Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )


iney Napisane: 02.10.2004 16:44


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


Obiecałam, więc komentuję. Choćbym miała pozostać twoim jedynym krytykiem wink.gif
Poprzedni wiersz mi się nie podoba. Ostatni - owszem.
"A gdyby tak znać przeznaczenie..." Sens jakiś pogmatwany, literówki, rytm się sypie parę razy, ostatni wers, nie wiadomo, czemu taki długi. Jak zawsze u ciebie znalazłam parę ładnych sformułowań, ale to nie ten poziom, do którego mnie przyzwyczaiłeś... tongue.gif
Za to dusza jest naprawdę ciekawa. Krótka i bez fajerwerów, ale taka mądra. I twoja.
Na nic więcej teraz, jeśli chodzi o konstruktywną krytykę, mnie nie stać. Mam nadzieję, że tyle ci wystarczy.
Pozdrawiam.
  Forum: Poezja · Podgląd postu: #195916 · Odpowiedzi: 164 · Wyświetleń: 60690

iney Napisane: 27.08.2004 18:32


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


Niom, miłe to wink.gif
QUOTE
zza pomietego pomiętego kołnieża kołnierza.

Rzeczywiście - wierszyk, bo niewielkich rozmiarów, ale uroczy, zwłaszcza ostatnie dwa wersy. Choć mi bardziej pasowałoby "spódnicy" - spódniczka kojarzy mi się z przedszkolakiem, a wiersz miał chyba być o trochę starszych ludziach... biggrin.gif
  Forum: Poezja · Podgląd postu: #190488 · Odpowiedzi: 5 · Wyświetleń: 5174

iney Napisane: 27.08.2004 18:27


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


Zgadzam się z Carti.
Pierwszy wiersz - zupełnie bez wyrazu i z błędem:
QUOTE
łamie prześcieradła nadzieji nadziei

Poza tym, jeśli to ty łamiesz i kupujesz, to powinno być:
kupuję
łamię
Zapomniałaś o ogonkach wink.gif
Drugi jest cieplutki jak ten gryzący sweter, ale bardzo mało oryginalny i niezbyt poetycki... Przemawia do mnie tylko dlatego, że akurat podobnie czuję, a to znaczy, że do wielu może kompletnie nie przemówić.
  Forum: Poezja · Podgląd postu: #190484 · Odpowiedzi: 2 · Wyświetleń: 2995

iney Napisane: 27.08.2004 18:18


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


Hmmmm....
Czy ja jestem jakaś inna? wink.gif Chodzi mi o te ostatnie dwa wersy - jak dla mnie najbanalniejsze z całego wiersza... No, może pomijając te:
QUOTE
na które ktoś czekał
i się nie doczekał.

Jak dla mnie - nic rewelacyjnego. Nie jest źle, ale zabrakło koncepcji... Trochę to wysilone.
  Forum: Poezja · Podgląd postu: #190481 · Odpowiedzi: 4 · Wyświetleń: 3728

iney Napisane: 21.08.2004 21:02


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


Już ci mówiłam, że jak dla mnie jest to ciutkę przydługie i mógłbyś naprawdę zastanowić się nad podzieleniem wiersza na dwie części - jeśli tylko nie uważasz tego za niedopuszczalną ingerencję w skończone dzieło wink.gif Pierwsze dziesięć zwrotek to mistrzostwo - po raz kolejny przekonuję się, że nie masz sobie równych na tym forum (zarówno jeśli chodzi o formę, jak i treść utworów). Zresztą, co do tematyki: jak zwykle dostałam prosto między oczy. Nie unikasz drastyczności, twoje wiersze są trudne, czasem makabryczne, mocne. Ale na całe szczęście pozbawione nieznośnej pretensjonalności... Wracając do "Prestissimo", jest słabsze pod względem ogólnej koncepcji (a raczej jej braku wink.gif) od poprzednich części "Rozmów...", ale zawiera cudne momenty:
QUOTE
Kurz

Unosi się przede mną jak dusza
Wyrwana z łańcuchów ciała
Brutalnie i słodko
Jak

- mój ulubiony fragment biggrin.gif

QUOTE
Podnoszę swe dłonie do twarzy
Przykrywam me oczy palcami
I staram ogarnąć słowami
To wszystko co mogło się zdarzyć


- też ładne, i ten "dyskretny" rym: twarzy - zdarzyć, właśnie takie lubię.

Niestety pod koniec jest gorzej...

QUOTE
Więc zemstę swa wywrę na pewno
A serce me zmieni się w drewno


Oj, Częstochową zaleciało... biggrin.gif Ale może mam za duże wymagania wink.gif Natomiast wybitnie nie podoba mi się ostatnia zwrotka, może nie sam pomysł, ale ta "psychószka"... Szczerze powiedziawszy, pierwszy raz słyszę taki wyraz biggrin.gif W ogóle mi tu nie pasuje...
  Forum: Poezja · Podgląd postu: #188234 · Odpowiedzi: 164 · Wyświetleń: 60690

iney Napisane: 02.08.2004 14:07


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


Ładne... zwłaszcza twoje metafory, takie lekkie i niewymuszone. Jak dla mnie jednak starczyłoby ich na więcej wierszy - ten jest nieco przeładowany, przez co gubi się gdzieś jego ogólny sens.
QUOTE
I siedzę, siedzę w znikającym punkcie
niezdolna do myśli, mowy, uczynku
w zaniedbaniu swoim gubiąc po drodze
perełki śmierci ukrytej w słowach.

Bardzo mi się ten fragment podoba, może dlatego, że czasami coś takiego też czuję wink.gif
A tutaj
QUOTE
a lustro odbija nie - moją twarz.

napisałabym "nie moją", tak by chyba lepiej wyglądało.
Dzięki za uwagę biggrin.gif
  Forum: Poezja · Podgląd postu: #180366 · Odpowiedzi: 4 · Wyświetleń: 3363

iney Napisane: 31.07.2004 17:47


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


Komentuję, a to już znaczy, że mnie zainteresowałeś, więc proszę przyjąć ewentualne czepialstwo wink.gif
QUOTE
tak niewinnie brzmiące gesty

Gesty nie brzmią. Zmień to jakoś.
QUOTE
Pojawił się nagle i znikąd, niczym ostatni blask gasnącej gwiazdy. Podniósł powieki, lecz natychmiast zacisnął je z powrotem.

Rozumiem, że pierwsze zdanie odnosi się do tego, którego bohater zobaczył, a drugie do samego bohatera. Niestety nie jest to do końca jasne.
Pierwszy part przyjemny biggrin.gif Zwłaszcza refleksje nt. śmierci.
Co do drugiego - nie zgadzam się z Marcią. Szczegóły dodają smaku. Ładnie opisujesz, trochę gorzej z wypowiedziami bohaterów. Sama nie wiem, na czym to polega. Klimat fajny, może odrobinkę zbyt patetyczny, ale zobaczymy, jak się to rozwinie. Lubię nawiązania do Biblii i hierarchii anielskiej (patrz => moje opowiadanie o aniołach biggrin.gif), więc będę dalej czytać.
QUOTE
Jednak i on ukazał się nie jako wstrętny i plugawy maszkaron,

Chyba raczej maszkara. Maszkaron to rzeźba, w dodatku przedstawiająca samą głowę biggrin.gif
To tyle. Życzę weny i byś nie wrzucał tu nic na siłę - wolę poczekać i przeczytać coś dopracowanego i przymyślanego niż napisanego pod presją niecierpliwych czytelników biggrin.gif
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #180041 · Odpowiedzi: 14 · Wyświetleń: 6671

iney Napisane: 13.07.2004 11:04


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


Naprawdę niezły ci ten sonet wyszedł... Jeden z lepszych twoich utworów, jeśli chodzi o te pisane w konkretnej formie. Trzymasz poziom biggrin.gif Aha, końcówka jest trochę urwana. Jeśli już ma tak być, to ja bym dała trzykropek na końcu (tak, tak, to co tygryski lubią najbardziej wink.gif). No chyba, że nie zamierzasz używać w tym wierszu żadnych znaków interpunkcyjnych (poza znakami zapytania). No, nie wiem, jak dla mnie sonet powinien normalnie mieć wszystkie przecinki i kropki, bo trochę dziko to wygląda... blink.gif Ale może ja się nie znam tongue.gif
  Forum: Poezja · Podgląd postu: #173236 · Odpowiedzi: 164 · Wyświetleń: 60690

iney Napisane: 09.07.2004 18:51


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


Już ci mówiłam, że najbardziej lubię twoje rymy, gdy pojawiają się znienacka w wierszu białym. Dlatego w "Allegro" urzeka mnie końcówka. Cudownie rytmiczna ostatnia strofa i uroczy wers o Kocie... Sam pomysł z "pamiętasz?" jakoś mnie nie zachwycił, ale to co pomiędzy - jak najbardziej. Chociażby:
QUOTE
Kiedy znałem już prawdę
Kiedy nie mogłem zaufać
Drżącym dłoniom trzymającym dowody
Niezbite

Jak dla mnie - poruszające.

