Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

2 Strony  1 2 >

Nefretini Napisane: 23.07.2012 20:12


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


Startuję z kolejnym tekstem, chyba najdłuższym i najdojrzalszym ze wszystkich, tak mi się przynajmniej wydaje. Początkowo miał być miniaturką, ale w trakcie pisania zmieniłam zdanie. Tak czy inaczej, mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.
piosenka przewodnia - Damien Rice "9 Crimes"
.


9 CRIMES


ROZDZIAŁ PIERWSZY
Skutki przeszłości


- W takim razie to koniec, Draco. Nie wyszło nam, zdarza się…
Wysoka dziewczyna, ubrana w kwiecistą, krótką sukienkę, oparła dłonie o kuchenny parapet i spojrzała przez okno. Osiedlowa uliczka, oblewana ciepłymi promieniami słonecznymi nijak wpasowywała się w obecną sytuację. Jak zwykle coś nie wyszło, pewnie jeszcze z jej winy. Dałaby sobie rękę uciąć, że nie powie tego na głos, ale postawi dwa kroki poza progiem i będzie to pierwsza myśl, która przyjdzie mu do głowy. Zbyt wiele rzeczy zdarzyło się na raz – śmierć Georga, drugiego z bliźniaków, dotknęła nie tylko biiedną Angelinę i dwójkę dzieci(Freda oraz Roxanne), ale również Molly, Artura i resztę Weasleyów. Na domiar złego nowa redaktorka naczelna Proroka Codziennego nie potrafiła dogadać się z Ginny, przez co jej artykuły nie trafiały do druku i dziewczyna coraz bardziej odsuwała się od Harry’ego.
- Tak po prostu chcesz wszystko przekreślić? Trzy lata wspólnego życia? – Spojrzał na nią oniemiały, bezskutecznie próbując odkryć pobudki, jakimi się kierowała.
To fakt, od dłuższego czasu mieli drobne problemy, ale jaka para ich nie ma? Wychodzili z większych kryzysów – chociażby ostatnie akcje Śmierciożerców, gdy usiłowali go porwać tylko po to, by Lucjusz oddał się w ręce Voldemorta. I teraz, kiedy myślał, że wszystko zacznie się układać, że większość problemów mają już za sobą, ona odchodzi. Wrócił dzisiaj z Ministerstwa wcześniej, bo mieli iść na kolację do Pottera i Gin, a po drodze chcieli kupić jakieś dobre wino. Był to jeden z punktów na dość długiej liście, prowadzącej do zbliżenia narzeczonych. Jak się teraz okazuje, sami potrzebowali interwencji i to już jakiś czas temu. Oczywiście Hermiona milczała, a jemu nawet przez myśl nie przeszło, że jest aż tak źle. Przecież jeszcze rano wyznawali sobie miłość! Wszedł do kuchni – siedziała przy dużym, dębowym stole, w kieliszku dostrzegł Martini, pod sufitem unosił się dym o lekko czekoladowym zapachu. Trochę go to zdziwiło, dziewczyna nigdy nie paliła w mieszkaniu, a jeśli już jej się to zdarzyło, to zawsze przy otwartym oknie – nienawidziła, gdy ciuchy przechodziły nikotyną, jakkolwiek aromatyzowana by nie była. Pochylił się, by pocałować ją na powitanie i wtedy się zaczęło…
Hermiona zacisnęła dłonie w pięści i odwróciła się na pięcie w stronę chłopaka.
- Więcej czasu spędzasz w cholernym Ministerstwie, niż w domu, Malfoy! Może ty lubisz takie gierki, ale ja nie mam zamiaru udawać, że jest zajebiście, kiedy nie mamy nawet o czym rozmawiać!
Gdy na początku siódmej klasy wyznawali sobie miłość, wszystko wyglądało inaczej – mieszkali w osobnych dormitoriach, a jedynym problemem był wybór miejsca na randkę. Doskonale pamiętała, jak Draco zawsze do ostatniej chwili trzymał ją w niepewności, a potem uroczo narzekał, gdy musieli wrócić do sypialni, żeby zmieniła szpilki na wysłużone trampki, bo zachciało mu się kolacji na skałkach w głębi Zakazanego Lasu. Niedługo później w związek zaczęły się mieszać osoby z zewnątrz – najpierw Ron, wyzywającą ją od zdrajczyń i puszczalskich kretynek, potem Lucjusz i Narcyza Malfoyowie, grożący wydziedziczeniem i odwiedzinami Śmierciożerców, a w końcu nawet Harry i Ginny szepnęli kilka swoich bezsensownych uwag, które totalnie pogrążyły ich miłość. Jakby tego mało, Hermiona nie raz doświadczyła idiotycznych przytyków ze strony zakochanych, zielonych piękności, a donosy o rzekomych ciążach były na porządku dziennym. Rozstali się wśród rzewnych łez, pewnego dusznego, majowego wieczora, wypijając wcześniej butelkę półwytrawnego wina. Następne trzy miesiące dziewczyna pamięta, jak przez mgłę – rok szkolny minął szybko, spędzała czas głównie w bibliotece, lub dormitorium, pustkę po Draconie zapełniając nauką. W trakcie wakacji odwiedziła ciotkę mieszkającą w największej dziurze Anglii, dzięki czemu miała pewność, że nikt z bliższego otoczenia nie zniszczy starannie wybudowanego muru. Miała być twarda, nieustępliwa, ze spojrzeniem wbitym w przyszłość. Napisał jakoś w połowie września – akurat piła duże cappuccino, na stole obok croissanta leżał mugolski The Times. Wystarczyło kilka zdań, by wybiegła tak, jak stała – w kwiecistej, za dużej sukience, z rozwalonym warkoczem i wczorajszym makijażem. Parę nakreślonych w pośpiechu słów sprawiło, że porzuciła pustelnicze ideały i ponownie była tylko dla niego, na moście nad Tamizą, w londyńskiej dzielnicy Soho, kwiecistej sukience i z ustami poparzonymi wypijanym w pośpiechu cappuccino.
Bez Ciebie nie istnieję, Herm. Będę czekał ten ostatni raz.
- D.M.
Po zakończeniu szkoły teoretycznie miało być łatwiej – z dala od toksycznych znajomych, z bagażem doświadczenia i bez dziecinnych zagrywek. Oboje naprawdę się starali! Uczucie, które z każdym dniem piękniej rozkwitało, dodawało im siły, gdy przezwyciężali kolejne trudności. Wychodzili obronną ręką z coraz większych tarapatów, dla przyjaciół stali się zaś synonimem związku doskonałego. Cudowne święta, kolacje na tarasie pierwszego, wspólnego mieszkania w wymarzonej jeszcze na hogwarckich błoniach dzielnicy Soho, rząd pustych butelek po Chardonnay ustawiony wzdłuż kuchennej ściany, przepełnione popielniczki, winyle na ścianach tuż obok portretów Boba Marleya i zdjęć mostu Brooklyńskiego. Do dziś pamięta, jak wracali z koncertu małej, alternatywnej, włoskiej kapeli – mimo Conversów stopy odmawiały jej posłuszeństwa, a Draco bez zastanowienia wziął ją na ręce i zaniósł do samego łóżka, mimo, że byli jakieś sześć kilometrów od domu. Szedł brzegiem Tamizy, a ona była najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. W pokoju ściągnęła z jego ramion flanelową koszulę, pozwalając, by osunęła się u ich stóp w rytm Knockin’ on Heaven's Door. Jednak po dwóch latach ideały zniknęły, a ich miejsce zastąpiła samotność. Draco coraz częściej znikał na całe noce – zasłaniał się ilością pracy. Na pewno trochę prawdy w tym było, bowiem jakoś w połowie stycznia został mianowany zastępcą dyrektora Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, co nie zmienia faktu, że gdy wracał wieczorami, od razu zamykał się w gabinecie. Namiętność, która połączyła ich na samym początku rozpłynęła się w eter, pozwalając niszczącej rutynie przejąć władzę nad związkiem.
- A więc to moja wina, że Weasley nie żyje, tak? Hermiona, obudź się! Wszyscy chociaż próbują się pozbierać, a ty? Całe dnie siedzisz w pokoju i tylko wystawiasz koło kosza puste butelki. Mam dość zabawy w pieprzoną niańkę.
Dwoma krokami pokonał dzielącą ich odległość i zdecydowanym ruchem uniósł jej brodę, zmuszając by nań spojrzała. Mógł tego nie robić – wtedy nie ujrzałby morza smutku i niedowierzania w niegdyś błyszczących, bursztynowych tęczówkach. Uwielbiał je, mógł tonąć w ich kolorze godzinami, cały czas odkrywając nowe odcienie i refleksy. Dawniej wypełnione były radością – wystarczyło przelotne spojrzenie i już słyszał jej dźwięczny śmiech. Na pewno wolałby zachować w pamięci taki właśnie obraz, aniżeli wspomnienie depresji, kłótni i niewypowiedzianych wyrzutów, które z dnia na dzień coraz mocniej zalewały ich serca. Jasna cholera, kochał ją bardziej, niż kogokolwiek na tym pieprzonym Świecie. Przychyliłby jej nieba, gdyby tylko poprosiła, sprzedałby wszystkie rzeczy, dla jednej zachcianki. I doskonale wiedział, że ona zrobiłaby to samo.
- Bez Ciebie nie istnieję, Herm. – Przejechał drżącym palcem po jej policzku, rozkoszując się miękkością skóry. Cudowna.
Nakryła jego dłoń swoją i kiedy już myślał, że wróciła, że te kilka słów miało jakiekolwiek znaczenie, po prostu się odsunęła. Odcięła tlen, a ostatnia nić porozumienia pękła, naciągnięta o ten jeden raz za mocno. Westchnął ciężko, opierając się plecami o marmurowy blat. Cała ta sytuacja… Ta farsa… Wszystko było ponad jego siły, ogrom uczucia najwyraźniej go przerósł. Ale czy miłość idealna może umrzeć przez to, jak mocna jest? Poczucie obowiązku i konieczność prowadzenia doskonałego życia ich zniszczyły.
- To nie wystarczy. Nie tym razem. – Drżący głos dziewczyny przerwał pełną niewypowiedzianych błagań ciszę. Głos nieznoszący sprzeciwu.
I Draco doskonale wszystko zrozumiał, zbyt dobrze ją znał, by nie domyślić się, że to ostatnie słowa – pożegnanie. Nie miał nawet siły zaprotestować, polemika tylko pogorszyłaby burdel, panujący w jej psychice, a tego przecież nie chciał. Może gdyby nie śmierć Weasleya cokolwiek by powiedział, ale teraz doskonale wiedział, jak bardzo się zmieniła. Nie miał nawet pewności, czy zna tą „nową” Hermionę. Jej subtelność, nikłość i swoista finezja zniknęły bezpowrotnie, a ich miejsce zastąpiła przeraźliwa pustka. Draco nie chciał jej pogłębiać.
- Jeśli kiedykolwiek będziesz czegoś potrzebować…
