Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Magia Miłości [cdn], to nie romans!

Twoja opinia o opowiadaniu
 
Dobre - zostawić [ 13 ] ** [86.67%]
Słabe - wyrzucić [ 2 ] ** [13.33%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 15
Goście nie mogą głosować 
Zakohana w książkach
post 29.04.2007 15:00
Post #1 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Na wstępie piszę, że "Magia Miłości" nie będzie żadnym łzawym romansidłem, ani romansidłem wogóle. Jak napisałam w opisie tematu, jest to mój pierwszy fanfick, więc proszę o wyrozumiałość i wzięcie pod uwagę, że jest to owoc wybujałej wyobraźni dwunastoletniej dziewczynki. A więc:


Rozdział 1
Dzień pełen niespodzianek



W swoim domu w Dolinie Godryka siedzący na łóżku czarnowłosy mężczyzna namiętnie przerabiał na konfetti zapisany pergamin. Dwie godziny temu Harry Potter drżącymi z przejęcia rękoma otwierał kopertę z Ministerstwa pewny, że właśnie przeżywa jedną z najcudowniejszych chwil w swoim życiu. Wyraz jego twarzy zmieniał się stopniowo, od radosnego podniecenia, przez rozczarowanie aż do bezgranicznej furii.
Szanowny panie Potter
Z przykrością zawiadamiam pana, iż nie możemy przyjąć pana na staż, gdyż było kilku odpowiedniejszych od pana kandydatów. Prosimy spróbować ponownie za trzy lata.
Z wyrazami szacunku
Gawain Robards
szef Biura Aurorów


- Tylko ciekaw jestem, czy którykolwiek z tych „odpowiedniejszych kandydatów” wyszedłby cało ze spotkana z Voldemortem!- krzyknął i ze złością kopnął szafkę nocną.
A teraz siedział w sypialni pogrążony w myślach, dając upust swojemu zdenerwowaniu i drąc list na drobniutkie kawałeczki. Dumbledore został zamordowany już osiem lat temu, Tom Marvolo Riddle wciąż chodzi po świecie, zbiera coraz więcej popleczników i zabija mnóstwo ludzi, a on, Wybraniec, Chłopiec, Który Przeżył, czy jak go tam jeszcze nazywali, jeszcze go nie znalazł i nie zabił. Zniszczył już wszystkie poza dwoma horkruksy. Kilka razy dostał cynk o miejscu pobytu Lorda Voldemorta i Nagini, ale za każdym razem zdążyli się zmyć, zanim tam dotarł. „To naprawdę irytujące” pomyślał Harry i usłyszał głuchy odgłos uderzenia. Z pośpiechem wstał i otworzył okno, by brązowa płomykówka mogła wlecieć do pokoju. Sowa rzuciła list na łóżko i usiadła na parapecie. Wziął kopertę do ręki i obejrzał. Zobaczył pieczęć Hogwartu i zaintrygowany przeczytał następującą treść:
Drogi Harry!
Wiem, że starasz się o pracę Aurora, ale proszę, rozpatrz moją propozycję. Hogwart potrzebuje nauczyciela Obrony przed Czarną Magią, a ja nie widzę lepszego od Ciebie kandydata na tę posadę. Gdybyś mógł, odeślij odpowiedź tą sową wraz z listą podręczników, jeśli się zgodzisz. Proszę o jak najszybszą odpowiedź
Minerwa McGonagall

P.S
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.


