Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Choroba Wściekłych Powideł

inline
post 04.01.2007 12:16
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 2
Dołączył: 03.01.2007




Lof stori jak w mordę strzelił. Na początku chciałam zrobić z tego jakiś kryminalik, a w międzyczasie, kiedy myśli krążyły wokół sprawdzianów i kartkówek, moje paluchy napisały harlequina... od tej pory nastała wojna między paluchami a mózgiem. Trudno przewidzieć wynik tego niezwykle interesującego (chrrrrrr) zjawiska, zwanego inaczej jako "walka ze samym sobą" (a masz mój prawy policzku! A masz moje lewe kolano!). Większość opowiadania pisałam przed przeczytaniem piątej cz. HP. Smacznego XD.

1. Proszę państwa, oto miś:

Pierwszy września. Godzina szósta zero, zero. "Pieprzony budzik! Po cholerę dzwoni skoro i tak nie śpię?". Jak zawsze Wiktoria miała mnóstwo pretensji do otaczającego ją świata. Poruszyła się. Łóżko, na którym leżała przybierając dziwną pozę skrzypnęło głośno. Wstała. Przetarła oczy wierzchem dłoni i ziewnęła przeciągle. Podeszła do lustra. Wysoka, szczupła dziewczyna o srebrno-blond włosach spojrzała na nią piwnymi oczyma z niezadowoloną miną. Jej bardzo jasna cera sprawiała, że myślała o sobie niczym o trupie. Srebrzyste włosy były jedyną pozostałością po starym słowiańskim rodzie magów.
- I tak wszyscy myślą, ze farbowane... A ty Pela jak uważasz?
Szara sowa Pelagia poruszyła leniwie główką.
- Pela! Bo kupię sobie żwawszą sowę! - spojrzała na nią groźnie.
Przedstawicielka gatunku sów szarobo - buro - pospolitych kłapnęła dziobem z oburzeniem.
- Żartuję! Ciebie kocham najbardziej... - uśmiechnęła się krzywo.
Podeszła cicho do drzwi. Po drodze minęła kufer, z którego aż kipiało. Cóż, do czyściochów Wiktoria nie należała. Otworzyła stare łuszczące się białą farbą drzwi. Na korytarzu było jeszcze cicho. Zamknęła delikatnie drzwi i wróciła do pokoju. Rozejrzała się po nim. Na nocnej lampce leżała skarpeta. Mała toaletka zawalona była stanikami, bluzkami i resztkami wczorajszego obiadu z pobliskiego fast foodu. Widok ten nie zrobił na niej żadnego wrażenia. Podeszła do okna i lekko rozchyliła brudne firanki. Na dworze było szaro. Ciężkie chmury płynęły leniwie po niebie.
Do ulubionych rzeczy Viki należało: ciągłe przeklinanie, noszenie srebrnych pierścionków oraz wkurzanie wszystkich ludzi - przy czym to ostatnie wiodło zdecydowany prym. Dziewczyna kochała zwierzęta, szczególnie wieprzowinę i drób. Gdy się denerwowała przygryzała dolną wargę. Podczas śmiechu czasami wymykało jej się "chrum"("Wiem, świnia ze mnie"). Viki uwielbiała budzić ogólną sensację, jednak do swoich korzeni się nie przyznawała.
Ubrała się szybko. Jeszcze raz wyjrzała na korytarz. Po upewnieniu się, że nikt się jeszcze nie obudził zabrała się za pakowanie rozrzuconych rzeczy. Szło jej to nader sprawnie. Nic nie składała, tylko "na chama" wszystko upychała. Sprawdziła czy wszystko spakowała, Specjalnie wybrała pokój na parterze w podrzędnym hotelu "Karmazyn". Kufer, sowa za okno i siup. Zanim skoczyła rozejrzała się ostatni raz po pokoju, czy nie zostawiła czegoś, po co musiałaby wracać. Zapałki hotelowe i mydełko z łazienki już tkwiły w jej kieszeni. "Ok. No to lecę." Cicho przeskoczyła parapet. Chwilę nasłuchiwała, jednak nic się nie działo.
- Jak będę bogata to im zwrócę. Co nie Pela? - próbowała usprawiedliwić się przed Pelagią.
Sowa zahukała cicho z dezaprobatą.
- Ta... też cię kocham. Ciekawe jak mugole zareagują na moją i twoją osobę...
Ruszyły w kierunku stacji King's Cross.

