Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Aleja Mogilna [zak] do LW, przed szóstym tomem, ale bez spojlerów

Aleja Mogilna [zak] do LW
 
Dobre - zostawić [ 1 ] ** [100.00%]
Słabe - wyrzucić [ 0 ] ** [0.00%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 1
Goście nie mogą głosować 
Katarn90
post 12.11.2005 17:56
Post #1 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



Jeszcze raz próbuje swoich sił w pisaniu opowiadań kilkuczęsciowych. Historia opowiada o wakacjach między 5 a 6 tomem, ale bez spojlerów. W związku ze słowami krytyki postanowiłem nie angażować bety, tylko poprostu pisać bez błędów i mam nadzieje, że mi się to udało.

Część 1

Wojna. Tak w skrócie można opisać to, co działo się przez ostatni miesiąc. Kolejne wieści o zaginięciach i mordach, dokonanych przez popleczników Voldemorta, paraliżowały społeczność czarodziei. Dursley’owie przestali już udawać przed sąsiadami, że Harry nie istnieje. Głównie dlatego, iż były już dwa ataki na Harry’ego, które walnie przyczyniły się do zdemolowania ulicy. Za pierwszym razem, dementorzy znów pojawili się na Privet Drive 4, ale na szczęście zareagował szybko Sturgis, który miał straż tej nocy. Kilka dni później, pięciu śmierciożerców podpaliło sąsiedni dom, sądząc, że tam mieszka Harry. Mieszkańcy ciężko ranni, zostali przewiezieni do szpitala.
Sam Harry, miał dość zamknięcia w domu wujostwa. W pierwszych dniach sierpnia Harry został przeniesiony do kwatery głównej Zakonu Feniksa. Sami Dursley’owie dostali bilet na Hawaje, gdyż i oni byli w niebezpieczeństwie, w związku z krewniakiem. Od kilku dni Harry zostawał niemal sam w kwaterze. Rzadko kiedy, ktoś z Zakonu odwiedzał kwaterę, która i tak, po śmierci Syriusza, ma być zniszczona. Nowa kwatera znajduje się w tajnym miejscu, ale mają do niej dostęp tylko członkowie Zakonu.

***

Harry Potter kończył pisać wypracowanie na eliksiry, kiedy w kwaterze rozległo się głośnie pukanie. Harry mieszkał na dole, tam, gdzie kiedyś odbywały się zebrania. Kwatera była o wiele lepszym miejscem, niż Privet Drive, ale przebywanie w tym domu sprawiało mu ból, bo przypominało Syriusza.
Harry zamknął książkę i zszedł po schodach, uważając, by nie obudzić portretu pani Black. Pukanie nie ustawało, więc Harry przyspieszył i po chwili staną przed drzwiami.
- Otwórz Harry! – rozległ się poirytowany głos Remusa Lupina.
Chłopak odetchną z ulgą i otworzył drzwi. Remus miał na sobie sweter, więc Harry od razu zgadł, że przyczyną tej irytacji, był panujący upał. Potter nie mógł wychodzić z domu i szczerze mówiąc dopiero teraz uświadomił sobie, że na polu jest ciepło.
- Witaj Harry – powiedział Remus i wszedł do środka, rozkoszując się panującym
chłodem – Mam dla ciebie jedzenie – dodał kładąc na stole wielką papierową torbę. Harry zobaczył wystające z niej pieczywo.
- Ma pan dla mnie gazetę, panie profesorze? – zapytał Harry. Od dawna próbował
namówić kogokolwiek na prenumeratę „Proroka”, ale zakazano mu tego, sądząc, że sowa przylatująca z pocztą, może zwrócić czyjąś uwagę.
- Nie, ale sam ci wszystko opowiem – rzekł Lupin, a chłopcu zdawało się, że wyczuł
zmęczenie w jego głosie.
- Dlatego pan przyszedł, prawda? – zapytał Harry – Chcą znów coś ze mną zrobić?
Lupin, który wypakowywał zakupy z torby zamarł.
- Tak – przyznał powoli – Dumbledore podjął kolejne decyzje. Nie możesz tu zostać – dodał patrząc chłopcu prosto w oczy.
Harry poczuł, że mu niedobrze, ale nie dał nic po sobie poznać. Te przeprowadzki bardzo źle wpływały na jego samopoczucie; Harry od dawna nie widział swoich przyjaciół, nie spotkał nawet samego Dumbledore’a, któremu tak bardzo chciał się pożalić.
- To mnie męczy – wyznał chłopiec padając na krzesło, obok Lupina – Chciałbym zobaczyć Rona, Hermionę, nawet Nevilla. Kogokolwiek.
Lupin wyglądał na zatroskanego. Żal mu było tego chłopca, szczególnie po tym co przeszedł w czerwcu, po zajściu w ministerstwie, po utracie Syriusza. Lupin skarcił się w duchu, „nie myśl o nim” powiedział cicho. Tak samo jak Harry’emu, Remusowi każde wspomnienie przyjaciela sprawiało ból. Poczuł, że coś ściska mu gardło, a do oczy cisnął się łzy; zamrugał szybko, nie chcąc by chłopak to zobaczył.
Tak naprawdę Remus od czerwca myślał niemal wyłącznie o odejściu Syriusza. Pamiętał sam moment, kiedy przyjaciel wpadł za zasłonę. To było takie dziwne: nie pożegnali się, Lupin nie płakał, był po prostu zszokowany. Dopiero po kilku godzinach od całego zajścia uświadomił sobie, co stracił. Kogo stracił. Ból był tak przeogromny, że mężczyzna stracił chęć do czegokolwiek.
Przysunął się bliżej Harry’ego; Poczuł się trochę, jak sam Potter, odrzucony. Dumbledore chyba to wyczuł, bo Remus od czerwca miał tylko jedno zadanie: sprawić, żeby Harry nie umarł z głodu.
- Harry – zaczął ochrypłym głosem – musisz się stosować do rozkazów.
- Ale ja tu jestem bezpieczny! – krzyknął Harry.
Lupin ucichł, nie wiedząc, jak wiele może powiedzieć chłopcu.
- On się dowiedział – rzekł w końcu zbolałym głosem.
Harry drugi raz poczuł, że mu niedobrze.
- Gdzie będę mieszkał? – zapytał Harry, wstając.
- Usiądź – powiedział Lupin.
Harry usiadł.
- Pomieszkasz tu jeszcze kilka dni – rzekł Lupin – A potem wrócisz do szkoły. Ale jest coś jeszcze... – urwał, bo znów poczuł, że coś ściska mu gardło. Zdołał się już przyzwyczaić do swego partnera, a los zabrał mu go. To był wielki czarodziej. – Alastor Moody zmarł – powiedział cicho Remus, a Harry zbladł.
- Zmarł? – powtórzył głucho. Kto jeszcze, ile jeszcze osób umrze, nim to wszystko się skończy?
- Właściwie nie, został zamordowany – mruknął Remus i usiadł w fotelu. Był bardzo słaby.
Harry był blady jak upiór, kiedy podszedł do Lupina. Nawet błysk ognia nie dodawał jego skórze koloru.
- Kto? – zapytał krótko Harry.
- Sam Voldemort - szepnął Lupin cicho – Byłem z nim. Do końca. Osaczył nas na
moście, uniemożliwił ucieczkę. Oszołomił mnie, wyraźnie chodziło mu o Alastora. Chyba użył Sectusempry– Lupin ukrył twarz w rękach, ale nie płakał. To był zbyt mocny, zbyt świeży ból, żeby płakać. Z czasem to minie, ale na to trzeba było czasu. Harry dobrze o tym wiedział. Często płakał za normalnym życiem, za nauką; ciężko mu było wyobrazić sobie, że jeszcze pół roku temu, był normalnym uczniem, a jego głównym problemem były zadania domowe. Oddał by wszystko, żeby cofnąć czas. Wszystko, żeby nie zabić Syriusza i nie zamienić swego życia w piekło.

