Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Zdejmij Maskę, HPff, całość

Nelusia
post 29.10.2006 21:33
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 34
Dołączył: 29.05.2006
Skąd: Danzig

Płeć: Kobieta



Fik eskperymentalny. Nie bić. Nie czuję się za mocna w tej materii, ale musiałam to napisać. Wymyślone w trakcie praktyk (kserowanie szkodzi), tudzież podczas dojazdów do centrum (jazda w korkach szkodzi jeszcze bardziej).
Powiązane z 'Bukiecikiem fiołków' i z 'Zapachem deszczu', więc radzę najpierw tamte fiki przeczytać.
A teraz - enjoy yourself! <claro>
Miłej lektury

N.



Zdejmij maskę

Wiem o tobie bardzo dużo. Więcej niż ci się zdaje. Wysłuchiwałam różnych rzeczy na twój temat od babci. I od Lucjusza, kiedy jeszcze był z nami. Kiedy jeszcze było normalnie.
Normalnie?
Normalnie nie było tam chyba nigdy. Słyszałam tylko – ‘Abigail, zachowuj się’ , ‘Abigail, nie skacz po łóżku’, ‘Abigail nie słuchaj tak głośno tego radia’, ‘Abigail szanuj swoją krew’. I tak do znudzenia.
Dzieliła nas wielka przepaść: oni byli sztywni, arystokratyczni, powkładani w ramki konwenansów, nie umieli się śmiać, nie umieli się cieszyć.
Ja byłam inna.
Różniłam się od nich, ale i tak ich lubiłam. Cieszyłam się każdym dniem, chodziłam po lasach, rzucałam na żaby zaklęcia usypiające, przynosiłam zaskrońce do sypialni Narcyzy i Lucjusza i kładłam im je do łóżka.
Chciałam zwrócić na siebie uwagę, chciałam, żeby spojrzeli na mnie inaczej.
Nie jak na dziewczynkę, którą z niechęcią wzięli z sierocińca.
Nie jak na kogoś, kto im zawadza.
Chciałam, żeby spojrzeli na mnie, jak na członka rodziny, bo byłam nim, jakby nie patrzeć.
Wiem o tobie wiele, ale tak naprawdę nie wiem nic.
Nie wiem, dlaczego stało się tak, a nie inaczej?
Kto zawinił?
Ty?
Bellatrix?
Wasza straszna obsesja na punkcie Czarnego Pana, która zaprowadziła was do więzienia?
A przecież mogło być inaczej...
Zresztą, co ja będę gadać. I tak nie zrozumiesz. Chyba nigdy byś nie zrozumiał.
Mogło być inaczej.
Mogło...
Niech to wszystko szlag!

