Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )


Chauve-Souris Napisane: 30.08.2004 21:14


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 04.08.2004
Skąd: Chorzów/Kraków
Nr użytkownika: 2496


QUOTE
Przyłączam się do grona skomlących fanów tego opowiadania. Chociaż jestem przyzwyczajona do czytania FFów o pięknych, zgrabnych i poprostu idealnych postaciach, miło jest poczytać coś odmiennego.


I własnie to jest cudowne w tych lepszych opowiadaniach (a Dalia i wszystkie inne ficki Toroj z pewnością zaliczają się do tych najlepszych). Idealne postaci nudzą. A potem wychodzi taka Mary Sue.

A co do tego... Wiesz, Toroj, ja naprawdę nie chcę nic mówić, ale możesz na te spojówki nawrzeszeć ode mnie smile.gif
Taak... wiem, ze nie Twoja wina. I życze jak najszybszego powrotu do zdrowia (z dóch powodów: Dla samego zdrowia i dla pisania dalszej części Dalii... laugh.gif).

W każdym razie: zdrowia życzę! i Weny!
BiseS:*
Nietoperek
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #191357 · Odpowiedzi: 61 · Wyświetleń: 39751

Chauve-Souris Napisane: 23.08.2004 22:11


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 04.08.2004
Skąd: Chorzów/Kraków
Nr użytkownika: 2496


QUOTE
"KTÓRZY TRZYKROTNIE SIE MU OPARLI" chodzi o Potterów. A WALCZYŁ TYLKO JAMES!!!

Tak, ale przyjęłam, że Lily też jakby była tam obecna. Co prawda, nie walczyła, ale czy wszystko w tej przepowiedni musi być brane tak dosłownie...? Oparli wcalnie musi znaczyć, ze z nim walczyli. Może znaczyć, że nie udało się mu ich przełamać... Może znaczyć bardzo wiele rzeczy. To pozostawiam już wyobraźni czytelnika.

Co do zdrobnień: Mnie się podobają, a jezeli Wam nie to trudno. Myslę, ze Huncwoci nie mówili do siebie zawsze tak oficjalnie: Remus, James, Syriusz, Peter.... ale też Jim, Remmy (ten skrót akurat jest przeze mnie ukochany i wielbiony... taki miękii... doskonale oddaje naturę naszego wilczka smile.gif), Syri i Pete...

A końcówka może i głupia, ale oddaje podstawową mysli tematu (bo przypominam, ze tematem było: Jedni muszą ciężko pracować, aby inni mogli bezpiecznie spać", a nie jak w tytule. To jest opowiadanie na pojedynek i MUSI być adekwatne z tematem, a ta końcówka podkreśla tę adekwatność....).

Jeszcze chciałam dać tu parę mądrych, wyświechtanych frazesów, al zapomniałam, co chciałam powiedzieć smile.gif Tak więc kończę.

Bises:*
Nietoperek
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #189096 · Odpowiedzi: 15 · Wyświetleń: 7438

Chauve-Souris Napisane: 23.08.2004 20:14


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 04.08.2004
Skąd: Chorzów/Kraków
Nr użytkownika: 2496