Spojrzała na niego ze złością – ile razy można powtarzać to samo? Prosiła, by skończył, naprawdę chciała się rozstać w miarę cywilizowany sposób, chociaż w ich przypadku to mało realne. Nastawiła się na jego gorzkie przemowy, ale najwyraźniej zrozumiał, że nie zmieni już zdania – i Merlinowi dzięki! - uniknęła poniżającej polemiki z mężczyzną, który znaczył dla niej stanowczo zbyt wiele. Najwięcej na świecie. Jasna cholera, dlaczego to wszystko było tak trudne? Mimo, że stojąc teraz w kuchni, na wprost ukochanego, każda część jej ciała rozpaczliwie błagała, by cały ten żart dobiegł końca, twardo trzymała się postanowienia. Tak było lepiej, zbyt wiele wydarzyło się ostatnimi czasy, by nadal żyć w złudnej doskonałości związku. W pewnym momencie każde z nich zeszło z drogi, którą dotychczas podążali wspólnie i już nie chcieli wrócić. A przynajmniej ona nie chciała. Minęli się na zakręcie.
Co najgorsze, nie miała większego problemu z wyobrażeniem sobie samotnego życia – od dłuższego czasu takowe prowadziła. Gdy Draco znikał na całe dnie za dębowymi drzwiami swojego pięknego, dużego biura, ona powoli tworzyła własny świat. Pobudki z wolnym miejscem po prawej stronie nie były już tak nieznośne, jak wcześniej, a kolacje jedynie w towarzystwie psa stały się normalną czynnością. Oprócz ciągłych nieobecności ukochanego, istotnym problemem była jej depresja po śmierci George’a. Na litość boską, naprawdę nie potrafiła się pozbierać! Świadomość dojmującej pustki w sercu po zmarłym przerażała ją bardziej, niż odejście Dracona. Brakowało jej każdego, wspólnie spędzonego dnia, każdej rozmowy, czy wspólnej imprezy. Wielokrotnie zdarzało się, że przez kilka dni nie wychodziła z pokoju, zamknięta na wszelkie możliwe sposoby, płakała w poduszkę, pozwalając wspomnieniom, by zalewały ją wciąż od nowa. Nie oczekiwała zrozumienia, czy pomocy i chociaż sama nigdy by sobie nie poradziła, tak naprawdę nie podziękowała chłopakowi za pomoc. Być może wcale jej nie chciała… Trudno teraz domniemywać, co by było gdyby, jedno jest natomiast pewne – to koniec.
- Wiesz, gdzie są drzwi. - Przerwała, nie chcąc dłużej słuchać jego monologu. Jeszcze(o zgrozo) chęć cofnięcia wypowiedzianych słów stałaby się zbyt silna.
Chwyciła, stojącą na parapecie butelkę Chardonnay i poprawiając sukienkę, wyminęła chłopaka.
***
Koniec sierpnia był wyjątkowo chłodny. Zdaje się, że ludzie przedwcześnie powyciągali jesienne płaszcze z zakurzonych półek szaf, by w miarę możliwości jak najdłużej zapobiegać nieuchronnej chorobie, zakrywając nimi swe wątłe ciała. Nic więc dziwnego, że Ginny Weasley stwarzała dość ciekawe zjawisko, gdy pospiesznie przemierzała kolejne przecznice w koszulce z amerykańską flagą, wsadzoną w jeansowe szorty. Raz po raz zaciągała się fajką, patrząc z rozbawieniem na mijających ją przechodniów – wszyscy, z podobną sobie dezaprobatą, karcąco nań spoglądali, jakby chcieli przytulić jej filigranowe ciało do zimnego poliestru swoich tanich trenczy. W końcu dotarła do umówionej kawiarni i dostrzegłszy siedzącą w rogu sali Hermionę, natychmiast porzuciła dobry humor.
- Wiedziałam, że tak to się skończy. – Oświadczyła mentorskim tonem, siadając na wysłużonym krześle, uprzednio gasząc fajkę o róg stołu.
Doskonale pamiętała, jak bardzo przyjaciółka nie znosiła, gdy jej ciuchy przechodziły ostrym zapachem nikotyny. Jakoś nieszczególnie miała ochotę się dzisiaj na owy gniew narażać.
- Gin, zanim zaczniesz pieprzyć, możesz mnie chociaż raz posłuchać? I daj mentola, bo nie byłam w sklepie.
„Świat się kończy”, pomyślała optymistycznie młoda Weasleyówna i posłusznie wykonała zalecenia przyjaciółki, nie chcąc jej przedwcześnie rozzłościć. Kto wie, jakie jeszcze zmiany weń zaszły w ciągu tygodnia od rozstania…
- Więc? Jak się trzymasz?
Nieopodal kelnerka podała świeże macchiato i cudowny zapach kofeiny rozniósł się po małej kawiarni przy Charing Cross Road. Na chwilę uderzyła ją świadomość nieuchronnego wyjazdu z ukochanego miasta – teoretycznie powiedziała już wszystkim, prócz Hermionie. Chciała to zrobić dzisiaj, ale nie przewidziała, że przyjaciółka będzie chwilę po zakończeniu związku. Ma jeszcze kilka dni, a w najgorszym wypadku poprosi Pottera o przekazanie informacji i tyle. Problem w tym, że wtedy nie będzie miała kompletnie żadnego powodu do powrotu – przecież panna Granger jej nie wybaczy.
- Jest okay. Myślałaś, że cała zapuchnięta będę smarkać w chusteczki i błagać, żebyś zadzwoniła do Dracona?
- Bez przesady, ale mogłabyś chociaż udawać, że utrata narzeczonego cię zabolała. – Stwierdziła niechętnie, odpalając kolejnego papierosa.
No tak, czego mogła się spodziewać po Hermionie? Ponad dwuletni związek z byłym ślizgonem, jakkolwiek przynoszący dużo korzyści, nauczył ją panowania nad emocjami. Ciężko rozgryźć, czy w danym momencie jest szczęśliwa, czy w środku stopniowo odcina sobie tlen. Dawniej uważała to za coś wspaniałego – możliwość ukrywania uczuć skracała listę krzywd, które można zadać, a przecież każdy wie, że granie na emocjach boli najbardziej. Nie miała nic przeciwko Hermionie, która nie rozpowiadała, jak dawniej, wszystkim o swoich problemach, dopóki nie zaczęła okłamywać przyjaciół i samej siebie. Czy to możliwe, że rozstanie z mężczyzną, którego tak cholernie kochała, nie zrobiło nań kompletnie żadnego wrażenia? Kto normalny cztery dni po zawaleniu się dotychczasowego świata pił spokojnie cappuccino, palił fajkę i uśmiechał do baristy?
- Ginny, nie jesteśmy już w Hogwarcie, nie będę przed nim uciekała na drugi koniec kraju… Kocham – urwała na chwilę, wzdychając cicho – kochałam go i zawsze będzie częścią mojego życia, ale coś się zmieniło… Oszukiwał mnie, a ja nie chcę kłamstw.
Upiła łyk kawy i pustym wzrokiem spojrzała na pochmurne niebo nad ulicą. Kiedyś nie była przesądna, a teraz nawet pogoda wydaje się ją potępiać, a przynajmniej w jakiś sposób osądzać. Przecież nie zrobiła nic złego – zakończyła związek, który rację bytu stracił już dawno. Kłamała, oszukiwała najlepszą przyjaciółkę, ale czego nie robi się dla własnego dobra? Musiała mówić wszystkim wokoło, że jest dobrze, może wtedy sama w to uwierzy i pójdzie do przodu, bez oddechu Dracona na karku. Poza tym kim jest, by obciążać biedną Ginny swoimi problemami? Przecież ona nie ma lepiej, relacje z Harry’m już dawno przestały być nawet poprawne, a jednak nie przybiega po każdej kłótni, oczekując pomocy. Uśmiechnęła się blado, odpalając czarnego Black Devila. Domyśliła się, że brak reakcji na wnikającą w ciuchy nikotynę zdziwi przyjaciółkę, ale jeśli nadeszła pora zmian, to trzeba zacząć od tych prozaicznych, jak choćby dawne przyzwyczajenia. Może wtedy jego obraz przed oczyma wyblaknie.
- W każdym razie chciałam się z tobą spotkać w zupełnie innej sprawie. – Dodała po chwili, gdy Weasleyówna nadal milczała. – Niedługo jest bal absolwentów, a ja nie mam zamiaru na niego iść. Będzie zbyt wielu ludzi, których nie chcę widzieć. Wykręcisz mnie jakoś przed McGonagall?
- Żartujesz sobie? – Spojrzała na nią zdziwiona. – Wiem, że boisz się spotkania z Malfoyem, ale nie masz innego wyjścia.
Szczerze mówiąc pokładała ogromne nadzieje w tym zjeździe. Cały czas rozmyślała, jak zaaranżować ich spotkanie i wyjazd do Hogwartu był najlepszym pomysłem. Może odżyją wspomnienia wspólnie spędzonych chwil? Poza tym nigdzie nie ma tak niesamowitego klimatu, jak właśnie w dawnej szkole.
- Posłuchaj, nie chcę go widzieć już nigdy więcej. Szczególnie tak szybko, nie może zobaczyć, że to wszystko ma na mnie jakiś wpływ… - Hermiona zacisnęła usta i spojrzała ze złością na przyjaciółkę. – Cała sytuacja jest zbyt świeża.
Ginny pochyliła się do przodu i ściszyła trochę głos, by nikt ich nie usłyszał.
- Jeśli chcesz mu udowodnić, że jest okay, musisz tam jechać. Tylko w ten sposób zobaczy, że jego idiotyczne zachowanie nie miało dla ciebie znaczenia i że poszłaś do przodu. Błagam cię, inaczej będzie miał cholerną satysfakcję, a tego chyba nie chcesz?
Od zawsze wiedziała, jak wpłynąć na decyzje panny Granger. Wystarczyło lekko zahaczyć o jej poczucie wartości i od razu wszystko szło zgodnie z planem. Mimo, że tym razem nie była przekonana, czy odniosła sukces, to i tak dumnie się wyprostowała, ze spojrzeniem pełnym satysfakcji wbitym w drobną brunetkę, siedzącą naprzeciw. Robiła to dla jej dobra – może nie wszystko jeszcze jest stracone, może oboje zdadzą sobie sprawę, jak kolosalny błąd popełniają, pozwalając, by wspólna droga rozeszła się w dwie osobne.
- Obiecaj, że pójdziesz. – Dodała twardo, nie spuszczając wzroku z jej oczu.
Przyjaciółka jedynie skinęła głową, nadal lekko zdziwiona. Nie znała Ginny od tej strony, zwykle była dość pokojowa, unikała konfliktów i konfrontacji, chowając się za Harry’ego, lub starszego brata. Naprawdę nie chciała tam iść, całe postanowienia mogą rozpaść się przez jedno spojrzenie, lub zbyt emocjonalnie miejsce. Ludzie z wiekiem stają się bardziej sentymentalni, a ona od dziecka miała rozchwiane serce. Wyjazd ją zniszczy, ale z drugiej strony naprawdę chciała go zobaczyć. Chociaż jedną, krótką chwilę zatopić się w szarości uwielbianych tęczówek.
- Ale musisz być ze mną. – Szepnęła, ściskając bladą dłoń przyjaciółki.
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #375265 · Odpowiedzi: 2 · Wyświetleń: 7066

