Projektowanie stron internetowych General Informatics, oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | Pomoc Szukaj Użytkownicy Kalendarz |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Pensy Nocard | Napisane: 30.12.2003 15:05 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
Cudowny ff (jak zwykle zresztą) Podobał mi się Severus (jak zwykle
zresztą) i Malfoy (jak zwykle zresztą). W pewnych momentach cieszyłam się,
że jestem sama w domu, bo wybuchy smiechu mogły przyłożyć się do
podtrzymania tezy moich rodziców, że nie jestem normalna. Co oczywiście jest
prawdą, ale nie muszą o tym wiedziewć ^^ |
Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #107540 · Odpowiedzi: 59 · Wyświetleń: 27173 |
Pensy Nocard | Napisane: 30.12.2003 15:01 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
Zaskoczę Was ( i siebie również
) ale podoba mi się to opowiadanie. Owszem trochę błędów
jest, ale... podoba mi się. Sam pomysł i nawet swatanie Seva z McGonagall.
Może ma po prostu dość Sev- Hermi, które swoją drogą są nawet fajne
Jednymn słowem... Lubię ten opow. Żądam więcej |
Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #107538 · Odpowiedzi: 19 · Wyświetleń: 8053 |
Pensy Nocard | Napisane: 18.12.2003 14:07 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
A potem było mi lepiej... Żegnamy te mury ze łzami One żegnają się z nami Nawzajem mamy się dość Niejedna iezgody kość Mimo to boimy się tego Pożegnania ostatecznego Przynajmniej my, uczniowie Młodych ludzi mrowie Których strach zamraża Bo coś gorszego nam zagraża Wiersz numer któryś pt. "Czas Do Liceum" z serii wisielczy humor topielca. " Ten-Dzień-Którego-Nazwy-Nie-Wolno-Wymawiać" Wtedy wszystko źle się układa Nie pomaga dobra rada Wszystko się buntuje i opiera Niech to weźmie cholera Dzień ten po prostu jest zły Mokry, okropny i mdły Wszystko od rana się miesza Każdy głowę zwiesza Nienawidzę właśnie dlatego Dnia tego okropnego Tydzień cały rozpoczynającego Nastrój psującego Dnia, którego nie nazywam Gdy świętych wzywam Dzień ten jest zakałą tygodnia stworzenie go to zbrodnia Wtedy wszystko źle się układa Nie pomaga dobra rada Wszystko się buntuje i opiera Niech to weźmie cholera Dzień ten po prostu jest zły Mokry, okropny i mdły Wszystko od rana się miesza Każdy głowę zwiesza Zlikwidujmy więc te właśnie dni Od których mnie mdli Zniszczmy te małe, podłe ptworki I znienawidzimy wtorki "Zawsz Ty, tylko Ty" Gdy Cię czarna rozpacz bierze Gdy coś przeczy znów Twej wierze Gdy jest wszystko przeciw Tobie Gdy masz spokój tylko w grobie Żeby być wolnym i szczęśliwym Żeby mieć siłę zabić trola Powtórz głosem nieustępliwym Zawsze coca-cola!!! Gdy dzień jest cudowny i dobry Gdy szczęście wielkie Ci sprzyja Gdy los jest wyjątkowo szczodry Gdy zło tego świata Cię omija Żeby to uczcić właściwie Gdy lżejsza jest Twa dola Krzycz do smutku mściwie Zawsze coca-cola!!! Pij colę całymi wiadrami Nie przejmuj się lekarzami Olej ich rady głupie Że lepiej, jak jej nie kupię Bo życie bez coli jest denne Bo ja bez coli dziś więdne A jeśli sądzisz, że to dzikie To nie jesteś coloholikiem... |
Forum: Poezja · Podgląd postu: #103717 · Odpowiedzi: 4 · Wyświetleń: 3530 |
Pensy Nocard | Napisane: 18.12.2003 14:05 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
"Dziwny ten świat" Dziwny ten świat po którym wciąż chodzę Mam go dość sprawia mi ból kopie bym upadła a potem kopie mocniej Chwilami chcę to skończyć Mieć spokój i ciszę i samotność i myśli własne Bo dziwny jest ten świat mamy się dość nawzajem mogłabym odejść, ale... kto mi zagwarantuje, że tamten jest lepszy? "Walka z krzykiem" Krzyk echem się rozchodzi Po domu całym Do uszu się wkrada Serce zamraża Ty siedzisz cicho Wpatrzona w okno Patrzysz na noc zapadającą Na płatki śniegu wirujące Krzyk do Ciebie dochodzi Staje zmieszany patrzy ciekawie Na Twą obojętność Ty siedzisz cicho Wpatrzona w okno Wiesz, że gdy usłyszysz To przegrasz z nim walkę Wygrać nie możesz Serce się zbuntuje Więc Ty nie słyszysz Choć słychać krzyk wokoło "Prośba" Są dni, gdy wierzysz Są dni, gdy wątpisz Są dni, gdy masz wszystkiego dość Są dni, gdy kochasz ten świat Są dni i będą Są dni, gdy wiatr w oczy wieje Są dni, gdy ktoś Ci kłody spod nóg usuwa Są dni, gdy ból zasłania Ci wszystko Są dni, gdy złe wspomnienia wydają się fikcją Są dni i będą Są dni, gdy kochasz Są dni, gdy nienawidzisz Są dni, gdy jesteś potrzebna Są dni, gdy nikt Cię nie chce Są dni i będą A ty bądź z nimi Proszę "Wyimaginowany narzeczony" Mówię Ci, że Cię kocham Ty nie mówisz nic Mówię Ci, że śnię o Tobie Ty nie mówisz nic Mówię Ci, że chcę o Tobie zapomnieć Ty nie mówisz nic Mówię, że chcę być z Tobą Ty się ironicznie uśmiechasz Mówię, że nie chcę innego Ty się ironicznie uśmiechasz Mówię, że jesteś bydlakiem Ty się ironicznie uśmiechasz Mówię, że jesteś cudowny Ty stoisz dumny Mówię, że jesteś najlepszy Ty stoisz dumny Mówię, że mam Cię dość Ty stoisz dumny Mówię, że jesteś podłym bydlakiem bez serca, skrupółów i sumienia Nie masz litości dla mnie I nigdy nie staniesz się realny. Po prostu zwyczajnie mi na złość! "Gdy masz zły dzień" Jedno światełko za oknem mryga Jedno światełko snuje swą historię Jedno światełko w które Ty chcesz wierzyć Chcesz wierzyć że za nim jest rodzina Do wspólnego obiadu siada Dzieci się śmieją ojciec fajkę pali matka nalewa im zupy Wierzysz, że wszystkim jest lepiej Że tylko Ty masz źle na świecie że tylko Ciebie nikt nie kocha Że tylko Ty masz problemy Że tylko Ty osuwasz się w czerń A co jeśli za tym światełkiem nikt, nigdy nie widział bieli? "ucieczka" Ciemność zapadła księżyc świeci Monitor blask daje Ja siedzę skupiona ne melodii z głośników płynącej na słowach z ekranu tworzących opowieść Skupiam się na tym aż do bólu do upadłego do straty zmysłów by nie znać rzeczywsitości która mnie ich pozbawi szybciej ...i boleśniej "On" Zimno Cię otula Ciepło powoli odchodzi W gardle gula Niemy płacz ją płodzi Zimno przenika Serce jeszcze ciepło daje Lecz chłód wnika To on! serce Ci się kraje Teraz Go widzisz W pełnej krasie, stoi dumny Z łez Twoich szydzi To był jednak pomysł durny By pokochać szczerze Teraz w to wierze By o Nim marzyć, śnić Wiem to dopiero dziś By zazdrosną być tak Jak ja tak mogłam, jak? By żyć życiem Jego Teraz to coś śmiesznego By utożsamiać się z Nim Wygłupiłam się przy tym By odrzucić każdego innego Nawet tego realnego! To było głupotą Żądać od fikcji uczuć wzajemności Żyć tęsknotą Lecz jak tego rządać od rzeczywistości? [Niech będzie więc On Znajomy, zimny, wredny, okrutny Jego oczu ciemna toń Przystojny, elegancki i smutny.] |
Forum: Poezja · Podgląd postu: #103716 · Odpowiedzi: 4 · Wyświetleń: 3530 |
Pensy Nocard | Napisane: 16.12.2003 17:17 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
No więc tak: Severus Snape - przystojny, cudowny, blady, ciemnowłosy, inteligentny, sarkastyczny, ironiczny, męski, do twarzy mu w czerni, mądry, zdolny, słodko dręczy pottera, jest słodki, bezbronny , był śmierciożercą, uczy się na błędach (jest szpiegiem), nie lubi Blacka, jest odważny, rozsądny, żądny władzy, gra go najcudowniejszy/najpiękniejszy/najwspalniejszy/najsexowniejszy aktor na świecie Jest w stanie wolnym, faworyzuje Dracusia, jest taki... ŚLIZGOŃSKI!!! Wady: niezarejestrowano |
Forum: Harry Potter · Podgląd postu: #103075 · Odpowiedzi: 364 · Wyświetleń: 57528 |
Pensy Nocard | Napisane: 01.12.2003 20:34 | ||
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
A je lubię smutnych wierszy. No dobra lubię, ale ile można? Smutnych wierszy jest za dużo! Czas na Severa "Litościwi Śmierciożercy" czyli, jak Severusa do kręgu przyjęto Na Święta Bożego Narodzenia Severus wyjechał nie budząc zdziwnienia W Alpy do Czarnego Lorda pojechał Jazdy na nartach i choinki zaniechał Zabijał i otruwał głupich mugoli Całkowicie wbrew ich i Dumbla woli Już go prawie do kręgu przyjęli Gdy dostał prezenty i go wyśmieli Bo nie nadaje się na Śmierciożercę dobrego kto dostaje różowego misia pluszowego Za rok go jednak zgodnie powitali Bo Deer poznali i się zlitowali. „Wyjec” czyli dlaczego nie należy zapominać o urodzinach Andrei Deer Harry Potter grzecznie siedzi Nad miksturą głowę biedzi Nic mu jednak nie wychodzi Ale właśnie o to chodzi Bo Severus też jest człowiekiem I zadowala się wrednym uśmiechem Dopiero później zrzedła mu mina wyniosła Gdy sowa wleciała i wyjca przyniosła Spojrzał na uczniów przerażonym wzrokiem I wyszedł z sali najszybszym swym krokiem Uczniowie i tak dowiedzieli się o jego winach Gdy rozległ się wrzask „Zapomniałeś o mych urodzinach!” „Sadysta Black” czyli kochanie wróciłam! Syriusz Black szedł korytarzem I otrząsał się ze złych wrażeń Kuśtykał przy tym na jednej nodze Bo o ścianę „zahaczył” po drodze Tak się odrobinę psisko zataczało Bo w łeb niedawno oberwało Szybko jednak mu wszystko przeszło Gdy na Severusa kundlisko weszło Odezwały się w nim mściwe zapędy A przy tym jego wyrzuty sumienia więdły Dręczył Seva, że „coś wie”, wiadomością Lecz już niedługo spojrzał nań z litością Bo ta wiadomość sama tu przyszła A z Severusa trwoga na wierzch wyszła Black zaczął już mieć dla niego względy Gdy zobaczył, jak jest przerażony powrotem Andy. „Telemaniak” czyli, jak łatwo Seva uzależnić Pojechał Sev na wakacje Czym wzbudził powszechne owacje Bo pojechał do Andrei Deer I nie robiła nawet przykrych min! Dopiero, gdy mugoli mu przedstawiła Jego postawa znacznie się zmieniła Zaczął krzyczeć i marudzić Awanturami Andy nudzić Dlatego „skarb” mu pokazała I jego postawa się załamała Cały dom od ciszy dźwięczał A Sever przed telewizorem ślęczał Całe wakacje przed ekranem spędził A potem go do Hogwartu zwędził Jednak Deer się ze kłótnią stęskniła I telewizor z dymem puściła „Spokojne wakacje” czyli błoga nieświadomość Severus leży na plaży Z uśmiechem na twarzy Pełen szczęścia i spokoju Pozbył się z włosów łoju Nie boi się wyglądu swego Skądinąd kuszącego Bo Deer nie ma wokoło I Sevrusowi jest wesoło Bo w nieświadomości żyje Że się Andy w krzakach kryje |
||
Forum: Poezja · Podgląd postu: #98125 · Odpowiedzi: 3 · Wyświetleń: 3738 |
Pensy Nocard | Napisane: 30.11.2003 12:26 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
Ostrzeżenie: 1. To jest głupie 2. To miało być głupie 3. Jest więcej i dam więcej, bo niedługo neta mieć nie będę i trzeba korzystać 4. Nie zabijajcie. Ani mnie ani siebie 5. Czytanie tego "wierszyka" zawsze można przerwać 6. Andrea Deer to moja xywka, której używam podczas pisania opowiadań fla koleżanek o moich koleżankach, o mnie, Severusie i Huncwotach, no (Andy to skrót ) 7. Ja nie mam manii na punkcie Severusa Snape'a!!! "Wakacje" Czyli jak zmusić kogoś do wysłania kartki Dawno temu w Pakistanie Sev jadł bułkę na śniadanie Bułka zwykła, z serem była lecz Snape'usia zawstydziła bo roziwnął ją z papieru ozdobnego z serduszkami i różowego W śniadaniu jednak smak Anglii zwęszył I swój gust estetyczny przezwyciężył Gdy tak jadł pomyślał o domu I że dotąd kartki nie wysłał nikomu Jakby nie było na wakacjach był poszedł na pocztę i wysłał kartkę Deer Podziękował za pyszne śniadanie i opakowanie przez kumpli wyśmiane Koniec... "Opalenizna" czyli, jak to zawsze należy się słońca wystrzegać W polskim domu, na tarasie Siedział Sever w pełnej krasie Twarz przed słońcem krzywił swoją I pracę z eliksirów robił, moją Bo mi się robić nic nie chciało A on roboty miał za mało Tak się pracami wszystkimi zawalił Że sam nie zauważył, jak się opalił Ze wstydem i śniadą cerą powrócił I szkołę do góry nogami wywrócił Paczka Huncwotów ze śmiechu pękała A ja ukochanego nie poznawałam... |
Forum: Poezja · Podgląd postu: #97677 · Odpowiedzi: 3 · Wyświetleń: 3738 |
Pensy Nocard | Napisane: 29.11.2003 20:11 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
Szczerze? nie, nie płakałam nad HP, a
przynajmniej sobie nie przypominam. Jednak Wrzeszcząca Chata i kilka innych
scen mało nie przyprawiły mej mamy o zawał. Nie śmiać się, ja wyjaśnie
Postawcie się na jej miejscu. Oglądacie sobie spokojnie
telewizję, a Wasza pociecha (w sensie JA) czyta sobie spokojnie książeczkę w
drugim pokoju. Cisza, spokój, sielanka. I... w pewnym momencie słychać
histeryczny śmiech latorośli. Zaniepokojeni o stan umysłowy najmłodszego
członka rodziny zaglądacie do drugiego pokoju, a dziecko raczy Was cytatem
"-Więc, to dlatego Snape tak Cię nienawidzi? Bo brałeś w tym udział. -
Tak, to dlatego. - rozległ się drwiący głos, gdzieś zza pleców Lupina.
