Drukowana wersja tematu

Kliknij tu, aby zobaczyć temat w orginalnym formacie

Magiczne Forum _ W Labiryncie Wyobraźni _ Problemy Miłosne Jamesa Pottera I Syriusza Blacka

Napisany przez: Tenebris69 05.10.2004 14:17

I lecimy z następnym fanfikiem... =)

Problemy miłosne Jamesa Pottera i Syriusza Blacka cz. 1

James wyglądał zza drzewa na siedzącą samotnie postać przy jeziorze. Jej rude włosy falowały lekko na wietrze. Dziewczyna objęła kolana rękami i wpatrywała się zamyślona w czarną toń.
- Co Rogaczu? Nadal czyhasz na tą Evans?
James wzdrygnął się i obejrzał za siebie. Policzki pokrył mu rumieniec.
- Syriusz... – westchnął z ulgą – A nawet jeśli to co?
Syriusz wzruszył ramionami.
- Wiesz... Podziwiam twoją cierpliwość... Ja bym dawno dał sobie z nią spokój gdybym widział, że prędzej umówiła by się ze Smarkerusem niż ze mną...
- Och... Zamknij się – warknął ze złością James bo jego najlepszy przyjaciel wypowiedział to czego bał się najbardziej.
-Rusz się wreszcie, stary! Będziesz się tak na nią gapił? Podejdź i zagadaj, a jak nie to chodźmy na kolację... Jestem cholernie głodny.
- Idź sam... Ja jeszcze zostanę... – James wykręcił sobie palce.
- Jak sobie chcesz. Mówię ci tyko, że samo nic się nie zrobi. Cześć. – powiedział Syriusz i odszedł z powrotem przez błonia pogwizdując cicho.
James spojrzał za nim i zaklął w duchu. Wiedział, że nic się samo nie zrobi ale jak z nią porozmawiać żeby przy tym nie zrobić z siebie głupca? Wyszedł zza pnia i zaciskając pięści podszedł do dziewczyny. Szum liści zagłuszył jego kroki.
- Mogę usiąść?
Dziewczyna poderwała się wyciągając różdżkę.
- Czego znowu ode mnie chcesz, Potter? – w jej oczach zapłonęła nienawiść.
- Nie tak nerwowo... Chciałem tylko pogadać... – odarł wyciągając ręce tak jakby się poddawał.
Dziewczyna z rezygnacją klapnęła na trawę. James uznał, że jest to oznaka zgody i bardzo się ucieszył.
- Lily... – zaczął ale urwał bo ta odwróciła błyskawicznie głowę i spojrzała na niego teraz z zaskoczeniem.
- Dlaczego tak do mnie powiedziałeś?
- To znaczy jak? – James nie zrozumiał o co jej chodzi.
- Powiedziałeś do mnie po imieniu.
- Aaa... No tak. Nie podoba ci się?
Lily popatrzyła na drugi brzeg nic nie mówiąc. Pewnie, że jej się podobało. Chyba jednak nigdy nie odważyłaby się do tego przyznać.
Milczeli przez chwilę.
- Czemu ty zawsze taki nie jesteś? – zapytała w końcu dziewczyna.
- Zawsze jestem taki – odrzekł ale zdając sobie sprawę z tego, że i tak mu nie uwierzy, dodał szybko – Po prostu nigdy nie trafiłaś na ten moment. Ciągle widywałaś mnie w jakiejś scenie ze Smark....eee...ze Snape’m, a tego co jest między nim, a mną chyba nigdy nie zrozumiesz.
- To może spróbujesz mi wyjaśnić?
- Snape nigdy mnie nie lubił. Od samego początku kiedy przybyłem do Hogwartu. Kiedyś zastanawiałem się dlaczego. Myślę, że ja od razu znalazłem sobie przyjaciół: Lupina, Syriusza i nawet tego wypłosza Petera. On zaś od razu zniechęcił do siebie innych nosząc te nietoperzaste szaty i mrucząc pod nosem różne przekleństwa. Nigdy nie dowiedziałem się dlaczego tak się zachowywał. W każdym razie zaczepiłem go kiedyś bo chciałem się przekonać czy jest on rzeczywiście taki jak mówiono o nim w Gryffindorze. No i wtedy się zaczęło. Chyba powiedziałem coś głupiego bo Snape zwiał i od tego czasu zaczął drzeć ze mną koty. Nie pamiętam tej rozmowy. To było tak dawno temu... Pięć lat... Ech... No ale potem było coraz gorzej. Nie mogłem się nie bronić kiedy on atakował. Możliwe że to wszystko moja wina. Później Severus przerzucił się także na Syriusza bo on zawsze z niego drwił. To jeszcze bardziej wszystko pogorszyło, a i ja sam doszedłem do przekonania że to wszystko przez to, że Snape wcale nie chce polepszyć tej sytuacji. To on pierwszy nadskakiwał, więc teraz ja postanowiłem przejąć pałeczkę. Wiem, ze to brzmi okropnie dziecinnie. Nasza nienawiść dla mnie nie ma żadnej podstawy. Ale ja nic na to nie poradzę. Nie potrafię już z nim normalnie rozmawiać i nie chce. I jeszcze potem kiedy uratowałem mu życie... – James urwał i spojrzał na Lily która słuchała go z uwagą - ... eee... nieważne. Koniec końcem tak to mniej więcej wygląda. I co ty na to?
Lily westchnęła głośno.
- Wiesz James... – zaczęła – Miałeś rację. Nie rozumiem tego. I być może nigdy nie zrozumiem. Śmieszne jest jednak to że ty sam tego nie rozumiesz. Powiedziałeś, że uratowałeś mu życie?
- Nie mogę ci tego wyjaśnić bo to nie zależy ode mnie Lily. Przepraszam.
- Szanuje tajemnice. I cieszę się, że byłeś ze mną szczery.
James się uśmiechnął bo zobaczył, że jego opowieść wywarła na niej duże wrażenie.
- Słuchaj... Może zniesiemy topór wojenny, co? – spróbował.
Lily rozważała przez moment jego słowa.
- Ale pod warunkiem, że nigdy w mojej obecności nie przeklniesz Snape’a.
James pomyślą, że to chyba niemożliwe ale może już nie dostać kolejnej szansy.
- Eee...no... – starał się odciągnąć tą chwilę jak najdłużej ale dostrzegł jej groźne spojrzenie – Dobrze – poddał się – Więc zgoda?
Dziewczyna chyba po raz pierwszy obdarzyła go w miarę przychylnym uśmiechem. Jamesowi coś się przewróciło w brzuchu.
- Idziemy na kolację?
Wstali i ruszyli ku zamkowi. Kiedy weszli do Wielkiej Sali natknęli się w progu na Lupina. Na ich widok uniósł wysoko brew, a James mrugnął do niego. Lily dołączyła do swoich koleżanek. James usiadł koło Syriusza, który przypatrywał mu się uważnie i zaczął nakładać sobie wszystkiego po trochu z półmisków.
- No i co? – nie wytrzymał Syriusz – Rozmawiałeś z nią? Co ci powiedziała? Pogodziliście się? No dalej, stary! Nie trzymaj ludzi w takiej niepewności.
- Wsadziłeś rękaw do pucharu, Łapo – mruknął James udając niewzruszonego ale w końcu wyszczerzył zęby na widok jego miny – Okey. Rozmawiałem z nią. Obiecała, że nie będzie toczyć ze mną wojny pod warunkiem, że zostawię Snape’a w spokoju.
- CO? – twarz Syriusza była pełna oburzenia – Przecież to niemożliwe...
- Spokojnie... Mam go się nie czepiać tylko w obecności Lily.
Syriusz wykrzywił usta w drwiącym uśmiechu.
- Lily? To już nie Evans? Ech... Ale cię trafiło Rogaczu. Gorzej nie mogłeś trafić. Przecież ona nawet nie jest taka ładna! Co tobie tak się w niej podoba?
James utkwił wzrok w talerzu.
- No.. właściwie nie wiem – bąknął – Co teraz mamy? – zapytał chcąc zmienić temat.
- Transmutacje. McGonagall znów da nam popalić. Co jej powiemy? Że matka Lunatyka przysłała mu wyjca i gdy wybuchnął obrócił w popiół także nasze wypracowanie?
- Pani Lupin nie ma powodów żeby przysyłać mu wyjca... A my ostatnio też jesteśmy coś za spokojni... Może zwalmy to na Glizdogona?
Syriusz zaśmiał się.
- Tak... Świetny pomysł... Założę się, że chyba sam chętnie by się zgodził wziąć to na siebie... Czasami zastanawiam się dlaczego w ogóle toleruję jego towarzystwo. Słowo daję, że nie wiem.
- Bo masz się na kim wyżywać...
- A no tak. Chodź bo dostaniemy jeszcze szlaban za spóźnienie.
James kiwnął głową i rzucił ostatnie spojrzenie na grupkę dziewczyn i chcąc nie chcąc poszedł za Syriuszem.


- POTTER! Skup się wreszcie! Ile razu mam ci to powtarzać?
- Przepraszam pani profesor...
Syriusz i James grali pod ławką w gragulki próbując ukryć to przed czerwoną ze złości profesor McGonagall. Remus patrzył się na nich z dezaprobatą, a Glizdogon kibicował im zawzięcie wydając z siebie ciche piski.
- Schowajcie to bo znów wpadniecie w tarapaty... – szepnął Remus przyjaciołom wychylając się zza wielkiej księgi.
- I o to chodzi... – odpowiedział znudzony Syriusz.
James jednak jednym machnięciem różdżki zgarnął gragulki i schował je do torby.
- Rzeczywiście lepiej jej dziś nie denerwować.
- Ty, co jesteś taki ostrożny? – zdziwił się Syriusz.
- Wiesz Łapo... Nie chce na razie wpakować się w kolejny szlaban. Mam... eee... inne plamy. Syriusz zdawał sobie sprawę co to są za plany ale nic nie powiedział.
Profesor McGonagall spacerowała między ławkami sprawdzając efekty ich pracy.
- Co to ma być Black?
- Szczur pani profesor.
- No właśnie. Szczur. A co miało być? – wskazała drżącą ze złości ręką na idealnego skunksa Remusa
Syriusz za jednym zamachem transmutował szczura. Profesor McGonagall zacisnęła wargi ale nie mając wyboru poszła dalej.


***


- Cześć.
Lily popatrzyła na niego.
- Cześć.
- Widziałaś ogłoszenie? W niedziele jest Bal Wielkanocny...
- Tak. Widziałam i co?
- No... i... ja tak sobie pomyślałem, że... że może chciałabyś pójść na niego ze mną – wypalił.
Przez twarz przemknął jej prawie niewidoczny uśmiech.
- Dlaczego?
- Ech... Evans... Ty zawsze zadajesz takie trudne pytania... – zniecierpliwił się chłopak.
Teraz dziewczyna roześmiała się na cały głos.
- Lubię zadawać pytania... Kto pyta nie błądzi... Odpowiedz.
Jamesa zapiekły policzki.
- Eeee... bo bardzo mi się podobasz – powiedział na wydechu i odetchnął z ulgą, że w końcu to z siebie wyrzucił.
Lily popatrzyła na niego uważnie także lekko zaróżowiona.
- Okey. Pójdę z tobą.
- Dlaczego?
Wybuchnęli śmiechem.
- Bo zaczynam cię lubić – odparła kiedy już się uspokoili i nie czekając na odpowiedź pobiegła na górę.


- Co taki jesteś zadowolony Rogaczu? – zapytał Syriusz kiedy James wleciał do dormitorium cały rozpromieniony.
- Bo idę z Lily na bal – pochwalił się.
Syriusz prychnął. James przyjrzał mu się uważnie.
- Nie masz z kim iść? – zaryzykował pytaniem.
Przyjaciel przeszył go morderczym wzrokiem.
- Mam – odburknął.
- Super! Z kim? – ucieszył się James.
- Na razie z nikim.
- No jak to? Przecież mówiłeś, że...
- Daj mi spokój... – przerwał mu Syriusz ze złością i zasunął zasłonki wokół swojego łóżka.
James stał na środku pokoju zdziwiony jego zachowaniem. Po krótkim wahaniu podszedł do niego i odsunął z powrotem kotary.
- Co się stało, stary? – zapytał.
Syriusz leżał odwrócony do niego plecami.
- Nie łam się Łapo... Mnie możesz powiedzieć. Przecież widzę, że coś jest nie tak. Chyba, że mi nie ufasz.
- Ufam ci – mruknął Syriusz i odwrócił się do niego podpierając głowę ręką.
- Więc?
- To głupie.
- Nieważne. Posłucham.
- Od pewnego czasu... eee... zauważyłem taką jedna dziewczynę.
- I?
- I ona jest no... inna.
- Co to znaczy?
- Nie umiem tego nazwać. Powiedz mi, co czujesz kiedy widzisz Evans?
James przypomniał sobie ich spotkania.
- Dlaczego o to pytasz? No dobra... – wytężył mózg na widok jego zrozpaczonej miny – Czuję się głupio i niezręcznie. Ale jednocześnie dałbym wszystko za to żeby zatrzymać ją trochę dłużej przy sobie. A co?
Syriusz zamyślił się.
- Tak...
- Co?
- Ja czuję się podobnie.
- Kiedy?
- Gdy ją widzę.
- Boże litości chłopie, mów sensowniej bo wieki zajmie zanim cokolwiek z siebie wydusisz. Kto to jest?
Syriusz zaczerwienił się ale postanowił być z nim szczery.
- Dorcas Meadowes.
James zabębnił palcami w stuł próbując skojarzyć tą twarz. Nagle klasnął w dłonie.
- Wiem! Szatynka, włosy za ramiona, piwne oczy, wysoka, szczupła... Zgadłem?
Syriusz przytaknął.
- Co o niej sądzisz? – zapytał z napięciem.
- Całkiem ładna. Rozmawiałem z nią kiedy kiedyś pomagała mi w bibliotece... Zaraz! Czy to nie koleżanka Lily? Czasami podchodziła do mnie żeby przekazać mi wiadomości od niej.
- Chyba tak... Często przesiadują razem...
James spojrzał na niego podejrzliwie.
- Śledzisz ją?
- A nie można? Ty nie śledziłeś Evans?
- Racja. Śledziłem. Ale ja ją... – James urwał zmieszany.
Syriusz zmarszczył czoło.
- Wal śmiało skoro już mamy godzinę szczerości.
- ...ja ją bardzo lubię – dokończył James czując, że słowo które chciał powiedzieć było by za jeszcze nie odpowiednie. W końcu wiedział o niej niewiele.
- Acha. To jak myślisz? Co mi jest? – zapytał Syriusz.
- Chyba się w końcu zakochałeś – odparł James bez specjalnego zainteresowania. Syriusz jednak wstał jak oparzony.
- CO? Ja nigdy nie...
- Spokojnie... Pytałeś, a ja odpowiedziałem co uważam. I to na prawdę nie jest takie straszne jak ci się wydaje.
- Ale przecież ja miałem inne dziewczyny i nigdy nie czułem czegoś podobnego.
James westchnął i opadł na łóżko. Musiał wyjaśnić wszystko Syriuszowi. Chciało mu się śmiać na myśl, że jego przyjaciel, który miał zawsze dziewczyn na pęczki nie rozumie tego. Nie chciał jednak go urazić więc starał się zachować powagę.
- Widocznie wcześniejsze twoje znajomości były tylko przelotne. Dopiero teraz zrozumiałeś na czym polega prawdziwe uczucie.
- Ja nic nie rozumiem – warknął wzburzony Syriusz.
- Wkrótce sam się o tym przekonasz. Ale co zrobisz na razie? Mówiłeś, że masz iść z kimś na bal, potem, że z nikim nie idziesz... Zaproś więc ją!
- Łatwo ci mówić... Niby jak mam to zrobić?
- Tak samo jak ja zaprosiłem Lily.
- Ale ja... nie mogę. Po prostu nie mogę.
- A niby kto namawiał mnie w kółko do zagadania Lily Evans? Nawet wtedy. Przy jeziorze. Pamiętasz? Wreszcie się dowiedziałeś dlaczego tak się bałem do niej podejść – powiedział zjadliwie James.
- Ja się nie boję – zaprzeczył Syriusz.
- Daj sobie siana, Łapo. Boisz się. Nie udawaj. Godzina prawdy. Przyznaj się.
- DOBRA! – krzyknął Syriusz – Boję się jak cholera. Zadowolony?
- Oczywiście! Teraz jest wszystko jasne. Trzeba się wziąć za ciebie. W życiu bym nie pomyślał że to ja będę ci dawać takie rady.
- Dzięki... – powiedział z goryczą Syriusz.

Bal zbliżał się w zawrotnym tępię. Został już tylko tydzień i James nie był do końca przekonany czy dobrze zrobił obiecując Syriuszowi pomoc bo miał tyle na głowie, ze nie wyrabiał się z własnymi sprawami. Nauczyciele bardzo przyciskali na lekcjach, treningi quidditha były katorgą bo po feriach miał się odbyć mecz finałowy Gryffindor kontra Slytherin, a teraz musiał jeszcze w miarę szybko znaleźć sposób na Dorcas Meadowes. Jednak ku jego wielkiej uldze sprawy same przybrały pomyślny obrót. Tuż po lekcji wróżbiarstwa James usłyszał jak ktoś woła jego imię. Odwrócił się i zobaczył biegnącą ku niemu dziewczynę.
- Cześć James – wydyszała Dorcas trzymając się za serce – Wołałam cię już od sali zaklęć ale mnie nie słyszałeś. Ufff... No więc mam dla ciebie wiadomość od Lily oczywiście. Kazała ci powiedzieć, że będzie czekać w Sali Wyjściowej w niedzielę o siedemnastej czterdzieści pięć. Niestety dostała szlaban i wątpi czy zdołałaby poinformować cię o tym do tego czasu.
- Dostała szlaban? – zdziwił się James – Ona? Za co, jeśli można wiedzieć?
- Nie można – odparła krótko – Chyba chce ci sama wyjaśnić. Okey. No to ja już lecę... Do zobaczenia...
Już ruszyła korytarzem w drugą stronę gdy James ją dogonił.
- Słuchaj... eee... idziesz z kimś na bal?
Dorcas spojrzała na niego zaskoczona.
- A nawet jeśli to co?
- No bo wiesz... – zawahał się bo zdał sobie sprawę, że dziewczyna jest bystra i natychmiast zorientuje się, że wciska jej kit - ...mój przyjaciel bardzo by chciał iść z tobą ale nie ma odwagi cię zaprosić...
Dziewczyna zarumieniła się.
- No nie wiem... A który to przyjaciel? – zapytała.
- A którego byś wolała? – mrugnął do niej.
- Dobra. Zgadzam się.
- Naprawdę? Nie wiedząc kto to?
Dorcas zaśmiała się.
- Wierzę, że masz dobry gust skoro zaprosiłeś Lily i wierzę, że tak samo dobrze wiesz co robisz proponując mi randkę z twoim przyjacielem. Po za tym... Lubię niespodzianki.
James wytrzeszczył na nią oczy, ale ta również mrugnęła do niego i wspięła się na górę po schodach wiodących do sowiarni.


- JAMES! COŚ TY ZROBIŁ?
- Czego się wydzierasz? Umówiłem cię na randkę.
Syriusz opadł na krzesło.
- Jak ja się jej teraz pokażę? – szepnął sam do siebie.
- Ona nie wie, że to z tobą jest umówiona.
Syriusz wyprostował się.
- Jak to?
- Normalnie – odrzekł James wzruszając ramionami – Wie tylko, że będzie na nią czekał mój przyjaciel.
- Ufff... – odetchnął z ulgą Syriusz – Nie wszystko jeszcze stracone... Gdzie jest Remus? Może on by się zgodził?
James spojrzał na niego ze złością.
- Słuchaj, stary. Nie po to namawiam ją na randkę z tobą, żeby poszedł na nią Lunatyk. Po za tym on by się nigdy na to nie zgodził i co najważniejsze Meadowes też nie byłaby tym zachwycona...
- Ale przecież mówiłeś, ze ona nie wie...
- No bo nie wie ale nie trudno zgadnąć z kim wolałaby iść. Przecież tak całkiem w ciemno by się nie zgodziła... Musiała mieć nadzieję, że to będziesz właśnie ty.
- Serio? – Syriusz dostrzegł nagle promyk nadziei – Ale to i tak jest okropnie niezręczna sytuacja... Nie... To się nie uda... Co jej dokładnie nagadałeś?
- Zapytałem czy idzie z kimś na bal i że jak nie to ja mógłbym ją z kimś fajnym umówić za to że zawsze przynosi mi wiadomości od Lily... – nie było to do końca prawdą ale James czuł że tak będzie lepiej.
- Ale James... To wygląda tak jakbym nie mógł sobie znaleźć partnerki...
- Nie. To wygląda jakbym ja wkopał w to ciebie...... No ale czego się nie robi dla przyjaciół...
Syriusz nadal patrzył na niego niepewnie.
- Słuchaj – zdenerwował się James – Nic ci się nie stanie. Z resztą to twoja jedyna szansa. Sam chyba w życiu do niej byś nie podszedł, prawda? Ja ci ją podsuwam jak na tacy a ty mi tu z takim tekstem wyjeżdżasz. Lepiej pomyśl w co się ubierzesz.
James wstał, poklepał przyjaciela po plecach i wyszedł z dormitorium, pozostawiając Syriusza nękanego wątpliwościami.