Z niedowierzaniem wpatrywał się w dopisek. McGonagall przesyła mu życzenia urodzinowe!? To chyba naprawdę wyjątkowa sytuacja. Nauczyciel Obrony przed Czarną Magią, mm… w wieku piętnastu lat zdołał nauczyć kilku kolegów dość sporo rzeczy, dlaczego teraz miałoby mu się nie udać dokonać tego z większą liczbą osób, ale też z większym wśród nich autorytetem? Spojrzał na swoje dłonie. Na prawej wicia widniał blady zarys zdania „Nie będę opowiadać kłamstw”. Nie był pewny, czy da sobie radę, ale zbyt dobrze pamiętał piekło, które urządziła w Hogwarcie Umbridge. Szybko naskrobał odpowiedź i listę podręczników, a po chwili znów został sam w tym ponurym domu, czekając na życzenia urodzinowe od przyjaciół. Hedwigę wysłał kilka dni temu do Rona i Hermiony, którzy, przynajmniej według jego informacji, byli teraz w Polsce na miesiącu miodowym. Położył się i zaczął przypominać sobie, z czym członkowie GD mieli najwięcej problemów. Taak, na początek trzeba będzie sprawdzić umiejętności rozbrajania przeciwnika, a u starszych również jak im idzie zaklęcie Tarczy. Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. Powlókł się niechętnie do drzwi, przysięgając sobie w duchu, że wywiesi kartkę z napisem „Akwizytorom dziękujemy” oraz „Nie chcę twoich gazet, nie chcę twoich ulotek, nie chcę twoich śmieci, pod moimi drzwiami”. Otworzył drzwi i nie mógł uwierzyć swoim oczom.
- R-Ron… H-Hermiona… Co wy tu… ale jak… dlaczego mi nic nie powiedzieliście?!
Patrzył właśnie na dwójkę swoich najlepszych przyjaciół, opalonych, uśmiechniętych i z ogromnymi paczkami opakowanymi kolorowym papierem w ramionach.
- Jakbyśmy ci powiedzieli, to nie byłoby żadnej niespodzianki. Ale wpuścisz nas, czy mamy tu tak stać do wieczora, hę?- zapytał Ron szczerząc do niego zęby. Harry cofnął się pod ścianę, a oni weszli z trudem mieszcząc pakunki w drzwiach.
- W Błędnym Rycerzu spotkaliśmy Kingsley’a. – odezwała się Hermiona – Powiedział nam, że…
- Że według szefa Biura Aurorów nie jestem najlepszym kandydatem do tego zawodu? – wpadł jej w słowo.
- Tak, właśnie… Harry, naprawdę mi przykro. Wiesz już, co będziesz robił po wakacjach… czym się zajmiesz… poza szukaniem Voldemorta, rzecz jasna.
- Też się nad tym zastanawiałem, ale mniej-więcej pół godziny temu McGonagall rozwiązała mój problem. Właśnie rozmawiacie z aktualnym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią.
- Obron przed Czarna Magią, no, no, Harry, wracasz do zawodu!! – rzekł Ron klepiąc go po plecach.
- Co masz na myśli mówiąc, że „wracam do zawodu”?? Chyba nie myślisz o Gwardii, co?
- A niby o czym? Jeśli uczniów nauczysz tyle, co nas na spotkaniach GD, to to będzie najlepiej przystosowane do obrony przed czarna magią pokolenie!!
- Może i masz rację, ale dość o mnie. Jak tam wasz miesiąc miodowy? Dobrze się bawiliście? I dlaczego, na Merlina, wróciliście wcześniej?
- Och, było cudownie!! – krzyknęła radośnie Hermiona – Pogoda była boska, dwa tygodnie dwudziestopięciostopniowych upałów, woda miała osiemnaście stopni. Ponoć na Bałtyk to wyjątkowo dużo. Byliśmy na Helu…
- Mówię ci, stary, niezłe miasto, ten Hel! – przerwał jej mąż – Mieszkaliśmy u pani Róży, nad „Laguną”. Do plaży mieliśmy piętnaście minut, do portu pięć, do stacji kolejowej dwadzieścia i do muzeum Rybołówstwa też dwadzieścia. Kiedyś natknęliśmy się na lekko wstawionego gościa, a on zapytał się nas, czy wiemy, jak nazywa się najdłuższa rzeka na Helu.
- Eee… a jak nazywa się najdłuższa rzeka na Helu? – zapytał nieśmiało gospodarz.
-Kałuża! – wrzasnął jego przyjaciel – Z jednaj strony Helu wejdziesz, a z drugiej wyjdziesz!
I cała trójka wybuchła śmiechem.
- Ale nie odpowiedzieliście na moje ostatnie pytanie. – powiedział Harry, gdy się już uspokoili. – Dlaczego wróciliście wcześniej?
- Hel to bardzo małe miasto, nie było tam co robić, a siedzenia na plaży i kąpieli w morzu mam dosyć na najbliższe dwa lata. Poza tym, stęskniliśmy się za tobą, Harry. Za tobą, za Lupinem, za Tonks, za resztą rodziny, za Anglią. – odpowiedziała Hermiona – Harry, a jak idą ci poszukiwania? Masz już jakieś wieści o miejscu pobytu Voldemorta?
- Czy naprawdę musimy o tym teraz mówić, Hermiono? – zapytali przyjaciele jednocześnie.
- Ja osobiście wolałbym się dowiedzieć, co macie w tych paczkach. – wyszczerzył zęby Harry.
- O jej! Całkiem zapomnieliśmy, Ron! Przecież przyszliśmy zrobić ci imprezę, bo ty oczywiście nie raczyłeś nikogo zaprosić. Za kwadrans będzie tu cała rodzina Weasley ’ów i jedna czwarta Zakonu, więc może zamiast wytrzeszczać na mnie oczy i otwierać usta wziąłbyś się za dekorowanie domu, co?
- Ron, powiedz, że ona żartuje.
- Niestety nie, stary, i radzę ci się wziąć do roboty, bo ona potrafi być bardzo nieprzyjemna.


