Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

2 Strony  1 2 > 
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Widać tylko mrok i splamione krwią (zak), Zaczyna się niepozornie ale...

Eskeniaa
post 09.01.2004 16:20
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 09.01.2004
Skąd: warszawa




Jak już mówiłam zaczyna się niepozornie, ale z czasem się rozkręca :D Przepraszam z góry że naraz wklejam tyle tekstu. Mam nadzieje że się wam spodoba. Pozdrawaim Eskeniaa


Tego dnia na peronie 9 i ¾ było wyjątkowo mało czarodziejów. Gdzieniegdzie można było zobaczyć jedynie postacie ubrane na czarno lub pracowników kolei. Dziewczyna zrezygnowana całą sytuacją usiadła na marmurowej posadzce i wyczekiwała pociągu.
- Widocznie zjawiłam się za wcześnie- pomyślała. Nagle jednak przed jaj kufrem stanęła postać ubrana w wyjątkowo śmieszny strój. Starszy mężczyzna popatrzył na nią z zaciekawieniem. Spod okularów jego oczy wydawały się dziwnie duże. Wręcz niespotykanie.
-Dzień dobry Paulino, widzę że jesteś bardzo punktualna. Jak sama widzisz nikogo oprócz nas nie ma. Rok szkolny zaczyna się dopiero 1 września i to wtedy uczniowie zbierają się na peronie 9 i ¾. Musieliśmy wraz z twoim ojcem wcześniej zabrać cię do Hogwartu. Jak sama na pewno doskonale wiesz sam nie mógł by cię tam zabrać 1 września…
Dziewczyna nic nie powiedziała. Spojrzała jedynie z wyrzutem na mężczyznę. On zaś gestem dłoni pokazał jej nadjeżdżający pociąg.
-Pojedziesz razem z profesorem Snapem. On pokaże ci na miejscu twój tymczasowy pokój i cały zamek.
Dziewczyna posłusznie wsiadła do pociągu. Gestem dłoni pożegnała dyrektora i znikła w ciemnym i głuchym korytarzu. Nagle drzwi do jednego z przedziałów otworzyły się. Stał w nich wysoki mężczyzna o ciemnych oczach i włosach
-Zapraszam zapraszam. Nazywam się profesor Snape.- Wyciągnął do dziewczyny kościstą dłoń .Ona zaś niepewnie uścisnęła ją i usiadła naprzeciw mężczyzny.
-Nazywam się… On jednak nie pozwolił jej dokończyć
-Paulina Bringot. Wiem Dyrektor powiadał mi o tobie. Podobno byłaś naprawdę dobrą uczennicą?
Tego obawiała się najbardziej. Pytań o swoją dawną szkołę. Nie lubiła tego tematu. Często się przenosiła do różnych szkół. Jej ojciec był wiceministrem Magii dlatego musiała być gotowa na natychmiastowe przeprowadzki, ze względu na prace ojca. Nauczyciel musiał zauważyć jej niezadowolony wyraz twarzy i zmienił natychmiastowo temat. Była mu za to bardzo wdzięczna.
-Na pewno wiesz już wiele na temat Hogwartu?
-W tym jest problem… -zaczęła nieśmiało. –Nie wiem nic – spojrzała na Snapa. Ten natomiast uśmiechnął się przyjaźnie. Chyba zaczynała go lubić. Z wielkim zaciekawieniem rozmawiali na temat komnat, sal, lekcji. Na wszelkie tematy związane z nowym miejscem. Nie zauważyła nawet, gdy znad wysokich szczytów wyłoniły się wieże Hogwartu. Nie wyraziła swojego zachwytu, jednak po jej minie wydać było że zrobiły na niej nie małe wrażenie.
-Zapraszam- powiedział profesor. Ona zaś podążyła za nim. Była bardzo zmęczona.
-Panie profesorze… Czy mógłby mi pan powiedzieć gdzie jest mój pokój? Nie mam na razie ochoty zwiedzać szkoły… Wolała bym się położyć. – Dziewczyna miała wielką nadzieje że belfer ją zrozumie.
-Dobrze. Do 1 września będziesz sypiać w pokoju zaraz obok gabinetu dyrektora. – Gestem ręki wskazał jej drewniane drzwi z dziwnym obrazem na samym środku. – Musisz porozmawiać z sir. Managlem. Poda ci hasło do komnaty tak, aby Nikt inny nie mógł się do niej dostać. Twoje rzeczy już tam są.
-Bardzo dziękuje, miłej nocy.
„Śmiały piruet”. Paulina podała hasło i drzwi do jej nowego pokoju otworzyły się z niemiłosiernym piskiem.
-To był okropny dzień… - pomyślała. Wyjęła różdżkę i delikatnym puknięciem naoliwiła drzwi.
Otworzyła kufer Na samym dnie odnalazła list z Hogwartu który przysłano jej 13 lipca. Ze złością podarła go a jago strzępki wrzuciła do kominka.
-„INCENDIO” – Natychmiast pojawił się płomień w kominku. Skrawki papiery zwęgliły się. Oczy Pauliny wezbrały Łazami. – Nie chce tu być. – Teraz jedynie myślała o początku roku. Nie chciała spotykać nowych ludzi. Bała się, że znowu straci bliskie osoby…




1 września zbliżał się nieubłaganie. Paulina zwlokła się z łóżka, które jak sądziła było bardzo niewygodne… Już tylko 5 dni dzieliło ją od spotkania z jak sądziła okrutną rzeczywistością. Powoli wcale się nie śpiesząc zeszła na śniadanie. Cieszył ją jedynie fakt, że nie mus nosić mundurku aż do 1 września.
Gdy weszła do wielkiej Sali od razu poczuła cudowny zapach smażonego bekonu i domowej jajecznicy Przypomniała sobie o śniadaniach w dawnej szkole. Znów przez myśl przeleciały jej obrazy tych wspaniałych chwil spędzonych w „Gardingon”. Jej poprzednia szkoła była jak dotąd jedyną jaką dobrze wspominała… Obawiała się teraz że Hogwart stanie się jedynie udręką, a nie jak zapewniał ją ojciec „drugim domem”… Z tych ponurych myśli wyrwał ją dziwnie miły głos profesora Snapa.
-Witaj Paulino! Jak się spało? – Od chwili przyjazdu jadali ze sobą śniadania. Czasem także uczył ją eliksirów przerabianych poprzednich latach, aby nie miała zaległości. Lubiła z nim przesiadywać. Był jedną z takich osób, które nie zadawały niepotrzebnych pytań. Ceniła w nim to że wiedział kiedy zamilknąć, lub po prostu jednym gestem odpowiedzieć na niezbadane pytanie. Usiadła naprzeciw niego. Nałożyła sobie odrobinę jajecznicy. Nagle do Sali weszła zakapturzona postać. Od razu Paulinie wydała się ciekawa. Przez chwile rozmyślała, kim może być ta postać. Jedyne to co mogła wywnioskować to że jest to młody mężczyzna, może w jej wieku. Nie musiała długo snuć przypuszczeń. Postać, bowiem zbliżyła się do stołu przy którym siedziała wraz z profesorem Snapem. Belfer wstał z dziwnie zadowoloną miną. Odwrócił się do młodzieńca. Ten natomiast zdjął ciemny kaptur, ukazując jednocześnie jasne rozczochrane włosy sięgające szyi. Miał dziwnie zimne oczy, w kolorze zieleni. Miał mocno zarysowane kości policzkowe i poważny wyraz twarzy. I choć się uśmiechał nadal wyglądał bardzo dorośle, wręcz za dorośle.
-Witaj Draco!- Snape przywitał go szczery uśmiechem. Stali i rozmawiali dość długo. Paulina nie należała do osób, które lubią wtrącać się w nie swoje sprawy. Siedziała więc i kończyła śniadanie gdy znów usłyszała, tym razem bardziej donośny i wyraźny głos profesora
-Paulina, przedstawiam ci Dracona Malfoya. – Młodzieniec wyciągnął do niej rękę i serdecznie się uśmiechnął. Paulina wstała uścisnęła jego dłoń i odwzajemniła uśmiech, choć nie był on tak szczery jak u Draca.
-Miło mi, nazywam się Paulina Bringot.
-Draco Malfoy. – chłopak chciał jeszcze powiedzieć, ale Paulina wstała od stołu pożegnała się ze Snapem i skierowała się w stronę swojego pokoju. Dopiero tam pozbierała myśli. Uświadomiła sobie, że zachowała się niezbyt uprzejmie „uciekając” przed nowopoznanym. No cóż już było za późno… Jednak ku jej zdziwieniu zrobił na niej dobre wrażenie. Wyglądał na chłopaka z charakterem, nie cackającego się i mówiącego prosto z mostu co sądzi…Musiała to sama przed sobą przyznać… spodobał jej się od razu.
Po chwili wyjrzała przez okno… pogoda była taka piękna… Postanowiła zabrać książkę i wybrać się nad jezioro albo na przechadzkę po błoniach. Gdy szła korytarzami szkoły po raz pierwszy zobaczyła że zamek nie jest aż tak mroczny jak zwykle. Może to ranne słońce tak doskonale oświetlało korytarze, a może to po prostu ona miała wyśmienity humor.
Nie przeszkadzało jej to ze trawa na błoniach była wilgotna, położyła się blisko tafli jeziora i zagłębiła w ciekawą lekturę. Uwielbiała książki, nawet te napisane przez mugoli. Po pewnym czasie, kartki książki którą właśnie czytały przestały być oświetlane przez promienie słońca. Na trawie ukazał się cień wysokiej postaci. Paulina odwróciła wzrok w kierunku postaci. Stał tam Draco. Nie patrzył na nią, wzrok miał dziwnie nieobecny, jego oczy w kolorze zieleni odbijały promienie słoneczne topiące się w tafli jeziora. Paulinie wydał się jeszcze przystojniejszy niż za pierwszym razem. Słyszała o rodzinie Malfoy’ów od swojego ojca. Opowiadał jej że zanim przenieśli się do Bułgarii pracował z Lucjuszem, ojcem Draca.
W jednym momencie siedział już koło niej. Nic nie mówił, zamknął jedynie oczy i skierował twarz ku słońcu. Wygrzewał się tak chwile, w końcu jednak zażenowana taką ciszą dziewczyna podjęła temat…
-Przepraszam, że tak od razu uciekałam, chciałeś mi coś wtedy powiedzieć?
-Nie, tak po prostu byłem ciekawy co robisz tu w szkole prawie tydzień przed początkiem roku szkolnego…
- O to samo mogłabym ciebie zapytać… - uśmiechnęła się do niego jednak nadal niepewnie. On nic nie odpowiedział tylko położył się na plecach i przymknął oczy. Dziewczyna słyszała jego równy oddech. Po chwili ciszy znowu zaczęła rozmowę, choć nie miała w zwyczaju pierwsza zagadywać. Chciała jednak zamienić z kimś zdanie. Jedyną osobą z jaką rozmawiała dotychczas był profesor Snape. Rozmowa z nauczycielem wygląda przecież zupełnie inaczej niż z rówieśnikiem…
-Musiałam zjawić się tu wcześniej ze względu na mojego ojca, Patryca Bri…
-Bringot’a, wiem. Mój ojciec wspominał mi o nim. Ale nie mówił że ma córkę…
-No tak praca ponad wszystko… A dlaczego ty nie wypoczywasz domu tylko tu w Hogwarcie?
-Z podobnej przyczyny… Mój ojciec wraz z matką musieli pilnie wyjechać, postanowiłem zatrzymać się tu. Miałem szczęście, że jesteś… Przynajmniej będzie, z kim pogadać.
Pauline zrobiło się jakoś niezmiernie miło po tych słowach. Zawsze lubiła towarzystwo mężczyzn, nigdy nie rumieniła się jak prawili jej komplementy. Zwłaszcza że była całkiem ładna. Umiała podkreślić walory urody. Miała 173 wzrostu, włosy w kolorze ciemnej czekolady delikatnie zaczesywała na bok. Oczy miała bardzo ciemne. Często przykuwały uwagę gdyż zawsze wydawały się chłodne, wręcz lodowate. Czasem trudno było wyczytać z nich czy Paulina jest szczęśliwa czy wręcz przeciwnie Dodatkowo lubiła się malować, nie wyzywająco ani nie za delikatnie. Dzięki podkreśleniu wydawała się starsza, co także uważała za zaletę…. Jeśli chodzi o charakter… Ciężko było go określić. Początkowo dziewczyna robi wrażenie cichej i zamkniętej w sobie… Tak naprawdę jest odrobinę szalona, wystarczy ją dobrze poznać. Było to jednak trudne. Paulina przez częste przeprowadzki obawiała się zaprzyjaźniać. Miała pewien uraz do nowych ludzi. Wiedziała że jeśli przywiąże się do ludzi przyniesie jej to jedynie cierpienie i łzy. Bała się kochać…
Siedzieli tak przez dłuższą chwilę rozmawiając o najmniej istotnych sprawach.
-Musze lecieć, za chwilę obiad chciałabym się jeszcze odświeżyć. – dziewczyna powoli wstała i zwróciła się twarzą do zamku. Nagle poczuła dłoń Draca. Teraz trzymał ją za nadgarstek…
-Poczekaj, idę z tobą…
Szli tak w ciszy. Paulinie zupełnie to odpowiadało.
-Spotkamy się na obiedzie, będę czekała przed salą. – Pozdrowiła chłopaka i skierowała się do pokoju. Może to głupie, ale powoli zaczynała lubić to miejsce. Odpowiadało jej towarzystwo Draca. Teraz już się nie martwiła początkiem roku szkolnego, znała przecież już jedną osobę. Miała nadzieje, że spotka wiele miłych osób. Ciekawe tylko co z przydziałem. Jakie są inne domy? Co z nauczycielami? Już powoli zaczynała czuć atmosferę początku roku. Już była jedną nogą w 6 klasie…

Obiad wyjątkowo jej smakował. Może dzięki wybornym posiłkom, może dzięki wybornemu
towarzystwu... Siedziała naprzeciw Draco i czasem spoglądała na niego z nadzieją że
zacznie rozmowę... W końcu nie wytrzymała i podjęła temat.
- Quiddich... Grasz może?
- Oczywiście! Ciesze się że zapytałaś. Możemy poćwiczyć po posiłku, jeśli chcesz
oczywiście...
- Świetnie, trochę ruchu nikomu nie zaszkodzi, powiedz mi jednak jeszcze coś. Trochę już
gadaliśmy, a ja nadal nie wiem do którego domu zostałeś przydzielony... No mogę się
jedynie domyślać że do Slitherinu.
- Skąd wiedziałaś? Snape ci powiedział? - chłopak był w lekkim szoku. Próbował jednak
tego nie okazywać, nienawidził sytuacji w których nie znał odpowiedzi...
- Snape opowiadał mi jedynie o domach, o przydziale osób, jaki dom czego oczekuje od
uczniów. Ty jesteś stworzony do Slitherinu. Wyniosły, poważny, czystej krwi. Same
twoje oczy mówią wiele o tobie. Widać że masz charakter, nie cackasz się z niczym i
nikim... Tak właśnie cię odbieram. Jednak jest w tobie coś co... może nie powinnam
kończyć...?
- Wręcz przeciwnie - chłopak nachylił się teraz do niej jak by miała zacząć szeptać. -
dokończ, nie boje się prawdy.
- Sama nie wiem co to jest tak dokładnie, ale w chwili gdy cię zobaczyłam tu w wielkiej
sali wzbudziłeś moje zaufanie. Nie wiem dlaczego, nie znam cię jeszcze, ale ufam że
poznam naprawdę, bez zbędnych masek i gry.- Draco słuchał uważnie. Nie wiedział co powiedzieć.
- Ale na razie jeszcze troszkę pogram. - Uśmiechnął się do niej - Idę się przebrać.
Spotkajmy się za pół godziny na błoniach, dobrze?
- Świetnie. Będę czekała, jednak gdybym się spóźniła nie czekaj, znam drogę na boisko.
Rozstali się. Draco skierował się w stronę swojego domitorium, Paulina zaś kończyła obiad,
zastanawiając się czy postąpiła słusznie mówiąc chłopakowi o swoich odczuciach. Przecież
go jeszcze nie znała. Jej rozmyślania przerwał profesor Snape.
- Paulino, mam nadzieje że zakupiłaś wszelkie potrzebne pomoce naukowe do 6 klasy?
- Tak profesorze. - dziewczyna uśmiechnęła się do mężczyzny, ten natomiast odwzajemnił
uśmiech i dodał
- Bardzo dobrze, będziesz miała zatem czas zwiedzić pobliskie miasteczko. Homsgate to
miejsce zamieszkane wyłącznie przez czarodziejów. Mam nadziej że pan Malfoy zaopiekuje
się panią w odpowiedni sposób. - Ostatnie słowa wypowiedział z wymownym uśmiechem na twarzy.
Paulina nic nie dodała. Zaskoczył ją brak powagi w słowach profesora.
- Pamiętaj jednak, że macie czas wyłącznie do 22, nie chciałbym was widzieć poza murami
szkoły później, rozumiemy się dobrze - teraz mówił tak poważnie jak by to była jedna z
tajemnic dotycząca Ministerstwa Magii.
- Rozumiem bardzo dobrze niech profesor się nie martwi, nie mam zamiaru poświęcać aż
tyle czasu Draconowi - uśmiechnęła się serdecznie do Snapa. Oboje zrozumieli żart.
Pożegnali i skierowali się do swoich pokoi. Mimo usilnych prób Paulinie nie udało
się wyrobić na czas. Spóźniona już kwadrans biegła ile sił w nogach w stronę boiska
do quiddich'a. Gdy tam dotarła nie zastała chłopaka
- Cholera... Czyżby już sobie poszedł? Nie to niemożliwe, spotkałabym go po drodze
- Paulina stała tak chwile rozważając na temat wszelkich możliwości. W myślach to
usprawiedliwiała to oskarżała chłopaka. Nagle jednak ujrzała Draca. Wcale nie było
mu śpieszono. Szedł wolnym, wręcz majestatycznym krokiem w stronę Pauliny. Gdy już do
niej doszedł, powiedział tylko...
- Idziemy? – nie oczekując odpowiedzi skierował się w stronę trybun. Ubrany w strój do
quiddich'a prezentował się jeszcze okazalej niż zwykle, znów jednak przeważała w nim
ta zarazem okropna jak i pociągająca wyniosłość.
- No to na miotły... - Paulina wzbiła się w powietrze nie czekając na chłopaka zrobiła
kilka okrążeń na swojej nowiusieńkiej miotle - Meteora 606.
- Czasem jednak uciesze się że ojciec ma tą prace - pomyślała.
Nic szczególnego nie zdarzyło się potem. Latali na miotłach odbijając między sobą tłuczki.
Zaczynało ją to powoli nudzić.
Kolejne dni wydawały się dłużyć w nieskończoność. Paulina znała już cały Hogwatr i okolice.
Miała wspaniałego współtowarzysza do rozmów i wypadów na miasto jednak czegoś jej
brakowało. Nuda powoli dopadała ją, lecz ona miała w zanadrzu jeszcze pomysł jak się
dobrze bawić. Problem w tym że wszystko co ją pociągało było albo nielegalne,
nieprzyzwoite albo kaloryczne. Jednak po pewnym czasie wpadła na genialny pomysł.


