dziewczęta spokój! - krzyknął Lupin. - Nie kłóćcie się!
Przez chwilę wpatrywałyśmy się w siebie próbując zabić wzrokiem drugą (a przynajmniej ja próbowałam) a potem jednocześnie spuściłyśmy głowy.
- Wiesz wujku, jakoś odechciało mi się jeść. Jak będę głodna, to sobie sama coś zrobię.
I wróciłam na mój parapet.

***
Usiadłam ciężko na stołku i wzięłam sobie tosta. Szczerze mówiąc, też nie byłam zbyt głodna po tej „wymianie zdań” z moją „ukochaną” siostrzyczką, ale nie chciałam dodatkowo martwić Remusa. Jednak jedzenie kiedy czuje się jego wzrok na karku wcale nie jest takie proste.
- No co? – nie wytrzymałam i odwróciłam się do niego – Tym razem to ona zaczęła!
- Nie o to chodzi.
- Więc o co?
- Dlaczego tak nazwałaś Harry’ego? Chłopiec-który-a-niech-go-szlag-przeżył?
- Remus! Dobrze wiesz, że tak nie myślę! Musiałam znaleźć coś na tę insynuację o mnie i Draconie, więc powtórzyłam jego słowa. Nawet nie pamiętam, że tak nazwałam Pottera!
Wujek westchnął cicho i usiadł obok mnie.
- Na Merlina, co ja z wami mam. Już chyba nawet bliźniacy Weasley są bardziej znośni.
- Fred i George? – uśmiechnęłam się – Zdziwiłbyś się.
- Oni przynajmniej się nie kłócą.
- Wiesz, ja też jakoś nie mam ochoty na śniadanie. Będę u siebie.
I zanim zdążył zareagować wyszłam z kuchni i udałam się w stronę mojego małego królestwa.

***

-Wstrętna, okropna, porypana ślizgonka! - weszłam do pokoju i od razu krzyknęłam. Usiadłam na moim kochanym parapecie. Zobaczyłam kopertę. "Claudia Cathleen Black, Parapet, Perevelllys Alley 3, Londyn". Do mnie? Hmm.. I to nie jest pismo nikogo z przyjaciół.. Ciekawe od kogo to. Wzięłam kopertę i rozerwałam. W środku był list:
"Droga Claudio!
Zapewne nie wiesz, kim jestem. Tak, pewnie nie wiesz. Miałem tego nie pisać, ale w końcu pomyślałem, że powinnaś o czymś wiedzieć. Założę się, że czytałaś Proroka i wiesz, że pewien morderca jest na wolności. Ale on nie jest mordercą. Po prostu go wrobiono. Zastanawiasz się, dlaczego macie podobne nazwiska? Dowiesz się wkrótce. Chciałem cię ostrzec. W Hogwarcie grasuje prawdziwy morderca. Proszę cię też, abyś nikomu nie wspominała o tym liście. Nawet siostrze. Ostatnio was widziałem, gdy miałyście dwa lata.. Myślę, że się dogadujecie.
Pozdrawiam.
xxx"
Dogadujemy się? Gościu chyba naprawdę widział nas ostatnio dwanaście lat temu... Kto mógł do mnie napisać? To wygląda podejrzanie. Ach.. Chciałabym o tym wspomnieć wujkowi. Ale nie, nie mogę. Alicji na pewno o tym bym nie wspomniała.

***


Jakąś godzinę później usłyszałam głos Lupina:
- Dziewczęta, chodźcie tutaj szybko! Muszę wam coś powiedzieć!
Ciekawe o co chodzi. Pewnie będzie próbował nas pogodzić. Proszę bardzo, byleby tylko odczepiła się od moich przyjaciół i ich rodziców. Szybko zbiegłam po schodach. Wolałam być pierwsza, tak na wszelki wypadek. Wujo wyglądał na niemożliwie czymś ucieszonego.
- Co jest? – zapytałam niepewnie – Wygraliśmy w jakiejś loterii, czy co?
- Poczekaj aż twoja siostra przyjdzie.
Po kilku minutach moja-ciągle-zamyślona-siostrunia weszła do salonu.
- Dziewczęta, mam dla was wspaniałą wiadomość!
- Czyli jednak wygraliśmy coś!
- Jedziemy gdzieś na wakacje!
- Wysyłasz nas na dwie różne kolonie!
- Zamknęli wszystkich śmierciożerców w Azkabanie!
- Nie, nic z tych rzeczy! Zaproponowano mi stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarną Magią. A ja się zgodziłem.
Z wrażenia nie mogłam nic powiedzieć.
- Co? – usłyszałam zduszony głos Claudii gdzieś za moimi plecami.
- Wujku, to cudownie!! Wreszcie jakiś normalny nauczyciel!
Rzuciłam mu się na szyję.
- To już nie lubisz Snape’a? – Claudia spojrzała na mnie pytająco. Zignorowałam ją. Nie chciałam psuć Remusowi humoru kolejną kłótnią.
- A, jest coś jeszcze. Przysłali wam listę podręczników. Zgodziłem się na ten proponowany przez Dumbledore’a.
Przebiegłam wzrokiem po swojej liście i ukradkiem zajrzałam do listy siostry.
- Nie! – wrzasnęłam – To niemożliwe! Wzięłaś takie same przedmioty jak ja!
- Co? – spojrzała na mnie ogromnymi oczyma – Pokarz!
Podałam jej moją listę. Z rozbawieniem obserwowałam, jak jej włosy powoli przechodzą z czerni w kolor szpinaku.
- Za jakie grzech myślimy jak bliźniaczki? – jęknęła i opadła na kanapę. Niewiele myśląc, zrobiłam to samo.


***
-Znowu to samo! – powiedziałam – Czy chociaż raz w życiu mogłabyś zrobić coś innego niż ja?
-To ty wybrałaś te same przedmioty co ja! – odpowiedziała
-Nie, to ty wybrałaś te same przedmioty co ja! – prawie krzyknęłam
-Dziewczęta spokój! – powiedział głośniej wujek – Nie kłóćcie się. To nie wasza wina, że jesteście bliźniaczkami – dodał z uśmiechem
-Tylko naszych KOCHANYCH rodziców – odparła Alicja
-Taak.. – powiedział Lupin – A teraz może niech każda pomyśli, którego przedmiotu nie będzie się uczyć i zamieni go na inny. Ale najpierw skonsultujcie się. – dodał
-Dobra.. To ja.. rezygnuje z wróżbiarstwa i biorę.. Hm.. Mugoloznawstwo. – powiedziałam
-A ja.. Rezygnuję z Historii Magii, a biorę Numerologię.
-No i problem rozwiązany – uśmiechnął się wujek.
Wstałam i poszłam napisać do Dumbledore’a o zmianach. Jeszcze nigdy nie pisałam do Dyrektora.. „No, w końcu musi być ten pierwszy raz” – pomyślałam
Napisałam list (pisałam go cztery razy) i zeszłam na dół. W kuchni siedział wujek i Alicja.(A może raczej „Caren” – pomyślałam) Usiadłam na krześle (choć chciałam na stole, ale wujek mnie zgonił) i rozglądnęłam się. Nudziło mi się, więc pomyślałam, że pójdę do parku.
-Wujku, mogę wyjść do parku? Strasznie mi się nudzi. – powiedziałam i zrobiłam słodkie oczka (coraz bardziej mi wychodziły)
-Dobra, ale nie odchodź za daleko i bądź niedługo. – odpowiedział. (Wiedziałam, że się zgodzi!)

***

Kiedy Claudia wyszła poszłam do siebie. Lubiłam ten pokój, chociaż kilka rzeczy bym w nim zmieniła. Był urządzony w moich ulubionych kolorach: błękitnym i białym. Nie był duży, ale jakoś się w nim mieściłam. Po lewej od drzwi była duża, biała szafa z suwanymi drzwiami (kiedy czegoś w niej szukałam mój pokój był niedostępny: nie dało się ani do niego wejść, ani z niego wyjść), dalej stał biało-granatowy regał z pudłami pełnymi zabawek (nie potrafiłam się z nimi rozstać). Zaraz za regałem była wolna przestrzeń, która w większości znajdowała się pod szerokim parapetem (mój kącik, często chowałam tam słodycze). Trzy okna zajmowały większość ściany naprzeciw drzwi, pod szerokim na jakieś pół metra parapetem była (poza moim kącikiem) komoda (ubrań ciąg dalszy) i masa wolnej przestrzeni zasłoniętej kawałkiem sklejki (na której Remus wyżył się artystycznie. Trzeba przyznać, że nocne niebo odbite w jeziorze wyszło mu nadzwyczaj realistycznie). Kiedy okna ustępowały ścianie (czyli tak jakoś metr przed kątem) z parapetu wyrastały półki dźwigające moje książki (w większości mugolską fantastykę) i kolekcję gipsowych figurek. Pod ścianą równoległą do szafy znajdowało się biurko (robiące jednocześnie za szafkę nocną) i wciśnięte między jego bok i ścianę wezgłowie łóżka, które ciągnęło się do drzwi. Nad łóżkiem wisiał łapacz snów, a sufit był granatowy malowany w świecące w ciemności gwiazdki (wymysł dziewięciolatki, ale nadal mi się podoba). Jednak najpiękniejszą rzeczą w pokoju, której nie oddałabym za żadne skarby był obraz. Wisiał on na ścianie przy moim łóżku i przedstawiał znajdującą się w środku lasu latarnię gazową, pod którą siedziały dwa czarne koty. Dokładnie nad nią znajdowała się tarcza księżyca (w pełni, co nie bardzo podobało się Remusowi).
Podeszłam do biurka i wyjęłam z szuflady zeszyt z moimi rysunkami. Usiadłam na łóżku rozglądając się po pokoju i próbując namierzyć cel. Jak zwykle nic ciekawego. Przymknęłam oczy szukając jakiegoś interesującego przedmiotu w pamięci, kiedy usłyszałam głuche uderzenie o szybę.

***

Wyszłam i od razu skierowałam się do parku. Tam mogłam spokojnie pomyśleć. Z daleka zauważyłam, że jakaś bezczelna postać siedzi sobie bezczelnie na mojej ławce. (jak ja lubię to słowo.. "Bezczelnie", rzecz jasna) Gdy podeszłam bliżej, zauważyłam Harry'ego. Siedział sam. Hm.. Pewnie się wkurzył i wyszedł na spacerek. Ale stąd na Privet Drive jest kawał drogi. Cóż.. Pewnie się bardzo wkurzył.
-Cześć - powiedziałam i usiadłam koło niego. - Co ty tu robisz? - zapytałam.
-Cześć.. Siedzę i myślę - odpowiedział.
-Chodziło mi o to, co robisz tak daleko od Privet Drive? - zapytałam ponownie.
-Ee tam. Miałem ochotę na spacer - odpowiedział. Coś się dzieje..
-Harry, co się dzieje? - zadałam następne pytanie
-Nic. A co się ma dziać? -powiedział
-Harry, Privet Drive jest kupę kilometrów stąd! Nie wyszedłbyś sobie tak po prostu i przyszedł tutaj. Mnie nie nabierzesz.
-Ach..
-Dursley’owie? – zapytałam
-Można tak powiedzieć. – odparł
-Jaśniej? – zapytałam ponownie
-Wkurzyłem się na Dursley’ów, to nic wielkiego.
-Też tak zawszę mówię. Ale później wychodzi na to, że kłótnia była poważna. No więc? – wiem, że jestem niecierpliwa, ale to chyba odziedziczyłam po którymś z rodziców.
-Okej, wkurzyłem się poważnie. Uciekłem z domu i mieszkam w Dziurawym Kotle. Nudziło mi się, więc przyszedłem tutaj. – no, i prawda nie gryzie!
-To było głupie. Nawet ja, Harry, JA, nie uciekłabym z domu!
-Ale ty nie mieszkasz z cholernymi Dursley’ami!
-Fakt.. Ale mieszkam z Alicją. A to tak, jakbym mieszkała z… z… - z czym można by porównać Alicję.. może z.. rozwścieczonymi lwami.. tak! – z rozwścieczonymi lwami.
-Eh. Dziwne porównanie. – powiedział Harry.
-Wiem. A i wszystkiego najlepszego. – dodałam. Ja to mam pamięć…
-Dzięki. – odpowiedział Potter – Przynajmniej ty mnie rozumiesz.. Wiesz, jak to jest, gdy się straci rodziców.. – dodał. Ja wiem jak to jest… Ach…
-Taak, wiem jak to jest.. Niestety.. – ja chcę zmienić temat! Muszę! – Patrz, czy to nie Ghasty? – szybko zmieniłam temat
-Ghasty? – zapytał niepewnie chłopak – Ee.. wybacz nie wiem kto to jest. – dodał do tego
-Oh, Ghasty Xad. Mój kolega z roku. Jest zastępczym obrońcą Gryffindoru. Musisz go znać.
-Coś sobie przypominam.
Faktycznie, tam był Ghasty. Ale nie sam. Zaraz… To chyba jest…

***

Siedziałam po turecku na łóżku wpatrując się niepewnie w małą paczuszkę. Czarna sowa tylko ją upuściła i natychmiast odleciała. Dobra, takie siedzenie i hipnotyzowanie pudełka wzrokiem nic mi nie da. Trzeba je otworzyć. Chociaż… może powinnam pokazać je wujkowi? Przez chwilę biłam się ze sobą, ale w końcu ciekawość zwyciężyła. Wzięłam pakunek do ręki. Na szarym papierze ktoś naskrobał moje imiona, nazwisko i adres. Pismo nic mi nie mówiło, ale wyglądało jakby nadawca długo nie używał pióra. Bardzo długo. Wciąż nie do końca przekonana do paczki, zaczęłam powoli rozrywać papier. Zrobiłam wielkie oczy, kiedy na materac wypadło kilka złotych monet. Nie wiem kto to przysłał, ale jest najmilszą osobą pod słońcem! Ewentualnie szaleńcem lub… właśnie. Lub rzucił na monety klątwę i chce mnie zabić. Szybko sporządziłam w myślach listę wrogów (znalazła się na niej tylko Claudia) a następnie wygrzebałam z pamięci formułkę zaklęcia wykrywającego uroki. Wymruczałam ją wskazując na pieniądze różdżką (jak mi udowodnią, że użyłam różdżki? Właśnie, NIE udowodnią). Nic się nie stało. Wygląda na to, że są w porządku. Schowałam je do sakiewki. Dopiero teraz spostrzegłam niewielkie pudełeczko z wieczkiem i zapisany strzępek pergaminu. Sięgnęłam po liścik. „Mam nadzieję, że to choć trochę zrekompensuje ci te wszystkie lata bez prezentów” i tyle. Nie było nawet podpisu (chyba że zaliczyć odcisk psiej łapy na odwrocie). Zajęłam się pudełeczkiem. Powoli podniosłam wieczko i aż się zachłysnęłam. Cudowny, wykonany chyba z białego złota wisiorek-serduszko na łańcuszku z tego samego metalu. Ostrożnie wyjęłam ozdobę. Na odwrocie serca było wygrawerowane moje imię. Dostrzegłam maleńkie zawiasy z boku, nie miałam jednak pojęcia jak otworzyć wisiorek, a nie chciałam go zniszczyć. Niewiele myśląc założyłam łańcuszek.

***


-Harry, widzisz to samo, co ja? - zapytałam
-Co? - odpowiedział. Strasznie się wysilił.
-No Ghasty z.. z.. No właśnie. Kto to jest? - nie znam tej dziewczyny. Na serio! Pierwszy (no, chyba gdzieś ją widziałam) raz ją widzę. Chyba...
-Ee.. To jest chyba... Parvati?
-Parvati? Parvati Patil?
-Chyba tak. To może być też jej siostra. Wiesz, może źle wspomniałem o siostrach... - powiedział zakłopotany
-Taak.. - spojrzałam na zegarek - O kurczę! Ja już idę. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego i do zobaczenia w Hogwarcie! - powiedziałam i poszłam alejką do domu.


______________________________
P.S
Jak mi wyszedł opis pokoju?

Ten post był edytowany przez Alicja Caren Black: 14.09.2007 19:34
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Skierka
post 03.09.2007 17:47
Post #11 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 15
Dołączył: 17.08.2007




Cieszę się, że mogłam w czymś pomóc wink2.gif A teraz tak. Akcja zaczyna się rozkręcać, staje się coraz bardziej interesująca. Mimo wszystko wciąż brakuje mi jakiś krótkich opisów, np. chociażby reakcji, mimiki twarz, zachowań różnych bohaterów. W niektórych sytuacjach można by je bardzo ładnie wkomponować w tekst, a opowiadanko tylko by na tym zyskało.
Co do opisu pokoju. Z początku byłam usatysfakcjonowana, prawdę mówiąc sama nie przykładam do tego wagi we własnych utworach (co jest chyba złe), ale lubię wiedzieć, w jakim otoczeniu obraca się bohater cudzego, tylko… No właśnie. Opis miejsca opisem miejsca, a opis z dokładnością (podoba mi się to określenie) gracza RPG to już coś zupełnie innego. W pewnym momencie po prostu przewinęłam tekst do kolejnego partu. Tak szczegółowe opisy naprawdę są zbędne, jeśli coś nie ma większego znaczenia dla fabuły.
Tak czy inaczej czekam na kolejną część smile.gif.

PS. W sumie mogłybyście przelecieć sobie kilka podręczników pisarskich. Można się z nich całkiem sporo nauczyć wink2.gif. Do jednego był chyba link gdzieś na tej stronie. O ile dobrze pamiętam kilka było też na www.naszeopowiadania.yoyo.pl
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Alicja Caren Black
post 08.09.2007 18:19
Post #12 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 38
Dołączył: 28.08.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



8 sierpnia

Przedzierałam się przez tłum ludzi za wujkiem i Claudią, rozglądając się jednocześnie za kimś znajomym. Co kilka kroków przekładałam paczkę podręczników z ręki do ręki. Dlaczego to cholerstwo musi być takie ciężkie? W końcu to książki do nauki MAGII! Mogą w nich zamieszczać ruchome ilustrację, ale pozbawić je ciężaru to już nie łaska… Czasem naprawdę nie rozumiem czarodziejów. Weszliśmy do Dziurawego Kotła. Claudia od razu wypatrzyła Weasleyów (ich raczej trudno nie zauważyć) i ruszyła w ich kierunku, zostawiając nam swoje pakunki (co ona sobie myśli?). Usiadłam z Remusem przy stoliku i zamówiliśmy sobie po kremowym piwie. Spojrzałam na Claudię z zazdrością i przeczesałam wzrokiem pub. Nie ma żadnego znajomego… mogłam się tego spodziewać.
- Alicja, jeśli chcesz się przejść, – czy chcę? Merlinie, ja oddam za tę możliwość całe moje oszczędności! – to idź. Będziemy tu na ciebie czekać.
- Remus, a mogę sobie ku…
- Możesz sobie kupić co zechcesz, jeśli tylko masz pieniądze. Za wyjątkiem rzeczy nielegalnych i czarno magicznych, rzecz jasna. – mrugnął do mnie.
- Dzięki. – uśmiechnęłam się i wyszłam z knajpy.

***
-I jak przeżyłaś wakacje? - zapytał Fred. A nie, to był George. Chociaż... Tak, to Fred.
-Jakoś... Chociaż nie wiem jakim cudem - odpowiedziałam
-Ale wytrzymałaś - dodał George - Nie wyobrażasz sobie dwóch tygodni przebywania z Prefektem Per... Cześć, Percy! - zatrzymał się w pół zdania. Faktycznie, tam był Percy. Nadęty prefekt naczelny... Taa... Ciekawe, co tym razem bliźniaki wymyślą, aby go skompromitować...
-Cześć, Percy - rzuciłam. No, próbowałam być miła!
-Cześć... - odpowiedział zamyślony. Aha. Znowu będzie wykład na temat naszego "karygodnego" zachowania.
-Ee.. Jak tam wakacje? - zapytał. Nie mogę uwierzyć. Percy próbuje być normalny! Nie, no! Co się dzieje?
-Dobrze. - powiedziałam i wróciłam do rozmowy z Fredem i George'em. - A więc, co szykujecie w tym roku? - zapytałam.
-Aaa... To będzie niespodzianka! - powiedział podekscytowany Fred.
-I niestety nie możemy ci powiedzieć - dodał ze smutkiem George
-Dlaczego? - posmutniałam..
-Powiemy ci niedługo - odpowiedział Fred
-Nie możecie... Dobra, ja już idę. Wujek mnie woła. No to, do pierwszego września!
-Do pierwszego września! - powiedział George
-Tak i uważaj na pannę Malfoy! - dopowiedział Fred
I podeszłam do wujka.

***

Podekscytowana wracałam do Dziurawego Kotła dźwigając mój nowy zakup. Dopadły mnie delikatne wyrzuty sumienia: w końcu powinnam to chyba uzgodnić z Remusem. Przecież próbowałam, ale on nie dał mi skończyć! Poza tym, powiedział, że jeśli tylko mam fundusze to mogę kupić co tylko zechcę, poza jakimiś nielegalnymi i czarno magicznymi świństwami. A ona na pewno nie jest ani nielegalna, ani nie ma nic wspólnego z czarną magią. A jeśli się na nią nie zgodzi? Nie! Remus na pewno się zgodzi! Przecież nie miałabym serca jej oddać… Z duszą na ramieniu weszłam do pubu. Pewnym krokiem ruszyłam w kierunku stolika, przy którym siedział Lupin. Na mojej twarzy zagościł wymuszony uśmiech.
- Jestem już. – starałam się mówić beztroskim tonem, ale nie za bardzo mi to wychodziło. Alicja, co z tobą? Jesteś ślizgonką, czy nie? No to przestań się zachowywać jak jakiś szlachetny gryfon!
- Co sobie kupiłaś? – uśmiechał się ciepło. Ciekawe jak zareaguje, kiedy zobaczy… Powoli podniosłam koszyk z podłogi, postawiłam go na stole i wyjęłam ją drżącymi rękoma.