* * *


W obskurnym budynku domu dziecka, wewnątrz małego pokoiku na pierwszym piętrze przebywała z pozoru najzwyczajniejsza pod słońcem, jedenasto-, może dwunastoletnia dziewczynka. Siedziała na łóżku z brodą opartą na kolanach obejmując podkurczone nogi ramionami i wpatrując się w obraz. Pokoik był urządzony skromnie: proste łóżko, sfatygowana szafa i równie zniszczony stolik, na którym stała stara lampka. Ściany kiedyś były zapewne błękitne, ale teraz ich kolor bardziej przypominał szary. W ogóle cały pokój zdawał się być szary: szarawa podłoga ze sklejki, wypłowiała szara pościel, nawet sukienka z lnu, którą miała na sobie dziewczynka była szara. Jedyną rzeczą, która nie pasowała do tego pokoju, był obraz. Przedstawiał on wróżkę siedzącą w kielichu liliowego kwiatka. W tle było widać las i inne postaci, ale były one zbyt zamazane, by można było je rozpoznać. Dziewczyna spędzała całe dnie patrząc w ten obraz i wyobrażając sobie jakby było w takim świecie, pełnym magicznych stworzeń i czarodziejów. „Alicja, zejdź na dół i pobaw się z dziećmi, zamiast wciąż gapić się w ten bohomaz!” ile razy przełożona wymawiała to zdanie, trudno było policzyć. Właściwie wypowiadała je zawsze, kiedy weszła do jej pokoju. Kilka razy zagroziła, że spali obraz i zawsze kiedy Ala poszła na obiad próbowała zdjąć go ze ściany, ale nigdy się jej to nie udało. Wiedziała, ze nie może go spalić, ponieważ jest on własnością dziewczynki, podobnie jak wiecznie zamknięta walizka pełna ubrań stojąca w szafie. Alicja zawsze chodziła w sukience z lnu, którą dostała każda dziewczynka w sierocińcu i od kiedy przybyła tu dwa lata temu ani razu nie otworzyła swojej torby, mówiła mało, na pytania odpowiadała najczęściej „Nie, proszę pani”, „Tak, proszę pani”, „Już idę, proszę pani” lub „Nie wiem, proszę pani”. Ale najczęściej całe dnie spędzała w swoim pokoju, schodząc tylko na posiłki, siedząc tak jak teraz i patrząc w obraz. Nieśmiałe pukanie do drzwi zakłóciło ciszę w pomieszczeniu. Kobieta weszła nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź i powiedziała łagodnym głosem:
- Alicjo, masz gościa. Czy mam wpuścić tę panią?
Dziewczyna kiwnęła głową, nie patrząc ani na opiekunkę ani na wysoką kobietę, która weszła właśnie do pokoju. Zamykane drzwi cicho stuknęły, a pani, która do niej przyszła przysiadła na brzegu łóżka.
- Nazywasz się Alicja? To bardzo ładne imię.- powiedziała. Ton jej głosu zdradzał, że nie za bardzo wie, jak powinna się zachować i że czuje się bardzo niezręcznie.
- Dziękuję.- odpowiedziała cicho dziewczyna nadal wpatrując się w obraz. Zapadła cisza, w czasie której kobieta przyjrzała się dokładnie mieszkance pokoiku. Zza okularów w rogowych oprawkach osadzonych na garbatym nosie wyglądały duże, szare oczy okalane długimi rzęsami. Szarość oczu była łudząco podobna do koloru nieba podczas deszczu, ich kąciki były zaczerwienione, jakby ich właścicielka niedawno płakała, a na całej twarzy było dobrze widoczne piętno bólu i smutku. Na jej plecy spływały niczym złota fala długie blond włosy, w których słońce tańczyło mamiąc wzrok obserwatora. To nie było określony odcień blondu: obok platynowego pasma można było dostrzec tak ciemne, że niemal brązowe.
- Nazywam się Minerwa McGonagall. – dziewczynka zwróciła głowę w jej kierunku, patrząc z niedowierzaniem na kobietę – Jestem dyrektorem Hogwartu, szkoły dla…
- Dla czarownic i czarodziejów. – wpadła jej w słowo Alicja, siadając teraz w klęczki przodem do pani profesor – Wiem, co to jest Hogwart. Mama mi kiedyś opowiadała o szkole w której uczy się magii, o Voldemorcie, o Harrym Potterze i Albusie Dumbledore. Mówiła, że to tylko bajka, legenda, którą powtarza się u nas w rodzinie od kilku pokoleń. Ale ja wolałam w to wierzyć, że ta opowieść jest prawdą. – wyraźnie posmutniała, na wspomnienie o matce. McGonagall myślała przez chwilę, że dziewczyna zacznie płakać, gdyż jej oczy się zaszkliły a głos zaczął drżeć. Jednak Alicja wiedziała, że łzy nie pomogą. Gdy płacze się z powodu rozbitego kolana czy łokcia, ból nie ustępuje, przeciwnie, jest jeszcze gorzej, bo do bólu stłuczonego miejsca dochodzą nudności, zawroty głowy i pieczenie oczu. Kiedy płakała z tęsknoty za rodziną, rosła ona jeszcze bardziej, gdyż za każdym razem nawiedzała ją myśl, że gdyby jej rodzie żyli to zaczęli by ją pocieszać. Więc nauczyła się ukrywać uczucia i dławić w sobie płacz. Nikt nie wiedział, co dzieje się w jej środku, wszyscy mogli oglądać jedynie powłokę, którą ona dowolnie zmieniała.
- Proszę pani… Czy… Czy ja jestem czarownicą? – zapytała niepewnie. McGonagall uśmiechnęła się wyrozumiale. Mogła się tego spodziewać.
- Nie wierzysz w to, prawda? Nie wierzysz, że jesteś niezwykła, taka, jaka zawsze chciałaś być, magiczna.
- Szczerze mówiąc, to tak, nie wierzę w to. To jest za piękne, by mogło być prawdziwe.
Kobieta znów się uśmiechnęła. Wyjęła różdżkę, machnęła nią krótko i zamiast książki leżącej na łóżku znajdował się tam teraz mały, czarny kotek z białymi skarpetami. Dziewczynka zeskoczyła na podłogę, wydając z siebie zduszony okrzyk.
- Za tydzień kogoś po ciebie przyślemy. Zabierze cię na Pokątną, żebyś mogła zrobić zakupy. Spakuj się do tego czasu, resztę wakacji spędzisz w Dziurawym Kotle.
- Pani profesor, ale skąd ja na to wszystko wezmę pieniądze?
- Rodzice przepisali na ciebie wszystko co mieli. Uzbierała się z tego całkiem pokaźna sumka. Poza tym, to dziwne, ale na twoje nazwisko jest skrytka w banku Gringotta. A z tego co mi wiadomo, nosisz kluczyk do niej na szyi. – Ala wyjęła złoty łańcuszek spod sukienki. Wisiał na nim mały złoty kluczyk. Mama zawsze mówiła jej, że dostała to od jej znajomej na chrzcie i że ta znajoma prosiła, by nigdy go nie zdejmowała z szyi. Podobno, gdy ta kobieta wracała do domu, miała wypadek samochodowy, zapadła w śpiączkę i po tygodniu zmarła. Mama uznała, że należy wypełnić ostatnią wolę przyjaciółki, więc jej córka zawsze chodziła z kluczykiem na szyi.
- Jeszcze coś chcesz wiedzieć? Za tydzień spodziewaj się kogoś od nas.
- Hagrida?
- Och, wątpię, czy wypuścili by cię stąd w jego towarzystwie.
- Pani profesor, czy mogę panią o coś prosić? Czy… Czy to mógłby nie być pan Kingsley Shacklebolt?
- Dlaczego nie Kingsley? Przecież to bardzo miły człowiek a na dodatek doskonały Auror.
- Bo, widzi pani, on mnie przesłuchiwał, w moje dziewiąte urodziny. Jest jedyną poza mną osobą, która zna wszystkie szczegóły tego, co się wtedy wydarzyło. Boję się, że zacznie o tym mówić…
- Dobrze, wyślę kogoś innego. – przerwała jej profesor – Do zobaczenia w Hogwarcie.
- Do widzenia, pani profesor.


