Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )


Akzseinga Napisane: 17.12.2004 16:22


Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 3
Dołączył: 13.11.2004
Nr użytkownika: 2767


A ja swoją osobą prezentuję chyba inne poczucie humoru.
Chyba na pewno.
Roześmiałam się raz, przy tekście "tylko nie moje guziczki", który wybitnie skojarzył mi się ze Shrekiem.
Cóż rzec.
W mój gust nie trafłeś, Janie.

pozdrawiam,
Akzs.
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #209636 · Odpowiedzi: 96 · Wyświetleń: 60776

Akzseinga Napisane: 15.11.2004 15:55


Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 3
Dołączył: 13.11.2004
Nr użytkownika: 2767


Z dedykacją dla Sol.

Wczoraj,

czyli tragikomedia romantyczna,
lub romans tragikomiczny,
lub tragiczna komedia romantyczna.



Yesterday, all my troubles seemed so far away.
Now I looks though they're here to stay,
Oh, I believe in yesterday.

Suddenly I'm not half the man I used to be,
There's a shadow hanging over me,
Oh yesterday came suddenly.

Why she had to go I don't know, she wouldn't say
I said something wrong, now I long for yesterday.

Yesterday, love was such an easy game to play,
Now I need a place to hide away,
Oh I believe in yesterday.

Why she had to go ...

Yesterday, love was such an easy game to play,
Now I need a place to hide away,
Oh I believe in yesterday.

[The Beatles - Yesterday]


Harry ziewnął szeroko i przetarł oczy. Otworzył je powoli, przyzwyczajając się do oślepiającego światła, wpadającego do pomieszczenia. Dzień. Noc już minęła i zdaje się, że nie wróci. Mężczyzna, aż nazbyt przytomnie, zdawał sobie z tego sprawę. A noc była przecież taka piękna, cudowna. Nie noc, sama w sobie, choć i tą Harry wspominał wyjątkowo przyjemnie. Ugwieżdżone niebo, srebrny, wielki księżyc, pohukiwanie sów. Paradoksalnie nie to było najważniejsze. I nie sen, choć to, co działo się tej nocy, może niektórym wydać się snem. Niebywale czarownym, magicznym snem. Jak przez mgłę Harry widział każdy swój nieśmiały dotyk delikatnej skóry Ginny, każdy zachłanny pocałunek i ciche westchnienia, wypowiadane na przemian imiona, szeptane do uszu intymne słowa. Widział, to wszystko, co jeszcze parę godzin temu przydarzyło się właśnie jemu. I poczuł się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. A teraz znowu w swych wspomnieniach czuł jej zapach, wtulał się w rude, miękkie włosy, znowu cieszył się jej bliskością i miłością.
Wyciągnął rękę w poszukiwaniu obiektu swych uczuć i myśli. Łóżko było nieprzyjemnie chłodne. Puste. To z powrotem przywróciło go do rzeczywistości, raptownie odwrócił głowę w lewo. Nie ma jej, nie ma śladu jej ubrań, nic. Zamknął oczy, próbując racjonalnie myśleć. Czemu odeszła? Mieli być teraz na zawsze razem. Może wróci? Może poszła do sklepu?
- Do sklepu - prychnął Harry. - Idiota. Pewnie kupić ser i mleczko - powiedział głosem pełnym sarkazmu. - Po prostu cię nie kocha, palancie.
Wciągnął spodnie i udał się do kuchni. Musiał się najeść, to z pewnością poprawi mu humor. I przestanie myśleć. Tak bardzo nie lubił myśleć o przykrych rzeczach, a odejście Ginny taką rzeczą bez wątpienia było. Zajrzał do lodówki - wszystko przeterminowane. Mleko, ser, nawet masło wygląda nieciekawie.
- No tak - rzekł gorzko. - Jak miała zostać z kimś, kto nawet o jedzenie nie potrafi się zatroszczyć?
Na blacie kuchennym znalazł jedną bułkę. Harry usiadł przy stole i zaczął jeść. Niestety. Jedzenie suchej, twardej bułki wcale nie pomogło mu zwalczyć problemów. Właściwie to samo stwierdzenie, że konsumpcja czegokolwiek mogłaby usunąć wszystkie myśli, które go trapiły, była godna pięciolatka z nadwagą.
Spojrzał za okno i spostrzegł na parapecie małą karteczkę, ze starannym pismem Ginny. Chwycił jak najszybciej tylko potrafił i zachłannie przeczytał jej treść. A ta nie była długa.