Dziekuję... chlip... wzruszyłam się. Dziękuję...
Wiecie, co jest najdziwniejsze? Że kazdy chwali pomysł, fabułę. Natomiast ja, kiedy to pisałam, nie miałam żadnego pomysłu, improwizowałam, pisałam "na żywca"... Po prostu, kolezanka wyzwała mnie, ja wyzwanie przyjęłam i już ni było odwrotu. Musiałam coś napisać i wyszło takie coś... A jeszcze się potem tłumaczyłam, dlaczego takie bzury daję smile.gif
W każdym razie dziękuję. To naprawdę wspaniałe uczucie, jak ktoś chwali twojego ficka... Do tej pory napisałam tylko trzy ficki, które zostały opublikowane: jeden to był kicz stulecia, tchnący marysueizmem na trzy mile, choć sam pomysł nie był zły... może jeszcze się kiedyś za niego zabiorę smile.gif
Drugi i trzeci to były także opowiadania pojedynkowe, niestety przegrały - ale w końcu nie dziwota, pierwszy był moją jedną z pierwszych próbek pisarstwa, a drugi konkurował z opowiadaniem niejakiej Gaji, a i przedmiot sporu przechylał szalę na jej stronę... Dobra, wiem, że nie rozumiecie. W każdym razie, może tamto drugie przerobię i po przeróbkach opublikuję smile.gif
I jeszcze raz dziękuję Wam za takie miłe komentarze... niedawno ktoś mi przesłał takie internetowe "złote myśli" i już wiem, co powinnam była wpisać przy "najlepszym uczuciu": kiedy chwalą moje opowiadanie....
Dziekuję.
Bises:*
Nietoperek
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #189023 · Odpowiedzi: 15 · Wyświetleń: 7438

Chauve-Souris Napisane: 23.08.2004 13:03


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 04.08.2004
Skąd: Chorzów/Kraków
Nr użytkownika: 2496


Dziękuję zakomentarz... A co do napisania innych tekstów - przemyslę to smile.gif Na razie piszę inny fick (zupełnie inny...), ale pomyślę o tym... smile.gif
Wciąż czekam na opinie:)
Bises:*
Nietoperek
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #188799 · Odpowiedzi: 15 · Wyświetleń: 7438

Chauve-Souris Napisane: 23.08.2004 11:34


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 04.08.2004
Skąd: Chorzów/Kraków
Nr użytkownika: 2496


Opowiadanie, które prezentuję (phi... prezentuję, też coś) brało udział w Pojedynku na pióra na innym forum (miało tam tytuł: Jedni muszą ciężko pracować, aby inni mogli bezpiecznie spać, czyli kulisy walki dobra ze złem). Jest jednoczęściowe i dość krótkie, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba...
Bises:*
Nietoperek

"...którzy trzykrotnie się mu oparli..." - Raz... czyli o pierwszym starciu Potterów z Czarnym Lordem.