Natomiast to:
QUOTE
Kiedy wyzwoliłeś mnie
Od motylo-lekkich snów
Kiedy moje ręce przestały drżeć
Kiedy przechodziła obok mnie

Po prostu śliczne... biggrin.gif
Czekam na jeszcze, choć jak dla mnie ten wiersz mógłby być ostatnim - nadaje się do tego wink.gif... Natomiast przyznaję się bez bicia, że moja znajomość włoskiego i reguł muzyki klasycznej nie wystarcza by przewidzieć, ile jeszcze będzie części laugh.gif
  Forum: Poezja · Podgląd postu: #170641 · Odpowiedzi: 164 · Wyświetleń: 60690

iney Napisane: 28.06.2004 12:22


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


Co do przedostatniego parta:

QUOTE
wypełza


wpełza

< /div>
QUOTE
ona nadal wyglądała na ciepłą


Hm... Nie od razu skojarzyłam, że chodzi ci o krew... Coś mi tu nie pasuje to zdanie...

QUOTE
nie była cała


Może: nie pozostała cała

QUOTE
dochodził ją krzyk.


bez "ją"


QUOTE
zachaczającą


zahaczającą

QUOTE
była szkolona


Może: szkolono ją. Często zdarza ci się, że powtarzasz konstrukcję strony biernej (a przez to i wyraz "być"), popracuj nad tym.

QUOTE
istnień które tu spoczywały


1)przecinek przed "które"
2)tak w ogóle to to zdanie jest dość niejasne...

QUOTE
Nie zawachał się ani przez chwilę,


nie zawahał

Co do ostatniego parta:

QUOTE
Wyżlebiona milionami lat skóra odpadała z niego płatami kiedy zmieniał kształt, aby przystosować go do panującego w miejscu do którego zdążał infotypu


Pierwsza część coś mi nie pasuje, ale powiedzmy, że to przenośnia biggrin.gif. Natomiast to, co następuje po przecinku, jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe... Chyba, jeśli dobrze zrozumiałam sens, powinno być tak:

aby przystosować go do infotypu panującego w miejscu, do którego zdążał

Hm?

QUOTE
Bez tego starzeliby się, a ponieważ oboje byli nieśmiertelni, w końcu rozsypaliby się w pył


Czy oboje to Nee i San? Znów nie jest do końca jednoznaczne.

QUOTE
w stronę głosu ojca


w stronę, z której dobiegał głos ojca

Poza tym znów sporo przecinków brakuje... Jestem pewna, że sam dojdziesz gdzie, jak się postarasz biggrin.gif

A teraz bardziej ogólnie. No, nieźle wink.gif Cała historia, klimat i postacie wydały mi się odrobinkę "magnowe" i tak też sobie to wszystko wyobraziłam biggrin.gif Nie zgadzam się z iskrą, bo mi akurat fragmenty myśli Sana bardzo się spodobały - zwłaszcza w moim ulubionym parcie czwartym tongue.gif Część ostatnia i epilog są całkiem ładne i pozostawiają miłe wrażenie... Jeśli już bawimy się w oceny, to było to - jak na twoje możliwości - opowiadanie na mocną czwórkę. No, może piątkę z minusem... biggrin.gif
Dzięki wielkie, że skończyłeś... I to w terminie biggrin.gif
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #163632 · Odpowiedzi: 17 · Wyświetleń: 6930

iney Napisane: 26.06.2004 22:22


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


Ojojoj... się porobiło. Trzeba było od razu pisać, że nie mam żadnych następnych partów w planie... wink.gif
Po pierwsze, nie wpadłam na ani jeden sensowny pomysł co do dalszych losów hrabiego. Po drugie, końcówka bardzo się wam spodobała i ja sama uważam, że zakończenie opowiadania w tym miejscu jest trafnym rozwiązaniem. Dalszy ciąg popsułby tylko wrażenie... To była klasyczna jednopartówka, sory, że nie uprzedziłam was z góry. Nie będę opisywać, co działo się z bohaterami dalej... Zostawiam wam pole do popisu. Ćwiczcie wyobraźnię! laugh.gif
Aeth: Wybaczam, wybaczam, kto by nie wybaczył po takich pochwałach? wink.gif Dzięki wielkie!!! biggrin.gif
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #163285 · Odpowiedzi: 6 · Wyświetleń: 5259

iney Napisane: 25.06.2004 22:21


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


Hm, zastanawiam się, czemu brak tu lawiny pochwał... Jak na razie tylko ja i Muszka. Tłumaczę to sobie tak, że wobec prawdziwej poezji ludziom po prostu odbiera mowę...
Nie waż mi się więcej mówić, że twoje wiersze są słabe!!! dry.gif Być może od czasu do czasu zdarza ci się jakiś mniej błyskotliwy... Przyznaję, że z tych starszych nie wszystkie mnie zachwycają. Poznaję to po tym, iż jestem w stanie czegoś się "czepnąć", wytknąć błędy, zasugerować poprawki... W momencie, kiedy nie jestem do tego zdolna, bo uznaję wiersz za dzieło skończone, mówię sobie - oto poeta. Oto poezja. Rozmowy z kotem jak dla mnie mogłyby ukazać się w jakiejś antologii poezji współczesnej, nikt nie zauważyłby, że są autorstwa kogoś tak młodego jak ty. Serio. Serio-serio. Wybitne - to za duże słowo, ale moje wrażenia doskonale opisują inne epitety: świetne, fantastyczne, boskie... Bo jestem po prostu zachwycona. Nie zmieniłabym ani literki, ani nawet ogonka od literki. Sam pomysł cyklu jest bardzo dobry i jak dotąd ani jedna część mnie nie rozczarowała. To jest naprawdę dojrzałe i dopracowane - choć może wcale długo nad tym nie pracowałeś, ale chodzi o wrażenie. Kot, nóż, uśmiech, kawa, szaleństwo... Naprawdę wyrabiasz sobie styl i da się już zauważyć charakterystyczne elementy. Wybacz, że nie pokuszę się o interpretację, przynajmniej nie tutaj. Po prostu nie jestem w stanie.
Boshe, aż mi głupio... Ale wazelina laugh.gif
NCK
Iney
  Forum: Poezja · Podgląd postu: #163011 · Odpowiedzi: 164 · Wyświetleń: 60690

iney Napisane: 25.06.2004 18:20


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


Der Graf ist nicht das, was er mal war.
Ja, der Graf wirkt heut' seltsam und bizarr.
Ja, der Graf lebt von Blutkonserven, Ratten und Getier.
Ja, der Graf ist kein Punkrocker. Er ist Vampir.