***

Kwatera Główna Nowego Zakonu Feniksa, była szczelnie ukryta, tak jak i poprzednia. Harry miał zawiązane oczy, żeby nie widzieć, gdzie się ona znajduję.
- Przecież nie jestem zdrajcą! – krzyknął, kiedy Lupin założył mu opaskę.
- Ale jesteś człowiekiem, na którego można rzucić zaklęcie Imperius –
wytłumaczyła cierpliwie Tonks.
Przez całą drogę mało rozmawiali. Kiedy znaleźli się na miejscu, Tonks zdjęła mu opaskę.
To był bardzo dziwny widok. Harry był pewien, że znajdują się na ulicy czarodziei, bo nigdy takiej w mugolskim świecie nie widział.
Była to mroczna alejka, na wzgórzu, wokół znajdował się las, z którego dobiegało pohukiwanie sów. Przed nim malowało się kilka dużych budynków, wielkości dwupiętrowych domów.
- Aleja Mogilna – wyjaśnił Lupin. Harry zauważył, że wciąż ma zaczerwienione oczy, tak jak Tonks.
Budynki były niemal całe czarne, bez okien, ze szpiczastymi dachami. Były prawie tak dziwne, jak Nora.
Do drzwi jednego z budynków, do którego zmierzali, prowadziły marmurowe schodki, a na ich szczycie siedział czarny kruk. Wyglądał dość przerażająco w tym mrocznym zaułku.
- Witaj Howardzie – powitał go Lupin.
Kruk zakrakał głośno, a Harry poczuł dreszcze. Coś w tych mrocznych lasach, ciemnych budynkach i nocnej ciszy go przerażało, bardziej niż cokolwiek, nawet Voldemort.
Harry’ego zatkało i aż podskoczył. Tuż przed nim stał Snape. Nie, to nie Snape, powiedział sam do siebie w duchu, ale bardzo go przypominał. Był to bardzo wysoki mężczyzna w czarnej płachcie, z kapturem na głowie, z pod którego wystawały długie czarne włosy.
- Witaj Harry Potterze – powitał go i skłonił się.
- Dobry wieczór – powiedział zaskoczony Harry.
- Harry, to jest Howard McRaven – powiedział Lupin – Jest animagiem.
Mężczyzna jeszcze raz ukłonił się i otworzył drzwi posępnego budynku.
W środku było jeszcze bardziej przerażająco. Znajdowali się w ciasnym holu, tak ciasnym, że musieli iść gęsiego, ale Harry zdołał się rozejrzeć. Wokół, na ścianach wisiały mroczne portrety, nierzadko przedstawiające śmierć, trupie czaszki, lub po prostu kościotrupy.
- Co to za trupiarnia? – zapytał Harry Tonks.
- Ciiiiiii
- Chyba nie ma tu matki Syriusza, co?
Hol wreszcie się skończył. Harry’ego aż zatkało; stanęli w jakimś salonie, ozdobionym przepięknym żyrandolem, eleganckimi dywanami, portretami (znów często ze śmiercią w roli głównej) i złotymi lampionami. W pokoju panował półmrok.
- Harry – rozległ się ciepły głos, a Potter znów podskoczył.
Albus Dumbledore stał przed nimi i patrzył na Harry’ego z uśmiechem.
- Co to za dom? – spytał ze strachem Harry
- To pałac Salazara Slytherina – wyjaśnił McRaven – Mieszkałem w nim przez jakiś
czas, więc poleciłem go Dumbledore’owi.
Harry cofnął się kilka kroków.
- Ale to znaczy, że jesteś jego dziedzicem! – wykrzyknął Harry.
McRaven się uśmiechną.
- Jestem jego prawnukiem – rzekł McRaven – Powiesz, że od trzystu lat powinienem nie żyć? Prawdopodobne.
Harry roześmiał się i natychmiast się uszczypnął. Poczuł ból, ale wcale mu to nie pomogło; wciąż uważał, że śni. Ten człowiek powinien nie żyć od wieków!
- Harry – powiedział Dumbledore – To w istocie upiorne miejsce, ale chronione lepiej niż poprzednia kwatera. No i nie będziesz sam, bo w tym domu mieszkają członkowie Zakonu.
Harry zemdlał.

***
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
em
post 12.11.2005 18:32
Post #2 

ultimate ginger


Grupa: czysta krew..
Postów: 4676
Dołączył: 21.12.2004
Skąd: *kṛ'k

Płeć: buka



Hm, widzę, że mam przyjemność skomentować jako pierwsza (:

Trochę za szybko to wszystko się toczy - gdybyś więcej czasu poświęcił na opisanie uczuć Lupina czy Harry'ego...
A do tego tyle "niedokończonych" zdań, które aż proszą się o jakiś przymiotnik, o krótkie rozwinięcie...

Ale pisz dalej, trenuj, bo tylko tak można się tego nauczyć wink2.gif


--------------------
all you knit is love!
każdy jest moderatorem swojego losu.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Joan
post 12.11.2005 19:45
Post #3 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 87
Dołączył: 03.08.2005
Skąd: Ze Slytherinu




Podoba mi się. smile.gif Tylko jeden błąd zakuł mnie w oczy:
QUOTE
McRaven się uśmiechną.

- uśmiechnął.
Poza tym błędów nie widziałam. Dobrze sobie radzisz bez bety. tongue.gif

Tempo akcji jest w sam raz (doprawdy, em, nie wiem czemu uważasz inaczej wink2.gif ).
Pomysł dość oryginalny, i fajnie sie zapowiada.
Pisz dalej.


--------------------
user posted image user posted image

Członkini The Maradeuders- fanklubu Huncwotów
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
em
post 12.11.2005 20:03
Post #4 

ultimate ginger


Grupa: czysta krew..
Postów: 4676
Dołączył: 21.12.2004
Skąd: *kṛ'k

Płeć: buka



Może dlatego, Joan, że po opowiadaniu tego typu (książkopodobnego, jakby ktoś dociekał wink2.gif ) spodziewałabym się bardziej rozbudowanych opisów, na przykład zamiast napisać:
"Sam Harry, miał dość zamknięcia w domu wujostwa. W pierwszych dniach sierpnia Harry został przeniesiony do kwatery głównej Zakonu Feniksa. Sami Dursley’owie dostali bilet na Hawaje, gdyż i oni byli w niebezpieczeństwie, w związku z krewniakiem." (powtórzenie, tak btw)
Można było opisać, jak to Harry siedzi sam w swoim pokoju, Dursleyowie dostają sowę, można było pokazać, jak bardzo są przerażenia, jak walczy w nich radość z biletu na Hawaje z obrzydzeniem, że bilet ten pochodzi od czarodziejów, jak Harry z jednej strony cieszy się, że nie musi już z nimi przebywać, a z drugiej boi się zostać sam, bez możliwości używania magii itd.
Byłoby trochę barwniej, nie? wink2.gif

Ten post był edytowany przez emoticonka: 12.11.2005 20:04


--------------------
all you knit is love!
każdy jest moderatorem swojego losu.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 12.11.2005 21:00
Post #5 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



w sprawie "prędkości" wydarzeń: chodzi wam o ten wstęp? Zrobiłem go błyskawicznie, bo chciałem szybko wyjaśnić sytuację i dlatego, że w planach ff zaczynał się od przyjazdu Lupina, więc ten początek musiał być szybki. To taki prolog powiedzmy. Ale to znaczy , że mam dawać następne częśći?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
em
post 12.11.2005 21:45
Post #6 

ultimate ginger


Grupa: czysta krew..
Postów: 4676
Dołączył: 21.12.2004
Skąd: *kṛ'k

Płeć: buka



Nawet nie tyle o prolog, co o ciąg dalszy: jest sobie Harry, siedzi w tej kwaterze, ale nawet czytelnik się nie zdążył dobrze do jego obecności przyzwyczaić, a już wchodzi Lupin i właściwie z mety informuje go, że Voldzio atakuje, Moody nie żyje, a Harry musi się wynieść.
A gdyby zrobić to tak:
Harry siedzi w Kwaterze ZF, przychodzi Lupin, daje mu jedzenie, zamienia dwa słowa i wychodzi. Tak ze dwie takie scenki, oczywiście nie identyczne, i za trzecim razem np. Harry zauważa, że Lupin jest jakiś inny niż zwykle, próbuje wyciągnąć z niego o co chodzi ("Nie, Harry, to tajne sprawy Zakonu... - Jesteś za młody itd.") i dowiaduje się o tym, że musi opuścić dom. Powiedzmy, że podczas wyjazdu Harry zastanawia się, gdzie jest Moody, który zawsze przy tym był i dowiaduje się prawdy o jego śmierci itd. itd.

Bo Harry wygląda na takiego... biernego, jeśli wiesz, co mam na myśli. A jakby napisać coś więcej, co myśli, co czuje - i już robi się ciekawiej smile.gif

Nie to, że mi się nie podoba, bo pomysł ładny, język też nie taki zły, ale mam wrażenie, że bardzo zależy ci na tym, żeby już, teraz, powiedzieć czytelnikowi, co takiego wymyśliłeś smile.gif
I dawaj następne części wink2.gif

Ten post był edytowany przez emoticonka: 12.11.2005 22:32


--------------------
all you knit is love!
każdy jest moderatorem swojego losu.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 12.11.2005 21:52
Post #7 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



jak widzisz nie wybrałem tej wersji co ty i chyba dobrze, że ludzie mają inne gusta. To jest fragmencik, 1 część, tu nie jest ważne, że Moody zginął, czy, żę Lupin przyszedł. Lupina dalej nie będzie! Chciałem poprostu pokazać, jak Harry musi się przeprowadzać, bo w dalszej części bedzie się o to żalił Dumbledore'owi, tylko po to jest ta sprawa z Lupinem! Na razie rzeczywiście cienko to wygląda, ale zrozumiesz "mniejszość" tej sytuacji, gdy przeczytasz całość.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 12.11.2005 21:56
Post #8 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



sorki, ema, że tak atakuje, ale chciałem tylko wyjaśnić. Zresztą co się będę pluł. Przeczytaj tylko następną część.

Kiedy otworzył oczy, był w jakimś pokoju. Było to pomieszczenie mniej upiorne od poprzedniego, ale wciąż mroczne.
Koło niego krzątała się Tonks.
- Wstawaj wreszcie – mruknęła.
Harry przeciągnął się i zerknął przez okno (jedno z niewielu).
- Przecież jeszcze ciemno!
- Bardzo śmieszne – powiedziała, ale widząc, że Harry nie żartuje, dodała – To
pałac Slytherina. W okolicy jest takie nagromadzenie czarnej magii, że całą dobę jest noc.
- Cudownie – warknął Harry i wstał. Dopiero teraz zobaczył, że ktoś przebrał go w piżamę. Włosy też miał dziwnie poukładane.
- Jest tu pani Weasley?
- Oczywiście
Harry rad, że zobaczy wreszcie przyjaciela, nawet się nie ubrał, tylko wypadł z pokoju. Znalazł się na górnym korytarzu i przez barierkę widział salon, w którym wczoraj zemdlał.
Nie patrząc pod nogi, zaczął zbiegać po schodach, kiedy nagle jakaś postać zagrodziła mu drogę i.....
ŁUUP!
Harry leżał jak ługi, bez okularów, na schodach. Poczuł palący ból w kręgosłupie.
- Uważaj jak idziesz! – krzyknął ktoś, a Harry poznał ten głos. Wyciągnął szybko różdżkę, to samo zrobił przybysz i stanęli oko w oko.
- Potter.
- Malfoy – wycedził Harry, dysząc ciężko.
Draco celował różdżką prosto w pierś Harry’ego. Chłopak podjął błyskawiczną decyzję.
- Śmierciożerca w pałacu! – ryknął i schylił się, pewien ataku.
Pacnął głucho o podłogę, ale nie poczuł uderzenia.
- Cicho Potter, jeszcze śpią – szepnął Malfoy, kiedy nagle z dołu nadbiegł Severus
Snape. W swej czarnej pelerynie, wciąż z tłustymi włosami, wydał się Harry’emu tylko trochę chudszy. Pomógł wstać chłopcu.
- Potter, nie wydzieraj się tak – rzekł cicho.
- Ale to jest Malfoy – powiedział szybko Harry – panie profesorze – dodał.
Snape zmierzył go wzrokiem i zaczął się cofać.
- Malfoyowie są tu na zaproszenie profesora Dumbledore’a – powiedział Snape i wrócił do swojego pokoju.
- Mówiłem ci, nie krzycz – pouczył go zjadliwie Malfoy.
- W końcu pożałujesz Malfoy, ty i twój ojciec, sługa Vol.....
- Nie lubię, kiedy się mnie obgaduje – rozległ się zimny głos za jego plecami.