James obudził się z koszmarnego snu. On i „ta mała Evans”, która od dwóch miesięcy nie nazywała się Evans, ale Potter, znikali w nim w rozbłysku zielonego światła. Było to niedorzeczne, wiedział o tym. Przecież mieli po dwadzieścia lat, byli piękni i młodzi, jak lubił żartować Syriusz, a z pewnością żadnemu z nich nie spieszyło się do Kadavry.
Mężczyzna uniósł się delikatnie na łokciu i spojrzał na swoją młodą żonę, pogrążoną we śnie. Długie, kasztanowe włosy okalały jej głowę, rzucając na twarz rozkoszne cienie. Przez otwarte okno sączyło się światło gwiazd i niemal idealnie okrągłego miesiąca. James pomyślał, że jutro powinna być pełnia. Jeśli tak, to Remmy wyjedzie do domu jeszcze dzisiaj. Dzisiaj, czy jeszcze jutro? – zastanowił się, spoglądając ponad ramieniem żony na fosforyzujące wskazówki zegarka. Była trzecia w nocy, więc już dzisiaj.
Lily poruszyła się przez sen, mrucząc coś niewyraźnego. Kosmyk włosów opadł jej na twarz i teraz unosił się i opadał w rytm jej oddechu. Jim uśmiechnął się i opadł z powrotem na poduszki. Kobieta ponownie pokręciła się niecierpliwie. Delikatnie odsunął się od niej i, niemniej ostrożnie, wysunął spod kołdry. Wstał i boso ruszył do kuchni. Zanim tam doszedł, zauważył, że w pokoju gościnnym, gdzie spał Remus, pali się światło. Wszedł bez pukania.
Jego przyjaciel wyglądał fatalnie, naprawdę widać było po nim skutki wilkołactwa. Biedny chłopak – pomyślał Jim, siadając obok niego na łóżku. Nie musiał nic mówić – rozumieli się bez słów. Remmy trząsł się i był cały mokry od potu. I blady, upiornie blady.
- Przynieść ci coś do picia? – spytał w końcu James, kiedy milczenie stało się uciążliwe.
Lunatyk tylko skinął głową.
Jim poszedł do kuchni. Przez chwilę zastanawiał się, czy przygotować herbatę, ale zrezygnował. Z doświadczenia wiedział, że wilkołakowi w takim momencie można podać tylko czystą, chłodną wodę. Wyjął więc dwie szklanki i napełnił je wodą z różdżki.
I wtedy to usłyszał.
Cichy szelest, z pozoru nic nieznaczący. Ktoś inny nie zwróciłby na to w ogóle uwagi. Ot, wiatr poruszył liście drzew, których naokoło domu było całe mnóstwo. James Potter był jednak aurorem – na pierwszym roku Uniwersytetu Aurorskiego, owszem, ale jednak aurorem. Poza tym od ślubu stał się nieco przewrażliwiony. Za bardzo bał się o Lily. Tak bardzo, że zdążył się nawet pokłócić ze swym najlepszym przyjacielem. Syri miał do niego żal, że Jim poprosił Remmy’ego o wyjazd przed pełnią. Lunatyk był przyjacielem ich obu, ale Syri nie miał warunków do… tego. W jego mieszkaniu było za mało miejsca, żeby pomieścić szalejącego wilkołaka, ogromnego psa i jelenia. Obowiązek pomagania przyjacielowi spadł więc na Jamesa – ale ten stchórzył. Syriusz rzucił mu to prosto w twarz, kiedy dowiedział się od Petera, że Jim poprosił stanowczo Remmy’ego o wyjazd. Lily też była oburzona, ale Remmy czuł się chyba nieco urażony i nie chciał słyszeć o pozostaniu. Całe zdarzenie tak bardzo się zagmatwało, że Jim w końcu sam miał do siebie pretensje – nie o to, że wyrzucił Remmy’ego, ale o to, że sprowokował kłótnię. Nie było mu to na rękę. Nie w drugim miesiącu małżeństwa.
Zamarł więc ze szklankami w dłoniach i jął nasłuchiwać. Szelest nie powtórzył się, ale młody auror pozostał czujny. Wrócił z wodą do przyjaciela i nagle zrobiło mu się go żal.
- Dzięki – Remmy nie powiedział tego, ale wyraz jego twarzy był bardzo znaczący.
- Lunatyk… - zaczął James niezręcznie, odgarniając grzywkę z oczu charakterystycznym ruchem, ruchem, który odziedziczył po ojcu-awanturniku i który odziedziczy z pewnością jego syn. – Posłuchaj… Naprawdę nie musisz wyjeżdżać… ja się… zagalopowałem – przyznał.
Remmy uniósł dłoń, uciszając go skuteczniej, niż jakikolwiek nauczyciel.
- Daj spokój… - wyszeptał. – Nie ma o czym mówić… rozumiem cię…