Die Ärzte „Der Graf“




Hrabia von Blut – to brzmiało dumnie. Gdyby jeszcze on sam był naprawdę dumny z tego tytułu! Ale nie, dawno już przestał uważać go za powód do wysokiej samooceny. Rzeczywistość w dość brutalny sposób przywoływała go do porządku, ilekroć zaczynał od nowa chełpić się swym drzewem genealogicznym...
Jaki tam z niego hrabia, skoro nie ma nawet jednej pokojówki ani lokaja, nie jest mężem błękitnokrwistej piękności, nie rozporządza rozległymi posiadłościami... ani nawet ogródkiem na tyłach zamku. Nawet tam nie miał bowiem żadnej władzy – skrawkiem urodzajnej gleby zawładnęły chwasty i krety. Natomiast jego zamek... Ten jeden z nielicznych posiadanych przez hrabiego atrybutów arystokraty, będący zresztą raczej siedzibą mysiego rodu niż jego samego, przedstawiał w istocie żałosny obraz. Wieczne przeciągi, dziury w dachu, lub wręcz kompletny jego brak w pewnych miejscach, pajęczyny na sufitach i stropach, rozlatujące się schody oraz walające się wszędzie martwe myszy... Co prawda jedno musiał przyznać: jako wampir nie mógł wybrać sobie odpowiedniejszej scenerii. A jednak – coś mu w niej przeszkadzało! Coś mu tu nie pasowało, coś było nie tak, jak miało być... Dlatego dręczyła go nieustająca melancholia i dokuczliwa tęsknota – choć sam nie do końca zdawał sobie sprawę, za czym tak naprawdę tęskni.
Oparł blade dłonie o długich palcach o kamienną balustradę, poprawiwszy wcześniej zawiązaną pod szyją jedwabną apaszkę. Była wietrzna listopadowa noc. Przed nim rozciągał się widok na małe niemieckie miasteczko, którego nazwy nigdy nie mógł zapamiętać, mimo że rezydował w jego okolicy od urodzenia. Było ono po prostu beznadziejnie nudne i zwyczajne – gdyby nie to, że tuż obok wznosiło się istotne dla tej opowieści wzgórze, zapewne nigdy byście o nim nie usłyszeli. Hrabia patrzył na falującą trawę, która pokrywała zbocze, na wirujące w tańcu jesienne liście, na wznoszący się nad nim irytująco dobroduszny, pyzaty księżyc i mrugające figlarnie gwiazdy. Wszystkie te szczegóły sprawiały, że nocny krajobraz był pozbawiony dystyngowanej grozy i – zamiast pobudzać – tylko nieodparcie drażnił jego obserwatora. Von Blut westchnął i obrócił się zdecydowanym ruchem, odrywając wzrok od sielskiego landszaftu.
Może, gdyby ktoś go od czasu do czasu odwiedził... Z nostalgią wspominał czasy, gdy jego samotność nie była żałosną koniecznością, a jedynie świadomym wyborem. Gdy nie mógł narzekać na brak zainteresowania swoją osobą. Gdy rozbudzał w ludziach, nawet tych z bardzo daleka, uśpione pragnienia i myśli. Był symbolem i uosobieniem zgubnego pożądania, które teraz – o ironio! – trawiło go od środka. Odświeżająca rozmowa z kimś, z kimkolwiek żyjącym, a potem łyk lekko słodkiej, musującej krwi – tego właśnie pragnął, tego pożądał najbardziej w świecie. W snach nawiedzał go coraz częściej obraz ponętnej istoty o łabędziej szyi....
Przełknął ślinę, choć nie pozwoliło mu to usunąć rosnącej z niewiadomej przyczyny guli w gardle. Niestety, skonstatował ze smutkiem, idąc wolno wzdłuż rozsypujących się krużganków, czasy się zmieniły. Zbłąkani wędrowcy pojawiali się na Wzgórzu Rotberg niezwykle rzadko. Ostatni zawitał do rezydencji hrabiego bodajże w 87’, a poza tym był cały obwieszony czosnkiem. Po spotkaniu z nim von Blut przez miesiąc wietrzył komnaty i prał swój sfatygowany frak... Oczywiście czosnek nie spowodował żadnego uszczerbku na jego zdrowiu, hrabia po prostu – jak zresztą większość wampirów – wyjątkowo nie znosił zapachu tego warzywa. Tak więc po ostatniej wizycie pozostały mu tylko niemiłe wspomnienia... na szczęście, bo uciążliwego smrodu udało mu się w końcu pozbyć.
Hrabiego przeszył dreszcz, spowodowany nagłym podmuchem wiatru. Von Blut skulił się, po czym szybko, choć nie do końca bez problemów, przybrał postać małego nietoperza. Wzbił się w powietrze i, kołując nad miasteczkiem, zadał sobie po raz kolejny dręczące go pytanie: gdzie oni wszyscy są? Gdzie się podziały te ciągnące do jego siedziby pielgrzymki uroczych, naiwnych gąsek, młodzieńców obdarzonych nadmierną ciekawością, czy nawet trochę podstarzałych badaczy nieznanego? Och, przecież wiedział, co się z nimi stało!
Małym ciałkiem nietoperza wstrząsnął spazm żalu. Jakieś dwadzieścia lat temu towarzyszką życia – a może raczej śmierci? – hrabiego została piękna brunetka o pełnych ustach. Wiązał z nią wielkie nadzieje. Miała wszystko, czego prawdziwa wampirzyca mogłaby potrzebować: urodę, inteligencję i dystynkcję wzbudzającą respekt zbliżony do strachu. Okazała się jednak wyjątkowo niewdzięczna. Wzgardziła zamkiem, który jej podarował, choć wówczas nie był on bynajmniej wzbudzającą litość ruiną. Wzgardziła miejscem u jego boku i tytułem hrabiny von Blut, bo... chciała zostać aktorką. Szok, jakiego doznał, usłyszawszy z jej ust tak naiwne i trywialne słowa, był wprost niezmierzony. Próbował przemówić jej do rozsądku, jednak wszystkie jego starania zdały się na nic. Pewnej nocy obudził się i zauważył, że – stojąca obok jego własnej – niewielka, dębowa trumna jest pusta. Jego towarzyszka opuściła go dla głupiego i niemożliwego do zrealizowania marzenia. Hrabia nie wiedział, co się z nią stało. Czasem nachodziły go czarne myśli i był przekonany, że pierwszego poranka po opuszczeniu zamku umarła w straszliwych męczarniach. Ale wtedy przypominał sobie perlisty śmiech, jakim zareagowała na jego przestrogi...
Promienie słońca? A co jest w nich takiego strasznego?! Nie mów mi tylko, że wciąż wierzysz w te zabobony... Nasze oczy na pewno nie są przyzwyczajone do światła dziennego, ale to jedynie mała niedogodność. Zapewniam cię, że poradzę sobie doskonale również po nadejściu poranka. A noc i ciemność... To już przeżytek w dobie energii elektrycznej. Jeśli nie chcesz stać się archaicznym dziwakiem, dobrze ci radzę, opuść jak najszybciej to ponure zamczysko!
Poczuł się wtedy dokładnie tak, jakby był jakąś żałosną pomyłką. Rażącym anachronizmem. Potworem, którego nikt już się nie obawia, wampirem, przed którym nikt nie drży ze strachu... o którego istnieniu nikt już nawet nie pamięta. Którym pogardza, którego opuszcza i zdradza nawet najbliższa mu istota. Przecież nie mógł tak po prostu pozostawić zamku, pozostającego przez stulecia w jego posiadaniu! Nie mógł opuścić swojego posterunku, musiał na nim trwać, musiał straszyć, choćby nikt już się go nie bał...
Żyjemy w XXI wieku – dodała jeszcze wówczas, patrząc na niego z politowaniem – W czasach kompletnie wyzutych z romantycznej grozy... Technika rozwija się dziś niezwykle szybko. A wyobraźnia i fantazja, cóż, mój drogi, one po prostu odchodzą do lamusa. Kolejne wierzenia i legendy są wyśmiewane i pozbawiane uroku. Takie wybryki natury jak ty i ja nie mają racji bytu. Jedyne, co możemy zrobić, to przystosować się...
To było jak kołek wbity prosto w serce. Ona po prostu nie wierzyła w to, czym byli. Nie przedstawiało to dla niej żadnej wartości. Zupełnie jakby była po prostu jedną z mieszkanek mieściny u stóp wzgórza!
Hrabia obrzucił krytycznym spojrzeniem zabudowania miasteczka. Było ono naprawdę niewielkie, a w oczy rzucał się schematyczny układ ulic i osiedla złożone z identycznych, klockowatych domków. Nietoperz zmrużył oczy, ponieważ raziło go nieco światło ustawionych wzdłuż jezdni latarni. Było chyba koło drugiej, ulice wydawały się zupełnie puste. Tylko na rynku zataczał się miejscowy pijak, nucąc swoje pijackie piosenki. Von Blut poczuł z nim nagłe, duchowe pokrewieństwo – obaj byli poza nawiasem społeczeństwa, bezużyteczni i godni politowania. Wiedziony tym odruchem hrabia zniżył lot, by przyjrzeć się bliżej mężczyźnie.
Przycupnął na brzegu kamiennej fontanny. Mężczyzna dostrzegł go i rozciągnął wargi w głupawym uśmiechu.
- Nie... to... to... perek... – wybełkotał, bezskutecznie próbując przysiąść koło niego na murku.
Jaki znowu „perek”?! Hrabia był zdegustowany. Zdecydowanie nie życzył sobie nadmiernych zbliżeń z czerwonym na twarzy, śmierdzącym osobnikiem. Coś jednak powstrzymało go przed odlotem... Odsunął się więc tylko kawałek, mierząc pijaka krytycznym spojrzeniem.
Mężczyzna – po paru bezowocnych próbach trafienia w kamienny brzeg fontanny – osunął się na ziemię. Wbił wzrok w idealnie równy bruk pokrywający rynek. Zapadła cisza, przerywana jedynie bzyczącym dźwiękiem, jaki wydawała, mrugając, zepsuta latarnia. Pijak zakrył twarz dłońmi, jakby ze wstydu. Po chwili spojrzał na hrabiego i wyciągnął dłoń w jego kierunku, chyba chcąc go pogłaskać. Nietoperz odsunął się jeszcze dalej.
Mężczyzna opuścił zrezygnowany rękę, a jego oczy wypełniły łzy.
- Niiiiikt... – zawył z rozpaczą schrypniętym głosem – nikt mnie nie chce, o nieeee... A mi jest źle... Taaaaaak... baaardzo źle...
Gdyby hrabia miał w tym momencie ręce, zakryłby nimi uszy. Ale że miał jedynie skrzydła, czym prędzej zrobił z nich użytek i odleciał w stronę wzgórza. Było mu żal mężczyzny, lecz zdecydowanie nie czuł się na siłach go pocieszać. A już na pewno nie wziąłby na siebie roli przytulanki...
Gdy dotarł do zbocza Rotberg, jeszcze raz spojrzał na pogrążone w ciszy miasteczko. Żyło sobie swoim nudnym i okropnie przewidywalnym życiem tuż obok jego zamku i nie było w nim ani jednej osoby, która okazałaby mu zainteresowanie... Poczuł, że gardło mu się ściska ze smutku. Czym prędzej wrócił do swej siedziby i natychmiast udał się do obrośniętej pajęczynami piwnicy. W drewnianej skrzynce na jej samym dnie znalazł butelkę czerwonego reńskiego wina. Przepłoszył przy okazji grzebiącą w trocinach mysz, pierwszą, jaką spotkał od dłuższego czasu. Ostatnio zaczęły go starannie unikać. Cóż – musiał się przecież czymś żywić. Niestety myszy wykazały się niebywałym instynktem samozachowawczym. Schodziły mu z drogi, jak tylko mogły, co sprawiało, że nieraz chodził spać z pustym żołądkiem...
Wszedł na górę jednej ze zrujnowanych zamkowych wież. Usiadłszy w oknie, czy też raczej ogromnej, nieregularnej wyrwie w murze, odkorkował butelkę i kompletnie ignorując zasady etykiety, pociągnął z niej spory łyk. Następne parę godzin spędził, wałęsając się po zamku, nucąc marsze pogrzebowe i wygrażając mieszkańcom pobliskiej mieściny... Koło piątej nogi zawiodły go na pokryte sprężystą trawą zbocze wzgórza. Legł wyczerpany na ziemi. W górze wciąż świeciły gwiazdy, a księżyc nawet jakby uśmiechał się idiotycznie, drwiąc z jego nieszczęścia. Hrabia obrócił się na brzuch i załkał. Raptem usłyszał pisk. Coś poruszyło się w trawie... Tuż przed jego twarzą pojawiła się mała myszka o różowym nosku. Patrzyła na niego – tak mu się przynajmniej zdawało – ze współczuciem i zrozumieniem w błyszczących ślepkach. Wiedziony nagłym impulsem chciał ją pogłaskać, ale zwierzątko obróciło się i zniknęło w trawie.
Hrabiego dotknęło to do żywego, choć na dobrą sprawę powinien się cieszyć, że istnieją jeszcze istoty, które się go boją. Był jednak tak rozstrojony, że zamiast tego zaniósł się szlochem, po czym drżącym głosem zaczął nucić:
- Niiiiikt mnie nie chce, o nieeee... A mi jest źle... tak bardzo źleeeeee...
Po chwili zamilkł i usiadł w wysokiej trawie. Nagle dotarło do niego, jak bardzo się stoczył... Jak żałosny się stał. Cień dawnego straszliwego wampira zataczający się po łące i ryczący pijackie piosenki! Nie mogło tak dalej być, o nie. Musiał coś ze sobą zrobić. Musiał... Musiał ze sobą... skończyć?
Nagle powróciła mu jasność umysłu. Szybko rozważył wszystkie możliwości: ilość czosnku potrzebna do uduszenia się jego zapachem była dla niego nieosiągalna, osikowego kołka nie zdołałby wbić sobie sam (poza tym chyba nie miał żadnego pod ręką), pozostawało mu więc jedynie leżeć na łące aż do świtu, oczekując wybawienia ze strony słońca. Tak, to było najlepsze wyjście! I tak nie miał już siły wracać do zamku. Uspokojony, że wreszcie podjął jakąś – bądź co bądź konstruktywną – decyzję, momentalnie zapadł w głęboki sen.
A księżyc nad wzgórzem jaśniał dobrotliwie i pokrzepiająco.