***

-Merlinie, co to za szczur?! – wrzasnęłam. Alicja trzymała coś białego i włochatego na kolanach.
„Na szczura to nie wygląda…” znów ten głos… ciekawe skąd się bierze.
„Zamknij się!”
-To nie szczur! To kot.
- TO jest kot?
- Konkretniej kotka
-Jeżeli to COŚ będzie z nami mieszkało, to ja się wyprowadzam!
- Proszę bardzo, nikt cię nie trzyma!
-SPOKÓJ!! - powiedział wujek -NIKT SIĘ NIE WYPROWADZA!!
-Wujku, wiesz, że nie lubię kotów! – krzyknęłam.
- Czyli mogę zatrzymać Kiarę? – powiedziała w tym samym momencie.
-KOGO?! – zapytałam. No nie! Ona już zdążyła nazwać tego… to coś.
- Kiarę. Ma na imię Kiara. – powiedziała chłodno – Wujku, mogę? Proszę cię!
Powiedz nie, każ jej go oddać, błagam! To zwierze nazywane przez moją siostrę kotem zaczęło się ocierać o nogi wujka. Schylił się i wziął „Kiarę” na kolana. Zaraz… co on robi… no nie! Zaczął to coś głaskać! Spojrzałam na jego twarz… zgodzi się. Za co? Nie dość, że jestem zmuszona do spędzania wakacji z Alicją, to jeszcze dochodzi do tego kot… Chyba wezmę przykład z Harry’ego i ucieknę.

***

- Wujku, ja mówię serio! Nie mam zamiaru mieszkać z tym czymś! – Claudia jak zwykle się rzuca. To moja wina, że nie potrafi nic zaoszczędzić? Poza tym, ona ma sowę (która miała być wspólna, ale mi jej nie pożycza).
- Wujku, proszę! – nie oddam jej! Za nic we wszechświecie! Spojrzałam mu błagalnie w oczy. Wcześniej wolałam na niego nie patrzeć. Ten mężczyzna ma wszystko wypisane na twarzy i można go bardzo łatwo rozgryźć. Bałam się, że nie pozwoli… Ale teraz wyczytałam z jego oczu zgodę. Kochany Remus. Kiara zwinęła się w kłębek na jego kolanach, mrucząc gdy machinalnie gładził jej grzbiet. Na początku chciałam kupić jakiegoś puchacza, ale kiedy zobaczyłam ją w Magicznej Menażerii nie było mowy o żadnym innym stworzonku. Miała śnieżnobiałą sierść, jedynie oczy okalały czarne obwódki z dziwnymi trójkątami wychodzącymi pionowo w kierunku uszu i pyszczka. Jednak to właśnie oczy były najniezwyklejsze. Tęczówka prawego była jasno zielona, a lewego ciemno niebieska. Między brwiami Lupina ukazała się niewielka bruzda. No tak, pewnie chce wymyślić coś, żeby uniknąć awantury. Przez chwilę wpatrywałyśmy się w niego z napięciem, ale w końcu przemówił:
- Dziewczynki, mam pewien pomysł, który pozwoli by Alicja zatrzymała kotkę, a Claudia nie musiała przebywać z Kiarą w jednym budynku. – mówił powoli, jakby nie do końca był pewien słuszności tego planu.
- Jaki to pomysł? – wypaliłyśmy jednocześnie. Remus jeszcze bardziej zmarszczył brwi.
- Zanim to zrobię, musicie mi obiecać, że nie będziecie zgłaszać żadnych „ale”: albo się zgadzacie, albo wszyscy wracamy do domu. Dobrze? – spojrzał na mnie pytająco.
- Obiecuję. – mruknęłam niechętnie.
- Claudia? – przeniósł wzrok na moją siostrę. Wyglądała, jakby nie mogła się zdecydować, ale w końcu wystękała:
- No dobra, niech już będzie… obiecuję.
- Alicja na resztę wakacji zostanie w Dziurawym Kotle, razem ze swoją kotką, oczywiście. A Claudia wróci ze mną na Prevelllys Alley. – powiedział równie wolno jak wcześniej. Obie nas zamurowało. Mam tu zostać na resztę wakacji? TUTAJ? W budynku, w którym nocuje cała rzesza gryfonów (nienawidzących mnie z całego serca, tak na marginesie)? Czy on oszalał?! W jednej chwili niewidzialny mur pękł i obie zaczęłyśmy się wydzierać (na wujka i na siebie).
- Dziewczynki… - próbował zatamować ten słowotok – Dziewczynki, obiecałyście!
Zamilkłyśmy, dysząc ciężko. Odczekał chwilę aż się uspokoimy.
- Rozumiem, że pomysł wam się nie podoba. Więc wracamy do domu. WSZYSCY.
Spojrzałam na Claudię. Z nerwowego pocierania przez nią dłoni o spodnie i rozbieganego wzroku wywnioskowałam, że rozpaczliwie usiłuje coś wymyślić.
- A nie mogłoby być na odwrót? – zapytała błagalnie.
- Co przez to rozumiesz? – Remus spojrzał na nią pytająco.
- No… że to ja zostanę a Alicja z tobą wróci?
- Nie. – odpowiedział – Albo to ona tu zostaje, albo obie wracacie do domu. Więc jak będzie?
- Och, no dobrze. – poddałam się – Zostanę na resztę wakacji w Dziurawym Kotle.
Rzuciłam niechętne spojrzenie w kierunku Weasleyów. Z rudego tłumku mocno wyróżniała się czarna czupryna Pottera i brązowe loki Granger. No cóż… może jakoś przeżyję.
- No, to świetnie! – klasnął w dłonie uradowany – Claudia, zbierz swoje rzeczy. Alicja, ty też weź własne zakupy i chodź ze mną, załatwię ci pokój.

***

-Dlaczego ja nie mogłam zostać? - zapytałam już przy drzwiach
-Bo nie. - odpowiedział. Bardzo wyczerpująca odpowiedź. Na prawdę. Mógłby dodać coś do tego, no! Ciekawe, dlaczego nie chciał, żebym to ja została..
-Ale dlaczego? Alicja jest ślizgonką, a cały Dziurawy Kocioł jest zapełniony gryfonami! - powiedziałam. Nie, ja to prawie krzyknęłam.
-Zrozum, po prostu nie. Znam cię na tyle dobrze, że wiem, co się dzieje, jak ty i bliźniaki Weasley jesteście w pobliżu siebie. Nie chcę, aby komuś coś się stało.. - nie no, teraz przesadził! Ja przecież jestem grzeczna! Prawie... Ale musiał to powiedzieć z tym uśmieszkiem?!
-Przecież ja nic nie robię! A poza tym, Ala ma przechlapane, jak dostanie pokój koło Freda i George'a! - odpowiedziałam
-Claudia, wiem, że ty nic nie robisz, - ha! Nie domyśla się, jaki chaos jest w Hogwarcie, jak nasze trio nadchodzi - ale wolę być ostrożny - dodał
-Jakbyś chciał być ostrożny, to nie zostawiałbyś Alicji wśród gryfonów! - znowu mój ton się podniósł.. Może tylko troszeczkę.. Nie licząc tego, że kilka ludzi się odwróciło, jak zaczęłam mówić.. Chyba troszkę za głośno..
-Mów ciszej, proszę. Ale Alicja nie jest głupia. Poradzi sobie. A gdybym to ciebie zostawił, musiałbym cię szukać pod gruzami Dziurawego Kotła na zmianę z panią Weasley. - co? O co mu chodzi? Przecież my nie wysadzilibyśmy baru.. Chyba..
-Czyli sądzisz, że ja jestem głupia? - zapytałam ostro. Ajj.. Chyba za ostro.
-Nie, tak nie sądzę. I nie podnoś głosu. To nic nie da, moja panno! Nie, i koniec!
Przez dalszą drogę szliśmy w milczeniu.

***

Powlokłam się niechętnie w stronę mojego pokoju. W uszach dźwięczał mi głos Remusa:
„Za jakąś godzinę podeślę ci rzeczy”
Na szczycie schodów odwróciłam głowę by ostatni raz rzucić okiem na moje utrapienie (mam na myśli tych zasmarkanych gryfonów) i od razu tego pożałowałam. Na górę wychodzili Fred i George. Jęknęłam cicho, ruszając szybko w stronę pokoi. Przez rok się kumplowaliśmy; kiedy ja i Claudia byłyśmy w pierwszej klasie wszystko było między nami w porządku… Ale kiedy dwa lata temu do Hogwartu trafili Potter i Malfoy to wszystko pękło i się zawaliło. Szybko wcisnęłam klucz w drzwi i gorączkowo zaczęłam go przekręcać.
„Żeby tylko mnie nie zauważyli, żeby tylko mnie nie zauważyli, żeby tylko mnie nie zauważyli” powtarzałam w myślach. W końcu zamek szczęknął cicho. Bliźniacy byli już prawie na zakręcie. Szarpnęłam drzwi, wrzuciłam do pokoju pakunki z książkami, szybko wzięłam Kiarę pod pachę i zaczęłam zamykać za sobą drzwi. W moim umyśle pojawiła się naiwna myśl, że się udało, kiedy kotka wyskoczyła na korytarz.
- Kiara, wracaj tu! – ruszyłam za nią. Biegła w stronę schodów. Niedobrze. Dopadłam w końcu puszystego czworonoga i zaczęłam się podnosić, kiedy ich zobaczyłam i znieruchomiałam. Fred i George również zesztywnieli na mój widok. Otrząsnęłam się i powoli, nie spuszczając z rudzielców wzroku, wyprostowałam się do końca. Kiara zwinęła się w moich ramionach, mrucząc cicho. Na twarzach Weasleyów wciąż gościł wyraz zaskoczenia, jednak kiedy George napotkał moje spojrzenie, na jego ustach momentalnie zagościł typowy uśmiech.
- No, no, no… - jego głos sprawił, że Fred również oprzytomniał – panna Malfoy nocuje w Dziurawym Kotle.
- Dobrze wiesz, George, że mam na nazwisko Black. – zawsze ich rozpoznawałam. Nie wiem jak to robiłam, ale nigdy nie wahałam się ani chwili przed zwróceniem się do któregokolwiek po imieniu.
- Jestem Fred, ślizgonko. – odpowiedział z błyskiem w oku.
- Jesteś George i doskonale znasz moje imię. – już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale ja byłam szybsza – Kiedy byłam na pierwszym roku żadnemu z was jakoś nie przeszkadzało godło na mojej szacie. Prawda, Fred?
Drugi bliźniak drgnął lekko, kiedy skierowałam słowa do niego. Wydaje mi się, że wciąż mnie lubi, bo słowne utarczki i chamskie kawały zawsze zostawał swojemu bratu i Claudii. Tylko raz, w zeszłym roku, to on odezwał się do mnie złośliwie. To było podczas jednego z tych dni, kiedy rozpychali tłum by Harry, rzekomy dziedzic Slytherina, mógł przejść. George odepchnął mnie wtedy mocno na ścianę (bolało), a on (próbując mnie pewnie przeprosić) powiedział:
„- Przykro nam, panno Malfoy, ale dziedzic Slytherina bardzo się spieszy na spotkanie ze swoim straszliwym potworem. Rozumiesz pewnie, że jest to sprawa najpilniejsza.”
- Jak sama zauważyłaś, było to prawie trzy lata temu. Wtedy jeszcze nie kumplowałaś się z Malfoyem. – oczywiście, inicjatywę przejął jego bliźniak.
- A wy nie kumplowaliście się z Potterem. – powiedziałam natychmiast, nie spuszczając z Freda wzroku – Ale ja nadal mówię do was po imieniu. I nigdy jeszcze nie powiedziałam po waszym adresem nic obraźliwego.
- Czyżby? – prychnął George.
- Gdybyście nie zauważyli, to wy mnie ciągle obrażacie. – stwierdziłam chłodno.
- Dobra, gdzie jest Claudia? – Fred pospiesznie zmienił temat – Nic nie mówiła, że zostajecie.
- Bo zostałam tylko ja. Wujek pewnie nie chciał, żeby jego chrześnica była współwinna wysadzeniu pubu w powietrze.
Z dołu dobiegł mnie krzyk pani Weasley:
- Fred! George! Co wy tak długo wyrabiacie?
- Zaraz wracamy, mamo! – odkrzyknął Fred. George minął mnie bez słowa, ale drugi bliźniak przechodząc, wyszeptał mi do ucha:
- Niezły pomysł z tym wysadzeniem…
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Skierka
post 08.09.2007 22:49
Post #13 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 15
Dołączył: 17.08.2007




Jest… lepiej… A nawet dobrze^^ Chociaż opis oczu kotka, przeskoczyłam smile.gif. W końcu pojawiają się opisy, w przerwie między dialogami, opowiadanie przestaje przypominać ten komiks bez obrazków smile.gif.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Alicja Caren Black
post 14.09.2007 19:33
Post #14 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 38
Dołączył: 28.08.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



11 sierpnia

Rano, zauważyłam sowę siedzącą na moim parapecie. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam pismo siostry. Wzięłam list. Aha, Alicja jest bardzo wkurzona, bo mi wyjca wysłała. Ciekawe, po co.. Otworzyłam list i..:
” CLAUDIA!!
JAK ŚMIAŁAŚ KAZAĆ TEMU GRYFONOWI PISAĆ DO DRACONA?! NA DODATEK ON MU GROZI!!
NIE WIESZ O CO CHODZI?! TO SŁUCHAJ!!:
„Sz. .P.Wielki Debil Draco Malfoy, któremu odwaliła palma.

Witaj śmieciarzu! !Mam nadzieje, że miałeś dobry dzień, i że ten list ci go zepsuje. Jak ci się nudzi, to pisz do swojej "Caren", czy jak ja tam nazywasz i do innych ślizgonów, a odwal się od gryfonów, bo popamiętasz.
Nie pozdrawiam..
Ghasty Xad.”
I JAK MI TO TERAZ WYTŁUMACZYSZ?! MASZ DO NIEGO NAPISAĆ, ŻEBY PRZEPROSIŁ DRACONA! I TO W TEJ CHWILI!! ”

-Ciekawe, dlaczego mam do niego pisać, żeby przeprosił tego idiotę?! – powiedziałam na głos. Ghasty miał dobry pomysł z tym listem. Napiszę do niego, owszem, ale nie żeby przeprosił tego gumochłona! Raczej mu pogratuluję. Hahaha.. Ja sama nie wymyśliłabym czegoś takiego.. Myślę, że bliźniaki zajmują się nią dobrze.. Ehh.. Chyba napiszę ten list do Ghasty’ego. :

„Ghasty,
Miałeś super pomysł z tym listem! Gratulacje! Siostra kazała mi napisać do ciebie, żebyś go przeprosił.. NIE RÓB TEGO POD ŻADNYM POZOREM! Napiszę jeszcze do Freda i George’a, aby się nią zaopiekowali.. Hehe..
Pozdrawiam,
Claudia Black”

Gdy napisałam list do Ghasty’ego wzięłam się za pisanie do bliźniaków. Co by im tu napisać…? Aha. Może to:
”Chłopaki!
Mam nadzieję, że u was jest wszystko dobrze, i że „opiekujecie” się moją siostrzyczką. Pozwalam wam na robienie jej kawałów. Dowiedziałam się, że odwiedza ją Malfoy.. Zajmijcie się tym tak, żeby te odwiedziny były „przyjemne” dla was. Róbcie co chcecie.
Pozdrawiam.
Claudia Black”
Wzięłam listy i przywiązałam do nóżki sowy.
-No leć do Freda i George’a . No i Ghasty’ego. -Ahh.. Jak Alicja się dowie będzie wściekła.. –pomyślałam. Ale to i dobrze! O to mi chodziło.
Gdy sowa wyleciała, ja poszłam do kuchni na śniadanie...
Siedziałam na łóżku wertując z nudów podręczniki. Czy pisanie naprawdę zajmuje chłopakom aż tyle czasu? A może sowa zabłądziła?
- Claudia, obiad! – usłyszałam krzyk wujka. Co, już obiad?
Obiad przemilczałam. Co się ze mną dzieje? Ja się nie odzywam! No, może to przez Alicję? Tak! Przez nią! Na nią zawszę mogę zwalić wszystko! Przecież jest młodsza, nie?
"ale tylko o trzy minuty!" – nie no, znowu ten głos!
”Ah.. zamknij się w końcu!”
Siedziałam na łóżku w swoim kochanym pokoju. Czytałam list, który właśnie przyniosła brązowa płomykówka. Był to list od Ghasty’ego..
„Cześć!
Wiem, ja zawsze mam super pomysły! Byłaś już na Pokątnej? Nie chce mi się iść samemu.. Proooszę smile.gif . Nie martw się, nie napisałem do tego Malfoy’a. No, chyba, że nie licząc kolejnego listu z pogróżkami… Ale to szczegół.
No więc czekam na odpowiedź.
Wielce Inteligentny Ghasty Xad”
Szybko nabazgrałam odpowiedź na odwrocie. Nudziło mi się, i nie miałam nic innego do roboty. Poszłam do wujka i zapytałam się, czy mogę iść.. Na szczęście się zgodził. Ehh.. Dalej mnie męczą pytania, dlaczego to ja nie mogłam zostać w Dziurawym Kotle.. Przecież ja nic bym nie zrobiła!
”Oczywiście…” – Nie, no! Czy ten głos mógłby się choć na chwilę zamknąć?!
”Oczywiście, co?!” – krzyknęłam sama do siebie.. W duchu, rzecz jasna.
”Że ty nigdy nic nie robisz! A gdyby wujek się dowiedział, jaki chaos panuje w Hogwarcie dzięki tobie i Weasley’om?” – Bezczelny głos!
”Nie dowie się!” – powiedziałam do siebie. Zauważyłam Ghasty’ego idącego w stronę domu. Wzięłam bluzę i pobiegłam na dół, żeby otworzyć drzwi.
-Cześć – powiedział
-Cześć – odpowiedziałam. – No to co? Idziemy?
-No, chodź. Muszę sobie kupić parę rzeczy… - odpowiedział
-Ja na szczęście już po zakupach.. – dodałam.
Szliśmy przez ulice zatłoczonego Londynu. Dziurawy Kocioł był już widoczny. W pubie było tylko kilka osób. Przeszliśmy przez bar i wyszliśmy na „zaplecze”. Stuknęłam w wyznaczone cegły i przejście otworzyło się.
Pokątna jak zwykle była strasznie zatłoczona. Wszędzie byli uczniowie Hogwartu, pełnoletni czarodzieje, a nawet gobliny i skrzaty domowe. Gdy przejście zamknęło się, Ghasty powiedział:
-No to, gdzie… O! Kogo ja tu widzę! Panna Malfoy z chłopakiem! – powiedział. Odwróciłam się i zauważyłam Alicję z tym patafianem – Malfoy’em.
-Z patafianem – Malfoy’em - dodałam. Jak zwykle. Muszę coś dodać od siebie! Ale to i dobrze..
-Ej, nie przezywaj go! – dopowiedziała Alicja
-Bo co?! – powiedział Ghasty. – Zabronisz mi?
-Tak! Zabronię! – odpowiedziała z nutką groźby.
-Ale się boję! Naprawdę! AA!! Boję się! – Ghasty zaczął udawać. Przy tych ostatnich słowach – zaczęliśmy się śmiać.. No, ja i Ghasty, bo Alicja i Malfoy w ogóle poczucia humoru nie mają!
-Odwal się, Xad! – warknął Szanowny pan Debil-Draco Malfoy.
-Boje się! – zwijaliśmy się ze śmiechu! Haha!
Nawet się nie obejrzeliśmy, a Malfoy wyciągnął różdżkę. Skierował ją wprost na Ghasty’ego. Lecz zanim zdążył coś powiedzieć, zza rogu wyłonili się Fred i George. Na szczęście!
-Ooo! Pan jestem-czystej-krwi-Malfoy grozi naszej przyjaciółce! – powiedział George
-Tak, i jej kumplowi! – dodał Fred
-Oj, nie ładnie, panie Malfoy, nie ładnie. – dodał od siebie George – Dobrze wiesz, że nie lubimy, jak się grozi naszym przyjaciołom, prawda?
-Zamknijcie się i spadajcie stąd! – warknął na nich bezczelny Malfoy
-A bo co? – zapytał Fred
-Bo…
-Draco! Draco! – usłyszeliśmy nawoływanie! Haha!
-A teraz przed państwem następna dziewczyna śmieciarza Malfoya – Pansy Parkinson! – powiedział Ghasty
-Zamknij się, Xad! – prawie wrzasnął ulizaniec.
-Oh, uciekaj, Draco – zapiszczał George.
–Twoja dziewczyna może cię odnaleźć w naszym towarzystwie, i co wtedy będzie? – dodał Fred
-Zamknijcie się w końcu! – wrzasnęła „Caren”.

