Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Zaklęcie Cofniętej Świadomości [zak]

Zaklęcie Cofniętej Świadomości [zak]
 
Dobre - zostawić [ 2 ] ** [100.00%]
Gniot - wyrzucić [ 0 ] ** [0.00%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 2
Goście nie mogą głosować 
Gem
post 25.02.2006 23:23
Post #1 

Magik


Grupa: Prefekci
Postów: 749
Dołączył: 24.07.2005
Skąd: z oślizłego lochu >:]

Płeć: Kobieta



Zaklęcie Cofniętej Świadomości

Występują:
- Harry
- Hermiona
- Ron
- Snape
- głos p. Weasley
- “Leksykon Czarnoksięskich Klątw”

Już od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie napisanie humoreski z udziałem Snape’a. No i w końcu dopadła mnie wena. Nie będę streszczać, bo to nie na tym rzecz polega, ale powiem tylko, że zamierzam nieźle poużywać sobie na Mistrzu Eliksirów J. Planuję dalszą część napisać mniej więcej w takiej samej ilości jak pierwsza, ale ja mam słabość do rozpisywania się, robię to całkowicie nieświadomie xP, dlatego mogą wyjść trzy. Ale to już max...dobra, nie przynudzam już...enjoy.



To był jeden z tych nieznośnych, letnich poranków, kiedy człowiek budzi się z trudem otwierając oczy i rozważa możliwość przeniesienia łóżka do piwnicy. Słońce przedarło się do pokoju mimo zaciągniętych zasłon, a w cienkich smugach światła fruwały małe drobinki kurzu. Harry przeciągnął się, otworzył jedno oko, po czym natychmiast je zamknął i obrócił się na drugi bok chowając głowę pod pościelą. Jednak zaledwie sekundę później odrzucił zamaszystym ruchem kołdrę i odetchnął głęboko. Ku jego rozpaczy okazało się, że powietrze zarówno w pokoju jak i pod przykryciem jest tak samo zatęchłe i parne. Nie widząc sensu w dalszym „gniciu” w łóżku, sięgnął po swoje okrągłe okulary i osadził je na nosie. Zauważył, że Rona już nie było, a to zapewne było sygnałem, iż śniadanie jest gotowe. Zaledwie o tym pomyślał, gdy ktoś głośno zapukał do drzwi i oznajmił nie wchodząc do środka.
- Harry kochanie, zejdź na dół do kuchni...śniadanie na stole!- To była pani Weasley. Jak zwykle o poranku tryskała energią, a jej głos brzmiał jakby właśnie wygrała wycieczkę na Hawaje dla dwóch osób. Słuchając oddalających się kroków stwierdził, że mama Rona zawsze miała taki ton krzątając się przy kuchence. A chyba najbardziej szczęśliwa czuła się, kiedy wpychała w Harry’ego dziesiąta porcję naleśników z masłem orzechowym. Ale Harry nie wiedział jak dokarmianie innych może być dla kogoś uciechą. Osobiście wiele razy przygotowywał posiłki dla Dursley’ów i jakoś nigdy nie sprawiało mu to wielkiej przyjemności, szczególnie kiedy musiał potem pozmywać gary. Wzruszył ramionami i zabrał się ospale do ubierania.

- Nareszcie wstałeś.- powitała go Hermiona i przewróciła następną na stronę Proroka sącząc herbatę.
- O! Hałły jechtech w konku...- Ron właśnie przeżuwał naleśnika. Na brodzie miał grudkę dżemu, która plasnęła o stół.
- Gdzie są wszyscy?- zdziwił się Harry, gdyż kuchnia na Grimmauld Place 12 co rano pełna była członków Zakonu Feniksa. Dziś jednak przy stole siedziały tylko dwie osoby.
- Tam stoją naleśniki, ale jak chcesz to możesz sobie zrobić grzanki. Chleb jest w szafce.- Hermiona wskazała na talerz z górą okrągłych, złocistych placków, a potem półkę na górnym regale.
- Pani Weasley prosiła nas, żebyśmy zrobili parę rzeczy. Gdzieś tu była lista...o jest!- oznajmiła pokazując długi pergamin z wypunktowanymi pracami domowymi. Harry zerknął na nią przelotem, nakładając sobie jedzenie na talerz.
- Dobra, ale dalej nie odpowiedziałaś na moje pytanie.- oświadczył dosadnie, tym razem wygrzebując widelcem masło orzechowe i rozsmarowując je na powierzchni naleśnika.
- Ja ci powiem...Hermiona podaj powidła. Nie te! Dzięki...Jak zeszliśmy na dół, to już nie było nikogo. Musieli wyjść bardzo wcześnie...- zmarszczył czoło, gdyż właśnie mocował się z zakrętką od słoika.
- Mama już zrobiła żarcie i powiedziała, że muszą wszyscy gdzieś pojechać. Cholera! Ugh...jak to się...?!- Harry właśnie otwierał usta, ale odezwała się Hermiona.
- Tak. Syriusz też jest z nimi, ale jak się domyślasz nic nie chcieli nam powiedzieć. Pani Weasley wyjaśniła tylko, że jadą w sprawie zakonu i będą dopiero jutro...i żebyśmy się nie martwili, bo to nic ważnego...-
- Tak jasne, jakby to nie było nic ważnego, to by nam powiedzieli!- warknął Harry wchodząc jej w zdanie i wcisnął ze złością do ust całego, ociekającego masłem naleśnika. Hermiona westchnęła z miną pod tytułem ”Ależ Harry...” i powiedziała już nieco ciszej.
- W każdym razie chciała, żebyśmy zajęli się porządkami.- Spojrzała na jego wyraz twarzy, który wydawał się być mieszanką rozżalenia i wściekłości. Harry w milczeniu pochłaniał kolejne porcje. Był zły, że podczas gdy inni będą uczestniczyć w ważnej misji, narażając własne życie, oni najzwyczajniej zajmą się odkurzaniem spleśniałych dywanów i czyszczeniem zakurzonych foteli.
- Po prostu świetnie...- mruknął po przełknięciu dużego kęsa, który niemal stanął mu w gardle. Ron nic już nie powiedział, wyraźnie uznając, że ciągnąc tą rozmowę, pogorszy tylko całą sprawę.