Abigail.
Gayla.
Córeczka.
Abigail, radość ojca.
Jaka radość? Tu nie było żadnej radości, była tylko pustka i cisza przerywana krzykami innych więźniów. Byli dementorzy, przez których powoli wszyscy tracili wiarę w to, że będzie inaczej.
Nie będzie.
Stracił swojego Pana, stracił żonę, która może kiedyś go kochała.
Kiedyś, wiele lat temu.
I stracił córeczkę, której tak bardzo pragnął. A ona jej nie chciała. Mówiła, że będzie im przeszkadzać.
W czym? W tej ich śmierciożerczej karierze?
Chyba tak.
Mógł odejść, kiedy jeszcze był czas, mógł odejść od żony, od Czarnego Pana z malutką Abigail. Zamieszkaliby razem gdzieś na wsi i życie dla niego zaczęłoby się od nowa.
Inne życie, nie takie jak to w ciągłym strachu. W obawie przed śmiercią, która wisiała nad nimi wszystkimi.
Mogliby mieszkać razem, on uczyłby ją zaklęć, zanim poszłaby do szkoły, a ona na pewno wniosłaby trochę radości w jego życie.
Wniosłaby...
Nie stało się tak. I nie mogło się stać, bo doskonale wiedział, czym takie odejście mogło się skończyć. Parę dni po narodzinach Abigail, w mroźny styczniowy wieczór, zabrał ją z domu. Na niebie świeciły gwiazdy, a on szedł przez zaśnieżone ulice Londynu z małą Gaylą na rękach.
W uszach cały czas dźwięczały mu słowa Bellatrix – ‘pozbądź się jej!’
Pozbądź się... Jakby była niepotrzebną rzeczą...
Rudolf przytulił mocniej córeczkę. Była taka mała, taka bezbronna. Gdyby przyjrzał się jej uważniej, pewnie zauważyłby w jej rysach podobieństwo do rodu Lestrenge’ów.
Ale nie uczynił tego. Szedł wolno, nie patrząc na śpiącą Abigail.
Chciał odwlec moment rozstania, który był nieunikniony.
‘Pozbądź się jej!’
Stanął przed jakimś mugolskim domem. On, który nienawidził wszystkiego, co niemagiczne.
Stanął i wyciągnął różdżkę. Załatwi to teraz, szybko, bezboleśnie.
Tylko te dwa słowa i zielone, oślepiające światło.
Tyle razy przecież to robił.
Ale teraz nie mógł. Drżały mu ręce i wolno dochodziło do niego to, co chciał zrobić.
To był jakiś horror. Różdżka upadła na ziemię.
Dziewczynka otworzyła oczy, zupełnie nieświadoma tego, co mogło się stać, i spojrzała na niego.
W Rudolfie odezwały się chyba resztki człowieczeństwa, bo pochylił się nad córeczką i pocałował ją.
A potem napisał coś na pergaminie, wsadził go w kocyk i położył zawiniątko na schodach tamtego domu.
Nawet nie chciał myśleć, kto w nim mieszka. Chciał tylko, żeby ktoś się zaopiekował Abigail.
Bo on nie mógł.
Na niebie świecił gwiazdy, było zimno i bardzo cicho.
Rudolf spojrzał w górę, a potem na schody, na których leżała Abigail.
- Wybacz mi – pomyślał. – Nie tak miało być.
Nie tak miało być.
Ale inaczej nie będzie.
Oddalił się szybko sprzed tamtego domu, na schodach którego zostawił córeczkę.
Teraz wróci do swojej żony, do swojego Pana.
Teraz wszystko będzie po staremu. Bez Abigail, którą pokochał, kiedy się dowiedział, że Bella spodziewa się dziecka. Wiedział, że to będzie dziewczynka.
Mała, radosna, uśmiechnięta, urocza.
Jego utracona radość.
Gayla Lestrange.
Teraz wróci do domu i będzie czekał z Bellą na kolejne wezwanie swojego Pana. Będzie spełniał ich rozkazy.
Jak zwykle.
Wszystko będzie po staremu.
Zapomni o Abigail. Zapomni, choć będzie mu bardzo ciężko.
Dla Belli i Czarnego Pana był w stanie zrobić wszystko.
Nawet wymazać z pamięci i z serca małą córeczkę, którą pokochał dawno temu.
Którą zawsze będzie kochać...