***

- Zamknijcie się w końcu! – wrzasnęłam. Nie wytrzymałam. Tak jest zawsze. ZAWSZE. Od prawie trzech lat za każdym razem wygląda to tak samo: oni zaczepiają mnie, albo Draco zaczepia ich. A potem obie strony zaczynają się zachowywać jak dzieci, wymyślając przeróżne obraźliwe określenia. Claudia zaczerpnęła tchu, zapewne żeby powiedzieć coś w stylu „Bo co?” albo „Uwaga, uwaga, panna Malfoy się wnerwiła.”.
- Mam już was dość! – nie pozwoliłam jej dojść do słowa – Mam już was wszystkich dość! WSZYSTKICH! – powtórzyłam z naciskiem, dostrzegając otwierającego usta Dracona. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec, po kilku krokach wpadłam jednak na Freda. Próbował mnie przytrzymać, ale warknęłam tylko:
- Nie dotykaj mnie! – i ruszyłam dalej. Usłyszałam wściekłe „I co żeście narobili?!” Malfoya, który zaraz potem zaczął mnie wołać, ale nie miałam zamiaru się zatrzymywać. Potrzebowałam odrobiny spokoju, kilku minut w ciszy sam na sam ze sobą.
Nie wiem jakim cudem dostałam się do mojego pokoju nad Dziurawym Kotłem. Nie wiem też, kiedy zaczęłam płakać. Wiem jedynie, że siedziałam na łóżku szlochając spazmatycznie i głaszcząc Kiarę drżącą ręką. Czułam się tak samo jak wtedy, kiedy to wszystko się zaczęło. Samotna, niezrozumiana skrzywdzona. Tylko że wtedy pocieszył mnie Draco (wbrew mojej woli zresztą), a teraz raczej nie zanosiło się na żadne pocieszenie. I pomyśleć, że kiedy byłam w pierwszej klasie się z nimi przyjaźniłam. Ja, Fred, Claudia i George – najzabawniejszy (na swój sposób, oczywiście) kwartet Hogwartu, najwięksi wrogowie Filcha, zmora nauczycieli. A potem, po wakacjach, do szkoły przyszli Potter i Malfoy. Najzagorzalszy wróg Ślizgonów i naczelny nieprzyjaciel Gryfonów, nienawidzący ich od pierwszego wejrzenia. Harry zaprzyjaźnił się z bliźniakami i, co za tym idzie, Claudią. Już pierwszego dnia lekcji pokłóciłam się najpierw z siostrą, a potem z Weasley’ami. Nie pamiętam już nawet o co poszło, ale już się nie pogodziliśmy. Siedziałam w środku nocy w moim ulubionym fotelu naprzeciw kominka i najzwyczajniej w świecie wypłakiwałam swoje żale w poduszkę, kiedy Draco wszedł do pokoju wspólnego. Obserwowałam go wcześniej i wydawał mi się arogancki, antypatyczny i niezdolny do uczuć wyższych, dlatego nieźle się zdziwiłam, kiedy usłyszałam „Dlaczego płaczesz?”. „To wolny kraj.” Odpowiedziałam szorstko „ Mam prawo płakać gdzie chcę i z jakiego powodu chcę.”. Ale on wcale się nie zraził (i nie dał mi spokoju, na który liczyłam), wyciągnął do mnie rękę i powiedział „ Jestem Dracon Lucjusz Malfoy. Ale mów mi Draco.”, a ja uścisnęłam jego dłoń ze słowami: „ Alicja Caren Black. Mów mi jak chcesz.”. I wtedy właśnie stałam się Caren, przyjaciółką Draco Malfoya, wrogiem numer dwa Harry’ego Pottera. I to tylko ze względu na mój dom i mojego przyjaciela. I kto tu jest rasistą?
- Caren! Caren, otwórz! – z zamyślenia wyrwało mnie pukanie (a raczej walenie) do drzwi oraz wrzask Dracona. Skupiając całą wolę na tym, by mój głos nie drżał, odpowiedziałam chłodno:
- Daj sobie spokój, Draco. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać.
Jeszcze przez chwilę zakłócał krzykiem i waleniem w drewno ciszę w pomieszczeniu, ale w końcu dał za wygraną i odszedł. Udało mi się zatamować łzy, kiedy rozległo się nieśmiałe, ledwo dosłyszalne stukanie w drzwi. „Aha, zmienił taktykę.” Zaświtało mi w głowie.
- Mówiłam, żebyś dał sobie spokój.
- Alicja… otwórz, proszę… to ja, Fred.
Podeszłam niepewnie do drzwi i powoli je otwarłam.
- Czego chcesz? – zapytałam lodowato, ale kiedy zobaczyłam jego twarz od razu przeszła mi ochota na używanie tego tonu. Rudzielec spojrzał na mnie smutnym, jakby zawiedzionym wzrokiem.
- Wpuścisz mnie?
Skinęłam tylko głową, nie ufając głosowi. Miałam wrażenie, że zaraz znowu się rozpłaczę.
Wskazałam chłopakowi, by usiadł na łóżku. Chwilę potem zrobiłam to samo. W pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza, przerywana pociąganiem przeze mnie nosem. Unikałam patrzenia na Freda udając, że w najbliższym kącie pokoju jest coś niezmiernie interesującego. Czułam nieznośne pieczenie pod powiekami. „Nie! Nie będziesz teraz płakać! Ślizgoni nie płaczą… a przynajmniej nie robią tego w obecności przedstawicieli innych domów, Gryffindoru zwłaszcza.” Zganiłam się w myślach.
- Przepraszam… - głos Weasleya był ledwo dosłyszalny.
- Przepraszasz? – prychnęłam – Za co? Akurat ty nie masz mnie za co przepraszać.
- Przepraszam cię za nich. – postanowiłam na niego spojrzeć. On jednak kontemplował niezwykły wzór, które tworzyły słoje.
- Dlaczego sami mnie nie przeproszą? To w końcu moja siostra, jej przyjaciel, twój brat oraz mój kumpel.
- Malfoy chciał cię przeprosić. Minąłem się z nim na schodach. Mruczał coś o… czekaj, jak to szło… „gryfońskiej upartości hańbiącej ślizgońską duszę”, więc chyba go nie wpuściłaś.
- Nie chyba, tylko nie wpuściłam. – mruknęłam w odpowiedzi. Znów zapadła to denerwująca cisza… Nie, żeby mi brak głośnych dźwięków przeszkadzał, wręcz przeciwnie, ale cisza ma kilka okropnie stresujących rodzajów. To był jeden z nich.
- Fred, co się stało? – wyszeptałam ledwo dosłyszalnie.
- Z czym?
- Z tym wszystkim. – rzuciłam mu zrozpaczone spojrzenie - Z tym, co było trzy lata temu, a potem nagle się zawaliło. Co się właściwie z tym stało?
- Nie wiem. – szepnął. Westchnęłam smutno, po czym opadłam bezwładnie na plecy i zaczęłam wpatrywać się w sufit. Przy Malfoyu pewnie nigdy bym się tak nie zachowała, ale obecność Freda w ogóle mnie nie krępowała. Kiedyś nawet bliźniacy pomagali mnie i Claudii przebrać się, żeby zrobić kawał Percy… „Właśnie” pomyślałam gorzko „kiedyś”… Poczułam, że coś gorącego spływa mi po twarzy. Chwila, czy ja płaczę? Nie! Nie mogę płakać, nie powinnam… trzeba coś z tym natychmiast zrobić!
- Alicja… - usłyszałam niepewny głos Weasleya – Czy ty płaczesz?
„Za późno…” jęknęłam w duchu. Chociaż, zawsze można spróbować…
- N-nie… - ale mi się udało, nie ma co! Teraz to na pewno się zorientował… W takiej sytuacji nie ma sensu się wysilać i dalej kłamać.
- Tak. – usiadłam z powrotem, obejmując podkurczone nogi ramionami. Zaczęłam przygotowywać się psychicznie na typowy w takich sytuacjach wywiad, rozpoczynany pytaniem: „Dlaczego?”. Ale rudzielec nic nie powiedział. Nawet nie rzucił mi pytającego spojrzenia. Po prostu objął mnie pocieszająco. Bezwiednie wtuliłam twarz w jego ramię. A potem przytuliłam się do niego, zupełnie jakby był ogromnym, mięciutkim pluszowym miśkiem, zupełnie ignorując to, że cały zesztywniał kiedy go objęłam. Po chwili widocznie otrząsnął się z zaskoczenia, bo uścisnął mnie mocniej
- Nie płacz. Wszystko będzie dobrze…
- Które wszystko? – zapytałam.
- Co?
- Które wszystko będzie dobrze; to, w którym jesteś moim przyjacielem, czy to, gdzie jest nim Malfoy?
Zmilkł na chwilę.
- Oba. Zobaczysz. – odpowiedział w końcu. Odsunęłam się od niego gwałtownie.
- To akurat jest niemożliwe. – mruknęłam smętnie.
- Naprawdę?
- Dobrze wiesz, że tak! Pomyśl przez chwilę: Draco nie trawi was, a wy nie trawicie Dracona. Pogodzenie przyjaźni z wami i z nim jest niemożliwe!
Nie wiem ile minęło czasu do momentu, kiedy otwarłam drzwi, żeby go wypuścić.
- Dziękuję. – wyszeptałam.
- Nie ma za co. To drobnostka… mam trzy lata młodszą siostrę, ona też czasem potrzebuje pocieszenia. – uśmiechnął się i mrugnął do mnie.
- I tak dziękuję. – wspięłam się na palce i cmoknęłam go w policzek. Spiekł strasznego raka i miałam okropną ochotę zachichotać, jednak mina mi zrzedła, gdy dostrzegłam postać stojącą w drugim końcu korytarza.

***

-Chyba przesadziliśmy – powiedziałam
-Daj spokój, Claudia! – powiedział Ghasty – Nic jej nie będzie. Po prostu się wkurzyła – dodał, gdy szliśmy już alejką na Perevelllys Alley.
-Coś mi się wydaje, że jednak przesadziliśmy - powiedziałam z dziwnym uczuciem w duchu
-Claudia, co z tobą? Nigdy cię przecież nie interesowało, co się z nią dzieje, jak jej dokuczaliśmy!
-Nie wiem.. Po prostu.. Eh.. Sama nie wiem, co się ze mną dzieje. Od kilku miesięcy dziwnie się czuję. Prawie ciągle mi zimno. Dziwnie się czuję, gdy wychodzę gdzieś.. Tak.. Tak jakbym.. Jakbym skądś uciekła i jakby mnie szukali. Boję się wyjść gdziekolwiek!
-Mówiłaś o tym wujkowi? – zapytał
-Nie.. Nie chcę go martwić. On ma dużo rzeczy na głowie.. To zdołuje go jeszcze bardziej..
-Powinnaś mu to powiedzieć – naciskał. Czy on musi być taki uparty?!
-Nie powiem mu, i koniec! – powiedziałam mu. – Dzięki za wypad. No, to cześć – dodałam
-Cześć.. – powiedział, po czym weszłam do domu.
-Witam pannę Claudię. Widzę, że raczyła się pani wrócić do domu – powiedział wujek. Aj… Nie zauważyłam, że jest już w pół do dziewiątej.
-Przepraszam, straciłam poczucie czasu.. – powiedziałam jak zwykle zamyślona.. Tym razem poważnie
-Na pewno nic się nie stało? – zapytał
-Nie.. Ja idę już do siebie.. Chyba źle się czuję…
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Alicja Caren Black
post 21.09.2007 17:25
Post #15 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 38
Dołączył: 28.08.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



13 sierpnia

- Pytam jeszcze raz: co to miało być?
- O co ci chodzi?
- O co mnie chodzi?! O CO CHODZI?! Nie udawaj, że nie wiesz!
- Znów o to? Słuchaj, mam wrażenie, że już ci to wyjaśniłem…
- Ale to wyglądało, jakby cię pocałowała!
- Bo mnie pocałowała! W policzek!
Jęknęłam cicho i zakryłam głowę poduszką. Czy oni wciąż muszą się kłócić…? Przecież to było w środę, a dzisiaj jest piątek! Dobra, może inaczej: czy ja muszę mieć pokój sąsiadujący z pokojem bliźniaków?? Leżąc bezwładnie zaczęłam rachować dni do końca wakacji… Jest dziewiąta rano dnia trzynastego sierpnia więc pozostało jeszcze… Chwilka, KTÓRY dzisiaj jest?! Kolejny jęk rozpaczy wydobył się z moich ust… piątek trzynastego…!! Niechętnie zwlekłam się z łóżka (uważając, żeby lewa noga nie dotknęła podłogi jako pierwsza), włożyłam mój „zestaw podstawowy”, czyli jeansy i T -shirt, po czym stanęłam przed lustrem ze szczotką w ręku.
- Jak będzie lepiej, koński ogon czy dobierany warkocz? – spytałam nieprzytomnie. Odbicie obrzuciło mnie taksującym spojrzeniem.
- Zaufaj mi, słonko, najlepsze będą dwa kucyki.
- Myślisz? – mruknęłam.
- Ja nie myślę, ja wiem.
Postanowiłam posłuchać mebla (jak to dziwnie brzmi, prawda?) i zeszłam na dół. Bliźniacy już tam byli, podobnie jak półprzytomny Chłopiec, Który Mnie Nie Znosił i panna Wiem-To-Wszystko-Granger. George spojrzał na mnie morderczym wzrokiem, kiedy mimowolnie uśmiechnęłam się do Freda. Rozejrzałam się po sali i znów cicho jęknęłam. Jedyne wolne miejsca były przy stole zajmowanym częściowo przez Gryfonów. Trudno. Jeśli taka ma być cena wypicia kawy, to mogę usiąść między Złotym Chłopcem a George’em Weasley’em. Potter wpatrywał się we mnie zdziwiony, kiedy opadałam na krzesło obok niego.
- Dzień dobry. – mruknęłam, po czym poinformowałam kelnera o mojej palącej potrzebie wypicia kawy.
- Co tu robisz, Black? – warknął jeden z rudzielców.
- Siedzę, gdybyś nie zdążył zauważyć. – odpowiedziałam mu tym samym tonem – I mogę cię zapewnić, George, że robię to tylko dlatego, że jeśli zaraz nie wypiję kawy zasnę na stojąco. Jak widzę Harry ma podobne odczucia… - dodałam, zerkając z ukosa na Pottera.
- Znajdź sobie inny stolik. – warczał dalej George. Czy ci Gryfoni naprawdę muszą być tacy uparci?
- To jedyny stolik na sali, przy którym są miejsca. Dajcie mi wypić kawę, a potem odejdę i już więcej się do was z własnej woli nie zbliżę! Dziękuję. – ostatnie słowo skierowałam do kelnera. Zaczęłam sączyć kawę, a pozostała trójka wpatrywała się we mnie, każde z innym wyrazem twarzy. Potter, nadal nie do końca rozbudzony, miał w oczach czyste zdziwienie. Granger patrzyła na mnie, jakbym była wyjątkowo skomplikowaną zagadką, którą musi rozwiązać, jeśli chce dostać „W” ze wszystkich przedmiotów. George aż kipiał z wściekłości, a na twarzy Freda wymalowane było pytanie „co tu jest grane?”.
- Wiecie, jak dziwnie człowiek się czuje, kiedy ktoś się mu TAK przygląda? – zapytałam, odstawiając filiżankę na stół – Błagam, dajcie mi w spokoju dopić kawę! Przyrzekam, że zaraz po tym zamknę się w swoim pokoju na resztę dni… Kiara!
Zerwałam się gwałtownie z krzesła. Kocica przerwała mi wskakując na stół i strącając z niego filiżankę. Cała jej zawartość wylądowała (oczywiście) na moich jeansach. Cudownie. Wzięłam kotkę na ręce i ruszyłam w stronę schodów, rzucając przez ramię „cześć” do siedzących przy stoliku (konkretniej to do Freda).

***
Obudziłam się wcześnie rano. Była dziewiąta. (no, mówię, że wcześnie!) Z pół zamkniętymi oczyma kierowałam się w stronę łazienki. Po wyjściu, postanowiłam zejść do kuchni na śniadanie. W pomieszczeniu wujek jak zwykle pił kawę.
-Dzieeeń doobryy - przywitałam się
-Dzień dobry, dzień dobry - powiedział. Był czymś zajęty..
-Co to? - zapytałam wskazując na zapisany do trzech czwartych pergamin
-List od Dumbledore'a. - odpowiedział łagodnie.. Ciekawe, co od niego chciał stary Dyrcio… Wzięłam się za jedzenie tosta, gdy nagle (i bezczelnie) wleciała przez okno brązowa sowa. Usiadła na stole i wyciągnęła nóżkę. List był do mnie... Zaraz, zaraz.. To pismo George'a!
"Claudia,
Chciałem cię poinformować, że mój brat (Fred) zaleca się do Panny Malfoy! Nie wiem, jaki czar na niego rzuciła, ale przedwczoraj widziałem jak wychodził z jej pokoju... Ale to nie koniec. Pocałowała go! Czyż to nie jest bezczelne? Ona chce przekupić mojego brata! Mam do ciebie prośbę. Spotkajmy się jak najszybciej w tym parku niedaleko ciebie. Przyślij odpowiedź tą sową. BARDZO CIĘ PROSZĘ, POSPIESZ SIĘ!
Pozdrawiam.
Zbulwersowany George Weasley"
Nie, no! Jak ona mogła?! Żeby mojego przyjaciela tak omamić?! To już jest bezczelne! - pomyślałam. Szybko nabazgrałam odpowiedź na odwrocie i odesłałam sowę.
-Od kogo był ten list? - zapytał wujek
-Od George'a. - odpowiedziałam grzecznie
-Od George'a? Co on od ciebie chciał tak wcześnie? - dopytywał się
-Aa.. Pilna sprawa... Chce się ze mną jak najszybciej spotkać.. Mogę? - zapytałam
-No... No, dobra. Możesz.
Po tych słowach pobiegłam na górę.
Bezczelny, mega bezczelny, super bezczelny. Co on sobie wyobraża?! Miał tu być piętnaście minut temu! Niech tylko się zjawi, ja mu już pokażę, że Claudii Black nie pozwala się czekać! O, biegnie alejką… już zaraz pozna mój gniew!
- Przepraszam, zagadałem się z Fredem. – wysapał.
- Zgadałeś??!!
- Siostro, nie tak ostro, bo się pokaleczysz! Możemy usiąść?
Pociągnął mnie do ławki.
- Po prostu znowu go zapytałem, dlaczego wtedy od nas czmychnął i polazł do twojej siostry.
- I?? – zaczyna mnie irytować – Dlaczego to zrobił?
- Powiedział, że poszedł ją przeprosić. Wtedy zapytałem go, ile czasu ją przepraszał, bo znalazłem go dopiero godzinę po tym, jak się urwał.
- A on odpowiedział, że…?
- „Chcesz wiedzieć, dlaczego tak długo u niej siedziałem?! Dobrze, powiem ci: bo się rozpłakała! Rozumiesz, George? Przeprosiłem ją, ona stwierdziła, że nie mam za co przepraszać. Wtedy powiedziałem, że przepraszam za was! Zaczęła się zastanawiać, co zrobili z naszą przyjaźnią Harry i Malfoy, a potem się rozbeczała. Nie mogłem jej zostawić, to by było nieludzkie! Objąłem ją ramieniem, żeby się uspokoiła, ale ona przytuliła się do mnie i zaczęła ryczeć w moje ramię! Wiesz już, dlaczego mnie wtedy cmoknęła w policzek?! Bo chciała mi podziękować!”. To chyba szło mniej więcej tak.
- Płakała? Moja siostra? – zamyśliłam się na chwilkę.
- To wygląda tak, jakby jej nas brakowało. – stwierdził cicho George. Właśnie, to dokładnie tak wygląda…
- Nie bądź śmieszny, George! Jak mogłoby jej zależeć na trzech gryfonach? Chyba zapominasz, że Alicja jest ślizgonką.
- Trzy lata temu jej na nas zależało. – wzruszył ramionami.
- Wtedy było inaczej.. Przez Harry’ego i Malfoy’a.. Wszystko się zmieniło.. Wiesz, chyba Fred ma rację.. – powiedziałam…
- Przyznajesz, że Alicji nas brakuje? – zapytał zdziwiony George
-No.. Na to wygląda? Chyba.. Chyba.. Powinniśmy ją przeprosić.. Za te całe trzy lata.. Ona jest moją siostrą.. Jak ja mogłam być taka dla niej? – dziwnie się czułam, jak to mówiłam.. Chyba to była prawda…
-Nie wiem… - powiedział i mnie przytulił. Nie.. Ja zaczynam płakać! Nie, nie mogę! Nie mogę mu się ot tak rozbeczeć!
-Claudia... Nie płacz… Wszystko będzie okej… Zobaczysz… Jeszcze wszyscy się pogodzimy…

***

Siedziałam na łóżku i śledziłam wściekłym wzrokiem każdy ruch mojej kotki. Gdybym wiedziała, że mi taki numer wywinie, zostawiłabym ją w sklepie! Moje ukochane jeansy w kawie! Ktoś zapukał energicznie do drzwi.
- Kto tam? – warknęłam. Usłyszałam skrzyp zawiasów. Odwróciłam się wściekła w stronę wejścia.
- Nie mówiłam „proszę” tylko… L.C?? Mara?? Co wy… ale jak… skąd… kto wam powiedział, gdzie jestem?!
Caro uśmiechnęła się promiennie i odpowiedziała mi z radosnym błyskiem w jasno zielonych oczach:
- Nie tylko do ciebie pisuje młody Malfoy, złociutka.
- Właśnie. – mruknęła Marien, poprawiając sobie grzywkę (ma prawdziwego świra na punkcie włosów) – Wczoraj napisał, że nie chcesz z nim gadać. I wręcz nas błagał, żebyśmy sprawdziły, czy nic ci się nie stało.
- Malfoy? Błagał? – wytrzeszczyłam na nie oczy.
- Jeśli chodzi o ciebie, złociutka, smoczek Slytherina zrobi wszystko. – wyszczerzyła się do mnie Caroline. Następna chce mnie z nim sparować!
- Caro, mówiłam ci już, że można by cię wziąć za siostrę Pottera? – powiedziałam z udawaną obojętnością.
- Przestań fantazjować, Alka! – warknęła. Jak dobrze mieć na nią haka!
- Ale ja mówię serio! Przecież macie ten sam kolor oczu… I te wiecznie rozczochrane, czarne włosy… prawda, Maruś? – zwróciłam się do rudowłosej – Panna Potter jak się patrzy!
Mara obrzuciła L.C taksującym spojrzeniem.
- Wiesz, All, w sumie to masz ra…
- Tylko spróbuj dokończyć, Weasley! – ałć… nie powinna jej tak nazywać. No dobrze, Marien jest koszmarnie podobna do siostry Freda. Na ulicy, kiedy są ubrane w mugolskie stroje, można je nawet pomylić. Ale kiedy tylko zasugeruje się, że jest między nimi pewne podobieństwo, dziewczyna dostaje białej gorączki. Już zaczęłam się przygotowywać na wielki wybuch panny Ready, kiedy usłyszałam mruczenie.
- To twój kot? – niemożliwe! Mara się nie wściekła! A raczej wściekła się, a potem uspokoiła bez wrzeszczenia! Niesamowite…
- Tak. Nazywa się Kiara. – mruknęłam, przypominając sobie plamę na jeansach. – To co robimy?
- Eeee…?
- Tak myślałam… - wyszczerzyłam się do nic złośliwie – Całkowity brak planu. „Chodźmy zobaczyć, czy się dobrze czuje, a potem najwyżej się coś wymyśli.” Typowo gryfońskie podejście.
- Ej! – oburzyła się Marien – A ty wiesz, co będziemy robić?
- Oczywiście. Idziemy na lody do Floriana Fortescue.
- I naprawdę to planowałaś? – spytała z niedowierzaniem Caro.
- No… nie. – przyznałam niechętnie – Ale w końcu pewnie i tak bym poszła.
Dziewczyny wybuchły śmiechem, a ja zaczęłam wkładać sandały. Ledwo usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę!! – usiłowałam przekrzyczeć koleżanki. Kiedy drzwi otworzyły się, obie umilkły jak pod silencio. Lekko zaniepokojona odwróciłam twarz w stronę wejścia. Dzięki ogromnemu uśmiechowi i rudym włosom od razu zidentyfikowałam gościa.