Już godzinę później zabrali się za realizowanie pierwszych zadań wyznaczonych im przez panią Weasley. Na drugim piętrze znajdował się pokój, w którym trzeba było zerwać odłażącą od ścian tapetę i umyć oblepione jakimś mazistym paskudztwem okna. Harry z naburmuszoną miną zanurzał raz po raz brudną ścierkę, a potem wykręcał ją aż nazbyt mocno. Hermiona nuciła najnowszy przebój z repertuaru „Wrednych Jędz” odrywając kolejne płaty pożółkłej ze starości tapety. Natomiast Ron apatycznie pucował szyby okienne.
- Jak ja nienawidzę sprzątania. Jak raz na miesiąc robię porządki w moim pokoju, to już mnie wykańcza!- powiedział, na szczęście nie zauważając krytycznej miny Hermiony.
- Jasne że wykańcza! Jakbyś zawsze utrzymywał czystość, to potem nie musiałbyś wywozić śmieci taczkami spod mebli.- prychnęła zirytowana jego niedbalstwem. Po jakichś dwóch godzinach postanowili zrobić sobie przerwę i zeszli na dół napić się czegoś zimnego.
- O rany! Ja już nie mogę, a my nie zrobiliśmy nawet połowy z tego co kazała nam mama...- jęknął Ron i pacną twarzą o blat stołu.
- Wiem, ja też jestem zmęczona tym...- zawtórowała mu Hermiona popijając oranżadę. Harry miał dość oddychania zakurzonym powietrzem podczas trzepania zasłon, ale musiał przyznać, że złość uchodziła z niego powoli. Pocieszał się myślą, że przynajmniej nie zostawili go samego. I kiedy Hermiona zarządziła powrót do „robót publicznych” z nieco lżejszym sercem nakładał na siebie fartuch i chustkę (czerwona w białe kropki), które zostawiła im pani Weasley dla ochrony. Magiczne właściwości stroju, polegały na tym, że nie dopuszczały do osiadania na właścicielu brudu, a także odpychały naelektryzowane koty z kurzu. Ostrożnie przemknęli obok portretu pani Black i wspięli się cicho po schodach.
- Dobra co teraz? Łamanie kołem, czy nabijanie na pal?- zapytał zrezygnowany Harry. Ron zachichotał, a Hermiona zgromiła go wzrokiem, po czym prześledziła dokładnie listę i odparła tonem rzeczoznawcy.
- Hmmm...biblioteka. Zdaje mi się, że to ten pokój na końcu.-
- Jesteś pewna? Pokaż to!- powiedział rudzielec wyrywając jej z rąk kartkę.
- A myślisz, że co?! Sama to sobie dopisałam?!- żachnęła się, a jej bujne włosy nastroszyły się jak u Krzywołapa na widok wody.
- Ty jesteś zdolna do wszystkiego, żeby dorwać kilka nowych książek.- zadrwił, na co Hermiona uśmiechnęła się krzywo i stwierdziła, że to był wyjątkowo głupi dowcip. Kiedy tylko otworzyli drzwi do mrocznego pokoju, uderzyła w nich silna woń starego pergaminu i zgniłych ksiąg. W pomieszczeniu nie było okien, tylko mnóstwo pustych lampek naftowych i lichtarzy. Zapalili kilka świec, a ich oczom ukazały się szeregi regałów, po brzegi wypełnionych opasłymi tomami, które spoczywały spokojnie pod centymetrową warstwą kurzu.
- O rany! Musza być ich setki. Zobaczcie tylko na to...- mamrotała urzeczona Hermiona i natychmiast podbiegła do jednej z półek przyglądając się niewyraźnym złoconym napisom. Ron przewrócił oczyma, westchnął i mruknął pod nosem coś, co zabrzmiało jak ”wolałbym nie”.
- No to my może pójdziemy robić coś innego...na pewno sama chcesz się tym zająć.- powiedział z nadzieją w głosie Harry.
- Nie wygłupiaj się! Nie poradzę sobie z segregowaniem tych wszystkich wspaniałych dzieł.- odparła nie odrywając wzroku od rządku z „Najskuteczniejszymi Zaklęciami Oczarowującymi”. Musieli oddzielać te z książek, które już nie nadawały się do odczytania i wrzucać je do wielkiego pudła. Hermiona z wielkim bólem serca skazywała niektóre z woluminów na „śmierć”, ale były to już przypadki beznadziejne, rozsypujące się w rękach. Harry sortował właśnie dział „Magicznych Przedmiotów i Stworzeń”, kiedy jedna z książek ugryzła go w palec.
- Aua!!! Cholerna, parszywa...- przeklinał skacząc na po pokoju.
- Co się stało Harry?- zaciekawił się Ron rzucając za plecy „Almanach Mistrzostw Qidditcha 1827r.”, który studiował przed chwilą.
- Ta wredna książka udziabała mnie.- odparł dmuchając na kciuka.
- O ty jedna...teraz już na pewno pójdziesz do pieca!- odgrażał się Ron i już chwytał za jej spłowiałe brzegi, gdy ta zatrzęsła się groźnie.
- Łapy precz, ty nędzna kreaturo!! Nie jesteś godzien mnie tykać!!- warknęła szeleszczącym głosem i kłapnęła na niego okładką. Harry wytrzeszczył oczy. Co prawda ich podręcznik do ONMS w trzeciej klasie, też czasem go ugryzł, ale na szczęście nie miała głosu. Hermionę również zdziwił ten fakt.
- O tylko nie to!- Ron załamał ręce. – Mama miała kiedyś taką książkę kucharską, co sama dyktowała przepisy jak ją się poprosiło. Ale potem zaczęła wciąż pouczać mamę jak ma gotować. No i w końcu tak się wkurzyła i powiedziała, że jak się nie zamknie to ją w kominku spali. Zgadnijcie co się stało...- wyjaśnił
i zacmokał z przekąsem. Harry wyobraził sobie minę pani Weasley, stojącej przy kuchence, gdy coś mówi jej żeby zmniejszyła gaz i nie dawała tyle oleju, bo to niezdrowe.
- Barbarzyńcy!!! Łotry!! Dzikusy!!! – krzyknęła w odpowiedzi książka.
- Ciekawe co jest w środku...- zastanawiała się na głos Hermiona.
- Zboczeńcy!!!- wrzasnęła na nią książka, a kilka wystrzępionych kartek zafurkotało wściekle. Harry obszedł regał z drugiej strony i zdołał zobaczyć lekko wytarte litery wytłoczone w skórzanej okładce.
- „Lek”...coś tam...„on Czarodziejskich”...eeee. Nie jestem pewien, ale tu chyba pisze „Mątw”.- przeczytał Harry, a książka obróciła się natychmiast.
- Odszczekaj to, ty plugawy psie... - oburzyła się, a dwie literki „o” zwężyły się na wzór oczu.
-Nie, nie. Tam pisze „Leksykon Czarnoksięskich Klątw”.- poprawiła go Hermiona czytając napis na grzbiecie Leksykonu.
- Jak śmiesz mówić do mnie po imieniu?! Nieokrzesana poczwaro!- książka kipiała ze złości. Osaczona, zaczęła kłapać stronicami na oślep. Cała trójka traciła powoli cierpliwość. Ron sięgnął po miotłę i jednym ruchem strącił rozwścieczony wolumin na podłogę. Błyskawicznie skoczył na niego, przygniatając własnym ciężarem, potem ostrożnie ścisnął okładkę, żeby go nie ugryzła i wrzucił do pudła z innymi, przeznaczonymi do spalenia.
- I już po wszystkim.- zawołał zadowolony otrzepując ręce.
- Ratunku, to mordercy! Tu są same zwłoki! O ja nieszczęśliwa!! Pogrzebią mnie żywcem w masowym grobie...- biadoliła i przerażona wcisnęła się w kąt pudła.
- Cicho bądź! Bo powyrywam ci jeszcze wszystkie strony zanim wrzucę cię do ognia!- fuknął Ron.