W niedzielę po południu James zmęczony Syriuszem który co chwilę domagał się zapewnień, że robi dobrze idąc na tak zorganizowaną randkę z Dorcas, zaczął się sam martwić o Lily. Rzeczywiście nie widział jej już od bardzo dawna. Co się stało, że dostała szlaban? I że chce mu o tym osobiście powiedzieć? Nie chciał panikować i pytać się jej koleżanek bo czuł, że zrobiłby dziewczynie niedźwiedzią przysługę. Starając się o tym nie myśleć, zajął się doprowadzeniem do porządku swojej, zwiniętej w kłębek na dnie kufra, szaty wyjściowej. Jęknął na widok pogniecionego materiału i usilnie chciał go jakoś wygładzić co mu nie bardzo wychodziło. Zawsze jego rzeczy wracały prosto z pralni wyprasowane i złożone. Było jednak za późno by oddać do pralni szatę. A tyle razy matka próbowała go nauczyć zaklęć domowych. Szukał wtedy różnych pretekstów żeby się od tego wykręcić no i teraz ma... Zrezygnowany oparł się o kolumienkę łóżka i postanowił poczekać aż rozwiązanie znajdzie się samo. Po chwili klasnął w dłonie, wypadł z sypialni i zbiegł na dół do Pokoju Wspólnego. Rozejrzał się po Gryfonach i zatrzymał wzrok na Remusie czytającym wielką księgę. Podszedł do jego fotela i zajrzał mu przez ramię. Lupin zerknął na niego nad zniszczona stronicą.
- Co się tak patrzysz?
- Wiesz Luniaczku... Tak sobie pomyślałem, że może masz pożyczyć szatę wyjściową co? – zapytał przymilnym tonem.
- Nie mam. – odparł Remus i wrócił do lektury.
- Ale przecież mówiłeś wczoraj, że twoja mama jak zwykle dała ci mnóstwo zapasowych szat i nie mieszczą ci się w kufrze inne rzeczy... Na pewno nie masz?
- Nie mam bo już pożyczyłem – mruknął głos zza książki.
James zamrugał.
- Jak to? Komu?
- Syriuszowi.
- Ale... Ale przecież on ma szatę... Wyciągał ją wczoraj przynajmniej z dziesięć razy.
- No właśnie. I w końcu ja gdzieś zapodział... A ty nie masz swojej? – Remus ponownie opuścił książkę.
- Eee... Jest strasznie pognieciona... Nie wiem co z nią zrobić... Nie nadaje się do chodzenia.
- To ja ci nie pomogę. Też się na tym nie znam. Chyba że... Możesz wziąć moja szatę.
- Cos ty! Rozumiem twoje poświęcenie ale to nie wchodzi w grę. Poszukam kogoś innego...
Już chciał odejść ale przyjaciel złapał go za rękę.
- Weź moją szatę James. Ja nie idę. Nie najlepiej się czuję. Jutro pełnia.
James zrugał się w duchu za to jak mógł o tym zapomnieć.
- O rany... Zapomniałem. Przepraszam cię, stary.
- Nie ma sprawy – odpowiedział obojętnie Remus – Bierz moją szatę i idź na ten bal. Tylko nie szalej zbyt długo... Musisz mieć jutro dużo sił żeby okiełzać wilkołaka – uśmiechnął się krzywo – I powiedz to Łapie, dobrze?
James kiwnął głową i wrócił do sypialni. Odszukał idealnie wyprasowaną złoto-brązową szatę i wciągnął ją sobie przez głowę. Przejrzał się w lustrze. Wolał co prawda swoją w kolorze szkarłatu ale uznał, że nie jest tak źle. Usłyszał skrzypnięcie drzwiami i w lustrze zobaczył odbicie Syriusza. Natychmiast pomyślał o konieczności przypomnienia mu o następnym dniu.
- Widzę, że i ty szukałeś pomocy u Remusa? Czemu dał ci swoją szatę?
- Bo on nie idzie. Ja również zapomniałem, że jutro jest pełnia.
- A ja niedawno skarżyłem się na brak rozrywek... Wiesz, że już za trzy godziny bal?
- Wiem. Uspokój się. Dorcas przyjdzie na pewno. Pytałem się jej ale nie wiem co z Lily... To ja powinienem panikować, nie ty...
Syriusz wyraźnie myślał co innego ale nic nie powiedział.


- I jak? Dobrze wyglądam?
James potargał sobie ręką włosy. Za dwadzieścia minut zaczynał się bal i w dormitorium panował lekki rozgardiasz. Po podłodze pałętały się koszule i krawaty w przeróżnych odcieniach. Syriusz spojrzał na niego spod rękawa szaty.
- Jasne. A ja? – wyprostował się.
- Świetnie. To może już zejdziemy, co? – powiedział żywo James i ruszył w stronę drzwi.
Syriusz jednak nadal stał w miejscu wykręcając sobie palce.
- Co znowu? – James odwrócił się.
- Eee... Może jednak nie pójdę?
James jęknął i wypchał siłą Syriusza z dormitorium. Na dole pchnął go na fotel przed kominkiem i kazał czekać na Dorcas. Wymuszając na nim przyrzeczenie, że nie zwieje, sam udał się do Sali Wyjściowej czując dreszcz paniki. Stanął pod filarem rozglądając się dookoła. Spojrzał na zegarek, którego wskazówka wskazywała godzinę siedemnastą czterdzieści pięć. Przeszedł na drugi koniec sali. Za dziesięć osiemnasta... Dlaczego się spóźnia? Za pięć osiemnasta... James zaczął się już niepokoić. Widział mnóstwo par tłoczących się przy wejściu do Wielkiej Sali. Kiedy donośny gong oznajmił początek balu James kopnął w stojąca obok zbroję i już miał wrócić na górę gdy usłyszał stłumione trzaśnięcie głównych drzwi. Obejrzał się przez ramię. W progu stała Lily Evans nieco zadyszana z rozwianymi ciemnorudymi włosami w czerwonej, lekkiej sukni do samej ziemi wyszywanej złotą nicią. James stał z jedną nogą na stopniu nie mogąc się ruszyć. Lily przebiegła wzrokiem po pustej sali i w końcu go dojrzała.
- James! – krzyknęła i podbiegła do niego, a jej buty na obcasie stukały głucho na posadzce.
James zdołał wreszcie otrząsnąć się z wrażenia i cofnął się o parę kroków. Dziewczyna stanęła przed nim głęboko oddychając.
- Przepraszam ale nie mogłam wcześniej... – powiedziała przepraszającym tonem - Potem ci wszystko wyjaśnię. Nie gniewasz się?
Chłopak nadal gapił się na nią jak urzeczony nie mogąc wykrztusić słowa.
- Dobrze się czujesz? Dlaczego nic nie mówisz? – zapytała błędnie odczytując jego minę.
- Eee... Nic mi nie jest. Ładnie w-wyglądasz – odpowiedział odzyskując głos.
Lily uśmiechnęła się figlarnie.
- Dzięki. Ty również. Chodźmy!
Weszli do Wielkiej Sali. Ściany przystrojone były żółtymi kotarami pomiędzy które wplątane zostały świeże kwiaty i gałązki. Po środku stała spora fontanna w kształcie jednorożca z którego rogu tryskał strumień krystalicznie czystej wody. Na samym końcu w miejscu gdzie zwykle stał stół nauczycielski było niewielkie wzniesienie zajmowane przez zespół czarownic grających na przeróżnych instrumentach. James spojrzał na soją partnerkę, która wpatrywała się z podziwem w fontannę. Znów cos przewróciło mu się w brzuchu.
- Więc c-co robimy? – wydukał zmieszany.
- Może się czegoś napijemy?
- J-jasne. Poczekaj. Zaraz coś przyniosę.
Podszedł do zastawionego stołu i wziął dwa kieliszki. Napełnił je niebieskawym płynem połyskującym w srebrnej karafce. Napił się łyk i wrócił do Lily która przysiadła na jednym z krzeseł ustawionych wokół parkietu.
- Proszę – powiedział wyciągając rękę z kieliszkiem.
Siedzieli przez chwilę w milczeniu.
- Nie zaprosisz mnie do tańca? – odezwała się Lily po dwóch minutach.
James poderwał się czym prędzej, podając jej rękę. Lily wstała poprawiając suknię. Gdy stanęli na środku sali, James z przerażeniem stwierdził, ze nigdy nie umiał tańczyć. Dziewczyna jednak przejęła inicjatywę i naprowadziła jego dłonie na swoja talie. Sama obięła go za szyję. Zaczęli obracać się powoli w miejscu. Spojrzał w jej uderzająco zielone oczy i odkrył kolejną rzecz. Nigdy nie trzymał w ramionach osoby tak kruchej i delikatnej. Lily uśmiechnęła się ponownie i przytuliła głowę do jego ramienia. Gdy czarownice zakończyły swoją balladę Lily oswobodziła się z jego uścisku i zeszła z parkietu wracając na swe dawne miejsce. James usiadł przy niej i napił się z pozostawionego kieliszka.
- Powiesz mi co się z tobą działo przez ostatni tydzień? – zapytał z nadzieją ale w tej samej chwili podszedł do niego roześmiany od ucha do ucha Syriusz.
- Udało mi się James! Podeszła do mnie i ja na początku nie wiedziałem co zrobić, ale w końcu ona pierwsza się odezwała i zaczęliśmy rozmawiać! – wskazał na siedzącą naprzeciw nich przy stoliku Dorcas Meadowes - Dzięki, stary... Jest wspaniała, mówię ci... – urwał bo w tej samej chwili zauważył Lily, która patrzyła na niego z zaciekawieniem.
Syriusz zarumienił się na co James wybuchnął śmiechem. Lily odchrząknęła żeby powstrzymać chichot bo zorientowała się o kim mówi Syriusz.
- Yhym... A więc to z tobą umówiła się moja przyjaciółka? – zapytała.
- Eee... Tak. – wybąknął Syriusz.
- Cieszę się. Ona jest naprawdę wspaniała.
Syriusz zrobił się jeszcze bardziej czerwony.
- Eee...
Lily nie wytrzymała i też zaczęła się śmiać.
- Dobrze. Nic się nie stało. Wracaj do niej bo zdaje się, że ktoś inny zaczął się kręcić przy je stoliku...
Syriusz z przerażeniem pobiegł z powrotem do Dorcas.
- Ale się porobiło – powiedział James który wreszcie przestał rechotać.
- Nie wiedziałam, że on mógłby... A co ty z tym miałeś wspólnego?
- Ach... Tajemnica.
Podszedł do nich jakiś wysoki blondyn prosząc dziewczynę do tańca ale ta odmówiła. James się wyraźnie ucieszył.
- Dużo macie tych tajemnic, co? – mruknęła Lily kiedy chłopak odszedł w druga stronę.
- Całkiem sporo się ich uzbierało. – odparł James szczerząc zęby.
- Może kiedyś mi kilka zdradzisz?
- Może...
Obserwowali przez chwilę z daleka Syriusza i Dorcas walcujących po parkiecie.
- To jak? Powiesz mi wreszcie dlaczego cię nie było przez ostatni tydzień?
- Nie tutaj James. Nie chcę żeby ktoś usłyszał.
James przytaknął.
- Zatańczysz ze mną jeszcze raz? – zapytał.
- Oczywiście.
Wmieszali się pomiędzy tańczące pary. Czarownice zagrały o wiele szybciej niż poprzednim razem. Lily poruszała się z wielką gracją i James nie mógł oderwać od niej oczu. Zauważył jednak, że kilku jego kolegów przygląda się mu z zazdrością. Wypiął dumnie pierś. Z daleka Albus Dumbledore mrugnął do niego, zza swoich okularów – połówek, nad ramieniem profesor Sprout.
- Eee... Słuchaj. Mógłbym poprosić do tańca Dorcas? Chciałbym się jej o cos zapytać...
Lily spojrzała na niego podejrzliwie okręcając się wokół własnej osi.
- Dobrze. Ale ja zatańczę sobie z Syriuszem.
Gdy piosenka się skończyła podeszli do Syriusza i przyjaciółki Lily. Ci siedzieli rozmawiając i popijając kremowe piwo.
- Mógłbym porwać ci na chwilę Dorcas, Syriuszu? – zagadnął James stając przy nich.
- Jasne – odpowiedział uśmiechnięty Syriusz – O ile Dorcas nie będzie miała nic przeciwko temu żebym ja zatańczył z Lily...
Dziewczyna pokręciła głową i natychmiast wstała. Czarownice ponownie zagrały balladę. Jamesowi bardzo to pasowało bo chciał porozmawiać z Dorcas, a szybka melodia by temu nie sprzyjała.
-No i jak ci się podoba Syriusz? – zapytał, obejmując ją w pasie.
Dorcas zaróżowiła się.
- Jest bardzo miły. Wcześniej go nie znałam i wydawał mi się zupełnie inny. Kiedy proponowałeś mi randkę z którymś z twoich przyjaciół wiedziałam, że to będzie albo on albo Remus Lupin. Powiem ci też szczerze że zgodziłam się tylko dlatego bo miałam nadzieję ze to będzie Syriusz. Po to żeby sama przekonać się dlaczego szaleją za nim wszystkie moje koleżanki.
- No i co? Przekonałaś się?
- Myślę że tak. Chciałabym ci podziękować. Gdyby nie ty nie poznałabym go... – stanęła na palcach i pocałowała go w policzek.
- Eee... – zmieszał się – Nie ma za co...
- James?
- Tak?
- Depczesz mi suknię...
James spojrzał w dół i z przepraszającą miną zdjął buta ze skrawka błękitnego jedwabiu.
- Ty chyba nigdy nie tańczyłeś, co? – stwierdziła Dorcas parskając śmiechem.
- Aż tak widać? – zapytał z rozpaczą.
- Nie aż tak. Chyba Lily musi ci dać parę lekcji. Zauważyłeś jak świetnie się porusza, prawda? Wiesz dlaczego? Jej rodzice są mugolami i razem z siostrą chodziła do szkoły balletowatej, czy jakoś tak, gdzie uczą tańca. Fajnie, prawda?
- Yhym... – mruknął James. Wiedział, że Lily pochodzi z mugolskiej rodziny lecz nie słyszał nigdy o jej siostrze. Czyżby ona nie była czarodziejką? Postanowił spytać ją o to przy najbliższej okazji.
Gdy zabrzmiały ostanie dźwięki ballady puścił Dorcas i odprowadził ją do stolika. W chwilę później dołączyli do nich Syriusz i Lily zataczający się ze śmiechu.
- Z czego się tak śmiejecie? – James patrzył to na jedno to na drugie.
- N-nic. – wykrztusiła Lily machając ręką. – Nieważne.
- Wiesz... Miałeś rację co do niej – szepnął mu do ucha Syriusz przechodząc obok niego do swojej partnerki – To równa babka.
James dał mu w żebro.
- Może wyjdziemy, co? – zapytała Lily. – Strasznie tu gorąco...
Wyszli z Wielkiej Sali i otworzyli drzwi na błonia. Słońce zachodziło z horyzont. Ruszyli ku brzegu jeziora.
- Lubisz zachody słońca, prawda, Lily?
- Tak... Wtedy najbardziej czuje się magię. W powietrzu. Odetchnij mocno, James. Czujesz coś?
James nabrał głośno powietrza. Poczuł jednak jedynie zapach jej perfum. Przeszył go dreszcz.
- Eee.. Tak – zająknął się.
Usiedli na trawie pod rozłożystym drzewem.
- Nie było mnie przez ten tydzień w Hogwarcie – oznajmiła Lily.
James spojrzał na nią z zaskoczeniem.
- Byłam w domu – ciągnęła. – Moja mama jest ciężko chora. Teraz już jej lepiej ale dyrektor kazał mi jechać do niej.
- Przykro mi. Nie wiedziałem.
- Nikt nie wiedział. Nikomu o tym nie powiedziałam. Tylko Dorcas, ale prosiłam ją żeby mówiła wszystkim, że dostałam szlaban...
- Masz siostrę?
Lily zdawała się być zaskoczona jego pytaniem.
- Tak. Co z tego?
- Nigdy jej nie widziałem. Nie jest czarownicą?
Lily nagle spochmurniała.
- Nie. Tylko ja jestem magiczna w naszej rodzinie. Przez to moja siostra mnie znienawidziła. Uważa, że chcę zwrócić na siebie uwagę rodziców. Że chcę być ważniejsza od niej. Ale już się przyzwyczaiłam – wzruszyła ramionami.
- To okropne – James zmarszczył czoło.
- Jest mi przykro ale wiem, że mój tata i moja mama bardzo się ucieszyli kiedy dostałam list. Zauważyli, że jestem inna od moich koleżanek, bo kto chciałby się zadawać z taką, której zawsze zdarzają się dziwne wypadki? Dopiero tutaj poznałam mnóstwo osób takich samych jak ja. Petunia prawie w ogóle się do mnie nie odzywa jakby się bała, że się czymś zarazi... A w ogóle po co ja ci to mówię...
- Bo ja słucham, Lily. Musisz mieć okropne wakacje, prawda?
- Nie są takie złe. Siostra zazwyczaj daje mi spokój, więc mogę pobyć trochę z mamą i tatą. Czasami jednak nie wytrzymuję i raz nawet zamieniłam przez przypadek filiżankę w szczura. Dostałam ostrzeżenie ze szkoły. Potem bardziej się pilnowałam. A ty? Twoi rodzice nie są mugolami?
- Nie. Na szczęście nie. Nie mam również rodzeństwa ale nie narzekam. Wakacje spędza u mnie Syriusz. Jest zawsze wesoło.
- I rodzice pozwalają mu do ciebie pojechać? – zapytała Lily z niedowierzaniem.
- Można tak powiedzieć... – wykręcił się James.
Zamilkli szukając nowego tematu. Zaczęło robić się chłodno i ciemno. Gdzieś z daleka rozległ się cichy plusk i wielka macka wystrzeliła z wody chwytając, przelatującą nad powierzchnią jeziora, ważkę. Obserwowali jak wielka kałamarnica znika z powrotem w czarnej toni. James rozejrzał się po niebie. Księżyc powoli wynurzał się z chmur. James wiedząc, że nie może zawieść Remusa, już miał otworzyć usta z propozycja powrotu do Wielkiej Sali gdy usłyszał trzask. Odruchowo spojrzał na jezioro ale potwora już dawno nie było. Przekręcił głowę w stronę lasu.
- Co się stało? – zapytała Lily z niepokojem.
- Ciii... Chyba coś usłyszałem.
Wyciągnął różdżkę i podszedł do najbliższego pnia.
- James... Chodź. Nie wchodź tam. To Zakazany Las. Lepiej nie ryzykować – dobiegł go głos dziewczyny.
Poszedł jednak kawałek dalej i nagle coś zwaliło go z nóg, uniemożliwiając rzucenie zaklęcia. James uniósł głowę o parę cali żeby zobaczyć napastnika.
- Daj spokój, Łapo – stęknął podnosząc się na nogi.
Wielki, czarny pies siedział przed nim machając ogonem.
- Co ty tu robisz? – szepnął – Jeszcze nie czas.
- James?
James odwrócił się i zobaczył Lily wychylającą się z krzaków.
- Co ty robisz? – skarciła go – Zostawiłeś mnie tam samą. Jak mogłeś! I co tu robi ten pies?
James rzucił mordercze spojrzenie Syriuszowi podczas gdy ten przybrał niewinny wyraz pyska.
- Jakiś przybłęda – odrzekł machinalnie. – Chodźmy już do zamku.
Lily jednak stała nadal wpatrując się w psa.
- Nie uważasz, że powinniśmy go zabrać? Coś złego może mu się stać w tym lesie...
- Nie ma mowy – zaprzeczył stanowczo – Idziemy.
Lily chcąc nie chcąc poszła za nim. Wrócili do zamku gdzie uczniowie powoli rozchodzili się do swoich dormitoriów.
- No to cześć. – powiedział James gdy znaleźli się przy schodach wiodących do wieży Gryfonów. – Dzięki, że zgodziłaś się ze mną iść.
- Nie idziesz na górę?
- Mam coś... eee... do załatwienia...
Lily prychnęła i wspięła się samotnie po schodach. James poczuł lekkie uczucie żalu ale odwrócił się i popędził z powrotem przez błonia. Syriusz siedział przy drzewie.
- Co cię napadło?- warknął James zatrzymując się przed nim.
Pyknęło i stanął przed nim Syriusz w swej ludzkiej postaci. Minę miał bardzo rozbawioną.
- No co? Było śmiesznie – parsknął. – Z resztą pielęgniarka już zabrała Lupina. Nie mamy wiele czasu – wskazał na księżyc.
James bez słowa przemienił się w jelenia. Po chwili pobiegli razem obrzeżem lasu ku Wierzbie Bijącej. Przy pniu spotkali szczura, który od razu nacisnął narośl na pniu.
Przecisnęli się wąskim przejściem do Wrzeszczącej Chaty. James był tak wściekły na przyjaciela że co chwila zawadzał porożem o ściany i sklepienie. Kiedy wyszli na drewnianą podłogę strzepnął z łba trawę i ziemię. Syriusz zawarczał i w odpowiedzi z kata za ogromnym łóżkiem wyskoczył wilkołak rzucając się na nich. James stanął przed nimi. Kopyta stukały o posadzkę. Wilkołak na widok jego spojrzenia przestał się rzucać. Peter zapiszczał cicho odwrócił się z powrotem do wyjścia. Wrócili tą sama droga kierując się ku czarnej ścianie Zakazanego Lasu. Zagłębiali się coraz bardziej nadsłuchując odgłosów nocy. Srebrzysty księżyc przebijał się przez liściaste sklepienie. Syriusz skakał wokół nich. Włóczyli się tak przez wiele godzin. Księzyc przesuwał się leniwie po niebie. Dostrzegli przedzierające się przez pnie światełka Hogsmeade. James spojrzał na Remusa który potrząsnął głową. Zrozumiał, że chciał przez to powiedzieć „Lepiej nie ryzykować”. Syriusz zaskomlał z niekłamanym zawodem. Skręcili w drugą stronę. Nagle Lupin warknął gwałtownie. Czerwone ślepia rozszerzyły się. James rzucił zaniepokojone spojrzenie na czarnego psa. Syriusz zaczął węszyć głośno nosem. „Ktoś tu jest! – pomyślał James. Chwycił zębami wilkołaka za ogon i pociągnął go do tyłu. Ten jednak ani drgnął tylko zawarczał jeszcze gwałtowniej. Jego czerwone oczy lśniły w ciemności. James wskazał Syriuszowi i Peterowi skraj lasu przy Wrzeszczącej Chacie. Kiwnęli łbami. Zaciągnęli Remusa w tamtą stronę. Gdy byli już blisko, James odwrócił się przesłał im uspokajające spojrzenie i zawrócił chcąc się przekonać kto wałęsa się o tej porze po Zakazanym Lesie. Uszedł zaledwie parę kroków gdy dostrzegł cień jakiejś osoby. Podkradł się bezszelestnie bliżej i serce w nim zamarło. Na niewielkiej polance stała Lily Evans. Spojrzał ponownie za siebie mając nadzieję, że Syriuszowi udało się odprowadzić Lupina. „Cholera, co ona tu robi?” – zaklął w duchu James. Obserwował ja przez chwilę. Stała w miejscu rozglądając się dookoła. W końcu ruszyła śladem łap, które, jak zauważył ze zgrozą James, zostawił Syriusz. Dziewczyna szła niepewnie odgarniając zwisające nisko gałęzie. James przesuwał się za nią ostrożnie, wyglądając Syriusza albo Petera. Nikogo jednak nie było. Nagle w pobliżu rozległo się przeciągłe wycie. Wycie wilkołaka. Lily stanęła jak wryta i uskoczyła za najbliższe drzewo. James nie wiedział co zrobić. Nie zdążył jednak się zastanowić bo z krzaków wyskoczył potężny szary kształt i rzucił się na dziewczynę. James natychmiast wypadł z zarośli i uderzył kopytami w Remusa. Wystarczyło jedno spojrzenie by zrozumieć że przyjaciel go teraz nie poznaje. Lily skuliła się przy pniu. James mocował się przez chwilę z Lupinem. Wilkołak złapał go zębami za róg. James odskoczył. Remus skorzystał z okazji i zawrócił w stronę Lily. Krzyknęła cicho. James zaatakował ponownie ale obraz przesłonił mu Syriusz, który pojawił się nie wiadomo skąd. Chwycił wilkołaka za nogę i przygwoździł łapami do ziemi. Lily czym prędzej podniosła się z ziemi i odbiegła dalej. James dźgnął ją rogami chcąc zmusić ją żeby uciekała. Dziewczyna stała jednak w miejscu. Bała się, ale w zachowaniach zwierząt było coś kojącego strach. Jaki jeleń zachowuje się w ten sposób? James spojrzał z panika na niebo. Księżyc prawie już znikł. Jeżeli Lily nie wróci czym prędzej do zamku zobaczy Remusa. Podbiegł do Syriusza, który trzymał w kleszczowym uścisku wilkołaka wyrywającego się wściekle. Syriusz również patrzył na księżyc. Lily nadal nie ruszała się obserwując z bijącym sercem całą scenę. Czekała. Ale na co? Wilkołak zawył przeraźliwie. James ponownie doszedł do niej popychając ją w kierunku wydeptanej wcześniej, pośród wysokich traw, ścieżki. Było jednak za późno. Pysk zaczął się zmniejszać, włosy znikły podobnie jak ogon, przednie i tylne łapy wydłużyły się. Lily zdusiła okrzyk na widok ludzkiej postaci Remusa Lupina rozciągniętej za ziemi pod ciężarem wielkiego psa. Zemdlała.
- Cholera! – wrzasnął James przemieniając się znów w człowieka. Kopnął w drzewo tak mocno, że odpadło trochę kory. Syriusz pojawił się wokół niego. Remus otrząsywał się z trawy najwyraźniej nie wiedząc co się dzieje. Syriusz pomógł mu wstać.
- R-rany co mu tu robimy? – wyjąkał wypluwając trochę ziemi – I co ONA tu robi?
James ukląkł przy Lily.
- Mało brakowało, a byłaby już w twoim brzuchu – stwierdził ponuro Syriusz.
Remus wyglądał na wstrząśniętego.
- Jak? Słuchajcie ja nic nie pamiętam. Wiem, że Syriusz i Peter prowadzili mnie do Wrzeszczącej Chaty, a potem....nie wiem.
- Właśnie. Gdzie jest Peter? – zapytał James kładąc głowę dziewczyny na swoich kolanach.
- Zwiał jak tylko Remus mi się wyrwał. Przepraszam cię, że nie zdołałem cię utrzymać – zwrócił się Syriusz do Lupina, który sprawiał wrażenie jakby nic do niego nie docierało.
- Dobrze się czujesz?
- Mogłem ją zabić... – wyjąkał Remus tak cicho, że ledwo usłyszeli co do niech mówi.
- A po co ona tu przychodziła w nocy? – ryknął Syriusz – Przecież musi sobie zdawać sprawę jak tu jest niebezpiecznie w nocy!
- Nieważne. – przerwał mu James – Co jej powiemy jak się ocknie? Przecież widziała Remusa. Wątpię, żeby uznała to za halucynację.
-Powiemy jej. Trudno – szepnął Lupin.
Syriusz pokiwał głową i jednocześnie wzruszył ramionami.
- To twoja wina Syriuszu – powiedział nagle James – Ona przyszła tu za mną bo zauważyła że dzieje się coś dziwnego kiedy straszyłeś nas przy jeziorze. Nie widziała dokładnie co się stało ale zdążyła zobaczyć jak idę w kierunku lasu. Nie miała pojęcia, że poszliśmy do Wrzeszczącej Chaty i weszła od razu w las.
- Więc teraz zwalasz wszystko na mnie, tak? – obruszył się Syriusz.
- Ja tylko... – urwał Jmaes i spojrzał w dół.
Lily westchnęła głośno i otworzyła oczy.
- James... Co się stało? – potarła sobie głowę w miejscu gdzie uderzyła o zimie. Nagle jednak oprzytomniała. Poderwała się na nogi wpatrując się w Lupina siedzącego bezradnie na trawie...
- Nie bój się – powiedział James dotykając jej ramienia ale dziewczyna odtrąciła jego rękę.
- On jest wilkołakiem.
Popatrzyli po sobie.
- Chcę wiedzieć co tu się do diabła dzieje! – krzyknęła Lily.
Remus wstał.
- Tak – odpowiedział nadal bardzo cicho – Jestem wilkołakiem. I mogłem cię zabić gdyby oni – wskazał na Syriusza i Jamesa – mnie nie powstrzymali.
Lily odwróciła się do nich.
- Jak to? Przecież was tam nie było... Był tak jeleń i .....pies.
Syriusz przewrócił oczami z irytacją.
-Nadal nie łapiesz Evans? To byliśmy my. Jesteśmy animagami. Nie zarejestrowanymi rzecz jasna...
Trzasnęło i pojawił się jeleń. Trzasnęło ponownie i przed zszokowaną dziewczyną stanął James.
- Ale... ale jak mogliście! Nie wiecie jakie to niebezpieczne! On mógł zaatakować każdego. KAŻDEGO, rozumiecie?
-Nigdy nikt nie włóczy się nocą po Zakazanym Lesie...
- A dziś się włóczył – Lily tupnęła nogą – Wiesz, James, już myślałam, że trochę zmądrzałeś. Zaraz... – zmrużyła oczy – To o to ci wtedy chodziło, prawda? Powiedziałeś, że to nie zależy od ciebie. Uratowałeś Snape’a przed nim, tak?
Syriusz skrzywił się mimowolnie.
- Tak – odparł James.
- I co teraz? – zapytał Syriusz.
- Co to znaczy? – prychnęła Lily.
- No co zamierzasz z nami zrobić? Wsypiesz nas? Wszystko zależy od ciebie.
Dziewczyna zmierzyła ich wzrokiem. James nie miał odwagi na nią spojrzeć, Syriusz oczekiwał na wyrok, a Remus oparł się o drzewo przybity. Lily na ten widok minęła złość.
- Nie wsypię was ze względu na niego – pokazała na Lupina – To wasza wina że wyciągacie go z tej jakiejś tam chaty. Podejrzewam, że do Dumbledore go tam umieścił, tak? A wy przychodzicie do niego?
- No... tak. – mruknął James z rezygnacją – Ale przy nas Remus nie zachowuje się jak wilk. Odzyskuje swoją świadomość. Gdy pojawiłaś się w pobliżu zwyciężył jednak instynkt wilkołaka. To już nie był mój przyjaciel. No ale w kazdym razie nie przychodzimy do niego tylko dla zabawy. Dzięki nam nie musi w czasie pełni zachowywać umysłu wilka.
Lupin kiwnął głową.
- Ale przecież nie musicie wychodzić... Macie już tak nie robić, jasne? Będę was pilnować. Jeżeli zobaczę, ze wychodzicie powiem. Dotarło? A teraz jeżeli pozwolicie wrócę do zamku i położę się. Może to będzie tylko sen... I sama trafię! – dodał widząc że James rusza za nią. Przedarła się przez gęstwinę i w końcu ucichły także jej kroki.
- Ona jest dziwna – stwierdził Syriusz kiedy szli przez błonia – Taka zbyt poukładana i bystra ale, do licha James, ma w sobie coś co sprawia, że zaczynam rozumieć to jak może ci się podobać...