***

Obudziło go przyjemne łaskotanie i ciepło na twarzy. Z wysiłkiem otworzył powieki. Oślepił go przeraźliwy blask. Słońce! Zmrużył oczy w oczekiwaniu na koniec....
Jednak nic się nie wydarzyło. Ponownie spojrzał słońcu prosto w twarz. Jaskrawe promienie wycisnęły mu łzy z oczu. Nadal nic się nie działo...
Nic mu się nie stało!
Usiadł gwałtownie i złapał się za głowę. Targały nim sprzeczne emocje. Tak więc miała rację! Poczuł się ośmieszony, zawiedziony, a jednocześnie odetchnął z ulgą. To wszystko oznaczało, że najprawdopodobniej żyła sobie gdzieś spokojnie, podczas gdy on dręczył się sam przez tyle lat...
Odetchnął świeżym powietrzem. Jesienny krajobraz dookoła wyglądał jeszcze bardziej sielankowo niż w świetle księżyca. Jednak nie wzbudziło to już w hrabim takiej irytacji... Może nawet mu się podobało? Poczuł, jak wszystkie negatywne emocje uciekają z niego, jak z przekłutego balonu. Zrobiło mu się lekko na duszy. Roześmiał się w głos, myśląc jednocześnie, że chyba nie jest wampirem, skoro słońce ma na niego taki zbawienny wpływ. Ułożył się ponownie w trawie i zamknął oczy, jednak nie dane mu było dłużej spać. Coś delikatnie otarło się o jego policzek... To była mysz, ta sama, która przyszła do niego w nocy. Tym razem zupełnie się go nie bała. Pogłaskał ją delikatnie, a zwierzątko odbiegło od niego kawałek i odwróciło się. Zupełnie, jakby chciało, by za nim poszedł... Podniósł się z ziemi i podążył za myszą, zaciekawiony, co przyniesie mu pierwszy dzień, którego nie spędza w trumnie. Rozglądał się dookoła i dziwił, jak wielu rzeczy w nocy nie dostrzegał...
Tymczasem zeszli już prawie ze wzgórza. Nagle hrabia usłyszał wesoły kobiecy głos. Po chwili zza drzewa wychynęła młoda dziewczyna. Miała długie rozpuszczone włosy, powłóczystą czarną sukienkę, na nogach dziwne, ciężkie buty, a wokół nadgarstków i szyi mnóstwo koralików. Nuciła coś pod nosem i uśmiechała się sama do siebie.
- Łał – powiedziała, otworzywszy ze zdumienia usta na jego widok.
Hrabia odnotował, iż nie ma takiego słowa w żadnym ze znanych mu siedmiu języków. Zanim jednak zdecydował się, w którym z nich odpowiedzieć na powitanie, nieznajoma odezwała się ponownie:
- A myślałam, że tylko ja w tej cholernej dziurze słucham gothic metalu! Widzę, że się myliłam! No, chyba... chyba, że nie jesteś stąd?
- Ja... Mieszkam na wzgórzu.
- W tym ponurym zamczysku?! Suuuuper! Zawsze chciałam się tam przejść, ale brat mnie straszył wampirami... Nie wiem, o co mu chodziło, nie miałabym nic przeciwko spotkaniu jednego! To zawsze jakaś odmiana po tych wszystkich nudziarzach... – uśmiechnęła się do niego rozbrajająco. – Muszę przyznać, że ty wyglądasz jakby trochę... wampirzo? Wampirycznie? Wampirzasto? Och, mniejsza z tym, świetnie się prezentujesz! Gdzie można dostać takie bajeranckie ciuchy? Wyglądają, jakby miały trzysta lat! Totalny odlot!
Słuchał jej zupełnie oniemiały. Nie rozumiał połowy ze słów, jakie z siebie wyrzucała. Dotarło do niego jedynie, że jest nim zachwycona, co w gruncie rzeczy bardzo mu pochlebiło. Przeczesał dłonią swe czarne włosy i odezwał się:
- Ekhm... Panienka również pięknie wygląda.
Roześmiała się w głos, po czym odparła:
- Jaka tam panienka! Mam na imię Sabina...
- Christian. Christian von Blut – przedstawił się jej i delikatnie ukłonił, jednocześnie ze zdumieniem zdając sobie sprawę, że ostatni raz robił to ponad ćwierć wieku temu.
Dygnęła przed nim z komiczną miną na twarzy, po czym znów się zaśmiała. Nieświadomie odwzajemnił uśmiech. Poczuł się o dobre parędziesiąt lat młodszy. Jakby był pożółkłym, od dawna nieczytanym tomiszczem, z którego ktoś niespodziewanie zdmuchnął kurz. I od razu zabrał się do lektury.
Spojrzała na niego badawczo i powiedziała:
- Słuchaj, a może wpadniesz do mnie na chwilę? Mam parę genialnych płyt, co ty na to, żebyśmy sobie ich razem posłuchali? Mój dom jest jakieś 20 minut drogi stąd...
Sam nie wierząc w to, co robi, hrabia natychmiast zgodził się odwiedzić Sabinę. Na jego zgodę zareagowała szerokim uśmiechem, a von Blut poczuł się jak po porządnym łyku świeżej krwi. W głowie mu szumiało, a nogi same niosły go za nią w dół wzgórza. Mniej więcej w połowie drogi przystanęli na chwilę, by odetchnąć. Dziewczyna ukucnęła i zaczęła zbierać czerwieniejące w krzakach maliny. Nagle coś się w nich poruszyło. Sabina pisnęła, a środkiem polany przebiegła znajoma hrabiemu mysz.
Von Blut uśmiechnął się sam do siebie, nieświadomie ukazując spiczaste kły. Dziewczyna zerknęła na niego i uniosła brwi ze zdumienia, ale po chwili odwzajemniła uśmiech. Obrzucił spojrzeniem bladą cerę szyi Sabiny, jej różowe usta oraz zarumienione od wysiłku policzki. Ich widok sprawił, że hrabia poczuł nieprzepartą ochotę, by napić się... koktajlu truskawkowego.
W krzakach obok mała myszka umyła łapką wąsiki, po czym podreptała w dalszą drogę przez wilgotne poszycie lasu.