Nie było mi łatwo w sierocińcu, zresztą, tam nikomu nie było łatwo. Zazdrościłam tym dzieciom, do których przychodziła rodzina w odwiedziny. Co z tego, że nie mogli ich zabrać do siebie? Ważne było to, że w ogóle przychodzili. Że przynosili im tabliczki czekolady z orzechami i lalki zapakowane jeszcze w sklepowe pudełka.
Do mnie nie przychodził nikt, ale czekałam na kogoś.
Może na ciebie, może na Bellę?
Nie wiem.
Pamiętam tylko, że siadałam na parapecie i wypatrywałam kogoś przez okno, wychodzące na plac przed budynkiem. I tak czekałam i czekałam. Chyba prędzej śmierci bym się doczekała, niż tego, że któreś z was przyjdzie.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że tacy jesteście. Wytworzyłam w swojej wyobraźni obraz innych rodziców. Rodziców, którzy musieli mnie zostawić, ale którzy kiedyś po mnie wrócą. I zamieszkamy razem, w domku gdzieś na wsi. I będziemy razem jeździć na wycieczki i jeść lody czekoladowe.
Koleżanki z pokoju mówiły, że jestem naiwna, bo nikt mnie nie zabierze. Gadały, że wszyscy o mnie zapomnieli, ale ja ich nie słuchałam. Gdzieś w głębi serca wierzyłam, że nadejdzie taki dzień, w którym zabierzecie mnie z sierocińca.
Mała, głupia, naiwna Gayla, która wierzyła w rzeczy niemożliwe.
Przestałam wierzyć dopiero w dniu swoich szóstych urodzin, kiedy dotarło do mnie to, że nikt po mnie nie przyjdzie.
I było mi z tym bardzo ciężko, ale musiałam się przyzwyczaić do tej myśli. Co innego mi pozostawało?
Mijały kolejne miesiące w sierocińcu, chodziłam do szkoły, nawet nieźle się uczyłam i z każdym dniem traciłam szansę na adopcję. Ludzie woleli małe dzieci, najlepiej niemowlaki. Takim dziećmi łatwiej było pokierować, niż starszymi. Ich charakter można było ułożyć praktycznie od początku, mojego już się nie dało.
Ja byłam chłopczycą – a takich dziewczynek rodzice adopcyjni raczej nie chcieli, która dokuczała koleżankom z pokoju i chodziła na wagary z kolegami. Graliśmy w piłkę na rozmokłym boisku za sierocińcem i łaziliśmy razem po drzewach.
Nie znosiłam tych wszystkich pań, które przychodziły do innych, młodszych dziewczynek i obiecywały im, że na pewno zabiorą je do siebie.
Śliczne, słodkie dziewczynki z blond loczkami i błękitnymi oczami.
Takie słodkie, że aż się robiło mdło.
Nie to co ja – chuda, z prostymi włosami, które wymykały się spod gumki, z piegami na twarzy i ze strupami na nogach.
Do mnie nie przychodził nikt.
Dlatego zdziwiłam się, kiedy pewnego dnia – a miałam wtedy dziesięć lat – pani Tifany przyszła do naszego pokoju i powiedziała mi, że ktoś przyszedł mnie odwiedzić.
Poszłam z nią do gabinetu, a tam czekała na mnie Narcyza - oczywiście wtedy jeszcze nie wiedziałam, że tak ma na imię. Wiedziałam tylko, że jest najpiękniejszą kobietą, jaką widziałam. Też chciałam wyglądać tak jak ona.
Nie wyszło, no cóż.
Narcyza zabrała mnie do siebie zaledwie w tydzień po jej przyjściu do sierocińca. Zdziwiło mnie to bardzo, bo procedury adopcyjne trwały o wiele, wiele dłużej. No, ale wtedy nie wiedziałam jeszcze, że ona jest czarownicą.
Ba, nie wiedziałam nawet, że ja nią jestem. Owszem, różniłam się od koleżanek, ale chyba tylko tym, że trzymałam się z chłopcami i nie plotkowałam z dziewczynkami z pokoju.
Byłam całkiem zwyczajna – a przynajmniej tak mi się wydawało.
Podobało mi się w domu u Malfoyów – nareszcie miałam pokój tylko dla siebie, mogłam robić co chciałam, a raczej to, czego nie zakazał mi Lucjusz. I po raz pierwszy czułam, że mam rodzinę.
Dziwną, bo dziwną, czasem zbyt sztywną i wyniosłą, ale ją miałam.
I potem dowiedziałam się o was. Nie chciałam nic wiedzieć, ale ciocia powiedziała mi bardzo dużo. Może nie wszystko, ale dowiedziałam się, kim byliście.
Nie będę teraz pytać: po co i dlaczego? To bez sensu, bo i tak mi nie odpowiesz.
Zupełnie jakbym mówiła do ściany.
Co ty zrobiłeś?
Co oni z tobą zrobili?