Kocham cię.
Adieu.


To koniec.
Jak na ironię znów przypomniał sobie, o ich pierwszym zbliżeniu, chwili namiętności, a jednocześnie niewysłowionej delikatności. A może dlatego go opuściła? Może wcale jej się nie spodobało? Może oczekiwała czegoś więcej?
Harry spuścił głowę i przełknął ostatni kęs. A gdyby do tego nie doszło? Gdyby odmówił sobie tej chwili szczęścia? Jeśli to, co się między nimi wydarzyło, wszystko zniszczyło? Przecież wczoraj było między nimi tak dobrze. Wczoraj. Wczoraj nie wróci. Gdyby tak było można cofnąć czas.

- Ginny
- Yhym... - mruknęła zadowolona z jego łagodnych pieszczot, którymi obdarzał jej kark.
- Mówiłem ci już, że cię kocham?
Pamiętał, jak spojrzała mu wtedy głęboko w oczy, zmarszczyła czoło i po chwili namysłu odpowiedziała, ze słodkim uśmieszkiem:
- Nie.
- Kocham cię.
- Jeszcze?
- Zawsze.*
Nigdy nie zapomni uśmiechu jakim wówczas obdarzyła go Ginny.

- Za dużo myślisz, Harry - powiedział sam do siebie. - Za dużo szczegółów...
Wstał od stołu i udał się do łazienki. Po drodze, na półce obok zaczarowanego lustra ujrzał album. Wczoraj go przeglądali.

- Ginny - zachichotał. - To ty? - wskazał palcem na zdjęcie małej, rudej osóbki w za dużym o parę numerów swetrze, który prawdopodobnie należał go Charliego, ubrudzoną na twarzy czekoladą. Nagle osóbka na zdjęciu wytknęła język w stronę Harry'ego, a ten roześmiał się jeszcze bardziej.
- Taak - odpowiedziała przeciągle, wyniośle, jakby chciała w ten sposób zasygnalizować, że nie toleruje żadnych kąśliwych uwag.
- Ale śmiesznie wyglądałaś - powiedział Harry, poczym zaczął śmiać się jeszcze głośniej.
W myślach znowu widział Ginny mierzącą go krytycznym spojrzeniem brązowych oczu i jej kąśliwą uwagę.
- Ja przynajmniej z tego wyrosłam.

Dotknął albumu i otworzył go na zdjęciu, które tak go rozśmieszyło. Bynajmniej miał ją taką. Przecież lepsza Ginny wybrudzona, w za dużym swetrze brata, niż żadna. Spojrzał w lustro.
- Jak ty wyglądasz, kochasiu - powiedziało krytycznie. -Katastrofa. Co za włosy. Zrób coś z nimi. I ta miną. Jakbyś szedł na pogrzeb... I poćwiczyłbyś trochę na jakiejś siłowni! - krzyknęło lustro, za oddalającym się w stronę łazienki Harrym.

