Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )


agniesia_006 Napisane: 17.05.2003 21:33


Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 05.04.2003
Nr użytkownika: 65


ha! wchodzę, żeby przeczytać wiersz, a tu nie dość, że przeczytałam bardzo dobry wiersz, to się jeszcze dokształciłam biggrin.gif szok, istny szok
co do wiersza, to podoba mi się bardzo
szczególnie zwrot: tam, gdzie poranek bez krawędzi....
ciekawa przenośnia - daje do myślenia
osobiście do impresjonizmu nie odczuwam żadnego większego sentymentu, więc się nei znam zbyt dobrze, ale nie zmienia to faktu, że wiersz jest bardzi ciekawy
plastyczny
i taki.... hm... jakby tu to nazwać.... nierealny? nie, to złe słowo
idylliczny? nie, w ogóle odpada
heh, chyba mi nic nie przyjdzie na myśl.... jak sobie przypomnę to słowo, to napiszę smile.gif
  Forum: Poezja · Podgląd postu: #37515 · Odpowiedzi: 34 · Wyświetleń: 11592

agniesia_006 Napisane: 17.05.2003 21:24


Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 05.04.2003
Nr użytkownika: 65


hmm.... zaskakujące, powiedziałabym!
wręcz odkrywcze!
weszłam tu bo zaintrygował mnie tytuł - zaraz potem zaintrygowała mnie treść. Czuję się zaintrygowana smile.gif
Podoba mi się! Bardzo mi się podoba!
Nowy styl! Nareszcie ktoś miał odwagę napisać coś, co odbiega od normy!
Skąd wzięłaś na to pomysł?
Niby opowiadanko o miłości - ale jest takie inne, takie niebanalne, takie odkrywcze!
no normalnie nie mogę! podoba mi się!
pisz dalej!
masz stałą czytelniczkę biggrin.gif
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #37504 · Odpowiedzi: 10 · Wyświetleń: 6329

agniesia_006 Napisane: 17.05.2003 20:54


Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 05.04.2003
Nr użytkownika: 65


oho! chyba skomentuję pierwsza!
ale dopiero, jak coś wymyślę ambitnego smile.gif
podoba mi się pomysł - przedstawienie świata z punktu widzenia ludzi, których my nazywamy wandalami i chuliganami
nareszcie ludzie zobaczą, że oni myślą, że robią dobrze (ale zagmatwałam)
ciekawie napisane, ale trochę zawoalowane - braknie mi tu trochę bezpośredności (w sensie opisów tej ich brutalności), ale to chyba o to chodziło - żeby pokazać, że oni myślą, że sądobrzy (i znów to samo)
no, chyba nic na razie więcej z siebie nie wyduszę
prócz tego, że podoba mi się i pomysł, i wykonanie, i dobranie słów, i ogólnie oceniam na 5+
pozdrawiam
  Forum: Poezja · Podgląd postu: #37460 · Odpowiedzi: 5 · Wyświetleń: 5632

agniesia_006 Napisane: 16.05.2003 16:27


Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 05.04.2003
Nr użytkownika: 65


hmmm.... doskonale utrzymałeś styl, który stworzyłeś w poprzednich częściach smile.gif co jest nie lada wyczynem

nie wiem teraz, czy to jest już zakończenie, czy jeszcze nie sad.gif
wydaje mi się, ze tyle wystarczy - tak to trzeba zostawić. Teraz każdy musi sobie sam dopowiedzieć, co było/będzie dalej - i to jest moim zdaniem najciekawsze w tego typu zakończeniach (zresztą moich ulubionych).

Bardzo mi się podobało - opowiadanie było utrzymane w ciekawym nastroju, jakiego jeszcze nie spotkałam na tym forum smile.gif

Gratuluję!