Proszę o komenty. Rozdziały nie będą pojawiać się zbyt często, a rozdział drugi będzie dopiero po długim weekendzie.

Ten post był edytowany przez Zakohana w książkach: 01.01.2008 14:16


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Zakohana w książkach
post 19.11.2007 21:58
Post #2 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Udało się! Przebrnęłam przeż "Krzyżaków"! Rozdział... właściwie, to pisałam go tak długo bo miałam okropny dylemat. Pytałam o to dwie koleżanki, powiedziały, że mogę coś takiego zrobić a ja postanowiłam im zaufać... tutaj jeszcze nie jest to wspomniane wprost, ale ci bardziej "obcykani" pewnie sie zoriontują o co chodzi... i dlategu już się boję.



Rozdział 12
„Właśnie dlatego”


- Pobudka! Śniadanie stygnie! – otworzył drzwi z radosnym okrzykiem. Blondynka podniosła się na łokciu i spojrzała na niego nieprzytomnie. Przeniosła spojrzenie na zegarek, po czym opadła bezwładnie na poduszki.
- Ja tu zostaję. – odpowiedziała, chowając się pod kołdrę. Mężczyzna skrzyżował ramiona na piersi.
- Przysłali mnie po ciebie. Jeśli cię nie przyprowadzę, zatłuką mnie łyżkami.
- Mogłeś wymyślić coś bardziej przekonującego… - dobiegł go stłumiony głos spod kołdry.
- Nick zagroził, że nie zje, dopóki nie zejdzie moja siostra.
- Nie masz siostry. – dziewczyna odkryła twarz.
- Fleur twierdzi, że chodzi o ciebie.
- Dobra, poddaję się. Zaraz zejdę.
- Zaraz? A co takiego musisz zrobić?
- Ubrać się?
- W tym domu jest pewna tradycja. – wyszczerzył zęby – Śniadania jada się w piżamie. Jedyne ustępstwa to szlafroki.
Usiadła na łóżku i włożyła puszyste, jasnoniebieskie kapcie.
- Czy masz jakąkolwiek rzecz, która nie jest w tym kolorze? – zapytał, wskazując na jej stopy.
- Owszem. Mundurek szkolny. – odparła.

