Wojna w
tchnieniu
Autor: Muddgutts
Tytuł
oryginału: ‘War within a breath’
Oryginał: www.fanfiction.portkey.org
Rozdział
I
- Harry, obudź się.
- Harry...obudź się. – Głos
znowu się odezwał, tym razem poczuł małe potrząśnięciem na swoim ramieniu.
Poprzez lekką mgłę przyćmione światło wypełniało wilgotny pokój. Ciało go
bolało, czuł mrowienie, które wstrząsnęło barkami, kiedy się wyprostował.
Harry sięgnął po swój płaszcz i okulary. – Tonks? Kt...która jest
godzina?
Tonks przysunęła do siebie swoją różdżkę i klęknęła przy
jego łóżku.
- Słuchaj Harry, musimy ruszać. To miejsce nie jest już
bezpieczna.
Harry opadł cicho na łóżku z pomrukiem
niezadowolenia.
- No nie...dotarliśmy tutaj dopiero wczoraj i już
musimy wyjechać? Lepiej, żeby to nie była jedna z akcji Moody’ego, bo
inaczej przetransmutuję jego nogę w wykałaczkę. – Spojrzał na nią
czekając bez skutku na uśmiech.
Tonks wyglądała bardzo poważnie,
wstała zapalając lampę na szafce nocnej.
- Harry, nie mamy dużo czasu
na obijanie. Musimy spotkać się z Remusem i Kingsleyem za dziesięć minut. A
teraz ruszać się, wszyscy! – Jej ostatnie słowa były wypowiedziane
na tyle głośno, że obudziła nimi Neville’a i Rona.
- Co się
dzieje? – spytał Neville siadając na swoim łóżku. Ron cicho opadł,
zdejmując pościel ze swojej głowy.
Tonks podeszła do szafki, wyjęła
ich torby i rzuciła je na środek pokoju.
- Wstawać! Teraz!
Macie pięć minut, żeby doprowadzić się do ładu i być gotowym.
Harry
przyglądał się jej ciekawie przez minutę. Nie zachowywała się tak od tygodni
i jego żołądek opadł na myśl ostatniego razu, kiedy wszyscy zostali obudzeni
w środku nocy, żeby przeprowadzić się do nowego, bezpiecznego domu, prawie
przed dwoma tygodniami.
Ukrywali się w starej stodole, gdzieś
niedaleko Yorku. Wszystko było w porządku, dopóki z zimnego nieba nie
pojawili się Tonks i Remus na swoich miotłach, żądając by zebrali się i
wyjechali. Próbowali nie panikować i zabrać wszystkie swoje rzeczy, ale
Hermiona zaczęła się dusić kiedy zdała sobie sprawę, że nie ma miotły. Wtedy
Harry zrobił jedyną rzecz, jaką był w stanie. Wciągnął ją na swoja miotłę i
odleciał. Po kilku przekleństwach i uderzeniach Hermiona uspokoiła się.
Spojrzała na starą stodołę ponad ramieniem Harry’ego. Nie więcej jak
dwie minuty po tym jak wylecieli, duża grupa Śmierciożerców pojawiła się
przed budynkiem. Widok stodoły płonącej na tle nieba wciąż trapi ją w jej
snach.
Harry wyskoczył z łóżka i zaczął wrzucać wszystkie szkolne
książki i ubrania do kufra. Rozejrzał się po pokoju szukając czegoś, o czym,
mógł zapomnieć. Zauważył, że Neville robi to samo, ale Ron wciąż nie
wstał.
- Hej, Ron! Wstawaj albo będziesz musiał tutaj zostać,
stary!
Harry nie zaczekał na Rona, bo usłyszał obcasy Tonks za
drzwiami pokoju. Poruszały się szybko od jednych drzwi do drugich. Tonks
odwróciła się i zatrzymała Harry’ego przed wejściem do
pokoju.
- Hm Harry, może ja powinnam pierwsza, ha?
Harry się
zmieszał. Wiedział, że czas był najważniejszy, ale chciał tylko tam się
dostać i pomóc Hermionie w pakowaniu; to bez wątpienia opóźniłoby ich
wyjazd. Zauważył uśmiech Tonks i nagle zaświtało mu w głowie, że dziewczyny
mogą nie być jeszcze ubrane. Zarumienił się i podparł o ścianę.
-
Och... no tak.
Tonks przecisnęła się przez drzwi do pokoju trzymając
wysoko różdżkę, oświecającą jej drogę.
- Moje panie, czas wstawać
– nakazała. Harry mógł usłyszeć z zewnątrz pokoju jak budzą się do
życia. Dokładnie sprawdził wszystkie zapięcia w kufrze i ściągnął je
mocniej. Zakręcił się w małym kółku sprawdzając swoje kieszenie.
-
Różdżka, jest. Pieniądze, są. Zdjęcia? – jego palce przebiegły przez
całą długość spodni, później do kieszeni koszuli i głęboko westchnął z ulgą,
kiedy zdjęcia same wypadły. Podniósł je, przesunął do światła dobiegającego
z uchylonych drzwi i spojrzał na nie. Kiedy całe to szaleństwo rozpoczęło
się w pierwszym tygodniu lata, wyjął dwie fotografie z albumu; reszta mogła
zostać w jego niepotrzebnym bagażu. Jedno było bardzo stare i zniszczone;
pochodziło z dniu ślubu jego rodziców. Jego matka, ojciec i Syriusz
pomachali mu, uśmiechając się radośnie. Drugie zdjęcie przedstawiało Rona,
Hermionę i jego samego z ich pierwszego roku. Uśmiechnął się i wtedy wszyscy
poruszyli się i uścisnęli.
Drzwi sypialni otworzyły się, w których
pojawiła się Tonks.
- Harry, idę zamknąć tylne wejście i okna.
Upewnij się, żeby wszyscy byli przed frontowymi drzwiami gotowi do drogi jak
tylko Remus przyjedzie samochodem. OK.?
- Samochodem? Jakim
samochodem?
- Kingsley pożyczył jeden z Ministerstwa. Najlepiej jak
nie będziesz o tym za dużo myślał, Harry. Po prostu się rusz, co? –
Zakończyła Tonks i szybko zeszła na dół do salonu. Harry wzruszył ramionami,
przestając myśleć o informacji, wsunął zdjęcia do tylnej kieszeni dżinsów,
zapukał głośno w drzwi i mocno je pchnął.
Ginny o mało na niego nie
wpadła, kiedy wybiegła z łazienki trzymając wszystkie swoje kosmetyki.
– Uważaj, Harry! – Luna otworzyła jej torbę, a Ginny
wrzuciła je do środka. Hermiona była zajęta szukaniem czegoś pod
kołdrą.
Harry nie przejmował się i nie zapytał o pozwolenie, tylko
podszedł do jej szafki nocnej i podniósł plecak z podłogi. Z zadziwiającą
szybkością pozbierał jej książki, pergamin, pióra i ubrania. Hermiona nawet
tego zauważyła, bo właśnie próbowała sięgnąć po coś co upadło jej między
ścianą, a łóżkiem.
-No nie... jeszcze trochę – powiedziała
wyciągając znowu rękę w wąską przestrzeń. Harry przyglądał się jej przez
chwilę z uśmiechem. Wyglądała na o wiele starszą porównując ze zdjęciem z
pierwszego roku. Jej ciało dojrzało i będąc uczciwym przyłapał się ostatnio
na zbyt częstym gapieniu się na nią. Była teraz zadziwiająco piękna,
przynajmniej dla niego, wydawało mu się, że dla Rona też, ale Ron nigdy by
mu się do tego nie przyznał. Harry przytrzymał się o ramę łóżka, mocno nim
szarpnął i odsunął od ściany.
Zaskoczona Hermiona wydała z siebie
krótkie „och” i zobaczyła Harry’ego stojącego przy łóżku.
Uśmiechnął się do niej.
- Chodź, pospiesz się. Mam wszystkie twoje
książki i papier – powiedział, przerzucając jej plecak przez ramię.
Podniosła zgubioną rzecz zza łóżka i usiadła; był to jej organizer. Mała,
czarna książeczka wyglądała na gotową do użycia, było w niej mnóstwo
wielokolorowych kartek wystających ze środka.
- Dziękuję Ci ... Harry
– powiedziała, szeroko ziewając. – Mało dzisiaj spałam,
przepraszam.
Harry’emu też się zachciało ziewać i wyciągnął do
niej rękę. Chwyciła ją pewnie, wstała z łóżka, ale zachwiała się na śpiących
nogach i oparła się na nim, a jej głowa spoczęła na jego klatce piersiowej.
Harry rozejrzał się po pokoju. Ginny przyglądała się im z uniesionymi
brwiami.
- Kiedy poszłaś spać, Hermiono? – zapytała
Ginny.
Hermiona wyprostowała się i przetarła oczy.
- Wydaje mi
się, że około godzinę temu.
Harry wytrzeszczył oczy. Tak naprawdę to
nie było dla niego niespodzianką.
- Niech zgadnę, wypracowanie z
Eliksirów, tak?
Hermiona cofnęła się i zrobiła niezadowoloną
minę.
- Tak właśnie. Przynajmniej moje jest już gotowe. Ty na pewno
nawet nie drgnąłeś swojego i nie myśl, że dam ci przepisać. Mówiłam ci,
żebyś zaczął tydzień temu. – Harry otworzył usta, żeby powiedzieć, że
nie planował od niej przepisywać, kiedy nagle Ron wparował do
pokoju.
Przeleciał cały pokój wzrokiem, a później jego oczy spoczęły
z wyrazem dezaprobaty na Harrym, który stał ze swoim plecakiem i
Hermiony.
- Typowe... Hej zostawiłeś swoją miotłę. – Oczy
Harry’ego zwęziły się, kiedy usłyszał od niego słowo
„typowe”. Co to miało znaczyć?
Ron podszedł do nich i
podał Błyskawicę Harry’emu.
- Wygląda na to, że masz ręce pełne
roboty, więc wydaje mi się, że dzisiaj lecisz ze mną, Hermiono –
powiedział, wyglądając na bardzo szczęśliwego z tego powodu.
- O nie,
proszę, nigdy więcej latania – jęknęła Hermiona.- Jestem zbyt
zmęczona, żeby nawet myśleć o wdrapaniu się na miotłę.
Harry
wyszczerzył zęby.
- Dzisiaj nie lecimy, Kingsley zawiezie nas
samochodem.
- Co? Samochód? Gdzie on dostał samochód? – zapytał
Ron, a jego uśmiech spełzł mu po twarzy.
Harry wzruszył
ramionami.
- Nie wiem. Tonks powiedziała, że wziął z Ministerstwa i
razem z profesorem Lupinem będą tu lada moment. – Ron prychnął,
obrócił się na pięcie do drzwi i wyszedł wyglądając na
pokonanego.
Hermiona spojrzała pytająco na Harry’ego.
-
Czy on ma jakiś problem?
Harry chciał jej odpowiedzieć, kiedy nagle
podłoga drgnęła.
- Co to było? – zapytała Ginny. Wtedy to znowu
się wydarzyło i tym razem dłużej i głośniej.
Hermiona instynktownie
zrobiła krok bliżej Harry’ego.
-Co to za hałas? –
spytała. Harry nie był pewien co tworzy ten hałas, ale jednego mógł być
pewien. Nie mogli tu tak stać i czekać na najgorsze.
- Chodźcie,
wynośmy się stąd!
Rzucili się do drzwi, wybiegając prosto na
Neville’a.
- Co się dzieje? Dlaczego podłoga się trzęsie?
– spytał Neville, wyglądając raczej blado.
Ron stał na dole
przy głównym wejściu.
- Szybko, chodźcie. Co to jest?
Wszyscy
zebrali się przy drzwiach. Przy drodze duże sosny przebijały się przez
bezchmurną noc. Drzewa niebezpiecznie kołysały się, kiedy ziemia znowu
zadudniła. Hermiona cicho zapiszczała i przylgnęła do ramienia
Harry’ego.
- To ... to brzmi jak...
- Graup
– dokończył Harry – ale większe!
Ron chwycił
Harry’ego za ramię i obrócił go.
- Graup! Masz na myśli
tego pół-brata Hagrida i pół-olbrzyma?
Neville głośno przełknął
ślinę.
- Olbrzym! – Wszyscy wyjęli swoje różdżki i zaczęli
cofać się od frontowych drzwi.
Przez szyby patrzyli jak ziemia drży i
dużo drzew opada na trawnik, a wyżej na tle czarnego nieba widać było
kształt głowy. Szczęka Harry’ego opadła, kiedy olbrzym mający prawie
dwadzieścia pięć stóp, ukazał się w świetle księżyca. Harry’emu
przypominał groteskowo powiększonego Wikinga wyciętego prosto z książek
historycznych, w białej kamizelce zrobionej z futra wilka i rzemykach
nałożonych wokół stóp i rąk. Jego pięści były wielkości głazów, a stopy
większe od samochodu wuja Vernona. Kiedy olbrzym stanął między domem, a
drzewami, pojawiła się przy nim mała figurka. Był to Antonin Dołohow. Harry
by nigdy nie zapomniał człowieka, który prawie zabił jego najlepszą
przyjaciółkę, Hermionę, choćby był zamaskowany.
Krew się w nim
zagotowała i mocno przycisnął palce do różdżki myśląc o najgorszej klątwie,
jaką mógł użyć na Śmierciożercy. Usunął się z widoku szyby, zanurkował i
chwycił Hermionę.
- Na dół! Nie pozwólcie, żeby was zobaczył!
– Na rozkaz Harry’ego, wszyscy upadli na podłogę i przycisnęli
się do rogu ściany.
- Kto tam jest? Kogo widziałeś?- zapytała Ginny.
Harry zmarszczył się, myśląc co to może oznaczać, że Dołohow jest na
wolności. Ron zaczął wychylać głowę, żeby spojrzeć, co się dzieje, ale Harry
przycisnął go mocno do podłogi.
- Mówiłem, żebyś się nie
podnosił! Tam jest Śmierciożerca, który kontroluje tego
olbrzyma!
Ron wyszarpał się z jego uścisku.
-
Zjeżdżaj! Gdybyś to powiedział wcześniej, nie musiałbym patrzeć!
Prawda, mądralo?
Harry ścisnął zęby ze złości.
- Nie mam
czasu, żeby uzgadniać z tobą każdy szczegół. Po prostu trzymaj swoją
cholerną głowę na dole! Zrozumiałeś?
Ron przewrócił oczami i
cicho upadł między Luną, a Nevillem.
- Tak jest,
kapitanie.
Hermiona miała już dosyć.
- Wystarczy już, wy dwoje
uciszcie się! – odwróciła się do Harry’ego.- Co teraz
zrobimy? Nie możemy tutaj zostać i gdzie jest Tonks?
Z zewnątrz
wyraźnie było słychac głos Dołohowa, który krzyczał do olbrzyma. Mówił do
niego w obcym języku. Brzmiało to tak jak by prowokował go i namawiał do
dalszego szaleństwa. Nawet nisko na podłodze Harry mógł widzieć, jak olbrzym
sięga, wyrywa drzewo i odwraca się w kierunku domu.
- Harry!
Chodź, musimy stąd uciekać! – Hermiona błagała, łapiąc się za
ramię Harry’ego. – Proszę, to nie jest tego
warte.