Spostrzegłam tylko jeddnego orta - zapragnął, a nie zapragną
Zresztą to chyba literówka jest biggrin.gif

Pozdrawiam i czekam na następne ff
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #36422 · Odpowiedzi: 13 · Wyświetleń: 7675

agniesia_006 Napisane: 16.05.2003 13:57


Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 05.04.2003
Nr użytkownika: 65


ciekawe... bardzo ciekawe....
Podobało mi się bardzo - choć może sprawiało lekkie wrażenie statyczności, bo brakło jakoś opisów tego, jak na tej wolności jest - samo oipisywanie tego, że mijał góry, lasy, pagórki nie wystarcza - przynajmniej w moim odczuciu. To był stary człowiek, więc ni eraz i nie dwa musiały boleć go nogi, musiał czuć zmęczenie, a co to za sobą pociąga - zwątpienie. Ale to jest chyba moja interpretacja, więc się nie wtrącam do fabuły. W końcu ona należy do ciebie smile.gif
Językiem posługujesz się wręcz mistrzowsko, co ma ogromne znaczenie w tego typu opowiadaniach - w niewielu zdaniach trzeba powiedzieć tak wiele. A to się bardzo ceni.
Gdybym miała się czepiać,chociaż naprawdę nie ma, czego, to mogłabym tylko powiedzieć:
horyzoncie => nie choryzoncie
nadziei =>nie nadzieji (oba w pierwszej części)
i kilka przecinków
ale nic poza tym

czekam na następną część - do popołudnia!
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #36312 · Odpowiedzi: 13 · Wyświetleń: 7675

agniesia_006 Napisane: 02.05.2003 18:00


Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 05.04.2003
Nr użytkownika: 65


Tym razem poważniej. Wypociny niesamowite, ale może się Wam spodoba smile.gif
Tylko nie bijcie, jakby co! Spodziewam się napisać następne części (jeśli komuś przypadnie do gustu), nawet mam już pomysły smile.gif

"Nie podoba mi się tu. Stanowczo mi się nie podoba. Muszę coś z tym zrobić... Bo jeśli nie ja, to kto?" - Ksyder bił się z tymi myślami już nie po raz pierwszy - bił się na pięści, na noże, na miecze - jednak żaden z tych sposobów nie był skuteczny. Za każdym razem wygrywała beznadziejność. Bał się, że nie sprosta zadaniu, które chciał przed sobą postawić. Było mu ciężko. Niezwykle ciężko, jak na zaledwie dwudziestoletniego chłopaka, który miał przed sobą całe życie. Tak, Ksyder chciał zniszczyć świat. Dlaczego?
W czasie swojego krótkiego życia doświadczył wiele - więcej nawet niż osiemdziesięciolatkowie żyjący wiek przed nim. Żył przed Wielką Bitwą, uczestniczył w niej, naprawiał jej zniszczenia - właściwie jego życie śmiało można by nazwać jednym wielkim pobojowiskiem. Jednak Ksyder sądził inaczej - mówił, że to świat jest wielkim pobojowiskiem, a nie on. O, jakże się mylił!
Wielka Bitwa miała miejsce trzy lata temu. Świat podzielił się na dwa obozy - Wschodni i Zachodni (jakby ludzie nie byli w stanie wymyślić ambitniejszych nazw). Bitwa ta była tylko jednym z epizodów wojny trwającej już bez mała 12 lat. Jednak był to epizod bardzo ważny - ba, wręcz najważniejszy - to on zadecydował o wyniku całej wojny. Remis. Czy to nie śmieszne? Remis na naszym świecie - paradoks - inaczej się tego ocenić nie da. W czasie Wielkiej Bitwy zginęli wszyscy wojownicy. Nikt nie wyszedł z niej żywy. Oprócz Ksydera. Uciekł. Stchórzył i wymknął się cichaczem właściwie na samym jej początku. Z tego, co wiadomo, nikt inny tak nie zrobił. A i o ucieczce Ksydera wiedziało niewielu.
Nastały wielkie dni Pokoju. Wszystko powoli zaczynało wracać do normy - odbudowywano domy, pałace, ratusze, wiarę w ludzi. Świat odradzał się na nowo. Jednak Ksyder twierdził, że świat robi to źle - na gruzach wojny nie może powstać nic dobrego. Cały świat przesiąknie od środka nienawiścią, zdradą, zawiścią i bólem. Tak nie może być, on, Ksyder, nie może do tego dopuścić. Zniszczy świat! On jeden zniszczy świat, aby nikt nie musiał już żyć w grzechu i zakłamaniu. Pytanie brzmi: jak?
Plan Ksydera pozostawiał sobie wiele do życzenia, ale chłopak, na szczęście lub nie, nie był tego świadom. Uważał swój plan za genialny, wręcz przełomowy. Wykształci się na najlepszych uniwersytetach na świecie (przyjmą go z łatwością - po wojnie nastał niż demograficzny), będzie nieustannie kuł, kuł i kuł, aż osiągnie szczyty. Wtedy z łatwością uda mu się dosięgnąć poziomu wyższych sfer, a stamtąd już krótka droga do opanowania świata i wysadzenia go w powietrze.
Pierwszy plan Ksydera był z góry skazany na niepowodzenie, jednak wiara jego zaćmiła mu rozum. Uczył się nieustannie dniami i nocami, prawie nie spał, wiecznie nie dojadał i słaniał się na nogach, jednak jego umysł działał na najwyższych obrotach. W ciągu 23 lat studiów wchłonął w siebie tyle wiedzy, ile nie miał jeszcze nikt na świecie. W tym samym czasie ślady wojny oraz Wielkiej Bitwy zupełnie zanikły. Powstawało nowe pokolenie, które wojny tej nie znało i chciało wprowadzać własne zwyczaje. Najlepiej przemocą lub pieniędzmi. Albo oboma sposobami na raz. Ksyder uczył się tak dużo i tak intensywnie, że nie dostrzegł tej zmiany - nie zauważył, że teraz lepiej jest mieć pieniądze i wtyki, niż wiedzę. Zagapił się. Gdy dostrzegł swą pomyłkę o mało nie dostał zawału. Postanowił jednak próbować. Startował w kilku wyborach na króla państwa, kiedy zobaczył, że nie ma szans z powodu braku pieniędzy, postanowił obniżyć nieco poprzeczkę i kandydować na pomniejszego urzędnika. I to nie raz, i nie dwa. To były setki razy - setki wyborów, w których mu się nie powiodło. Wszystko nadaremno. W ten sposób minęło kolejnych 5 lat jego życia. Dopiero po tym czasie dostrzegł, że jego plan był błędem. "Do trzech razy sztuka..." pomyślał i wziął się za układanie następnego planu zniszczenia świata. Tym razem jego plan miał być dużo lepszy...