biggrin.gif biggrin.gif biggrin.gif
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #162901 · Odpowiedzi: 6 · Wyświetleń: 5259

iney Napisane: 21.06.2004 16:43


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


Eh... Nie mam słów, po prostu nie mam słów. Odpływasz gdzieś daleko, coraz mniej w Twoich wierszach konkretów, jakichś stwierdzeń, przemyśleń, a zarazem tyle czystego PIĘKNA. Co ja Ci tu będę słodzić więcej... Jestem po prostu pod wrażeniem. Chylę czoła.
  Forum: Poezja · Podgląd postu: #161560 · Odpowiedzi: 164 · Wyświetleń: 60690

iney Napisane: 20.06.2004 19:30


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


Ech... ależ ty bywasz makabryczny biggrin.gif Nie gustuję w tego typu klimatach...
Ale jeśli ktoś pisze o takich rzeczach zgrabnie, elegancko i przede wszystkim - z umiarem, potrafię to docenić. I preludium BARDZO mi się podobało. Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg.
Metoda w szaleństwie... to mi przypomina pewną rozmowę wink.gif Ja dalej będę upierać się, że prawdziwe szaleństwo jest nielogiczne.
NCK wink.gif
Iney
  Forum: Poezja · Podgląd postu: #161372 · Odpowiedzi: 164 · Wyświetleń: 60690

iney Napisane: 17.06.2004 22:38


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


Tequilla: Opowiadań być może będzie więcej, ale nie wiem, czy podobnych. Pisanie o aniołach jest ostatnio bardzo modne - wydaje mi się, że jeden raz w zupełności mi wystarczy biggrin.gif Ale cieszę się, że ci się podobało.
Elvaralinde: Szczerze powiedziawszy, ja też jestem osobą wierzącą. I mam momentami wątpliwości, czy pisząc to opowiadanie, nie przekroczyłam pewnej granicy... Niemniej jednak nie było moim celem podważanie wiary w miłosierdzie Boga. A kwestie wypowiadane przez bohaterów nie wyrażają moich poglądów. Mimo wszystko cieszę się, że wzbudziłam w tobie niepokój i sprowokowałam do przemyśleń biggrin.gif Myślę, mam nadzieję, że to opowiadanie wcale nie jest takie jednoznaczne i każdy może je zinterpretować po swojemu.
Itilien: Chyba wiem, o co ci chodzi z tą interpunkcją... Jak patrzę z perspektywy czasu na to opowiadanie, to dziwi mnie, jak często można używać trzykropków tongue.gif tongue.gif tongue.gif Ja już tak mam. Raz juz część wykasowałam, teraz zrobiłam to ponownie, mam nadzieję, że jest troszkę lepiej.
Seiya: Oto i ilustracja biggrin.gif

user posted image

Zapomniałam dodać, że ten anioł nie jest bynajmniej mojego autorstwa biggrin.gif Narysowała go moja kochana Kasia, której chciałam za to bardzo podziękować czekolada.gif Choć ona sama przyznaje, że ilustracji brakuje wiele do doskonałości (m.in. konsekwentnie zaniedbano na niej siły grawitacji wink.gif ), mnie bardzo się podobała... W końcu zainspirowało ją moje opowiadanie biggrin.gif
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #160577 · Odpowiedzi: 11 · Wyświetleń: 7796

iney Napisane: 17.06.2004 19:21


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


Father
Into your hands
I commend my spirit

Why have you forsaken me
In your eyes forsaken me
In your thoughts forsaken me
In your heart forsaken...

Trust in my self righteous suicide
I cry when angels deserve to die...

System of a down “Chop suey”




Doskonale pamiętała ich pierwsze spotkanie. Nie mogłaby zapomnieć. Zapomnieć tej chwili, kiedy zmieniło się jej życie.
Do momentu, kiedy go poznała, była tylko jedną z wielu dziewczynek o ogromnych, przerażonych oczach. Jedną z wielu wychudzonych pacjentek jednego z wielu identycznie smutnych szpitali. Ale potem wszystko się zmieniło. Bo to ją wybrał Anioł. To na krawędzi jej łóżka przysiadł pewnej nocy. To na nią spojrzał, to do niej powiedział...

- Witaj, moja piękna.
Jej twarz przybrała wyraz zdumienia na widok nieznajomego chłopca w dziwnie migoczącej, jasnej tunice. Od razu poznała, że nie jest stąd. Wszyscy ludzie tutaj byli jakby przygaśli, mieli poszarzałe twarze i spowolnione ruchy. On nosił w sobie światło.
- Kim jesteś?
- Jestem twoim Aniołem.
Dopiero teraz zauważyła jego skrzydła. Ogromne, śnieżnobiałe, pokryte misternym wzorem piór...
- Aniołem Stróżem?
Uśmiechnął się lekko.
- Można to tak ująć... Choć osobiście wolę określenie „przyjaciel”.
„Przyjaciel”... Nigdy dotąd nie miała przyjaciela. Anioł był pierwszym.
I pozostał ostatnim.

Gdy była mała, miał wygląd cherubina o pełnych policzkach i śmiejących się oczach. Dorastał wraz z nią. Obserwowała, jak się zmienia, nie raz zadając sobie pytanie, czy robi to tylko dla niej, czy to stworzona przez niego iluzja, czy też on naprawdę rośnie? Jakby był zwykłym człowiekiem! Nigdy nie bawiła się z nim tak jak z innymi dziećmi. Czasem rozmawiali, ale przeważnie tylko patrzyli na siebie. Nawet go nigdy nie dotknęła. Nie wiedziała, czy jest ciepły, czy jego skóra jest gładka. Tylko patrzyła. A on czasem się uśmiechał. To wystarczało. Byli szczęśliwi. Obojętnie, jak dziwnie spoglądali na nią czasem sąsiedzi z sali, jak kpili z niej znajomi, jak nie mogła zrozumieć jej matka... Była szczęśliwa.
Dni płynęły, wszystkie nieznośnie podobne do siebie. I noce – również podobne jedna do drugiej, ale o ileż szczęśliwsze! Wypełnione intensywną obecnością jej przyjaciela. Intensywną, pomimo ulotności Anioła, pomimo tego, że czasem wątpiła, czy jest on tak samo realny jak jej białe prześcieradło lub czarny kot. Czasem zdawało jej się, że jest widmem, duchem. Lub może nawet nie istnieje, może egzystuje tylko w jej chorej wyobraźni?
Przeważnie nie dopuszczała jednak do siebie takich myśli. Wystarczyło jedno spojrzenie w jego głębokie, jasnobłękitne oczy i już wiedziała, co jest prawdziwe, co jest ważne, najważniejsze dla niej. Dlatego wraz z nastaniem świtu wcale nie chciała się z nimi rozstawać...
Zaczęła malować. Jeden za drugim powstawały obrazy – przedstawiające oczy, skrzydła, barki, włosy, nadgarstki... Fragmenty jego ciała, a z czasem i jego samego, całego, w białej szacie. Czuła, że nie umie oddać do końca tego piękna, jakie widuje co noc, ale dalej malowała. Jej obrazy wzbudzały coraz większy zachwyt. Ktoś kiedyś napomknął, że chciałby je kupić. Jednak ona od początku wiedziała, że nie są na sprzedaż. Nawet jeśli miałoby to pomóc zgromadzić pieniądze na jej operację. Nawet wtedy.
Tymczasem coraz intensywniej obserwowała przyjaciela. Zauważyła, że niepostrzeżenie dla stał się mężczyzną. Szczupłym, silnym, o jasnej skórze, długich złotych włosach i wciąż dziecięco naiwnych oczach. Ona też dorosła. Dojrzała. Dostrzegała w lustrze pewne zmiany. Zmiany na lepsze. Niektórzy mówili nawet, że jest całkiem ładna. Ale cóż obchodziło ją ich zdanie? Anioł już dawno, już przy ich pierwszym spotkaniu nazwał ją piękną. On jeden wiedział i rozumiał. On jeden.

To był dzień jej urodzin. Nie pamiętała, których. Nie miało to najmniejszego znaczenia. Choć inni przywiązywali do nich chyba jakąś szczególną wagę. Jakby liczby mogły grać jakąkolwiek rolę w jej życiu.
Był tort, prezenty, życzenia. Za oknem - cichy, śnieżny krajobraz. Ze zdziwieniem spostrzegła, jak wiele osób uważa się za jej przyjaciół. Zastanowiło ją to. Przecież oni tak niewiele dla niej znaczyli. Stwarzali tylko pozory, całą gęstą i poplątaną sieć pozorów, otaczającą ich niczym jakaś widmowa pajęczyna. Była dla nich z jakiegoś powodu atrakcyjna, więc starali się często pokazywać w jej towarzystwie. Podziwiali ją chyba na swój sposób. Adorowali nawet. Ale ich zachwyty były wyrachowane i nieszczere. Tylko matka pozostała prawdziwa. Wysoka kobieta o spracowanych dłoniach i nieżyczliwych, zaciśniętych ustach. Była sobą. Zwłaszcza wtedy, gdy mierzyła ją lekceważącym wzrokiem, nie wierząc ani jednemu słowu opowieści o Aniele... Na swój sposób dotykało ją to niedowierzanie. Choć i tak było lepsze niż wszechobecna obłuda.

