Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Dorosła Hermiona, banalny tytuł, niebanalny tekst

etusia
post 20.11.2014 20:31
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 6
Dołączył: 07.11.2008




Witam po bardzo, bardzo długiej przerwie od pisania. Może niektórzy pamiętają jeszcze moją jednopartówkę "Bez słów" znajdującą się w tym dziale, a dla tych którzy mnie nie znają bądź nie pamiętają, pragnę tylko słowem wstępu powiedzieć, że kocham pisanie. Szczególnie z uwzględnieniem paringu HG/DM. Dlatego chciałabym wszystkich, którym będzie chciało się czytać, uraczyć tym opowiadaniem. Postaram się, żeby nie było nudno i banalnie. Rozdziały w miarę możliwości będę się starała dodawać regularnie. Dla ciekawych ogólnego zarysu historii zapraszam na trailer do opowiadania: http://youtu.be/ok7mwopA4Tg
Pozdrawiam!


~*~

Rozdział I

- Ron, mógłbyś mi pomóc?

Młoda kobieta ciągnęła wzdłuż peronu ciężką walizkę i próbowała nadążyć za swoim mężem.

- Po co brałaś tyle rzeczy Hermiono? – mężczyzna nazwany Ronem odwrócił się, zatrzymał i zaczekał na swoją żonę. Wziął jej walizkę i ponownie ruszył przed siebie. Dziewczyna zmarszczyła nos i złożyła ręce na piersi. Patrzyła jak Ron znika w tłumie ludzi. Wiedziała, że dawno nie widział się ze swoim najlepszym przyjacielem Harrym, ale to jeszcze nie był powód dla którego mógł ją tak bezkarnie potraktować. Cóż, zamierzała odegrać się na nim później. Była teraz w zbyt dobrym nastroju, by teraz się z nim kłócić.

Spojrzała w bok i przyjrzała się szkarłatnej lokomotywie ciągnącej pociąg Hogwart Express. W jej oczach zabłysły łzy, kiedy oddała się wspomnieniom wszystkich minionych lat, kiedy wsiadała do jednego z wagonów na peronie w Londynie by wysiąść w Hogwarcie i spojrzeć na zamek, który był przez ten czas jej domem. Teraz jest już dorosłą kobietą, założyła rodzinę. Ale po raz kolejny będzie jej dane odbyć tę podróż. Znów będzie mogła usiąść w jednym z przedziałów i spoglądać na te same pola i lasy mijane po drodze.

Gdy pierwszy raz pojawiła się na peronie numer 9 i 3/4 pociąg wydawał jej się bajką, magicznym tunelem do krainy snów. Bała się uszczypnąć, bo wtedy mogła by się obudzić i już nigdy nie zobaczyć pociągu, który miał ją zawieźć na początek najwspanialszej przygody jej życia.

To w Hogwarcie spotkała najcudowniejszych przyjaciół, obecnego męża i spędziła najlepsze lata swojej młodości. Jednak życie było by zbyt monotonne, gdyby wszystko układało się jak w bajce. Dlatego dość szybko przekonała się, że jednak nie śni. Poza serdecznymi przyjaciółmi, spotkała też wrogów. Ludzi, przez których wylała morze łez i zszarpała tyle nerwów, że w tej chwili nie była już nawet w stanie sobie tego wyobrazić.

Nagle jej wspomnienia przerwane zostały przez donośny dźwięk lokomotywy oznajmiający, że za chwilę nastąpi odjazd. Otrząsnęła się ze swych myśli i pognała w kierunku wejścia, z którego wychylał się i machał ponaglająco ręką Ron. Wskoczyła do środka i po chwili pociąg ruszył.

- Harry! – ucieszyła się Hermiona i z całej siły przytuliła się do najlepszego przyjaciela.

- Hermiono – Harry równie mocno odwzajemnił uścisk. Tak, Harry Potter, Chłopiec Który Przeżył i prawdopodobnie jedyna osoba na ziemi, która była w stanie pozbyć się Lorda Voldemorta. Ten sam Harry Potter, który zaledwie rok temu ożenił się z Virginią Weasley, młodszą siostrą Rona.

- Kopę lat – powiedział Ron i najpierw podał przyjacielowi rękę, by później poklepywać go po plecach w przyjacielskim uścisku.

- Nie taka kopa – uśmiechnął się Harry – w końcu to tylko rok.Co słychać? Jakieś potomstwo w drodze?

Mimo, że Weasley’owie i Potterowie utrzymywali ze sobą stały kontakt listowny, to i tak mieli mnóstwo tematów do rozmów. Nie o wszystkim bowiem można było napisać, w szczególności w czasach gdy każda sowa mogła wpaść w niepowołane ręce.

- Jeśli już o tym mowa, to gdzie twoja małżonka? – zainteresowała się Hermiona.

- Nie martw się, jest tu ze mną. Zajęła nam przedział. Chodźcie

Przyjaciele zaczęli przesuwać się powoli wzdłuż pociągu, rozmawiając i śmiejąc się radośnie. Takie chwile jak ta trzeba było doceniać i czerpać z nich jak najwięcej, bo niestety w tak niepewnych czasach zdarzały się one niezwykle rzadko.

Mijając kolejne przedziały Hermiona przyglądała się znajomym twarzom. Ludzie niewiele zmienili się przez te pięć lat, od kiedy skończyli szkołę. A teraz wszyscy znów znaleźli się w jednym pociągu i zmierzali na wspaniałą, trzydniową imprezę. Zjazd absolwentów. Odbywał się on co dziesięć lat w Hogwarcie w okresie letnim, kiedy obecni uczniowie przebywali w swych domach. Obejmował wszystkie roczniki, które skończyły szkołę w danej dekadzie. Przez chwilę Hermiona zastanowiła się jak ci wszyscy ludzie pomieścili się, skoro co roku pociąg był wystarczająco zatłoczony, gdy jechało nim tylko siedem roczników. Uśmiechnęła się do siebie w duchu. W końcu nie jechali na zwykły zjazd absolwentów do zwykłej szkoły. Byli w drodze do Szkoły Magii i Czarodziejstwa. To chyba wystarczająca odpowiedź, prawda?

W kolejnym przedziale zauważyła jasne blond włosy zaczesane lekko na żel. Mężczyzna siedział tyłem do niej i przyglądał się mijanej w oddali wiosce mugolskiej. Był tak skupiony, że zupełnie nie zwracał uwagi na swoich towarzyszy podróży. Ale gdy Hermiona skupiła na nim swój wzrok, on oderwał swój od okna i ich spojrzenia się skrzyżowały. Jej ciepłe orzechowe oczy spotkały się z jego zimnymi, stalowymi tęczówkami. Na moment czas się zatrzymał, ale jej serce dziwnie przyspieszyło. Trwało to zaledwie kilka sekund i nikt poza nimi nie zwrócił na to uwagi. Później on wrócił do przerwanego wyglądania przez okno, jakby to była niezwykle fascynująca czynność. Ona natomiast oderwała wzrok od tych niesamowicie platynowych włosów i podążyła za chłopcami do przedziału zajętego przez Ginny. To wszystko było takie dziwne. On, Draco Malfoy spojrzał na nią… inaczej niż przez te wszystkie lata w szkole, kiedy był jej największym utrapieniem. Tak, to było dziwne. Ale nie zamierzała nigdy do tego wracać. To było jednorazowe. Na pewno pomylił ją z kimś innym, choć przecież nie mogła się aż tak bardzo zmienić.

Dotarli wreszcie do przedziału zajętego przez rudą małżonkę Harry’ego. Po wylewnych powitaniach i wymianie uprzejmości umieścili swoje bagaże na półkach nad siedzeniami i zaczęli rozmawiać. Dokładnie tak samo jak za dawnych czasów, gdy jechali tą samą drogą ku początkowi roku szkolnego.

Czas mijał niesamowicie szybko. Nawet nie zauważyli, kiedy zrobiło się ciemno.