Nefretini Napisane: 15.12.2010 23:08


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


impreza u ślizgonów była w 'Zmowie Dziewic' Kit. biggrin.gif

podoba mi się, chociaż były lepsze.
ale cóż. dry.gif
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #373663 · Odpowiedzi: 11 · Wyświetleń: 12577

Nefretini Napisane: 31.10.2010 11:20


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


Na wstępie przestrzegam uczulonych: parring Granger/Malfoy(znowu!).
Opowiadanie z serii miniaturowych miniaturek, zajmuje mi około trzy strony w Wordzie. smile.gif
Do napisania zainspirował mnie fanvid dotyczący Huddy, szczególnie ostatnie słowa House'a. Podaję linka:
http://www.youtube.com/watch?v=JouNJ4o8-gg&feature=related
Tekst mimo, że jest smutny, posępny i dołujący, niesie pewne optymistyczne przesłanie, które zauważycie dopiero, po przeczytaniu całości(dużo czasu wam to nie zajmie!).
A teraz nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wam miłej lektury i pokornie prosić o komentarze. smile.gif


Give me the chance, I love her.
Tło muzyczne: Michael Nyman - The Heart Asks Pleasure .



- Daj mi szansę, kocham ją. – Wyszeptał, patrząc prosto w błękitno-szare sklepienie nieba, tak piękne tej nocy.
Zacisnął powieki starając się nie dopuścić do tego cholernego potoku łez. Tak bardzo chciał coś zrobić, tak bardzo chciał ją uratować. Wziął głęboki wdech, słony zapach palonych liści wdarł się do jego płuc. Jesień od dawna zapowiadała swój rychły powrót: widać to było w każdym, spazmatycznym oddechu ziemi, próbującej odzyskać, jak najwięcej z ostatnich tchnień gorącego lata.
Tego roku jego życie się zmieniło. Pokochał ją, opuścił wszelkie hamulce, swojej pieprzonej dumy wyzbył się do granic możliwości. Zaufał każdemu, mijanemu na drodze, człowiekowi. Nauczył się dostrzegać wyjątkowość każdego dnia, każdej godziny, każdej sekundy spędzonej w jej towarzystwie.
Rozkochując ją w sobie, zapomniał, że uczucie nie zna granicy ludzkiego ciała. Zapomniał, że nie jest jakimś pieprzonym robotem. Zapomniał, że potrafi kochać.
Zacisnął bezwładnie pięści.
- Daj mi szansę, kocham ją. – Powiedział łamiącym się głosem, powstrzymując drżenie warg.
Nie mógł zrozumieć, dlaczego w dalszym ciągu stoi na tym cholernym balkonie. Przecież mógł coś zrobić, postarać się ją ratować. A zamiast tego rozmyślał teraz nad tym całym szaleństwem. Jakby prośby miały coś naprawić.
Mieniące się w tafli jeziora liście zdawały się szydzić z jego słabości. Ale on chyba tego nie zauważał. Pochłonięty myślami spoglądał gdzieś w dal, w każdym błysku dostrzegając szansę na ratunek.
Z jego gardła wydarł się gardłowy syk.
Syk przerodził się w jęk.
Jęk przerodził się w ciche pochlipywanie.
Pochlipywanie zostało zastąpione przez szloch.
Szloch ustąpił miejsca spazmatycznemu łkaniu.
Draco złapał się kurczowo balkonowej barierki, powstrzymując nogi przed ugięciem. Jego oczy ledwo wytrzymywały morderczy ścisk powiek.
- Daj mi szansę, kocham ją! – Krzyknął w głąb ogrodu, do nieba, do Boga.
Ale przecież on nie wierzył. Wrzasnął jeszcze raz. I jeszcze. Przecież ktoś musi go usłyszeć. Ktoś musi mieć nad tym władzę. Nie możliwe, że jesteśmy tu sami, oddani w ręce Przeznaczenia.
Spojrzał na spokojną taflę jeziora. Jak to jest, że w takiej sytuacji rzeczy martwe zdają się z nas szydzić?
Śmieją nam się prosto w oczy, a my, odurzeni emocjami, nie potrafimy się im przeciwstawić.
Drgnął niespokojnie, lodowaty wiatr smagnął go po gołych plecach i dotarł aż do serca. Bo on miał serce. Ukryte głęboko, pod warstwami trwogi, żalu i niepewności, biło. Niegdyś dla siebie, później dla niej. Oddał jej całego siebie, wszelkie wady i zalety. Podał jej, jak na dłoni każdą swoją marną cząstkę, wierząc, że uczyni go lepszym.
Dlaczego, dlaczego ona nie zdążyła mu się odwdzięczyć?
Boże, jak to jest, że zabierasz nam tych, których kochamy, zanim oni zdążą nam odpowiedzieć?
Czy jesteś aż tak niesprawiedliwy i nieczuły? Lubisz nas wystawiać na próbę, prawda? Ale powiedz, czy każdy z nas musi być niczym nieszczęsny Hiob? Czy dopiero, gdy stracimy wszystko i zaczniemy pytać będziesz zadowolony?
Draco spojrzał na dom. Gdzieś, z głębi, doszedł go dźwięk telefonu. Doskonale wiedział kto i po co dzwoni. Nie miał siły się poruszyć. Nie miał siły podnieść słuchawki. Nie miał siły słuchać jego głosu.
W życiu każdego człowieka są sytuacje, gdy niewiedza lepsza jest od tragicznej prawdy. Teraz lepiej byłoby, gdyby odszedł, zniknął, zaszył się w głębi własnej świadomości i już nigdy nie otworzył oczu. Ale wiedział, do jasnej cholery, wiedział, że musi żyć. Musi, bo ona by tego chciała. Musi, bo kocha ją ponad wszelkie ludzkie wyobrażenie i zrobi dla niej wszystko. Był w stanie spełnić nawet tak ogromne poświęcenie. Dla niej.
Głuchy dźwięk telefonu po raz kolejny przeciął narkotyczną ciszę, jaka panowała w domu, ogrodzie i wszechświecie. A wszechświat wcale nie był taki duży. Składały się na niego dwie rzeczy: umysł i marność.
Draco ostrożnie poruszył jedną nogą, potem drugą. Powoli, by nie upaść, przeszedł przez balkon w kierunku dochodzącego z głębi willi sygnału. Jej ukochana piosenka. Melodia, która działała na nią niczym ambrozja.
Nie mógł się powstrzymać, kolejny spazmatyczny szloch targnął jego ciałem. Złapał się kurczowo oparcia fotela. Nie był pewien, czy po upadku, będzie w stanie się podnieść.*
Ponownie podniósł rzuconą mu rękawicę. Ten jeden, ostatni raz. Powłóczywszy nogami do bazy stanął przy mahoniowym stoliku. Poczuł woń czerwonych gerberów, jej ukochanych kwiatów. Kupił je dzisiaj, miały być prezentem przy oświadczynach. Wcześniej były symbolem tej wspaniałej, jedynej i cudownej miłości. Teraz sprawiały mu niewyobrażalny, wręcz nieludzki ból. Zamachnął się. Czarny wazon roztrzaskał się o kafle, niczym jego serce, rażone gorzką świadomością pustki.
- Panie Malfoy, wiem, że pan tam jest. – Znienawidzony głos lekarza wyrwał go z narkotycznego stanu upojenia. – Tak nie można, musi pan przyjechać.
Draco nie był w stanie wydać żadnego dźwięku, wpatrywał się w słuchawkę, jak w coś, co zniszczyło jego życie. Jego szansę. Ich wspólną przyszłość.
- Panie Malfoy, nie możemy jej dłużej utrzymywać. Proszę się odezwać, inaczej będę zmuszony odłączyć ją już teraz.
Poczuł, jak po jego plecach przechodzi lodowaty dreszcz. Chciał krzyknąć, by jej nie dotykali. Chciał wrzasnąć, żeby nawet nie śmieli na nią patrzeć. Ale nie mógł. Nie był w stanie myśleć.
Ból zalewał jego chciało o stokroć bardziej, niż wcześniej, gdy stał na balkonie. Ohydna rzeczywistość wdarła się w delikatne, nieosłonięte serce i raniła je raz, po raz, jak bat smaga ciało więźnia skazanego na śmierć.
Spojrzał na jej zdjęcia, cały dom był w fotografiach ukochanej dziewczyny. Drżącymi dłońmi podniósł ze stolika podobiznę brązowowłosej. Te oczy, ufne, pełne niewypowiedzianej miłości i dobra.
Zacisnął powieki i odłożył kawałek szkła tak delikatnie, jakby trzymał w dłoniach najcenniejszy skarb świata. I tak w rzeczywistości było.
- Daj mi szansę, kocham ją. – Wyszeptał, wiedząc, że lekarz wciąż czeka. – Daj mi szansę.
Usłyszał gwałtownie wciągnięcie powietrza, a potem, przepełniony żalem głos.
- Panie Malfoy, ona nie żyje. Za późno.
Pusty dźwięk zerwanego połączenia.
Draco upadł na kolana. Widział przesuwające się obrazy, zamazane wspomnienia, dni, które wspólnie przeżyli.
Każda chwila, każde słowo, gest. Wszystko do niego wracało, z częstokroć gwałtowniejszym bólem. Drganie ust wzmacniało się z kolejnymi sekundami, a on poddawał się temu bez najmniejszych oporów.
Ona nie żyje. Nie żyje.
Rozpaczliwy krzyk wydarł się z zaciśniętego gardła, stłamszony szloch porwał całe ciało w końcowy akt odejścia.
Pogłaskał dłonią fotografię dziewczyny z burzą gęstych loków, wywiniętymi rzęsami i orzechowymi oczyma. Patrzył, jak urzeczony, gdy poruszała się z tym swoim zadziornym uśmiechem.
- Hermiona. Hermiona…
Jej imię brzmiało dlań, jak muzyka.
- Błagam cię, daj mi szansę. Kocham ją! Błagam cię, błagam. Kocham, daj mi szansę. Na litość boską!
Zamknął oczy, z czasem dreszcze zaczynały ustawać, krzyk ustępował miejsca cichym jękom. Draco usnął, trzymając w dłoni czerwone pudełeczko ze srebrnym pierścionkiem w środku.
Słony zapach palonych liści wdarł się do jego płuc. Jesień od dawna zapowiadała swój rychły powrót: widać to było w każdym spazmatycznym oddechu ziemi…