Prysznic nie był długi. Stanowczo. Przerwało go czyjeś natarczywe dzwonienie do drzwi. Poszedł w samych bokserkach, z myślą, aby ochrzanić natręta. Kto normalny wpadałby w odwiedziny o tak wczesnej porze?!
Otworzył z rozmachem drzwi, a jego zielonym oczom ukazała się osoba, której spodziewał się w tamtej chwili najmniej...
- Te twoje blokady na drzwi - powiedziała rozeźlona. - Czemu tak patrzysz? - spytała po chwili podejrzliwie, nieco jednak rozśmieszona. A do podejrzeń i do rozbawienia miała powody.
Harry w samych bokserkach, z mokrymi włosami, z wytrzeszczonymi oczami, bez okularów i otwartą buzią w istocie był rzadkim widokiem.
- Gi... Ginny? - wystękał zaskoczony. Kiedy ta odpowiedziała mu niemym skinieniem głowy, porwał ją do góry, przytulił i z uśmiechem na twarzy, jednak nie bez wyrzutu, prawie wykrzyknął:
- Jak ja cię kocham! Gdzieś ty była? Czemu mnie na tak długo zostawiłaś? I co to ma być za kartka? Następnym razem informuj mnie, kiedy znikasz na tak długo! Chcesz, żebym zwariował przez ciebie?
Ginny spojrzała na niego, zupełnie tak, jakby już zwariował i powiedziała tylko:
- Byłam kupić ser i mleko. W lodówce wszystko masz przeterminowane.


KONIEC

* Dialog z filmu "Niemoralna propozycja"
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #203277 · Odpowiedzi: 2 · Wyświetleń: 4959

Akzseinga Napisane: 15.11.2004 15:50


Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 3
Dołączył: 13.11.2004
Nr użytkownika: 2767


Waleczne Serce


Słońce chyliło się ku zachodowi. Zakazany Las wyglądał o tej porze dnia wyjątkowo tajemniczo, mrocznie i bajkowo zarazem. Rozłożyste korony drzew przepuszczały nikłe promienie słońca, a te docierając do niższych partii lasu, igrały na liściach krzewów. Zieleń przeplatała się z jasnym odcieniem czerwieni, co sprawiało wrażenie wyjątkowo niebezpiecznej zabawy. Cisza przerywana co chwilę podejrzanymi odgłosami sprawiłaby, iż niejednemu odważnemu stanąłby włos na głowie, na karku zaś pojawiłoby się niemiłe mrowienie i gęsia skórka.
- PUŚCIE MNIE!
Natomiast ten krzyk doprowadziłby samego Lorda Voldemorta do omdlenia.
- Jestem starszym podsekretarzem w samym Ministerstwie Magii!
Jak więc się dowiedzieliśmy, ten przeraźliwy, piskliwy krzyk wydobywał się z ust wyjątkowo zdenerwowanej i przestraszonej czarownicy.
- Wy plugawi mieszańcy!
Czarownicy uprzedzonej rasowo.
- Zamknij się!
Jej monolog przerwał męski głos, który należał najwidoczniej do bardzo elokwentnego i wygadanego człowieka.

Krzaki, na których igrały niebezpiecznie promienie zachodzącego słońca, poruszyły się nieznacznie. Po chwili wyłoniły się z nich osobliwie wyglądające centaury. Trzeba jednak dodać, że po pewnym czasie jedna z owych istot wyniosła osobę jeszcze dziwniejszą. Wyniesiona osoba była prawdopodobnie człowiekiem, dokładniej kobietą, jednak ocenienie tej, jakże ważnej sprawy, utrudniało podobieństwo tego indywiduum do wyrośniętej ropuchy.
- Opuście mnie, zwierzaki!
- Zamilcz, przedstawicielko ludzkiej rasy! - zaryczał jeden z centaurów, a pracownica ministerstwa ucichła momentalnie.
Na twarz centaura wypełzł nikły uśmieszek triumfu, po czym podniósł łuk na wysokość oczu czarownicy.
- Powtórz jak się nazywasz!
- Dolores Umbridge - odpowiedziała piskliwym głosem kobieta, która straciła resztę odwagi na widok grotu strzały i łuku tuż przed swoim obliczem.
- Panią Umbridge trzeba nauczyć nieco pokory - wtrącił inny centaur, z odrazą przyglądając się czarownicy. - Jak sądzisz, Zakało?
- Masz rację, Magorianie. Jak zwykle masz rację. Człowieka tego zaprowadzimy do naszego Królestwa...
- Ależ, Zakało! To zbyt niebezpieczne. Ludzie nie mogą wstąpić do Królestwa Centaurów. Mogą rozpowiedzieć innym, a przecież to nasza Święta Tajemnica!
- Ona nie rozpowie - odpowiedział spokojnie Zakała, wskazując palcem na Umbridge.
- Skąd ta pewność?
- Bo ona już stamtąd nie wyjdzie - powiedział niebezpiecznie cicho, a w jego głosie dało się wyczuć żądzę zemsty.
Umbridge zapiszczała głośno.
- Nie lepiej zabić ją tutaj?
Umbridge zapiszczała jeszcze głośniej.
- Magorianie, a któż powiedział, że ja chcę ją zabić?
Umbridge odetchnęła z ulgą.
- To by było zbyt proste - kontynuował Zakała. - Najpierw parę tortur...
Umbridge wybuchła płaczem, a jej brzydka twarz zniekształciła się okropnie. Opadłaby pewnie na ziemię, gdyby nie była związana linami i gdyby nie trzymał jej jeden z prześladowców.