------------------------------------------------------------------------ ------------------------------------------------------------
mam nadzieję, że nie ma żadnych krzaków
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #27587 · Odpowiedzi: 4 · Wyświetleń: 4569

agniesia_006 Napisane: 30.04.2003 15:22


Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 05.04.2003
Nr użytkownika: 65


Bardzo dobre! Głęboki wiersz, który daje do myślenia czytelnikowi. Widać, że pisząc go myślałeś nad tym, co piszesz.
Ciekawe epitety i przenośnie godne profesjonalengo poety! Oby tak dalej!
Ten wiersz jest niebo lepszy niż wypociny z mojego podręcznika do polskiego. Gratuluję!
  Forum: Poezja · Podgląd postu: #26023 · Odpowiedzi: 18 · Wyświetleń: 10246

agniesia_006 Napisane: 26.04.2003 15:54


Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 05.04.2003
Nr użytkownika: 65


to mój pierwszy ff, więc proszę o wyrozumiałość smile.gif

O zgubnych skutkach (nie)uwagi na lekcjach

Biegłam co sił w nogach. Cienka strużka potu spływała po mej skroni, a palce miałam kurczowo zaciśnięte na mokrej i śliskiej różdżce. "Byle tylko do lasu... Byle zdążyć ukryć się za drzewami..." myślałam gorączkowo, podczas gdy ogromny troll leśny biegł za mną. "Ależ ja głupia! Przecież trolle leśne doskonale poruszają się po lesie! Co robić...? Co robić...?" Ciemna linia lasu zdawała się nie zbliżać do mnie ani o krok, mimo tego, że biegłam na łeb, na szyję. Nagle poczułam, że moja noga zahaczyła o coś i po chwili leżałam już jak długa na ziemi. "No tak... Tradycyjnie musiałam potknąć się o kamień..." byłam znana z tego, że potykam się o wszystko, nawet o nierówności w chodniku. Ale nie to jest teraz najważniejsze. Najważniejsze jest to, że wielki troll leśny z łapskami wielkości patelni był tylko kilka metrów za mną. "Różdżka! Przecież mam różdżkę" ścisnęłam ją jeszcze mocniej w dłoni i gorączkowo zaczęłam przeszukiwać pamięć w poszukiwaniu odpowiednich zaklęć. "Jak wybielić trudne plamy? Nie, to się nie przyda... Jak zmienić kolor skóry na jadowicie zielony? Nie... to też nie... Jak szybko i bez wysiłku wszyć sznurek do szaty? Bez sensu" akurat w momencie, kiedy potrzebowałam skutecznych zaklęć na znokautowanie wroga, przychodziły mi na myśl tylko takie idiotyzmy. Wstałam szybko i ustawiłam się w pozycji ataku, tak samo jak uczyli nas w szkole. Oczywiście, jak można się łatwo domyślić, nie byłam w tym najlepsza... Wolę jakieś spokojniejsze przedmioty... Na przykład zielarstwo. Wszystko, tylko nie lekcje pojedynków. "Nogi proste, w lekkim rozkroku, różdżka przed sobą, skupić się na zbliżającym niebezpieczeństwie" tak, teorię miałam w małym paluszku, ale co z resztą? Troll był coraz bliżej, a ja nadal nie miałam żadnego zaklęcia. Postanowiłam zacząć od najprostszego rozbrojenia przeciwnika, aby mieć jeszcze chwilkę na wymyślenie jakiegoś skutecznego zaklęcia.
- Kopolus mofokal! - krzyknęłam cienkim głosikiem i nagle zdałam sobie sprawę, że panicznie się boję. Do tej pory tego nie czułam, ale teraz strach uderzył mnie ze zdwojoną siłą. Spojrzałam na trolla, aby sprawdzić jaki skutek zrobiło na nim moje zaklęcie i spostrzegłam, że, o zgrozo, nic mu się nie stało. "Ten to musi mieć grubą skórę, skoro takie zaklęcie na niego nie zadziałało" Postanowiłam rzucić jeszcze jedno.
