Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

9 Strony « < 3 4 5 6 7 > »  
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Zmowa Dziewic, czyli, jak Ślizgoni z Gryfonkami...

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 42 ] ** [89.36%]
Gniot - wyrzucić [ 4 ] ** [8.51%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 1 ] ** [2.13%]
Suma głosów: 47
Goście nie mogą głosować 
Myśka
post 24.06.2005 22:16
Post #101 

nigeryjski chłopiec


Grupa: czysta krew..
Postów: 1196
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: podróżny busik the kooks

Płeć: Kobieta



to prosze do Wielkiego Dementorka i unicestwić.


--------------------
she moved so easily all i could think of was sunlight
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 29.06.2005 19:26
Post #102 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Korekta: Sonka & Semele za co obydwie autorki bardzo sa wdzięczne : )


Nowy rok, nowe życie

Kiedy młody mężczyzna czuje na swych wargach czyjś język, zazwyczaj jest to bardzo przyjemne uczucie. Nawet jeśli wspomniany wyżej mężczyzna budzi się z potwornym bólem głowy i jeszcze potworniejszym kacem. Ale pominąwszy to wszystko, świadomość, że jest się budzonym przez gorący pocałunek, to jednak miła perspektywa. Tego zdania był młody przedstawiciel świata czarodziejskiego - Draco Malfoy, który pierwszego stycznia roku pańskiego tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego czuł, że ktoś namiętnie liże jego usta. Z radością otworzył przekrwione oczęta i wrzasnął ze strachu i obrzydzenia. W końcu niewiele osób lubi, gdy sierściasty, czterołapy stwór, zwany potocznie psem, wpycha swój śliski jęzor między ich wargi.
Wrzask, który z siebie wydał szacowny potomek rodu Malfoyów, nie był dobrym pomysłem, bo spowodował kaskady bólu tuż pod jego czaszką. Draco jęknął i opadł bezwładnie na podłogę, na której raczył usnąć. Nagle stwierdził, że słyszy cichutkie pochrapywanie i mlaskanie tuż zza pleców. Odwrócił się powoli, chociaż kosztowało go to bardzo wiele, i dojrzał Virginię, której granatowa, frywolna sukienka podwinęła się pod samą brodę, tak, że mógł teraz podziwiać kolczyk w jej pępku i małe, jędrne piersi dziewczyny. Gdyby nie stan, w jakim się znajdował, zapewne uśmiechnąłby się rozkosznie i wykorzystał sytuację, jednak teraz mógł tylko cierpieć i to niestety w milczeniu.
Poza tym, gdyby odważył się dotknąć jakiejkolwiek części ciała Wiewióry, to dostałby od Blaise’a, a to by bolało... szczególnie teraz. A swoją drogą ciekawe, gdzie jest ten przebrzydły arystokrata? Ostatnim, co utkwiło w pamięci Smoka, był kankan tańczony przez Ginny i Hermionę na stole. Nawet nieźle wywijały tymi nogami. Draco odstąpił od miłych wspomnień i z trudem podniósł się z podłogi. Postanowił poszukać Zabiniego, ponieważ był na sto procent pewien, że ten ma coś na kaca.
Draco nie musiał daleko szukać. Kiedy wstał, dojrzał Blaise'a leżącego przy kominku. I nie tylko jego. Obok spała Hermiona. Mała czarna, którą założyła na sylwestra, była zadarta na tyle wysoko, iż mógł podziwiać zgrabne nogi dziewczyny w całej okazałości, a także jej smukłe biodra i skąpe, koronkowe, czarne stringi, które więcej odkrywały, niż zakrywały. Powolutku - gdyż każdy krok był męką - ruszył w jej kierunku, by zasłonić wdzięki "jego Hermiony".
W połowie drogi dojrzał ze zgrozą, jak Blaise, mrucząc, przysuwa się blisko do dziewczyny i powoli przesuwa dłoń w górę jej ud.
- Draco - jęknęła rozkosznie Hermiona, wyginając się w łuk.
- Ginny, skarbie - sapnął Zabini, wsuwając dłoń pod sukienkę Granger.
Jakkolwiek to, co szeptała Hermiona, bardzo mu się podobało, to to, co robił Blaise, wcale a wcale nie przypadło mu do gustu i postanowił to okazać. Nie namyślając się długo, kopnął swego najlepszego przyjaciela w dolną cześć kręgosłupa, na co Zabini zareagował słusznym we własnym mniemaniu oburzeniem.
- Co, głąbie, robisz?
- Przymknij paszczę, bo Tunię obudzisz. I zabierz od niej łapy – warknął Draco.
- Tunię? – z powodu nadmiaru alkoholu w krwi Blaise, ku własnemu zdziwieniu, niezbyt rozumiał co się do niego mówi.
- Szczotunię. A teraz rusz dupę i idziemy poszukać czegoś na kaca – wyjaśnił Malfoy.
- Klinka? – spytał jego przyjaciel.
- Eliksiru, alkoholiku jeden.... względnie klinka. I nie gap się na nią! – blondyn podniósł głos.
- Łeb mi napier*dala - oznajmił filozoficznie Blaise i złapał się za skroń.
- No co ty? - zadrwił Draco. - A dlaczego proszę cię, żebyś znalazł coś na kaca? Ach, i zajmij się Wiewiórą, bo się obnażyła.
- Coś ty jej zrobił?! - wycharczał Zabini, patrząc na niemal nagie ciało Virginii. - Jak żeś ją tknął...
- Ja to nie ty, ochlapusie przebrzydły! - powiedziała Draco, opuszczając delikatnie sukienkę Hermiony na biodra. Pogłaskał ją czule po głowie i, mimo że wiązało się to z ogromnym bólem łepetyny, pochylił się i delikatnie pocałował ją w policzek.
- Ten kretyn już cię nie dotknie, Tunia - szepnął ochrypłym głosem do ucha dziewczyny. Następnie wziął cienki kocyk, który zawsze leżał przy kominku i okrył nim "Swoją Kochaną Szczoteczkę."

Blaise z czułością nakrył nagie ciało Virginii kapą zdobiącą dotychczas kanapę i ułożył się obok niej, wsuwając się pod ciepły materiał.
- Jak jesteś już na nogach, Smoku, to weź idź po ten eliksir na kaca. Stoi kilka fiolek w moim pokoju... Znaczy tym zwykłym, magicznym, nie tam gdzie jest kino domowe - oznajmił cicho, co by się nie przemęczyć i przytulił się do Ginny, delikatnie pieszcząc jej drobne piersi i brzuch.
- Jasne ty tu się będziesz zabawiał, a ja mam się męczyć – mruknął Draco.
- Oj, Malfoy, przestań narzekać. Idź, zrób dobry uczynek i poszukaj – zniecierpliwił się Blaise.
- Świnia - mruknął Draco, ale postanowił się poświęcić. W końcu raz w roku można być dobrym dla zwierząt... znaczy, tego, przyjaciół.
Z wielkim trudem odnalazł najpotrzebniejszy eliksir świata i od razu zaaplikował sobie podwójną dawkę. Z nowymi siłami wrócił do salonu, rzucił dwie buteleczki płynnego złota Blaise’owi i wślizgnął się pod koc Hermiony. Rozkoszując się ciepłem bijącym od jej ciała, zaczął wodzić ustami po kobiecej szyi. Hermiona niechętnie otworzyła powieki, które zdawały się ważyć tyle, co ołów, i spojrzała na Dracona, a ten z niewinną minką spytał:
- Co jesteś w stanie zrobić, by dostać eliksir na kaca....? Całą buteleczkę...
- Co? Masz eliksir na kaca? - spytała ochryple dziewczyna. - Daj, proszę... - patrzyła na niego błagalnie, a on, po zażyciu specyfiku czując się jak młody bóg, uśmiechał się słodko i niemal czule.
- Pytałem, co jesteś w stanie zrobić w zamian - pomachał jej przed nosem fiolką, a Hermiona jęknęła boleśnie.
- To nie fair...
- Fair, skarbie. Ja go mam a ty nie.... No? – przekomarzał się arystokrata.
- Dlaczego zawsze tak się zachowujesz? - szepnęła z wyrzutem.
- Bo taki już jestem, Tunia... – odpowiedział spokojnie Smok.
Hermiona wytrzeszczyła oczy i wydukała
- Tu... Tu - nia?
- Od szczotuni, nie podoba ci się? - Draco poczuł z irytacją, że się rumieni.
- Nie, całkiem miłe... Tylko nie daj się prosić o eliksir. Głowa mi pęka - dziewczyna wyciągnęła rękę po złoty płyn.
- O nie, nie, nie. Najpierw Tunia powie, co zrobi dla Smoczka, żeby dostać buteleczkę - Draco schował z siebie rękę z cennym eliksirem.
- Wszystko, tylko mnie nie dręcz! - wybuchła Hermiona. - Zadowolony?
- Naprawdę jesteś gotowa zrobić wszystko dla tego eliksiru? - Draco chciał jeszcze trochę podroczyć się z Hermioną. Takie małe słówko niosło tyle możliwości.
- Tak - Hermiona, jak na stan, w którym była, odpowiedziała zdecydowanym głosem. - Jestem gotowa zrobić wszystko... dla ciebie.
- Co? – chłopakowi odjęło na chwilę głos.
- Mam gdzieś ten eliksir, za kilka godzin mi przejdzie, ale... ja po prostu chcę być z tobą i mam gdzieś ten cały zakład – wyjaśniła ciszej.
Rumieniec, który wykwitł na jej policzkach powiedział więcej, niż słowa i Draco jedynie patrzył na nią zaskoczony. Hermiona wpatrywała się w niego niepewnie. Bała się, że jej słowa mogły mu się nie spodobać, choć sama nie wiedziała dlaczego. Chłopak pocałował ją delikatnie i podał jej zbawczy napitek.
- Bardzo proszę, Tunia – powiedział.
Hermiona wypiła eliksir i popatrzyła z wdzięcznością w szare tęczówki Dracona.
- Dziękuję, jesteś kochany - powiedziawszy to ucałowała go mocno. Chłopak poczuł się niewypowiedzianie szczęśliwy. Przytulił ją do siebie z całej siły, tak, że ledwie mogła złapać oddech. Pogłaskał jej krótkie włosy i spytał cicho.
- Zrobić ci śniadanko, Miona?
- Chyba obiadek - odpowiedziała mile zaskoczona. - Wiesz, już pierwsza dochodzi - popatrzyła na ogromny zegar nad kominkiem. - Poza tym nie wiem, czy chcę jeść twoje potrawy... Może jednak ja coś zrobię?
- Taka pora to akurat na śniadanie, a ty nic nie zrobisz. Poleżysz sobie wygodnie pod kocykiem. Zrobię ci, co tylko chcesz... No więc na co masz ochotę, Śzczotuś? – spytał chłopak.
- Na ciebie, Smoczku - cmoknęła go w policzek
- Ja tak na poważnie... – mruknął Draco.
- Ja też! – odpowiedziała Hermiona.
- Nie drocz się ze mną na mój własny sposób, to deprymujące! - Draco nie wytrzymał i nakrzyczał na Hermionę, która się tylko szczerze roześmiała.
- Fajnie się dekoncentrujesz - oznajmiła po chwili. - Skoro już jesteś tak dobry, to rzeczywiście poproszę o jajecznicę... na bekonie - zastanawiała się przez chwilę i dodała z czułym uśmiechem, wiedząc, że sprawi mu tym przyjemność. - Możesz do niej dodać, co tylko zechcesz.
- DZIĘKI! - radośnie oznajmił światu (czyli Ginny i Blaise'owi, którzy całowali się namiętnie) Malfoy Junior i niemal wyfrunął spod kocyka.
Hermiona po chwili zastanowienia poszła za nim do kuchni. Nie chciała przeszkadzać Ginny i Blaise’owi.

*
Virginia powoli otwierała zaspane oczy i po chwili zastanowienia stwierdziła, że pocałunki Zabiniego są bardzo miłym budzikiem. Z wielkim entuzjazm zaczęła je oddawać. Dopiero po chwili odsunęła się od chłopaka, spojrzała na wychodzącą z pokoju Hermionę, i uśmiechnęła się.
- Szczęśliwego Nowego Roku – wyszeptała, zdając sobie sprawę, że zbyt głośne składanie życzeń może jej zaszkodzić.
- Taaaa, bardzo szczęśliwego. Nie, żebym był jakiś natrętny, ale co byś dała za eliksir na kaca? – spytał z udawaną obojętnością chłopak.
- A co byś chciał? – odpowiedziała pytaniem na pytanie dziewczyna.
- Dużo...
- Jak dużo? - spytała cichutko Virginia.
- Bardzo dużo - odpowiedział i obdarzył ją kolejnym gorącym pocałunkiem.
- Jak bardzo? - Ginny przywarła do niego całym ciałem, oddając słodkie, ogniste pieszczoty. Mogłaby zrobić dla niego dosłownie wszystko, nawet gdyby nie miał tego zbawczego eliksiru.
- Chcę, żebyś poszła ze mną pod prysznic po śniadaniu i pozwoliła mi się dokładnie umyć, skarbie - oznajmił namiętnym szeptem.
- To niedużo... – stwierdziła Ginny.
- Bo to początek, ale dalszej części nie wymyśliłem - oznajmił prosto.
- A ja będę mogła umyć ciebie? - Ginny wbiła w niego swoje wielkie czekoladowe ślepka. Uwielbiał, gdy tak na niego patrzyła – w jej wzroku było wówczas tyle szczerości.
- Zastanowię się. Proszę, twój eliksir - podał jej buteleczkę i pocałował ją w czoło.
Już po kilku łykach zbawczego płynu Ginny poczuła się jak nowo narodzona i dotarło do niej, gdzie to się znajduje ręka jej zbawcy.
- Eeee... Blaise... co ty robisz? – spytała.
- Nic - powiedział Blaise uśmiechając się niewinnie.
W końcu nic nie robił, a to, że jego dłoń leżała na piersi Virgi, nic przecież nie znaczyło.
- Aha.... Więc jeśli ja zrobię to... - w tym momencie Ginny położyła swa dłoń na kroczu mężczyzny - ... to też będzie nic?
Blaise jęknął cicho i przygryzł dolna wargę.
- Zadałam ci pytanie, czy to jest nic? - niewinnie dopytywała się Virginia, delikatnie gładząc coraz bardziej twardniejącą wypukłość czarnych, markowych dżinsów, opinających arystokratyczny tyłek Zabiniego.
- Okey, może... trochę więcej niż... nic - wyjęczał z trudem brunet.
- Tylko trochę - uśmiech Virginii przywodził na myśl wcielenie dziewicy Orleańskiej, ale jej czyny mocno temu zaprzeczały. - A to? - dodała rozkosznie słodkim tonem i bardzo sprawnie ściągnęła z jego bioder spodnie i bokserki, a jej palce mogły teraz swobodnie błądzić po obnażonej, gorącej męskości Blaise'a, który zaczynał powoli tracić zdrowy rozsądek.
- No więc panie Zabini... ? Czy to również jest nic? – po „upojnej” nocy miała seksowną chrypkę, która działała na Blaise’a prawie tak samo, jak delikatne pieszczoty. Tak bardzo działała, że mężczyzna nie był w stanie odpowiedzieć. Ginny uśmiechnęła się niewinnie i odsunęła od chłopaka.
- To do zobaczenia pod prysznicem! – krzyknęła i szybko wybiegła z pokoju, podczas gdy Blaise próbował wyregulować oddech, obiecując sobie, że jak tylko dorwie tą mała złośnicę „to jej pokaże”. Już niedługo... pod prysznicem.
Klnąc pod nosem, ściągnął z siebie do końca spodnie, wsunął bokserki i ruszył prawie dziarskim krokiem w kierunku łazienki. Założył, że wybrała łazienkę na parterze, tą niedaleko salonu, gdzie zalegli.
Niech ją ręka boska broni wybrać jakąś na górze – przyszło Zabiniemu na myśl. Nie uśmiechało mu się wchodzić po schodach z monstrualną erekcją i w stanie totalnego napalenia.
Była w łazience na dole. Całkiem naga i jeszcze sucha.
- Zmoczysz mnie, skarbie? - spytała zalotnie.
Zabini myślał, że zacznie wyć. Miał ochotę wziąć ją tu i teraz, ale zaczynał coś czuć do tej dziewczyny i nie chciał narazić jej na żadne cierpienie. Obiecał sobie, że choćby się waliło i paliło, nie pozbawi jej niewinności, jeszcze nie teraz. Chrzanić zakład... Podszedł do Ginny i pchnął ją pod ścianę przyciskając jej ciało swoim.
- Ja cię nie tylko zmoczę, kochanie - powiedział ochryple i gorąco ją pocałował.
Ginny, niewiele się zastanawiając, zaczęła oddawać ogniste pocałunki. Jej dłonie zaczęły błądzić po jego ciele, dotykała każdego fragmentu jego skóry, każdego miejsca. Wreszcie udało jej się odsunąć i z zadowoleniem spojrzała na to, co zrobiła Blaise’owi.
- Jesteś okrutna - jęknął chłopak.
- Naprawdę? Czyli nie chcesz, żebym cię umyła? – spytała słodko.
- Czarownica! – wykrzyknął Blaise.
- Przecież jestem czarownicą! - radośnie odkrzyknęła Ginny, obejmując go mocno i tuląc się do rozpalonego ciała chłopaka. Była tak drobna, że mógł ją zamknąć w swoich ramionach tak, że całkiem przy nim nikła. Mimo pożądania, poczuł ogarniającą go falę czułości.
- Okey, ale jest z ciebie czasem wredna wiedźma - oznajmił cicho. - Jeśli chcesz mnie umyć, to będzie ci trudno, bo nie wiem, czy dosięgniesz dłońmi moich ramion - uśmiechnął się złośliwie.
- Bez przesady, dobrze wiesz, że dam radę, złośliwcu - zmarszczyła nos i dała mu kuksańca w bok. - Ale może wolałbyś się ze mną po prostu kochać, co? - jej spojrzenie rozjaśniło się nadzieją.
Blaise stał jak rażony gromem i wpatrywał się w Virginię. Nie potrafił określić, co czuje ani jak się czuje. Dziwne... Przecież o tym marzył, a teraz ona sama to zaproponowała. Przez cały czas wymyślał najróżniejsze sposoby, by tylko ją dotknąć, pocałować, by być przy niej, a teraz... A teraz, gdy ona tak po prostu dała mu do zrozumienia, że też tego chce, to on nie chciał. Nie, żeby w ogóle nie chciał, ale nie pragnął tego teraz. Chciał zaczekać, dać jej więcej czasu. Jej i sobie. Chciał stworzyć wyjątkowa atmosferę, bo Ginny była kimś wyjątkowym... przynajmniej dla niego
- Nie, Ginny. - zobaczył, że posmutniała po tych słowach i zrozumiał, że źle się wyraził, tak jakby nie chciał jej. - Nie teraz. Chcę, żebyś była pewna, że tego pragniesz. Byś naprawdę była tego pewna. Teraz nie mogę. Nie chcę cię wykorzystywać.
Dziewczyna przez chwilę stała nieruchomo, zastanawiając się nad tym, co usłyszała. Chciała mu coś odpowiedzieć, ale nie wiedziała, jakie dobrać słowa, by nie wyjść na głupiutką trzpiotkę.
- Blaise... - bardzo trudno było jej mówić. Zupełnie tak, jakby dopiero uczyła się budować zdania - ... ja wiem, że nie jestem tak mądra jak Hermiona... wiem, że mam wiele wad, nie jestem doskonała, ale chciałam ci coś ofiarować... i myślę, że czymś takim...
- Gin, przestań.... To nie chodzi o to, że ty musisz mi coś ofiarować i że ja będę cię do kogoś porównywać. Mnie na tym nie zależy, zależy mi na tobie. Jesteś sobą i jesteś dla mnie wyjątkowa. Jesteś dla mnie ważna. Kimś innym bym się zanudził, a ty... właśnie na tobie mi zależy i dopóki nie będziesz naprawdę gotowa... nie zrobimy tego. To nie znaczy, oczywiście, że nie chcę. Bardzo chcę, ale jeszcze nie teraz, jeszcze jest za wcześnie. Mnie zależy na tobie, a nie na seksie z tobą... – Zabini starał się mówić spokojnie.
Virginia wpatrywała się w chłopaka zaskoczona. Najpierw chciała na niego nakrzyczeć, że nie liczy się z jej potrzebami, ale za chwilę zrozumiała, że zraniłaby go tylko takim postępowaniem. Zabini pocałował ją delikatnie. Wspięła się na palce i oddała mu pocałunek. Doprowadzała ją do szaleństwa świadomość, że on jest tak bardzo podniecony, pragnęła poczuć go w sobie, nawet gdyby miła to opłacić największym bólem. Tylko, że jej też na nim zależało i skoro chciał poczekać na to, aż naprawdę będzie gotowa, to ona również okaże trochę cierpliwości. Poczuła nawet wdzięczność za troskę o jej dobro.
- Ale mogę cię pieścić, prawda? – spytała, gdy już zabrakło jej tchu na pocałunek.
- A tylko spróbowałabyś nie - odpowiedział Blaise, ujął jej pełną pierś w dłoń i zaczął całować.
Ginny nic nie odpowiedziała tylko cicho jęknęła. Zęby Blaise’a delikatnie zacisnęły się na sutku, a jego ręka wsunęła się między jej uda. Dziewczyna wygięła biodra w oczekiwaniu na kolejna pieszczotę, a dłonią sięgnęła po jego erekcję. Nie chciała tylko brać, zamierzała też dawać.
Blaise jęknął głośno i odsunął delikatnie jej dłoń.
- Najpierw ja, kochanie - szepnął jej do ucha. Ukląkł przed nią, całował jej brzuch i delikatnie gładził pośladki Virginii. Dziewczyna zamknęła oczy i zacisnęła piąstki na włosach chłopaka. Krzyknęła, kiedy jego palce delikatnie wślizgnęły się do mokrego wnętrza, a język zaczął drażnić nabrzmiałą łechtaczkę. Miała wrażenie, że za chwilę zemdleje.
Nagle Blaise podniósł głowę i spojrzał w zamglone oczy dziewczyny.
- Weasley, jeśli myślisz, że gdy jutro wrócimy do szkoły, uwolnisz się ode mnie, to się mylisz. Jesteś moja. Jasne? – perfidnie wykorzystał moment, w którym nawet nie była w stanie myśleć o jakimkolwiek droczeniu się bądź kłótni.
- Jasne – w tej chwili odpowiedziałaby w ten sposób nawet na stwierdzenie, że Ślizgoni żądzą, a Gryfoni to ciołki.
- To bardzo dobrze - mruknął Blaise i ponownie wrócił do ciekawej, zajmującej i miłej czynności.
Ginny krzyknęła bardzo głośno, bo spełnienie przyszło zbyt szybko i gwałtownie. Gdyby Blaise nie przytrzymywał jej bioder osunęłaby się na podsadzkę. Chłopak przyciągnął ją do siebie i gwałtownie pocałował wargi dziewczyny. Virginia przywarła do niego, a jej dłonie niecierpliwie pieściły jego umięśnioną klatkę piersiową i brzuch.
- Połóż się, proszę - wyszeptała mu do ucha i leciutko go popchnęła. Blaise był tak podniecony, że pozwalał jej robić ze sobą wszystko. Ginny pochyliła się i zaczęła ssać twardą główkę męskości, doprowadzając swojego kochanka na szczyt uniesień.
Po wszystkim leżeli na zimnych kafelkach, ale im to nie przeszkadzało.
- Jestem twój, malutka – wyszeptał jej do ucha.
Ginny wtuliła się w Blaise’a i rozmyślała o tym, jak poważnie brzmią deklaracje: „jesteś moja”, „jestem twój”. W tym momencie nie liczyło się, czy będą ze sobą na długo, czy kiedyś będą z kimś innym. Teraz byli razem i tylko to się liczyło, nic innego nie miało znaczenia.