- Remmy… nie mów takim żałosnym tonem, proszę – Jim usiadł obok przyjaciela i spojrzał mu w oczy.
Wilkołak uśmiechnął się i machnął dłonią w geście nie-rozmawiajmy-już-o-tym. James odwrócił wzrok i pokręcił głową ze znużeniem. Nagle poczuł, że Remus wyprostował się gwałtownie.
- Słyszałeś? – wyszeptał z przejęciem, nadstawiając uszu.
- Co miałem słyszeć? – spytał zaniepokojony James.
- Ten szelest…
James umilkł i potwierdziły się jego obawy: dźwięk, który słyszał w kuchni, powtórzył się, głośniejszy. Przyjaciele równocześnie sięgnęli po różdżki. Ostrożnie skierowali się do wyjścia. Powolutku przesuwali się wzdłuż ciemnego przedpokoju, aż w końcu dotarli do drzwi frontowych. James chwycił za klamkę i ostrożnie nacisnął. Przez wąską szparę wlała się do mieszkania srebrna poświata.
Remus cicho jęknął. Jim, ignorując go, odchylił drzwi nieco szerzej i zerknął na podwórko. Nikogo nie było widać. Zwyczajny, magiczny ogród. Siostra Lily by się przeraziła, ale raczej mało prawdopodobne było, żeby kiedykolwiek zechciała ich odwiedzić.
James machnął ręką na przyjaciela, aby za nim poszedł. Skradając się wyszli z domu i ruszyli przez ciche podwórze. Srebrna poświata igrała na ostatnich jesiennych liściach, malując je różnymi odcieniami barw. Jimowi przez moment wydało się, że znalazł się w jakimś innym świecie, zupełnie odrębnym od tego, w którym żył na co dzień. Pomyślał, że chciałby się tu znaleźć z Lily... Na jego twarzy rozlał się błogi uśmiech.
- Potter – syknął mu wprost do ucha Remmy. Uśmiech zbladł i zupełnie zniknął, kiedy Jim przypomniał sobie, dlaczego stoi na zimnie w samej pidżamie w środku nocy. Zamrugał i opędził się od słodkich rozmyślań; miał teraz ważniejsze sprawy na głowie.
Ruszyli dalej na obchód. Z wyciągniętymi różdżkami, w pidżamach wyglądali zapewne bardzo dziwnie, na szczęście żaden mugol nie mógł ich dojrzeć. Nie-magiczni widzieli tylko zwyczajny trawnik, zapożyczony z ogrodu przy numerze 4 na Privet Drive.
Starali się być bardzo cicho, ale nieszczególnie się to udawało. W każdym razie James’owi – Lupin miał we krwi skradanie się. Jim jeszcze nie zdążył opanować tej sztuki do końca.
Obeszli cały ogród, zajrzeli pod każdy krzak, za każe drzewo, kamień czy chwast. Nikogo nie znaleźli. Jim zaczął się już nawet nieco rozluźniać i począł stąpać głośniej i swobodniej. Remmy był spięty, a złe przeczucia go nie opuszczały.
Kiedy obeszli cały dom dookoła i nic nie znaleźli, nawet Lupin odetchnął z ulgą.
- Nic – stwierdził.
- Całe szczęście – rzucił głośno James.
Odeszli nieco daleko od domu. Może, gdyby zaczęliby rozmawiać przy drzwiach, udałoby się im uniknąć tego, co się zdarzyło w kilka sekund później.
- Wracamy – powiedział Remmy i odwrócił się do drzwi. W tym momencie wydarzyło się kilka rzeczy naraz.
Drzwi zamknęły się z jękiem, dookoła nich rozległo się kilka trzasków, a Lupin potknął się i upadł.
- Nigdzie nie pójdziecie – odezwał się zimny głos. James’owi kolacja podeszła do gardła. Ten głos... Nie słyszał go nigdy wcześniej, ale doskonale wiedział, do kogo należy. Odwrócił się i zamarł. Zdał sobie sprawę, jak mało wiedział o Mrocznym Bractwie do tej pory.
Było ich pięciu. Czterech śmierciożerców w wężowych płaszczach i białych maskach. I On. Ten, który zabił już tylu ludzi, bo stanęli mu na drodze, albo po prostu byli. Tego właśnie Jim się obawiał. Jednak pogłoski o Czarnym Lordzie były prawdziwe. Naprawdę kręcił się po Eton.
James nagle zrozumiał, jak wielkim był głupkiem. Jakim wielkim, nieodpowiedzialnym głupkiem. Martwił się, że jego przyjaciel może zrobić krzywdę Lily, a jednocześnie, znając plotki, nawet nie zabezpieczył domu przed Mrocznym Bractwem!