***
Jeszcze popłakiwałam w ramionach George'a, gdy spojrzałam na zegarek. Było w pół do pierwszej. Czyli siedzę tu już... Dokładnie.. Pół godziny.. Claudia, weź się w garść!
-No, już. Spokojnie? - zapytał
-Taak.. Dzięki, że mogłam na tobie wyładować moje uczucia... - powiedziałam
-Drobiazg.. Przyjaciołom się pomaga.. W szczególności przyjaciółkom.. - uśmiechnął się.. On zawsze poprawia mi humor... Ehh... Rozglądnęłam się dookoła. Zauważyłam jakąś postać kierującą się w nieznaną stronę. Wyprostowałam się i przyjrzałam lepiej.. Tak.. To Darron Romens. Gryfon, oczywiście. Wielki przyjaciel Ghasty'ego.
-George.. Możemy już iść? Jakoś nie chcę się widzieć z Darronem - powiedziałam
-Dobra.. To.. Gdzie idziemy? - zapytał.. Czy mi się wydawało, czy on jest.. NIEŚMIAŁY?!
-Hmm.. - pomyślałam - Na Pokątną?
-Pokątną? No dobra... Możemy się przejść.
Pokątna już nie była tak zatłoczona jak zwykle.. Może przez to, że była pora obiadowa? Hmm.. Możliwe.. Chodziliśmy po Pokątnej.. Tam i z powrotem. Nie... Ghasty.. Znowu będzie dogadywanie, że chodzę z George'em.. Hmm... Wymyśli się coś.. CO?! Nie! On tu idzie z Darronem! No, sorry, z Darrem.. On nie lubi swojego imienia. Ale to jeszcze gorzej dla mnie!
-Cześć! - krzyknął Ghasty - Widzę, że zakochani spacerują sobie po Pokątnej.. - powiedział z ironicznym uśmiechem na twarzy
-Weź się, Ghasty. Nie mam ochoty na jakieś idiotyczne ironie.. - powiedziałam
-Uuu.. Panna Black broni ukochanego - powiedział Darro
-Darro, proszę cię... Nie mam nastroju na sprzeczki. - powiedziałam po cichu.
-Claudia, czy to przypadkiem nie Alicja? - zapytał zdziwiony George.

***

Siedzieliśmy przy stoliku w ogródku lodziarni Floriana Fortescue. Słońce grzało niemiłosiernie. Przed każdym stały ogromne lody. Mara i L.C łypały spode łba na Freda… kurczę, muszę jakoś rozładować atmosferę! Zaczęłam szybko szukać sposobu, żeby przekonać dziewczyny do… nagle w mojej głowie pojawił się głos Caro:
”Jeśli chodzi o ciebie, złociutka, smoczek Slytherina zrobi wszystko.”
Uhhh…! Jak mogłam być tak głupia! To przecież takie proste… Caroline i Marien są świetnymi koleżankami, ale nie udałyby się na Pokątną tylko po to, żeby się ze mną zobaczyć. Draco musiał poprosić je (a raczej wydać im rozkaz) o wybadanie co się ze mną dzieje.
„Jeśli chodzi o ciebie, […] zrobi wszystko.”
„Jeśli chodzi o ciebie…”
Na Merlina, ten dzieciak się we mnie zabujał! A raczej myśli, że się zabujał. I wysłał moje koleżanki na zwiady… To może by tak nieco „ubarwić” ich relację…? Zaśmiałam się złowieszczo w duchu. Powoli sięgnęłam łyżeczką do pucharka chłopaka…
- To moje lody. – powiedział, stukając mnie w dłoń.
- Chciałam spróbować pistacjowych. – usprawiedliwiłam się natychmiast. Wszystko zgodnie z planem – Proszę, Fred! Nie bądź samolubny.
- No… dobra. – Ha! Zarzuć gryfonowi egoizm, dostaniesz czego chcesz! – Ale coś za coś. Dasz mi spróbować karmelowych. – wyszczerzył się. Skinęłam głową. Skierował łyżeczkę do mojego pucharka, ale natychmiast ją odtrąciłam.
- Gdzie pakujesz te swoje zarazki? – fuknęłam – Chcesz, żebym się czymś zaraziła? Czymś typowo gryfońskim… na przykład zasadą „najpierw robię, potem myślę”.
Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Skierowałam oczy ku niebu, nabrałam trochę lodów na swoją łyżkę i podsunęłam mu. Znów niemal wybuchłam chichotem widząc jego rumieniec. Biedny, trzeba go jakoś wtajemniczyć… tylko jak…? Mam! Jestem genialna! Odczekałam kilka minut, w czasie których dziewczyny przerzucały zdziwiony wzrok ze mnie na Freda i vice versa.
- Przepraszam na chwilkę. – wstałam i ruszyłam w stronę kafejki. Za krzesłem Weasleya zatrzymałam się jednak. – Eee… ktoś wie gdzie jest toaleta?
Zaczęłam pokazywać koleżankom na migi, co się im stanie jeśli coś powiedzą. Chyba zrozumiały, bo milczały jak zaklęte.
- Jasne. – rzucił Fred, nie odrywając uwagi od deseru – Pierwsze drzwi na p…
- Zaprowadzisz mnie? – przerwałam mu szybko, po czym, nie czekając na odpowiedź, pociągnęłam go za rękę – Dzięki.
Kiedy znaleźliśmy się w budynku przestałam wysilać się z powstrzymywaniem chichotu, który wzmógł się dodatkowo kiedy Fred wskazał na drzwi damskiej toalety ze słowami:
- To tam.
- Posłuchaj, Fred. Pewnie ta cała sytuacja wydaje ci się dziwna, ale… Draco nasłał na mnie koleżanki, bo nie chcę z nim gadać. Kazał im wybadać, dlaczego tak jest. Posłuchaj, co wymyśliłam… - i opowiedziałam mu mój plan ze szczegółami. Rudzielec zmarszczył brwi.
- Czyli jednym zdaniem: mam udawać, że się w tobie kocham, tak?
- No… tak. Chyba, że nie chcesz. Mnie tam obojętne. – wzruszyłam ramionami.
- Jesteś pewna, że one opowiedzą o wszystkim Malfoy’owi? – skinęłam głową – I twierdzisz, że to go doprowadzi do szału?
- To pewniejsze od tego, że Potter ma bliznę na czole. – wyszczerzyłam się – No to jak? Zaczynamy akcję „Kocham cię na złość Malfoy’owi”??
- Pytanie… - prychnął.
Pamiętam, że chciało mi się śmiać, kiedy Fred traktował moje ruchy jak próby uwodzenia i piekł raka. Teraz to JA byłam cała czerwona. I wcale nie było mi do śmiechu. Jednak całe moje speszenie rekompensowały miny Marien i Caroline. Bez wątpienia się nabrały (kto by się nie nabrał?). W końcu Mara spojrzała na zegarek:
- O kurczę! Druga… miałam być w domu o pierwszej. – jęknęła cicho – Mama mnie zamorduje… Do zobaczenia w Hogwarcie.
- Ja też już pójdę. – dopowiedziała szybko Caro. Kiedy tylko minęły stolik chciałam się odsunąć od rudzielca, ale przytrzymał mnie. Spojrzałam na niego zdezorientowana… Tylko mi nie mówcie, że Fred Weasley też się we mnie kocha!
- Zaczekaj jeszcze chwilkę. – mruknął do mnie – Niech znikną z pola widzenia.
No tak… gdzie mój ślizgoński spryt? Zgubił się w tłumie? To przecież takie proste do przewidzenia… każdy chciałby się upewnić, czy to nie był żart. A zwłaszcza ślizgon. Rozluźniłam się i zaczęłam spokojnie kontynuować jedzenie lodów, kiedy usłyszałam znajomy głos.
- Nie! George, nie zrobię tego!
„Subtelny” głos mojej siostrzyczki doskonale przebijał się przez tłum. Szybko odwróciłam wzrok w stronę, z której dobiegał. Bliźniak Freda zaczął mówić coś do Claudii, ale ona…:
- Nie przeproszę jej! Nie po tym, co właśnie zobaczyłam!
- Przecież to był twój pomysł! – wrzasnął George – Pół godziny temu mówiłaś, że musimy ją przeprosić!
Co?! Claudia chciała mnie przeprosić?!
- To było pół godziny temu! – Taak… „chciała” to dobre słowo – Wtedy myślałam, że jest w porządku! Ale teraz widzę, że na pewno czymś walnęła we Freda! Albo dolała mu eliksiru miłości do herbaty!
- Claudia?! Co ty wygadujesz?!
- Nie widziałeś, co twój brat wyrabiał? Przecież oni zachowywali się, jakby byli parą tego roku!
Fred powinien zostać aktorem. Nabrał na to wszystkie osoby, które widziały jak się zachowywał (łącznie ze mną). Muszę coś zrobić! Mam szansę się z nimi pogodzić!
- Claudia! – wrzasnęłam i wyrwałam się chłopakowi. Ruszyłam biegiem w kierunku siostry -Claudia, to nie tak… Wszystko ci wyjaśnię!
- Nie chcę twoich wyjaśnień! – odwrzasnęła i uciekła, trącając mnie ramieniem tak mocno, że niemal się przewróciłam.
- Claudia!! – zaczęłam biec za nią, ale szloch niemal uniemożliwił mi oddychanie. Oparłam się o najbliższą ścianę i zsunęłam powoli na ziemię. George patrzył za Claudią, chociaż zniknęła w tłumie już dawno. W końcu odwrócił głowę do Freda.
- Co to miało być?!
- To było tylko na pokaz! Malfoy wysłał dwie dziewczyny, żeby szpiegowały Alicję. To był takie małe przedstawienie, żeby dostał białej gorączki!
George przyglądał mu się przez chwilę, potem zwrócił wzrok na mnie. Rzucił kolejne spojrzenie bratu, wykonał jakiś dziwny gest ręką i ruszył szybko do Dziurawego Kotła. Ukryłam twarz w ramionach, podkurczyłam nogi i w całości oddałam się płaczowi. Nie obchodziło mnie to, że ludzie patrzą na mnie ze zdziwieniem, nie docierały do mnie liczne „co ci się stało, dziewczynko?” z ust co odważniejszych. Liczył się tylko płacz. Płacz i fakt, że znów straciłam siostrę… Nagle uświadomiłam sobie, że ktoś delikatnie ciągnie mnie do góry i stawia na nogi.
- Wszystko będzie dobrze… - usłyszałam.
- Nie… - czy to ja wyszeptałam? Na to wygląda… - Nic nie będzie dobrze.
- Teraz ci się tak wydaje… zaufaj mi, wiem, co czujesz, ale…
- Nie. – powiedziałam twardo – Nie wiesz co ja czuję, Fred. I nigdy tego nie zrozumiesz.
- Na pewno zrozumiem, jeśli tylko dasz mi szansę!
- Nie zrozumiesz. – łzy znów zebrały mi się pod powiekami. Kurczę, ostatnio cały czas płaczę! To nie jest normalne… - Przez niecałe dwie minuty byłam pewna, że odzyskałam siostrę. Że znów będzie tak jak wcześniej… A potem wszystko się rozsypało. Znowu…
Właśnie… Znowu zaczęłam płakać. Chłopak przytulił mnie.
- Choć. Wracajmy do Kotła…
Chwila, czy on… Spojrzałam mu w twarz. Pięknie… doprowadziłam Freda Weasley’a do płaczu… Nie ufając głosowi skinęłam lekko głową.

***

Biegłam przed siebie.. Nie wiedziałam gdzie.. Musiałam coś zrobić! Chciałam ją przeprosić, a ona... Ona... Ehh.. Bezczelna ślizgonka! Nawet się nie obejrzałam, gdy wpadłam na kogoś..
-Przepraszam.. - powiedziałam
-Za co mnie przepraszasz, koleżanko? - to był jakże oczywiście Ghasty.. Nie zauważyłam, że biegł za mną.. Ale skąd on by tu.. Aha! Skróty! Nie pomyślałam o tym.
-Wpadłam na ciebie, czyż nie? - zapytałam dziwnie zdenerwowana... Tylko żebym nie zaczęła się na niego drzeć! Czasem to potrafię zrobić... Taak... Drzeć się na przyjaciół, to już szczyt mojej wytrzymałości nerwowej...
-Wpadłaś, ale właśnie o to mi chodziło. Biegłem za tobą, nie zauważyłaś? - zapytał
-Może zauważyłam... Ale nie potrzebnie to zrobiłeś.. - powiedziałam chłodno... Nie no! Zaraz wybuchnę! Żeby już tak do przyjaciół mówić?
-Claudia... Nie przejmuj się nią.. To tylko jakaś ślizgonka.. - próbował mnie pocieszyć.. Coś mu się to nie udało...
-Nie jakaś ślizgonka, tylko moja siostra, którą właśnie chciałam przeprosić! - wrzasnęłam. To chyba nie było dobre posunięcie...
-Nie krzycz! - teraz on wrzasnął - Ludzie się na nas patrzą.. - dodał
-Ja nie krzyczę! - dodałam ciszej... - I poza tym, idę do domu. Nie mam ochoty na rozmowę... - powiedziałam i zostawiłam go w tyle... To wszystko mnie przerasta!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Alicja Caren Black
post 11.10.2007 16:13
Post #16 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 38
Dołączył: 28.08.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta




19 sierpnia


Siedziałam na górze już od dobrych kilku dni. Nic nie chciało mi się robić. Nie odpisywałam na listy. W ogóle nic nie robiłam. Nic, po tym, co zobaczyłam na Pokątnej. I pomyśleć, że ja chciałam się z nią pogodzić? Zgoda, byłam za ostra dla Ghasty'ego, ale go przeprosiłam. Ale tej ślizgonki nie przeproszę! Nie po tym, co widziałam! Moje myśli zakłóciło pukanie do drzwi...
-Claudia.. Masz gościa – to był wujek. Ciekawe kogo tu przywlokło?
-G-Ghasty? Co ty tu na brodę Merlina robisz?! – od razu na niego naskoczyłam. Byłam w złym nastroju na rozmowę…
-Sprawdzam, czy żyjesz… Nie odpisujesz na żadne listy! Myślałem, że coś ci się stało i..
-I? – przerwałam mu
-I… napisałem do twojego wujka… Nie patrz tak na mnie! – powiedział. Po co on do niego pisał?!
-Po co do niego pisałeś? – zapytałam.
-A co, nie można? – zapytał. Ja tu się na wszystkim wyżywam, a on mi tu żartuje!
-Nie, nie można! – odpowiedziałam – Nie wiem co ci do łba strzeliło, ale tak czy inaczej jestem w złym nastroju na rozmowę…
-Nawet nie zapytasz, co napisałem? – zapytał troszkę zdziwiony
-A muszę? – zapytałam. Nie mam ochoty na jakieś kazania…
-Musisz. No więc, napisałem, że nie odpowiadasz na listy, nie dajesz oznak życia, nie kontaktujesz się z nikim i w ogóle nie wiemy co się z tobą dzieje. Alekss chciała już wzywać kogoś z Ministerstwa, żeby sprawdzili, czy coś ci się nie stało…
-A niby co miałoby mi się stać? – zapytałam dziwnie rozbawiona. Cały czas siedziałam w domu! Niby jak miałoby mi się coś przytrafić?
-Nie wiem… Ale ona się o ciebie martwi.. Gadałem niedawno z George’em.. On też nie wychodzi z pokoju, nic nie robi itp. Ba! Nawet poprosił o osobny pokój! I mieszka sobie bez Freda..
-Wiedziałam, że tak będzie. Domyśliłam się. Po tym wszystkim co widzieliśmy… Pewnie uważasz mnie za histeryczkę? – zapytałam szczerze
-Wyobraź sobie, że nie. Znam cię nawet dobrze i przewidziałem to. – on coś przewidział? Przecież on miał O z wróżbiarstwa!
-Ty i wróżenie? Coś mi tu nie pasuje.. – powiedziałam
-Tobie nigdy nic nie pasuje, koleżanko.. – odrzekł i zaczął bawić się moją poduszką.
-Tylko po to przyszedłeś? – zapytałam. Czemu oni wszyscy chcą coś ze mnie wyciągnąć? Najpierw wujek, a teraz on? Przesada..
-Tak. Poza tym, jesteś dla mnie jak siostra, nie? Martwię się o ciebie.. Posłuchaj, gdybym ja najpierw wrzeszczał, krzyczał, uciekł, wpadł na ciebie i spławił to zachowałbym się podobnie, ale nie traciłbym kontaktu z przyjaciółmi! Przyjaciele przecież…
-Ta… Wiem, „Przyjaciele są najważniejsi”. Daruj sobie, ale wkurzona jestem, i nie zamierzam nic robić do końca wakacji. I nawet o tym nie myśl, żeby tu sprowadzić wszystkich. Wujek by mnie zabił. A co więcej, ciebie też. – przerwałam mu w połowie zdania.
-A kto powiedział, że zamierzam to zrobić? – zapytał
-Nie wiem… -powiedziałam i zauważyłam sowę siedzącą na moim parapecie. Wstałam otworzyłam okno, wzięłam list i rzuciłam go na stos innych.
-Cośty nie czytała żadnego listu? – zapytał lekko zdziwiony
-Nie. I nie zamierzam. – powiedziałam
-Zamierzasz. Albo zrobisz to teraz, albo ja je przeczytam. – nie no! To jest szantaż!
-Szantażujesz mnie, Ghasty – odparłam
-Wiem. Inaczej z tobą się nie da gadać… - dodał i podał mi pierwszy list z góry.
Był od Alekss.. „Claudia, bla,bla,bla.., bla bla martwię się o ciebie, bla, bla, bla. Odpisz, bla, bla, bla. Alekss…”
-A odpisywać muszę? – zapytałam
-Musisz.
„Nie wiedziałam, że jest ich aż tyle..” - pomyślałam
„Trzebabyło je czytać i odpisywać na bieżąco!” – kurcze, czy ten głos się ode mnie odczepi?
„Nie odczepisz się?” – zapytałam się w duchu
„Nie” – dodał głos, po czym wzięłam się za ostatni list. Nie był podpisany.
-A ten od kogo? – zapytałam
-Czy ja zawsze muszę wszystko wiedzieć? Nie mam pojęcia
-Ehh… Dobra, otwieramy go.

