Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Zwyczajne Życie, Urodzinowe, dla Nelusi, zakończone

Idril Celebrindal
post 14.09.2006 15:51
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 37
Dołączył: 13.09.2005

Płeć: Kobieta



Tak, wiem. Tytuł został podstępnie ukradziony pani Joannie Chmielewskiej. Za co ją, a także Tereskę i Okrętkę najgoręcej z tego miejsca przepraszam.
Chyba popełniłam erotyk. Nie jest to w żadnym wypadku PWP (chyba). Ot, tak wyszło, choć nie czuję się zbyt mocna w tej materii.
Tego tekstu by nie było, gdyby nie fakt, że Nelusia, najwiedźmiejsza z wiedźm, ma dzisiaj urodziny. Neluś, Słonko, sto lat! Niech żyje i niech się rozmnaża!
Nel, w Twoje ręce, z ogromnym podziękowaniem za Rudolfa i poglądy na śmierciożerców. Już my tam wiemy, jaka jest jedyna słuszna wersja wink2.gif



Zwyczajne życie


Wbrew obiegowej opinii, śmierciożercy nie zajmują się przez całe dnie torturowaniem Bogu ducha winnych mugoli. Kłamstwem jest fakt, że urządzają każdej nocy dziką orgię. Łże ten, kto twierdzi, że nie mają zwyczajnego życia.
A jednak to prawda, że nie mogą zapomnieć o istnieniu kogoś takiego jak Czarny Pan. Przypomina im o tym znak przynależności, wytatuowany na lewym przedramieniu.

***

Kiedy Rudolf otwiera oczy, Belli już przy nim nie ma. Do sypialni przez wychodzące na wschód okna wpadają pierwsze promienie słońca. Jest wcześnie, ale już widać, że upał znów da im się we znaki. Lestrange sięga po różdżkę, leżącą na szafce nocnej, i zaciąga zasłony. Wciąż kleją mu się oczy. Nic dziwnego, zasnęli dopiero nad ranem.
Z dołu dobiega brzęk talerzy i cichy głos domowej skrzatki, Wisienki, która podśpiewuje pod nosem. Przez na wpół uchylone drzwi do Rudolfa dociera zapach świeżo zaparzonej kawy i aromat bekonu. Lestrange z łatwością może sobie wyobrazić, jak długie paski wędzonego boczku skwierczą radośnie na patelni, kurcząc się i rumieniąc na brązowo.
Mężczyzna zastanawia się, czy nie poleżeć jeszcze w łóżku i czekać, aż skrzatka przyniesie mu śniadanie do łóżka, ale po namyśle decyduje się wstać. Szuka pantofli, uśmiechając się na wspomnienie okoliczności, w jakich porzucił je poprzedniego wieczoru w takim nieładzie.
Szybki, zimny prysznic natychmiast go rozbudza. Resztki snu uciekają, czekając na kolejny wieczór.
Schodząc po krętych schodach, słyszy głośny męski śmiech.
Więc Rabastan też się już obudził? – myśli, wchodząc do jadalni.
Za zastawionym stołem siedzą już Bellatrix i jej szwagier, śmiejąc się z czegoś do rozpuku. Tak, to był zdecydowanie dobry pomysł, by zaprosić brata na lato. Rudolf widzi, że Bella w towarzystwie odżywa. Cieszy go to. Ostatnimi czasy była bardzo melancholijna.
Pomimo trzech lat małżeństwa, żona nadal stanowi dla niego zagadkę. Pełna wewnętrznych sprzeczności – raz delikatna jak jej pocałunki, kiedy się kochają, raz dzika i nieokiełznana, gwałtowna jak nagłe przeoranie pleców w szale namiętności. W walce – fanatyczka o płonących oczach, gotowa iść za swym Panem wszędzie, w domu – spokojna, czasem w melancholijnym nastroju. Nie sposób wtedy znaleźć w niej tej bestii. Ogień i woda. Jego Bella.
Jego?
Często zadaje sobie to pytanie, patrząc na żonę przy różnych okazjach. Nie, nie jego. Bellatrix nie należy do nikogo, jest panią samej siebie.
Dyskutują o sprawach błahych, zręcznie omijając tematy takie jak wojna, Czarny Pan czy czystość krwi. Tego mają dosyć na co dzień. Żyją w niepewności, wciąż popatrując na Mroczny Znak i czekając, kiedy ich Pan zażąda daniny z życia. Cała trójka wie, że może się to zdarzyć zarówno nigdy, jak i już dziś. Ale jest niedzielny poranek, spychają więc ponure myśli głęboko w podświadomość.
Oni, śmierciożercy, ostemplowani, jak to się kiedyś wyraził Severus Snape. Nie znający dnia ani godziny, usiłujący żyć normalnie, pomiędzy jednym a drugim spotkaniem.
To trudne, ale się starają.
Pozory, Rudolf wydyma ironicznie usta.