* Upadek ma znaczenie metaforyczne; chodzi o porażkę, niepowodzenie. Draco nie wiedział, czy zdoła pokonać kolejne trudności.
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #373453 · Odpowiedzi: 3 · Wyświetleń: 10884

Nefretini Napisane: 10.10.2010 22:40


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


Jezu, nie podoba mi się.
Jestem w stanie zrozumieć Dracona, który ma jedno dziecko.
Ale piątka?! I co, dzieci odchodzą, a on nic? Nie reaguje?

Nie wiem, jak inni, jednak ja tego nie kupuję.

Do stylu i formy opowiadania się nie przyczepię, bo ładnie piszesz, jednak głównego zamysłu nie mogę zrozumieć. Ale cóż. smile.gif


Pozdrawiam,
Nef.
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #373370 · Odpowiedzi: 15 · Wyświetleń: 20376

Nefretini Napisane: 26.09.2010 14:29


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


Wkurza mnie kanoniczność, wolę niedojrzałą Granger! Nienawidzę, kiedy wszyscy ją idealizują. Hermiona jest świetna, ale ma wady, a ja uwielbiam je pokazywać. smile.gif

Będzie ostatni, piąty rozdział i pożegnamy się z Rozstaniami.

Czy dodam coś jeszcze? Sama nie wiem, na pewno nie zostawię blogów. A nad publikowaniem na forum muszę się jeszcze zastanowić.
Pozdrawiam. ; *
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #373278 · Odpowiedzi: 39 · Wyświetleń: 34264

Nefretini Napisane: 25.09.2010 22:40


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


W tym odcinku kanoniczność poszła się wieszać. Występuje Draco, jakiego nie znacie. Hermiona, która jest niedojrzała emocjonalnie i Miłość we wszelkich tego słowa znaczeniach.
PS. Jest mi przykro, że pod trzecim rozdziałem było tak mało komentarzy. cry.gif Postarajcie się, proszę!

Rozdział IV

"I wanted you to know I love the way you laugh
I wanna hold you high and steal your pain away
I keep your photograph; I know it serves me well
I wanna hold you high and steal your pain"