„Droga Claudio,
Bardzo bym prosił, abyś się nie kłóciła z siostrą. Jesteście już prawie dorosłe, i wiecie, że kłótnia nic nie rozwiąże. Wiem, że to wygląda dość dziwnie, że piszę do ciebie listy, a ty nie wiesz kim jestem.. Dowiesz się wkrótce. A teraz bardzo proszę, żebyś czytała to uważnie:
Na wolności, jak wiesz, jest morderca. Nie jest on ani mordercą, ani zdrajcą. To wszystko zrobił ktoś inny! Nie powiem ci jego nazwiska, bo ktoś może przechwycić sowę. Mówią, że ten mężczyzna był kiedyś w armii Voldemorta. To nie prawda. I znowu się kłania ten prawdziwy zdrajca, zabójca i śmierciożerca. Żeby się o nim coś dowiedzieć, polecam Proroka Codziennego z 1 listopada 1981 roku… Na pierwszej stronie zobaczysz wszystko. Więcej ci nie powiem.
Pogódź się z siostrą.
Pozdrawiam.
XXX”

-Jak myślisz, od kogo to? – zapytałam Ghasty’ego.
-Nie mam pojęcia… Ale widać, że chce cię przed czymś ostrzec i broni tego Blacka.. - powiedział
-To wszystko się robi coraz dziwniejsze… - odpowiedziałam i zaczęłam myśleć…

***
Spojrzałam na stół pełen gryfonów nad ramieniem Freda. Zadrżałam lekko, kiedy mój wzrok napotkał wściekłe spojrzenie George’a.
- Fred…?
- Hm? – chłopak podniósł na mnie pytający wzrok.
- Wiesz, że wystarczy jedna krótka scenka, żeby wszystko wróciło do normy, prawda? – spojrzał na mnie zaintrygowany, ale nic nie powiedział – Zaczniemy rozmawiać podniesionym głosem, coś do mnie wrzaśniesz, wybuchnę płaczem i pobiegnę do swojego pokoju a ty odwrócisz się do nich mamrotając wściekle „porypana ślizgonka”.
Fred zamilkł na chwilkę, wpatrując się zamglonym wzrokiem w ścianę za mną. Na ułamek sekundy oczy mu się zaszkliły.
- Pogięło cię? – odezwał się w końcu – Poczekamy jeszcze trochę, aż George…
- Wydawało mi się, że znasz swojego brata lepiej niż ja. Fred, nawet ja wiem, że on nie odpuści. Nie chcę, żeby stosunki między wami wyglądały tak jak moje z Claudią.
- A ja nie chcę musieć wybierać między przyjaciółką a bratem. – wtrącił – Chodźmy się przejść.
Nigdy nie pomyślałabym, że Pokątna mi się znudzi. A teraz mi się znudziła… naprawdę, jedyną atrakcją były zbzikowane wiedźmy i spotykani w okolicach skrętu na Nokturn typy spod ciemnej gwiazdy wyrównujący porachunki w pojedynku. Kilka metrów przed nami pojawiła się blond czupryna… cudnie, Draco. Merlinie, za co? Po drugiej stronie ulicy pojawiła się „Złota trójka Gryffindoru”. Będzie się działo… Chwila, cudowne trio idzie w naszą stronę! Czyżby Chłopiec, Który Zawsze Łapie Znicza nie zauważył Dzieciucha, Który Się We Mnie Zakochał? Najwyraźniej… Spojrzałam katem oka na Malfoya. Próbował zabić Freda wzrokiem, a potem spojrzał na mnie z wyrazem twarzy pod tytułem „dlaczego?”. Aj, biorą mnie wyrzuty sumienia… a jeśli mu nie przejdzie? Co ja zrobię w roku szkolnym? Chyba tego nie przeżyję…
- Gdzie idziecie? – wyrwał mnie z zamyślenia Potter. To pytanie było wyraźnie skierowane do mnie… co tu jest grane?
- Przed siebie. – wzruszyłam ramionami – A co?
- Może poszlibyście z nami do pana Fortescue? – inicjatywę przejęła Granger. Co tu jest grane, do cholery?!
- Właśnie. Fred, chciałbym z tobą pogadać, a przy George’u się nie da… - teraz odezwał się młodszy brat Freda… chwila, jak mu tam było… Ros? Ron? Tak, Ron. Starszy Weasley spojrzał na mnie pytająco. No dobra, niech będzie. I tak nie mam nic do roboty.
- Okej, możemy iść. – mruknęłam.

***

-Nie leń się, tylko wstawaj idziemy do biblioteki! - huknął ochoczo Ghasty.
-Ghasty, o co ci chodzi? - zapytałam. Przecież on i biblioteka... Czyżby to był sen?
-Nie chcesz się dowiedzieć, o co chodzi? Z tym prorokiem i w ogóle?
-Chcę, ale.. - nie dokończyłam zdania, bo oczywiście mi przerwał.
-No to chodź! - pociągnął mnie za rękę i zbiegliśmy na dół. Co w niego wstąpiło? Zmienił się? Ghasty biegnie do biblioteki! Ciekawe, czy ktoś mi w to uwierzy...
-Wujku, mogę wyjść? - zadałam standardowe pytanie
-Zależy gdzie... - odpowiedział
-Do biblioteki.. To mogę? Proszę - powiedziałam robiąc maślane oczka..
-Niech się pan nie martwi. - powiedział Ghasty - Będę jej pilnować. - dodał z miną szaleńca, który dopiero wyszedł na wolność po długim pobycie w Azkabanie.
-No dobra, idź. Ale nie włócz się za długo.. - odpowiedział Lupin, po czym wybiegliśmy z domu.
Ghasty ciągnął mnie za sobą (przebiegliśmy pół Londynu!) do pubu. Nie było tam nikogo. Przeszliśmy przez bar i wyszliśmy na zaplecze.
Po kilku chwilach staliśmy na Pokątnej. Chłopak znowu zaczął biec pod budynek..
-Nie tak szybko! Nie pali się! - krzyknęłam już zmęczona tym biegiem.
-Może i nie, ale strasznie mnie to ciekawi - jak zwykle odezwała się w nim ciekawość...
Wkońcu staliśmy pod biblioteką. Weszliśmy do środka.
-Dobra, teraz tylko trzeba znaleźć tą gazetę - wymawiał to jakby był w amoku..
Podeszliśmy do bibliotekarza i zapytaliśmy o dział ze starymi numerami Proroka Codziennego.
-Stare numery Proroków? Eee... Zależy, którego numeru szukacie
-Tego z 1 listopada 1981! - powiedział Ghasty. Co w niego w stąpiło, że chce się tego dowiedzieć? On i biblioteka, to rzadkie zjawisko..
-A to drugi regał od lewej strony. Szukajcie pod rokiem '81..
Ghasty oczywiście zaczął biec. Gorsze było to, że znowu ja musiałam robić to samo..
Po pół godzinie poszukiwań znaleźliśmy to, czego szukaliśmy.
-Niesamowite! - krzyknął
-Ej! Nie drzyj się tak! - uciszałam go
-Ale ten ktoś sugerował, że to Peter Pettigrew był zdrajcą! - wciąż krzyczał
-Wiem! Przestań się tak wydzierać! Ludzie się na nas patrzą! - rzeczywiście, wszystkie pary oczu były skierowane w naszą stronę.
-Przepraszam, kolega jest bardzo ciekawy co się wtedy wydarzyło - przepraszałam ludzi i bibliotekarza
-Na przyszłość, wbijaj mu to do głowy wcześniej... - odpowiedział
-Bądź cicho! - powiedziałam do Ghasty'ego - wypożyczymy ten numer i zrobimy analizę gdzieindziej. Tutaj już wiele osób się nam za bardzo przygląda.. - powiedziałam i wyszliśmy zostawiając trzy sykle u bibliotekarza.

***

- No więc… eee… czy to prawda że wy… ten, no…
- Nie. – zlitowałam się nad Złotym Chłopcem – Nie chodzimy ze sobą, nie kochamy się w sobie.
- Ale George mówił, że…
- To było na pokaz. – przerwał bratu Fred – Malfoy nasłał na Alicję jej koleżanki. Chcieliśmy go wnerwić. To wszystko.
- Ale wy na pewno nie… no wiecie? – dopytywał się dalej Ron.
- Ron, ona jest dla mnie jak… jak siostra. – odpowiedział George. Niby nic się nie zmieniło, a jednak po tej odpowiedzi na twarzach trójki gryfonów pojawiła się ulga. A więc o to im chodziło… tylko po to nas zaczepili. No cóż, to było do przewidzenia. Coś puszystego otarło mi się o nogi. Spojrzałam w dół i podniosłam Kiarę na kolana.
- Już myślałam, że o mnie zapomniałaś. – powiedziałam do kocicy. Granger przyglądała się jej z zainteresowaniem
- To twoja kotka? – zapytała w końcu.
- Tak, a dlaczego pytasz?
- Ostatnio ciągle włóczy się z Krzywołapem.
- To ten rudy kocur z płaskim pyskiem? – skinęła głową – Kilka razy próbował wejść do mojego pokoju. Teraz już wiem dlaczego.
Pomyśleć, że można… że JA mogłam… spędzić miło czas ze Złotym Triem. Nie wiem jak długo już leżałam głaszcząc mechanicznie Kiarę. Z mugolskiej części Londynu dobiegał do mnie szum samochodów, ledwo słyszana muzyka z pobliskich pubów… Jak to się mówi „Londyn i wampiry ożywają nocą”.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Alicja Caren Black
post 07.11.2007 22:16
Post #17 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 38
Dołączył: 28.08.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



1 września

Szłam z wujkiem na peron. Gdy przeszliśmy przez barierkę, zauważyłam Alekss. Czekała na mnie. Podeszłam do niej i przywitałam się:
-Cześć
-Cześć.. To co, szukamy miejsc?
-Oczywiście - powiedziałam i wyruszyłyśmy w poszukiwaniu wolnego przediału. W końcu natrafiłyśmy na jeden pusty. Weszłyśmy do niego i rozgościłyśmy się. Położyłam Mari (moją sowę) na siedzeniu obok i podeszłam do okna. Nie wszyscy jeszcze wsiedli do pociągu, bo żegnali się z rodzicami. „Ahh.. Gdybym ja tak mogła..” Moje przemyślenia przerwało pukanie i otwieranie drzwi.
-Hej, możemy się dosiąść? – zapytał Ghasty ciągnąc za sobą Thomasa.
-Jasne. – powiedziała Alekss robiąc im miejsce (tzn. zrzuciła kufer z siedzenia).
-Jak tam wakacje? – zaczęłam
-Dobrze – odpowiedział Thomas – A u ciebie?
-Też dobrze… - powiedziałam – Nie licząc tych kłótni z Alicją..
-Znowu się z nią pokłóciłaś? – zapytała Alekss
-A czy my kiedyś byłyśmy pogodzone? - zapytałam
-Nie – wtrącił Ghasty – Przynajmniej ja nic o tym nie wiem.
-Właśnie. My nigdy się nie pogodziłyśmy.
-To może trzeba? – otworzyły się drzwi do przedziału i weszła Hermiona. – Aha. Bo zapomnę. Alekss i Thomas, profesor McGonagall się woła do siebie..
-Oby to nie było nic groźnego.. Zaraz wrócę.. Chyba.. – powiedziała i wyszła za Thomasem i Hermioną.
-Znalazłaś coś jeszcze na temat tego Pettigrew? – zapytał Ghasty
-Nie.. A ty?
-Też nie.. Ale dowiedziałem się, że był przyjacielem Pottera i Blacka.. No i twojego wujka..
-C-co? Mój wujek go znał? – zapytałam
-Na to wygląda.. Pytałem rodziców, znali ich. Podobno nieźle rozrabiali..
-Nie.. Mój wujek przecież był prefektem.. Poza tym, on jest za spokojny na takie coś…
-Jednak nie.. Podobno w bibliotece jest taka księga, którą zostawili kiedyś… „Księga Huncwota” czy coś w tym stylu..
-Nie chce mi się w to wierzyć.. Ale tą księgę trzeba będzie sprawdzić.. – urwałam, bo Thomas i Alekss weszli z powrotem do przedziału.
-I co? – zapytałam szybko
-Nic.. Tylko.. Malfoy, co ty tu robisz? – zapytała nagle Alekss
-C-co? J-ja? Nic.. – odpowiedział
-Jak nic tu nie robisz, to spadaj stąd! – powiedział Ghasty
-Uważaj, bo się ciebie wystraszę, szlamowaty rudzielcu. – zripostował Malfoy
-Słuchaj, tleniony padalcu. Jak stąd nie pójdziesz, to inaczej porozmawiamy! – powiedziałam
-Nie unoś się tak, Black. Tak czy inaczej, nie mam zamiaru przebywać w „tym” towarzystwie.. – odpowiedział i wyszedł.
-Nie znoszę go.. Co chciała McGonagall?

***
Byłam wykończona. Nie dość, że stałam pół godziny w kolejce po bilet, to jeszcze ludzie w metrze patrzyli się na mnie jak na wariatkę. Zwłaszcza, kiedy przewrócił się mój kufer. Oczywiście, zamiast pomóc mi go podnieść, przeszli na drugi koniec wagonu. A człowiek podobno jest istotą społeczną… W końcu udało mi się dostać na stację Kings Cross. Wyglądałam jak strach na wróble: byłam rozczochrana, cała czerwona w wymiętym i podziurawionym ubraniu… przynajmniej dowiedziałam się, że przy pierwszym wypadzie do Hogsamede muszę kupić klatkę dla Kiary. Moje koleżanki z roku „czekały” na mnie tuż przy wejściu. Z miny Mary, która nie była dobrą aktorką, wyczytałam, że wcale nie uśmiecha im się sterczenie pod ścianą.
- Draco… - mruknęłam sama do siebie. Zaraz jednak przywołałam na twarz szeroki uśmiech i ruszyłam żwawszym krokiem w ich kierunku.
- Hej dziewczyny. Co to, wy jeszcze nie w pociągu? Pozajmują wszystkie przedziały!
- Czekałyśmy na ciebie. – odpowiedziała niezbyt miłym tonem Lucy. Jej nie lubię. Ma mysie włosy, jest obcięta „na chłopaka” i jak chłopak się zachowuje. Niestety, jest koleżanką L.C… A raczej jej najlepszą przyjaciółką. Zasada jest prosta: albo koleguję się z obiema, albo z żadną. Pierwsza opcja zmusza mnie do tolerowania Lucy, druga oznacza, że zostanie mi tylko Mara… Może lepiej wybrać tę drugą?
- Niepotrzebnie. – odparowałam – Ale teraz już jestem, więc możemy iść.
Po dwudziestu minutach miałam ich dość. Wszystkich. Marien okropnie bała się Blacka i gdybała mi nad uchem przerażonym głosem:
- A gdyby on napadł na pociąg? A gdyby się okazało, że on już jest w Hogwarcie? A gdyby pomógł Sama-Wiesz-Komu odzyskać moc? A gdyby…
Postanowiłam wyłączyć lewe ucho. Chciałabym pogadać z Caro… ale ona chichotała z Lucy nad jakąś gazetą.
- Ala… - Mara potrząsnęła moim ramieniem, więc postanowiłam na nią spojrzeć – A gdyby się okazało, że on jest twoim ojcem? Bo… wszystko się zgadza. Zamknęli go trzynaście lat temu, a ty od trzynastu lat nie widziałaś taty…
- Mój tata nie żyje. – odpowiedziałam chłodno – Tak samo z resztą jak moja mama. Przepraszam, muszę iść do toalety.
Szybko wyszłam z przedziału. Miałam serdecznie dość jak na jeden dzień.
- Potrzebuję spokoju. Najlepiej jakiegoś pustego przedziału… Ewentualnie z jakimś spokojnym, małomównym osobnikiem, który da mi żyć.
Zaglądałam przez oszklone drzwi.
- Potter… Fred… Draco… - mruczałam sama do siebie – Wujek… O! Leonardo.
Leonardo Traveler był bez wątpienia najdziwniejszym chłopakiem w całym Slytherinie. Nienawidził swojego imienia, kazał nazywać się „Leo”*. Niewiele osób go posłuchało, więc zastosował niezawodną metodę: przestał reagować na swoje pełne imię. Ale nie to było najdziwniejsze… zawsze chodził zamyślony i jakby smutny. Przez całe trzy lata nauki nie widziałam uśmiechu na jego twarzy.
- Cześć, Leonardo… - zaczęłam w drzwiach. No tak… kompletny brak reakcji. Niewzruszona twarz, oczy utkwione gdzieś za oknem, Zaraz głaskany mechanicznie. Westchnęłam zirytowana.
- Leo, mógłbyś w końcu przestać!
- O, Alicja. Co cię tu sprowadza? – odpowiedział na swój sposób. Właściwie nikt nic o nim nie wiedział… kim są jego rodzice, skąd pochodzi (wiedziano tylko, że nie z Anglii), jaki jest jego ulubiony przedmiot, kiedy ma urodziny. Nic, kompletnie nic. Ale dałabym sobie dłoń uciąć, że pochodzi z jakiejś arystokratycznej rodziny. Albo przynajmniej ma jakiś znajomych wśród tych rodzin.
- Ból głowy, początki depresji, denerwujące mnie koleżanki? Możesz sobie wybrać poprawną odpowiedź. – odpowiedziałam, siadając przed nim.
- Ironiczna jak zawsze. – skwitował – Przepraszam: jak zawsze kiedy jest zdenerwowana. – poprawił się szybko. Mogłabym przysiąc, że zobaczyłam cień uśmiechu na jego twarzy… natychmiast jednak ustąpił on codziennej, nieco smutnawej minie.
- Psycholog się znalazł… - prychnęłam. Spojrzałam na czarnego kota zwiniętego na kolanach Lea.
”Zaraz, też mu imię wymyślił..”
Już zaczynałam wierzyć, że uda mi się w ciszy i spokoju dojechać do samego Hogwartu, kiedy drzwi przedziału otworzyły się gwałtownie.
- Jak leci, Leo? O, widzę, że zabrałeś dziewczynę Malfoyowi. – brązowowłosy idiota, który właśnie wtargnął do przedziału wyszczerzył się do mnie obłudnie – Biedny Draco, najpierw Weasley, teraz Traveler…
- C.J, błagam, nie wrzeszcz. – jęknęłam – Po dwudziestu minutach spędzonych w jednym przedziale z Marą, Caro i Lucy moje uszy nie są zdolne do odbierania takich głośnych dźwięków.
- Biedactwo… - powiedział przesłodzonym tonem, usiadł obok mnie i zaczął głaskać po głowie – Jak tylko dojedziemy do Hogwartu, osobiście zaprowadzę cię do pani Pomfrey.
- Ha, ha, ha. – odpowiedziałam drętwo odtrącając jego rękę. Podkurczyłam nogi i usiadłam twarzą do Conrada.
- Możesz powtórzyć, ale ciszej, co powiedziałeś kiedy tu wszedłeś? – zapytałam ze słodkim uśmiechem na twarzy.
- Eeee… - zaczął – „Jak leci, Leo?”. To właśnie powiedziałem.
- A potem? – dopytywałam się, utrzymując uśmiech.
- No… ee… Ale obiecaj, że nie będziesz krzyczeć i nie użyjesz różdżki.
- Obiecuję.
- „Widzę, że wyrwałeś dziewczynę Malfoya… Biedny Draco, najpierw Weasley, a teraz ty…”. Coś w tym stylu.
Uśmiech spełzł mi z twarzy. Kopnęłam do w udo z całej siły.
- Obiecałaś! – wrzasnął oburzony.
- Obiecywałam, że nie będę krzyczeć i nie użyję różdżki. O niczym innym nie było mowy, prawda, Leo?

***

-Żartujesz? – powiedziałam równo z Ghasty’ym. Bezczelny wciął mi się w słowo! Ale dobra.. Dalej
-Niestety nie. Dementorzy będą strzec zamku i ja z Thomasem mamy być odpowiedzialni za czwarty rok Gryffindoru.. – dokończyła Alekss
-Dementorzy na terenie Hogwartu.. Super! Normalnie, nie wiem jak wam pokazać jak się cieszę.. – powiedziałam ironicznie. – Pewnie przez tego Blacka będzie mniej wycieczek do Hogsmeade!
-A z tym ostatnim to się zgadzam – zgodził się Ghasty. Wow. Nie wiedziałam, że się ktoś ze mną zgodzi.
-Tobie zależy tylko na wycieczkach do.. Co to było? – zapytał zaniepokojony Thomas.
Pociąg się zatrzymał. Nikt nie wiedział co się dzieje, a do Hogwartu było jeszcze daleko.
-Pociąg się zatrzymał.. – powiedziałam – Ale czemu? Do Hogwartu jest jeszcze spory kawałek!
-Nie mam pojęcia.. – dodała Alekss.. – Może.. Może by sprawdzić co się dzieje?
-Może raczej nie – odezwał się Thomas po chwili milczenia
-Jakoś zimno się zrobiło.. – powiedziałam.
–Ej, to jest przedział dla Gry… To Dementor! – urwał
Wszystkie głowy obejrzały się w stronę drzwi do przedziału. Ja i Alekss zaczęłyśmy krzyczeć. Ghasty próbował nas uciszyć, lecz Dementor zbliżał się do nas. Nie wiedziałyśmy co się dzieje. Gdy nagle ktoś od tyłu i przegonił tego stwora. Byłyśmy dalej w szoku. Ale w końcu zauważyłyśmy naszego wybawcę, a był nim… WUJEK?! Nie bez powodu wzięli go na nauczyciela obrony przed czarną magią..
-Dziękujemy, panie profesorze – rzuciłam przez drzwi i uśmiechnęłam się do wujka
-Proszę bardzo. Na przyszłość, nie krzyczcie, jeżeli zobaczycie któregoś. Przepraszam, muszę porozmawiać z konduktorem. – i poszedł dalej.
-Kto to był? – zapytał Thomas
-Nowy nauczyciel obrony przed czarną magią. – uprzedził mnie Ghasty
-Wydaje mi się, że będzie dobry.. – powiedziała Alekss
-Na pewno będzie dobry.. – odpowiedziałam
-Skąd wiesz? – zapytał Thomas.
-Eee.. Widzieliście co zrobił z tym Dementorem? To przecież był patronus! A patronusa nie wszyscy czarodzieje umieją wyczarować.. Więc sądzę, że będzie dobry.. – wydusiłam z siebie
-No.. Masz rację.. Ale to się zobaczy jutro.. Myślę, że jutro dadzą nam obronę? – zapytała Alekss
-Nie mam pojęcia.. Ale transmutację też miło by było zobaczyć po wakacjach – dodałam
-Transmutację? I McGonagall? Nie.. Ja nie chcę.. Mogliby jutro zrobić jakieś luźne lekcje.. Na przykład.. Eee.. Opiekę..? – „wypowiedział” się Ghasty
-Podobno Kettleburn nie będzie już uczył opieki. – powiedziała Alekss
-Ciekawe, kto będzie jej uczył.. – dodał Thomas..
-Gdybanie zostawimy sobie na później.. A teraz chłopcy, jakbyście byli mili, to wyszlibyście, bo chcemy się przebrać! – powiedziałam
-A musimy? – powiedział uśmiechając się Ghasty
-Musicie! – dodałam i wyrzuciłam ich za drzwi, zaciągając rolety na szybie.

