Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> *makabra*, Odrobina ślizgońskiego romansu nie tylko

Daila
post 23.06.2008 22:27
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 3
Dołączył: 23.06.2008
Skąd: Far Far Away City

Płeć: Kobieta



Witam smile.gif To będzie mój debiut tutaj, aczkolwiek nie znaczy to, iż literacki także.
Bo w swoim życiu napisałam już wiele, tak, trochę tego było i nie tylko do szuflady smile.gif
W fikach też swojego czasu lubiłam gustowac i tworzyc zazwyczaj tycie miniturki, jednak przyszedł chyba czas na coś dłuższego...


Od razu przestrzegam, że może pojawic się odrobina romansu i erotyku, jednak TYLKO i WYŁĄCZNIE jako wątek poboczny smile.gif Zapraszam więc ślizgonów i nie tylko na pierwszą częśc.



"Makabra"


To miały byc zwykłe porządki. Ot, prośba matki zaglądnięcia na rzadko sprzątane poddasze. Jak zwykle odmówiłam. Bo czemuż to miałabym grzebac się w starych gratach, kiedy to słoneczny weekend zapowiadał wspaniałą zabawę w gronie najbliższych znajomych... Po usilnych staraniach, w końcu udało jej się przekupic mnie tysiąclirowym banknotem.
Doskonale wiedziała, że najlepsza sprzątaczka we wsi kosztowałaby ją mniej pieniędzy i zachodu, a pracę, w przeciwieństwie do mnie, wykonałaby ochoczo i efektywniej.
Poczciwa matka... Ona po prostu usilnie wierzyła, że jeszcze zmieni mój charakter. Miała nadzieję, że drobnymi przekupstwami zachęci mnie do pomagania w domu, nauki, opiekowania się rodzeństwem.
Ojciec nie wierzył w żadne metamorfozy - zawsze był zdania, że jestem niereformowalna. "Jak bardzo się mylił" - Myślę czasem z przekąsem, obracając w dłoniach ów banknot. Bo uparcie zachowałam go do dziś.
Pomimo ciężkich czasów i tysiąca okazji, kiedy mogłam wydac go na jedzenie, zachowałam ten zwitek papieru. Zawsze będzie przypominał mi o moich celach i marzeniach. Dzięki temu nie zboczę z drogi, którą obrałam sobie jako jedenastolatka. Będzie przypominał mi ile już poświęciłam. Bo został mi już tylko on. Strychu z pewnością nie zobaczę...

*

Czy kiedykolwiek interesowały mnie jakieś książki? Odpowiedź brzmi: nie. Byc może wynikało to z ograniczonego dostępu do jakichkolwiek, ciekawych zagranicznych lektur... Tego nie wiem.
Jedynymi, z którymi miałam stycznośc w tamtych czasach były te szkolne i opowiastki dla dzieci dopuszczone przez rząd. Tęskno było mi do pióra zagranicznych autorów, kreowanych przez nich innych światów i niebezpiecznych przygód. Jednak nawet najbogatszych ludzi we wsi nie było stac na sprowadzanie takich "frykasów" zza granicy. Wiele razy próbowałam sobie wyobrazic siebie, posiadającą sporą kolekcję takich tomików. Byc może śmiejecie się teraz z tych osobistych wynurzeń natury mugolsko-filozoficznej, ale właśnie tak wyglądało moje życie przed 23 czerwca, kiedy to liczyłam sobie już jedenaście wiosenek. Jedno wydarzenie, które całkowicie odmieniło moje życie. Jeden dowód na to, iż obok nas żyje ta sama rasa ludzi, lecz doskonalsza umiejętnościowo oraz posiadająca własny, magiczny świat, społeczeństwa i nacje.
To wystarczyło, aby wszystko zmienic...

Słabe światło popołudniowego słońca wpadające przez uchylone okno w dormitorium jeszcze przez chwilę pozwoli mi na dokończenie wstępu mojej powieści. Potem grzecznie odłożę pióro oraz notatnik i położę się po cichu, aby nie zbudzic reszty dziewcząt. W końcu jutro ważny dzień...