- Słyszałem, że twoja żona jest szlamą, Potter – wysyczał Czarny Pan. Był wysoki i nosił długi płaszcz. Jego twarz była nieco spłaszczona, a oczy czerwone, jakie mają albinosy. Czarne, długie włosy opadały mu łagodnie na kark. James zdążył nawet pomyśleć, że te włosy to jedyna przyjemna rzecz w wyglądzie Lorda.
- Twój dawny szkolny... kolega... tak twierdzi. Ty i Severus nie bardzo się lubiliście prawda? – Voldemort mówił nadal chłodnym, opanowanym głosem, ale pobrzmiewało w nim rozbawienie.
James poczuł, jak robi mu się gorąco. Ten sku***syn wydał ich Voldemortowi! Ten du**k powiedział mu, że Lily jest mugolakiem!
- Moja żona nie jest szlamą – wycedził, patrząc Voldemortowi prosto w oczy. Nie czuł strachu, jedynie złość, wypełniającą go od stóp po czubek głowy. To przypominało ich wędrówki z Lupinem; było tak samo szalone i niebezpieczne, a jednocześnie przyjemne. Stać i patrzeć bez strachu w te czerwone jak krew oczy. I drwić. Zachować godność do samego końca.
Końca... Jim poczuł przemożną chęć wdrapania się na najbliższe drzewo. Jakby to mogło coś pomóc. Nie bał się swojej śmierci; zbyt wiele razy był od niej o cale. Bał się o Lily, o Remmy’ego, o tego małego nienarodzonego, który był dopiero w planach...
- Kłamiesz – powiedział Czarny Lord bez śladu zmieszania. – Jest szlamą i ty o tym dobrze wiesz.
Zbliżył się nieco. James stał nieruchomo. Obok siebie czuł Remmy’ego, słyszał jego płytki oddech. Nie spodziewał się, że jego przyjaciel się boi; raczej sądził, że czuje się gorzej. Lupin upadł i nie podniósł się – to zły znak.
- Lily nie jest szlamą – powtórzył James, ale czuł, że spokój zaczyna się w nim burzyć. – Nie jesteś w stanie tego pojąć, Lordzie – świsnął przez zęby szyderczo, choć chęć do drwin uleciała z niego niczym powietrze z balonu.
- Crucio – powiedział po prostu Voldemort, choć nie wydawał się ani trochę zły. Wyraz twarzy mu się nie zmienił.
James poczuł taki ból, jakiego w życiu nie doświadczył. Nigdy, nawet wtedy, gdy Snivellus rzucał na niego to samo zaklęcie. To była przy tym betka! Teraz zrozumiał, dlaczego Voldemort jest nazywany najpotężniejszym czarnoksiężnikiem w tym stuleciu.
Nie chciał krzyczeć i wytrzymał całe dwie sekundy – potem ból stał się tak silny, że upadł na kolana i zaczął wrzeszczeć. Wrzeszczeć takim głosem, o jaki siebie w życiu nie podejrzewał. Potem wszystko przysłoniła krwista mgła, przestał słyszeć samego siebie, przestał czuć cokolwiek prócz tego przeraźliwego bólu... Ból czynił jego duszę czarną, wypełniał serce... Czuł go w paznokciach i cebulkach włosów, rzęsach, brwiach, zębach.... Całe jego ciało było jednym wielkim bólem. Chciał umrzeć, albo zemdleć i nie obudzić się już nigdy, zasnąć na wieki...
I wtedy, tak nagle, jak się zaczęło, wszystko ustało. Ból minął, pozostawiając wspomnienie i zmęczenie tak wielkie, że przez kilka sekund James nie mógł nawet oddychać. Potem nabrał powietrza i zachłysnął się nim. Zaczął kaszleć w ziemię. Zdał sobie sprawę, że leży na trawie, twarzą w dół, ale nie potrafił się podnieść. Nie mógł nawet ruszyć dłonią.
Poczuł, jak ktoś odwraca go butem. Przez chwilę spoglądał ze swojej pozycji horyzontalnej na usiane gwiazdami niebo – wydało mu się dziwne, że gwiazdy wciąż świecą, kiedy on przeżył coś takiego – a potem z niejakim trudem przekręcił głowę i spojrzał na Voldemorta. Stał nadal w tym samym miejscu, z uniesioną różdżką. Przed nim leżał jakiś wielki tobołek, wijący się i wrzeszczący...
Zaraz. Wrzeszczący!?
- Lunatyk – wycharczał Jim, nie zdając sobie z tego sprawy. Poczuł nowy przypływ sił, ale nie ruszył się. Leżał i oddychał ciężko, uspokajając wyrywające się z jego piersi serce.
Skonstatował, że jego prawa ręka leży tuż przy kieszeni. Kieszeni, do której ostatnio wkładał różdżkę. Odebrali mu ją, czy nie? Tego nie wiedział. Miał tylko jedną próbę, jedną szansę. Jeśli zobaczą, że się rusza, a nie będzie miał różdżki, może być już za późno na uratowanie kogokolwiek.