C.D.N
Komentujcie!

Napisany przez: voldzia 05.10.2004 16:51

srednio. bledy stylistyczne, literowki, ortograficzne jeden czy dwa, ogolnie dosc poprawnie. alr to co najwazniejsze - fabula nie jest jakas wciagajaca. praktycznie malo sie dzieje oprocz napasci Lupina na Lily to nie stalo sie nic dramatycznego. postacie nie maja swojego wyrazu, sa takie nijakie, sialogi wydaja mi sie do nich niepodobne. a mimo wszystko jest cos, co sprawilo ze przeczytalam ten dosc dlugi tekst dosc szybko i nie meczylam sie z tym. masz lekki, ale niezbyt bogaty styl. poczekam na nastepne czesci, wtedy moze zmini sie moj stosunek. nie jest zle - pisz dalej wink.gif.

Napisany przez: Anulcia 06.10.2004 10:15

Mnie się nawet podobało! smile.gif Szybko i łatwo się czyta. Jedyne co mnie zraziło, to to, że postacie mają inne charaktery niż w rzeczywistości, np. Syriusz boi się umówić z dziewczyną, Lily także zachowuje się trochę dziwnie. Całość psuły także teksty (przynajmniej w moim odczuciu) w stylu:

QUOTE
- Eeee... bo bardzo mi się podobasz – powiedział na wydechu i odetchnął z ulgą, że w końcu to z siebie wyrzucił.

lub:
QUOTE
- Co ty robisz? – skarciła go – Zostawiłeś mnie tam samą. Jak mogłeś!

Ale poza tym było naprawde OK! Mam nadzieję, że szybko dasz next parta.....Życzę weny!!
Pozdrooffka wink.gif wink.gif

Napisany przez: kkate 06.10.2004 14:06

Więc tak... ja również przeczytałam...

Przyznam szczerze, że początek był nudny, właściwie to nie czytałam go dokładnie, tylko tak przejrzałam. Nieco ciekawiej zaczyna się robić dopiero przy tej napaści Remusa. To coś bardziej oryginalnego smile.gif

Znów Huncwoci.. i to jeszcze w sumie nie ma jakiejś specjalnej przygody... po prostu ich codzienne życie... no, jak mówiłam, początek był nudny, później lepiej... pisz dalej, zobaczymy jak rozwinie się akcja. nutella.gif dla Ciebie.

Natomiast Syriusz... przecież on był taki pewny siebie, jakby chciał zaprosić jakąś dziewczynę na bal, to by to zrobił...

W oczy nie rzuciły mi się żadne rażące błędy... to ci się chwali.

Czekam na nexta, chętnie przeczytam. Pozdroffka! biggrin.gif

P.S. Co do zabawnych ficków o Huncwotach, to i tak "Nigdy nie mów nigdy" przebija wszystkie tongue.gif

Napisany przez: Tenebris69 06.10.2004 14:56

Cz. 2 =)


Lupin był markotny jeszcze przez najbliższe dwa dni. James i Syriusz próbowali go pocieszyć ale wyrzuty sumienia targały nim tak mocno, że nie dał sobie nic wmówić. James spotkał Lily parę razy na korytarzu ale ta przeszła obok jakby był powietrzem. Doszedł jednak do wniosku, że lepiej trochę odczekać bo może sobie pomyśleć, że mu się narzuca. Gdy próbował poradzić się Syriusza ten oświadczył, że jeżeli usłyszy choćby jedno zdanie o niej to wykorkuje.
- Przygadał kocioł garnkowi... – mruknął James gdy jego przyjaciel przesiadł się zirytowany na przeciwną ławkę przy stole Gryffindoru.
- Słyszałem to – warknął Syriusz odwracając głowę.
James parsknął śmiechem i wyciągnął z torby pierwszą lepszą książkę. Spojrzał na okładkę na której wielki złoty napis głosił: „Magia Numerologii”. No tak. Musiał przez pomyłkę wziąć torbę Remusa. Z odraza rzucił książkę na stół lecz nie usłyszał głuchego odgłosu upadającego tomu na drewniany blat tylko piskliwe: „Auu!”. Przerażony wychylił się zza Syriusza, który ze śmiechu zakrztusił się sokiem dyniowym po czym ze zgrozą stwierdził, że rzucił za mocno i „Magia Numerologii” trafiła w jakąś nieznaną mu Ślizgonkę. Poderwał się szybko i podbiegł do niej okrążając stół. Syriusz też rad nie rad chwycił dziewczynkę za łokieć próbując postawić ją na nogi.
- Nic ci nie jest? – zapytał James.
Dziewczynka podniosła na niego swoje błękitne oczy odgarniając z twarzy prawie białe włosy i potrząsnęła przecząco głową.
- Na pewno? – upewnił się jeszcze przyglądając się wielkiemu siniakowi na policzku.
- Nie.. – powiedziała cicho tak, że prawie jej nie usłyszał i wybiegła z Wielkiej Sali.
James spojrzał ze zdziwieniem na Syriusza, który wyszczerzył do niego zęby.
- Zdajesz sobie sprawę, że właśnie znokautowałeś moja kuzynkę? – zapytał niewinnym tonem.
- Że... co?
- Ano tak. Ona mnie chyba nie kojarzy. Widziałem ja tylko raz. Nazywa się Narcyza Black i chodzi do trzeciej klasy.
- Nigdy mi o niej nie mówiłeś...
Syriusz popatrzył z niesmakiem na godło Slitherinu wiszące na ścianie po lewej stronie.
- Wiesz... Jej matka należy do tych co moi rodzice. Czysta krew. Ma już pewnie wyznaczonego męża... Pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że zdążyli już jej schrzanić życie. No bo jak to inaczej nazwać? Wolę nie wiedzieć co by zrobili ze mną gdybym nie uciekł.
W jego głosie brzmiała taka gorycz, że James od razu zorientował się, że jeżeli nie zmieni tematu to Syriusz będzie markotny do końca dnia.
- Eee... Słuchaj, nie ma co teraz rozpaczać... I tak jest za późno żeby cokolwiek zmienić. Może zagramy w quidditcha?
Syriusz spojrzał na sufit.
- Wiesz... Rozumiem, że masz jak najlepsze intencje ale, krótko mówiąc, leje.
James podniósł głowę i obaj wybuchnęli śmiechem.

Był już późny wieczór kiedy cała czwórka siedziała, zawalona książkami i pergaminami, nad stertą prac domowych. A przynajmniej próbowała. Remus skrobał coś zawzięcie piórem, Syriusz gapił się na dziewczyny gawędzące wesoło w drugim rogu pokoju, a Peter obserwował z zachwytem Jamesa, który układał zamek z talii eksplodujących kart.
- Ehym... – chrząknął Lupin przerywając pisanie – Czy wy przez przypadek nie mieliście się uczyć? – zapytał niewinnym głosem.
James wzruszył ramionami niechcący potrącając rękawem szaty jedną kartę co spowodowało natychmiastowy wybuch. Kilka pergaminów z lekka przysmaliło. Remus posłał mu taksujące spojrzenie i podniósł zgliszcza swojego wypracowania z zielarstwa, które rozpadło mu się w rękach.
- Przepraszam – mruknął James otrzepując koszulę z popiołu.
Remus postanowił tego nie komentować bo westchnął ciężko i ponownie otworzył podręcznik do zielarstwa.
- Łapo – zagadnął James – nie sądzisz, że przydałoby się trochę dywersji? Jest nudno. Zrobimy coś takiego żeby dziewczyny się nie zorientowały... Co ty na to?
Cisza.
- Syriusz? Słyszysz mnie?
Syriusz ocknął się z zadumy i z niechęcią odwrócił wzrok od Dorcas Meadowes.
- Co...? Aaa... No. Może masz rację. Nawet z chęcią. A masz jakiś pomysł?
James uśmiechnął się złośliwie.
- Szczerze mówiąc mam. Możemy zakraść się do lochów i podrzucić Severuskowi trochę żabiego skrzeku pod prześcieradło... Co ty na to?
Syriusz klasnął w dłonie.
- Ej, nawet niezłe. Szkoda tylko, że nie usłyszymy jak się kładzie do łóżka... Ale nie znamy hasła...
- Ja znam! – zapiszczał Peter skacząc na krześle z podniecenia – Usłyszałem jak jakiś Ślizgon mówił o zmianie hasła drugiemu. Brzmi ono „Bazyliszek” czy coś takiego...
James wydawał się zaskoczony.
-Wiesz, Glizdogonie... Czasem mnie zadziwiasz... A swoją drogą ciekawe co oznacza to hasło... Dobra. Nieważne. To jak, Łapo? Kiedy ruszamy?
- Nawet teraz.
James wstał.
- Świetnie. To ja lecę po pelerynę.
Pobiegł po schodach do dormitorium i po dwóch minutach wrócił z wybrzuszeniem z przodu szaty.
- Oj... Nie płeć bzdur, Lunatyku... Lepiej zostaw te tomiska i choć z nami...
- Mowy nie ma i wam też radzę dać sobie z tym spokój...
- A to niby dlaczego? Dasz nam szlaban? Weź przestań.
Widać, że Syriusz próbował nakłonić Lupina do przyłączenia się do nich. Jak dotąd, najwyraźniej, bez skutku.
- Syriuszu, zostaw go. Jak nie chce to nie musi. Zostanie z Peterem – powiedział znudzonym tonem.
Peter popatrzył na niego szczurzymi oczkami.
- To ja nie idę z wami?
- No tak... jasne... – powiedział z ironią James.
- Naprawdę?
- Nie. Chodź, Łapo.
Syriusz rzucił ostatnie spojrzenie na dziewczyny i tuszył za nim. W Sali Wejściowej upewniwszy się, że nikogo nie ma, schowali się pod pelerynę i cicho zeszli po kamiennych schodach w kierunku lochów i ścianie ukrywającej przejście do Pokoju Wspólnego Slitherinu.
- Musimy się upewnić czy na nikogo nie wpadniemy – szepnął Syriusz i wyciągnął mały przedmiot wyglądający jak cyrkiel.
- Co to jest? – James popchnął Syriusza w kierunku pochodni by przyjrzeć się dokładniej.
- Zaraz zobaczysz. Kupiłem to u Zonka i zapomniałem. Popatrz co robi to cudeńko.
Przytknął jedną nóżkę do ściany i zatoczył koło. Nagle kawałek kamienia zamigotał i pojawiło się okrągłe okienko.
- Ale super... – mruknął James zaglądając do pokoju Ślizgonów – Oni nie widzą, że wsiąkł gdzieś kawał ściany?
- Nie... Od tamtej strony nic nie widać. Fajne, nie? Okey. Droga wolna. Idziemy.
Stuknął różdżką w okienko, które natychmiast znikło. James szepnął „Bazyliszek” i ściana rozsunęła się na boki. Kilku Ślizgonów spojrzało ze zdziwieniem na pustą dziurę ale po chwili wrócili do rozmowy widząc, że nikt nie wchodzi. James i Syriusz przemknęli się do schodów wiodących na górę uważając by peleryna zakrywała ich całkowicie. Wiedzieli dobrze gdzie idą bo przecież byli w tym pokoju już nie raz. Kiedy stanęli wreszcie przed drzwiami dormitorium Syriusz znów użył magicznego cyrkla by wybadać teren. Pokój był pusty więc uchylili drzwi i weszli do środka. James natychmiast zabezpieczył drzwi zaklęciem po czym ściągnął z nich pelerynę.
- No, no, no... Widzę, że zmienili sobie zasłonki...
Nie trudno było się zorientować która część pokoju jest Snape’a. W samym kącie stało łóżko z czarną pościelą i czarnymi zasłonami, obok niego leżał mały czarny dywanik i szafka nocna przykryta czarną serwetą.
Syriusz podszedł i zaczął przeglądać z zainteresowaniem książki leżące na stoliku.
- Zobacz, Rogaczu: „Czarne moce – co wiedzieć nie powinieneś”, „Czy Czarna Magia jest naprawdę Czarną Magią?”... Tego jest mnóstwo. Rany. Gdybym go kompletnie nie znał to wysłałbym go do Św. Munga, ale niestety znam i najchętniej przywalił bym mu tym wszystkim po głowie.
- No co ty powiesz... – James właśnie otworzył czarna skrzyneczkę leżącą pod łóżkiem. W środku znajdował się cały komplet składników eliksirów, które na pewno nie znalazły się na szkolnej liście i których, w większości, na pewno nie można było kupić na Pokątnej. James wziął wszystkiego po trochu do kieszeni i odłożył na miejsce. Zostawił tylko słoik pełny żabiego skrzeku.
- Wszystko może się przydać – powiedział widząc pytające spojrzenie Syriusza po czym odkręcił słoik, odwinął kołdrę razem z prześcieradłem i bez skrupułów wylał całą jego zawartość na materac po czym odłożył skrzyneczkę na miejsce. Syriusz machnął różdżką na skrzek, z którego natychmiast ułożył się napis: ŚMIEĆ.
- Dobry pomysł – pochwalił go James – Lepiej spadajmy stąd na kolację bo lada moment może się ktoś zjawić.
Syriusz rzucił ostatnie spojrzenie na dormitorium i odczarował drzwi. James ponownie zarzucił na nich pelerynę-niewidkę i zeszli na dół spiralnymi schodami o mało co nie wpadając na wspinającego się na górę Ślizgona. Przeszli przez Pokój Wspólny gdy nagle James potrącił Syriusza i wskazał głową na srebrno-zieloną kanapę.
- Czy to nie Lucjusz Malfoy? I..., na brodę Merlina, twoja kuzynka?
Syriusz zmarszczył czoło. Podeszli bliżej tak, że przykucnęli tuż przy stojącym obok kanapy fotelu. Wydawało się, że Malfoy był czymś wyraźnie wzburzony. Dziewczynka za to miała przerażony wzrok.
- Pytam się po raz ostatni. KTO CI TO ZROBIŁ? I nie opowiadaj mi tu jakiś głupot, że się przewróciłaś.
James popatrzył z przerażeniem na Syriusza. Co ten drań chciał od małej Black? Był starszy od niej o cztery lata, a od nich o rok.
- Ja naprawdę nie... – powiedziała Narcyza swym cichym głosem spuszczając oczy w ziemię. Wyglądała jakby się miała za chwilę rozpłakać.
- Jeżeli mi nie powiesz co się stało, napisze do twojej matki. Masz mi być posłuszna. Nie pozwolę, żeby ktoś bił moja przyszła żonę! Albo mam lepszy pomysł... Pożyczę sobie od tego wypłosza Snape’a buteleczkę veritaserum... Co ty na to?
Syriusz z wrażenia przysiadł na podłodze. James nic z tego nie rozumiał. Zdał sobie jednak sprawę, że jeżeli Lucjusz dowie się co zrobił tej małej będzie musiał za to zapłacić.
- Dobrze, Lucjuszu... – załkała dziewczynka – Ale obiecaj, że nie będziesz się gniewał...
Lucjusz Malfoy zrobił coś czego się najmniej spodziewali. Podszedł do niej, ukucnął i przytulił ja do siebie.
- Już dobrze – powiedział – a teraz powiedz mi wszystko.
James poczuł, że żołądek zawiązuje mu się w supeł.
-T-to był J-james P-potter... On m-mnie niechcący u-uderzył książką... A-ale on naprawdę t-tego nie chciał...
Lucjusz zerwał się na równe nogi.
- Już ja mu pokażę – warknął ze złością waląc pięścią w stolik i nie zwracając na protesty dziewczyny wbiegł na górę do swojego dormitorium.
Syriusz pociągnął Jamesa i obaj wyszli przez dziurę w ścianie na korytarz. Doczołgali się bez słowa do Pokoju Wspólnego Gryfonów.
-Słuchaj – mruknął James – Ja... ja myślałem, że żartujesz mówiąc, że ona ma już pewnie wyznaczonego męża... Różne już rzeczy widziałem ale TO...
Syriusz prychnął.
- To to jeszcze nic. Naprawdę współczuję jej. Po raz pierwszy współczuję jakiejś Ślizgonce i to wcale nie dlatego, że jest moją kuzynką. Wolałbym się powiesić niż wyjść na Malfoy’a. Naprawdę biedna dziewczyna... Ej, nie przejmujesz się tym co on powiedział. Może serio ci zrobić krzywdę...
James wzruszył ramionami.
-A bo to nie raz już oberwałem?
-Tak, ale zadrzeć z Lucjuszem Malfoy’em to mieć wroga do końca życia...