Ale do rzeczy...

Nie zawsze byłam dumną właścicielką ślizgońskich szat Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Możliwe, że nigdy nie było mi to nawet pisane. Tak, miałam prowadzic zwykły, nudny żywot biednego mugola, jednak ja miałam całkie inne plany. Zastanawiacie się, jaką rolę odegrał tutaj strych i co wydarzyło się na zimnej, kamiennej podłodze, na którą od lat nie padało światło słoneczne pierwszego dnia wakacji, cztery lata temu...
Zdradzę wam tą tajemnicę.
Nawet teraz gładzę równiutko wygrawerowane litery na zapomnianej księdze, która w tajemnej skrytce na tyłach mojego rodzinnego domu czekała kilkadziesiąt lat w ukryciu, aż ktoś w końcu wydobędzie ją na światło dzienne.
Tą osobą miałam byc ja.

Pewnie kręcicie teraz głową i myślicie, że cała ta opowiastka jest po prostu wyssana z palca. Że niemożliwym jest, aby płynęła we mne mugolska krew. Po części na pewno macie rację. Wtedy nie miałam pojęcia, że moja nieżyjąca praprababka była czarownicą. Według starych rodzinnych przekazów, została siłą ściągnięta z środkowego Londynu, po dwudziestu latach ucieczki od przykazanego jej narzeczonego. Musiała miec dużego pecha, jeśli po tylu latach nadal usilnie jej poszukiwał - aż w końcu, odnalazł. Na szczęście nie zabrała swoich tajemnic do grobu. Pozostawiła mnóstwo poszlak, które naprowadziły mnie na właściwą drogę do mugolskiego świata oraz pozwoliły mi na odkrycie własnej tożsamości. Jednakże od razu zastrzegła, że droga ta będzie kręta i wyboista, a każda odtąd podjęta dezycja będzie rzutowac na moje przyszłe "ja".

Tak oto przybrałam inną tożsamośc i naprawdę zapomniałam już kim kiedyś byłam. Daila Salami istnieje tylko w pamięci mojej i najbliższych na drugim końcu globu, a każdy dzień, który dobiegnie końca to kolejny, który potwierdza niezawodnośc mojego kamuflażu. "Allahu, dopomóż, aby to trwało wiecznie... Nie chcę podzielic losu babki..."

*

-Dalia? Dalia! -

Z otoczenia zielonych palm i ciężkiego, gorącego powietrza rodzinnego Tartousu, wyrwał ją krzyk wspólokatorki. Rzuciła jej pełne wyrzutu spojrzenie, po czym z powrotem zakopała się pod kilkuwarstwową, ciepłą pierzynę.

-Wstawaj, borsuku! Święta! -

W głowie dziewczyny ciągle wirowały słowa dziwnej opowieści, które w marzeniu sennym rzekomo sama napisała. Ospałym, ciężkim ruchem przeniosła się na krawędź łóżka, spoglądając na sporą kupkę gwiazdkowych prezentów. Nie zrobiły na niej specjalnego wrażenia. Ciotka co roku przesyłała jej to samo: kolorowe ciasteczka domowych wypieków, nowy komplet bielizny, najnowszy model sportowych ochraniaczy do Quidditcha. Bez entuzjazmu rozwinęła z błyszczącego papieru znajome przedmioty, układając je w rządku na szafce nocnej. Pod wielką paczką znajdowało się jednak coś jeszcze. Drobny zwitek niestarannie opakowany w kawałek szarego papieru, przywodził na myśl kawałek mięsa albo ryby. Zapach miał nie lepszy.
Z zaciekawieniem odwinęła anonimowy pakunek, zaglądając do środka. Cieńka, kilkustronicowa książeczka z pożółkłymi stronami zawierała stare, podniszczone fotografie. Nie od razu rozpoznała widniejące na jej twarze. Jednak wydawały jej się tak znajome, iż nie mogła oderwac od nich wzroku przez długą chwilę. Fotogragie przedstawiały najróżniejsze wydarzenia z jej dzieciństwa. "Piąte urodziny", "Pierwszy dzień w szkole", "Nagroda w konkursie na Małą Miss Regionu". Jednak nie miała pojęcia kim są ludzie, których sylwetki znikąd pojawiły się na jej ukochanych zdjęciach... Ludzie, którzy przytulali ją i głaskali, gratulowali i wręczali prezenty, których widziała po raz pierwszy na oczy...