***
Hermiona przyglądała się, jak Draco przyrządza śniadanie, jakby gotował dla pułku wojska. Widocznie uznał, że w Nowym Roku wszyscy będą mieli o wiele większe apetyty. Dziewczyna stała przez chwilę na progu kuchni, by wreszcie podjeść do młodego mężczyzny skupiającego całą swą uwagę na zawartości lodówki, a następnie przytulić się do jego nagich pleców.
- Wiesz, Malfoy... Nie sadziłam, że kiedykolwiek spędzę z tobą jakiekolwiek święta... no chyba, że Halloween... przy twoim grobie – zaczęła cicho.
- Oczywiście, to ty byś mnie do tego grobu wpakowała? – zadrwił chłopak.
- Oczywiście... i dalej mam szansę – zgodziła się Hermiona.
- Tak? – zdziwił się.
- Mogę cię wykończyć nadmiarem seksu – stwierdziła panna Granger.
- Prędzej to ja cię wykończę - Draco wiedział lepiej.
- Ty mnie? - zdziwiła się Hermiona.
- Tak, bo jestem silniejszy i lubię być górą. Uwielbiam słuchać, jak jęczysz z rozkoszy – uśmiechnął się radośnie.
- I nawzajem - odpaliła.
- Wiesz? Tylko mnie się to trochę rzadziej zdarza... – powiedział.
- Bo jesteś uparciuch – odrzekła dziewczyna.
- No właśnie - jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.
- I gbur, bo nie pozwalasz się odwdzięczyć! – dodała Hermiona.
- Nie gbur, tylko lubię ci sprawiać przyjemność - zaprzeczył stanowczo.
Położyła dłonie na jego plecach i wspięła się na palce.
- A nie pomyślałeś matołku... - wyszeptała -... że mi sprawia radość dawanie przyjemności tobie.
Odwrócił się plecami do lodówki i wbił w nią uważne spojrzenie, a następnie przechylił głowę. Na moment przestały go interesować produkty żywnościowe, które jeszcze niedawno pochłaniały jego uwagę. Jajka, cebula, czosnek, kiełbasa, cytryna, sos czekoladowy i karmel przestały być teraz ważne.
Hermiona wpatrywała się w szare tęczówki chłopaka. Pogłaskał ją po policzku i czule pocałował.
- Dziś pozwolę ci na wszystko, co zechcesz - usłyszała delikatny szept tuż przy swoim uchu.
- Ja tobie też - odpowiedziała żarliwie i mocno się do niego przytuliła. - Chyba, że wcześniej się otruję tą jajecznicą... – mruknęła pod nosem.
- Och, nie martw się, dla ciebie będzie tradycyjna – zapewnił ją Draco.
- Draco... A ty wiesz, jak się robi tradycyjną jajecznicę? – zakpiła.
- Nie wierzysz w to? – spytał z zainteresowaniem.
- Szczerze powiedziawszy, to niezbyt - mruknęła Hermiona.
- No, wiesz co?! Za to musi cię spotkać kara. Nie wierzyć w umiejętności Draco Malfoya... – wykrzyknął arystokrata.
- Kara? – Hermiona spojrzała na niego zaskoczona.
- Tak! Za karę będziesz musiała zawołać Dzikiego i Wiewiórę na śniadanie.... Ja wolę nie ryzykować – oświadczył Smok.
- Boisz się! – zaśmiała się dziewczyna.
- Wcale nie... Po prostu wiem, że on kobiety nie uderzy... – powiedział szybko chłopak.
- Jasne - Hermiona spojrzała na Dracona tak dziwnie, że poczuł się trochę nieswojo.
- No co? - wzruszył ramionami.
- Nic, pójdę po nich, a ty możesz mi zrobić taką jajecznicę, jak i dla Wiewióry. Chętnie spróbuję smoczej, eksperymentalnej kuchni - uśmiechnęła się łobuzersko, a Draco poczuł się doceniony i radosny jak skowronek. - Dla Zabiniego radziłabym jednak przygotować tradycyjną, on może wykitować, jak zobaczy coś dziwnego.
- On dostanie to, co wszyscy - stanowczo oznajmił Draco. - Co mam się dla niego starać...
- Jak chcesz. Idę na niebezpieczną misję – poinformowała Gryfonka.
- Powodzenia i napisz z frontu! – odpowiedział wesoło Malfoy.
Hermiona roześmiała się i wybiegła z kuchni.

*
Pół godziny później wszyscy biesiadnicy zebrali się w kuchni i cieszyli... ciekawym śniadaniem. Nawet Blaise zjadł wszystko bez mrugnięcia okiem. Oczywiście, oprócz ludzkich stworzeń, były tam też istoty wyższego rzędu, takie jak dwa koty i pies. Przecinek, by nie zostać zauważonym przez te dwa miauczące potwory, schował się pod stołem i tylko od czasu do czasu przypominał o swoim istnieniu. W końcu należało mu podrzucić co smaczniejszy kąsek.
- Kto pozmywa? - spytała niewinnie Hermiona.
- Dracuś robił śniadanko, to nie musi - Ginny okazała wszem i wobec swoje miłosierdzie.
- Tylko nie Dracuś! - żachnął się blondas.
- Okey, Smoczku, sorry - Virginia podskoczyła i cmoknęła go w policzek.
- Kurczysz się, Wiewióra - Blaise złośliwie się uśmiechnął, a Ginny się naburmuszyła.
- A ty nie zmieniaj tematu, Zabini - Hermiona zmarszczyła brwi. - Draco robił śniadanie, a Blaise zmywa, to chyba uczciwy układ, prawda?
- Hej! A wy co będziecie robić? - zapytał Blaise, któremu wcale nie uśmiechało się mycie garnków.
- My nas spakujemy, bo, jakby nie było, jutro musimy wracać do szkoły - mruknęła Hermiona, której po raz pierwszy perspektywa powrotu do Hogwartu niezbyt się spodobała.
- To ja skoczę do domu. W końcu nie zostawię tu Przecinka - powiedział Draco i pogłaskał psa po łbie. – Hermiona, chcesz iść ze mną? Przecież ty też już masz pozwolenie na teleportację.
Dziewczyna przez chwilę się wahała, ale w końcu ciekawość zwyciężyła. Zawsze korciło ją, by zobaczyć, jak mieszka Draco Malfoy.
- A co ja mam robić? - spytała Ginny marszcząc nosek.
- Możesz wycierać naczynia... przydasz się na coś - oznajmił z nadzieją Blaise.
- A co będę z tego miała? - dziewczyna zmarszczyła nos jeszcze bardziej. Brunet już miał powiedzieć, że wszystko, co zechce, ale, jako że był słownym człowiekiem i nie lubił rzucać słów na wiatr, w porę ugryzł się w język.
- Coś wymyślę - oznajmił uśmiechając się słodko. - Nie pożałujesz...
Ginny cmoknęła z niesmakiem, ale skinęła głową na znak zgody.
- A wy nie zdemolujcie starym Smoka sypialni - rzuciła w stronę Hermiony i Dracona z najbardziej niewinnym uśmiechem pod słońcem. Nieświadomie podsunęła Malfoyowi Juniorowi zabójczy pomysł.

***
Hermiona, Draco i bardzo wystraszony Przecinek teleportowali się prosto do salonu w posiadłości Malfoyów
- Heeeeeeeeeeeeej! Jest tu kto? - Draco zawył radośnie, tak, że słychać go było w całym domu.
- Draco, ciszej - Hermiona z zainteresowaniem rozglądała się po salonie utrzymanym w ciepłych barwach.
Nagle, nie wiadomo skąd, pojawił się wiekowy, brodaty czarodziej, który jakby nigdy nic przeszedł przez ścianę.
- Draconie, twoi szanowni rodziciele, mając na względzie swe słabowite zdrowie, udali się na wakacje i wrócą dziś wieczorem. A ty, jak każdy porządny młody człowiek, nie powinieneś tak krzyczeć. Ta młoda dama ma racje. Ucisz się, chłopcze – zganił Smoka duch.
- Herm, chciałem ci przedstawić mojego przodka, Ulryka Malfoya. Jakbyś nie zauważyła, jest duchem. Upierdliwym – rzekł z powagą Draco rzucając rozeźlone spojrzenie duchowi, który „odpłynął” w kierunku przeciwległej ściany.
- Jestem istotą, która przekroczyła już zwykłe ludzkie cielesne bariery i sam jesteś upierdliwy, gówniarzu! – Draco był niemal pewien, że duch pokazał mu zza ściany nieprzyzwoity gest.
Hermiona się roześmiała, a Malfoy pokazał jej język, jednak potem sam też się uśmiechnął.
- Słabowite zdrowie, też mi coś – pokręcił głową z niedowierzaniem. – Chata wolna, Szczotuś, co oznacza, że możemy pofiglować... – ugryzł delikatnie płatek jej ucha i Hermiona się zarumieniła. Bądź co bądź, była jeszcze dosyć niewinna. - Chcesz popływać?
- Że co?! – wyglądała na mocno zaskoczoną.
- Mam na myśli basen, a twoje myśli są kosmate – wyjaśnił spokojnie Malfoy Junior.
- Wcale nie! – rumieniec Hermiony się pogłębił.
- Uwielbiam te zaróżowione policzki – rzekł Draco uśmiechając się do niej łobuzersko.
- ... – Hermiona nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Tunia, jesteś słodka, ale nie rób buzi w ciup i nie marszcz noska, bo mi sprawiasz przykrość. To jak będzie, chcesz się pochlupać? – spytał, a jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.
- A duży chociaż ten basen? – spytała z zaciekawieniem Gryfonka. Bardzo lubiła pływać.
- Sama się przekonasz... Mały na pewno nie jest – odpowiedział Draco.
- Okey, chcę popływać, nawet chętnie – uśmiechnęła się szeroko.
- Madame – Draco zrobił poważną minę i podał jej swoje ramię.
- Merci monsieur – odrzekła kurtuazyjnie i przyjęła ofertę.
Po kilku minutach znaleźli się na basenie. Draco, nie czekając na Hermionę, rozebrał się do naga i skoczył do ciepłej wody.
- No co, mała, cykasz? – spytał, wynurzywszy się
- Wcale nie... mały! – odpowiedziała zadziornie Gryfonka.
- Granger, we mnie nie ma nic małego! – zaznaczył arystokrata.
- Jest.... skromność i powściągliwość - odkrzyknęła dziewczyna i zrzuciła z siebie ubranie. Po chwili była już w samej bieliźnie.
- No co? Nie jestem powściągliwym i skromnym człowiekiem?! – odpowiedział mężczyzna bez cienia skromności.
W akustycznym pomieszczeniu rozległ się perlisty śmiech Hermiony. Chłopak wzruszył ramionami i przyglądał się z zaciekawieniem, jak dziewczyna ściąga z siebie skromne, białe figi i stanik. Po chwili panna Granger nurkowała już w cieplutkiej wodzie basenu.
Trochę baraszkowali w wodzie jak małe dzieci. Bawili się w berka i co chwile słychać było śmiechy i piski. Po pół godzinie wybryków Draco złapał Hermionę i przycisnął ją do ścianki.
- No i co teraz, Granger? Jesteś w mojej mocy... i jeszcze jesteś mi coś winna – powiedział.
- A niby co? – spytała, udając, że nie ma zielono pojęcia, o czym chłopak mówi.
- A nie pamiętasz, co mówiłaś rano? Że zrobisz... WSZYSTKO – przypomniał jej blondyn.
- Pamiętam - Hermiona patrzyła Draconowi w oczy. Czuła jak jego dłoń delikatnie pieści pod wodą jej biodro, brzuch i powoli przesuwa się na piersi.
- No i co z tą obietnicą? - sugestywnie uniósł brew i przechylił głowę. - Nadal aktualna?
Dziewczyna pokiwała nieśmiało głową. Była całkowicie pewna, że pragnie być z Draconem. Bardzo pragnie.
- To zrób coś dla mnie, kochanie, i usiądź na brzegu basenu, dobrze? - pocałował delikatnie płatek jej ucha.
Dziewczyna była trochę zdziwiona życzeniem Dracona, ale bez słowa zrobiła to, o co poprosił. I już po chwili cichutko jęknęła. Draco zaczął ją całować. Lecz nie tak jak dotychczas. Jego usta sunęły w górę jej nóg. Zaczął od kostek, a później wędrował coraz wyżej. Bawił się jej pragnieniem. Powoli dawkował przyjemność. Był niczym prawdziwy wirtuoz rozkoszy.
Położył dłonie na biodrach dziewczyny i delikatnie gładził napiętą skórę, wywołując w jej ciele nowe fale przyjemności. Jego język zataczał teraz drobne kręgi wokół pępka i Hermiona bezwolnie pojękiwała pod wpływem subtelnych pieszczot.
- Tak ci dobrze? - spytał, podnosząc głowę i zaglądając w jej ciemnoorzechowe oczy. Skinęła jedynie, niezdolna nic powiedzieć i spragniona dalszej porcji erotycznej uczty, którą jej zaserwował. Nie wiedziała, że to dopiero przedsmak. Draco zszedł ustami niżej i dotknął jej wilgotnej kobiecości. Hermiona prawie krzyknęła. Przestały ją hamować jakiekolwiek bariery. Chciała więcej i więcej. Chciała jego. Ale nie pomagały żadne prośby czy błagania. Draco był nieugięty. To on o wszystkim decydował, a Hermiona mogła tylko poddać się jego woli.
Szerzej rozchylił nogi dziewczyny, a jego pocałunki stały się bardziej namiętne i gorętsze, zupełnie tak jak odczucia Hermiony. Krzyknęła głośno i całkowicie dała się unieść fali przyjemności, która ogarnęła jej ciało. Malfoy przytrzymał mocno biodra kochanki, nie pozwalając jej na żaden ruch i z rozkoszą smakował jej wnętrze, upajając się gwałtownymi reakcjami dziewczyny.

*
Piętnaście minut później Hermiona leżała w wielkim łożu i patrzyła, jak Draco rozpala w kominku. Sypialnia, w której się znajdowała, była ogromna i należała do rodziców Malfoya. Hermiona nawet dobrze nie pamiętała, jak się tu znalazła. Po kolejnej fali rozkoszy po prostu ujrzała wszechogarniającą ciemność, a kiedy później otworzyła oczy, znajdowała się już w tej komnacie.
Obserwowała go w milczeniu. Był ubrany jedynie w czarny szlafrok. Obejrzał się z niepokojem i uśmiechnął się, widząc, że odzyskała przytomność. Na stoliku obok stała szklanka wody, którą obmył jej twarz.
- Masz, napij się – powiedział, zbliżając szklankę z resztą płynu do jej warg. - Zemdlałaś - szepnął jej do ucha, kiedy łapczywie piła wodę. - Trochę się przestraszyłem.
- Nic się nie stało. Naprawdę. Byłam po prostu.... Boże, Draco coś ty mi zrobił? – spytała spoglądając na niego znad szklanki. Czuła, że na twarzy rozkwitają jej rumieńce.
- Chciałem ci tylko zrobić dobrze. Mam nadzieje, że się udało – wyjaśnił cicho.
- Przecież wiesz ... – powiedziała Hermiona i rozejrzała się po pokoju. - To sypialnia twoich rodziców? Chyba nie powinniśmy... - zapytała
- Oj daj spokój, ich przecież nie ma, a mają największe łóżko w tym domu – przerwał jej łagodnie.
- Ale ja bym chciała zobaczyć twój pokój – zażądała dziewczyna.
Draco jęknął zrozpaczony.
- Jesteś pewna? Moje wyrko nie jest nawet w połowie tak imponujące, chociaż do skromnych nie należy - Malfoy zrobił minę skrzywdzonego Przecinka.
- Jezu, człowieku, nie chcę oglądać twojego łóżka ani się w nim kłaść. Chcę po prostu zobaczyć twój pokój – Gryfonka spojrzała na niego znad szklanki.
- No dobrze, chodź... Tylko poczekaj, musisz w coś się ubrać – Draco dał za wygraną. Następnie podszedł do dużej szafy stojącej w rogu sypialni.
- To nie wziąłeś moich rzeczy z basenu? - spytała zaskoczona, obserwując, jak wyjmuje ciuchy z szafy.
- Nie, kochanie, niosłem ciebie, ciuchy zostały na dole, ale nie przejmuj się... Ubierz koszulę nocną mojej matki i jej szlafrok – podał jej rzeczy.
- No wiesz? A jak coś zniszczę? One są na mnie za duże – Hermiona spojrzała na rzeczy, które trzymał, z obawą. Wyglądały na drogie.
- To chodź nago - warknął Draco.
Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w jego wyciągniętą dłoń, by w końcu wziąć od niego rzeczy.
- Gniewasz się? - spytała nieśmiało, zakładając koszulę nocną.
- Tak, bo chciałem kochać cię i sprawiać ci rozkosz na najfajniejszym wyrku w tym domu, a ty chcesz sobie pooglądać mój pokój... Przepraszam - dodał widząc smutną minę Hermiony.
- Draco, kochanie, ale dla mnie się nie liczy, gdzie to zrobimy, bylebyśmy byli razem – zapewniła go.
Malfoy powoli usiadł na łóżku i dotknął policzka Hermiony.
- Tunia... Przecież do tej pory oponowałaś i ... byłem pewny, że teraz też to zrobisz – powiedział, spoglądając na nią spod grzywki.
- A co jeśli ja chcę się z tobą kochać? – spytała śmiało.
- NAPRAWDĘ?! – wykrzyknął zaskoczony.
- Draco, przecież gdybym tego nie chciała, nie byłoby mnie tutaj. W momencie, gdy padła propozycja, że się tu przeniesiemy, wiedziałam, że do tego dojdzie i nie mam nic przeciwko – wyjaśniła.
- A ja nie wiedziałem, że do tego dojdzie i wcale nie zamierzam cię ani uwodzić, ani do niczego zmuszać. Chciałem ci dać tylko trochę rozkoszy - powiedział łagodnie Draco i ją przytulił.
- Ale ja chcę ci się oddać i naprawdę nieważne, gdzie to zrobimy. Szczerze powiedziawszy, nawet wolę się kochać w pokoju, który jest twój, Draco. Poza tym, chcę zobaczyć jak mieszkasz – dziewczyna spojrzała na niego uważnie i uśmiechnęła się.
- Naprawdę chcesz mi się oddać? - Draco był trochę zaskoczony. W odpowiedzi gorąco go pocałowała i przytuliła się mocniej.
- Naprawdę - odrzekła pewnym głosem.