* * *

- Severusie!
Drzwi do ciemnozielonego pokoju otworzyły się na oścież, a w progu stanął siwowłosy staruszek, z brodą do kolan.
- Cholera jasna! Nie ma go tu - zaklął starzec i z niespodziewaną, jak dla jego wieku zręcznością obrócił się i wyszedł z pomieszczenia. Pewnie zdziwicie się, gdy powiem Wam, iż jest to Albus Dumbledore. Przecież dyrektor Hogwartu nie wyrażał się w ten sposób i zawsze był spokojny. Jednakże należą się Wam małe wyjaśnienia. Albus był wówczas wyprowadzony z równowagi i wyjątkowo przygnębiony. Walczył z Voldemortem, ratował Harry'ego i wyjawił chłopcu tajemnicę o tej durnej przepowiedni. I co najgorsze - zginął Syriusz. Jak tu nie być zdenerwowanym? Na dodatek nigdzie nie może znaleźć Severusa Snape'a. Po głowie profesora błąkała się niezbyt przyjemna i niezbyt miła dla ucha myśl: "Gdzie on do jasnej cholery jest?!"
POSZUKAJ W KUCHNI.
- W kuchni? A cóż on mógłby tam robić? - zapytał zdezorientowany Dumbledore.
IDŹ, TO SIĘ DOWIESZ.
- Już idę. Dzięki - powiedział, zerknąwszy w górę.
NIE MA ZA CO. TAKA PRACA.
Albus Persiwal Wulfryk Brian Dumbledore, Dyrektor Hogwartu, Najwyższa Szycha Wizengamotu skierował swoje dostojne kroki do kuchni. Zatrzymał się, gdy jego oczom ukazał się wielki, obraz z owocami. Wyjątkowo niechętnie połaskotał dużą gruszkę.
- Severusie!
Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna z długim, wykrzywionym nosem wyprostował się błyskawicznie na dźwięk swego imienia.
- Tak, profesorze?
- Co ty robisz w kuchni?
- Jem.
- W takiej chwili?!
- Jestem głodny. Kiedy mam jeść, jeśli nie teraz?
- Severusie! - powiedział Albus na tyle spokojnie, na ile pozwalały mu na to skołatane nerwy. - Gdzie jest Dolores Umbridge? Czy nadal przebywa w Zakazanym Lesie?
- Nie ma jej w zamku? - zdziwił się Severus i uniósł demonstracyjnie jedną brew. - To dziwne. Może coś jej się stało - dodał z nadzieją w głosie, jednak kiedy Dumbledore spojrzał na niego karcąco, odchrząknął i kontynuował: - To znaczy... skąd profesor wie, że Dolores Umbrigde nie ma w zamku? Mogła już wrócić. Minęło w końcu sześć godzin. Jak na moje skromne oko, Hogwart jest duży...
- Nie czas na żarty, Severusie. A wiem, że jej nie ma, ponieważ Irytek lata po szkole z wielkim, krzyczącym obrazem w dłoniach i z nadzieją w głosie woła: "Wielki Inkwizytorze Hogwartu, pani profesor, Dolores, skarbeńku..."