-Borsuk?- Millicenta podejrzliwie zerknęła na koleżankę, która nieprzytomnym wzrokiem wpatrywała się w pożółkły zeszyt.
-Taaaa..?- Dalia momentalnie otrząsnęła się z dziwnego letargu, rzuciła niepokojący prezent za łóżko, leniwie przeciągając się i ziewając.

W tym roku większośc piątoklasistów została na święta w Hogwarcie, ponieważ właśnie w czasie dwutygodniej przerwy zimowej odbywały się zajęcia uzupełniające wiedzę do SUMów.
Pomimo nalegań ciotki, również Dalia postanowiła spędzic tegoroczne zimowe wakacje w zamku. Bynajmniej z powodu nauki. Wraz z Millicentą i innymi ślizgonami mieli w planach wybawic się za wszystkie czasy.
Przynajmniej do czasu egzaminów, kiedy nawet liczba wyjśc do Hogsmeade została dla nich ograniczona.

-Masz.- Bulstrode wcisnęła w jej dłoń drobną karteczkę, na której widniała sporej wielkości lista.

-Czo too?- Dziewczyna spojrzała na nią znad zlewu, nadal starannie szorując zęby obficie pokryte pianą.

-Plan wszystkich imprez i kto za co jest odpowiedzialny. - Wyszczerzyła się ślizgonka, niedbale szczotkując i tak proste już blond włosy.

-Ale... - Dalia spojrzała z niedowierzaniem na kartkę. -Po dwie dziennie? Litr ognistej na głowę? Toż to szaleństwo! - Odrobinę nieprzekonana, jednak entuzjastycznie nastawiona do szalonych pomysłów swoich znajomych, rzuciła zwitek w kąt i zanurzyła się w morzu ubrań wysypujących się z garderoby.

-...i oczywiście każdy punkt listy zaliczamy - Oświadczyła pewnie Millicenta, ukrywając skąpą, świecącą bluzkę pod zielono- czarnymi szatami.

Dalia zachichotała. Jeszcze chwila i całkowicie zapomniałaby o dziwnym, rannym incydencie. Jednak niemiły skurcz w żołądku mówił jej, że to dopiero zwiastun jakichś dziwnych wydarzeń, które nieuchronnie ściągnął na nią ów sen.

*

-O, idzie Millicenta i Borsuk .- Zauważył Malfoy, opróżniając drugą miskę owsianki.

-A coś ty dostał taki apetyt, Draco? - Dalia bezceremonialnie zwaliła się na miejsce obok niego, zabierając mu z talerza zimnego już tosta.

-Du-żo je-my, bo po-tem du-żo pijemy.- Wydukał Goyle, szczerząc się w uwielbieniu dla Malfoya, którego słowa zapewne teraz powtarzał.

-Dobrze powiedziane. - Malfoy poklepał kumpla po ramieniu, nalewając sobie kolejną porcję mlecznej zupy.

Millicenta zapolowała na półmisek z dietetycznymi płatkami, więc także i Dalia nałożyła sobie nieco, smętnie spoglądając w brązowe chrupki unoszące się na białej tafli mleka.

-A tobie co, borsuk? Nie zamulaj tak, bo psujesz świąteczny nastrój - Flint wyszczerzył zęby, pomiędzy którymi widniały resztki maku, po czym wrócił do czynności pałaszowania makowych babeczek.