- Wybaczcie, ale muszę zapalić – w przerwie między rozdaniami w wybuchającego durnia, Hermiona wstała i wyjęła papierosy i zapalniczkę z kieszeni jeansowej kurtki.

- Wciąż palisz? – zapytała Ginny – Ja rzuciłam. Harry mnie zmusił.

- Hej! Nie zmusił, tylko wyleczył – obruszył się brunet.

- Tak, tak – Ginny pogłaskała męża po policzku i puściła oczko do Hermiony, za co zarobiła pstryczka w nos.

Herm oznajmiła towarzystwu, że zaraz wraca, po czym wyszła na korytarz. Spojrzała w bok. Parę okien w lewo stał i równiezżpalił papierosa nie kto inny, jak Draco Malfoy. Zaciągnął się, spojrzał na Hermioną i zakrztusił się dymem. Na jego ustach wykwitł ten sam szyderczy uśmiech, który towarzyszył jego każdemu spojrzeniu na nią przez wszystkie szkolne lata. Po dziwnym napięciu sprzed kilku godziny nie było śladu. Przez chwilę dziewczyna zastanawiała się czy nie odłożyć papierosa na później, ale wyszła by na tchórza bojącego się Malfoy’a. A nie była już przecież małą dziewczynką, która płakała po nazwaniu jej „szlamą”. Była dorosłą kobietą i mogła stawić czoła temu arystokratycznemu dupkowi.

- No no no… kogo widzą moje oczy? – zatrzymał się pół metra od Hermiony i ponownie zaciągnął się papierosem – Granger. A może powinienem powiedzieć „Weasley”?

Jawnie z niej drwił. Ale ona nie zamierzała dać się podpuścić. Otworzyła okno i odpaliła swojego papierosa. Skupiła swój wzrok na czerni mijanego lasu.

- Zostałam przy swoim nazwisku – odparła najspokojniej jak tylko potrafiła.

Draco uśmiechnął się pod nosem, wyrzucił przez okno peta i na nieszczęście Hermiony odpalił kolejnego.

- W sumie racja. Już lepiej nosić mugolskie nazwisko, niż nazywać się Weasley.

Dziewczyna spojrzała na niego z nieukrywaną odrazą.

- Zamierzasz stać tu i obrażać mnie i Rona? Jeśli tak to daruj sobie, ale to nie robi na mnie żadnego wrażenia.

„Niektórzy z nas dorastają” dodała w myślach i wróciła do wyglądania przez okno. Resztę papierosa skończyli w milczeniu, po czym Hermiona bez słowa wróciła do przedziału.

Draco ukradkiem podążył za burzą jej kasztanowych włosów i zaczął się zastanawiać po co w ogóle do niej podszedł. To dziwne, ale gdy pierwszy raz po tych pięciu latach, kiedy mijała jego przedział i spojrzała na niego, poczuł… no właśnie, co? Jakby jakaś niewidzialna siła przyciągała go do niej. I wcale mu się to nie podobało.

Draco również wyrzucił niedopałek i wrócił do swojego przedziału. Wkrótce powinni zatrzymywać się w Hogwarcie.

Przez cała tą podróż zadawał sobie pytanie, po co w ogóle wsiadł do tego pociągu. W pierwszej chwili gdy dostał zaproszenie na zjazd absolwentów, miał ochotę wrzucić je do kominka i spalić. Ale potem stwierdził, że może przemyśleć sprawę. Ostatecznie jechał ekspresem do Hogwartu z Crabbem, Goylem, Zabinim i Parkinson. Oni również zdecydowali się pojawić. Czyżby kierował nimi sentyment? Nie, nie możliwe. Ślizgoni nie znają takiego uczucia. To musiała być czysta ciekawość.

W tym samym czasie Hermiona siedziała jak zahipnotyzowana.

- Hej, Herm. Twoja kolej – ponaglił ją Harry.

- Stało się coś? – zapytał Ron.

Dziewczyna otrząsnęła się z letargu.

- Wiecie… Na korytarzu wpadłam na… Malfoy’a – powiedziała i w przedziale zapanowała cisza. Wszyscy spoglądali po sobie w milczeniu, które w końcu przerwał Ron.

- Był dla ciebie nieuprzejmy? Co ci powiedział? Mam pójść i mu dokopać?

- Nie Ron, nie. Nie jesteśmy już w szkole. Jesteśmy dorosłymi ludźmi. Poza tym nie był nieuprzejmy – w zasadzie nie wiedziała czemu kłamie. Po prostu nie chciała zdradzać przyjaciołom treści tych kilku słów, które mieli „przyjemność” wymienić.

- No to o co chodzi? – zainteresowała się Ginny – Bo odkąd wróciłaś, jesteś jakaś dziwna.

- Eee… – Hermiona starała się wymyślić na szybko jakiś powód, dla którego w ogóle wspomniała o Malfoy’u – Podobno Draco Malfoy jest teraz Śmierciożercą.

- Zartujesz? – powiedział Harry.

- Po co Sami Wiecie Komu ktoś taki jak Malfoy?

- Nie wiem… Słyszałam jakieś pogłoski… Tak tylko się zastanawiałam…

- Myślisz, że McGonagall wpuściła by do Hogwartu Śmierciożercę?

- Nie wiem… – Hermiona zagryzła wargę – Nie to nie ma sensu. Po co o nim rozmawiamy?

- Tak jakbyś nie zaczęła tego tematu – Ron spojrzał najpierw na nią, a potem wrócił do przeglądania swoich kart – To gramy czy nie?

Reszta podróży minęła im w lekkim napięciu, które jednak minęło w momencie kiedy wysiedli z pociągu.

Hermiona stanęła na peronie i poczuła na twarzy powiew wieczornego wiatru a w jej nozdrza uderzył znajomy zapach Zakazanego Lasu. Podniosła wzrok i spojrzała na migoczące w oddali światełka w wieżyczkach zamku.

- Witaj ponownie – powiedziała do siebie. Ron usłyszał jej szept, wziął ją za rękę i poprowadził do najbliższego z powozów czekających na nich w rzędzie.

Gdy ruszyli, nie mogła oderwać wzroku od zbliżającego się powoli zamku.

Trzy powozy za nimi, Draco Malfoy wyglądał przez okno i spoglądał dokładnie w tym samym kierunku.


--------------------
- To die after fulfilling a dream or to desert a dream to live. Which do you think is a right choice?
- It's not a matter of which is right... What's important is which decision you will not regret.
'Taiyou no uta' ep 10
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
etusia
post 24.11.2014 17:47
Post #2 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 6
Dołączył: 07.11.2008




Witam Was Kochani w rozdziale drugim. Zapraszam wszystkich na kontynuację historii, oraz na drugi trailer do opowiadania: http://youtu.be/dEsmwJga0YY

Rozdział II

Śniło jej się, że znów jest w szkole, że chodzi na lekcje, że znów przemierza tak dobrze jej znane korytarze dźwigając ciężkie kilogramy wiedzy w postaci książek. Śniło jej się też, że wieczorami wygląda przez okno wieży Gryffindoru i spogląda na kołysane lekkim wiatrem czubki drzew Zakazanego Lasu.

Wyrwana z owego snu dźwiękiem budzika, przetarła oczy i przez chwilę nie wiedziała gdzie się znajduje. Jasne światło sierpniowego poranka mocno raziło ją w oczy. Odwróciła się, ale obok niej nie spał Ron. Nikt obok niej nie leżał a ona sama znajdowała się w pojedynczym łóżku, zwieńczonym czterema kolumienkami, między którymi zwisały spięte, szkarłatne kotary.

Zaraz, zaraz… Hermiona zerwała się z pościeli i wyskoczyła na podłogę. Podbiegła do okna i nie wierzyła własnym oczom. Cudowny widok ze snu, rozpościerał się przed nią w stu procentach. Zamknęła powieki, powoli podniosła rękę i klepnęła się lekko w policzek. Otworzyła oczy a otoczenie się nie zmieniło. Uszczypnęła się więc w przedramię. Nadal nic. Ona na prawdę znów była w Hogwarcie. Uśmiechnęła się, przeciągnęła i spojrzała na resztę dormitorium. W pozostałych łóżkach spały Lavender Brown, Parvati Patil i Ginny Weasley. Ta ostatnia zaczęła się właśnie wiercić i powoli otworzyła oczy.