Patrząc się na nią chciał wrzasnąć „Nie jest warte? Ten
człowiek prawie cię zabił! Powinien teraz siedzieć w
więzieniu!”. Kiedy jednak zobaczył strach w jej oczach, nie
potrafił nic powiedzieć i tylko przytaknął. Ron teraz opierał się o drzwi i
Harry wpadł na pewien plan.
- A więc musimy się dostać do tylnych
drzwi. Ron, ty prowadzisz.
Ron rzucił mu najgorsze spojrzenie od
czasu kiedy się poznali.
- Ja! Dlaczego ja muszę iść
pierwszy?
Harry chciał go uderzyć za bycie takim palantem.
-
Bo ja jestem kapitanem, pamiętaj – powiedział sarkastycznie. Ron
burknął.
Ginny pchnęła Rona z drogi i zaczęła się ruszać w stronę
tylnych drzwi.
- Och, wy dwaj, jesteście niemożliwi! Zjeżdżaj mi
z drogi, ty duży niemowlaku. – Przeszła szybko skulona przez salon.
Luna chwyciła lampę, ociągając się za Ginny, trzymając się blisko
Neville’a. Ron był teraz tak chętny do ucieczki, że praktycznie teraz
pchał Neville’a od tyłu.
Harry szybko spojrzał przez szybę i
zobaczył jak olbrzym zbliża się do domu i obraca sosnami dookoła swojej
głowy. Bez ostrzeżenia Harry chwycił Hermionę i przycisnął ją do
podłogi
- Wszyscy na dół! – krzyknął z całej
siły.
Pokoje, w których spali jeszcze piętnaście minut temu
eksplodowały. Szkło i drewno latało wszędzie i byli otoczeni przez chmurę
kurzu i śmieci. Pomiędzy krzykami Ginny i Luny, Harry mógł usłyszeć jak
fundament małego domu się zawala.
- Nic się nikomu nie stało? –
zapytał. Odpowiedzieli, że wszystko jest w porządku, ale nie mógł ich
zobaczyć, przez grubą warstwę kurzu pokrywającą jego okulary. Ron krzyczał
do Ginny.
- Idź... idź zanim zmiażdży nas na śmierć!
Harry
spojrzał na Hermionę i spotkał jej szerokie oczy i zauważył czerwone
policzki. Leżała płasko na plecach, a on na niej jak tarcza.
-
Wszystko OK? Chyba ci nic nie zrobiłem, prawda?
Wciągnęła głęboko
powietrze, tak że jej klatka piersiowa przycisnęła się do jego
brzucha.
- Nie, nic mi nie zrobiłeś.... dziękuję, Harry –
dokończyła, patrząc się przed siebie. Jej policzki i uszy spłonęły na
czerwono. Harry nie był na tyle głupi, żeby nie zauważyć w jakiej pozycji
się znajdują, ale teraz nie mieli tyle czasu na myślenie o tym. Jednym
szybkim ruchem, Harry wstał i pociągnął ze sobą Hermionę.
Powietrze
już było czyste i duże sosnowe drzewo zaczęło się kołysać. W każdej chwili
mogło upaść na dom. Nagle drzwi na końcu korytarza otworzyły się i pojawił
się w nich Śmierciożerca. Pośliznął się i jego ciało upadło na podłogę z
głuchym odgłosem tuż obok Ginny. Dała mu lekkiego kopniaka, żeby sprawdzić
czy jest przytomny, ale nie było żadnej odpowiedzi. W kuchennych drzwiach
stała Tonks trzymając w jednej ręce różdżkę, a w drugiej innego
Śmierciożercę.
- Pospieszcie się! – zawołała do zmieszanych
nastolatków. Nikt nie potrzebował większego zaproszenia. Wszyscy skierowali
się do pokoju. Jeszcze inny Śmierciożerca wpadł na pozostałości po kuchennym
stole, który został całkowicie rozniesiony. Okno w tylnych drzwiach też było
wybite, więc wyglądało na to, że dostał się do domu właśnie tamtędy, jeszcze
zanim zaczęli biec w stronę Tonks. Harry tylko raz widział walczącą Tonks, w
Departamencie Tajemnic, wtedy zrobiła na nim duże wrażenie. Była doskonałym
Aurorem, a dowód na to właśnie przeleciał nad podłogą pod postacią trzech
nieprzytomnych Śmierciożerców.
Tonks pchnęła Neville’a i Ginny
w stronę wyłamanych drzwi.
- Ruszcie się! Przestańcie się
gapić! Chcecie być naleśnikiem? – zaczęła wszystkich prowadzić w
stronę wyjścia i momentalnie zatrzymała się, aby spojrzeć na
Harry’ego. Szturchnęła go w ramię.
- Nic ci nie jest Harry?
Nie mogąc wydobyć z siebie głosu, tylko kiwnął głową. Kiedy Tonks,
Harry i Hermiona wybiegli z domu, usłyszeli echo, które wypełniło nocną
ciszę. Harry po raz ostatni spojrzał się za ramię i widział jak drzewo opada
na coś co teraz tylko przypominało dom. Wszyscy zanurkowali, żeby się ukryć
przed latającymi w powietrzu kawałkami drewna i szkła.
Olbrzym
chrząknął na widok swoich uciekających ofiar i w mgnieniu oka przeszedł
przez dom, aby ich dopaść. Hermiona pociągnęła do tyłu Harry’ego,
kiedy zasypał stwora deszczem zaklęć. Użył trzech oszałamiaczy, które odbiły
się boleśnie od ciała olbrzyma. Hermiona wrzasnęła Harry’emu do
ucha.
- To nie ma sensu Harry! Musimy uciekać!
Widząc,
że jego starania są bezskuteczne, odwrócił się w miejsce, gdzie przed chwilą
stała Tonks, ale teraz jej tam nie było.
Reszta grupy krzyczała do
nich, żeby uciekali przed olbrzymem, który zbliżał się w jednym celu –
żeby ich zabić. Biegli tak szybko, na ile tylko pozwalały im ich zmęczone
nogi. Znajdowali się w beznadziejnej sytuacji. Harry ciągnął za sobą
Hermionę. Błysk czerwonego światła, przeleciał mu nad głową. Słyszał jak
Hermiona wykrzykuje zaklęcia za jego plecami. Wiązka światła znowu go minęła
i rozbiła się o trawę tuż przed nimi. Harry odwrócił się i zobaczył Dołohowa
z różdżką w ręku, niezbyt daleko od nich.
- Koniec! Dość już się
za wami nabiegałem! – powiedział.
Hermiona spojrzała na
niego ze strachem w oczach.
- Harry! Co ty wyprawiasz? –
ściągnął ją na dół i wycelował swoją różdżkę w stronę Dołohowa wysyłając
zaklęcie jedno po drugim. Śmierciożerca łatwo ich uniknął, wykorzystując
gruz jako schronienia.
- Trzeba go oszołomić! Unieś to rumowisko
przed nim, żeby mógł łatwo w niego wycelować! – wrzasnął
Harry.
Próbując nie myśleć o nadciągającym olbrzymie, Hermiona
zaczęła unosić duże kawałki głazów. Utrzymywały się przez chwilę w
powietrzu, zanim uderzyły prosto w plecy Dołohowa. Kiedy skakał z jednej
strony na drugą, nie chcąc być zmiażdżonym, Harry skupił się na swoim
głównym celu i krzyknął.
- Incarcerous!
Liny wyleciały z
jego różdżki i obwiązały szczelnie Śmierciożercę.
Tonks pojawiła z
cichym trzaskiem tuż obok Hermiony i szybkim machnięciem ręki przywołała
różdżkę Dołohowa. W powietrzu słychać było głośny, świszczący dźwięk i nagle
bez ostrzeżenia Tonks i Hermiona zostały przewrócone na ziemię. Zanim
ktokolwiek wypowiedział jakieś słowo, ciemna plama przeleciała nad ich
głowami. Było jasne, że jest to ogromna ręka olbrzyma, który teraz wynurzył
się, żeby w końcu ich dopaść. W czasie ich małego pojedynku z Dołohowem
zapomnieli dlaczego uciekali z ich pierwszej kryjówki, ale teraz było za
późno. Byli w pułapce.
Ron i Neville obserwowali z przerażeniem jak
olbrzym wybrał sobie za cel Harry’ego i Hermionę, i był gotów do
uderzenia. Szczęka Rona opadła, A Ginny zaczęła mocno trząść jego ramieniem,
krzycząc:
- Zrób coś!
Kiedy nic jej nie odpowiedział,
odwróciła się do Neville’a i wyciągnęła go z szopy, gdzie się
ukrywali.
- Choodź, musimy go oszołomić!
Oczy
Neville’a błądziły między jego przyjaciółmi, którzy w każdej chwili
mogli być roztrzaskani, a Ginny. Z determinacją w oczach i głosie
powiedział:
- Jasne zaklęcia! Cokolwiek świecącego, po prostu
trzeba odwrócić jego uwagę!
Ginny szybko przytaknęła głową i
wypuściła iskrę w niebo. Była wystarczająca, żeby oświecić przestrzeń między
domem, a lasem.
Przez wiązki światła obserwowali jak prawe ramię
olbrzyma sięga, żeby złapać ich przyjaciół, kiedy przekłuwające białe
światło popłynęło przez teren i wystarczająco oszołomiło
stwora.
Głośne warczenie jakiegoś pojazdu odbijało się echem od drzew
i napełniło ich nadzieją. Czarny samochód Ministerstwa pojawiło się przed
ich oczami. Harry wyprostował się i uśmiechnął, kiedy auto zatrzymało się i
Remus Lupin z różdżką w ręku, wyskoczył z przedniego siedzenia.
-
Gdzie jest Harry? – zapytał Lupin.
- Tam! – wskazała
palcem Ginny.
Aportował się z niewdzięcznym trzaskiem między
Hermioną, a Tonks.
- Tonks! Łap Hermionę!
On sam złapał
Harry’ego i aportował się prosto do samochodu. Harry wcisnął się na
siedzenie obok Rona, a chwilę później Hermiona usiadła przy nim. Ginny,
Neville i Luna pomogli wejść Tonks do samochodu, która wylądowała na nogach
wszystkich pasażerów i zamknęli za nią drzwi. Przez tylne okno patrzyli się
jak zniszczony dom i wściekły olbrzym znikają im z pola widzenia. Odetchnęli
z ulgą.
Minęło piętnaście minut i po kilku niewygodnych ruchach,
zaczęli się ściskać i tłoczyć. Ron z desperacją próbował wyjąć nogi spod
Tonks, która rzuciła mu ostre spojrzenie.
- Słuchaj Ron, jeżeli
chcesz dotknąć mojego tyłka to proszę spróbuj, ale przestań tak wiercić
tymi stopami.
- Nie mogę nic na to poradzić, że jestem tutaj
najwyższy – jęknął, spoglądając na wszystkich dookoła. Tył samochodu
miał dwa siedzenia naprzeciwko siebie, ale z siedmioma osobami i ich
bagażami naprawdę musiało być trudno komuś o jego rozmiarach.
Hermiona szybko się rozejrzała i rozwiązała problem w
sekundę.
- O.K. wszyscy przesuńcie torby do drzwi.
Przyjęła
pół stojącą pozycję, powodując, że Ron ześliznął się z siedzenia.
-
Ron, przesuń się całkowicie w tamtą stronę – zrobił tak jak mu kazała
i Tonks z ulgą usiadła tuż obok niego. Harry jednak zauwazył mały
problem.
- Hm, Hermiono – powiedział – gdzie zamierzasz
ty usiąść? Właśnie pozbyłaś siebie samą siedzenia.
- Och –
odpowiedziała i zmarszczyła brwi w zamyśleniu. Przygryzła wargę wymyślając
inne ustawienie dla tak dużej liczby osób.
- Ja sobie po prostu
usiądą na... – powiedziała, ale urwała kiedy samochód ostro zakręcił.
Hermiona podskoczyła do góry, uderzyła głową o dach i wylądowała na kolanach
Harry’ego, który instynktownie ją złapał.
- Hermiono, nic ci
nie jest?
Popatrzyła na niego z ukosa, gładząc się po głowie. Harry
ułożył swoje ręce przyzwyczajając się do jej pozycji. Nie mógł nic na to
poradzić, ale chciał się uśmiechnąć. Po tym wszystkim co ich spotkało,
myślał tylko o jej delikatnym i miękkim dotyku, zwykłym ludzkim kontakcie
mówiącym, że nie był sam w koszmarze, w który został złapany. Ona była
prawdziwa, wtedy i teraz, a nie tylko wspomnieniem z fotografii. Był pewien,
że życie to nie tylko cierpienie i ból, i kiedy odwrócił głowę i spojrzał na
ciemne niebo coś zaświtało mu w głowie. „Ona mnie rozumie. Zawsze mnie
rozumiała. Nawet Ron mnie tak nie zna jak ona”, uśmiechnął
się.
- Harry, jeżeli jestem za ciężka mogę się ruszyć, nie mam nic
przeciwko siedzeniu na podłodze.
Próbowała wstać, ale jego ścisnął ją
jeszcze bardziej. Szepnął jej w ucho przez gęste, brązowe włosy.
-
Proszę nie idź, jest naprawdę dobrze – Hermiona czuła jego oddech na
szyi, a po całym ciele przeleciały jej ciarki. Zagubiła się na chwilę myśląc
co się wydarzyło i jak miłe było siedzenie z Harrym w ten sposób. Tonks
szturchnęła ją w nogę.
- Hm – Uśmiech Tonks był złośliwy i jej
oczy świeciły, tak jak by chciały stwierdzić „Dobrze się
bawicie?”. Hermiona nie miała nic do powiedzenia i dalej patrzyła się
na Tonks i jej warga drgnęła. Tonks sięgnęła do szaty po różdżkę.
-
Mam dla ciebie prezent, Hermiono.
- Przecież ja już mam różdżkę, ale
dziękuję.
- Ale ta różdżka jest własnością naszego przyjaciela
Śmierciożercy, Antonina Dołohowa – Tonks powiedział zimno, podając
różdżkę Hermionie. Podrzuciła ją kilka razy, myśląc co z nią zrobić, ale
głos Harry’ego dobiegający zza jej pleców był niski i mocny.
-
Złam ją.
Mogła teraz zobaczyć twarz. Jego mina była czysta, a jego
przykuwające zielone oczy nawet nie drgnęły.
- Zrób to Hermiono. Złam
różdżkę, poczujesz się lepiej.
Hermiona spojrzała się na wszystkich w
samochodzie.
Ginny cała się rozpromieniła, Luna przytaknęła krótko
głową, a Neville uśmiechnął się robiąc w powietrzu ruch łamania różdżki.
Mina Rona była nieczytelna, ale powiedział:
- No już złam ją. Wiesz,
że tego chcesz.
Tonks popatrzyła się na nią ciepło i przekręciła
lekko głowę.
- Nic złego się nie stanie.
Kiedy Hermiona
odwróciła się do Harry’ego, chwycił jej ręce, położył na końcu różdżki
i powiedział:
- Zasłużyłaś na to, Hermiono. On już cię nie
skrzywdzi.
Jej oddech drgnął i ścisnęła mocniej różdżkę. Zgrzytnęła
zębami, zgromadziła całą swoją siłę i przełamała ją na dwa kawałki. Małe
cząstki ze środka wzniosły się w górę i wyleciały przez okno samochodu.
Wszyscy zaczęli się śmiać i powrócili do rozmów jakby to był czas porannej
kawy.