- Mówiłem wam, że to nie jest dobry pomysł – skwitował Remus kiedy następnego ranka przy śniadaniu opowiedzieli mu to co zobaczyli i usłyszeli.
- Przecież nic nam się nie stało, a dowiedzieliśmy się przynajmniej, że Lucjusz na mnie będzie dybał i, że ma narzeczoną – zaperzył się James.
- A słyszeliście, że Snap’e w ogóle się nie zorientował, że śpi na żabim skrzeku? – zarechotał Syriusz – Podobno ten napis, który ułożyłem odcisnął mu się na tyłku i paradował tak w drodze do łazienki...
Remus bez słowa przypatrywał się jak jego przyjaciele omal nie spadli z ławki.
- Wiesz co, James? Myślałem, że już trochę zmądrzałeś... – powiedział w końcu – A właśnie... Lily pytała o ciebie...
James natychmiast się opanował.
- CO? I dopiero teraz mi to mówisz?
Lupin kiwnął głową.
- No to mówże wreszcie człowieku... Co chciała? Co ci mówiła? – zirytował się James patrząc jak Remus spokojnie zabiera się do zapiekanki.
- Po prostu cię szukała.
- I tyle?
- Nawet jeżeli mówiła coś jeszcze to to nie dotyczyło ciebie... A zresztą spytaj jej sam. Właśnie idzie...
James odwrócił się szybko i o mało co nie upuścił widelca. Bynajmniej jednak nie z wrażenia tylko z wściekłości. W drzwiach do Wielkiej Sali stała dobie Lily rozmawiając wesoło z Severusem Snape’m. James wstał gwałtownie ale Syriusz pociągnął go z powrotem.
- Nie rób z siebie głupka – syknął.
- Nie pouczaj mnie – warknął ale postanowił poczekać. Obserwował ich kątem oka. Lily śmiała się z czegoś, aż w końcu pocałowała Snape’a w policzek i wróciła do Sali Wyjściowej zmierzając ku schodom wiodącym do Wieży Gryffindoru. To było za dużo. Wstał i poszedł za nią potrącając po drodze innych uczniów.
- James, cholera, opanuj się... – Syriusz dogonił go – Przestań się tak zachowywać bo ona właśnie dlatego olewała cię przez te wszystkie lata... Pocałowała go w policzek? I co z tego...?
James zatrzymał się w końcu i popatrzył na Syriusza ze złością.
- Tak? A co byś zrobił gdyby to Dorcas obściskiwała się z Smarkerusem? Hę?
Syriusz zamyślił się.
- Przyłożył bym jemu, a nie jej. Zresztą Lily wcale się z nim nie obściskiwała. I ona nie jest twoja dziewczyną – przypomniał mu.
- Ale może będzie – odpowiedział James i pomknął na górę. Wszedł do Pokoju Wspólnego Gryfonów ale nie znalazł jej tam. Zauważył jednak Dorcas siedzącą samotnie przy stoliku.
- Eee... Część. Nie widziałaś może Lily?
Dorcas uśmiechnęła się do niego.
- Cześć. Na twoje szczęście widziałam. Jest w dormitorium. Zaraz pewnie zejdzie. Ostatnio ciągle się szukacie... A w ogóle coś ty taki wściekły?
- Aż tak widać? - zaniepokoił się James.
- Nie jest tak źle ale swoją miną na pewno wiele nie zdziałasz. Co cię tak wkurzyło, jeżeli można wiedzieć?
James usiadł obok niej. Była przyjaciółka Lily i na pewno wiedziała co jest między nią, a Snape’m ale jednocześnie mogła potem powiedzieć Lily o co pytał.
- Eee... Takie tam – wybąkał w końcu.
- Okey. Rozumiem. A słuchaj... – Dorcas zarumieniła się lekko – Czy.. czy Syriusz mówił ci coś o mnie?
Zacisnęła oczy czekając na odpowiedź. „O nie, jeszcze tego mi brakowało...” – pomyślał James.
- Trochę... – odpowiedział kulawo, a widząc zawiedziona minę dziewczyny doszedł do wniosku, że nie może jej oszukiwać – No dobra. Gada o tobie przez cały czas. Zrób coś z tym bo ja nie wytrzymam nerwowo.
Dorcas uśmiechnęła się nieśmiało.
- Naprawdę?
James przewrócił oczami.
- Tak.. Naprawdę. Tylko nie mów Łapie, że ci mówiłem bo mnie zabije.
Dorcas kiwnęła głową.
- Część, James.
James odwrócił się i zobaczył Lily. Nawet nie zauważył kiedy zeszła.
- O czym gadacie? – zapytała mrugając do przyjaciółki.
- A tak... Ogólnie... – powiedział James – Słuchaj. Chciałem z tobą pogadać...
Lily wyraźnie się ucieszyła.
- To świetnie. Bo ja też. Może wyjdziemy? – zapytała.
Wyszedł więc razem z nią na błonia i skierowali się ku jezioru. Usiedli na trawie jak zwykle pod wielkim, rozłożystym dębem.
- Ty pierwszy.
- Nie, ty.
- Dobrze. No więc chciałam z tobą pogadać o... o was.
- O nas?
- O tobie, Syriuszu, Peterze i Remusie.
James zmarszczył czoło.
- To znaczy?
- Chodzi mi o to, – zaczęła Lili uważnie dobierając słowa – że dużo myślałam o tamtej nocy i doszłam do wniosku, że było by to krzywdą dla Remusa jeżeli bym nie pozwoliła wam chodzić z nim co miesiąc do Wierzby Bijącej. Ale... – dodała – ...może iść z nim tylko jeden z was.
James wstał.
- Dlaczego? – zapytał może zbyt napastliwym tonem.
- Bo kiedy jesteś z Syriuszem to zawsze wymyślicie razem coś głupiego. Przepraszam, że to mówię ale taka jest prawda. Nie idziecie tam dlatego, żeby pomóc przyjacielowi tylko po to żeby się zabawić. A to bardzo niebezpieczna gra.
- Cholera, Evans, nie nadużywaj swojej władzy. Nie będziesz nam rozkazywać – powiedział James i odwrócił się od niej.
Usłyszał, że Lily też wstała. Poczuł dreszcz gdy położyła dłoń na jego ramieniu.
- James, ja ci nie rozkazuję – powiedziała cicho – Ja cię proszę...
- No dobrze – odparł i odwrócił się do niej.
Natychmiast cofnęła rękę. James spojrzał w jej zielone oczy ale dziewczyna odwróciła wzrok.
-Chodź – powiedziała i ruszyła ku zamkowi, a James chcąc nie chcąc poszedł za nią.

- James! Gdzie ty byłeś?! Nie uwierzysz co się stało! – Syriusz dopadł go na korytarzu przy klasie historii magii – Słuchaj, podeszła do mnie Dorcas i zapytała czy poszedłbym z nią do Hogsmeade pojutrze. Uwierzyłbyś w to?
James uśmiechnął się w duchu bo Syriusz cieszył się jakby miał sześć lat.
- No widzisz stary, nie jest tak źle... – poklepał go po plecach i usiadł na ławce.
Syriusz przyjrzał mu się uważnie.
- Gadałeś z Evans?
- Tak.
- I? Powiedziałeś jej o Smarku?
- Wyleciało mi z głowy...
- To o czym gadaliście?
James westchnął i opowiedział mu całą rozmowę.
- No to pięknie – stwierdził Syriusz – Rany... Że też ona musiała się wtedy napatoczyć...
- Ciekawe czyja to wina – mruknął sarkastycznie James.
- Nie zaczynaj. Trudno. Nie mamy wyboru. Potem powiem Lunatykowi i Peterowi.
James kiwnął głową. Teraz przyszła mu do głowy inna myśl.
- Słuchaj... Pojutrze jest Hogsmeade? To może spróbuję zaprosić Lily?
- Na pewno ci korona z głowy nie spadnie – powiedział Syriusz – A teraz rusz się bo tym razem Binns może się nie skapnąć, że nas nie ma i wylądujemy na dywaniku u McGonagall.
- A od kiedy ty taki ostrożny? – zadrwił James.
- No... eee... – Syriusz zmieszał się trochę - ...bo jeżeli da nam szlaban to nici z naszych randek.
- Racja – przyznał James i obaj powlekli się do klasy.

Jamesowi nie udało się złapać Lily w ciągu całego popołudnia. Syriusz gdzieś się zapodział razem z Peterem więc siedział z Remusem w Pokoju Wspólnym i czytał książkę „Najsłynniejsze akcje Quidditcha”.
- James, – powiedział nagle Remus z dziwnym wyrazem twarzy – posłuchaj. Jeżeli nie chcesz chodzić ze mną do Wrzeszczącej Chaty bez Syriusza to nie musisz...
James rzucił ze złością książkę na stolik.
- To ty mnie posłuchaj – warknął – Jesteś moim przyjacielem i naprawdę nie jest mi miło słuchać tego, że myślisz że chodzę tam tylko po to żeby się rozerwać... Fakt, że czasem mieliśmy z Syriuszem różne odskoki ale jesteśmy tam tylko dlatego żeby pomóc tobie.
- No tak. Przepraszam.
- Remus, - dodał trochę łagodniejszym tonem – będziesz tam ze mną albo z Łapą. Na pewno jeden z nas wystarczy. Zresztą może Lily miała rację. Za którymś razem mogłoby nie wyjść wszystko tak jak to sobie zaplanowaliśmy i wszyscy wylecielibyśmy ze szkoły.
- Jak ze Snape’em?
- Jak ze Snape’em.
Dziura pod portretem Grubej Damy otworzyła się i wyszedł z niej Syriusz, o dziwo nie z Peterem, jak podejrzewał James, tylko z Lily. Remus spojrzał z zaciekawieniem w kogo tak wpatruje się James i stłumił śmiech.
- Cześć – przywitał ich Syriusz odchodząc od Lily która wspięła się po schodach do dormitorium – A ty się z czego śmiejesz? – zapytał Lupina.
- Żebyś widział minę Rogacza kiedy zobaczył cię z Lily... – wykrztusił Remus.
- Bardzo śmieszne – powiedział i spojrzał groźnie na Syriusza – O czym z nią rozmawiałeś.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – odparł Syriusz i usiadł w fotelu obok – Nie powiem ci.
- A to dlaczego?
- Bo nie musisz wiedzieć wszystkiego. Ja ci się nie pytam o czym szeptasz po katach z Dorcas. Co myślisz, że tego nie widzę? – dodał widząc jego zaskoczenie – Daj spokój... Idź lepiej zapytać ją czy pójdzie z tobą do Hogsmeade.
- Jeżeli dowiem się, że miałeś coś z tym wspólnego... – zaczął James ale ku jego irytacji Syriusz wybuchnął śmiechem przypominającym szczekanie psa, więc postanowił nie kończyć.

- Lily! Poczekaj chwilę!
James dorwał Lily następnego dnia kiedy szli na lekcje opieki nad magicznymi stworzeniami. Dziewczyna zatrzymała się w połowie drogi. James zatrzymał się przed nią zasapany bo biegł całą drogę.
- Tak? – zapytała Lily gdy już trochę ochłonął.
- No... bo ja... pomyślałem sobie, że może poszłabyś ze mną do Hogsmeade jutro. Co ty na to?
Lily uśmiechnęła się do niego przepraszająco.
- Przepraszam, James, ale nie mogę. Obiecałam, że napiszę dodatkowy referat, a niestety nie będę miała później czasu.
- Aha... To trudno – bąknął zawiedziony.
- Naprawdę mi przykro – powiedziała Lily i ruszyła w dół dróżką ku ogrodzeniu dla magicznych zwierząt.
James popatrzył chwile za nią po czym wrócił się do zamku zastanawiając się czy też nie zostać. W końcu nie ma sensu żeby iść samemu... Remus od razu zauważył, że coś jest nie tak gdy tylko zobaczył Jamesa w Wielkiej Sali grzebiącego smętnie w talerzu.
- Co jest, Rogaczu? – zapytał siadając obok niego i sięgając po puchar z sokiem.
James spojrzał na niego ponuro.
- Lily nie może iść do Hogsmeade – powiedział z niechęcią. Ku jego zdumieniu Remus wcale nie uznał tego za coś śmiesznego.
- Nie martw się. Zaprosisz ja innym razem... Ale co zamierzasz zrobić? Idziesz sam, czy zostajesz? Bo wiesz, że ja nie...
- Tak wiem – przerwał mu James. Jeżeli był tylko jakiś wolny dzień pani Pomfrey zabierała Remusa na badania – Chyba zostanę bo przecież nie pójdę z Peterem... Ciekawe tylko czy Lily naprawdę ma napisać jakiś referat czy mnie tylko spławiła...?
- Lily Evans gardzi kłamstwem, James. Wiesz o tym dobrze, więc na pewno by cię nie oszukała. Zresztą może jeżeli zostaniesz natkniesz się na nią w bibliotece na przykład... – powiedział Lupin i puścił do niego oko.
James dostał olśnienia.
- Rany. Masz rację. Że też na to nie wpadłem. I powiedz mi, co ja bym bez ciebie zrobił?
- Nie przeżyłbyś – mruknął Remus z udawana powagą, za co James walnął go w plecy powodując, że zakrztusił się jabłecznikiem.

Rankiem James obserwował na tłumy uczniów wylewające się z zamku i zmierzających ku bramie Hogwartu. Pomachał przez okno Syriuszowi i wrócił na górę zdjąć szkolną szatę. Wychodząc z dormitorium poczochrał sobie jeszcze bardziej włosy i nadzieją zszedł na dół . Postanowił, że poczeka chwilkę w fotelu i może natknie się na Lily od razu w Pokoju Wspólnym niż potem będzie szukać jej w labiryncie półek z książkami. Po piętnastu minutach stwierdził jednak, że to nie ma sensu i wyszedł na korytarz kierując się ku bibliotece. Przemierzył ją wzdłuż i wszerz, udając, że szuka książki bo pani Pince bacznie go obserwowała ale dziewczyny nigdzie nie było. Zrezygnowany postanowił po prostu przejść się po zamku z nadzieją, że gdzieś przez przypadek się na nią natknie. Po drodze odkrył komórkę na miotły ukrytą za wielkim obrazem przedstawiającym jakąś wątłą czarownicę. Widać było, że od dawna nikt tu nie zaglądał jako, że mop rozlatywał się w rękach, a magiczne środki czystości zalatywały odrosokiem. Sam James znalazł ja tylko dlatego, że potknął się o podwinięty dywan i aby nie upaść złapał się uchwytu na włócznię, która odskoczyła w dół jednocześnie przesuwając obraz. „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło...” – pomyślał smętnie James zdając sobie sprawę z tego, że będzie to wyśmienite miejsce na schowanie się przed woźnym. Po dwóch godzinach wałęsania się po pustych korytarzach miał jednak serdecznie dość. W lochach, do których zszedł jakiś czas temu, było okropnie zimno, nie wspominając o tym, że brzuch Jamesa niewątpliwie domagał się jedzenia. Już miał stuknąć różdżką w ścianę gdzie, jak wiedział, ukrywało się przejście na drugie piętro, gdy zamarł z ręką podniesioną do góry. Gdzieś w oddali słychać było czyjś krzyk.

Napisany przez: kkate 06.10.2004 16:30

No i świetnie smile.gif Drugi part jest o wiele, wiele lepszy. Parę drobnych literówek, ale poza tym mało błędów. Czasem nieco dziwne dialogi. I może wciąż odrobinkę za mało opisów. Ale poza tym - jest spoko. Nie powalilo mnie na kolana, ale z chęcią przeczytałam. Pisz dalej biggrin.gif !!!

Dla ciebie - landrynki.gif czekolada.gif nutella.gif

Smacznego tongue.gif

Napisany przez: ..:Ala:.. 06.10.2004 17:08

przeczytałam pierwszego parta nawed nie całego tylko0 do tego momętu jak Syriusz się zwierza Jamesowi że ktoś mu się tam podoba. Lubie takie opowiadania (takie czyli o Syriuszu i Jamesie kiedy byli młodzi) ale to jest przesada. Czy ty nie zauważyłaś-eś żę James gra taką męską słodką idiotkę. Na początku jak sie zwierzał Lily to myślałam że padne. Przecież Potter był przebojowy, ruchliwy i ciekawy wszystlkiego a tu wyszedł jakiuś beznadziejny romantyk (przepraszam za błędy w tym kometarzyku) Pisz dalej może innym to sie podoba

Napisany przez: Avin 06.10.2004 20:27

Przecztyałam 2 party i opowiadanko nie zrobiło na mnie specjalnego wrażenia. Nawet nie chodzi o błędy, ale o to jak zmieniłaś charakter postaci. Ale pisz dalej, może bohaterz przejdą jakieś przemiany tongue.gif. Pozdro:*

Napisany przez: vaampir 06.10.2004 22:29

zaczęłam to czytać, ale nie zmogłam do końca, przykro mi. James i Syriusz zachowują się jak dwie dziewczyny i to niezbyt rozgarnięte, a fabuła ogólnie nie ma w sobie nic, co mogło by zainteresować czytelnika. lubię ff o huncwotach, ale to jest nie na moje nerwy niestety

Napisany przez: Anulcia 07.10.2004 10:00

To prawda, drugi part jest znacznie lepszy! Teraz juz widac, ze bohaterowie odzyskują swoje prawdziwe charaktery jednak to jeszcze nie jest to, czym powinno być. Ale o tym decydujesz oczywiście Ty Tenebris, w końcu to twój ff. Mnie się ogólnie podoba, wogóle także lubie ficki o Huncwotach, dlatego czekam na next parta. Nie zrażaj się i pisz dalej!! wink.gif

Napisany przez: Tenebris69 07.10.2004 16:32

Dzięki na komentarze. I oto cz.3...

James skradał się cicho korytarzem powstrzymując oddech aby słyszeć każdy dźwięk. Przeklinał swoje byty stukające o kamienną podłogę. Ktokolwiek krzyczał musi być gdzieś tutaj... Ścisnął mocniej różdżkę i wyskoczył zza zakrętu ale nikogo nie było. Z lewej strony był pusty korytarz, a z prawej zobaczył przed sobą długi tunel do którego nigdy wcześniej nie trafił. Ruszył dalej nie mając pojęcia dokąd idzie bo wraz z rozpoczęciem się tunelu, skończył się też łańcuch pochodni.
- Lumos – szepnął.
Wydawało mu się, że korytarz schodzi nieco w dół i miał niemiłe wrażenie, że idzie w złym kierunku. Po chwili miał tego pewność bo nagle wyrosła przed nim ściana. Wrócił się i przyspieszył kroku. James był zły na siebie bo ktokolwiek krzyczał mógł się po prostu czegoś przestraszyć i dawno sobie pójść. Doszedł z powrotem do skrzyżowania korytarzy, więc poszedł z powrotem ku przejściu wiodącym na drugie piętro lecz znowu się zatrzymał. Wydawało mu się, że znowu coś usłyszał. Cała ta sytuacja zaczyna go już denerwować. Rozejrzał się nie wiedząc co zrobić, gdy z prawego zakrętu wyszła jakaś postać podtrzymująca się ściany. James spojrzał w tamtą stronę i poczuł jak żołądek skręca mu się konwulsyjnie. Na podłogę osunęła się Lily Evans.