- Heeeeeeeeeej – ziewnęła przeciągle i podniosła się do pozycji siedzącej – Co taaaaaaaaaaaam Herm?

Hermionie właśnie zaczął przypominać się poprzedni wieczór.

- Hmm, w sumie nic, tylko obudziłaś mnie około 2 w nocy wracając z nocnej przechadzki z Harry’m – uśmiechnęła się i przysiadła na brzegu łóżka przyjaciółki.

Ginny odwzajemniła uśmiech.

- Spacerowaliśmy po błoniach i wspominaliśmy czasy, kiedy to musieliśmy się wykradać na takie przechadzki. To było takie podniecające, że ktoś może nas nakryć. Teraz niby nie było takiej możliwości, choć Gruba Dama nawrzeszczała na nas, że budzimy ją o tak późnej porze i zaczęła narzekać na niedojrzałą, dzisiejszą młodzież. Tak bardzo za nią tęskniłam.

Virginia już się nie uśmiechała. Teraz szczerzyła zęby w pełnym tego słowa znaczeniu.

- Która godzina? – zapytał rudzielec.

- Około ósmej.

- Śniadanie za dziesięć minut?

- Jasne!

Dziewczyny umyły zęby, zaczesały włosy i ubrały się zakładając na siebie wierzchnią szatę z naszytym godłem Gryffindoru z niewielkim dopiskiem „Zjazd Absolwentów”. Przeszły przez dziurę w portrecie i skierowały się w stronę Wielkiej Sali.

- Wczoraj nie miałyśmy okazji, żeby zbyt wiele porozmawiać – zaczęła Ginny.

- Tak, bo szwędałaś się po błoniach ze swoim mężem, którego masz przecież na co dzień – odparła Hermiona.

- Przepraszam Herm, my po prostu chcieliśmy powspominać… – Ginny chciała przeprosić przyjaciółkę, ale zauważyła że ta dusi się ze śmiechu. – No wiesz? Jak możesz? Zestresowałaś mnie!

- Daj spokój – Hermiona dała jej kuksańca w bok – Przecież mamy jeszcze dwa dni. A dziś wieczorem wielki bal. Upijemy się, pogadamy.

Mijały kolejne korytarze, zaglądały do poszczególnych klas. Śmiały się z przywoływanych wspomnień, gdy chodziły do szkoły, gdy spotykały się z chłopakami, gdy chodziły na lekcje, gdy nie musiały myśleć o tym co przyniesie jutro. A potem powrócił najgroźniejszy czarnoksiężnik wszech czasów i poprzewracał wszystko do góry nogami. Zaczęli znikać ludzie, zarówno mugole jak i czarodzieje. Wprowadzona została godzina policyjna, ludzie ze strachu zaczęli opuszczać kraj, ale tak na prawdę nie było metody, która dała by stuprocentowe bezpieczeństwo. Każdy żył tak, jakby następnego dnia miało nie być. Małżeństwa żegnały się wychodząc do pracy tak, jakby już mieli się nie zobaczyć. Powstawały prywatne przedszkola specjalnie chronione przez specjalistycznie przeszkolonych aurorów, by rodzice mogli zorganizować opiekę nad swoimi dziećmi, choć i tak większość z nich wolała dla swych pociech naukę w domu. Tak na prawdę nikt głośno nie mówił o wojnie, ale po cichu wszyscy się na nią przygotowywali. Voldemort do tej pory nie pokazywał się publicznie, ale ludzie wiedzieli, że gdzieś się ukrywa i szykuje na przejęcie władzy nad czarodziejskim światem. Jego poplecznicy działali w ukryciu i nikt do końca nie wiedział kim byli. Tak na prawdę mógł nim być każdy. Miły sprzedawca lodów z kolorowego samochodu z dzwoneczkiem, sąsiad, czy dostawca pizzy. Dlatego takie momenty, jak zjazd absolwencki w Hogwarcie, gdzie można było się rozerwać i zapomnieć na chwilę o całym złym świecie, trzeba było doceniać i korzystać z nich póki trwały.

- Gin, a jak się ma Garnuszek Babuni?

Jakiś czas temu Vigrinia założyła niewielką restaurację w Londynie. Interes powoli się rozkręcał, a z jej umiejętnościami kulinarnymi miała na prawdę sporą szansę na sukces.

- Powoli do przodu. To będzie na prawdę miła odmiana poczuć choć przez chwilę jak ktoś gotuje dla ciebie a nie na odwrót – powiedziała to w momencie, w którym właśnie minęły próg Wielkiej Sali.

Cztery długie stoły były zastawione po brzegi śniadaniowymi potrawami na podgrzewaczach. Począwszy od tostów, jajecznicy, jajek na twardo i na miękko, a skończywszy na sałatkach i różnych rodzajach owsianek.

Z kawą i tostami dziewczyny usiadły na swoich dawnych miejscach.

- Za chwilę przyleciała by poczta – wspomniała Hermiona i obie podniosły głowy nasłuchując sowich skrzydeł. Ale nic się nie wydarzyło. Mimo wielu podobieństw, nie były już tymi samymi nastolatkami co kiedyś i nie przybyły do szkoły na kolejny rok nauki. Za dwa dni miały wrócić do swych codziennych zajęć i znów żyć w niepewności.

Wielka Sala powoli się napełniała byłymi uczniami Hogwartu. Radosna atmosfera podniecenia unosiła się w powietrzu. Tak na prawdę zatarły się granice pomiędzy mieszkańcami różnych domów. Już nie dzieliła ich rywalizacja o puchar domów. Minęło kilka lat. Wszyscy byli już dorośli. Dogadywali się nawet Ślizgoni z Gryfonami. No… prawie wszyscy.

Na progu Wielkiej Sali stanął Draco Malfoy. Rozejrzał się dookoła i zobaczył Vigrinię z Hermioną przy stole Gryfonów, pogrążone w rozmowie. Skierował swoje kroki w ich stronę. Gdy znalazł się w zasięgu ich głosów, usłyszał perlisty śmiech Granger. Cóż, nie był już tym samym, piskliwym dźwiękiem co kiedyś. Teraz… zaczął mu się podobać.

- Mogę się przysiąść? – zapytał i nie czekając na odpowiedź usiadł obok Hermiony.

Dziewczyny spojrzały na niego z niedowierzaniem.

- Co… co… co? – Ginny nie mogła wykrztusić słowa. Hermiona natomiast zachowała trzeźwość umysłu. Może dlatego, że wczoraj też musiała stawić mu czoła i nie było do dla niej aż takim szokiem jak dla jej rudej przyjaciółki.

- Czego chcesz Malfoy?

- Czemuż taka nie uprzejma? – blondyn wyszczerzył zęby i Hermiona mimo woli się zarumieniła.

- Dziwisz się? – odparowała – Przez długie siedem lat jestem dla ciebie niczym więcej jak jedynie wspaniałym powodem do coraz to wymyślniejszych żartów, a teraz siadasz obok i pytasz czy możesz zjeść ze mną śniadanie?

- To było w szkole. Skończyło się pięć lat temu. Czyż nie dojrzeliśmy? Nie dorośliśmy?

Miała wrażenie, że niektórzy jednak nie dorośli mimo upływu czasu.

- Być może. W takim razie chyba uszanujesz jak powiem ci, że nie mam najmniejszej ochoty jeść z tobą śniadania?

Malfoy wstał, spojrzał ostatni raz na Ginny i Hermionę, skinął im głową i odszedł do stołu Ślizgonów. Ta ostatnia odprowadziła go wzrokiem. Ta pierwsza powoli wychodziła z szoku.

- Widziałaś to? To znaczy… Widziałaś?