Ułożyła się tego wieczoru na łóżku, wyczekując ze zniecierpliwieniem swojego przyjaciela. Nadchodził najpiękniejszy moment dnia, chwila, dla której rano wstawała, dla której otwierała oczy i wciągała do płuc powietrze. Dla której żyła. Leżała spokojnie, pomimo wzbierających w niej emocji. Jej pierś unosiła się pod cienką kołdrą w rytm miarowego oddechu.
Po chwili jednak wstała, podeszła do toaletki i wyciągnęła flakonik matczynych perfum. Skropiła nimi szyję i nadgarstki. Pachniały różami. Czując, że to niewystarczająca ozdoba, sięgnęła po krwistoczerwoną szminkę leżącą na stoliku. Pociągnęła nią usta, jednak jedno spojrzenie w lustro przekonało ją, że nie był to dobry pomysł. Poczuła na plecach chłodny powiew. Nadchodził. W panice starła pomadkę rękawem białej koszuli.
Stanął za nią. Zobaczyła go w lustrze. Był nieziemsko piękny...
Nagle zapragnęła go dotknąć. Zdała sobie sprawę, że przecież zawsze tego chciała. Dlaczego w takim razie jeszcze nigdy nie zdobyła się na odwagę? Musiała go dotknąć, tak, musiała się przekonać...
Położył rękę na jej ramieniu. Przeszedł ją dreszcz.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – wyszeptał prawie niedosłyszalnie.
Wstała, ale tak, by nie musiał cofać dotykającej jej dłoni.
- Dziękuję...
- Chciałbym ci coś podarować, moja piękna.
Już miała spytać, jakiż to prezent jej przyniósł, kiedy nagle zrozumiała. To on. To on był tym podarkiem. I fakt, że mogła go dotknąć.
Objął ją w talii i zbliżył usta do jej ust. Kiedy się pocałowali, zakręciło jej się w głowie, ale jego silne ręce powstrzymały ją przed upadkiem. Ułożył ją na łóżku. Przyciągnęła go do siebie i jeszcze na moment ich usta złączył pocałunek. Potem on ściągnął szatę przez głowę i po raz pierwszy ujrzała go nagiego. Był absolutnym ideałem. Jak Dawid Michała Anioła, tyle że żywy i prawdziwy... Jego czułe dłonie powoli ją rozebrały. Był tak blisko, czuła jego gorący oddech na swym policzku, a dotyk piór pokrywających jego skrzydła przyprawiał ją o gęsią skórkę. Zadrżała z emocji, kiedy zaczął głaskać ją po włosach, cały czas patrząc jej w oczy z wyrazem absolutnego oddania. Przylgnęła na chwilę do jego szczupłej piersi. Potem znów się pocałowali, długo i namiętnie... Pragnęła go wszystkimi zmysłami, płonęła z niecierpliwości. Ujęła jego twarz w dłonie i powiedziała mu o tym spojrzeniem.
Kiedy to się stało, cały świat zawirował. Nie czuła bólu, choć może i bolało, czuła tylko rozkosz sięgającą gwiazd. Widziała błękit... Niebo? Raczej morze. Morze w jego oczach, ogrom miłości, którą właśnie sobie uświadomili i która wypełniała ich całkowicie.
Powoli opadł na prześcieradło koło niej. Przysunęli się do siebie jak najbliżej. Jego skrzydła łaskotały ją w ramię. Uśmiechnęła się do niego delikatnie.
Odwzajemnił uśmiech.
- Nazywam się... – powiedział – nazywam się Theruel.

To był ostatni raz, kiedy go widziała. Noc, kiedy wyjawił jej swoje imię i opuścił ją na zawsze. Z początku sama się okłamywała, wmawiała sobie, że na pewno wróci, że musi wrócić. Nie wracał. Każdy dzień wstawał smutniejszy, z każdym dniem pojawiały się kolejne pytania. Setki pytań bez odpowiedzi. Podarował jej siebie, podarował jej swe imię, dlaczego więc odszedł? Płakała długo, łudząc się, że wzruszą go jej łzy i zjawi się, by je otrzeć. Nigdy wcześniej nie pozwoliłaby sobie na takie okazywanie słabości. Nigdy wcześniej nie była aż tak nieszczęśliwa. Bo do tej pory był zawsze przy niej. A teraz zostawił ją – zupełnie samą ze wspomnieniem owej nocy i z dręczącą ją tęsknotą. Jej duch i ciało więdły powoli w oczekiwaniu na ożywczy powiew wiatru, który miały wywołać jego skrzydła. Wszyscy wokół pytali, co się stało, choć tak naprawdę wcale ich to nie interesowało. Może tylko jej matkę. Ale ona przecież nie wierzyła w Anioły... Inni przywoływali na twarze wyraz współczucia, w rzeczywistości mając za nic jej ból i cierpienie. Nie – nie miała komu o tym powiedzieć.
Była już dorosła i stwierdziła w końcu, że musi zerwać z dotychczasowym życiem. Ze wszystkim, co przypominało jej Theruela...
Wyprowadziła się z miasta, na zawsze pozostawiając za sobą szpital, w którym go spotkała i dom, w którym oddał jej siebie samego. Chciała odciąć się od wspomnień, a mimo to zamieszkała nad morzem, które przypominało jej zawsze oczy Anioła. Była to dla niej tortura, a zarazem rozkosz. Słony wiatr wiejący od strony plaży suszył słone łzy na jej policzkach. Pewnego dnia przestały one płynąć, jednak pustka w sercu pozostała. Było tak samo puste jak jej nowy dom – bardzo duży, jednak w ogóle nie umeblowany. Pomimo, że miała na to pieniądze, postanowiwszy wcześniej sprzedać wszystkie swoje obrazy. Wszystkie oprócz jednego.
Ten jeden jedyny, który sobie pozostawiła, stanął w największym pokoju. Namalowała go rankiem po tamtej nocy. Wyjątkowo nie przedstawiał Theruela – na białym tle rozkwitała plama czerwieni. Czy była to róża na śniegu? Czy też szminka jej matki na białej koszuli nocnej? Albo krew na prześcieradle? Krew na jego skrzydłach? Nie wiedziała. Było to jedno z wielu pytań, mających na wieczność pozostać bez odpowiedzi.