***

Sprzeczałam się z C.J’em o to, co obiecywałam. Leonardo okazał się naprawdę niezwykle pomocny; siedział obecny jedynie ciałem, głaszcząc mechanicznie Zaraza. Dziwne, że ten kocur ma jeszcze sierść na grzbiecie…
- Nie było tam nic o tym, że nic ci nie zro… Co jest? – przerwałam w pół słowa – Dlaczego pociąg się zatrzymuje? Przecież… jeszcze prawie połowa drogi…
Wstałam, chcąc wyjrzeć na korytarz. Pociąg szarpnął gwałtownie zwalając mnie z nóg. Wściekłe prychnięcie powiedziało mi, na czyich kolanach wylądowałam szybciej niż wzrok.
- Sorry, Leo… Mam nadzieję, że Zarazowi nic się nie stało.
Wstałam i ruszyłam w kierunku drzwi, kiedy zgasło światło. Pisnęłam cicho i opadłam na siedzenie między chłopakami. Podkurczyłam nogi i objęłam je ramionami…
- Nie podoba mi się to… powinni włączyć oświetlenie awaryjne… Na Merlina, my się uczymy magii! Taki problem, jak brak prądu w pociągu nie powinien zaistnieć!
Żaden nie odpowiedział. Westchnęłam i zauważyłam, że mój oddech zamienił się w chmurkę pary… Potem uświadomiłam sobie, że drżę z zimna.
- Chłopacy… coś tu jest bardzo nie ha… - przerwałam, bo Conrad zaczął spychać mnie na Leonarda.
- C.J, co je… - zauważyłam za szybą wysoki, ciemny kształt i szybko się przesunęłam. Wpiłam paznokcie w ramię Lea i wtuliłam twarz w jego bark. Strasznie bałam się ciemności, a teraz doszło do tego takie dziwne uczucie… koszmarny chłód rozchodzący się po całym ciele, ale od środka… trochę jak ciepło po wypiciu gorącej herbaty.… i jeszcze jakbym już nigdy nie miała być szczęśliwa… Mój „widok” pod zaciśniętymi powiekami zmienił się z czarnego na jasnoczerwony. Otworzyłam powoli oczy i odwróciłam głowę w stronę korytarza. Przez szybę zobaczyłam perłowo białe światło, to „coś”, co nas tak wystraszyło wyraźnie przed nim uciekało. Drzwi do przedziału otworzyły się szybko, w szparze pojawiła się głowa… WUJKA?!
- Nic wam nie jest? – zapytał szybko.
- N-nie. – wydusiłam - Co to było, R… proszę pana?
W ostatniej chwili ugryzłam się w język… Tylko tego mi brakuje, żeby się rozniosło, że mój wujek uczy Obrony!
- Dementor. – odpowiedział Remus, grzebiąc zawzięcie w kieszeniach – Proszę, podzielcie się. Powinniście poczuć się lepiej.
Rzucił mi na kolana jedną trzecią tabliczki czekolady.
- Z miodowym nadzieniem. – mrugnął do mnie delikatnie. Oczywiście, jego (a przy okazji też mój) ulubiony smak. Claudia (oczywiście…) go nie cierpi.
- Dziękuję. – spróbowałam się uśmiechnąć.
- Kto to był? – zapytał niepewnym głosem Jenny.
- Nie mam pojęcia… może jakiś nauczyciel? – odparłam, skupiona na łamaniu czekolady.
- Wyglądało, jakby cię znał. – powiedział zamyślony Leonardo – I mrugnął do ciebie, podając ci czekoladę…
- Mrugnął do mnie? Nie widziałam… - udawałam zdziwioną – A może tylko ci się wydawało?
- I dał czekoladę tobie. Dlaczego? Przecież C.J’a miał bliżej…
- Nie wiem. Może dlatego, że jestem dziewczyną? A jak wszyscy wiedzą, dziewczyny są inteligentniejsze i bardziej odpowiedzialne… i uczciwsze. Macie. – podałam im po dość sporym kawałku czekolady.
- Jedzcie. I zapamiętajcie sobie; nie mam pojęcia, kto to był!

***

-Możecie wejść. – otworzyłam drzwi i wpuściłam ich.
-No w końcu! Ile można się przebierać, no! – wybuchnął Ghasty
-Długo, a jak chcesz, to możemy jeszcze raz! – odpowiedziała mu Alekss
-Może raczej nie.. – rzekł Thomas – O! Już Hogwart widać..
-Nareszcie.. – powiedziałam i opadłam na wolne miejsce przy oknie. Obok mnie usiadła Alekss wpatrując się w szybę. Pociąg zatrzymał się na stacji w Hogsmeade. Wszyscy przepychając się wychodzili. Gdy w końcu udało nam się wysiąść z pociągu, zauważyłam olbrzymią sylwetkę Hagrida. Przez wakacje w ogóle się nie zmienił. Wyglądał na bardzo szczęśliwego. Podążyłam z Alekss, Ghasty’ym i Thomasem do powozu. Na nasze (tzn. moje) nieszczęście spotkałam Alicję.
-Oo! Panna Malfoy nie jedzie ze swoim chłopakiem! – powiedział Ghasty
-Weź się odczep, Xad. – odpowiedziała mu.
-Ale się boję.. – zaczął udawać.. – Aaaa! Panna Black.. Malfoy mi grozi! Ratujcie.. – mówił śmiejąc się. Widać było, że Alicja jest wkurzona. Wyjęła różdżkę. Oj.. Będzie źle. Trzeba go chyba ratować..
-I co teraz zrobisz, Xad? – zapytała z tym swoim ślizgońskim uśmieszkiem.
-To, co powinien. Odłóż różdżkę. – powiedziałam.
-Co, Xad? Nie potrafisz się sam bronić? Dziewczyna cię musi wyręczać? – i znowu tej jej ironie! Nie zdążyłam zareagować, a Ghasty też wyciągnął różdżkę. Stali naprzeciwko siebie. Na szczęście szedł jakiś nauczyciel. Był to.. WUJEK?! Nie, no! Czy on za nami chodzi?
-Co tu się dzieje? Panno Black, Panie Xad. Co to ma znaczyć? – zapytał
-Nic, p-panie profesorze. My tylko się kłócimy. – odpowiedziała Alicja
-Schowajcie różdżki. Pojedziecie ze mną powozem. Cała trójka.
-Trójka? - zapytałam
-Tak, panno Black. Trójka. Z tobą włącznie. Panna Perenty i pan Vicatry będą musieli pojechać innym. Więc, wsiadajcie.
Gorzej być nie mogło. Alicja w jednym powozie ze mną, a na dodatek wujek obok! I jak tu normalnie gadać? Chciałabym, być już w zamku..

***

Cudownie. Pięknie. Remus mnie śledzi. Dobrze chociaż, że zorientował się o co nam chodzi i nie zaczął mówić do nas po imieniu…
- O co chodzi, wujku? – siliłam się na spokój. Mogłam przestać z tym „panem profesorem”; Xad i tak wiedział, że to nasz wujek.
- Używanie magii jest zabronione. – odpowiedział natychmiast. Powóz ruszył z wolna… ciekawe, co go ciągnie. Może jakieś zaklęcie?
- Tak, ale tylko poza obrębem szkoły i jedynie w ferie i wakacje! – odparowałam natychmiast. - Teraz jest rok szkolny, mogę czarować kiedy i gdzie mi się podoba!
- Alicja, ja naprawdę pamiętam regulamin szkoły. Byłem prefektem. – odparł spokojnie – Magii nie wolno używać po lekcjach.
- Dobra. – zwęziłam oczy i opadłam na kanapę – Ale ja nie użyłam magii!
- Tak, bo wam przeszkodziłem. O co poszło.
- O bzdurne insynuacje mojej „kochanej” siostrzyczki, które wpaja wszystkim naokoło. – nie pozwoliłam żadnemu z gryfonów dojść do głosu.
- Claudia. – nadal patrzył się na mnie – O co chodzi?
- J-ja… - zaczęła – Nie mam pojęcia! Ona coś wymyśla, wujku, to przecież Ślizgonk…
- Ghasty… - westchnął ciężko – mógłbyś mi opowiedzieć, co się wydarzyło?
- Wysiedliśmy z pociągu i podeszliśmy do powozów. Wtedy zobaczyłem Black, więc zacząłem żartować, że pokłóciła się ze swoim chłopakiem. - Remus rzucił mi przelotne spojrzenie. No tak, oczywiście! On też w to uwierzył! – I wtedy ona kazała mi się odczepić. To ja zacząłem udawać że się boję i… ten, no… - zaczerwienił się lekko - … i nazwałem ją panną Malfoy. Wyciągnęła różdżkę, Claudia kazała jej ją schować. To wtedy ona powiedziała, że nie umiem się sam bronić i wyręczam się dziewczyną. Więc ja też wyciągnąłem różdżkę i… no i pan przyszedł.
- Tak, właśnie. – wtrąciłam wściekła – Przyszedłeś i wpakowałeś mnie do powozu z dwoma osobami, bez których moje życie byłoby cztery razy piękniejsze.
- Alicja! – upss… chyba przegięłam – To twoja siostra!
- No nie wiem! – odparowałam – Podobno jesteśmy bliźniaczkami! I to jednojajowymi! Jakoś tego nie widać! Poza tym, co to ma za znaczenie?! – dodałam po chwili namysłu – Przecież rodziny się nie wybiera.

Ten post był edytowany przez Alicja Caren Black: 07.11.2007 22:40
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Alicja Caren Black
post 16.11.2007 19:13
Post #18 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 38
Dołączył: 28.08.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



4 września

To był mój najgorszy pierwszy tydzień września, odkąd tylko pamiętam. W dzień przyjazdu mocno przegięłam; w powozie zaczęłyśmy na siebie wrzeszczeć, Remus się zdenerwował i wlepił nam obu szlabany. Dwa tygodnie: ja ze Snape’em, ona z McGonagall, zaczynając od soboty. Dodatkowo uciął sobie z nami (na szczęście osobno) „małą” pogadankę, polegającą na jego monologu i moim udawaniu, że rozumiem. Tak naprawdę, to nic nie rozumiałam. Nie rozumiałam, dlaczego nie wolno mi się bronić. Nie rozumiałam, dlaczego nie mam prawa jej nienawidzić. Nie rozumiałam, co widzi we mnie ten dzieciak. Nie rozumiałam, dlaczego to akurat Ślizgonów nienawidzi reszta Hogwartu. Nie rozumiałam, dlaczego Snape robi mi powtórkę z rozrywki.
- Panie profesorze, profesor Lupin już mi to mówił. – przerwałam.
- Panno Black, wiem, że Lupin jest twoim wujkiem. – odparł swoim zwykłym, lodowatym tonem.
- Pięknie… - mruknęłam, rozdrażniona jeszcze bardziej.
- Mogłabyś wyjaśnić?
- Skoro pan wie, wie również Malfoy.
- Skąd ten pomysł? – Merlinie, jak ja bym tak chciała! Zachowywać tę beznamiętną maskę i lodowaty ton bezwzględnie od okoliczności.
- Pan wie, że moim wujkiem jest Remus, ja wiem, że pańskim chrześniakiem jest Draco. – przywołałam na twarz typowy dla Ślizgonów uśmiech.
- Przy okazji, mógłby pan z nim porozmawiać. I wyjaśnić, co mogę mu zrobić, jeśli nie przestanie udawać księcia z bajki, którego odtrąciła księżniczka. – czy to prawda? Zdziwienie na twarzy mojego wychowawcy?! - Bycie księżniczką mi nie przeszkadza, ale rola księcia nie pasuje do Dracona. Nie w mojej bajce. Powiedzmy że jest w niej smokiem, który nie dopuszcza do królewny królewiczów.
- Zastanowię się nad tym. – znów beznamiętna maska… ten człowiek zaczyna mnie coraz bardziej irytować! – A teraz, Alicjo, zadaję to pytanie po raz ostatni: dlaczego próbowałaś zaatakować Xada. – powiedział do mnie po imieniu! Wow… gdyby nie ten sarkazm może nawet bym się ucieszyła.
- A ja po raz ostatni odpowiadam, profesorze: bo mnie sprowokował.
- Black, nie pozwalaj sobie! – warknął. Cudnie, udało mi się zdenerwować dwóch nauczycieli w ciągu tygodnia. Mój rekord. Szkoda tylko, że byli nimi mój wujek i mój wychowawca…
- Chcę po prostu wiedzieć, za co dostałaś szlaban. – dodał, kiedy już się uspokoił.
- Więc zadaje pan złe pytanie. - czułam, że zaraz wybuchnę. W gabinecie Snape’a nie byłby to najlepszym posunięciem – Dostałam szlaban za to, że z wzajemnością nienawidzę mojej siostry bliźniaczki i wcale tego nie ukrywam.

***

Extra! Normalnie, super! Ten tydzień był najgorszym tygodniem w Hogwarcie w moim życiu! Dostałam szlaban z McGonagall.. I to jeszcze od wujka! Uwziął się na mnie! A wszystko przez tą.. tą.. żmiję ze Slytherinu! Podeszłam do gabinetu McGonagall i zapukałam. Usłyszałam cichutkie „proszę wejść” i weszłam.
-Proszę siadać, panno Black. – powiedziała, a ja usiadłam. Nie miałam innego wyjścia, prawda? – A więc.. Przypomnij mi dlaczego dostałaś ten szlaban, panno Black. – Co ona z tym „Panno Black”?
-Przez to, że nienawidzę mojej siostry, pani profesor – odpowiedziałam. Jaka ja grzeczna jestem..
-Proszę tak nie mówić, panno Black! Profesor Lupin opowiedział mi całe zdarzenie…
-Więc pani wie, że to nie moja wina! – wcięłam jej się we słowo
-Proszę mi nie przerywać, panno Black! Ale jednak chciałabym usłyszeć twoją wersję i pana Xada. – powiedziała. No to jej opowiedziałam.. Ale pomijając niektóre szczegóły, które pozostaną tylko dla mnie. – Aha.. – rzekła.. Jakie to dziwne słowo „rzekła”, nie? – Przyprowadź pana Xada. Teraz.
Wyszłam z gabinetu i pobiegłam w stronę wieży Gryffindoru. Wpadłam do pokoju wspólnego jak burza. Ghasty’ego tam nie było.. No tak, pewnie siedzi w dormitorium.. Udałam się w stronę dormitorium chłopców. Zapukałam (raczej waliłam w drzwi, ale to szczegół) i weszłam. Ghasty siedział na łóżku i coś czytał..
-Ghasty, masz natychmiast ze mną iść do McGonagall.. To jej polecenie.. – wydusiłam
-Przecież nic nie zrobiłem.. Chyba, że dowiedziała się o tym wybuchu w lochach z wczoraj… - powiedział
-Nie.. Chodzi o to co się stało w powozie.. Coś mi się wydaje, że będzie niezłe kazanko.. – odpowiedziałam i wyszliśmy. W końcu przybyliśmy pod drzwi McGonagall.
-Proszę wejść! – usłyszeliśmy i weszliśmy. (tzn. ja weszłam z powrotem) – Proszę usiąść. – usiedliśmy. W oczach Ghasty’ego nie było widać najmniejszego strachu ani niczego innego. Potrafił zachować zimną krew w niektórych sytuacjach, nie dać po sobie żadnego znaku strachu ani zdziwienia. Czasami w ogóle nie dało się go rozszyfrować..
-Panie Xad, proszę mi opowiedzieć co się stało w powozie, a raczej przed powozem.
-Jak zapewne pani wie, Claudia ma siostrę. – nie no! Teraz to mnie pogięło. Oczywiście, że ona wie, że niestety mam siostrę! Jak mogła tego nie zauważyć..
-Nie zadawaj głupich pytań Xad. Do rzeczy. – odpowiedziała zimno.
-No więc.. Chciałem sobie zażartować, ponieważ miałem dobry dzień, – nie poznaję go. Za dużo spędził czasu ze mną, żeby mówić takim językiem.. – więc postanowiłem ponabijać się z siostry tej oto damy. – Hahahaha! On mnie dobija całkowicie. Już się nie mogę doczekać reakcji McGonagall!
-Nie wydurniaj się Xad! Ty i panna Black dostajecie szlaban z panem Filchem. Przez cały tydzień – czyli mój szlaban z McGonagall odwołany? – Ale panna Black będzie także chodziła do mnie co sobotę przez miesiąc na osobne szlabany, które dostała od profesora Lupina. – a już się cieszyłam!
-Niee no.. – powiedziałam
-Ma coś pani do powiedzenia, panno Black? – zapytała
-Nie.. Możemy już wyjść? – odpowiedziałam pytaniem.
-Tak. Do widzenia! – po tych słowach wyszliśmy.
-Pięknie! Cudownie! Mam dwa szlabany, które zarobiłam już w pierwszy tydzień nauki! – prawie krzyknęłam
-Eee tam.. – powiedział Ghasty – Przynajmniej będzie się z czego ponabijać..
- Ale postaw się w mojej sytuacji! Dwa szlabany! I to wszystko przez Alicję! Mam jej dosyć! – powiedziałam.
-Nie krzycz.. Gdzieś tu Irytek ostatnio grasował.. – dodał i udaliśmy się w stronę wieży Gryfonów.

***

Dochodzę do wniosku, że zaklęcie pozwalające na magiczne powiększanie wnętrza różnych rzeczy wymyślono mi na złość. I po rogogona Snape’owi tyle tych paskudztw! Chociaż… wolę zmarnować sobie i jemu całą sobotę, niż marnować tylko sobie wieczory przez całe dwa tygodnie.
- Panie profesorze? – zaczęłam niepewnie po piętnastu minutach ciszy. W lochach była straszliwie dobijająca…
- Tak, panno Black? – kiedyś chyba mu coś zrobię za ten ton głosu! Chyba jedynie Malfoyowi udaje się go od czasu do czasu uniknąć…
- Skąd zna pan Remusa? – nadal nie byłam pewna, czy to dobry pomysł… cóż, raz kozie śmierć.
- Chodziliśmy razem do szkoły. – podniósł wzrok znad jakiegoś pergaminu.
- Aha… a… Nie znał pan czasem mojego ojca? B-bo… bo wujek… - cholera, to przecież tylko nauczyciel! Nie powinnam się jąkać przez to, że na mnie patrzy! - … nie chce mi nic powiedzieć.
- Nie dziwię się… - mruknął ledwo dosłyszalnie, zaraz dodał jednak głośniej – Panno Black, ma pani szlaban. I przyszła tu pani, żeby go odrobić, a nie ucinać sobie ze mną pogawędkę.
- Rozumiem. – burknęłam, wracając do układania buteleczek na regale – Nikt nie chce mi nic powiedzieć ani wytłumaczyć. Jakbym była jakimś małym, nierozumnym dzieckiem, które zapomina o wszystkim po otrzymaniu dużej porcji lodów.
- Black, jeśli liczysz na lody, to szybko porzuć tę myśl.
- Pan nic nie rozumie! – wrzasnęłam, zapominając się – Nie wie pan, jak to jest, kiedy nawet nie wie się, jak rodzice mieli na imię! Jak wyglądali! I w dodatku mieszka się w jednym domu z osobą, która musiała ich dobrze znać, bo wybrali ją na ojca chrzestnego! Potem dochodzi trzy czwarte szkoły, nienawidzących za to, do jakiego domu się trafiło! Nie wie pan, jak to jest, kiedy wśród tych trzech czwartych jest rodzona siostra…
Nie, nie, nie, nie, NIE!! Nie będę tu płakać, nie tutaj…!
Za późno… odezwał się cichy głosik w moim umyśle. Co to, do Rogogona?! Mam rozdwojenie jaźni, czy co… Nieważne… W każdym razie, ten głos miał rację. Zaczęłam płakać.
Na Merlina, jestem przecież Ślizgonką! Ślizgoni nie ukazują uczuć! Nie obcym!
Odwróciłam się szybko ku półce i znów rozpoczęłam układanie fiolek z ingrediencjami.
- Black… - usłyszałam glos profesora. Ale co to, czyżby nie był już tak zimny? Nie, pewnie tylko mi się zdawało… to w końcu Snape.
- P-przepraszam, profesorze Snape. Poniosło mnie… - czemu głos musi mi tak drżeć?! No czemu?!
- Black, opanuj się i przestań beczeć. – Wow, jakie pocieszenie. Od razu mi lepiej! Nie ma to jak lodowaty ton nakazujący zachowanie spokoju…
- Przecież powiedziałam, że przepraszam! – oho, znowu zaczynam krzyczeć. Cudnie.
- Black, to moje ostatnie ostrzeżenie. – warknął – Jeszcze raz i dostaniesz sz…
- Proszę, niech pan mi wlepi szlaban! Albo nawet sto! Może mi pan zająć wszystkie wieczory i weekendy do końca siódmego roku, mam to gdzieś! I tak nie mam co robić po zajęciach! – odwróciłam się wściekła na pięcie, wciąż trzymając w ręce buteleczkę z jakimś eliksirem, którą chciałam przestawić.
- Black, jeste…
- Wiem jaka jestem! – ile to już razy przegięłam? Eee… dużo. Ten jeden nie zrobi różnicy. – A teraz niech pan posłucha, co o panu sądzę! Jest pan wrednym, pozbawionym wyższych uczuć draniem, który nienawidzi wszystkich i wszystkiego! Jest pan okropny, gdybym wiedziała, że taki będzie mój wychowawca błagałabym tiarę o przydzielenie mnie do Hufflepuffu!
Uniosłam rękę z buteleczką. Zaraz, co ja chcę zrobić?! Nie dość, że nawrzeszczałam na Snpe’a, to jeszcze próbuję mu zdemolować gabinet!
- Black, ten eliksir jest bardz…
- Bardzo skomplikowany?! Cenny?! Oh, przepraszam, wcześniej się pomyliłam! Nie nienawidzi pan wszystkiego. Eliksiry pan kocha! – z ostatnim słowem cisnęłam butelką o podłogę. Eliksir utworzył perłowo białą plamę, znad której zaczęła się unosić srebrzysta mgiełka. Mężczyzna zerwał się gwałtownie z krzesła, znalazła się za mną tak szybko, że chyba się teleportował i wyczarował dwie gazy. Jedną zasłonił sobie usta i nos, drugą przyłożył mi do twarzy. Wciąż wściekła wyrwałam mu się. Poczułam cudowny zapach… coś jakby cynamon… natychmiast się uspokoiłam, przed oczami pojawiły mi się czarne plamy… to mnie otrzeźwiło, mój mózg zaczął niewyobrażalnie szybko przetwarzać informacje. Spojrzałam przerażona na rozlany eliksir, potem na nauczyciela…
-Przepraszam… - wyszeptałam i osunęłam się w ciemność.