- Tak Ginny, siedziałam tu cały czas – odpowiedziała Hermiona uszczypliwie i podniosła do ust kubek z kawą, jednak nie upijając ani jednego łyku opuściła do spowtorem na stół. Przeszła jej ochota na cokolwiek.

- Hej, czego chciał Malfoy? – Ginny poczuła całusa w policzek i po chwili obok niej usiadł Harry a po stronie Hermiony Ron.

- Chciał z nami… – zaczęła żona Pottera, ale Granger jej przerwała.

- Nie wiesz czego mógł chcieć Malfoy? Kolejnej konfrontacji. Jak widać niektórzy z nas nigdy nie dorosną.

Aby odwrócić uwagę od tematu Dracona, od razu sprowadziła rozmowę na inny tor. Przez resztę śniadania rozmawiali o zbliżającym się balu, o tym jaka będzie muzyka, że na pewno będzie cudowny i jak spędzą nadchodzący dzień. Mimo, że już nikt nie wspomniał ani słowem o Malfoy’u, Hermiona cały czas nie mogła przestać o nim myśleć. Co było w nim takiego, że przyciągało jej wzrok, jej myśli? Że nie mogła wyrzucić go ze swojej głowy?

Cały czas go spotykała. A to podczas spaceru po błoniach, a to podczas obiadu siedział dokładnie w takim miejscu, że mogła swobodnie na niego patrzeć. A to podczas przechadzki po korytarzach szkoły z profesor McGonagall i profesorem Flitwickiem. Na jej nieszczęście zaprosili go, aby do nich dołączył, więc Hermiona musiała znosić jego obecność przez kolejną godzinę. I mimo, że nie chciała się do tego przyznać, cały czas czuła jego wodę toaletową, co przyprawiało ją o zawroty głowy. Wreszcie pod pretekstem skorzystania z toalety postanowiła urwać się i już nie wrócić do podróży w przeszłość z nauczycielami ze szkoły. Miała dość.

Skręciła w korytarz prowadzący do sali transmutacji i przysiadła na jednym z parapetów. Słońce powoli zaczynało chylić się nad czubkami drzew. Za jakieś dwie godziny zacznie się bal. Tak bardzo cieszyła się, że weźmie w nim udział. Że spotka swoich dawnych kolegów, że spędzi te cudowne dni nie martwiąc się zupełnie niczym. Jak widać jednak nie dane jej było zaznać spokoju.

- Tu się schowała pani Weasley.

Wyrwana z rozmyślań Hermiona zerwała się na równe nogi tak szybko, że zakręciło jej się w głowie. Malfoy złapał ją za ramię i przytrzymał.

- Puść mnie – warknęła dziewczyna i odwróciła się żeby odejść. Malfoy jednak przytrzymał ją mocniej i odwrócił twarzą do siebie.

- Czego do cholery chcesz? Widzę cię wszędzie! Śledzisz mnie? Łazisz za mną? To jakiś nowy rodzaj gry? Żartu? Szukasz pretekstu, żeby żeby znów ze mnie drwić?

Malfoy nie zwracając uwagi na jej potok słów schylił się i złożył na jej ustach mocny, szybki pocałunek.

Podczas śniadania nie była w szoku. Teraz za to stan w jakim się znalazła można było nazwać czymś więcej niż szokiem. Natomiast w spojrzeniu Dracona nie było drwiny. To co się przed chwilą stało nie miało na celu żartu z niej. Więc o co chodziło?

Ten post był edytowany przez etusia: 24.11.2014 17:48


--------------------
- To die after fulfilling a dream or to desert a dream to live. Which do you think is a right choice?
- It's not a matter of which is right... What's important is which decision you will not regret.
'Taiyou no uta' ep 10
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
etusia
post 26.11.2014 22:54
Post #3 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 6
Dołączył: 07.11.2008




Rozdział III + trzeci (i na razie ostatni) trailer http://youtu.be/ZDhi4FBGSl8



Po korytarzu poniosło się echo doniosłego policzka, wymierzonego chwilę wcześniej Draconowi. Hermiony oczy ciskały w tej chwili błyskawice.

- Zwariowałeś? – warknęła przez zaciśnięte zęby – Co to do cholery miało być?

Malfoy wydawał się przez chwilę równie zszokowany całym zajściem co Granger, ale szybko wrócił do swojego zwykłego sposobu bycia.

- Nie podobało ci się?

- Nie Malfoy i nie życzę sobie w przyszłości takich akcji, rozumiesz?

Odwróciła się i tym razem z sukcesem odeszła od byłego Ślizgona. Szła szybkim krokiem a gdy tylko minęła zakręt puściła się biegiem przed siebie. Biegła tak aż do Sali Wejściowej. Wypadła przez ogromne drzwi na zewnątrz. Zatrzymała się u szczytu schodów i usiadła na najwyższym stopniu. Złapała się za bok. Dostała kolki. Mimo, że bardzo dobrze technicznie biegała, bo robiła to od kilku lat minimum dwa razy w tygodniu, to tym razem chyba zupełnie zapomniała o oddychaniu. Po kilku minutach wreszcie udało się jej opanować dyszenie, ale nie mogła zwolnić nienaturalnie szybkiego bicia serca. Dotknęła delikatnie palcami swoich ust. Malfoy ją pocałował. To musiał być jakiś kiepski żart. Miała wrażenie, że znajduje się w jakiejś ukrytej kamerze, czy coś w tym stylu. Bo to nie mogło się wydarzyć na prawdę.

Otrząsnęła się i wyjęła z kieszeni papierosy. Doskonale wiedziała, że jako osoba biegająca regularnie jest hipokrytką, ale lubiła zapalić raz na jakiś czas, poza tym nie wiązała swojej przyszłości z zawodowym bieganiem, więc nie zależało jej na perfekcyjnej pojemności płuc. Odpaliła papierosa i spojrzała na zachodzące słońce. Jak właściwie do tego doszło? Zastanawiała się przez chwilę i doszła do wniosku że czuje się jak bohaterka jakiejś greckiej tragedii. Malfoy od zawsze był jej wrogiem. Nie mógł tak po prostu zmienić nastawienia do niej. Poza tym, do cholery, przecież ona była mężatką! O cholera! Hermiona przyłożyła dłoń do ust i zrobiła na prawdę duże oczy. Była mężatką i całowała się z innym mężczyzną. Nie! Nie całowała się, to on ją pocałował wbrew jej woli! To się nie liczy, prawda?

Skończyła palić i zgasiła papierosa w popielniczce przy drzwiach, która została ustawiona tylko na czas zjazdu, bo normalnie w Hogwarcie obowiązywał bezwzględny zakaz palenia. Weszła do zamku i skierowała się w stronę wieży Gryffindoru. Co jakiś czas zerkała przez ramię, czy przypadkiem Malfoy za nią nie idzie, ale w końcu skarciła się i nazwała w duchu paranoiczką.

Podała Grubej Damie hasło i weszła przez dziurę pod portretem do Pokoju Wspólnego. Kręciło się już po nim kilka odświętnie ubranych osób. Weszła po spiralnych schodach na górę i w końcu zamknęła za sobą drzwi swojego dormitorium.

- Gdzie byłaś? – zapytała Ginny wychylając się z łazienki ze szczoteczką do zębów w ręce – Już miałam iść cię szukać.

- Spacerowałam z McGonagall i Flitwickiem i straciłam poczucie czasu. Przepraszam – odparła Hermiona i szybko zaczęła grzebać w szafie. Na wspomnienie pocałunku na jej policzkach zakwitły rumieńce. Nie mogła teraz powiedzieć o tym Ginny, bo w dormitorium oprócz nich znajdowały się jeszcze Lavender i Parvati. Obie były już przebrane w suknie. Ta pierwsza właśnie układała włosy tej drugiej. Tak na prawdę, Hermiona nie była pewna czy podzieli się tym incydentem z Vigrinią. W końcu była siostrą jej męża. Ale z drugiej strony była też jej najlepszą przyjaciółką i zrozumiałaby powagę sytuacji, gdyby Hermiona wyjaśniła jej co dokładnie zaszło.