- Och, już wystarczy, ona i tak jest wystarczająco przerażona...- rzekła współczującym głosem Hermiona, na co rudzielec odpowiedział coś lekceważącym tonem. Harry postanowił rozejrzeć się trochę i nie zwracał uwagi na sprzeczających się przyjaciół. Przecisnął się obok komody, na której leżała sterta pożółkłych pergaminów i podszedł do zawieszonej na ścianie, oszklonej szafki. Sięgnął po świecę i przykleił nos do szybki. W środku znajdowały się poustawiane rzędem, nieznane Harry’emu przedmioty. W jednym z nich rozpoznał mugolską, elektryczną szczoteczkę do zębów, a w innym zwykłe nożyczki. Pozostałych nie był w stanie zidentyfikować. Jednak jego wzrok przykuła mała, zrobiona z ciemnego drewna szkatułka, obita srebrnymi ornamentami. Pośród wrzasków i lamentów Czarnoksięskiego Leksykonu, Harry odsunął szklane drzwiczki i wyciągnął szkatułkę. Trzymając zdobycz w dłoniach, zdmuchnął kurz i podekscytowany pociągnął za wieko. Niestety okazało się być zamknięte.
- Hej! Przestańcie!- uciszył ich. Ron właśnie zamierzał spełnić groźbę, która padła pod adresem nieuprzejmej książki i zatrzymał dłoń w połowie drogi do pudła.
- Zobaczcie lepiej co znalazłem.- dodał manewrując między stosami papierów.
- To jakieś pudełeczko. Co jest w środku? – zaciekawił się rudowłosy chłopak
- Jeszcze nie wiem. Jest zamknięte.- oznajmił Harry obracając nim w dłoniach.
- Nie otwieraj go lepiej! A jak jest niebezpieczne? Albo opatrzone jakąś klątwą?- Hermiona z niepokojem obserwowała szkatułkę.
- Daj spokój Hermiona! Ty to zawsze szukasz dziury w całym...- skwitował Ron
- Chciałam ci uprzytomnić, że jakby poraziła cię jakaś wyjątkowo paskudna klątwa Ronaldzie Weasley, TO NIE LICZ NA MNIE.!- prychnęła urażona Gryfonka.
- Przestańcie w końcu! Myślicie, że da się otworzyć zwykłym zaklęciem?- zapytał Harry, ale Hermiona odparła automatycznie.
- Niby jak? Przecież nie możemy używać różdżek.- uśmiechnęła się kwaśno. O tym Harry zupełnie zapomniał. Ale zwykłe mugolskie sposoby też mogły okazać się skuteczne. Ron zgodził się z nim, że to możliwe o ile nie została zamknięta w sposób magiczny. Fred i George często stosowali na zamki metodę spinki do włosów i to całkiem skutecznie. W końcu Harry po prostu uderzył małą kłódką o kant blatu i ta odpadła. Trójka Gryfonów pochyliła się w milczeniu nad szkatułką, a wieczko uchyliło się samoistnie. W środku, zawinięty w czerwony materiał, leżał kamyk wielkości landrynki. Miał jasnofioletową barwę, a jego kształt nie przypominał właściwie niczego.
- Myślisz, że jest magiczny?- zapytał Ron sięgając po niego ręką.
- Nie dotykaj! NA PEWNO jest magiczny! Bo i po co mieliby chować kawałek kwarcytu. To tylko ametyst i w dodatku nienajlepszej jakości.- orzekła fachowo. Na jeszcze nie zadane pytanie Rona odpowiedziała, że takich rzeczy uczą w mugolskich szkołach.
- No dobra, ale co on może robić i czy to coś niebezpiecznego...- zastanawiał się na głos Harry, ale w tym momencie coś poruszyło się w pudle odwracając ich uwagę.
- To znowu ty!? Już ci powiedziałem, że się policzę z tobą później.- warknął Ron do wychylającej się ponad krawędź kartonu okładki.
- Nadobni uzurpatorzy...- zaczęła nieco wymuszonym, ale grzecznym tonem książka. – Pozwólcie, że oświecę wasze zjedzone przez mole umysły...- Ron poruszył się niespokojnie i łypnął na książkę ostrzegawczo.
- Nie unoś się gniewem chłopcze o płonącej głowie. Albowiem to, co chcę wam powiedzieć zainteresuje wasze bezwartościowe pergaminy.- rzekła szeleszcząc z cicha. Hermiona wyjaśniła im, że Leksykon najwyraźniej postrzega ich w kategoriach książek. Natomiast jeżeli chodzi o sposób wypowiadania się, jest on uzależniony od stylu pisania autora, toteż nie zdziwiła się kiedy udało jej się przypadkiem przeczytać na pierwszej stronie datę : 1446r. Książka usłyszawszy to oburzyła się i stwierdziła, że nie przystoi pytać o wiek, a ponadto zaglądać pod odzienie.
- A co nam chcesz powiedzieć?- zwrócił się w końcu do woluminu Harry.
- Chcę zaproponować układ. Azali wy śmiertelnicy łakniecie wiedzy, a ja ocalić okładkę.- zaczęła powoli. – Wiele lat spędziłam w tej komnacie, aż omal nie sczezłam. Jednakowoż wasze pergaminy nie są nawet w połowie zapisane i nie pojmiecie potęgi ukrytej w moim wnętrzu.-
- Do rzeczy, bo się zacznę poważnie zastanawiać, czy nie rzucić cię jednak do szafy na futra pani Black, molom na pożarcie!- Harry zaczynał się poważnie niecierpliwić. Księga zadrżała, a literki „o” powiększyły się znacznie.
- Tylko nie mole!! Już mówię...mój zamysł jest następujący: Wy oszczędzicie moje cenne istnienie, a ja odpowiem na wasze pytania.- oświadczyła pośpiesznie.
- Ale my nie chcemy nic od ciebie wiedzieć!!- stwierdził Ron, jednak Hermiona już nie była tego samego zdania.
- Oj, Ron, Ty nic nie rozumiesz. Ona słyszała jak rozmawiamy o Ametyście i może wiedzieć jaką posiada moc! Prawda? Z resztą zobacz co na niej pisze. To „Leksykon Czarnoksięskich Klątw”, a Blackowie byli Śmieciożercami i na pewno ich używali...no przynajmniej niektórzy z Blacków. - dodała prędko widząc wzrok Harry’ego. Książka klasnęła okładką.
- Postawcie mnie na tej oto czystej półce. Widok zmarłych przyprawia mnie o gniecenie kartek.- zaszeleściła słabym głosem. Przyjaciele spojrzeli znacząco na Harry’ego, który niechętnie, ale zgodził się wykonać zadanie.
- Tak lepiej. A teraz ukażcie mi owy przedmiot.- nakazała księga i Hermiona przystawiła od niej szkatułkę z kamieniem. Leksykon zaszeleścił stronami, przełożył zakładkę mniej więcej po środku.
- Jesteście w posiadaniu magicznego Ametystu. „...te półszlachetne kamienie używa się do rzucania uroków hipnotycznych oraz zaklęcia cofniętej świadomości. Działanie obejmuje jedynie podczas stałego kontaktu fizycznego. Sproszkowany i spożyty może służyć jako skuteczny środek przeczyszczający.”- wyrecytowała i zatrzasnęła się z powrotem. Trójka przyjaciół stała jakiś czas w milczeniu, gdy ciszę przerwała Hermiona.
- Jak myślicie, które z nich odnosi się do tego kamienia?-
- O tym możecie przekonać się jedynie go dotykając, ale skutki hipnozy są niestety nieprzewidywalne dla mnie.- odparła automatycznie książka.
- Łatwo ci mówić, to nie ty będziesz potem „zacofana”.- oświadczył Ron.
- Pod wpływem zaklęcia „cofniętej świadomości”!- zaperzył się Leksykon.
- To wszystko ciekawe, ale zmarnowaliśmy już sporo czasu. Może poczekajmy, aż wrócą Syriusz i reszta. A na razie wracajmy do pracy, potem zastanowimy się co zrobić z „Leksykonem Czarnoksięskich Klątw”.- powiedziała Hermiona. Harry’emu nie śpieszyło się do pracy, ale uznał rację przyjaciółki i zaczął zawijać kamyk w czerwony materiał.
- Jeżeli taka wasza wola.- mruknął wolumin odstawiając się na miejsce.