Severus Snape ściągnął z siebie pelerynę-niewidkę i stał z wymierzoną
różdżką w profesora Lupina. - Bradzo przydatne Potter, dzięki."
(cytowane z pamięci) Podobne reakcje były, kiedy, to jedna Quirrell był TYM ZŁYM z I tomu no i w paru innych miejscach. Czasami były też nerwy. (cytując mniej więcej zwierzanie się moje mojej biednej rodzicielce po przeczytaniu III tomu) "Jak oni mogli go uwolnić? Severus nie dostał orderu Merlina! To okropne prawda? Oj, prawda..." :D:D Ach to były piękne czasy. |
Forum: Harry Potter · Podgląd postu: #97470 · Odpowiedzi: 236 · Wyświetleń: 43361 |
Pensy Nocard | Napisane: 28.11.2003 20:53 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
Harry, to część pięknego świata dzięki
któremu wariuję i dzięki któremu wciąż jestem zdrowa psychicznie, bo zawsze
mam gdzie uciec |
Forum: Harry Potter · Podgląd postu: #97013 · Odpowiedzi: 81 · Wyświetleń: 29709 |
Pensy Nocard | Napisane: 27.11.2003 19:45 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
Oto wiersz, za który o mały włos uwagii nie
dostałam, bo pan Z. się czepiał, że nie robię przykładów, tylko poezję
piszę. Gdyby wiedział, co ja piszę :> _____- "Matematyka" Nie rozumiem matematyki Sztuki pozbawionej logiki Wbrew błędnym przekazom Tych, co jej się uczyć każą Biednych uczniów katują I materialistów produkują Bo liczyć kasę im wręcz każą A oni o wolnym życiu marzą Potem matma się w życiu przydaje Obliczyć odpowiedni kąt się daje Pod kątem w szczękę dają I matematyka wspominają. Z dedykacją dla pana Z. (Heh żeby tylko nigdy tego nie zobaczył ^^) |
Forum: Poezja · Podgląd postu: #96641 · Odpowiedzi: 9 · Wyświetleń: 7117 |
Pensy Nocard | Napisane: 27.11.2003 19:40 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
Co do mikołajek to polecam coś śmiesznego...
nie wiem co A i proszę o pomoc! Co prawda i tak będę się starała sobie poradzić sama, ale pomysły miło widziane. Otóż pracę mamy dodatkową z historii (którą MUSZĘ napisać, bo mi się dobra ocenka przyda ) Rozprawkę na temat 15 sierpnia (Cud nad Wisłą) no i mamy sobie sami wybrać jakąś tezę na ten temat... I właśnie z tym mam problem. Macie pomysł na jakąś ciekawą tezę (albo hipotezę) ? |
Forum: Talk Show · Podgląd postu: #96639 · Odpowiedzi: 65 · Wyświetleń: 21177 |
Pensy Nocard | Napisane: 16.11.2003 19:33 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
Przez to, że forum nie działało
(przynajmniej mi) to starciliście coś ważnego... zakończenie tego ficka. Tak
moi drodzy skończyłam to... cos. 1)Tak, jak obiecałam kolejna część. 2)Jak za pewne większość Was się domyśli jest część ostatnia, choć na pewno będzie jeszcze epilog 3) Nie cieszcie się za bardzo z punktu 2. Planuję coś nowego i śmiesznego (nie śmiesznego też, ale jak to skończę pomyślę o czymś śmiesznym ) Część... 20!!! (jubileusz mamy ) "G.U.M.I.Ś." sprzedawał się wręcz cudownie i nowi członkowie zostali przyjęci do tej cudownej i wspaniałej redakcji. Stary skład starał się przyjąć dużo nowych, bo wiedział, że za jakiś czas będą musieli wrócić do swych starszych wersji. Niestety. A oto nowy skład, wraz z oryginalnymi nazwiskami, które znał tylko główny redaktor alias snaki. Hermiona Granger (autorka krytycznych artykułów, oraz najlepsza, jak na razie kandydatka na następczynię redaktora naczelnego) - xywka Lady Ja-Wiem-To-Wszystko Draco Malfoy (autor wspaniałych karykatur, które rozbawiły snakiego do łez, oraz najlepszy kandydat na wiceredakora ) - xywka synalek Harry Potter (autor cudownych wierszyków, oraz... i tylko to) - xywka piorun Virginia Weasley (autorka karykatur i porad) - xywka wiewiórka (miała być synowa, ale to by było zbyt oczywiste ) Cho Chang (porady i artykuły, oraz listy zaufania) - xywka Kicia (złośliwi (czyt. Syriusz) zaczęli nazywać Severusa Kocurem, gdy dowiedzieli się, kto jest Kicią ) No i oczywiście: Fred i George Weasley, jako syjamscy (zajmowali się pisaniem artykółów, robieniem śmiesznych zdjęć i ogólnie byli złotymi raczkami redakcji) I to chwilowo koniec. Tak, więc życie było piękne. Fanki słały listy, nauczyciele groźby, ale nikt nie miał absolutnej pewności do kogo. To właśnie główna zaleta posiadania ksywki. "G.U.M.I.Ś." rozwijał się. Gdy rozpoczął się czerwiec posiadał dodatkowe działy z poradami miłosnymi ("Podejdź do niego i go pocałuj na środku szkoły. Może i stracisz reputacje, a on Cię odrzuci, ale co wycałowałaś, to Twoje!!!"- autor Kicia), urodowymi ("Wiesz... najlepiej ostrzyż się na łyso" - Kicia), stronę z wróżbami ("Weźcie talię kart i każcie wybierać trzem potencjalnym kandydatom na Waszą drugą połówkę. Potem spójrzcie, jakie wybrali i wymyślcie takie zasady, żeby wygrał ten najładniejszy" - Pani Tarota), zaklęciami potrzebnymi na co dzień ("Jak usunąć włosy z nosa smokowi? To bardzo proste, najtrudniej zdobyć smoka..." - snaki), randką w ciemno ("Przystojny, wysoki, o ciekawej twarzy i ślicznych zielonych oczach pozna miłą i ładną" Sev i Syriusz podglądający te spotkanie mało nie padli, jak zobaczyli, że Colin wyswatał się z Pansy Parkinson), kwiatkami z lekcji ("Ja nie twierdzę, że jesteście tumanami, ja tylko uczę Was wystarczająco intensywnie, żebyście sami to odkryli" - prof. Wilkens), ogłoszeniami drobnymi ("Tanio sprzedam Błyskawicę Pottera. Draco Malfoy") i podsłuchanymi rozmowami nauczycieli ("Voldemort, to rzeczywiście problem, ale w porównaniu z "G.U.M.I.Ś.-em...". Jak widać nie wszystkim podobał się nagły sukces gazety. I to nie tylko w szkole. - JAK ONI MOGLI MI TO ZROBIĆ!!!.... CHLIP... BUUUUU... CHLIP... SMARK... TO JA CHCĘ BYĆ SŁAWNY, A NIE ONI!!! - Jesteś sławny, Panie. - NIE JESTEM!!! I NIKT MNIE NIE LUBI!!! I JESTEM BRZYDKI... A ONI SĄ ŁADNI!!! GLIZDOGON JESTEM BRZYDKI??? - Eeee... - CRUCIO!!! JESTEM? - Nie panie... au... skądże... - Malfoy... chlip? - Jest pan cudny, Panie. - Naprawdę? - Tak, Panie. - Ładniejszy od nich? I lepszy? I mam więcej władzy? - Tak, Panie. W każdym calu. - Lubię Cię, Malfoy! Pozwolę Ci obciąć mi paznokcie u stóp! - Dziękuję, Panie - Lucjusz Malfoy skłonił się głęboko, po raz kolejny udowadniając, że nawet wykrywacz kłamstw da się nabrać na jego komplementy. Jednak zazdrość, czy złość nauczycieli były czymś oczywistym i nikt z redakcji się specjalnie tym nie przejął. Jak grom z jasnego nieba dobiła ich inna informacja, którą Snape usłyszał, gdy pod pokojem nauczycielskim nasłuchiwał kolejnych ciekawych nowinek do gazety. - O czym chciał pan rozmawiać, dyrektorze? - spytał profesor Wilkens. - Co oni znów zmalowali? - Nie o to chodzi Victorze - odparł dyrektor z wyczuwalnym nawet zza drzwi, uśmiechem. - Znalazłem antyzaklęcie. - Znaczy, że ich odczarujemy? - spytał z nadzieją Lupin. - Tak i żadne z nich, ani żaden z uczniów nic nie będzie pamiętał z ostatni dwóch tygodni. - To, jak im to wytłumaczymy? - zaniepokoił się głos, który Snape z trudem poznał... Arthur! - Nieudanym zaklęciem Voldemorta! I wszystko wróci do normy, zakon feniksa już powołany, uda się nam pokonać Toma. Severus Snape na chwiejących się nogach dotarł do swojego pokoju. Wiedział, że to kiedyś nastąpi, ale żeby teraz?!?!?! Syriusz przyjrzał mu się uważnie. - Wszystko w porządku? - spytał niepewnie. - Zwołaj całą redakcję. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie, Dumbledore - powiedział Severus i zaśmiał się tak szatańsko, że Black lotem błyskawicy popędził spełnić jego życzenie. Zawsze bał się wariatów. (Żeby wyleczyć ten lęk przyłączył się do Huncwotów. To, jak leczyć klaustrofobię, zamykając się w szafce...) Godzinę później... (redakcja takiego pisma, jak "G.U.M.I.Ś." nigdy nie była za dobrze zorganizowana, a już za rządów Severusa...) - Znaczy znów będziesz naszym mistrzem eliksirów?! - spytał po krótkim wyjaśnieniu Severusa, Harry. - Owszem, Potter - Harry spojrzał na niego przerażony - No co... wczuwam się w rolę. - I mówisz, że mój mąż brał w tym udział?! ZDRAJCA!!! - Molly wyraźnie nad sobą nie panowała. - Ale mówiłeś, że masz pomysł - przypomniał Samuel. - Owszem. Wszyscy pochyli się w kręgu, który utworzyli, a Severus zaczął im opowiadać o zaklęciu, którego kiedyś się uczył. Zaklęciu, które sprawi, że zarówno oni, jak i wszyscy, o których mocno pomyślą, będą pamiętać czas odkąd grono pedagogiczne i duchy stały się piękne, młode i zwariowane do dzisiejszego słonecznego dnia, który chylił się ku zachodowi. Jako, że ta drużyna zawsze szybciej robi niż myśli (wyłączając Hermionę, która została przegłosowana) zaklęcie rzucono od razu. I właściwie był to dobry pomysł, bo chwilę później do drzwi zapukał dyrektor. - Mam dla was wiadomość. Chodźcie ze mną do Wielkiej Sali. Wszyscy, chciałbym tam zebrać całą szkołę - i uśmiechnął się tak obłudnie, że nawet Tom Riddle by mu uwierzył. KONIEC. EWN (Epilog Wkrótce Nastąpi) ___________ Za ewentualne zarzuty co do kończenia tego opowiadania odpowiem teraz. Oto me powody: 1. Piszę obecnie 5 opowiadań i muszę zacząć je kończyć. ( Jedno Z Archiwum X, drugie to "Konflikt Pokoleń", o którym bynajmniej nie zapomniałam, dalej jest jedno nowe, które staram się dopracować (o HP), to, które właśnie skończyliście czytać, no i jedno na potrzeby mych koleżanek ze szkoły) 2. Ta przebrzydła szkoła, co humor ludziom odbiera i czas również. 3. Brak pomysłów na ciąg dalszy... Tak, tak przyznaję się bez bicia. 4. Kiedyś to trzeba było skończyć, a 20 to taka równa liczba, nie sądzicie??? 5. Nie mam sumienia Was dłużej męczyć 6. Jak chcecie coś jeszcze głupszego od tego przeczytać, to dajcie znak w komentarzach a zaprezentuję Wam wierszyki o Sevie I ja wcale nie mam manii!!!!!!!!!!! Żeby było wszystko jasne! EPILOG: Hermiona Granger starała się skupić na dokładnym odpowiadaniu na pytania testu. Profesor Snape nie lubił niedokładności. Starała się nie myśleć o tym, jaki był jeszcze niedawno. Nie była pewna, czy podziałało na niego rzucone w pośpiechu zaklęcie. Podejrzewała, że jest to możliwe. Ron i Harry prawdopodobnie wszystko pamiętali, bo Ron z nią chodził, a Harry często widywany był z Ericiem. Regularnie znajdowała też w swojej torbie ich materiały do "G.U.M.I.Ś.-a", który wciąż działał i sprzedawał się wręcz cudownie. No, ale to już nie było to samo, co ze starą eskadrą. Nie wiedziała, jak ma zorganizować bal na koniec roku, czy cokolwiek innego. Mimo wielkiej pomocy zastępcy redaktora naczelnego - synalka. No cóż, jakoś sobie poradzą. Westchnęła i podeszła od biurka nauczyciela oddając test i biorąc od niego swoją sprawdzoną pracę dodatkową. - Może pani wyjść, panno Granger - odezwał się łaskawie swoim zimnym głosem Snape. - Dobrze panie profesorze. Gryfonka wzięła swoje rzeczy i wyszła przed klasę, gdzie czekała na dwójkę swoich przyjaciół. Otworzyła swoją pracę, aby sprawdzić, co dostała i zobaczyła w niej coś dziwnego. Kopertę. Otworzyła ją i szeroko się uśmiechnęła. I bynajmniej nie za sprawą rysunków, jakie zawierała, ale krótkiej notki, którą autor do nich dodał. "Przyjmujecie starą eskadrę, prawda? Snaki" - A więc jednak wszystko było tak, jak pamiętam... - szepnęła do siebie - I wszyscy to pamiętają. Muszę ich wszystkich uświadomić! - Zarumieniła się - To znaczy powiedzieć im, że zaklęcie zadziałało! Pobiegła w głębię Hogwartu aby odnaleźć swych przyjaciół, ale w połowie schodów zatrzymała się. - Czy ja gadam do siebie? - spytała Hermiona Granger. - Nie, zdecydowanie nie - odpowiedziała Granger Hermiona. - TO dobrze. Przed wieczorem o dobrze działającym zaklęciu wiedzieli już wszyscy. I wszyscy się cieszyli. Niektórzy nawet bardziej od innych. Severus Snape leżał na swoim łóżku, w swych prywatnych kwaterach i uśmiechał się do siebie. Wiedział, że dobrze zrobił dając kopertę Hermionie, w końcu skoro Black szepnął m na korytarzu, że wszystko pamięta, to Granger chyba też? Ona zajmie się już wszystkim. Jego rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi. Było to dziwne zwarzywszy ile zaklęć trzeba by było złamać, żeby się tu dostać. - Proszę - Severus uniósł się na łokciach i wpatrzył w uchylające się drzwi. Po chwili błogi uśmiech rozlał się na jego twarzy, a w oczach zalśniła iskierka. - Dzień dobry profesorze snaki - Cho Chang uśmiechnęła się rozbrajająco. Zawsze wolała trochę starszych... Definitywnie, nieodwołalnie, niezaprzeczalnie, niepodważalnie i niezmiennie KONIEC Happy End |
Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #94089 · Odpowiedzi: 9 · Wyświetleń: 10384 |
Pensy Nocard | Napisane: 25.10.2003 12:34 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
W Archiwum X jest taki bohater Alex
Krycek... spokojnie to krótkie wprowadzenie... i on jest zawsze po tej
stronie, która mu daje korzyści itp. Moim zdaniem to będzie tak, że draco
się zorientuje, że jest na przegranej pozycji. Pomoże Harry'emu dzięki
czemu nie pójdzie do Azkabanu ani nic z tych rzeczy, a potem będzie sobie
spokojnie żył studiując czarną magię. Będzie dobry, bo to mu bardziej
pasuje, ale Pottera i tak będzie nienawidził. Jak Severus A co do zakochania się w Hermionie, to czytałam już ff o zakochaniu się Draco w Harrym/Snape'ie/Ronie/Voldemorcie/Ginny itd. itp. Więc nic mnie nie zdziwi... (ale najlepszy był Voldemort/Potter :D:D:D) |
Forum: Harry Potter · Podgląd postu: #93215 · Odpowiedzi: 233 · Wyświetleń: 38209 |
Pensy Nocard | Napisane: 20.10.2003 20:19 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
Cz. 18 (chyba) (to całkiem możliwe) (oj,
załóżmy, że osiemnasta) Powolne ruchy człowieka, który za wszelką cenę stara się pozostać nie zauważony. Wszyscy oprócz niego śpią. Panuje absolutna cisza. Nikt go nie usłyszy. Nie mają szans, bo on jest cichutko. Jego ofiara na pewno się nie obudzi... Syriusz Black delikatnym i idealnie cichym ruchem sięgnął w kierunku czegoś, co wyglądało, jak album. I na czym spał Severus Snape. Właściwie wyglądało tak, jakby Ślizgon ułożył sobie posłanie z tych "albumów" i zasnął na nich. Pewnie chciał się zabezpieczyć przed kradzieżą. Na daremnie. Syriusz był już pewien zwycięstwa. Opuszkami palców dotknął okładki najłatwiejszego do zdobycia albumu. - GRRRRR Syriusz odskoczył i stanął prawie, że na baczność, przed łóżkiem swojego przyjaciela, który niewątpliwie miał otwarte oczy, i niewątpliwie przed chwilą warknął. - Cześć Sev! Nie śpisz? - spytał z uśmiechem wyjątkowo szerokim, nawet jak na niego. - Wyobraź sssobie - warknął (syknął?) Snape. - Czemu dobierałeś się do moich albumów? - A... Czemu warczałeś? - wykręcił się od odpowiedzi Black - Myślałem, że we własnym języku lepiej zrozumiesz. A teraz sssspadaj. - Sss Khem Khem Znaczy Sev, ty chyba coś nie tak? - Jaśśśniej? - Przeciągasz "s" a czasem "ś" - Jassssne... - Wiesz Sev, ja też lubię Jubilera... - Co?! - No... "Władcę Pierścieni" , czy bransoletek? Nie ważne! Ale nie musisz się od razu tak upodabniać do bohaterów Sever. - Nie czytałem Władcy Pierścieni... Sssrozumiano? - Nie teraz, to już przesadziłeś. Mówi się Zzzzzrozumiano! - A co mucha jestem? - Tak, bzykajmy razem... - CO?! - Idę po Molly, ona ci przemówi do rozzzzumu. - Nie przedrzeźniaj mnie. - Jakżebym śśśśmiał... Po krótkiej naradzie w pokoju dziewczęcym (w którym zaskoczony Black znalazł zaspanego Iryta) Molly wyszła do Severusa Snape'a, który wciąż okupował łóżko i układał na nim albumy z taką miną i wzrokiem, że Molly poczuła się zazdrosna. Jednak opanowała pierwotne instynkty porwania rywali na strzępy i usiadła na łóżku Ślizgona tak, żeby nie naruszyć żadnego ze ssssskarbów. - Severus, zapytam wprost. - Proszszszę. - Jest źle - powiedziała cicho przyszła Weasley. - Czy jesteś albumofilem? - CO?! - Snape oderwał się na chwilę od pieszczenia znalezisk. - Bo innego wyjścia nie widzę... - BO NIE WIESZ CO, TO JEST!!!!!!!!! - wydarł się Snape tak, jak nawet żaden Potter nigdy nie słyszał. - NO TO MI POWIEDZ, JEŁOPIE!!!!!!!!!!!!!! ; - jednak mimo usilnych wysiłków, wciąż nie dorastał Molly do pięt. - No to patrz! Z tymi słowami otworzył jeden z albumów, w którym znajdowały się jakieś stare gazety. W każdym albumie z jednego roku, choć często były przerwy na kilka lat albo były wyjątkowe lata, które mieściły się w kilku. Molly patrzyła, jak urzeczona. - Przecież to SKARB!!! Skąd ty, to masz??? - No pięknie, on syczy, a ona gada inną czcionką! - Mam plan. - oznajmił Severus. - Plan wspaniały i genialny! - SEVERUS!!! Nie zasyczałeś. - Syriusz był bliski ekstazy z wrażenia, że kłopoty się ssskończyły. Khem, khem skończyły - No i? - Jaki ten plan?! - krzyknęły dziewczyny, bo Sybilla dołączyła już do nich wraz z Samuelem. - Stworzymy obecny rok. Jakby nie było mamy wprawę. - Eee... Sev, ja nie jarzę - przyznał się Black. - IDIOTO, SŁCUHAJ JAK DO CIEBIE MÓWIĘ! - wrzasnął Snape. - To są wszystkie powstałe numery "G.U.M.I.Ś" - "G.U.M.I.Ś"?!?!?!?!?!?!?! - oczy Syriusza zalśniły niezdrowym blaskiem, jak oczy większości facetów na widok "gazet dla panów". Tylko, że to była gazeta uczniowska. Wszyscy obsiedli łóżko Snape'a, jak muchy g... znaczy śmieci. I zaczęli wspominać. - Te tajemne spotkania... - Ściśle tajny bal maskowy na koniec roku... - Kryptonimy... - Te artykuły! Ich czytanie i... pisanie! - Ta walka z nauczycielami! - I Filchem! - I uczniami też trochę. - Po prostu zdrowy humor... - Karykatury... - Wierszyki! - Piosenki... - I te wszystkie fanki naszej twórczości... - Tyle wrażeń zapewniał tylko "G.U.M.I.Ś"!!! - Tak. Raz musiałam pisać egzamin poprawkowy, bo zamiast się uczyć, czy chodzić na randki, to wprowadzałam korekty do ostatniego numeru w tym roku. - Numery jubileuszowe... Kolejka jaka właśnie się toczyła ze wspomnieniami zatrzymała się na Blacku, który stracił chwilowo wątek i z oczami pełnymi łez wzruszenia wydusił tylko. - Cóż... po prostu "Głos Uczniów Mądrych i Innych Świrów" - Dokładnie!!! - poparli go wszyscy zebrani i zaczęli ocierać łzy spływające po policzkach rękawami... niekoniecznie swoimi. Gdy wreszcie się opanowali, co zajęło im trochę czasu. (Nie tak znowu dużo, ze dwie godziny. No, ale takie wzruszenie! Wszystkie numery "G.U.M.I.Ś"... chlip...przepraszam... chlip dop.aut.) Postanowili omówić pomysł Severusa. Oczywiście każdy był za. - Musimy ściągnąć nowych członków... Bez skojarzeń proszę! - oznajmiła Molly - I zmienić sobie ksywki, bo nas poznają - dodała konspiracyjnym szeptem Sybilla. - A co będzie, jak nas zabraknie? Znaczy już będziemy starzy znowu? - zapytał Syriusz, a wszyscy zamilkli. - No... Wciągniemy bliźniaków, a oni później awansują na szefów! - rozwiązał Severus, a po chwili ciężkiego myślenia reszta zaaprobowała pomysł. - Ej, a można będzie ze starej kadry się nabijać? - spytała Sybilla. - Znaczy z naszej? - spytał Severus. - Nie, dopóki nie będziemy znów starzy, bo przecież większość uczniów nie pamięta nas obecnie, jako swoich nauczycieli. - No fakt - przyznała Sybil. - Jutro zaczynamy! - oznajmił Severus, który w niejasnych okolicznościach zrobił się prezesem (a raczej głównym redaktorem). - Najpierw bierzemy tylko bliźniaków. Potem będą się zgłaszać, jak zawsze. - OK. - Sev? - Co Black?! - Mogę obejrzeć nasze roczniki??? - JA TEŻ! - I ja. - I jeszcze ja! - Dobra, dobra spokój. Są tu. Severus podał im około sześciu albumów i razem zaczęli przeglądać różne numery gazety. Śmiali się przy karykaturze Wilkensa, na której oprócz normalnego ciała miał zamiast głowy kociołek, a w ręku chochlę. Podpisane było Sukinkocioł ze strzałką wskazującą na mistrza eliksirów. Autorem był nie jaki ESES. Zresztą, jak większości karykatur. Następnie zatrzymali się przy karykaturze idealnie odwzorowującej idącego na czworaka Syriusza Blacka, który w swych (LUDZKICH!) ustach niósł pokaźną kość. Podpis ESES był aż nazbyt oczywisty. Kolejna przedstawiała Lily Evans, całującą się z jakimś chłopakiem, a tuż obok Pottera seniora z jelenimi rogami na głowie. Podpis Rogacz rozbawił Molly do łez. A za podpis ESES, autor zarobił w łeb. Następny w kolejności był Remus Lupin. Przedstawiony w pozycji, parodiującej psi siad (PSI SIAD , a nie PRZYSIAD) z głową uniesioną do góry i ustami ułożonymi tak, że widać było, jak wyje do narysowanego wyżej księżyca w pełni. Na szczęście nikt nie wziąć inwencji twórczej ESESa na poważnie. Peter Petigrew siedział skulony, gryząc ogromny ser żółty. Dalej były narysowane same, ogromne buty z dopiskiem "Więcej Hagrida się nie zmieściło" Były też wierszyki i piosenki, które odwzorowywały charaktery uczniów i nauczycieli Hogwartu. Czasem i Filcha. Była strona, na której dedykowano piosenki (zarówno mugolskie, jak i magiczne) poszczególnym osobom. Oczywiście z właściwym gazecie, złośliwym humorem. Np. "I belive I can Fly" dla pani Hooch*, piosenka zespołu Fatalne Jędze "Pogłaszcz psa, weź na kolana smoka" dla Hagrida; "A ja mam już dość" - wszystkim uczniom w trakcie OWTM-ów i SUM-ów; "Angel" - wszystkim Ślizgonom; "Escape" - wszystkim uczniom na szlabanach; "Help" - wszystkim uczniom, którzy jutro mają sprawdzian z eliksirów. Itd. Itp. Po raz kolejny łzy wzruszenia zagościły w ich oczach. I łzy śmiechu, bo nie wszystkie artykuły ze swych lat już znali. Jakby nie było ich wiedza i pamięć kończyła się w wieku lat piętnastu. Ale i tak było cudownie :-) *To pochodzi z jednej z Potterowskich stron. Niestety nie posiadam jej adresu, byłam tam raz albo dwa i teraz mi się przypomniało. Pozostałe tytuły są moje. To znaczy dopasowanie moje. A i jeszcze jedno. Wiem, że tytuły nie pasują latami do czasu kiedy oni byli młodzi. Przynajmniej większość, no ale to czarodzieje, więc mogli poznać, to już wcześniej. Za pomocą zaklęcia Trelum Pollelum. Prawda? No, to nie czepiać się A i jeszcze jedno (prawie bym zapomniała): CDN. I sorry, że znów kiepski odcinek. Część według wszelkich praw matemtyczno-fizyczno-przyrodniczo-filozoficznych 19 Ten oto odcinek zostanie w większej części, poświęcony opisaniu pierwszego numeru reanimowanego czasopisma "G.U.M.I.