Hermiona opuściła głowę. Wypełniło ją uczucie ulgi. Oparła się
o Harry’ego, chwilę zaszlochała.
- Już dobrze. To
koniec.
Zamknęła oczy i wypuściła skomplikowane myśli z
umysłu.
Oboje zasnęli podskakując na tylnym siedzeniu, kiedy jechali
przez ciemną noc, kierując się do nowego bezpiecznego domu i zbliżając się z
każdym dniem do powrotu do Hogwartu.
Bardzo ładnie i zgrabnie tłumaczysz. Szybciutko się czyta, a to najważniejsze, no i wciąga, wciąga i to jeszcze jak. Widać jednak już od I partu na co sie zapowiada....Harry&Hermiona (może się myle, nie znam całej fabuły, bo cosik nie mogę znależć tego oryginału)...dosyc popularny na tej stronie związek:D:D ale w tym opowiadaniu nie jest to jedyny wątek. Najważniejsza jest tu tocząca się wojna. Oby tak dalej! Czekam na dalsze części.
Najs czekam na dalsze czesci
Bardzo fajny fan fick Jestem ciekawa dalszych części. Wchodzę na portkey prawie
codziennie i uwielbiam tę stronkę (jak każdy zwariowany "H/Hr
sipper" ). Muddgutts jest nie tylko dobrym pisarzem, ale też bardzo
zdolnym rysownikiem! (widziałam jego prace, są po prostu niesamowite).
Tłumaczenie jest bardzo zgrabne, naprawdę świetne i dopracowane, chociaż
znalazłyby się pewne usterki, ale to tylko kwestia treningu. Będę uważnie
śledziła to tłumaczenie (nie wiem, czy przeczytam ff w oryginale, może jak
znajdę czas...). Trzymam kciuki! Jestem naprawdę pod wrażeniem pracy,
jaką odwaliłaś
Pozdrawia was forumowy, pierwszy i niepowtarzalny
"H/Hr shipper"
Teraz tylko czekamy na next parta
Cudowne! Po prostu świetne
Czekam na następną część. Mam nadzieję że będzie
niedługo.
Pozdrawiam,
AnDzIkA
Hmm..ładne, podoba mi sie...PISZ PISZ
...DALEJ ...(=
Dziękuję bardzo wam za te miłe posty. Nie
spodziewałam się, że się spodoba. Przykro mi to mówić, ale będzie trzeba
poczekać cierpliwie na następną część, bo szkoła nawet w wakacje nie daje mi
spokoju i jako bardzo "pilna" uczennica muszę przeczytać Potop,
Chłopów i inne bzdury. Jednak mam pytanie może chcecie mniejsze party, wtedy
będzie szybciej?
Bardzo fajny fick, dobrze sie czyta czekam
na next parta
Ja się zgadzam na krótsze części. Przeczytam tego Ficka pod każdą postacią. Jest super
Tez sie zgadzam i wspolczuje Ci tych chlopow i potopu
Podoba mi się. Nawet bardzo. Mogą być
krótkie party. Życzę weny
Rozdział II
Dołohow chcąc
uwolnić ramiona z więzów, poruszył się, jednak nic to nie dało Liny były
zbyt mocno związane i nie mógł ich rozluźnić. Zdołał jedynie otrzeć się o
roztrzaskany kamień. „Gdybym tylko miał różdżkę, byłbym wolny i te
cholerne dzieciaki leżałyby już martwe u moich stóp”, pomyślał.
Rozglądając się ujrzał ogromną przerwę pomiędzy drzewami. Olbrzym musiał tam
zabłądzić, po tym jak samochód włączył się do sceny bitwy. Bez różdżki nie
mógł mieć kontroli nad bestią. Był bezsilny, wiedział tez komu będzie musiał
odpowiedzieć za swoją porażkę. Ta myśl utknęła mu w żołądku i rozpaliła jego
gardło.
Trzaski spowodowane przez aportujących się ludzi, przerwały
sen Dołohowa o przekręceniu szyi Potterowi.
- Kto tu jest? –
krzyknął w czarną noc. – Słyszę was!
Odpowiedział mu tylko
dźwięk stawianych stóp, które odbijały się echem od otaczających drzew.
Spróbował przekręcić głowę, żeby spojrzeć za siebie, ale nie było tam nikogo
i niczego w zasięgu jego wzroku. Serce mu podskoczyło i pot spłynął po
brudnej szyi. Wciągnął głęboko powietrze, kiedy dźwięk chodu nagle
ustał.
Dołohow momentalnie odwrócił głowę i ujrzał trzech
Śmierciożerców stojących naprzeciw niego.
- Jasna cholera!
Wystraszyliście mnie na śmierć. Uwolnijcie mnie!
Najwyższa ze
Śmierciożerców stała w środku. Miała czarne, długie włosy, które wystawały
jej spod kaptura i białą, porcelanową maskę, ukrywającą tylko górną część
jej twarzy, niesamowicie promieniującej w świetle księżyca. Przemówiła do
niego niskim głosem.
- Na śmierć, mówisz... hm, interesujący dobór
słów, Dołohow.
Krew uderzyła mu do głowy i głos mu się
załamał.
- Bellatriks, to ... to nie była moja wina. Przysięgam!
To był Bragi i tych dwóch nowych facetów! Mieli złapać grupę Pottera,
kiedy uciekali przed olbrzymem.
- Ciii.... – zagruchała,
klękając przed nim. Zbliżyła się do niego jak tygrysica. – No, no,
Antonin, już drugi raz zawiodłeś naszego Lorda. Mówiłam mu, że jesteś
bezwartościowy i powinien zostawić cię tutaj żebyś zgnił, ale pomyślał, że
jeszcze może być z ciebie jakiś pożytek.
Dołohow zachwiał się, chcąc
uniknąć jej dotyku. Wiedział, że ona uwielbia bawić się ze swoją
ofiarą.
- Proszę, to nie moja wina ... nie. – Przestał mówić,
kiedy różdżka wyślizgnęła się spod jej szaty. Stuknęła nią kilka razy o
wewnętrzną stronę jego uda i szepnęła mu do ucha.
- Nie umrzesz
– na razie! Czarny Pan ma wobec ciebie pewne plany –
powiedziała. Spojrzała na niego szerokimi oczami. – Oczywiście musisz
być ukarany za tą porażkę, a to już zostawił mnie.
Odsunęła się od niego
i skierowała różdżkę w stronę ziemi. Poruszyła lekko nadgarstkiem i z końca
jej różdżki wydobyło się zielone światło. Ziemia pod nim ożyła, wypuściła
pędy długiej, ciernistej rośliny. Chciał się uwolnić, jednak nic to nie
dało. Pędy zaczęły okręcać się wokół jego nóg, a ciernie wbijały się
boleśnie, zostawiając głębokie, rozszarpane rany na nagiej skórze. Krzyki
przekłuwały samotne, nocne niebo i wystraszyły ptaki gnieżdżące się na
pobliskich drzewach.
Bellatriks stała i patrzyła się z ciekawością,
wychylając głowę, aby mieć lepszy widok. Co i rusz mogła odnowić zaklęcie
albo powstrzymać Dołohowa od utraty przytomności. Po jakimś czasie inny
Śmierciożerca zawołał ją z gruzów starego domu.
- Co znalazłeś?
– zażądała od niego odpowiedzi, idąc ku niemu dużymi
krokami.
Śmierciożerca odrzucił kilka kawałków drewna i podniósł
starą, podartą fotografię
- To należy do Pottera. Imiona jego
rodziców są napisane na odwrocie, ale nie znam tego drugiego
mężczyzny.
Oczy Bellatriks rozszerzyły się na widok jej nieżyjącego
kuzyna, Syriusza.
- Tak, wiem kto to jest – powiedziała¸ wlekąc
się i myśląc. „Wciąż przywiązany do przeszłości, mały Potterku.”
Bellatriks uśmiechnęła się do siebie. Wskazała na zamaskowanego
Śmierciożercę.
- Wezwij sowę i przygotuj do drogi tą bezużyteczną
kupę ludzkiego ciała.
- Czy wiesz gdzie się teraz kierujemy –
zapytał, w ogóle nie ruszając się z miejsca.
Bellatriks zrobiła
jeden krok do przodu, mocno przyciskając stopy do ziemi
- No
już!
Śmierciożerca ruszył w stronę ciemnego lasu. Bellatriks
wróciła do fotografii i zaznaczyła linią twarz swojego kuzyna.
- Nous
verrons.*
----------------------------------------
-
*Nous verrons - [fr.] Przybywamy
jedno co moim zdaniem zgrzyta to to
stwierdzenie:
QUOTE |
Wystraszyliście mnie do śmierci |
Bardzo, bardzo podoba mi sie twoje
tłumaczenie. Dobrze znam porkey'a. I ja zyłam z pewnoscia, ze nigdy nie
przeczytam żadnego opowiadanie z tej cudownej stronki!A tu proszę!
Nie umiem angielskiego na tyle by móc sprawnie czytać ciagłe teksty
jednocześnie rozumiejac ich treść. To wsyztsko przez moja anglistke, która
zamiast nas uczyć nie robi na lekcji kompletnie nic, a do tego ma problemy
ze swoim zdrowiem psychicznym. Na szczęście ide do nowej szkoły ( 1
gimnazjum)[Słuchajcie, tylko sobie nie myslcie, ze ja małolata jakaś.
Dzwoneczek potwierdzi, ze nawet idzie sie ze mna dogadać, a pisze w miare].
No a co do tlumaczenia to raczej wiecej błędów nie znalazłam a jeśli chodzi
to "Do śmierci" to ja myślę, ze autor specjalnie tak napisłam bo
jakbyscie nie zauwazyli to Bellatriks kpiła z niego, no nie? Oczywiście
zadzyły sie literówki, ale to nic nie zmieniło. Tłumaczenie jest naprawdę
dobre. Myslałaś kiedys nad pracą tlumacza? świetnie nadawałabys się do tej
roli. Nasz kraj potrzebuje tak uzdolnionych ludzi. No napisałam wiecej niz
zamierzalam, ale jestem pełn apodziwu i czekam na dalsze czesci. Oczywiscie
moga być krótsze. Będziemy bardzo szczesliwi, jeśli sie ukaże bez wzgledy na
to czy odcinki bedą krótsze czy dłuższe***. Z ogromną niecierpliwoscia
czekam na kolejna część. Mam nadzieje, ze pojawi sie jeszcze w tym
tygodniu!
------------------------
*** Ile literówek i
ortografów walnęłam. Niech ktos policzy
Po ich śmiałej ucieczce w środku nocy, Remus i Kingsley wieźli grupę dookoła Anglii przez równe dwa i pół dnia. Zatrzymywali się tylko, żeby zjeść i zatankować. Drugiego dnia zaparkowali w parku na godzinę, aby dać wszystkim trochę czasu na wyprostowanie nóg. Po tym jak minęli trzy razy tą samą stację, Harry zaczął zastanawiać się, czy Kingsley w ogóle wie, gdzie jadą.
Wszyscy byli zmęczeni i z godziny na godzinę bardziej kapryśni. Słońce powoli znikało za horyzontem, a niebo zmieniło swój kolor na czerwono – pomarańczowy. Samochód lekko szarpnął, kiedy Kingsley wyjechał z autostrady i skręcił w nieznaną uliczkę. Po upływie około pięciu minut, droga przed nimi skończyła się. Teraz jechali leśną szosą. Nagie drzewa nad nimi z obu stron tworzyły baldachim i wydawało się, że skręcają się w bólu.
Harry westchnął, obserwując ostatnie wiązki światła za drzewami. Zastanawiał się gdzie tym razem skończą, ale w końcu zdecydował, że to się nie liczy. Nic tutaj na niego nie czekało, tak jak w każdym innym miejscu, w którym mieszkali tego lata. Nie miało to żadnego znaczenia, bo to nie był jego dom. Żadne z tych miejsc. On nie miał domu, a przynajmniej nie z prawdziwego zdarzenia. Harry przyłożył czoło do okna i zamknął oczy. Jego blizna pulsowała o zimną powierzchnię. Dzisiaj bardzo dawała mu się we znaki. Pomyślał czy Voldemort był wściekły na Śmierciożerców, za to że znowu dali im uciec.
- Czy już jesteśmy na miejscu? Umieram z głodu.
Harry rozejrzał się po samochodzie. Ron masował swój bolący brzuch, Neville znowu obgryzał paznokcie, Luna czytała stary numer Żonglera, a Ginny już dawno zasnęła. Trochę podskoczyła, kiedy auto uderzało o wyboje na drodze. Ostatnio mało się odzywała, a kiedy mówiła to był to tylko wrzask. Może już zaczął ich zjadać stres. No, może nie wszystkich, Hermiona zachowywała się jak skała. Niczym się nie przejmowała, kiedy musiała coś robić, a teraz kończyła czytanie. Wciąż siedziała u Harry’ego na kolanach. Odłożyła swoją książkę. Była to „Standardowa księga zaklęć, stopień 6”.
Nikt nie zamierzał odpowiedzieć na pytanie Rona. Wydawało się, że on zawsze jest głodny, zmęczony albo znudzony, dlatego wszyscy już mieli go dosyć. Po prostu go ignorowali. Kingsley zatrzymał samochód i odwrócił się do nich.
- No, już jesteśmy.
- Gdzie jesteśmy? – powiedziała Ginny, przecierając oczy.
Ron wygrzebał klamkę i drzwi otworzyły się, i ich torby upadły na ziemię. Wyszedł z auta i rozciągnął ramiona.
- Ach, to wspaniale. Po dwóch dniach czuję się naprawdę dobrze.
Wszyscy wychodzili z pojazdu sztywni i rozdrażnieni. Kiedy Ginny zobaczyła, że jej rzeczy leżą na brudnej drodze, prawie eksplodowała i trzasnęła Rona w plecy.
- Patrz co zrobiłeś, idioto!
- Nie wiń mnie! Gdybyś włożyła swoją torbę pierwsza, nic by się nie stało. A w ogóle co to za śmiecie? Na pewno listy miłosne od twojego chłopaka!
- Ron! – Hermiona zasyczała.
Ginny zaczęła szybko zbierać wrzucać ubrania i książki do torby.
- No cóż, przepraszam, ale potrzebuję więcej od życia, a nie tylko głupi zestaw szachów i dwie pary bielizny! – Ron otworzył szybko usta, żeby jej odpowiedzieć, ale mu przerwała. – A poza tym! Do twojej wiadomości, to nie twoja sprawa, do kogo piszę i z kim się umawiam. Dlatego zjeżdżaj!
Neville zachichotał, ale przestał, kiedy Ron na niego spojrzał.
- Zamknij się, Neville! To nie twoja sprawa – krzyknął Ron, a złość w nim wzrosła.
Wszyscy zaczęli w tym samym momencie wrzeszczeć i przeklinać. Nawet Tonks krzyczała, żeby przerwać kłótnię, kiedy Ron i Ginny mieli zamiar się bić.
Harry potarł czoło, żeby zatrzymać wzrastający ból, ale to nic nie pomogło, nie z tym wrzaskiem.
- Czy wy do cholery możecie już się zamknąć?