*
Draco z wielkim oporem zabrał Hermionę do swego królestwa. Była tam zbieranina wielu naprawdę dziwnych rzeczy. Hermionę jednak najbardziej zainteresowała tarcza do lotek. Wydawałaby się zupełnie zwykłą, mugolską tarczą. Zastanowiło ją, dlaczego Draco na jej widok skrzywił się dosyć dziwne i udawał, że w ogóle nie wie, co ona tam robi
- Mugolska zabawka? - zażartowała Hermiona.
- No, nie do końca - niechętnie odpowiedział Draco i spuścił wzrok.
- Aha, zaczarowałeś... No to masz podobne hobby, jak pan Weasley. On zbiera mugolskie rzeczy i na nich eksperymentuje... Miał nawet latający samochód – stwierdziła dziewczyna, uważnie przyglądając się przedmiotowi wiszącemu na drzwiach.
Draco jeszcze miesiąc wcześniej oburzyłby się na takie porówna, ale teraz zareagował zupełnie inaczej.
- Latający wóz?! - krzyknął entuzjastycznie. Jego naprawdę interesowało takie eksperymentowanie i to coraz bardziej. Zastanawiał się, co na to powiedziałby jego stary.
- Tak, ale już nie ma. Zwiał do Zakazanego – poinformowała Gryfonka.
- Aha, już pamiętam, to ta historię z Potterem... – przypomniał sobie, o jakim samochodzie mowa.
- No, dasz pograć? Ciekawe jakiego mam cela - wbiła w niego swoje piękne, orzechowe oczy.
Kurczę - pomyślał chłopak i żołądek mu się na chwilę mocno skurczył.
- Ale wiesz.... – zaczął.
- No, Draco, proszę... Rzucę tylko raz – zaczęła błagać Hermiona.
- Hermi, przecież nie przyszliśmy tu żeby... – zaczął raz jeszcze.
- Oj, Draco, daj się pobawić - powiedziała i wzięła leżące na biurku lotki.
Przymierzyła się i rzuciła jedną. Co prawda nie trafiła w środek, ale bardzo blisko, a efekt i tak był bardzo ciekawy.
Z zaskoczeniem usłyszała swój własny głos mówiący: "Draconie Malfoy, lecę na ciebie."
Popatrzyła na chłopaka ze zdziwieniem i powiedziała:
- Wow, nie wiedziałam, że marzysz o takim tekście z moich ust. No, no... - obrzuciła go znaczącym spojrzeniem. - Dobra, ciekawe, co się stanie, jak trafię w środek tarczy...
- Nic nadzwyczajnego.... - Draco wyglądał na zawstydzonego.
- Nie? - spytała zalotnie. - Ale ja bardzo chciałabym to usłyszeć – na te słowa twarz Malfoya nabrała buraczanego koloru.
- Oj, Hermi, daj spokój... Wtedy jeszcze cię nie lubiłem - pąs na bladych policzkach jeszcze bardziej się pogłębił.
- Lubić to mnie może i nie lubiłeś, ale chciałeś usłyszeć jak mówię, że na ciebie lecę, prawda? – spytała dziewczyna.
- Byłem gówniarzem. To miał być tylko taki żart – wytłumaczył Draco.
- Więc nic się nie stanie jak trafię w środek - to powiedziawszy wzięła lotkę i ponownie rzuciła w stronę tarczy. Tym razem nie spudłowała, a do jej uszu dobiegły słowa: „Draco, jesteś moim panem” wypowiadane głosem Harry`ego.
- O! – powiedziała, udając zaskoczenie - Widzę, że jesteś też ambitny! Chciałbyś, żeby Harry ci służył? - spytała zalotnie i podeszła do Dracona. Bardzo blisko.
- Szczeniacki wybryk - chłopak wzruszył ramionami i odwrócił wzrok, który padł teraz na ładne, spore, pojedyncze łóżko, w tej chwili zawalone mnóstwem czystych podkoszulek, skarpetek i slipek, których nie sprzątnął od... dłuższego czasu. Jego konsternacja pogłębiła się, gdy dojrzał wystający spod materaca róg pisemka dla panów...
O żesz kur*wa - pomyślał mało inteligentnie
Hermiona również zauważyła tą szczególnego rodzaju prasę i spojrzała na Dracona z błyskiem w oku.
- Wiesz, zawsze chciałam zobaczyć, jak wyglądają takie czarodziejskie pisemko – rzekła.
- Ale ja jestem pewien, że cię to nie zainteresuje... Zresztą to nie moje i ja je tylko czytałem.
Na to ostatnie stwierdzenie Hermiona zareagowała śmiechem - mężczyźni byli tak łatwi do przejrzenia.
- No i co się śmiejesz? Takie zabawne, że mój ojciec trzyma takie rzeczy? Co się dziwisz, że sobie wziąłem? - naburmuszył się.
- Chcesz mi wmówić, że to gazetka twojego starszego? Draco, czy ty mnie masz za idiotkę? Nie zauważyłeś, że się przyjaźnię z dwoma facetami i mam przyjaciółkę, która posiada sześciu braci? No już dobrze – dodała zauważywszy, jak bardzo zrzedła mu mina. Draco przeklinał siebie w duchu za brak porządku w pokoju.
- Hej, ja cię za to nie potępiam - powiedziała cicho. - Draco, ja naprawdę nie mam nic przeciwko temu. Każdy z nas musi zaspokoić w sobie tę szczególna ciekawość. Wierzę, że ty to tylko czytałeś – spojrzała na niego uważnie.
- Wyszedłem na kretyna? – spytał zawstydzony.
- Nie bardziej niż zazwyczaj... ale i tak cię lubię... – uśmiechnęła się lekko.
- Tylko lubisz? - zapytał Draco i z niebezpiecznym błyskiem w oku zbliżył się do niej jeszcze bardziej.
- No, może coś więcej... – zgodziła się Hermiona.
- W takim razie może pokażesz mi, o ile więcej... – zaproponował, unosząc brew do góry.
- Jesteś pewien, że tego chcesz, Malfoy? - spytała zalotnie.
- Jestem bardziej niż pewien, Granger - objął ją i gwałtownie pocałował. Gorący pocałunek powoli zamienił się w delikatną, zmysłową pieszczotę.
- W takim razie ci pokażę - szepnęła Hermiona, odrywając usta od jego warg i podchodząc do jego łóżka. Następnie jednym zamaszystym ruchem zwaliła całą garderobę chłopaka na podłogę, pozostawiając wolne posłanie.
- Wow, jestem pod wrażeniem - zadrwił Draco i po chwili wylądował na łóżku, rzucony nań brutalnie przez dziewczynę.
- No i co? - spytała niewinnie, kładąc się na nim.
- To, kochanie - odrzekł on i przewrócił dziewczynę na plecy.
- Hej, to niesprawiedliwe! Jesteś silniejszy! – krzyknęła oburzona.
Draco zaśmiał się i z powrotem przekręcił się tak, że leżała na nim.
- Tak może być? - zapytał z ciepłym uśmiechem i delikatnie zsunął z jej ramion, odpiętą pod szyją, jedwabną koszulę swojego ojca, którą na nią wcześniej zarzucił i w której dziewczyna dosłownie się topiła.
- A wiesz, że to trochę... perwersyjne - powiedziała Hermiona, kiedy Draco całował jej szyję.
- Perwersyjne? - Draco spojrzał na nią zdumiony. Nie za bardzo wiedział, o co jej chodzi.
- Najpierw leżałam nago w łóżku twoich rodziców, teraz ściągasz ze mnie koszulę swojego staruszka , a co będzie, jak oni wrócą do domu? – wyjaśniła, spoglądając na niego rozbawiona.
- To lepiej dla nich, żeby tu nie wchodzili, Tuniu – odpowiedział Draco.
- Skoro tak mówisz... - dziewczyna nie miała ochoty protestować. Miała jedynie ochotę na to, żeby Draco kontynuował to, co zaczął
Chłopak delikatnie gładził odkryte ramię Hermiony. Jego dotyk niemal parzył jej skórę. Jęknęła cichutko pod wpływem tej niewinnej pieszczoty i rozwiązała szlafrok Malfoya. Niecierpliwie całowała jego szyję i klatkę piersiową, a dłoń zsunęła na biodra i brzuch swojego mężczyzny i gładziła ciepłą skórę, doprowadzając chłopaka niemal do szaleństwa.
- Hermiona, proszę, ja tego nie zniosę - wyszeptał, kilka minut później, gdy jej wargi zatrzymały się na rozpalonej skórze podbrzusza.
- Pozwól mi, błagam - podniosła głowę i spojrzała na niego z czułością.
- Dziewczyno, ty mnie wykończysz - jęknął Draco, ale wcale nie oponował.
Był tylko zwykłym mężczyzną, który nie potrafił niczego odmówić kobiecie.
Hermiona zaczęła schodzić ustami coraz niżej. Powoli objęła ustami jego naprężony członek, a Draco jęknął z rozkoszy. Gryfonce podobało się to coraz bardziej. Teraz to ona rządziła, to ona dawała mu przyjemność i to od niej zależało, co będzie się działo dalej.
Z czułością obdarzała go intymnymi pieszczotami. Całowała, gładziła dłońmi jego męskość, by za chwilę znowu ssać delikatnie twardą główkę. Draco jęczał coraz głośniej, a dłonie z całej siły zacisnął na kapie przykrywającej łóżko. Miał wrażenie, że za chwilę umrze z rozkoszy. Nigdy wcześniej nie pieściła go tak żadna dziewczyna; tylko on sam całował tak niemal każdą, z którą się kochał, ponieważ uważał, że kobiety tego potrzebują. Nie miał pojęcia, że można czuć coś tak cudownego, jak czuł w tej chwili.
Nie sądził, że jakakolwiek kobieta będzie chciała obdarzyć go takimi pieszczotami. Ale to nie była jakaś tam dziewczyna. To była Hermiona Jane Granger. Jego Szczotunia. W pewnym momencie poczuł, że dłużej tego już nie wytrzyma. Jeszcze chwila i wszystkie jego plany na dzisiejszy dzień wezmą w łeb.
- Hermi...
- Ja tego chcę - dziewczyna nie dała mu dokończyć i na powrót wróciła do przerwanych pieszczot.
Draco nie mógł już dłużej tłumić swoich reakcji w żaden sposób. Szlochał i krzyczał z rozkoszy, sprawiając Hermionie jeszcze większą radość z dawania mu przyjemności. Spełnienie, które przeżył, było nieporównywalne z niczym innym w jego krótkim, nastoletnim życiu. Zupełnie się nie kontrolował i czuł zawstydzenie, że pozwolił Hermionie doprowadzić się tak daleko. Do samego końca
Dziewczyna połknęła spermę, krzywiąc się lekko z powodu niezbyt przyjemnego smaku, ale to jej nie przeszkadzało. Najważniejsze, że dała mu tak wspaniałą rozkosz. Hermiona podciągnęła się do góry i położyła przy Draconie całując go delikatnie w policzek. Chłopak przyciągnął ją do siebie i mocno objął. Chciał jej podziękować za to, co zrobiła, ale nie wiedział co powiedzieć. W jakie słowa ubrać to, co czuje.
- Dziękuję - wyszeptał wreszcie i pocałował ją w czubek głowy.
Hermiona uśmiechnęła się delikatnie i jeszcze mocniej się w niego wtuliła.
- Jesteś kochany - wyszeptała po kilku chwilach, podczas gdy Draco pieścił delikatnie jej kark i plecy.
Była spragniona jego bliskości i bardzo pobudzona, dlatego każde dotknięcie rozpalało ją jeszcze bardziej, ale jednocześnie łagodziło jej napięcie.
- Skoro ja jestem kochany, to co mam powiedzieć o tobie, skarbie? - zapytał. - Jesteś najsłodszą istotą jaką znam.
Hermiona zaśmiała się głośno i przekręciła się tak, że teraz leżała na boku. Przez przypadek ruszyła nogą i uśmiechnęła się bardzo kobieco.
- Czyżbyś powracał do życia, czy po prostu cieszysz się, że jestem z tobą? – spytała.
- Cicho, kobieto. On jest bardzo nieśmiały i jeszcze się przestraszy – uciszył ją Draco.
- Och, czyli Blaise miał racje; jaki pan, taki kram – stwierdziła przekornie Hermiona.
- Nie bluźnij. On jest naprawdę nieśmiały i wstydliwy, najlepiej będzie, jak sama się nim zaopiekujesz. Może go gdzieś schowamy? – zaproponował.
- Malfoy, śmiesz twierdzić, że jest w tobie cokolwiek nieśmiałego i wstydliwego? - Hermiona roześmiała się radośnie. - Ale tupet!
- Panno Granger... - warknął zirytowany jej zachowaniem Draco -... jeżeli się pani natychmiast nie uspokoi, ukażę panią za niesubordynację!
- Ciekawe jak? - dziewczyna nie wyglądała ani na skonsternowaną, ani na przestraszoną.
- Tak - szepnął jej do ucha chłopak i przeturlał się na nią. Hermiona krzyknęła cicho z zaskoczenia, a za chwilę leżała przygnieciona do łóżka twardym, gorącym ciałem kochanka i oddawała jego namiętne, słodko - gorzkie pocałunki.
Draco zerwał z niej jedwabny przyodziewek i rzucił w kąt. Nieistotne, że oderwał kilka guzików, bo zupełnie inne rzeczy pochłaniały jego uwagę.
Z zachwytem patrzył na nagie ciało panny Granger. Było piękne. Ona cała była piękna. Zaczął całować jej twarz, a jego dłoń wślizgnęła się pomiędzy jej uda. Chciał ją przygotować do tego, co miało nastąpić. Nie chciał jej sprawiać niepotrzebnego cierpienia. Chciał, aby jej było jak najprzyjemniej, żeby krzyczała z rozkoszy, tego właśnie pragnął. Gdyby mógł, przychyliłby jej nieba. Za sam fakt, że istniała i że z nim była.
Delikatnie całował szyję dziewczyny, jej ramiona, piersi i brzuch. Jego dłoń błądziła po udach i biodrach Hermiony, co jakiś czas delikatnie muskając gorącą i wilgotną kobiecość. Dziewczyna jęczała cichutko.
- Miona... - szepnął nagle cichutko, podnosząc głowę - ... Na pewno tego chcesz?
Przytaknęła żarliwie.
- Ale wiesz, że będzie... bolało - popatrzył na nią z troską.
- To nic - uśmiechnęła się delikatnie. - Ja bardzo ciebie pragnę.
Pocałował delikatnie jej brzuch i zszedł wargami niżej, by lizać cipkę dziewczyny. Krzyknęła z rozkoszy i wygięła się w łuk. Zmysłowe pieszczoty sprawiły, że bardzo szybko osiągnęła spełnienie.
- Draco, błagam cię, chcę cię poczuć w sobie - szepnęła cichutko przez łzy.
Draco podciągnął się na rękach i uważnie przyjrzał się twarzy Hermiony. Miał nadzieję, że po wszystkim nie będzie tego żałowała. On na pewno nie będzie żałował. I nie chodziło o to, że była jego pierwszą dziewicą, ale o to, że to była sobą. Bardzo powoli i ostrożnie posiadł dziewczynę, ale Szczotunia chciała inaczej. Objęła go nogami i wygięła biodra ku przodowi, a on po prostu nie mógł się powstrzymać.
Hermiona cicho krzyknęła, bo mimo wszystko poczuła ból, a Draco natychmiast stał się na powrót delikatny.
- Przepraszam kochanie - wyszeptał, poruszając się w niej powolutku.
- Nie szkodzi - w odpowiedzi uśmiechnęła się do niego blado. - Nie chcę, żebyś się powstrzymywał.
- Cii... - jego wargi przywarły do szyi dziewczyny. - Nie chcę ci sprawiać niepotrzebnego cierpienie. Zaraz będzie dobrze, Tunia.
I rzeczywiście miał rację. Był tak delikatny, łagodny i tak długo pieścił wargami jej szyję i ramiona, aż dziewczyna zaczęła odczuwać przyjemność, a ból powoli zaczął mijać. Wyjęczała imię kochanka i zacisnęła mocniej uda na jego biodrach.
W momencie spełnienia Draco pocałował Hermionę w usta, a ona jeszcze mocniej przywarła do jego ciała. Po wszystkim leżeli wtuleni w siebie, wsłuchując się w swoje zmęczone oddechy.
- Przepraszam... nie chciałem, żeby cię bolało – szepnął.
- Głuptasie, to zawsze boli – odpowiedziała cicho.
- Wiem, ale nie chciałem – Draco przeprosił ją raz jeszcze.
- Draco... - Hermiona delikatnie pogłaskała jego policzek - ... Wiem, że nie chciałeś i chciałam ci podziękować, że... chciałam ci podziękować za wszystko i powiedzieć, że mi na tobie zależy.
- Mi na tobie też, kochanie - Draco uśmiechnął się do niej czule i delikatnie cmoknął ją w nos.
- Masz śliczne piegi na nosie - dodał łagodnie.
Hermiona się lekko skrzywiła i odwróciła wzrok.
- Nie lubię ich - powiedziała niepewnie. - Nie przypominaj, że je mam.
- Ale one są cudne - chłopak mocno ucałował jej usta. - Dodają ci tylko uroku, Miona.
- Dziękuję - szepnęła cichutko i jeszcze bardzie wtuliła się w jego ciało.
Po kilku minutach zasnęli, a obudziło ich dopiero czyjeś znaczące chrząkniecie.