* * *

- Chciałeś mnie zrzucić ze schodów i zmusiłeś do pokazania się ludziom w kompromitującym stroju, a teraz myślisz, że się zgodzę? – zapytała rozdrażniona wieszając na dorodnym świerku szklaną baletnicę.
- Jakim kompromitującym stroju? Twoja piżamka w rozgwiazdy i koniki morskie jest śliczna! – wyszczerzył się Potter.
- Tak, zwłaszcza to wielkie, uśmiechnięte słoneczko w ciemnych okularach na plecach. – zdanie ociekało ironią - Poza tym, dobrze wiesz, że tego nie lubię! – sięgnęła po kolejną bombkę.
- Nie lubisz grać w Quidditcha? – brunet zrobił wielkie oczy.
- Tak. Uważam, że to bezsensowna gra, która nic ludziom nie daje. Chyba, że zaliczyć siniaki i połamane kończyny.
- No wiesz! – oburzył się – Przecież to… a zresztą! Błagam cię, zagraj z nami! Brakuje nam jednego gracza, a ty jesteś jedyną osobą, która umie dobrze latać na miotle!
- A Hermiona?
- Po pierwsze: nie ma jej. Po drugie: powiedziałem „dobrze”, a nie tylko „latać”.
- Okay, dawaj miotłę. – westchnęła zrezygnowana – Ale potem odstawiasz mnie na Pokątną i dajesz godzinę czasu, jasne?
- Jakże oddany giermek mógłby się nie zgodzić. – uśmiechnął się, podając jej starą miotłę Charlie’ego.

* * *
- Nigdy więcej! – burknęła, usiłując zdjąć zabłocone buty.
- Nigdy, rozumiesz? – rzuciła je w kąt, zwracając się do niewiele czystszego Harry’ego.
- Dobra: doprowadzam się do porządku i zabierasz mnie na Pokątną.
- Co?! – wydyszał – Ale… miało być dopiero za dwie godziny!
- Kiedy trzeci raz próbowałeś zrzucić mnie z miotły, zmieniłam zdanie. – odpowiedziała ze sztucznym uśmiechem.
- Zrzucić cię z miotły? Ja? Przecież jestem twoim wychowawcą!
- Nie przeszkadzało ci to w natarciu mnie śniegiem. Co prawda pomagali ci bliźniacy, ale… - zrobiła sugestywną pauzę.
- No i co? Nie zapominaj, że było to po tym, jak to ty zrzuciłaś mnie z miotły. I to w największą zaspę!
- Ciesz się że nie w to błoto na „boisku”. – wyciągnęła mu różdżkę z kieszeni – co wam przyszło do głowy, żeby roztapiać śnieg! Jakby komuś przeszkadzał…
- Po co ci moja różdżka? – zapytał nieco zdezorientowany.
- Chcę się wyczyścić, a swoją tego zrobić nie mogę. – odpowiedziała, usuwając błoto z ubrania – Nie chcę wylecieć z Hogwartu.
- Właśnie! Nie wolno ci używać czarów!
- I nie używam… ty to robisz. – uśmiechnęła się, rozpuszczając włosy.
- Naprawdę mnie przerażasz…


* * *
Tak pięknej Wigilii Harry nie widział chyba nawet w Hogwarcie… Dekoracje wyrosły jak spod ziemi, a w dodatku były tak realistyczne, że był prawie pewien, iż do salonu naniesiono śniegu z podwórza. Prezenty pod choinką ledwo się mieściły. Alicja postanowiła kupić coś każdemu członkowi Zakonu spędzającemu święta w Kwaterze.
- Co to jest? – zapytał Harry, wyjmując z maleńkiego pudełeczka srebrny wisiorek w kształcie łezki.
- To? N… A, już wiem! – oczy jej rozbłysły – Błyskawiczny świstoklik. Pomyślałam, że może ci się przydać. Wystarczy powiedzieć „Zabierz mnie…” i podać nazwę miejsca ściskając go w dłoni, żeby się aktywował.
- No, stary, ale ci się prezent trafił… - powiedział Fred, wyciągając mu wisiorek z dłoni.
- Racja. Też nad nimi pracowaliśmy, ale kiedy poszliśmy je opatentować okazało się, że dzień wcześniej zrobił to jeden z dostawców Zonka. – dodał George, krzywiąc się lekko – Tylko że my robiliśmy pierścionki, nie wisiorki…
- Ala, nie otworzyłaś jeszcze żadnego ze swoich prezentów. – Potter zwrócił się do dziewczyny, zostawiając rudzielców samych sobie.
- C-co… to jest coś dla mnie? – czarnowłosy miał ochotę się zaśmiać, pewien, że dziewczyna go nabiera. Wystarczył jednak rzut oka aby upewnił się, że mówi w stu procentach serio.
- Jasne. Tylko mi nie mów, że myślałaś inaczej.
- No… szczerze mówiąc to… po prostu odzwyczaiłam się już od prezentów. Nie tylko na święta, w ogóle. To tylko dwa lata, ale… zapomniałam już.
- Najwyższy czas sobie przypomnieć. – uśmiechnął się ciepło. Natychmiast jednak zmienił minę, kiedy dziewczyna znów zabrała mu różdżkę.
- Accio prezenty dla mnie! – wykrzyknęła, i stosik spod drzewka wylądował zgrabnie u jej nóg. Podniosła maleńkie pudełeczko leżące na samym szczycie. Harry miał wrażenie, że kiedy je otwierała wyleciało z niego kilka złotych iskierek…
- Dymitr, wariacie… - mruknęła do siebie, wyciągając z niego pierścionek. Nie miał oczka, ale w pewnym miejscu rozszerzał się, tworząc owal, w którym został wyryty płomyk z wpisaną w niego kropelką wody. Wsunęła go szybko na palec. Zaczerwieniła się lekko zauważając zaintrygowane spojrzenie profesora i wszechwiedzące spojrzenie zerkającej mu znad ramienia Ginny.
- No co? – zaczerwieniła się jeszcze bardziej – To nie moja wina, że jego mózg nie rozumie zdania: „Nie chcę od ciebie żadnego prezentu”!
Szybko pochyliła się nad prezentami, pozwalając rozpuszczonym włosom zakryć jej twarz. Wszystkie prezenty były trafione, co mocno ją zdziwiło. W końcu nikt jej nie znał, a podarki były rodem z jej snu. Fałoszoskop, zestaw gadżetów z „Magicznych dowcipów Weasley’ów”, wielka paczka wszelkiej maści słodyczy („Merlinie, kiedy ja to zjem?!”) i gruba, stara, ale napisana bardzo prostym językiem książka „Transmutacja od podstaw” wchodziły w skład tych, przy których niemal skakała ze szczęścia. Rozpakowując opasłe tomisko rzuciła pytające spojrzenie dyrektorce. „To dzięki niej zrozumiałam”, otrzymała odpowiedź.
- Harry, tego nie mogę przyjąć. – powiedziała, kładąc mu pudełko na kolanach – Ty mi już dałeś prezent.
- Nie żartuj! – odparł natychmiast, oddając jej pudło – Wiesz, ile się za tym nachodziłem?
- No dobra… - mruknęła niepewnie, rozcinając papier.
- Wow! – wyrwało się jej, kiedy otwarła pudełko – Harry, to przecież…
- Lusterka dwukierunkowe. – uśmiechnął się – Dokładnie trzy. Przeszedłem chyba połowę korytarzy w Ministerstwie, zanim dostałem na nie pozwolenie. Na początku miałem w planach zakup dla całego Zakonu, ale wydają tylko trzy rocznie na osobę…
- Ale Harry, to przecież najnowszy model! Mugole mylą je z telefonami komórkowymi… I można dowolnie zmieniać ich wygląd! – wydyszała, kiedy lusterko trzymane przez nią w dłoni zmieniło kolor na ciemny błękit – Masz! - wcisnęła mu w dłoń drugie – Ee… Harry? Mogłabym pożyczyć Hedwigę?