Ś.", które zdołało się po raz kolejny podnieść z upadku i braku czytelników. Pisma, które jako jedyne w całym istnieniu czarodziejskiego i mugolskiego świata tyle razy się odradzało i na nowo umierało. Jak feniks. Przynosiło radość i pocieszenie w cierpieniach. Podnosiło na duchu i leczyło z kompleksów. A teraz odrodziło się ponownie z własnych popiołów, aby dalej cieszyć, wzruszać i irytować. Aby nieść przesłanie, że zawsze należy się śmiać, nie ważne, kiedy, jak, z kim i z czego (kogo). Obudziło się by trwać i nieść na dzieję na lepsze dni i noce... chlip... chlip.... chlip... chlip... przepraszam... chlip... chlip... wzruszyłam się. Autorka w pośpiechu, ocierająca łzy. Na okładce tego cudownego numeru pierwszego kolejnego wydania "G.U.M.I.Ś" - a widniał piękny rysunek (autor n.n. czyt. Nikomu nieznany) feniksa i tekst <<"G.U.M.I.Ś" SIĘ ODRODZIŁ!!!>> Na pierwszej stronie był zgrabny i wzruszający artykuł, który mówił odrobinę o historii gazety oraz o jej reaktywacji (nadmiar Matrixa na redaktora naczelnego jednak źle wpływał). Wspominał także, że aby opublikować coś w magazynie wystarcz: 1. Zdobyć w miarę inteligentną sowę. 2. Nakłonić ją, żeby stała przez chwilę w spokoju. 3. Przywiązać jej do nóżki kopertę z napisem <<do G.U.M.I.Ś. - a>>, w której będzie jeden próbny artykuł kandydata (tudzież karykatura, wierszyk, dedykacje piosenek itd.) 4. Jeśli kandydat nie posiada takiego czegoś, to niech puści sowę wolno idzie w ustronne miejsce i napisze (narysuje, namaluje, naszkicuje itd. Itp.) 5. Gdy już to zrobi, niech włoży to coś do koperty z napisem << do G.U.M.I.Ś. - a>> i poszuka innej inteligentnej sowy, bo tamta się już pewnie obraziła. 6. Zdobędzie tą sowę i nakłoni ją do siedzenie przez chwilę w spokoju. 7. Wyśle tą że sowę. UWAGA!!! PODCZAS "NAKŁANIANIA" SOWY DO SIEDZENIA W SPOKOJU, ZWIERZĄTKU NIE MOŻE STAĆ SIĘ KRZYWDA!!! A JEŚLI SIĘ STANIE, TO PROSZĘ JĄ ODNIEŚĆ OD RAZU DO PROF. WILKENSA, TO CHOCIAŻ ON BĘDZIE MIAŁ Z NIEJ POŻYTEK I NOWE SKŁADNIKI DO ELIKSIRÓW. Kolejne strony poświęcone były na trzy artykuły dla uczniów różnych autorów. 1. "Jak poderwać nauczyciela?" aut. Snakiego (litościwa autorka doda, że taką nową xywkę przyjął niejaki dawny ESES, czyli Severus Snape dop.aut.) Fragment artykułu: "... Mitem jest, że nie da rady poderwać nauczyciela. Da radę. Ambitnym dziewczętom polecamy profesorów od eliksirów, którzy z natury muszą udawać zimnych, jak lód. Trzeba ich tylko roztopić..." 2. "Jak oszukiwać przy grze w rozbieranego pokera?" aut. Pani Tarota (czyli Sybilli, jakby ktoś się nie domyślił dop. aut) Fragment artykułu: "... Rady dla obu płci. Po pierwsze - zaklinaj się, że nie umiesz w to grać, nigdy na oczy nie widziałeś (-łaś) kart i w ogóle zawstydza cię ta gra. Po drugie - nie daj nic po sobie poznać Po trzecie - uśmiech triumfu niech zagości dopiero przy bieliźnie. Rady szczegółowe..." 3. "Dlaczego profesor Wilkens chodzi takim zamaszystym krokiem?" aut. Szarika ( w sensie Łapy Dop. Aut.) Fragment artykułu: "... Moim zdaniem główny problem polega na nieodpowiedniej bieliźnie..." Dalej, jak w każdym numerze był jeden artykuł dla nauczycieli (bo wbrew ogólnej opinii, to oni też czytali "G.U.M.I.Ś - a") (oczywiście tylko po to, żeby próbować rozszyfrować, kto takie bzdury pisze... oczywiście ^^) Artykuł napisał Snaki , bo już wczuł się w temat: "Jak poderwać uczennicę?" "... Mitem jest, że nie da rady poderwać uczennicy (ucznia). Da radę. Ambitnym profesorom polecamy fanów wszelakiej nauki, a w szczególności Waszych przedmiotów. I pamiętajcie tekst >>Panie (Pani) profesor(ze) ja chyba potrzebuję dodatkowych lekcji<< to tylko pretekst dla ucznia, a dla Was zachęta. Podobnie, jak tekst >>Ja nic z tego nie rozumiem<< Zawsze się coś rozumie. Longbottom jest wyjątkiem, potwierdzającym regułę..." Dział z karykaturami był bodaj najgrubszy, bo Snakiego naszło natchnienie. a) Cała masa wijących się brązowych kresek, a pośrodku dwie dłonie, trzymające książkę. Podpis : Hermiona Granger Chmura burzowa z błyskawicą. Strzałka na chmurę i podpis: mama Harry'ego Pottera c) Idealny portret pani Norris i podpis: Tak naprawdę, to pani Filch. d) Wielki żółty drops z cienkimi rączkami i nóżkami, oraz brodą : Przyszłość Albusa Dumbledore'a. e) Czarny Pan, kierujący różdżkę na lustro, przed którym stoi i dymek: Ostatni mugolak i świat będzie czysty.... W dziale porady dla nauczycieli i uczniów: 1. Jak sprawdzić, czy to wilk, a nie wilkołak? a) zrób mu zdjęcie zaczekaj do pełni c) zrób zdjęcie profesorowi Lupinowi d) porównaj 2. Jak sprawdzić, czy ktoś opisał cię w jakiejś książce? a) poszukaj biblioteki wejdź c) Znajdź Hermionę Granger d) Zapytaj ją 3. Jak namówić uczniów do dzikiej radości? a) Na pierwszej lekcji każ im przepisać cały rozdział z książki, a potem go sprawdź odejmując punkty za najmniejsze błędy ( "t" powinno mieć dłuższy daszek itd.) Na drugiej lekcji zrób im sprawdzian z 13 rozdziału, którego na poprzedniej lekcji zabroniłeś im czytać. Odejmij punkty za wszystkie błędy, a jak ktoś napisze dobrze, to odejmij za złamanie twojego zakazu. Jak będzie się buntował, to daj szlaban za impertynencję. c) Obrażaj ich na tyle subtelnie, żeby nie mogli się nikomu poskarżyć i na tyle dosłownie by zrozumieli. d) Odejdź z pracy - dzika radość gwarantowana. e) Jeśli jesteś profesorem Wilkensem, to wykonaj tylko punkt d) W dziale z wierszykami był tylko jeden napisany przez Sybillę całkowicie talentu pozbawioną, ale za to w kuli zobaczyła inny wymiar, gdzie postacią książkową tylko była. Wzięła się, więc do roboty i spłodziła te głupoty: Harry Potter dziwna księga Piękna, cudna no i wielka! Ile tam postaci występuje I każdy z każdym flirtuje I tak jest Snape boski Który ratuje swe włoski Od szamponu wrednego Z powodu urazu dziecięcego Dalej jest długowłosy Black Co zwiał z więzieni ot tak Snepe'a nienawidzi I się tego bynajmniej nie wstydzi Jest też Lupin ubrany w łach Ale bogina rozprawi raz ciach Jest kumplem Syriusza Blacka I ma naturę wilkołaka Jest jeszcze jeden facet wielki Fajny, zabawny, choć nie piękny Wszystkie zwierzaczki przyjmie w mig A jego imię to Hagrid Jest też jeden kujon wielki Który czyta druk wszelki Granger Hermiona się nazywa A Draco ją od Szlam wyzywa Draco Malfoy to jest gość Pan wszelakich ziem i włość Wielka szycha w Slytherinie Co ze swego ojca słynie Lucjusz jego ojcem jest Zginiesz jeśli tego nie wiesz Lucek ładny jest i bogaty Rolę spełnia wpływowego taty Wielką sławą nas oślepia Ten co w nas gały zielone wlepia Sławnego Harry'ego poznasz w mig Bo ma na czole paskudny sznyt Pozostały jeszcze rudzielce Których jest mnogo wielce pan Weasley Artur zaczyna niech was nie zwiedzie niewinna mina To konstruktor wynalazca Latającego samochodu sprawca Jego żoną jest Molly Co na dzieci krzyczeć woli Niż gotować im warzywa Do tego sztucznych różdżek używa Dalej jest ich fajny syn Długowłosy, piękny Bill A tuż za nim grzecznie stoi Charlie, co się smoków nie boi Potem kujon - pracocholik dumny Percy, co by go Fred wsadził do urny Fred i George są bliźniakami Co się specjalizują żartami Grają też w quidditcha często I tłuczka odbijają gęsto Potem jest już tylko Ron Przyjacielem Potter'a jest on Sławę chce zdobyć wielką Najlepiej łatwą i piękną Najmłodsza zaś jest Ginny Rodzice postęp poczynili Jest to ich córeczka pierwsza Co Potterowi nie poskąpi wiersza Możnaby długo jeszcze wymieniać I kolejnych ludzi tymi wersami wpieniać Jednak ja tylko o jednym powiem uporcie O nie jakim Lordzie Voldmorcie Jest to już łysawy stary dziadek Którym straszy się czarodziejski dziatek Bo choć sklerotyk i fajtłapa z niego To ma niejednego kolegę fajnego Śmierciożercą potocznie zwanym I przez aurów skutecznie wybijanym. To już koniec jest wierszyka A autorka szybko znika Bo się Voldzio, Potter połączyli I plan genialny ułożyli Chcą potwory poszczuć na nią By zobaczyć jak ją zjadają Jednak ona się nie boi Bo wie kto twardo za nią stoi Atakującym zrzednie mina Jak zobaczą miecz Wiedźmina...*** Dział z piosenkami i dedykacjami też był pełen.... MALCHIK-GEY ( TATU) - dla Harry'ego Pottera i Erica Samilsa KISS YOUR PAST GOOD-BYE (AEROSMITH) - Dla wszystkich dementorów i ich ofiar HAVE YOU REALLY LOVE A (WO)MAN (trochę zmieniony przez nawias BRIAN ADAMS) - dla wszystkich mężczyzn w Hogwarcie I DON'T WANT MISS A THING (AEROSMITH) - dla notującej wszystko uważnie Hermiony Granger JA NIE LUBIĘ NIKOGO (ŁZY) - dla profesora Wilkensa DZIŚ BĘDZIESZ MÓJ (ŁZY) - Potter do pucharu quidditcha CRAZY (AEROSMITH) - dla redakcji gazety OSIEM (SMOCZYCH) SERC (ŁZY zmienione przez nawias) - dla fanów eliksirów OPOWIEM WAM JEJ HISTORIĘ (ŁZY) - dla profesor Smith (nowa od historii magii) NARCYZ (ŁZY) - dla Gilderoy'a Lockharta POWIEDZ (ICH3) - dla uczniów przy odpowiedzi Magazyn kończył się pozdrowieniami od redakcji i życzeniami utrzymania humoru przez najbliższe dni aż do następnego numeru, który wyjdzie, jak będzie. No i oczywiście zaproszeniem do pisania i rysowania dla gazety. ~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^~^ W pokoju nauczycielskim, przy kominku i resztkach promieni zachodzącego słońca, wpadających przez okno, Remus Lupin czytał najnowszy numer "G.U.M.I.Ś - a" i wbrew nakazanej zawodowej powadze śmiał się, jak głupi. Czyli normalka. Stojący pod drzwiami tegoż nauczycielskiego przybytku, Severus i Syriusz mieli powód by być z siebie dumni. _)(__)(__)(__)(__)(__)(__)(__)(_ *** Wierszyk został kiedyś napisany przeze mnie w napadzie głupawki i niepoczytalności umysłowej (spokojnie daruję Wam inne, acz podobne ) Mam nadzieję, że taki odcinek, choć na jakiś czas Was zaspokoi, bo ostatnio mam pełno kartkówek i nie mam czasu, humoru i chęci do pisania. Wiem, że chwilami humor jest okropny, ale cóż.... nie będę kłamać, że odcinek jest trochę wymuszony. No, ale chyba z raz się uśmiechnęliście, co??? (jak nie, to mi się nawet nie warzyć tego pisać ) No i komentować, bo pisać nie będę (ale szantaż = =") |
Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #91804 · Odpowiedzi: 9 · Wyświetleń: 10384 |
Pensy Nocard | Napisane: 20.09.2003 13:03 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
Przeczytałam wiersz pierwszy - podobał mi
się, aczkolwiek nie łapałam o co chodzi (ja czasem mam zaćmienia i za nic
wierszy nie rozumiem, nie przejmuj się) jednak były piękne zwroty, które
mnie zauroczyły Przeczytałam wiersz kolejny - uznałam że jest świetny. Zrozumiałam mniej więcej o co chodzi. Był odrobinę prostszy, ale i tak ukrywał jakąś głębię. (Swoją drogą wiele wierszy na tym forum jest jak bagno.... Nie, nie to nie miała być obraza. Po prostu wyglądają niewinnie, a kryją głębię, że się utopić można. Wybaczcie porównanie) Przeczytałam wiersz trzeci i stwierdziłam że jest piękny i wspaniały i najlepszy i chyba nareszcie rozumiem o co chodzi Bardzo mi się podobał. Tak, więc wyciągając wnioski, przy dwudziestym wierszu będę fanką twej poezji |