Odrzucając od siebie te myśli, dziewczyna zdjęła spodnie i bluzkę i w bieliźnie poszła do łazienki. Ginny szorowała zęby, więc Hermiona dołączyła do niej przy umywalce. Nałożyła też delikatny makijaż i spryskała skórę perfumami. Wróciwszy do dormitorium założyła suknię i splotła włosy w luźnego kłosa z kilkoma wypuszczonymi kosmykami.

- Wyglądasz ślicznie – powiedziała Lavender.

- Dzięki – uśmiechnęła się Hermiona – Ty też. W końcu wszystkie były gotowe. Zeszły po schodach do Pokoju Wspólnego, który w tej chwili był już pełny różnobarwnie ubranych ludzi. Zazwyczaj w Hogwarcie nie bywało tak kolorowo. Hermionie przypomniał się Bal Bożonarodzeniowy w czwartej klasie. W tej chwili miała na sobie bardzo podobną, bladoróżową sukienkę do kostek. Na nogi włożyła niewysokie buty na obcasie a całość dopełniała delikatna srebrna biżuteria. Włożyła też kolczyki z brylantami, które dostała od Rona na pierwszą rocznicę ślubu.

- Tu jest moja śliczna żona – zamruczał jej do ucha rudzielec i objął ją w pasie.

- Hej – uśmiechnęła się Hermiona i odwróciwszy się cała mu całusa w policzek. Przez chwilę przed oczami pojawił się Malfoy, ale szybko wyrzuciła go ze swojej głowy. – Idziemy?

Gryfoni zaczęli wychodzić na korytarz i kierować się w stronę Wielkiej Sali. Gwar rozmów odbijał się echem od ścian. Wszędzie pod sufitem podwieszone były złote lampiony. Zamek jeszcze nigdy nie był tak pięknie przybrany. W Sali Wejściowej powoli gromadzili się wszyscy uczestnicy zjazdu. Pozdrawiali się i wymieniali uśmiechy. Parę metrów od Hermiony i Rona stała Ginny objęta przez Harry’ego. Rozmawiali z Luną i Nevillem, którzy parę miesięcy temu się zaręczyli. Nieopodal stała siostra Parvati, Padma ze swym narzeczonym Victorem. Dalej Zabini z Pansy. Nie zdziwiło Hermiony, że Crabbe i Goyle są sami, natomiast szokiem było dla niej spostrzeżenie, że także Malfoy jest bez partnerki.

- Chodźmy, zajmiemy sobie stolik – powiedział Ron obejmując ją w pasie. Skinął na Harry’ego i Ginny i razem weszli do Wielkiej Sali.

Przybranie było cudowne. Podłoga była zsypana kolorowym konfetti, a na niewielkich stolikach, które ponownie zastąpiły cztery długie tradycyjne stoły, między talerzami porozrzucane były serpentyny. Z sufitu zwieszały się pobłyskujące gwiazdki, dookoła fruwały kolorowe elfy. Na ścianach wisiały ogromne gobeliny. Każdy z nich przedstawiał godło czterech domów Hogwartu. Wzdłuż ściany za stołem nauczycielskim wisiała wielka wstęga z napisem: „Witajcie ponownie w Hogwarcie Absolwenci!”

Przyjaciele znaleźli wolny stolik i usiedli rozglądając się dalej po sali. Wszyscy znów byli razem. To niesamowite, ale tak bardzo tęsknili za tym miejscem. Był oazą spokoju i sejfem z najcudowniejszymi wspomnieniami.

Chwilę później przygasły wszystkie światła i na podwyższenie weszła obecna dyrektorka Hogwartu, profesor McGonagall.

- Witajcie kochani na kolejnym w historii zjeździe absolwentów! Chciałabym tylko powiedzieć, jak bardzo cieszę się widząc was wszystkich ponownie zebranych w jednej sali. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić!

McGonagall zeszła z podwyższenia a jej miejsce zastąpił zespół muzyków. Po sali potoczyły się dźwięki muzyki i po chwili na parkiet zaczęły wychodzić pierwsze pary.

- Zatańczymy? – Ron wziął za rękę Hermionę i pociągnął za sobą.

- Pamiętasz Bal Bożonarodzeniowy – zapytała Granger tuląc się do męża przy dźwiękach wolnej piosenki – wtedy chyba za wiele nie tańczyłeś.

Kobieta szczerzyła się do swojego partnera a on zmroził ją spojrzeniem.

- Nie przypominaj mi o tym. Poszłaś wtedy z Krumem.

- A dlaczego? Przypomnisz mi?

Ron nic nie odpowiedział.

- No dobra już nie złość się na mnie. To przeszłość. Ważne jest to co jest tu i teraz.

Przytuliła się do niego jeszcze mocniej i kątem oka zobaczyła siedzącego nieopodal Dracona. Nie spuszczał z niej wzroku. Poczuła się niezręcznie. Odwróciła się i po skończonym kawałku poprosiła Rona by usiedli.

- Już? To dopiero pierwsza piosenka, przecież ty uwielbiasz tańczyć.

- Chciałam się napić. Nalejesz mi czerwonego wina?

- Jasne.

Hermiona skierowała kroki do stolika, podczas gry Ron poszedł do barku. Nie dotarła jedna do celu. Po drodze ktoś położył dłoń na jej ramieniu.

- Zatańczysz?

Hermiona odwróciła się i spojrzała w głębokie szaroniebieskie oczy blondyna, który ją zaczepił. Nagle zapomniała języka w gębie, choć jeszcze godzinę temu dokładnie wiedziała co powie mu gdy znów staną twarzą w twarz. Draco ujął jej dłoń i pociągnął ją na parkiet. Zespół grał teraz nieco szybszy utwór, co było dobrym zbiegiem okoliczności, bo nie wyobrażała sobie, żeby mogła przytulać się do niego, mimo że to był tylko taniec. Nie rozmawiali wcale i gdy tylko piosenka dobiegła końca, Hermiona podziękowała i odeszła do stolika.

- Widzę, że znalazłaś sobie innego partnera do tańca.

Ron był wyraźnie zdenerwowany.

- Daj spokój. Zaprosił mnie do tańca. Nic wielkiego. Nie mogłam odmówić, to było by niegrzeczne.

- Tak jasne. A te wszystkie nieprzyjemności, przez które przechodziłaś dzięki niemu? Już zapomniałaś? To było grzeczne?

- Ron, to był tylko jeden taniec, o co ci chodzi?

- Przecież widzę, że on cały czas się na ciebie gapi. To chyba jasne co chodzi mu po głowie?

- Co? Co mu chodzi po głowie?

W trakcie kłótni Harry i Ginny odeszli od stolika. Dzięki muzyce nikt nie mógł ich podsłuchać, więc mimo pełnej sali mogli zachować prywatność.

- Jak to co? Teraz widzi, że jesteś śliczną, inteligentną kobietą i nie ważne pochodzenie ale to kim się tak na prawdę jest. I teraz chce mi cię ukraść. Nie zauważasz tego?!

- Ron, Ron! Przestań! – Hermiona przytuliła męża – Malfoy wie też, że jestem z tobą. Poza tym chyba mi ufasz, prawda?

Mężczyzna nieco spuścił z tonu i odwzajemnił i uścisk.

- Ufam ci… Tylko nie ufam jemu…

- Więc skoro mi ufasz i chyba znasz mnie dość dobrze, to chyba wiesz, że nie zainteresuję się kimś takim jak Malfoy, prawda?

Generalnie udało się Hermionie zażegnać napięcie jakie zrodziło się po jej tańcu z Draconem, ale z drugiej strony wyrzucała sobie że jest hipokrytką nie tylko w sprawie palenia. Chciała zaprzeczyć, ale nie umiała. Malfoy wywarł na niej jakieś dziwne wrażenie i nie do końca była przekonana, że negatywne. Teraz kiedy spotkali się po tych kilku latach wydawało jej się, że zarówno on jak i ona patrzą na siebie inaczej niż w czasach szkolnych. Ale póki nie była tego pewna w stu procentach, postanowiła o tym zapomnieć. Przynajmniej na czas balu.