Powoli przemierzając ciemne i zimne korytarze szkoły, dziewczyna zastanawiała się jak
stłumić echo wywoływane przez stukot jej obcasów. Była godzina 1 w nocy. Z opowiadań
Draco właśnie o tej porze woźny zaczynał swój "patrol". Jak nie trudno było się domyśleć
w szkole było tylko 2 uczniów i tylko oni mogli wałęsać się po szkole o tak późnej
porze. Paulina wyjęła z kieszeni swoją hebanową różdżkę
- "Silenciato", no nareszcie - szepnęła do siebie, stukot jej obcasów zanikł. Jedyne
co mogła teraz słyszeć to bicie swojego serca i szum drzew, delikatnie tłumiony przez
szyby w oknach. Nareszcie doszła na miejsce... Zapukała. Nic. Jeszcze raz i jeszcze
raz... nic z tego. Nie znała hasła do drzwi. Postanowiła zatem posłużyć się wiedzą zdobytą
w szkole...
- "Alohomora" drzwi delikatnie się uchyliły. Jednak nie pod wpływem jej zaklęcia. W
drzwiach stał Draco. Ubrany jedynie w bokserki, przecierał zaspane oczy. Wyglądał tak bezradnie.
Miał jeszcze bardziej roztrzepane włosy.
- Zabieram cię na imprezę...
-Że co? W ogóle co ty tu robisz? Jak się prześliznęłaś ze swojego pokoju aż tu? Snape cię nie widział?
- On mi uwierzył na słowo że nie będę nigdzie wychodziła po 22... - Paulina obdarowała Dracona tym samym
powalającym uśmiechem co poprzednio Snapa w wielkiej sali.
- Wpuścisz mnie do środka, czy karzesz mi tu stać? - Dziewczyna zapytała jednak nie czekała na odpowiedz.
Weszła do wielkiego pokoju wspólnego należącego do domu Ślizgonów.
Dopiero teraz chłopak zauważył że wyglądała inaczej. Ubrana bardzo kobieco wyglądała na wiele starszą (a nie mówiłam - przypisek autorki). Makijaż też miała śmielszy. Zdaniem Draca wyglądała świetnie.
Paulina usiadła na jednym z foteli przy kominku.
- Szykuj się. - powiedziała- idziemy do Trzech mioteł na imprezę.
Draco nic nie odpowiedział skierował się tylko do swojej sypialni. Za 15 minut był już z powrotem.
Ubrany cały na czarno. Włosy miał lekko ułożone na żel jednak nie za bardzo.
- No to co idziemy? - wyciągnął do niej dłoń. Dziewczyna chwyciła ją i z pomocą Draca wstała z fotela.
- Uwierz mi , będzie świetna zabawa!
- Z tobą zawsze. - chłopak obdarzył ją gorącym uśmiechem. Szli po cichu korytarzami. Nadal nie
puszczając swoich dłoni. Obojgu to nie przeszkadzało.
W pewnym momencie Chłopak pociągną mocniej Pauline i wciągną za posąg Himery.
- Dobrze znać takie przejścia. W Homesgate będziemy za 10 minut.
Zadowolona z całej sytuacji Paulina cieszyła się każdą chwilą spędzoną tamtego wieczoru. Nie chciała
teraz myśleć o niczym innym. Była w błogim stanie. Mozę to za sprawą kremowego piwa, może za sprawą
wspaniałego chłopaka jakiego teraz obejmowała w tańcu...

Kolejna część. "Mugol party". Mam nadzieję że się spodoba.

-Masz zamiar przesiedzieć całą imprezę? - Paulina bawiła się w najlepsze,
tańcząc rozmawiając i popijając kremowe piwo. - No choć zatańczyć.
- Może potem, bolą mnie trochę nogi...
- Ale z ciebie Mugol - Paulina nie przejęła się chłodnym spojrzeniem Draco.
Wróciła do grupy młodych czarodziei tańczących na parkiecie. Bawiła się świetnie
Draco ciągle patrzył na PAuline. Świetnie tańczyła. Była jak w transie. Nie
zwracała uwagi na nikogo i na nic. Teraz ważne było dla niej to żeby się
dobrze bawić. Nagle kapela zaczęła grać jakiś wolny kawałek więc postanowiła
wykorzystać wolną chwilkę na odpoczynek. Usiadła koło Draco. Chłopak nadal
na nią patrzył.
- Zatańczysz? - spytał śmiale. Oczekiwał odpowiedzi twierdzącej, nie pomylił
się. Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Draco wziął ją za rękę i delikatnie
pociągnął w stronę parkietu... Położył jej dłoń na swoim ramieniu, a sam objął
ją w pasie. Tańczyli blisko siebie. Paulina czuła jego oddech na karku. Czuła
także dokładnie jego zapach. Pachniał wanilią, tak słodko. dziewczyna upajała
się tą chwilą. Nie dlatego że podobał jej się chłopak w objęciach którego
obecnie była, lecz dlatego że w jego ramionach była pewna swojej kobiecości.
Utwór się skończył lecz oni nadal stali w objęciach. Wyglądali jak para
zakochanych. Nagle Draco delikatnie się odchylił i popatrzył na dziewczynę.
Ta spojrzała na niego. W jej dotychczas zimnych oczach, Draco zobaczył szczęście
i niewymowną wdzięczność. Kiedy tak stali Paulina uświadomiła sobie że
wcale nie tańczą choć właśnie kapela "Dzikich Mioteł" przygrywa szybką melodię.
Dziewczyna złapała chłopaka za dłoń i pociągnęła w kierunku stolika.
- Mam propozycję... Nie jestem pewna czy się zgodzisz ale można zawsze zapytać
- Wal śmiało - uśmiechną się do niej i wziął spory łyk kremowego piwa.
- Zmieniamy lokal, idziemy na miasto. Ale na jakąś mugolską imprezę. Możemy
wybrać się do Londynu.
Draco słuchał uważnie, gdy skończyła mówić na jego ustach pojawił się lekko
ironiczny uśmiech.
- Zgoda, tylko jest mały problem...- ten ironiczny uśmiech powoli przeistaczał
się w sarkastyczny
- Jaki? Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych...
- Nie umiemy się aportować. Nie polecimy przecież do mugolskiego miasta na
miotłach. Nie pojedziemy też zwykłym pociągiem... nie mamy pieniędzy...
Paulina uśmiechnęła się triumfalnie.
- Proszę podaj mi dłoń, nie obawiaj się, ja nie gryzę...
Draco lekko zdziwiony prośbą Pauliny wyciągnął do niej rękę. Ona delikatnie
ją chwyciła. Chwilę potem przeszedł ich lekki chłód i dreszczyk. Zupełnie jakby
poraził ich prąd o małym napięciu.
Draco nie zdążył nic powiedzieć. Para stała już na ulicach Londynu. Na szczęście
Paulina wybrała miejsce na odludziu.
- Umiesz się aportować?
- Głupie pytanie, jakbym nie umiała nie stalibyśmy teraz na ulicach Londynu... -
Dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie. - Chcesz wracać? Nie masz ochoty na zabawę?
- Wręcz przeciwnie, chodź! - Draco nie czekając na reakcję dziewczyny pociągnął ją
w stronę pięknie oświetlonego centrum miasta ( co oni się tak ciągają - przypisek
od autorki)
*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

- Świetnie się bawiłam! - Dziewczyna nie mogła opanować ataku śmiechu wywołanego
przez kolejne opowieści Draca. Każda rozpoczynała się słowami "Pewnego razu w
Hogwarcie...". Oboje pokładali się ze śmiechu wymieniając porozumiewawcze uśmieszki.
Nie pamiętali jednak, że nie są już w dyskotece w centrum Londynu. Szli teraz
przez korytarze szkoły, nie zważając że zachowują się za głośno jak na tą porę.
Była bowiem 5 nad ranem.
- Ććććśśśśś... - Uciszała Dracona Paulina gdy ten po raz kolejny wybuchnął
panicznym śmiechem, tak szczerym i donośnym że aż odbijającym się echem w uszach.
Paulina jednak słysząc chłopaka sama wybuchała śmiechem
Nie wiedziała jednak że za dokładnie kilkanaście sekund nie będzie im do śmiechu...
- Panno Bringot, panie Malfoy! - to był głos Snapa
- Czy nie prosiłem żeby nie opuszczać murów szkoły po godzinie 22?? - w tym
momencie patrzył przerażającym wzrokiem na Pauline. Ta natomiast schowała się za
Draca, myśląc że cała sytuacja rozbawi profesora. Był on jednak nieugięty...
- Zapraszam za mną. Jeśli nie maj państwo czas na wałęsanie się po szkole i poza
jej murami to mają państwo także czas na odpracowywanie kary.
Jego głos był inny od tego jaki dziewczyna znała.
Paulina zbliżyła się do Draca. Miał nadal wielce rozbawioną minę... Chciała
coś mu powiedzieć ale bała się ze wybuchnie kolejną salwą śmiechu... W końcu zebrała
się i szepnęła do niego
- Myślałam że wywalą mnie ze szkoły jeszcze przed początkiem roku.
Draco spojrzał na nią. Nie wytrzymał... Kolejna salwa śmiechu rozległa się głośnym
echem po korytarzu. Paulina wtórowała chłopakowi, zakrywając sobie jedynie usta
aby choć odrobinę stłumić śmiech.
Snape popatrzył na nich, lecz nic nie powiedział. Popatrzył na Paulinę inaczej,
tym razem jego oczy były dziwnie... rozbawione!
Gdy doszli do sali pojedynków, profesor otworzył drzwi i gestem ZAPROSIŁ
ICH DO ŚRODKA.
-Wasza kara rozpocznie się już dzisiaj. Macie wyczyścić to pomieszczenie bez
użycia czarów. Wiem wiem, nic szczególnego ale cóż więcej mam wam kazać robić.
Wychodząc belfer spojrzał na Paulinę i... uśmiechnął się!
-Przynajmniej będziemy razem - Draco uśmiechnął się wymownie do Pauliny i
sięgnął po ścierkę.
- No to co? Może skoczymy jeszcze na jakąś imprezke - Paulina wybuchnęła
salwą śmiechu. Od nadmiaru szczęścia brzuch ją powoli zaczął boleć.
Nic jednak nie mogło zakłócić jej błogiego stanu duchowego. Nic a nic...
no może jedna rzecz...

Była już 7 rano a oni byli dopiero w połowie pracy. Został im do wyczyszczenia "parkiet"
do pojedynków magicznych...
- No nie... dłużej tego nie wytrzymam! Nie mam zamiaru ślęczeć tu kolejne 4 godziny. -
Po tych słowach wyjęła swoją hebanową różdżkę i miała zamiar wypowiedzieć zaklęcie
samoczyszczące gdy Draco jej przerwał...
- Snape cię zabije jak się dowie że używałaś czarów!
- Och, daj spokój, sama bym się zabiła jakbym miała ślęczeć tu dłużej... - "Sakrem apato"
Po chwili cała sala błyszczała. Paulina nie należała do osób które trzymają się zasad.
Lubiła ułatwiać sobie życie na każdym kroku. No może jedynie w sprawach sercowych
prowadziła zagmatwane "gierki"
- Musze lecieć się odświeżyć. Mam ochotę na ciepłą kąpiel...
- Dobrze ja też już pójdę... - Draco wstał z miejsca i podszedł do dziewczyny... -
Zobaczymy się na śniadaniu. Nieoczekiwanie pocałował ją w policzek i wyszedł z sali.
Wtedy jeszcze nie wiedział że spotka dziewczynę o wiele wiele wcześniej.
Paulina była w połowie drogi do pokoju gdy spotkała profesora Snapa
- Już skończyliście sprzątać? Mam nadzieje że nie używaliście czarów!
- Oczywiście że nie. - Paulina uśmiechnęła się do nauczyciela ukazując swoje
nieskazitelnie białe ząbki.
- Ostatnim razem też mnie zapewniałaś, że nie opuścisz szkoły po godzinie 22...
- Profesorze... - dziewczyna patrzyła teraz rozbawiona prosto w jego czarne oczy -
Profesor wie że to wszystko przez wpływ tego "okropnego" Malfoya!
Snape roześmiał się i skierował w stronę lochów gdzie miał w zwyczaju przesiadywać.
Paulina była dumna z siebie. Jej kolejnym atutem było to że dyplomatycznie załatwiała
wszelkie sprawy. Nie musiała unosić głosu ani pouczać innych. Nie musiała także nalegać
i nakłaniać ludzi do jej osoby. Sami przychodzili. Czasem było to jednak nie do zniesienia...
Gdy znalazła się w swoim pokoju zobaczyła małą sówkę siedzącą na parapecie okna. Czekała
tam już chyba bardzo długo bo gdy ją tylko zobaczyła zaczęła niecierpliwie stukać w szybkę.
Paulina podeszła do okna i otworzyła ja tak aby stworzonko mogło spokojnie wlecieć do
pomieszczenia. Jak można się łatwo domyśleć była to sowa pocztowa.
-No nareszcie... - pomyślała. Odwiązała liścik od nóżki sówki zaniosła ją do klatki i
dala się napić zimnej świeżutkiej wody. Paulina usiadła przed kominkiem i zaczęła
wczytywać się w treść listu. Nie wiedziała od kogo otrzymała wiadomość. Nie znała
bowiem tu nikogo. Nie był to także list od ojca. Poznałaby przecież jego niewyraźne
pismo wszędzie. Siedziała tak i rozmyślała...

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Droga Paulino!
Tak się cieszę że wreszcie odnalazłem odpowiednią sowę która byłaby w stanie dostarczyć
Ci ten list. I jak nowa szkoła? Tęsknimy tu za tobą, a zwłaszcza twój adorator Kevin.
Może uda nam się wpaść do ciebie jeszcze przed świętami. Otrzymaliśmy wiadomość od
twojego ojca że najwyraźniej nie będziesz mogła spędzać świąt w domu więc już zawczasu
proponujemy wspólny wyjazd... Co ty na to? Czekamy na odpowiedz jak najszybciej. Czekamy
to znaczy Kevin, Petter i Olimpia. Nie przyjmujemy odmowy :-)
Wszyscy cię bardzo kochamy.
Twój Adam.
PS. Mamy nadzieje że wreszcie znajdziesz sobie chłopaka (Kevin nie ma takiej nadziei ale
jego zdanie się nie liczy :-) ). Uważaj na siebie i nie przywiązuj się za bardzo do ludzi z
Hogwartu. Pamiętaj to NAS lubisz najbardziej!