***

W wieży nie było prawie nikogo, nie licząc kota Hermiony, jakiegoś pierwszoklasisty i kilku obrazów, które przechodziły na inne i z powrotem. Usiadłam w pierwszym wolnym fotelu i zamknęłam oczy modląc się, żeby to był sen.. Coś mnie obudziło..
-Koleżanko, nie śpimy, nie śpimy! – darł mi się do ucha Ghasty
-Daj mi odpocząć! Ja tu myśleć próbuję! – odpowiedziałam mu. Od tego wszystkiego zaczęła mnie głowa boleć.
-To nie myśl, chodź na błonia. Tam są wszyscy. – powiedział i zaczął próbować mnie zrzucić z fotela.
-Nie chcę.. Nie możesz mnie zmusić, kolego – powiedziałam i wystawiłam mu język.
-Ah tak? Na pewno? – odpowiedział i zaczął mnie łaskotać. To był mój słaby punkt.
-Niee… Zostaw mnie… Hahahaha.. Ghasty, ja już…. Hahaha.. Nie dam… Hahaha.. Rady…. Hahahaha.. No dobra, idę… Hahahaha.. Ale puść mnie… Hahahaha… Ghasty.. Hahahaha…Już! Hahahaha.. Zostaw mnie już! – wydusiłam ciągle się śmiejąc. W końcu przestał. Ledwo uszłam z życiem, ale przeżyłam ten bezczelny atak.
-Ja ci się kiedyś odwdzięczę – powiedziałam
-Dobra, dobra.. Idziemy. Chyba, że chcesz jeszcze raz? – zapytał
-Niee.. Idziemy, idziemy.. – odpowiedziałam lekko się śmiejąc.
Wyszliśmy przez portret i udaliśmy się w stronę wyjścia z zamku. Na reszcie wyszliśmy na błonia. Wokół było pełno uczniów z wszystkich domów. Spojrzałam na zegarek. Była godzina czternasta. Ehh.. Za cztery godziny powinnam stawić się u McGonagall.. A to wszystko przez nią! Przy drzewie siedziała Alekss. Podeszłam do niej i usiadłam obok. Wystawiłam głowę do słońca, które grzało cudnie. Tak, jakby znowu były wakacje..
-I jak było u McGonagall? – zapytała
-Wolę nie gadać. Mam do niej przychodzić w soboty do końca miesiąca.. I zarobiłam szlaban z Ghasty’ym za to, że ja nie zareagowałam na to, że oni wyciągnęli różdżki, a on za to, że chciał się z nią pojedynkować. – wow… Jaka długa wypowiedź. Nie wiedziałam, że tak potrafię.
-Uuu.. Źle.. – odpowiedziała
-Bardzo źle! Od poniedziałku zaczynam ten szlaban z Ghasty’ym.. I na dodatek mamy go z Filchem. – powiedziałam i oparłam głowę na kolanach. – Jak ja nienawidzę Alicji..
-Nie mów tak.. To twoja siostra… A poza tym, to profesor Lupin idzie w naszą stronę.. – powiedziała. Podniosłam głowę i zauważyłam postać zbliżającą się do nas.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Alicja Caren Black
post 24.11.2007 22:39
Post #19 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 38
Dołączył: 28.08.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Ehh... i znów post pod postem.

8 września

Był ósmy września, dokładniej środa. Moja „ukochana” siostrzyczka była tak inteligentna, że nie przerwała swojego monologu o tym, co myśli o Snape’ie , gdy ten ją ostrzegał o jakimś tam eliksirze, który był trujący. I tak oto Alicja w trzeci dzień przybycia do szkoły trafiła do skrzydła szpitalnego (oo, rekord!). Jakby mnie to coś obchodziło.. Phi! A podobno to Gryfoni są wariatami. Tylko ona jest zdolna do czegoś takiego... W sobotę, gdy siedziałam z Alekss pod drzewem, przyszedł wujek i powiedział: „Panno Black, jest pani wzywana natychmiast do profesor McGonagall. Sama”. No i tak się to potoczyło. Przybyłam do McGonagall spodziewając się jakiegoś wykładu o moim zachowaniu. Jednak pomyliłam się i dowiedziałam co ta przeklęta ślizgonka wykombinowała. Potem zaprowadziła mnie i wujka do skrzydła szpitalnego, gdzie leżała Alicja. Teraz znowu siedziałam przy niej z wujkiem. To znaczy, zostałam zmuszona. Popatrzyłam na nią niechętnie. „Że też ona ma takie głupie pomysły.. Dobrze jej tak. Trzeba było pomyśleć, zanim coś się zrobiło..” – pomyślałam. „Ciekawe, czy ty byś zrobiła jak myślisz…” – odpowiedział głos. Kurcze, a ja już myślałam, że zniknął!
-Claudia, może byś się odezwała? – zapytał wujek
-Po co? To nie moja wina, tylko jej głupoty – odpowiedziałam
-Nie mów tak. – „poprawił” mnie Lupin – To twoja siostra i zależałoby mi na tym, żebyście się pogodziły.
-To nie ma sensu. Jesteśmy jak ogień i woda. Coś mi się wydaje, że już.. – nie dokończyłam, bo zaczęła się budzić. Wujek natychmiast zawołał panią Pomfrey, a ja odsunęłam się od jej łóżka i podeszłam pod ścianę.
-Mogę już iść? Mam dużo zadania do zrobienia – zapytałam
-Ehh… No dobrze. Idź. – powiedział, a ja wyszłam i szybko pomknęłam do wieży Gryffindoru. Stanęłam przed obrazem i wypowiedziałam hasło. Przeszłam przez dziurę i udałam się do dormitorium. Wyciągnęłam zeszyty z torby i zaczęłam przeglądać szukając zadania. Aha. Transmutacja, zielarstwo, historia magii. Wzięłam czysty pergamin, atrament oraz pióro, po czym udałam się do pokoju wspólnego i usiadłam na fotelu przed kominkiem.

***

Otaczała mnie ciemność… strasznie się jej boję, ale ta wydawała mi się… przyjazna? Tak, to chyba dobre słowo. Nie chciałam, tak jak zwykle kiedy jest ciemno, żeby ktoś zapalił światło… nagle usłyszałam przytłumione szczekanie psa… potem zobaczyłam coś perłowo białego przede mną… bałam się tego. Usłyszałam głos wujka i Claudii… niechętnie rozchyliłam powieki, natychmiast jednak zamknęłam je z powrotem, przeklinając sterylną biel skrzydła szpitalnego. Wujek szybko zawołał panią Pomfrey i pozwolił Claudii wyjść.
- Gdzie Snape? – zapytałam w pośpiechu, nie próbując nawet otworzyć ponownie oczu.
- Profesor Snape. – poprawił mnie Remus – Poppy, mogę skorzystać z twojego kominka?
- Oczywiście. – odpowiedziała pielęgniarka, wyjmując z szafki jakieś eliksiry – Wypij to…
- Nic nie wypiję, dopóki nie przyjdzie tu profesor Snape. – odpowiedziałam.
- Severus już idzie. Dobrze się czujesz? – spojrzałam na zatroskaną twarz wujka.
- Nic nie powiem, dopóki nie przyjdzie tu profesor Snape. – powtórzyłam wcześniejsze zdanie, zamieniając jedynie „wypiję” na „powiem”. W Sali zapadło milczenie. Przerwał je dopiero mój wychowawca, otwierając z hukiem drzwi.
- Severusie, na Merlina, powiedz cos tej dziewczynie… - zaczęła pani Pomfrey.
- … nie chce powiedzieć, jak się czuje. – zagłuszył ją wujek.
- Cisza! – rzucił rozkazującym tonem – Wbrew pozorom, Lupin, ja też przejmuję się stanem zdrowia panny Black. Pani Pomfrey, mogłaby pani zostawić nas samych?
- A-ale…
- To zajmie tylko chwilkę. – zapewnił ją tonem nie znoszącym sprzeciwu. Znów zapadła cisza, Snape patrzył na mnie przeszywającym spojrzeniem.
- Black, jeśli już byłaś tak uprzejma, żeby się obudzić, to może powiesz mi dlaczego to zrobiłaś? I dlaczego to wszystko powiedziałaś?
Zagryzłam wargę i odwróciłam wzrok.
- Obie rzeczy zrobiłam, bo byłam wściekła. – powiedziałam cicho – Co nie zmienia faktu, że podtrzymuje moją opinię na pana temat.
- Dziewczyno, czy ty w ogóle wiesz, jaki eliksir zniszczyłaś?! – wybuchł czarnowłosy mężczyzna.
- Niech sobie pan wyobrazi, że tak! – podniosłam na niego wściekle spojrzenie – To był eliksir Śpiączki Bezmagicznej. Jeden z najsilniejszych. Jeśli jest nierozcieńczony wystarczy kropla, by spać przez miesiąc. Nawet jego opary powodują śpiączkę, czas jej trwania jest zależny od ich ilości. – z satysfakcją obserwowałam zaskoczenie na jego twarzy – Podczas trwania śpiączki i kilka dni po przebudzeniu osoba, która zażyła eliksir jest odporna na każdy rodzaj magii. Poza tym pochodzącym od niej samej.
Westchnął i usiadł na krześle obok łóżka.
- Wiesz, ile miałem przez ciebie problemów? – zapytał prawie miłym tonem – Najpierw przeparadowałem z tobą w ramionach przez cały Hogwart, potem spowiadałem się przez pół godziny dyrektorowi i wciąż nie mogę wejść do swojego gabinetu. Czekam aż eliksir wywietrzeje.
- Przepraszam… - powiedziałam cicho.
- A teraz dochodzi jeszcze jeden, największy problem. Twoja odporność na magię. To oznacza, że…
-…że nie można mnie leczyć. – dokończyłam – Ja nie widzę żadnego problemu. Czuję się świetnie.
Wyskoczyłam z łóżka, zakręciło mi się jednak w głowie a nogi ugięły się pode mną. Wylądowałabym na podłodze, gdyby nie refleks Snape’a.
- Black, czyś ty do reszty ogłupiała?! – warknął, kładąc mnie z powrotem - Spałaś przez cztery doby, jesteś osłabiona i stoisz na granicy odwodnienia. Jeśli myślisz, że ot tak wyjdziesz, to jesteś w błędzie.
- Ile jeszcze tu zostanę? – jęknęłam.
- Dopóki nie miną skutki eliksiru.
- Co?! – usiadłam gwałtownie i natychmiast tego pożałowałam – To może potrwać tydzień!
- Jestem gotowy siedzieć tu dwadzieścia cztery godziny na dobę i pilnować, żebyś nie uciekła. Zresztą, i tak nie masz gdzie uciec, nie znasz hasła do Pokoju Wspólnego.

***

Siedziałam w pokoju wspólnym nad książkami. Właśnie kończyłam zadanie z transmutacji, gdy ktoś podszedł do mnie i szepnął:
-Buu!
-Aa! – prawie krzyknęłam – Fred, George, ja was kiedyś zabiję! Chcieliście żebym zawału dostała, czy co?! Odbiło wam do reszty?! Człowiek sobie spokojnie siedzi, odrabia zadanie, myśli, a tu go zaskakują! Co to ma być?! Co to ma być, się pytam! – skończyłam swój monolog, a Weasley’owie zaczęli się śmiać.
-Eee.. nic – powiedział George powstrzymując śmiech. – Lepiej powiedz, co tam u panny Malfoy..
-Obudziła się. W końcu, bo nie miałam zamiaru tam siedzieć dłużej.. – odpowiedziałam i znowu zabrałam się za zadanie.
-No to może zrobimy jej niespodziankę i podłożymy jakiś nasz wynalazek? – zapytał Fred. Co się stało? Nagle już chce jej robić kawały? Zmiana? No, chyba na to wygląda.. W końcu..
-Róbcie co chcecie, ja jestem zajęta i nie mam zamiaru tam iść. – odpowiedziałam.
-Patrz, George. Claudia zaczęła się uczyć. – powiedział Fred.
-No, zauważyłem, Fred. – odpowiedział mu George.
-Czyżby coś się zmieniło w tej szalonej Claudii Black? – dodał jego brat
-Ajj, weźcie się. Dobrze by było, jakbyście wy też wzięli się za naukę. W tym roku macie sumy, prawda? – odegrałam się.
-Mówisz jak nasza matka.. – odpowiedział tym razem George.
-A my nie chcielibyśmy, żebyś się w nią zamieniła, koleżanko – dodał do tego Fred
-To byłoby za straszne..
-I uciążliwe..
-I nie możliwe..
-I zbyt okropne, by o tym myśleć..
-I żeby o tym w ogóle myśleć..
-Ah, dajcie już spokój! Ja tutaj próbuję myśleć – wdarłam im się w słowo. – Na razie nie mam czasu na podkładanie waszych nowych wynalazków Alicji. Za dwie godziny mam szlaban z Filchem, na który niestety muszę iść. No i muszę też skończyć to. – powiedziałam i wskazałam na zadanie z transmutacji, które już kończyłam. Oprócz tego zostało mi.. Zostało mi.. Zostało… Nie, nie zostało mi nic. Transmutacja była ostatnia. Całe szczęście!
-Faktycznie, ty masz szlaban z Filchem.. – powiedział Fred – Jakie to przykre
-I nie miłe… - dodał George
-I smutne.. – dopowiedział Fred
-Nie przypominajcie mi o tym, dobrze? – zapytałam. – A teraz wybaczcie, muszę to dokończyć. – powiedziałam i odwróciłam się w stronę zapisanego pergaminu. Weasley’owie usiedli obok mnie i wpatrywali się w moje wypracowanie.
-Pamiętasz, Fred, rok temu mieliśmy to samo zadane. – powiedział George
-Tak, doskonale pamiętam, George. – odpowiedział mu Fred.
-Proszę was, nie odzywajcie się przez chwilę.. Ja to próbuję dokończyć. – powiedziałam i starałam się nie słuchać tego, co mówią.

***

- Pan jest normalnie gorszy niż wujek! – nie wytrzymałam po trzech godzinach spędzonych w Skrzydle Szpitalnym.
- Mogłabyś rozwinąć? – mruknął zza gazety.
- Nikogo pan do mnie nie wpuszcza, a raczej odstrasza tych nielicznych, którzy chcą się ze mną zobaczyć. Od trzech godzin pan tu siedzi i nie pozwala mi nic zrobić. Nie pozwala mi pan wstać, usiąść, wmusza pan we mnie wodę i straszne ilości jedzenia.
- Nie jadłaś i nie piłaś przez cztery dni. Co prawda spałaś przez ten czas, ale naprawdę musisz uzupełnić...
Jejku, jaki on opiekuńczy! Pewnie gdybym nie rozbiła jego eliksiru, albo rozbiła jakiś inny, albo nie wiedziała, co rozbiłam, nawet by się nie przejął. A może… nie, to zbyt szalony pomysł. Na Merlina, przecież to Snape! Co go obchodzi opinia jakiejś nastolatki?
- Dlaczego pan tu w ogóle siedzi? – przerwałam mu cicho.
- Bo się o ciebie martwię. – ee… coś tu jest bardzo nie halo. Severus Snape ma oczy pełne troski i taki sam ton głosu. I to patrząc i mówiąc do mnie.
- Mógł pan wymyślić coś bardziej przekonywującego… - prychnęłam mimo wszystko. W końcu jestem Ślizgonką, mam szczątkowe zdolności aktorskie.
- Nie mam ciekawszych zajęć. To cię przekonuje? – ton głosu już normalny, ale spojrzenie nadal mi się nie podoba. Co w tego gościa wstąpiło?! Dumbledore się w niego wielosokował, czy co?
Bycie księżniczką mi nie przeszkadza, ale rola księcia nie pasuje do Dracona. Nie w mojej bajce.
Co do…?! Czemu te zdania tak nagle mi się przypomniały? Ch-chwila… No tak, to wszystko wyjaśnia! Nietoperz zrozumiał, że Malfoy się we mnie buja. Wygląda jednak na to, że nie załapał tej części o tym, że ja nie kocham się w nim. Albo załapał i próbuje mnie przekonać do zmiany… Czy za wszystkim musi stać Draco?!
- Nie. – odpowiedziałam krótko – Nic mnie nie przekona. Jeśli chodzi panu o to, co o panu myślę, proszę się przyznać. I tak nic nie zmieni mojego sposobu spostrzegania pańskiej osoby. Żadna troska, faworyzowanie, zwracanie się po imieniu. A, właśnie! Chyba zapomniałam powiedzieć o faworyzowaniu Ślizgonów. To jest nie fair, że Draco dostaje „W” a Granger „P”. Znam Malfoya dość dobrze i jestem pewna, że z eliksirów zasługuje najwyżej na „N”.
Z lekką obawą spojrzałam profesorowi w oczy. Jeśli znowu zobaczę tam troskę, to nie wytrzymam i zrobię coś naprawdę głupiego. Głupszego nawet, od rozbicia eliksiru. Uff… na szczęście! Wrócił Snape, którego znam! Miałam zamiar odetchnąć z ulgą, ale poczułam dziwny ból w skroni… jakby ktoś próbował wed… Do rogogona węgierskiego, jak ja tego gościa nie znoszę! Jakim prawem włazi do mojego umysłu?! Ch-chwila… Jakim prawem on próbuje wejść do mojego umysłu?
- Zapomina pan o „efektach ubocznych” eliksiru, którego się nawdychałam. – wymusiłam ironiczny uśmieszek – Nie działa na mnie żadna magia, a legilimencja jest jedną z jej dziedzin.
- Nie rozumiem, o czym mówisz, Black. – matko! I ten facet został Mistrzem Eliksirów? Źle wybrał zawód. Aktorstwo jest jego powołaniem. – Legilimencja jest bardzo skomplikowaną dziedziną. Polega w szczególności na magii umysłu. Ja, niestety, nie posiadłem tej sztuki.
- Panie profesorze… - ten uśmiech nie był wymuszony - … oboje doskonale wiemy, że Draco nie jest najlepszym powiernikiem tajemnic. Śmiem twierdzić, że jestem jedną z tych nielicznych, które wiedzą o panu niemal wszystko.
Spojrzałam wymownie na jego lewe przedramię… nigdy nie myślałam, że ta okropna informacja zostanie przeze mnie wykorzystana. Kiedy Malfoy mi o tym powiedział, przez ponad tydzień na eliksirach byłam przerażona…
- Cholerny bachor…