* * *

Ciche buczenie i odgłosy szybkich kroków na schodach wyrwały dziewczynę ze snu. Usiadła gwałtownie i spojrzała na zegarek. Za kilka minut miała wybić północ. Wsunęła się spod kołdry i wybiegła na korytarz z zamiarem ruszenia do kuchni.
- Idź spać, proszę. – usłyszała znajomy głos.
- Harry, co się dzieje?
- Voldemort. Służby aurorskie zdołały namierzyć Śmierciożerców.
- Gdzie? I jak?
- Nie wiem dokładnie, Kingsley zaraz się zjawi. Ale proszę, idź spać. Nie mieszaj się w to…
- Nie! – zaprotestowała natychmiast – Chcę się dowiedzieć, jak go namierzono.
Ruszyła do kuchni, a zrezygnowany nauczyciel za nią.
- Sam wysłał nam wiadomość, albo zrobił to któryś z jego ludzi. Sprawdziliśmy podane współrzędne geograficzne, rzeczywiście, jest tam spory obszar objęty silnym zaklęciem ochronnym i paroma antymugolskimi.
- Jakie to współrzędne? – zapytała cicho Alicja.
- Trzy stopnie szerokości północnej i dziewięćdziesiąt pięć stopni długości wschodniej.
- Przecież to blisko Sumatry! – wykrzyknęła po chwili skupienia – Jest tu jakaś mapa?
Shacklebolt wyrecytował skomplikowaną inkantację i wskazał różdżką na stół.
- Sumatra jest tu… - mruczała do siebie, dotykając palcem rysunku wyspy. Obraz natychmiast się przybliżył, dziewczyna zdawała się tego nie zauważać. – A to podane Ministerstwu współrzędne! Jej palec zawisł nad Oceanem Indyjskim.
- To przecież niecałe… - zerknęła na skalę mapy – 178km! A całkiem blisko tego miejsca jest jakaś maleńka wysepka!
- Zdążyliśmy to ustalić w ministerstwie. – mruknął ciemnoskóry mężczyzna.
- Oh, nie o to mi chodzi! Przecież ktoś musiał to wcześniej zauważyć! Chyba, że ta baza jest pod wodą, w co nie chce mi się wierzyć. Wtedy zaklęcia antymugolskie nie miałyby sensu…
- Masz rację, to sztuczna wyspa. – odezwał się chrapliwy głos, który sprawił, że dziewczyna drgnęła.
- Na Merlina, Moody! – krzyknęła McGonagall – Chcesz, żeby panna Donnel dostała zawału?
- Donnel, tak? – wymruczał i pokuśtykał do stołu – Znałem kiedyś jedną Donnel…
- Jeśli była czarownicą, to na pewno nie jest ze mną spokrewniona. – odpowiedziała słabym głosem. Potter zauważył, że zesztywniała i jakby nie chce spojrzeć na eks-aurora.
- Była. – poprawił ją – Zmarła cztery lata temu na jakieś mugolskie paskudztwo. Pokaż no się.
Dość brutalnie odwrócił ją przodem do siebie i spojrzał jej w twarz. Zagwizdał cicho…
- Kropka w kropkę jak Patsy… - blondynka znów drgnęła – Jeśli twój ojciec nazywał David a matka Susan, to już się kiedyś widzieliśmy, panno Donnel.
-Wiem. – burknęła patrząc na mężczyznę spode łba – Jak miałam sześć lat i rodzicom udało się mnie zaciągnąć na imieniny babci. Przerażał mnie pan tą swoją drewnianą nogą i sztucznym okiem… i czymś jeszcze.
- Nie czas na wspominki! – warknął Kingsley – Moody, zbieraj się! Zaraz się tam deportujemy.
- Idę z wami! – ożywiła się natychmiast dziewczyna.
- O nie! – złapał ją za ramiona Potter – Ty zostajesz!
- A-ale… Harry! – wyrwała mu się natychmiast – Mogę się przydać, wiesz przecież, że potrafię dobrze wal…
- Potrafisz się dobrze pojedynkować, a to pewna różnica. W potyczce z kilkoma Śmierciożercami na raz… masz spore umiejętności, ale nie aż tak…
- A co ty wiesz o moich umiejętnościach?! – przerwała mu gniewnie. Ktoś spieszący do drzwi potrącił ją ramieniem.
- Nie wiem! Ale teraz zachowujesz się jak dziecko, a…
- Harry, ja jestem dzieckiem!
- I właśnie dlatego tu zostaniesz! – odpowiedział tonem kończącym dyskusję – Do pokoju, już!