Właśnie brali się za wynoszenie niepotrzebnych rzeczy zgromadzonych w korytarzu, obok wejścia do biblioteczki, gdy usłyszeli jakieś hałasy dochodzące z dołu.
- O! Nareszcie wrócili!- zawołał Harry i już chciał zbiec na dół, gdy zatrzymała go Hermiona. Miała szeroko otwarte oczy.
- Harry, pani Weasley powiedziała, że NA PEWNO nie będzie nikogo, aż do jutra.- Spojrzała z lękiem na niego, a potem przeniosła wzrok na Rona.
- Daj spokój! Jeżeli to nikt z zakonu, to na pewno Stworek coś knuje. Chodźmy to lepiej sprawdzić.- odparł. Ale wtedy poczuł jak ktoś ciągnie go za rękaw.
- Harry...Harry...-
- No co chcesz Ron!?- zapytał w końcu zirytowany i odwrócił się do przyjaciela. Ron stał jak wryty i wskazywał palcem na uchylone drzwiczki do legowiska Stworka. Skrzat domowy gnieździł się w swojej klitce i upychał nowo przyniesione rzeczy. Przyszło mu na myśl, że może to Mundungus, znowu wypił za dużo Ognistej Whisky i przyszedł myśląc, że załapie się na obiad.
- Przecież nikt nie mógł odkryć zakonu, prawda? – zapytał trzęsącym się głosem Ron, a z jego twarzy odpłynęła krew. Harry przełknął ślinę i wyciągnął różdżkę. Wiedział, że jeżeli jej użyje, to będzie miał ogromne kłopoty, ale w chwili zagrożenia takie czyny są dopuszczalne. Poza tym, ważniejsze dla niego jest życie własne i przyjaciół, niż przepisy. Po krótkiej namowie ustalili, że zejdą ostrożnie do jadalni zapasowym wejściem, na wszelki wypadek. Kiedy znaleźli się już przy drzwiach, upewnili się, że każdy ma różdżkę w pogotowiu. Harry uchylił lekko drzwi i przez szparę obserwował wnętrze kuchni, ale nic nadzwyczajnego się nie działo. Otworzył szerzej przejście i powoli wszedł do środka. Gestem przywołał czekających w ukryciu Rona i Hermionę. Rozejrzeli się dokładnie.
- Spójrz.- wyszeptała Hermiona. Na wypolerowanym stole leżał opróżniony kubek.
- Jesteście pewni, że pozmywaliście po sobie? – zapytała cicho z nadzieją w głosie, na co Harry kiwnął twierdząco.
- Nie...nie jestem pewien...- Ron myślał gorączkowo.
- Przecież Śmierciożerca nie przyszedłby tu tylko po to, żeby napić się herbaty i najzwyczajniej odejść!- odparł coraz bardziej poirytowany Harry chowając różdżkę. - Ron po prostu zapomniał umyć kubka i...-
- Czyżby Potter?- Wszyscy podskoczyli równocześnie i odwrócili się na dźwięk słów Mistrza Eliksirów. Severius Snape stał w drzwiach mierząc ich zimnym spojrzeniem. Mimo wszystko, odetchnęli z ulgą, ale nie Harry. Dłoń na różdżce zacisnęła się mocniej, czego Snape nie mógł przeoczyć.
- Twoje zdolności łączenia faktów Potter, okazały się wprost „niezwykłe”. Gdybym mógł postawić ci za to ocenę, nie starczyłoby skali, bo niema nic poniżej „Trolla”- syknął mrużąc oczy. W ręku trzymał mały flakonik z ciemnozieloną substancją. Żadne z nich nie odpowiedziało. Harry, aż zatrząsł się z gniewu. Wszyscy wiedzieli, że miał wielką ochotę złamać zakaz używania czarów, a przy okazji zaklęć niewybaczalnych. Poczuł uścisk na ramieniu i zobaczył jak Hermiona kręci ostrzegawczo głową.
- Co pan tu robi? Przecież wszyscy udali się w ważnej sprawi dla zakonu.- zapytał Harry mając nadzieje, że przynajmniej na tym zagnie Snape’a. Ale nauczyciel eliksirów uśmiechnął się kwaśno i z pogardą zmierzył Gryfonów.
- Wykonuję polecenia Dyrektora, a tobie Potter nic do tego. Wracajcie do roboty, chyba dostaliście swoją listę „ważnych spraw zakonu” do wykonania?- wycedził przez zęby podkreślając ostatnie słowa, co Snape’owi sprawiło jeszcze większą radość.
- Niezłe wdzianka...widzę że sprawiłeś sobie nawet ściereczkę pod kolor.- rzucił na widok czerwonego skrawka materiału. Harry z tego wszystkiego zapomniał, że przez cały czas ściskał w lewej dłoni zawiniątko z kamykiem. Teraz z kolei twarz Rona nabiegła krwią, ale Hermiona z niepokojem obserwował Harry’ego zdzierającego z siebie strój do „walki” z brudem. Snape już miał się aportować, gdy zauważył porozumiewawcze spojrzenia Gryfonów na wzmiankę o czerwonym płótnie.
- Co ty tam masz Potter? Czyżbyś zajmował się nie tym, czym powinieneś?- Harry szybko schował kamień do kieszeni. Doskonale wiedział, że to wzbudzi ciekawość profesora.
- Nic proszę pana. Tylko szmatkę.- rzucił przesadnie lekceważąco, wzruszając ramionami.
- Pokaż mi to, natychmiast!- polecił Snape. Hermiona zakryła ręką usta. Nie mogła wydać przyjaciela, ale niestety już przewidziała jego plan.
- Niby dlaczego? Pan profesor chce pomóc nam myć okna?- zapytał niefrasobliwym tonem i wyciągnął z kieszeni spodni zawiniątko. Snape stracił cierpliwość, podszedł do Harry’ego i pochwycił materiał. Odwinął go nie dotykając Ametystu i uśmiechnął się triumfalnie.
- I co Potter? Myślałeś, że mnie na to nabierzesz? Myślisz, że jestem tak naiwny? Cuchnie od ciebie podstępem na kilometr.- syknął zbliżając swoją twarz tak, że była teraz zaledwie kilkanaście centymetrów od jego. Harry przełknął ślinę, ale złość nadal rozsadzała go od środka. Snape wyprostował się i powiedział spokojnie.
- No cóż. Chciałeś ukryć to przede mną, ale ja znam cię na wylot. Ty Potter zawsze coś ukrywasz. - Słysząc słowa Snape’a Harry uprzytomnił sobie, że jednak wcale nie został zdemaskowany. Ron spojrzał z niedowierzaniem po przyjaciołach.
- Jakie to prymitywne Potter. Miałeś zamiar sproszkować go i dosypać do posiłku? Granger i Weasley mieli ci pomóc w tych głupotach...- I właśnie wtedy stało się coś, czego nikt nie podejrzewał. Snape wziął kamień w dwa palce z zamiarem schowania go do kieszeni i ...zastygł w bezruchu, ze wzrokiem utkwionym w jasnofioletowym klejnocie i błogim wyrazem twarzy.