Wspomniał ten cudny dzień, w którym Lily po raz pierwszy zgodziła się pójść z nim na randkę – dzień, kiedy przyjęła jego zaręczyny – dzień ich ślubu – te wszystkie przecudne dni, które spędzali sami razem w ich małym domku, ciesząc się sobą i swoją samotnością – i w końcu dzisiejszy wieczór, kiedy w końcu zdecydowali, że już czas pomyśleć o dziecku. W jego oczach zapaliły się niebezpieczne błyski. Nie pozwoli jej skrzywdzić. Nie teraz, kiedy Lily może już nosi ich dziecko, choć jeszcze o tym nie wiedzą! Nie pozwoli, żeby cokolwiek jej się stało!
Szybkim ruchem sięgnął do kieszeni i przez moment wydawało mu się, że już wszystko stracone, że to koniec i ta noc będzie jego ostatnią. W sekundę później poczuł zimne drewno pod palcami i zacisnął na nim pięść. Gwałtownie wyszarpnął rękę z kieszeni i podparł się. Wydawało mu się, że nie będzie potrafił wstać – ale myśl o Lily dodała mu sił i podniósł się.
- Tormento! – wrzasnął na cały głos, kierując różdżkę na Voldemorta. Na twarzy Lorda pojawiło się zdumienie – jeszcze się nie zdarzyło, aby ktoś powstał po jego Cruciatusie. Czarny Pan nie rozumiał, że miłość uskrzydla i to stało się jego zgubą nie raz. Zachwiał się, a na imitacji twarzy, którą posiadał, pojawił się grymas bólu. Tormento z pewnością nie było przyjemną klątwą.
- Bierzcie go – wrzasnął piskliwie, odskakując o krok.
James tego się właśnie spodziewał.
- Darento! – wrzasnął. Nie czekając, aż złoty promień doleci do Czarnego Pana, deportował się z trzaskiem. Pojawił się poza kręgiem śmierciożerców i natychmiast posłał tam przekleństwo.
Jakże żałował teraz, że jeszcze nie nauczył się rzucać Avady!
Zdążył uchylić się przed Drętwotą śmierciożercy, któremu spod kaptura wysunęło się parę jasno blond włosów.
- Potter! Nie uciekniesz mi! – wrzasnęła jakaś kobieta. James teleportował się na drugą stronę ogrodu. Celując w kobietę, rzucił:
- Drętwota – i ujrzał, jak wiązka iskier trafia w cel. Kobieta, której głos James znał, ale nie potrafił sobie uprzytomnić, do kogo należał zatrzymała się w pół kroku i zwaliła na ziemię przy akompaniamencie wściekłego wrzasku Voldemorta.
Jim spojrzał na przeciwników i spostrzegł, że jest ich już tylko dwóch, nie licząc Czarnego Lorda. Zamrugał, zdumiony, ale nie miał czasu się nad tym zastanowić. Ponownie się teleportował w inne miejsce ogrodu.
- Avada Kedavra! – usłyszał i padł na ziemię. Tuż nad nim przeleciał promień zielonego światła, osmalając czuprynę.
Bez zwłoki podniósł się i ryknął jakieś zaklęcie – później nie mógł sobie przypomnieć, jakie. Kolejny śmierciożerca padł, trafiony jednocześnie dwoma klątwami. Jim rzucił okiem na lewo, skąd doleciał ten drugi urok i z pewnym zdziwieniem stwierdził, że stoi tam Remmy. Wyglądał okropnie, chwiał się na nogach, ale dzielnie walczył. Z ust ciekła mu strużka krwi.
- Wstawaj, Bella! – krzyknął któryś ze śmierciożerców. James rozejrzał się i nie dostrzegł Voldemorta.
Do człowieka z blond włosami podszedł ktoś inny, dźwigając na plecach tego, którego Jim i Remus załatwili wspólnie.
- Bierz ją i zwiewaj. To rozkaz – powiedział śmierciożerca, a James rozpoznał głos. Doskonale go pamiętał.
- Snape – wyszeptał i podniósł różdżkę, ale w ogrodzie nie było już nikogo. Czarny Pan teleportował się pierwszy, zaraz za nim to samo uczynili śmierciożercy.
James z wyczerpania oparł się o pobliskie drzewo. Zobaczył, że Lupin osuwa się na kolana, ale chwilowo nie miał sił, żeby mu pomóc.
Zapadła głucha cisza. Żaden listek się nie poruszył, żaden nocny ptak się nie odezwał. I w tej ciszy dał się słyszeć odgłos otwierania drzwi. Do ogrodu wyszła Lily w kusej koszuli nocnej, którą dostała od matki na urodziny, już po ślubie.
Przetarła oczy i rozejrzała się po podwórzu. Dostrzegła zmordowanych mężczyzn i z niejakim zdumieniem spytała:
- Przespałam coś?