***

Na śniadaniu Harry spotkał wielu członków Zakonu. Okazało się, że Ron wyrósł o kolejne kilka centymetrów, pani Weasley znów wydała się chudsza i bledsza, a Hermiony nie było w ogóle.
- Jest na wakacjach w Turcji – wyjaśnił pan Weasley, jedząc tosta.
- A gdzie bliźniacy? – zapytał Harry Rona.
- Ach – westchnął Ron, pijąc herbatę z rumem – Oni są na ulicy Pokątnej, mają tam
sklepik.
- Tak? – Harry’ego to zaciekawiło, ale widząc spojrzenie pani Weasley urwał temat.
Na śniadaniu był także Snape, który cały czas rozmawiał z McRavenem (pokrewne dusze, pomyślał Harry), Lupin, Tonks, Bill, Charlie, Sturgis, Kingsley, Amos Diggory.
Harry najadł się do syta, gdyż rzadko mu się to zdarzało w domu Syriusza, o którym obecnie wolał nie wspominać. Tak, tutaj był bezpieczny i najedzony, ale o wiele bardziej przerażał go wystrój tego pałacu, niż scenografia domu Blacków.
- No więc, jak długo tu zostajemy? – zapytał Harry Rona, kiedy już skończyli jeść i usiedli na brzegach stołu.
- Chyba do września – odparł Ron, a Harry zmarkotniał.
- Nie mam ochoty siedzieć tu cały miesiąc.
- To bezpieczne miejsce – wtrącił McRaven, a kiedy Harry spojrzał w jego stronę,
zobaczył, że Snape’a już nie ma.
- Ale koszmarne – odparował Harry.
- Och, to fakt – przyznał Howard, popijając ze swojego pucharu – Ale masz tu
zostać, takie są rozkazy.
- Czyje?
- Dumbledore’a – rzekł spokojnie McRaven.
Stosunek Harry’ego do Dumbledore’a nie zmienił się od czerwca tamtego roku – Potter chował do niego głęboką urazę, choć sam nie wiedział dlaczego. McRaven tymczasem zdawał się być po stronie dyrektora. Przypomniał sobie, co mówił mu pan Weasley:” McRaven to od niedawna prawa ręka Dumbledore’a”. Harry czuł, że McRaven przypomina mu Snape’a, nawet za bardzo. Do obu nie miał zaufania, i obaj mieli je u dyrektora Hogwartu.
- Widziałem Malfoy’ów w zamku - powiedział cicho Harry, ale na tyle głośno, by mógł go usłyszeć McRaven. Harry był ciekaw jego opinii.
- Są tu na zaproszenie Albusa – wyznał animag, połknąwszy haczyk.
- Co!? – Ron zdziwił się na głos – Tu jest Malfoy?
- Nie wiedziałeś? – odparł Harry zaskoczony – Jesteś tu dłużej niż ja!
- Nie widziałem ich! – rzekł Ron, przyciskając rękę do piersi.
- Są tu, są – przyznał powoli Macraven – Lucjusz okazał skruchę podczas sądu
Wizengamotu w lipcu, więc Dumbledore przekonał Knota, żeby Malfoy mógł wyjść. Albus twierdzi, że Lucjusz jest teraz po naszej stronie i sprowadził go tutaj, ale......tu nie zgadzam się z nim. Jakbyście zobaczyli Snape’a.....
- Jak zareagował?
- Pomyśl – rzekł McRaven – Snape w oczach Malfoy’a był śmierciożercą, a tu nagle
spotyka go w kwaterze głównej Zakonu Feniksa, popijającego herbatkę!
Harry poczuł, że coraz bardziej lubi McRavena. Obaj mieli różne opinie od Dumbledore’a. Harry bardzo chciał mu to powiedzieć, kiedy drzwi kuchni otworzyły się z hukiem i staną w nich Lupin.
- Howardzie – rzekł profesor – Zebranie już się zaczęło, chodź, bo Dumbledore chce się z tobą skonsultować.
- Już idę – odparł McRaven wyszedł za Lupinem.

***

Całe przedpołudnie Harry i Ron spędzili w mrocznym salonie. Za oknami jak zawsze było ciemno, więc nie orientowali się, która jest godzina. Dopiero po jakimś czasie, drzwi prowadzące do drugiego, sąsiedniego budynku, otworzyły się. Wyszły z nich dwie postacie i najwyraźniej nie zobaczyły uczniów, gdyż rozmawiały całkiem głośno:
- I co ty na to? – Harry poznał głos Snape’a.
- To mało prawdopodobne – rzekł McRaven – Śmierciożercy na Alei Mogilnej?
Prędzej ja zostanę ministrem magii.
- Jego obawy są słuszne... – Snape urwał, bo dostrzegł leżących na kanapie uczniów –
Potter! Co ty tam robisz! – warknął.
- Odpoczywam proszę pana – odpowiedział szybko Harry, a McRaven uśmiechną się
do niego.
- Wara mi na górę! Ale już! – ryknął Snape opryskując ich śliną.
Harry, rad nie rad, musiał uciec na górę, wraz z Ronem. Zagrali przez jakiś czas w eksplodującego durnia, ale po chwili przestali.
- Nic mi się nie chce – stwierdził Ron – myślisz, że to od tej czarnej magii?
- Możliwe.
Harry wyjrzał przez okno i wydał zduszony okrzyk.
Mimo mroku dojrzał około dziesięciu sylwetek, które poruszały się szybko w stronę zamku.
- Ron, tam ktoś jest! – krzyknął Harry. Ron podskoczył do okna, ale w tej samej chwili z dołu dobiegły ich ludzkie głosy. Harry wybiegł z pokoju i wbiegł na schody, ale tam zatrzymał się jak wryty. W holu stało kilku członków Zakonu z......Hermioną. Dziewczyna miała na sobie kurtkę i była różowa od zimna. Potter zszedł powoli do niej.
- Harry! – krzyknęła Hermiona i podbiegła by go uściskać. Teraz była prawie tak wysoka jak on – Tak się o ciebie bałam! Zerwałam się z Turcji!
- Nie musiałaś – szepnął Harry.
- Hermiona!
To Ron staną jak wryty, tak jak poprzednio Harry, patrząc na Hermionę. Harry mrugnął do niego i gestem zachęcił go do zejścia.
Ron uściskał mocno Hermionę.
- Co ty tu robisz! – zawołał wesoło.
- Profesor Dumbledore pozwolił mi tu przyjechać – wyznała Hermiona – Nie na
długo, ale pozwolił.
W tej samej chwili z kuchni wybiegła pani Weasley, oznajmiając wszystkim, że obiad już jest gotowy.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
em
post 12.11.2005 22:39
Post #9 

ultimate ginger


Grupa: czysta krew..
Postów: 4676
Dołączył: 21.12.2004
Skąd: *kṛ'k

Płeć: buka



A ja dalej, mimo wszystko uważam, a kolejna część chyba tylko mnie w tym utwierdziła, że to wszystko jest cudowny... szkic. I naprawdę możnaby to bardzo ładnie dorozwijać, dopieścić etc.