CDN

Ten post był edytowany przez Gem: 26.02.2006 00:11


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Gem
post 09.04.2006 19:21
Post #2 

Magik


Grupa: Prefekci
Postów: 749
Dołączył: 24.07.2005
Skąd: z oślizłego lochu >:]

Płeć: Kobieta



Zaklęcie Cofniętej świadomości: część II

występują:

- Harry
- Hermiona
- Ron
- Lupin
- Snape
- Leksykon Klątw Carnoksięskich

- Czy...czy on nie żyje? - wydukał w końcu Ron po kilku minutach ciszy. Hermiona nadal wpatrywała się bezwiednie w profesora, jakby spodziewała się, że ten lada chwila rzuci się na nich z pazurami.
- Nie, chyba nie. – odparł Harry, ale jego słowa wcale nie brzmiały przekonująco. Snape nie poruszył się nawet o centymetr, od czasu, gdy wziął kamień do ręki. Harry pomyślał, że to wcale nie jest najgorsza rzecz jaka mogła się wydarzyć i nawet nie podejrzewał jak trafne było to spostrzeżenie.
- Co robisz Hermiono? - zapytał szeptem Harry, widząc jak Gryfonka podchodzi powoli do nieruchomego Snape’a.
- P... panie profesorze? Profesorze, czy pan mnie słyszy? – Żadnej reakcji.
- Halo! Dobrze się pan czuje?! – powtórzyła pytanie nieco głośniej machając dłonią tuż przed jego haczykowatym nosem. Ale i to nie przyniosło efektu.
- A może by go tak..- tutaj Ron wykonał sugestywne klaśnięcie dłońmi. Dziewczyna odwróciła się do nich z krytyczna miną.
- Zwariowałeś, a co będzie jak się nagle ocknie?! – skrytykowała go. – Poza tym, to nadal jest nasz nauczyciel. Nie możemy go tak po prostu... -
- Eeee...Herm...- zaczął Harry, ale nie dała mu dojść do słowa.
- ...nie mamy pewności, że...no co się tak gapicie!? O co chodzi?! – Chłopcy stali jak speryfikowani z otwartymi ustami, wpatrując się z przerażeniem w stojącego za nią, a właściwie już nie stojącego mistrza eliksirów. Hermiona powoli okręciła głowę i zamurowało ją. Snape siedział skulony za krzesłem kiwając się w tył i przód jak szaleniec. Jedną ręką oplótł się wpół, a drugą trzymał blisko ziemistej twarzy...ssąc kciuka.
- O MÓJ BOŻE...- wychrypiała Hermiona. Ron i Harry spojrzeli na siebie zszokowani i równocześnie wybuchneli śmiechem. Snape kwiknął z przerażenia i wpełzł pod stół. Wyglądał jak jeden z podopiecznych Szpitala Świętego Munga na oddziale psychiatrycznym. Hermiona najpierw chciała uciszyć chłopców, którzy właśnie opierali się o siebie nawzajem, żeby nie upaść, ale sama zaczęła histerycznie chichotać. Nie poprawiło to sytuacji, gdyż profesor wydawał się być coraz bardziej przerażony i cienkim głosikiem mamrotał coś, co przypominało „Chcę do mamusi...”
- Dobra...uspokójcie się już.- powiedziała Hermiona ocierając kąciki oczu. Uklękła na podłodze i zajrzała pod obrus. Tuż za nią pojawili się Ron i Harry.
- Zobaczcie na jego lewę dłoń, wciąż trzyma ametyst.– Wskazała palcem na zaciśnięte pięści Snape’a, które trzymał nad głową, leżąc plackiem na kamiennej podłodze.
- No, ale przynajmniej teraz wiemy, co ten ametyst robi. Pamiętacie chyba tą całą paplaninę Leksykonu. – mruknął rudzielec, po czym jego wyraz twarzy zaczął uderzająco przypominać Irytka.
– A to oznacza, że...- Ron zatarł chciwie ręce.- ...wydaje mu się, że jest dzieckiem i to dość małym, skoro jeszcze dłubie w nosie.- Skrzywili się obserwując jak nauczyciel zawzięcie drąży palcem wskazującym w lewej dziurce nosa, a potem wkłada go do buzi.
- Fuj! To jest obleśne!- obrzydziła się Hermiona, kiedy Snape zaczął wtykać palec do ucha.
- A czego się spodziewałaś? To przecież Ślizgon, jakby nie patrzeć!- zachichotał uradowany Ron.
- Nigdy nie wydawał mi się zbyt higieniczny.- dodał Harry. Przeszło mu nawet przez myśl, żeby trochę podręczyć profesora, skoro nareszcie miał nad nim przewagę i okazję do zemsty. Jednak szybko musiał zrezygnować z takiego pomysłu, w końcu taki stan rzeczy nie będzie trwał wiecznie. Chociaż wcale by się nie pogniewał, gdyby tak już zostało. Uśmiechnął się przebiegle do swoich myśli.
- Jak go teraz wyciągniemy? – zastanawiała się Hermiona. Ron prychnął pogardliwie.
- A po co go w ogóle wyciągać? Niech tam siedzi i zamiata kurze włosami...-
- Ron...! -
- Ciu-ciu.-
- O, a może mam mu jeszcze kaszki ugotować?! – krzyknął poirytowany rudzielec.
- Przestańcie obydwoje...- Harry próbował ich uspokoić, ale bezskutecznie.
-...on nie może tam siedzieć! To tylko dziecko...eee...a bynajmniej on tak uważa.-
- Ciu-ciu.-
- Oj, nie panikuj Hermiono! Nic mu się nie stanie... a szkoda.-
- Ale, on nie może...Och nie!!!- wrzasnęła patrząc jak Snape połyka fioletowy kamień. W całym tym zamieszaniu, nikt nie zwrócił uwagi na zachłanny wzrok Severusa wlepiony w ametyst. Cała trójka bezradnie patrzała na zadowoloną twarz profesora. Harry uderzył się otwarta dłonią w czoło i przejechał nią wzdłuż twarzy. Spojrzeli na siebie oczekując najgorszego.
- Ron, idź szybko po ten leksykon, a my postaramy się coś zrobić z... z profesorem.- poleciła Hermiona roztrzęsionym głosem i odprowadziła go wzrokiem aż do kuchennych drzwi.
- No dobrze, może zacznijmy od nowa.- pomyślała na głos i odchrząknęła. Dźgnęła lekko palcem Snape’a, żeby zwrócić jego uwagę (Właśnie był pochłonięty obgryzaniem paznokci i już mu się kończyły te u rąk, więc miał zamiar ściągnąć buty.)
- Ja jestem HERMIONA, a to jest HARRY. Nie bój się, nikt cię nie skrzywdzi.- powiedziała powoli i wyraźnie widząc, jak Snape łypie na nich wzrokiem zbitego psa. Podpełzł trochę bliżej i przysiadł w kucki. Harry nie mógł uwierzyć, że zmieścił się cały pod stołem, a w dodatku wyglądało to tak komicznie, że z trudem powstrzymywał się od śmiechu.
- H...Hełmiona, Hały. – powtórzył profesor sepleniąc jak czterolatek.
- Świetnie, dobry Snape...eeee, znaczy się dobrze.- pochwaliła go Hermiona tonem, jakim zwraca się do zwierzęcia poprawnie wykonującego sztuczkę.
- A teraz wyjdź stamtąd i chodź do cioci Hermionki.- powiedziała łagodnie wyciągając do niego rękę.
- Herm, nie rozkręcaj się tak.- skomentował Harry, na co dziewczyna odpowiedziała piorunującym spojrzeniem. Po kilku namowach udało im się wyciągnąć Snape’a spod stołu i posadzić na sofie w pokoju obok. Profesor zwinął się w kłębek i ku przerażeniu Gryfonów zaczął domagać się płaczliwym głosem rodziców. Hermiona starając się uspokoić profesora, musiała wziąć go na kolana. Zaproponowała Harry’emu, żeby pobawił się z nim w konika, na co Snape zareagował bardzo entuzjastycznie, w przeciwieństwie od Harry’ego.
- Zwariowałaś?! Nigdy! W życiu! – zaperzył się mierząc ją wzrokiem pełnym oburzenia i niedowierzania.
- Och, Harry proszę! On się tak ucieszy...- powiedziała przymilnym głosem. Harry pomyślał, że ten dziwaczny widok już go przyprawia o dreszcze, a co dopiero zabawa z w konika.
- Nie będę woził na plecach tego starego nietoperza!!- warknął, na co Snape znowu się rozpłakał. Sama scena wydawała się być niedorzeczna. Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna w czarnych szatach z wygiętymi ustami w podkówkę, zanosił się histerycznym płaczem, tupiąc w bezsilnej złości nogami o podłogę.
- I widzisz co narobiłeś?! – skarciła go dziewczyna zatykając sobie uszy, podobnie jak przyjaciel. Podeszła szybko do zapłakanego profesora, by go pocieszyć. Snape pociągał nosem i Hermiona musiała podać mu chusteczkę.