Seether ft. Amy Lee - Broken

- Jestem sama. –Wyszeptałam, przyglądając się reakcji chłopaka.
Byłam pewna, że domyślił się dwuznaczności komunikatu. Nie miałam pojęcia, jak inaczej mu to przekazać. Chciałam, naprawdę chciałam, by zabrzmiało to, jak zachęta.
Zachęta do wspólnej rozmowy i… Przyszłości.
Wiedziałam, że dzisiaj przełamiemy milczenie. Nie zraził mnie nawet chłód jego oczu, nie zauważałam tej ogromnej rezerwy z jaką się do mnie odnosił.
Draco usiadł naprzeciw mnie i zagadkowo popatrzył. Nie zareagował jakoś specjalnie dziwnie, zachowywał się tak, jakby w ogóle nie usłyszał moich słów.
***
Nie miałem pojęcia co robić. Oczywiście, że się domyśliłem o co jej chodziło. Każdy głupi wyczułby w jej głosie zachętę.
Mimo wszystko zaczynałem się w tym wszystkim gubić. Z jednej strony wybaczyłem Hermionie już dzień po rozstaniu. Jezu, zbyt mocno ją kochałem, żeby móc dłużej nienawidzić. I teraz też najchętniej bym ją przytulił i na rękach zabrał do swojego domu. Czułem zbyt dużą pustkę po tym, jak odeszła. Brakowało mi każdej wspólnej rozmowy, kłótni. Ona była mi potrzebna jak tlen. Bez niej nie byłem w stanie normalnie funkcjonować. Swoją osobą dawała mi niezbędny do życia gaz, dzięki któremu każdego dnia mogłem powtarzać, jak bardzo ją kocham.
Nie rozumiałem zasad Miłości. Nie byłem nawet pewien, czy chciałem w tej grze uczestniczyć. Ważny był fakt, że dziewczyna, którą uwielbiałem, była przy mnie. A czy to była właśnie Miłość? Nie wiem.
Nikt nigdy nie napisał mi formuły tego uczucia. Skąd miałem wiedzieć, o co w niej chodzi? Do szczęścia potrzebowałem jedynie Hermiony. Bez niej świat nie miał sensu.
Czy fakt, że ją kochałem oznaczał Miłość? Samo słowo „kochać”, wypowiedziane szczerze, było rzadko spotykane. A Miłość? To już abstrakcja.
Z drugiej jednak strony było mi cholernie źle. Czułem się potraktowany przedmiotowo.
W dniu, w którym Granger mnie zostawiła, cały wszechświat zwalił mi się na barki. Za pierwszym razem się podniosłem. Mężnie napiąłem ramiona i podźwignąłem powierzony ciężar.
Nie byłem jednak pewien, czy i tym razem temu podołam.
Tak bardzo chciałem wierzyć, że ukochana już nigdy tego nie zrobi. Jednak im bardziej chciałem ufać, tym silniejsze były wątpliwości.
To nie było tak, że przestałem kochać. Kochałem, pragnąłem i pożądałem jej całym sobą. Ale czymże jest Miłość bez zaufania?
Z dniem jej odejścia straciłem część wiary, którą tak długo pielęgnowałem.
Mogłem układać dla niej pieśni, tyrady i wiersze. Mogłem położyć u jej stóp wszystkie skarby tego pieprzonego świata. Mogłem oddać jej całe swoje zakłamane serce, ciało i rozum. Bo bez niej byłem nikim.
***
Zafascynowana patrzyłam na jego piękną twarz. Idealne kości policzkowe, mocno zarysowana szczęka, prosty, orli nos, głębokie, a zarazem puste, szare oczy.
Namalowałabym jego portret z pamięci. Wielokrotnie, podczas trwania naszego związku myślałam, że jest zbyt piękny, by mógł być prawdziwy. Tak idealną twarz mógł wyrzeźbić jedynie ktoś całkowicie czysty i obmyty ze zła. Dłuto dzierżył Anioł, który swą delikatnością stworzył Dracona.
Dziękowałam w myślach Bogu za postawienie na mojej drodze tego mężczyzny.
Tak stanowczego, a jednak delikatnego. Zdecydowanego, mądrego mężczyzny, który mógł posiąść każdą kobietę tego świata, a wybrał mnie. Zwykłą, prostą, niczym się nie wyróżniającą Hermionę Granger, Hogwarcką kujonkę.
Z każdą chwilą kochałam Dracona coraz mocniej. Wiedziałam, że już nigdy nie pozwolę mu odejść.
Potrzebowałam czasu, by zrozumieć ile ten człowiek dla mnie znaczył. Gdy miałam go tylko dla siebie nie byłam w stanie tego docenić. Fakt, że posiadam istnego Anioła dotarł do mnie dopiero teraz. Na szczęście na tyle wcześnie, że mogłam to wszystko odbudować.
Na tyle wcześnie, że mogliśmy naprawić to razem.
***
Cisza, która między nami zapanowała, nie była niezręczna. Każde z nas myślało o tym, co było, jest i będzie. Nie widzieliśmy powodu, by sobie przeszkadzać. Prędzej czy później i tak dotrzemy do momentu, w którym wyobrażenia nam nie wystarczą. I właśnie wtedy trzeba będzie przerwać ciszę, by nowymi siłami odbudowywać to, co dawniej nazywałem zaufaniem.
Na miłość boską, jak ja ją kochałem! To, w jaki sposób moje serce reagowało na jej widok było czymś niesamowitym. Czasem swoim biciem sprawiało mi ból. Ale nie przeszkadzało mi to. Wiedziałem, że ten rodzaj bólu nie jest zły. Cieszyłem się za każdym razem, gdy przychodziła do mojego pokoju. Gorące, czerwcowe noce, wspaniałe, kuszące wino i ona. Piękna, delikatna i całkowicie moja. Uwielbiałem ją wtedy oglądać, gdy przy świetle księżyca szeptała mi do ucha najwspanialsze słowa „kocham cię”.
Uniosłem wzrok na twarz Hermiony. Patrzyła na mnie z niewyobrażalnymi pokładami Miłości. Czy mnie kochała? Wiedziałem, że tak. Czy żałowała? Byłem tego pewien.
Zdałem sobie sprawę, że była gotowa zrobić dla mnie wszystko. I właśnie wtedy zapragnąłem ją pocałować. Tak, jak dawniej. Tak, jak kiedyś. Wiedziałem jednak, że to nie był właściwy moment.
Mimo uczucia, jakim ją darzyłem, nie byłem pewien czy jestem gotowy.
Miłość bez zaufania nie istnieje.
- Mam nadzieję – zacząłem bardzo cicho – że u ciebie wszystko w porządku. – Spojrzałem jej w oczy, starając się odnaleźć Hermionę, której dawniej oddałem serce.
Była tam, głęboko na dnie, stłamszona strachem i niepewnością. Widziałem ją w każdym niepewnym mrugnięciu.
Boże, jak bardzo chciałem by wróciła! Jednak ona miała zgoła inne plany.
- Nie narzekam. – Odparła powoli – A u ciebie?
***
Zastanawiałam się o czym myśli Draco. Od momentu, gdy się do mnie przysiadł, ani razu nie poruszyliśmy tematu związku. Owszem, nasza rozmowa nie była zbytnio… porywająca, co jednak nie oznaczało, że nie należała do tych z gatunku ważnych. Powiem więcej - dla mnie - każde jego słowo było czymś naprawdę wyjątkowym.
Dawniej zdarzało mi się wątpić w uczucia chłopaka. Miałam pewne obawy czy jest on w stanie odwzajemnić Miłość, którą go obdarzyłam. Ale Draco okazał się bardziej dojrzały emocjonalnie ode mnie. I teraz mogłam powiedzieć, że dawniej, to ja nie mogłam pokochać go na tyle mocno, by nie czuł się odrzucony.
To ja okazałam się tą niestabilną uczuciowo gówniarą. Nie on.
- Draco? – Wyszeptałam, próbując pochwycić jego spojrzenie.
Niestety, doskonale go unikał. Westchnęłam z irytacją, naprawdę miałam dosyć tej gry. To wszystko było ponad moje siły. Pomyślałam o tym, co niegdyś nas łączyło. Przecież to nie musiało tak się skończyć! Chwila… Klamka jeszcze nie zapadła! Możemy odbudować całe nasze życie od nowa, od zera…
Zacisnęłam ostatni raz powieki i zdeterminowana zaczęłam:
- Malfoy, popatrz na mnie, do cholery.
Podniósł głowę, a jego wzrok zatrzymał się na moich oczach. Przez chwilę mierzyliśmy się pełnym, nigdy nie wypowiedzianego, bólu spojrzeniem, aż w końcu nie wytrzymałam:
- Kocham Cię, ty pieprzony arystokrato! Kocham Cię bardziej, niż w dniu rozstania. Kocham Cię bardziej, niż liście jabłoni wiatr, niż ryba morską toń. Kocham Cię tak bardzo, że aż mnie to boli… - Zacisnęłam zęby, by nie wybuchnąć szlochem.
Nie chciałam, żeby był ze mną ze względu na wyrzuty sumienia. Musiałam mieć pewność, że uczucia, jakimi mnie darzył nie uległy zmianie. Zmienił się od czasów szkoły, ale nadal był Malfoyem. Mógł znaleźć sobie inną ukochaną. Dlaczego miałby tak beznadziejnie kochać dziewczynę, która go odrzuciła?
Zamknęłam z przerażeniem oczy.
***
Jej przymknięte powieki i drżące, od targających emocji, usta wywołały we mnie silne podniecenie. Pragnąłem Hermiony, jak nigdy wcześniej. Przekrzywiłem na bok głowę, była taka piękna!
Gęste, brązowe loki, opadające z wdziękiem na szczupłe ramiona i ta filigranowa budowa ciała. Wielu moich znajomych nie uważało jej za „ideał piękna”, ale każdy zgodnie przyznał, że miała w sobie to „coś”. Może była to długa, smukła szyja? Lub duże, czekoladowe oczy ukryte za kaskadą czarnych, wywiniętych rzęs? A może w końcu zapach jej rozbudzonego, gorącego ciała, kiedy, w geście nieopisanej rozkoszy, raz po raz przegryzała dolną wargę?
Kochałem tą dziewczynę. Kochałem ją o stokroć bardziej, niż każdy, żyjący na tym świecie, człowiek mógł sobie wyobrazić. I byłem tak cholernie dumny, że wybrała właśnie mnie.
Ostrożnie dotknąłem, leżącą na stole, dłoń Hermiony. Poczułem, jak cała zadrżała pod moim dotykiem. Uśmiechnąłem się lekko i uspokajająco ją ścisnąłem.
- Miona. – Powiedziałem ledwo dosłyszalnym szeptem. – Spójrz na mnie.
Może powinienem był to przemyśleć. Poczekać na rozwój wydarzeń, na kolejny ruch przeznaczenia. Jednak każdy dzień bez Hermiony był dla mnie zbyt bolesny. Każda, spędzona bez niej, chwila stracona, a każda sekunda bez dotyku jej ciała stawała się ogromną męką. Zbyt mocno ją kochałem, by czuć jakiekolwiek wątpliwości. Uwielbiałem ją, do cholery!
Powoli uniosła drżące powieki, a na jej twarzy wykwitł lekki rumieniec niepewności. Domyślałem się, co musiała czuć, więc jeszcze mocniej ją ścisnąłem.
- Nie bój się. – Posłałem dziewczynie lekki uśmiech, a ona w odpowiedzi wbiła we mnie zdumione spojrzenie.
Głęboko westchnąłem. Tak bardzo chciałem jej powiedzieć o swoich uczuciach. Przeprosić za każde złe słowo, gest i dzień. Miałem do siebie żal, że kiedykolwiek przeze mnie cierpiała.
- Kocham Cię, Granger, wiesz? – Powiedziałem swoim zwykłym, ironicznym głosem.
Nadejdzie jeszcze pora kiedy wszystko jej wynagrodzę. Mamy dużo czasu.
Z zaciekawieniem przyglądałem się reakcji dziewczyny.
Uśmiechając się przekrzywiła na bok głowę. Już dawno zauważyłem, że nieświadomie przejęła ten gest ode mnie. Lubiłem to. Powiem więcej, od jakiegoś czasu wydawało mi się to nawet dość perwersyjne.
- Malfoy, ty dupku. – wyszeptała, tłumiąc wesołość. – Dobrze wiesz jak mnie podejść.
Wbiłem w nią radosne spojrzenie. Nie zmieniła się. Była taka, jaką ją pokochałem. Pewna siebie, zdecydowana i niesamowicie seksowna. Nawet w głosie pozostała ta charakterystyczna, ponętna chrypka. Mój Boże!
Patrząc dziewczynie głęboko w oczy, powoli zacząłem masować przegub jej dłoni.
Z lekkim zażenowaniem spojrzała na resztę gości. No tak – zreflektowałem się – przez to wszystko zapomniałem, że jesteśmy w restauracji. Bez słowa wstałem od stolika, podałem jej dłoń i cicho wyszliśmy z pomieszczenia.
Nie potrzebowaliśmy słów. Obydwoje doskonale wiedzieliśmy dokąd doprowadzi nas, szalejące z emocji, uczucie. Niczym duchy przemierzaliśmy kolejne przecznice. Byliśmy jak cisi kochankowie, którym pozwolono stworzyć stały związek. Którym dano jeszcze jedną szansę.
Nie potrzebowałem do życia nic więcej, prócz niej. Nic więcej, prócz Hermiony.
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #373273 · Odpowiedzi: 39 · Wyświetleń: 34264

Nefretini Napisane: 12.09.2010 13:04


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


Opowiadanie bardzo mi się spodobało.
Romantyzm(którego osobiście nienawidzę! Efekt urazowy po kilku przesłodzonych fickach) w parringu DH zawsze był dla mnie czymś zupełnie idiotycznym.
Ale cóż, przeczytałam twój tekst i chyba powoli zmienię zdanie. smile.gif Polubiłam twojego Malfoya. biggrin.gif A błędów nie znalazłam.
Pozdrawiam,
Nef! smile.gif
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #373018 · Odpowiedzi: 12 · Wyświetleń: 29809

Nefretini Napisane: 12.09.2010 12:58


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


Uwielbiam, uwielbiam i jeszcze raz uwielbiam twoje opowiadanie, kochana!
Przeczytałam całe w pół godziny i stwierdziłam, że jest to kolejny tekst, od którego się uzależniłam. blink.gif
No, ale cóż, takie życie nieszczęsnych autorek. biggrin.gif

Chyba rozumiem Hermionę. I nie dziwię się, że Draco ją pociąga. W końcu jest tajemniczy, seksowny... Ach! A Krum? Kurde, od dawien dawna go nie lubię. dry.gif

Pozostaje mi tylko błagać, abyś pożegnała Wiktorka jak najszybciej. smile.gif

Pozdrawiam, oczarowana rozdziałem,
Nef.
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #373017 · Odpowiedzi: 101 · Wyświetleń: 260821

Nefretini Napisane: 06.09.2010 20:26


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


Kurde, a ja tak czekałam na kolejny odcinek! Mam nadzieję, że szybko znajdziesz jakąś nową, chętną (i ambitną!) betę. smile.gif
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #372960 · Odpowiedzi: 24 · Wyświetleń: 23454

Nefretini Napisane: 06.09.2010 20:24


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


No wiem, wiem. Straciłam chwilowo serce do tego opowiadania, ale jak się zmotywuję, to będzie kontynuacja. Tylko ostrzegam, zmieniłam troszkę pomysł. Pierwsze rozdziały zostaną, ale główny wątek będzie inny. Zakład? Oklepane to jest przecież, jak cholera. smile.gif
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #372959 · Odpowiedzi: 31 · Wyświetleń: 46211

Nefretini Napisane: 06.09.2010 18:40


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


Mam już nawet napisaną IV część.
ale wiesz... nie ma komentarzy = nie ma kolejnego rozdziału tongue.gif
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #372954 · Odpowiedzi: 39 · Wyświetleń: 34264

Nefretini Napisane: 05.09.2010 22:42


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


Dobra, nie mam jak się skontaktować z Goshą, więc dodaję trzeci rozdział, bez uprzedniego zbetowania (przejrzała go moja koleżanka, także ktoś go wcześniej czytał).

Uwaga: w tym odcinku pojawia się mało kanoniczny Draco, jeśli ktoś ma uraz, radzę w tym momencie wyjść z opowiadania.

Miłego czytania!

Rozdział III

Love hurts…
but sometimes it’s a good hurt & it feels like I’m alive.
Love sings
when it transcends the bad things.
Have a heart & try me, ‘cause without love I won’t survive.