***

Bella opala się na tarasie nago, chroniąc głowę słomkowym kapeluszem. Nie krępuje się obecnością szwagra. Zresztą, wstydliwość i skromność nigdy nie leżały w jej naturze. Ale nie musi się przejmować gościem. Rabastan przesiaduje w bibliotece, pogrążony w lekturze jednej ze starych czarnomagicznych ksiąg, które Bella kupuje za bajońskie sumy od kolekcjonerów i na aukcjach.
Rudolf natomiast siedzi w chłodnym salonie, patrząc przez uchylone drzwi balkonowe na żonę. Chociaż połączono ich nie z miłości, a w interesie czystokrwistych rodów, znaleźli wspólny język i pokochali się.
Bella tymczasem podnosi się powoli i wchodzi do domu. Spostrzega wzrok męża, ślizgający się po jej nagim, opalonym ciele. Kobieta kręci zalotnie biodrami, obserwując reakcję. Zerka spod spuszczonych rzęs, jak Rudolf wciąga gwałtownie powietrze i patrzy, i patrzy, i patrzy… Jak jastrząb, czyhający na ofiarę, łowca, który wie, że zwierzyna mu już nie umknie.
O Merlinie, jak kusi… Jak kusi… – powtarza w myślach Lestrange, zaciskając dłonie w pięści. Paznokcie wbijają się boleśnie w skórę.
Jeszcze jeden ruch biodrami i przestaje się kontrolować. Wyciąga rękę, przyciąga do siebie żonę i całuje… Całuje słoneczne, złociste ciało, ciemne włosy, pachnące lawendą. Słyszy przyspieszony oddech Belli, czuje ciepłe powietrze, owiewające jego kark w rytm słów, powtarzanych jak mantra: „Kocham cię, kocham cię. Proszę… Rudolf, proszę”.
Kanapa okazuje się zbyt wąska. Staczają się na podłogę, wciąż spleceni w uścisku. Mają świadomość, że robią coś niebywale perwersyjnego. Kochają się w ciągu dnia na środku podłogi w salonie, wiedząc, że w każdej chwili może wejść Rabastan lub Wisienka. I jest im dobrze. Och, Merlinie, jak dobrze…
Usta Belli przesuwają się po śliskim od potu ciele męża.
– Jeszcze…
Kobieta nie wie, czy to jej słowa, czy też mówi to unieruchomiony na podłodze Rudolf. Kaskada loków spada na jasną skórę mężczyzny, kiedy Bellatrix pochyla się, by pocałować go w usta.
Biel i czerń, dzień i noc, światło i ciemność. Tak różni, ale jednocześnie nie potrafią bez siebie istnieć.
Powietrze jest aż gęste od emocji, na co dzień skrywanych pod maską obojętności, uwalnianych zazwyczaj tylko ciemną nocą. Tyle uczuć, cichych szeptów, jęków rozkoszy…
Rudolf patrzy na strużkę potu, biegnącą przez dekolt Belli prosto w zagłębienie między pełnymi piersiami, podziwia płaski brzuch, kształtne biodra i mocne, opalone uda.
– Dobrze… Ochhhhhhhh…
Słychać czyjeś kroki na schodach. Bellatrix zaciska spazmatycznie dłonie na przegubach kochanka, zmysłowo porusza biodrami, doprowadzając go do szaleństwa. Są już blisko spełnienia…
Kroki coraz głośniejsze.
Jeszcze tylko raz…
Rabastan jest już na parterze.
Jeszcze moment…
Kieruje się do salonu.
To już…
– O Merlinie…
Bella opada bezwładnie na męża, wyczerpana, spocone włosy kleją się do karku. Rudolf ją obejmuje i kołysze w takt niesłyszalnej muzyki.
Na tę scenę trafia osłupiały Rabastan. Patrzy z niedowierzaniem na brata i bratową. W powietrzu wciąż unosi się zapach namiętności, zmieszany z wonią rozpalonych ciał.

***

Mroczny Znak zaczyna piec wieczorem. Rudolf patrzy na żonę i brata. Wszyscy przebierają się gorączkowo i natychmiast aportują na miejscu spotkania. Przybywają jako jedni z ostatnich. Jest już MacNair, Malfoy, Snape, Rosier i Rookwood. Sama śmietanka.
Przed Czarnym Panem stoi roztrzęsiony chłopak. Z oczu kapią mu łzy. Nieopodal w trawie leży skulone ciało jakiegoś dzieciaka. Dziewczynka jest martwa, otwarte oczy – wypełnione przerażeniem.
– Panie, ja… Panie… – jąka się chłopak.
– Nawet tego nie potrafiłeś dla mnie zrobić. Nie potrafiłeś zabić małego śmiecia – mówi cicho Voldemort. – Sługo niepokorny i gnuśny! Byłeś niewierny w wielu rzeczach. A taką latorośl wrzuca się do ognia i płonie!
Widać, że przytaczanie wykoślawionych zdań z Biblii sprawia mu satysfakcję.
– Panie, ja…
Avada
Głupi chłopak, myśli Rudolf.
– …Kedavra!
Ciało pada z głuchym łoskotem na ziemię.
Głupi, głupi chłopak.
Przedstawienie skończone. Wszyscy mogą wracać do domu i udawać, że nic się nie stało. Lestrange’owie nie rozmawiają o zajściu. Usiłują żyć normalnym życiem. Rudolf usłyszał kiedyś, że śmierciożercy są jak hitlerowscy żołnierze – wyrządzają wiele zła, ale przecież wracają do domu, do swych rodzin, gdzie zdejmują maski potworów.
Biała maska Belli upada na schody w hallu.