- Patataj! Wio koniku! Wio...-
- Nie wierć się tak! Ehhh...kurde jaki on ciężki.- wysapał Harry biegając na około niewielkiego pomieszczenia z przyklejonym do pleców Severusem. Mistrz eliksirów chichocząc z zadowolenia, podskakiwał zmuszając go do szybszego biegu, gdy tylko Harry zwalniał. Na głowie miał kapelusz kowbojski, który zrobiła mu Hermiona z ostatniego numeru Proroka.
- To było sto razy gorsze niż skląti tylnowybuchowe Hagrida.- jęknął Harry rzucając się na fotel i wzbijając w powietrze tuman kurzu. Pomstował pod nosem Snape’a i samego siebie, za to że dał się wrobić w takie bagno. Wśród żałosnych pochlipywań mistrza eliksirów,(bo w końcu nie wytrzymał, kiedy zdziecinniały nauczyciel zaczął tarmosić go za włosy) Harry zastanawiał się ile jeszcze potrwa, zanim wreszcie pozbędą się tego bachora...to znaczy profesora i czy to w ogóle nastąpi. Jakby w odpowiedzi na to pytanie do salonu wpadł Ron cały czerwony na twarzy.
- A tobie co się stało? – zapytał Harry widząc nietęga minę rudzielca, który ze złością rzucił leksykonem o podłogę, mrucząc coś pod nosem. Nie był zdziwiony, gdy zobaczył opuchliznę na jego prawej dłoni.
- Brutal...- zaszeleścił Leksykon i z obrażony strzelił czerwoną zakładką jak biczem.
- Ron przypilnuj Sevusia, a ja postaram się coś znaleźć.- powiedziała Hermiona łapiąc za obitą w skórę książkę i nie zważając na jej protesty.
- Sevusia...?- skrzywił się Ron. – Niedługo zaczniesz go ubierać w różowe sukieneczki i podcierać tyłek.- westchnął ostentacyjnie. Hermiona zarumieniła się lekko, ale udawała, że nie usłyszała tego. Położyła Leksykon z powrotem na wypolerowany, drewniany stół.
- Posłuchaj, musisz nam pomóc.- zaczęła z powagą.
- Ha! Zaiste, wasze wątpliwej jakości mózgi nie są w stanie sprostać...-
- Przymknij się i otwórz jeszcze raz na tej stronie o ametyście, ale tym razem przeczytaj całość.- warknęła tracąc cierpliwość. Książka zaszeleściła gniewnie, ale posłusznie zaczęła przekładać kartki. Umiejscowiła zakładkę na jednym z rozdziałów i przemówiła suchym, lekko urażonym głosem.
- „Ametyst, jako jedna z odmian kwarcytów, jest dość popularnym i średnio cenionym kamieniem ozdobnym. W dziedzinie magii te półszlachetne kamienie używa się do rzucania uroków hipnotycznych oraz zaklęcia cofniętej świadomości... -
- To jest to!- zawołała Hermiona wstając z miejsca. – Przeczytaj resztę.- rozkazała książce, chodząc teraz dla odmiany po pokoju. Leksykon, nie był specjalnie zadowolony z tego powodu, ale ciągnął dalej.
- ...Działanie obejmuje jedynie podczas stałego kontaktu fizycznego. Sproszkowany i spożyty może służyć jako skuteczny środek przeczyszczający. W przypadku kontaktu dłuższego niż dwadzieścia cztery godziny, u obiektu, będącego pod wpływem zaklęcia, zachodzą zmiany nieodwracalne.”- Okładki zatrzasnęły się ze złością.
- Aha! Czyli jest jeszcze nadzieja!- ucieszył się Ron.- Jak go ukryjemy w tapczanie, to może znajdą go dopiero za kilka dni.- rozważał na głos. Hermiona krążyła w zamyśleniu. Harry obserwował przez chwilę bełkoczącego coś Snape’a i odwrócił wzrok, w momencie gdy nauczyciel zajął się puszczaniem bąbelków z śliny.
- Jeżeli mnie ktoś raczy zapytać o zdanie, radzę po prostu poczekać na...-
- Wieeeemy...- jęknął Ron.- Poza tym, nikt cię nie pyta o zdanie, ty wstrętna kupo papierzysk!- żachnął się Ron. Książka kłapnęła złowieszczo.
-...efekt jednej z WŁAŚCIWOŚCI.- dokończyła z satysfakcją. Gdyby miała usta, na pewno by się teraz uśmiechała mściwie, pomyślał Harry.
- Lepiej, jakbyś miała zaklęcie tworzące coś jadalnego, zgłodniałem po tym wszystkim.- mruknął Ron masując się po brzuchu.
- Co za los! Nigdy nie podejrzewałam, że moje bezcenne informacje będą potraktowane jak przepis na rosół z kurczaka.- odparł wolumin i klapnął demonstracyjnie o blat stołu.
- Cholera! Przeklęty stary nietoperz!- syknął Harry uderzając pięścią w oparcie fotela. - I co? Mamy tak po prostu czekać, aż mu się zachce...no wiecie co!-
Leksykon drgnął wyraźnie uradowany frustracją Gryfonów.
- A co innego nam pozostaje?- odezwała się w końcu Hermiona.
- Auć...-
- Gorzej jak ktoś z Zakonu się tu zjawi. Snape mówił, że Dumbledore posłał go po coś.-
- Auć...-
- Racja! Miał ze sobą butelkę z jakimś zielonym paskudztwem. Założę się, że pilna sprawa. - zauważył słusznie Harry.