Severus Snape, znany również jako Mistrz Eliksirów, uniósł nieco górną wargę, odsłaniając pożółkłe zęby.
- Przestań się głupio uśmiechać. To nie jest zabawne, Severusie. Nie wiem, co się z tobą dzieje. Stało się tyle rzeczy, a ty sobie, najzwyczajniej w świecie, jesz.
- Już mówiłem, że jestem głodny, profesorze. A poza tym, jakie rzeczy? Przecież Potter wrócił cały i zdrowy.
- Tak. Pan Potter wrócił, ale zginął - zrobił efektowną pauzę, a głos, zazwyczaj wyjątkowo spokojny, zadrgał mu nieznacznie - Syriusz Black.
Severus Snape patrzył przez chwilę na dyrektora i czekał, aż dotrze do niego sens wypowiedzianych niedawno słów. Syriusz Black umarł? Jego odwieczny wróg odszedł z tego świata? Powinien się cieszyć, a jednak kiełkowało w nim niejasne, mało przyjemne uczucie, którego nie potrafił zrozumieć. Mistrz Eliksirów był najprawdopodobniej zły. Niemożliwe jednak okazało się określenia, na co, lub raczej na kogo gniew ten był skierowany. Czyżby był wściekły sam na siebie? Czyżby wyrzucał sobie, że nie zatrzymał Syriusza na Grimmuald Place? Cholera! Czyżby ten dureń umarł przez niego?
- Severusie...
Mistrz Eliksirów posłał Albusowi Dumbledore'owi nieobecne spojrzenie, odwrócił się, zamiatając połami czarnego płaszcza i bez słowa wyszedł z kuchni.
- Severusie! - krzyknął, dla zachowania pozorów, gdyż doskonale wiedział, że Snape się nie zatrzyma. - Szybko przeszedł mu apetyt - dodał cichym i smutnym głosem, spojrzawszy na niedokończoną kanapkę. - Czyli Dolores jest w Zakazanym Lesie...
OCZYWIŚCIE, ŻE JEST. PRZED CHWILĄ WIDZIAŁAM, JAK NIESIE JĄ STADO CENTAURÓW.
- Skoro wiedziałaś, że jest w Zakazanym Lesie, to czemu mi o tym nie powiedziałaś?
PRZEZNACZENIE, ALBUSIE. GDYBYM CI POWIEDZIAŁA, HISTORIA ZMIENIŁABY SWÓJ BIEG. SEVERUS MUSIAŁ SIĘ DOWIEDZIEĆ O ŚMIERCI SYRIUSZA.
- Rozumiem - powiedział wolno Dumbledore, przeczesując chudymi palcami siwą brodę. - Co nie zmienia faktu, że mógł dowiedzieć się od kogoś innego. Czemu to niewdzięczne zadanie przypadło właśnie mnie?
PRZEZNACZENIE.
Albus Dumbledore nie mówił już nic więcej, tylko szybkim krokiem ruszył w kierunku majaczących w oddali drzew Zakazanego Lasu.