***

Rudolf stoi przed wejściem do ich dawnego domu, gdzie kiedyś usiłowali zwyczajnie żyć. Teraz wie, że to już niemożliwe. Azkaban zbyt wiele odebrał im normalności.
U boku mężczyzny stoi Bellarix, z oczyma płonącymi gorączką i chęcią odwetu. Jego dawnej Belli już nie ma – zginęła tamtego dnia, gdy wtrącono ich do więzienia.
Teraz nie ma już sposobu, by zdjąć maskę.

KONIEC

Ten post był edytowany przez Idril Celebrindal: 14.09.2006 16:09


--------------------
Nie w szczęściu, ale w nieszczęściu okazać może człowiek prawdziwą swą wielkość i cnotę.
Friedrich Schiller
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Nelusia
post 15.09.2006 09:41
Post #2 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 34
Dołączył: 29.05.2006
Skąd: Danzig

Płeć: Kobieta



Idril, dziękuję.
Wiedziałam już w czerwcu, że to opowiadanie powstało i od czerwca z niecierpliwością na nie oczekiwałam. Jak wszyscy wiedzą <albo i nie wiedzą, ale teraz już wiedzą xD> mam obsesję na punkcie Belli i Rudolfa. Nie wiem, skąd ani kiedy się wzięła, ale przyczepiła się do mnie bardzo skutecznie.
Niestety, w polskim fandomie było tak, że większość piszących przedstawia tę parę jako super mhrocznych śmierciojadów, którzy cały czas rzucają Cruciatusy i inne Niewybaczalne...
A tu Id pokazała ich inaczej. Jako normalnych ludzi, którzy się kochają. I jednocześnie muszą pamiętać o tym, od kogo zależy ich życie. Tu najgorsze jest to, że nie ma żadnej ucieczki. Odejście od LV równałoby się śmierci, ale może śmierć byłaby lepsza niż takie życie? Życie w ciągłym strachu...
Scena erotyczna jest ślicznie opisana, tak jak lubię. Trochę mi się skojarzyła z twórczością I. Allende, a ja ją wielbię, więc jeśli Iduś będzie pisać podobnie, też będę ją wielbić smile.gif.
Dobrze, że w tym opowiadaniu nie ma mhroku, który zazwyczaj w takich opowiadaniach <moje wykluczone> bywa. Jest chęć zwyczajnego życia, która bardzo kontarstuje z dwiema ostatnimi scenkami. Może nawet chęć tego, żeby zdjąć maskę i przestać udawać, ale po Azkabanie jest to niemożliwe. I to boli. Bardzo boli.
Końcówka jest świetna, miałam łzy w oczach.
Biedna Bella.
Biedny Rudolf.
Zasłużyli sobie na to, wiadomo z kanonu, ale i tak są biedni... Choć i tak bardziej żal mi Rudolfa, gdyby miał inną żonę, może byłoby lepiej?...
Id, podobało mi się tu jeszcze przedstawienie Belli. Pokazałaś ją nie od tej złej, szalonej, fanatycznej strony, tylko od tej drugiej, spokojnej i delikatnej. Nawet namiętnej smile.gif.
I za tę Bellę dziękuję Ci bardzo. Bo różni się od mojej, która trzyma Rudolfa pod pantoflem. Widać, że Twoja go kocha. Na swój sposób na pewno.

Iduś, prezent był wspaniały. Bardzo Ci dziękuję, bo nie spodziewałam się, że fik będzie aż tak dobry. I cieszę się, że są ludzie, którzy wyznają moje poglądy.

Besitos

Nela


--------------------
"Kobieta bez mężczyzny jest jak ryba bez roweru."
Gloria Steinem


Illegal
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
rhiamona
post 16.09.2006 21:31
Post #3 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 177
Dołączył: 12.08.2006
Skąd: Z kapusty :D

Płeć: Kobieta



Para śmiercożerców pokazana z ludzkiej (??) perspektywy? Intrygujące. Podoba mi się. Ładnie napisane tak zgrabnie, klimatycznie. Błędów nie zauważyłam (nie szukałam) sceny erotyczne stworzone umiejętnie, dodają całości uroku. Jedyne co mi trochę zgrzytało to zakończenie, mogłabyś to badziej rozbudować (bez przesady oczywiście) ale dopisać jeszcze kilka zdań aby tak tego nie ucinać. Ogółem jednak gratuluje, świetny ff
-> for you czekolada.gif
Pozdrawiam,
Rhiamona
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.04.2024 22:01