Odwrócili się i gapili się na niego. Wiedział, że czekali, żeby eksplodował, tak jak zeszłego roku. Czuł presję, która chciała już się wydostać i jego gardło zapaliło się. Sięgnął po plecak z ziemi. Kiedy się wyprostował, spotkał zagubiony wzrok Hermiony. Wyglądała na wystraszoną i zaniepokojoną. Myślał nad tym co mógłby powiedzieć, ale nic nie przychodziło mu do głowy, dlatego przerzucił torbę na plecy i zaczął iść w kierunku domu.
Obserwowali go przez minutę w ciszy, zanim ktokolwiek się ruszył. Remus szedł tuż obok Harry’ego, ale nic nie mówił. Wyciągnął stary klucz z kieszeni. Harry zatrzymał się i obejrzał dom. Był prosty z brudnymi, białymi płytkami na zewnątrz. Malowidło na frontowych drzwiach wyblakło pod wpływem gorących promieni słońca. Trawa wyglądała na przerośniętą. Drewniana brama prowadziła z domu na duże pole. Dalej widać było inny budynek, który wyglądał na stodołę.
Remus włożył klucz do dziurki i z mocnym pchnięciem otworzył drzwi. Wkładając go z powrotem do kieszeni powiedział:
- Może nie jest to pałac królewski, ale to na razie nam wystarczy.
- Czyj to dom? – spytał Harry, kiedy przeszedł przez wejście
- Kobiety, którą kiedyś znałem, ona ... ona już nie żyje. Nie wydaje mi się, by miała coś przeciwko temu, żebyśmy zostali tutaj przez jakiś czas. – Remus zapalił światło – Przynajmniej działają światła.
Harry przeszedł przez salon. Przypominał mu o domu pani Figg w Litle Whinging, śmierdział jak starzy ludzie. Rzucił torbę w róg pokoju i usiadł na kanapie.
Remus stanął w drzwiach i spojrzał na niego.
- Harry, wszystko w porządku?
Harry spojrzał się na niego nieprzytomnie.
- Po prostu boli mnie głowa, to wszystko – Remus znowu dokładnie mu się przyjrzał, Harry westchnął i rozłożył się na kanapie. – Mam dosyć jeżdżenia samochodem. Nie martw się, dobra?
- No dobrze – powiedział Remus – Pójdę wszystkiego dopilnować, a ty odpocznij. Zawołam cię, kiedy przygotujemy jedzenie.
Harry zdjął buty i poczuł się totalnie wykończony. Po upływie około dwudziestu minut blizna przestała go boleć i zasnął.
Jak tylko przyjechali, Tonks opuściła ich, żeby napisać raport dla Ministerstwa o ataku olbrzyma. Teraz kiedy Knot wiedział o powrocie i zamachu Voldemorta w Departamencie Tajemnic, Harry i jego gang posiadali specjalne pozwolenie na używanie magii poza murami szkoły. Oczywiście tylko w sytuacji zagrożenia i za każdym razem, kiedy użyli czarów, musiało być to zaraportowane w Ministerstwie. Kingsley i Tonks namawiali Aurorów, żeby podawali im informacje o prawdopodobnym funkcjonowaniu Śmierciożerców i pomagali im w ucieczkach.
Podoba mi się. Kolejna część jak zwykle
ciekawa Czekam na następną.
Pozdrowienia,
AnDzIkA
Cudowne oczywiście Jestem porażona umiejętną sztuką pisania autroa i równie
wspaniała sztuką tłymaczenia Keyt. Z niecierpliwoscia czekam na nastepną
część
P.S. Wyłapałam 2 lub może 3 litrówki
Mi także się bardzo podobało. Tłumaczenie
jest bardzo zgrabne i przyjemnie się je czyta. Wreszcie nie męczę się ze
słownikami Mój własny angielski jest jeszcze zbyt ubogi (ale cóż się
spodziewać, uczę się dopiero trzy lata).
Czytanie takiego
tłumaczenia to prawdziwa przyjemność.
Tego, że znów jestem pod
wrażeniem, chyba nie muszę już mówić
Pozdrawia was forumowy, pierwszy i niepowtarzalny
"H/Hr shipper"
Wiem, że się trochę rozleniwiłam, nie było
mnie przez dwa tygodnie, ale jutro obiecuję następną część. Tłumaczę ją już
drugi dzień i nie mogę dokończyć.
Przez następne kilka dni stary dom ogarnęła
cisza. Wszyscy próbowali znaleźć trochę własnego miejsca. Harry czuł się tak
jak inni, czekał na następną wyprawę. W każdym momencie Voldemort mógł
stanąć w drzwiach i skończyć wszystko. Przez chwilę nawet się tym nie
przejął, przynajmniej zatrzymałoby to samotność jaka panowała w jego sercu.
Z innymi spotykał się właściwie tylko w salonie, gdzie stał
telewizor.
Kingsley przynosił wszystkie aktualne gazety. Pracowali w
parach; on, Tonks, Remus i Moody, opiekowali się grupą. Zmieniali się co
trzy dni.
Trzeciego dnia Harry poszedł spać trochę wcześniej od
innych. Czuł, że nie ma siły na robienie czegoś, poza leżeniem i czytaniem
książki do Transmutacji, ale tak naprawdę myślał o przepowiedni. Przez
ostatnich kilka dni nie miał w głowie nic innego. Była ostatnią rzeczą w
jego umyśle, kiedy szedł spać i pierwszą, kiedy się budził rano. Treść jej
słów bez przerwy pojawiała się w ciemności ogarniającej go każdej
nocy.
Teraz szedł przez Zakazany Las do zamku w Hogwarcie. Mgła
pokrywała ziemię, przyczepiając się do wszystkiego. Doszedł do chatki
Hagrida na skraju lasu, ale była pusta i ciemna. Pokrywała ją winorośl, a
chwasty obrastały bramę prowadzącą do zaniedbanego ogrodu.
Ciało
Harry’ego ruszyło się w stronę zamku, tak jakby był na przejażdżce
samochodem. Kiedy dotarł do głównej bramy, zauważył w powietrzu nie tylko
mgłę, ale i dym. Poczuł płomienny powiew we włosach i pod szatą. Ziemia
zrobiła się nagle mokra i gorąca. Prawie się przewrócił na widok tego, co
zobaczył. Ziemię pokrywały ciała. Wszędzie, gdzie się spojrzał, widział
setki ciał. Ich oczy, zimne i nieobecne, obserwowały go.
Harry
pobiegł jak najszybciej ku otwartym drzwiom Hogwartu. Kształt w wejściu był
coraz wyraźniejszy . Nagle utknął w błocie i im bardziej się poruszał, tym
gorsza była jego sytuacja. Ciepła i lepka woda chlupnęła o jego twarz.
Podniósł ręce, aby na nie spojrzeć. Były czerwone. Gęsta, szkarłatna krew
pokryła jego dłonie, upadł na trawę, która teraz zamieniła się w krwawe
jezioro. Ciała balansowały w strumieniu. Jakaś siła w wodzie zaczęła go
pchać gwałtownie w stronę zamku, coraz szybciej i szybciej. Harry uderzał
się o ręce i nogi. Zamknął oczy próbując nie połknąć krwi, która spływała mu
z twarzy. Wtedy, nagle wzbił się w powietrze i popłynął. Zatrzymał się przy
schodach prowadzących do zamku. Delikatna dłoń dotknęła jego
ramienia.
- Nie powinieneś tutaj być, Harry.
Znał ten głos.
Był to profesor Dumbledore i wystarczył tylko jego dźwięk, aby poczuł się na
tyle rozluźniony, żeby móc wstać. Jednak jego oczom nie ukazał się nobliwy
mężczyzna, którego znał. Dumbledore wyglądał na załamanego człowieka,
ubranego w obdarte szmaty. Spojrzał na jego twarz. On nie miał
oczu!
- Zrobiliśmy to wszystko dla ciebie, Harry. –
powiedział Dumbledore – Powinieneś stąd uciec jak najdalej stąd, żeby
on nie mógł cię znaleźć.
Harry nie mógł nic powiedzieć, a tym
bardziej na niego spojrzeć, więc uciekł. Z oczami pełnymi łez, biegł, jak
najszybciej potrafił przez korytarze Hogwartu. Za plecami słyszał głos
Dumbledore’a odbijający się echem od ścian. Wołał go mówiąc:
-
Czy to nie jest to, czego chciałeś?
Harry biegł wieczność. Kroczył
między martwymi ciałami ludzi, których znał. Nie mógł się zatrzymać, żeby na
nich popatrzyć. Smutek ogarnął jego duszę. Schody do Północnej Wieży ukazały
się przed jego oczami i rosły z każdym krokiem.
Gdzieś wysoko
dochodziły do niego dźwięki bitwy. Harry zamarł, kiedy krzyk doszedł do jego
uszu. To była Hermiona – mógł przysiąc, że to ona. Ona żyje! Kiedy
doszedł na szczyt wieży, od ściany przy której stanął odbiła się wiązka
zielonego światła. Voldemort pojedynkował się z Ronem i
Hermioną.
Voldemort śmiał się głośno, odchylając się z małym
wysiłkiem od ich zaklęć.
- Dlaczego nawet zawracacie sobie głowę? Nie
posiadacie mocy, żeby mnie pokonać. Żadne z was!
Ron wysłał mu
kolejnego Oszałamiacza. Voldemort zniknął w świetle i znowu pojawił się za
Ronem. Złapał go za gardło i wycelował różdżkę w stronę jego
głowy.
Czerwone oczy Voldemorta zabłysły.
- Rzuć różdżkę,
kochana, albo twój przyjaciel tutaj umrze.
Harry obserwował ze
strachem, jak Hermiona robi, to co jej kazał. Zanim w ogóle pomyślał, zaczął
biec w jej stronę. Dziewczyna zawahała się i potknęła o krawędź. Harry
chwycił ją za rękę, ale oboje wypadli za dziurę, która kiedyś była oknem.
Harry zdążył złapać jedną ręką kamienną krawędź, a drugą trzymał
Hermionę.
- Harry! Proszę, nie puszczaj mnie! –
krzyknęła.
- Nie pozwolę ci upaść! Trzymaj się! – Harry
rozejrzał się i był tam Ron obserwujący ich. Wydawało się, że zastanawia
się, czy im pomóc. Harry używając już resztkę swoich sił, zawołał
go.
- Ron! Pomóż nam! Szybko!
Ron spojrzał się na
nich pobłażliwie.
- Znowu mi rozkazujesz! Nie jestem twoim
niewolnikiem, Harry, nie możesz mi mówić, co mam robić! – Harry
zauważył postać Voldemorta ukazującą się za plecami Rona. Szepnął mu coś do
ucha i Ron się zaśmiał. Harry zobaczył, że różdżka jego przyjaciela jest
zrobiona ze srebra. Ron podszedł do niego i stanął na rękę Harry’ego.
Skoczył na nią i Harry z Hermioną spadli.
- Harry! –
słyszał jak go woła. On tylko czekał na uderzenie.
- Harry!
Obudź się! – znowu usłyszał jej głos przekłuwający otaczającą go
czerń. Otworzył oczy. Hemiona wciąż była przy nim i nie spadali. Leżał w
swoim pokoju, a Hermiona wyglądała na przerażoną.
Odgarnęła mu
spocone włosy z czoła i spojrzała głęboko w oczy.
- To był tylko zły
sen, Harry. Teraz jesteś bezpieczny.
Westchnął z ulgą i położył
głowę na jej ramieniu. Nie odzywał się przez kilka minut, a ona głaskała go
po czarnych, mokrych włosach.
- Usłyszałam jak wołałeś moje imię,
więc przyszłam sprawdzić co się dzieje i zobaczyłam jak się rzucasz na
łóżku.
- Przepraszam, jeżeli cię wystraszyłem, Hermiono –
powiedział unosząc lekko głowę – To był tylko zły sen.
- O czym
był? – zapytała.
Tak naprawdę sam nie wiedział. Podsumował
wszystko to, co zobaczył i prostu powiedział:
- O
wojnie.
Hermiona chwyciła jego głowę i spojrzała mu w oczy.
-
Co zobaczyłeś? Jak się zakończy? Wiesz?
Harry nie był gotowy na
wyznanie na temat przepowiedni i sytuacji z Ronem. Patrząc się w jej
zmartwione oczy powiedział:
- W ogniu.
MmMm Najs ) tylko szkoda, ze takie krotkie, ale sama sie na to
zgodzilam
zycze sil do tlumaczenia i duuuzo wolnego czasu, w ktorym mam nadzieje,
bedziesz sie tym zajmowac czekam z niecierpliwoscia, wiec sie pospiesz, bo moja
cierpliwosc szybko sie konczy pozdrawiam :*
Rozdział III
Hermiona
wyglądała na zmieszaną, ale nie przerażoną. Położyła nogi na łóżko i usiadła
naprzeciwko niego.
- No... to nie mówi mi za wiele. Jakie widziałeś
obrazy?
Harry westchnął i podparł ręką głowę.
- Nie pamiętam.
Wszystko działo się tak szybko, tylko błysk i ... takie tam. Nie jestem
pewny. – zakłamał, gładząc pościel. Nawet nie wiedział dlaczego ją
okłamuje. Może dlatego, że wszystko było połączone z przepowiednią i
musiałby jej o niej powiedzieć. To nie byłoby takie złe, wiedział o tym, ale
chciał trochę czasu dla siebie, żeby dowiedzieć się czego on sam
chce.
Bawiąc się sznurkiem od swojej koszuli nocnej, Hermiona
zapytała:
- Nie pamiętasz? Czy po prostu nie chcesz mi
powiedzieć?
„Rety! Jak to jest, że zawsze wiemy, co inni
myślą?” Wyprostował się i popatrzył jej w oczy.
- Hermiono,
proszę daj mi trochę czasu do myślenia. Obiecuję, że kiedy będę gotów o tym
rozmawiać, będziesz pierwszą osobą, do której przyjdę. Przysięgam,
dobrze?
Przybliżając się do niego, uścisnęła mu dłoń.
- Ale
Harry, co jeżeli Voldemort znowu będzie chciał cię nabrać?
- Nie
wydaje mi się, żeby zrobił to jeszcze raz. – powiedział, kręcąc głową.
Hermiona zmarszczyła brwi.
- No, może... nie jestem pewny, ale
Dumbledore powiedział, że już nie jest w stanie wejść w moje ciało. –
mówił dalej – Coś w nim nie może znieść uczuć, jakie w sobie mam. Coś
takiego, nie wiem... Teraz nie potrafię o tym myśleć.
Hermiona okryła
go bardziej kołdrą.
- Jesteś po prostu bardzo zmęczony, Harry.
Spróbuj zasnąć i później o tym pogadamy.
Kiwnął głową na zgodę.
Hermiona podeszła do drzwi i chwyciła w rękę klamkę, ale znowu się do niego
odwróciła.
- Jesteś pewny, że wszystko w porządku,
Harry?
Podparł się głową i potrząsnął głową „Tak”, ale
powiedział:
- Nie…nie idź. Nie teraz –
proszę.
Puściła klamkę i obserwowała go z ciekawą miną.
-
Chyba się nie boisz?
Harry przekręcił się na prawą stronę
łóżka.
- Nie. Jestem…Jestem taki…samotny. Czy to nie
brzmi dziwnie? Znasz faceta, który by tak powiedział?
Spojrzała na
podłogę i potrząsnęła przecząco głową. Podeszła do niego z lewej strony
łóżka.
- No dobra, to ustalmy zasady – powiedziała, zdejmując
szlafrok. – Ty zostajesz na swojej stronie i ja zostaje na swojej.