Ale to moje subiektywne wrażenie. Widzę, że i tak cię Katarn nie przekonam wink2.gif szkoda, bo to bardzo ładna kanwa i wciąż zachęcam do wzięcia tego jeszcze raz na warsztat wink2.gif
Mimo wszystko, ciekawa jestem reszty biggrin.gif


--------------------
all you knit is love!
każdy jest moderatorem swojego losu.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 12.11.2005 22:41
Post #10 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



dobra, dobra - poddaje sie. Popracuje nad resztą, obiecuje
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Joan
post 12.11.2005 23:19
Post #11 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 87
Dołączył: 03.08.2005
Skąd: Ze Slytherinu




Em, może dopiero teraz Katarn cię posłucha... wink2.gif
Fabuła, szczerze mówiąc, wciągneła mnie bez reszty. A 'opakowanie' - np. za mało szczegółów- to sprawa drugorzędna.
No. Katarn, masz dla kogo pisać tongue.gif


--------------------
user posted image user posted image

Członkini The Maradeuders- fanklubu Huncwotów
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
dominisia888
post 13.11.2005 02:34
Post #12 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 325
Dołączył: 30.10.2005
Skąd: Trójmiasto

Płeć: Kobieta



troszke wiecej szczegolow i bedzie swietnie... bardzo ciekawy pomysl... tylko za malo uczuc bohaterow... pisz dalej praktyka czyni mistrza


--------------------
Czlonkini The Marauders fanklubu Huncwotow

"Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą..."
[ks. Jan Twardowski]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Dorcas Ann Potter
post 13.11.2005 17:52
Post #13 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 309
Dołączył: 14.06.2005




Nadal troszkę niedopracowane, ale jak to powiedziała osoba wyżej: praktyka czyni mistrza
czekolada.gif na zachętę smile.gif
czarodziej.gif Pracuj, pracuj dry.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 14.11.2005 22:28
Post #14 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



dobra, jak terz okaże się, że za mało uczuć, to sie chyba załamie

Trzecie podejście

Part 3

Dni w pałacu Slytherina mijały tak samo wolno, jak u Syriusza. W poprzednie wakacje Harry był zajęty sprzątaniem, ale tym razem szczerze się nudził. I wcale nie pomogła mu propozycja pani Weasley, by pouczył się eliksirów z profesorem Snape’em. Harry’ego zastanawiało całkowicie co innego. Howard McRaven wzbudzał w Potterze taki sam lęk, jak Snape, albo i większy. I to jego pochodzenie, spokrewnienie z samym Slytherinem. Harry próbował zagadnąć Macravena, ale ten nie pojawiał się od kilku dni w pałacu. Potter podejrzewał, że animag pracuje dla Zakonu, ale w końcu postanowił porozmawiać o nim z Ronem.
- McRaven powiedział mi coś – zagadnął go w kolejne nudne popołudnie.
- Co dokładnie? – zapytał Ron i zaczął przechadzać się po salonie i oglądać przerażające obrazy. Zatrzymał się przed jednym, przedstawiającym pozbawienie głowy któregoś z potomków Slytherina. Harry, trochę zdenerwowany, że Ron nie za bardzo go słucha, postanowił drążyć dalej.
- Podobno jest spokrewniony z Slytherinem.
- Ano jest – odparł krótko Ron.
- Wiedziałeś o tym? – Harry nie mógł ukryć zdziwnienia.
- Oczywiście.
Harry przez chwilę przyglądał mu się z niedowierzaniem.
- I wierzysz mu?
- Tak – mruknął Ron i usiadł z powrotem na kanapie – Dumbledore potwierdza jego
wersję.
- Ale przecież on powinien nie żyć od setek lat! – prawie wykrzyknął Harry.
- Możliwe – rzekł Ron – Ale ja myślę, że on jest wampirem.
Harry zaśmiał się głośno, ale po chwili ucichł, widząc, że Ron nie żartuje.
- Chciałbym wracać do Hogwartu – powiedział Harry, ale w tej samej chwili do salonu wbiegła Hermiona, wprost ze swego pokoju, z góry.
- Harry! – krzyknęła i podbiegła szybko do Pottera – Harry, Dumbledore przyjechał!
Potter wstał tak gwałtownie, że zrzucił kilka poduszek. Zerknął przez okno.
- Jest w drugim domu!
Chłopak szybko przebiegł salon i wpadł na korytarz prowadzący do drugiego domu. Podział pałacu był o tyle wygodny, iż w jednym mieszkali członkowie Zakonu, a w drugim pracowali. Harry nie był jeszcze w drugiej części pałacu, ale tak bardzo chciał wyżalić się dyrektorowi, tak bardzo chciał spojrzeć mu w oczy i zapytać, dlaczego skazuje go na takie życie, że z hukiem otworzył drzwi przejściowe i zamarł.
W ogromnym salonie, również upiornie wystrojonym za pomocą obrazów i malowideł na ścianie, było mnóstwo ludzi. Wielu z nich siedziało na kanapach, inni stali pod ścianami, a na samym środku stał Dumbledore. Harry wyczuł, że właśnie przerwał jego przemowę, ale całkowicie zszokowany, rozglądał się po obecnych. Zobaczył siedzących najbliżej, państwa Weasley’ów, Snape’a, McRavena, pana Diggory’ego, Lupina, Kingsleya, Tonks i wielu innych, których nie znał.
- Harry – powiedział delikatnie Dumbledore. Uśmiechnął się, ale nieznacznie, jakby
przeczuwał powód nagłych odwiedzin Pottera.
- Dzień dobry i....eee...przepraszam – wyjąkał Harry. Czuł się teraz bardzo głupio,
bo wszyscy na niego patrzyli. Tak, ktoś mógłby powiedzieć, że Harry się do tego przyzwyczaił, ale, o dziwo, chłopca wciąż wprawiało to w zakłopotanie.
- Chcesz ze mną porozmawiać, Harry? – zapytał dyrektor.
- Eee...tak – odparł nieśmiało Harry.

***

Pokój Dumbledore’a był bardzo podobny do jego gabinetu w szkole. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające tym razem żywych ludzi.
- To potomkowie Slytherina, właściciele domu. Jest tu nawet Voldemort, choć nigdy nie mieszkał w tym domu – powiedział cicho dyrektor i zasiadł za biurkiem. Gabinet był duży, pełen regałów z książkami, a Harry zauważył nawet klatkę feniksa Fawkesa.
- Chciałeś ze mną rozmawiać, Harry?
- Tak, panie profesorze – odparł Harry i usiadł po drugiej stronie biurka – Chciałem
wiedzieć, dlaczego tu przebywamy, dlaczego muszę się bez przerwy przeprowadzać i dlaczego nie mogę wrócić do Dursley’ów, a potem do Hogwartu – wyrzucił siebie szybko Harry.
Dumbledore westchnął. Przez chwilę patrzył w sufit, jakby rozmyślając nad odpowiedzią.
- Chyba nawet ty wiesz, dlaczego nie możesz zostać u wujostwa – odezwał się dyrektor, a w jego głosie, tak jak w czerwcu, dało się wyczuć zmęczenie i współczucie – Zbyt łatwo cię tam dopaść. Dlatego się przeprowadzasz. A dlaczego tutaj? To Kwatera Główna Zakonu Feniksa, tu jesteś bezpieczny, tu MY jesteśmy bezpieczni.
Harry ucichł. Bolały go wszystkie decyzje dyrektora, ale wiedział, że są słuszne.
- A ten McRaven? – zapytał w końcu – On jest podejrzany panie profesorze...
- Howard McRaven to mój przyjaciel – przerwał mu spokojnie Dumbledore – Od
niedawna, ale uwierz mi, że mam do niego zaufanie, Harry. Nie jest śmierciożercą, wszystkie wojny, jakie przeżył, oglądał neutralnymi oczyma...
- Czyli nie jest też po naszej stronie! – przerwał mu Harry – Poza tym, on powinien
nie żyć od setek lat!
Harry był zszokowany, kiedy po tych słowach Dumbledore zachichotał.
- A więc jeszcze ci nie powiedział? To dlatego był dla ciebie podejrzany – powiedział dyrektor i znów zachichotał – Howard był bliskim przyjacielem Nicolasa Flamela, a jego eliksir z kamienia filozoficznego sprawił, że pan McRaven żyje do dziś.
Harry zamarł.
- Ale pan Flamel, on chyba...znaczy, pięć lat temu kamień został zniszczony,
prawda?
- Tak, ale Howard ma jeszcze na tyle eliksiru, żeby przeżyć około pięć lat – wyjaśnił
Dumbledore.
Potter westchnął i poczuł ulgę, że wreszcie poznał tajemnicę nieśmiertelności McRavena. Czuł jednak, że wciąż mu nie ufa. McRaven był człowiekiem niesamowicie złożonym, raz Pottera zaskakiwał pozytywnie, raz negatywnie, nigdy nie otworzył przed nikim całkowicie swojej duszy. Dlatego Harry tak bardzo mu nie ufał.
- Panie profesorze – zaczął stanowczo – Ale to trochę podejrzane, prawda? Jakiś obcy człowiek proponuje panu nową Kwaterę, zostaje pana przyjacielem w tak krótkim czasie? – Harry czuł, że Dumbledore nie będzie zadowolony z tego pytania, ale bardzo chciał przekonać do swoich racji dyrektora.
- Harry – powiedział Dumbledore, wciąż łagodnie – Zapewniam cię, że Howard McRaven jest po naszej stronie. Ufam mu jak nikomu innemu. Nie prosił o wtajemniczenie do Zakonu. Poza tym, chyba nie wierzysz, że ktoś tak mądry jak Nicolas Flamel potrafiłby się zaprzyjaźnić ze śmierciożercą?
- No tak, ale...
- Proponuję, Harry – przerwał mu dyrektor – żebyś na nowo zaczął znajomość z
panem Macravenem, który wkrótce zresztą będzie cię bronić.
- Bronić? – Harry poczuł, że w jego żyłach gotuje się krew. Więc wciąż mają go
śledzić, jak małe dziecko, które może poparzyć się zapałkami?
Harry już miał wstać i demonstracyjnie trzasnąć drzwiami, ale wtedy napotkał spojrzenie dyrektora. Spojrzenie pełne żalu i współczucia, pełne niepokoju i troski. Potter wbił wzrok w podłogę.
- Jeszcze tego panu nie mówiłem – powiedział cicho – Ale chciałbym podziękować za to, że...że pan troszczy się o mnie.
Dumbledore uśmiechnął się szeroko, co wyraźnie znaczyło, że słowa chłopca były dla niego ulgą.
- Dziękuje panu też, że pozwolił pan przyjechać Hermionie, naprawdę, bardzo się... – Harry urwał, bo nagle Dumbledore popatrzył na niego z wyrazem strachu i niedowierzania na twarzy. Potter chciał zapytać oburzony „co?”, ale w minie dyrektora było coś co przerażało go o wiele bardziej niż cokolwiek w tym domu. To była mieszanka strachu i gniewu.
- Nie rozmawiałem z panną Granger od zakończenia roku szkolnego – powiedział dyrektor i wstał tak nagle, że Harry aż podskoczył – Zostań tu – polecił mu i wybiegł z pokoju.
Pytania kotłowały się w głowie Pottera i czekały na odpowiedź. Dlaczego Dumbledore tak bardzo się zdenerwował? Chłopak spojrzał na drzwi i podjął natychmiastową decyzję.
Harry wstał i pobiegł za nim, nie mógł czekać, na to co się stanie. Skoro nie Dumbledore posłał po Hermionę, to kto? Harry nie dopuszczał do siebie jedynej sensownej myśli. Śmierciożercy.
Nie, to niemożliwe, Hermiona zachowywała się normalnie. Potter wbiegł do przejścia między domami, przebiegł korytarz i stanął w salonie.
Dopiero po chwili dostrzegł, w ciemnym kącie, profesora Dumbledore’a. Stał pod upiornym portretem Voldemorta.
- Kazałem ci zostać w moim gabinecie – powiedział powoli Dumbledore.
- Ja wiem, proszę pana – odparł szybko Harry – Ja tylko byłem ciekaw...co się
dzieje?
Dumbledore wskazał palcem na schody, gdzie Harry zobaczył Snape’a i Lucjusza Malfoy’a prowadzących Hermionę.
- Hermiona! – krzyknął Harry, ale dyrektor spojrzał na niego groźnie.
- Nic jej się nie stanie.
Harry nie był tego pewien. Hermiona była nieprzytomna. Snape ułożył ją na kanapie, natomiast Malfoy cofnął się i staną w cieniu, obok dyrektora. Kiedy Snape podniósł wzrok, zobaczył Harry’ego i syknął:
- Wynocha stąd Potter!
Harry jednak ani drgnął. Chciał przekonać się, co podejrzewa Dumbledore.
- Spokojnie Severusie – odpowiedział dyrektor – Harry, zostań jeśli chcesz.
Malfoy i Snape podeszli i szepnęli coś Dumbledore’owi
- Panie profesorze – odezwał się nieśmiało Harry – Skoro nie pan z nią rozmawiał, to kto?
Dumbledore sam zdawał się być tego ciekaw, ale nie odezwał się, tylko pochylił nisko nad Hermioną. Wyglądała całkiem normalnie, ale była nieprzytomna. Harry podejrzewał, że to Snape i Malfoy czymś ją odurzyli.
Dyrektor wyciągnął różdżkę i szepnął coś, a po chwili Hermiona otworzyła oczy.
- Zażyła veritaserum? – zapytał Dumbledore, na co Snape kiwnął głową. – Panno Granger – odezwał się do Hermiony – Opowiedz, jak tu przybyłaś.
Głos dziewczyny był dziwnie zniekształcony, zmęczony i całkowicie pozbawiony emocji.
- Siedziałam w Turcji, kiedy profesor Dumbledore wysłał mi sowę, żebym poszła do baru „Merlin”. To bar dla czarodziei, coś jak Dziurawy Kocioł. Rozmawiałam z profesorem Dumbledorem przez kominek, profesor powiedział mi, że Harry Potter jest na Alei Mogilnej i żebym tam przybyła. Pożegnałam się z rodzicami i wsiadłam w pierwszy pociąg do Anglii.
- Jak rozmawiałaś ze mną? – zapytał Dumbledore marszcząc czoło.
- Podeszłam do kominka. Po chwili pojawił się tam Dumbledore, a raczej jego
głowa. Dumbledore przywitał się ze mną i powiedział, że Harry Potter jest na Alei Mogilnej. Zapytałam go, czy mogę przybyć, a on powiedział, że oczywiście, ale nie na długi czas. Powiedział, że Harry Potter jest w niebezpieczeństwie. Nie powiedział dlaczego, ale natychmiast wsiadłam do pociągu.
Hermiona skończyła swój wykład i znów padła nieprzytomna. Harry obserwował Dumbledore’a, który wciąż zamyślony, odszedł od nich na kilka kroków. Na chwilę zapadła cisza, ale po chwili odezwał się Snape. Mówił cicho, jakby nie chciał, żeby Harry to usłyszał.
- Co pan podejrzewa, panie dyrektorze?
- Podejrzewam, że ktoś się pode mnie podszył, Severusie – wyjaśnił spokojnie
dyrektor – Ktoś sporządził eliksir wielosokowy, ktoś z Zakonu, ma się rozumieć, skoro ma najważniejszy składnik: część mnie.
Dumbledore powiedział to wszystko tak spokojnie, jakby spodziewał się tego od dawna. Harry rzucił wściekłe spojrzenie Lucjuszowi Malfoy’owi i był pewien, że to jego sprawka, choć nie potrafił tego udowodnić.
- Myślę, że pan Potter powinien odejść – odezwał się Malfoy.