- Ramiączko mi się wżyna! Noga mnie boli. Jak to daaaleekoo!! - Viki było słychać
przynajmniej na pięćdziesiąt stóp. Ludzie wytykali ją sobie palcami ("Gdzie z temy paluchamy!!"). Sowa schowała główkę pod skrzydełko, jakby nie chciała żeby ktoś z jej gatunku ją rozpoznał. Trudno jej było utrzymać taką pozę, kiedy Viki nierównomiernie ciągnęła kufer, na którym stała klatka z Pelagią.
- Jeszcze trzy godziny do odjazdu...
Viki usiadła na kamiennej ławeczce w małym parku. Była to jedyna ostoja zieleni w promieniu wielu ulic. Dziewczyna przymknęła oczy i nabrała dużo powietrza w płuca. Poczuła błogi nastrój. Poczuła się jakby mogła latać. Bach. Bum. Huhuuu. Usłyszała głośne hukanie sowy i dźwięk jaki wydają jej skrzydła uderzające o pręty klatki. Prawie udławiła się powietrzem, kiedy brutalnie wyrwano ją z jej własnego świata. Błyskawicznie wstała jakby ją ktoś kopnął. Spojrzała w kierunku kufra. Sowa nadal niemiłosiernie hałasowała.
- Nie drzyj się - wypaliła ostro Viki.
Sowa całkowicie ją zlała i dalej hukała wniebogłosy. Dziewczyna dopiero po chwili zrozumiała o co chodzi. Otworzyła klatkę.
- No, Pela, polataj sobie.
Sowa z gracją betoniarki wzbiła się w powietrze. Jak najszybciej chciała odlecieć od swojej właścicielki.
- Masz dwie godziny! - Viki krzyknęła do szybko oddalającej się Pelagii - niewdzięczne zwierzę. - mruknęła pod nosem.
W ciągu godziny dziewczyna przeczytała cały mugolski brukowiec, który kupiła niedaleko od parku. Od czasu do czasu prowadziła również budujące intelektualnie konwersacje z tubylcami ("Ach! Jakiej farby pani używa? Taki kolor chyba trudno uzyskać?" , "Moczem, psze pani, moczem"). Następną godzinę nudziła się i marzyła na przemian. Wyobrażała sobie swoją starą, rodzinną posiadłość na południu Polski. Tęskniła za domem. Chociaż właściwie to już nie był jej dom. Po śmierci wszystkich krewnych, przyszywany wujek srebrnowłosej mieszkał najpierw w pałacu, lecz potem sprzedał go, by spłacić długi. Do jedenastych urodzin Viki mieszkała w kamienicy z tymże wujkiem w stolicy Polski. Nie mogła narzekać na swój los. Wujek troszczył się o nią... ale wiedziała, ze gdyby sąd uznał, że wuj nie opiekuje się dzieckiem jak należy, straciłby on prawa do jej rodzinnych pieniędzy.
Spojrzała w górę. "O, Pela wraca". Sowa była nader szczęśliwa.
- Zażyłaś rozkoszy, czy co? Coś taka uradowana? - zapytała bez najmniejszych złudzeń, że dostanie odpowiedź.
Po chwili Pelagia siedziała już w klatce i obie oddalały się od parku. Po trzydziestu minutach mozolnego chodzenia przy dwudziestu siedmiu stopniach gorąca, dotarły na stację King's Cross.
- To po prostu trzeba się nazywać, żeby chodzić w taki upał w czarnych jeansach i
czarnej bluzce...O kurna, ile ludu. - zerknęła na perony.
- Po cholerę tu przyszły całe rodziny! Jakby podróżujący przyszedł sam, byłoby o
połowę mniej ludzi.
Ona w każdym razie nie musiała nikogo fatygować. Wzięła najbliżej stojący wózek.
- Ej jest mój!
- Już nie...
Wtaszczyła na niego kufer i sowę. Ruszyła w kierunku peronu dziewiątego.
- No, nareszcie... - Doszła do barierki między peronami 9 i 10. Przystanęła.
- Rusz się dziewczyno!! Tarasujesz przejście! - usłyszała za sobą zniecierpliwiony głos.
- Zara! Chce się pożegnać na dziesięć miesięcy z tym parszywym miastem!! I skąd wiesz, czy jestem dziewczyną?
Odwróciła się. Za nią stał James Potter.
Zwęziła oczy. Nie lubiła go. Myślał, że wszystko mu wolno. Zawsze trzymał się z trzema innymi chłopakami : Syriuszem Blackiem (wysokim chłopakiem o ciemniej cerze, czarnych włosach i piwnych oczach - w babskim rankingu, którego Viki nie uznawała, znajdował się na wysokim miejscu. I to mimo swojej arogancji oraz pewności siebie.), Remusem Lupinem (chłopiec o jasnobrązowych włosach i przyjaznej twarzy, który tajemniczo opuszczał dwa dni w miesiącu - w rankingu niedaleko za Syriuszem) i Peterem Pettergiew (niski chłopak o mysich włosach. Żadna piękność). Czasami robili fajne "kawały" nauczycielom, ale na tym jej sympatia do nich się kończyła. Pottera nie lubiła także za jeszcze jedną rzecz... przez niego nie mogła grać w składzie reprezentacyjnym Gryffindoru w quidditchu. Cała Czwórka zwała siebie samych Huncwotami. Dziewczyna uważała to za sposób samo dowartościowania...
- O Viki! Nie wiedziałem, że to ty...hehe... - chłopak uśmiechnął się sympatycznie. Jego włosy tworzyły doskonały obraz chaosu tego świata.
- No tak, przecież normalnie każda dziewczyna w Hogwarcie ma takie włosy. Tak
trudno nas odróżnić...po prostu bliźniaki stu jajowe. No ba! - zaczęła się denerwować.
- No już nie wkurzaj się. Złość piękności szkodzi. Różowa się zrobiłaś, wiesz? - przez jego twarz przebiegł cień drwiny.
- Spadaj - odwróciła wysoko uniesioną głowę.
- Też się cieszę, że cię widzę.
Kiedy tłum za nią trochę zgęstniał ("Denerwować ludzi, oto moje przeznaczenie!"), oparła się o barierkę. Momentalnie przeniosła się na peron 9 i 3. Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby w drodze do pociągu nie potknęła się na idealnie płaskiej powierzchni peronu.
Wszyscy witali się ze znajomymi i równocześnie próbowali pozbyć się starych, czyli w skrócie żegnali się. Wsiadła do pociągu. Jakiś chłopak o kruczoczarnych włosach i ziemistej cerze pomógł jej z kufrem. Był to Severus Snape.
- Dzięki Sev. - czuła, że czerwienią się jej uszy.
- Nie ma sprawy.
Nikły uśmiech wykrzywił mu twarz ("Chyba nie za często zmienia minę...").