- Lily? – zapytał podchodząc do niej ostrożnie i odgarniając jej włosy z twarzy. Po boku głowy ciekła jej krew. Oczy miała zamknięte ale była przytomna. Jęknęła cicho.
- Lily, możesz wstać? – spróbował jeszcze raz chociaż wiedział, że dziewczyna nie ujdzie ani kroku.
Zaklął cicho. Nie znał się na magicznym uzdrawianiu. Pamiętał jak przegadał z Syriuszem cały wykład pielęgniarki. Wyciągnął koszulę ze spodni, oderwał spory kawałek i obwiązał jej głowę. Nawet się nie poruszyła. James wstał i wycelował w nią różdżką.
- Mobilicorpus.
Uniosła się stopę nad podłogą. Nie było mu łatwo manewrować jej ciałem. Wchodził powoli po schodach rozmyślając intensywnie co mogło się stać. Teraz był już pewny, że to był jej krzyk. Serce waliło mu w piersi. Przyspieszył. Gdy wyszedł z lochów skręcił do skrzydła szpitalnego.
- Pani Vial! – krzyknął otwierając drzwi skrzydła szpitalnego. Samantha Vial wyszła szybko ze swojego gabinetu stukając obcasami.
- Czego znów chcesz, Potter. Nie mów mi tylko, że... – nie dokończyła bo jej wzrok spoczął na Lily. Odepchnęła Jamesa wyrywając mu różdżkę z ręki i nakierowała Lily na łóżko.
- Nic jej nie będzie? – zapytał z rozpaczą.
Pani Vial ściągnęła usta nie odpowiadając od razu. Odwiązała kawałek jego koszuli i przechyliła na bok jej głowę. Sięgnęła do szafki po buteleczkę z jakimś płynem i przemyła ranę szepcząc przy tym jakieś zaklęcie. James słyszał jak odetchnęła z ulgą. Potem podeszła do niego przyglądając mu się krytycznie.
- Nie wiem i nie chce wiedzieć co się stało, Potter, ale na twoim miejscu poszłabym do dyrektora – powiedziała poważnie.
- W-więc nic jej nie będzie? – zająknął się.
- Na szczęście nie ale niewiele brakowało. Skłamałabym gdybym powiedziała, że to było tylko draśnięcie, zrozumiałeś?
Kiwnął głową.
- Mogę z nią porozmawiać?
- Potter, czy ja nie wyraziłam się jasno? – pani Vial wyglądała na zirytowaną.
James rzucił ostatnie spojrzenie na Lily i wyszedł ze skrzydła szpitalnego. Oparł się o ścianę żeby uspokoić myśli. Nie może iść do dyrektora nie wiedząc co się stało. Musi najpierw z nią porozmawiać. Przypomniała mu się leżąca nieruchomo na posadzce i przebiegł go zimny dreszcz. Poszedł powoli na górę. Przez okno w dormitorium zobaczył tłum uczniów wracających z Hogsmeade. Cofnął się szybko i położył na łóżku. Nie chciał żeby Syriusz wypytywał go co robił. Nie przed rozmową z Lily. Zamknął oczy słysząc tupot stóp na schodach, a następnie trzaśnięcie drzwiami.
- James? – zawołał wesoło Syriusz i zaśmiał się na widok przyjaciela – A śpij, stary, śpij...
Znowu trzaśnięcie. James nawet nie wiedział kiedy zasnął.

Stuk, stuk.
James przekręcił się na bok zakrywając głowę poduszką. Z trudem podniósł powieki. Było już ciemno. Na parapecie siedziała ruda płomykówka Remusa. James spojrzał na łóżko przyjaciela ale ten się nawet nie poruszył. Sam, więc wstał i otworzył okno. Sowa wleciała zataczając koło nad sufitem, upuściła list na szafkę nocną Lupina, po czym wyfrunęła w upszczony srebrnymi gwiazdami granat nieba... James zamknął okno i otworzył kufer próbując wymacać w ciemności pelerynę niewidkę. Już wiedział co zrobi. Wyjął z szuflady Mapę Huncwotów i wyślizgnął się z dormitorium starając się nie skrzypieć drzwiami, a potem przelazł przez dziurę pod portretem nie zważając na oburzenie Grubej Damy. Skierował się prosto do skrzydła szpitalnego. Sprawdził czy nigdzie nie ma pani Vial i podszedł do łóżka Lily. Od razu zauważył, że musiała się obudzić bo miała na sobie koszulę nocną. Stał tak nad nią przez chwile nie mając serca jej obudzić. Kiedy ściągnął w końcu pelerynę usiadł na krześle.
- Lily... – potrząsnął nią lekko.
Dziewczyna westchnęła przez sen i otworzyła oczy.
- James?
Kiwnął głową.
- Pani Vial mi mówiła co się stało. Chciałam ci... podziękować.
James uśmiechnął się i chwycił ja za rękę. Spojrzała na niego przelotnie ale jej nie cofnęła.
- Słuchaj... – zaczął James – Co się stało? Możesz mi powiedzieć?
- To... to nie jest dobry pomysł, James.
- Dlaczego?
- Bo boję się, że zrobisz coś głupiego – Lily spuściła wzrok bo nie mogła wytrzymać jego spojrzenia.
- Cholera, wiesz jak ja się czułem kiedy zobaczyłem jak upadasz? Nie wiedziałem co zrobić. Myślałem, że... – urwał bo nie miał siły żeby dokończyć – Dlaczego ty zawsze bierzesz mnie od najgorszej strony? Zaufaj mi, Lily...
- To nie tak... – Lily przestała skubać róg kołdry i popatrzyła na niego ponownie – Ja ci ufam ale po prostu nie mogę.
- Nie?
- Nie.
- Świetnie. Jak nie chcesz to nie mów. Tylko odpowiedz mi na jedno pytanie. Dlaczego ty zawsze mnie unikasz, co? Myślisz, że tego nie widzę? Jak skręcasz w przeciwną stronę korytarza gdy mnie widzisz? Naprawdę myślisz, że jestem taki głupi?
Lily cofnęła rękę.
- Nie masz racji... – powiedziała cicho chociaż wiedziała, że ma. Sama nie wiedziała dlaczego to robi. Uciekała przed czymś. Ale przed czym?
- Mam. Nawet Snape’a traktujesz lepiej niż mnie...
- Mogę rozmawiać z kim mi się podoba, James – stwierdziła chłodno.
- I każdego całujesz w policzek? – zapytał natarczywie.
- O co ci właściwie chodzi? Jesteś zazdrosny, czy co...?
James wstał i sięgnął po pelerynę.
- A nawet jeśli to co?
Lily z lekka zatkało i zanim zdążyła odpowiedzieć zniknął pod peleryną. Słyszała jego kroki gdy wychodził.

- Ej, co ty dzisiaj jak struty chodzisz? Boli cię coś? – zapytał Syriusz kiedy następnego ranka szli na zielarstwo.
Przyjaciel w odpowiedzi posłał mu tylko wściekłe spojrzenie, więc Syriusz wzruszył ramionami. James widział Lily na korytarzu. Ucieszył się, że wypuścili ją ze skrzydła szpitalnego ale poczuł tez ukłucie żalu, że się z nią pokłócił. Właściwie nie był pewny czyja to była wina. I dlaczego nie chciała powiedzieć mu co się stało? Pogrążony w rozmyślaniach automatycznie skręcił do toalety. Remus spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Musisz do klopa? Za dwie minuty mamy zielarstwo...
- Co? Eee... Nie, nie muszę.
- To czemu skręciłeś?
- Tak jakoś... Zamyśliłem się.
Przez całą lekcję Remus obserwował go z zatroskana miną, aż w końcu James nie wytrzymał kiedy wracali ze szklarni.
- Przestaniesz się wreszcie na mnie gapić?
Lupin odwrócił wzrok.
- Mogę z tobą pogadać? Na osobności? – zapytał.
- Co to znów za tajemnice? – wtrącił się Syriusz.
- Daj spokój, Łapo... – James pociągnął Lupina nieco dalej od Syriusza i Petera – O co chodzi?
- Coś się wczoraj stało?
- Nie... No co ty...
- Przestań udawać. Wyglądasz jakby ktoś umarł.
James spojrzał na niego ze złością.
- Tobie nic do tego – warknął.
- A żebyś wiedział, że tak. Nie mam zamiaru patrzeć jak się męczysz... Powiedz mi James, wyrzuć to z siebie. Zobaczysz, że będzie ci lepiej...
- Gadasz jak baba – mruknął – A zresztą... – machnął ręką i opowiedział mu całe zdarzenie z wczorajszego dnia.
Kiedy skończył Remus zmarszczył czoło.
- Sprawa jest nieco skomplikowana... Myślisz, że ktoś ją uderzył?
- Chyba nie... A jeżeli już to na pewno nie pięścią. Nie wiem gdzie ona się włóczy. Po lochach kiedy zamek jest pusty... Przecież miała pisać jakiś referat czy coś tam...
- Ty też się włóczyłeś po lochach – przypomniał mu Remus.
- No ale ona jest... dziewczyną!
- Wiesz, wydaje mi się, że w końcu ci powie. Twoim błędem było to, że zacząłeś się denerwować. Ona jest delikatna. A ty jej od razu nagadałeś. Mówisz, że powiedziała, że boi się o ciebie? Hmm... To oczywiste. Co byś zrobił gdyby powiedziała ci, że ktoś ją uderzył?
- Sprałbym go tak, że nie doczołgał by się do skrzydła szpitalnego – warknął James.
- No właśnie – przytaknął Lupin – I o to jej chodziło. Nie mówię, że by to było niewłaściwe bo pewnie sam zrobiłbym to samo ale Lily widać tego nie chce.
- Więc jednak sądzisz, że ktoś ją uderzył?
- Nie wiem, James. Na razie musisz się z nią pogodzić. Inaczej niewiele zdziałasz.
Jamesowi nagle coś się przypomniało.
- Dlaczego nie było cię z panią Vial kiedy przyniosłem Lily?
- Co? Aaa... Skończyła wcześniej. Mówi, że te badania i tak są właściwie niepotrzebne i chyba ma rację bo na to nie ma lekarstwa – mruknął ponuro. – Nie, James – dodał widząc, że James najwyraźniej chce go pocieszyć – Nie będziemy się użalać i wpadniemy w dołek. Zresztą musimy mieć dużo siły dla Syriusza. Tobie dał spokój ale ja od 6:00 rano wysłuchuję o Dorcas. Już mi się niedobrze robi na samo wspomnienie.
- A więc randka się udała?
- Sam go zapytaj. Tylko może po obiedzie albo najlepiej w weekend bo Łapa cię zanudzi na śmierć.
- Dzięki za radę.
- Nie ma za co...
Wrócili do zamku i dołączyli do Syriusza i Petera. James spojrzał na zegarek. Mieli jeszcze pięć minut do następnej lekcji. Postanowili, że nie ma sensu już nigdzie iść i usiedli pod klasą transmutacji. Profesor McGonagall która właśnie do niej wchodziła była najwyraźniej zdziwiona widząc, że nie zamierzają się spóźnić. Remus jak zwykle wyjął książkę i schował się za nią, a Syriusz patrzył na Jamesa zdziwiony najwyraźniej tym, że ma lepszy nastrój niż przed dziesięcioma minutami. James wyszczerzył do niego zęby i pomyślał, że dobrze jest mieć takiego rozsądnego przyjaciela jak Lupin.

- James!
James wracał z toalety i odwrócił się słysząc swoje imię. Nikogo jednak nie zobaczył.
- JAMES!
- Cholera, Łapo, przestań się wygłupiać bo nie ręczę za siebie – krzyknął, nie zważając na przerażonych pierwszoroczniaków, pewien, że to Syriusz.
- Ale jesteś miły...
James spojrzał w druga stronę i zobaczył Lily. Zaczerwienił się i wbił wzrok w podłogę. Znowu zrobił z siebie kretyna.
- No wiesz, - ciągnęła Lily – wszystko mogę zrozumieć ale to, żeby pomylić mnie z Blackiem... – pokręcił głową i uśmiechnęła się. Po chwili jednak spoważniała. – Słuchaj... – zaczęła - ...chciałam cię przeprosić. To moja wina. Okey, może nie tylko ale jednak...
James spojrzał na nią zaskoczony. Przyszła go przeprosić?
- Eee... To ja powinienem...
-Przestań. Doszłam do wniosku, że jeżeli chcesz to powiem ci co się stało.
James kiwnął głową. Usiedli na ławeczce na dziedzińcu.
- Więc?
- Mówiłam ci, że miałam pisać referat, prawda? Ja miałam go już na brudno ale pożyczyłam Lucjuszowi Malfoy’owi i....
- CO? Ale przecież on...
- Nie przerywaj mi. On miał to teraz na lekcji w siódmej klasie, a dowiedział się, że ja miałam o tym pisać na dodatkowy stopień i za... eee... poprosił mnie... – urwała i spojrzała na Jamesa - ...no dobra zażądał żebym mu dała zerknąć na notatki bo nie może znaleźć tego w żadnej książce. Wiedziałam, że po prostu mu się nie chce ale nie miałam wyboru. No ale żeby napisać to na czysto musiałam mieć to z powrotem i zeszłam na dół do lochów. Błądziłam dość długo lecz w końcu znalazłam Lucjusza gdzieś w którymś z korytarzy. Poprosiłam, żeby mi oddał mój brudnopis, a on odpowiedział, omijając wszystkie dodatkowe epitety, żebym się zamknęła. A mnie naprawdę strasznie zależało na tym bo referat miałam na wczoraj, więc postanowiłam, że nie poddam się tak łatwo i poszłam za nim. Prosiłam go przez całą drogę, a on się w końcu wkurzył i pchnął mnie. Pewnie nie chciał zrobić tego specjalnie ale zrobił to na tyle mocno, że przewróciłam się i rąbnęłam głową w ścianę i chyba zemdlałam. Nie pamiętam. Malfoy nawet nie zobaczył co się ze mną stało bo gdy się ocknęłam nie było go. Strasznie kręciło mi się w głowie. Ledwo doszłam do tego miejsca i zobaczyłam ciebie. Dalej już znasz.
James, który przez całą jej opowieść powstrzymywał się żeby nie wybuchnąć nie wytrzymał.
- CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ? ŁAZISZ PO LOCHACH SAMA I TO W DODATKU SZUKAJĄC LUCJUSZA MALFLO’YA?
Lily popatrzyła na niego z oczami pełnymi wyrzutu.
- Nie gniewaj się... A teraz obiecaj mi, że nie... – nie zdążyła jednak dokończyć bo James zerwał się i pognał korytarzem. – JAMES!!!!
Zatrzymał się dopiero przy ścianie za którą ukrywał się pokój wspólny Slytherinu.
- Bazyliszek – warknął.
Nic. James ze złością kopnął w kamień i oto ku jego zdziwieniu ściana odskoczyła na bok ukazując jakiegoś Ślizgona, który najwyraźniej zamierzał wyjść. James odepchnął go i wpadł do środka. Omiótł wzrokiem cały pokój, aż w końcu dojrzał długie, białe włosy Lycjusza Malfoy’a. Podbiegł do niego nie zwracając uwagi na miny innych zdumionych pojawieniem się w ich dormitorium jakiegoś Gryfona. Malfoy odwrócił się z zaciekawieniem i uśmiechnął ironicznie na jego widok.
- Co, Potter? Dowiedziałeś się, że chcę z tobą „pogadać” i postanowiłeś ułatwić mi zadanie? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
James nie czekając na nic trafił go w szczękę. Lucjusz upadł na podłogę po czym rzucił się na Jamesa.
- Bronisz tej twojej szlamy? – wysapał próbując go obezwładnić.
James przyłożył mu w nos. Krew trysnęła na zielony dywan.
- Ty s**********... – zaklął Lucjusz i wyciągnął różdżkę, a James zrobił to samo. Okazało się jednak, że to był błąd, Lucjusz wykorzystał moment i kopnął go prosto w żołądek. James upadł na podłogę. Malfoy stanął nad nim celując w niego różdżką.
- Wiesz co, Potter? Chyba robię się sentymentalny – powiedział ocierając rękawem szaty krew płynącą mu z nosa – Ale uważam, że jesteśmy kwita. Ja za Narcyzę. Ty za Evans.
Odwrócił się, kiwnął na chłopaka z którym wcześniej rozmawiał i zniknął na schodach do dormitorium.
James leżał jeszcze przez chwilę próbując zacząć normalnie oddychać. Był wściekły na siebie, że dał się nabrać. Stanął w końcu na nogi.
- TO NIE KONIEC, MALFOY! – krzyknął jeszcze i wyszedł z pokoju wspólnego Ślizgonów odprowadzany oniemiałymi spojrzeniami.
Z trudem wspiął się po schodach wiodących do Sali Wejściowej. Okropnie kuło go po lewej stronie. „Muszę zapisać do Malfoy’a na lekcje kopania” – zażartował w myślach. Tyle co wszedł na górę rzuciła się ku niemu Lily.
- Och, James! Gdzie tu byłeś? – westchnęła uwiesiwszy się jego szyi – Nawet nie wiesz jak się bałam. James? – oderwała się od niego i spojrzała na jego bladą twarz.
Chciał odpowiedzieć , że nic mu nie jest ale nie mógł. Chwycił się za lewy bok i runął na podłogę.

Usłyszał znany mu dźwięk. „No tak.” – pomyślał – „Pewnie matka Remusa, znów przysłała mu sowę. Trzeba będzie otwierać na noc okno bo to się już staje uciążliwe...”. Nie otwierając oczu pomacał ręką na prawo w celu wymacania okularów ale szafki tam nie było. Otworzył oczy i dostrzegł zamglony sufit skrzydła szpitalnego. Szafka była z drugiej strony. Założył okulary i spróbował wstać. Syknął z bólu. Podniósł lekko głowę i zobaczył Lily pogrążoną w śnie, opartą o bok jego łóżka. Kilka łóżek dalej pani Vial przesuwała jakieś fiolki z lekarstwami. Natychmiast wszystko sobie przypomniał. Wyciągnął rękę i pogładził dziewczynę po włosach i po policzku. Wyglądała tak ślicznie. Opadł z powrotem na poduszkę. Lily drgnęła. „Przeklęte szpitalne łóżka” – pomyślał James. Lily podniosła głowę i uśmiechnęła się do niego.
- Obudziłeś się... – szepnęła.
James spróbował się zaśmiać ale znów coś go strasznie zabolało w lewym boku.
- Co się stało? – jęknął.
-Nie mów nic, James. Kiwnij tylko głową. Byłeś u Lucjusza, prawda?
Przytaknął.
- Pobiliście się?
Kiwnął głową. Lily westchnęła głośno. James z przerażeniem stwierdził, że ma w oczach łzy.
- Lily... – nie wiedział co powiedzieć.
- To przeze mnie. On cię kopnął, prawda? Pękła ci śledziona. To bardzo poważne, James. Bałam się okropnie.
- No coś ty... Nie płacz.... – James znowu wyciągnął rękę próbując otrzeć jej łzy lecz dziewczyna rozkleiła się na dobre.
- J-james, ja n-nie darowałabym s-sobie gdyby coś c-ci się stało... – wychlipała – Dlatego n-nie chciałam ci n-nic m-mówić...
- Spójrz na to z innej strony – powiedział starając nadać swym słowom żartobliwy ton – W ciągu dwóch dni oboje wylądowaliśmy w szpitalu przez ta sama osobę...
- J-james, to w-wcale nie jest śmieszne...
- No tak... Przepraszam.
- O obudziłeś się już?
Pani Vial podeszła do jego łóżka z jakimś płynem w różowym flakoniku. Lily ukradkiem otarła łzy.
- Ta panna siedziała tu przez całą noc. Nie mogłam jej wygonić. Wy zawsze razem szukacie guza? Oby to kiedyś się źle nie skończyło. Poleżysz tutaj co najmniej przez tydzień. Masz – podała mu flakonik. – Wypij to i nie zwracaj uwagi na smak. Za godzinę dostaniesz następny eliksir.
James spojrzał nieufnie na płyn. Dlaczego ma nie zwracać uwagi na smak?
- No dalej, chłopcze... Nie będę tu wiecznie stała.
James wypił całą zawartość buteleczki jednym łykiem i natychmiast zrozumiał co pielęgniarka miała na myśli. Smakowało to jak przypalony ryż, a w dodatku w napoju pływały jakieś dziwne, czarne oczka. Zakrztusił się.
Pielęgniarka wyrwała mu flakonik z ręki i odeszła każąc Lily podać mu wody.
- Dzięki – wysapał wycierając usta skrawkiem piżamy i próbując pozbyć się wrażenia, że wypił właśnie coś w czym były oczy jakiegoś stworzenia.
Lily patrzyła na niego z troską.
- Naprawdę siedziałaś tu całą noc? – zapytał.
- Yhym... – wykrztusiła siadając z powrotem na krześle.
- Czy Syriusz i inni już wiedzą?
- Tak. Byli tu ale pani Vial ich wyrzuciła. Mnie jej się nie udało... – uśmiechnęła się lekko.
- Mówili coś?
- Syriusz okropnie się przestraszył, Remus wyglądał gorzej od ciebie, a Peter nie chciał w ogóle wejść do skrzydła – mruknęła Lily. – Chociaż wszyscy mieli miny jakby nie chcieli niczego innego niż zamienić się z tobą miejscami. To naprawdę fajnie jest mieć takich przyjaciół... – dodała pociągając nosem.
- Nie narzekam... – puścił do niej oko i spróbował poprawić się na poduszkach ale tylko znowu jękną z bólu.
Lily zerwała się żeby mu pomóc.
- Zapomniałam... Przecież ty miałeś się w ogóle nie odzywać! Od tej pory masz nic nie mówić, jasne?
- Ale...
- Bo sobie pójdę.
Poddał się. Lily z zadowoleniem sięgnęła po szklankę z której wcześniej pił James i nalała sobie wody. James patrzył na nią i nie mógł zrozumieć dlaczego to robi. Dlaczego siedzi z nim w szpitalu zamiast iść na śniadanie. Dlaczego spała tu zamiast w wygodnym łóżku i na dodatek wydawała się być szczęśliwa z tego powodu. Zaczęła nucić coś pod nosem.
- Kochanie, idź na śniadanie... Na pewno dobrze się nim zaopiekuję... – powiedziała pani Vial przechodząc koło nich w kierunku gabinetu. Lily zaróżowiła się i spojrzała na Jamesa który pokiwał z zapałem głową.
- Przyniosę ci coś – powiedziała wychodząc.
- Ani się waż! – zagroziła jej pielęgniarka – Potter jest na ścisłej diecie!
Zrobiła zawiedziona minę lecz po chwili się rozchmurzyła.
- To wymyślę coś innego – zawołała i wybiegła ze skrzydła szpitalnego.
James zobaczył jak pani Vial kreci z niedowierzaniem głową.