- Templato margo! - strumień czerwonego światła skierowałam prosto w oko trolla, który złapał się za nie i zaczął kwiczeć z bólu. Już chciałam zabierać się do ponownej ucieczki, póki ten stwór był zajęty swoim okiem, ale usłyszałam straszny ryk, odwróciłam się i ujrzałam rozszalałego trolla biegnącego wprost na mnie. Świadoma tego, że w walce wręcz również nie jestem najlepsza (tego nas w szkole w ogóle nie uczą), zaczęłam mówić do niego, aby go nieco ułagodzić, chociaż szczerze wątpiłam w skuteczność tego desperackiego sposobu.
- Ależ drogi panie... eee... trollu... po co się tak złościć? Przecież to tylko jedno oko... Ma... ma pan przecież jeszcze jedno... Po co te nerwy? Wszystko da się załatwić polubownie... - o dziwo sposób ten poskutkował, ale tylko na moment. Troll przystanął, spojrzał na mnie uważnie, po czym podrapał się w głowę, ale gdy tylko zaczęłam się ostrożnie wycofywać, rzucił się na mnie ponownie.
- Aaaaaaaa!!! - straciłam nad sobą kontrolę i znowuż rzuciłam się do ucieczki. Biegłam wzdłuż lasu i co chwilę obracałam się, aby rzucić w trolla małą kulą ognistą, ale on na nie zupełnie nie reagował - odbijały się od niego lub gasły na nim zostawiając małe czarne plamy, ale on galopował dalej. Nagle zaczęłam uświadamiać sobie, że w walce z tym trollem jestem bez szans. Stoję na straconej pozycji. "Co więc mogę zrobić?" Obmyślając możliwe sposoby ratunku i raz po raz rzucając za siebie ogniste kule ujrzałam jakieś 20 metrów przede sobą chatę. Był to mały, drewniany i kryty strzechą domek. Bez namysłu skierowałam się do niego. Już dobiegałam do drzwi, kiedy zawiał bardzo silny wiatr i zwalił mnie z nóg. Tego z pewnością nie zrobiła matka natura... Tak silny wiatr w lecie? To niemożliwe. Obejrzałam się i zobaczyłam, że to ten troll wskazuje na mnie palcem, a z dłoni ulatuje jakby dziwna jasnoniebieska smuga. Nie wiedziałam, że trolle umieją czarować... Widocznie niezbyt uważnie przysłuchiwałam się wykładom podczas opieki nad magicznymi stworzeniami. Albo akurat ten troll był jakiś wyjątkowy? Chociaż nie interesuje mnie teraz wyjątkowość tego trolla. Teraz interesuje mnie to, że on się do mnie zbliża. Cały czas wiał wokół mnie strasznie silny wiatr. Wstałam chwiejąc się i zgięta wpół zaczęłam małymi kroczkami kierować się w stronę chaty. Desperacko chwyciłam się drzwi i zastanawiałam się w duchu, czy aby nie odpadną, ponieważ chatka nie wyglądała zbyt solidnie. Udało mi się jednak wejść do niej i zabarykadować drzwi belką. W środku panował niewyobrażalny bałagan, a wszystko było pokryte grubą warstwą kurzu. "Dobrze, że nie mam uczulenia na kurz...".
- Aaaa psiik! - Nie mam? Już teraz mam... Opierając się całym swoim ciężarem o drzwi rozglądałam się po pokoju - stary stół, połamane krzesła, jakaś mała szafka i regalik ze starymi książkami - nic, co mogłoby mi się przydać. "Mam nadzieję, że właściciel niedługo przyjdzie i wybawi mnie z tej opresji... Co ja mówię? Przecież właściciel tego domku już chyba dawno nie żyje... A nawet jakby żył, to nie pokonałby wielkiego trolla leśnego stojącego w drzwiach...".