Tłok na korytarzu przyprawiał ją o zawrót głowy. W takich sytuacjach traciła nad sobą kontrolę(co się zdarzało nader często).
- Widzisz... mam taki mały kufereczek do przeniesienia, więc może byś się
PRZESUNĘŁA??
W końcu znalazła pusty przedział pod koniec trzeciego wagonu. Ustawiwszy kufer byle jak rzuciła się na siedzenia.
- Aaaaaaaaaach jak mnie noooogiii boooolą.
Pela miała chyba wszystkiego wyraźnie dość. Zaczęła nerwowo pohukiwać i trząść się w klatce. Nie sprawiało to, że Viki się uspakajała.
- Hucz głośniej! Może nikt kurde nie wejdzie. - rzuciła w klatkę opakowaniem gumy do żucia, którą miała w spodniach.
Sowa miała chyba jeszcze wiele do wyhuczenia, ale pozostawiła to dla siebie.
Viki otworzyła okno.
- Strasznie czadzi, do tego jeszcze ten hałas.... - zaczęła marudzić do bogu ducha winnego siedzenia naprzeciw niej.
Zamknęła okno i ponownie usiadła.
- Duszno mi.
Otworzyła okno.
- Smrodzi.
Po wielu dywagacjach "Otworzyć czy nie tworzyć, oto jest pytanie.", zdecydowała się zostawić mały lufcik. W tym momencie drzwi do przedziału otworzyły się. Jakaś istota zaczęła wchodzić tyłem i wciągać kufer. Viki nie zareagowała. Usiadła spokojnie i zaczęła zbierać siły na wybuch gniewu.
Za pierwszą istotą weszła druga. Istota numer jeden odwróciła się. To znowu był James Potter. Widząc minę Viki powiedział poważnym tonem do drugiej istoty, która okazała się być Syriuszem.
- Bez gwałtownych ruchów. Ona zaraz wybuchnie...
Viki parsknęła widząc minę James'a. W drzwiach przedziału pojawiła się głowa Nicka Goldena - Puchona - kujona, z którym musiała w zeszłym roku jechać w jednym przedziale.
- Wolne? - zapytał uśmiechając się promiennie do Viki.
- Ech... wiesz, oni byli pierwsi. A tak poza tym to jeszcze ma tu przyjść parę osób, więc
sorry, ale chyba się nie zmieścisz i ja tego, wiesz... - zaczęła gęsto się tłumaczyć.
Nick spojrzał groźnie na Syriusza i James'a.
- Czy oni, aby cię nie zaczepiają?
- Uwierz mi, Nick - odparł James - gdybyśmy chcieli zaczepiać Viki, już dawno
leżelibyśmy na peronie z połamanymi nogami.
- A nasze flaki leżałyby wszędzie - dodał Syriusz.
- Yyy... dzięki za to zobrazowanie... Syrek hehe... ała, ała nie po włosach, człowieku! - Potter próbował obronić się przed kuksańcem od Blacka.
- Ano tak, faktycznie - Nick wycofał się z przedziału i poszedł na tył wagonu.
- No, no Wiktorio, fajnego masz chłopaka - powiedział Remus Lupin, który właśnie
wszedł oglądając się za Nickem. - normalnie najlepsza partia w Hogwarcie - mrugnął do chłopaków.
- Nie, no serio. Ona zaraz wybuchnie. - James już na poważnie przyjrzał się minie Viki.
- To jak? możemy spędzić tu podróż? Zapytał głos za Lupinem. Viki nie widziała tej
osoby, ale wiedziała kto to. Peter wychylił się zza przyjaciela z uśmiechem.
- No dobrze... - Viki nie wierzyła w to, co powiedziała. Rozłożyła się na siedzeniu, ale gdy przypomniała sobie Nicka dodała już z uśmiechem:
- Spoko. Nie ma kurna sprawy.
Wszyscy chłopcy wyglądali na zaskoczonych.
- Cóż za gest Vik, nie spodziewałem się tego po tobie! - pierwszy odezwał się Remus.
Ułożyli wszystkie kufry na półkach nad głowami. Klatki z sowami postawili obok siebie na wolnym miejscu. Pela wyróżniała się od innych i od razu zaczęła głośno hukać na współtowarzyszki podróży.
- Jaka właścicielka, taka sowa - Peter nie mógł się powstrzymać od komentarza.