*
Draco bardzo niechętnie otworzył oczy i zobaczył, że koło łóżka stoi jego ojciec. Lucjusz w rękach trzymał ubrania Hermiony, których Draco nie wziął z basenu.
- Co ty tu robisz? – spytał chłopak i jednocześnie podciągnął kołdrę, by przykryć Hermionę.
- Mieszkam – odpowiedział spokojnie Malfoy Senior.
- Ale miało cię nie być – warknął jego syn.
- Jest osiemnasta...Właśnie wróciliśmy z twoją matką z urlopu – wyjaśnił nadal spokojnie mężczyzna.
- Draco - szepnęła Hermiona przez sen i przytuliła się do chłopaka, przy okazji odkrywając swoje zgrabne nóżki. Malfoy Junior z troską objął dziewczynę i ponownie przykrył kołdrą, a następnie spojrzał z wyrzutem na ojca. Lucjusz wymownie uniósł brew i złożył dłonie na piersiach.
- No co? To mój pokój - oświadczył szeptem Draco i wzruszył ramionami.
- No coś ty? - mężczyzna nadal wpatrywał się wymownie w swojego jedynaka.
- Cii, Mionka śpi, nie gadaj - chłopak obronnym gestem przygarnął bezbronną i pogrążoną we śnie kochankę.
- Oczywiście, jakżebym śmiał ją budzić. Sam to zrobisz, za pół godziny oczekuje was w salonie. A, przy okazji, wracacie jeszcze do Zabinich? – spytał a w jego głosie zabrzęczały złośliwe nutki.
- Tak - wyszeptał Draco - Tam są wszystkie nasze rzeczy, poza tym jutro musimy być w szkole.
- Oczywiście... a właśnie... Draconie... Czy to może moja jedwabna koszula leży podarta na podłodze? – spytał jego ojciec z zainteresowaniem.
- Eeee, no... - Draco w swojej elokwencji pobił Pottera. - No bo właśnie to się tak niechcący stało i... - Biedak szukał gorączkowo odpowiednich słów, a Lucjusz widząc, jak syn się męczy, podniósł koszulę z podłogi i wymruczał zaklęcie naprawiające.
- Dobra, już nic nie mów. Aż mi się żal robi, gdy patrzę na te... dziewicze rumieńce u mojego pierworodnego - mężczyzna specjalnie zawiesił głos przed słowem "dziewicze", by móc z radością obserwować, jak Draco rumieni się jeszcze bardziej.
Kiedy tylko pan Malfoy wycofał się z pokoju syna, jego jedyna latorośl zaczęła delikatnie wybudzać swą towarzyszkę.
- Hermi... kochanie obudź się...
- Jeszcze chwilkę... – mruknęła przez sen dziewczyna.
- Hermi... Moi rodzice wrócili i oczekują nas za piętnaście minut... – Draco nie dał za wygraną.
- To fajnie...CO?! JAK TO WRÓCILI?! ONI NIE MLI PRAWA WRÓCIĆ! CO ONI SOBIE O MNIE POMYŚLĄ!!! – wykrzyknęła siadając gwałtownie na łóżku.
- Skarbie, nie krzycz... - położył delikatnie palec na jej ustach. - Nie krzycz, bo na pewno nas usłyszą mimo zaklęć wyciszających do mojego pokoju. Drzwi są uchylone. Poza tym wystraszysz Przecinka, biedak nie znosi hałasu – uciszył ją, a Przecinek, jak na komendę wsunął łeb zza drzwi i zaskomlał.
- Boże, ale obciach - Hermiona nie mogła przeżyć wcześniejszego powrotu rodziców swojego chłopaka; przynajmniej taka miała nadzieję, że to jej naprawdę jej chłopak. W odpowiedzi na swoje obawy otrzymała ognistego buziaka godnego prawdziwego Smoka.
- Draco, no co ty... – zdziwiła się.
- Nic, moi rodzice pewnie będą bardzo zadowoleni – odpowiedział chłopak.
- Jasne... już to widzę- zadrwiła panna Granger wstając z łóżka.
- Jesteś pierwszą dziewczyną, która przyprowadziłem do domu i nie zamierzam tak łatwo wypuścić – oznajmił po prostu i wzruszył ramionami.
Hermiona zarumieniła się lekko, ale wyglądała na rozradowaną.
- Naprawdę? – spytała, patrząc w szare, teraz pełne przekory i zarazem czułości oczy.
- Mhm - lakonicznie odrzekł Smok.
- A w co ja się... O! Widzę, że przyniosłeś z basenu nasze ciuchy - Hermiona chwyciła swoją bieliznę i zaczęła naciągać figi na pupę.
- Tak naprawdę nie ja je przyniosłem, tylko mój stary, Tuniu - bardzo cicho i bardzo niepewnie wyprowadził ją z błędu Draco.
Hermionę zamurowało. Przez chwilę stała nieruchomo i wpatrywała się w Dracona zaszokowana.
- Możesz to powtórzyć? – poprosiła powoli.
- Mój ojciec – powtórzył jeszcze ciszej chłopak.
- Nie - jęknęła dziewczyna i usiadła na podłodze. - To jakiś koszmar!
- Tunia, nie będzie tak źle, on... – Draco starał się uspokoić dziewczynę.
- Nie tuniuj mi tutaj! – przerwała mu Hermiona.
- Mionka, skarbie - Draco wciągnął bokserki i usiadł obok niej "na parterze". - Tylko się nie rozklejaj...
- Nie zamierzam - buńczucznie odrzekło dziewczę, chociaż w jej oczach pojawiły się łzy.
Chłopak mocno ją przytulił i zmierzwił krótkie włosy "Tuni".
- Nic się nie stało... Wiesz, skoro chcą z tobą i ze mną zjeść kolację, to raczej nie mają nic przeciwko tobie - dodał i mocno ją pocałował. - A nawet gdyby mieli, to troll na nich pluł, kochanie.
Hermiona, widząc, że Draco mówi to wszystko poważnie, uśmiechnęła się do niego i ubrała do końca. Następnie wraz z młodym Malfoyem zeszła do salonu, gdzie mieli stawić czoło jego rodzicom. Hermiona bardzo obawiała się tego spotkania. W końcu, jakby nie było, ona była dzieckiem mugoli, a oni czarodziejami czystej krwi o dość konserwatywnych poglądach.
- Dobry wieczór - bąknęła niepewnie i uśmiechnęła się, mając nadzieję, że uśmiech był promienny.
- Cześć, mamo - Draco wyszczerzył się trochę sztucznie, co jego rodzicielka skwitowała zmarszczeniem brwi i pełnym dezaprobaty strzepnięciem nieistniejącego pyłka z długiej, łososiowej sukni, w którą przebrała się do kolacji.
- Witajcie - oświadczył oficjalnie pan Malfoy i wskazał im miejsca przy obficie zastawionym stole. Para, patrząc na te wszystkie potrawy, zdała sobie sprawę, jak bardzo jest głodna. Hermiona przy okazji miała dodatkowy problem, a mianowicie: czym co się je...
Niepewnie spojrzała się na Dracona, mając nadzieję, że ten dyskretnie pokaże jej co, jak i do czego, ale on nie zdążył tego zrobić. Do jadalni wpadł zadowolony z życia Przecinek. Ledwo przekroczył próg pomieszczenia i stanął jak wryty. Zrobił natychmiastowy odwrót i uciekł jak niepyszny z jadalni. Draco spojrzał zdziwiony za swym psem, gdy nagle dobiegł go chłodny, wręcz lodowaty głos jego matki.
- To coś zniszczyło moją suknię od Armaniego... – oznajmiła kobieta.
- Rany, mamo... uszyją ci nową – zirytował się chłopak.
- Draco - Hermiona jęknęła nad niewyobrażalną ignorancją blondyna - Armani nie jest jakimś tam zwykłym krawcem. Wiesz, jak trudno o jego kreacje?
- Merlinie! Kobiety! - Draco złapał się teatralnie za głowę. – Armanii, Dupanii, czy inny Posrani, a co to za różnica?! Kieckę można było naprawić zaklęciem mamo, a nie psa będziesz mi doprowadzała do stanu przedzawałowego, bo się zwierzak najnormalniej w świecie zabawił - chłopak nie mógł znieść krzywdy swojego podopiecznego jawnie wołającej o pomstę do nieba,.
- Twoja mamusia uważa, że naprawiona suknia od Armaniego to, cytuję już nie ten sam szyk i elegancja, co przed zniszczeniem... Nieważne, że wygląda tak samo - Lucjusz rozłożył ręce i zrobił minę niewiniątka.
- Lu, mógłbyś nie okazywać jawnie swojej ignorancji i nie przekazywać jej Draconowi? Dziękuję. A ty, moja droga - tu Narcyza bardzo krytycznie, lecz z uznaniem spojrzała na Hermionę. – Widać, że masz gust, choć prawdę powiedziawszy na taką nie wyglądasz. Po kolacji pomożesz mi wybrać z katalogu suknię odpowiednią na charytatywny bal karnawałowy, który odbędzie się za miesiąc w Ministerstwie – zakończyła nieco cieplej.
Lucjusz i Draco popatrzyli na siebie porozumiewawczo, a ich wzrok mówił jedno : "Kobiety!".
Hermiona poczuła się troszeczkę pewniej po tym, co usłyszała z ust Narcyzy Malfoy, chociaż nie do końca. Siadając przy stole, rzuciła chłopakowi błagalne spojrzenie i gdy dwoje gospodarzy zwróciło się do siebie, by cichutko zamienić ze sobą parę słów, szepnęła desperacko.
- Draco, ja wiem tylko który widelczyk jest do ciasta, a która łyżeczka do kawy. Zielonego pojęcia nie mam o tym, jak jeść te pieprzone krewetki....
- Spokojnie. Po pierwsze: jest dużo potraw, a na kolację człowiek się nie objada. Nie musisz wszystkiego próbować. Grzeczność wymaga, żebyś skosztowała chociaż trzech potraw, w tym coś słodkiego. Podpowiadaj, co chcesz jeść, a ja dyskretnie będę ci wskazywał odpowiedni sztuciec, to bajecznie proste... jak już raz przejdziesz taką edukację - wyszeptał jej konspiracyjnie do ucha i cmoknął ją delikatnie, ściskając pod stołem dłoń dziewczyny. Hermiona mogła sobie pozwolić na ciche westchnienie ulgi.

- Ciekawe, jak ona sobie poradzi? Wiesz, zwykli ludzie nie jedzą tak, jak my... – Lucjusz szepnął, ze złośliwym błyskiem w oku, do żony.
- Zobaczymy, najwyżej sobie nie poradzi.... - Narcyza nie zamierzała przejmować się tym, czy nowa dziewczyna jej synka będzie wiedziała, który widelczyk do czego. Nadal myślała o zniszczonej sukni.
- Właściwie to niezły sprawdzian dla Dracona... Powinien jej pomóc tak, żebyśmy nic nie zauważyli, ciekawe czy sobie da radę - Lucjusz uniósł zalotnie brew i popatrzył na żonę niemal czule. – Słuchaj, Nari... - szepnął - ... to nie jego wina, że pies lubi się bawić, ani wina psa, że jeszcze ma szczeniackie zapędy. Kupię ci na to miejsce nawet trzy suknie, dobrze?
Kobieta popatrzyła na niego nieco łaskawiej:
- Tu chodzi o to, że ja lubiłam tą suknię, ale dziękuję za dobre chęci. A Draco? No cóż, zobaczymy, na jakiego dżentelmena tatuś go wychował - zdobyła się nawet na to, żeby mrugnąć do Lucjusza.
- Suknię ci naprawie, a Draco na pewno nie nawali - Lucjusz wypiął dumnie pierś i Narcyza lekko się uśmiechnęła.
Najwidoczniej Lucjusz potrafił jako tako wychować syna, gdyż Draco bez najmniejszych trudności podpowiadał Hermionie. Kolacja minęła w dość miłej spokojnej atmosferze. A po kolacji panie przeszły do bawialni Narcyzy i tam pogłębiły swą znajomość. Kiedy przeglądały trzeci katalog były już w bardzo dobrej komitywie, a Narcyza w cichości ducha stwierdziła, że dzięki Merlinowi jej syn ma gust równie dobry, co jego ojciec. W końcu, jakby nie było, Lucjusz wybrał ją, a to musiało o czymś świadczyć.

*
- A jaka ona jest w łóżku? - bardzo cicho zapytał Lucjusz, gdy był pewien, że ani żona, ani potencjalna synowa go nie usłyszą.
Obydwaj z Draconem siedzieli w jadalni i towarzyszył im Przecinek, który bardzo chciał się załapać na resztki z kolacji. Skubaniec, zawsze widział, kiedy pani wyjdzie, i wtedy przychodził na żebry do pana.
W odpowiedzi na wielce dyskretne pytanie rodziciela Draco jedynie się zarumienił i bąknął:
- No wiesz co?
- Nic, chciałem tylko wiedzieć, czy jest tak... niepraktyczna jak jej fryzura - Lucjusz nie mógł sobie darować. Uwielbiał wprowadzać syna w zakłopotanie.
- Jej fryzura wcale nie jest niepraktyczna! Jest ładna... – oburzył się jego syn.
Lucjusz tylko się uśmiechnął i rzucił w stronę Przecinka plasterek wędliny.
- A poza tym, jak ty byś się czuł, gdyby dziadek pytał cię o to, jaka mama jest w łóżku? – spytał poirytowany Draco.
Lucjusz, który już miał poczęstować psa następnym smakołykiem, zamarł i spojrzał na syna. Wydawało mu się, że słyszy właśnie sam siebie sprzed wielu lat. Bo kiedyś pan Lucjusz Malfoy znalazł się dokładnie w takiej samej sytuacji, a jego ojciec zadał mu bardzo podobne pytanie na temat Narcyzy i otrzymał taką odpowiedź, jaką przed chwilą otrzymał on sam.
- Ekhem... No, chyba tak samo. A w ogóle, co ty wiesz o życiu? Pogadamy, jak będziesz miał własne dzieci – rzekł i rzucił dobermanowi następny kawałek mięsa.
- No właśnie, tak samo! - Draco był lekko zły na ojca i nie zamierzał wysłuchiwać niczego o własnych dzieciach i tym podobnych „pierdołach”, jak to określił w duchu.
- Dobrze, uspokój się. Byłem niedyskretny, bywa. Jeżeli to dla ciebie traumatyczne przeżycie, to nie musisz... - mężczyzna nie dokończył.
- Tobie naprawdę sprawia przyjemność robienie mi przykrości, tak? Jak możesz w ten sposób żartować?! - Malfoy Junior wybuchł jak wulkan i jego ojciec ze zdziwienia zamilkł jak zrażony piorunem. On tylko niewinnie żartował.
- To, co przeżyliśmy było piękne, a ty to sprowadzasz do jakichś umiejętności sportowych i jeszcze się nabijasz! Możesz sobie mówić, co chcesz, ale zejdź z Hermiony, bo jest najwspanialszą dziewczyną, jaką znam i mogę ci za nią przyłożyć! - chłopak był po prostu wściekły. – Nie zachowujesz się jak ojciec. Kochający ojciec zachowałby się zupełnie inaczej - dodał z żalem na koniec swojej przemowy.
Lucjusz poczuł się podle. Spuścił wzrok i wbił spojrzenie w dębową podłogę.
- Przepraszam - wyszeptał. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że skrzywdził swojego syna. - Masz rację, zachowuję się jak jakiś niewychowany Gryfon. Na Slytherina, jaki ty jesteś do mnie podobny – wyszeptał podnosząc wzrok.
Draco ze zdziwieniem spojrzał na swego ojca.
- Nie patrz się tak, ja bym zachowywał się identycznie, gdyby ktoś próbował urazić twoją matkę. Zresztą dalej się tak zachowuję. Ja po prostu bardzo kocham tę kobietę – rzekł Lucjusz.
- Aha... To czemu się kłócicie? - spytał Draco i usiadł obok ojca.
- Bo jeżeli żyje się pod jednym dachem, to inaczej nie da rady. Kłótnie nawet są potrzebne. Trzeba mówić sobie nawet przykre rzeczy i starać się rozwiązywać problemy wspólnie, ale mieszkając razem nie da się uniknąć konfliktów. Każdy z nas jest inny i każdy ma swoje potrzeby i swoje racje... – wyjaśnił spokojnie Malfoy Senior.
- Rozumiem, ale wy jesteście wobec siebie też często chłodni i oficjalni i... – zaczął młodzieniec.
- Bo tak nas wychowano, bo jesteśmy ludźmi z wyższych sfer - przerwał synowi pan Malfoy. - Ale to nie znaczy, że się nie kochamy i że jesteśmy wobec siebie oziębli.
- A ja uważam, że należy okazywać czułość jak najczęściej, nawet przy ludziach! - zapalił się chłopak.
- A to ciekawe - Lucjusz uśmiechnął się szeroko. - Mój syn mówi o czułości. Matko, Draco ale wpadłeś. Zupełnie jak ja przed laty.
Chłopak już chciał zaprzeczyć, że wcale nie wpadł, że ojciec sobie coś ubzdurał, ale zamiast tego uśmiechnął się radośnie, bo do jadalnie wróciły obie panie. Draco i Hermiona zaczęli zbierać się po chwili do wyjścia, w końcu jutro trzeba było wracać do szkoły. Nie wiedzieli tylko, że gdy wrócą do rezydencji Zabinich, zastaną tam nie tylko Blaise’a i Gin.

***


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 29.06.2005 19:53
Post #103 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