Wszystko poszło nie tak jak trzeba. Po powrocie do domu nie odezwał się do Bellatrix.
Cisza. Ciemna noc. Biel śniegu na parapecie. I to dziwne uczucie pustki.
Teraz było mu wszystko jedno, co się z nim stanie.
Z Bellą nie rozmawiał o dziewczynce – ten temat był już zamknięty. Zachowywali się tak, jakby ona nigdy nie istniała – ale przecież była. Była tam, gdzie ją zostawił, o ile nikt jej nie wziął.
Biedna mała, ale nic innego nie mógł zrobić.
Później, kiedy po upadku Czarnego Pana został schwytany razem z Bellą i Rabastanem, nie obchodziło go to, co się dalej stanie.
Cela w więzieniu, daleko od Belli. Od Belli, która podczas procesu mówiła z błyszczącymi oczami, że Czarny Pan na pewno wróci i wtedy wynagrodzi ich ponad wszystko. Od Belli, której skóra pachniała deszczem, gdy kochali się tamtej kwietniowej nocy.
Wtedy, przez krótką chwilę czuł, że ona należy tylko do niego...
Chociaż chyba tak naprawdę nigdy nie należała.
Słyszał, że z Azkabanu nikt nie wyszedł. I, że to miejsce bardzo zmieniało ludzi.
Ale nie obchodziło go to.
Nie miał przy sobie córeczki; dziwił się, że przez pierwsze dni pobytu w więzieniu myślał o niej.
Bella nie byłaby tym zachwycona.
Nie miał pojęcia, co się działo z Abigail, nie wiedział, czy malutka w ogóle żyje.
Mijały kolejne miesiące, takie same, jednostajne i monotonne. Woda przepływała przez szczelinę w murze, a on coraz bardziej zatracał się w myślach o córce.
Bo to obcy ludzie będą patrzeć, jak stawia pierwsze kroki, a nie on.
Obcy ludzie będą słuchać jak wymawia pierwsze słowa, a nie on.
Jeśli Abigail dowie się, że jest czarownicą, to z kim innym pójdzie na Pokątną po zakupy i komu innemu pokaże list z Hogwartu, nie jemu.
A potem, po latach – nie wiedział ilu – do Azkabanu przyszedł Lucjusz i powiedział, że dziewczynka mieszka u nich.
Rudolf wtedy z nim nie rozmawiał, robiła to Bella, która oczywiście mówiła o odrodzeniu się Czarnego Pana.
Na temat Abigail mówiono niewiele, ale Bellatrix nie chciała, żeby dziewczynka poszła do Hogwartu i wspomniała o tym Lucjuszowi.
Może tak byłoby dla niej lepiej.
Rudolf nie wiedział.


U Malfoyów było bardzo fajnie, naprawdę. Może kto inny powiedziałby inaczej, ale mi się podobało. Polubiłam magię, bo wcześniej myślałam, że czarownice są tylko w bajkach dla dzieci, nie miałam pojęcia, że obok zwykłego świata istnieje świat magiczny.
Do Hogwartu nie poszłam i teraz myślę, że może to i lepiej. W końcu oni tam musieliby się w końcu dowiedzieć, czyją jestem córką. A wysłuchiwanie – ‘patrz, idzie ta córka kryminalistów’ – nie byłoby przyjemne.
Lucjusz załatwił mi prywatnych nauczycieli i uczyłam się w domu. Lubiłam to bardzo, ale brakowało mi towarzystwa rówieśników. Miałam Dracona, ale tylko przez wakacje. Nie przepadaliśmy za sobą. On był sztywny jak ojciec, a Lucjusz czasem miał mnie dosyć. Chyba za bardzo rozrabiałam.
Nie mogłam długo usiedzieć w jednym miejscu, robiłam dziesięć rzeczy na raz. Interesowało mnie wszystko – zielarstwo, latanie na miotle, zakazane trucizny, skrzaty domowe i wiele innych rzeczy. To wszystko było dla mnie nowe, wcześniej nie wiedziałam, że to istnieje.
O was nie rozmawialiśmy. Bo i po co? Miałam spokój, staraliśmy się żyć normalnie, zwłaszcza, że wtedy jeszcze nie było Czarnego Pana.
Wszystko się zmieniło, kiedy on się odrodził.
Lucjusz oczywiście musiał przy tym być.
Ja wiedziałam, że on nie jest takim oszołomem jak wy, ale to ukrywał, niestety. Pierwsza zauważyłam, że na swój sposób kocha Narcyzę. Wiedziałam, że przynosił jej fiołki, ale nie powiedziałam jej tego.
Dowiedziała się dopiero na parę miesięcy przed wtrąceniem go do więzienia.
Niby wiedziałam tyle rzeczy, ale nikt mi nic nie powiedział o tym, że Draco też będzie wciągnięty w szeregi śmierciożerców.
To było do przewidzenia, nie wiem, czemu trzymali to w tajemnicy przede mną.
No nie wiem.
Teraz mieszkam tylko z Narcyzą, która jest za bardzo przygnębiona. Tęskni za Lucjuszem. A ja nie wiem, jak mam ją pocieszyć. Może przyniosę jej kwiatki? Jak myślisz, czy to dobry pomysł?
Nie wiesz. No tak, po co ja pytam?
Może po twojej drugiej ucieczce zaczęłam wierzyć, że nie jesteś taki?
I widzisz, znowu. Znowu to samo.
Chyba odzywa się we mnie ta mała dziewczynka, która w sierocińcu siedziała na parapecie i czekała na ciebie. Dziwne, nie?
Tak chyba być nie powinno. Ale jakoś nie wierzę, że jesteś taki naprawdę.
Nie możesz taki być! Rozmawiałam z babcią – przyjechałam tu do niej, żeby się tego dowiedzieć - i ona mówiła, że kiedyś byłeś zupełnie inny.
Zobacz, mogło być inaczej. Bardziej normalnie.
Nie, nie mogłoby być. I tak byś od nich nie odszedł.
Zrób coś dla mnie. Zdejmij swoją maskę kryminalisty. Chyba nie przyrosła ci ona do twarzy! Pokaż, jaki jesteś naprawdę.
Zrób to dla mnie, chociaż na chwilę, na parę minut, na tyle, ile tu zostaniesz.
Potem wrócisz do nich, a ja wrócę do Narcyzy. I będziemy żyć tak jak dawniej.
Ale teraz zrób to dla mnie.
Zdejmij maskę, tato.