Godziny mijały, a ona nadal nie miała okazji porozmawiać sam na sam z Ginny. Zagadywali ich dawni znajomi. Dzielili się wspomnieniami i informacjami z ich obecnego życia. Kto się z kim ożenił, ile ma dzieci i gdzie teraz pracuje. Miło było posłuchać, jak ludzie poukładali sobie życie. Na chwilę nawet udało im się zapomnieć, że żyją w obliczu wojny.

Po kolejnym kieliszku wina Hermionie zakręciło się w głowie.

- Już chyba nie powinnaś pić – powiedział Ron, po tym jak Hermiona zgięła się w pół i zaczęła śmiać się na całe gardło po usłyszeniu zabawnej historii opowiedzianej przez Huberta, obecnego partnera Hanny Abbot.

- Daj spokój Ron. Zawsze to powtarzasz w momencie, kiedy się najlepiej bawię.

- Bo wiem jak to się potem kończy. Kacem gigantem następnego dnia.

- No właśnie. Następnego dnia. A teraz jest teraz, więc cieszmy się z tego co mamy i bawmy się póki możemy.

Ron pokręcił głową i zajął się rozmową z Hubertem.

- Ginn. Idę zapalić. Potowarzyszysz mi?

- Jasne.

Dziewczyny wstały i przeszły przez Wielką Salę i Salę Wejściową na zewnątrz. Na dworze panowała ciepła noc. Lekki letni wiatr rozwiewał fryzury, które już zdążyły się rozpaść w tańcu. Hermiona wyciągnęła papierosy i poczęstowała przyjaciółkę.

- Nie, dzięki. Staramy się z Harry’m o dziecko, poza tym obiecałam mu, że nie będę palić.

Wokół stało sporo osób pala i rozmawiając.

- W porządku. Chodź, muszę ci o czymś powiedzieć.

Hermiona wzięła za rękę najlepszą przyjaciółkę i zeszły kilkanaście stopni w dół. Usiadły na schodach i przez chwilę w milczeniu Granger paliła papierosa. W końcu zdobyła się na odwagę.

- Malfoy mnie pocałował.

W oddali słychać było muzykę i śmiechy, ale wokół nich zapanowała namacalna wręcz cisza. Jakby ktoś oddzielił je ścianą od całej zabawy mającej miejsce zaledwie kilkanaście metrów dalej.

- Co powiedziałaś?

Hermiona spojrzała w oczy Virginii.

- Wbrew mojej woli oczywiście. Przez chwilę nie wiedziałam co się dzieje. Potem dałam mu w twarz i uciekłam jak zwykły tchórz.

Ginny kręciła głową.

- Nic z tego nie rozumiem.

- Ja też, choć myślałam że mi pomożesz.

- Owszem widziałam, jak Malfoy wodzi za tobą wzrokiem. I przy śniadaniu zachowywał się dziwnie. Ale nie umiem ci pomóc. Nie wiem czego może chcieć.

Hermiona westchnęła i spojrzała w rozgwieżdżone niebo.

- Ja też. Ale mam nadzieję, że wreszcie się ode mnie odczepi. Poza tym pojutrze wracamy do domów, do przerwanych obowiązków. Więc skończą się te jego dziwactwa. Przecież do tej pory, przez ostatnie pięć lat nie miałam od niego żadnej wiadomości. Nigdy nie próbował się ze mną skontaktować, bo i po co? A teraz nagle przyjeżdża do Hogwartu i mnie całuje? Nie mam pojęcia co się kryje pod tą jego blond strzechą…

Po tym wywodzie dziewczyny milczały jeszcze chwilę. Hermiona skończyła palić i zdecydowały się wrócić. Na salę balową.

Reszta imprezy przebiegła bez zakłóceń. Równo o północy odpalone zostały fantastyczne sztuczne ognie. Pokaz trwał kilka minut, po czym zabawa była kontynuowana. Hermiona tańczyła z wieloma partnerami, jednak zdecydowaną przewagę miał Ron. Nie wspomniał już ani razu o tańcu z początku imprezy. Hermiona również nie wracała do tego tematu. Była szczęśliwa, że powiedziała o Malfoy’u Ginny. Zrzuciła z serca ciężar, a jednocześnie mogła być pewna, że ta nie powie o tym nikomu.

Około trzeciej w nocy, kiedy zabawa powoli chyliła się ku końcowi, do ich stolika podszedł Malfoy z Zabinim.

- Możemy? – zapytał Blaise wskazując na siedzące kobiety.

- Że niby co? – zapytał opryskliwie Ron.

- Prosić wasze żony do tańca – dodał Draco.

Harry wymienił z Ronem spojrzenia po czym oboje kiwnęli głowami.

- Jeśli mają ochotę z wami zatańczyć, proszę bardzo – rzekł Harry.

Draco ujął dłoń Hermiony a Zabini po dżentelmeńsku nadstawił Ginny ramię.

- Tylko jeden taniec – syknęła Hermiona i poszła za blondynem na parkiet. Na jej nieszczęście poleciał właśnie wolniejszy kawałek.

- Powiesz mi wreszcie o co ci chodzi Malfoy? – zagadnęła orzechowooka.

- Nie bądź niemiła. Może w skończymy wreszcie ze zwracaniem się do siebie po nazwisku? – zaproponował mężczyzna.

- Żartujesz sobie ze mnie, prawda? – po raz kolejny tego dnia Hermiona szeroko otworzyła oczy.

- Nie, jestem jak najbardziej poważny. Chyba że nie chcesz. Nie będę nalegał.

-Właściwie… Czemu nie… Tylko wciąż nie mogę zrozumieć dlaczego. Przecież wciąż jestem tą samą szlamą z Gryffindoru, której neinawidziłeś. Coś się zmieniło?

- Wszystko się zmieniło – odparł Draco po chwili milczenia.

Piosenka się skończyła i chłopak zaproponował dziewczynie Bruderszafta. Podeszli razem do barku i Granger wzięła kieliszek wina a Malfoy nalał sobie whiskey.

- Draco – powiedział wyciągając przed siebie szklankę ze złotym alkoholem.

- Hermiona – mruknęła dziewczyna i oplotła jego rękę swoją. Zbliżyli się do siebie i upili po łyku swoich napoi.

Chłopak pocałował ją po razie w każdy policzek.

- Więc powiesz mi, co się zmieniło? – zaczęła rozmowę Hermiona upijając dalej swoje wino.

Draco milczał dłuższą chwilę.

- Chyba będziemy musieli odłożyć to na później. Twój mąż się zbliża.

I odszedł zostawiając ją sama przy barze.

- Co ty wyprawiasz? – zdenerwował się Ron.

- Ja? Nic.

- Nic? Zadajesz się z wrogiem!

- Z wrogiem? Daj spokój.

- To jest do cholery Malfoy! Zgodziłem się na twój kolejny taniec z nim, ale nie będziesz sobie z nim tak stała i popijała drinki!

W Hermionie się zagotowało. Nienawidziła, gdy ktoś jej rozkazywał. Tym bardziej, jeśli to był jej mąż.

- Ron uspokój się! Tylko rozmawialiśmy!

- Nie widzisz tego? Na prawdę jesteś aż tak głupia?

Ron ruszył przed siebie z zamiarem opuszczenia Wielkiej Sali. Hermiona odstawiła kieliszek i pobiegła za nim.

- Co ty do diaska wyprawiasz, Ron?

- Nic. Idź się dalej bawić z Malfoy’em.

- Przecież my tylko rozmawialiśmy! O co ci chodzi? Myślałam, że wszyscy dojrzeliśmy i zapomnieliśmy o dawnych waśniach. Nie jesteśmy już uczniami tylko dorosłymi ludźmi! Nie potrafisz tego zrozumieć?

- Słuchaj. On najzwyczajniej w świecie chce cię przelecieć i kopnąć w dupę!

Hermionę zamurowało. Stanęła jak wryta. Ron też się zatrzymał. Po chwili dziewczyna otrzasnęła się z szoku.