- James, stary!
Do sali wpadli Syriusz, Remus i Peter. James wyszczerzył do nich zęby i uniósł kciuk do góry dając im do zrozumienia, że wszystko w porządku.
- Jak mogłeś nabroić coś bez nas? – zapytał z wyrzutem w głosie Syriusz – W ogóle, co nic nie mówisz? Opowiadaj! Co żeś zrobił?
Cała trójka klapnęła na krzesłach wokół jego łóżka.
- Lily nie pozwoliła mi mówić – powiedział cicho James.
- Lily? – Remus zmarszczył czoło.
- Przekopałem Malfoy’owi. A raczej ja dałem mu w tą jego bladą gębę, a on kopnął mnie... Auuu... Cholerstwo... – zasyczał James chwytając się za bok.
- Wiesz, co? Chyba faktycznie nic nie mów – stwierdził Syriusz. – Stara Piguła nie dała ci jakiejś swojej miksturki na to świństwo?
James wskazał na pusty, tym razem zielony flakonik po drugim lekarstwie, który pielęgniarka podała mu kilka minut przed ich przyjściem.
- Widziałem dziś Malfoy’a – powiedział Peter – Miał siniaka na pół twarzy ale chyba nie chciał iść do skrzydła...
- I ty nie nic nie mówiłeś? – zrugał go Syriusz.
- Nie wiedziałem, że to James...
- W każdym razie – Syriusz zignorował go – Cała szkoła teraz zastanawia się co robi Wielki – Pan – Czysta – Krew z podbitym okiem i gdzie podział się czwarty z huncwotów...
- Ja tam od razu skojarzyłem ale postanowiłem nie wyciągać pochopnych wniosków... – wtrącił Remus.
- No nie... Następny – prychnął Syriusz – Czyli tylko ja taki ciemny jestem, tak?
- Na to wygląda... – odrzekł spokojnie Lupin i dostał po głowie.
James przyglądał się im z uśmiechem. Nagle drzwi do skrzydła otwarły się i pojawiła się Lily niosąc w jednej ręce niedojedzona kanapkę, a w drugiej jakaś książkę.
- Cześć. Już jestem. Pomyślałam, że skoro nie możesz mówić to mogłabym ci coś... – urwała wpatrując się na mały tłumek wokół jego łóżka.
- No chodź tu, Evans... Przecież cię nie zjemy... – powiedział Syriusz widząc, że dziewczyna nie wie co zrobić.
Lily podeszła nieśmiało próbując ukryć książkę za plecami lecz Remus był szybszy.
- Co tam masz, Lily? No, Rogaczu... Widzę, że nie tylko my dbamy o ciebie... „W podziemiach czarnej magii” to musi być pasjonująca lektura...
James zamrugał. Czyżby Lily chciała poczytać mu książkę? Działo się coś dziwnego. Spojrzał na nią zaskoczony lecz ta spuściła głowę czerwona jak piwonia. Remus uśmiechnął się łobuzersko ale dał jej spokój. Położył książkę na stoliku. Zapadła cisza. Lily nadal nie odważyła się podnieś wzroku i najwyraźniej nie miała zamiaru. Syriusz w końcu nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem.
- Ja nie mogę... Ty zawsze jesteś taka zabawna? – zarechotał pokładając się na łóżku.
- To komplement? – warknęła.
- Chyba tak... Okey. W każdym razie wyłaź szybo z tego wyrka bo bez ciebie nie mamy pele... yyy... eee... nie ma dobrej zabawy...
- On tu będzie przez tydzień – powiedziała chłodno Lily.
- Co? – Syriusz popatrzył na nią jak na wariatkę – Ale... ale właściwie co się stało?
Lily z anielską cierpliwością opowiedziała im o wszystkim omijając fakt dlaczego James pobił się z Lucjuszem. Remus westchnął teatralnie i popatrzył na Jamesa z politowaniem.
- Przestrzegałem cię, stary... – mruknął.
Syriusz, Peter i Lily zrobili zdziwione miny.
- Chodzi o ta waszą wczorajszą gadkę na osobności? – zapytał Syriusz mrużąc niebezpiecznie oczy.
- Nawet jeśli to i tak nic ze mnie nie wydusisz, a on nie może mówić – odpowiedział Remus grzebiąc w kieszeni szaty.
Syriusz zrobił obrażoną minę. Lupin w końcu wyciągnął z kieszeni prostokątne lusterko i podał Jamesowi.
- Ej, to moje... – powiedział Syriusz ale Remus wcale się tym nie przejął.
- Kiedy będziesz coś chciał wiesz co z tym zrobić a założę się, że twoja urocza koleżanka nie zdradzi tajemnicy owego przedmiotu.
James kiwnął głową ale Syriusz nie wyglądał na zadowolonego.
- To my lecimy... Wiesz... Czeka nas dość nudna lekcja z Binnsem, a znając Łapę i Glizdogona tylko ja będę robić notatki więc trzeba będzie skoczyć do wieży po pióro i pergamin.
Wstali (Syriusz wciąż nadąsany), pomachali mu na do widzenia i wyszli ze skrzydła szpitalnego.
James spojrzał na Lily, która wpatrywała się w okno nie wiedząc co powiedzieć.
- Słuchaj... – zaczął Jammes zapominając o tym , że miał nic nie mówić – Nie musisz tu ze mną siedzieć...
- Nie chcesz? – Lily przeniosła w końcu na niego swoje uderzająco zielone, pełne rozczarowania oczy.
James pomyślał, że nie zabrzmiało to zbyt przyjemnie.
- Nie. Chcę. Tylko, że... przecież siedzenie w skrzydle szpitalnym nie należy do najmilszych zajęć...
- No właśnie – Lily mrugnęła do niego – I mam pozwolić ci być tu samemu?
James pokręcił głową ze zdumieniem.
- Dlaczego? – zapytał.
- Dlaczego co?
- Dlaczego to robisz? Tak naprawdę.
Lily nagle spoważniała.
-James... Ja... ja nie chcę żebyś myślał, że mnie nie obchodzisz. Obchodzisz mnie i to może bardziej niż ci się wydaje. Ale się boję... – znowu wbiła spojrzenie w okno, tak, że nie widział jej twarzy.
- Czego? – zapytał cicho nieco zmieszany tym wyznaniem. Nie rozumiał nadal o co tu chodzi.
- Pamiętasz jak przyszedłeś do mnie kiedy ja tu leżałam? – zapytała Lily.
- Tak.
- Powiedziałeś, że cię unikam. Ja zaprzeczyłam ale... miałeś rację. Ale to nie dlatego bo cię nie lubię. Po prostu boję się ciebie. Boję się, że to może zdarzyć się coś czego potem możemy żałować.
- Lily, o czym ty mówisz?
Spojrzała na niego, a on dostrzegł rumieńce na jej bladych policzkach.
- Oh, James... Zabijesz mnie... Nieważne.
James poczuł, że ogarnia go złość.
- Robisz mi wykład, a teraz mówisz, że to nie ważne? Powiedz wprost – powiedział i poprawił się gwałtownie na poduchach. Podziękował w myślach pani Vial że dała mu podwójną dawkę eliksiru.
- Nie... Przepraszam. Gadam od rzeczy. Sama już nic nie wiem... – Lily pokręciła głową.
James wiedział, że już nic z niej nie wydusi.
- Na pewno nie chcesz iść? Właściwie dlaczego nie masz lekcji?
- Mam trzydniowe zwolnienie z lekcji. Żebym się nie przemęczała – uśmiechnęła się, a na jej twarz wrócił o trochę koloru.
- To ze mną raczej nie masz szans – wyszczerzył do niej zęby.
-Ej! Ty miałeś nic nie mówić!
- Spokojnie... Już jest dużo lepiej. Prawie mnie nie boli.
- No dobrze... To skoro mamy cały dzień to może ci poczytać? – sięgnęła po książkę.
- Jasne. Co to jest? Kryminał?
- Nie wiem. Tytuł nie najgorszy...
Lily przewróciła okładkę, wygładziła kartkę i zaczęła czytać. James popatrzył na nią. Obserwował ją w milczeniu. Pomyślał, że nie jest ładna. Jest śliczna. Co chciała mu powiedzieć?

Pani Vial pomimo próśb i zapewnień Jamesa, że czuje się już świetnie, była nieugięta. W końcu zirytowana jego jęczeniem rzuciła na niego Silencio ze słowami, że i tak miałby zakaz mówienia. Lily odwiedzała go w miarę możliwości ale Syriusz, Remus i Peter nie dawali znaku życia. Naskrobał więc Lily na karteczce krótką instrukcję dwuokienkowego lusterka i podał jej z owym przedmiotem. Dziewczyna choć skwitowała, że to głupota, minę miała zaciekawioną kiedy przybliżyła lusterko do twarzy.
- Czyje imię mam wymówić? – zapytała.
James wziął z powrotem kartkę i dopisał: Próbuj po kolei bo nie wiem kto ma przy sobie drugie.
- Eee... no dobra Syriusz Black.
Nic się nie stało.
- Remus Lupin.
Odczekali chwilę i już mieli wywołać Petera gdy srebrną tafla zamigotała i pojawiła się na niej spocona twarz Remusa.
- James...? A nie... Lily... Cis się stało? Słuchaj, powiedz Jamesowi, że ten kretyn Syriusz znowu zarobił sobie na szlaban, a przy okazji wkopał i nas – wysapał ocierając czoło rękawem. W ręku trzymał jakąś brudną ścierkę. – Trochę minie zanim zeskrobiemy z całego lochu łajnobomby z całej klasy eliksirów udoskonalone jakimś syriuszowym specyfikiem...
Lily powstrzymywała się żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Nie ma sprawy...
- Dzięki. Kończę bo jak Filch zobaczy, że nie sprzątam to będzie ...źle. Na razie.
Lusterko ponownie zamigotało i Remus znikł. James wzniósł oczu ku sufitowi.
- Wy tak zawsze? – zapytała Lily nie mogąc się już powstrzymać.
Wyszczerzył do niej zęby i kiwną głową. Wiadomość od Remusa nie była najlepsza bo wyglądało na to, że przez większość czasu będzie siedziała sam. Raz tylko odwiedziła go profesor McGonagall. Zmiażdżyła go spojrzeniem i oświadczyła, że jeżeli jeszcze raz zobaczy go w skrzydle szpitalnym z pękniętym, od Bóg wie czego, organem wewnętrznym to może się pożegnać z quidditchem. To mu o czymś przypomniało. Cudem wyprosił (pani Vial cofnęła Silencio) żeby mógł grać w finałowym meczu Gryffindor - Slytherin. Kompletnie o nim zapomniał. Kapitan musiał być wściekły, że trafił do szpitala na półtora tygodnia przed meczem o Puchar lecz James ucieszył się że go przynajmniej nie zmienił. Wraz ze zbliżającym się meczem przybywało coraz to więcej pacjentów. James pomyślał, że to nawet dobrze, że był tu od razu bo przynajmniej nie musi chodzić po szkole z trąbą słonia. Zmartwił się jednak gdy kilkoro Gryfonów przydźwigało ich obrońcę Toma Jonsona, który wyglądał jakby przejechał go walec. Pani Vial kategorycznie zabroniła żeby grał, więc James był ciekawy kogo wystawią zamiast niego. Nikt inny z drużyny jednak się nie zjawił, więc nie miał kogo zapytać bo gdy poprosił Lily ta powiedziała, że to strasznie brutalna rywalizacja i że nie będzie się w to mieszać. Skończyło się na tym, że się z nią pokłócił. Kiedy wreszcie pielęgniarka rzucił mu szatę i kazała mu się przebrać był wniebowzięty i cierpliwie czekał aż pani Vial skończy go obsłuchiwać. Nasłuchał się przy tym jaka to prof. McGonagall jest nierozważna pozwalając mu grać i że powinna iść z tym do Dumbledore’a. Wyplatał się jak najszybciej spod jej długich rąk i wyszedł ze skrzydła na zatłoczony korytarz. Od razu skierował się do lochów mając nadzieję zastać tam jeszcze przyjaciół. I rzeczywiście. Gdy otworzył drzwi do klasy eliksirów zobaczył Remusa stojącego na podejrzanie chwiejącej się drabinie i Petera szorującego ławki z taka zaciętością jakby sprawiało mu to przyjemność. Na odgłos trzaśnięcia drzwiami Remus odwrócił się i runął jak długi na ziemię. James zaśmiał się i pomógł mu wydostać się spod szczątek drabiny.
- Super, że już jesteś... – mruknął Lupin patrząc na swoją podartą szatę – Nie chciałbym być natarczywy ale... może nam pomożesz?
James rozejrzał się.
- Zaraz... A gdzie Syriusz?
- Nawet mi nie wspominaj – warknął Remus – Nie zgadniesz. Wczoraj przyszedł tu Mark Edelweiss i powiedział, że Syriusz wchodzi za waszego obrońcę...
- Ekstra! – krzyknął James ale umilkł na widok miny Lupina.
- Po prostu wspaniale... My przez niego uganiamy się z mopem a on sobie lata. Super...
- To teraz jest trening? – zapytał James?
- Ano... Chyba.
- Dobra. To ja lecę! Przyjdę z Syriuszem kiedy się skończy! Póki co świetnie wam idzie!
Cofnął się do drzwi i popędził na górę po swoją miotłę. Kiedy wyszedł na boisko zobaczył siedem szkarłatnych smug mknących ku niemu, a w chwilę potem rzucił się na niego Syriusz.
- Tak, tak... – wystękał uwalniając się od niego – Też się cieszę, że grasz. Czego chyba nie można powiedzieć o Remusie...
Syriusz zarechotał.
- Potter, jeszcze jeden taki wyskok i wylatujesz... Co ty sobie myślisz? - Mark Edelweiss przecisnął się naprzód i stanął przed nim z groźną miną.
- Okey... Już nie będę... – powiedział James podnosząc ręce jakby się poddawał.
- Mam nadzieję. Nie zrobiłem tego do tej pory tylko dlatego bo jesteś naprawdę dobry, ale to nie zwalnia cię z treningów, zrozumiano? Jeżeli chcesz się bić to rób to poza sezonem...
- Ej, skąd wiesz, że ja się biłem?
- A co? Może nie? – Mark posłał mu ironiczne spojrzenie.
- Eee... no dobra... – James postanowił wyprowadzić rozmowę z tych niebezpiecznych wód. – Więc ćwiczymy?
Wszyscy dosiedli swoich mioteł i wystrzelili w niebo. James musiał przyznać, że kapitan nie zmarnował kilku ostatnich treningów. Nawet Syriusz nie ważył się zrobić ani jednego wyskoku co było dość nieprawdopodobne. Sam robił co mógł, żeby mu nie podpaść. Już od początku kiedy przyjęli go do reprezentacji Gryffindoru, James wiedział, że Mark go nie lubi ale nie miał wyboru bo była to decyzja profesor McGonagall.
-POTTER! Masz znicza przed nosem!
James rozejrzał się w panice i dostrzegł znicza tuż nad jego głową, który trzepotał niewinnie skrzydełkami. Gdy tylko wyciągnął rękę znicz świsnął mu koło ucha i zaczął uciekać. Poderwał miotłę i poleciał za nim ponaglając miotłę i przeklinając w duchu swoją nieuwagę. Już prawie dotknął złotej piłeczki gdy wyrosła przed nim ich ścigającą próbująca złapać kafla. James zahamował gwałtownie ale wiedział, że zaraz w nią uderzy. Nie widząc innego wyjścia zsunął się z miotły zwisając trzymając się jedynie drążka. Miotła przemknęła tuż pod Lindsey, a po chwili rozległ się okrzyk podziwu Syriusza. James mknął siedząc już bezpiecznie a w dłoni ściskał znicz. Wylądowali na boisku.
- Co to miało być? – warknął Edelweiss odgarniając włosy z twarzy.
- Przecież złapałem... – zaczął James.
- Tak, złapałeś. ALE MUSIAŁEM CIĘ NAJPIERW OBUDZIĆ! MIAŁEŚ ZNICZA PRZED SOBĄ!!!
- Wyluzuj – wtrącił się Syriusz – Zdarza się. Za to jaki to był chwyt! Z resztą sam pamiętam jak na jednym meczu podałeś przez przypadek kafla przeciwnikowi...
James jęknął. Przypominanie o tym Markowi było wielkim błędem. Kapitan zaczerwienił się ze złości.
- Uważaj na to co mówisz, Black – powiedział drżącym z gniewu głosem – W przyszłym roku już nie będziesz nawet w rezerwie...
- W przyszłym roku, ty nie będziesz kapitanem... – odparł spokojnie Syriusz i odwrócił się w stronę zamku. James pobiegł za nim.
- To było niezłe – pochwalił go.
- Dzięki. Słuchaj... Sorry, że nie przychodziliśmy do ciebie ale... Lunatyk ci już mówił?
- Taak. Nawet nie wiesz jaki był wściekły. Lepiej mu się nie pokazuj bo marny twój los... – zażartował.
Syriusz parsknął śmiechem.
- Ale tobie się chyba nie nudziło, nie? – mrugnął do niego.
- Weź, spadaj... I tak znowu się pokłóciliśmy...
- Na Merlina... Ty jesteś gorszy ode mnie. Jeszcze wam się nie znudziło?
- Nam? To ona zaczyna!
- O co tym razem?
- O quidditcha. Szybko jej przejdzie.
- Wiesz – powiedział Syriusz z udawaną powagą – Chyba wstąpię do zakonu. Za dużo kłopotów z tymi dziewczynami...
- Ha, ha... Już to widzę – parsknął James. – To raczej powołanie Smarka. Te jego ciuszki...
- Powiedzmy mu to przy najbliższej okazji. W końcu musimy się troszczyć o przyszłość małego Severuska, nie sądzisz?
- Oczywiście. Ale teraz chodźmy bo mam wyrzuty sumienia. Zostawić tak Lunatyka w klasie obsmarowanej łajnobombami... ech... Co ty tam dałeś, że nie chcą działać na nie Magiczne Środki Pani Scower?
- Trochę tego, trochę tamtego... Tak jakoś wyszło.
- Aha. Gratuluję. Wyślij recepturę do Zonka. Może jeszcze na tym zarobisz... – podsunął James.
- Zapewne. Królika w kapeluszu – mruknął Syriusz.
Przechodząc koło Wielkiej Sali nie mogli się oprzeć pochwycenia kilku tostów z dżemem nie zapominając o przyjaciołach. Plaśnie sięgali po zapiekankę kiedy napotkali na złowrogie spojrzenie profesor McGonagall. Zostawili więc półmisek w spokoju i zeszli z tostami do lochów.
- Dłużej już was być nie mogło – stwierdził z niezadowoleniem Lupin otwierając im drzwi.
- Co dziś wszyscy tacy nerwowi, co? – zapytał James – Lily, Mark, ty...
- Bardzo śmieszne – warknął Remus i rzucił w niego ścierką.
- Uważaj! – James podniósł do góry serwetkę w której schował tosty. Odwinął ją. - Nie chcesz?
- Chcę. – powiedział Lupin z rezygnacją.
- Peter! – Syriusz przebiegł wzrokiem po klasie. W kącie przy stosie kociołków spał sobie smacznie Glizdogon. – Eee... Jego strata.
Usiedli na podłodze chrupiąc tosty. Zasypany pytaniami o Malfoya, James, był zmuszony opowiedzieć im cała historię od początku do końca.

C.D.N

Napisany przez: Anulcia 07.10.2004 17:53

No, widzę, że każdy następny part jest lepszy! Naprawdę, bardzo mi się podoba! Poza drobnymi błedami stylistycznymi i literówkami jest OK. Ma w sobie to coś, co sprawa, że przeczytałam jednym tchem. Pisz dalej koniecznie!!
A to dla ciebie w nagrodę i żebyś nie traciła weny---> nutella.gif czekolada.gif krowki.gif

Napisany przez: Bellatriks Lestrange 08.10.2004 21:03

fajne czarodziej.gif podoba mi sie smile.gif

Napisany przez: M.J 09.10.2004 13:45

mi tez sie podobało smile.gif Czekam na nastepne party


czekolada.gif - for you tongue.gif

Napisany przez: Child 09.10.2004 14:16

O Święta Inkwizycjo - dotknij heretyków i sprowadź na nich swą moc i jasność!

innymi słowy - nabijacze strzeżcie się, bo nie znacie ni dnia, ni godziny :>

Napisany przez: kkate 09.10.2004 14:32

He he, wiedziałam, że jak jest "Last post by: Child of Bodom", to będzie na pewno coś milutkiego biggrin.gif

Co do ficka - ta część znowu nieco lepsza, ale fick nie ma tego "czegoś". Czyta się go bez wyrazu obrzydzenia na twarzy ani odruchów wymiotnych (hehe... to już jest nieźle, uwierz mi smile.gif ), ale nie wciąga. Nie wiem, ale bohaterowie się jakoś dziwnie zachowują troszkę...

Pisz dalej, nie jest to rewelacja, ale jest spoko, jak już mówiłam.

zelka1.gif Dla ciebie...

Napisany przez: Smerfka 09.10.2004 14:49

Od razu mówię, że moja skromna ocena nie będzie obiektywna,bo za samych HUNCWOTÓW dostajesz ode mnie czekolada.gif , a za Lilkę nawet dwie czekolada.gif czekolada.gif ^^

No a tak poza tym to naprawdę mi się podoba...
Może - jak powiedziała już Kasia- nie rzuca na kolana,ale jest naprawdę w porzo - każda część lepsza od poprzedniej - ogólnie FAJNIE !
(A w związku z szerządzą się korupcją , jak dojdziesz do jeszcze... ehm...ciekawszych scen J/L blush.gif , to do tych kochanych trzech czekoladek dorzucę jeszcze ze dwie... ^^ )

Napisany przez: Tenebris69 09.10.2004 17:34

Hmmm... Czyżbyś liczyła, droga Smerfko, na pikantniejsze sceny....? wink.gif Kolejna część tworzę ale strasznie wolno bo mam masę roboty, więc nie wiem kiedy pojawi się nastepna część. sad.gif

Napisany przez: Smerfka 09.10.2004 19:35

QUOTE(Tenebris69 @ 09.10.2004 17:34)
Hmmm... Czyżbyś liczyła, droga Smerfko, na pikantniejsze sceny....? wink.gif
*



Nie no - bez przesady, nie jestem AŻ TAK niewyżyta i nie chcę Cię namawiać do demoralizowania szanownych kabelków internetowych polskiej młodzieży tongue.gif
Chodziło mi raczej o coś bardziej... bo ja wiem - romantycznego ? blush.gif
Rozumiesz - za dużo zbiorówki się naczytałam ^^

Napisany przez: Tenebris69 09.10.2004 19:59

He, he... Rozumiem... wink.gif Obiecuję, że w następnej części romantyczności nie zabraknie... tongue.gif

Napisany przez: Kiniulka 09.10.2004 20:23

Łojejciu .. .Przebrnęłam przez całość i .. nie żałuję biggrin.gif Lubię ff o Huncwotach. Jak ktoś już przede mną zauważył każdy nowy part jest lepszy od poprzedniego. Oby tak dalej .. papa

Napisany przez: Anulcia 11.10.2004 16:21

QUOTE(Smerfka @ 09.10.2004 15:49)
Od razu mówię, że moja skromna ocena nie będzie obiektywna,bo za samych HUNCWOTÓW dostajesz ode mnie  czekolada.gif , a za Lilkę nawet dwie  czekolada.gif  czekolada.gif    ^^

Hehe...a ode mnie na dokładkę nutella.gif. Skąd ja to znam?? Ja też, jak widzę gdziekolwiek hasło: Huncwoci lub Lily lub coś w tym stylu, to od razu wchodzę i natychmiast czytam!! Poprostu I'm lovin' it!! To mój ulubiony temat ficków smile.gif
PS. Czekam i czekam na next parta, mam nadzieję, że wkrótce się doczekam.... wink.gif

Napisany przez: Nati 15.10.2004 13:18

Przeczytała jednym tchem.
Może częściej bęziesz dawać party co?
Będę czytać każde twoje opowiadanko na tym forum

Napisany przez: Tenebris69 17.10.2004 18:41

OGŁOSZENIE!