----------------
Poprawiłam to "smieciu", ale nie wiem, jak miałabym zmienić dialog... nie mam pomysłu na inny biggrin.gif
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #188726 · Odpowiedzi: 15 · Wyświetleń: 7438

Chauve-Souris Napisane: 23.08.2004 11:21


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 04.08.2004
Skąd: Chorzów/Kraków
Nr użytkownika: 2496


Chciałam zauwazyć, ze to nie ankieta, tylko test na konstrukcję postaci, a po drugie, jego autorem jest Dziewczyna Hagrida, czyli Minerwa, a jakoś nie widze gdzies odpowiedniej adnotacji... no i nie widzę, żeby Minerwa wydała zgodę na zamieszczenie JEJ tekstu, jakby nie było. Jesli takowa zgoda jest, to proszę wymienić, że jest.
Ten test jest już niemal na wszystkich forach, jakie znam, więc... smile.gif
Bises:*
Nietoperek
PS. Moja bohaterka ma 8 ptk., choć na niektóre pytania nie wiedziałam jak odpowiedzieć... Ah, ta moja inteligencja... smile.gif
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #188709 · Odpowiedzi: 27 · Wyświetleń: 10927

Chauve-Souris Napisane: 05.08.2004 20:26


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 04.08.2004
Skąd: Chorzów/Kraków
Nr użytkownika: 2496


Ahh... Minny, droga moja, toż to lepsze jest od Apokryfu! Ostatnio, kiedy się tak uśmialam, to chyba przy Hapy Niu Jer... A to dawno było, bo na Mirriel przyszłam, jak jeszcze nieskończony był... smile.gif Masz talent...
Uwielbiam ten fafik... dawno nic mnie tak nie rozbawiło.... ehh... To jeszcze koniec nie jest, prawda? Tak myślę. Lecę w takim razie czytać resztę na Twojej stronie... smile.gif
Bises:*
Nietoperek vel bbr
EDIT: Aaaaa! własnie wróciłam ze strony! Nie ma! 11 to ostatni rozdział! Nieeeee...! Ja nie chcę! To nie fair! Tak się nie robi! Nie, nie, nie, nie, nie, nie....
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #181524 · Odpowiedzi: 12 · Wyświetleń: 15295

Chauve-Souris Napisane: 05.08.2004 12:55


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 04.08.2004
Skąd: Chorzów/Kraków
Nr użytkownika: 2496