- Łuuup... łuuup... łuuup - stwór zaczął dawać o sobie znać. "Bez obaw, nie zapomniałam o tobie... Nie zapomnę do końca życia" myślałam sobie. Nagle trollisko zrobiło wielką dziurę w ścianie. Tuż obok mojej głowy. Patrzałam na dziurę i nie byłam w stanie nic zrobić - byłam sparaliżowana ze strachu. Tymczasem troll wsadził w to miejsce swoje wielkie łapsko i zaczął miotać po pokoju jakimiś zaklęciami. Nie miałam zielonego pojęcia, co to za czary, bo lekcje interpretacji magii są naprawdę przeraźliwie nudne i trudne, więc wolę poczytać "Czarownicę", niż robić te skomplikowane notatki. Teraz zaczęłam tego żałować. I to mocno. Oparta plecami o drzwi spojrzałam przed siebie. I nagle, jak grom z jasnego nieba, spłynęło na mnie olśnienie. "Okno! Przecież tutaj jest okno" w ścianie naprzeciwko mnie było okienko, przez które mogłam się prześliznąć i uciec z drugiej strony chaty. Miałam jednak na to tylko kilka sekund, bo z chwilą, kiedy puszczę drzwi, troll wpadnie do środka. Plan był dosyć ryzykowny, ale jedyny, jaki byłam w stanie wymyślić. "Dobrze, Agnieszka. Uspokój się. Uda ci się, zobaczysz. Na trzy ruszaj... 1... 2... Nie, nie zrobię tego, za bardzo się boję... Musi być inne wyjście..." Wtem z drugiej strony mojej głowy powstała kolejna dziura. "Trzyyyyy..." wrzeszcząc to słowo ruszyłam przed siebie z prędkością centaura na wyścigach, wybiłam ręką szybę i wybiegłam z drugiej strony chaty. Słyszałam jeszcze jak troll wpada do chaty i wrzeszczy z wściekłości. "No, kochanieńki, będziesz musiał sobie znaleźć kogoś innego na obiad..." czyżby wstąpiła we mnie odwaga? Pędziłam prosto przed siebie, potykając się niemal na każdym kroku, gdyż teren był bardzo wyboisty, ale nie zatrzymywałam się już, aby spojrzeć na swojego oprawcę - przede mną rozpościerały się ciekawsze widoki. Jezioro - ogromne i dziwnie niebieskie. "Mam nadzieję, że trolle leśne nie umieją pływać...". Nie przypominałam sobie żadnych tego typu informacji z lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami, a pływać umiałam nienajgorzej, więc myślałam, że to już koniec mojej przygody z trollem - ja trochę posiedzę w wodzie, on trochę posiedzi na brzegu, aż w końcu mu się znudzę i pójdzie szukać obiadu gdzie indziej. Niestety, jak pech, to pech. Już myślałam, że dobiegam do jeziora, zaczęłam zbierać się do skoku do wody, gdy nagle... uderzyłam o twardą jak skała ścianę! Byłam kompletnie oszołomiona, padłam jak nieżywa na ziemię i straciłam przytomność. Jednak tuż przed zemdleniem doznałam olśnienia: "No tak... to była iluzja... Powinnam była się domyślić - to jezioro było stanowczo za niebieskie... Ależ ja głupia" nie zdążyłam więcej się nad sobą poużalać, gdyż w tym momencie urwał mi się film.
Kolejną rzeczą, którą pamiętam po moim zderzeniu ze ścianą, był widok przerażającej bieli pościeli w skrzydle szpitalnym szkoły. Właściwie do dziś nie wiem, kto mnie uratował z tamtej opresji, ale prawdą jest, że wyszłam z tego z połamanymi trzema żebrami, małym wstrząśnieniem mózgu, jedną głęboką raną na nodze (której nie wiem, jak się nabawiłam) oraz zbitymi okularami. Nie licząc oczywiście skutków wyrządzonych mojej psychice. Ale to już historia na kiedy indziej. Złośliwi twierdzą, że tym, kto uratował mnie przed tym potworem, był sam troll. Mówią, że on mnie wcale nie gonił, ale chciał oddać upuszczoną przeze mnie książkę, którą faktycznie gdzieś zgubiłam i nie mogę jej znaleźć do dzisiaj. Ale jakby co, to cicho sza...