Forum: Poezja · Podgląd postu: #91434 · Odpowiedzi: 16 · Wyświetleń: 4281 |
Pensy Nocard | Napisane: 18.09.2003 18:45 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
TEŚKNILIŚCIE??? Cz. Kolejna. Sporej wielkości brązowa góra obierek ziemniaków wzrastała powoli, ale stale. Co chwilę rozlegał się też plusk, gdy do ogromnego gara z wodą wpadał kolejny obrany ziemniak. Był poniedziałek i trzech uczniów odpracowywało dzielnie swój szlaban. Z początku pan Malfoy i pan Potter planowali się kłócić i obrzucać wyzwiskami przez co najmniej kilka godzin, ale na widok góry ziemniaków odebrało im mowę. Obecnie więc siedzieli wraz z Severusem Snapem na samym szczycie powoli malejącej góry i pracowali w milczeniu. - To jest nudne - stwierdził Snape. - Odkrywcze stwierdzenie - Draco najwyraźniej nie miał dziś nastroju do oczywistych stwierdzeń. - I męczące - dodał Severus. - Możemy poopowiadać kawały - zasugerował blado Harry po kilku minutach ciszy. - Możemy - zgodził się Snape z obleśnym uśmiechem. Draco uśmiechnął się okrutnie i udając brak zainteresowania reakcją towarzyszy skupił się na ziemniaku i przemówił. - Znacie najkrótszy kawał o gejach? Severus na wpół wystraszony, na wpół zaciekawiony podniósł wzrok najpierw na Draco, a potem na Pottera, który gwałtownie się zaczerwienił. - Znacie? - Nie - burknął Harry, a Snape patrzył z zaciekawieniem na Ślizgona. - Ten Tego - Draco zarobił ziemniakiem, gdy Harry "przypadkiem" nie trafił do garnka. Tak rozpoczęła się największa bitwa wszechczasów. Bitwa między Slytherinem a Gryffindorem. Między tolerancją i stereotypami, bitwa, w której Snape najbardziej obrywał, choć nie miał z nią nic wspólnego. Bitwa, którą w końcu wygrał Severus, bo stracił cierpliwość do przypadkowych trafień. Co do ogólnego rezultatu bitwy, to najbardziej skorzystali uczniowie, bo ziemniaki roztrzaskały się na kawałki, a trójka szlabanowców, żeby uniknąć kłopotów zrobiła frytki. Zaskakujące tylko, że na następny dzień, gdy szlaban miał Eric, Cho i Ginny, było piure. Do niedzieli Severus dożył w jednym kawałku, aczkolwiek sam nie był do końca pewien, jak tego dokonał. Miał tylko "lekko" pokaleczone palce od pamiętnych ziemniaków, a raczej noża do ich obierania, na łydce miał potężnego siniaka zrobionego przez piękną mieszkankę jeziora, która nie chciała go wypuścić na pastwę ziemskich kobiet, miał też rozciętą głowę zaszytą magicznymi nićmi lekarskimi, a to ostatnie przez Draco, któremu puchar, który czyścił "wyślizgnął" się z rąk. Teraz zostało już tylko porządkowanie papierów Binnsa, co do najprzyjemniejszych nie należało. Z drugiej jednak strony nie było też niebezpieczne. Przynajmniej pozornie. - Co to do cholery w ogóle jest? - warknął w pewnym momencie Harry, bo nawet istoty tak delikatne i spokojne, jak on, kiedyś tracą cierpliwość. - Kroniki Hogwartu. Wszystko, co ktokolwiek uznał za warte zachowania z poszczególnych lat, oraz kroniki pamiątkowe każdej klasy. My mamy to ułożyć w porządku chronologicznym - odpowiedział grzecznie Severus, który miał minę, jakby było mu już wszystko jedno. - To jest dyrektorski sadyzm - Draco po raz pierwszy w życiu poparł stanowisko Harry'ego. - Nie martw się. Mamy do zrobienia tylko XX wiek - powiedział Snape spokojnie z uśmieszkiem, wskazującym na powolne odchodzenie od zmysłów. - TYLKO?!?!?!?!?!?!?!?!?! - Spojnie Malfoy, z nim chyba nie wszystko jest w porządku. - Chyba tak. - Tak, tak, tak, to pan Tik Tak - zanucił Severus - Na pewno tak - rzekli zgodnie Malfoy i Potter (jak dalej będą tak zgodni, to Ginny powinna zacząć się martwić dop. Aut) (właściwie Eric też... dop. Aut.) - O Boże Jedyny, Merlinie niegolony, Dementorze gwałcicielu i wszyscy inni też - szeptał Snape, patrząc z szacunkiem, miłością, pożądaniem, ckliwością i czymś jeszcze, na średniej grubości, granatowy album, w którym Potter zauważył tylko jakieś stare gazety. - Co to jest? - spytał delikatnie Draco, nie chcąc narażać na szwank i tak już nadszarpniętych zmysłów Snape'a. - Skarb - A tak jaśniej? - poprosił Potter - Największy skarb Hogwartu. ZNAJDZCIE TAKICH WIĘCEJ!!!!! TAKICH SAMYCH ALBUMÓW TYLKO Z INNYMI LATAMI OCZYWIŚCIE!!!!!!!!!!!!!& #33;!!!!!!!! - Bez obrazy Snape, ale... eee... musimy tu układać to chronoligicznie i nie mamy ochoty na dodatkowe zajęcia... - Jak mi znajdziecie dużo takich albumów i pomożecie je stąd wynieść, to posprzątam i poukładam za was. Obietnica był trochę zbyt szybko wypowiedziana, bo większość albumów leżała w niedalekiej odległości od tej kupy papierów, na której obecnie siedzieli i starali się ją ułożyć. No, ale Sever był w stanie BARDZO wiele zrobić dla tych albumów. Nie żałował nawet, gdy już siedział nad ranem (zaczynali pracę w południe) na swoim łóżku i patrzył na skradzione cuda. - Skarb, mój skarb... tylko mój... no nie tylko, ale przede wszystkim... to ja je znalazłem i ukradłem... mój sssskarb... _ _ _ I jak:??? Krótkie, wiem, ale chora jestem i tak wyszło. |
Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #90921 · Odpowiedzi: 9 · Wyświetleń: 10384 |
Pensy Nocard | Napisane: 18.09.2003 18:44 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
Ja przed Potterem czytałam książki i po
nim też, ale znacznie więcej. Czytam więcej o magii i dawnych wierzeniach i
przesądach. Po prostu zainteresowało mnie to |
Forum: Harry Potter · Podgląd postu: #90920 · Odpowiedzi: 92 · Wyświetleń: 63901 |
Pensy Nocard | Napisane: 08.09.2003 18:38 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
Zgadzam się, naprawdę piękne. Szczególnie
o Aniele Śmierci... Po prostu świetne |
Forum: Poezja · Podgląd postu: #87506 · Odpowiedzi: 5 · Wyświetleń: 4185 |
Pensy Nocard | Napisane: 02.09.2003 18:57 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
Och, moi drodzy nie piszcie tyle
komentarzy, bo nie nadążam z czytaniem!!!
V Wysoka siatka stała wokół miasteczka. Z rynku widać było tylko jej kawałek, gdyż obejmowała dość obszerny obszar miasteczka, kilku sadów, łąk i małych poletek, dzięki którym ludności w mieście nie brakło jedzenia. Siatka była pozornie łatwa do przejścia przez nią. Nie wydawała się odpowiednim murem, dzielącym zdrowych od chorych. Przynajmniej dopóki nie przeczytało się, na ostrzegającej tabliczkach, pod jak dużym jest napięciem. I tak, jak wysoką siatkę i drut kolczasty u jej szczytu dałoby się sforsować, tak o pozbyciu się wysokiego napięcia lub przeżycia takiego porażenia nie mogło być mowy. Jack uśmiechnął się z zadowoleniem. Jego telefon do firmy odniósł kolosalne skutki. Jednak dobrze było pracować w Revelerze, dzięki temu od razu mu uwierzono i zajęto się sprawą. Stanęła siatka, a lekarze szybko nauczyli się wykrywać wirusa we krwi zarażonych. Przebadali całe San Crizpiz i przybyło nieco ludzi do zakażonego miasteczka, aby tu skończyć swoje życie. Większość z nich patrzyła wrogo na Loe'a, ale byli też tacy, którzy pojmowali, że gdyby zostali na zewnątrz, pozarażaliby swoje rodziny, znajomych... Byli gotowi ponieść ofiarę, jak Jack, który przez te dziesięć dni, które minęły poczuł się jeszcze gorzej i z trudnością się poruszał. Dzisiaj na przykład z trudem doszedł do budki telefonicznej mimo pomocy Andy, która po długiej rozmowie zrozumiała jego racje i przyznała mu słuszność. To ona była jedną z tych, które pomagały "nowym" się urządzić w domach, które dostali od mieszkańców. Wiele stał pustych, więc nikt nie został bez dachu nad głową. "W tym miasteczku lokale zdecydowanie za szybko się zwalniają" powiedziała kiedyś gorzko byłą współpracowniczka Jacka i musiał przyznać jej rację. Przyznał ją też, kiedy stwierdziła dziś rano, że jest z nim coraz gorzej. Tak, musiał pogodzić się z gorzką prawdą, że jest to prawdopodobnie ostatni telefon od żony, który jest w stanie odebrać. Niestety. - A jak się czujesz? - spytała Mary, głosem który za wszelką cenę chciała uczynić naturalnym. - Gorzej - wychrypiał jej mąż do słuchawki z trudem trzymanej w ręku. - Ledwo jestem w stanie utrzymać słuchawkę... Muszę siedzieć w budce, bo nie mam siły wstać, a i mówienie jest coraz trudniejsze... Mam chyba wysoką gorączkę... Andy twierdzi, że od czasu do czasu mówię coś całkiem bez sensu. Prawdopodobnie mam majaki... Od wczoraj mam też czerwone plamy... to ostatnie stadium. - kobieta po drugiej stronie słuchawki załkała cicho.- Nie płacz, Mary... nie warto... - Nie warto?! Jesteś moim mężem, a ja... i ty... masz umrzeć... ja nie mogę, to za trudne dla mnie! - Nie prawda. Jesteś dzielna... mądra i piękna... znajdziesz sobie kogoś i to szybko... mną się nie przejmuj... tylko wspominaj dobrze... - Jack uśmiechnął się krzywo. Starał się to mówić beztroskim tonem, choć sam bał się tego, co nadejdzie. Wiedział, że musi umrzeć i to już niedługo, ale nie do końca się z tym jeszcze pogodził. Mimo wszystko nie mógł martwić Mary bardziej niż do tej pory. - Mogę zadzwonić jutro o tej samej porze? - spytała kobieta, powstrzymując płacz. Wiedziała, że inni nowi mieszkańcy też chcą porozmawiać ze swoimi rodzinami, czy znajomymi. Nie była jedyna. - Nie... - odparł jej cichy głos męża. - Czemu? - Jestem zbyt... słaby, Mary. Nie dam rady dojść... To nasza ostatnia rozmowa... Przykro mi skarbie... - Ostatnia? - spytała zrozpaczona. - Tak... I lepiej szybko ją zakończmy... Nie lubię ckliwych pożegnań. - Czyli mam tak po prostu się z tobą pożegnać, jakby nic się nie stało? - spytała rozżalona na wszystko wokół niej. - Właśnie... Do zobaczenia, Mary... może kiedyś... - Do zobaczenia, Jack... Ale to tak nie może być! Jack! - Może Mary... Do zobaczenia... Odłożył słuchawkę i z pomocą współlokatorki wstał i nie bardzo wiedząc, co się dzieje ruszył przez zalany słońcem rynek do domu. Był zmęczony, musiał odpocząć, zdrzemnąć się. Dotarł do domu... Zasnął... Pochowano go następnego dnia na, zdecydowanie zbyt już wypełnionym, cmentarzu. Andy Hismack była z niego bardzo dumna. Ona sama nie zdobyłaby się na taki gest. Nie odważyłaby się sprzeciwić i wezwać tu nikogo z firmy Reveler. Ani z żadnej innej. Doszło do niej jak mało znaczącą i tchórzliwą osobą jest. Jednak teraz było już na to za późno. Na szczęście Jack Loe był inny. Uratował wielu ludzi od okropnej śmierci w bólu i gorączce, jaką miał on, gdy szamotał się przez sen, z którego już nigdy nie miał się obudzić... Tak, Andy zdecydowanie była dumna ze swego przyjaciela. Wiedziała, że dokonał wielkiej rzeczy i jego poświęcenie nie pójdzie na marne. Skąd bowiem Andy mogła wiedzieć, że tego wirusa przenoszą również zwierzęta? Skąd mogła wiedzieć ile bezdomnych psów i kotów, a także tych domowych zwierząt jest zarażonych? Przecież nie mogła tego wiedzieć, ani tego, że nikomu nie przyszło do głowy by je przebadać. Nie spodziewała się, że poświęcenie Jacka zostanie zaprzepaszczone przez dziecko, które drażniło obcego psa i które zostało przez niego ugryzione. Skąd mogła wiedzieć, że będzie bało się przyznać rodzicom i tym samym nie pójdzie do lekarza, bo uzna to za zbyt małą rankę na taką aferę? Nie mogła tego wiedzieć i nie wiedziała, więc była dumna i pełna podziwu dla Jacka, jego firmy i tego, co osiągnęli. KONIEC... |
Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #85822 · Odpowiedzi: 4 · Wyświetleń: 4637 |
Pensy Nocard | Napisane: 01.09.2003 18:39 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
IV Dookoła była ciemność. Nieprzenikniona, smolista czerń. Nie miał pojęcia gdzie jest ani, co tu robi. Wpatrywał się tylko w czerń, jakby chciał przeniknąć ją wzrokiem. Nagle pojawiła się jakaś jaśniejsza smuga, która powoli nabrała koloru i stała się czerwona, a potem znów zmieniła się w zieloną, w niebieską, żółtą, fioletową, pomarańczową, granatową, srebrną, złotą... w setki kolorów i odcieni, których nie potrafił nazwać, a za każdym razem gdy się zmieniała, wokół pojawiały się kolejne wstęgi, które falowały wokoło mieniąc się kolorami i tworząc kolejne wstęgi, i kolejne, i kolejne... Tak, że w końcu wokół Jacka zaroiło się od kolorów i mieniących się barw. Zamiast ciemności wokół niego wirowały kolory, mieniły się i zmieniały, to było piękne! Tak mu się podobało, że za nic nie chciał tego przerywać. Chciał trwać w tym, jak najdłużej, bo nic innego nie było. Był tylko on i kolory. Magiczne wstęgi. Kolory z ciemności... I nagle wszystko zgasło. Jack chciał krzyczeć, żeby tylko wróciło, żeby znów tu było tak pięknie. Jednak nie mógł. Nie było już pięknie. Wokół była ciemność, ale zupełnie inna niż tamta na początku. Ta wydawał się taka cicha, prosta i... zwyczajna. Nie było już miło. Czuł ból w płucach i gardle, z trudem oddychał, a czaszkę dręczył taki ból, jakby ktoś z całej siły ściskał mu skronie. Usiłował zmiażdżyć głowę. To był tępy ból, do którego dokładał się jeszcze jego ostry, przeszywający krewniak z tyłu czaszki. Jakby leżał na poduszce z gwoździ i jeden z nich dotkliwie wbijał mu się w głowę. - Jack? Obudź się już... No dalej, Jack! - dobiegał go z daleka głos. Całą swoją uwagę skupił na nim, chciał się do niego zbliżyć. Spełnić prośbę, obudzić się. Jack Loe, leżący na kanapie w salonie swojej współpracowniczki Andy Hismack, z trudem otworzył oczy. Czuł się, jakby ważyły z tonę. Była to oczywiście przesada, ale przy bólu głowy jaki odczuwał i nieprzyjemnym, bolesnym wręcz, drapaniu w gardle i gdzieś niżej, jakby w płucach. Zakasłał z trudem i szybko zacisnął szczęki z bólu, jaki tym wywołał. Gdy po chwili się uspokoił, powiódł nie do końca jeszcze przytomnym spojrzeniem wokół siebie i zobaczył siedzącą przy kanapie, na fotelu, Andy. - Nareszcie się obudziłeś! Nie sądziłam, że te dzieciaki aż tak poważnie cię uszkodziły! - mózg Jacka powoli powracał do właściwego tępa pracy, aczkolwiek ból i gorączka, która wyraźnie się wzmogła, bynajmniej mu tego nie ułatwiały. - Co tu się dzieje? - spytał cichym głosem, bo na silniejszy nie było go w tej chwili stać. - Co masz na myśli? - spytała kobieta, podający mu szklankę wody, która z trudem przełknął. - Pytam, co się tu dzieje? Co znaczy tablica przy wjeździe do miasteczka? Dlaczego jest tu zakaz wjazdu? I dlaczego ja jestem chory? I na co? - grad pytań z trudem wydobywał się z ust Jacka, ale on już wiedział, czego chce. Chciał się dowiedzieć o, co tu chodzi, bo chyba gorzej już z nim być nie może! - Spokojnie, Jack... - zaczęła uspokajającym głosem wyraźnie zakłopotana. - Mów - warknął Loe. - To długa historia... Chodzi o jakiś wirus, który panuje w miasteczku. Atakuje przeważnie mężczyzn. Choć kobiety też, wyglądają nieco... gorzej, ale nic im się nie dzieje. A niektóre to właściwie unikają jakichkolwiek skutków. Co do mężczyzn... wirus objawia się wysoką gorączką, pluciem krwią, kaszlem, bólem w płucach i gardle, bólem głowy, mdleniem, a na koniec czerwonymi plamami na skórze. Potem już dany człowiek nie żyje zbyt długo. Kiedyś ludzie o tym pamiętali... tak opowiadali mi starsi. Wbili tą tablicę, a potem zapomnieli. I żyjemy tu nigdy zbyt długo, ale jakoś sobie radzimy. - Ale po co pojechałaś do miasta? Mogłaś kogoś zarazić! - Jack... ja kogoś zaraziłam... - uśmiechnęła się lekko, jakby przepraszająco. - No tak, mnie. Ale dlaczego? - spojrzał na nią rozpaczliwym wzrokiem. W gruncie rzeczy nie chciał umierać. Jeszcze nie. - Rada wioski stwierdziła, że należy sprawdzić pewne wierzenie... - Andy westchnęła i pokręciła głową. - To był oczywiście zabobon, ale... musieliśmy sprawdzić. Otóż według niektórych ludzi, każdy spoza miasteczka jest rzekomo... nie do zarażenia. Nic mu się nie może stać. W takim razie wysłali mnie, bo już kiedyś była w waszym miasteczku i zdobyłam jako takie wykształcenie. Musisz wiedzieć, że od nas nie można się zarazić dopóki nie mamy ponad dwudziestu lat. Oczywiście nie u wszystkich jednakowo, ale właśnie w tym wieku stajemy się... groźni, jeśli tak można powiedzieć. - Przerwała na chwilę, ale widząc minę rozmówcy po chwili wróciła do rozmowy. - Miałam za zadanie spróbować kogoś zarazić. A z tego, co wiemy można zarazić się naszym jedzeniem, naszą śliną, krwią, czy poprzez stosunek z kimś z nas... Jednak ja nie chciałam ryzykować zabicia kogoś. To, że jestem brzydka bardzo mi pomogło, ale u nas nie ma pięknych kobiet... Są tylko mniej brzydkie... Udawało mi się być odpychającą i nikt się do mnie zanadto nie zbliżał. Dopóki Hugins nie przydzielił mi ciebie. Wtedy już nic nie mogłam zrobić. Obiecałam moim współmieszkańcom i obietnicy dotrzymałam. Zjadłeś u mnie obiad już pierwszego dnia, pamiętasz? - Tak... - jęknął Jack. - Powinieneś zjeść coś ciepłego. Już ci nie zaszkodzi! - uśmiechnęła się i znikła w kuchni, która do tej pory wydawała się mężczyźnie miłym i przytulnym miejscem, teraz bał się jej tak, jak i wszystkiego w tym domu, na tej ulicy, w tym mieście! Dobiegał go jej głos, kiedy mówiła mu o chorobie, którą się zaraził. Opowiadała o tym, jak jej wujek na to zachorował i żył ileś tam... Jack jej nie słuchał. Dobiegał go jej głos, ale on nie do końca rozróżniał słowa. Był skupiony na czymś innym. Na powstrzymaniu mdłości, które nastąpiły, gdy z trudem wstał. Musiał stanąć, musiał iść. Zataczając się ruszył do drzwi, byle szybciej na rynek, do telefonu. Zawsze wiedział, że słowo dane drugiemu człowiekowi wiele dla niego znaczy. Teraz musiał to udowodnić. Starał się nie myśleć o bólu, zawrotach głowy, czy drapaniu w gardle. Tylko o jednym powinien teraz myśleć. "Przysięgam rozwiązywać zagadki rządu, znajdować ich spiski, ocalić niewinnych i zawsze stawiać ich ponad siebie" "...ocalić niewinnych i zawsze stawiać ich ponad siebie" "...i zawsze stawiać ich ponad siebie" "...ponad siebie" Jack Loe zebrał w sobie wszystkie siły, jakie mu jeszcze pozostały i ruszył, zataczając się lekko na trzęsących się nogach do telefonu. Wiedział, że może nie dotrzeć, że może to nic nie dać, że straci na zawsze rodzinę i przyjaciół, ale wiedział też, że ma szansę i musi pomóc innym. Nawet, jeśli mu się nie uda, to będzie wiedział, że próbował. Przynajmniej umrze z czystszym sumieniem. Budka zbliżała się z każdym chwiejnym i niepewnym krokiem. Jack, co chwila odwracał się na boki, czy nikt do niego nie idzie, czy nikt nie chce go powstrzymać. W końcu nie każdy mógł chcieć być zamknięty i odizolowany od świata tylko po to, żeby nie wyludnić tegoż świata. Wpadł do budki telefonicznej na wpół dlatego, że ledwo już szedł, na pół dlatego, że wciąż nie mógł uwierzyć, że nikt go nie ściga. Jego rozgorączkowany mózg z trudem przyswajał informacje. Nie dotarło do niego, że ludzie pewnie nie wiedzą jeszcze o jego zamiarach. Ach, gdyby miał komórkę! Niestety złośliwość losu sprawiła, że zostawił ją w biurze. Zaklął w myśli i z trudem przypomniał sobie numer do firmy. Na szczęście zbyt często tam dzwonił, żeby go zapomnieć. Wrzucił do automatu wszystkie drobne, jakie miał przy sobie i po wykręceniu numeru, wsłuchał się w sygnał. - Dzień dobry, tu firma Reveler, w czym mogę pomóc? - odezwał się służbowy, niski, męski głos. - Witaj Tom, to ja Jack... - Jack?! Gdzieś ty się podziewał? Mary cię szuka... - głos najlepszego przyjaciela Jacka od razu stał się mniej służbowy, bardziej przyjacielsko zaniepokojony. Niestety Loe musiał mu przerwać, nie było czasu na durne rozmowy, drobne do automatu też były ograniczone. - Nie teraz. Mam coś ważniejszego, więc słuchaj uważnie, bo to będzie poważna rozmowa... TO JEST PRZEDOSTATNIA CZĘŚĆ |
Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #85492 · Odpowiedzi: 4 · Wyświetleń: 4637 |
Pensy Nocard | Napisane: 01.09.2003 18:35 | ||
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
Mądre i dobry pomysł... Może masz rację? Kto wie... Trzeba by zapytać Moody'ego albo bogina... w ostateczności Rowling. |
||
Forum: Harry Potter · Podgląd postu: #85488 · Odpowiedzi: 83 · Wyświetleń: 35690 |
Pensy Nocard | Napisane: 01.09.2003 18:28 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
Oto historia, która jest dalszym
ciągiem poprzedniej, jak to często bywa w opowiadaniach. Ten oto odcinek
opisuje, jak dziwne mogą być skutki całonocnej imprezy i romantycznych
spotkań we dwoje i że nie zawsze jest to ciąża. Dziękuję i