Ten post był edytowany przez Katarn90: 15.11.2005 21:21
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Joan
post 15.11.2005 19:47
Post #15 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 87
Dołączył: 03.08.2005
Skąd: Ze Slytherinu




Super!... wink2.gif
Ale czemu nie dajesz tych końcówek [mam tu na myśli "Dumbledore westchną"
" Dumbledore uśmiechną się szeroko" -> w tych przypadkach zapomniałeś o ł na końcu czasownika.]???
Treść mi się bardzo podoba. Nadal smile.gif
Oby tak dalej.

Ten post był edytowany przez Joan: 15.11.2005 19:48


--------------------
user posted image user posted image

Członkini The Maradeuders- fanklubu Huncwotów
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 15.11.2005 21:15
Post #16 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



fak! cały czas zapominam o tym "ł" i wszyscy to sprytnie wyłapują. Rzeczywiście, to jest jakiś mój głupi tik

Ten post był edytowany przez Katarn90: 15.11.2005 21:21
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
dominisia888
post 15.11.2005 21:17
Post #17 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 325
Dołączył: 30.10.2005
Skąd: Trójmiasto

Płeć: Kobieta



no teraz nie moge sie przyczepic... mowialm praktyka czyni mistrza... uwazaj na literowki tylko... no i pisz dalej... zaczyna robic sie coraz ciekawsze... trzyma w napieciu (nie chodzi tu o to ze inne czesci byly nudne)


--------------------
Czlonkini The Marauders fanklubu Huncwotow

"Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą..."
[ks. Jan Twardowski]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 18.11.2005 22:50
Post #18 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



dzięki za komenty. opowiadanie powoli zmierza ku końcowi i zaraz się połapiecie dlaczego.

Next part





- Co pan podejrzewa, panie dyrektorze?
- Podejrzewam, że ktoś się pode mnie podszył, Severusie – wyjaśnił spokojnie
dyrektor – Ktoś sporządził eliksir wielosokowy, ktoś z Zakonu, ma się rozumieć, skoro ma najważniejszy składnik: część mnie.
Dumbledore powiedział to wszystko tak spokojnie, jakby spodziewał się tego od dawna. Harry rzucił wściekłe spojrzenie Lucjuszowi Malfoy’owi i był pewien, że to jego sprawka, choć nie potrafił tego udowodnić.
- Myślę, że pan Potter powinien odejść – odezwał się Malfoy.

***



- Dzień dobry – powiedział Harry i usiadł przy stole, obok McRavena. Mężczyzna właśnie kończył tosta. Harry, który przez całą noc nie spał, postanowił spróbować porozmawiać z animagiem o wczorajszym wydarzeniu.
- Ach, to ty – rzekł nieprzytomnie animag – Witaj, Harry Potterze. Pyszne tosty, polecam!
- Eee... dziękuję – odparł zaskoczony Harry. Nie o tym chciał porozmawiać.
- Albus opowiadał mi o twoich podejrzeniach co do mnie – rzekł McRaven, a Harry
poczuł, że mu głupio.
- No ja w tej sprawie – odpowiedział Potter i podał rękę animagowi – Zacznijmy
wszystko od początku. Harry Potter.
- Howard McRaven – mruknął czarodziej i uścisnął dłoń Harry’ego.
Potter chwycił tosta i zaczął go szybko jeść. Kiedy przełknął ostatni kęs, zwrócił się do Macravena.
- Ufam panu i dlatego chciałem o czymś powiedzieć – rzekł Harry.
- Słucham.
- Wczoraj...ee....pan wie co się stało, prawda? – zapytał nieśmiało Potter.
- Chodzi o tę dziewczynkę? Żal mi jej – dodał – Chodzi do Gryffidoru, prawda?
Tak, jak ja kiedyś – mruknął McRaven.
- Tak. Uważam, że tym kto podszył się pod dyrektora, był Lucjusz Malfoy – wypalił
od razu Harry i zdziwił się, gdy McRaven nawet nie zareagował. Wpatrywał się tępo w swojego tosta i dopiero po chwili przemówił.
- Możliwe.
Harry wybałuszył na niego oczy. Kolejny raz Howard wyrobił sobie inną niż poprzednio opinię u Pottera. Chłopak patrzył podejrzliwie na Macravena, ale ten wciąż przypatrywał się kanapce, by w końcu ją rzucić i wstać.
- Muszę iść – powiedział cicho i wstawszy, wyszedł do przedpokoju.
- No to do widzenia – rzekł Harry i wyszedł do salonu, gdzie spotkał Rona, który
właśnie wstał, bo miał na sobie jeszcze spodnie od piżamy.
Kolejne przedpołudnie minęło obu chłopcom na podejrzewaniu kogokolwiek o podszywanie się pod Dumbledore’a. W pałacu było bardzo mało osób, ale mimo to Harry nie odważył się włamać do pokoju, gdzie dyrektor umieścił wczoraj Hermionę. Prawdopodobnie Dumbledore podejrzewał, że ktoś miał na celu sprowadzenie tu dziewczyny, choć Harry nie bardzo wierzył w taką wersję.