Paulina siedziała jeszcze przez chwilę w pokoju nie mogąc nacieszyć się tą wiadomością...
- A jednak pamiętali o mnie... - w jej oczach pojawiło się szczęście. Nie miała w zwyczaju
wzruszać się. Przeżywała takie "ckliwe" momenty na swój własny sposób. Teraz jednak chciała
podzielić się swoim szczęściem z Draconem... Ale najpierw ciepła kąpiel, a którą miała tak
wielką ochotę.
Zabrała wszystkie potrzebne rzeczy i już miała zamiar udać się w stronę swojej łazienki
znajdującej się w komnacie obok, gdy wpadła na genialny jej zdaniem pomysł...
- Łazienka prefektów! Draco pokazywał mi ją... Podobno mają tam ogromną wannę Z chęcią
popływałabym sobie w ciepłej wodzie...
Nie miała zamiaru czekać, i od razu udała się w wyznaczone miejsce. Gdy weszła do
łazienki od razu zachwyciło ją to miejsce. Była to wielka komnata obłożona różnokolorowymi
kafelkami. Na niektórych widniały obrazki przedstawiające morskie zwierzęta. Jak wszystkie
obrazy w świecie magii, te także się poruszały.
Paulina położyła swoje rzeczy blisko trampoliny zaczęła pokoei odkręcać kurki z wodą.
Gdy już się zdecydowała na zapach Vanilii, napełniła basen. Rozebrała się i weszła do wody.
Była ona idealna. Ciepła, z mnóstwem "bąbelków". Pływała tak chwilkę nie zważajć na nic i na
nikogo...?
- Dobrze pływasz... - Pod ścianą, zaraz przy drzwiach stał Draco Malfoy uśmiechając się
może nie przyjaźnie, wręcz flirciarko.
- Draconie Malfoy, co ty tu robisz??? - Paulina była zarazem wściekała, jak i rozbawiona
całą zaistniałą sytuacją. - Długo tak stoisz? Czemu nic nie powiedziałeś!!!
- Nie pytaj się głupio, zniszczył bym sobie przecież całą... hmmm. zabawę!
-Przyznaj się zbereźniku co widziałeś!!! - Chłopak tylko spojrzał na nią wymownie
- Przyznaj się perwersie! Nie wiedziałam że jesteś takim zboczeńcem, podglądać małe
dziewczynki w kąpieli... - Dziewczyna nie wytrzymała. Wybuchnęła panicznym śmiechem.
Nie krępowała jej ta sytuacja. Nie wiedziała dlaczego. Może dlatego że wystarczyło jedynie
Owinąć się ręcznikiem i wyjść z łazienki...
Chwila... Ręcznik leżał w takiej odległości od basenu że nie mogła go sięgnąć...
- Dracuś... Bądź tak miły i mi go podaj... proszę - Paulina starała się byś "przesłodka"
jak nigdy dotąd. Chciała być aż za słodka.
- Nie. -chłopak uśmiechnął się z drwiną. - Czemu mam tracić taką okazję? - (!)
-... - Paulina powoli zaczynała się irytować – nie przywykłam do pokazywania się mężczyzną
nago, więc jeśli łaska podaj mi ten ręcznik bo nie ręczę za siebie... - Dziewczyna mówiła
zarówno lekko ironicznie jak i próbowała się z chłopakiem przekomażać po przyjacielsku.
- Co mi zrobisz? Przecież nie wyjdziesz i mnie nie pobijesz. -Draco zaakcentował słowo
"wyjdziesz". Wiedział bowiem że Paulina nie będzie zdolna do tak wielkiego "poświęcenia".
- No cóż... musze zatem posunąć się do drastyczniejszych metod. Miałam nikomu o tym nie
mówić ale... - w tym momencie zamilkła. Uniosła dłoń i skierowała ją w stronę ręcznika.
- Do mnie! - wyszeptała, a przedmiot posłusznie przeleciał przez łazienkę i wylądował w
jej dłoni. Paulina owinęła się nim i skierowała siew stronę schodków. Gdy już wyszła z
wody zobaczyła zaskoczonego chłopaka, no cóż nie dziwiła mu się. Nie co dzień widuje się
przecież "Brimaga"
-... - chłopak milczał. Po chwili jednak przerwał milczenie.
-Umiesz się aportować, Jesteś brimagiem, może też jesteś... – nie dokończył gdyż dziewczyna
mu przerwała
- Nie nie jestem. Na to potrzebowałabym o wiele więcej czasu i nauki, a na to drugie nie
mam jakoś ochoty. Animagiem chyba nigdy nie zostanę... - Paulina puściła do niego
oczko. - a teraz pozwolisz że już pójdę... chyba już dość się mnie na oglądałeś?
-Poczekaj jeszcze... - Draco dotknął jej ramienia. Dłoń miał zimną. Paulina spojrzała
na niego. - Powiedz tylko jedno... dlaczego się tego uczysz?
Po chwili zastanowienia popatrzyła mu w oczy.
- Nie mam rodzeństwa, matki. Ojciec pracuje tak często, że czasem mi się wydaje że
jego także nie mam. - spuściła wzrok i nie umiała już popatrzeć mu w oczy. Z wygadanej
i pewnej siebie osoby zmieniła się natychmiastowo w skrytą cichą i zamkniętą w sobie
dziewczynę. - Musiałam coś robić, żeby nie zwariować z nudów. Więc uczyłam się jak
przyciągać rzeczy siłą woli, jak przemieszczać się z miejsca do miejsca także za pomocą
woli.
Chłopak patrzył na nią, ona jednak nadal usilnie chowała twarz, nie chciała aby teraz na
nią patrzył. Zwłaszcza w momencie gdy w jej oczach wzbierały łzy. Sam nie wie dlaczego
ale rozkleiła się. nie chciała płakać. Uważała to za głupotę. Ale gdy tak przy nim stała
poczuła przypływ uczuć. Była to mieszanka jak dla niej wybuchowa. Czuła sympatię do Draco
a zarazem uraz do ojca. Wszystko w niej wzbierało. Zaczęła jak małe dziecko pociągać nosem.
Nagle ta silna, pyskata i wiecznie uśmiechnięta dziewczyna zalała się łzami. Stała
tak przez chwilę, a łzy ociekały jej po policzkach. Nadal nie patrzyła na chłopaka.
Draco nie wiedział co powiedzieć. Był słaby w pocieszaniu. Podszedł do niej bliżej
i przytulił ją. Nadal jednak niepewnie. Nie wiedział jak zareaguje. Ona nic nie zrobiła.
Nadal stali tak przytuleni a chłopak delikatnie głaskał ją po włosach, jedną ręką
obejmując w pasie. Lekko odchylił ją od siebie. Dotknął jej policzka i otarł spływającą
powoli łzę. Nie chciał nic mówić. Wiedział że i tak nie odpowie. Nurtowało go jednak
pytanie. Czy naprawdę czuje się taka samotna, dlaczego tak nagle się rozkleiła, czy
naprawdę dlatego płacze? Nagle poczuł, że dziewczyna zaczyna się trząść. Stała przecież
na wpół naga, cała mokra. Mimo że nie chciał, puścił ją i podał suchy ręcznik.
- Idź, przebierz się, cała się trzęsiesz... - Powiedział z troską. Patrzyła teraz
na niego swoimi ciemnymi oczami. Nie widział w nich ani złości ani tego chłodu który
gościł w nich na co dzień. Widział strach.
- Dziękuje i przepraszam, nie chciałam, nie powinnam była obarczać cię swoimi
problemami. - nadal cała się trzęsła.
- Nie mów tak, przez te pare dni zdążyłem cię trochę poznać. Bardzo cię polubiłem.
Mam nadzieje że nasza znajomość przerodzi się w przyjaźń. Mam ogromną nadzieje także
że się wreszcie ubierzesz. Nie mam zamiaru oglądać cię w skrzydle szpitalnym. A co gorsza
nie chciałbym aby ktoś nas tak zobaczył. Ty naga i ja, razem w łazience... To dopiero
przyklejono by mi plakietkę perwersa! - Draco
próbował powiedzieć te słowa szorstko i stanowczo.
Po raz pierwszy od dłuższej chwili Paulina uśmiechnęła się, nie aż tak szczerze, lecz
przez łzy widać było szczęście. Zyskiwała nowego przyjaciela. Ona także polubiła Draca.
Nie chciała teraz odchodzić od niego, było jej tak dobrze. Musiała jednak pójść się ubrać.
- Dobrze już idę. - skierowała się w stronę szatni i po chwili była z powrotem. Jej mokre
włosy moczyły bluzkę w okolicach ramion i piersi. Spojrzała tylko na niego i rzuciła na
pożegnanie
- Do widzenia. -szła powoli korytarzem rozmyślając nad tym jaką głupotę popełniła przed
chwilą. Teraz uważał ją za panikarę , która płacze z byle powodu. Może bała się o swoją
reputację zimnej i zamkniętej w sobie? Nie wiedziała jednak że w tym samym momencie
chłopak rozmyślał na tym jak mógł pozwolić żeby płakała. Jego zdaniem wcale nie była
panikarą. Wręcz przeciwnie. Ta sytuacja umocniła do w przekonaniu że darzy ją wielką
sympatią. Ten Draco Malfoy, o zimnych oczach, nieugiętym charakterze, ten sam Draco
który nigdy nie okazywała uczuć po raz pierwszy szczerze ubolewał nad czyimś losem. Nie
użalał się nad nią. Wiedział co czuje dziewczyna... W końcu sam nie do końca wiedział co
to miłość i zainteresowanie ze strony bliskich.

Gdy wróciła do pokoju była 10 . Zupełnie zapomniała o tym co chciała powiedzieć chłopakowi.
Nie chciała też iść jeść... Była zmęczona. Oczy bolały ją od niewyspania i łez. Nie mogła
jednak zasnąć. Poszła się przejść.
Całą resztę dnia nie spotkała Draco. Przypuszczała że odsypia zarwaną noc. Ona jednak nie
wiedziała jak odreagować. Poszła więc do lochów. Chciała pomóc profesorowi Snapowi w pracy.
Sądziła że to ją rozluźni. Miała rację .Pracowała z im w ciszy. To ją uspakajało. Po
obiedzie ( na którym także nie spotkała chłopaka) wybrała się do swojego pokoju. Chciała
odpisać na list od przyjaciół. Gdy skończyła myła już pora kolacji. Szybko zeszła do
wielkiej sali. Przy wspólnym stole siedział już Draco. Gdy ją zobaczył od razu się ożywił
i przestał mieszać lakonicznie swoją kawę.
- Jak się czujesz? - zapytał z nadzieją na pozytywną odpowiedz.
- Bardzo dobrze. Dziękuje że pytasz zboczeńcu. - uśmiechnęła się figlarnie do chłopaka.
On odwzajemnił uśmiech. W tym momencie tylko Snape, który siedział przy nich nie wiedział
o co dokładnie chodziło parze. Paulina wypiła ciemną, słodką kawę.
- Będę już szła. Spotkamy się potem. Mam nadzieje że nie w takich okolicznościach jak
poprzednio maniaku seksualny.- Znowu na jej ustach pojawił się ten ironiczny i lekko
drwiący uśmiech.
- A ja wręcz przeciwnie. Mam nadzieje na więcej takich niespodziewanych spotkań...
- Niespodziewanych powiadasz zboczuszku? No ja nie wiem, może to wszystko było ukartowane.
Przyznaj się Draconie Perwersie! - oboje parsknęli śmiechem, tak szczerym jak w noc imprez.


** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **


Stary drewniany zegar wiszący w pokoju Pauliny wybijał właśnie 1 w nocy. Dziewczyna mimo
nieprzespanych 24 godzin nie miała ochoty na sen. Jej oczy wydawały się zmęczone, jednak
ona odczuwała potrzebę rozmowy, śmiechu bliskości.
Podobnie jak w wieczór wypadu do Londynu postanowiła spontanicznie wykorzystać ich ostatni
wieczór w Hogwarcie. Kiedy byli tylko on i ona (no i może profesor Snape, ale on tu ma
najmniej do gadania)
Skierowała się najpierw do kuchni gdzie została serdecznie przywitana przez skrzaty. Myślała
że będą spały, one jednak siedziały przy małym stoliczku popijają herbatę, z jakże
ogromnego jak na ich mały wzrost, dzbanka. Wychodząc z pomieszczenia niosła już ze
sobą 4 butelki kremowego piwa. Znów jej było zimno, jak wtedy w łazience. Nie dziwiła się
sobie. Miała na sobie jedynie damskie bokserki i bluzeczkę na ramiączka (komplecik piżamki)
- No nareszcie! - pomyślała gdy stała już pod drzwiami pokoju wspólnego Slitherinu. Znowu.
to samo. Nie znała przecież hasła. Jaką miała pewność że Draco nie śpi?
Zapukała delikatnie. Ku jej zdziwieniu prawie natychmiast chłopak otworzył jej drzwi.
Był ubrany. Nie wyglądał jakby właśnie wstał z łóżka. Wcale się nie zdziwił jak ją zobaczył.
- Znowu karzesz mi czekać pod drzwiami kochasiu. - dziewczyna figlarnie uśmiechnęła się do
niego i pocałowała w policzek po przyjacielsku.
- Rozchorujesz się jak tak będziesz chodzić po zamku półnaga!- Teraz jego głos brzmiał jak
głos jej ojca.
- No to wpuść mnie i daj jakieś okrycie - odpowiedziala kąśliwie.
-O widzie że masz coś dla mnie? - Draco spojrzał na 4 butelki kremowego piwa. Podał jej
także swój czarny polar.
- No tak... - Odparła siadając na zielonej kanapie przy kominku w którym palił się
delikatny, ciepły płomień.
Chłopak podszedł do niej i wyciągną rękę po piwo.
- No tak... pij pij, nie będziesz nic pamiętał. - Powiedziała zawadiacko przekładając
bluzę przez głowę...

Następna część "Poznaj prawdę o mnie, poznaj prawdę o sobie..."

Gdy tak siedzieli w pokoju wspólnym Ślizgonów, rozmawiając na wszelkie tematy Paulina
przypomniała sobie o liście. Nareszcie miała z kim podzielić się tą szczęśliwą wiadomością.
- Dostałam wiadomość... - Zaczęła temat, biorąc łyk kremowego piwa.
- Od kogo? - Draco był zdziwiony tą wiadomością - Nie znasz tu przecież nikogo...
- Przyjaciele z dawnej szkoły pamiętali o mnie. - westchnęła i znów łyknęła piwa z Homsgate
(jakie to szczęście że nie jest alkoholowe, kto wie co by teraz robiła bo tak dużej ilości
tego trunku...)
- Na pewno się cieszysz? - Draco uśmiechnął się i szturchnął ją w ramie... - Przyznaj się.
Masz tam chłopaka, a tak w ogóle po co ja pytam? Kto by nie chciał takiej dziewczyny jak ty?
- No waśnie nie wiem czemu pytasz... - Paulina z lekką ironią dokończyła zdanie. - Wszyscy
mnie tam uwielbiali. - Roześmiała się i kontynuowała...
- Był tam jeden chłopak, miał na imię Kevin. Myślałam że to przyjaźń, lecz on wyznał mi
prawdę co do mnie czuję. Od tamtego czasu nie mogłam spojrzeć na niego ja na przyjaciela.
Traktowałam go i oceniałam go w innych kategoriach. Nie jako kumpla ale jako mężczyznę.
Każde jego nawet przyjacielskie gesty zaczynały mnie powoli drażnić. Nie chciałam dawać mu
do zrozumienia że coś do niego czuje, bo wcale tak nie było. Musiałam zatem ograniczyć
nasze kontakty. Spędzałam z nim mniej czasu. Próbowałam na nowo jednak odnowić przyjaźń.
Miałam ogromną nadzieję że zrozumie że nic z tego nie będzie. Chciałam aby nasza przyjaźń
przetrwała, zwłaszcza że był wyjątkową osobą. Jednak tak wspaniała przyjaźń została
zaprzepaszczona przez jedno głupie stwierdzenia "kocham cię".
- Czyli... nie wierzysz w przyjaźń między kobietą a mężczyzną? - Draco bardzo
zainteresował się tematem.
- Nadal jednak w głębi serca mam nadzieję że ona istnieje. Może nie zawsze uda się ją
nawiązać ale jest możliwa. - tu spojrzała na Draco swoimi ciemnymi oczkami. On nic nie
powiedział. Po raz kolejny bezinteresownie ją przytulił. To wiele dla niej znaczyło.
Uwielbiała gdy milczał, bo wtedy wydawał jej się bratnią duszą, tak bliską jej sercu.
Uwielbiała gdy mówił, bo wtedy stawał się prawdziwą podporą i przyjacielem.
- No a co z tobą kochasiu - Tu dziewczyna przybrała swój flirciarki ton głosu - Masz
tu jakąś ukochaną.- Puściła oczko do chłopaka.
- Nie bardzo. Jest taka jedna, hmmm... raczej nie ukochana. Można ją nazwać "wielbicielką".
Od pierwszego dnia nauki w tej szkole przyczepiła się do mnie. Wszyscy w szkole uważają
że jesteśmy parą ale tak nie jest. Wolałbym chodzić ze Snapem niż z nią... Parkinson
boże... jaka ona jest okropna... fu... - tu Draco się wykrzywił, a na jego twarzy pojawił
się grymas przedstawiający zarówno obrzydzenia jak i zrezygnowanie.
- Draconie Malfoy. Jak tak możesz mówić... dziewczyna się zakochała, to wszystko przez
ciebie, ty pożeraczu kobiecych serc! :-) - Paulina śmiała się sama z siebie...
Draco nie wiedział co powiedzieć. W końcu jak zwykle z nutką ironii przytaknął i powiedział...
- Jak się jest mną to trzeba się liczyć z konsekwencjami. To prawda wszystkie mnie kochają.
Paulina uśmiechnęła się do niego. Nie miała już siły się śmieć. Te nieprzespane noce dawały
jej się w znaki. Jej powieki wydawały się bardzo ciężkie. Oczy same się zamykały. Nie kiedy
ale przechyliła się lekko w stronę chłopaka i oparła mu głowę na ramieniu.
-Książe będę już uciekać - szepnęła.
- Nie idź... możesz spać ze mną, znaczy się w pokoju. Są tam przecież jeszcze 3 łóżka.
Chłopaki na pewno się nie pogniewają. Żaden facet przecież nie był by zły gdyby dowiedział
się że taka ładna dziewczyna spała w jego łóżku... - i na jego cienkich ustach znów zagościł
ten słodki a zarazem ironiczny uśmieszek. - Mi też będzie raźniej. Nie będę się martwić że
w środku nocy szwędasz się po ciemnych zakamarkach zamku...
- Dobra. To ja już zmykam na górę bo zaraz zasnę na kanapie. - Draco wstał i poprowadził
dziewczynę do sypialni. Wskazał potem łóżko stojące zaraz koło jego. W pomieszczeniu
roznosił się znów znajomy jej zapach Wanilii. Wpływał na nią kojąco
Paulina automatycznie wskoczyła pod kołdrę. Jakoś znów nabrała werwy i zrobiła się taka
ochocza. Teraz wyglądała jak mała dziewczynka ciesząca się ze tego że może nocować u
koleżanki. Przybrała dziwnie słodki ton głosu i zaczęła szczebiotać...
- No to o czym będziemy gadać... może poplotkujemy o chłopakach, wiesz podoba mi się taki
jeden draniowaty blondyn - tu spojrzała na chłopaka, znów uśmiechnęła się i głęboko
westchnęła. Przymknęła oczy i powiedziała cicho
-Dobranoc zboczeńcu...
-Dobranoc. - otrzymała w odpowiedzi od chłopaka. Usłyszała jeszcze jak krząta się po
pokoju. Nie mogła przez chwilę zasnąć. Była zmęczona ale zarazem cieszyła się z chwili.
Zauważyła że nawet zbaczając na tematy miłości umieli się dogadać i drobne aluzje i
podteksty wcale ich nie peszyły. Tak działo się jedynie w przypadku bardzo dobrej
przyjaźni lub miłości...

** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **

Gdy się obudziła było już zupełnie jasno. Podniosła się z łóżka i podeszła do okna i
otworzyła je aby powiew świeżego powietrza lekko ją rozbudził. Gdy tak stała delektując
się świeżością i rześkością poranka. Usłyszała że drzwi pokoju wspólnego się otwierają.
Dopiero wtedy zorientowała się że chłopaka już nie ma w pokoju. Było tylko łóżko z rozwaloną
pościelą.
- Faceci -mruknęła pod nosem i pochyliła się nad jego łóżkiem i zaczęła je ścielić.
Gdy po chwili skończyła, okryła się swoim kocem i zeszła po krętych schodach na dół. Przy
kominku stał teraz mały stoliczek którego nie było jeszcze poprzedniego wieczoru. Stał na
nich półmisek grzanek tostów i ciepłych bułeczek. Obok w małe miseczce były konfitury a
zaraz koło nich w masielniczce masło. Po pokoju roznosił się zapach świeżo zaprażonej kawy.
Na kanapie siedział Draco trzymając ubek w jednej z rąk a gazetę w drugiej.
- Dzień dobry! Wyspana? Dzisiaj wielki dzień dla ciebie - popatrzył na dziewczynę jakby
oczekiwał potwierdzenia.
-Jaki dzień...? O boże! to dzisiaj? Zupełnie zapomniałam! - Paulina wydawała się popadać
w panikę.
- Nie martw się. Zjedz spokojnie śniadanie. Uczniowie przyjeżdżają dopiero przed obiadem.
Masz jeszcze dużo czasu...
- Dobrze że ciebie mam. - mruknęła i sięgnęła po słodką bułeczkę. - Zaraz oddam ci twój polar...
- Zatrzymaj go jeszcze. Musisz przecież jakoś wrócić do swojego pokoju... Snape nie był by
z nas dumny widząc ciebie wychodzącą z mojego pokoju w samej "bieliźnie"
- To nie bielizna a piżama chłopcze!
- No jak na piżamkę to jakaś taka skąpa ździebko!
Paulina tylko szturchnęła go posyłając swój "morderczy" wzrok...
Po śniadanku wyszła z pokoju wspólnego Slitherinu i skierowała się w stronę swojego lokum.
Jak na nieszczęście spotkała po drodze Snapa.
- O dzień dobry profesorze. - Paulina uśmiechnęła się jednocześnie próbując rozciągnąć
polar tak aby zasłonił jak najwięcej.
-Nie jesteś za skąpo ubrana jak na poranne spacerki po zamku?
-Sądzę że... nie. - spojrzała na niego przelotnie i szybszym krokiem skierowała się do pokoju.
Po porannej kąpieli zajęła się swoimi sprawami. Wyszła na błonia i zaczytała się w lekturze.
Po dłuższym czasie postanowiła że to już czas przyszykować się do ceremonii przydziału.
Miała szczęście. nie musiała zakładać jeszcze szaty. Dopiero gdy dostanie się do
jednego z domów dostanie swój mundurek.
Wybiła 16... już na nią czas. Na pewno już przyjechali. Ceremonia podobno zaczyna się o 16.30...

** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **

Schodząc po kamiennych schodach słyszała jedynie stukot swoich obcasów. Widocznie wszyscy
byli już w wielkiej sali. Gdy doszła do drzwi jadalni, usłyszała głos starszego mężczyzny
który witał ją na peronie w Londynie. To był dyrektor Dumbledor. Wiedziała, że miała wejść
do sali zaraz po ceremonii przydziału pierwszorocznych. Ta chwila nastała właśnie teraz.
Odważnie pchnęła drzwi wielkiej sali. Gdy szła tak wzdłuż stołów cichły właśnie oklaski
dla nowego Gryfona. Gdy wiwaty ucichły wyraźnie słychać było stukot jej obcasów. Prawie
wszystkie głowy zwróciły się w jej kierunku. Paulina spojrzała na stół Ślizgonów. Draco
nie zwrócił na nią nawet uwagi. Z zaciekawieniem za to rozmawiał z jakąś szatynką, bardzo
jawnie go podrywającą. Paulina skierowała teraz wzrok w kierunku stołu przybranego w
czerwono żółte barwy. Jak się domyśliła był to Grifindor. Zauważyła tam dwóch rudowłosych
podobnych do siebie jak dwie krople wody chłopaków. Byli bardzo wysocy. Przyglądali się
jej z zaciekawieniem. Obdarowała ich uśmiechem. Oni odwzajemnili go nie spuszczając z niej
wzroku. Nagle rozległ się ciepły głos dyrektora szkoły.
- Przedstawiam wam Paulinę Bringot. Od tego roku będzie uczyła się razem z wami. Zostanie
uczennicą 6 roku. Ale najpierw ceremonia przydziału. Wysoka starsza kobieta uczesana w
ścisłego koka wniosła tiarę przydziału. Paulina od czasu do czasu spoglądała na swojego
znajomego. On jednak na nią nie patrzył, a jak już "uraczył" ją swoim spojrzeniem było ono
obojętne. Jakby widział ją pierwszy raz w życiu...
Dziewczyna nawet nie poczuła jak tiara wylądowała na jej głowie.
-Hmmm... ciekawe. Jesteś stworzona do Gryfindoru. Dobre serce, tęgi umysł, jesteś
sprawiedliwa. - Oczy Gryfonów skierowane były w jej stronę. Oczekiwali w skupieniu - ale z
drugiej strony, z powodów ci znanych idealnie pasujesz do Slitherinu. Gdzie wolisz iść?
Tiara milczała a przez głowę dziewczyny przeleciało milion myśli. Po chwili Tiara znów
przemówiła.
- Nie możesz się zdecydować? W takim razie...
- GRYFINDOR! Krzyknęła Paulina w pośpiechu.
- Zatem niech będzie... GRYFINDOR! - powtórzył kapelusz po czym zamilkł.
Rozległy się bardzo głośne owacje Gryfonów. Dopiero teraz zobaczyła wzrok Malfoya. Nie
był obojętny. Był zawiedziony. Patrzył na nią jak wtedy kiedy byli sami. Paulina nie
wiedziała dlaczego, ale sądziła że dobrze postąpiła wybierając ten dom. Usiadła między
rudowłosymi bliźniakami. Posłała jednocześnie Draconowi wzrok mówiący "czego ty w końcu chcesz chłopcze". On zrozumiał wszystko. Teraz patrzył na nią przez chwilę dopóki nie wróciła go na ziemie owa szatynka.
Teraz Paulina czuła że w niej coś umiera. Czy to ten sam Draco jakiego zdążyła poznać?


Poczuła czyjąś dłoń na jej ramieniu. To byli owi bliźniacy.
- Hej Paulina, jestem Fred...
- A ja George... - rudzielcy przedstawili jej się uprzejmie, poczym zapoznali ją z resztą
Gryfonów. Wszyscy przyjęli ją ciepło. Dziwiła się. W opowiadaniach Draca byli okropnymi
gburami. Teraz na to nie zważała. Gdy po sycącej kolacji wyszła z sali zauważyła grupkę
uczniów. Wydawało jej się że to 6 klasiści. Z tłumu wyłapała kilka znajomych twarzy. Fred
George, ciemnowłosy chłopak i jego przyjaciółka o bujnej czuprynie i Draco wraz z dwoma
Ślizgonami i znajomą jej już szatynką.
- Ej ty Potter - tu Draco zwrócił się do ciemnowłosego chłopaka. - Nadal szlajasz się z
tymi nieudacznikami.? A wy...- tu wskazał na bliźniaków - nadal w starych szatach, nie
było was stać na nowe? - Wyraz twarzy chłopaka przedstawiał nie znane Paulnie okrucieństwo.
Teraz śmiał się z grupką Ślizgonów nie tak szczerze jak Paulina sądziła. Był to śmiech
drwiący i pogardliwy. Dziewczyna słuchała chwilę tych obelg. Nie wiedziała czy powinna
zareagować. W Końcu złamało się coś w niej. Choć spędziła z Draco 5 wspaniałych dni i 2
niezapomniane noce (dziwnie to brzmi…) teraz nienawidziła go z całego serca. Nie znała jeszcze Gryfonów ale
wydawali jej się mili i koleżeńscy. Może dlatego nie mogła ścierpieć faktu że jej
"niedoszły" przyjaciel w taki okropny sposób ich poniża. To na pewno nie był ten roześmiany
blondyn za jakiego uważała Dracona. W tej konkretnej chwili czuła do niego odrazę,
obrzydzenie i niechęć. Zarazem bała się go. Jego szare oczy były niemiłosiernie zimne.
Jej wybuchowy temperament ukazał się w tym momencie. Przepychając się przez tłum
zaciekawionych uczniów stanęła oko w oko z chłopakiem. Stali tak blisko siebie że każde z
nich usłyszało by najdrobniejszy szept wydobywający się z ust drugiej osoby... Nie chciała
być miła, nie chciała wyjaśniać nic. Chciała go upokorzyć .Wiedziała że teraz on pozna jej
drugą, okropną stronę.
- Draco mogę mieć do ciebie prośbę? - zapytała przymilnie. Chłopak nie spodziewał się że
zaraz rozpęta się piekło.
-Oczywiście Paulino słucham cię. - teraz był tym samym roześmianym blondynem. Paulinę zbiło
trochę z tropu, ale nadal pamiętała o tym co robił wcześniej.
- Jeśli możesz nie odzywaj się już do mnie więcej Draconie Malfoy. - jej oczy wydawały się
iskrzyć od złości, nie przerywała jednak potoku słów. Nie chciała go przerywać. Nadal go
lubiła, zawiódł ją jednak. To nie był on, to była jedna z jego masek. Miała nadzieje że
to co teraz powie dotrze do niego w 100%. - Jesteś pustym, naburmuszonym, gburowatym
maminsynkiem który umie jedynie obrażać innych. Nie podejrzewałam cię o to. To nie ty.
Ty nie jesteś taki. To co teraz powiedziałeś było dla mnie ciosem poniżej pasa. Wyszedł
z ciebie snob który zawsze wszystko miał i o nic się nie martwił. Podawano mu na tacy
wszystko co chciał. Może drażni cię fakt że inni ciężko pracują na to co mają? Nie rozumiem
cię?! Teraz jedyne co do ciebie czuje to odraza i obrzydzenie. Przechodzą mi ciarki po
plecach jak na ciebie patrzę. - Chłopak stal w ciszy wysłuchując dokładnie wszystkiego
co mówiła Paulina. Bolało do to okropnie. Wiedział ze gdyby powiedział to Potter albo
jakaś szlama nie przejął by się w ogóle. Stała jednak przed nim osoba którą darzył pewnym
uczuciem. Była to jedna z niewielu osób do jakich czuł sympatię. Zaczynał jej ufać. Bał
się tej sytuacji. Wiedział że trudno mu to będzie odkręcić. Nie miał zamiaru jednak się
tłumaczyć co jeszcze bardzie rozzłościło Paulinę.
Stała teraz twarzą w twarz, prawie tak blisko że wystarczył milimetr aby ich usta się
zatchnęły. Stała koło kogoś kogo znała. Była to jednak obca jej osoba.
Po chwili milczenia zauważyła jednak na jego twarzy ironiczny uśmiech. Tego było za wiele.
Głuchym echem odbił się po korytarzu dźwięk zadanego chłopakowi policzka przez Paulinę.
Teraz była naprawdę zła. Nie miała zamiaru płakać. Powoli odwróciła się, posyłając drwiący i pogardliwy uśmiech chłopakowi skierowała się na błonia. Nie czuła się przygnębiona. Wręcz przeciwnie czuła że żyje, tylko to życie jest jakieś okrutne...

Odwróciła się jeszcze raz. Draco tak jak podejrzewała patrzył na nią cierpiącym wzrokiem.
Nie bolał go czerwony policzek. Bolały go słowa które jak musiał przyznać były prawdą...
Paulina napotykając jego wzrok uśmiechnęła się po raz kolejny drwiąco. Nie obchodziło ją
teraz że wszyscy patrzą na tą scenę. Dla niej liczyło się to że pokazała mu co naprawdę
o nim w tym momencie sądzi. Przesłała mu jedynie wzrok mówiący o wszystkim
"Jak mogłeś Malfoy, jak mogłeś"!?


Następna część mojego ff : "Między nami tyle śniegu... Między nami tyle lodu"...

** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **

Gdy doszła już na szkolne błonia, miała dość czasu by uświadomić sobie że nie potrzebuje
być teraz sama. Jej zdaniem powinna świętować razem z jej nowymi współlokatorami. Jeszcze
chwilę delektowała się rześkością powietrza, które jednak nie zwiastowało dobrej pogody.
Jego zapach mówił o tym że niedługo będzie padać. Paulina uwielbiała tą woń roznoszącą
się dookoła. Dziewczyna miała dobre przeczucie. Chwilę po tym jak przepowiedziała burzę,
poczuła delikatne, chłodne krople na swoim odkrytym obojczyku, i kolejną i kolejną.
Stała tak przez chwilkę. Mimo iż mokła chciała tak nadal delektować się tą chwilą.
Uwielbiała rześkie wczesnojesienne deszcze. Kojarzyły jej się z czymś nowym, nie poznanym.
Kończąc lato, rozpoczynały złotą jesień. Paulina wiedziała iż i tym razem przynoszą
zmiany także dla niej. Zmiany na które czekała oraz zmiany które miały być dla niej
niespodzianką.
Powoli, bez żadnego pośpiechu skierowała się w stronę budynku szkoły. Była już totalnie
przemoknięta ciepłym deszczem. Strużki wody spływały z jej włosów wprost na jej śniade
policzki. Szła już korytarzami Hogwartu kierując się w stronę pokoju wspólnego Gryfindoru.
Usłyszała czyjeś kroki. Zbliżały się w jej stronę. Gdy wyszła zza zakrętu wpadła na osobę
którą w tym momencie najmniej chciała widzieć. Wpadła na Dracona Malfoya. Chciała z nim
porozmawiać, chciała zapytać co u niego, lecz nie mogła. Chciała dać mu nauczkę. Miała
zamiar ignorować go totalnie. Popatrzyła na chłopaka z wyższością uśmiechnęła się ironicznie
i już miała odejść gdy ten złapał ją mocno za nadgarstek.
- Poczekaj- powiedział błagalnie. - Wszystko ci wyjaśnię. Nie kończ tego co między nami
zaistniało. Proszę wysłuchaj mnie. Nic nie rozumiesz...
- Nic nie rozumiem? - to ostatnie zdanie tak ją rozwścieczyło. Nie chciała tego okazywać.
Chciała być obojętna. Wiedziała doskonale że to go rozwścieczy. Nareszcie Draco nie będzie
w centrum uwagi. - Draco ja wszystko dokładnie rozumiem. -Powiedziała spokojnie, jakby żaden
spór między nimi nigdy nie miał miejsca.
- Tak się cieszę...
- Doskonale rozumiem że jesteś wrednym palantem bez jakichkolwiek uczuć. Rozumiem
także że nie jesteś tym samym chłopakiem którego poznałam, a nawet jeśli jesteś
to świetnie grałeś przede mną przez ten tydzień.
-Paulino... - jego głos był cichy, jakby zaraz miał całkowicie zaniknąć.
- Nie przerywaj mi Malfoy! Jeszcze nie skończyłam mówić ci jakim to jesteś idiotą. - Nagle
w jej czach pojawił się taki chłód, jakiego chłopak jeszcze nie widział. Jej usta wykrzywiły
się drwiący uśmiech. taki sam jakim chłopak "obdarował" wcześniej Gryfonów. - Jesteś
naprawdę pusty. Nie widzisz nic poza swoją dumą i tym że jesteś najlepszy. Tak wcale nie jest.
Zejdź na ziemię! Jesteś zwykłym facetem, wręcz przeciętnym. Zrozum to wreszcie chłopcze.
A i jeszcze jedno. Czy ta dziewczyna do której tak się kleiłeś to była ta znienawidzona
"Parkinson"? Widzę że lubisz się męczyć. Jeśli próbowałeś mi wcisnąć kit że jej
nienawidzisz to chyba wybrałeś złą osobę. Nie jestem aż tak głupia za jaką mnie uważasz
Draconie!
Patrzyła teraz na niego swoimi ciemnymi oczami z taką nienawiścią że chłopaka przeszedł
dreszcz.
- Wysłuchaj mnie proszę. -Mówił tak błagalnym głosem Paulina nie miała zamiaru jednak
ustępować.
- Nie nie wysłucham cię. Nie mam na to najmniejszej ochoty. - Posłała mu na pożegnanie
uśmiech i skierowała się w stronę swojego domitorium. Nagle jednak poczuła że jej kroki są
oraz wolniejsze aż w końcu z ogromnym trudem unosiła stopy. W pewnym momencie nie była zdolna wykonać najmniejszego ruchu.
- Malfoy! Natychmiast odwołaj zaklęcie "spowolnienia". Jeśli tego nie zrobisz pożałujesz że
się urodziłeś podła szlamo! Chcesz jeszcze raz ode mnie oberwać. Ne zawaham się też użyć czarów.
- Nie odwołam. - Na jego ustach pojawił się przyjazny uśmieszek i triumf, który zdaniem
Pauliny wyglądał przesłodko. - Teraz zmuszę cię do tego żebyś mnie wysłuchała. Gdy zaczął
opowiadać o tym jak to przez całe swoje życie był zmuszany przez ojca do tłumienia w sobie
uczuć i zgrywania zimnej osoby nic nie czującej, w Paulinie wzbierała ogromna złość. I choć
zaklęcie spowolnienia dawno przestało działać nadal stała tam i z ogromną uwagą słuchała
chłopaka. W pewnym momencie jednak niewytrzymała. Z jednej strony współczuła mu z drugiej z kolei obwiniała go nadal.
- Nie wierze. Ty Draco Malfoy, tak silny facet o tak mocnym i niezłomnym charakterze nie mógł się zbuntować. Nie mógł powiedzieć dosyć? A może podobała ci się możliwość wyśmiewania się z innych. Może lubiłeś poniżać, może sprawiało ci to przyjemność i wcale nikt cię do tego nie zmuszał? Nie wierzę ci!. Jak mogłeś mnie tak zawieść.. ja sądziłam że jesteś inny że jesteś moim...
- Przyjacielem? Jestem. Uwierz mi proszę. Przekonasz się o wszystkim w swoim czasie. Nie wiesz jaki jest mój ojciec - Paulina jednak wiedziała dokładnie o co mu chodzi…
-Wiem że to ciężkie, ale spróbuj zobaczyć we mnie kogoś innego niż tego głupiego chłopaka
wyśmiewającego Gryfonów. Proszę... - Patrzył na nią tymi swoimi szarymi oczami w tak ciepły sposób że nie była w stanie mu nie wierzyć. Wtedy zrobił coś co tak w nim kochała. Bez zbędnych słów przytulił ją do siebie. Delikatne objął w pasie a drugą ręką gładził po głowie. Stali tak dość długo nie przejmując się że ktoś ich zobaczy. Dla nich ważny był ten jedyny moment. Paulina stojąc tak zastanawiała się jak to możliwe by w jednym momencie pawała zemstą do Draca a za chwilę była zdolna zrobić dla niego wszystko? Znów czuła jego ciepło i widziała w nim tego chłopaka z którym zrywała boki ze śmiechu i balowała na mugolskiech imprezach całą noc. Teraz stał koło niej idealny przyjaciel, a nie gnojek który umie tylko wytykać cudze błędy. Od razu przeszła jej ochota na świętowanie z Gryfonami. Chciała podzielić się z nim wrażeniami z ceremonii. Chciała mu wszystko wytłumaczyć.
- Draco?
- Tak słucham cię? - rozmawiali nadal w objęciach.
- Masz chwilkę dla mnie. Może przejdziemy się i porozmawiamy? -Paul