Pociąg ruszył. Milczeli. Nikt nie wiedział jak rozpocząć rozmowę, a Viki wcale nie miała ochoty odzywać się pierwsza. James kopnął Petera w kostkę, aby ten cos zagadał.
- eee (P)
- ?? (V)
- eeee no… (P)
- …. sleep.gif (V)
Przerywając tą nader ciekawą "rozmowę", Remus zapytał dziewczynę:
- Pochodzisz z Polski, nie?
Przez sześć lat nikt nie rozmawiał z nią o jej kraju. Tylko dyrektor Dumbledore i prof. McGonagall zadali jej kilka pytań, kiedy została przyjęta do szkoły.
- Mhm - odpowiedziała wyczerpująco i nadal uciążliwie przyglądała się widokom zza okna.
- A jak tam jest? - Lupin nadal próbował podtrzymać rozmowę.
- Normalnie.
- No... a jest coś co rożni Anglików od Polaków? - te ciągłe pytania już ją męczyły.
- Jak jesteśmy cholera głodni, to jemy swoich sąsiadów. A kiedy jest nam zimno,
robimy sobie z nich okrycia. - spojrzała na niego podirytowana. Aż się biedny chłopak skulił.
- Ekonomiczne - wyszczerzył się Syriusz.
Od tego momentu rozmowa potoczyła się wartko. Chłopcy okazali się być ciekawi nieznanego im kraju. Po raz pierwszy Viki mogła pochwalić ojczyzną.
Na drugie śniadanie (dla niektórych pierwsze) wszyscy kupili sobie po kilka czekoladowych żab i coś do picia.

- Ile jeszcze? - Viki zapytała się po raz niewiadomo który.
- Wiesz, ktoś mógłby pomyśleć, że się z nami nudzisz - James spojrzał na nią wesoło.
- Nie, nie o to kurde chodzi - nie załapała żartu - ale już chciałabym być na uczcie. Uwielbiam tamtejsze...
Urwała. Przez nie zasłonięte drzwi Viki zobaczyła Severusa. On także na nią spojrzał. Syriusz i Lupin dostrzegli to. Snape spuścił wzrok i pomaszerował na przód wagonu.
- ...smakołyki... - dokończyła nadal gapiąc się w drzwi.
Syriusz przez jakiś czas dziwnie jej się przyglądał, a Remus nad czymś się głęboko zastanawiał.
Po pięciu minutach wszystko wróciło do normy. Nadal gawędzili sobie wesoło.


User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 25.04.2024 12:19