- Tak, odłożyłam to w kuchni...Ron, co ty wyprawiasz?-
- Szczypię Snape’a.- odparł pochłonięty dręczeniem profesora.- To jedyna taka okazja w moim życiu, nie wybaczyłbym sobie jakbym ją przepuścił.- dodał w dalszym ciągu podszczypując go w ramię, co omal znowu nie doprowadziło do wybuchu płaczu. Właśnie zastanawiał się, czy jego oleiste włosy zdołałby się zapalić, gdy nagle usłyszeli donośny trzask dochodzący z kuchni.
- O nie! Tylko nie to!- jęknął Harry i wszyscy poderwali się na równe nogi.
- Szybko! Musimy go schować! – Ron pociągnął za fraki Snape’a i zaczął bezceremonialnie wciskać go do szafki.
- Ron! Przestań, nie zmieści się.- Hermiona otworzyła skrzynię, ale Snape wrzasnął i czmychnął w popłochu do drzwi.
- Niee...zatrzymaj go Harry- sapnęła starając się mówić jak najciszej. Rzucili się na niego i w ostatniej chwili udało im się zaciągnąć go za komodę. Drzwi otworzyły się powoli i stanął w nich Lupin. Rozejrzał się i przywitał trojkę przyjaciół promiennym uśmiechem.
- Jak idzie sprzątanie? Słuchajcie, nie było tu przypadkiem Severusa?- zapytał, z niepokojem przyglądając się stojącym nienaturalnie ciasno Gryfonom szczerzącym do niego zęby.
- Świetnie, naprawdę świetnie.- odparła Hermiona zdawkowym tonem.- Profesor Snape był już...yyyy, ale sobie poszedł. Tak, właśnie tak! Prawda?- zwróciła się do chłopców, którzy pokiwali energicznie głowami. Lupin zmrużył oczy, jakby podejrzewając coś, ale odparł tylko.
- Ach, szukam go, bo już trzy godziny temu miał dostarczyć nam coś w nie cierpiącej zwłoki sprawie i ...-
- Siusiu chce mi się!- zawołał żałosny, dziwnie zniekształcony, męski głos.
- Słucham?- Lupin zamrugał. Trójka przyjaciół wyprostowała się nagle, a Hermiona kopnęła w komodę, która zajęczała cicho.
- Yyyy...nie zdążyłem iść do toalety...tak, dopiero zeszliśmy na dół.- odpowiedział Harry czerwieniąc się jak burak.
- A chce mi się, oj jak bardzo mi się chce.- udawał przestępując z nogi na nogę. Lupin zatrzymał się w progu i spojrzał ze zdziwieniem na chłopca.
- Harry, jak tak bardzo musisz, to idź. Nikt cię nie trzyma, chyba.- ostatnie słowo wypowiedział już z mniejszym przekonaniem.
- Tak, idź Harry i nie zapomnij spuścić wody, bo...bo ostatnio kibel się zapchał i musiałam go wyciskać...to znaczy odetkać!- zaproponowała Hermiona, prawie krzycząc, żeby zagłuszyć popiskiwania Snape’a. Lupin wyglądał jakby zobaczył samego Salazara Slytherina.
- Na Merlina, chyba nie popijaliście Ognistej Whisky. – mruknął drapiąc się po brodzie. Wszyscy pokręcili zgodnie głowami.
- A Snape nie powiedział wam gdzie idzie?- ciągnął Remus. Hermiona prawie wpadła w panikę, gdy Snape usiłował wyjść zza komody. Zaczęła stepować, żeby niepostrzeżenie ukryć wychylająca się głowę mistrza eliksirów. Lupin spojrzał na nią zdumiony.
- Hermiono nic ci nie jest? Tu jest druga toaleta jakbyś chciała...-
- Nie-e...wszyst-ko...dobrze...rogdzeeeeewam się!- wysapała między dzikimi podskokami. Zdesperowany Harry pociągnął byłego profesora OPCM za rękaw w momencie, gdy głowa Sape’a znalazła się ponad meblem i zerkała teraz czarnymi oczyma na wygibasy Hermiony.
- Minister Magii... i Puszek Okruszek!– wrzasnął desperacko Harry pierwsze, co przyszło mu na myśl i wskazał palcem w pusty kominek odciągając wzrok Lupina od gramolącego się po podłodze nauczyciela eliksirów.
- Co?! -
- Ach, musiało mi się wydawać.-
- Co jest z wami? Może to przemęczenie. Taki upalny dzień i w ogóle. - powiedział Lupin z troską w głosie. Harry pokiwał głową i czując, że sytuacja jest już w miarę stabilna, wyprowadził Remusa, który wyglądał na kompletnie zbitego z tropu, ale nie pytał już o nic, kiedy Ron zaczął głośno wyśpiewywać „Kolorowe kredki”.
- Ufff...- Hermiona osunęła się na podłogę obok Rona, zaraz po tym jak Lupin zniknął w kominku.
- Myślisz, że coś zauważył?- zapytał chłopak tonem, który sugeruje, że właśnie zrobili z siebie idiotów.
- Nie, ale mało brakowało.- odparła oddychając wciąż głęboko po szalonych pląsach.
- Siku...- ziemista twarz Snape’a pojawiła się nagle między nimi i błagalnym wzrokiem wodziła po Gryfonach.
- Ron...ja nie wiem czy on sobie poradzi. Ale ja nie mogę.- powiedziała Hermiona z prośbą w głosie.
- Może użyczyć ci jakiegoś zaklęcia odkażającego? – zapytał z przesadną uprzejmością Leksykon Klątw Czarodziejskich.