***
Kiedy tylko Draco, Hermiona i Przecinek teleportowali się do rezydencji Malfoyów, Ginny poszła do sypialni, by spakować rzeczy swoje i przyjaciółki. W momencie, gdy zaczęła wyciągać swoje szaty z szafy Blaise’a, ten pojawił się w pokoju i z dziwnym błyskiem w oku zamknął drzwi.
- Draco i Hermi wrócą pewnie późnym wieczorem, a ty jesteś mi coś winna za eliksir. Pamiętasz? – zaczął.
- Ja muszę spakować swoje rzeczy... I Hermiony też, a z tego co wiem, to ty swoje łachy i łachy Malfoya również, nie sądzisz? Później nam się nie będzie chciało - Ginny zarumieniła się lekko, ale odpowiedziała tak, jak rozum jej podpowiadał.
Uklękła przy kufrze i układała w nim dwie szaty szkolne, oraz dwie pary spodni dżinsowych. Spódniczki od mundurków zostawiła w szkole.
- Mi się nie chce teraz - wymruczał Blaise, klękając za nią i obejmując jej szczupłe biodra udami. - Mam ochotę na coś zupełnie innego.
Virginia poczuła gorący oddech chłopaka na karku i westchnęła cicho, lecz nadal starała się zachować zdrowy rozsądek.
- Weź, Dziki, bądź raz cywilizowanym chłopcem... Jak się teraz spakujemy będziemy mieli to z głowy – powiedziała wkładając do kufra bluzki.
- Mhm... - odrzekł Zabini i polizał płatek jej ucha. - Wiem... - objął dziewczynę i mocno do siebie przytulił. - I wiem, że można to zrobić dużo szybciej, rzucając zaklęcie - Virginia topiła się w jego ramionach jak wosk. Zacisnęła palce na kolanach chłopaka i przywarła plecami do jego klatki piersiowej.
- Ale czy ty myślisz zawsze tylko o jednym? - zapytała niepewnie, przymykając z rozkoszy oczy, bo Blaise delikatnie całował jej kark.
- Ja po prostu za tobą szaleję. A wiem, że w szkole nie będziemy sobie mogli pozwolić zbyt często na bliskość fizyczną, Ginny. Ale jeżeli nie chcesz i ci to przeszkadza, to przestanę, kochanie - ostatnie słowa powiedział bardzo cicho i łagodnie. Odsunął się trochę i położył dłonie na barkach dziewczyny, by delikatnie je masować.
- Wiesz doskonale, że mi to nie przeszkadza. Jesteś podły, kusisz tylko biednego człowieka – odpowiedziała Ginny.
- Bardzo przepraszam, ale to nie ja chodzę w krótkich spódniczkach i obcisłych spodniach. To ty mnie kusisz – stwierdził Zabini z uśmiechem.
- Blaise - Ginny spojrzała na niego niepewnie przez ramię - Wiesz, że jak mój brat się dowie o..
- Jak twój brat się dowie o nas, to będzie chciał mnie uszkodzić. Więc oboje będziemy musieli coś z tym zrobić. A teraz nie zawracaj mi głowy takimi głupotami. Kobieto, mnie tu czeka życiowe zadanie – przerwał jej łagodnie.
- Ta? A jakie? – spytała Ginny, choć doskonale wiedziała, jaką usłyszy odpowiedź.
- Dobrać się do malej wiewióreczki – oznajmił radośnie brunet.
- Zoofil- skwitowała dziewczyna.
- Wcale nie... W końcu mam ksywę Dziki, jak zwierz, to co ze mnie za zoofil? Biorę się za swoich – zripostował grzecznie.
Virginia cicho się roześmiała, a Blaise warknął - w jego przekonaniu groźnie, i ugryzł ją w ucho, a następnie w kark. Zrobił to na tyle delikatnie, żeby dziewczynę przeszyły przyjemne dreszcze. Odwróciła się przodem do Zabiniego i oplotła nogami jego biodra. Miała na sobie krótką, czarną spódniczkę i chłopak wsunął pod nią dłoń, by pieścić pośladki swojej "wiewióreczki." Przywarła do niego mocniej i obydwoje jęknęli z ogarniającego ich ciała pożądania.
- Twój mały przyjaciel potrzebuje chyba opieki - wyszeptała ochryple Virginia, ocierając się o twardą męskość Blaise'a. - Mogłabym go gdzieś przechować i dać mu troszeczkę przyjemności - kusiła zmysłową chrypką.
- Ty diablico – Blaise, mimo narastającego podniecenia, nie mógł się nie zaśmiać. - Nie dam się tak łatwo przerobić... Nie zabiorę ci niewinności, dopóki nie skończysz szkoły, nie chcę inaczej...
- No wiesz?! - oburzyło się rudowłose dziewczę.
- Cii... - przytulił ją mocno i pocałował w policzek. - Chcę poczekać, aż będziesz naprawdę gotowa.
- Ale do tej pory ja mogę ci się znudzić... - powiedziała żałośnie - a nie chcę tego robić po raz pierwszy z nikim innym, bo jesteś dla mnie... - zawahała się na chwilę - ...bardzo ważny, Blaise...
Chłopak spoważniał i spojrzał jej uważnie w oczy.
- Gin, malutka, znudzić to się może zabawka - powiedział z lekkim wyrzutem. - A ja nie traktuję cię jak zabawki i nigdy nie wolno ci w ten sposób myśleć... Traktuję ciebie, nie, nas, bardzo poważnie.Poważnie... Rozumiesz?
Patrzyła przez dłuższą chwilę w jego szmaragdowe oczy, które były teraz pełne nie tylko namiętności, ale także ciepła, czułości i powagi. W końcu skinęła głową. Zrozumiała, że jej prośby na nic się zdadzą, bo on po prostu wie, co mówi. Nie pozostało jej nic innego jak mocno go ucałować i mieć nadzieję, że następnym razem da się namówić.
- No, a teraz mała wiewiórka będzie grzecznie czekała na to, co duży zły dziki zwierz jej zrobi – oświadczył Blaise.
- I mała wiewiórka nie ma szans na ucieczkę? - zapytała Giny jednocześnie rozpinając mu koszulę.
- Oczywiście, że nie, bo duży dziki zwierz... – chłopak się zaśmiał, widząc w oczach Virginii coś całkowicie sprzecznego z lękiem i chęcią ucieczki.
- Blaise! Jest tu kto?! Wróciliśmy! - dał się słyszeć z dołu radosny głos Anny Zabini.
- Kur*wa - bardzo cicho i żałośnie pisnął dziki, zły zwierz w postaci Blaise'a, a mała bezbronna wiewióreczka Ginny, w tym samym czasie, wrzasnęła na całe gardło:
- AAA!!! - i zaczęła się pospiesznie poprawiać.
- Cicho, wariatko - chłopak zakrył jej usta dłońmi.
- Blaise, co ty wyprawiasz? - matka dotarła do pokoju syna i otworzyła drzwi. Ponieważ Virginia nie zdążyła się odsunąć, a Blaise nie zdążył zapiąć koszuli, zastał ją ciekawy widok.
Zaskoczona uniosła brwi i powiedziała:
- A, to przepraszam. Tylko jej nie bij, dziewczyny nie zawsze to lubią - po czym wyszła zamykając drzwi i kryjąc uśmiech.
- Co tam się dzieje, kochanie?! - dał się słyszeć grzmiący głos pana Zabini
- Absolutnie nic, skarbie! - odkrzyknęła pani Zabini. - Koleżanka Blaise'a uderzyła się w kolano! - skłamała gładko.
- Bić? - Ginny spojrzała się na zarumienionego bruneta.
- E.... nieważne - odpowiedział Blaise i spojrzał na drzwi, za którymi zniknęła jego matka, z nienawiścią. - Lepiej zejdźmy, zanim pojawi się tu reszta rodziny.
- Wiesz, jakoś nie mam ochoty – powiedziała Ginny. - Blaise... musimy przenieść moje rzeczy do dawnej sypialni... Hermiony też. – dodała.
- Okey, musimy i zaraz się to zrobi...
- A co to za reszta rodziny? - zainteresowała się nagle "wiewióreczka".
- Nieistotne - uciął Blaise, myśląc ze złością o swoim cholernie przystojnym, starszym sześć lata braciszku, Steelu.
Warknięcie chłopaka i niebezpieczny błysk w jego oczach, zachęciły tylko Ginny do dalszej inwigilacji.
- No nie bądź taki, powiedz.... - przymilała się, próbując zamknąć pełny kufer, w którym załadowała ciuchy byle jak, wyuczonym zaklęciem pakującym.
- Nie! - warknął Blaise i pomógł Ginny zamknąć kufer, a następnie zaprowadził ją na dół.
Przy schodach, jak na złość, stała starsza latorośl państwa Zabinich i ze złośliwym uśmiechem wpatrywała się w swego brata.
- Nie mogę, Blaise, ktoś tak piękny się tobą zainteresował. Przyznaj się, co na nią rzuciłeś? – zadrwił chłopak.
- Odwal się - Blaise popisał się Malfoyowską kulturą i próbował wyminąć swój dziecięcy koszmar.
- Nic na mnie nie rzucił - żachnęła się Virginia. – I nie jestem łatwa.... – dodała dla pewności, dumnie się prostując. - A ty to kto? - przyjrzała mu się z nieskrywanym zainteresowaniem, co wywołało zgrzytnięcie zębów Blaise’a. A miał powód do zgrzytu.
Straszy brat był do niego bardzo podobny, bo obaj wdali się w tatę, z tym, że Steel miał bardzo długie włosy spięte luźno na karku w koński ogon oraz czarne jak węgiel, błyszczące i kpiące oczy, które odziedziczył po matce.
- Steel Marvolo Zabini, do usług jaśnie wielmożnej panience - ukłonił się kurtuazyjnie i ucałował dłoń Virginii, która od razu poczuła się jak prawdziwa dama i zawstydziła się przykrótkiej spódniczki i zwykłej bluzeczki z dzianiny.
Musiała przyznać, że obaj bracia mieli w sobie, poza skłonnością do nonszalancji, niewymuszony wdzięk i umiejętność dżentelmeńskiego postępowania z kobietami.
- Bardzo mi miło, Virginia Weasley - odrzekła i dygnęła skromnie.
- Chodź Gin, przedstawię cię rodzicom - młodsza latorośl państwa Zabinich złapała ją za rękę i rzuciła ostrzegawcze spojrzenie w kierunku swojego brata, który tylko pobłażliwie się roześmiał, widząc, jak braciszek zazdrośnie strzeże swojej "wiewióreczki."
- Co jest na obiad? - gromko spytał Andreus Zabini, rzucając zaciekawione spojrzenie Virginii. Jego oczy były identyczne, jak oczy Blaise'a, tylko nie tak skośne (elfi kształt oczu młodszy Zabini odziedziczył po matce). W ogóle był bardzo podobny do młodszego syna, chociaż miał nieco ostrzejsze rysy.
- Spaghetti - powiedział Blaise i uśmiechnął się przy tym niewinnie jak aniołek. Oczywiście nie raczył dodać, że sos do tego cuda kilka dni wcześniej przyrządził Draco wraz z Ginny.
- Mamo, tato, chciałbym żebyście poznali moją dziewczynę. Virginia Weasley – przedstawił rodzicom swoją towarzyszkę.
- Z tych Weasleyów? - zapytał pan Zabini.
- Tak, proszę pana - odpowiedziała grzecznie Ginny i uśmiechnęła się niewinnie.
- Bardzo dobrze znam twojego ojca. Podzielam jego pasję do mugolskich sprzętów. Ci niemagiczni są naprawdę zdolni, jeśli chodzi o ułatwianie sobie życia. Oczywiście rodzice wiedzą, że spędzasz tutaj ferie? – spytał z zainteresowaniem.
- Eeee... no... eeeeee tego... ten... - Virginii nagle zabrakło słów.
Jeśli powie, że wiedzą, ten facet łatwo zweryfikuje, że to nieprawda. I goblin ojca gonił, ale matka....
- Gin miała spędzać wakacje Bożonarodzeniowe u swojej przyjaciółki Hermiony, ale Hermiona wraz Draconem są na Święta u nas i dlatego Ginny też tu się znalazła... - Blaise miał nadzieję, że to wytłumaczenie starczy ojcu i matce.
- Ee, Hermiona Granger? Ta mugolaczka *, której młody Malfoy nie cierpi całą duszą? - Steel uniósł po ślizgońsku brew, mimo że skończył Ravenclaw. - Coś bredzisz braciszku. A poza tym to gdzie oni są teraz? Schowali się pod dywanem? - zakpił, a Blaise poczuł, że go krew zalewa.
- Wybacz mu, Ginny, ale mój brat to ciekawski kretyn. Dla twojej wiadomości, kruczku, Draco i Hermi są teraz u Malfoyów, musieli odteleportować Przecinka – poinformował brata oschle Blaise.
- Nie mów do mnie kruczku, żmijeczko bezzębna. I o jakiego Przecinka ci chodzi? – odwarknął Steel.
- Draco ma psa... który boi się kotów - Blaise nie mógł powstrzymać się od dodania tej uwagi.
- No tak, jaki pan taki kram - zauważył Steel i podszedł do kuchenki na której pyrkotał gorący już sos. Swoim zwyczajem nabrał go troszeczkę i spróbował. Jego twarz poczerwieniała i natychmiast rzucił się do kranu z woda.
- Jezu, co to, Blaise?! - wycharczał gdy już pochłonął litry wody.
- To tylko sos neapolitański, co prawda trochę podrasowany przeze mnie i przez Smoka, ale chyba dobrze wchodzi? - wyjaśniła z dumą Ginny.
- Och, podrasowany to on jest na pewno i to nieźle! - Steel podleciał do lodówki i wyciągnął sok grejpfrutowy.
- E, tam. Chilli, biały pieprz, paprykowa pasta węgierska... W sam raz. Miał być ostry, nawet nie wiesz jak dobrze smakuje z makaronem, albo ryżem - Virginia zanurkowała pod ramieniem Zabiniego i wyciągnęła mleko.
- Jak to się stało? - cicho zapytał starszy brat, patrząc na rozwalony piec.
- Malfoy Junior, Malfoy Senior... i butelka wódki dolana do kaczki - Blaise postanowił zataić udział Virginii w tym niecnym czynie.
- I wszystko jasne... Na Boga, nie wiesz, że te mutanty kulinarne nie powinny wchodzić do żadnej kuchni? - młody mężczyzna popukał się w czoło.
- Ale nie wygadasz? - po rzuceniu pełnego wdzięczności spojrzenia w kierunku Blaise'a, Ginny podeszła do Steela i zajrzała mu ze szczerą prośbą w oczy.
- Dobra, zmilczę - musiał przyznać, że rudowłosa ma piękne i ogromne czekoladowe tęczówki, które po prostu rozbrajały.
Ha, mały ma dobry gust - pomyślał.
- Jakby co, Blaise... - dziewczyna zwróciła się do młodszego z braci - ... to ja powiem, że to przeze mnie - wspięła się na palce i ucałowała go mocno w policzek.
- Oj, Ginny, weź przestań, przecież właściwie nic się nie stało - odpowiedział zarumieniony chłopak, na co jego starszy brat parsknął śmiechem.
Kiedy matka obu młodych mężczyzn zbliżała się do kuchenki, Blaise rzucił się w jej stronę.
- Mamuś, ty na pewno jesteś zmęczona. Idź z ojcem, odpocznijcie a ja, Ginny i Steel przygotujemy obiad.
Anna Zabini nie była aż tak naiwna, by wierzyć, że jej syn robi to bezinteresownie, ale wolała, tym razem, przymknąć oko i wraz z mężem udała się do swej sypialni, obrzucając całą trójkę podejrzliwym spojrzeniem.
Kiedy tylko starszyzna rodu opuściła progi kuchni, Blaise popatrzył na brata.
- Mam rozumieć, że ty tego tak bezinteresownie nie robisz?
- Oczywiście, że nie. Co ja, gryfek jakiś jestem? – zadrwił.
Virginia, Blaise i Steel przygotowywali obiad (starsza latorośl Zabinich także znała się nieźle na kuchni): gotowali makaron i obierali oraz szatkowali świeże warzywa. Blaise wpadł na pomysł, żeby nieco złagodzić sos, dodając pomidory i dwie łyżki śmietanki tak, że ten stał się bardziej kwaskowy i mniej żrący.
- Ja lubię ostre sosy ... - powiedział zasmuconej Ginny - ... ale moi rodzice aż tak pikantnej potrawy by nie przełknęli. Masz, spróbuj. Nie popsułem głównego wątku smakowego - dodał łagodnie i kurtuazyjnie zaprosił dziewczynę, podając jej na łyżce sos do spróbowania.
- Główny wątek smakowy, w tym czymś, to pieprz kajeński braciszku - uszczypliwie oznajmił Steel, trąc żółty ser. - Takiego czegoś rzeczywiście nie da się niczym zagłuszyć - dodał z pobłażaniem, obserwując swojego brata, który z czułością karmił rudowłosą Weasleyównę.
Ale się bujnął, nie ma co - pomyślał, znając Blaise'a, jak przysłowiowy zły szeląg.
- Nie znasz się - warknął młodszy z Zabinich i uśmiechnął się pocieszająco do Virginii. - I jak smakuje?
- Nawet, nawet - odpowiedziała rudowłosa i wróciła do robienia sałatki.
Kwadrans później wszyscy znaleźli się w jadalni i przy miłej rozmowie zaczęli pałaszować obiad.
- Rany, to jest pyszne - mało arystokratycznie odezwał się senior rodu. - Przyznam synu, że nie spodziewałem się po Malfoyu czegoś takiego, ale to pewnie za sprawą twej przyjaciółki. Nie pozwalałeś mu eksperymentować prawda?
- Ale przecież Draco bardzo dobrze gotuje - Ginny wręcz się oburzyła; jak można było nie doceniać takiego talentu.
- Gin ma dosyć... niekonwencjonalne podejście do kuchni - Blaise popatrzył z uwielbieniem na rudowłosą. - Lubi eksperymentować, może nie tak mocno jak dwaj Malfoyowie... - wiedział, że w tym momencie kłamie, ale jego Gin musiała być postrzegana przez wszystkich jako ideał, bo on ją uwielbiał - ... ale lubi.
- Rozumiem - Andreus Zabini nabrał kolejną porcję makaronu i pochłonął go z apetytem.
- Jak dla mnie ciut za ostre, ale dobre - Anna Zabini uśmiechnęła się do Virginii, która z dumą posłała jej swój najszerszy i najbardziej rozkoszny uśmiech.
- No, to skoro wy zrobiliście taki dobry obiad ... - powiedziała Anna po skończonym posiłku - ... to my z ojcem powinniśmy pozmywać.
- Mamo, no co ty? - Blaise zaczął poważnie panikować - Kto robi to zmywa, ja i Steel już uzgodniliśmy to i...
- Synu, jeśli chcesz, żebym nie zauważyła tego zniszczonego pieca, to marne są te twoje wysiłki. Mam tylko nadzieję, że Malfoy wystawił dość spory czek, bo jak nie, to go zabiję.
Virginia bardzo cichutko pisnęła i natychmiast przeprosiła, Steel miał minę, która wskazywała na to, że zbytnio nie zdziwił się szybkim refleksem i spostrzegawczością matki, a Blaise spuścił wzrok i się zarumienił.
- Że co?! - zagrzmiał pan Zabini. - Mam nadzieję, że nie tylko wystawił czek, ale że jest on z odpowiednią ilością zer. To już drugi raz!
- Spoko, spoko, wujek Lucjusz wystawił spory czek - mina młodszej latorośli Andreusa i Ann była skruszona i pokorna, chociaż w szmaragdowych oczach można było dostrzec blask przekory.
- Synu, czy ja ci czasami czegoś nie obiecywałem, jeśli wpuścisz do naszej kuchni kogokolwiek z Malfoyów? – spytał powoli Andreus.
- Ale to była sytuacja wyjątkowa - mruknął Blaise.
- A co masz na myli mówiąc wyjątkowa... - zaczęła jego matka, ale nie skończyła gdyż w drzwiach ukazały się dwa stworzenie które ona uwielbiała. Koty.
- Kici, kici! - zawołała Ann Zabini i Zimmy podbiegła do niej z wyprężonym ogonem. Krzywołap, natomiast, usiadł na uboczu z wyrazem miny kota poważnego, który nie ma w głowie jedynie głupot.
- Kochanie, przecież masz uczulenie na sierść kotów! - oznajmił z naganą w głosie Andreus.
- Dlatego nie mamy własnych. Jak się wabisz, co? - zwróciła się do kotki, która wskoczyła jej na kolana i zaczęła trącać kobietę łebkiem, domagając się pieszczot.
- Zimmy - odpowiedziała Ginny, która była bardzo zadowolona, że jej ulubienica wzbudziła taką furorę.
- Co to za... niezwykły okaz? - zapytał się Steel spoglądając na Krzywołapa.
- Jakbyś nie wiedział, to jest kot - odpowiedział jego brat, któremu coraz mniej podobały się spojrzenia, jakie ten pacan rzucał jego wiewióreczce.
- A co, to miało wypadek? Wygląda jakby wpadł z duża prędkością na ścianę – stwierdził z ironią braciszek Zabiniego.
- Sam zaraz będziesz tak wyglądał jełopie - dało się słyszeć złowrogi warkniecie od strony Blaise'a
Młodszy brat Steela objął, z jednoznacznym wyrazem twarzy, swoją Ginny i spojrzał na niego nieprzychylnie.
Nie można nawet patrzeć na intrygującą kobietę? Nie zjem jej - mówiło spojrzenie starszego z potomków Andreusa i Ann.
- Sam jesteś jełop – powiedział tenże potomek na głos.
- To Krzywołap, kot Hermiony - oznajmiła Ginny. - Ma świetny ogon, prawda?
Pomarańczowy zwierz, jak na zawołanie, wstał, wyciągnął przednie łapy, wbijając pazury w dywan i wyprężył puszysty, szczotkowaty ogon; swoją niekłamaną dumę.
- Ta... nadaje się do czyszczenia... – mruknął Steel.
- Steel! – oburzyła się jego rodzicielka.
- No co, mamo? Przecież ja nic nie mówię – chłopak podniósł ręce w obronnym geście.
- No to się nie odzywaj, a ty, piękny kotku, chodź tu, moje maleństwo – Ann zwróciła się do kota.
"Maleństwo" szerokim łukiem ominęło to człeko-podobne coś, co go obrażało, i podeszło do miłej pani, która pewnie da mu coś dobrego.
Pani jednak nie dała nic dobrego, ale pochyliła się nad "maleństwem" i podrapała go po pomarańczowym łbie, co zostało przywitane głośnym mrukiem.
- To cholernie mądra bestia - oznajmił Blaise tak dumnym tonem, jakby Krzywołap był jego zwierzakiem. - Chyba nie jest do końca zwykłym kotem, bo nawet jest bardzo inteligentny.
- Na pewno jest inteligentniejszy od ciebie - oznajmił cicho Steel, a pani Zabini, w tym samym momencie kichnęła potężnie, płosząc oba czworonogi.
Mimo kichnięcia matki, Blaise usłyszał wątpliwy komplement starszego o sześć lat brata.
Virginia też to usłyszała i powiedziała ze śmiechem:
- Jakbym słyszała swoich braci, cięgle się kłócą.
- Mężczyźni tak mają - podsumowała Ann i uśmiechnęła się do tej miłej dziewczyny, którą jej syn wreszcie przyprowadził do domu. Już myślała, że nie pozna żadnej z jego koleżanek.
- Mamo, chciałby zauważyć, że twój pierworodny nie jest mężczyzną, to debil - odezwał się Blaise i posłał braciszkowi najmilszy z uśmiechów.
- Ty matole, za co mnie Bóg takim bratem pokarał? - oznajmił zirytowany Steel i wstał od stołu.
- Obydwaj przestańcie! W tej chwili! - Andreus nie wytrzymał psychicznie, a powstrzymała go, od uderzeniem pięścią w stół, jedynie obecność młodziutkiej przyjaciółki Blaise'a. - Za co MNIE Bóg pokarał takimi infantylnymi synami? - dodał bardzo spokojnie i zmarszczył brwi.
- Och, And... - jego małżonka popatrzyła na mężczyznę wymownie. - Oni odziedziczyli wiele z twojego charakteru; nie tylko urodę, więc lepiej nic nie mów. A wy ... – spojrzała, raczej groźnie, na młodzieńców - ... przeproście się w tej chwili i zachowujcie jak cywilizowani ludzie, dobrze?
- Przecież on nie wie, co to jest cywilizacja! - wykrzyknęli bracia Zabini, wskazując jeden na drugiego, a Ginny wybuchła głośnym, radosnym śmiechem.
- I pomyśleć, że ja urodziłam kogoś takiego - mruknęła seniorka rodu, po czym zwróciła się do Virginii. - Rozumiem, że wiążąc się z moim synem, wiedziałaś, iż ma on problemy z psychiką.
- Oczywiście - odpowiedziała szczerze rudowłosa i puściła oko w stronę swego mężczyzny.
- Dobrze wiedzieć, że masz o mnie takie zdanie - naburmuszył się Blaise.
- Przecież ja doskonale sobie wiem, że w niektórych sprawach jesteś trochę jak niedorozwinięty - wyszczerzyła się radośnie. - Chociażby te głupie kłótnie z Draconem Malfoyem, czy teraz z twoim bratem. Ludzie myślący ustępują w kłótni i mają spokój, a nie podjudzają do głupich tekstów.
- Odezwała się - mruknął Blaise, ale zrobił to tak cicho, że nikt tego nie usłyszał. W końcu był człowiekiem myślącym... a to, że niekiedy myślał inaczej, to już mniejszy szczegół.
- No, to teraz moi panowie pójdą do kuchni, a ja i Virginia porozmawiamy sobie jak na kobiety przystało. Blaise, nie patrz się tak na mnie, nie zjem jej – oświadczyła Ann.
- Ale... – zaczął Steel.
- Do kuchni, synu - nakazała nie znoszącym sprzeciwu głosem.
Steel wzruszył ramionami, westchnął, zmełł w zębach kąśliwą uwagę i spokojnie ruszył do kuchni, a pan Zabini uśmiechnął się pobłażliwie, widząc głupią minę młodszego syna i zwrócił się do żony:
- Kochanie, rozumiem, że ja też mam wyjść - uniósł brwi i znacząco uśmiechnął się do Ann.
- Oczywiście - autorytarnie i ze słodkim uśmiechem odrzekła jego małżonka i odwzajemniła słodko uśmiech. - Żegnam panów.

* od określenia „mugolak” , które oznacza dziecko magiczne z rodziców mugoli

*
- Chodź, Virginio, usiądź obok mnie – powiedziała Ann łagodnie, gdy już ostatni z przedstawicieli płci brzydkiej opuścił pomieszczenie. - Nie denerwuj się - dodała i uśmiechnęła się ciepło, widząc niezdecydowanie dziewczyny. - No chodź, tylko z tobą porozmawiam.
Ginny uśmiechnęła się niepewnie i usiadła obok matki Blaise'a. Prawdę powiedziawszy to wcale nie miała ochoty na żadną rozmowę i czuła się okropnie - miała pietra.
- A więc ty i mój syn, pozostajecie w związku... – zaczęła kobieta.
- Nie... znaczy tak.. znaczy... dopiero zaczynamy - Ginny zaczęła się jąkać, aż wreszcie zamilkła i spuściła głowę.
- Nie bój się mnie - łagodnie powiedziała Ann. - Też miałam siedemnaście lat.
- Szesnaście - szepnęła Virginia i się zarumieniła.
- Wyobraź sobie, że szesnaście też miałam. W tym wieku seks wydaje się kluczem do dorosłości, a to nie do końca jest tak - uśmiechnęła się ciepło.
- Jaki seks? - zapalczywie pisnęła Ginny. - On powiedział, że mnie nie tknie, dopóki nie skończę Hogwartu, bo mnie szanuje - nagle zamilkła i spuściła głowę. - Przepraszam.
- To znaczy, że mu zależy. Ale kochanie, seks to nie tylko zbliżenie seksualne, a przecież widziałam, że raczej w zupełnej abstynencji nie jesteście... Można pozostać dziewicą, a mieć większe doświadczenie niż kobieta, która, jak to się brzydko mówi, zaliczyła wielu mężczyzn. Jest tyle możliwości dania drugiej osobie rozkoszy... – odrzekła matka Blaise`a.
- Wiem - szepnęła niebywale cicho panna Weasley, a na jej policzkach wykwitły zdrowe rumieńce.
- Moje dziecko, przecież ja cię nie zjem – zapewniła z uśmiechem kobieta. - Nie bój się. Jestem szczęśliwa, że Blaise znalazł wreszcie kogoś, na kim mu zależy i z kim się dobrze czuje. Już się bałam, że zagrzebie się w tych swoich księgach i nauce... – dodała rozbawiona.
- Mnie na nim naprawdę zależy - Ginny wyszeptała cichutko i spojrzała na matkę swego chłopaka.
- Wiem o tym i wiem też, że jemu zależy na tobie – powiedziała Ann Zabini.