Żadnych gwałtownych ruchów, zrozumiano? – Hermiona wyglądała na
surową, ale rozbawioną.
Podnosząc ręce, żeby się bronić, Harry trochę
się roześmiał.
- Dobrze, żadnych gwałtownych ruchów.
Obiecuję.
Uśmiechnęła się, zakryła kołdrą po samą szyję i on zrobił
to samo. Oboje leżeli w kompletnej ciszy przez kilka minut, dopóki Harry nie
odezwał się delikatnie.
- Hermiono?
- Mmm?
-
Dziękuję.
Przekręciła się i spojrzała na niego.
- Nie ma
sprawy. Teraz śpij.
Zaczęli już zasypiać i Harry też przekręcił się
na bok. Pomiędzy nimi była dość duża luka i to mu się bardzo nie podobało.
Wiedział, że pewnie będzie tego żałował, ale powoli i najciszej jak tylko
potrafił wysunął w jej stronę rękę.
Jego palce szukały jej dłoni i
kiedy jej dotknął, nagle się cofnęły. Harry czekał chwilę z zamkniętymi
oczami na jej krzyk albo uderzenie. Kiedy je otworzył, one patrzyła się na
niego w ciemności, ale nie wyglądała na złą i gotową do rzucenia zaklęcia,
tak jak myślał. Wtedy poczuł jak jej ręką wślizguje się w jego dłoń i
uśmiechnęła się.
- Śpij.
Serce Harry’ego zaśpiewało z
radości. Ogarnęło go przytłaczające pragnienie do pocałowania jej, ale
szybko się opanował i zamknął oczy. Pomyślał, że najpierw jest lepiej
nauczyć się chodzić, a później latać. W nocy obudził się i zauważył, że
zrobiła sobie z jego ramienia nową poduszkę. W ogóle się tym nie przejął i
wrócił do snu.
********************
Dom
Riddle’ów 23:51
Lucjusz Malfoy biegł przez spiralne schody
na drugie piętro, następując na każdy stopień z dużą siłą. Dochodząc do
długiego korytarza, skierował się do ostatnich drzwi po prawej i z szybkim
kopnięciem je otworzył.
- Bellatriks! Co ty do cholery
myślisz…
Zatrzymał w połowie zdania, otwierając
usta.
Pokój był oświetlony tylko dwoma świeczkami, stojącymi na
nocnym stoliku, a w powietrzu czuć było gęsty aromat drzewa sandałowego.
Bellatriks leżała nago na łóżku, całując się z inną kobietą o blond włosach,
której Lucjusz nie znał. Spojrzała się na niego z kwaśną miną.
-
Co?
Malfoy zakaszlał krótko i odwrócił się od kobiet.
- Czy
mogłabyś mi wyjaśnić dlaczego Dołohow jest na dole żywy i je moją pieczoną
wieprzowinę na kolację? Miałaś go zabić i pozbyć się ciała. Co się
stało?
- Przyjdż później – usłyszał Bellatriks mówiącą do
drugiej kobiety, kiedy ona wstała z łóżka. Kobieta bez odpowiedzi podeszła
do szafy, chwyciła szatę i zarzuciła ją na siebie. Zatrzymała się przy
drzwiach i powoli się pocałowały. Kiedy się od siebie odsunęły, kobieta
spojrzała ponad ramieniem Bellatriks na Malfoya i rzuciła mu krótki uśmiech,
a później znikła za drzwiami.
Bellatriks przeszła przez pokój,
zatrzymała się przy szafce i sięgnęła po papierosy. Wyjęła jednego z paczki
i zapaliła końcem swojej różdżki.
- Więc, po co tutaj
jesteś?
- Dlaczego do cholery, ten człowiek jest w tym domu? Jego
ciało powinno teraz leżeć martwe na jakiejś drodze! – Malfoy
krzyknął, podchodząc do niej.
- Mam swoje powody – powiedziała,
wydychając dużą chmurę dymu w stronę Malfoya. Warknął na nią i chwycił jej
ramię.
- Masz, doprawdy? Myślę, że powinniśmy pójść i zobaczyć co
Mistrz ma do powiedzenia na ten temat.
Bellatriks nie wydawała się
być przejętą jego pogróżką. Lucjusz wyprowadził ją z pokoju i powiódł na dół
korytarza. Inni Śmierciożercy przyglądali im się z ciekawością, kiedy ich
minęli. Kiedy doszli do drzwi, Bellatriks wyrwała się z ucisku Malfoya.
Długi wąż wyśliznął się spod drzwi i zasyczał, obnażając swoje kły.
-
Nagini – powiedział Malfoy – spytaj się Mistrza czy możemy z nim
rozmawiać.
Ale Nagini w ogóle się nie poruszyła i dalej ich
obserwowała. Westchnął, zmrużył oczy i powiedział:
- Proszę.
QUOTE |
zakłamał |
Nagini wróciła do pokoju i po kilku
minutach drzwi otworzyły się z trzaskiem. Długi wąż ułożył się przed
kominkiem, obserwując ich. Lucjusz wszedł i rozejrzał się po pokoju,
szukając Lorda Voldemorta. Nie widział go, ale był tam inny mężczyzna
stojący plecami do drzwi. Długie, tłuste włosy oplatały mu twarz. Odwrócił
się od kotła stojącego przy oknie. Patrząc na wchodzącego Lucjusza i
Bellatriks mieszał eliksir. Severus Snape nie przemówił do nich; tylko
wskazał długim palcem na łazienkę. Lucjusz przytaknął łaskawie, podszedł do
drzwi i raz zapukał.
Zimny i wolny głos dobiegł z wnętrza
pomieszczenia.
- Ach, Lucjusz, wejdź, i Bellatriks, ty też, kochana.
Mamy… sprawy do przedyskutowania.
Malfoy uśmiechnął się
ironicznie do Bellatriks i pchnął drzwi, ale ona weszła pierwsza. Oboje
patrzyli się w zupełnej ciszy na wysuwającą się kościstą rękę spod zasłonki.
Niebieska mgiełka wypłynęła z krawędzi wanny i popłynęła po podłodze tworząc
małe fale. Słyszeli głos Voldemorta, a widzieli tylko rękę.
-
Dlaczego przeszkadzasz mi w leczeniu, Lucjuszu?
Malfoy jęknął, ale w
moment pozbierał się i wyprostował.
- Mój panie, Bellatriks nie
stosuje się do moich poleceń i Dołohow jest wciąż żywy.
Ręka
Voldemorta zakręciła się w powietrzu i drzwi za nimi zatrzasnęły się.
Poruszała się leniwie, kiedy palce zwinęły się, przywołując do niego
Bellatriks. Mały uśmiech pojawił się w kąciku jej ust i uklękła tuż przed
wanną. Podnosząc głowę, żeby do niej przemówić, uciszył ją dotykając jej
policzka.
- Uważasz mnie za głupca, Malfoy?
- Nie, Mistrzu,
oczywiście, że nie. Po prostu myślałem, że…
Ręka Voldemorta
uderzyła mocno w wannę.
- To nie jest miejsce dla ciebie, żebyś
myślał, Lucjuszu! Zrobisz to, co będę ci kazał! Czy wyraziłem się
jasno?
Jego głos ciągnął się w cichym syku i Bellatriks zamknęła oczy
z przyjemności słuchania jego dźwięku.
- Tak, Mistrzu. Żyję, aby ci
służyć. Jakie są twoje rozkazy? – powiedział Lucjusz, nie podnosząc
głowy, ale obserwując Bellatriks spod swoich długich, blond włosów. Czuł, że
tracił względy u Czarnego Pana i ona była jego najjaśniejszą gwiazdą.
Nienawidził jej.
Patrzył jak długie palce Voldemorta sięgają po
papierosa, trzymanego przez Belltriks, a teraz wracają do wanny. Duża,
niebieska chmura wydostała się spod zasłonki i Voldemort przemówił niskim
głosem.
- Chcę, aby ty i Dołohow wrócili i znaleźli olbrzyma. Jak go
znajdziecie, czekajcie na sowę od Bellatriks. Powie wam to, co musicie dalej
wiedzieć. To jest jej plan, jako że ja jestem… niedysponowany w tej
chwili.
Malfoy był zainteresowany jak długo będzie musiał wysłuchiwać
rozkazów Bellatriks.
- Czy Mistrz Eliksirów powiedział ile zajmie
pozostanie w leczących wodach? – zapytał.
- Jakieś dwa i pół
tygodnia. Coś w tym chłopcu zniszczyło mnie bardziej niż myślałem. Bez
żadnych wątpliwości to jedna ze sztuczek Dumbledore’a, ale jego
szczęście nie będzie trwało długo. Prawda, kochana? – Voldemort
zakończył, głaszcząc Bellatriks po włosach.
Uśmiechnęła się i
spojrzała na Lucjusza.
- On nie może cały czas
wygrywać.
Lucjusz Malfoy ukłonił się i opuścił pokój, wrzeszcząc w
duchu z całych sił.
************************
Dźwięk kogoś
schodzącego po schodach na dół obudził Harry’ego. Kiedy otworzył oczy
Hermiona była zwinięta i tuliła się do jego ramienia. Delikatny, letni wiatr
spowodował, że firanki podniosły się. Pokój był ciepły od słonecznego
promieniowania. Harry obserwował przez kilka minut śpiącą Hermionę, której
policzek leżał na jego przedramieniu. Kiedy lekko potrząsnął jej ramię,
poczuł jak miękka jest jej skóra. Delikatny oddech Hermiony połaskotał
włosy na jego ramieniu. Podniósł się trochę i wyszeptał w jej ucho.
-
Hermiono, obudź się. Hermiona?
Nieumyślnie kopnęła go, a jej oczy
otworzyły się szeroko.
- Harry!
Lekko nacisnął palcem jej
ust, żeby ją uciszyć.
- Ciii… już dobrze, Hermiono, wszystko w
porządku – powiedział i przejechał palcami po jej
włosach.
Usiadła prosto, rozglądając się po pokoju.
- Która
jest godzina?
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem, może siódma,
siódma trzydzieści – zgadywał. Hermiona wyskoczyła z łóżka i zaczęła
szukać swojego szlafroka. Harry patrzył się na nią trochę
niezadowolony.
- O co chodzi? – Odsunął kołdrę i wstał idąc w
stronę drzwi, gdzie stała Hermiona.
- Hermiono, zaczekaj. Czy
powiedziałem coś złego?
Hermiona otworzyła drzwi i wyjrzała na
korytarz. Nikogo nie było w zasięgu, dlatego odwróciła się do
niego.
- Nie Harry, to nie ty. Ja… ja muszę wziąć prysznic
przed Ronem. Wiesz jak długo siedzi łazience, a ja bym chciała mieć
przynajmniej raz ciepłą wodę.
Czując się o wiele lepiej, Harry oparł
się o ścianę i chwycił rękę Hermiony.
- Dziękuję, Hermiono.
-
Za co?
- Za ostatnią noc. To była najlepsza noc, jaką spędziłem tego
lata – powiedział, patrząc się na nią nieśmiało.
Potarła
kciukiem jego rękę i uśmiechnęła się.
-Tak robią przyjaciele,
Harry.
Czuła jak drży nerwowo, a kiedy spojrzała mu głęboko w oczy,
zabłysły jak sto świątecznych choinek.
Harry zrobił jeden krok w jej
stronę i przewrócił oczami, zatrzymując je na podłodze.
- A jeżeli
jeden przyjaciel chciał… pocałować… drugiego? Czy przyjaciele
tak robią?
Zbliżając się, Hermiona nie mogła ominąć jego pełne
nadziei spojrzenie. Jej głos był miękki, prawie jak szept.
- To
zależy czy to był pocałunek z powodu wspólnej nocy, w jednym łóżku –
Harry potrząsnął przecząco głową – albo dlatego, że jeden przyjaciel
czuje coś głębszego w stosunku do drugiego i chce wyrazić te uczucia –
przełknęła głośno ślinę – całując go.
Harry przytaknął i jego
głowa zanurkowała w jej stronę. Hermiona przechyliła się, kiedy jego usta
uniosły się ponad jej wargami przez najdłuższą sekundę jej życia.
Zamykając usta Harry pocałował lekko Hermionę. Skończył całować jej
dolną wargę i brodę. Przeciągnął język po jej wilgotnych ustach i objął ją
mocniej w pasie. Odkrywali wspólne nowe doświadczenie.
Dźwięki
dobiegające z kuchni przerwał ich pocałunek. Hermiona oblizała usta,
delektując się smakiem jego warg. Patrzyła na niego, kiedy otworzył oczy, a
on westchnął, przytulając ją do siebie.
- Hermiono?
- Harry?
– powiedziała, przygryzając kącik dolnej wargi.
- Naprawdę cię
lubię.
Hermiona uśmiechnęła się i przycisnęła swoje czoło o
jego.
- Tak?
Harry lekko potrząsnął ramionami i przytaknął.
Pocałowała go w policzek i powiedziała w ucho.
- Ja też cię bardzo
lubię.
Dźwięk wody odbił się echem przez otwarte drzwi i głowa
Hermiona opadła na klatkę Harry’ego z małym niezadowoleniem.
-
O, mój prysznic.
Rzuciła mu rozbawione spojrzenie i pchnęła, żeby
zszedł jej z drogi.
- Widzisz co zrobiłeś, Harry?
Uśmiechnął
się, a ona cofnęła się w stronę drzwi. Przez kilka chwil szła do tyłu,
machając mu na pożegnanie, znikła z pola widzenia.
QUOTE |
- Chcę, żeby ty i Dołohow wrócili i znaleźli olbrzyma. |
QUOTE |
Patrzyła na niego, kiedy otworzył oczy i westchnął, przytulając do siebie. |
Zgadzam się z przedmówczynią. Ta część
podobała mi się najbardziej. Czekam na następny
odcinek.
Pozdrawiam,
AnDzIkA
Więcej partów, więcej partów! -
krzyczą fani
Tak na serio to to się zaczyna rozkręcać i hmmm...
nabiera jakiegoś tam smaczku i przynajmniej 1 ff gdzie widać tę wrodzoną nieśmiałość
nastolatk.ów, a nie cos typu:
"Wiesz Hermiono, kocham
Cie..."
"Och Harry... Miałm Ci już to powiedzieć... ja też cię
kocham!"
Bleh! Przesłodzone do nieprzytomności xP
To tłumaczenie jest świetne. Czułam się
prawie tak samo jakby napisała to Jo.
Naprawdę powinnaś zastanowić się
nad pracą tłumacza, a kiedy pokazałabyś im te tłumaczenie na pewno
dostałabyś każdą pracę jaką zechcesz.
Rany... O tym ficku powiedziała mi Madziula
(dzięki, Magda!) , przeczytałam i ... super! Naprawdę świetnie
tłumaczysz, Keyt.
Ja uwielbiam ficki H+Hr, a ten jest super! To
dobrze, że nie ma czegoś w stylu "Hermiono, kocham cię", "ja
ciebie też Harry", bo mało który nastolatek by coś takiego
powiedział... tak od razu. A pomysł z tym łóżkiem naprawdę fajny
Czekam na next parta.
Keyt, tylko jedno powiem:
ZNAKOMITE!