Incubus - Love Hurts

Po wyjściu Zabiniego jeszcze długo siedziałam pod drzwiami. Bardzo powoli dochodziło do mnie to, w jaki sposób się zachowałam: Może przesadziłam? Chyba nie powinnam była aż tak na niego naskakiwać… Ale z drugiej strony co on sobie myślał przychodząc do mnie w takiej sprawie?! Przecież to było oczywiste, że nie będę mu przytakiwać.
Do tej pory myślałam, że nasz związek był dość prywatną sprawą. Do głowy mi nie przyszło, że jego wielki przyjaciel mógł być tak poinformowany! Nawet ja nie mówiłam wszystkiego Gin. A on co? Z każdym pseudo problemem biegł od razu do niego! Jak jakiś pieprzony pies! Bo co? Draco – biedaczek – nie mógł sobie poradzić sam?
Złość mnie niemal zalewała. Nie wiele myśląc wykręciłam numer do Malfoya. Cisza… Jeden sygnał, drugi, trzeci. Nikt nie odpowiadał. Tylko wciąż to pieprzone oczekiwanie.
I gdy miałam już odkładać słuchawkę usłyszałam to „tak?”. I cichy, wątpliwy głos. Jego głos.
Po plecach przebiegły mi dreszcze, w głowie lekko zaszumiało, a palce trzymające słuchawkę zesztywniały.
- Słucham? – w jego głosie wyczułam irytację.
Wzięłam głęboki oddech i… Słuchałam. Chciałam coś powiedzieć, ale zrozumiałam, że nie potrafię. To było dla mnie za szybko. O wiele za szybko.
Zamiast tego stałam tak i wsłuchiwałam się w jego miarowy, cichy oddech.
On również stał. I również słuchał.

Kilka dni po incydencie z telefonem spotkałam się z Ginny. Wiedziałam, że tak naprawdę tylko jej mogę zaufać. Znałyśmy się już bardzo długo, a prawdziwa przyjaźń połączyła nas dwa lata temu, podczas wspólnych wakacji. Ona była wtedy z Harrym, a ja… No cóż, z Malfoyem.
- Zadzwoniłaś do niego i co? – zapytała, gdy po raz kolejny nie usłyszała odpowiedzi.
- No i nic… - odburknęłam patrząc ponad jej postać – Po prostu…
Gin znacząco chrząknęła, poczym spojrzała mi w oczy.
Miała w nich coś takiego, co nie pozwalało kłamać. Jakąś dziwną siłę, dzięki której przeglądała człowieka na wylot. Mimo lęku, jaki we mnie wzbudzała, zawsze prosiłam ją o pomoc.
Tak samo było tym razem. Nie mogłam się pozbierać przez trzy dni. Cały czas płakałam, w pracy wzięłam wolne. Nie byłam w stanie wstać z łóżka, a co dopiero pokazać się ludziom. Miałam dziwne wrażenie, że ta chwila ciszy była czymś więcej, niż nieporozumieniem. Czymś w rodzaju zaproszenia… Boże, jakie to trudne!
- Hermiona... – przyjaciółka wyrwała mnie z rozmyślań – Postaraj mi się o tym powiedzieć. Razem przez to przejdziemy.
Popatrzyłam w jej ufne, pełne ciepła spojrzenie i nie wytrzymałam: rozpłakałam się jak małe dziecko. Przez kilka tygodni udawałam przed całym światem, że jest spoko. Że rozstanie z Draconem wcale mnie nie dotknęło. Ale to była nieprawda. Nie mogłam się opanować… Chodziłam do „naszych” knajpek, odwiedzałam ulubione ławki i parki. Sama sobie zadawałam ból, ale właśnie tego potrzebowałam. Miałam nadzieję, że może go tam spotkam… I porozmawiam. Nie ważne o czym. Chciałam wiedzieć, że jest szczęśliwy, nie potrzebuje pomocy… W odróżnieniu ode mnie samej.
Ale ilekroć krążyłam znanymi alejkami, siadałam przy pamiętnych stolikach, nigdy go nie widziałam. Czyżby domyślił się, że będę tam na niego czekać? A może specjalnie tam nie chodził? Może wcale tego nie potrzebował? Przebolał już stratę i spotykał się z kolejną?
Nie mogłam znieść tych myśli. Jakaś inna kobieta miała całować… jego? Mojego mężczyznę?
Ale przecież Draco nie był już mój. Sama do tego doprowadziłam.
Odwróciłam wzrok na miejsce Ginny, ale już jej nie było. Zostawiła tylko parę słów na czerwonej, kosztownej serwetce:
„Przemyśl to sama. Jak coś, to znasz mój numer. Kocham cię, Gin.”
Uśmiechnęłam się lekko, zapłaciłam i zamyślona opuściłam restaurację.
***
Draco Malfoy wcale nie był w lepszym stanie. W przeciwieństwie do Hermiony, poszedł do pracy, ale szybko został wysłany na „przymusowy urlop prezesa”. Zabini osobiście dopilnował, by znalazł się we własnym łóżku, a nie, jak ostatnimi czasy bywało, w jego.
Ale arystokrata wcale nie miał ochoty na drzemkę. Zamiast tego poszedł do jednego, z niegdyś lubianych, barów. Zajął swoje zwykłe miejsce, zamówił szklaneczkę ginu z tonikiem i myślał.
Przez głowę, niczym burza, przeleciały mu najważniejsze wydarzenia z najbliższych dwóch lat. Niegdyś błahe kłótnie z Hermioną, teraz wydawały mu się niezwykle ważne. Wspólne śniadania nabrały głębszego znaczenia, a nocne eskapady na miasto okazały się być niemalże święte.
Tak, Draco Malfoy cholernie cierpiał i nie potrafił sobie z tym poradzić. I jeszcze ten telefon. Wiedział, że to była ona – jakże mógłby się nie domyśleć? Ten cichy oddech rozpoznałby na końcu świata! A najgorsze jest to, że zabrakło mu odwagi, by cokolwiek powiedzieć. Po prostu stał tak i słuchał. Przez półgodziny starał się wykrztusić choćby słowo, aż ona odłożyła słuchawkę.
Równo z urywanym sygnałem zakończonego połączenia, odeszła kolejna szansa pojednania. Albo chociażby krótkiej rozmowy. Żadne z nich nie umiało przełamać bariery ciszy. W tym wypadku tak bardzo gęstej.
***
Nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić postanowiłam ostatni raz pójść do „naszej” restauracji. A nóż spotkam tam Dracona?
Z zapamiętaniem przemierzałam kolejne, dzielące mnie od baru, przecznice. Doskonale znałam tą drogę, tak wiele razy pokonywałam ją z ukochanym! Czasem zdawało mi się, że doszłabym na miejsce z zamkniętymi oczyma.
Po jakimś czasie dotarłam do przeszklonych drzwi, oddzielających lodowate podmuchy grudniowego wiatru, od ciepłego wnętrza knajpy. Przekraczając próg uśmiechnęłam się pod nosem, tak, właśnie tego było mi teraz trzeba.
Od mojej ostatniej wizyty wystrój nie wiele się nie zmienił. Sufit w dalszym ciągu uginał się pod ciężarem mosiężnych lamp, ściany pokryte były czerwoną tkaniną, a podłoga tanim linoleum.
Popatrzyłam na gości, każdy z nich wyglądał, jakby właśnie doświadczył największej tragedii w życiu. Czyżby ta knajpa przyjmowała tylko takich ludzi? Nieszczęśliwych? Może to jej zła aura sprawiała, że podłamani Londyńczycy w każdej wolnej chwili przychodzili właśnie tutaj?
I jak długo to trwa? Czy przez tą restaurację zniszczył się mój związek z Malfoyem? Może wywierała na nas jakiś negatywny wpływ, gdy zapatrzeni w siebie, raz po raz przekraczaliśmy jej próg?
Westchnęłam z irytacją i skierowałam spojrzenie na odległy stolik. Zatopiony w mroku był ledwo zauważalny. Siedziała przy nim jedna osoba. Początkowo ciężko mi było nawet określić, czy jest kobietą, czy mężczyzną. Wytężyłam wzrok i zamarłam. Pod ścianą, niedaleko wyjścia siedział blond włosy chłopak, o jasnej, matowej cerze i głębokich, niebieskich oczach.
Kilkakrotnie zamrugałam, dotknęłam czoła. Nic, nie miałam gorączki, omdlenie mi nie groziło.
A więc to on. Mężczyzna, dla którego przychodziłam tu dzień w dzień. Parsknęłam z irytacją, byłam żałosna. Przychodziłam tu, bo wiedziałam, że i tak go nie spotkam. Byłam wręcz pewna, że on już dawno o mnie zapomniał. Odwiedzałam to miejsce, bo czułam moralnego kaca. To było coś w rodzaju odkupienia za grzechy młodości.
Zrobienie paru rzeczy i zagłuszenie sumienia.
Nie byłam przygotowana na rozmowę z chłopakiem. Skąd mogłam wiedzieć, że akurat dzisiaj go spotkam? Tyle razy tu byłam i nic. Przez chwilę pomyślałam nawet o ucieczce. Jednak to byłoby co najmniej idiotyczne. Po pierwsze pokazałabym w ten sposób, że jestem zwykłym tchórzem. Po drugie on i tak by mnie zobaczył.
Koniec końców postanowiłam się w niego wpatrywać. Jeśli mnie kochał powinien wyczuć spojrzenie. Poza tym było to najlepsze co mogłam w tej, i tak już żenującej, sytuacji zrobić.
No i cóż, długo czekać nie musiałam. Już po chwili nasze spojrzenia się spotkały. Po raz pierwszy od trzech tygodni ujrzałam jego zniewalające oczy.
I zrozumiałam, że odchodząc od niego, popełniłam największy błąd w moim życiu.
Wszystkie dni od naszego rozstania stały się nieważne. Momentalnie zapomniałam o tym, co mu zrobiłam.
Przez czas samotności zdążyłam wiele przemyśleć. Zrozumiałam, że bez Dracona moja egzystencja nie ma sensu. Nie potrafiłam bez niego funkcjonować, w ciągłości życia brakowało mi jakiegoś istotnego spoiwa, które wszystko by złączyło.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że tym spoiwem jest, nie kto inny, jak Malfoy.
Ten Maloy, który znęcał się nade mną przez wszystkie lata szkoły. Ten Malfoy, którego wprost nienawidziłam. Ten Malfoy, który dawniej uratował mi życie…
Na jego ustach nie pojawił się nawet cień uśmiechu. Zamiast tego powoli wstał i podszedł do mojego stolika. Patrzyłam z uwielbieniem, jak się porusza. W tym momencie byłam gotowa obdarzyć go miłością nieskończoną. Tą jedyną i niepowtarzalną.
Stanął przede mną i z lekkim zażenowaniem spojrzał na dekolt. Wiedziałam, że nienawidził tej bluzki. Możliwe, że wybrałam ją podświadomie. Czyżbym znowu chciała go do siebie zrazić?
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #372952 · Odpowiedzi: 39 · Wyświetleń: 34264

Nefretini Napisane: 05.09.2010 11:10


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


wysłałam Ci na mejla trzeci rozdział w dniu, w którym dodałam poprzedni post. nie dostałaś? dry.gif

edit. dokładnie odcinek poszedł 31 sierpnia o godzinie 10:28 biggrin.gif
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #372949 · Odpowiedzi: 39 · Wyświetleń: 34264

Nefretini Napisane: 31.08.2010 10:35


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


O matko boska!
Jakże się dzisiaj ucieszyłam, gdy wpisałam adres forum i mi się ono otworzyło. biggrin.gif

Nie wiem, wam też nie wchodziło przez wakacje? Koniec świata po prostu.