- Tak? Tak właśnie myślisz?

- Tak! Tak myślę!

- Jak śmiesz! Poza tym potrafię sama o siebie zadbać!

Hermiona wybiegła z wielkiej sali. Ron ruszył za nią. Dogonił ją na schodach.

- Hermiono, przepraszam… Nie chciałem.

- Odczep się Ron! Wszystko potrafisz zepsuć!

Hermiona wbiegła na schody i skierowała się do wieży Gryffindoru zostawiając swojego męża za sobą. Nawet się nie odwróciła.

Ten post był edytowany przez etusia: 26.11.2014 22:59


--------------------
- To die after fulfilling a dream or to desert a dream to live. Which do you think is a right choice?
- It's not a matter of which is right... What's important is which decision you will not regret.
'Taiyou no uta' ep 10
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
etusia
post 28.11.2014 01:17
Post #4 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 6
Dołączył: 07.11.2008




Zapraszam na kolejny rozdział. Jest lekko statyczny, raczej w charakterze przemyśleń. Jest już późno, dlatego nie jest też długi. Postaram się po weekendzie napisać coś znacznie dłuższego, może z większą dawką akcji.

Rozdział IV

Hermiona bardzo długo nie spała tej nocy. O ile snem można nazwać 2 godzinną drzemkę, to tylko tyle go zażyła. Starała się nie płakać, bo wiedziała że i tak nic to nie zmieni. Długo myślała. Nad sensem życia, nad swoim małżeństwem. Wyszła za Rona dwa lata po skończeniu szkoły. Wydawało jej się wtedy, że złapała życie za rogi, że ma wspaniałego faceta który ją kocha, którego ona kocha. Z którym będzie szczęśliwa. Planowała przyszłość, założenie rodziny. Bardzo długo wydawało jej się, że wszystko idzie zgodnie z owym planem. Do momentu, w którym zaczęła wspominać o dziecku. Jakiś czas Ron wykręcał się od rozmowy na ten temat. /używali zabezpieczenia, bo oboje robili kariery i rozwijali się. Ale w końcu nadchodzi w życiu kobiety taki moment, kiedy czuje się gotowa aby zostać matką. I taki moment w życiu Hermiony już nastał. W końcu udało jej się i przyparła męża do muru. Usiedli z butelką wina wieczorem i zaczęli rozmawiać o powiększeniu rodziny. Do tej pory wydawało jej się, że Ron bardzo by chciał mieć dzieci, tym bardziej że sam pochodził z wielodzietnej, szczęśliwej rodziny. To była długa i ciężka rozmowa. boje tamtej nocy płakali. Okazało się, że Ron nie chce mieć dzieci. A przynajmniej nie w najbliższym czasie. Czasy w których żyli były ciężkie i niepewne. I to była w stanie Hermiona zrozumieć, ale tak na prawdę wszyscy dookoła starali się żyć normalnie. Każdy się bał, to prawda, ale mimo to ludzie pracowali, wychowywali dzieci. Na pewno nie były to zwyczajne warunki, bo strach bardzo często wygrywał z normalnością. Ludzie dmuchali na zimne i byli bardzo ostrożni, ale wciąż zakładali rodziny, jeździli na wycieczki a podczas obiadów rozmawiali o wynikach meczy, czy o nowej sąsiadce z naprzeciwka. Niczym tak na pozór życie nie różniło się od tego sprzed powrotu Voldemorta. Dlaczego więc ona nie miała by takiego życia zasmakować? Ron twierdził, że nie chce by jego dzieci wychowywały się na takim świecie. Pełnym tajemnic i przemocy, strachu i niepewności. Ale przecież nie wiadomo było, kiedy taki stan rzeczy ulegnie zmianie, czy w ogóle ich życie będzie kiedyś lepsze, pewniejsze i bezpieczniejsze. A taka mała istotka, jest nie tylko ucieleśnieniem miłości i radości, ale także nadziei na lepsze jutro, na to że w końcu coś się kiedyś może zmieni.

Podczas tej rozmowy na każdy argument Hermiony, Ron miał swój kontrargument. W końcu po na prawdę długiej dyskusji doszli do wniosku, że poczekają. Że postarają się o dziecko dopiero w momencie, kiedy oboje będą na to gotowi.

Teraz podczas długich godzin w wieży Gryffindoru Hermiona wspominała tą rozmowę. Wydawało jej się jakby miała ona miejsce wieki temu. Jakby od tego czasu Ron zdążył się diametralnie zmienić. i teraz tak na prawdę nie była już pewna czy chce mieć z nim dzieci. To był bardzo przykry wniosek, ale niestety prawdziwy.

Czy często się kłócili? Chyba można zakwalifikować częstotliwość ich sprzeczek w granicach standardów normy. Owszem, nie zawsze się ze sobą zgadzali, często kłócili się o głupoty i szybko przepraszali. Nigdy w trakcie sprzeczki nie padały ostre słowa, czy wyzwiska, aczkolwiek często zdarzało się że Ron podnosił na nią głos. Wtedy ona wychodziła najczęściej z domu trzaskając drzwiami. Później były kwiaty, łzy i wszystko jakoś wracało do normy. Przecież każdy się kłóci, prawda? Nie ma pary bez konfliktów.

Ale teraz, gdy leżała w łóżku i starała się przemyśleć chyba całe swoje życie, doszła do wniosku że kłócili się dość często. Może tak na prawdę ona nie chciała dostrzec tego, że Ron po prostu chciał mieć nad nią kontrolę. Że często był zazdrosny bez powodu, że chciał pokazywać swoją wyższość nad nią jako mężczyzny nad kobietą. A przecież nie tak miało wyglądać ich małżeństwo. Dlaczego wszystko tak się pokomplikowało?

Jakieś pół godziny po tym jak wróciła do dormitorium usłyszała ciche pukanie do drzwi. Ron nawoływał ją po cichu, nawet uchylił drzwi. Udała wtedy, że śpi. Mężczyzna zamknął drzwi i już więcej tej nocy nie wrócił. Tak samo niewiele później, gdy wróciły dziewczyny, Hermiona nie miała najmniejszej ochoty na rozmowę o tym co się stało, więc również nakryła się kołdrą i oddychała miarowo udając głęboki sen.

Gdy pierwsze promienie słońca wpadały do dormitorium, ona całkowicie rozbudzona wpatrywała się w baldachim nad sobą i zastanawiała się czy jeszcze kiedyś będzie miała normalną, kochającą rodzinę. Przysnęła dopiero około godziny ósmej rano.

O dziesiątej, czując „piasek” pod powiekami, wstała i poszła wziąć prysznic, który miał ją orzeźwić i zmyć z niej całe zło poprzedniej nocy. I choć z tym pierwszym się udało, to ubierając się i susząc włosy, nadal miała podły humor. A ten wyjazd miał być przecież taki cudowny. Miał ją odstresować. Okazało się, że jest dokładnie odwrotnie.

Zdecydowała się zejść na śniadanie, mając nadzieję że większość uczestników zjazdu będzie jeszcze spała. I nie myliła się. Wielka Sala, która po balu zdążyła już wrócić do swojego zwykłego wyglądu, świeciła pustkami. Tu i ówdzie siedziało kilka zaspanych osób, przeżuwających tosty i pijących gorącą kawę. Hermiona usiadła w sporej odległości od Collina i Sary i spojrzała na stół. Kompletnie nie chciało jej się jeść, ale wmusiła w siebie kromkę z dżemem i pół szklanki soku. Czuła, że jeśli przełknie coś jeszcze, to zwymiotuje. Na wspomnienie wczorajszej kłótni, jej żołądek zawiązywał się w supeł.

Do oczu znów napłynęły jej łzy, gdy poczuła że ktoś obok niej siada.

- Dziś również nie mogę z tobą zjeść śniadania? – ten dobrze znany jej głos wyrwał ją z letargu. Wytarła oczy wierzchem dłoni i spojrzała w stalowoszare oczy mężczyzny, który siadł po jej lewej stronie.