Ten fick jest naprawdę świetny i
niekonwencjonalny. Jak już było powiedziane, wymyka się utartym schematom. W
tłumaczneiu znalazłam parę usterek, ale nie chce mi się wymieniać, tak już
jest z leniem Lekko i przyjemnie się czyta, dzięki tłumaczeniu oczywiscie.
Mam nadzieję, że jak najszybciej zapodasz nam kolejną część. Rzadko kiedy ff
mi się naprawdę bardzo podoba. Naprawdę, Keyt, świetna robota. Gratujuję Ci
z całego serca.
Pozdrawia was forumowy, pierwszy i niepowtarzalny
"H/Hr shipper"
Godzinę później wszyscy siedzieli w małej kuchni, jedli śniadanie i przygotowywali się do drogi. Dzisiaj był dzień przeprowadzki, więc spakowani czekali na Tonks i Lupina, aby mogli przenieść się do nowego, bezpiecznego domu. Harry i Hermiona stali w rogu, pili herbatę i rozmawiali o zajęciach z Eliksirów w przyszłym roku. Ron przeżuwał kawałek tosta i gapił się na nich. On nie będzie już się uczył Eliksirów. Nie uzyskał wymaganego wyniku do wpisania go na listę uczniów. Harry’emu jakoś się udało zdobyć suma, dlatego będzie mógł kontynuować swoją drogę do zostania Aurorem.
Lupin wszedł powoli do kuchni z opuszczoną głową i ramionami. Był blady i wyglądał na wykończonego. Bez wątpienia, księżyc niedługo będzie w pełni, dlatego musi ich opuścić na pewien czas i poszukać sobie bezpiecznego domu. Wyjął kubek z szafki i zaparzył herbaty.
- Spakowani? Bo jak stąd wyjedziemy, na pewno nie wrócimy.
Wszyscy z lekkim opóźnieniem przytaknęli mu. Kładąc egzemplarz „Proroka Codziennego”, Luna odwróciła się do Remusa i spytała się:
- Proszę pana, gdzie jedziemy w tym tygodniu?
Popatrzyli się na niego z ciekawością czy powie im prawdę. Zazwyczaj nie mogli liczyć na taki luksus i dowiadywali się o nowym miejscu dopiero wtedy, gdy do niego docierali.
Lupin potarł swoje bolące skronie i odpowiedział:
- Jedziemy do Grimmauld Place, ale tylko na jedną noc, a później nie wiem.
- Grimmauld Place? – Hermiona prawie krzyknęła. – Czy ten dom jest wciąż otwarty? Myślałam, że sam się zamknął, po tym jak…
Urwała nerwowo siadając na miejsce, kiedy Harry postawił kubek na blat z głuchym odgłosem. Ruszył w stronę drzwi, nawet nie spoglądając na nią. Hermiona otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wiedziała co.
Kiedy Harry dochodził do drzwi, Tonks zablokowała mu drogę.
- Aaa… dzień dobry wszystkim – powiedziała – no… możemy ruszać za kilka chwil.
Miała przewieszony przez ramię plecak. Pchnęła lekko Harry’ego z powrotem do kuchni i podała mu swoją torbę.
- Daj rękę, Harry. Idę dzisiaj na patrol, zaraz po odwiezieniu was na miejsce.
Harry szedł za nią w ciszy. Tonks podeszła do stołu i rzuciła swoją szatę na puste miejsce obok Neville’a.
Wszyscy patrzyli się na Tonks, która wyjmowała z plecaka różne rzeczy, wkładając je do kieszeni lub przypinając do paska. Była tam para mugolskich kajdanek, kawałek zwiniętego, metalowego drutu i duża kolekcja małych fiolek w różnych rozmiarach.
Neville przyglądał się szklanej kolbie ze świecącą, czerwoną cieczą w środku.
- Do czego to służy?
Hermiona i Ginny podniosły głowy ponad ramieniem Rona, chcąc mieć lepszy widok na rzecz, o której mówił Neville.
Tonks sięgnęła po kolbę i podniosła ją ze stołu.
- To? Och, to jest usypiająca toksyna. Kilka kropel i rozłoży na łopatki dorosłego trolla. Świetna rzecz, ale jeszcze nigdy nie musiałam tego używać.
Włożyła naczynko do małej sakiewki przy pasku. Mały, szary pistolet w skórzanym futerale i szeroki nóż zwróciły uwagę Harry’ego i Rona.
Ron podniósł nóż, obracając nim kilka razy w powietrzu.
- Rety, po co nosisz te rzeczy?
Harry nie dotknął pistoletu, ale zbliżył się, żeby przyjrzeć się mu uważnie. Luna wyglądała na zmieszaną i zapytała:
- Dlaczego masz mugolską broń? Jesteś czarodziejką. Nie potrzebujesz tego.
- Dobry Auror jest przygotowany na wszystko. Byłabyś zdziwiona ile razy musiałam tego używać – powiedziała Tonks.
Podniosła pistolet, wsunęła z tyłu, za pasek. Odebrała nóż Ronowi i wsadziła go do buta. Chwyciła pelerynę i plecak, i rozejrzała się po ich twarzach.
- Pamiętajcie, że lepiej być bezpiecznym. A poza tym, co byście zrobili, gdybyście byli nieuzbrojeni i mieli złamaną różdżkę?
Wszyscy przyglądali się Tonks, która wstała, żeby pomówić z Lupinem. Hermiona lekko zakaszlała zwracając w ten sposób uwagę Harry’ego. Jego oczy zatrzymały się na niej, a ona zmarszczyła brwi i ruszyła ustami, chcąc powiedzieć „przepraszam”. Potrząsnął głową i uśmiechnął się do niej. Lupin odwrócił się w ich stronę i wyjął długi, brązowy krawat spod płaszcza.
- Świstoklik jest już gotowy. Trzymajcie się mocno. Ruszamy za… – spojrzał na zegarek - minutę. Wszyscy złapali za krawat i czekali. Harry patrzył się na Hermionę i uśmiechał. Ron to zauważył i od tego momentu przyglądał im się uważnie.
Ze znanym szarpnięciem w okolicach żołądka, kuchnia znikła i widok Grimmauld Place ukazał się przed ich oczami. Harry cały czas stał i patrzył się w jedno miejsce, które przerażało go w snach w ciągu tego lata. Nie chciał tutaj wracać. Czuł, że nie był jeszcze gotowy na to, żeby się z tym zmierzyć. Skrzeczenie kruka siedzącego na drzewie ponad nimi, zwróciły uwagę wszystkich. Siedział na gałązce i trzepotał skrzydłami.
Ron sięgnął do rowu po, wygrzebał z niego kamień i spojrzał się na ptaka.
- Zjeżdżaj stąd w tej chwili!
Koncentrując siłę, cisnął kamieniem w kruka. Kamień odbił się od gałęzi i nie uderzył ptaka, który odleciał. Hermiona potrząsnęła głową, niedowierzając. Lupin poprowadził ich do tylnych drzwi i wszedł do domu.
Pokój wypełniała cisza i nikt się nie odzywał , kiedy Harry szedł na przedzie w stronę kuchni. Nikogo tam nie było. Puste butelki po Kremowym Piwie były ustawione w staranne sterty tuż obok zlewu, odbijając dziwne, brązowe światło.
Harry przerwał ciszę i odwrócił się do Lupina.
- Kto dzisiaj z nami zostaje?
- Moody zaraz tu będzie i ja, ale nie za długo, z powodu mojej niedyspozycji. Księżyc jest dzisiaj w pełni. – powiedział siadając przy stole. Wszyscy zaczęli wprowadzać się do pokoi, w których mieszkali zeszłego lata. Portrety Pani Black i Stworka zostały usunięte już ze ścian, ale nie wydawało się, żeby ktoś wiedział dlaczego. Oprócz tego, dom wyglądał tak samo jak poprzednio – był wciąż mroczny i spleśniały, i każdy cal przypominał Harry’emu o Syriuszu.
Niedługo po tym, jak się rozpakowali, Tonks pojechała do pracy, a zastąpił ją Moody. Jak zwykle wyglądał na wesołego i całą kolacją pouczał nastolatków o „wiecznej czujności”. Wrzeszczał na Neville’a i Lunę za nie noszenie przy sobie różdżek. Chwilę później, Lupin znikł na najwyższym piętrze Grimmauld Place i tam czekał na pełnię. Nikt nie widział i nie dostał żadnej wiadomości od Snape’a od tygodnia, dlatego Lupin nie miał swojego eliksiru, który zmniejszyłby jego ból.
Kiedy zegar wybił szóstą, w pokoju chłopców każdy pilnował swoich spraw. Ginny Luna i Neville mówili o rzeczach, które kupią na ulicy Pokątnej w przyszłym tygodniu. Hermiona cicho pracowała nad pracą z mugoloznawstwa, a Ron leżał na łóżku, gapiąc się na sufit. Z kolei Harry włóczył się po domu, nie odzywając się do nikogo. Zjadł tylko trochę swojej kolacji, przeprosił wszystkich i odsunął się w samotności na górę do pokoju Hardodzioba. Kiedy otworzył drzwi, Hardodziob skoczył ku niemu i zatrzepotał skrzydłami, bardzo szczęśliwy, widząc kogoś. Większość czasu spędzał sam. Jedynie co dwa dni ktoś z Zakonu przychodził, żeby po nim posprzątać i dać jedzenie.
Harry lekko się ukłonił i hipogryf odpowiedział tym samym.
- Cześć Hardodziob, jak się masz? – zapytał Harry, głaszcząc mu pióra na głowie. Hardodziob spojrzał na Harry’ego swoimi smutnymi oczami. Harry wiedział o co chodzi. Wiedział, że Hardodziob tęskni za Syriuszem tak samo jak on. Siedział na łóżku w jego pokoju prawie przez godzinę. Było tego zbyt wiele – cały ten dom, Hardodziob – nie ważne jak bardzo się starał, nie mógł przestać myśleć jak niesprawiedliwe jest jego życie.
Harry nie mógł tego znieść. Czuł się winny. Zszedł na dół i znowu włóczył się po domu. W końcu wszedł do pokoju chłopców, ale nie odezwał się. Usiadł na swoim łóżku, rozwiązując buty.
Hermiona obserwowała go przez chwilę. Kiedy już nie wytrzymała, zebrała książki i podeszła do jego łóżka.
- Mogę usiąść?
- Jasne – odpowiedział nawet nie spoglądając na nią.
Usiadła obok niego i położyła rękę obok jego. Nic nie mówili i nie patrzyli się na siebie, ale trzymał jej rękę, zanim ją puścił i opadł na łóżko. Hermiona wiedziała czym się martwi, ale nie miała pojęcia jak do tego problemu podejść. Unikali tematu śmierci Syriusza przez całe lato, a pobyt na Grimmauld Place nie poprawiał sytuacji. Harry dusił to w sobie. Kiedy zaczynało się lato był w tym samym stanie, co teraz. Dzięki przeprowadzkom na chwilę o tym zapomniał. Hermiona zbliżyła się do niego, ścisnęła mu rękę i zapytała:
- Hej, myślałam, że może teraz skończylibyśmy wypracowanie z eliksirów. Pomogę ci, co ty na to?
Uśmiechnął się jak najszerzej potrafił, ale było to wymuszone, a ona o tym wiedziała.
- Nie mam teraz na to ochoty, dobrze? Zabierzmy się do tego rano, po śniadaniu – powiedział i wrócił do patrzenia się w ścianę. Hermiona wiedziała, że nie będzie chciał teraz odrabiać pracy domowej, ale spróbowała. Potrzebowała Rona; on musi jej pomóc. Poklepała lekko Harry’ego po nodze i podeszła do łóżka Rona. Właśnie wyjął swoje szachy i zaczął czyścić je starą skarpetką.
- Ron, potrzebuje twojej pomocy – powiedziała, siadając na brzegu łóżka.
Nie spojrzał się na nią, ale opuścił ramiona i przestał czyścić pionka.
- Co się teraz dzieje z Harrym?
Hermiona była porażona nieczułością Rona.
- Co się z nim dzieje? Czy ty mieszkasz na tej samej planecie, co my? Popatrz się na niego.
Ron westchnął i spojrzał się na Harry’ego, który zwinął się w rogu łóżka, wciąż patrząc się na ścianę.
- Musisz mu pomóc wyjść z tego dołka. Podejdź do niego i pogadaj albo zagraj w szachy. On musi zapomnieć o Syriuszu – powiedziała, teraz błagając Rona.
Spojrzał się w jej oczy, które wyglądały na tak przejęte, że nie mógł powiedzieć nie. Wziął szachy i podszedł do łóżka Harry’ego.
- Harry chyba nie idziesz już spać? – Harry przekręcił się i popatrzył na niego. Ron usiadł na łóżku, krzyżując nogi i rozłożył planszę. – Czas znowu skopać ci tyłek.
Harry bez entuzjazmu wyprostował się i zaczął układać swoje pionki.
- Tak, też tak myślę.
Grali w zupełnej ciszy przez około dziesięć minut. Harry nawet nie próbował podjąć walki. Po prostu przesuwał się i Ron mógł zabierać kolejne pionki po każdym ruchu.
Ron czasami zerkał na Hermionę, która cały czas gapiła się na Harry’ego. Zaczęło to go bardzo irytować, kiedy po drugiej grze Hermiona nie spuszczała wzroku z jego głowy. Było w nich to spojrzenie. Coś zmieniło się pomiędzy nią, a Harrym. W końcu go uderzyło, prysznic! Kiedy szedł pod prysznic tego ranka, książki Hermiony wciąż leżały na stole, a ona nigdy nie zostawiła ich tak na noc. Drzwi pokoju Harry’ego były otwarte. Otworzył usta ze zdumienia. „O nie, ona z nim spała zeszłej nocy!”
Trzasnął skoczkiem o planszę z trochę większą siłą niż było to potrzebne. Zabrał na swoją stronę królową Harry’ego. Skoczek wdarł się do zamku, uderzając o pionka. Zamek rozpadł się na duże kawałki.
Hermiona poruszyła ustami. „Porozmawiaj z nim”.
Ron patrzył się przez chwilę na swoich przyjaciół, aż jego oczy spoczęły na Harrym. Ścisnął szczękę, a jego głos ociekał od złośliwości, kiedy przemówił.
- Więc, Harry.
Harry nie podniósł wzroku z planszy.
- Tak?
Ron bawił się złamanym kawałkiem zamku i szybko zapytał:
- Powiedz… jak było?
- A co miało być? – powiedział Harry, przesuwając gońca. Spojrzał się na Rona, którego twarz paliła się od czerwoności. Ron nie odpowiedział, przygryzł dolną wargę, ale szybko popatrzył się na Harry’ego, a później na Hermionę, która przestała czytać. Skoczek w dłoni Harry’ego zaczął piszczeć, kiedy on ścisnął go mocno.
- No co miało być, Ron.
Krzyżując ręce i opierając się o ścianę, Ron zakpił z Harry’ego.
- No cóż, wydaje mi się, że nie było tak dobrze. Chyba powinienem się cieszyć, że niczego nie przegapiłem. – Usiadł krzywiąc się na nich.
Hermiona wstała i krzyknęła na niego.
- Ty idioto! Jak śmiesz tak mówić…
Podeszła do niego z uniesioną ręką gotową, żeby go uderzyć, ale Harry był szybszy.