Już dawno, dawno, dawno byłby nowy odcinek, gdyby nie fakt, że nie miałam kontaktu z Goshą... cry.gif

A teraz muszę tylko czekać, aż przeczyta trzeci rozdział i wklejam! smile.gif

Wszystkim nie chodziło, ale już chodzi.
P.
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #372911 · Odpowiedzi: 39 · Wyświetleń: 34264

Nefretini Napisane: 14.07.2010 21:33


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


Bety nie mam - nie wiem, czy bede cierpliwym sluchaczem i z pokora przyjmowac ciagla krytyke . ; D mozemy zaryzykowac, jak chcesz... ; p

boze, im dluzej czytam ten drugi rozdzial, tym wiecej bledow wylapuje.

pozdrawiam, Nef. biggrin.gif biggrin.gif
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #372805 · Odpowiedzi: 39 · Wyświetleń: 34264

Nefretini Napisane: 12.07.2010 21:44


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


Obiecuje, ze dodam w najblizszym czasie, okej ? smile.gif *

* nie mam polskich znakow, poniewaz chwilowo korzystam z angielskiego windowsa.
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #372787 · Odpowiedzi: 39 · Wyświetleń: 34264

Nefretini Napisane: 11.07.2010 21:06


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


Gosha, masz rację. Przyznaję, że ta scena rozmowy Hermiony z Blaisem nie poszła mi najlepiej blush.gif .
Ale postaram się poprawić! Obiecuję. smile.gif

pozdrawiam, Nef.
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #372780 · Odpowiedzi: 39 · Wyświetleń: 34264

Nefretini Napisane: 03.07.2010 23:58


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


Obiecuję, że wrzucę trzeci rozdział.
Jednego możecie być pewne: Skończę to opowiadanie. Na sto procent! ; )

Muszę poprawić resztę odcinków - zmieniłam trochę pomysł i tyle. ; )
pozdrawiam, Nef.
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #372716 · Odpowiedzi: 39 · Wyświetleń: 34264

Nefretini Napisane: 01.07.2010 13:01


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


1:35-1:41. Nie rozumiem zupełnie tej sceny. Kiedy Voldemort miał się spotkać z Potterem, w takiej sytuacji? Wydaje mi się, że ten moment jest bez sensu.
  Forum: Harry Potter · Podgląd postu: #372697 · Odpowiedzi: 530 · Wyświetleń: 115550

Nefretini Napisane: 21.06.2010 21:32


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


podoba mi się. i to nawet bardzo. ; )
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #372630 · Odpowiedzi: 10 · Wyświetleń: 13103

Nefretini Napisane: 05.06.2010 09:47


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


Okej, fanfiction- wszystkie chwyty dozwolone.
Tylko może troszkę... Realizmu, co? Nie jestem wielką fanką kanonizmu(co widać w opowiadaniach biggrin.gif), jednak jakieś pozory można chyba zachować.
Nie wiem, tak mi się wydaje. Poza tym w ficku wszystko wygląda na takie, hmmm, naciągane? Jeny, nie wiem jak to nazwać. Po prostu ciężko jest mi sobie wyobrazić Hermionę, która ma dziecko z przyjacielem swojego ukochanego i na dodatek nic mu o tym nie mówi. Przyznam, że to trochę dziwne.
Pozdrawiam, Nef(Podoba mi się to zdrobnienie, Gosha!).
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #372538 · Odpowiedzi: 9 · Wyświetleń: 10185

Nefretini Napisane: 05.06.2010 09:34


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


Skoro nie mieści się w głowie, to takie rozwiązanie musi być rzadko spotykane, czyli może moje opowiadanie będzie chociaż trochę oryginalne. biggrin.gif

wiem, wiem, mądry tok rozumowania jest podstawą.

Pozdrawiam i dziękuję, Nef.
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #372537 · Odpowiedzi: 39 · Wyświetleń: 34264

Nefretini Napisane: 02.06.2010 23:29


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


Wydaje mi się, że tekst powinien być zrozumiały zarówno dla autora, jak i dla czytelnika.
A ja chyba nie rozumiem tego dialogo - opowiadania. blink.gif

Bo tutaj:
QUOTE(Muchomorek @ 14.03.2010 20:37)
- Dlaczego to robisz?
- Niby co?
- To co zwykle?
- Nadal nie rozumiem. Możesz jaśniej?
- Dlaczego znów siedzisz i patrzysz tak… niewidzącym nic wzrokiem?
- Musimy do tego wracać?
- A dlaczego nie?
- Bo nie mam ochoty?
- Kultura wymaga, że nie powinno odpowiadać pytaniem na pytanie.
- Chrzanisz, Zee.
- O!
- Co znowu?
- Powiedziałeś do mnie tak jak kiedyś! To miłe, wiesz?
- Serio?
- Nie.
- Wkurwiasz mnie. Naprawdę. Wyjdź dopóki nie zrobiłem ci krzywdy.
- Nie boję się ciebie.
- Serio?
- Serio, serio.
- Wyjdź!
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo gdy wyjdę znów tego spróbujesz.
- Czyżby? Skąd ty możesz to wiedzieć?
- Życie Smoku.
- …
- Dobra.
- Nie rozumiem?
- Idę. Jakby co zadzwoń mój numer masz.

*



myślałam, że Malfoy(dopiero pod koniec fragmentu zdałam sobie sprawę, że to on blink.gif ) rozmawia z jakąś laską... biggrin.gif

Hmmm.... Smith i Draco. Ale sama powiedziałaś, że zapomniałaś do jakiego domu należał Zachariasz. ok. ; ]

Ogólnie pomysł całkiem fajny(chociaż trochę odbiega od wszechobecnego parringu Draco/Hermiona biggrin.gif), ale dopracowanie... Kurde, wydaje mi się, że nad tym nie posiedziałaś(takie mam przynajmniej wrażenie po przeczytaniu). Co do łączenia dwójki przyjaciół w łóżkowe sprawy... Ech, pozostawię to twojej fantazji, aczkolwiek mi się to nie podoba(chyba zboczenie DH blush.gif ).
Także Muchomorku, dobrze życzę na przyszłość, naprawdę! ; ) czekolada.gif

Nadia vel Ariana: o zgrozo, zapomniałam o kanonicznych postaciach od Rowling, naprawdę! W móżdżku mam zakodowane, że Malfoy jest podstępnym, cynicznym, seksownym draniem, a Ron, to taka "przeszkadzajka". laugh.gif
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #372518 · Odpowiedzi: 9 · Wyświetleń: 10185

Nefretini Napisane: 01.06.2010 21:51


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


Nie koniecznie Hermiona jest nieczuła, a Draco taki biedny i bezbronny. ; )
Zależało mi po prostu na tym, żeby pokazać, że każdy z nas ma w sobie coś z "dobrej" i "złej" osoby. evil.gif
i chyba mi się udało, skoro to zauważyłaś .
Dzięki i pozdrawiam. : ]
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #372499 · Odpowiedzi: 39 · Wyświetleń: 34264

Nefretini Napisane: 30.05.2010 00:21


Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.
Nr użytkownika: 13412


Wiem, że długo nie było dalszego ciągu, ale miałam problemy z laptopem. Ale już jest okey i dodaję. biggrin.gif

Rozdział pisałam przy piosence Guns N' Roses - Estranged.

Rozdział II
"I don't know how you're s'posed
To find me lately,
An what more could tou ask from me...
How could you say that I never needed you,
When you took everything.
Said, you took everything from me."


Dwa tygodnie później.

Szłam właśnie na rozmowę w sprawie pracy. Czwarty raz w tym tygodniu. W sumie niewiele myślałam o rozstaniu z Draconem. Od pamiętnego dnia zjawił się u mnie tylko raz - chciał zabrać swoje rzeczy. Nie wiem ile był, wyjechałam wtedy do rodziców. Domyślam się jednak, że na mnie czekał. To takie oczywiste.
Z biegiem czasu - o zgrozo, to zaledwie dwa tygodnie - dochodziła do mnie słuszność tej decyzji. I mimo, że w chwili zerwania skłonna byłam błagać go o wybaczenie, już następnego dnia stopniowo wracał mi rozsądek.
Czy czasem żałuję swojej decyzji? Owszem i to nawet częściej niż może się wydawać.
Ale szybko odpycham od siebie te myśli. Nie mam czasu się nimi przejmować. Ani teraz, ani jutro. Nigdy.