przepraszam AUTORKA, A PRZYNAJMNIEJ TAK TWIERDZI - Jak dobrze wstać skoro świt... - śpiewał (niemiłosiernie fałszując) Albus Dumbledore pod porannym prysznicem (to znaczy prysznic był ten sam, co zawsze, ale Albus brał go rano, więc był poranny ze względu na porę) Humor mu dopisywał. Nie musiał od wczorajszego popołudnia słuchać tłumaczeń żadnego złapanego ucznia, bo też nikt złapany nie został. Biedny dyrektor spychał w najdalsze i najciemniejsze otchłanie swoje umysłu, wieść, że to musi oznaczać coś okropnego. Ta myśl jednak wydobyła się na powierzchnię, gdy tylko wkroczył do swojego gabinetu w nowym szlafroczku w różowe świnki i zobaczył przyszłą profesor McGonagall z wyjątkowo cienką linią ust. Dumbledore, człowiek przewidujący i w pełni zdający sobie sprawę, że serce ma już nie to samo, co siedemdziesiąt lat temu (w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo przeszczepili mu świńskie) zrobił jedyną możliwą i racjonalną rzecz w takiej sytuacji, usiadł. - Co się stało, Minervo? - spytał zmęczonym głosem. - Pan Filch zauważył, że jeden z lochów jest chroniony jakimś silnym zaklęciem i nie można się tam dostać bez zezwolenia, którego nie mamy i nie wiemy o co chodzi. Na dodatek opiekunowie WSZYSTKICH domów odnotowali zniknięcie, co najmniej kilkorga uczniów. - To oznacza chyba naszą drużynę do walki z Filchem... - Prawdopodobnie, zważywszy, że ich także nie ma. Oprócz panny Trelavney i pana Blacka, który wychodził z jej sypialni, gdy woźny polecił mi sprawdzić ich dormitorium - oznajmiła dumna z siebie uczennica. - Czy ty wiedziałaś o jakiejś zabawie, która miała się odbyć? - Nie, panie profesorze. Obawiam się, że podejrzewali mnie, że powiem nauczycielom albo będę im robić wyrzuty, że postępują wbrew regulaminowi. Co oczywiści robili!- Dumbledore uśmiechnął się pod nosem. - Zaraz pójdę do tego lochu, tylko się ubiorę - powiedział dyrektor i piętnastoletnia Minerva McGonagall opuściła jego gabinet. Około pół godziny później, Dumbledore, młoda McGonagall i Argus Filch zdążali do tajemniczego lochu. Właśnie mijali jeden z sąsiadujących z nim pomieszczeń, gdy szeroko ziewając wyszedł z niego nikt inny, jak sam Severus Snape. - Severusie, co ty tu robisz? - szepnął dyrektor, bo nie chciał wypłoszyć potencjalnej reszty bandy. - Musi pan tak krzyczeć? - warknął Snape i sprawnym ruchem różdżki wyczarował sobie butelkę wody i aspirynę. - Widzę, że zabawa była huczna - mruknął Albus - W rzeczy samej. Dzień dobry. Sev, wyczarujesz mi aspirynę? - powiedziała słabym głosem Cho, której bluzka była dziwnie krzywo zapięta, gdy wyszła z tego samego lochu, co Severus i stanęła tuż obok niego. Snape spełnił jej życzenie. - Severusie! Ona jest nieletnia! Wiesz, że to jest prawnie zakazane? - Dumbledore mówił już normalnym głosem, na co Snape skrzywił się z bólu. - O wypraszam sobie panie dyrektorze! Ja też jestem nieletni, ona tez może zostać oskarżona o uwiedzenie nieletniego, ale nie mam zamiaru podawać jej do sądu - uspokoił Cho. - Co tu się wczoraj wieczorem stało? - spytał zmęczony już Dumbledore, przeklinając w myśli samego siebie, że tak łatwo dał się zwieść. - W tym lochu, z którego wyszedłem? - spytał podejrzliwie Snape. - Nie! - zapewnił bardzo szybko Filch. - Co się stało w tym chronionym zaklęciem? - Była impreza z rozkazu Dumbledore'a - powiedział szybko chłopak. - CO?! - wrzasnęła całą trójka detektywów. - Cicho! - jęknęła para z lochu. - Nie dawałem rozkazu... BA! Nawet pozwolenia na żadną zabawę! - Nie? - spytał zdziwiony Severus - A ta przemowa o tym, że wszystkie domy powinny się trzymać razem, czy jakoś tak? Hermiona coś tam opowiadała... - "Będziemy na tyle silni, na ile będziemy zjednoczeni, i na tyle słabi, na ile będziemy podzieleni" - usłużnie dopowiedziała Hermiona wychodząc z niedostępnego lochu, ciągnąc Weasley'a (Rona tak, żeby nie było, że sobie zmieniła w czasie balu ) za sobą. - Panna Granger! - wrzasnęli Dumbledore i Filch. - Cicho! - jęknęła czwórka skacowanych uczniów. - ELIKSIR NA KACA! ELIKSIR NA KACA! ZA JEDYNEGO GALEONA CAŁA BUTELECZKA!!! - Bliźniaki!!!!!!!! - wydarł się Snape, po czym szybko zakupił, co potrzeba i pożyczył trochę kasy współtowarzyszom niedoli. - Ech, wy zawsze umiecie się tak zakręcić, żeby zrobić jakiś dobry interes. - Nasz klient, nasz pan - uśmiechnął się George, pobrzękując wypchaną sakiewką i ruszając ratować kolejnych niedobitków imprezy ogólnodomowej... oczywiście za odpowiednią zapłatą. Przez kolejne kilkanaście minut dyrektor do spółki z Filchem wydzierali się na znalezionych uczniów i prawili im moralizatorskie kazania. Nagle zaległa nieprzyjemna i znacznie wymowna cisza, gdy z "zakazanego korytarza" wyszedł Harry, a tuż za nim Eric, z czego ten drugi z trudem usiłował zapiąć guziki koszuli. Widać po nich było, że już pili zbawczy eliksir, ale są jeszcze trochę zaspani. Bardzo zaspani. - Er.... - zaczął inteligentnie Snape, który znany był ze swej ogromnej tolerancji. (tolerował ludzi, którzy przynosili mu piwo (kremowe oczywiście), tolerował nauczycieli, którzy stawiali mu piątki, tolerował Dumbledore'a gdy był wystarczająco daleko... wiele rzeczy tolerował) - Co (ziewnięcie) się (ziewnięcie) tu (ziewnięcie krótkie) stało? (dwa średnie ziewnięcia) - spytał Harry - No (ziewnięcie bardzo potężne) właśnie - dodał Eric - Dyrektor na nas krzyczy, bo zorganizowaliśmy imprezę - wyjaśniła Cho. - Aha - odparł inteligentnie Eric. - A nie lepiej zebrać wszystkich i dopiero prawić morały? Mniej się pan zmęczy - podpowiedział Potter. - Eee... dobry pomysł Harry! - wydukał Dumbel, który wciąż był w szoku na skutek zobaczenia swojego ulubionego ucznia w towarzystwie, kogoś takiego, jak Eric. - Minervo, Argusie, wszyscy, których znajdziecie mają się u mnie w gabinecie stawić o piętnastej! Was - spojrzał na parę czysto chłopięcą, Hermionę, Rona, Severusa i Cho - też to dotyczy. Wspólny jęk wszystkich wezwanych oznajmił dyrektorowi, że podjął słuszną decyzję. ^^()^^()^^()^^()^^()^^()^^()^^()^^ - kolejna zmiana dekoracji. ( godzina 15:30) Dumbledore nie kończył swojego moralizującego monologu, który chwilami przechodził w krzyki. Tak właściwie, to nikt go nie słuchał, ale on się o tym nie dowiedział. "Po co psuć dziadkowi zabawę?" - uzasadnił swoją postawę Draco M. Oskarżony o przebywanie poza dormitorium po ciszy nocnej oraz o picie alkoholu i uwiedzenie nieletniej. Nawet zawsze porządna i regulaminowa panna Granger (oskarżona o picie alkoholu, przebywanie po ciszy nocnej poza dormitorium i uwodzenie nieletnich )nie bardzo uważała na to, co mówi (tudzież krzyczy) dyrektor. Może było to spowodowane niewyspaniem, a może ręką pewnego rudzielca, która skutecznie ją dekoncentrowała. Nawet główny ulubieniec dyrektora Harry Potter (oskarżony o picie alkoholu, przebywanie poza dormitorium po ciszy nocnej, uwiedzenie nieletniego - czemu się stanowczo sprzeciwiał-, i dawanie złego przykładu fanom - niejaki Colin od dzisiejszego snia zaczął chodzić w różowej apaszce-) nie słuchał wstrząsającej przemowy, bo zbytnie dekoncentrował go sąsiad w postaci Erica Samilsa (oskarżony o picie alkoholu, przebywanie poza dormitorium po ciszy nocnej i próbę gwałtu na nieletnim - jednak Harry za mało oponował, żeby można było uznać, to za całkowity gwałt. Trudno). Wszyscy jednak musieli się przebudzić z dziwnego stanu w jaki wpadli, chcąc uniknąć słów Dumbledore'a gdy ten ogłosił im, co mają robić. Każdy dostał kartkę ze szlabanem odpowiadającym ich przewinieniom (za każdą winę jedna kara). Severus o mało nie zemdlał, gdy się dowiedział, że w poniedziałek obiera ziemniaki dla całej szkoły wraz z Harrym Potterem i Draco Malfoy'em. Bez użycia magii. Wizja środy spędzonej na wyławianiu śmieci z jeziora też nie była nazbyt przyjemna, pomijając już piątek i czyszczenie sreber, oraz niedzielę i układanie dokumentów historycznych Binsa. Oczywiście wszystko z tymi samymi partnerami. Pozostali uczniowie tez nie byli zbyt zachwycenia na wieść, że muszą: - wyczyścić Wielką Salę szczoteczką do zębów (bez użycia magii) - Wyczyścić najbrudniejsze lochy szczoteczką do zębów (dla dzieci) (bez użycia magii) - Wyczyścić stajnię hipogryfów szczoteczką normalną (własną) (bez użycia magii) - Posprzątać wszystkie toalety własnej płci (drugi raz nie dali się nabrać ) (bez użycia magii) - Pomóc Hagridowi w pilnowaniu szczeniaczków (Puszek został ojcem...) (bez użycia magii) - Pomóc pani Pomfrey opatrywać rany, jakie odniósł Argus Filch w pogoni za uczniami... (bez użycia magii) - Patroszyć składniki dla nowego mistrza eliksirów (bez użycia magii) - Układać chronologicznie i zgodnie z alfabetem dokumenty Hogwartu (bez użycia magii) - Spisywać wszystkie książki pod czujnym okiem pani Pince (która wciąż była stara, bo podobnie, jak Filch była charłakiem i czar na nią nie działał) (bez użycia magii) - Wyprowadzać na spacery zwierzątka Hagrida (bez użycia magii) - Pracować za poszczególne skrzaty (tylko Hermiona się ucieszyła) (bez użycia magii) - Wysprzątać sowiarnię (bez użycia magii) - Pisać listy, które dyktują poszczególnie nauczyciele (a trzeba wam wiedzieć, że oni zawsze mają bardzo dużo listów do wysłania, kiedy może zastąpić ich uczeń) (bez użycia magii) - Służyć za worek treningowy na kółku zajęć z Obrony przed Czarną magią (im niższa klasa tym było niebezpieczniej) (bez użycia magii) - Pokroić cebulę do kuchni dla całej szkoły (bez użycia magii) - Przystrzyc nożyczkami do paznokci trawę na boisku do Quidditcha (bez użycia magii) - Robić za królika doświadczalnego dla mistrza eliksirów (bez użycia magii - w celach obronnych, bo inna jest zbędna) Severus, próbujący ocucić Freda Weasley'a (oskarżony o przebywanie poza dormitorium po ciszy nocnej oraz o picie alkoholu, uwiedzenie nieletniej, handel bez zezwolenie, tworzenie zakazanych eliksirów, organizację potajemnej imprezy, tworzenie i przechowywanie magicznego jedzenia, zaczarowywanie magicznego jedzenie, tworzenie fajerwerków i odpalanie ich w szkole, sprzedaż alkoholu i nielegalne wizyty w Hogsmeade) musiał przyznać, że fantazji, to dyrektorowi nie brakuje. ^^()^^()^^()^^()^^()^^()^^()^^()^^ wieczór tego samego dnia (tajemna sala przerobiona na przytulny pokoik (z łóżkiem, łazienką w pomieszczeniu obok, kominkiem, stolikiem i małą szafką) dźwiękoszczelny i silnie zamknięty. ^^()^^()^^()^^()^^()^^()^^()^^()^^ Większość par po przelotnej znajomości na jakiejś imprezie rozpada się. Pozostają jednak niektóre, które przetrwają wszelkie przeszkody i sprzeciwy. Właśnie taka para leżała sobie przy kominku w tymże pokoju. - Harry? - Mhm? - Jak sądzisz, jak jest w Holandii? - Nie wiem, zobaczymy za dwa lata. - No. Cdn. _____________________ Odcinek gorszy, ale jak wspominałam 1 września nie wpływa za dobrze na poczucie humoru. Mam nadzieję, jednak, że ta część zaspokoi Was na czas oczekiwania następnej. To może trochę potrwać. Do zobaczenia i proszę o duuuuuuuuuuuużo komentarzy, żebym i ja się poczuła lepiej. PS. W następnym odcinku spodziewajcie się opisów poszczególnych szlabanów |
Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #85484 · Odpowiedzi: 9 · Wyświetleń: 10384 |
Pensy Nocard | Napisane: 31.08.2003 20:26 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
NAWIĄZUJĘ DO V TOMU, BO TEN FRAGMENT JUŻ
CZYTAŁAM I JUŻ BYŁ TU PRZYTACZANY!!! No więc, chodzi o tego bogina, co go Moody widział przez szafkę. Przecież Lupin powiedział, że nikt nie wie jak wygląda bogin, gdy nikogo nie widzi, a przecież Moody wie, bo to on widział bogina, anie na odwrót, czyli bogin musiał być bez postaci. Dziękujem za uwagę i pytam, co o tym sądzicie??? |
Forum: Harry Potter · Podgląd postu: #84943 · Odpowiedzi: 83 · Wyświetleń: 35690 |
Pensy Nocard | Napisane: 31.08.2003 14:35 |
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