***

-Która godzina? – zapytałam chłopaków
-Dokładnie.. W pół do szóstej, koleżanko. – odpowiedział mi Fred
-A to znaczy, że za pół godziny masz szlaban z Filchem i.. – powiedział George, lecz przerwał mu..
-Ze mną, czyli najwspanialszym kolegą w Hogwarcie - powiedział Ghasty.. Czy on zawsze musi się tak wydurniać?
-Taak? Ciekawe.. – dodałam i uchyliłam się przed lecącą w moim kierunku poduszką. Na szczęście nie trafił. – O ty.. Oberwiesz za to – dopowiedziałam
-Ale się boję.. Co mi zrobisz? – zapytał i wykrzywił się.
-Powinieneś się bać, bo z Blackami się nie zadziera, kolego. – powiedziałam i wystawiłam mu język.
-Dobra, dobra, bo uwierzę. – odpowiedział. I w ten oto sposób Ghasty Xad oberwał poduszką ode mnie.
-Wojna na poduszki – wykrzyknął Fred i rzucił w Georga, który się zrewanżował i oddał mu. Po chwili cały pokój wspólny był pełen latających poduszek. Każdy bił się z każdym. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie nad kominkiem. Merlinie! Za trzy szósta!
-Ghasty, kończymy. Jest za trzy szósta! – krzyknęłam do niego.
-C-co? Nie słyszę! – odpowiedział.. To znaczy, odkrzyknął. Podeszłam do niego i powtórzyłam :
-Jest za trzy, teraz już za dwie szósta! – krzyknęłam znowu. Popatrzył się na mnie i zaczęliśmy biec w kierunku wyjścia z pokoju wspólnego. Wybiegliśmy zza portretu jak szaleni, nie licząc tego, że prawie zabilibyśmy się na schodach.. Obyśmy zdążyli, obyśmy zdążyli.. Czemu te schody są takie powolne?! Błagam, szybciej! Wkońcu byliśmy na dole..
-Która godzina? – zapytałam chłopaków
-Dokładnie.. W pół do szóstej, koleżanko. – odpowiedział mi Fred
-A to znaczy, że za pół godziny masz szlaban z Filchem i.. – powiedział George, lecz przerwał mu..
-Ze mną, czyli najwspanialszym kolegą w Hogwarcie - powiedział Ghasty.. Czy on zawsze musi się tak wydurniać?
-Taak? Ciekawe.. – dodałam i uchyliłam się przed lecącą w moim kierunku poduszką. Na szczęście nie trafił. – O ty.. Oberwiesz za to – dopowiedziałam
-Ale się boję.. Co mi zrobisz? – zapytał i wykrzywił się.
-Powinieneś się bać, bo z Blackami się nie zadziera, kolego. – powiedziałam i wystawiłam mu język.
-Dobra, dobra, bo uwierzę. – odpowiedział. I w ten oto sposób Ghasty Xad oberwał poduszką ode mnie.
-Wojna na poduszki – wykrzyknął Fred i rzucił w Georga, który się zrewanżował i oddał mu. Po chwili cały pokój wspólny był pełen latających poduszek. Każdy bił się z każdym. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie nad kominkiem. Merlinie! Za trzy szósta!
-Ghasty, kończymy. Jest za trzy szósta! – krzyknęłam do niego.
-C-co? Nie słyszę! – odpowiedział.. To znaczy, odkrzyknął. Podeszłam do niego i powtórzyłam :
-Jest za trzy, teraz już za dwie szósta! – krzyknęłam znowu. Popatrzył się na mnie i zaczęliśmy biec w kierunku wyjścia z pokoju wspólnego. Wybiegliśmy zza portretu jak szaleni, nie licząc tego, że prawie zabilibyśmy się na schodach.. Obyśmy zdążyli, obyśmy zdążyli.. Czemu te schody są takie powolne?! Błagam, szybciej! W końcu byliśmy na dole..
-Teraz to pokoju Filcha. Biegiem! – krzyknął. Biegłam ile sił w nogach. Nareszcie stanęliśmy pod drzwiami. Zapukałam (musiałam, bo Ghasty aktualnie trzymał się za kolana próbując oddychać..).
-Trzy minuty spóźnienia! – powiedział woźny. Kurcze, jak ja go nie lubię..
-To przez schody.. – dodał Ghasty. On zawsze coś wymyśli.. Chyba Filch się nabrał na to..
-Będziecie siedzieć dłużej.. Zabierać się za to przepisywanie! – rozkazał.. „Co on sobie wyobraża? Że co? Że może nam rozkazywać?” – pomyślałam. „No, raczej tak. To w końcu woźny, nie?” – i znowu ten głos! Czy on się kiedyś odczepi ode mnie? „Nie” – dodał. Weszliśmy i zajęliśmy miejsca najbliżej drzwi. Usiadłam i zabrałam kilka „kartotek” i wzięłam się za przepisywanie. Spojrzałam na Ghasty’ego. Niechętnie zrobił to samo. Popatrzyłam na pudełko. Ajj.. „Czemu tego jest tak dużo?” – pomyślałam ponownie. „A czemu miałoby być inaczej?” – znowu.. Ja chyba wariuję.. Wyciągnęłam pierwszą kartkę. „James Potter i Syriusz Black, pierwszy września 1974 roku, znęcanie się nad bezbronnym Ślizgonem, Severusem Snape’em. Wyczyszczenie skrzydła szpitalnego.” Ha! Czyli Snape nie miał łatwego życia w szkole.. Syriusz Black..
-Teraz to pokoju Filcha. Biegiem! – krzyknął. Biegłam ile sił w nogach. Nareszcie stanęliśmy pod drzwiami. Zapukałam (musiałam, bo Ghasty aktualnie trzymał się za kolana próbując oddychać..).
-Trzy minuty spóźnienia! – powiedział woźny. Kurcze, jak ja go nie lubię..
-To przez schody.. – dodał Ghasty. On zawsze coś wymyśli.. Chyba Filch się nabrał na to..
-Będziecie siedzieć dłużej.. Zabierać się za to przepisywanie! – rozkazał.. „Co on sobie wyobraża? Że co? Że może nam rozkazywać?” – pomyślałam. „No, raczej tak. To w końcu woźny, nie?” – i znowu ten głos! Czy on się kiedyś odczepi ode mnie? „Nie” – dodał. Weszliśmy i zajęliśmy miejsca najbliżej drzwi. Usiadłam i zabrałam kilka „kartotek” i wzięłam się za przepisywanie. Spojrzałam na Ghasty’ego. Niechętnie zrobił to samo. Popatrzyłam na pudełko. Ajj.. „Czemu tego jest tak dużo?” – pomyślałam ponownie. „A czemu miałoby być inaczej?” – znowu.. Ja chyba wariuję.. Wyciągnęłam pierwszą kartkę. „James Potter i Syriusz Black, pierwszy września 1974 roku, znęcanie się nad bezbronnym Ślizgonem, Severusem Snape’em. Wyczyszczenie skrzydła szpitalnego.” Ha! Czyli Snape nie miał łatwego życia w szkole.. Syriusz Black.. To ten.. Coś mi się wydaje, że on ma coś ze mną wspólnego.. Chwila! Przecież ten gościu od listów pisał do mnie, żebym nie wierzyła prorokowi itp., bo on podobno nie jest zabójcą.. On go bronił.. Ej, ej, ej! Przecież mieliśmy szukać w bibliotece tej księgi huncwotariusza.. Nie.. Huncwoteka? Huncwota! Dobra, trzeba to jak najszybciej skończyć i do biblioteki.

***

- Someone holds me
save and warm
Horses brands
Through a silver storm
Figures dancing
gracefully
Across my memory
Far away long ago
Glowing dim as in November
Things my heart used to know
Once upon a December…
*
Od kilkunastu minut nuciłam różne piosenki, zerkając co jakiś czas na Mistrza Eliksirów. Ciekawe, ile jeszcze wytrzyma? Zobaczymy… zaśmiałam się złowieszczo w duchu. A najlepsze jest to, że na razie nic mi nie zrobi! Nie walnie we mnie niewybaczalnym (na pewno ma na to ochotę), nie rzuci zaklęcia wyciszającego (na to też na pewno ma ochotę), nie wyjdzie ze Skrzydła Szpitalnego (no właśnie, dlaczego?!). Zaczęłam szukać jakiejś piosenki w myślach, kiedy drzwi otworzyły się.
- Fred! – uśmiechnęłam się. Snape podniósł wzrok znad jakiejś okropnie grubej księgi śmierdzącej wilgocią – George?
Tego się nie spodziewałam… co tu wyrabia George i to uśmiechnięty!?
- Cześć. Dzień dobry, profesorze.
- Weasley i Weasley… - wycedził nauczyciel.
- Skąd pan wiedział, że chcemy tak nazwać sklep? – chyba zaraz wybuchnę śmiechem… biedny Snape, wszyscy się na nim dziś wyżywają. – Patrz, George, musimy wymyślić coś innego…
- Najwyraźniej, Fred. Ale jak się czuje panna Mal… Black? – w samą porę się poprawił.
- Nienajgorzej. – mruknęłam – Tylko trochę mi się nudzi…
- To Malfoy tu jeszcze nie przyszedł? – zainteresował się Fred.
- Przyszedł, oczywiście, że przyszedł. Ale ledwo wszedł, już wyszedł. – aj, zrymowało mi się! – Wystarczyło jedno wściekłe spojrzenie. Był jeszcze Leonardo, ale coś, a raczej ktoś – spojrzałam wymownie na Snape’a – go wygonił.
- Właśnie! Udało nam się wymknąć do Hog… ekhem… chciałem powiedzieć dostać do kuchni i przynieśliśmy ci słodycze.
George wyjął z kieszeni papierową torbę i położył mi ją na kolanach. Spojrzałam badawczo na Freda, którego oczy krzyczały „nie jedz tego!”. Natychmiast się uśmiechnęłam.
- To… miłe. – wyciągnęłam jeden cukierek i włożyłam go do ust – Truskawkowy!
Chłopcy patrzyli na mnie ze szczerym zdziwieniem. Ciekawe, co było w tym cukierku…
- Wydarzyło się coś przez te cztery dni?
- Nic ciekawego… poza tym „halo” wokół twojego wylądowania w szpitalu. Wiesz, trzy czwarte Hogwartu widziało, jak pan profesor niesie cię na rękach, więc… - dodał Fred, kiedy zauważył moje pytające spojrzenie.
- Więc co?
- Oh, znasz dzieciaki. – wyszczerzył się George – Zaczęły krążyć interesujące plotki…
- Jakie plotki? – warknął Snape. No pięknie, już zdążyłam zapomnieć, że tu siedzi…
- Eee… żadne! My już chyba pójdziemy, rozumie pan, lekcje… a poza tym to… to…
W tym momencie w drzwiach pojawił się dyrektor. Spodziewałam się, że przyjdzie, ale mimo wszystko zesztywniałam.
- To pan dyrektor na pewno chciałby porozmawiać z Alicją na osobności. Do widzenia.
Dumbledore odprowadził ich wzrokiem, po czym przeniósł na mnie przenikliwe, błękitne spojrzenie. Te oczy wywołały u mnie dziwny dreszcz… jeszcze nigdy wcześniej nie rozmawiałam z dyrektorem…
- Albusie, pozwól, że ja to wyjaśnię. – to teraz się zacznie…

***

Jeszcze pięć, cztery, trzy, dwie, jedna! Taak! W końcu koniec! Ile można tutaj siedzieć.. Było pięć po ósmej. Popatrzyłam na Ghasty’ego. Siedział na krześle i odwrócił się w moją stronę i zapytał wzrokiem „Ile jeszcze?!”.
-Dobra, koniec na dzisiaj. Spadajcie mi stąd! – Odezwał się Filch, a my, jako grzeczne dzieci wyszliśmy z jego gabinetu.
-Nareszcie! – powiedziałam. – Wiesz, co? Jak przepisywałam tą pierwszą „kartotekę”, to sobie przypomniałam, że mieliśmy szukać tej księgi Huncwota!
-Faktycznie.. To co? Do biblioteki? – zapytał
-No, a jak. – odpowiedziałam. I udaliśmy się w stronę biblioteki. Korytarze były puste. Albo przynajmniej mnie się tak wydawało. Aż tu nagle z nikąd pojawili się Fred i George.
-Witam koleżankę i kolegę. – zaczął Fred.
-Ja też witam kolegę i koleżankę. – dodał George.
-Co wy tu robicie, jeśli można wiedzieć? – zapytałam.
-Stoimy. – odpowiedział Fred. – A wy co tu robicie? – zapytał
-Wracamy od Filcha i idziemy do biblioteki. – odpowiedział Ghasty.
-Do biblioteki? O tej porze? – zapytał George.
-A co, nie można iść do biblioteki?! – wydarłam się na niego.
-Koleżanko, spokojnie, bez agresji! – powiedział Fred.
-Ja jestem spokojna, kolego! Nie widziałeś mnie jeszcze wkurzonej! – odpowiedziałam mu. Nie zauważyłam, jak zmieniłam kolor włosów na niebieski.
-Wiesz, nie ładnie ci w niebieskim. – rzucił George. – Lepiej w czarnym.
-Albo rudym – dodał jego brat
-Albo w brązowym – wtrącił się Ghasty.
-Albo się zaraz zdenerwuję i w każdego walnę jakimś zaklęciem! – wrzasnęłam na nich.
-Dobra, nie denerwuj się, złość piękności szkodzi. – powiedział George i zaczął się śmiać. Przegiął. Zaraz.. Gdzie ja mam różdżkę.. Aha! Jest!. Ciekawe co teraz zrobią..
-Uprzedzałam. – powiedziałam do nich.. – Zaraz któryś dost.. – przerwałam, bo.. No nie! Wujek! Czy on mnie śledzi?! Beznadzieja..
-Dobry wieczór, w.. panie profesorze. – rzuciłam i schowałam różdżkę.
-Dobry wieczór, panie profesorze. – dodali Fred, George i Ghasty.
-Dobry wieczór. Co tu się dzieje? – zapytał wujek
-Ee.. To my może już pójdziemy.. Dobranoc. –powiedzieli bliźniacy i poszli.. Tzn. uciekli.
-Claudia.. Co tu się dzieje? – zapytał ponownie
-Nic. Tylko się wkurzyłam, co nie dzieje się często, prawda Ghasty? – powiedziałam i spojrzałam na Ghasty’ego.
-No, nie wiem.. Kilka godzin temu rzucałaś we mnie poduszkami.. – odpowiedział.. Co za bezczelność!
-Bo ty zacząłeś. – odpowiedziałam mu. Wujek spojrzał na mnie. Myślę, że nie wlepi mi szlabanu..
-Ale ty mnie sprowokowałaś.. – powiedział Ghasty.
-Bo ty.. – nie skończyłam, bo przerwał mi Lupin
-Kłócić się będziecie później. A teraz jazda do dormitorium, odprowadzę was. – powiedział.
-Ehh.. Musisz? Przecież.. – znowu mi przerwał
-Tak, muszę. Nie chcę, żebyście łazili po zamku bez potrzeby. No, jazda! – odpowiedział i zaprowadził nas pod portret. Prosto pod portret.. Niestety…
-Ja jestem spokojna, kolego! Nie widziałeś mnie jeszcze wkurzonej! – odpowiedziałam mu. Nie zauważyłam, jak zmieniłam kolor włosów na niebieski.
-Wiesz, nie ładnie ci w niebieskim. – rzucił George. – Lepiej w czarnym.
-Albo rudym – dodał jego brat
-Albo w brązowym – wtrącił się Ghasty.
-Albo się zaraz zdenerwuję i w każdego walnę jakimś zaklęciem! – wrzasnęłam na nich.
-Dobra, nie denerwuj się, złość piękności szkodzi. – powiedział George i zaczął się śmiać. Przegiął. Zaraz.. Gdzie ja mam różdżkę.. Aha! Jest!. Ciekawe co teraz zrobią..
-Uprzedzałam. – powiedziałam do nich.. – Zaraz któryś dost.. – przerwałam, bo.. No nie! Wujek! Czy on mnie śledzi?! Beznadzieja..
-Dobry wieczór, w.. panie profesorze. – rzuciłam i schowałam różdżkę.
-Dobry wieczór, panie profesorze. – dodali Fred, George i Ghasty.
-Dobry wieczór. Co tu się dzieje? – zapytał wujek
-Ee.. To my może już pójdziemy.. Dobranoc. –powiedzieli bliźniacy i poszli.. Tzn. uciekli.
-Claudia.. Co tu się dzieje? – zapytał ponownie
-Nic. Tylko się wkurzyłam, co nie dzieje się często, prawda Ghasty? – powiedziałam i spojrzałam na Ghasty’ego.
-No, nie wiem.. Kilka godzin temu rzucałaś we mnie poduszkami.. – odpowiedział.. Co za bezczelność!
-Bo ty zacząłeś. – odpowiedziałam mu. Wujek spojrzał na mnie. Myślę, że nie wlepi mi szlabanu..
-Ale ty mnie sprowokowałaś.. – powiedział Ghasty.
-Bo ty.. – nie skończyłam, bo przerwał mi Lupin
-Kłócić się będziecie później. A teraz jazda do dormitorium, odprowadzę was. – powiedział.
-Ehh.. Musisz? Przecież.. – znowu mi przerwał
-Tak, muszę. Nie chcę, żebyście łazili po zamku bez potrzeby. No, jazda! – odpowiedział i zaprowadził nas pod portret. Prosto pod portret.. Niestety…

***

- W nocy też pan tu zamierza siedzieć? – warknęłam.
- Oczywiście. Skutki eliksiru mogą minąć w każdej chwili, a wtedy natychmiast należy zacząć leczenie…
- Jakie leczenie?! Czuję się świetnie,…
- Bo wciąż odczuwasz efekty uboczne. – przerwał mi lodowatym tonem – Kiedy miną, będziesz wyczerpana. Tym bardziej, że zjadłaś cukierek zawierający eliksir powodujący krwotok.
- Tak? Coś czułam, że George nie dałby mi cukierków…- wymruczałam z sarkazmem – Profesorze, czy pan naprawdę myśli, że nie znam bliźniaków? Jeśli coś robią i nie mają na celu wywinięcia jakiegoś kawału, to są chorzy. Wiedziałam, że coś zrobili z tymi cukierkami… nie miałam tylko pojęcia co.
- Teraz już wiesz. Czerwone powodują krwotok, białe omdlewanie, pomarańczowe wymioty, a karmelowe gorączkę.
- Uuu… - skrzywiłam się – Chyba szykują jakiś grubszy projekt.
- Dobra, Black, a teraz powiedz mi, co w ciebie w tym roku wstąpiło? – zatrzasnął gwałtownie księgę sprawiając, że prawie podskoczyłam.
- Niech pan tak więcej nie robi, dobrze? Chce pan, żebym zawału dostała?
- Black, odpowiedz na pytanie. – niewzruszony, lodowaty ton. Jak ja nienawidzę, a za razem lubię, tego faceta. Nienawidzę, bo jego spojrzenie zdaje się zamrażać mi serce… a lubię, bo on wydaje mi się czymś pewnym. Choćby przyszedł wielki potop, Snape pozostanie Snape’em, razem ze swoim lodowatym spojrzeniem i tonem, jak jakaś niezatapialna wyspa.
- Przykro mi, ale go nie rozumiem. – spojrzałam w idealnie czarne oczy. Merlinie, czy on w ogóle ma tęczówki? Czy to jedna, wielka źrenica?
- Przez ostatnie trzy lata ledwo można było cię zauważyć w tłumie. Byłaś cicha, pokojowo nastawiona do wszystkich i wszystkiego, wszędzie chodziłaś sama. A teraz? Jeszcze przed Wielką Ucztą zarobiłaś szlaban! A odrabiając go ledwo uszłaś z życiem, gdyż dałaś się ponieść emocjom! Nie wspominając o tym, co zrobiłaś przed chwilą… Wiele jestem w stanie zrozumieć, ale wrzeszczeć na dyrektora?
- Zmieniłam się. – spuściłam wzrok. Pozwól mi zasnąć, błagam…
- Zdążyłem zauważyć. Dlaczego się zmieniłaś?
- Jest pan pewien, że chce wiedzieć? – skinął głową – Dobrze… wszystko zaczęło się w połowie lipca… kiedy ten Black uciekł z więzienia. Wujek rzadziej wypuszczał nas z domu, więc musiałam spędzać całe dnie nudząc się i słuchając insynuacji Claudii na temat mojej służby u Sam… u Czarnego Pana, chodzenia z Malfoyem i innych tego typu bzdur. No i doszedł jeszcze Draco… dzień w dzień przychodził do parku obok naszego domu, nie chciał powiedzieć dlaczego. Potem dostałam paczkę, nie było na niej nadawcy…
- Co było w tej paczce? – zaniepokoił się. Snape się zaniepokoił… jestem coraz bardziej pewna, że wolę wersję zimną jak lód.
- Wisiorek z moimi imionami i nazwiskiem – powiedziałam powoli, rozpinając łańcuszek. Złożyłam go na wyciągniętej dłoni profesora. Obejrzał go dokładnie i rzucił kilka zaklęć.
- Wydaje się być w porządku.
Dostrzegł jednak zawiasy i szepnął jeszcze jedną inkantację. Serduszko otwarło się.
- Co to za kamyk? – zapytałam, wpatrując się w wisorek.
- Ametyst – odrzekł rzeczowo – Wisiorek na pewno jest w porządku. Ametyst jest kamieniem ochronnym, jak mówi pewna legenda…
- O Amethis i Bachusie? Znam. – spojrzał na mnie, unosząc jedną brew - No co, historia była moim ulubionym przedmiotem w mugolskiej podstawówce!
- Dobrze, a teraz powiedz mi, dlaczego zaczęłaś wrzeszczeć na dyrektora?
- Bo nie miałam ochoty słuchać po raz trzeci tego samego. Dobranoc. – ucięłam i odwróciłam się tyłem do mężczyzny. Zadawał jeszcze pytania, ale udawałam, że śpię. W końcu odłożył łańcuszek na szafkę nocną i zgasił światło.
- Dobranoc… - ledwo to usłyszałam.
_______________________________
*"Once Upon a December", Deana Carter
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ness
post 25.02.2008 18:27
Post #20 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1
Dołączył: 04.02.2008

Płeć: Kobieta



Ala!! Jak ty możesz to tak zaniedbywać (czy coś w tym rodzaju)?! Gdzie są dalsze notki ?! Zaraz mi tu je dawaj bo (stety lub niestey) lepiej mi sie na forum czyta niż na blogu xD
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 27.04.2024 21:50