To było to. Nie wiedział co się dzieje w środku, ale coś uderzyło go, kiedy usłyszał te słowa z ust Rona. Wiedział o co naprawdę pytał się Ron i nie mógł uwierzyć, że to powiedział. Zanim jego umysł się uspokoił, rzucił planszą od szachów w stronę Rona. Skoczek, którego trzymał w dłoni rozwalił się na kawałki. On i Ron zaczęli się szarpać, i spadli z łóżka na podłogę. Harry wylądował na górze i wymierzył trzy szybkie uderzenia w klatkę piersiową Rona.
Ron zaklął i zdołał skopać Harry’ego swoimi długimi nogami. Harry zanurkował do tyłu i wpadł na szafkę nocną, zrzucając książki i kubek herbaty na podłogę. Ginny i Luna krzyknęły i podbiegły do Hermiony, żeby ona też nie wdała się w bójkę.
- Przestańcie! Co się do diabła dzieje? Hermiono, dlaczego on się biją? – Ginny wrzasnęła na trójkę.
Harry wstał i popatrzył się na Rona.
- To wszystko co potrafisz, Harry? No chodź, bohaterze, nawet Ginny mocniej bije od ciebie!
Jego ostatni cios wylądował po lewej stronie szczęki Harry’ego, oszałamiając go na sekundę.
Harry zebrał się i uderzył Rona z uśmiechem na twarzy, z której spływała krew.
- Ja też mam nadzieję, że potrafisz lepiej bić, bo to było naprawdę żałosne.
- Och, nie martw się, czeka cię jeszcze wiele. Dorastałem z pięcioma braćmi, pamiętaj o tym. Skopię ci tyłek!
Z szybkością zarezerwowaną tylko na łapanie znicza, Harry uderzył Rona prosto w brzuch, zwalając go na kolana. Uniósł się ponad nim i mruknął do niego:
- Mogłeś mieć pięciu braci, ale ja miałem jedną rzecz – przerwał, spluwają krwią na podłogę – miałem Dudley’a!
Hermiona wyrwała ramię z ucisku Neville’a, uniosła różdżkę i wycelowała w obu chłopaków.
- Przestańcie albo was obu potraktuję klątwą! – Spojrzeli się na nią. – A teraz Ron, z czego tak się zgrywasz?
Wstał powoli i powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Chodzi o ciebie i tego Cudownego Chłopca – puszczacie się za moimi plecami!
Oooo, Ron i Harry biją się o Hermi? Nie no, nieźle się robi...
Ogólnie dalej fajnie, tylko nie podobało mi się to:
QUOTE |
nie zdejmowała wciąż oczu z jego głowy |
Witam!!
Ten Fick coraz bardziej mi się podoba! Myślę, że tłumaczenie jest poprawne(jeszcze nie mogę sprawdzić, może za parę lat...). Więc czekam na kolejnego, równie dobrego parcika,
Pozdrawiam i życzę natchnienia do tłumaczenia,
AnDzIkA
A mi się niestety nie podobało...początek tak..aole koniec już nie..
Może i reakcja Rona była jak być powinna, bo to są cechy naszego rudzielca zazdrość i "nieokielznanany" temperament..ale no czegoś mi tu brakuje
Właściwie nie wiem komu ja to mówie ,bo przecież Ty to tylko tłumaczysz..
P.S: ale i tak czekam na dalsze party..bo oglem opowiadanko jest spoko a twoje tlumaczenie naprawde dobre..
QUOTE (kkate @ 26.08.2004 22:11) | ||
powinno być chyba "nie spuszczała wzroku", bardziej po polsku mówiąc.... |
Interesujące. Tłumaczysz dobrze trzeba przyznać. I jest to jeden z, drugi oprócz zbiorówki HP/Hg który nie przyprawia mnie o chęć kopniecia czegoś. czekam na C.D.
Ponieważ mnie wszyscy molestują co do następnej części, to muszę was trochę potrzymać w niepewności. Nie wiem kiedy będzie dalszy ciąg. Zaczyna się Sami Wiecie Co i MOŻE w drugim tygodniu września coś tam wkleję (jeżeli mój sor od matmy nie zrobi nam klasóweczki z funkcji liniowych) . Naprawdę nie wiem, bo jeszcze nie napisałam ani zdania.
Pozdrowienia.
Rozdział 4
- Co!
- Ron o czym ty mówisz? Nic się nie dzieje za twoimi plecami – krzyknęła Hermiona, uwalniając się z ucisku Ginny, Luny i Neville’a.
Ron stał i gapił się na nią, jego klatka piersiowa podnosiła się, a on próbował się w sobie zebrać. Harry miał wciąż ręce przygotowane do walki i zażądał odpowiedzi.
- Więc! Lepiej zacznij się tłumaczyć albo, przysięgam, zatłukę cię!
- No to chodź – powiedział Ron, robiąc krok naprzód.
Różdżka w ręku Hermiony trzasnęła, kiedy wskoczyła pomiędzy nimi.
- Nie, powiedziałam koniec walki.
Popatrzyła się na Rona z taką złością, że cofnął się kilka kroków.
- Odpowiedz na moje pytanie, Ron! O czym ty myślisz?
- Gdzie spałaś ostatniej nocy, ha? – powiedział Ron z lekkim drgnięciem brwi. Usta Hermiony otworzyły się szeroko i szybko spojrzała na Harry’ego. Kiedy patrzyli na siebie z tym samym zdziwieniem na twarzach i Harry potrząsnął ramionami.
- Zasnęłam w pokoju Harry’ego. No i co z tego! Nic się nie wydarzyło – powiedziała Hermiona, słysząc szepty Ginny i Luny za swoimi plecami.
- No jasne! Czy ja wyglądam na łupka? Dlaczego bez przerwy tak się na niego gapisz? Nie spuszczałaś z niego oczu przez ostatnie dwadzieścia minut!
Hermiona uderzyła go dwoma rękami i głos jej się załamał.
- No i co z tego! Nie jestem twoją dziewczyną! Nie muszę cię pytać o pozwolenie, żeby móc się na kogoś patrzeć albo lubić, więc przestań się zachowywać jak idiota!
- Proszę bardzo! Wiedziałem! – powiedział, wskazując na nią palcem. – Wiedziałem!
Hermiona szturchnęła Rona i uniosła różdżkę. Ron zaklął.
- Jak to się stało? Upadłaś do jego stóp i ogłosiłaś mu swoją miłość do grobowej deski czy po prostu chciałaś być pierwsza?
- Wspaniale! Masz to, o co prosiłeś!
Hermiona uniosła różdżkę w powietrze, ale zatrzymała się, kiedy Harry trzasnął Ronem o ścianę. Trzymał przedramię na jego brzuchu i przyciskał go mocno.
- Masz jakiś problem! My ze sobą nie spaliśmy! – wrzasnął na Rona. – Dlaczego musisz ją zawsze tak oczerniać? Tak jakbyś lubił sprawiać jej przykrość!
- Nie lubię.
- Tak właśnie robisz i robi mi się od tego niedobrze! Myślałem, że po balu nie posuniesz się jeszcze dalej. Nie chce słuchać jak mówisz do niej w ten sposób.
Ron uwolnił się od uścisku Harry’ego i spojrzał mu prosto w oczy.
- Dlaczego, jest teraz twoją dziewczyną?
- Nie, głupku, nie jest moją dziewczyną – powiedział powoli, patrząc się na Hermionę. W jej oczach był ślad niepewności i przez chwilę pokój wypełniła cisza. Harry odwrócił się do Rona i powiedział:
- Ja nie boję się jej o to zapytać, w przeciwieństwie do kogoś, kogo znam.
Patrząc się na niego z odrazą, Ron pokręcił głową.
- Zrobiłbyś to, prawda?
- A dlaczego nie – powiedział Harry. – Siedziałem cicho i patrzyłem przez dwa lata, że zachowujesz się jak kompletny idiota. Czy kiedykolwiek powiedziałeś jej co czujesz? NIE!
Ron rozejrzał się i poczuł się zawstydzony, że ta wiadomość została tak rzucona przed Hermioną. Westchnęła i włożyła różdżkę do kieszeni. Kiedy Ron w końcu na nią spojrzał, wyglądała na zawiedzioną.
- Spędziliście w tamtym roku całe lato – ciągnął Harry – powiedziałeś jaj? Nie! Byliście nawet prefektami i dalej nie miałeś odwagi, żeby się przyznać!
Ron odłożył swój wstyd na bok i wrzasnął na Harry’ego.
- Bo bez przerwy mówiła o tobie! Między czytaniem jednej książki, a drugiej, zawsze nawijała o tobie, a ja nie mogłem dojść do słowa. Zawsze było Harry to, Harry tamto! Zacząłem mieć tego dosyć!
- Może gdybyś zwrócił więcej uwagi na swoje obowiązki prefekta, moglibyśmy porozmawiać o czym innym! Nigdy mnie nie obroniłeś przed Fredem i Georgem! Dlaczego ja musiałam odwalać całą robotę? – wtrąciła się Hermiona, przybliżając się do niego.
Oczy Rona błysnęły.
- A więc dobrze.
Klasnął w obie dłonie i powiedział wysokim głosem.
- Och, Harry, ty też? Wiedziałam, wiedziałam!
Jego fałszywy uśmiech wyparował i posunął się bliżej w stronę Hermiony.
- Nigdy nie myślałaś, że jestem na tyle dobry, żeby zostać prefektem, prawda? Jak tylko zobaczyłaś odznakę myślałaś, że jest Harry’ego.
Usta Hermiony znowu się otworzyły i w końcu bąknęła.
- Nie, to był błąd. Po prostu źle oceniłam sytuację.
- A dlaczego tak sądziłaś? – Ron skrzyżował ręce, wyglądając na dumnego. – Może dlatego, że Chłopiec, Który Przeżył jest też Chłopcem, Który Dostaje Wszystko!
- Ron, wiesz, że nie! – zaprotestował Harry, kładąc rękę na ramieniu Hermiony.
Ron zmarszczył brwi i potrząsnął głową.
- Czy nie wystarcza, że jesteś najbogatszy i najsławniejszy? Musiałeś też odebrać mi Hermionę.
- Wcale nie! Co… - zaczął Harry, ale Ron mu przerwał.
- Zawsze tak jest, Harry! Pokonałeś Voldemorta na pierwszym roku w Hogwarcie. Na pierwszym roku! Później odnalazłeś Komnatę Tajemnic i zabiłeś bazyliszka. Uratowałeś Syriusza i wygrałeś Puchar Quidditcha. A w końcu wygrałeś ten cholerny Turniej Trójmagiczny! Co zostaje dla mnie? Nic, jestem tylko piątym kołem u wozu z głupimi czerwonymi włosami!
- Nigdy nie prosiłem o to, co mi się przydarzyło! - Harry krzyknął na Rona, paląc się w środku ze złości. - Myślisz, że lubię jak Voldemort na mnie poluje?
- Ale to z pewnością nie przeszkodziło ci zabrać mi sprzed nosa jedynej dziewczyny, która mi się podoba!
- Nie pamiętam, żebyś kiedykolwiek przyszedł do mnie i powiedział, co do niej czujesz. Więc dlaczego ja miałbym ci o tym mówić? – powiedział Harry.
- Ja nie musiałem nic mówić. Rozumieliśmy się.
- Nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek rozmawiali o dziewczynach.
- Ja czekałem po prostu na odpowiedni moment – wymamrotał Ron, odwracając się od wszystkich. Hermiona opuściła głowę.
Harry patrzył na swoich najlepszych przyjaciół i pomyślał: „Może powinienem im powiedzieć o przepowiedni i będę miał to z głowy. Tak po prostu…”. Przestał, kiedy obrazy ze snu, który go odwiedził ostatniej nocy, powróciły. Te wszystkie ciała i słowa Dumbledore’a: „Umarli, bo o niczym nie wiedzieli! Nigdy im nie powiedziałem.” Wiedział, że musi to zrobić, ale nie teraz i nie w taki sposób.
- Posłuchaj, Ron – sprzeciwił się Ron. – Nie wiedziałem co się dzieje, ta cała psychoza, ale teraz nie zamierzam do tego wracać – Harry chwycił rękę Hermiony i popatrzył się na nią. – Bardzo lubię Hermionę. Powiedziałem jej to dzisiaj rano i chcę, żeby była moją dziewczyną.
Patrząc się na Hermionę, Harry ścisnął jej rękę.
- Zgadzasz się? – nic nie powiedziała, ale cicho przytaknęła „tak”, a on pocałował ją szybko w policzek. Drzwi pokoju otworzyły się cicho i Ginny, Luna i Neville wyszli. Kiedy zamknęli drzwi Ron rozejrzał się i zobaczył Harry’ego i Hermionę stojących razem i trzymających się za ręce. Zmarszczył jeszcze bardziej brwi i opadł cicho na łóżko.
Hermiona podeszła, usiadła obok niego i chwyciła jego dłoń.
- Ron? Dlaczego mi nigdy nie powiedziałeś?
- Nie wiem, dlaczego. Może myślałem, że to samo się jakoś rozwiąże i dostanę jakiś znak – powiedział i jego ramiona opadły. Na rękę Hermiony opadła pojedyncza łza. Ron głęboko westchnął i spojrzał na nią, a jej oczy były czerwone.
- Dlaczego on, a nie ja?
Hermiona powoli podniosła rękę, dotknęła jego policzka i delikatnie powiedziała:
- Ron, ja… ja nie wiem dlaczego, ale ty tez zawsze będziesz w moim sercu – wyciągnęła drugą dłoń w stronę Harry’ego, który chwycił ją i uklęknął przed nimi. Hermiona spojrzała głęboko w oczy Rona i powiedziała – jesteś dla mnie bratem, którego nigdy nie miałam. Nic tego nie zmieni.
- To jest jak pocałunek śmierci.
Harry nie mógł nic na to poradzić, ale uśmiechnął się.
- Przynajmniej nie powiedziała: „Czy możemy być przyjaciółmi?”. Osiągnąłeś status brata.
Hermiona spojrzała na Harry’ego, a jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Jak on mógł z tego zrobić żart?
Ramiona Rona zaczęły się trząść, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Jesteś takim dupkiem. Wiedziałeś o tym?
Harry uderzył go w kolano. Oczy Rona zaświeciły się, pchnął Harry’ego i obaj wylądowali na podłodze. Zaczęli się bić i śmiać, aż w końcu Harry uderzył głową o szafkę.
Śmiali się z siebie przez kilka minut, kiedy Harry pocierał siniaka na swojej głowie. Hermiona sprawdziła, czy to nic poważnego. Ron wyciągnął do niego rękę i Harry chwycił ją. Stali tak przez kilka chwil i patrzyli sobie prosto w oczy.
- Przepraszam za to, co powiedziałem, Harry – skończył nieprzekonywująco.
Trzymali się za ręce w ten sposób, w jaki gracze Quidditcha podają członkom swojej drużyny, co jest znakiem braterstwa i przyjaźni.
- Już dobrze. Myślę, że to lato daje nam nieźle w kość.
Harry odwrócił się do Hermiony, objął ją i zapytał:
- Więc, nic ci to nie będzie przeszkadzało?
- Będzie, ale się przyzwyczaję.
Hermiona przytuliła ich obu do siebie i kiedy już mógł normalnie oddychać spytał się Harry’ego.
- Chyba nie masz nic naprzeciw, żebym z nią porozmawiał. Mam chyba coś do wyjaśnienia.
Harry przytaknął i pocałował Hermionę zanim wyszedł.