Dalia skinęła głową, przeczesując palcami czarne włosy, których głównym atutem było niewiadomego pochodzenia naturalne, białe pasemko - połączenie, któremu zawdzięczała swoje przezwisko.

Wystarczyła chwila, aby zapomniała o dziwnych troskach.

-To jak? - Niespodziewanie nad ich talerzami nachylił się Montague, a Dalia poczuła jak robi się jej dziwnie gorąco.

-O szesnastej w lochach, zbiórka!- Wyszczerzył się Malfoy, a Montague zasalutował szczerząc się do całej grupki.

-Jak dla mnie powinno byc po dwa litry na głowę alko, co nie, borsuk? - Montague przez chwilę zrobił obrażoną minę, po czym puścił oczko do zaczerwienionej dziewczyny, po czym obrócił się na pięcie i zniknął za dużymi drzwiami Sali.


Od dawna wiedział, że się jej podoba, ale każda próba rozmowy inicjowana nawet przez niego, kończyła się kompletną klapą. Każda zainteresowana osoba wiedziała, że borsuk nie należała do zbyt śmiałych. Niektórzy podejrzewali ją o skrywanie jakichś mrocznych sekretów lub po prostu chorobliwą nieśmiałośc do płci przeciwnej.

Dalia uśmiechnęła się niewyraźnie do talerza z płatkami. Tym razem pokona własny strach i umówi się z Montague. Stuknęła zbyt mocno łyżką w talerz, jakby dla przypieczętowania tych słów.

-Ej, borsuk, ochlapałaś mnie mlekiem - Malfoy zlizał z dłoni kilka białych kropel.

-Sorry...- Jej wzrok spoczął na dłoniach Malfoya, który powoli wyciągnął spod stołu sporej wielkości beczkę.

-Malfoy, a ciebie to już kompletnie pogrzało, żeby to tu przynosic. - Millicenta pokręciła głową na widok beczki alkoholu, wywołała ona także sensację u niewielkiej grupki Gryfonów, siedzących po drugiej stronie sali.

-Ale będzie zabawa- Przyklasnął w dłonie Crabbe, głupkowato się uśmiechając.

-Taaa....Jak zaraz zobaczy to jakiś nauczyciel, to zapewne będzie. - Bulstrode jednym machnięciem różdżki wpakowała beczkę z powrotem pod stół, po czym wstała i skinęła na borsuka.

-Tak, załóżcie jakieś fajne fatałaszki ! - Krzyknął Malfoy do odchodzących dziewczyn, nadal podziwiając sporej wielkości, mieszczącą około pięciu litrów whisky drewnianą beczkę.

...c.d.n.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Daila
post 24.06.2008 04:40
Post #2 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 3
Dołączył: 23.06.2008
Skąd: Far Far Away City

Płeć: Kobieta



...C.D.

-Nie od dziś wiadomo, że jest dla ciebie hogwardzkim symbolem...- Tutaj Millicenta zrobiła zaplanowaną, dramatyczną pauzę -...SEKSU!- Krzyknęła, a Dalia prawie stłukła z wrażenia nowy flakonik perfum.

-Że niby kto... Renaud...Montague?- Borsuk spłonął rumieńcem, gdy nagle spojrzenia ślizgonek utkwione w odbiciu wielkiego lustra, w jednej sekundzie przeniosły się na jej osobę, skwapliwie lustrując ją od stóp do głów.

-Kotku, nic ci nie pomoże wylanie na siebie nawet litra tego paskudztwa...- Belvina chwyciła w czerwonokrwiste szpony ubiegłoroczną kompozycję kwiatową luksusowych perfum magicznych "Magnel", teatralnym gestem odsuwając od siebie szklaną buteleczkę na wyciągnięcie ręki. -Ahh... 92' ... to wszystko tłumaczy... - Skinęła w zamyśleniu głową, wpatrując się z konsternacją w perfmy, które niebezpiecznie lekko balansowały na granicy jej dłoni, w każdej chwili narażone na upadek do zlewu. Dalia wyraźnie pobladła na myśl o kieszonkowym skrzętnie odkładanym przez kilka tygodni na ów szczyptę luksusu, więc prawie rzuciła się w kierunku ślizgonki, aby uratowac butelkę. Jednak po chwili namysłu, Belvina dobrowolnie wręczyła jej własnośc.