*
W czasie, gdy pani Zabini przeprowadzała rozmowę z Virginią, ojciec i brat Blaise`a pokpiwali z niego w kuchni.
- Ruda, co? - wyszczerzył się pan Andreus i Blaise bez słowa posłał mu spojrzenie goblina - seryjnego mordercy.
- Hehehe, rude to wredne, ale jaka inna by go zechciała? - zarechotał Steel.
- Ginny nie jest wredna - syknął wściekle jego młodszy brat, zdając sobie sprawę, że sam za wredną ją czasem uważa. Ale to zupełnie inna sprawa. Ten bubek nie będzie jej obrażał. - A to ty jesteś zazdrosny! – warknął.
- O takie maleństwo? Weź przestań, ja się w dzieciakach nie lubuję. Ile ona ma? Dziesięć, dwanaście lat? – zadrwił Steel.
- Szesnaście - warknął Blaise i spojrzał na brata jak Voldemort na Pottera.
- A nie wygląda. Ojcze, czy ty widziałeś? Ona jeszcze pije mleko – starszy z rodzeństwa Zabinich wyszczerzył się radośnie do swego ojca.
- Mój drogi, mleko dla dzieci jest bardzo zdrowe - stwierdził z powagą Andreus.
Blaise, który wycierał naczynia, ze złością cisnął ręcznikiem i warknął.
- Jak dzieci! Steela mogę zrozumieć, ale ty, ojcze?! - oburzył się chłopak. - Powinieneś się wstydzić! Nie wiem, co taka piękna i inteligentna kobieta jak mama w tobie widziała!
- To samo, co ta młodziutka dzierlatka widzi w tobie - odrzekł niezrażony pan Zabini.
- A jaka jest w łóżku? Czy ona w ogóle wie co i jak? - ironizował Steel.
Obydwaj nabijający się z zakochanego panowie zauważyli w tym momencie, że starszy z braci przesadził.
Zresztą, nie tylko zauważyli. Steel osobiście to odczuł. Pięść brata wylądowała na jego nosie, który, pod wpływem silnego uderzenia, pękł.
Steel złapał się za krwawiący nos, a Blaise zbladł. Nie mógł uwierzyć, że pobił swojego brata tak dotkliwie, choć ten niewątpliwie na to zasłużył. Nie powinien był obrażać Ginny. Ojciec młodzieńców nic nie powiedział, tyko podszedł do lodówki i wyjął worek z lodem, a następnie podał Steelowi.
- Kur*wa, przepraszam Steel, ale nie powinieneś tak mówić - z konsternacją powiedział Blaise.
- O rany, ale masz cios - syknął z bólu jego starszy brat. - Ja pier*dolę, przywaliłeś mi tak, że chyba zacząłbym wyć, gdyby nie lód.
- Przestańcie się wyrażać - uciął Andreus. - A ty, Steel, trochę przesadziłeś. - zwrócił się do pierworodnego. - Ty zaś, Blaise, dobrze bijesz, ale nie narób sobie w szkole kłopotów.
- Widzę, że naprawdę ta mała coś dla ciebie znaczy... Sorry brat - starszy syn Zabinich przyznał się do błędu.
- Znaczy i to bardzo dużo - odpowiedział Blaise, rumieniąc się przy tym słodko.
W tym samym momencie do kuchni weszły Giny i Anna.
- Co tu się dzieje? – spytała kobieta, wpatrując się opuchnięty nos swego pierworodnego.
- Nic, mamo. Potknąłem się i wpadłem na lodówkę - mruknął Steel.
- Właśnie, lodówkę - dodał jego ojciec i posłał małżonce niewinny uśmiech.
- A ta lodówka ma pięści i teraz masuje sobie knykcie za plecami, tak, żeby jej matka tego nie zauważyła - oznajmiła nie zmieniając tonu głosu pani Zabini, co zostało przyjęte trzema niewinnymi rumieńcami na policzkach przedstawicieli płci brzydkiej.
- Blaise, powinieneś przyłożyć bratu po raz drugi za to, że nazwał cię lodówką, nie sądzisz? - jej uśmiech był słodszy od miodu, ale w oczach czaił się chłód.
- Blaise, chyba nie chcesz powiedzieć, że uderzyłeś brata - Ginny spojrzała się na Zabiniego, jakby ten popełnił najgorsze przestępstwo na świecie.
- Ale ja... ale on... ale on na to zasłużył! - wykrzyknął zdesperowany chłopak.
- To prawda - mruknął Steel, postanawiając pomóc bratu - Zasłużyłem.
- Boże, co ja się z wami mam - Ann pokręciła głową z dezaprobatą. – Virginio, pamiętaj, że z mężczyznami to gorzej, jak z małymi dziećmi, a im starsi tym głupsi i trudniej ich przywołać do porządku.
- Zauważyłam! - pisnęła Ginny.
- Ale ona jest zabawna - Steel nie wytrzymał i zarechotał. Uznał piśnięcie dziewczyny za urocze. Zdziwił się tylko, gdy młoda czarownica spiorunowała go wzrokiem i rzucił zaniepokojone spojrzenie bratu, który syknął:
- Powiedz, kruczku... Chcesz mieć, tym razem, limo pod okiem?
- Dobra, już nic nie mówię - Steel pokojowo uniósł dłoń (jedną, bo drugą przykładał lód do złamanego nosa).
- I tej wersji się trzymaj - mruknął Blaise i podszedł do Ginny by ją objąć. Chciał w ten sposób zaznaczyć, że to maleństwo należy wyłącznie do niego.
Steel już miał coś powiedzieć na temat tej demonstracji, lecz po głębszym zastanowieniu stwierdził, że jak na jeden dzień wystarczy mu fizycznych obrażeń.
- To ja i Ginny pójdziemy się spakować - odezwał się Blaise. – W końcu jutro jedziemy do szkoły, a musimy jeszcze spakować Dracona i Hermionę, bo nie wiadomo kiedy wrócą.
Pół godziny później byli już spakowani. Oczywiście cztery kufry postawili w sypialni swoich przyjaciół. Fakt, oni pakowali, ale tamci mogą się pomęczyć z przestawianiem bagaży w przypadku, gdyby im przeszkadzały. Odwalili „brudną” robotę i zbiegli na dół do kuchni po coś słodkiego.
- PIERWSZY! - ryknął Blaise i zanurkował do zamrażalnika po lody śmietankowe w polewie miętowej. - Pierwszy, a to znaczy, że ty robisz mi dobrze! - dokończył swój wywód dosyć głośno, zapominając, że przecież już nie są w rezydencji sami.
Od strony drzwi dało się słyszeć znaczące chrząkniecie, a po chwili także głos Steela.
- Powiedz mi, słodka, jak ty wytrzymujesz z tym indywiduum?
- Sama nie wiem - mruknęła zarumieniona Ginny i obrzuciła wściekłym spojrzeniem Blaise'a.
- Ja ci dam słodką - warknął zarumieniony, tak samo jak jego dziewczyna, Blaise. - I nie podsłuchuj, bałwanie - dodał jeszcze dla podkreślenia wagi swojej wypowiedzi.
- Nie musiał podsłuchiwać. Po co japę wydzierasz, baranie jeden?! - odgryzła się Virginia, wyręczając Steela. - Nie każdy musi znać produkty twojego chorego poczucia humoru - naburmuszyła się, otworzyła lodówkę i wyjęła mleko. - Sam sobie jedz te lody.
- Kochanie, nie gniewaj się - Blaise miał gdzieś, że Steel patrzy na jego pokorną minę. - Wiesz, że żartowałem...
- No właśnie, chodzi mi o twój sposób na dowcip - odwróciła się do chłopaka plecami i nalała sobie mleka do szklanki.
- Skarbie, ja cię naprawdę przepraszam. Wiem, zachowuję się jak dureń – ciągnął Blaise.
- Kontynuuj - mruknęła Giny znad szklanki mleka.
- Kretyn, palant, gumochłon, Puchon, Snape wśród Gryfonów, Malfoy... – zaczął wymieniać chłopak.
- No, przynajmniej raz coś mądrego powiedziałeś – mruknęła Ginny, odstawiając mleko do lodówki.
- Chodzi ci o to, że jak Malfoy, czy że jak Snape wśród Gryfonów? - zamrugał zdezorientowany Blaise.
- Nie, kochanie, jak gumochłon - oznajmiła z naciskiem Ginny, wlepiając w niego czekoladowe oczęta.
- Aha - niepewnie odrzekł zarumieniony chłopak. - Ale nie gniewaj się na mnie...
- Ja się nie gniewam. Po prostu sprawiasz mi czasem przykrość, albo wprawiasz mnie w zakłopotanie – wyjaśniła cicho.
- Przepraszam - powiedział Blaise i przytulił ją mocno do siebie.
Na widok takich czułości Steel wyszedł z kuchni, bynajmniej nie dlatego, że nie chciał przeszkadzać bratu, tylko wszelki romantyzm działał na niego tak, jak Gryfon na Ślizgona. Niedobrze.

***
Kilka godzin później, kiedy wszyscy po sytej kolacji siedzieli w kuchni, z salonu dał się słyszeć wrzask Malfoya.
- Blaise, zboczeńcu, odklej się od wiewióry! Wróciliśmy!
Zadowolony z siebie Draco przemaszerował przez salon z wesołym gwizdem na ustach. Zauważył, że w jadalni świeci się światło i ruszył w tamtym kierunku:
- Mam nadzieję, że nie uprawiacie w tej chwili miłości francuskiej. W takim miejscu to by była perwersja! Wchodzę!
Wszedł.
Wszedł i zamarł.
Wszyscy na niego patrzyli. A było ich wielu: Steel miał wzrok pełen pogardy, pani Zabini była szczerze zdziwiona, niemal zszokowana, a jej mężowi rozszerzyły się nozdrza z irytacji. Blaise wyglądał na podłamanego, a Ginny na zawstydzoną i wściekłą. Draco przełknął ślinę i coś miał już rzec na swoje usprawiedliwienie, ale nie było mu dane.
- Malfoy, zboczeńcu, nie zmieniaj tematu, i tak wiem, że masz na sumieniu PIEC! - zagrzmiał Andreus
Draco, jak przystało na prawdziwego mężczyznę, zamierzał bronić się z godnością do samego końca. Dlatego też wskazała palcem na Ginny i wykrzyknął:
- To ona! To jej wina, bo ona wlała tę butlę spirytusu do kaczki.
- Ale ją chcę w przyszłości za synową, a nie ciebie! – odrzekł pan Zabini.
- CO?! - krzyknęli wspólnie Draco i Virginia, Hermiona, z zaciekawieniem, wychynęła zza ramienia Malfoya, a Blaise zrobił najgłupszą minę, na jaką było go stać.
- No co? Podoba mi się dziewczyna mojego syna - warknął Andreus. - Ale absolutnie nie podoba mi się to, że ty, Wielki Kucharzu, chcesz ją wrobić, podczas gdy ten piec wyleciał z winy twojej i twojego ojca. Ja sobie jeszcze z Lucjuszem porozmawiam - nozdrza mężczyzny zadrgały ponownie, a lewa brew podjechała niebezpiecznie do góry.
- Ale to naprawdę ja dodałam ten spirytus - Ginny postanowiła być mężna. Spuściła głowę i pokazowo się zarumieniła, przygryzając z konsternacji dolną wargę.
- Ależ kochanie. Przecież to się mogło każdemu zdarzyć. Jestem pewien, że chciałaś dobrze i to nie twoja wina, że miałaś do czynienia z tymi cymbałami - odparł Andreus i podszedł do dziewczyny by ją przytulić.
Draco szepnął coś pod nosem na temat dyskryminacji płciowej, lecz dostał po głowie od swojej kobiety.
- Za co to?! – wykrzyknął rozcierając sobie miejsce po uderzeniu.
- Za twoje odzywki przy wejściu. Kretyn! – wyjaśniła ze złością Hermiona.
- No co? Teraz dopiero ci przeszkadzają moje tekściory? - zirytował się blondyn. - Przed chwilą zostałem podle zdyskryminowany, a ty mnie bijesz. Jak możesz? - zrobił minę zmokłego spaniela i Hermiona musiała odwrócić wzrok, żeby nie zmięknąć. Jednak po sekundzie ponownie patrzyła mu z odwagą w oczy.
- W ogóle mi przeszkadzają takie durne, jak to określiłeś, tekściory. Dostałeś po prostu po łbie z opóźnieniem - wzruszyła ramionami i popatrzyła uważnie na pana Zabiniego i jego żonę. Następnie zerknęła z zaciekawieniem na Steela, który szelmowsko się do niej uśmiechnął, a nawet puścił jej oko.
- Nie mówiłeś, że masz brata, Blaise - powiedziała, rzucając zielonookiemu wymowne spojrzenie.
- Bo nie mam – odpowiedział z irytacją brunet - To po prostu pomyłka natury. Tak naprawdę rodzice próbowali go utopić, ale się trzymał przy życiu – dodał
- A ciebie też, gumochłonie – odgryzł się Steel.
- Gryzipiórek – warknął Blaise.
- Co? - Hermiona spojrzał zdziwiona, na, jak dotąd, inteligentnego chłopaka.
- No co? To krukonik – wyjaśnił wzruszając ramionami Blaise.
- Byłeś w Ravenclawie? - spytała Hermiona z zaciekawieniem.
- Tak, był w Ravenclawie - Draco niemal warknął; nie zamierzał patrzeć, jak Steel podrywa jego dziewczynę na inteligencję. - A teraz bądźmy tak dobrzy, Hermi... - przy tych słowach ścisnął lekko jej dłoń - ... i opuśćmy kuchnię, bo jest, mimo swych rozmiarów, za mała na tyle osób.
- Droga wolna - powiedziała Ann, kryjąc uśmieszek. - Idź, ale pamiętaj, przekaż ojcu... chociażby listownie... że czeka go ciężka konfrontacja ze mną... i Narcyzą. Wyraźnie zabroniłyśmy mu wchodzić do jakiejkolwiek kuchni. Tym razem ci się upiekło, Draconie Malfoy, bo Lucjusz wystawił czek.
- Przekażę - prychnął Draco i zmarszczył nos. Hermiona wyszczerzyła się do rodziców Steela i Blaise'a za plecami swojego chłopaka:
- Przejdzie mu - oznajmiła, ściskając wymownie dłoń Mlfoya.
- Mój Boże. Żeby jakieś ładne i inteligentne dziewczyny leciały na takich tłuków jak mój brat i malfoyasty – westchnął Steel, po zniknięciu Hermiony i Dracona, nie kryjąc swojego zdegustowania.
- Sam jesteś tłuk - mruknął Blaise i wyciągnął Ginny z kuchni. Musiał natychmiast porozmawiać z Draconem, a nie chciał zostawić swojej małej wiewióreczki z tą „pomyłką natury” uchodzącą za jego brata.

*
Chwilę później cała czwórka siedziała w sypialni Blaise'a i sprawiała takie wrażenie, jakby ktoś powiadomił ich o śmierci ulubionego Testrala.
- Czyli z naszych planów nici - mruknął Draco. - Znowu powrót do zimnych, pustych sypialni.
- I do Hogwartu - dodała Hermiona
- Hogwart... - mina Blaise'a zdradzała zamyślenie. - Cholera, Hogwart, nauka i egzaminy...
- Egzaminy nie są złe - stwierdziła z miną filozofa Granger, a pozostała trójka posłała jej spojrzenia jadowitych i wściekłych bazyliszków.
- Hogwart Hogwartem, trzeba tam wrócić i tyle - Draco podrapał się niegroźnym końcem różdżki za uchem. - Ale dziś będzie bryndza! - jego głos zabrzmiał donośnie i żałośnie, zupełnie jak pisk nieszczęśliwego Przecinka.
- Pomyślcie, to tylko jedna noc... - Blaise postanowił być optymistą. – Zresztą, rodzice śpią w zupełnie innej części domu, w tej śpimy my i...
- No właśnie, Dziki i... – Draco spojrzał na przyjaciela znacząco.
- O co wam chodzi? - zdumiona Ginny spojrzała na mężczyzn.
- O tą sklątkę tylnowybuchową, która uchodzi za mojego brata – odpowiedział ze złością Blaise.
- On jest bardzo miły i sympatyczny - obie dziewczyny stanęły natychmiast w obronie pierworodnego państwa Zabini, co bynajmniej nie spodobało się ich partnerom.
- On wcale nie jest miły, on jest gorszy niż ... niż ... – brunet próbował znaleźć odpowiednie słowo.
- Niż co, patałachy? – od strony drzwi dobiegł ich głos Steela Zabiniego. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Chłopak stał w progu i przyglądał im się mieszaniną zaciekawienia i rozbawienia na twarzy.
- Jesteś gorszy od tego nadętego idioty, Pottera! Brakuje ci tylko blizny - zaperzył się potomek Malfoyów, za co zarobił wiele mówiące i nieprzychylne prychnięcie Hermiony i żmijowy syk ze strony Virginii.
- Och, Steel nie potrzebuje blizny... On nosi długie włosy - Blaise przeciągał każdą sylabę i wyglądał tak, jakby miał się rzucić na swojego brata i go udusić. Tym razem to Ginny prychnęła, a Hermiona uśmiechnęła się złośliwie.
- Masz kompleks, Blaise? - zapytała słodko panna Granger, wbijając orzechowe oczy w chłopaka swojej przyjaciółki.
- Oczywiście, że nie, ale wiecie, co mówią na temat długich włosów u mężczyzny... - Blaise uśmiechnął się niczym niewinna dziewica.
- Ja nie wiem co mówią - powiedziała Ginny i spojrzała się na Zabiniego, żądając udzielenia odpowiedzi, co ten skwapliwie wykonał.
- Długie włosy - krótki rozum oraz im więcej na głowie, tym mniej miedzy nogami...
Jego słowa jeszcze dobrze nie przebrzmiały, kiedy chłopak ze zdumieniem spojrzał na Dracona, który z wściekłą miną uderzył go książką od eliksirów w głowę.
- O co ci chodzi, Smoku? Przecież ja nic takiego nie powiedziałem ... – spytał z wyrzutem rozcierając sobie głowę.
- Najlepiej by było, jakbyś się w ogóle zamknął - warknął Malfoy i poprawił swój kucyk.
- Myślałem, że jesteście tłukami - oznajmił pierworodny Zabinich. - Ale wy jesteście tłukami do potęgi! A ty, Blaise, masz chyba sieczkę zamiast mózgu. O tym, co masz, a raczej czego nie masz, między nogami nawet nie wspominając - Steel uśmiechał się zupełnie tak samo, jak jego brat. Słodko i niewinnie.
- Nieprawda, że Blaise nie ma nic między... - oburzona Virginia nieco się zapędziła w swoich wywodach i teraz siedziała ze spuszczoną głową ,z zawstydzeniem, międląc w palcach poskręcane pasmo swoich rudych włosów.
- Ups - wyrwało się Hermionie, Draco się zaczerwienił, a Blaise miał minę lekko skonsternowanego zwycięzcy.
- A co powiesz o jego mózgu? - ciągnął rozbawiony i niezrażony Steel.
Virginia poczuła słuszny gniew.
- Mózg Blaise'a jest w porządku! – warknęła. - Co nie zmienia faktu, że obaj jesteście nadętymi bucami i nie potraficie okazywać sobie braterskiej miłości. Starczy?! - czekoladowe oczy Ginny zapłonęły żądzą mordu.
- Ale my się kochamy - mruknął Steel.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo - dodał Blaise.
- Jasne. Percy też nas tak kocha, że od dwóch lat nie mam z nim żadnego kontaktu - warknęła Ginny, zerwała się z łóżka i z łzami w oczach wybiegła z sypialni.
- Po prostu świetnie. Jesteście genialni - Hermiona obrzuciła wściekłym spojrzeniem trojkę zbaranianych mężczyzn i pobiegła za Ginny.
- Ale o co chodzi? - najstarszy z mężczyzn wytrzeszczył oczy. - Jaki Percy? Ja nic nie wiem i nie chcę mieć nic wspólnego z kimś, kto ma tak na imię - dodał dla podkreślenia powagi swych słów.
- Drażliwy temat – mruknął Draco, bawiąc się swoją różdżką.
- Percival Weasley - wycedził Blaise.- Brat Wiewióry, dużo starszy od niej. Tak w ogóle to ona ma samych braci i wszystkich starszych...
- No, strasznie nadęty i wyrzekł się rodziny - Draco zmarszczył brwi i podrapał się za uchem niegroźnym końcem różdżki, ignorując pełne irytacji spojrzenie Blaise'a.
- Aaaaa! Percy Weasley! - pierworodny państwa domu wyglądał, jakby "zaskoczył". - Przecież chodził z nami do Hogwartu. Młodszy dwa lata ode mnie. Nie znałem go dobrze, ale to straszny dupek. Ci młodsi Weasleyowie, bliźniacy byli zupełnie inni. Aaaaa! To ona jest Weasleyówną! - Steela olśniło i gwizdnął przeciągle.
- A co ty? Głuchy jesteś? Pewnie, że tak. Przecież ci się przedstawiła, młotku – Blaise popatrzył na brata ze złością.
- Nie zwracałem uwagi, patrzyłem na jej nogi, a nie na usta – odpowiedział szczerze Steel.
- Kretyn. I co to znaczy, że ona jest Weasleyówną? – warknął jego brat.
- Znam jej brata. Jest moim bezpośrednim przełożonym. Pracujemy razem. Ciekawe, co Charlie powie, jak wspomnę, z kim to umawia się jego ukochana, wypieszczona, wyśniona, wyidealizowana, łagodna, miła, cudowna młodsza siostrzyczka – zaśmiał się Steel.
- Steel! – wrzasnął Blaise.
- No, co? Byłaby jakaś znajoma stypa, a teraz chodź brat, bratową musimy przeprosić – powiedział chłopak i odwrócił się do wyjścia.
- Stypa! - mina i ton głosu Dzikiego dobitnie świadczyły o tym, co on sam myśli na temat stypy, na której byłby głównym gościem. Draco zrobił minę filozofa, ponownie podrapał się za uchem niegroźnym końce różdżki i .... dostał przez łeb, a przedmiot, którego używał zwykle do czarów ,wylądował na drugim końcu pokoju.
Blaise wstał i patrzył na niego z miną szalonego hipogryfa.
- No co?! - zaperzył się blondyn i także wstał, a Steel powstrzymywał się od śmiechu. - Sam też tak robisz!
- Ale nie cały czas, jak ten kretyn! Ostrzegałem! – wykrzyknął chłopak.
- Palant - wymamrotał Draco i obaj z Blaise’em spojrzeli morderczo na Steela, który omal nie dusił się z powstrzymywanego chichotu.
- Zaprawdę, zachowujecie się jak kretyni. Ja się naprawdę dziwię, co one w was widzą – wydusił z siebie.
- Miłość jest ślepa - mruknął Draco, a Blaise skinął głową na potwierdzenie słów przyjaciela.
- Najwyraźniej – zgodził się Steel. - Tylko nie sądziłem, że wy dwaj zakochacie się kiedykolwiek. I to jeszcze w Gryfonkach – dodał z szerokim uśmiechem.
- One powinny być Ślizgonkami, bo gryfońskiego charakteru to one bynajmniej nie mają – oznajmił Draco.
- Ta, jasne - Steel uśmiechnął się sardonicznie.
- Nie każdy jest kruczkiem - kujonkiem - warknął Blaise.
- Ej, młody, nie pozwalaj sobie! Trafiłem tam, bo jestem inteligentny, ale i tak Tiara zastanawiała się długo, czy mnie nie przypisać do Slytherinu – Steel poczuł się urażony słowami brata.
- Współczuję - z powagą oznajmił Draco, podnosząc swoją różdżkę z podłogi. – Już chyba bym wolał być w Gryffindorze... Mimo że Gryfków nie lubię. A Ravenclaw to po prostu okropne kujony bez klasy... - ręka Malfoya Juniora zastygła o milimetry od ucha; Blaise patrzył na niego zbyt natarczywie.
- No, to może pójdziecie przeprosić dziewczyny - powiedział szybko Draco, a jego dłoń natychmiast zjechała w dół.
- Ty idziesz z nami - Blaise uśmiechnął się niczym rodzic z postępów latorośli.
- Ja nic nie mówiłem! – zaprotestował arystokrata.
- Żyjesz i za samo to powinieneś przepraszać – odpowiedział z udawana obojętnością Blaise.
- Przestańcie, głąby - zdenerwował się Steel. - Idziemy wszyscy trzej powiedzieć Sorry, dziewczyny. I nie wyklinać mi tu na siebie młoty!
- Ugryź się, Zabini - Draco pokazał, jak bardzo poważa starszego brata swojego przyjaciela i patrzył na Blaise'a z nieskrywaną pogardą.
- Jak się ugryzę, to, w przeciwieństwie do ciebie, jadu sobie w żyły nie zapuszczę - odrzekł łagodnie młodszy Zabini, wyręczając Steela i wzruszył ramionami.
Po gorących przeprosinach, w których zdecydowano, że nie jest niczyja winą, iż Percy ma w sobie więcej z Filcha niż z Weasleyów, zawarto krótkotrwały pokój. Bo już pięć minut później męski ród znowu się pokłócił, a to podobno kobiety są z natury swarliwe.