Pewnego smutnego zimowego poranka snuła się jak zwykle bez celu po ogromnych, nagich pokojach jej domu. Przystanęła przy oknie i wyjrzała przez nie. Krajobraz, który ukazał się jej oczom, namalowany był zaledwie dwoma barwami – wszystko było białe lub czarne. Morze i plaża, ziemia i śnieg, nawet gałęzie świerków przed domem wyglądały jak zwęglone ręce przykryte okładem z waty... Na niebie powoli przesuwało się chorobliwie blade słońce. Ona też była chora. Bardzo chora – na duszy i na ciele.
Poczuła ostry ból w brzuchu. Upadła na podłogę. Gdy próbowała się podnieść, przed jej oczami pojawiło się coś czarnego... Czarne pióro opadło na jasne, lakierowane drewno. Powoli uniosła wzrok do góry.
Był wysoki. I czarno – biały. Miał na sobie śnieżnobiałą szatę, jednak jego włosy i skrzydła lśniły przytłaczającą czernią, a jasne oczy wypełniały ciemne, rozszerzone źrenice. Znów odwiedził ją Anioł. Ale nie ten, którego oczekiwała.
Na usta cisnęło jej się pytanie o tożsamość gościa. Mimo to, nie spytała. Nie była już naiwnym dzieckiem. Imiona nie miały już dla niej żadnego znaczenia, o nie... Usiadła w fotelu. Anioł nie poruszył się. Długo tak trwali bez słowa, a ona coraz bardziej oswajała się z jego niezwykłym wyglądem. Może nawet zaczął trochę przypominać jej... Theruela?
Nagle poruszył się i podszedł w jej stronę. Ukląkł przed nią, ciągle milcząc. Położyła drżącą dłoń na jego głowie...
Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Pocałował ją chciwie, a ona jak oszalała zdarła z siebie ubranie. Tak bardzo za tym tęskniła. Tak bardzo tego chciała. Szukała w nim rozkoszy, jakiej zaznała tamtej nocy, szukała spełnienia i uczucia. Był bardzo namiętny. I bardzo niecierpliwy... Brakowało mu delikatności jej Anioła. Jednak ekstaza stłumiła w niej obawę, strach przed bólem i przed tajemniczym nieznajomym.
Chwilę później leżała już na łóżku, oddychając ciężko. Kręciło jej się w głowie, jednak nie było to przyjemne oszołomienie. Czarnowłosy Anioł wstał i ubrał się.
- Chodź – spojrzał na nią z ukosa, zmierzając w stronę drzwi.
Całkowicie zrezygnowana i bezwolna ruszyła za nim. Gdy wyszli na zewnątrz, wiatr na moment odebrał jej oddech i wycisnął łzy z oczu. Było jej zimno. Podążając za Aniołem, nie rozglądała się wokoło. Szła jak ogłuszona, zszokowana tym, co zrobiła. Nie zauważyła, że krajobraz wokół niej zaczął się zmieniać. Tam, gdzie Anioł stawiał swą bosą stopę, śnieg topniał, odsłaniając nędzę nagich drzew i przykrytej zgniłymi liśćmi ziemi. Po chwili zdała sobie sprawę, że jest na plaży.
- Popatrz – Anioł skierował dłoń w stronę morza. Jego oczy o nienaturalnie dużych źrenicach były pozbawione wyrazu.
Posłusznie spojrzała we wskazanym przez niego kierunku. Z wody wyrastał szereg dziwnych konstrukcji odcinających się od błękitnego tła. Nie widziała ich zbyt dokładnie. Niebo zaczęło gwałtownie ciemnieć. Morze również. Fale były coraz wyższe i bardziej gniewne...
I wreszcie zobaczyła.
Wzdłuż horyzontu ciągnął się niemający końca szereg białych krzyży.
- Zbuntowane anioły... – po raz pierwszy, odkąd go ujrzała, przybysz wypowiedział w jej stronę więcej niż jedno słowo. Zmrużył oczy, w których pojawiła się nienawiść. – To On je ukrzyżował!
Milczała, zbyt zdziwiona, by coś mu odpowiedzieć.
- Kiedy przed powstaniem tego świata wznieciliśmy rebelię, nie był w stanie jej zdusić. Było nas za dużo, byliśmy zbyt silni. Wyzwoliliśmy się spod Jego tyranii. Wyzwoliliśmy się, by zacząć naprawdę nienawidzić. I naprawdę kochać. A ci naiwni głupcy, którzy pozostali Mu wierni... taki właśnie spotkał ich los.
Pokręcił głową z drwiąco-smutnym uśmiechem.
- Wbrew pozorom jesteśmy bardzo podobni do was – ciągnął. – Ulegamy słabościom, które stanowią o waszej istocie. Choć wy myślicie, że jest inaczej... Ale my CHCEMY im ulegać. Pragniemy tego najbardziej w świecie! Nawet, jeśli miałoby to oznaczać rezygnację z Raju. On tego nie rozumie. I bezlitośnie karze tych, którzy – choć przez wieki służyli mu wiernie niczym psy – w końcu nie umieli oprzeć się pokusie...
- Theruel... – wyszeptała zmartwiałymi wargami. Nagle dojrzała go, zwisającego bezwładnie na jednym z krzyży.
- Theruel również.
Ukrzyżowano go pośród innych Aniołów, wychudzonego i poranionego, a mimo to – wciąż pięknego. Omdlałe ciało było białe jak płótno. Tak bardzo cierpiał, widziała to, czuła, czuła ten ból, zupełnie jakby to jej ręce i nogi przebito gwoździami...
- Popełnił najgorszą zbrodnię – ciągnął zmienionym głosem czarny Anioł – pokochał śmiertelniczkę, którą oddano mu pod opiekę. Pokochał ciebie.
Spojrzał na nią. Zadrżała pod jego wzrokiem, wyrażającym fascynację pomieszaną z żalem i nienawiścią.
- To ja... – powiedziała przerażona – to przeze mnie...
- Tak – bezlitośnie przyznał jej rację. – Ukazał ci się. Wyznał ci swoje imię i oddał ci się cały... Płaci za to teraz najwyższą cenę.
- Nie wiedziałam...
Przez jej głowę przeleciał tysiąc gorączkowych myśli, z których każda kolejna przynosiła większe cierpienie. O jego miłości do niej, o jej niewdzięczności, o tych wszystkich dniach wypełnionych rozterkami i tęsknotą, i o tej jednej pięknej nocy, za którą tyle wycierpieli...
- Mój brat musiał cię bardzo kochać.
Powiedział to cicho, jakby do siebie. Mimo to usłyszała. Brat... byli naprawdę podobni. Tak różni, a jednak podobni. Ale przecież... jak mogła myśleć, że ktokolwiek może zastąpić Theruela! Jego brat był tylko namiastką, substytutem, nędznym odbiciem jej Anioła. Pomógł jej zdobyć chwilę przyjemności – za cenę szacunku do samej siebie. A Theruel wisiał teraz na krzyżu... również z jej winy.
Zakręciło jej się w głowie. Upadła na kolana. Ból rozsadzał jej serce. Po stracie Theruela nie myślała, że można bardziej cierpieć. Teraz ujrzała go ponownie, lecz nie przyniosło jej to nawet odrobiny pocieszenia, a wręcz przeciwnie... Zaczęła łkać spazmatycznie i rozorywać palcami zmoczony jej łzami piasek. Cała drżąc, rzeźbiła w nim opowieść o niesprawiedliwości, której ofiarą się stali. Jak On mógł... Ukarać za miłość! Ona popełniła błąd, ale to Theruela ukarano... Ten wyrok... bezsensowny, bezlitosny i okrutny...
- A nazywają Go miłosiernym! – krzyknął wyzywająco czarnowłosy Anioł. Zupełnie, jakby odgadł jej myśli...
Jeszcze raz spojrzała na szereg krzyży jaśniejących na tle ciemnego burzowego nieba. Theruel wisiał na jednym z największych. Głowa opadała mu bezwładnie na pierś. Skrzydła Anioła przypominały swym wyglądem zdeptane kielichy kwiatów, zerwanych w pełni rozkwitu i bezlitośnie sponiewieranych. Po bladej skórze jego nagiego ciała spływały niezliczone strużki krwi...
Wydało jej się, że Theruel drgnął, i to sprawiło, że podjęła decyzję. Bez strachu podążyła na spotkanie gniewnego morza. Fale zaczęły lizać jej bose, na wpół już zamarznięte stopy, a ona wciąż szła w stronę krzyży. Lodowata woda sięgała coraz wyżej i wyżej, lecz ona widziała tylko swego ukochanego. Szła wytrwale, obojętna na zimno i ból. Jej poświęcenie zostało w końcu nagrodzone. Theruel uniósł z wysiłkiem głowę i ich spojrzenia spotkały się. Wykrzyknęła jego imię...
- Moja... piękna... – choć z trudem wymawiał słowa, na jego twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu.
Tymczasem sztorm rozszalał się na dobre. Z nieba lunął deszcz, a po jej policzkach popłynęły łzy. Łzy radości ze spotkania. Po chwili deszcz zmienił się w grad, który spadając z ciemnych chmur bez litości siekł ciała Aniołów, prawie rzeźbił w nich bruzdy... Na atramentowoczarnym niebie rozbłyskały raz za razem oślepiające błyskawice. Wokół niej w szalonym tańcu miotały się morskie bałwany.
- Theruel... Theruel... kocham...
Ostatnie jej słowa zagłuszył grzmot. Straciła grunt pod nogami, lodowate morze zamknęło się nad jej głową. Nadal jednak krzyczała, krzyczała bezgłośnie, pogrążając się w głębinie. On musi wiedzieć...

Theruel, kocham cię!

Poczuła dziwny, chłodny uścisk wokół nadgarstka, po czym coś jakby musnęło jej usta w czułym, pożegnalnym pocałunku...
Woda wtargnęła do jej płuc. Straciła przytomność.

***

W niedzielę dwójka kartografów sporządzających mapę wybrzeża odnalazła na plaży w Karwi martwe kobiece ciało. Sekcja zwłok wykazała, że kobieta była śmiertelnie chora, jednak zgon nie nastąpił za sprawą choroby. Najprawdopodobniej była to próba samobójcza lub nieszczęśliwy wypadek. Kobieta mogła utonąć, lecz możliwe też, że umarła dopiero po wyjściu z wody – wskutek wycieńczenia i wychłodzenia. Nie znaleziono przy niej żadnych dokumentów. Policja poszukuje krewnych lub znajomych zmarłej.

Gazeta Wyborcza z dnia 4 grudnia 2003 roku
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #160382 · Odpowiedzi: 11 · Wyświetleń: 7796

iney Napisane: 17.06.2004 10:31


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


Teraz ja, teraz ja!
Jestem pierwsza laugh.gif
Już dawno obiecałam Ci ten komentarz, a ja obietnic dotrzymuję... Nie będę komentować wszystkich wierszy, częściowo dlatego, że o niektórych już Ci pisałam, częściowo, bo i tak nie starczyłoby na to czasu.
Ten ostatni jest taki baaaaaardzo... zamglony? Przynajmniej dla mnie. Niejasny. Zostawia szalenie duże pole do interpretacji. To dobrze, bo poza tym każde słowo z osobna i wszystkie razem stanowią coś pięknego.
Mam - być może mylne - wrażenie, że odkrywam jakieś charakterystyczne cechy Twojej poezji. Motywy atmosferyczne, że je tak prozaicznie nazwę, które jednak wykorzystujesz na jakiś taki "inny", swój sposób (chyba wiesz, o co mi chodzi, prawda?). Poza tym okulary i te wszystkie zerojedynkowe symbole... bardzo Twoje wink.gif Opisujesz codzienność w taki niecodzienny sposób. Nie mówisz o rzeczach wielkich, a zbliżasz się do nich jakoś tak niepostrzeżenie.
Ten o prostych stwierdzeniach ma w sobie mało tego uroku, ale wszystko nadrabiasz ostatnimi wersami. "Pióro" podoba mi się, choć nie mam nic do napisania na jego temat. Natomiast wiersz zaczynający się od słów "Strumień niepowstrzymanej tęsknoty" zostanie z pewnością jednym z moich - Twoich - ulubionych. To chyba dlatego, że odnajduję w nim tyle rzeczy, które mówią o Tobie...
A "Sonet" podoba mi się umiarkowanie (żeby było jasne: mówię tu bardziej o formie niż o treści, która... a nieważne wink.gif) Chwała Ci za to, że łapiesz się za takie z góry określone formy, ale potrzeba Ci jeszcze ćwiczenia. Chyba wolę Twoje rymy, gdy pojawiają sie znienacka w wierszach białych.
To chyba tyle.
Cieszysz się? biggrin.gif
  Forum: Poezja · Podgląd postu: #160147 · Odpowiedzi: 164 · Wyświetleń: 60690

iney Napisane: 16.06.2004 16:20


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


Łał...
Świetny... Part czwarty był po prostu świetny. Już nie mogę się doczekać następnego!
Co do błędów, pomijając przecinki (może innym razem, jakoś nie mam do nich teraz serca tongue.gif ):

QUOTE
Po tylu latach nadal nie rozumiem jak możesz utzrzymywać utrzymywać z nimi kontakt.