* * *

W Zakaznym Lesie panowały egipskie ciemności. Mimo to niezmordowana grupka centaurów przedzierała się przez zarośla, dzielnie znosząc trudy podróżowania z Dolores Umbridge.
- Ona jest strasznie ciężka! Czemu akurat ja muszę ją nieść?!
- Bo jesteś najsilniejszy, Kronosie - mruknął ugodowo Zakała.
- Myślisz, że kupisz mnie tą głupią gadką.... - zaczął pogardliwie, po czym jego twarz rozświetliła się momentalnie - Naprawdę?! W takim razie poniosę ją jeszcze trochę.
- Poniesiesz ją, aż do naszego Królestwa.
- Co?! Myślisz, że się na to zgodzę? - zapytał oburzony błękitnowłosy centaur.
- Tytuł najsilniejszego do czegoś zobowiązuje, Kronosie.
- No... - zaczął niepewnie, najwidoczniej mile połechtany, Kronos. - W takim razie, zgoda.
- Szybciej! Zakało, Kronosie! Szybciej! Co się tak wleczecie z tyłu?!
- Czy mógłbyś się nie drzeć, Ronanie? - odpowiedział spokojnie Zakała. - Nie widzisz, że Kronos niesie tego grubego, irytującego, głupiego człowieka?
- Nie jestem gruba! - odezwała się niespodziewanie Umbridge, która od dłuższej chwili uparcie milczała.
- MILCZ, KOBIETO! - krzyknął Zakała, a czarownica wydała z siebie tylko głośny pisk i skuliła się jeszcze bardziej.
- Dzięki, Zakało. Zdajesz sobie sprawę, jak ciężko ją nieść, gdy jest w takiej pozycji?
- Przepraszam, Kronosie. To było silniejsze ode mnie. Ronanie, widać już wejście?
- Jeszcze nie, ale już niedaleko.
- Eee... Zakało...
- Słucham, Kronosie?
- A czemu ona nie może iść sama?
W tejże chwili Zakałę uderzyła dosadnie jego własna głupota. Przecież ta cała Umbridge mogła iść sama! A oni ją nosili, jak te muły przez blisko sześć godzin!
- Puść ją natychmiast i rozwiąż jej nogi! Niech maszeruje sama.
Kronos ochoczo i z wielką ulgą wykonał polecenie, w efekcie czego czarownica z impetem upadła na wilgotną i brudną ziemię, po czym z jej ust wydobył się niecenzuralny krzyk.
- Człowiek - prychnął z pogardą Zakała. - Wyrażanie się jest nieodłączną częścią jego życia...
- Tak. Ludzie to wyjątkowo prymitywna rasa. A myślą, że są panami świata.
- Nie udawaj inteligentnego, Kronosie - powiedział zirytowany Zakała.
- Ja nie udaję...
Dalszą rozmowę przerwał im wrzask podekscytowanego Ronana.
- Jesteśmy na miejscu!
- W końcu - wyszeptał Zakała. - Idź, kobieto!
- Zakało... - zaczął nieśmiało Kronos. - Nie chcę podważać twego autorytetu, ale czy musimy ją wprowadzać do naszego Królestwa. Jeszcze nie jest za późno. Możesz potorturować ją tutaj.
- Ależ ja nie chcę jej torturować - odpowiedział Zakała z przesadzonym zdziwieniem w głosie.
- Naprawdę? To co chcesz zrobić?
- Uczynić ją moją kochanką, towarzyszką życia...
- Co?! - krzyknął Kronos i otworzył ze zdziwienia usta. - Ty chyba żartujesz!
- Oczywiście, że żartuję - powiedział Zakała, z politowaniem przypatrując się Kronosowi. - Jesteś jeszcze bardziej naiwny i głupi niż myślałem.
- Ale to ja wpadłem na pomysł, żeby ona szła sama!
- Wyjątek potwierdza regułę - odparł niechętnie i w tym samym czasie zatrzymał się przed dużym, kamiennym łukiem, wypełnionym w środku jakąś dziwną substancją, która na tle ciemnego nieba połyskiwała malowniczo.
- Co... co to jest? - wyjąkała Umbridge.
- Przejście do naszego świata - odpowiedział Zakała, wpatrując się w Magiczny Łuk.