--------------------

Wychowana w romantycznym micie dwóch połówek jednego owocu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Eskeniaa
post 09.01.2004 16:36
Post #2 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 09.01.2004
Skąd: warszawa




tematu Draca...
- Znałaś go wcześniej? - Zapytał z zaciekawieniem i przyglądając się dziewczynie.
Paulina przybliżyła im całą historię z wcześniejszym pobytem w Hogwarcie. Nie wspominała
jednak o ich wspólnych wypadach i o tym że nocowała u niego w sypialni. Śmiała się jednak w duchu co by sobie o niej wtedy pomyśleli...
- Mogę mieć do was jeszcze prośbę?
- Oczywiście - Chłopcy odpowiedzieli chórem co jeszcze bardziej rozbawiło Paulinę.
- Nie chcę opowiadać tego setki razy, więc jeśli się ktoś was o to zapyta powiedzcie mu.
Tylko nie dodawajcie żadnych pikantnych szczegółów dobrze - tu popatrzyła na nich
rozbawiona i uśmiechnęła się flirciarsko. Rozpoznała też w tłumie bawiących sę osób kilka
znajomych twarzy. Zapamiętała Harry'ego Hermionę Rona Bliźniaków i kilka dziewczyn. Hermiona
mówiła że najwyraźniej będzie mieszkała w ich pokoju.
- Chodź z nami - po chwili bliźniacy pociągnęli ją w głąb pokoju i wcisnęli jej w rękę
butelkę zimnego kremowego piwa.
- No wiecie co dobre- Paulina zaśmiała się i usiadła na czerwonej kanapie stojącej pośrodku
żółtego pokoju. Przez gwar i głośną muzykę ledwo słyszała co do niej mówią Gryfoni. Bawiła
się jednak wyśmienicie żartując i popijając zimny napój razem z nowymi znajomymi. Cudownie
jej się spędzało czas z Fredem i Georgem, z Harrym i Hermioną. Wszyscy Gryfoni byli dla
niej przyjaźnie nastawieni. Sądziła że zrobiła na ich dobre wrażenie upakażając Malfoya.
Wiedziała przecież że Ślizgoni nienawidzą się z Gryfonami. Było jej jednak wszystko jedno.
Liczyło się teraz dla niej to że poznała wspaniałych ludzi. Najbardziej jednak cieszyła się
z faktu że nie do końca wszystko skończyło się między nią a Draco.


** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **

Gdy około godziny 3 nad ranem wszyscy zaczęli się rozchodzić do swoich pokoi w wspólnym została jedynie Paulina i Fred. Siedzieli tak chwilę na kanapie rozmawiając o wszystkim i o niczym. Fred uprzedzał ją przed Snapem, opowiadał jej dokładnie to wszystko o czym wcześniej mówił jej Draco. Doszły jedynie opowieści o dowcipach jego i Georga. Paulina nie mogła uwierzyć w te wszystkie dowcipy jakie wyprawiali.
- Będę już szła spać. Nie chcę zasnąć na Eliksirach... a właśnie... nawet nie wiem kto jest
prefektem naszego domu? - Spojrzała na Freda i wyczekiwała odpowiedzi...
Fred dotknął różdżką szaty na piersi i oczom Pauliny ukazała się plakietka "Fred - Gryfindor
- Najlepszy prefekt w szkole". Uśmiechnął się szczerze do dziewczyny.
- O przepraszam, składam gratulacje... - Paulina zaśmiała się, nie dokończyła jednak zdania
jak Fred wręczył jej plan zajęć. Przejrzała go szybko, aby zorientować się z kim i jakie będą
mieli jutro lekcje.
- W tym roku mamy prawie wszystkie lekcje z Krukonami. Na całe szczecie! Tylko znów dowalili nam Eliksiry z Ślizgonami. I do tego Snape... Nie mów nikomu dobrze tego co ci teraz powiem, bo to tajemnica... Miała być "niespodzianka" ale już nie mogę wytrzymać i ci powiem...
Paulina automatycznie na słowo niespodzianka i tajemnica aż podskoczyła. Musiała przyznać że lubiła takie "ploteczki" i wszelkiego rodzaju tajemnice.
-Słucham uważnie - nachyliła się w stronę chłopaka i słuchała jak ten szepcze jej coś do ucha.
W pewnym momencie aż zamarła...
- Snape? To On będzie uczył obrony przed czarną magią??? Już wiem dlaczego przy stole
nauczycieli brakowało mi kogoś... Było mniej nauczycieli niż przedmiotów! - Powiedział to
chyba troszkę za głośno bo Fred aż się zląkł. Zakrył jej usta dłonią i wyszeptał jedynie
"Ććććśśśś"... Paulina była z tego zadowolona. Lubiła Snapa. Przynajmniej jako towarzysza
do rozmów i spędzania czasu. Nie przyznała się jednak o tego.
Odciągnęła rękę chłopaka od swoich ust i powiedziała już troszkę ciszej
- Ja już będę szła spać... Dobranoc
- Dobranoc Paulino - Odpowiedział jej i skierował się w stronę męskiej sypialni, gdy już
znikał w mroku korytarza widać było już tylko jego plakietkę... "Fred - Gryfindor -
Najlepszy prefekt w szkole" połyskującą na żółto i czerwono.


** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **


Gdy znalazła się w sypialni wszystkie dziewczyny już spały. Dopiero teraz zauważyła że
zagadała się z chłopakiem. Była 5 w nocy. Wtedy zobaczyła dwa listy. Koło nich leżała karteczka.
"Listy zaadresowane są do ciebie Padlino. Wypuściłyśmy już sowy bo się strasznie
niecierpliwiły. Dobrej nocy. Hermiona"
Jej Pismo było bardzo staranne i dokładne.
Pierwszy list był krótki. Draco Życzył jej dobrej nocy i zapraszał na spacer po śniadaniu,
przed lekcjami.
Drugi list natomiast był pisany na eleganckim pergaminie. Poznała od razu pieczątkę lakującą.
To był list od jej ojca. Po przeczytaniu usiadła na łóżku i zakryła twarz rękoma... Cicho
szlochając szeptała sama d siebie...
-Dlaczego oni go tak wykorzystują, dlaczego on się nie wycofa. Nic przecież nie ma do
stracenia. Tak bardzo się o niego martwię...
Zmęczone od łez i braku snu oczy Pauliny same się zamykały. Paulina przyłożyła twarz do
poduszki i od razu odpłynęła w krainę błogiego snu...

Kolejna część mojego opowiadania. Zapraszam do czytania...

"Nowy członek gangu Weasley'ów"


*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***


W pokoju Ślizgonów właśnie kończyła się impreza. W przeciwieństwie do Gryfonów uczniowie
tego domu zaczęli się rozchodzić dopiero po 5... Draco jednak siedział w swojej sypialni
już dłuższy czas. Cierpiał okropnie, przeżywał katorgi jakich jeszcze nigdy nie doświadczył.
Odczuwał ból tak przerażający, że aż nie do opisania. Ból zadany mu przez Mroczny Znak
Czarnego Pana. Draco był już prawowitym śmierciożercą. Wypalono mu czarną czaszkę na
ramieniu pod koniec 5 klasy Hogwartu. To było jego przeznaczenie. Miał stać się sługą
Voldemorta od zawsze. Jego ojciec Lucjusz Malfoy, najwierniejszy ze sługów Sami-Wiecie-Kogo, zadecydował o tym, w chwili narodzin syna. W tym momencie Draco przeklinał go na wszystko, wiedział że to przez niego tak cierpi. Ostatkiem sił próbował myśleć racjonalnie. Próbował zachować resztki spokoju i opanować się. Chciał zaradzić tej sytuacji jak najszybciej. Gorączkowo szukał w swojej głowie zaklęcia które pomogłoby mu uśmierzyć ból. Tak bardzo cierpiał. Nic nie pamiętał. Teraz przeszukiwał pamięć w poszukiwaniu eliksiru mogącego zaradzić tej sytuacji. Wiedział że istnieje tak owy... Nie chciał jednak prosić Snapa o pomoc. Wiedział że będzie zadawał pytania. Pytania na które nie mógłby mu odpowiedzieć...Poza tym była 5 w nocy. Nie chciał nikogo budzić. Ramie piekło go okropnie. Siedział skulony na swoim łóżku kurczowo ściskając rękę. Po jego bladym czole spływały krople potu. Nie mógł już wytrzymać tak okropnego bólu.
Drżącą ręką sięgnął po mahoniową różdżkę i cichym, zmęczonym głosem wyszeptał zaklęcie
"Sklifido". Poznał je dzięki spotkaniom ze śmierciożercami. Pomagało ono w maskowaniu
Mrocznego Znaku. Dzięki temu nikt nie domyśli się że jest sługą Voldemorta. Osłabiony bólem padł na pościel. Zastanawiał się teraz z jakiego powodu Voldemort przypomina mu o sobie.
Czyżby chciał zwołać wszystkich śmierciożerców? Nie mógł już jednak myśleć racjonalnie...
Zemdlał.


*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***


Następnego dnia Paulina wstała na tyle wcześniej by zdążyć się odświeżyć i przygotować do
pierwszego dnia w nowej szkole. Po porannej toalecie, całkowicie przyszykowana zeszła do
pokoju wspólnego. Schodząc po schodach zauważyła że nie ona jedna była już na nogach. Na
dywanie przed kominkiem siedzieli bliźniacy. Grali w magiczne szachy. Gdy zbliżyła się do
nich zauważyła na twarzy Georga triumfalny uśmiech. Widocznie wygrywał z Fredem. Postanowiła troszkę pomóc koledze. Zbliżyła się jeszcze bardziej do graczy, przechodząc koło nich wyciągnęła palec wskazujący w stronę szachownicy i siłą woli przesunęła skoczka Freda na C4.
-Szach i mat George. - uśmiechnęła się serdecznie i podeszła do kanapy. Usiadła na niej i
spojrzała na chłopców. Oni także patrzyli na nią. Byli zaszokowani. W końcu Jeden z nich
odezwał się nagle...
- Paulina jesteś Brimagiem, ale czad! - Fred wrzeszczał jak oszalały. W jednej chwili
znalazł się koło dziewczyny na czerwonej kanapie. Objął ją figlarnie ramieniem i podsunął
się do niej...
- Kiedy chciałaś nam to powiedzieć? co? Wiesz ile dzięki temu można zrobić kawałów???
Wyobraź sobie latające po sali składniki eliksirów, albo można by podokuczać Filth'owi...
Jestem z ciebie dumny! - Fred uśmiechał się tak szczerze że widać było jego bielusieńkie
ząbki. Twarz miał teraz rozpromienioną i pełną szczęścia. Paulina roześmiała się przyjaźnie.
- Fred miałam wam powiedzieć później. Najpierw chciałam tą umiejętność wykorzystać przeciw wam. No cóż miała być niespodzianka, już myślałam że może zrobię jakiś fajny dowcip. Co powiedzielibyście na lewitującą po całym zamku bieliznę? - Paulina roześmiała się jeszcze głośniej. Tym razem wtórowali jej także bliźniacy. Sama myśl o takim żarcie wywoływała u nich napady śmiechu...
- Coś czuję że mamy nową koleżankę i znawczynię w robieniu kawałów... - George wstał i
usiadł po drugiej stronie dziewczyny. Bliźniacy patrzyli teraz na siebie porozumiewawczo.
- Fred... jak myślisz... powinniśmy powiedzieć jej o Huncnotach?? - chłopak tylko się
uśmiechnął. Paulina z zaciekawianiem czekała na kolejną dawkę opowieści o wybrykach
Weasley'ów w Hogwarcie... I tym razem nie zawiodła się. Jak potem powiadomili ją bliźniacy.
Stała się prawowitym członkiem gangu Weasley'ów... smile.gif


*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***


Na śniadanie zeszła z Fedem i Georgem. Gdy weszli do Wielkiej Sali nie było prawie nikogo.
Jedynie przy stole Ślizgonów siedziało kilka osób, w tym Draco. Paulina zauważyła że coś z
nim nie tak.
- Idźcie usiądźcie, ja zaraz do was dołączę dobrze? - Paulina nie oczekiwała jednak
odpowiedzi. Podeszła do stołu Slitherinu. Malfoy siedział na samym jego końcu. Zbliżyła się
do niego, pocałowała w policzek i bez słowa usiadła. Gdy ten popatrzyła na nią zauważyła że
ma podkrążone oczy. Zapewne nie spał lub balował do późnych godzin wieczornych.
- Coś się stało? - Zapytała z troską.
- Nic, nie martw się o mnie. - Draco spojrzał się na nią przyjaźnie i obdarował Paulinę
nikłym choć szczerym uśmiechem. - Zjedz śniadanie. Przyjdę po ciebie i przejdziemy się
przed lekcjami na błonia, tak jak obiecałem. Świeże powietrze dobrze nam zrobi.
Paulina odeszła zostawiając go sam na sam ze swoimi myślami. Gdy usiała przy stole
Gryfindoru bliźniacy byli w trakcie konsumowania ( a raczej pochłaniania) swojego
śniadania. Dziewczyna postanowiła, że skoro wydało się że jest Brimagiem to nie będzie
ukrywała swoich zdolności. Wyciągnęła rękę i zaraz wpadła do niej świeża słodka bułeczka z
rodzynkami. Fred i George byli nadal pod wielkim wrażeniem umiejętności Pauliny. I choć
widzieli je nie po raz pierwszy (Dziewczyna dała im próbkę swoich możliwości kinetycznych
zaraz po tym jak wyjawiła im prawdę), nadal robiły one na nich nie małe wrażenie. Paulina
uśmiechnęła się do nich posyłając przyjazne choć ironiczne spojrzenie mówiące "ja tak umiem a wy nie".