Wypas dawno nic nowego nie bylo, wiec przeczytalam to z jeszcze wiekszym usmiechem na twarzy, niz zawsze
Ejjj, fajne.... Nie no, ja to kocham ficki o H+Hr, więc i ten z chęcią czytam... fajnie się to ułożyło, tylko dziwne mi się wydaje, ze to wyznawanie uczuć nastąpiło tak.. nagle... to znaczy.. że Harry i Ron tak to wszystko przy Hemri mówili... Nie wiem, to mnie jakoś nie przekonało...Poza tym - OK, czekam na dalszy ciąg.
Pozdro dla wszystkich fanów H+Hr!!!!
Aha, KONIECZNIE wejdźcie na http://www.harryloveshermione.com !!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Yyy....tak...co tu powiedzieć. Nie podważam Twojej zdolności tłumaczenia, bo ta na pewno jest na wysokim poziomie, skoro podjęłaś się takiego zadania. Fic jednak pod względem fabularnym nie powalił mnie na nogi, nie podoba mi sie moment w którym Harry prosi Hermione o...yy..."chodzenie" :/ fu.... Nie jestem zwolenniczką H/H, mimo wszystko gdyby ich..."romans" ukazany był w inny sposób, na pewno byłabym bardziej usatysfakcjonowana. Ale Twoje zadanie nie polega na uszczęśliwianiu mnie, tylko na tłumaczeniu, a to robisz dobrze. Więc jest ok.
pisz dalej
BŁAGAM!!!!!!!!!!!!!
Czytalam tego ficka jakis tydzien temu, ale nie skomentowalam, wiec teraz sproboje sobie przypomniec moje odczucia, hyhy...
Ogolnie opowiadanie niezle... Wydaje mi sie, ze dobrze to tlumaczysz, ale czasem sa jakies bledy stylistyczne, ktore rzucaja sie strasznie w oczy ( i co gorsze czesto zostaja nie poprawione, gdy ktos je wypisze...).
Teraz o tresci...
To 'cos' miedzy Harrym i Hermi fajnie sie rozwijalo, szkoda ze tak nagle doszlo do wyznan - przy wszystkich... ta klotnia miedzy Ronem i Hp mi sie nie podobala.. taka sztuczna byla... dobre ze sie (na razie) skonczyla! Czekam na nastepne czesci w nadzieji, ze beda tak dobre jak te pierwsze rozdzialy! Pozdrawiam tlumaczkę
Psz, pisz!!!! Błagam!!!!
Na wenę
NO TO TŁUMACZ!!!!!!!
I W NAGRODE ZA POPRZEDNIEGO PARTA
CZEKAM NA NASTĘPNEGO PARTA Z TŁUMACZENIEM
Spoko tłuczenie, tylko że parta dawałaś 12 września, a dziś jest 29! Ten fick jest świetny. dla Ciebie, żebyś szybciej tłumaczyła.
Pozdro:*
Keyt, czy w ogóle będzie next???
Next będzie, jak tylko nie padnę ze zmęczenia albo nie będę ofiarą jakiegoś ataku terrorystycznego w Londynie....
To dobrze, więc czekam A ty w Londynie przebywasz, czy jak?
Wyjeżdżam do Londynu za tydzień na kilka dni, ale się postaram przed wyjazdem coś wystukać. I pamiętajcie, jak to mawia mój kumpel "Szkoła jest jak Media Markt - powinni tego zabronić".
ja już chce następnego parta xD
Następny part!!!
Nie wchodziłam tu już może i miesiąc, a dalej nic ie ma!!!
pisz Keyt i nie marudź
Ale przecież to nie ja (kkate) piszę, tylko Keyt
Ja tam się czym innym zajmuję....
Geeeez, ludzie, nie nabijajcie postów, bo to i tak bezsensowne. Przecież Keyt ma też własne życie, szkołę (oj, skąd ja znam ten ból... ), przyjaciół, zainteresowania. Trzeba okazać jej troche wyrozumiałości... Z resztą niedawno pisała, że przebywa w Londynie. A jeśli ktoś jest tak niecierpliwy, niech przeczyta sobie w oryginale.
Keyt, trzymaj się, wierni fani Twojego tłumaczenia będą cierpliwie czekać na jakiś znak życia od Ciebie Napisz nam, czu znalazłaś Dziurawy Kocioł Geez, ile ja bym dała za taki wyjazd do Londynu... Mrrrau
Czekamy cierpliwie, Keyt! A na osłodę i (w których zapakowane są środki pobudzające Które działają jak red Bull - wspomagają ciało i umysł, tak, że szybko przetłumaczysz nam następną część )
Pozdrowionka
Chciałam
wszystkich najmocniej przeprosić za to, że tak długo odwlekałam wklejanie
parta, ale niestety wiatry mi nie sprzyjały. Nie dość, że szkoła, to
poleciał mi cały system w komputerze, po drodze wycieczka do Londynu
(Pokątnej nie znalazłam, ale 9 i 3/4 było). Dla tych, którzy cierpliwie
zaczekali moc całusów.
-----------------------------------------------
Dom
Ridlle’ów 19:45
Drzwi do łazienki w pokoju Voldemorta
otworzyły się powoli, skrzypiąc na zawiasach, kiedy weszła Bellatriks.
Przeszła przez pokój, wycierając się ręcznikiem i skierowała się w stronę
gotującego się kociołka. Składniki bulgotały i parowały tworząc niebieskawą
mgiełkę. Wdychając powoli aromat eliksiru, Bellatriks podeszła do małej
półki wiszącej na ścianie. Jej palce dotykały wszystkich słoików, aż w końcu
znalazła to, czego szukała. Był to słoik z suszoną płetwą rekina. Ktos za
jej plecami zakaszlał zimno.
- Mogę spytać co robisz z moimi
zaleceniami… Bellatriks? - Severus Snape zapytał niskim głosem.
Bellatriks nie przejęła się tym, że właśnie została nakryta na
kradzieży, tylko odwróciła się i zaczęła iść w stronę drzwi.
-
Nie, Snape. Nie możesz spytać.
Wyszła i trzasnęła drzwiami.
Snape podszedł do półki, zrobił szybki przegląd składników i odkrył co
zabrała kobieta. Siedział w ciszy przez kilka minut myśląc po co jest jej
potrzebna suszona płetwa rekina. Ocknął się z zamyślenia i zaczął grzebać w
składnikach.
Trzydzieści minut później Bellatriks mieszała
miksturę, dodając do niej płetwę rekina. Nagle usłyszała stukanie w okno.
Wstała i otworzyła okno, przez które wleciał czarny kruk i usiadł na jej
łóżku. Mały uśmiech pojawił się na jej twarzy i uklękła przed krukiem.
Głaszcząc jego pióra zapytała:
-Jakieś dobre wieści? Oni tam są,
prawda?
Kruk zatrzepotał skrzydłami i zaskrzeczał.
Bellatriks klasnęła i skoczyła z radości.
-Wiedziałam!
Teraz was mam!
Szybko nałożyła szaty i wybiegła na korytarz,
krzycząc:
-Nott!
Czekała i po chwili usłyszała go
zbiegającego ze schodów. Kącik jej ust zwinął się w ironicznym uśmieszku.
- Czas ruszać - nakazała - zbierz ludzi i spotkajmy się za pięć
minut na dole.
Nott lekko ukłonił się przed odejściem.
- Tak jest, proszę pani.
- Nott - obserwowała go uważnie -
lepiej, żeby twoi mali przyjaciele byli gotowi. Jesteś pewien, że możemy im
zaufać?
- Pracowałem dla Ministerstwa przez dziesięć lat. Wiem
jak sobie z nimi radzić, zostaw to mnie.
Bellatriks przytaknęła i
wróciła do swojego pokoju. Przez drzwi mogła usłyszeć Notta wołającego
wszystkich i przygotowujących się ludzi do wyjścia.
Bellatriks
usiadła na łóżku i wyciągnęła spod poduszki stare zdjęcie ze ślubu Potterów.
Przejechała palcem wokół twarzy Syriusza.
- Czas znowu zagrać,
Syriuszu.
Rozdział V
- Wejść! - Bellatriks
zawołała, kiedy zapinała suwak w swojej pelerynie. Drzwi otworzyły się i
Mona, jej blond włosa kochanka, wślizgnęła się do pokoju. Stanęła gotowa do
wyjścia na nocną akcję. Szybkimi krokami podeszła bliżej i ściągnęła maskę z
twarzy.
Bellatriks podniosła eliksir z szafki nocnej.
- Dlaczego się tak ubrałaś?
- Proszę Pani, nie pozwalaj mi
zostawać w tyle. Chcę z tobą dzisiaj wyjść. Ja… ja chcę być z tobą.
Podnosząc palcem twarz Mony, Bellatriks zbliżyła się i pocałowała ją
mocno, przypierając do ściany. Bellatriks zaczęła szeptać jej do ucha.
- Ale Mona, potrzebuję cię tutaj. Musisz przygotować pokój dla
Pottera, kiedy wrócimy.
Mona jęknęła.
- Dlaczego mnie
zawsze zostawiasz z tyłu? Nigdy mnie nie zabierasz na zabawę. Też mogę
walczyć.
- Przykro mo kochana, ale nie mogę ryzykować, że coś ci
się stanie. Nie znasz Pottera i jego przyjaciół tak jak ja. Lepiej, żebyś
została tutaj, z dala od niebezpieczeństwa - powiedziała Bellatriks.
Zarzuciła na głowę kaptur i zasłoniła twarz maską.
Mona
westchnęła i cofnęła się o krok.
- Ale bądź ostrożna dobrze, dla
mnie?
Otwierając drzwi Bellatriks pociągnęła za sobą Monę,
całując ją tym razem delikatniej. Uśmiechnęły się do siebie i Bellatriks
zniknęła za drzwiami.
Kiedy dotarła do schodów spojrzała na dół i
zauważyła innych Śmierciożerców zebranych w głównym holu. Niektórzy byli
ubrani w czarne szaty, ale reszta nosiła na sobie mugolskie ciuchy. Kilku
przebrało się za policjantów, czterech nałożyło fartuchy Uzdrowicieli, a
dwóch wyglądało jak z mugolskich służb specjalnych. Belltriks schodziła ze
schodów powoli przyglądając się im uważnie.
- Wszyscy wiedzą, co
mają robić?
Glośny chór odpowiedział "tak, pani" i
kiedy w końcu zeszła ze schodów skierowała się w stronę Śmierciożercy
stojącego samotnie przy oknie. Podała mu notkę i wyszła na środek
pomieszczenia. Mężczyzna przywiązał papierek do nogi sowy i wypuścił ją
przez okno.
Bellatriks wyjęła różdżkę i wycelowała ją w stary
zegar w rogu pokoju.
-Mamy dokładnie trzydzieści pięć minut, żeby
się ustawić i uderzyć. Kiedy sowa dotrze do Malfoya i Dołohowa, wyznaczą nam
kierunek. Nott i ja... z małą pomocą jego pełzających, małych przyjaciół...
natrzemy na dom i schytamy Pottera. Kiedy wasze zadanie będzie wykonane,
wycofajcie się, ale nie przychodźcie prosto tutaj, na wypadek gdybyście byli
śledzeni.
- Tak, pani!
Szeroko rozciągnęła ramiona
i krzyknęła do nich.
- Ruszać!
Wszyscy deportowali
się i Bellatriks odwróciła się do Notta.
- Gotowy?
Nott tylko kiwnął głową, chwycił ją za rękę i oboje się przenieśłi się w
miejsce przebywania ich tajemniczej armii.
---------------------------------------------
Harry wszedł do
kuchni i podniósł swoją książkę od eliksirów. Usiadł i wyciągnął swoje
wypracowanie, które zaczął w zeszłym tygodniu, kiedy Hermiona kazała mu w
końcu do niego usiąść. Na kartce zapisana była tylko jedna linijka.
Westchnął i zaczął czytać książkę.
- Nieźle Potter - głos
Moddy'ego odbił się echem od ścian.
Harry odwrócił się, kiedy
Moddy wszedł do kuchni. Usiadł na końcu stołu i milczał przez chwilę. Jego
magiczne oko przestało się kręcić i teraz obserwowało twarz
Harry'ego.
- Tyle dostałeś i dalej mogłeś się bić, ale ta
rana na twarzy zostawi bliznę.
- Cały czas nas obserwowałeś,
prawda?
- Oczywiście, że tak. Jestem czymś w rodzaju stróża.
- To dlaczego nas nie zatrzymałeś?
Moddy podrapał się po
nosie.
- To nie moja sprawa. Jesteście prawie dorośli, potraficie
sami sobie poradzić ze swoimi problemami.
Harry'emu zrobiło
się ciepło. Dobrze było mieć przy sobie dorosłych, którzy traktowali ciebie
na równi.
- Dzięki, Moody.
- Nie ma za co. W przyszłym
tygodniu kończysz szesnaście lat i czas, żeby ludzie przestali cię traktować
jak małego dzieciaka.
Harry przytaknął i powrócił do czytania
książki.
- Słuchaj, zamierzam rzucić kilka uroków na zewnątrz
domu, zanim pójdziemy spać, dlatego trzymaj oczy otwarte na górze.
Harry rozumiał o co chodzi. Lupin miał się dzisiaj przemieniać. Moody
wstał i trzasnął drzwiami. Harry sięgnął do kieszeni, żeby wyjąć zdjęcia,
ale znalazł tylko jedno. Było to zdjęcie z jego pierwszego roku. Brakowało
fotografii ze ślubu jego rodziców. Harry podskoczył i zaczął przeszukiwać
wszystkie kieszenie, ale nie znalazł go.
Uderzył pięściami w
stół i zaklął.
- Cholera.
Łzy spłynęły mu po
policzku.
-------------------------------------------
Wieeeeeeelka dla
ciebie, za to że wreszcie dałaś parta! Dorzucę jeszcze
i
za to, że parcik był świetny(jak wszystkie zresztą). Trochę
krótki, ale nie będę narzekać. Pozdro:*
Mało, mało i jeszcze raz mało. Chcoiaż
cudowne. Wkradło sie kilka literówek tupu:
Super, Keyt. Nieco krótkie i działo się w
sumie niewiele, ale nie widzę błędów.
Tłumacz dalej! I to
wiesz, tak dość szybko...
P.S. Jak było w Londynie i na peronie 9 i 3/4 ???
NAAAAAAAAAAARZESZCIE!!
Ufff...
powiedzmy, że cierpliwość czasem jest nagradzana
Pytanko: ile części ma to opowiadanie ??
Do Blue!!!
Z tego co
widziałem
na oficjalnej stronie tego opowiadania
jest ich 12 jak
narazie,
nie wiem czy będzie więcej
!!!
Pozdrówka
kiedy następna część nie
moge sie już doczekać
to
jest jedno z moich ulubionych ff xD
ja chce dalej xD
plizzz pisz
pisz pisz
.....
Przyznam, że bardzo podoba mi się ten fanfick
i z niecierpliwością czekam na kolejny part. Oby był jak najszybciej...
o ja kiedy będzie
następny part no
masz
dla zachęty xD
i to też
i to
i
to
i to
dobra pisz szybciej plizzzz
:D
=D
12 ?? To nie tak dużo. Jakoś przeżyję
czekanie, chyba. jak mnie wcześniej szlak nie trafi.
No cuż, czekamy dalej !!
Thx
za informację
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)