the end
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #23638 · Odpowiedzi: 1 · Wyświetleń: 3790

agniesia_006 Napisane: 06.04.2003 20:41


Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 05.04.2003
Nr użytkownika: 65


nie rozumiem
doprawdy nie rozumiem
albo ja mam coś z głową, albo Wy mówicie nielogiczne rzeczy
(raczej to pierwsze - dzisiaj nie zrozumiałam kazania w kościele smile.gif)
przecież Harry jest głównym bohaterem książki - on jej nadaje wszystko - atmosferkę, fajowość itp.
więc jak można go nie lubić? go moim zdaniem trza kochać!
a przecież on nie ma samych zalet! spójrzcie uwazneij! przecież jest uszczypliwy dla Malfoya! przecież NIENAWIDZI podkreslam słowo nienawidzi Voldemorta, przecież jest wredny dla Dudleya - - - toz to wady są! jakby był idealny, to nie miałby nic przeciwko temu, że dudley go bije, ze Malfoy go wyzywa - mówiłby, ze on to rozumie!
on jest w ten sposób taki sam jak my!
my też psioczymy na tych, którzy nas wyzywaja, obgadujemy po kątach i nienawidzimy sad.gif
i za to kocham Harry'ego! za to, że jest taki jak ja! albo, że ja jestem taka, jak on!
oczywiście są jeszcze pozostałe postacie i do nich odnosimy się różnie, ale nie rozumiem jak można na przykład lubić Voldzia. lubicie go za to, ze gdyby nie on, nie byłoby h\Harryego, czyli jednak Harryego lubicie. cos tu jest nie halo, ale jeszcze nie wiem co...
w każdym bądź razie Potter jest świetny!
tfu! swietny to mało powiedziane! on jest przecudowny!
  Forum: Harry Potter · Podgląd postu: #3602 · Odpowiedzi: 351 · Wyświetleń: 57602


New Posts  Nowe odpowiedzi
No New Posts  Brak nowych odpowiedzi
Hot topic  Gorący temat (Nowe odpowiedzi)
No new  Gorący temat (Brak nowych odpowiedzi)
Poll  Sonda (Nowe odpowiedzi)
No new votes  Sonda (Brak nowych odpowiedzi)
Closed  Zamknięty temat
Moved  Przeniesiony temat
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 04.05.2024 03:40