Następna część powinna pojawić się do piątku. I uwaga! Będzie to ostatni odcinek "Problemów...". Przepraszam. Musiałam.

Napisany przez: Anulcia 17.10.2004 19:05

Ccco?? Ostatnia?? No cóż, na pewno miałaś swoje powody. Ale szkoda.......... sad.gif

Napisany przez: Anita 18.10.2004 21:35

Wszyscy mi mówią, że jestem roztargniona i od dzisiaj jestem skłonna uwierzyć. Niby zwracam uwagę na te podpisy "Tenbris", a nie zauważyłam! Ale do rzeczy.
Temat w sumie banalny i mało "twórczy". Wszyscy mamy cudowną jasność, że James ożenił sie z Lily, więc idea stworzenia skomplikowanej intrygi upada. Niektórzy tego nie wyczuwają.
Jak już wspomniałam, mało z tematem dało się zrobić - ale co się dało, to chyba wyciągnęłaś. Trochę mi zgrzytnęły zęby przy Dorcas, kiedy okazało się, że to przyjaciółka Lily - pewnie sie czepiam... Zwyczajnie nie wierzę w zbiegi okoliczności, a tłumaczenie, że James to przyjaciel Syriusza i że wobec tego "powinni sie zakochać" w podobnych dziewczynach, które z kolei powinny zostać przyjaciółkami - wydaje mi się trochę naciągane biggrin.gif Taki jeden... Zgrzycik. Niespecjalnie duży.
Nie lubię się powtarzać... Ile można pisać, że masz cudowny styl, piszesz naturalnie, jakbyś te osoby doskonale znała, opisujesz proste rzeczy, które są wręcz... szablonowe (nie da sie policzyć, ile razy odtwarzana była historia hunctwotów) w sposób, że jednak nie ma się wrażenia, że to się czyta tysiączny raz... Masz własny styl i najzwyczajniej w świecie tak piszesz - ukłony.

A że już się skończy... To może i dobrze. Może i gorzej by było, gdybyś to przeciagała... Tylko błagam - nie śpiesz się ! ! !
a przecież zawsze można napisać coś nowego... Nawet z udziałem tych samych bohaterów smile.gif
Pozdrsawiam, i żeby ci się dobrze pisało -> czekolada.gif

Napisany przez: Anulcia 22.10.2004 16:01

QUOTE(Tenebris69 @ 17.10.2004 19:41)
OGŁOSZENIE!

Następna część powinna pojawić się do piątku.
*


No, piątek, a ficku jak nie ma, tak nie ma...
Na ewentualny brak weny najlepsze są ---> czekolada.gif nutella.gif landrynki.gif
Pozdrooffka wink.gif

Napisany przez: Tenebris69 22.10.2004 18:32

Anulciu, przepraszam ale do końca opowiadania zostało mi zaledwie kilka zdań. Wiem, ze koniec jest chyba najważniejszy, więc postanowiłam, że byez zapadu nagłej weny nie będę go pisać. Cos chyba jednak czuję, że owa wena mnie dopada, więc może dodam ostatni part jeszcze dziś.

Jezeli nie zdążę - wybaczcie.

Napisany przez: Tenebris69 22.10.2004 19:01

Nie mogłam sie powstrzymać... wink.gif Oddaję w wasze "łapki" ostatnią część "Problemów". Z góry przepraszam za wszystkie błędy (głównie te interpunkcyjne bo ich mam chyba najwięcej). Nie zlinczujcie mnie. wink.gif Jest mi przykro zozstawać się z tym opowiadaniem ale po prostu...musiałam.

Cz. 4

James, Remus, Syriusz i Peter spędzili w lochu chyba połowę nocy. Ich wysiłek nie poszedł na marne bo teraz klasa była przynajmniej zdatna do użytku. Gdy tylko doczołgali się do dormitorium zapadli w kamienny sen. Rano James nie wiedział jak udało mu się wstać. W końcu wygrzebał z torby jakąś małą buteleczkę i wypił z niej łyk, a następnie rzucił Syriuszowi. Lupin obrzucił ich spojrzeniem mówiącym „Wiecie - że - to - zabronione - przed - meczem” ale dał sobie spokój bo sam nie miał siły założyć szaty.
Gryffindor wygrał przewagą 50 punktów. Mark Edelweiss, zapominając o swoim urazie, rzucił się na Jamesa, kiedy tylko ten złapał znicza i prawie go nie udusił ze szczęścia, podobnie z resztą jak Syriusza, który bronił trzech pętli z takim zawzięciem, że ścigający Slytherinu po prostu bali się, że zrobi im krzywdę. Kiedy James zdołał się już uwolnić od kapitana przebiegł wzrokiem trybuny gdzie dostrzegł drobną osóbkę o rudych włosach. Uśmiechnął się pod nosem przypominając sobie jak skakała z przejęciem na ławce obserwując mecz i wymachując szkarłatną flagą ze złotym lwem. Pomimo radości ze zwycięstwa był jednak tak zmęczony, że jedyne o czym teraz marzył to było jego własne łóżko. Gdy wsypali się do Sali Wejściowej, pomyślał, że po prawie półtoragodzinnym meczu i kilkunastu szaleńczych pościgach za zniczem ma do tego prawo, lecz gdy właśnie miał zamiar zwiać na górę dopadł go niezmordowany Syriusz zarządzając imprezę. James jęknął ale głupio mu było odmówić. Wygrana nie była dla niego wielkim zaskoczeniem. Nie przegrał jeszcze żadnego meczu ale wiedział, że dla Syriusza było to niesamowite przeżycie bo po raz pierwszy grał w finale. Ktoś tam wytrzasnął skądś kremowe piwo, ktoś inny mnóstwo ciastek i kanapek. Nikt nie starał się zachować umiarkowanej ciszy, dlatego po trzydziestu minutach wpadła Profesor McGonagall z rozwianym kokiem i wciąż ze szkarłatną rozetką. Zatrzymała dłużej spojrzenie na pustych butelkach, drużynie, którą Gryfoni usadowili na środku Pokoju Wspólnego i jeszcze dłużej na Jamesie, który kiwał się niebezpiecznie na krześle, wyraźnie walcząc ze snem. Przybrała groźną minę ale po chwili zrezygnowała i po prostu kazała im natychmiast kłaść się spać. James westchnął z ulgą i gdy tylko położył się na łóżku, nawet nie zdejmując szaty, natychmiast zasnął.

***
- Jak się spało?
James otworzył oczy i zobaczył przed sobą Syriusza wymachującego torbą obładowaną książkami.
- Świetnie - mruknął i usiadł - Która godzina?
- Spokojnie... Zdążymy jeszcze na śniadanie.
James doprowadził się do stanu używalności i wyszedł z Syriuszem z wieży. W Wielkiej Sali przy stole Gryfonów siedziały tylko jakieś dwie dziewczyny i Peter z Remusem dłubiącym bez zapału w talerzu.
- Co jest? - zapytał James siadając obok niego.
Odpowiedziała mu cisza.
- Remus... Nie udawaj, że nie słyszysz.
Lupin przeniósł w końcu na niego spojrzenie.
- Dziś pełnia - powiedział w końcu krótko.
James zamrugał.
- I?
- I to.
- Nie rozumiem.
- Co robimy? - Remus odłożył widelec.
- To oczywiste. Idę z tobą.
- Dlaczego ty? - nasrożył się Syriusz.
- Dlatego.
- Ha, ha. Bardzo śmieszne. Rozumiem, że Peter sam nie da rady, więc nie może iść, ale może byś się spytał o zdanie czy ja chcę, co?
-Przepraszam - westchnął James - Chcesz iść z Remusem?
-Chcę.
- No widzisz? Teraz mamy problem.
- Naprawdę obaj chcecie ze mną iść? - zapytał Remus.
- A co myślałeś? Już ci kiedyś mówiłem - James zabrał się do zapiekanki - Ale nie możemy iść w trójkę. A ja na pewno nie zrezygnuję.
- A ja to niby tak? - warknął Syriusz. - A może... - urwał nagle i uderzył się w czoło. - Zapomniałem.
- Zapomniałeś co masz powiedzieć?
- Nie... Zapomniałem, że umówiłem się dziś z Antares.
Nawet Remus zrobił wielkie oczy. James parsknął śmiechem rozbryzgując wokół siebie zapiekankę.
- Ups... Sorry, Peter... Z Antares? A ona tobie po co?
- Raczej po co ja jej... - poprawił go Syriusz. - Obiecałem jej pomóc w eliksirach. Natknąłem się wczoraj na nią w Pokoju Życzeń. Nie zgadniecie co tam robiła... Wchodzę, a tam mnóstwo jakiś fiolek połączonych rureczkami, buzujących mikstur i to wszystko się okropnie trzęsło jakby miało zaraz wylecieć w powietrze. Trochę mnie na początku zamurowało. Antares stała pośród tego wszystkiego i usiłowała doprowadzić to wszystko do porządku ale niezbyt jej wychodziło.
- Kolejny eksperyment? - zakpił James.
- Chyba. Od razu zobaczyłem co jest grane i zatrzymałem ta całą maszynę zanim nie wysadziła połowy zamku. Nie wiem po co ona w ogóle bierze się za jakieś doświadczenia skoro jest kiepska z eliksirów...
- Nadal nie rozumiem - powiedział Peter. - Dlaczego dajesz jej korki?
- A chciałbyś żeby pozbawiła nas któregoś dnia takiego genialnego miejsce jakim jest Pokój Życzeń? Z resztą to całkiem miła dziewczyna jeżeliby nie liczyć tych jej wszystkich dziwactw...
- Od kiedy to ktoś jest „miłą dziewczyną”? - James uśmiechnął się ironicznie.
- Och... Zejdź ze mnie - zaperzył się Syriusz. - W każdym razie ty idziesz z Remusem.
- I bardzo dobrze. - James poklepał Lunatyka po ramieniu i nałożył sobie na talerz trzy wielkie kawałki jabłecznika.

Kiedy Pani Vial przyszła wieczorem po Remusa, James czekał już pod peleryną-niewidką przy wyjściu z Wieży Gryffindoru. Szedł za nimi w odległości kilkunastu metrów, a potem poczekał aż pielęgniarka zniknie z powrotem w drzwiach Hogwartu. Spojrzał w niebo. Księżyca jeszcze nie było. Wiedział, że musi poczekać aż Remus się przemieni. Kilka lat temu przyjaciel prosił ich żeby nie patrzyli na przemianę, a on postanowił uszanować tą decyzję. Noc była zimna, więc po kilkunastu minutach stania w miejscu bez płaszcza przyprawiło go o dreszcze. Z ulgą przywitał srebrna kulę wyłaniającą się powoli zza chmur. Chwycił długą gałąź i trącił nią narośl na pniu. Wierzba Bijąca znieruchomiała. Ściągnął pelerynę i ukrył ja w krzakach, a sam przemienił się w jelenia i przecisnął się przez otwór. Remus zawarczał na jego widok ale po chwili, jak zawsze, się uspokoił. James nie bardzo wiedział co mają robić nie wychodząc z Chaty, wiec po prostu usiedli naprzeciw siebie i obserwowali pyłki kurzu unoszące się leniwie w powietrzu nad podłogą. Nie wiedział jakim cudem udało mu się nie zasnąć do świtu. Wymknął się przed piątą żeby nie natknąć się na panią Vial i wrócił do zamku.

*
- James, wstawaj do cholery... Wiesz jak to śmiesznie wygląda? Czemu śpisz w Pokoju Wspólnym?
James zatkał uszy dłońmi marząc tylko o tym żeby Syriusz dał mu spokojnie spać. Ten jednak najwyraźniej nie zamierzał się poddać bo potrząsnął nim tak jakby miał do czynienia z workiem kartofli, a nie człowiekiem.
- Cholera, Łapo... Zostaw mnie... Chcesz żebym dostał wstrząsu mózgu? - jęknął James i podciągnął się do góry bo prawie zsunął się z fotela.
- Tak mi się odwdzięczasz? - Syriusz udał oburzenie. - Ratuję cię właśnie od udzielania odpowiedzi na pytania dlaczego kimasz przed kominkiem mając piętro wyżej do wyboru wygodne łóżeczko?
- Ha, ha... Ale się uśmiałem... - mruknął James. - Siedziałem przez całą noc z Remusem gapiąc się przed siebie jak sroka w kość. Następnym razem to ja będę ciebie budził. Zobaaaa.... - nie mógł powstrzymać ziewnięcia - ...czysz.
- Ufff... Zaczynam się cieszyć, że to dopiero za dwa i pół miesiąca...
James zamrugał.
- Dlaczego aż tyle?
- Bo są wakacje. Zapomniałeś?
- Rzeczywiście. A jak tam było z Antares? Nie puściliście czegoś z dymem?
- Mało brakowało... - Syriusz wyszczerzył do niego zęby. - Nie... Nasza lekcja miała charakter czysto teoretyczny. Wytłumaczyłem jej to i owo. Ona od razu, oczywiście, chciała wziąć się do roboty ale zdołałem ja powstrzymać. W gruncie rzeczy nawet się wyspałem.
- Szczęściarz.
-Tak... Teraz to szczęściarz, a sam chciałeś iść...
- Dobra. Nieważne. Nie wiem jak ty, ale ja idę do łóżka. Jak dobrze, że dziś jest niedziela... Jak przyjdzie Remus to mnie zbudź.
- Nie ma sprawy. Uwielbiam wtedy twoją wściekłą minę...
James rzucił w niego peleryną-niewidką i poszedł do dormitorium.

***
Następnego dnia wszyscy z niezadowoleniem przywitali poniedziałek. James, Syriusz i Peter jak zwykle nie odrobili zadań domowych. Wyjątkowo Remus dał im swoje notatki. Nie zmieniło to jednak specjalnie ich sytuacji bo profesor McGonagall od razu zorientowała się, że spisywali bo ich wypracowania były prawie identyczne. Podobnie było z historią magii i opieką nad magicznymi stworzeniami. W sumie stracili pięćdziesiąt punktów.
- Dlaczego to właśnie na dzisiaj trzeba było napisać tyle referatów? - uskarżał się Syriusz kiedy mieli przerwę w lekcjach bo profesor Vector zachorowała i przepadła im numerologia.
- Zawsze tak jest. - James wzruszył ramionami. - Pamiętacie jak kiedyś straciliśmy sto punktów?
- Nie wiem czy to jest powód do radości - stwierdził sucho Remus. - A tak w ogóle, Łapo, to przy filarze stoi pewna osoba, która na pewno by chciała żebyś zwrócił na nią uwagę...
Syriusz obejrzał się lecz właśnie w tym samym momencie rzuciła się na niego Antares ściskając w ręku jakiś pergamin.
- Dostałam W z eliksirów! Dzięki tobie! - krzyknęła uradowana i pocałowała go w policzek.
Syriusz próbował się wyplatać z jej uścisku ale zahaczył guzikiem od kołnierzyka o kolczyk Krukonki przypominający rzodkiewkę*. Kiedy próbował uwolnić się od dziewczyny jego wzrok padł na filar i zamarł. Naprzeciw niego stała Dorcas. Nie potrafił nic wyczytać z jej twarzy. Gdy wreszcie odczepił się od nieszczęsnego kolczyka chciał do niej podejść ale dziewczyna odwróciła się napięcie i pobiegła korytarzem.
- Dorcas!
Nie obejrzała się. James, Remus, Peter i Antares przyglądali się mu nie wiedząc co powiedzieć.
- Stary, przejdzie jej. Z reszta przecież nic się nie wydarzyło... - powiedział w końcu James.
- Ja przepraszam... Nie chciałam żeby to tak wyglądało... - zająknęła się Anatares, wbijając wzrok w kamienną posadzkę.
- Chodźcie - powiedział Remus, ciągnąc Syriusza za szatę.
- Cholera! - zaklął Syriusz, kiedy wyszli na błonia. - Dlaczego ona musiała tam stać?! Wolę nie myśleć jak to wyglądało...
- Wiesz... Może z nią pogadam i... - zaczął James.
- Ani mi się waż. Byłoby jeszcze gorzej. Sam to załatwię. Tak będzie najlepiej.

Dni mijały, a James wiedział, że Syriusz nie kiwnął nawet palcem by wyjaśnić sytuację. Zaczęło go to już denerwować bo nie zbliżając się do Dorcas nie mógł także zbliżać się do Lily, która cały czas z nią przesiadywała. Kiedy któregoś ranka, przy śniadaniu, postanowił sobie, że jednak porozmawia z Meadowes podeszła do nich Lily.
- Idziesz ze mną - powiedziała stanowczo kiwając na Syriusza.
- Eee... Co? - wyjąkał tamten.
- To co słyszałeś.
James, Remus i Peter wymienili spojrzenia.
- A właściwie dlaczego, Evans, mam iść z tobą?
- Pogadamy.
Syriusz rzucił na nich niepewne spojrzenie ale poszedł za dziewczyną. James poczuł niewielkie uczucie zazdrości ale był pewny, że i Lily nie mogła znieść dłużej tej sytuacji. Syriusz wrócił kwadrans później. Usiadł obok Petera i zabrał się do niedojedzonego ciastka. Był tak wściekły, że nie trafiał widelcem do ust. Rzucił go ze złością na talerz. James wiedział, że niebezpiecznie jest teraz go pytać o cokolwiek ale nie mógł się powstrzymać.
- Co ci powiedziała?
- NIC! ZOSTAWCIE MNIE W SPOKOJU! - wrzasnął aż się wzdrygnęli po czym wyszedł z Wielkiej Sali.
James spojrzał przepraszająco na dwójkę przyjaciół.
- Nie powinieneś pytać, a on nie powinien się unosić - powiedział spokojnie Remus. - I tak nam powie.
- Albo i nie... - James prychnął niechętnie.
- Na razie daj mu spokój - ostrzegł go Remus. - Nie dolewaj oliwy do ognia. On nigdy nie miał takich problemów jak ten ale sam musi sobie z nim poradzić.
- Powinieneś pisać do rubryki „Porady” w „Czarownicy”...
- No jasne... I podpisać się „... porady od mądrego wilkołaka.”
Obaj parsknęli w talerze.
- Nie kapuje - stwierdził Peter.
James wzniósł oczy ku niebu.

Jak poradził mu Remus, James nie szukał Syriusza ale być może również dlatego, że znalazł się sam. Stał oparty o ścianę na dziedzińcu i James doszedł do wniosku, że nie może przejść obok niego całkiem obojętnie. Już ruszył w jego stronę gdy nagle zatrzymał się i wskoczył w bok chowając się za zakrętem. Do Syriusza podeszła Dorcas. Ciekawość Jamesa zwyciężyła i wychylił się zza ściany. Syriusz wykręcał sobie palce najwidoczniej coś tłumacząc. Dorcas stała przed nim z założonymi rękami wpatrując się w swoje buty. W końcu Syriusz zamilkł. Dziewczyna podniosła w końcu wzrok, powiedziała jakieś słowo i przytuliła się do Syriusza. James uśmiechnął się do siebie i już miał zawrócić gdy usłyszał wołanie Syriusza.
- Możesz już wyjść, James.
„Super...” - pomyślał ale zacisnął zęby i podszedł do nich. O dziwo Syriusz wcale nie miał groźnej miny.
- Eee... - zaczął James, nie wiedząc co powiedzieć. - Ja nie chciałem... To znaczy... Ja szedłem i zobaczyłem Dorcas i się schowałem bo nie chciałem wam przeszkadzać, a potem... Tak jakoś wyszło...
- A czy ja cię o coś pytam? - Syriusz uniósł brwi. Dorcas puściła do niego oko.
- Słuchajcie.... Muszę lecieć - powiedziała, wyswobadzając się z uścisku Syriusza. - Zobaczymy się później...
Odczekali aż zniknie za rogiem.
- Sorry, że tak na was nawrzeszczałem, James... - Syriusz spojrzał na niego przepraszająco.
- Daj spokój - James machnął ręką - Nie powinienem pytać... Tak przynajmniej stwierdził Lunatyk.
Syriusz otworzył usta jakby chciał coś jeszcze dodać ale chyba się rozmyślił bo poklepał Jamesa po ramieniu i obaj poszli w kierunku Wielkiej Sali.