* * *

Było już jasno, a od strony zamku nie dało się słyszeć żadnych uczniów, którzy prawdopodobnie smacznie spali w swoich dormitoriach. Ci młodzi ludzie byli tacy szczęśliwi, spokojni, nieświadomi niebezpieczeństwa i tragedii, która miała miejsce parę godzin temu.
- Ile ja bym dał za chwilę takiej beztroski.
- Ile byś dał, Albusie? - usłyszał cichy, kobiecy głos. Odwrócił się. Tuż obok najbliższego drzewa stała wyjątkowo piękna kobieta - centaur.
- Elisabeth? Co ty tu robisz? Myślałem, że nie możesz wychodzić z Królestwa. Że kobiety nie mogą...
- Oh... Albusie. Tak słabo mnie znasz. Wydawałoby się, że powinieneś wiedzieć o mnie więcej.
- Elisabeth, czy wiesz co tu się stało?
- Jeśli chodzi ci o to, co się stało z tą kobietą przypominającą ropuchę, to owszem, wiem - odparła rozmarzonym głosem. - Wymknęłam się z Królestwa i przybyłam tutaj, bo wiedziałam, że będziesz chciał ją znaleźć. A ja służę pomocą.
- Zdradź tę tajemnicę. Nie trzymaj mnie w niepewności. Jestem zmęczony... - dodał po chwili najwyraźniej zrezygnowany.
- Rozumiem. Słuchaj więc, Albusie... Nie tak dawno do naszego Królestwa wstąpiły centaury wraz z ową czarownicą. Jak się później dowiedziałam jest ona nauczycielem w Hogwarcie i naraziła się nam, wyzywając nas od plugawych mieszańców. Mężczyźni wymyślili dla niej karę.
- Przyprowadzili ją do Królestwa Centaurów? - zapytał zszokowany.
- Mnie też to zdziwiło, Albusie. Co nie zmienia faktu, że ona tam jest i odbywa, prawdopodobnie najcięższą karę, jaką w życiu miała.
- Co to znaczy?
- Oh... Albusie. Nie mogę powiedzieć wszystkiego. Musisz iść sam. Wiesz, gdzie jest Łuk.
- Ale nie znam hasła, Elisabeth.
- Ad Astra - rzekła cicho i powoli poczęła wycofywać się w głąb lasu.
- Poczekaj! Czemu mi to wszystko mówisz?
- Sama nie wiem. Może z przekory? A może dlatego, że cię lubię, Albusie. Nie mnie się pytaj - powiedziała i uśmiechnęła się tajemniczo. - Zapomniałabym: Uważaj na Graupa. Jest wyjątkowo zdenerwowany.
- Na kogo?
- Na tego olbrzyma, brata Hagrida - wyrzuciła, zanim ugryzła się w język. - To ty nic nie wiesz, Albusie?
- Teraz już wiem - odrzekł starzec, spuścił głowę i założył ręce za plecami. - Chyba będę musiał rozmówić się z Hagridem. Elisabeth! - powiedział nagle, podnosząc głowę. Jednak w miejscu, gdzie przed chwilą stała tajemnicza kobieta - koń majaczył tylko drobny krzew. - Poszła już... Szkoda - powiedział sam do siebie, po czym skierował oczy w górę. - Jak podejrzewam, wiedziałaś o Graupie.
OCZYWIŚCIE.
- To czemu nic nie powiedziałaś wcześniej?
JA NIE SKARŻĘ.

* * *

- Ja nie mogę! -; krzyczała Umbridge i machała w powietrzu rękami, niczym dziecko, które nie dostało upragnionej zabawki. - Ja nie chcę! - zaczęła wyrywać włosy z głowy. - Wy chyba żartujecie?! Nie zniżę się do tego poziomu! Nie! Nie! Nie!