- To chyba nie jest dobry moment, wiesz? – zaczęła.

- Jeśli mam sobie pójść, to powiedz.

- Nie… To znaczy… W zasadzie mi nie przeszkadzasz, ale…

- Spadaj?

Hermiona popatrzyła na niego z żalem. On na prawdę nigdy nie wydorośleje?

- To na prawdę nie jest dobry moment Draco na takie żarty…

Pierwszy raz w życiu użyła jego imienia zwracając się bezpośrednio do niego. To było takie… dziwne. Najwidoczniej jemu też to wydało się nienaturalne, bo spojrzał na nią, uśmiechnął się i pokręcił głową.

- Dobra… To w takim razie… Do zobaczenia.

Już miał wstać i odejść, gdy Hermiona złapała go za przedramię. Znów poczuła ten dziwny, niemalże przepływający między nimi prąd, napięcie. Coś, czego nigdy nie czuła będąc z Ronem.

- Nie… Zostań, to śmieszne…

- Przed chwilą mówiłaś, że nie jesteś w nastroju do żartów.

- Daruj sobie. Nie o to mi chodziło. Chcę powiedzieć, że to nienormalne że nie możemy tak po prostu siedzieć i zjeść razem śniadania. Choć właściwie ja już zjadłam, ale możesz zostać i skończyć swoją porcję.

- W zasadzie ja też już zjadłem. Więc jeśli nie chcesz żeby ktoś nas razem zobaczył, to może przejdziemy się na spacer?

Hermiona spojrzała w ogromne okna Wielkiej Sali. Pogoda zdawała się być na prawdę przyjemna, a miała wrażenie że jeśli zaraz nie zażyje nieco świeżego powietrza to eksploduje jej głowa. I nie wiedziała już czy to efekt zbyt dużej ilości wypitego wczoraj alkoholu, czy po prostu braku snu.

- Tak, spacer brzmi nieźle.

Wstali od stołu i wolnym krokiem skierowali się ku wyjściu. Hermionie wydawało się, że odprowadzają ich wzrokiem wszyscy obecni na śniadaniu. Niemalże czuła mrowienie na plecach.

Gdy tylko minęli próg wejściowy do zamku, od razu poczuła się lepiej. Zeszli po schodach i wyszli na błonia. Słońce mocno świeciło, więc Hermiona zaproponowała żeby usiedli gdzieś w cieniu, bo ma mały światłowstręt.

W zasadzie cały czas milczeli. Bo i o czym mieli rozmawiać? Przez całą szkolną karierę nie zamienili ze sobą ani jednego normalnego słowa. On wyżywał się na niej w najróżniejszy sposób, a ona starała się go ignorować. To podsunęło Hermionie temat do rozmowy. Gdy usiedli pod wielkim dębem nad brzegiem jeziora, dziewczyna zapytała.

- Powiesz mi co się zmieniło? Wczoraj powiedziałeś, że wszystko. Tylko to trochę zbyt ogólnie. Jakieś szczegóły? Dlaczego zacząłeś mnie traktować jak człowieka a nie jak robaka, którego należy zdeptać?

Draco długo milczał. W zasadzie Hermiona zaczęła zastanawiać się czy w ogóle odpowie na jej pytanie, gdy wreszcie się odezwał.

- Sam nie wiem jak sprecyzować te zmiany. Kiedyś byłem gówniarzem, któremu wydawało się że nie ma nic ponad czystą krew. Potem zbyt wiele wydarzyło się w moim życiu, żebym tym gówniarzem wciąż pozostał. Może to wydać ci się niedorzeczne, ale ja też chyba w pewnym sensie wydoroślałem – Malfoy uśmiechnął się do Hermiony przebiegle. To znaczy miał to być zapewne łobuzerski, pełen luzu uśmiech, ale nie do końca mu się on udał. Uśmiech był po prostu szczery. To w zasadzie dużo bardziej zdziwiło Hermionę, niż sama wypowiedź chłopaka.

Draco podrapał się po lewej ręce i dopiero teraz Granger zwróciła uwagę, że mimo dość wysokiej temperatury i jasnego słońca, chłopak siedzi w koszuli z długim rękawem. Odwróciła szybko wzrok i zaczęła wpatrywać się w szybujące po niebie ptaki. Wyciągnęła papierosy, poczęstowała go jednym po czym oboje zapalili.

- Nie sądziłam… To znaczy… – Hermiona nie do końca potrafiła ubrać w słowa to co chciała mu powiedzieć – Nie spodziewałam się, że tak się potoczy ten zjazd.

- Że co, że spotkasz mnie i spojrzysz na mnie inaczej niż do tej pory?

-Tak. Już w sumie w pociągu… Wiesz, myślałam że mnie nie poznałeś, wtedy gdy przechodziłam obok twojego przedziału.

- Dlaczego?

- Sama nie wiem. Nie wyglądałeś tak jak zawsze gdy na mnie patrzyłeś. Chyba po raz pierwszy w twoich oczach nie dostrzegłam pogardy.

- Ludzie się zmieniają – Malfoy zaczął robić z dymu kółeczka.

Hermiona nie wiedziała co powiedzieć na ten temat. Miał rację. Szkoda, że to działa w obie strony i nie tylko ludzie potrafią zmieniać się na lepsze, ale niestety często też na gorsze.

- Przepraszam.

To słowo padło tak niepostrzeżenie i zabrzmiało tak dziwnie, jakby nie zostało wypowiedziane przez Malfoy’a.

- Co? – zdziwiła się Hermiona – To znaczy za co?

- No wiesz… Chyba jednak mam cię za co przepraszać.

- Przestań. Nie jestem pamiętliwa.

- Może to i lepiej…

Draco zgasił papierosa i rzucił peta przed siebie. Już nie rozmawiali. Siedzieli po prostu i patrzyli się przed siebie. Tak, jakby dzieliła ich jakaś niewidzialna szyba i jakby każde z nich tkwiło teraz w jakimś osobnym świecie. W końcu Hermiona wstała.

- Muszę wracać. Będą się o mnie martwić.

- No tak. Mąż na pewno.

Coś powiedziało Hermionie, że to nie było zwykłe stwierdzenie. Ton, jakim wypowiedział słowo „mąż” sugerował, że najchętniej nigdy nie chciałby o nim słyszeć. Jednocześnie dawał jej do zrozumienia, że najprawdopodobniej to właśnie Ron w tej chwili martwi się o nią najmniej.

Dziewczyna zostawiła go samego w cieniu dębu i ruszyła samotnie w stronę zamku. Na korytarzu na trzecim piętrze wpadła na szukającego jej faktycznie Rona.

- Hermiono! Gdzie byłaś? Martwiłem się, że… – nie dokończył zdania ale wyraźnie mu ulżyło, gdy ją zobaczył. Podszedł do niej i bardzo mocno ją przytulił – Przepraszam za wczoraj. Po prostu… Jestem cholernie zazdrosny.

Hermionie w oczach znów zabłysły łzy. Może jest jednak jakaś nadzieja, że wróci dawny Ron? Może lekko denerwujący, z pokręconym poczuciem humoru i nie zawsze mówiącym to, czego dana sytuacja by wymagała, ale jednak „jej” Ron, w którym się kiedyś przecież zakochała?

Mężczyzna złożył na jej ustach delikatny pocałunek, po czym wytarł łzy spływające po jej policzkach.

- Na prawdę przepraszam… Nie płacz.

Hermiona pokręciła głową, bo nie była w stanie w tej chwili powiedzieć nic konstruktywnego. Wzięła męża za rękę i ruszyli dalej korytarzem przed siebie.

Nie mogła tego wiedzieć, ale za rogiem odwrócił się i odszedł szybkim krokiem jedyny świadek przeprosin Rona. Draco Malfoy.


--------------------
- To die after fulfilling a dream or to desert a dream to live. Which do you think is a right choice?
- It's not a matter of which is right... What's important is which decision you will not regret.
'Taiyou no uta' ep 10
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.03.2024 22:41