Po około 15 minutach uczniowie zaczęli schodzić się do wielkiej sali. Paulina była już po
śniadaniu. Czekała już tylko na Draca. Po chwili podszedł do niej. Wyciągnął do niej rękę
i pomógł jej wstać od stołu.
- Spotkamy się po lekcjach. - Paulina pożegnała się z kolegami i obejmując w pasie chłopaka
wyszła z komnaty. Malfoy szedł z nią objęty wcale nie przejmując się tym co inni powiedzą.
Teraz chciał tylko z nią rozmawiać. Stawała się powoli jego przyjaciółką. Najlepszą i chyba
jedyną jaką miał.
W drodze na szkolne błonia minęli Pancy Parkinson która spojrzała na nich wilce zdziwiona.
Może zaszokował ją fakt iż tak szybko się pogodzili, a może fakt że Draco obejmował Paulinę czule ramieniem...


*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***


- Nie wyglądasz za dobrze? Balowałeś do późna prawda - Paulina popatrzyła na przyjaciela
wielce rozbawiona. On jednak nic nie powiedział. Był myślami zupełnie gdzie indziej. Jakby
jakaś inna sprawa całkowicie zaprzątała mu umysł.
Bez słowa zatrzymali się i usieli na mokrej od porannej rosy, trawie. Dziewczyna
przyglądała mu się z zaciekawieniem. Czekała aby to on się odezwał. Teraz była pewna że to
nie przez wczorajszą imprezę jest wykończony. Po jego zamyślonej i wielce poważnej minie
mogła wywnioskować że to coś bardzo ważnego. Obawiała się że nie będzie chciał jej o tym
mówić.
Ciepłe promienie słoneczne ogrzewały jej skórę, a delikatny poranny wiatr
przeczesywał jej włosy. Była tak ciekawa co trapi chłopaka. Nie pytała jednak. Ta cisza
koiła obojgu zmysły. Podsunęła się do Draca i oparła głowę na jego ramieniu. Nadal się
nie odzywali. Chłopak po raz koleiny bezinteresownie objął ją ramieniem i przyciągną jeszcze
bliżej. Siedzieli by tak wieczność gdyby nie wołania dochodzące z zamku.
- Paulina mamy 5 minut do rozpoczęcia się zajęć... pośpiesz się bo już pierwszego dnia się
spóźnisz, leć szybko po książki. - To była Levander. Paulina spojrzała na Draca.
- Muszę już iść. Nie martw się. Wierze że poradzisz sobie ze wszelkimi przeciwnościami losu. A jak nie pamiętaj że jestem z tobą. Oparła swoją dłoń o jego ramie i na pożegnanie
posłała mu ciepłe spojrzenie.
Levander czekała na nią przy wielkich drzwiach prowadzących do gmachu szkoły. Patrzyła na nią dziwienie. Jak wszyscy w szkole dziwiła się co łączy ją z Malfoy'em. Uczniowie obecni przy ich kłótni nie podejrzewali przecież że następnego dnia będą znów normalnie rozmawiać, co dopiero obejmować się czule i spacerować po szkolnych błoniach. Paulina przyśpieszyła kroku. Spojrzała na swój zegarek. Wskazówka w kształcie piorunu bardzo szybko zbliżała się do napisu Transmutacja. No cóż musi się pośpieszyć jeśli nie ma zamiaru stracić już pierwszego dnia punktów. Wleciała do pokoju wspólnego Gryfindoru, złapała w locie torbę z podręcznikami którą zostawiła rano przy kominku. Jeszcze raz upewniła się czy ma wszelkie potrzebne jej rzeczy i wybiegła z domitorium. Szybkim krokiem przemierzała wraz z Levander korytarze szkoły w poszukiwaniu komnaty w której odbywały się zajęcia z profesor McGonagal.

Zziajana wpadła do sali i gorączkowo poszukiwała wolnego miejsca. Miała nadzieje że usiądzie z którąś z Gryfonek jednak ku jej niemiłemu zaskoczeniu wszystkie miejsca koło nich były już zajęte. Dopiero po chwili dojrzała wysokiego chłopaka o ciemno brązowych włosach. Miejsce koło niego było wolne
- Mogę się przysiąść? - Zapytała uprzejmie
- Pewnie, siadaj. Jestem Tom Haltmont - Krukon.
- Paulina Bringot, jestem z Gryfindoru. Uścisnęła jego dłoń i zaczęła powoli wypakowywać
swoje podręczniki. Miła jednak nadzieje że na dzisiejszej lekcji będzie praktyka a nie
teoria. Nienawidziła tego drugiego.
- Witam wszystkich w 6 już roku nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Mam
nadzieje że i ten rok będzie dla was owocny w nową wiedze - starsza kobieta weszła do klasy
wygłaszając ten jakże nudny monolog - Na początek... niech się zastanowię, Otwórzcie
podręczniki na stronie 12 przeczytajcie o zamianie roślin w zwierzęta i zróbcie
wyczerpujące notatki. - Tu na chwilę zamilkła i dało się słyszeć jedynie pomruki
niezadowolenia w klasie. - Panno Bringot, proszę za mną. - Tu gestem dłoni wskazała drzwi
które otworzyła.
- Zaczyna się - Pomyślała Paulina - Znów kolejne wykłady na temat zapoznawania się i
przestrzegania regulaminu szkoły. Była do tego już przyzwyczajona, jednak za każdym
razem irytowały ją ciągłe przypomnienia itp...
- Panno Bringot, wie pani doskonale o wszelkich zasadach panujących na terenie szkoły
prawda? Jestem opiekunką Pani domu więc moim obowiązkiem jest zapoznać panią z nimi -
Paulina przytaknęła jedynie i oczekiwała dalszego wykładu.
- Doszły mnie słuchy że jest pani Brimagiem, czy to prawda? - Paulina wstrzymała oddech.
Zastanowiła się chwilę, czy może zakazane są takie umiejętności w tej szkole.
- Tak jestem Brimagiem, ale czy to karalne, bo jeśli tak to ja...
- Nie, nie pod żadnym względem nie jest to zakazane u nas w szkole. Karalne staje się
jedynie kiedy zostanie użyte w nieodpowiedni sposób. Zrozumiałyśmy się młoda damo? -
Tu McGonagal spojrzała na nią srogo choć spod jej okularów widać było dobroć bijącą z jej
oczu.
- Oczywiście, a czy teraz mogę wrócić do klasy? - Paulina chciała mieć już za sobą tą
rozmowę, chciała też zrobić w końcu notatki z Transmutacji, żeby nie mieć nic zadane na
potem.
-Tak oczywiście - McGonagal znów pchnęła ciężkie drzwi. Wszyscy w klasie byli pochłonięci
pracą, jedynie Krukon z którym siedziała w ławce spojrzał się serdecznie. Za chwilę jednak
znów wsadził nos w książkę i uważnie coś notował. Paulina przyłączyła się do niego. I tak
mijała jej pierwsza lekcja w Nowej szkole


*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***


Na szczęście lekcje minęły jej szybko. Z palu wynikało że o przerwie obiadowej nie mają już
lekcji. To był chyba najluźniejszy dzień w całym planie. Gdy Paulina była w drodze do
Wielkiej Sali, spostrzegła Freda idącego samotnie korytarzem. Widocznie jej nie usłyszał
ani nie zobaczył bo nadal smętnie podążał na obiad. Coś podkusiło dziewczynę. Wyjęła różdżkę i skierowała ją w stronę chłopaka...
- "Kostopis" - wyszeptała zaklęcie a z jej różdżki wyleciał ciemnogranatowy strumień
światła. W jednej chwili skumulował się nad głową chłopaka. Gdy dym zaczął opadać oczom
wszystkim ukazały się długie aż do pasa włosy Freda. Chłopak zdezorientowany rozejrzał się
dookoła. Paulina próbowała przybrać pozę nie zainteresowanej całym zdarzeniem a twarz ułożyć w minę "co złego to nie ja". Jednak nie mogła opanować śmiechu na widok kolegi. Teraz jego czerwone włosy delikatnie opadały mu na plecy.
- Pasuje ci ta fryzura Weasley! - Paulina chciała naśladować ton głosu Draca ale za chwilę
parsknęła śmiechem.
- To cię tak śmieszy? To co powiesz na to...? - Fred błyskawicznie wyjął różdżkę i
wykrzyknął zaklęcie
- "Pantakor"! - Nagle różnokolorowy dym zawirował naokoło dziewczyny. Gdy rozmył się zobaczyła że jej włosy nie są już brązowe. Teraz każde pasemko miało inny kolor.
- No widzę Fred że znasz zaklęcie błyskawicznego farbowania... Świetna rzecz. - Paulina
wybuchła śmiechem. Nie mogła się opanować na widok Freda z długimi włosami jak u dziewczyny.
Dodatkowo sama myśl o jej wyglądzie śmieszyła ją nie miłosiernie.
- Pasuje ci ta fryzura, może jej już nie zmieniaj co? - Paulina podeszła do rozweselonego
chłopaka, ten natomiast wziął ją pod rękę przyjaźnie.
- Widze że mamy tego samego fryzjera Weasley. Sadze jednak że ładniej by ci było z dwóch
warkoczykach...

Śmiejąc się i żartując na temat swojego wyglądu weszli na obiad. Gdy pchnęli drzwi do sali
panował w gwar. Myśleli że nikt nie zauważy ich "metamorfozy". Było jednak inaczej.
Nagle wszyscy uczniowie patrzyli na nich. Nawet nauczyciele przyglądali się wszystkiemu z
zaciekawieniem. Gryfoni, Krukoni i Puchoni ryknęli szczerym śmiechem. Ślizgoni natomiast
uśmiechali się ironicznie wskazując palcami na parę. Draco spojrzał jedynie na Paulinę,
uśmiechnął się serdecznie i wskazał jej uniesione kciuki. Dziewczyna krzyknęła do niego...
- Tobie też przefarbuję włosy, nie martw się! - Draco roześmiał się głośno i pomachał do
dziewczyny. Ta natomiast usiadła przy stole Gryfindoru i zabrała się za obiad.
Chciała już prosić o podanie półmisku z sałatką, jednak rozmyśliła się. Wyciągnęła rękę i
naczynie samo do niej przyleciało, za chwilę to samo stało się z ziemniaczkami pieczenią i
sokiem z dyni. Uczniowie byli w szoku. Tylko Fred i Georg którzy siedzieli po obu stronach
dziewczyny nie byli zaskoczeni. Ślizgoni z otwartymi ustami przyglądali się całej
sytuacji. Nie codzień przecież widuje się lewitującą zastawę nad stołem tongue.gif
Paulina pogładziła Freda po włosach i dodała...
- Jesteś tu nowa? Może zostaniemy przyjaciółkami... wiesz bardzo podobają mi się twoje włosy
- Paulina uśmiechnęła się figlarnie do chłopaka i cały stół ryknął śmiechem. Przez resztę
posiłku wszyscy robili zabawne uwagi na temat nowego wyglądu pary.


*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***


Po sycącym obiedzie, Paulina nie mogła się doczekać kolejnego spotkania z Draco. Przy stole
Gryfindoru siedzieli jeszcze bliźniacy i jej nowe koleżanki z domitorium. Rozejrzała się po
sali żeby upewnić się że chłopak tam nadal jest. Nie zauważyła go więc zrezygnowana wstała i już miała iść na błonia sam gdy ktoś ją objął od tyłu. Poczuła delikatny zapach wanilii.
- No to co idziemy? - zapytał się i bez zastanowienia wziął ją za rękę i pociągnął w stronę
wyjścia...
- I jak było na lekcjach? - Draco obrzucał ją teraz milionami pytań. Chciał się dowiedzieć
jak jego przyjaciółka spędziła dzisiejszy dzień. Znów usiedli na szkolnych błoniach. Tak jak
rano zapomnieli o wszystkim. Pogrążeni w ciekawej rozmowie nie dbali o to co ma się wydarzyć ani o to co było. Teraz najważniejsza dla nich była ta jedyna wyjątkowa chwila.

Tymczasem na wielkiej sali toczyła się zażarta dyskusja między dwoma osobami...
- Daj sobie spokój, czy ty naprawdę jesteś taki ślepy? Czy ty nie widzisz że ona czuje coś do Malfoya? Naprawdę tego nie rozumiesz?
- Nie, ona nie jest taka. Poznała by się na nim i na pewno by go olała. Może są jedynie przyjaciółmi..
- Naprawdę w to wierzysz? Czy ona całuje każdego znajomego na przywitanie, czy z każdym się obejmuje? Zobacz jak oni na siebie patrzą... Nawet Malfoy nie przejmuje się spojrzeniami i szeptami innych. Oni naprawdę mają ku sobie... Mówię ci po raz kolejny, daj sobie spokój...
Drugi chłopak nie odezwał się już więcej. Bez słowa wstał i skierował się w stronę swojego
domitorium. Po drodze zobaczył przez szyby wychodzące na szkolne błonia siedzącą razem parę.Obejmującą się i rozmawiającą z zaciekawieniem.
- Może on miał rację, może to nie ma sensu, może jestem na straconej pozycji. - W milczeniu
podążał do pokoju wspólnego swojego domu.
- Kremowe piwo. - Podał hasło i usiadł na czerwonym dywanie przed kominkiem. Patrzył dziwnie nieobecnym wzrokiem na szachownice. Pionki stały rozstawione tak jak rano. Wziął do ręki jeden z pionków...
- Skoczek na C4... - powiedział sam do siebie, oglądając figurę jakby widział ją po raz pierwszy.
- Czy to możliwe, czy to możliwe w tak krótkim czasie...? - Znów szeptał do siebie.
- Fred co z tobą? - do pokoju wspólnego wpadła cała rozpromieniona Paulina. - Czy coś się stało.
Nic nie odpowiedział, odstawił figurę i posłał jej obojętne spojrzenie na pożegnanie.
- Georg... czy powiedziałam coś nie tak? - Nie uzyskała jednak odpowiedzi.
Uniosła jedynie dłoń i skierowała ją w stronę szachownicy. Siłą woli odstawiła ją na biurko stojące pod oknem.
- Nie rozumiem facetów... cholera.
Skierowała się do swojej sypialni nadal myśląc czy nie popełniła nigdzie głupiej gafy.
Podeszła do lustra i przejrzała się uważnie swojemu odbiciu. Jej włosy nadal miały różny
kolor. Paulina uśmiechnęła się sama do siebie i padła na łóżko. Myślała teraz tylko o
jednej, wyjątkowej osobie. Myślała o...

Zapraszam na kolejną część mojego ff. Przez święta mam więcej czasu do pisania więc na
kolejne party nie będziecie długo czekać (jeśli ładnie poprosicie) biggrin.gif

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

"Słowa są tu zbędne". (lub jak ktoś chce 2 tytuł) "Hej dziewczyno nie mów nic, czas na miłość" - słowa z piosenki "myslowitz”…