Rudolf już sam nie wiedział, jaki jest naprawdę. Więzienie za dużo mu odebrało. Może kiedyś rzeczywiście był inny. Może.
A ona wierzyła, że każdy ma jakieś dobre strony. Ale nie mogła mu pomóc. Nikt nie mógł.
Patrzy, jak Abigail chodzi po pokoju, nerwowo zaciskając szczupłe, opalone dłonie. Jak bierze jego maskę z nocnego stolika i patrzy na nią tak, jakby chciała ją zniszczyć, ale nie robi tego.
Odkłada ją na miejsce.
Odrzuca do tyłu długie, brązowe włosy i uśmiecha się do niego.
Uśmiecha? To chyba niemożliwe, a jednak robi to.
W Rudolfie odzywają się jakieś pozytywne uczucia, bo ma ochotę podejść do córki i ją przytulić. Tak po prostu.
Ale nie jest w stanie tego zrobić.
Abigail, zrezygnowana, siada obok niego na łóżku, opiera łokcie na kolanach i chowa twarz w dłoniach. Nie płacze, ale Rudolf wie, że jest jej smutno.
Wie, albo może tak mu się tylko wydaje...
Jego kochana Gayla, która wierzyła w rzeczy niemożliwe.
Już nie jego, bardziej należała do Lucjusza i Narcyzy, zwłaszcza do Narcyzy.
Nie tak miało być.
Rudolf postanawia, że to zrobi. Zdejmie dla niej maskę i pokaże jej, jaki jest naprawdę. Chociaż tego już nie wiedział, jego dobre cechy były tak głęboko ukryte, że nawet on o nich zapomniał.
Zdejmie maskę kryminalisty dla swojej córki. Tylko na ten czas, na jaki z nią zostanie.
Potem wróci do Bellatrix i Czarnego Pana.
Wróci, bo wie, że nie może od nich odejść.
Nigdy od nich nie odejdzie.