Część wyjątkowo krótka, ale opow zbliża się ku końcowi. A właściwie to się zaczyna coś dziać, ale już tylko kilka (2 albo 3) części. To jest krótkie opowiadanie! No i cieszę się, że bardziej się podoba. ________ III Biały samochód odbijał się jasno na tle ciemnego lasu, który nie przepuszczał ostatnich promieni zachodzącego już słońca. Minęły dwa tygodnie odkąd Jack Loe po raz pierwszy przyjechał do nowej koleżanki, którą początkowo tak źle ocenił. Teraz jechał do niej po raz ostatni, kończąc tym samym sprawę, którą razem prowadzili, by mogła wykorzystać w praktyce to, co jej tłumaczył. Rozwiązanie tej zagadki poszło im szybko i sprawnie, i choć nie było to nic trudnego i tak byli z siebie dumni, bo Andy wreszcie pojęła wszystkie aspekty papierkowej roboty. Nie można ukryć, że Jack czuł swego rodzaju dumę, że tak dobrze sobie radzi osoba, którą on wszystkiego uczył. Uśmiechnął się do siebie. Tym razem jechał własnym samochodem, Andy miała wolne i nie było jej w pracy, a on musiał jej podrzucić ostatnie dokumenty do podpisania. Właściwie samochód nie był jego, ale jego żony. Wziął go, bo nie miał kto go podrzucić, a wiedział, że musi to dzisiaj załatwić. Obiecał, a dla niego słowo znaczyło bardzo wiele. Przypomniał sobie odruchowo swoją pierwszą rozmowę z Huginsem, zaraz po tym, jak złożył słynną przysięgę Reveler "Przysięgam rozwiązywać zagadki rządu, znajdować ich spiski, ocalić niewinnych i zawsze stawiać ich ponad siebie". To właśnie Hugins ją wymyślił i kazał powtarzać każdemu nowemu. Po czym robił wykład na temat, jak ważne jest słowo dane drugiemu człowiekowi. Loe wiedział to od zawsze, tak został wychowany, ale mimo wszystko trochę śmieszyła go ta huczna przemowa i przysięga. Nagle z zamyślenia wyrwało go coś dziwnego. Zauważył to kątem oka, jakaś tablica, stara. Odruchowo się cofnął się, żeby przyjrzeć się jej. Nie był właściwie pewien, czy w ogóle tam jest, w końcu nie czuł się dziś najlepiej. Głowa go bolała, nie był nawet pewien, czy nie ma gorączki. Jednak tablica była. Zardzewiała, stara, napis zdrapany, ale jeszcze widoczny. Słabo, ale jednak... "Uwaga! Niebezpieczeństwo! Pod żadnym pozorem nie wchodzić!" Niegdyś czerwony napis, nieco przestraszył Jacka, któremu umysł płatał już drobne figle z powodu gorączki. Potrząsnął głową, chcąc odegnać złe myśli i wsiadł do samochodu. Postanowił zapytać o to Andy, w końcu mieszkała tu od dawna, więc powinna coś wiedzieć. Ruszył powoli tak dobrze już znaną mu drogą. Dziwne było, że wciąż nie znał jej tak dobrze, jak sądził. Zastukał do drzwi współpracowniczki, gdyż dzwonek znowu nie działał. Usłyszał szybkie kroki i po chwili stał twarzą w twarz z Andy Hismack. - Witaj, Jack - uśmiechnęła się kobieta. - Witaj, Andy - odpowiedział z lekkim uśmiechem, jednocześnie starał się bowiem opanować zawroty głowy i przypomnieć sobie, o co chciał zapytać koleżankę. - Słuchaj, chciałem cię zapytać... Jednak nie dokończył. Okrągły kamień uderzył go w tył głowy, a on padł nieprzytomny na progu mieszkania. Andy wrzasnęła wściekła na przestraszone tym, co zrobiły dzieciaki sąsiadów, po czym z pomocą ich matki, wciągnęła Jacka do domu i położyła na kanapie w salonie. Zrobiwszy mu zimny okład, usiadła obok i czekała. Czekała, choć wiedziała, że nie tylko z jego bólem głowy będzie musiała sobie poradzić. Były jeszcze jego pytania i jej podejrzenia. Jednak to dopiero później. Na razie czekała. |
Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #84702 · Odpowiedzi: 4 · Wyświetleń: 4637 |
Pensy Nocard | Napisane: 30.08.2003 19:12 | ||
Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 35 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: z Warszawy Nr użytkownika: 143 |
Trudno. Jakoś będę musiała przeżyć Zresztą nie dziwię się. Choć w głębi duszy/serca/mózgu/innych rzeczy mam nadzieję, że jeszcze Ci się spodoba. A jak nie, to trudno. Nie można mieć wszystkiego, jak mawia Ron Weasley. _______________ II Koła samochodu trzeszczały na żwirowej drodze, prowadzącej przez ciemny i zarośnięty las. Było dopiero około szóstej po południu, ale zbite ciasno gałęzie porośnięte gęsto liśćmi, skutecznie zagradzały drogę promieniom słonecznym, które próbowały się przebić i oświetlić trasę do domu Andy Hismack. Kobieta ta mieszkała z dala od miasta przyzwyczajona była do powrotów swym samochodem w leśnych ciemnościach rozpraszanych jedynie reflektorami starego forda. Tym razem jednak było coś innego od tej codziennej rutyny. Tuż obok tej pulchnej kobiety z krótkimi, kasztanowymi loczkami i lekko wyłupiastymi, rybimi oczkami, siedział wysoki i przystojny blondyn - Jack Loe. Przydzielony jej przez pana Huginsa z nakazem wprowadzenia jej w biurokrację nietypowej instytucji, odkrywającej spiski rządowe. Andy dobrze zdawała sobie sprawę, że z własnej woli ktoś taki, jak Jack Loe nigdy nie zwróciłby na nią uwagi. Chyba, że można liczyć za "zwrócenie uwagi", gdy ktoś śmieje się z dowcipów, krążących po firmie na temat nowej brzyduli. Samej zainteresowanej niespecjalnie przeszkadzały te żarty, była przyzwyczajona do wyzwisk i śmiechów. Zawsze była tą "inną", ale nic w tym dziwnego. Ona była inna, a w tym wypadku chciała być postrzegana jeszcze gorzej niż zwykle. Musiała, choć teraz i tak wszystko na próżno... Jack oparł głowę o szybę i usiłował coś dostrzec w otaczającym mroku. Nie na wiele zdały się jego wysiłki, ale wszystko było lepsze od patrzenia na tą całą Hismack i wymyślania kolejnych równie banalnych i głupich tematów rozmowy, byleby tylko przerwać zalegającą ciszę. W myślach przeklinał swojego szefa za przydzielenie go do takiego zadania. Dlaczego on? Wciąż nie znalazł odpowiedzi na to pytanie, a sprawę pogarszała jeszcze Mary, która stwierdziła, że to bardzo dobrze, że ktoś pomoże "tej biednej, zagubionej kobiecie". Wychodziło na to, że Jack został sam ze swoim kłopotem i oprócz kolegów z pracy, nikt nie rozumiał jego wewnętrznych oporów. Tak, koledzy z pracy... Nawet jego najlepszy przyjaciel, Tom się z niego nabijał. Słowa "Miłej randki z ropuszastą!" wciąż krążył gdzieś wokoło jego głównego toku myśli, który brzmiał mniej więcej "Bądź grzeczny, pomóż jej, wytłumacz i UCIEKAJ!!!". Na szczęście nie musiał się męczyć, by wymyślać kolejny denny temat rozmowy, która i tak zakończyłaby się po kilku minutach. Dojechali. Samochód wjechał z turkotem przez żelazną bramę jakiegoś osiedla, gdzie słońce mogło już w pełni świecić, ale wydawało się, jakby nie bardzo miało na to ochotę. Mimo to było dużo jaśniej niż w lesie. Wjechali od razu na coś w rodzaju rynku. Po środku stała budka telefoniczna, a wokoło kilka straganów z warzywami i mięsem. Dalej znajdowało się kilka obskurnych budynków, z których od czasu do czasu wynurzali się pojedynczy mieszkańcy. Przygarbieni, cisi, przemykali pod ścianami, rzadko się odzywając, rzadko zatrzymując. Rzucali tylko nerwowe spojrzenia w kierunku samochodu. Wielu z nich miało podobne do Andy wyłupiaste oczy albo, podobnie jak ona, wiecznie zaróżowione policzki, które bynajmniej uroku nie dodawały. Jack dostrzegł też, że w mieście jest znacznie więcej kobiet. Tylko od czasu do czasu rzucał mu się w oczy przedstawiciel jego własnej płci. Po niedługim czasie samochód zatrzymał się przed w miarę przyzwoitym, ale bardzo skromnie i biednie wyglądającym domem. Otaczał go prawdopodobnie niegdyś biały płotek i kawałek suchego trawnika bez kwiatów. Z obu stron dom ściskały sąsiadujące budynki, podobnie wyglądające i sprawiające podobnie smutne wrażenie. Loe nie wypowiedział jednak swojego zdania na ten temat. W końcu nie każdy mógł mieszkać w pięknym, przytulnym białym domku z drewnianymi wykończeniami. W głębi duszy podziękował, że tak mu się poszczęściło w życiu. W milczeniu pospieszył za Andy po krótkich schodkach, prowadzących do drewnianych drzwi ze złotą kołatką. Był tu po raz pierwszy, ale obawiał się, że nie po raz ostatni. Przywiózł biurowe papiery, które jego towarzyszka powinna wypełnić, a nie do końca wiedziała jak. Właściwie mogliby to załatwić w biurze, ale obiecał jej, że wytłumaczy to na spokojnie, a po za tym musiał wziąć od niej ważne dokumenty, których Hugins potrzebował na jutro, a ona jutro miała wolne. Wyglądało to tak, jakby wszystko zmówiło się przeciwko niemu, żeby tu przyjechał. A może tylko jemu tak się wydawało? W końcu nie miał najmniejszej ochoty tu przyjeżdżać i usiłował na cokolwiek zrzucić winę za swoją sytuację. - Usiądź - powiedziała pogodnie Andy, gdy weszli do małego saloniku z biurkiem, stołem i jedną szafą. Na biurku stał też nieco przybrudzony, od częstego używania, komputer, a tuż obok szafy na niskim stoliku, stał mały telewizor. Jack usiadł na jednym z czterech starych krzeseł wokół stołu. Mógł powiedzieć wiele złego o tym pokoju, czy domu, ale musiał przyznać, że był utrzymany w idealnym porządku. I miał swoisty klimat, jak każdy dom, w którym mieszkało już kilka pokoleń. - Zjesz obiad? Moja mama zrobiła i wypada zapytać, jak nie to nie. Zajmiemy się tymi papierami i od razu cię puszczę do domu, żebyś się nie musiał męczyć - powiedziała Hismack. Joe już szykował grzeczną odmowę, gdy jego brzuch cicho zaburczał. Tak naprawdę, to był głodny. - Zjem z przyjemnością. A potem zajmiemy się dokumentami. Andy uśmiechnęła się i zaczęła nakrywać do stołu, paplając przy tym wesoło o wszystkim, co jej przyszło do głowy. Mężczyzna musiał przyznać, że wbrew ogólnej opinii nowa pracowniczka firmy Reveler jest bardzo miłą osobą. W ciągu zaledwie kwadransu dowiedział się, że nie radzi sobie za dobrze z komputerem, uwielbia "Milionerów", a jej mama przynosi jej obiady, bo twierdzi, że jak będzie sama, to umrze z głodu. Potem zajęli się dokumentami. Andy okazała się pojętną uczennicą. Trzeba je j było tylko wszystko spokojnie i cierpliwie tłumaczyć, a kiedy już zrozumiała to szybko pojmowała coraz trudniejsze aspekty biurokracji. Dopiero po dziewiątej wieczorem Jack Loe dojechał do swojego domu i pożegnawszy się z Andy, która go odwiozła, ruszył by przywitać się z ukochaną żoną. - Witaj, kochanie - powiedział w drzwiach, a z kuchni wyłoniła się zgrabna, opalona blondynka o przeszywającym, a zarazem ciepłym spojrzeniu zielonych oczu. Uśmiechnęła się do niego, ściągając fartuszek przewiązany do tej pory w pasie. - Witaj, Jackie. I co było aż tak źle, jak sądziłeś? - spytała, przytulając się do niego i całując w policzek. - Nie. Wyobraź sobie, że było nawet miło. Ta cała Andy, to bardzo miła kobieta. - No, no... bo będę zazdrosna - zaśmiała się Mary. - No wiesz? - pocałował ją czule.- Przecież wiesz, że tylko ciebie kocham! Przynajmniej na razie... - zaśmiali się, wchodząc do kuchni, z której cudownie pachniało świeżo upieczonym ciastem. |
||
Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #84299 · Odpowiedzi: 4 · Wyświetleń: 4637 |
Nowe odpowiedzi Brak nowych odpowiedzi Gorący temat (Nowe odpowiedzi) Gorący temat (Brak nowych odpowiedzi) |
Sonda (Nowe odpowiedzi) Sonda (Brak nowych odpowiedzi) Zamknięty temat Przeniesiony temat |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 28.04.2024 02:24 |