Leżała na plecach patrząc w sufit. Ciągle o nim myślała. Wstała i podeszła do okna. Ciągle
o nim myślała. Usiadła na parapecie i delektowała się świeżym, rześkim powietrzem. Ciągle
o nim myślała. Nagle zerwała się na równe nogi.
-Boże.. ja powoli wariuje. Musze zająć czymś innym myśli - Dziewczyna podeszła do szafeczki
nocnej i odsunęła szufladę. Wyjęła z niej błyszczyk. Przeciągnęła nim lekko usta. Podeszła
do lustra i jeszcze raz się przejrzała. Samoistnie uśmiechnęła sie do swojego odbicia. Widok
dziewczyny o różnobarwnych włosach rozbawił by każdego. Postanowiła usunąć jednak skutki
zaklęcia Freda. Sięgnęła do kieszeni szaty i wyciągnęła hebanową różdżkę.
- "AntiPantakor". No nareszcie. - Jej włosy nabrały teraz dawnego koloru, delikatnego
brązu podobnego do koloru mlecznej czekolady.
- No może jeszcze coś z nimi zrobię... hmmm... "Pratiktos". - teraz jej włosy lekko się
podkręciły. Paulina znała wiele zaklęć dotyczących wyglądu. Uważała bowiem ze to strata
czasu siedzieć i "pięknić" się przed lustrem. Teraz szybkim krokiem skierowała sie do
pokoju wspólnego. Schodząc po schodach znów zauważyła postać siedzącą na dywanie przed
kominkiem. To był Fred. Siedział tam wertując książki. Wydawało jej się że to podręczniki
do Transmutacji 7 klasy. Musieli im zadać już pracę domową pierwszego dnia...
Spojrzała na nią jakoś inaczej, potem jednak powrócił do swojego
dawnego zajęcia. Co chwilę jednak zerkał na dziewczynę jakby chciał się upewnić że nadal
jest w pomieszczeniu. Paulina usiadła na kanapie zaraz za chłopakiem. Przyglądała mu się z
zaciekawianiem, on jednak nie zwracał już na nią najmniejszej uwagi. Panowała głucha cisza.
Paulina nie mogła się powstrzymać i już chciała coś powiedzieć, gdy przypomniała sobie
obojętny wzrok chłopaka zaraz po tym jak wróciła ze szkolnych błoni.
- Może powiedziałam coś nie tak - Teraz Paulina przeszukiwała myśli, chciała odnaleźć tą
chwile w której mogła urazić chłopaka. Nie przypomniała sobie jednak niczego. Pamiętała
jednak tylko poranną partię szachów, śniadanie, "kłótnię" na korytarzu no i obiad.
Pamiętała też jego roześmianą twarz i szczere spojrzenie. Chciała jakoś przerwać milczenie,
tak aby o on pierwszy zaczął rozmowę. Nie chciała się mu narzucać...
Podniosła dłoń i delikatnym kiwnięciem, za pomocą telekinezy przełożyła stronę w jego
podręczniku. Początkowo nic nie robił. Zatrzymywał w locie przelatujące kartki. W pewnym
momencie jednak się odezwał. Paulina myślała że zażartuje albo zrobi jakąś zabawną
dygresje ten natomiast szorstko i zimno na nią popatrzył...
- Bringot możesz przestać, nie widzisz że w przeciwieństwie do ciebie ktoś pracuje ? - jego
słowa były zimne. Poczuła się jakby ktoś przyłożył jej kawał lodu do karku. Po jej plecach
przeszedł dreszcz...
- Od kiedy mówisz mi po nazwisku Fred? - Paulina przyjęła niewinny wyraz twarzy i już miała
zamiar znowu zażartować gdy ten posłał jej wyniosłe spojrzenie. Paulina nie zdążyła nic
powiedzieć jak rozległo się pukanie do drzwi. Chciała wstać i otworzyć żeby przestać myśleć
o tym dziwnym jak dla niej incydencie ale Fred ją wyprzedził. Z kanapy doszły ją jedynie
strzępki rozmowy...
- Czego tu chcesz? Zgubiłeś się? - Fred mówił tak ironicznie jak nigdy dotąd.
- Zamknij się Weasley... nie jestem tu dla ciebie. Rusz dupę i zawołaj ją tu. - Paulina
rozpoznała głos drugiego chłopaka. To był Draco. Ucieszyła się ze nareszcie wyrwie się z
tej niezdrowej atmosfery. Jednak to nie był koniec kłótni chłopaków...
- Sam ją sobie zawołaj, nie jestem twoją służbą Malfoy. -Fred stał jednak nieugięty,
zasłaniając wejście do pokoju wspólnego.
- Odsuń się Weasley! - Drako popchnął go i wszedł do pokoju Gryfindoru. Nagle na
jego twarzy pojawił się serdeczny uśmiech co jeszcze bardziej ku zdziwieniu Pauliny
rozzłościło Freda.
- Przyszedł twój ukochany Paulino... - Teraz słowa jednego z Bliźniaków były kąśliwe jak
nigdy dotąd. Paulina nie poznała w nim chłopaka z którym żartowała podczas śniadania.
Teraz naprawdę poważnie zastanawiała się czy wszyscy w Hogwarcie mają drugą twarz.
- Zamknij się, - teraz i ona postanowiła nie być mu dłużna. Spojrzała na niego z wyższością
i zrobiła coś co wiedziała że go rozwścieczy... Nie wiedziała dlaczego na pewno jej
posunięcie go zirytuje. Podeszła do Draco i pocałowała go w policzek i objęła w pasie.
-Ładnie wyglądasz... - Malfoy natomiast przytulił ją ramieniem i już miał zamiar iść gdy
dziewczyna ponownie się odezwała.
- Poczekaj chwilę wezmę tylko ze sobą książkę, dobrze? - tu spojrzała słodko na chłopaka, a
ten jej tylko przytakną. Paulina po raz kolejny wykorzystała swoje umiejętności kinetyczne i
przyciągnęła do siebie podręcznik leżący na stole. Specjalnie pokierowała jego lotem tak by
ten ugodził rudzielca w głowę.
- O… przepraszam - uśmiechnęła się ironicznie, złapała w locie książkę i pociągnęła za rękę
Draco rzucając Fredowi obojętne "cześć".
Słychać było już tylko jej niknący głoś w głębi zamku.
Jeszcze przez chwilę jeden z Weasley'ów stał pośrodku pokoju wspólnego Gryfindoru. Masował obolałe od uderzenia miejsce. Bolało go okropnie, nie tylko guz który automatycznie wyrósł
na czubku jego rudej głowy. Bolało go w środku. Jakby stracił coś na zawsze...
-Dlaczego ja to zrobiłem, jaki jestem głupi. - stał tam jeszcze przez pewien czas zadając
sobie pytania na jakie nie miał odpowiedzi. - Czy ja przypadkiem nie jestem... zazdrosny?
- Jesteś i to bardzo. - ten głos wydobył się z wnętrza ciemnego korytarza prowadzącego do
męskiej sypialni. - Denerwuje cię to ze spędza czas z tym bubkiem Malfoyem...
- Zamknij się George... - Fred przybrał teraz minę zbitego psa. Usiadł z powrotem na dywanie
i otworzył podręczniki. Nie mógł się teraz skupić na tym co robił. Pióro wypadało mu z
dłoni robiąc to nowe kleksy na pergaminie... Odgarnął z twarzy nadal długie włosy których
postanowił nie ścinać. Jego oczy nie były obecne. Błądziły gdzieś daleko poza ścianami pokoju
wspólnego Gryfindoru. Teraz miał przed nimi obraz śmiejącej się Pauliny. Spędzającej czas z
jedyną osobą którą tak naprawdę szczerze nienawidził. Spędzającą czas z Draconem Malfoyem.


*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***


Jak zwykle Paulina przesiedziała cały wolny czas na szkolnych błoniach ze swoim nowym
(jedynym) przyjacielem... Dzięki niemu zapominała o bożym świecie. Była już pora kolacji
więc od razu po spotkaniu udała się na posiłek. Pożegnała chłopaka który jeszcze postanowił
wrócić do swojego domitorium. Szła teraz w stronę Wielkiej Sali. Wydawało jej się że wszyscy
na nią patrzą. Zwłaszcza Gryfoni i Ślizgoni. Nie wiedziała dlaczego. Wcale jej to nie
obchodziło. Mocno pchnęła drewniane drzwi które cicho zaskrzypiały. Teraz była pewna, oczy
wszystkich Gryfonów skierowane były na nią. Podejrzewała o co chodzi. Powoli, opanowanym krokiem
podeszła do stołu. Na jej (nie)szczęście musiała usiąść na przeciw bliźniaków z którymi ( a
raczej z jednym z nich) była w nie za dobrych kontaktach. Zanim jednak przystąpiła do posiłku
postanowiła wyjaśnić zaistniałą sytuację.
- Już zdążyłeś nastawić wszystkich Gryfonów przeciwko mnie. - Mówiła spokojnie, lecz w jej
głosie słychać było drwinę.
- Nie wiem o czym ty mówisz. - Fred zrobił wielkie oczy jak by pierwszy raz w życiu widział
dziewczynę. Powoli odgarnął włosy z twarzy, pokazując przy tym niewinne spojrzenie.
- Szybki jesteś widzę, rozumiem uprzedziłeś już wszystkich z naszego domu, ale jak ci się
udało ze Ślizgonami? Przecież się nienawidzicie...
A... już rozumiem. Wiadomość o tym że Gryfonką "umawia" się z Malfoyem wszystkich zbulwersowała. - Teraz powoli zaczynała się irytować. Nie mogła się skupić na tym co mówi. Widząc jego niewinne spojrzenie zaczynała podejrzewać że jej oskarżenia są bezpodstawne. Zrobiła chwilę przerwy, panowała głucha cisza. Wszyscy
uczniowie patrzyli na tą scenę.
- Paulina... - Fred postanowił załagodzić tą sytuację. Od czasu ich poprzedniej kłótni
przemyślał parę spraw...
- Teraz to Paulina? A co się stało z tamtym chłopakiem który mówił mi po nazwisku, który
miał tak ironiczny ton głosu, co się z nim stało co? - uśmiechnęła się drwiąco.
- Paulina poczekaj... - teraz jego głos przybrał ton błagalny
Dziewczyna pochyliła się jeszcze bliżej. Ich twarze były blisko siebie.
- Wolę jak do mnie mówisz Bringot, podła szlamo. Malfoy maił rację. Ty naprawdę jesteś
prostakiem- posłała mu drwiące spojrzenie. Nagle odechciało jej się jeść. Skierowała się w
stronę wyjścia. Była w połowie drogi do domitorium. Nie wiedziała co ma sądzić. Nagle poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Już miała posłać mu kolejną wiązankę. Odwróciła się i ujrzała powalające niebieskie oczy i delikatne kości policzkowe. Wysoki męszczyzna patrzył na nią teraz ciepłym wzrokiem
- Jak om mógł Draco? Jak on mógł...? - Paulina nie wiedziała dlaczego nagle irytacja w jej
głosie zmieniła się w smutek i gorycz.
- Jest idiotą. Nie rozróżnia miłości czy zauroczenia od zwykłej przyjaźni. Nie zadawaj
się z idiotami, mówiłem ci to nie ma sensu...
Paulina nie wiedziała co myśleć. Chciała zadawać się z tym idiotą. Chciała spędzać z nim czas.
Żartować, uśmiechać się, oglądać jego rozbawione oczy. Uważała że może stać się kandydatem na prawdziwego przyjaciela. Może nie tak dobrego jak Draco ale naprawdę szczerego i oddanego.


*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***


Kolejne dni mijały Paulinie pod znakiem ciężkiej harówki. Wszyscy nauczyciele skupiali się
na niej. Tłumaczyli to tym że chcą sprawdzić stan jej wiedzy gdyż jest nowa. Przez to Paulina
miała coraz mniej czasu dla przyjaciela. Spotykała się z nim jednak w bibliotece na szkolnych
błoniach i lekcjach Eliksirów w profesorem Snapem. Nawet on postanowił nie odpuszczać nowej.
Ciągle zadawał pytania. Były jednak one na tyle proste żeby umiała na nie odpowiedzieć.
Często ją chwalił, jednak nie dodawał żadnych punktów Gryfindrowi. Paulina wcale tego nie
oczekiwała. Teraz jednak miała inne zmartwienie. A Miało ono na imię ...

Pierwsza lekcja Eliksirów miała się odbyć w piątek, dzień po rozpoczęciu roku szkolnego.
Przed pierwszym września spędziła trochę czasu ze Snapem i uważała że jego lekcje mogą stać się najciekawszym przedmiotem w całej szkole. Tak też było. Jednak profesor dokonał złego wyboru.

Gdy Paulina zbliżała sie do lochów spotkała po drodze Dracona. Szli razem rozmawiając i
wykorzystując każdą wolną chwilę spędzoną razem. Pod salą stał jednak już Snape.
- Zapraszam wszystkich do środka... TY Paulino poczekaj tu na zewnątrz. Zaraz cię zawołam - nie czekał na jej reakcję, tylko wszedł do pomieszczenia. Za chwilę jednak jego głowa wyjrzała zza drzwi.
- Już możesz wejść.
Paulina powoli aczkolwiek pewnie wkroczyła do sali.
- Jak już sami wiecie Paulina będzie uczyła się na 6 roku naszej szkoły. Postanowiłem
przydzielić ją do jakiejś pary żeby zorientowała się jak wygląda praca na naszych zajęciach.
- Tu zakończył przemowę i spojrzała po uczniach. Paulina zrobiła to samo. Zauważyła kilka
wolnych miejsc. Jedno obok Draco. Była prawie pewna że belfer usadowi ją właśnie tam.
Nagle spojrzał na dziewczynę.
- Zapraszam do tamtej ławki. - tu gestem dłoni wskazał miejsce koło Malfoya. Paulina była w
siódmym niebie. Draco uśmiechną się od ucha do ucha, już siadała na miejscu bok niego gdy po klasie znów rozniósł się zimny głos Snapa.
- Nie tu, panno Bringot. Proszę zająć miejsce w ławce dalej. - Tu przystanął na mówieniu i
wskazał miejsce koło jednej ze Ślizgonek. Ta brunetka, nie Paulina nie mogła w to uwierzyć.
To była ta sama dziewczyna która podczas ceremonii kleiła sie do Dracona. To była Pancy
Parkinson.
Paulina spojrzała na profesora z niedowierzaniem, potem swój wzrok utkwiła w Draconie. On
był tak samo zdezorientowany co ona. Po chwili jej ciemne oczy spoczęły na Pancy.
Uśmiechała się głupkowato szturchając w bok swoją koleżankę.
- To się dopiero zacznie... - Paulina usiadła niepewnie i powoli rozpakowywała swoje
składniki.
Ostatni raz na tej lekcji spojrzała na Dracona. On także skupił na niej wzrok. Jego
spojrzenie wyrażało głębokie współczucie i ubolewanie.
Przez resztę zajęć Paulina musiała wysłuchiwać opowiadań co to Draco nie czuje do
Pancy i odwrotnie. Miejscami dziwiła się dlaczego Malfoy nie dał jej jeszcze w twarz...
no cóż może dlatego że był dobrze wychowany (??) Jednak pod koniec lekcji padła jedna
kąśliwa uwaga która przeważyła szalę...
- Wiesz Draco sama nie wiem jak możesz zadawać się z tymi idiotami z Gryfindoru.
Przecież tam chodzą same szlamy albo wyrzutki społeczeństwa. - tu skupiła wzrok na Paulinie.
Pancy położyła dłoń na ramieniu chłopaka i dodała
- Powinieneś się trzymać ze Ślizgonami takimi jak ja czy Adriana. - tu gestem dłoni
wskazała na blond koleżankę siedzącą miejsce obok.
Paulina widziała że Draco omal nie podniósł na nią ręki. Spojrzała
na niego spokojnie i przesłała wzrok mówiący "to tylko słowa". Tak naprawdę w środku
cała trzęsła się ze złości. Sam chciała zdzielić Parkinson. Opanowała się jednak. Nie
chciała szlabanu już na pierwszych zajęciach... Powoli uświadamiała sobie że dobrze
zrobiła wybierając Gryfindor...

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Jeśli chodzi o jej stosunki z Fredem... no cóż nadal były zimne jak góra lodowa. Przez
prawie cały tydzień się do niego nie odzywała. Gdy tylko coś zagadywał robiła kąśliwe
uwagi i odchodziła w drugą stronę. PO upływie prawie tygodnia nie mogła jednak się powstrzymać.
Chciała z nim pogadać... tylko jak? Po tych wszystkich drwinach i ironicznych uwagach? Znała jednak dobry sposób...

W dzień wyprawy do Homesgate wszyscy byli wolni od nauki. Nikt przecież nie będzie obrabiał pracy domowej w piątek... Paulina jak miała to w zwyczaju siedziała na kanapie przeglądając
magazyny Quuidicha pożyczone od Pottera. Teraz zbliżyła się do niej smukła postać. Wysoki
męszczyzna (chłopak) o długich włosach usiadł koło niej. Jednak na tyle daleko jakby obawiał się że zaraz go ugryzie. Paulina przyglądała mu się z uwagą. Miał piękne brązowe oczy i mocne kości policzkowe. W odróżnieniu od swojego brata bliźniaka nie miał za wiele
piegów, a jego włosy nie były rude. Miały raczej odcień ciemnej czerwieni, wpadającej w barwę bordową...
Musiała to przyznać. Fred bardzo jej się podobał. Siedział przeglądając
broszurki sklepu "Zonka" co pewien czas zakładając za ucho czerwone pasemko włosów opadające mu na oczy. Paulina przyglądała mu się uważnie. Nie było nikogo oprócz ich w pokoju wspólnym Gryfindoru. Wszyscy byli już albo w Homesgate alb się tam wybierali. Paulina postanowiła zrobić coś spontanicznego, coś na co nagle przyszła jej ochota. Nie należała do osób wstydliwych więc z wykonaniem nie miała żadnego problemu. Przysunęła się bliżej do chłopaka i
patrzyła teraz na niego natarczywie. On jednak nadal zaczytany w reklamówkę nie zwracał na
nią uwagi ( tak jej się przynajmniej wydawało). Paulina przybliżyła się jeszcze bardziej.
Teraz wyciągnęła dłoń i szybkim jej ruchem wyrwała ulotkę z rąk chłopaka. Dalej sprawy
potoczyły się natychmiastowo...
Spojrzała jeszcze raz na chłopaka swoimi ciemnymi oczami. Teraz i on na nią patrzył.
Podsunęła sie jeszcze bliżej, i bliżej i bliżej. Aż wreszcie siedziała tak blisko że
gdyby się odezwał usłyszała by jego każdy szept. Wstała jednak. Teraz coraz bardziej się
ośmielała. Usiadła mu okrakiem na kolanach i zbliżyła jego twarz do swojej. Ku jej ogromnemu zdziwieniu, chłopak nie wyglądał na zdziwionego, jakby spodziewał sie tego co miało nastąpić.
Paulina teraz zbliżyła swoją twarz do jego.
Jej usta prawie stykały się z jego wargami.
- Nie onieśmielam cię Weasley? Nie sprawiam że się rumienisz? - zapytała zalotnie odsuwając to przysuwając do niego swoje usta. Odgarnęła czule jego włosy. Chłopak nic nie odpowiedział
Patrzył teraz na nią swoimi piwnymi oczami w wyjątkowy sposób. Nie jak kolega na koleżankę
tylko jak męszczyzna na kobietę. Teraz i on się odrobinę ośmielił. Objął ją w pasie i
delikatnie do siebie przyciągnął (o ile to jeszcze możliwe).
- Ani trochę Bringot... ani trochę... - Teraz nie dał jej się odsunąć. Pocałował ją głęboko, a paulina
odwzajemniła pocałunek. Siedzieli tak potem przez chwilę patrząc sobie w oczy...
- No to zabieram cię na kremowe Piwo do Homesgate. - Paulina wzięła go za rękę i podniosła z kanapy. On się nie opierał.
- Będziemy oblewać... - Fred spojrzał jej w oczy jakby to z nich miał by wyczytać odpowiedz...
- No ale co, - zapytał delikatnie gładząc jej dłoń...
- No jak to co baranie, koniec mojego związku z Malfoyem. - Tu zaśmiała się ironicznie. Fred
objął ją w pasie . Czuła teraz ciepło jego ciała. Jego włosy pachniały jaśminem.
Mieli zamiar oblewać koniec sporu i początek... no właśnie początek
czego...?


*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

"Widać tylko mrok i splamione krwią dłonie..."