-Zachowaj to... na inną okazję...- Posłała jej perskie oczko, po czym ze sztucznym uśmiechem wyciągnęła z kosmetyczki tegoroczne wydanie perfum, obficie spryskując nimi Dalię. -Wiesz...- Odsunęła twarz w inną stronę, starając się złapac oddech zza chmary duszącego, kwiatowego powietrza - Teraz...każdy...- Prysk, prysk - ...będzie twój!- Zakasłała Belvina, z triumfem wpatrując się w zdezorientowanego borsuka.

-No nie wiem, nie wiem...- Millicenta z konsternacją przyglądała się koleżance, której sylwetkę na kilka sekund omiotła koloru cukierkowego różu mgiełka. - Że niby będzie ciągnęło od niej na kilometr tym paskudztwem i to na faceta podziała? - Ślizgonka spojrzała podejrzliwie na wymalowaną w wyzywający sposób rudowłosą Belvinę, jednak po chwili machnęła ręką i zabrała się za własny makijaż.

Belvina pokręciła przecząco głową. -Te perfumy...- Postukała demonstracyjnie ostro spiłowanym, pomalowanym paznokciem w flakonik. -...to ulepszone perfumy.- Oznajmiła tryumfalnie. -Taka mieszaneczka, powiedzmy... odrobiny "kwiateu oraz specyfyk miłosnę" ..- Oznajmiła, intonizując francuski akcent, po czym zachichotała, co przypominało Dalii rechot żaby.

-Daj spokój Belv! - Greengrass zakręcała właśnie kolejny kosmyk włosów na koniec różdżki. - Borsuk, Montague będzie twój bez względu na to czy spryskasz się Magnel z 92' czy 93'... - Wyszczerzyła rząd białych ząbków w stronę dziewczyny. - On już jest TWÓJ, gdybyś zrobiła tylko mały kroczek...-

-Wcale nie...- Zaperzyła się Dalia, a jej policzki znowu pokrył szkarłatny rumieniec. -Zawsze robię z siebie przy nim idiotkę...- Wydusiła z siebie, jakby stanowiło to nielada tajemnicę.
Ślizgonki wymieniły znaczące spojrzenia między sobą. Dało się również słyszec stłumione chichoty.

-Borsuk, przecież Montague to jeden, wielki, bezmózgi kawał mięśnia... Wybacz, kto jak kto, ale jest on chyba ostatnią osobą, która mogłaby posądzac kogokolwiek o idiotyzm.- Zakończyła swój wywód Millicenta, starannie szczotkując rzęsy jednocześnie. -Przestań się w końcu przejmowac... w końcu masz na niego już sporą ochotę? - Uśmiechnęła się złośliwie, kątem oka spoglądając na koleżankę.

-Może trochę...- Odezwała się nieśmiało Dalia, skubiąc falbanki obcisłej, fioletowej bluzki. -Właściwie po co się tak stroimy? - Zapytała po chwili zażenowania, jakie wywołało u niej skupienie uwagi koleżanek na jej osobie.