***

Harry obudził się około popołudnia (ciężko było to stwierdzić z powodu wiecznej nocy), bo ktoś zbyt głośno rozmawiał w salonie. Chłopak położył się spać godzinę temu, ale mimo to czuł się niewyspany. Przetarł oczy i wyszedł za próg, by stwierdzić kto tak głośno rozmawia. Harry wiedział, że obecnie w pałacu są tylko: on z Ronem, Hermiona i Malfoy’owie i chyba to najbardziej napawało go strachem. Potter rozejrzał się po korytarzu na piętrze i skierował się ku schodom. Teraz mógł dokładnie usłyszeć głos Howarda McRavena, mówiący coś szybko i przeplatający się z innym, zimnym głosem. Harry stanął na najwyższych stopniach schodów i wychylił się, by zobaczyć rozmówców.
Zobaczył klęczącego Macravena przed kominkiem, w którym najwyraźniej widniała czyjaś głowa. Najwyraźniej, bo Harry nie widział twarzy przybysza.
- Panie McRaven? – zapytał głośno chłopak i zszedł kilka stopni niżej. W tej samej chwili głowa w kominku znikła, a McRaven poderwał się szybko z podłogi.
- Eee...Harry – zaczął niepewnie, co do niego nie pasowało– Muszę z tobą
porozmawiać.
- Słucham? – zapytał obojętnie Potter, ale coś w głosie Macravena zaniepokoiło go
bardzo. Może ten strach i niepewność?
- Nie tutaj – mruknął stanowczo mężczyzna i wskazał drzwi, do jednego z przybocznych pokoi kuchni.
Harry posłusznie zszedł ze schodów i skierował się ku drzwiom. McRaven ruszył za nim, teraz już nieco pewniej, a kiedy znaleźli się w pokoju, zatrzasnął drzwi.
Był to najbrzydszy pokój w tym domu. Na środku stało wielkie, drewniane biurko, zawalone papierami, po bokach znajdowały się stare i zakurzone regały z jakimiś księgami. Nie było okien.
- Usiądź.
Harry zapadł się w pogryziony przez mole fotel, obok jednego z regałów. Czuł się bardzo niepewnie i w tej chwili bardzo chciał, by obok niego był ktoś z Zakonu. Ktoś oprócz McRavena, oczywiście.
- Chciałem cię o coś zapytać – rzekł animag i usiadł naprzeciwko Harry’ego, po
prawej stronie biurka – Czy ty pamiętasz treść przepowiedni?
- Przepowiedni? – zapytał Harry głupio, choć dobrze wiedział o co chodzi.
Odruchowo ścisnął kieszeń, w której znajdowała się różdżka. Przypomniały mu się słowa dyrektora: ”Nie chcę, byś komuś mówił o przepowiedni, Harry, a i ja nikomu nie wyjawię jej treści”. Dumbledore pozwolił wtedy Harry’emu powiedzieć o niej tylko Hermionie i Ronowi, i to tylko wtedy, gdy będzie na to gotowy. A nie był.
Dlaczego McRaven chce znać jej treść? Potter był pewien, że Dumbledore dotrzymał obietnicy, ale nie powiedział, czy Harry może wyjawić jej treść komuś z Zakonu.
- Dlaczego pan pyta? – zapytał sprytnie Harry.
- To bardzo ważne sprawy dla Zakonu – wyjaśnił pospiesznie McRaven - Chyba
rozumiesz.
Harry wsadził powoli rękę do kieszeni. Jego obawy wobec animaga powróciły i dały mu dużo do myślenia. Potter już ściskał różdżkę i był gotów użyć jej w każdym momencie.
- Nie mogę panu o tym powiedzieć – odparł sucho Harry.
- Ach – McRaven wydał się bledszy i trochę szczuplejszy – Nie przypominasz sobie żadnego słowa?
Harry znów zamarł. Jeśli powie, że zapamiętał, ale nie chce powiedzieć, to McRaven może użyć kiedyś veritaserum.
- Nie pamiętam.
- Możesz wyjść – szepnął zrezygnowany McRaven.
Harry wiedział co ma zrobić. Wiedział, że żaden prawdziwy członek Zakonu nie zachował by się tak, jak McRaven teraz. Potter chciał już ruszyć do swojego pokoju, by tam poczekać na Dumbledore i powiedzieć mu wszystko, gdy nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł. Przypomniały mu co mówił Ron, kilka lat temu, gdy Harry odkrył, że potrafi rozmawiać z wężami. Wszyscy wtedy uważali, że Potter jest dziedzicem Slytherina, bo był wężousty. „To znaczy, że McRaven, skoro jest prawdziwym dziedzicem tego pałacu, potrafi rozmawiać z wężami”, pomyślał Harry i cofnął się do pokoju.
Od początku podejrzewał podstęp, skąd McRaven miał tak wielki pałac i to nagle w chwili, gdy Zakon potrzebuje nowej kwatery? „Gryffindor”, podpowiedział mu jakiś głosik w głowie i Harry nagle zrozumiał.
McRaven nie mógł chodzić do Gryffindoru, jak powiedział dziś, skoro jest dziedzicem, Slytherina. Kłamał. Umysł Harry’ego w tej chwili przypominał piłeczkę do ping-ponga, która, gdy jest zgnieciona, po wrzuceniu do gorącej wody, odgina się.
Był jeden sposób, by sprawdzić, czy McRaven jest oszustem. Harry otworzył mocno drzwi i stanął w progu tegoż obskurnego pokoju. McRaven siedział, tak jak wtedy, gdy Harry opuszczał pokój.
- Coś jeszcze Harry? – zapytał, siląc się na uprzejmość, animag.
Potter zacisnął mocno powieki i zaczął się skupiać. McRaven przypatrywał mu się podejrzliwie, gdy nagle Harry wysyczał.
- Kim jesteś?
Otworzył oczy. McRaven wpatrywał się w niego z wybałuszonymi oczami.
- Słucham?

Ten post był edytowany przez Katarn90: 18.11.2005 22:52
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Joan
post 18.11.2005 23:22
Post #19 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 87
Dołączył: 03.08.2005
Skąd: Ze Slytherinu




<Joan naprawdę pod wrażeniem>
<dech zapiera>
<głęboki haust powietrza>
To... Jest... Po prostu...
ŚWIETNE!!!

Akcja super; nadal uważam, że jest to jeden z najlepszych ficów, jakie czytałam. Chylę czoła wink2.gif

Czekam na kolejny part!


--------------------
user posted image user posted image

Członkini The Maradeuders- fanklubu Huncwotów
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
dominisia888
post 19.11.2005 00:49
Post #20 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 325
Dołączył: 30.10.2005
Skąd: Trójmiasto

Płeć: Kobieta



jak zwykle na poziomie:P chyba rzeczywiscie sie domyslam dlaczego zbliza sie ku koncowi biggrin.gif

czekam na kolejny part, mam nadzieje, ze nieostatni


--------------------
Czlonkini The Marauders fanklubu Huncwotow

"Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą..."
[ks. Jan Twardowski]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 19.11.2005 12:59
Post #21 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



Wow! zzaczekajcie, muszę sobie dodać tę stronę do ulubionych, bo to chyba pierwszy mój ff, który dostał pozytywne recenzje czarodziej.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Verita
post 19.11.2005 18:12
Post #22 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 90
Dołączył: 27.07.2005

Płeć: Kobieta



Mi tez sie ten fic podoba smile.gif
Nie jest moze najlepszy tongue.gif ale przyjemnie sie go czyta smile.gif
No i czekam na dalsza czesc smile.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 26.11.2005 22:18
Post #23 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



cholera! skasowało posty!! dobra, wiem, że się wam podobało, wrzucam jeszcze raz ostatnią część i przypominam, że powstaje druga część. Opowiada ona o mrocznych czasach (Voldemort rządzi światem) i o poszukiwaniach Mcravena.