Koniec


--------------------
"Kobieta bez mężczyzny jest jak ryba bez roweru."
Gloria Steinem


Illegal
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Nesta
post 30.10.2006 10:16
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 89
Dołączył: 20.10.2006
Skąd: Lublin

Płeć: Kobieta



Prześliczne. Z każdym czytanym słowem, zdaniem, wyobrażałam sobie, jak to było. Przed oczami miałam postać małej dziewczynki, którą oddali do sierocińca. Nikłe nadzieje na odwiedziny, a jednak. Pojawia się jakieś światełko w ciemnym tunelu. Światełkiem okazuje się Narcyza. wink2.gif

Wspaniałe opowiadanie. smile.gif Po prostu bosko!

Pozdrawiam ;*


--------------------
"Najpiękniejszy uśmiech ma osoba, która najwięcej przecierpiała."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Idril Celebrindal
post 06.12.2006 13:59
Post #3 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 37
Dołączył: 13.09.2005

Płeć: Kobieta



Jestem wredne prosię, wiem. Miałam przeczytać i skomentować już dawno. Ale zawsze coś mi przeszkadzało. Jednak wreszcie przeczytałam i powiem ci jedno, Wiećmo Kochana. To robi wrażenie. Robi cholernie duże wrażenie.
Nie jest słodko, widać ten światłocień. Są brzydkie uczucia, ukrywane przez ludzi za maską, to, o czym piszesz, jest boleśnie prawdziwe. Odnoszę wrażenie, że tutaj każdy nosi maskę.
Abigail - bo nie miała wyboru. Nosiła maskę u Malfoyów w domu, ograniczając do niezbędnego minimum własną nieokiełznaną naturę.
Lucjusz - bo tak naprawdę w głębi duszy nie jest do końca zły: Wszystko się zmieniło, kiedy on się odrodził.
Lucjusz oczywiście musiał przy tym być.
Ja wiedziałam, że on nie jest takim oszołomem jak wy, ale to ukrywał, niestety. Pierwsza zauważyłam, że na swój sposób kocha Narcyzę. Wiedziałam, że przynosił jej fiołki, ale nie powiedziałam jej tego.

Narcyza - bo taką rolę jej narzucono. Grać zimną sukę, wyniosłą arystokratkę, byleby tylko zniszczyć część tego dobra, które w sobie miała.
Wreszcie Rudolf - bo był zbyt bierny, by przeciwstawić się żonie, za bardzo uległy, by powiedzieć "Nie".
To jest bardzo gorzkie, zwłaszcza ostatnie słowa: Zdejmie maskę kryminalisty dla swojej córki. Tylko na ten czas, na jaki z nią zostanie.
Potem wróci do Bellatrix i Czarnego Pana.
Wróci, bo wie, że nie może od nich odejść.
Nigdy od nich nie odejdzie.

Wydaje mi się, że ten fick jest tak naprawdę o szukaniu tej zapomnianej części siebie, przykrytej na co dzień maską, bo tak bezpieczniej, wygodniej. Bo człowiek bez maski jest bezbronny, wystawiony na cel innych ludzi. Może to jest nadinterpretacja, ale powiem ci jedno, Neluś. To twój najlepszy jak dotąd tekst. Porusza, naprawdę porusza i daje człowiekowi do myślenia.
Tym bardziej się cieszę, że to moje "Zwyczajne życie" było dla ciebie inspiracją.


--------------------
Nie w szczęściu, ale w nieszczęściu okazać może człowiek prawdziwą swą wielkość i cnotę.
Friedrich Schiller
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Rosssa
post 08.12.2006 01:43
Post #4 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 205
Dołączył: 25.09.2006
Skąd: City centre

Płeć: Kobieta



Cóż mogę powiedzieć? Świetne, naprawdę świetne. Gratuluję przedstawienia ficku o charakterze uniwersalnym. Każdy ma swoją maskę i używa jej przeważnie wtedy, kiedy musi by nie odkrywać prawdziwego "ja". Daje dużo do myślenia. Więcej takich opowiadań wink2.gif Pozdrawiam smile.gif


--------------------
Love - devotion
Feeling - emotion

Don't be afraid to be weak
Don't be too proud to be strong
Just look into your heart my friend
That will be the return to yourself
The return to innocence.

If you want, then start to laugh
If you must, then start to cry
Be yourself don't hide
Just believe in destiny.

Don't care what people say
Just follow your own way
Don't give up and use the chance
To return to innocence.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 01.05.2024 02:36