Leszku! Wybacz mi! Wybacz mi, wybacz mi, wybacz mi....
Od paru miesięcy nie umiałam się zabrać za ten ff. No, za chiny ludowe nie umiałam. Coś mnie od niego odstręczało. własnie za to Cię przepraszam, bo "Edukacja Toma" jest świetna! Znalazłam w niej mnóstwo smaczków...
Alistair McLaean, którego kocham i uwielbiam.
Minnie jako skrót od Minerwa i w ogóle wątek z Dustym Millerem.
Albus Dumbledore jako młodszy, ale już wspaniały człowiek (tak nawiasem mówiąc to jest jeden z moich bardziej lubianych bohaterów....).
Tom Riddle jako dzieciak, który też się może pomylić i nikt go nie przecenia.
Winston Churchill.
I wiele innych perełek....
Gratruluję, Leszku. Udało Ci się stworzyć historię wiarygodną i wciągającą... Świetną po prostu.
Rany, lecę czytać "Powrót Podróżnego"...
Bises:*
Nietoperek vel bbr
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #181389 · Odpowiedzi: 13 · Wyświetleń: 9791

[ ? ]: Apokryf
Chauve-Souris Napisane: 04.08.2004 12:27


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 04.08.2004
Skąd: Chorzów/Kraków
Nr użytkownika: 2496


O taak... taak... mrrr....
O to już Koniec? Nieeeee...! *Rozdzierający, błagający wrzask*
Ehhh.... Na "Apokryf" polowałam od dłuższego czasu. Nasłuchałam się o nim wiele dobrego od pewnych autorek, które szanuję. I musze przyznać, ze się nie zawiodłam. Na początku troche mnie zaszokowałaś - Severus całyujący się z uczennicą!? - ale potem się uspokoiłam - był młody... miał prawo.
Mimo, iż w pewnych momentach przydałoby się usiąść nad tekstem na dłużej, bo sprawiały wrażenie nieco wymuszonych, to całość jest rewelacyjna. Remmy taki, jaki powinien być, Sevie może troszkę inny, ale tez mieszczący się w granicach rozsądku, Syriusz, humor świetny.... I w ogóle. A więc za ten tekst dostajesz ode mnie szóstkę z minusem małym....
Bises:*
Nietoperek
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #180891 · Odpowiedzi: 14 · Wyświetleń: 15227

Chauve-Souris Napisane: 04.08.2004 12:10


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 04.08.2004
Skąd: Chorzów/Kraków
Nr użytkownika: 2496


Ach... ach... ach... przeczytałam to po raz drugi i wydało mi się to jeszcze lepsze, niż za pierwszym razem smile.gif Toroj... jestes już sławna na cały polski fakfiktowy internet smile.gif A to o czyms świadczy (zwykle w tym momencie dodaję: ale o czym?, jednakowoż teraz z oczywistych powodów tego nie zrobię smile.gif). Uwielbiam Twoje opowiadania... tak pełnych humoru i ciepłych równocześnie, tak żywych, realnych i prawdopodobnych fafików nie czytałam u nikogo innego... łączysz humor ze smutkiem, absurd z prawdopodobieństwem... Twoi bohaterowie sa żywi i tacy... ludzcy. Nawet Sever (a może w szczególności)...
Ah. Czy ja już Ci dziękowałam za te opowiadania? Nawet jesli tak to powtórze. Dziękuję.
Bises:*
Nietoperek
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #180887 · Odpowiedzi: 61 · Wyświetleń: 39751


New Posts  Nowe odpowiedzi
No New Posts  Brak nowych odpowiedzi
Hot topic  Gorący temat (Nowe odpowiedzi)
No new  Gorący temat (Brak nowych odpowiedzi)
Poll  Sonda (Nowe odpowiedzi)
No new votes  Sonda (Brak nowych odpowiedzi)
Closed  Zamknięty temat
Moved  Przeniesiony temat
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.04.2024 21:59