* * *
Siedziała po turecku na łóżku patrząc na zegarek w napięciu. W pół do pierwszej… dopiero dwadzieścia minut. Aż podskoczyła, kiedy coś uderzyło w szybę. Spostrzegła za oknem biały kształt i szybko je otworzyła, wpuszczając do pomieszczenia z lekka ogłuszoną sowę śnieżną.
- Trafiłaś? – pogłaskała ją delikatnie po łebku. Potem jakby się opamiętała, zatrzasnęła gwałtownym ruchem okno i szarpnęła mocno uchwyt szuflady. Wydobyła z niej lusterko dwukierunkowe, włączyła je i prawie wrzasnęła imię kolegi.
- Dymitr, nie obudziłam cię? – wypaliła kiedy tylko pojawił się na wyświetlaczu.
- Nie, od pół godziny nie śpię… tata musiał iść na akcję, zawsze mnie wtedy budzi. Słyszałaś o tym coś więcej? Bo ja wiem tylko, że udało im się namierzyć Śmierciożerców…
- Wiem wszystko to, co Ministerstwo wiedziało dwadzieścia minut temu. Kingsley obudził całą kwaterę… - opowiedziała szybko całą rozmowę – A najgorsze jest to, że tu jest Moody…
- Moody? – zainteresował się – Szalonooki Moody?
- Aha…
- Dlaczego „najgorsze”? Tata mi o nim opowiadał, to świetny Auror…
- On znał moją babcię… - przerwała mu – Gorzej, widział już wcześniej mnie! Miałam wtedy sześć lat i byłam przerażona jego obecnością… jak usłyszałam jego głos, myślałam, że serce mi wyskoczy… co to było? – do jej uszu dobiegł brzęk tłuczonego szkła i prychnięcie kota.
– Dymitr, ktoś chyba jest na dole. – szepnęła – Wezmę ze sobą lusterko i nie zerwę połączenia. Jak tylko zobaczysz, kto to jest, dzwoń do Harry’ego. Dobra?
Nie czekając na odpowiedź włączyła tryb „silencio”* i cicho wyszła z pokoju. Wyciągnęła z kieszeni szlafroka różdżkę i zaczęła schodzić po schodach. Przez uchylone drzwi kuchni sączyło się pomarańczowe światło. Wsunęła się bezgłośnie do pomieszczenia i, sama nie wiedząc czemu, zamknęła za sobą drzwi. Nie mogła dostrzec twarzy intruza, który stał spokojnie opierając się o gzyms kominka. Zacisnęła palce na różdżce, jakby to od kawałka drewna zależało jej życie i zrobiła krok w przód. Deska pod jej stopą zaskrzypiała cicho, na co niechciany gość zareagował natychmiast. Ich spojrzenia skrzyżowały się, dziewczyna wciągnęła ze świstem powietrze, a jej oczy rozszerzyły się trochę ze strachu, a trochę ze zdziwienia. Stukot uświadomił jej, że wypuściła z dłoni różdżkę, zaraz potem poczuła ścianę za plecami. Cały czas wpatrywała się w oczy intruza, wyrażające te same uczucia co jej własne.
- Dymitr, pomóż…