CDN

Ten post był edytowany przez Gem: 09.04.2006 21:50


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Gem   Zaklęcie Cofniętej Świadomości [zak]   25.02.2006 23:23
Błysk21   Bardzo fajne tylko czy mógłbyś dokończyć "Klą...   26.02.2006 21:25
Avadakedaver   po myślniku, jeśli chcesz kontynuoować coś o pan...   04.03.2006 09:00
Gem   Och, dzięki za wielce obiektywna ocenę :P...No i n...   04.03.2006 12:14
Avadakedaver   mnie tam przez dziesięć lat dotychczasowej nauki n...   04.03.2006 14:12
Gem   No widzisz, ja to mialam na geografii w gimnazjum ...   05.03.2006 11:39
Gem   nop :)..wiem. Estiej...to na co czekasz :D?...   06.03.2006 17:27
Amania   Po przeczytaniu tego opowiadania stwierdzam, że za...   07.03.2006 17:15
Gem   Przepraszam wszystkich, bo obiecałam, że będzie to...   26.03.2006 13:32
Gem   Zaklęcie Cofniętej świadomości: część II występuj...   09.04.2006 19:21
wnenkowa   O MATKO!!! Buahahhahahahahahbuahahaha...   10.04.2006 02:38
Gem   A oto kolejna, a zarazem przedostatnia porcja moje...   13.04.2006 22:54
Avadakedaver   Super. Niektóre fragmenty typowo w stylu Rowling, ...   13.04.2006 22:56
Amania   Ale się uśmiałam :P Naprawdę, podobało mi się. T...   14.04.2006 09:33
Gem   Wszystko co dobre, musi się kiedyś skończyć. Tak w...   17.04.2006 02:12
Avadakedaver   co zapamiętałem najbardziej, co mi się najbardziej...   17.04.2006 09:02
Gem   I'm glad you like it :). Muszę powiedzieć, że...   17.04.2006 10:42
hazel   Fick niezły, miejscami śmieszny Nie mogę się jedn...   17.04.2006 18:34
Gem   Nie znam i nie czytałam fica o intrygującym tyltul...   17.04.2006 18:55
hazel   "Koła czasu" masz tu. Moje poczucie humo...   17.04.2006 19:42
Gem   Dobre chociaż? Mam na myśli KC.   18.04.2006 11:47
Amania   No to teraz ja się wypowiem :) Przeczytałam osta...   18.04.2006 15:22
hazel   Świetne, ale nie skończone, niestety.   22.04.2006 00:23


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 30.04.2024 12:01