***
Późnym wieczorem, gdy teoretycznie wszyscy powinni już spać, bo niektórych z samego rana czekał powrót do szkoły, na korytarzu dało się słyszeć ciche kroki. Zupełnie tak, jakby ktoś się skradał. Kiedy ręka tajemniczej osoby zbliżyła się do klamki przy jednych drzwiach, dał się słyszeć cichy, przesiąknięty ironią głos.
- Braciszku, chyba nie sądzisz, że zgodzę się na łamanie elementarnych zasad przyzwoitości.
- Weź schowaj swój czarny łeb, potworze! Daj żyć normalnie innym, zazdrośniku! - wściekłym szeptem odrzekł Steelowi Blaise.
- Jak będziesz mnie obrażał, nie dam ci spokoju - kpił sobie starszy syn państwa Zabinich, doskonale bawiąc się irytacją zakochanego po uszy młokosa.
- Ty sklątko tylnowybuchowa! – wrzasnął brunet.
- Co tu się dzieje? - usłyszeli nagle głos swojej rodzicielki. - Zamiast spać, to wy się wyzywacie na korytarzu. Żadnej przyzwoitości!
- A ty dlaczego nie śpisz?! - obaj bracia, z wyraźną pretensją w głosie, zwrócili się do swej rodzicielki.
- A wy, jak się do mnie odzywacie? Już spać, pókim dobra. Bo wam blokady na drzwi pozakładam! – zagroziła pani Zabini.
- Mamo... – jęknął Steel.
- Chyba coś powiedziałam! Spać! – rozkazała ostro.
Rozeszli się poirytowani do swoich pokojów, gdzie zaczęli kombinować; zwłaszcza Blaise. Podczas gdy oni kombinowali, Virginia działała. Cichutko zapukała do drzwi Hermiony, która natychmiast jej otworzyła.
- Chcesz spać tak sama całą noc? - pisnęła cichutko rudowłosa, a oczy zalśniły jej w ciemności, przewrotną wesołością.
- W sumie nie... Ale wiesz, to jednak trochę boli - Granger lekko się skrzywiła.
- Zrobiliście to! - Virginia omal nie krzyknęła, a Hermiona szybko położyła palce na jej ustach. - I jak było i jak?! A Blaise, ta świnia niemyta, nie chce i mówi, że chce poczekać - fuknęła rozżalona Ginny na koniec przemowy.
- Czy tobie chodzi tylko o jedno, Gin? - Hermiona spojrzała uważnie na przyjaciółkę.
- N... Nnno nnie - Virginia się zacięła i przygryzła dolną wargę. - Ale dlaczego Draco i ty...
- Draco jest trochę inny niż Blaise, a ja jestem inna niż ty. I uważam, że Zabini postępuje bardzo mądrze. Rozumiesz o czym mówię? Powinnaś się cieszyć, że masz takiego faceta. Opiekuńczego i troskliwego. A ty go wyzywasz. Oj, Gin... – westchnęła Hermiona.
- Ja go kocham - mruknęła panna Weasley, rumieniąc się po naganie przyjaciółki - I masz rację, zachowuje się jak głupia gówniara.
- Oj, przestań. Zachowujesz się po prostu jak normalna, napalona kobieta. Zobaczysz, będzie lepiej, a co do tego, czy chcę spędzić sama tą noc to... nie! – powiedziała Hermiona.
- Czyli? – spytała z zaciekawieniem najmłodsza z rodzeństwa Weasleyów.
- Czyli, moja droga przyjaciółko, zrobiłam coś, do czego przyznaje się z ciężkim sercem – dziewczyna uśmiechnęła się tajemniczo.
- Herm... – Ginny zmrużyła oczy.
- Wiedząc, że tu przyjedziemy, na wszelki wypadek pożyczyłam od naszego przyjaciela pewną pożyteczną rzecz i teraz jej użyjemy! – wyjaśniła z szerokim uśmiechem panna Granger.
- Ty masz... masz... masz pelerynę?! Dlaczego mi wczesnej o tym nie powiedziałaś?! – rudowłosa spojrzała na swoją przyjaciółkę z wyrzutem.
- Oj, Gin... Nie było takiej potrzeby – odrzekła Hermiona wyjmując spod poduszki Pelerynę –Niewidkę Harry`ego.
- Herm, nie powiedziałaś mi i byłaś większym łobuzem niż ja! - w oczach rudzielca zapłonęło uznanie i zazdrość, a Hermiona lekko się zarumieniła i uśmiechnęła przekornie. - UKRADŁAŚ ją Harry'emu - dodała z radosnym zapałem.
- Wcale nie! Ja ją tylko pożyczyłam - zaperzyła się Grangerówna. - Tylko nie wiem, czy jeszcze nie odczekać, bo oni pewnie będą chcieli przyjść do nas...
- Łiii - zapiszczała Virginia. - Wiesz, że to pipki greckie. Pewnie ktoś ich nakrył i powłazili ze strachu do nor... Trochę mi ich żal - Virginia wydęła wargi. - To co, idziemy?
- Chyba nie mamy innego wyjścia - odpowiedziała panna Granger i naciągnęła na siebie oraz Ginny bezcenny skarb.
Już po chwili obie dziewczyny cichutko opuściły sypialnię. Kiedy znalazły się na korytarzu, przez chwilę stały bez ruchu i nasłuchiwały czy ktoś nie nadchodzi. Na szczęście korytarz był pusty. Szybko zbliżyły się do sypialni Dracona i Hermiona bezszelestnie wyślizgnęła się spod pelerynki, a potem, równie cicho, uchyliła drzwi. Kilka sekund później Ginny została sama na korytarzu. Rudowłosa rozejrzała się, pewna, że skrzypniecie drzwi obudziło kogoś, a gdy stwierdziła, że nic takiego nie miało miejsca, pobiegła do pokoju Blaise.

*
- Draco – szepnęła cicho Hermiona, gdy już podeszła do łóżka chłopaka.
- Tunia? - Malfoy poderwał się i usiadł w skotłowanej pościeli. - Moja Tunia sama do mnie przyszła.
Hermiona widziała, jak szczerzy się w ciemnościach, aż mu zęby świecą.
- No, musiała przyjść, skoro jej matołek sam drogi nie może do niej znaleźć – powiedziała.
- No wiesz? To wszystko przez tego jełopa Steela; łazi po nocach - Hermiona ucałowała go mocno w policzek, a Draco ją rzucił na łóżko i mocno przytrzymał.
- A tak właściwie to cóżeś kobieto ode mnie, biednego, zmęczonego trudami życia mężczyzny, chciała? Chyba nie zamierzasz wykorzystać mojego niewinnego ciała? Przysięgam na mój honor, że będę się bronił chociaż trochę – oświadczył, a w jego głosie zabrzmiały rozbawione nutki.
- Żeby nie wyjść na łatwego - mruknęła Hermiona, na co Draco oczywiście musiał zareagować.
Natychmiast zaczął ją łaskotać dopóki dziewczyna zaczęła piszczeć i błagać go o litość.
- Draco... proszę.... przestań.... Draco, a jak... ktoś wejdzie? – wydyszała
- To będziesz się musiała gorąco tłumaczyć, dlaczego napastujesz takie niewinne dziecię jak ja – odpowiedział z rozbrajającą szczerością arystokrata.
- Ty i niewinny! Toż to oksymo... - widząc, że Draco znowu szykuje się do łaskotania, Hermiona natychmiast zmieniła swą wypowiedź. - ...toż to prawda, jesteś niewinny niczym lilia.
- Ty mi tu nie czaruj tylko powiedz, dlaczego naprawdę przyszłaś – zainteresował się młody Malfoy. Hermiona przez chwilę zastanawiała się, czy powiedzieć Draconowi prawdę. W końcu z uroczymi rumieńcami na policzkach wyszeptała:
- Bo ja już bez ciebie nie potrafię usnąć. Brakuje mi ciebie.
- Nierządnica - Draco uśmiechnął się szeroko. - Brakuje ci mojego boskiego ciała - zażartował, ale za chwilę zrobił się poważny, bo Hermiona posmutniała.
- Wiesz co? Ja mówię poważnie, a ty się ze mnie nabijasz. Może jednak wrócę do siebie - odepchnęła go i spróbowała wstać, ale chłopak ją mocno przytrzymał.
- Przepraszam, Tunia... Wiem, że czasem przeginam. Ale ty się tak uroczo rumienisz. Przepraszam za głupi tekst - na prawdę zrobiło mu się przykro i delikatnie pocałował odkryte ramię dziewczyny, wykorzystując fakt, że batystowe ramiączko zielonej koszulki się zsunęło. Ale Hermiona była tak rozżalona jego niewybrednym żartem, że odepchnęła go od siebie i zajrzała mu z wyrzutem w oczy . Draco zawstydził się tak, jak jeszcze nigdy w swoim nastoletnim życiu. Ta dziewczyna oddała mu swoją niewinność, a on ją wyzywał od nierządnic. Poczuł pod powiekami łzy zażenowania i skruchy.
- Miona, ja naprawdę nie chciałem cię zranić, przecież wiesz... Przepraszam za mój niewyparzony jęzor. Szanuję cię bardziej, niż siebie samego, ale mam takie żałosne zapędy. Przykro mi. Nie chcę, żebyś na mnie patrzyła w taki sposób. Z takim żalem. Pozwolisz mi się przytulić i się przeprosić? Błagam, Mionka – chłopak wbił w nią błagalne spojrzenie.
Hermiona spojrzała na Dracona, a gdy zobaczyła minę chłopaka nie potrafiła się dalej gniewać i zmiękła.
- Już dobrze, tylko obiecaj mi, że postarasz się trochę przyhamować – wyszeptała.
-Tunia, dla ciebie wszystko. Przysięgam... na moją miotłę! – na jego ostatnie słowa Hermiona roześmiała się cicho. Wcale nie uważała, że taka przysięga jest głupia,. W końcu, znając Malfoya, miotła była dla niego czymś naprawdę ważnym.
- To, co? Nie masz nic przeciwko temu, że zostanę? – spytała rozbawiona.
- Kobieto, jeszcze się pytasz? Jestem cały twój i rób ze mną, co chcesz – zadeklarował chłopak.
Hermiona uśmiechnęła się i tylko pokiwała głowa; Draco jednak nigdy się nie zmieni.
- A mogę się po prostu przytulić? – spytała cicho.
- Z największa przyjemnością, moja Szczotuniu – uśmiechnął się Draco.
Hermiona rzuciła Dracona na łóżko i wygodnie się na nim ułożyła, zupełnie jak na materacu.
- Nie za dobrze ci, Szczota? - spytał obejmując ją ramieniem.
- Nie, młotku - odrzekła z uśmiechem i oplotła go w pasie udami, "przyklejając się" mocniej.
- Tunia, jesteś wygodnicka – stwierdził Smok.
- Wiem, niewygodnie ci? - spytała z troską.
- No, co ty. Jesteś ciepła i ładnie pachniesz – blondyn uśmiechnął się do niej słodko.
- Nawzajem – odpowiedziała Hermiona wtulając się głębiej w ciało chłopaka.
Przez kilka chwil leżeli w zupełnej ciszy, aż Draco ośmielił się zapytać:
- Mionka... Będę mógł cię troszeczkę popieścić? Proszę...
Draco cierpliwie czekał na odpowiedź, a kiedy przez dłuższą chwilę jej nie otrzymał, schylił głowę i zauważył, że jego Tunia już śpi. Dziewczyna była bardo zmęczona wszystkimi wydarzeniami minionego dnia. Malfoy uśmiechnął się i delikatnie, by tylko nie obudzić panny Granger, przykrył ją nakryciem i jeszcze mocniej przytulił. Hermiona miała racje - potrzebowali siebie. On również nie potrafił już bez niej spać. W momencie, gdy zasypiał w jego zmęczony umysł wdarła się myśl, że w Hogwarcie wspólne spanie może nastręczyć trochę trudności, ale przecież dla chcącego nic trudnego. Zresztą, on jest Ślizgonem i na pewno sobie poradzi.