_______________________________________
* od zaklęcia wyciszającego.


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Zakohana w książkach   Magia Miłości [cdn]   29.04.2007 15:00
marek   nie przeczytałem całości... jednak z tego co widzę...   04.05.2007 16:07
Zakohana w książkach   obiecałam drugi rozdział i jest. trochę krótszy, a...   06.05.2007 13:07
Zakohana w książkach   Czemu nikt nie pisze komentów?? Zatkało was bo bez...   09.05.2007 17:15
czarownica88   śliczne:) jedyną wadą jest to że fragmenty są krót...   09.05.2007 20:48
Zakohana w książkach   Następne rozdziały będą już dłuższe. W sumie to 2 ...   11.05.2007 07:10
kruszynka85   FF jest swietny. Calkiem inny niz poprzednie ktore...   20.05.2007 13:58
Zakohana w książkach   Ekhem, ekhem... no więc macie dwa rozdziały, i to ...   21.05.2007 21:50
kruszynka85   Niemoglam sie doczekac dalszego ciagu tego opowiad...   21.05.2007 23:26
Ines   Rzadko spotykam się z opowiadaniem, które mnie zac...   22.05.2007 10:45
Zakohana w książkach   Szósty rozdział będzie długi. Bardzo długi. Przele...   25.05.2007 14:50
Ines   Cudo ;) Zakochałam się w tym opowiadaniu. Kurczę n...   25.05.2007 16:41
kruszynka85   Kochana Twoje opowiadanie robi sie coraz lepsze i ...   25.05.2007 22:52
Abaska   Uuu widzę, że jestem póki co jedyną osobą, która m...   28.05.2007 20:42
Zakohana w książkach   Na wstępie chciałam podziękować pewnej użytkownicz...   05.06.2007 21:44
Abaska   Okay, rozpisałaś swą ripostę w punktach, więc spró...   08.06.2007 10:32
kruszynka85   kiedy bedzie nowy rozdzial? nie moge sie doczekac   21.06.2007 01:05
Zakohana w książkach   Na kolejny rozdział trochę sobie jeszcze poczekaci...   30.06.2007 13:25
Zakohana w książkach   Udało mi się wyrwać wcześniej. Proszę: Rozdział 7...   18.07.2007 11:00
Zakohana w książkach   Wszyscy, którzy czytali mojego ficka wyjechali na ...   12.08.2007 15:19
Tarjei   Eee... przyznam się bez bicia, że musiałam się zmu...   25.08.2007 11:38
Zakohana w książkach   Rozdział 9 Rąbek tajemnicy Mijał dzień po dniu. W...   25.08.2007 16:32
sinner   Podoba mi się twoje opowiadanie... Jak mało które....   02.09.2007 20:48
Tarjei   no dobra wróciłam... ale dlaczego w tekście brakuj...   07.09.2007 18:11
Zakohana w książkach   Tarjei, dzieciom najczęściej wapja się, że ludzie ...   07.09.2007 18:55
Tarjei   Widzisz chyba mamy inne doświadczenia... Ja jak dz...   08.09.2007 20:07
sinner   Potwierdzam... Nierealistyczna ta dziewczynka......   09.09.2007 16:13
solve   Tyle, że to jest dziewczynka FIKCYJNA, a nie realn...   09.09.2007 18:09
Zakohana w książkach   slove, muszę przynać ci rację co do tego, że wiele...   10.09.2007 17:29
Lakshmi   Jak to? czytałąm tylko kilka fików, w których był...   10.09.2007 17:33
Zakohana w książkach   Rozdział 10 Odwiedziny Nie mógł namówić dwojga j...   12.09.2007 19:15
sareczka   Naszła mnie ochota na skomentowanie tego opowiadan...   25.09.2007 22:30
Zakohana w książkach   Dobra... Po pierwsze, dziękuję sareczce za bardzo ...   26.09.2007 08:10
Zakochana w fantastyce   Ala jest bardzo fajna dla mnie. :milka: :milka: ...   01.10.2007 17:08
Zakohana w książkach   Dobra... Zajęłam się idealnością... I brakiem stra...   24.10.2007 22:07
Zakohana w książkach   Udało się! Przebrnęłam przeż "Krzyżaków...   19.11.2007 21:58
Claudia_Black   Czemu to takie krótkie?   19.11.2007 22:06
Zakohana w książkach   Ehh... pechowy numerek. Mam nadzieję, że nie wysze...   01.12.2007 18:12
aurorka_gryfonka   Twoje opowiadanie jest super! Czytałam wszystk...   09.12.2007 18:41
Zakohana w książkach   Z lekkim poślizgiem, ale jakoś mi z głowy wyleciał...   01.01.2008 14:55
Tomak   Zarąbisty fanfick muszę Ci powiedzieć :D Bardzo mi...   06.01.2008 00:12
Zakohana w książkach   [size=7]Rozdział 15 Uderzenie zegara Spokojna ci...   26.01.2008 01:00
Zakohana w książkach   [size=5][color=red]Uwaga!! Rozdział zawier...   16.02.2008 22:13
Zakohana w książkach   [size=7]Rozdział 17 Fantastyczna Czwórka List. K...   24.03.2008 19:29
czarownica88   Nikt nie komentuje i nie ma następnego rozdziału, ...   11.04.2008 21:29
klakla999   Czytam twoje opowiadanie i bardzo mi się ono podob...   13.04.2008 13:48
Anula93   Ja tam uważam że to opowiadanie jest całkiem cieka...   11.06.2008 16:51
Saphira Shadow   Jestem bardzo zdziwiona, ale pozytywnie!!B...   01.02.2009 16:52


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 18.05.2024 12:56