Samochody gwałtownie przecinały kolejne skrzyżowania, ludzie w dalszym ciągu nieudolnie udawali, że jesienna słota ich nie dobija. Mi się tego teatrzyku odechciało i gdy kolejny raz w tym miesiącu jakiś debil ochlapał mój czerwony trencz nie wytrzymałam i zaczęłam krzyczeć. Krzyczałam wszystko, co mi ślina na język przyniosła. Może nawet wydałam na światło mugolskiego słońca świat czarodziejów… Nie wiem, nie obchodzi mnie to.
Poza tym zamiast słońca, na niebie były ciężkie, szaroczarne chmury deszczowe.
Spojrzałam na miejsce przyszłej pracy - potężny wieżowiec w centrum Londynu, z przeszklonymi szybami i ochroniarzami przed wejściem. Wyjęty jakby żywcem z amerykańskiego filmu o pięknych i bogatych.
Boże, aż mi się niedobrze zrobiło. Co ja, do cholery, tu robię?!
Jakiś postawny mężczyzna popchnął mnie w przejściu na tyle mocno, że wypadły mi z rąk papiery. Zbierając karty z podłogi zastanawiałam się nad słusznością swojej decyzji. Czy powinnam tu być? Czy praca za biurkiem doprowadzi do mojego spełnienia? A może robię to wszystko tylko po to, by zapomnieć o Draconie? Westchnęłam cicho, poczym zagryzłam wargę i gwałtownie się podniosłam. Od razu uderzył mnie odór sterylności mugoli i pseudo- postmodernistyczny wystrój wnętrza.
Gdy przechodziłam kolejnymi korytarzami, a koszmarne żarówki drażniły moje źrenice, miałam ochotę zniknąć.
Nie, nie chodzi tu o moją pewność siebie, mam raczej na myśli fakt, że wcześniej każdą pracę dostawałam ze względu na wyniki w szkole. A tutaj? Przecież nie pokażę nikomu zaświadczenia z Hogwartu i referencji z Ministerstwa Magii, mimo, że takowe posiadam.
Z każdym kolejnym krokiem robiło mi się coraz bardziej niedobrze. Żołądek zatrzymał się gdzieś w okolicach przełyku i za nic nie chciał opaść.
Przeklęłam w duchu swoją skłonność do plecenia głupot w stresowych sytuacjach. Domyślałam się, że mogę wypaść gorzej niż inne zainteresowane. A mimo to stawiłam się na tą rozmowę. W końcu nazywam się Granger, do cholery i nie jestem tylko kolejną, czyhającą na ciepłą posadkę, pustą laską!
Na miłość boską!

***

W tym samym czasie, w południowej części Anglii pewien arystokrata bardzo poważnie rozważał pewną czynność. Od jakiegoś czasu ściskał w dłoni słuchawkę telefonu i za nic nie chciał jej odłożyć, a tym bardziej wykorzystać.
O tak, Dracon Malfoy był bardzo zdenerwowany, a brak zdecydowania tylko wzmagał jego złość.
- Zadzwoń do niej.
Blaise Zabini - jeden z niewielu „zaufanych” ludzi blondyna, powtarzał jedno polecenie od godziny. Naprawdę zależało mu na szczęściu przyjaciela, nawet jeśli wiązała się z tym przyszłość z Granger.
Dzień wcześniej Malfoy nawiedził go w domu, w dość jednoznacznej sytuacji i uraczył cudowną historią zakończenia związku. Jak na wiernego druha przystało, już kilka godzin później Zabini siedział w gabinecie kumpla i zmuszał go do wykonania telefonu.
- Malfoy, jak zaraz do niej nie zadzwonisz, to ja to zrobię. - warknął, powoli tracąc cierpliwość.
- Do cholery, a jeśli teraz nie może rozmawiać?!
- To zadzwonisz później. - odparł Blaise z wszechwiedzącą miną. - Po prostu szukasz wymówki, bo się boisz.- dodał po chwili, poprawiając sobie krawat.
Draco popatrzył na niego z żądzą mordu w oczach. On nic nie rozumiał! To nie było takie proste, jak mogło się wydawać! Miał do niej zadzwonić. P i e r w s z y.
Tak, jakby mu w jakimś stopniu zależało…
A zależy? Owszem i to bardzo. Od czternastu dni zbierał się na ten telefon. Miał zadzwonić wczoraj, ale po wykręceniu numeru szybko odłożył słuchawkę i pojechał do Zabiniego. Przegadał z nim praktycznie całą noc, wypił trzy butelki szkockiej i… Nadal się bał.
Zachowywał się jak zwykły, pospolity mugol! W takich sytuacjach zapominał, że jest Malfoy’em. Nie miało to dla niego znaczenia. Z drugiej strony przyznanie do błędu było tak ciężkie i niewyobrażalnie upokarzające… Czasami myślał, że znajduje się w jakimś pieprzonym kręgu, z którego każde wyjście jest złe. Balansował po między upokorzeniem a druzgocącą porażką. I co w tym wypadku jest lepsze?
- Nie mogę. - powiedział, po jakimś czasie. - Nie dam rady.
Zirytowany Zabini z impetem uderzył w blat biurka, a szklanka ze szkocką niebezpiecznie się zachwiała.
- Dumbledore by przy tobie stracił cierpliwość, do jasnej cholery! – warknął, poczym podszedł do kumpla. – Słuchaj Malfoy, jeśli zaraz nie weźmiesz się w garść, to osobiście cię do niej zaprowadzę. – W oczach chłopaka można było dostrzec niepokojące ogniki.
Draco mimowolnie się wzdrygnął.
Nie miał ochoty na spacery do domu Hermiony. Nie był nawet pewny, czy mieszka w tym samym miejscu.
I nagle poczuł się strasznie samotny i smutny. Jedyna osoba, na której mu zależało, była gdzieś tam, daleko. W świecie, do którego on nie ma już wstępu.

***

- A więc witam panią na pokładzie, panno Granger! - powiedział postawny mężczyzna, w czarnym, dopasowanym garniturze.
Uścisnęłam dłoń swojemu nowemu szefowi. Byłam z siebie dumna. O to pokazałam światu, że jestem w stanie coś osiągnąć, bez niczyjej pomocy i wsparcia. Nie potrzebowałam już Malfoy’a, potrafiłam sama za siebie zadecydować i cholernie dobrze się z tym czułam.
Z szerokim uśmiechem na ustach opuściłam nowe miejsce pracy. Złapałam taksówkę i pojechałam prosto do domu.

Zdążyłam zaledwie zaparzyć sobie kawę i wziąć krótki prysznic, a już usłyszałam natarczywe pukanie do drzwi. Przeklinając w duchu, na czym świat stoi, zarzuciłam na siebie krótki szlafrok i otworzyłam drzwi.
W progu stał nie kto inny, jak Zabini - wielki przyjaciel Malfoy’a i mój dawny kolega.
- Blaise? - powiedziałam, przyglądając mu się z niemałym zaciekawieniem.
- Cześć Hermiona. - uśmiechnął się do mnie i pocałował w policzek.
- Cześć, cześć… Wchodź! - wpuściłam go do środka.
Przyjrzałam mu się uważnie: wyglądał nienajlepiej - miał podkrążone, zmęczone oczy i lekko przetłuszczone włosy. Zaczęłam się zastanawiać co sprawiło, że ten, zawsze doskonale wyglądający facet, był teraz w takim stanie.
„Może jest poważnie chory? Albo ktoś zmarł?”
Blaise usiadł na kanapie w salonie, a ja podałam mu kawę. Przez chwilę siedzieliśmy w zupełnej ciszy, co jakiś czas spoglądając na siebie z lekkim zainteresowaniem. W końcu nie wytrzymał:
- Musisz wrócić do Dracona.
Ze zdziwienia zakrztusiłam się kawą.
- Że co?!
Zabini splótł z zakłopotaniem palce i powtórzył:
- Musisz dać mu drugą szansę, Hermiona. Musisz, słyszysz?
Uniosłam wysoko brwi, to co mówił zupełnie nie mieściło mi się w głowie.
Ja? Mam wrócić do Malfoy’a? Dobre żarty!
Wzięłam głęboki oddech i odparłam:
- Słuchaj, Zabini. To, co było między mną a twoim przyjacielem, to sprawa zamknięta, okey? - urwałam na chwilę. – I nie chce mi się o tym w ogóle gadać.
- Ale ty nie wiesz, co się z nim dzieje! - przerwał mi, już nieźle wkurzony. - Ty nie wiesz co on od dwóch tygodni wyprawia!
- I jakoś mało mnie to obchodzi. – odwarknęłam czując, że zaraz po prostu go wyrzucę.
Jak on śmiał w ogóle do mnie przychodzić? I to jeszcze w takiej sprawie! Zrobiło mi się cholernie przykro. Nie sądziłam, że Draco posunie się do takich… metod.
- Hermiona, ja naprawdę nie przyjechałem do ciebie po to, żeby się kłócić…
- To super, co słychać w pracy? - przerwałam mu z jadowitym uśmiechem.
Blaise posłał mi miażdżące spojrzenie.
- Nie przerywaj mi. Chodzi o to, że Draco od waszego zerwania chce do ciebie zadzwonić, ale się boi. Myśli, że go już nie chcesz, a to przecież nieprawda… - mówił cicho i spokojnie. - Wiem, że nadal się kochacie.
- A skąd ty to możesz wiedzieć, co?! - warknęłam, próbując powstrzymać narastającą złość. - Spowiadał ci się?!
Zabini chłodno się uśmiechnął. Był naprawdę cholernie pociągającym facetem.
- Akurat na temat waszego związku wiem… Wszystko. Draco wiele mi o was mówił.
Momentalnie zaprzysięgłam sobie, że rozmówię się na ten temat z Malfoy’em zaraz po wyjściu tego strasznego, byłego ślizgona.
- Dobra, Zabini. - powiedziałam siląc się na spokój. - Jeśli nie masz mi nic więcej do powiedzenia, to właściwie możesz już sobie iść. Nie mam ochoty na ani minutę więcej w twoim towarzystwie i radzę ci, żebyś mnie omijał przez najbliższe dziesięć lat, bo gotowa jestem użyć wobec ciebie przemocy. - wygłosiłam swoją tyradę, po czym otworzyłam mu drzwi.
Chłopak chwycił z wieszaka swoją kurtkę, a wychodząc powiedział:
- Granger, dziecko drogie, ty go za bardzo kochasz, żeby się dłużej okłamywać.
Wypchnęłam go ze swojego domu i zsunęłam po drzwiach na podłogę. Miałam ochotę zabić Malfoy’a. Jak on mógł?! Jak mógł poprosić Zabiniego, o to, żeby do mnie przyszedł z taką prośbą?! I dlaczego mu o wszystkim mówił?! Nie wystarczałam mu?

Czułam się strasznie. Po policzkach płynęły mi łzy. Draco kolejny raz mnie oszukał.
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #372461 · Odpowiedzi: 39 · Wyświetleń: 34264

2 Strony  1 2 >

New Posts  Nowe odpowiedzi
No New Posts  Brak nowych odpowiedzi
Hot topic  Gorący temat (Nowe odpowiedzi)
No new  Gorący temat (Brak nowych odpowiedzi)
Poll  Sonda (Nowe odpowiedzi)
No new votes  Sonda (Brak nowych odpowiedzi)
Closed  Zamknięty temat
Moved  Przeniesiony temat
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 01.05.2024 21:12