***
Ginny Weasley po cichu wślizgnęła się do sypialni Blaise i na palcach podeszła do łóżka chłopaka. Ten pół – leżał, – pół - siedział na łóżku i czytał książkę, zerkając z niepokojem, co parę minut, na zegarek . Ginny, która dalej miała na sobie pelerynę, przez co była dla niego niewidoczna, postanowiła trochę niegroźnie podrażnić Blaise`a. Na początku zgasiła światło w jego pokoju.
Chłopak rozejrzał się , jednak jeszcze nie zaniepokojony na nowo włączył lampkę. Kiedy zabawa w gaszenie i zapalanie powtórzyła się po raz trzeci, biedny Ślizgon nie mógł zignorować sygnałów, że ktoś oprócz niego jest jeszcze w pokoju.
- To wcale nie jest śmieszne - warknął, jednak gdy usłyszał tłumiony dziewczęcy śmiech, natychmiast się rozpogodził.
- Och, czyli panna Weasley tak się bawi... A co będzie, jak cię złapię? – spytał.
- Najpierw musiałbyś mnie złapać – odpowiedziała Weasleyówna.
- Nie ma sprawy - Ginny obserwowała, jak Blaise niczym kot pręży się na łóżku, łowiąc uszami dźwięk.
"Zwierzaczek" - pomyślała z rozczuleniem Virginia.
- A skąd masz Niewidkę, ryża wredoto? - spytał powolutku zbliżając się do krawędzi łóżka.
- Herm zwinęła Harry'emu, młotku - grzecznie go oświeciła wredota i szybciutko przeszła na paluszkach w lewą stronę, żeby jej nie dopadł "na głos".
- W którą stronę przetupałaś, wiewióreczko? – spytał Zabini i spokojnie zszedł z wyrka.
- Chciałbyś wiedzieć - szepnęła Ginny i odskoczyła na bok, gdy Blaise zbliżył się do miejsca, gdzie stała parę sekund wcześniej.
- Zobaczysz, jak cię dopadnę będziesz błagać o litość – zagroził brunet.
- Ciebie? - Ginny znowu się zaśmiała i to był jej błąd.
Dziewczyna nie zdążyła odskoczyć i pelerynka została z niej zerwana.
- Ups... – powiedziała.
- Ja ci dam ups - zamruczał Blaise i zaczął popychać dziewczynę w stronę łóżka.
- Dziki, chyba nie skrzywdzisz swojej wiewióreczki? – spytała niewinnie Ginny.
- Pożyjemy, zobaczymy... – odpowiedział lakonicznie chłopak.
- Nie skrzywdzisz, prawda? - wielkie czekoladowe oczy wlepiły się w zielone tęczówki chłopaka. W odpowiedzi Blaise uniósł tylko jedną brew i pchnął Virginię jeszcze raz, a dziewczyna wylądowała pupą na brzegu łóżka. Nie spuszczając z niego szeroko otwartych, ciemnych oczu, wdrapała się szybciutko na łóżko i skulona przycupnęła przy samej ścianie, starając się wyglądać jak najbardziej niewinnie i zrobić się jeszcze mniejsza, niż była rzeczywiście.
- Nie krzywdź, Blaise - pisnęła cichutko. Zabini się rozczulił, ale nie dał tego po sobie poznać. Wszedł na łóżko i powoli zbliżył się do dziewczyny.
- No i co teraz, mała, ruda cholero? Mówiłem, że cię dorwę - powiedział z drapieżnym uśmiechem i oblizał wargi. Następnie troszkę się od niej odsunął, ale nie spuszczał z niej wzroku, a jego prawa dłoń wślizgnęła się pod koszulkę nastolatki, delikatnie gładząc jedwabiste wnętrze uda:
- Ja, dziki zwierz, Blaise, z dzikiej puszczy... - mówił bardzo cicho - ... miałem się zabawić z małą wiewióreczką i brutalnie nam przerwano – Ginny zachichotała. - A teraz ta niewdzięczna wiewióra zabawiła się moim kosztem i mam jeszcze większą ochotę do niej się dobrać.
Przestał ją dotykać i odsunął się dalej:
- Chodź do Blaise'a, skarbie - powiedział zalotnie.
- Nie! - zapiszczała Ginny. - Bo mała wiewióreczka boi się wielkiego, dzikiego zwierza.... Nie pójdę - cofnęła się pod ścianę, figlarnie mrużąc oczy.
- Boisz się? - uśmiech chłopaka stał się bardziej drapieżny.
- Troszeczkę... – przyznała Ginny.
- Chyba się nie obawiasz, że zerwę z ciebie koszulkę? - to powiedziawszy, Blaise, rzeczywiście zdarł delikatną koszulkę.
- Albo, że porwę twoje majteczki - mruknął i jednym szarpnięciem zniszczył stringi dziewczyny.
Ginny nie potrafiła dłużej się powstrzymywać i parsknęła śmiechem.
- Och, masz rację. Nie powinnam się obawiać, że zedrzesz ze mnie ubranie – odpowiedziała chichocząc.
- Kobieto, milcz i leż. Twój Dziki bierze się do akcji! – powiadomił ją Blaise.
- A... Więc jednak - Ginny uśmiechnęła się figlarnie, a Blaise popatrzył na nią z zaciekawieniem.
- No, do takiej właściwej akcji miałeś się wziąć, gdy skończę szkołę - w wielkich oczach widać było prośbę i oddanie.
No właśnie, po co ja czekam, skoro ona jest chętna? - pomyślał, ale po kilku
sekundach spoważniał i popatrzył z czułością na Ginny:
- Skarbeczku, bo tak właśnie będzie. Co nie znaczy, że mam zamiar dać ci całkowity spokój - Virginii zrzedła minka, ale za chwilę się uśmiechnęła:
- Ale pozwolisz się odwdzięczyć? - spytała, gdy Blaise delikatnie zaczął lizać jej lewy sutek.
- Och, nie wiem. Nawet jeszcze nie zacząłem, a ty zadajesz mi krępujące pytania. Leż grzecznie i daj działać prawdziwemu mężczyźnie – odpowiedział chłopak.
- Trzeba być jeszcze mężczyzną - zażartowała Ginny, a Blaise spojrzał na nią spod zmrużonych powiek.
- Ty mała wredoto, teraz to ja ci pokaże – pogroził.
- A co? I może ja już to widziałam – zaśmiała się Ginny.
Blaise nic nie odpowiedział tylko bez żadnych uprzedzeń zniżył głowę i polizał Ginny. Dziewczyna jęknęła i straciła ochotę na jakąkolwiek dalszą rozmowę. Było jej bardzo dobrze i chciała jeszcze. Ślizgon jednakże wcale nie zamierzał być dla niej łaskawy. Już po chwili całował delikatnie wnętrze jej uda, bardzo powoli schodząc do łydki, a później do zgrabnej stópki dziewczyny. Polizał kostkę i ujął lewą stopę Virginii w dłonie.
- Co ty robisz, Blaise? - spytała zdziwiona i zaskoczona dziewczyna.
- Pieszczę cię, skarbie od stóp do głów... Podobno kobiety to uwielbiają – odpowiedział Zabini.
Ginny nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć, więc odrzekła jedynie "aha" i obserwowała chłopaka z lekkim rozbawieniem. Rozbawienie jednak bardzo szybko jej minęło, zastąpione cichutkimi jękami, gdy Blaise zaczął pieścić językiem palce i delikatne poduszeczki pod nimi. Virginia musiała zamknąć oczy i zacisnęła piąstki na pościeli, bo to, co wyprawiał z nią Zabini, było niesamowicie miłe, wręcz boskie.
Ustami zaczął wędrować w górę jej nóg i po chwili zatrzymał się w zgięciu kolana. Ginny, która do tej pory nie wierzyła, że ta część ciała może być w jakimś stopniu odpowiedzialna za napięcie erotyczne, teraz zmieniła zdanie. Zaczęła jęczeć i wić się na łóżku. To wspaniałe, a ona na przemian prosiła o więcej i go przeklinała. Chłopak postanowił się wreszcie nad nią zlitować. Podciągnął się na łóżku, tak, że teraz leżeli na przeciw siebie i zaczął całować jej usta, a jego palce gładziły uda Ginny. Virginia wygięła biodra do przodu, błagając go o śmielsze pieszczoty i przywarła do niego ufnie, zanurzając dłonie w czarnych gęstych włosach chłopaka.
- Blaise, błagam cię - jęknęła rozpaczliwie, kiedy Zabini, drocząc się z nią, ominął, po raz kolejny, o milimetry jej wilgotną kobiecość. - Błagam, Blaise.
- Cii... - wyszeptał jej do ucha i pocałował ramię dziewczyny. Delikatnie wsunął w nią środkowy palec, a Ginny krzyknęła cicho i gwałtownie uniosła biodra.
Blaise’owi spontaniczna reakcja dziewczyny bardzo się spodobała. Ona w ogóle mu się bardzo podobała. Powoli zaczął poruszać swoją dłonią, a gdy Ginny zaczęła jęczeć i krzyczeć coraz głośniej, zaczął ją całować. Cholernie żałował, że jego brat śpi za ścianą i on nie może spokojnie wsłuchiwać się w głos „pchełeczki”.
- Szybciej - wyszeptała dziewczyna, kiedy Zabini na chwilę się od niej odsunął.
Chłopak tylko uśmiechnął się do własnych myśli i przyspieszył swe ruchy.
Virginia wiła się na łóżku, powtarzając imię swojego kochanka i była przy tym coraz ekspresyjna, dlatego Blaise musiał ją często całować, żeby tłumić jej gwałtowne reakcje.
- Cicho, dzikusku - szepnął jej do ucha, na co odpowiedziała bardzo głośnym i wyraźnym: "Och, Blaise!" i rozpłakała się z rozkoszy, bo spełnienie, które jej dał, było zbyt silne jak dla niej - w końcu była tylko maleńką wiewióreczką. Wtuliła się w niego, a Zabini uspokajał ją cichymi słowami, dziwiąc się własnej cierpliwości i łagodności. Nie myślał o własnym podnieceniu i pożądaniu. Ono po prostu było, a Ginny była dla niego najważniejsza na świecie:
- Kocham cię, Blaise - szepnęła mu prosto do ucha.
- Ja ciebie też, kochanie - odrzekł, scałowując z jej policzków łzy. - Jak obudziłaś Steela, to się nie zdziw, gdy zapuka i nas opieprzy - dodał jeszcze, patrząc z niepokojem na drzwi. Steel się jednak nie pojawił ani teraz, ani potem. Był na tyle taktowny, że zapobiegawczo nałożył na swoją sypialnię zaklęcie wyciszające.
- On jest w porządku - odrzekła Virginia i delikatnie pchnęła Zabiniego na łóżko. Był silny, ale pozwalał jej na wszystko. Grzecznie położył się na plecach, a Ginny delikatnie zaczęła pieścić ustami i palcami jego klatkę piersiową.
Jej usta schodziły coraz niżej. Językiem zaczęła zataczać kółeczka wokół jego pępka, a jej dłonie bawiły się włoskami na jego podbrzuszu.
- Gin, proszę nie znęcaj się -jęknął Blaise i to było ostatnie, co powiedział. Jego oczy zaszły mgłą, a umysł wyłączył się zupełnie. Wszystko to za sprawą ust pewnego dziewczęcia , które powoli zaczęły całować jego nabrzmiała męskość. Ginny na przemian całowa


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Copiczek
post 29.06.2005 20:31
Post #104 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 23
Dołączył: 28.04.2005
Skąd: Sosnowiec




Jeszcze nie przeczytałam, ale zaraz się do tego zabiorę... Chciałam być pierwsza: tongue.gif

napewno będzie super, bo to mój ulubiony ff nie mówiąc o Być szlachetnym.


--------------------
Ogółem nie lubie ludzi, myślę, że są głupi.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Miyu Sora Yamano
post 29.06.2005 23:45
Post #105 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 02.05.2005
Skąd: Unin




Kiedy wracałam z nad jeziora miałam coś w rodzaju wizji, przepowiedni nazwijcie to jak chcecie. Nagle poczułam, że któraś z autorek coś wkleiła. Jak najszybciej dostałam się do domu, włączyłam komputer, zalogowałam się do netu, patrze i JEST. Kolejny odcinek mojego ulubionego fika. I wszystko byłoby pięknie gdyby nie to, że nie wkleiło się wszystko. Szybko coś z tym zróbcie. Prooosze


--------------------
"Więc kimże w koncu jesteś?
- Jam częścią tej siły,
która wiecznie zła pragnąc,
wiecznie czyni dobro"

J. W. Goethe "Faust"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
yasmin
post 29.06.2005 23:57
Post #106 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 12
Dołączył: 20.06.2005




Widzę że wreszcie wkieiłaś opowiadanko przy którym całkowicie mogę wyłączyć mój przeładowany mózg. Lekturka jak zwykle lekka, łatwa i przyjemna. Jedyne co mi zaczyna przeszkadzać to zbyt częste sceny erotyczne.


--------------------
Hold on, if you feel like letting go
Hold on, it gets better than you know
Don't stop looking you're one step closer
Don't stop searching it's not over
Hold on

Good Charlotte - Hold on



Rowling gratulujemy Draco Malfoy'a
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Copiczek
post 30.06.2005 10:26
Post #107 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 23
Dołączył: 28.04.2005
Skąd: Sosnowiec




Doczytałam dzisjaj bo wczoraj mi wyłączyli prąd. Ale jak widzę nie ma zdania dokończonego... Cóż, zdarza się smile.gif I jakie wnioski z tego wyciągnąć?


krowki.gif nutella.gif <- tak dla osłodę życia, dla autorek. Wy nam za osłodziliście blush.gif kiss.gif


--------------------
Ogółem nie lubie ludzi, myślę, że są głupi.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
corka_ciemnosci
post 30.06.2005 10:32
Post #108 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 42
Dołączył: 02.11.2004




Powiem tyle - jak zwykle świetne, czyta się lekko i przyjemnie.
Poczekam na to aż autorki dodadzą część, którą została "ucięta", gdyż ciężko mi ocenić co będzie dalej (choć oczywiście się domyślam).

Z pozdrowieniami
Cycuś


--------------------
user posted image

Członkini (Naczelny psotnik)*- The Marauders - fanklubu Huncwotów

* designe by me :D
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Pottermenka
post 30.06.2005 14:32
Post #109 

Prefekt Naczelny


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 545
Dołączył: 03.07.2004
Skąd: Proxima Centauri

Płeć: Mężczyzna



Jestem zaskoczona. Badziewie jak nic innego.


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Majka
post 30.06.2005 22:13
Post #110 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 70
Dołączył: 10.06.2004
Skąd: Finlandia (Lahti)




Nareszcie sie doczekałam!! =)) Jak zwykle super, czasami sie w tym gubie, ale to za sprawą mojego mózgu, która w wakacje nie pracuje =P
Urwane w połowie zdania, mam nadzieje, że wkleicie to szybciutko dalej. Pozdrawiam i weny życzę =))


--------------------


***

Naprawdę myślałam, że miłość jest tylko w filmach. Dałam się nabrać.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Miyu Sora Yamano
post 01.07.2005 00:55
Post #111 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 02.05.2005
Skąd: Unin




Przeczytałam drugi raz na spokojnie i naliczyłam kilka literówek i aż jeden błąd ortograficzny, ale kto by się przejmował. Pisze o tym, bo ciągle pisze, że to opowiadanie jest wspaniałe, a nie chcę żeby autorki popadły w samozachwyt.


--------------------
"Więc kimże w koncu jesteś?
- Jam częścią tej siły,
która wiecznie zła pragnąc,
wiecznie czyni dobro"

J. W. Goethe "Faust"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Sznurówka
post 01.07.2005 13:35
Post #112 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 7
Dołączył: 02.06.2005




Kit, muszę powiedzieć, że masz niewyczerpaną inwencję twórczą. " Być Szlachetnym", " I belive in a thing called love " i jeszcze " Vice - Versa" pisane z Sonką ( choć tu akurat nie wiem czyj był pomysł, z resztą przy " Zmowie..." też nie wiem). Napiszę jeszcze, że jest to jeden z najlepszych ficów jakie czytałam. Najbardziej podoba mi się dzięki świetnym tekstom. Przy rozmowach Dracona z kimś zazwyczaj pękam ze śmiechu. Polecam lekturę " Zmowy..." na poprawę złego humoru
Uwielbiam, ubóstwiam, kocham... etc. parę Draco - Hermiona ( po części dzięki waszym opowiadaniom), mimo oklepania tematu. Szczególnie, jeśli wiem, że kilka autorek zawsze ( i to przy tym paringu) zaskoczy mnie ciekawym i oryginalnym podejściem do sprawy.
Piszecie lekko i przyjemnie, a co najważniejsze macie przy tym radochę. My, Czytelnicy, mamy ją trochę później. Mianowicie, wtedy gdy widzimy kolejny odcinek.
Fragment z Przecinkiem jest po prostu boski. Malfoy Senior troszkę dziwnie się zachowuje. Minimalnie odbiega od kanonu. Ciężko jest mi sobie wyobrazić, że jest on taki miły dla Hermiony. Ale to już wasz pomysł.
Lucjusz najlepszy jest przy kaczce. Wogóle zamiłowania kulinarne obu panów są świetne. Najbiedniejszy jest Zabini. W końcu to jego kuchnia została zdemolowana.
Żal zrobiło mi się pod koniec Lucjusza gdy matka Bleise' a powiedziała do Dracona, że jego ojciec ma zakaz wchodzenia do czyjejkolwiek kuchnii, nawet w swoim domu.

Żeby nie było przesłodzenia, wytknę pare błędów.
1. Urwana w połowie.
Wiem,że to nie twoja wina. Zdarza się, tymbardziej jeżeli śpieszyłaś się.
Wybaczone, jeżeli w najbliższym czasie zobaczę dalszą część.
2. Literówki
Nie przeszkadzają tak bardzo w czytaniu. A już na pewno nie mi. Jednak je zauważyłam.
Przez 15 minut szukałam, ale ich nie znajazłam. Wybacz nie zacytuję.

Zyczę weny i cierpliwości przy poganiających komentarzach.
Czekam na dokończenie tego rozdziału.

Ten post był edytowany przez Sznurówka: 01.07.2005 13:39
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Itilien
post 01.07.2005 17:30
Post #113 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 42
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: z Manill




Ten part mi się nie podoba, to nie jest to co na początku. Pierwsze części waszego opowiadanie były ciekawe i intrugujące, w niektórych momentach naprawdę pobudzały wyobraźnię. Jak dla mnie jest poprostu za słodko i za uroczo, postacie straciły wyrazistość, wierzę, że miłośc zmienia, ale żeby aż tak?


--------------------
"Nie mogę utrzymać duszy, która o wolność krzyczy"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Myśka
post 01.07.2005 17:57
Post #114 

nigeryjski chłopiec


Grupa: czysta krew..
Postów: 1196
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: podróżny busik the kooks

Płeć: Kobieta



zgodzę się z powyższym.

poza tym - mysle, iż wiadomym jest, że autorka[ki? już się gubię] 'Zmowy' jest jedną z najlepsząych autorką ficków na tym forum. opowiadanie jest pisane poprawnie językowo i całkiem zgrabnie. ale fabuła siada. to, co smieszy niektórych - dla mnie w ogóle nie jest zabawne. także nie wzruszam się, czytając opowiadanie. acz nie wymagam tego. poprostu wydaje mi się, że dialogi wcale nie są przybliżone do tych z życia codziennego, chociaż rzekomo mają być. kłótnie pomiędzy braćmi były okropnie uciążliwe i męczące.
na tym skończę, bo i tak będę czytała kolejne częsci, o ile takowe nastąpią. dla samego czytania.


--------------------
she moved so easily all i could think of was sunlight
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Madzior
post 02.07.2005 14:09
Post #115 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1
Dołączył: 14.05.2005




Opowiadanie jedno z moich ulubionych, szkoda że nie wkleiło się całe a ja wiem co będzie dajej hihihi normalnie cud, miód i orzeszki (gdzieś to usłyszałam i mi się spodobało; za plagiat przepraszam) i tak nie powiem co dalej, choć znajdą się tacy co też czytali całość biggrin.gif. Poprzednie części bardziej mi się podobały, ale ta też jest niczego sobie.
Pozdrawiam Mad
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Serena
post 04.07.2005 12:59
Post #116 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 24.11.2004
Skąd: KCN




Długo czekałam i się doczekałam ^^

Opowiadanko fajne, podobają mi się nowe postacie np. małżeństwo Zabinich, jego brat. Fajna ta wasza Narcyza. Cechy postaci troszkę przerysowane, ale tak jest fajniej ^^

Mam tylko 1 zasstrzeżenie -
QUOTE
(...)lizać cipkę(...)

Podoba mi się jak opisujesz różne scenki rodzajowe... XD erotyczne znaczy się XD Tylko to jedno zdanie tanim pornolem zaleciała.

Ale ogólnie fajnie, fajnie ^^
Czekam na tę dalszą część, co się nie wkleiła.

Pozdrowionka
wiedźma ^*^ SereSere ^*^
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Pycior
post 05.07.2005 15:57
Post #117 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 18
Dołączył: 03.05.2005




No więc po prostu ubustwiam waszą twórczośc, jest taka swobodna, nie czuc w niej, że piszecie "na mus"... Przyjemnie czyta się każde zdanie tego i wielu innych opowiadanek, po prostu super biggrin.gif I czekam na przerwaną częśc pozdrawiam autorki

Ten post był edytowany przez Pycior: 05.07.2005 15:58
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Dorcas Ann Potter
post 05.07.2005 18:48
Post #118 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 309
Dołączył: 14.06.2005




Ten part nie jest najwyższych lotów, ale to się zdarza... Czekam na następny part... Urwało się w połowie zdania :].
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
esstel
post 06.07.2005 10:44
Post #119 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 14
Dołączył: 27.12.2004
Skąd: mc2




całkiem niezłe, ale szkoda że nie dokończone...


--------------------
'Zarówno na wschodzie jak i na zachodzie: istoty ludzkie są tylko narzędziami bezlitosnego Losu
wolna wola i świadome decyzje to złudzenia umysłów zbyt wątłych, by pojąć realia naszej absurdalnej egzystencji...'
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
soraja
post 07.07.2005 10:36
Post #120 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 02.05.2005




Cała sztuka artysty polega na określonej proporcji przesady. Oczywiście przesada ta nie powinna przekroczyć określonych granic. Nie wiem jak ty to robisz ale zawsze ci sie udaje zachować tą swego rodzaju granicę dobrego smaku- oby tak dalej tongue.gif


--------------------
Że wierzyliście w moc a było to charłactwo
w przepych i użycie a były to łachmany
w wiedzę i rozum a było to szaleństwo
w materię a był to tylko kokon ducha
że roztrwoniliśmy wszystko spustoszyli
i wiodła nas ciemność
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Eva
post 07.07.2005 11:00
Post #121 

nocturnal


Grupa: czysta krew..
Postów: 5438
Dołączył: 10.04.2003
Skąd: Poznań, miasto doznań.

Płeć: Kobieta



polemizowalabym ;p


--------------------
“You may be as vicious about me as you please. You will only do me justice."

deviantART
last.fm
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
corka_ciemnosci
post 07.07.2005 11:38
Post #122 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 42
Dołączył: 02.11.2004




A ja nie biggrin.gif


--------------------
user posted image

Członkini (Naczelny psotnik)*- The Marauders - fanklubu Huncwotów

* designe by me :D
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Dorcas Ann Potter
post 07.07.2005 12:01
Post #123 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 309
Dołączył: 14.06.2005




Każdy ma swoje granice dobrego smaku. Istnieją także wyznaczone przez ogół ludzi, ale każdy posiada swoje własne.

Ten post był edytowany przez Dorcas Ann Potter: 08.07.2005 12:54
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
esstel
post 08.07.2005 17:50
Post #124 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 14
Dołączył: 27.12.2004
Skąd: mc2




przeczytałam to opowiadanie na innej stronie i przyznam nie takiego końca sie spodziewałam, no ale nie będe zgradzać szczegółów... musze przyznać że jestem pod wrażeniem weny twórczej autorek smile.gif


--------------------
'Zarówno na wschodzie jak i na zachodzie: istoty ludzkie są tylko narzędziami bezlitosnego Losu
wolna wola i świadome decyzje to złudzenia umysłów zbyt wątłych, by pojąć realia naszej absurdalnej egzystencji...'
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Bella
post 08.07.2005 18:00
Post #125 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 32
Dołączył: 07.07.2005




Opowiadanie super zreszta jak wszystkie inne twoje fiki,ale nie zachwycilo mnie tak bardzo jak klub bachusa czy vice-versa ,troche za malo tu akcji chociaz musze pochwalic za wspanialy pomysl z Malfoyami którzy demoluja kuchnie !Talent maja wrodzony ! wink.gif


--------------------
"Mam nadzieję, że kiedy następnym razem zdecyduje się pan bezmyślnie komuś zagrozić, narazi pan na niebezpieczeństwo swoje własne życie, i, dla dobra ludzkiej rasy, mam nadzieję, że je pan straci"TS

"The Dark Arts,are many, varied, ever-changing, and eternal. Fighting them is like fighting a many-headed monster, which, each time a neck is severed, sprouts a head even fiercer and cleverer than before. You are fighting that which is unfixed, mutating, indestructible."

user posted image
THE SNAPERS - Uczeń Alchemika
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

9 Strony « < 3 4 5 6 7 > » 
Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.03.2024 12:55