Była to scena dość dziwna. W samym centrum zamieszania stała wspomniana wcześniej Umbridge, zaś naokoło niej ustawione były centaury, wpatrujące się w nią z jawną pogardą wymalowaną na twarzy. Przez ciasny okrąg złożony ze wspomnianych wcześniej stworzeń przetaczały się ciche rozmowy i szmery, których treść i znaczenie, możemy na szczęście podsłuchać.
- To jest żałosne - zaczął czarnowłosy centaur. - Umrzeć nie chce. Tego zrobić też nie chce.
- Bo to człowiek jest, Deosie. Bo to człowiek...
- Skoro nie chce wykonać kary i pogodzić się ze swym losem, miałaby chociaż na tyle honoru i z godnością przyjęłaby śmierć.
- Całkowicie się z tobą zgadzam. Tylko jak jej to wyperswadować?
- Może Zakale się uda. Posłuchajmy...
- Przedstawicielko ludzkiej rasy, powiedz... chcesz ty zginąć? - to był głos Zakały.
- Nie chcę - wypiszczała Umbridge, która ledwo stała na nogach.
- Musisz więc wykonać nasze polecenie. Przecież to nic strasznego.
- Nie zrobię tego. Nie dla was!
- Więc szykuj się na śmierć, durna kobieto.
- DOSYĆ!
Głowy centaurów odwróciły się w stronę wejścia do Królestwa, skąd dochodził silny, męski głos. Obok Łuku stał nie kto inny, jak sam Albus Dumbledore.
- Dumbledore! - zawył Zakała i uniósł się na tylnych kopytach prezentując w całej okazałości swą potężną sylwetkę. - Co ty tu robisz?! Żaden nędzny człowiek nie ma tu wstępu!
- Dolores jakimś sposobem tu przyprowadziliście!
- Bo ona miała stąd już nie wyjść. I ty teraz też stąd nie wyjdziesz, Dumbledore.
W tym momencie reszta centaurów, niczym na komendę, przybrała bojowe pozycje. Albus w odpowiedzi wyjął różdżkę.
- Nie radzę wam. Wiecie na co mnie stać. Uwolnijcie Umbridge, a wyjdziemy stąd i już nigdy nie wrócimy.
- Nie! Ona nas obraziła!
- Ona jest niespełna rozumu. Chyba zauważyliście, prawda? - powiedział powoli i spojrzał na nich zza swych okularów - połówek.
- Noo...- zaczął niepewnie Magorian. - Trochę dziwnie się zachowywała...
- I pewnie jeszcze powiedziała wam, że jest z Ministerstwa, albo że uczy w Hogwarcie?
- No taaaa... - powiedział tym razem Ronan, czerwieniąc się lekko.
- Rozumiem, że mogliście się pomylić. Nawet tak inteligentnej rasie, jak centaurom zdarzają się pomyłki. W końcu ona tak przekonywująco udaje...
- Nikt z nas się nie pomylił - zawył powtórnie Zakała. - Doskonale wiedzieliśmy, że ona jest niezrównoważona!
- W takim razie... Chyba nie będziecie trzymać tutaj osoby chorej umysłowo? Szczególnie, że to nie jej wina. Ona przecież nie wie, co mówi.
- Nie... - odparł niechętnie Zakała. - Nie będziemy jej tu trzymać. Skoro ona nie jest za siebie odpowiedzialna, nie zasługuje na karę. Ale musisz wyczyścić jej pamięć!
- Oh... zapewniam, że to nie będzie konieczne. Cokolwiek by nie powiedziała, każdy uzna to za głupotę i wymysł jej chorego umysłu.
- W takim razie, idźcie już stąd! - krzyknął Zakała, spuszczając głowę. - Obiecujesz, że nikomu nie powiesz, o naszej Świętej Tajemnicy?
- Masz moje słowo, Zakało - odpowiedział Albus. - A tak z czystej ciekawości: Jaką karę dla niej wymyśliliście?
- Miała posprzątać nasze domostwa - odrzekł niechętnie Zakała. - Ale najwidoczniej uznała, że jest kimś zbyt wielkim, aby zniżyć się do tego poziomu - dodał sarkastycznie. - To ludzkie przekonanie, że jest się lepszym od innych istot...

Koniec

--------------------------------------------
Z tego co się orientuje panuje tutaj zwyczaj przenoszenia zakończonych opowiadań do działu "W labiryncie wyobraźni", gdzie nie ma mozliwości komentowania. Poprosiłabym moderatorów o zostawienie na jakiś czas tego opowiadania tutaj, ponieważ chciałabym zobaczyć, co myślą o nim forumowicze.

Chyba, że moja zdolność dedukcji jest znikoma i coś mi się pomerdało smile.gif
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #203276 · Odpowiedzi: 1 · Wyświetleń: 4519


New Posts  Nowe odpowiedzi
No New Posts  Brak nowych odpowiedzi
Hot topic  Gorący temat (Nowe odpowiedzi)
No new  Gorący temat (Brak nowych odpowiedzi)
Poll  Sonda (Nowe odpowiedzi)
No new votes  Sonda (Brak nowych odpowiedzi)
Closed  Zamknięty temat
Moved  Przeniesiony temat
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 06.05.2024 22:07