Tego dnia już chyba nikt nie spodziewał żadnych niespodzianek, więc cała czwórka bardzo zdziwiła się, kiedy w okno ich dormitorium zastukała sowa.
- To pewnie znowu twoja mama, Lunatyku... - mruknął James zza „Quidditcha przez wieki”.
Remus zeskoczył z łóżka i otworzył okno ale sowa ominęła go i podleciała do Jamesa siadając mu na książce.
- Co to znowu za cholerstwo... - wysapał podnosząc się na poduszkach. Odwiązał skrawek pergaminu przywiązany do nóżki puchacza i rozwinął.
Czekaj na mnie pod bramą Hogwartu za piętnaście minut. Weź ze sobą pelerynę. L.E.
Jamesowi serce zabiło mocniej.
- Od kogo to, Rogaczu? - zapytał Syriusz sennym głosem.
- Eee... - zaczął James, zastanawiając się czy powiedzieć im czy nie. - Od Lily... Chce się ze mną spotkać. Teraz.
Syriusz spojrzał na niego zaskoczony.
- Po co?
- Nie wiem - odpowiedział szczerze James.
- W każdym razie jak nie pójdziesz to się nie przekonasz - Syriusz wyglądał na rozbawionego w przeciwieństwie do Remusa, który założył ręce na piersi.
- Jest dziesiąta. Nie za późno na jakieś wypady?
James prychnął.
- Jak dla kogo. Idę. Nie mogę przegapić takiej okazji.
Wstał i wyjął z kufra pelerynę-niewidkę. Co Lily planowała? I skąd wiedziała o pelerynie? Postanowił jednak, że później się nad tym zastanowi. Rzucił trójce przyjaciół krótkie: „Cześć” i wyszedł z dormitorium. Na dole włożył płaszcz, na który zarzucił pelerynę niewidkę, schował do kieszeni Mapę Huncwotów i wyszedł cicho z wieży. W Sali Wejściowej o mało nie natknął się na woźnego ale było za mało czasu, żeby wychodzić innym wyjściem. Na dworze było dość zimno. James rzucił spojrzenie w kierunku Wrzeszczącej Chaty i przyspieszył. Przy bramie jeszcze nikogo nie było. James spojrzał na Mapę Huncwotów ale nikogo nie zobaczył, więc wzdrygnął się gdy usłyszał czyjś głos.
- Cieszę się, że przyszedłeś.
Odwrócił się gwałtownie. Za bramą, po drugiej stronie, uśmiechała się do niego Lily. Nic dziwnego, że nie było jej na Mapie, skoro ta sięga tylko do terenów zamku.
- Co ty tam robisz? - zapytał James zaskoczony. - Jak ci się udało wyjść?
Lily spojrzała wymownie do góry.
- Nie ty jeden znasz tajne wyjścia ze szkoły. A tak w ogóle, mógłbyś ściągnąć pelerynę bo cię nie widzę?
„Ale ze mnie idiota...” - pomyślał James.
- Skąd wiedziałaś, że mam pelerynę? - zapytał ściągając srebrzysty materiał i przeskakując na drugą stronę bramy.
- Wciąż cię zaskakuję, prawda? - Lily zaśmiała się perliście. - Nie powiem ci. A teraz chodźmy.
- Dokąd? Wyciągasz mnie w środku nocy niewiadomo gdzie i uważasz, że to jest fair?
- Nie jest. Ale czy ty zawsze postępujesz fair? Mogłeś nie przychodzić.
James zmrużył oczy.
- Wyrabiasz się, Evans. To do ciebie niepodobne.
- Nie, James. Ty po prostu mało mnie znasz. - Przez jej twarz przemknął niewidoczny w ciemnościach cień.
Szli krętą drogą w kierunku majaczących się w dali okienek Hogsmeade.
- Idziemy do wioski?
Lily kiwnęła potakująco głową.
- No dobra. Powiem ci. Kiedyś znalazłam tam takie fajne miejsce. Chcę ci go pokazać.
- No nie... Zaciągasz mnie na jakąś romantyczną polankę i... Czego ty się naoglądałaś?
Lily spojrzała na niego groźnie ale z błyskiem rozbawienia.
- A kto ci mówił o romantycznej polance? Phi! Chciałbyś. Lepiej powiedz czego t y się naoglądałeś, że ci takie pomysły do głowy przychodzą...
James postanowił tego nie komentować. Przez resztę drogi szli w milczeniu. W końcu, kiedy zaczęły pojawiać się pierwsze domy Lily poprosiła żeby zarzucił na nich pelerynę.
- Po co? - zdziwił się.
- Różne typy się tu kręcą o tej porze...
- Skąd wiesz?
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
- Nie cierpię tego przysłowia... - prychnął James i zarzucił na nich pelerynę. - Przysuń się do mnie... Nie gryzę. Prowadź.
Po jakiś dziesięciu minutach stanęli przed pubem z którego dolatywały wesołe dźwięki.
- Pub? Przyprowadziłaś mnie do pubu?
Lily kiwnęła głową i wyszła spod peleryny.
- Przychodziłam tu czasem z Dorcas.
James wytrzeszczył na nią oczy.
- Wymykałyście się nocą z zamku i przychodziłyście... tutaj? Nie wiesz jakie to niebezpieczne? Co się z tobą dzieje?
- Och... Nie marudź tylko wchodź...
Otworzyli drzwi i od razu uderzyła i fala gorąca.
- Tu jest szatnia. - Lily wskazała na prawo, gdzie siedział przyjaźnie wyglądający czarodziej stukający palcami o krawędź fotela w rytm muzyki.
- O panienka, Evans... Miło znowu panią widzieć... A gdzie pani urocza przyjaciółka? - zapytał uprzejmie biorąc od niej płaszcz i w tej samej chwili jego wzrok padł na Jamesa. - Acha... To jest... Życzę miłej zabawy...
Lily chwyciła Jamesa za rękę i poprowadziła przez parkiet i usiadła na wysokim stołku obok lady. James patrzył na nią zszokowany, bynajmniej nie dlatego, że przyprowadziła go na dyskotekę, tylko z powody stroju jaki miała na sobie. Dziewczyna najwidoczniej domyśliła się dlaczego tak jej się przygląda bo otrzepała niewidzialny pyłek z czerwonego, odsłaniającego brzuch topu i białych dzwonów.
- James, przestań się tak na mnie gapić bo to, co najmniej, dziwnie wygląda. - powiedziała w końcu. - Nigdy nie widziałeś mnie w mugolskich ciuchach?
- Eee... Widziałem. Ale nie w t a k i c h.
- Jakich t a k i c h? - zdenerwowała się. - Przestań. Zachowujesz się jak wszyscy faceci...
- Jestem facetem.
Lily zignorowała go i zamówiła dwa kremowe piwa. W chwilę później zamachała ręką do jakiejś grupki tańczącej w rogu sali. James wytrzeszczył oczy. Rozpoznał parę Krukonek i dwóch Puchonów z ich roku. Lily wzięła butelkę i podeszła do nich. James obserwował jak mówi coś do nich. Nie rozumiał jej zachowania. Lily Evans przychodząca na dyskoteki w środku nocy? Tak... Zdecydowanie coś było nie tak. Jeden Puchon spojrzał w jego stronę, więc szybko odwrócił wzrok. Po chwili dziewczyna wróciła i zamówiła coś u barmana, który postawił przed nim jakiś żółtawy płyn z pianką. James powąchał zawartość kufla.
- To mugolskie piwo? - zapytał z niedowierzaniem.
Kiwnęła głową.
- Nie lubisz?
James napił się trochę. Lily jednak nie tknęła swojego kufla.
- A ty? Nie pijesz?
- Piję. - pociągnęła łyk ale przełknęła to z trudem.
„Ona nie znosi piwa.” - pomyślał James, ale zanim się zorientował zawartość kufla dziewczyny znikła.
- Jeszcze raz to samo - usłyszał jej głos.
Pił tyle, ile piła Lily. Potem nie pamiętał już nic.

Otworzył oczy. Przed sobą zobaczył nocny stolik, a tuz za nim obskurna szafę. W głowie strasznie mu łupało. Przez otwarte, brudne okno przedzierały się promyki słońca.
- Cholera, gdzie ja jestem? - wysapał, po czym odwrócił się na drugi bok i zamarł. Obok niego spała Lily. Jęknął. Co się wczoraj stało? Przypomniał sobie tylko posępnego barmana nalewającego im piwo. „Zaraz. Dlaczego ona leży obok mnie?” - pomyślał i ze zgroza stwierdził, że nie ma na sobie koszuli. Lily nagle drgnęła i zamruczała przez sen.
- Dorcas, rozmawiaj ciszej... Strasznie mnie boli głowa...
James potrząsnął nią lekko. Westchnęła i poderwała się jak oparzona.
- JAMES?! Co... gdzie my... - krzyknęła wpatrując się w niego z przerażeniem i nagle zachwiała się. Usiadła z powrotem na łóżku i schowała głowę w dłoniach.
- Co się stało? - zapytała ciszej.
- Nie wiem - James przyglądała jej się w milczeniu. Wyglądała fatalnie. Miała podkrążone oczy i rozpięte guziczki topu. Dlaczego?
- James czy... czy my... no wiesz?
Prawie nie słyszał co mówi.
- Nie. Chyba nie. Ale zapnij się bo nie ręczę za siebie - spróbował się uśmiechnąć ale nie bardzo mu wyszło. - Wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku. - głos miała wilgotny. - Niedobrze mi - powiedziała w końcu.
- Chyba wczoraj za dużo wypiliśmy...
- Chyba... - Lily zerwała się i pobiegła do, jak się James domyślił, łazienki.
Wstał zastanawiając się czy zna jakieś zaklęcie, żeby pozbyć się kaca. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się żeby urwał mu się film. Nie miał siły zebrać myśli. Znalazł swoją koszulę na podłodze i założył ją. Kiedy Lily wyszła z łazienki była bardzo blada.
- Ja nie chciałam, James.
Uciszył ja gestem ręki.
- Potem porozmawiamy. Musimy wrócić do zamku.
- Dobrze - nie śmiała na niego spojrzeć.
James nie był pewny jak udało im się wrócić do zamku. Dziękował w duchu Bogu, że nie złapał ich żaden nauczyciel. Lekcje musiały już się zacząć bo w Wielkiej Sali ani w dormitorium nie było nikogo. Potem będzie musiał znaleźć jakąś wymówkę. Nie mógł iść do pani Vial bo od razu by się domyśliła od czego go tak boli głowa. Zmoczył więc tylko chusteczkę zimna wodą i przyłożył ją sobie do czoła. Nie wiedział co ma o tym myśleć. Miał wrażenie, że z Lily stało się coś złego. Nigdy by się nie doprowadziła do takiego stanu. Tylko dlaczego on zrobił to samo? „Bo nie chciałeś być gorszy.” - podpowiedział mu złośliwy głosik w jego głowie.
- To się popisałem. Głupotą - powiedział sam do siebie.
Nagle drzwi otwarły się z hukiem i do pokoju wpadł Syriusz.
- JAMES! Jak dobrze, że jesteś... Gdzie tu byłeś. To... Ja wychodziłem już z siebie.
- Zamknij się bo mi głowa pęknie - jęknął James. - Dlaczego nie jesteś na lekcji?
- Miałem iść na eliksiry nie wiedząc gdzie jest mój najlepszy kumpel? - oburzył się Syriusz. - Obleciałem połowę zamku szukając ciebie. Mów gdzie byłeś!
- Opowiem ci wszystko tylko mi nie przerywaj bo drugi raz nie będę zaczynał.
- Zamieniam się w słuch.
Wyjaśnienie wszystkiego Syriuszowi zajęło mu sporo czasu. Pod koniec jego historii Łapa był wyraźnie przybity.
- Co jest? To chyba ja mam się martwić, a nie ty...
- No chyba jednak ja - Syriusz wykrzywił się nieznacznie.
- Co to znaczy? - nie zrozumiał James.
- Nie gniewaj się na mnie, James ale... nie będziesz się gniewał?
- Powiesz mi, do jasnej cholery ,o co ci chodzi, czy nie?
- Bo... kiedy Lily wzięła mnie na rozmowę o Dorcas ja się no... zdenerwowałem i jej coś powiedziałem. To znaczy... Ja nie chciałem. Nie przypuszczałem, że ona weźmie to do siebie...
- Gadaj - bo - nie - wytrzymam - wycedził James.
Syriusz nabrał powietrza do płuc najwyraźniej ociągając się z odpowiedzią.
- Powiedziałem jej, żeby mnie nie pouczała tylko lepiej zajęła się tobą bo jest taka nudna, że chyba nikt by z nią nie wytrzymał na dłuższą metę... - wydusił w końcu.
James otwarł usta. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego słowa przyjaciela. Zerwał się i przycisnął Syriusza do ściany.
- Po co wtrącasz się w nie swoje sprawy? - krzyknął. - Mało ci jeszcze? Pilnuj lepiej swojej Dorcas, a nie mnie! Jak mogłeś jej coś takiego powiedzieć?
- James... Mówiłem, że nie chciałem... Ja byłem wtedy zdenerwowany i...
- Zamknij się. Zamknij, bo nie ręczę za siebie. - James czuł jak krew pulsuje mu w skroni.
- James?
Odwrócił się i zobaczył zdziwionego Remusa. Puścił Syriusza.
- Co się dzieje? - zapytał Lunatyk patrząc to na jednego to na drugiego.
- Wiesz, co ten kretyn powiedział Lily? - warknął James.
Remus pokiwał przecząco głową.
- Że jest za nudna jak DLA MNIE. Rozumiesz? A ona w to uwierzyła i... O cholera...
- Co?
- Ona zrobiła to ze względu na mnie...
- Ale co?
- Wczoraj zaprowadziła mnie do tego nowego pubu w Hogsmeade. Mogłem się domyślić, że coś jest nie tak. Powiedziała, że wymykała się tam często nocą z Dorcas, a przecież on został otwarty całkiem niedawno! Ten facet z szatni... On pracował w Miodowym Królestwie! Stamtąd je pewnie zna! To było wszystko na pokaz, a ja głupi dałem się nabrać...
Remus, sadząc c po jego minie nic nie zrozumiał, ale poklepał Jamesa współczująco po ramieniu. Syriusz stał z tyłu postanowiwszy nie pokazywać się mu na razie na oczy.

James był tak wściekły na Syriusza, że zaczął go unikać. Nie chciał wywołać nowej kłótni. Był pewny, że Syriusz nie chciał tego co się stało ale faktem było to, że nieźle namieszał, a teraz on - James musi to wszystko naprawić. Pozostało tylko pytanie: Jak? Lily uciekała na jego widok ilekroć chciał do niej podejść, a nie chciał za bardzo jej spłoszyć. Po kilku dniach stracił jednak cierpliwość i kiedy jak zwykle uciekła wzrokiem w inną stronę pobiegł za nią chwytając ją za rękę.
- Musimy pogadać - powiedział.
Nie śmiała podnieść na niego wzroku. Przytaknęła tylko głową.
- Bądź dziś o ósmej przy dębie nad jeziorem, dobrze?
Znowu kiwnięcie. Puścił jej rękę i odszedł w druga stronę. Cieszył się, że ma to już za sobą. Do końca dnia nie potrafił się już skupić co nie uszło uwadze Lunatyka, który pytał się raz po raz czy nie chce iść do Skrzydła Szpitalnego bo coś źle wygląda. Na transmutacji dostał O bo nie wiedział nawet jakie pytanie zadała mu zirytowana profesor McGonagall.
- Potter, możesz mi łaskawie wyjaśnić co się z tobą ostatnio dzieje? Jak masz jakiś problem to możemy o nim porozmawiać... - kilku uczniów zachichotało z ożywieniem - ...po lekcji - dokończyła profesor McGonagall, nie zwracając uwagi na ich zawiedzione miny.
- Chyba jednak nie skorzystam... - mruknął cicho James, a siedzący trzy ławki za nim Syriusz nie mógł powstrzymać parsknięcia śmiechem.
- Słucham? - nauczycielka udała, że nie usłyszała.
- Dziękuję, ale nie potrzeba. - wybąkał James, wpatrując się prosto w oczy profesor McGonagall i starając się nie mrugać.
- Yhym... Dobrze... Skoro już wszystko sobie ustaliliśmy proszę żebyście wyjęli różdżki. Każdy z was dostanie skunksa, którego...
„...którego najchętniej wsadziłbym ci na głowę” - pomyślał ze złością, wyjmując podręcznik i otwierając go na rozdziale „Transmutacja dla zaawansowanych - skunks czy gitara?”. Westchnął głośno i zaczął czytać.

Za dziesięć ósma czekał już przy jeziorze. Obserwował jak wielka kałamarnica próbuje złapać przelatujące nad powierzchnią owady i próbując odpowiednio dobrać słowa do tego co chciał powiedzieć. Bez większych skutków. Pogrążony w myślach wzdrygnął się gdy ptaki siedzące w konarach dębu wzbiły się w powietrze czymś przestraszone. Lily stała w odległości kilku stóp od niego i wykonała jakiś dziwny gest, jakby chciała zawrócić ale się nie ruszyła. James odwrócił się znowu w stronę wody.
- Usiądź.
Lily podeszła do niego nieśmiało i przykucnęła na brzegu.
- Lily, posłuchaj...
- James, ja...
Zapadło milczenie.
- Ty pierwsza.
- No więc... - zająknęła się - Ja chciałam cię przeprosić... Nie wiem co mi do głowy strzeliło... Dlaczego ja tam poszłam?! To nie tak miało być...
- Ale ja wiem dlaczego to zrobiłaś - spojrzał wreszcie na nią i zobaczył, że po policzku spływają jej łzy.
- Wiesz? - wyszeptała.
- Syriusz mi powiedział. Słuchaj, ja wcale tak nie myślę. Syriusz był wtedy porządnie wkurzony. Naprawdę mu uwierzyłaś?
Pociągnęła nosem w odpowiedzi.
- Głupol z ciebie... No już... Przestań... Proszę cię, popatrz na mnie.
Podniosła na niego swoje zielone oczy i prawie natychmiast je spuściła.
- Lily... Proszę.
Posłuchała.
- Przecież wiesz, że nigdy ale to nigdy bym tak o tobie nie powiedział. I nie mogę sobie darować, że nie zorientowałem się wtedy w niedzielę. Nie poznałem, że coś jest nie tak nawet jeżeli nie wszystko mi się zgadzało...
- James... To mnie jest wstyd, że uwierzyłam Syriuszowi. Jestem głupia. Ty byś nie uwierzył, prawda?
- No... nie. Chociaż Syriusz ma straszny dar przekonywania.
Lily uśmiechnęła się smutno.
- Nie jesteś na mnie zły?
James spojrzał na nią zdziwiony.
- Zły? A za co? W końcu nawet nie mam się na co skarżyć... Jeżeli zdecydowałaś się na coś takiego to musi ci chociaż trochę na mnie zależeć, nie? - mrugnął do niej.
Dziewczyna jednak zamiast odpowiedzieć wybuchnęła płaczem.
- Lily? -zapytał James, nie wiedząc co zrobić i zastanawiając się co powiedział nie tak.
- Przepraszam... - wychlipała, ocierając łzy. - Ale ja uważam, że to nie może tak być...
- Co nie może tak być? - James nie zrozumiał ani słowa.
- Nie możemy się spotykać...
- CO? - krzyknął wytrzeszczając na nią oczy. - D-dlaczego?
- James, my do siebie po prostu nie pasujemy... Nie widzisz tego?
- Masz rację. Nie widzę - warknął. - Dlaczego ty musisz wszystko utrudniać, co?
- Ja mam zupełnie inny charakter niż ty, nie kocham ponad wszystko quidditcha i nie jestem taka...
- Dokończ. - James przyglądał się jej w skupieniu.
- Taka...pewna siebie i najlepsza.
- Cholera, a ja jestem? - James nie wytrzymał. - Naprawdę tak uważasz? A czy ja kiedykolwiek powiedziałem, że musisz latać na miotle tak jak ja? Że musisz robić to co ja? Powiedz!
- Nie... - powiedziała cicho Lily. - Ale chciałbyś.
- Wyobraź sobie, że nie. - James wstał i ze złością kopnął w pień. - Pokochałem cię za to jaka jesteś, a nie za to, że... - urwał nagle zmieszany, zdając sobie sprawę z tego co powiedział.
Lily poderwała się z ziemi oszołomiona.
- Coś...coś ty powiedział? - wyjąkała.
James wiedział, że już nie ma szans żeby to odwrócić. Nie był nawet pewny czy chciał.
- To co słyszałaś, Lily - odparł nieco spokojniej i podszedł do niej. Cofnęła się gwałtownie potykając o kamień i o mało się nie przewracając bo James zdążył ja złapać w ostatniej chwili.
- James... Puść mnie... - Lily przez chwilę próbowała się wyplątać z jego uścisku ale jej nie puścił. Spojrzał w jej uderzająco zielone oczy.
- Jak zielone szkło... - szepnął sam do siebie.
- Co...? - chciała zapytać Lily ale nie mogła.
James zatkał jej usta pocałunkiem w tej samej chwili kiedy ostatnie promienie słońca znikły w falach jeziora.

KONIEC

*Jakby ktoś się nie domyślił, Antares to matka Luny. Pomyślałam sobie, że te rzodkiewkowe kolczyki mogła dostać właśnie od niej. =)

Napisany przez: kkate 23.10.2004 12:58

No cóż, Tenebris, fajne było, ale się skończyło sad.gif

W ostatnim parcie nie widzę większych błędów, może parę literówek, ale poza tym... ok. Ciekawie rozwinęłaś i dobrze zakończyłaś fabułę. Szkoda, że to już koniec, naprawdę sad.gif


Napisany przez: Smerfka 23.10.2004 15:39



W sumie też żałuję < cry.gif > , że to już koniec , ale szerze mówiąc/pisząc (?) , to pierwsze części podobały mi się znacznie bardziej niż zakończenie...
Fakt , że w ostanim < cry.gif > parcie miałaś naprawdę fajne pomysły , ale... jakby to kulturalnie wink.gif ując - wykonanie było trochę gorsze , a już ostatnią scenę Jamesa i Lilki uważam po prostu za nieudaną - znaczy może przesadzam - była spoko , ale... po prostu jakoś inaczej to sobie wobrażałam - nie wiem...
W każdym razie jednak fick ogólnie był fajny i serio szkoda , że to już koniec!

Wieeeeelka nutella.gif za Huncwotów i ew. na przekupienie weny , gdybyś chciała pisać nowego fikca - oczywiście też o Huncwotach biggrin.gif
Ehh... HUNCWOCI RULEZ !!! ^^

Napisany przez: Anulcia 23.10.2004 20:09

Mnie też zraziła ta ostatnia scena. Wyobrażałam sobie, że będzie bardziej romantycznie...Niestety rozczarowałam się troszkę... Poza tym ten part był całkiem fajny.
Naprawdę, fick mi się baaaardzo, ale to bardzo podobał!! I wielka szkoda, że już go skończyłaś. cry.gif
No, ale pozdrooffka dla Ciebie, życzymy pomysłów na nowe ficki!! wink.gif

Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)