QUOTE
Tym razem przyszła kolej Sana na grymas bólu.

Głupio to brzmi...
Może lepiej np.

Tym razem to San wykrzywił twarz w grymasie bólu.

QUOTE
Otarła łzę, która wypłynęła jej z oka,

Lepiej

Otarła łzę, która wypłynęła z jej oka.

Albo w ogóle

która stoczyła się po jej policzku
[To już takie moje typowe czepialstwo i pedantyzm biggrin.gif ]

QUOTE
Wyjęła dwa sztylety z pochw z pochew przypiętych po wewnętrznych stronach przedramienia.


QUOTE
Choć Chodź, zaprowadzę cię do twojego rycerza.


To ostatnie chyba z roztargnienia biggrin.gif

Najbardziej podoba mi się klimat twojego opowiadania i jego język - taki bardzo potoczysty i ekspresyjny. A w tym parcie (znaczy się, w ostatnim) - opisywanie przebiegu wydarzeń z dwóch perspektyw. Jak na mój gust mogłoby być w nim więcej opisów otoczenia i wyglądu postaci (ja gustuję w tego typu rzeczach po prostu wink.gif ), choć może nie ma sensu za bardzo się w to wgłębiać, jeśli ma to być dość krótki fick.
To tyle. Czekam na więcej i ani mi się waż nie kończyć tego opowiadania!!! mad.gif
biggrin.gif
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #159748 · Odpowiedzi: 17 · Wyświetleń: 6930

iney Napisane: 14.06.2004 17:56


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa
Nr użytkownika: 2303


przejrzałam dokładnie pierwszy part. intrygujący, ale te przecinki... wstawiłam wszystkie brakujące na czerwono, może jak przeczytasz, to będziesz w stanie wprowadzić te same poprawki w następnych częściach.

QUOTE
Kap. Kap. Kap. Zaciskam pięści z całej siły, aby powstrzymać swój gniew. Kap. Kap. Kap. Krew ścieka z nich, łaskocząc mnie nieznośnie. Kap. Kap. Kap. Nee przyjmuje kolejne ciosy,  nie cofając się nawet o milimetr, z bezwzględnym opanowaniem czekając na błąd przeciwniczki. Kap. Kap. Kap.

Nie potrafię się powstrzymać.

Czuję,  jak budzi się we mnie bestia, spychając mój umysł w ciemność i mgłę. Z ostatnim jękiem z moich ust wydobywa się także ostatnie tchnienie, kiedy lekko przykurczając nogi , zaczynam biec. Bieg po wolność. Bieg po siłę. Bieg po zwycięstwo.

Nic tylko biegnąć. biec!!!

Widzę,  jak moja siostra wykorzystuje nieuwagę przeciwniczki przerażonej moim krzykiem. Dwa taneczne kroki i jeden cios. A potem brzęk tłuczonej szyby,  kiedy biedna dziewczyna wypada przez okno na znajdujący się dwa piętra niżej bruk. Nikt już nie zwraca na to uwagi, nie wiem nawet,  czy ktoś sprzątnął ciało wczorajszego przeciwnika. Zresztą, nic mnie to nie obchodzi. Teraz jest tylko Nee. Prawie pieszczotliwym ruchem uderzam ją w lewy bark. Chyba złamałem jej kość. Dobrze. Teraz półobrót. Unik. I cios. Moja siostra upada na podłogę,  na której przed chwilą pokonała kolejną w swoim życiu przeciwniczkę. A ja kiedy to widzę, budzę się. Powstrzymuję nogę, która uniosła się o kilka centymetrów gotowa do zadania ostatecznego ciosu. Rozluźniam pięści, powoli odzyskując kontrolę nad swoim ciałem... Jak człowiek badający językiem szparę po brakującym zębie wkraczam w coraz to dalsze zakątki swojego umysłu,  sprawdzając czy wściekłość wyparowała, zostawiając miejsce dla kontroli. Wdech. Powoli, nie zważając na drżenie kończyn, siadam na podłodze. Wydech. Koncentruję się na barku Nee. Wdech. Wraz z wydechem odpycham od siebie negatywne uczucia, przyciskam dłoń do złamanej kości. Przecięła koszulę, plamiąc ją krwią. Źle. Starając się zrobić to jak najszybciej , wpycham kość na miejsce, otaczające ją tkanki zmuszam do zrośnięcia się. Nee zemdlała. Może to i lepiej... Patrzę,  jak rana zasklepia się, jak znika siniak. Oddycham już spokojnie, nie ma we mnie śladu demona. Wstaję i odchodzę, zostawiając opiekę nad siostrą służącym. Wydech.

*

Nee przebudziła się, odruchowo sięgając ręką do barku. Nie wyczuła zgrubienia, najwyraźniej San miał na tyle opanowania,  żeby uleczyć ją przed odejściem. Odetchnęła z ulgą. Jej brat nie zawsze potrafił to zrobić. Wyciągnęła rękę i zadzwoniła na służącą. Ta weszła szybko, jakby czekała za drzwiami. Może i tak było.
- Gdzie on teraz jest? - spytała Nee, sprawdzając czy bark jest w pełni sprawny. Kolejnego dnia spodziewała się silnego przeciwnika, nie mogła pozwolić sobie na kontuzję.
- Odszedł w stronę góry Jifu. Czyli tak jak zwykle, pani.
- Dziękuję, możesz odejść. Przyślij tu O. Niech przyniesie mi moją suknię. Zieloną, ze smokami. Mamy dziś święto spadającego kwiecia.
- Tak, pani.tu bez kropki  - służąca ukłoniła się i wyszła.
Nee znowu westchnęła. Opętanie jej brata sprawiało rodzinie kłopoty już od trzystu lat... Ale co można było zrobić? Egzorcyzmy nie pomagały, a zajęcie rodziny wykluczało podróże w poszukiwaniu innych sposobów. Najgorsze w całej sytuacji było to, że San potrzebował walki. A to ona była nastarsza z rodu Kirk... To ona musiała ścierać się codziennie z jednym przeciwnikiem. Jej brat będzie czekał,  aż ktoś ją pokona, ale nikomu się to nie udało od co najmniej pół tysiąca lat. Może gdyby jej ojciec wciąż żył... Pogrążyła się w rozmyślaniach, jednocześnie przygotowując się psychicznie na jutrzejszą walkę.Tymczasem do bram miasta otaczającego Kirkengaard zbliżał się jeździec na białym koniu...


co do dalszych partów:

część 2

QUOTE
Czuła jak sztych zachacza zahacza o wierzchnią warstwę jej szaty, usłyszała zaskoczone stęknięcie preciwnika przeciwnika, który rozpaczliwie póróbował próbował odwrócić cięcie.


to jedno takie fatalne zdanie, chyba pisane w pośpiechu...

część 3

QUOTE
Nastawiła nadstawiła
ich więc i słuchała dalej.

QUOTE
który jednym spojrzeniem zabrał może lepiej skradł?
jej serce...

QUOTE
Minęła czwarta walka w której podczas której
San powstrzymał się od ingerencji.


jak zapewne zauważyłeś, po pierwszym parcie zrezygnowałam z wstawiania przecinków i wyszło, że nie ma prawie żadnych błędów laugh.gif za czwartego wezmę się, jak znajdę jeszcze chwilkę czasu. ale skończmy już z tą małostkowością!
tak bardziej ogólnie, to ogromnie podobają mi się opisy walk... masz do tego smykałkę. ja też tak chcę cry.gif czasem aż mnie coś bierze, jak nie umiem opisać jakichś tam ruchów, które mam przed oczami. poza tym całkiem nieźle ci idzie stylizacja na gwarę (choć sporo brakuje jej do doskonałości).
no i ciekawe było, przyznam.
sory, że taka surowa byłam.
to wszystko z miłości wub.gif biggrin.gif biggrin.gif biggrin.gif
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #158896 · Odpowiedzi: 17 · Wyświetleń: 6930


New Posts  Nowe odpowiedzi
No New Posts  Brak nowych odpowiedzi
Hot topic  Gorący temat (Nowe odpowiedzi)
No new  Gorący temat (Brak nowych odpowiedzi)
Poll  Sonda (Nowe odpowiedzi)
No new votes  Sonda (Brak nowych odpowiedzi)
Closed  Zamknięty temat
Moved  Przeniesiony temat
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 13.05.2024 17:34