-Nie mów mi, że w ciągu całego dzisiejszego popołudnia i nocy, które spędzisz na piciu będziesz przejmowac się wyglądem...- Millicenta uniosła brew do góry, sowicie pokrywając włoski brązową kredką do oczu.
-Więc lepiej zrób to teraz.. tak na zapas.- Rzuciła jej zalotne spojrzenie spod długich, wyszczotkowanych rzęs i w uśmiechu odsłaniając swoje białe, końskie zęby. -Ale ty borsuk jesteś jeszcze niegotowa...a niech no Renaud zobaczy cię w trochę innej odsłonie....-


*


Punkt szesnasta pod najgrubszym, kamiennym filarem w lochach, zgromadziła się grupka odzianych w ciepłe szaty nastolatków, których względny spokój i opanowanie mogłyby zwykłemu obserwatorowi sugerowac, iż grupka młodych ludzi udaje się na swego rodzaju zajęcia uzupełniające lub najzwyczajniej w świecie do bilioteki. Ledwo dopinające się, płócienne plecaki mogłyby tylko utwierdzac takiegoż głupca w przekonaniu, że młodzież ta niezwykle trudzi się w toku swojej edukacji, targając ze sobą opasłe tomiszcze rozmaitych lektur.
"Jakim idiotą musiałby byc człowiek, wymyślający takie herezje" - Pomyślał sir Nicolas, kręcąc głową z dezaprobatą. Jednak nie zrobił absolutnie nic, aby zapobiec ich zabawom. Z doświadczenia wiedział, że na przestrzeni wieków wiele się zmieniło. Jednak jedno pozostawało niezmienne: "Chocbyś bardzo chciał, i tak nie powstrzymasz bandy napalonych, żądnych whisky ślizgonów". I nie mylił się. Radosne uśmiechy ślizgonów i wspaniały nastrój udziełał się wszystkim z kolejna. Nawet z tej odległości Nicolas mógł dostrzec płomienne spojrzenie czarnowłosego, napakowanego osiłka, który wpatrywał się w borsukowatą dziewczynę, jak w dorodny kawałek mięsa. "Żeby z tego dzieci nie było" - Pokręcił raz jeszcze głową, po czym poleciał w stronę Wielkiej Sali sprawdzic, czy aby Irytek znowu nie narozrabiał.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Alexandra
post 25.10.2008 10:46
Post #3 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 91
Dołączył: 04.09.2008

Płeć: Kobieta



Opowiadanie całkiem, całkiem, ale zauważyłam kilka błędów.
Allach pisze się przez "ch". "Borsuk" jest przezwiskiem tej dziewczyny, a przezwiska piszemy dużą literą. Tak samo Ślizgoni to nazwa własna i też piszemy dużą literą.
Był tam również moment, w którym twoja bohaterka najpierw się budziła, w drugiej sekundzie myła zęby, a już w następnej się ubierała. Trochę się w tym pogubiłam.
I jeszcze jedno. Millicenta w ogóle mi tu nie pasuje. Z tego co wiem, to miała krótkie i ciemne włosy, a poza tym była agresywną "chłopczycą" i jej zachowanie nie pokrywa się z Twoim opisem. Bardziej przypomina mi Pansy. Ale to jest Twoje opowiadanie, więc nie będę się do tego zbytnio czepiać. Gorzej jakbyś zrobiła z Draco nieśmiałego bruneta - tego bym nie wybaczyła. tongue.gif
No... Mi się podoba. Pisz dalej to z chęcią poczytam.
Pozdrawiam


--------------------
I choćby na tysiąc czarnych kruków jeden był biały, obala to tezę, że wszystkie kruki są czarne...

"...Wzorzec żeński to podstawowa matryca przyrody. Wszyscy mężczyźni są w istocie przekształconymi kobietami, ich przemiana dokonała się w macicy - dokładnie na odwrót, niż twierdzili średniowieczni teologowie, których zdaniem kobieta była niedoskonałym mężczyzną..." Anne Moir, David Jessel - "Zbrodnia rodzi się w mózgu"

Człowiek za dużo myśli, a za mało robi.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Miętówka
post 25.10.2008 20:13
Post #4 

Prefekt Naczelny


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 558
Dołączył: 08.02.2007
Skąd: z górnej półki

Płeć: arbuz



Nie-e. Mi se nie podoba.
Ale pisz, może być fajnie


--------------------
"In the Internet nobody knows you're a dog"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 25.04.2024 22:49