Harry poczuł falę gorąca na twarzy. Musi komuś o tym powiedzieć, a najlepiej Dumbledore’owi. Jak mogli do tego dopuścić? Jak mogli zostawić Harry’ego niemal samego, z Malfoy’ami i kimś kto podszywa się pod właściciela domu? Chłopak cofnął się kilka kroków i po raz kolejny doznał niemałego szoku. TYLKO dziedzic Slytherina wie, gdzie znajduje się jego pałac, jest jego Strażnikiem Tajemnic. Skoro McRaven nie jest dziedzicem, to musiał dowiedzieć się o pałacu od prawdziwego potomka Slytherina, jedynego znanego Harry’emu – od Voldemorta.
Potter cofnął się za próg i już miał zamknąć drzwi, kiedy McRaven pojął wreszcie o co chodziło chłopcu. Zerwał się z fotela tak szybko, że Harry zdążył zrobić tylko kilka kroków w tył, ale i to nie wystarczyło. Mężczyzna chwycił Harry’ego za szyję i rzucił na podłogę. Potter poczuł palący ból w plecach i wściekłość.
- Ty... – wycharczał Potter – Jak to zrobiłeś?
McRaven stanął na ręce Harry’ego, tak, że podeszwa boleśnie wbiła się w jego dłoń. Potter krzyknął dziko i spojrzał z nienawiścią na animaga.
- Zabiją cię, gdy tylko się dowiedzą – warknął Harry.
McRaven nachylił się i spojrzał Potterowi prosto w oczy.
- A kto ci uwierzy? – szepnął i wyjął różdżkę – Przykro mi, Harry Potterze, będę musiał usunąć ci pamięć - dodał przyciskając różdżkę do czoła chłopca.
- Nie – rzekł przerażony Harry. Wiedział, że mocne zaklęcie pamięci może trwale uszkodzić mózg. A wtedy McRaven, w oczach innych niewinny, mógłby zrobić coś Hermionie czy Ronowi, którzy z pewnością domyślą się losu Harry’ego. Wolał umrzeć.
- Chyba nie chcesz, żeby twoje życie zamieniło się w piekło? – zapytał zjadliwie McRaven.
Harry, któremu przygnieciona dłoń już drętwiała, zdecydował się na dość ryzykowny ruch. Szarpnął mocno ręką, strącając z siebie McRavena, poderwał się w górę i sięgnął do kieszeni po różdżkę.
Zaskoczony animag stracił równowagę i upadł na ziemię, lecz zanim to zrobił, zdążył wyciągnąć różdżkę. Harry utrzymał równowagę i celował w przeciwnika, który, ku jego zdumieniu, celował w niego. Chłopak nie powstrzymał szczerego zdumienia.
- Sprytny chłopiec – pochwalił go McRaven.
Był wściekły, ale na jego twarzy malował się wyraz chorej satysfakcji. Dyszał głośno i wciąż celował w Harry’ego, ale po dłuższej chwili wpatrywania się w ofiarę, znieruchomiał.
Zaskoczony Potter odwrócił szybko głowę i ujrzał Rona na schodach. Chłopiec celował w McRavena.
- Nie ruszaj się – wycedził Ron oschle i zrobił kilka kroków do przodu.
- Wy, dzieciaki, zdaje wam się, że wszystko umiecie – syknął McRaven ze złości,
ale nie opuścił różdżki – Nikogo nie ma, nikt wam nie uwierzy – dodał z uśmiechem szaleńca, co całkowicie do niego nie pasowało.
Ale Harry na to nie zważał. Nie bardzo dotarło też do niego przyjście Rona, bo nagle zdał sobie z czegoś sprawę – nie są sami w domu. Malfoy’owie, choć Harry im nie ufał, cieszyli się poparciem Dumbledore’a.
Potter zerknął na Rona, który celował w McRavena, wciąż ze schodów.
- Panie Malfoy! – krzyknął Harry głośno – Szybko! Zdrajca!
Ron popatrzył na niego, zszokowany. Harry, przekonany, że teraz zdołają szybko zawiadomić Dumbledore’a, jeszcze nigdy nie ucieszył się tak, na widok Lucjusza Malfoy’a, który właśnie wbiegł do salonu z korytarza, który prowadził do drugiego domu.
- Co tu się...? – Malfoy urwał, zaskoczony powagą sytuacji i, po krótkiej ocenie sytuacji, wyciągnął różdżkę.
Mężczyzna podszedł do McRavena, który zdawał się w ogóle nie interesować jego przyjściem, i stanął obok niego.
- NIE! – ryknął Harry i, tak jak Ron, wycelował teraz w Malfoy’a.
- Ty zdrajco! – krzyknął Ron, kiedy Malfoy skierował ku niemu różdżkę.
Malfoy zarechotał i wymienił szybkie spojrzenie z McRavenem.
Harry poczuł niewyobrażalny gniew z powodu swej bezsilności.
- A Dumbledore wam ufał! – zawył zbolałym głosem – Chcecie nas zabić?
- O nie, chłopcze – wyszeptał McRaven – Chcemy uciec. Mamy już sporo
informacji dla Czarnego Pana.
Harry miał wielką ochotę rzucić na nich zaklęcie zabijające. Jak Dumbledore mógł do tego dopuścić? Dlaczego zostawił ich samych ze zdrajcami? Potter poczuł nienawiść do dyrektora, który nie po raz pierwszy go zawiódł.
- Nigdzie nie wyjdziecie – rzekł Harry, drżącym z emocji głosem.
- Musisz zrozumieć, panie Potter – powiedział Malfoy z drwiącym uśmieszkiem –
Że Dumbledore popełnił wielki błąd ucząc ciebie tak bezczelnej arogancji. Powiem inaczej: Albo my wyjdziemy, albo wy umrzecie. Choć, nie, bo gdy umrzecie, to i tak uciekniemy – dodał i zarechotał.
Ron i Harry wymienili szybkie spojrzenia. Potter cały czas opracowywał plan ucieczki, ale w tym momencie poczuł, że ma pustkę w głowie.
- Jeden ruch, a zginiesz – powiedział, kiedy McRaven zrobił krok w kierunku pokoju Hermiony.
McRaven uśmiechną się jadowicie.
- EXPELLIARMUS! – ryknął Malfoy tak niespodziewanie, że zaklęcie trafiło Harry’ego prosto w pierś.
Chłopak poczuł potężne uderzenie i zobaczył, jak jego różdżka, która przed chwilą była w jego dłoni, leci ku Malfoy’owi.
Ron krzyknął i podbiegł do Harry’ego, w ostatniej chwili ratując go przed upadkiem. Niestety, tym samym pozwolił McRavenowi na ucieczkę. Harry przetarł oczy i rozejrzał się po salonie. Upiorne postacie na obrazach przyglądały się całej scenie.
Malfoy wciąż celował w chłopców, ale nigdzie nie było McRavena.
Harry wyrwał się z rąk Rona i stanął wyprostowany. Ron wciąż trzymał swoją różdżkę, choć teraz mniej pewnie, jakby bał się, że i jemu ją odbiorą.
- Zostawił cię – syknął Harry – Uciekł bez ciebie, twój przyjaciel.
Malfoy uśmiechnął się. Harry miał odpowiedzieć tym samym, gdy nagle do salonu wkroczył Howard Mcraven. Ale nie był sam, obok niego szedł Draco Malfoy, z dumnie podniesioną głową, a na ramionach animaga wisiała...
- Hermiona!! – ryknął Harry. Poczuł, jakby tonął w lodowatej pustce, a nogi ugięły się pod nim. Nie, nie mogą nic jej zrobić, nie mogliby!
Draco obrzucił go chłodnym spojrzeniem i stanął obok ojca.
- No więc tak – zaczął wesoło McRaven – Jesteście prawie dorośli, więc będę z wami negocjował, jak z ludźmi dojrzałymi. Panna Granger przeżyje, jeśli pozwolicie nam odejść i zmienić sobie pamięć, a także zabrać nam wasze różdżki.
Harry poczuł mocny ucisk w żołądku – „Panna Granger przeżyje...”
- Jeśli włos jej z głowy spadnie – zaczął roztrzęsiony – To zamorduję cię, plugawy sługusie mordercy. Zamorduję.
Jeśli Harry przedtem był wściekły na zdrajcę, to teraz opanowała go furia. Nie potrafił sprawnie myśleć, a w głowie kołatała mu się jedna myśl: uratować Hermionę, zabić McRavena.
Howard spojrzał pytająco na Pottera.
- Nauczymy cię kultury, Harry Potterze – rzekł McRaven i zanim on, czy Ron, zareagowali, pochylił się nad Hermioną i szepnął coś.
Dziewczyna powoli otworzyła oczy i rozejrzała się niepewnie po pokoju.
- Harry, naucz się ładnie odzywać – szydził McRaven – Przykro mi, panno Granger – dodał i wycelował w nią różdżkę. Harry ryknął i skoczył do przodu, ale Lucjusz Malfoy doskoczył do niego i przystawił mu różdżkę do szyi.
- Jeden krok, panie Potter, jeden krok...
Hermiona chyba pojęła całą sytuację, bo zbladła i spojrzała błagalnie na swego kata.
- Proszę, dlaczego ja? Proszę....
- CRUCIATUS!!
Harry nie wiedział, co czuje teraz Ron, ale sam nie mógł nie poczuć przyspieszonego bicia serca i krzyknął ze złości.
Najlepsza przyjaciółka Harry’ego wrzasnęła dziko i upadła, pokrzywiona z bólu, na podłogę.
Tarzała się na niej, wyjąc w niebogłosy, dopóki animag nie cofnął klątwy.
- Fajny odgłos – rzekł McRaven z uśmiechem, patrząc na Malfoy’a – Jak zarzynana świnia.
Łzy cisnęły się do oczu Pottera, łzy żalu i wściekłości.
- Dobrze!!
Mcraven i Malfoy spojrzeli na Harry’ego, zaskoczeni. Ale on nie mógł już tego znieść, i tak wszystkiemu winien jest Dumbledore. Draco popatrzył z ciekawością na niego.
- Uciekajcie – powiedział Harry słabym głosem - Uciekajcie, tylko zostawcie ją w spokoju.
Potter spojrzał na skatowaną Hermionę, która wciąż leżała na podłodze. Ron otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie odezwał się.
McRaven i Malfoy’owie, wciąż celując w Hermionę wycofali się do korytarza. Harry zrobił kilka kroków w przód i nadal obserwował uciekającą trójkę. McRaven uważnie wpatrywał się w Harry’ego i już po chwili staną przed drzwiami.

Harry, który już nie wierzył, by udało się złapać złoczyńców, w jednej sekundzie dostał szansę dokonania tego. McRaven odwrócił się plecami, by otworzyć drzwi, a Harry zareagował natychmiast.
- RON!! – krzyknął głośno, a Ron, który także zauważył błąd animaga, ryknął,
zanim ten się odwrócił.
- DRĘTWOTA!
Całkowicie zdezorientowani Malfoy’owie mogli tylko patrzeć, jak McRaven całym ciałem uderza w ścianę i upada na podłogę, pokrytą grubym dywanem. Z jego nosa poleciała strużka krwi.
Lucjusz natychmiast otworzył drzwi i wybiegł na pole.
- SZYBKO!!
Harry i Ron w sekundzie podbiegli do drzwi i wypadli na podwórze.
Było bardzo ciemno, księżyc świecił blado, a z pobliskiego lasu dobiegało pohukiwanie sów. Ron dopiero po chwili wychwycił wzrokiem uciekających Malfoy’ów.
- TAM!!
Obaj zbiegli po ciemnych schodach i ruszyli po trawniku w stronę mrocznych lasów, mając tuż przed sobą Malfoy'ów. Harry przyspieszył, wiedząc, że w lesie, obaj będą mogli się aportować.
Ron ledwo dotrzymywał mu kroku, a Harry wciąż biegł, i był już tak blisko Malfoya. Teraz słyszał jego kroki, jego oddech i w końcu wyciągnął rękę...
ŁUP!
Harry chwycił Lucjusza za kołnierz i obaj przewrócili się boleśnie, bo w pełnym biegu. Ron podbiegł do Dracona i przewrócił go na ziemię. Harry słyszał, że młody Malfoy się nie poddawał, bo Ron krzyknął z bólu, ale było tak ciemno, że sam nie mógł mu pomóc. Chwycił Malfoy’a za gardło i przyciągnął do swojej twarzy.
- Zapłacisz za to – wrzasnął Harry i przycisnął różdżkę, którą odebrał mu, do jego czoła.
- Zrób to, Potter – wycharczał Malfoy – Pokaż, że potrafisz, zrób to.
Harry przyłożył różdżkę do skroni przeciwnika. Jego gniew był zbyt duży, nie po tym jak potraktował Hermionę.
- Avada.... – wyszeptał, ale nie mógł zdobyć się na dokończenie. Nie, tak nie rozwiąże sprawy, będzie tego żałował, będzie za to ukarany.
- Nikt nie zasługuje na śmierć. Słyszysz? NIKT!! – wrzasnął do niego Potter i wstał, wciąż celując różdżką.
Obok Ron leżał przygnieciony i prawdopodobnie nieprzytomny, a nad nim stał Draco Malfoy.
- No, no, Potter – powiedział Draco, wyczerpany walką – Oddaj mi ojca, to oddam ci Weasleya.
- Zastanów się, co robisz – rzekł powoli Harry – Zastanów się.
Lucjusz spoglądał niespokojnie na sylwetki obu uczniów.
- Zabij go, Draco – powiedział Lucjusz - Zabił go, tak jak cię uczyłem.
Harry poczuł strach i przeniósł różdżkę z Malfoy’a na jego syna. Draco zrobił kilka kroków w ciemnościach.
Nagle Potter, oprócz pohukiwania sów usłyszał coś jeszcze. Coś, co sprawiło, że zbladł i zamarł.
Krakanie.
Krakanie kruka.
Wielki czarny kruk zatoczył koło nad pałacem i odleciał na tle bladego księżyca, tuż nad Harry’m, jakby drwiąc z niego. Jego czarne skrzydła raniły chmury, równymi cięciami.
- Nie – wyszeptał Harry. Jak mógł o tym zapomnieć? Zostawił animaga samego w domu!
- Zabij do, Draco – powtórzył Lucjusz, choć teraz z chorą wesołością w głosie – Zabij. Zabij go.
To stało się w ułamku sekundy. Harry, który celował w Draco, poczuł, że Lucjusz wstał szybko i gwałtownie wyrwał Harry’emu różdżkę, równocześnie uderzając go w twarz. Potter poczuł palący ból na policzku i padł na trawę, oszołomiony tak nagłym zwrotem akcji.
Lucjusz wycelował teraz w Rona, jednocześnie patrząc na syna.
- Zabij go. TERAZ!!
Draco zrobił kilka niepewnych kroków i stanął przed Harry’m.
- Muszę – wyszeptał – Muszę.
- Nie – zachrypiał Harry – Nie rób tego, nie niszcz sobie życia, w imię głupiej
ideologii, nie.
Ale wyglądało na to, że Draco podjął już decyzję.
Harry kilkakrotnie stawał twarzą w twarz ze śmiercią, ale to było co innego. Poczuł pustkę i żal, że nie udało się złapać zdrajcę, że McRaven odleciał daleko, może nigdy go już nie złapią.
Kiedy Draco wycelował w niego różdżkę, Harry był już niemal w obłędzie. I w tej chwili, przed swoją śmiercią, Harry powiedział coś, co wywołało dreszcze u Malfoy’a:
- Draco....błagam....
Chłopak spojrzał na Harry’ego, tak jak nigdy na niego nie patrzył. Ze współczuciem.
- Ty nic nie umiesz – warknął Lucjusz – Odsuń się!!
Draco cofnął się, ale kiedy jego ojciec podniósł różdżkę i skierował ją ku Harry’emu, wreszcie zrozumiał. U boku ojca i tak czekała go śmierć, u boku Śmierciożercy, niech zrobi coś dobrego, choć raz niech uratuje Pottera.
- AVADA KEDAVRA!! – ryknął Lucjusz. W tej samej chwili, Draco, nie wiedząc, jakie ojciec rzucił zaklęcie, zasłonił Harry’ego własnym ciałem. Ale było za późno na odwrót. Wybałuszył oczy na swego ojca, na sekundę przed tym, jak ten go zabił.

Po polanie potoczył się szaleńczy krzyk. Lucjusz upadł na kolana i łkając, poczołgał się do martwego ciała syna. Harry z trudem podniósł się i wycelował różdżkę w Malfoy’a, choć był pewien, że jego już nie obchodzi własne życie.
- Synku – łkał, przytulając martwe ciało Draco do piersi – Synku, przepraszam – zawył głośno, jakby miał nadzieję, że Draco zaraz się obudzi.
Po jego policzkach polały się strumienie łez.
Zanim Harry zareagował, stała się kolejna straszna rzecz. Ron, który gwałtownie wstał, i chciał wycelować w Malfoy’a, zamarł kiedy ten odwrócił się i z szaleńczym grymasem na twarzy skierował różdżkę ku niemu.
Harry nie zdążył go powstrzymać. W szaleństwie, Lucjusz krzyknął coś, a zielony promień rozświetlił polanę, trafiając w pierś Rona, który wydał zduszony okrzyk i padł bez życie.
- Harry! – rozległ się krzyk. Ale czyj? Potter upadł na kolana, nie docierało do niego, to co się stało. Lucjusz Malfoy przystawił sobie różdżkę do głowy, objął syna i popełnił samobójstwo, padając obok niego. Harry wciąż wpatrywał się tępo w przestrzeń, chciał wiedzieć co się dzieje, ale widział tylko jakieś zamglone postacie, przed nim. Czy Ron na pewno żyje? Czy został ranny? Nie....zaraz....Ron nie żyje. To było bardzo dziwne. Harry nie miał nawet siły płakać, wydawało mu się, że to sen. Bo to przecież nie jest prawdziwe?
Dyrektor, blady i słaby, opadł na kolana i ukrył twarz w dłoniach. Harry nawet nie miał siły wykrzyczeć mu wszystkiego, nie miał siły.
Usłyszał cichy szloch Dumbledore’a, po raz pierwszy nie zatroskanie, tylko po prostu szloch. No tak, on też był człowiekiem, tylko Harry nie miał siły płakać. Bo po co? To wszystko jest jednym wielkim snem.
A wszystko przez Dumbledore’a i przez tą całą wojnę. Harry spojrzał na martwe ciała Rona i Dracona; Bo tak to jest – w wojnie dorosłych giną dzieci.

KONIEC>

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Dorcas Ann Potter
post 18.12.2005 23:17
Post #24 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 309
Dołączył: 14.06.2005




To jest..... GENIALNE. Nie czytałam wcześniej końcówki i bardzo mi się podobało.
Dzięki, że mi przypomniałeś na gg smile.gif. Niestety mój post w fanklubie się nie wkleił sad.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katty
post 01.01.2006 18:06
Post #25 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 129
Dołączył: 03.08.2005
Skąd: Lochy Gryffindoru




Całkiem niezłe. Zgrabnie napisane. Ale, jak dla mnie, końcówka nieco zbyt melodramatyczna. Migneło mi gdzieś kilka literówek, ale na razie tylko te jestem w stanie przytoczyć
QUOTE
- Zabij do, Draco –

Chyba go?
QUOTE
Mcraven.

McRaven czy Mcraven? Taki błąd się czasami powtarza, zdecyduj się na jakąś wersję.

Pomysł - całkiem, calkiem. Ale mnie osobiscie nic tu nie zaskoczyło. Można było przewidzieć, że ostatecznie pan Howard będzie "tym złym".

Wielkie brawa za
QUOTE
No tak, on też był człowiekiem(...)

Moje ulubione zdanie w ficu. Bo o tym się często zapomina, prawda?

Ten post był edytowany przez Katty: 01.01.2006 18:07


--------------------
- Seviczku! Witaj, moje bóstwo Podziemi!
– Tonks! Moja radości! Moja miłości! Nareszcie jesteś! Tak za tobą tęskniłem! Powinnaś się do mnie wprowadzić. I rzucić tę zwariowaną pracę.
- ... O Merlinie i siedmiu krasnoludków...
– Moja najmilsza. Mój skarbie. Jak się miewasz? Czy już mówiłem, jak strasznie za tobą tęskniłem?
– Kim jesteś, nędzny oszuście, i co zrobiłeś z moim Sevem?!
- ... Wydało się. Jestem Gilderoyem Lockhartem. Uciekłem ze św. Munga i zmusiłem Severusa, żeby zajął moje miejsce. Jeśli szybko tam pobiegniesz, zdołasz go może uratować, zanim lekarze mu wmówią, że jest mną.

Arien Halfelven - "Rozmowy Trumienne VIII: Exegi monumentum"

Fanka pairingu NT/SS - łaskawie proszę o nie wieszanie

user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.03.2024 14:15