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Prosto z pokoju wspólnego Gryfindoru skierowali się na drugie piętro. Podążali teraz cichym
i ciemnym korytarzem w stronę klasy do Transmutacji. Fred trzymał Paulinę za rękę jakby
obawiał się że zaraz mu ucieknie. Dziewczyna wcale nie protestowała. Wręcz przeciwnie
podobało jej się to. Teraz minęli komnatę gdzie odbywały się zajęcia z profesor McGonagall.
Nagle poczuła szarpnięcie. Chwilę po tym znajdowała się już za posągiem mężczyzny w zbroi.
- No Weasley nie pozwalaj sobie na za wiele. - Paulina uśmiechnęła się zalotnie do rudzielca.
- Bringot nie będę przypominał ci że to ty rzuciłaś się na mnie w pokoju wspólnym - Fred nie
był jej dłużny.
- A więc, niech sobie pan to zakoduje że tak więcej już nie zrobie. Sdysfakcjonuje to pana
panie Weasley?
- Szczerze mówiąc nie bardzo. - Podsunął się trochę i już chciał ją pocałować ale ta
zrobiła unik i spojrzała na niego zalotnie.
- A mnie szczerze mówiąc, bardzo. - Puściła do niego oczko i pociągnęła za rękę. Teraz
dopiero zobaczyła że za nimi znajdują się schody. gdy znaleźli się już na dole Fred
wyciągnął różdżkę z kieszeni swojej szaty. Zapukał kilkakrotnie w ścianę. Ta odsunęła
się powoli ukazując zatłoczone pomieszczenie. To był bar "Pod Trzema Miotłami". W całym
pomieszczeniu panował gwar i słychać było głośnie śmiechy młodzieży. W rzeczywistości,
cały bar wypełniony był uczniami Hogwartu. Paulina rozejrzała się po sali. Zauważyła kilka
znajomych twarzy. Przy stoliku pod ścianą siedzieli George, Seamus Finnigan i Dean Thomas.
Widocznie zauważyli nowo przybyłych gdyż pomachali do nich i zachęcili do przyłączenia się.
Paulina zaraz zajęła miejsce naprzeciwko Georga a Fred usiadł tuż obok niej.
- Widzę że już się pogodziliście, nareszcie! Nie będę musiał wysłuchiwać ciągłego jęczenia
Fre... - tu George nie skończył bo złapał się za kostkę i cicho jękną z bólu. Fred spojrzał na
niego wymownie posyłając złowrogi uśmieszek mówiący " jeszcze jedno słowo a zginiesz".
- No jestem ciekawy kto wyciągną pierwszy ręke. - Tu Paulina rozbawiona spojrzała na Freda.
- Sam nie wiem czy to można nazwać wyciągnięciem ręki... - Fred spojrzał na nią figlarnie. -
To raczej była napaść na moją osobę. - Zaśmiał się głośno i znów się nachylił nad
dziewczyną. Teraz go nie odepchnęła tylko położyła dłoń na jego policzku i namiętnie
pocałowała. To zaszokowało ich znajomych.
- I widzicie znów to zrobiła - Fred uśmiechną się do dziewczyny i chwycił ją za dłoń.
- Chcesz coś do picia?
- Nie dzięki idę potańczyć. - Paulina wstała od stołu i poszła na parkiet. Spotkała tam pare
Gryfonek do których się przyłączyła. Kapela tego dnia grała wyjątkowo fajne kawałki. Gdy
przetańczyła pare utworów postanowiła jednak kupić sobie jakiś napój. Podeszła do baru i
przejrzała kartę. Znalazła coś na swoje samopoczucie. "Drink nastroju". Podobno zmienia smak
w zależności od humoru danej osoby. Wiedziała że drink będzie wyjątkowo słodki. Już miała
odejść gdy podszedł do niej pewien Ślizgon.
- Już myślałem że nie przyjdziesz... - Draco spojrzał na nią wymownie poczym zamówił
kremowe piwo, przysmak wszystkich uczniów. Paulina wzięła łyk napoju. Był niewymownie
słodki.
- A pogodziłam się z Fredem i on mnie tu zabrał, a ty z kim jesteś? - Tu rozejrzała się po
sali w poszukiwaniu Pancy Parkinson.
- Nie ma jej tu. Nie z nią przyszedłem. Jestem tu sam. - uśmiechnął się i
kontynuował - Właśnie widziałem jak się pogodziliście... Jak my się kłóciliśmy nigdy mnie tak nie
przepraszałaś - tu puścił do niej oczko. Widać było jednak że nie jest zadowolony z faktu
że jego przyjaciółka zadaje się z "prostakiem Weasleyem".
- Oj nie martw się. Ty nadal jesteś moim ulubionym draniem w tej szkole. A teraz chodź ze
mną zatańczyć. - Draco nie opierał się. Zostawił kremowe piwo które tak namiętnie popijał i
złapał dziewczynę za rękę. Jak na zawołanie kapela zagrała jakąś ckliwą melodyjkę o smętnym
brzmieniu. Paulina przytuliła się do chłopaka i delektowała sie tańcem. Podczas tego
niewymownie długiego utworu rozmawiali ta błahe tematy. Po tańcu wrócili do baru po swoje
napoje. Paulina skierowała się do stolika przy którym siedział już tylko Fred i Seamus.
- No to jak chłopaki, który chętny do tańca. No przystojniaki ruszać się z miejsc i
podrywać tyłeczki w rytm muzyki. - Tu Paulina figlarnie puściła do nich oczko. Seamus
zaczerwienił się a Fred spojrzał na dziewczynę swoimi piwnymi oczami.
- Może zaproś kolegę Malfoya co? - stwierdził przekornie po czym wziął duży łyk kremowego
piwa.
- Zamknij się Weasley matołku, jak ty nie chcesz tańczyć to porwałam na parkiet mojego
"byłego"- Paulina ironicznie zaakcentowała ostatnie słowo.
Fred zaśmiał się i cmoknął dziewczynę w policzek. Siedzieli jeszcze troszkę w barze.
Jednak zaczęło im się powoli nudzić i jeden z bliźniaków zaproponował spacer po Homesgate.
Paulina natychmiastowo podchwyciła pomysł. Szybko więc zabrali swoje płaszcze i wyszli na
ulice miasteczka. Seamus odłączył się od nich pod pretekstem zakupów w sklepie "Zonka".
Para skierowała się do "Miodowego Królestwa" gdzie zakupiła kilka smakołyków.
- I jak myślisz, spodobają się Ronowi "kokosowe pająki"? - Fred zaśmiał się poczym
kontynuował rozmowę. - Chodź zaprowadzę cię w głąb miasteczka. Wielu uczniów kończy pobyt
w Homesgate na 3 pierwszych sklepach. My z Georgem znaleźliśmy kilka ciekawych miejsc.
- Super, tylko potem będę musiała jeszcze skoczyć do sklepu Zonka... wiesz po co.
- Tak wiem, mamy dużo czasu przed sobą i zdążymy wszystko zobaczyć.

Fred rzeczywiście znał wiele ciekawych części miasteczka o których nie słyszeli uczniowie
Hogwartu. Po brukowanych alejkach wędrowali jedynie mieszkańcy i zagraniczni turyści.
Wszyscy ubrani jak rasowi czarodzieje, co sprawiało że to miejsce miało jakiś nieodparty
urok i swoją niepowtarzalną ... magię smile.gif. Para odwiedziła sklep ze sprzętem do Quddicha,
księgarnię "(Nie)poważny czarodziej" w której znaleźli kilka dobrych pozycji książkowych
z zaklęciami mogącymi pomóc w ich żartach, sklep z samo grającymi instrumentami. Nagle
Paulina dostrzegła mały namiocik przykryty wielokolorową płachtą. Szybko domyśliła się
co znajduje się za wejściem do tego straganiku.
- Fred chodźmy tam, mówię ci będzie świetnie! Nigdy nie byłam w takim miejscu! -Paulina
złapała chłopaka za rękę i wciągnęła za parawan. W namiocie było ciemno. Jedynym źródłem
światła były palące się świece zawieszone nad ich głowami. Czuć było mdły zapach
kadzideł i wonnych olejków. W pomieszczeniu nie było nikogo. Nagle jednak ich oczom
ukazała się starsza kobieta odziana w dziwne szaty. Zupełnie nie przypominały
czarodziejskich. Tym bardziej nie były to mugolskie ubrania. Płachta pokrywająca jej
zgarbione plecy ozdobiona była złotymi nićmi i cekinami mieniącymi się w świetle świec.
- Wróżka Mandrena przepowie przyszłość młodej parze, powie co było co jest i co czeka
młodzieńców. - tu spojrzała na Pauline. Dziewczyna chichotała. Uwielbiała takie miejsca.
Zawsze pociągały ją przepowiednie i wróżby lecz nigdy nie brała ich na poważnie. Fred był
lekko zmieszany. Na jego twarzy malował się grymas. Paulina nie wiedziała czy to za sprawą
silnego zapachu i dymu panującego w pomieszczeniu czy za sprawą grobowego głosu kobiety.
Paulina usiadła na dużej poduszce tuż przed stolikiem wróżki. Kobieta spoczęła naprzeciw
niej i znów odezwała się cichym i zimnym głosem, jakby wypranym z uczuć.
- Panienka chce żeby wróżyć z kryształowej kuli? Co panienka chce wiedzieć. Ciekawi
panienkę przeszłość teraźniejszość czy przyszłość z młodym paniczem? - Tu starsza kobieta
spojrzała wymownie na Freda.
- Z nim sobie sama poradzę. Nie chce nic konkretnego. Może troszkę z najbliższej
przyszłości...
Kobieta zajrzała do szklanej kuli lecz nic sie w niej nie pojawiło. Paulina zrozumiała
zimne spojrzenie wróżki i wyciągnęła z kieszeni szaty monetę. Przesunęła ją w kierunku
wróżki i znów zajrzała do kuli. Teraz kłębiły się w niej obłoki dymu. Nagle obraz stał się
bardziej klarowny, przedmioty i postacie nabierały kształtu i koloru. Po chwili mogła
zauważyć dokładne konturu . Nic jednak z tego nie rozumiała. Nagle jej przemyślenia
przerwał ożywiony głos kobiety.
- Widzę chwilowe szczęście u boku mężczyzny, przystojny młody człowiek który coś do panienki
czuje, chce o panienkę dbać i troszczyć się o nią. - tu Paulina zwróciła się do Freda i
przesłała mu całusa w powietrzu. Ten się uśmiechną szeroko pokazując bieluśkie ząbki.
- Jest jeszcze jeden młody panicz, także przystojny, czystej krwi, z dobrej rodziny, on
także pamięta o panience - Paulina zorientowała się że chodzi tu o Draco - Jednak będzie
płacz i porażka, i... panienki ojciec. Jego też tu widze.
Paulina ożywiła się na tą wiadomość.
- Co z moim ojcem co z nim? - Dopytywała się nachalnie. Mandrena jednak nie zważała na jej
pytanie. Kontynuowała swoją wizję.
- Widze, widze nieszczęście i rozpacz, nieoczekiwany smutek i tęsknotę.
Widzę...- tu zawiesiła głos i nagle spojrzała na Paulinę. Jej oczy były nieobecne. Przybrały
barwę szkarłatu, jakby zaraz miał z nich polecieć potok krwawych łez...
Jakby znajdowała się w transie z którego nie mogła się wzbudzić. Paulina przeraziła się
pustką w jej oczach. Zwiesiła wzrok jednak coś ją pchało by nadal patrzyła w tą odchłań
jaką stały się jej oczy, ten szkarłat coś jej przypominał...
- Widze tylko mrok i ręce splamione krwią, śmierć i nie pohamowaną złość, śmierć jest
wszędzie, zagłada, utrata bliskiej osoby, śmierć, krew.. to wszystko przez ciebie. - Teraz
jej głos był agresywny. Jakby winiła Paulinę za jej wizję.
- Wszystko przez ciebie, krew, śmierć, płacz i gorycz, to wszystko przez ciebie.
Widzę... nie nie powiem co to, sama musisz do tego dojść, nie mogę... nie chce... przecież
to niemożliwe, jesteś tak młodą osobą... twoja duma, pycha, to cię zgubi. Nie tylko...
to zgubi twych bliskich- Jeszcze raz spojrzała na Paulinę. Jej oczy powoli powracały do
normy. Nagle jednak znów się odezwała.
- Wyjdź... - Wróżka patrzyła teraz z przerażeniem na Paulinę.
- Ale, co jeszcze pani widziała, muszę to widzieć... - Paulina przybrała błagalny ton głosu.
- Wyjdź, natychmiast nie pojawiaj sie tu więcej... WYNOCHA! - Wróżka opadła na fotel.
Słychać było tylko jej ciężki oddech. Paulina szybko wstała i skierowała się do wyjścia.
Przed tym odwróciła się jednak. Po policzkach wróżki spływały szkarłatne smugi łez...
Nagle Paulina zachwiała się. Czuła jak opada z sił. Na całe szczęście był tam Fred.
Złapał ją w locie. Teraz podtrzymywał ją w swoich ramionach. Nie wiedziała co zrobić.
- Paulina dobrze się czujesz? co się stało? odezwij się... - W jego głosie słychać było
lekkie przerażenie.
- Nic mi nie jest... Musze tylko odetchnąć świeżym powietrzem. TO wszystko przez ten
zaduch.- Paulina uśmiechnęła się do chłopaka i uwolniła się z jego objęć. Nadal chwiejnym
krokiem wyszła z namiotu. Rzeczywiście po pierwszym głębszym oddechu poczuła się lepiej.
Rześkie powietrze przebudziły ją z tego lakonicznego stanu. Popatrzyła teraz na rudzielca.
Na jego zatroskanej twarzy malowało się oczekiwanie. Paulina widząc to nie chciała niczego
tłumaczyć. Sama nie wiedziała co miała znaczyć cała przepowiednia. Jej ojciec, Fred, Draco.
Ta krew. To wszystko ją przerażało. Obawiała się że to może być prawda, to wszystko co
mówiła w końcu jej ojciec był... nie nie to nie możliwe, przecież to nierealne... Fred
zaczynał się bać widząc niepewność i strach w oczach Pauliny.
- Co to miało znaczyć. CO oznaczał jej wzrok? Paulina odpowiedz coś... - Fred złapał ją
za w pasie gdyż obawiał się że znów będzie mdlała. Stała tak niepewnie a jej wątłe ciało
przechylało się w jedną to drugą stronę. Jej twarz pobladła. W ciemnościach wieczoru była
wręcz przerażająco biała.
- Nie martw się, nie wierze w to co powiedziała. Przecież to wszystko nieprawda. Wiesz
dokładnie że wróżbiarstwo to najmniej sprawdzalna i wiarygodna dziedzina magii. To na pewno
jeden z jej chwytów reklamowych, takie bajeczki dla turystów...- Paulina
starała się mówić spokojnie i pewnie, jakby sama chciała się przekonać do tych słów. Nie
była pewna czy słowa Mandreny były prawdą. Jej ojciec i krew, śmierć i rozpacz...
przecież nie było by to nic... nowego.
- Jedyna rzecz jaka może się sprawdzić to to że nadejdzie szczęście. - Nic więcej nie mówiła.
Wzięła w dłonie twarz chłopaka i pocałowała go. Tylko w taki sposób mogła go powstrzymać
od zadawania kolejnych pytań na które sama nie miała odpowiedzi. Pytań których się obawiała.
Nie przeczyła jednak że ten sposób i jej się podobał. Fred się nie opierał i mocniej
przytulił dziewczynę. Odwzajemniał ciepły pocałunek. Z tej błogiej chwili wyrwał ich głos
Georga.
- No gołąbeczki, wszędzie was szukałem. Zbieramy się do zamku czy macie zamiar się tu tak
obściskiwać co? - mówił z lekką drwiną lecz była ona bardzo zabawna.
- No lepiej chodźmy, nie mogę się doczekać kiedy pokażemy Ronowi "kokosowe pająki".
Myślicie że mu zasmakują?... - Paulina wymusiła na swojej twarzy uśmiech. Udało się
jej to wiarygodnie, bo bliźniacy popatrzyli na nią rozbawieni.
- No Fred my mieliśmy jeszcze zajść do sklepu Zonka... jest już późno i chyba nie
zdążymy... i co teraz?
George uśmiechnął się pod nosem i pokazał parze papierową torbę z logo sklepu ze
śmiesznymi gadżetami.
- O to wam chodziło?- Gorge otworzył torbę i podał Paulinie mały szary pakunek.
Paulina delikatnie go odwinęła i zajrzała do środka...
- Gorge... to jest po prostu... - tu się zatrzymała. Spojrzała na bliźniaków - idealne. To
będzie numer wszechczasów...
Wracając do zamku w głowie kołatało jej jeszcze jedno zdanie wypowiedziane przez wróżkę.
Było ono tak trafne, obawiała się że jest także prawdziwe... Fred przytulał ramieniem
Paulinę tak blisko siebie, jakby obawiał się że znowu będzie chciała zemdleć. Rzeczywiście
dziewczyna nie czuła się najlepiej. Próbowała to ukryć i jedynie żartować z bliźniakami
ale nie miała już na nic siły. Nawet na strach.
"twoja duma, pycha, to cię zgubi. Nie tylko... To zgubi twych bliskich"... czy aby
na pewno nie ma się o co martwić??

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

W szkole było pełno uczniów. Każdy śpieszył się do swojego domitorium przed ciszą nocną.
Paulina nadal żartowała z bliźniakami i uzgadniała szczegóły ich planu. Humor polepszył
jej się odrobinę ale nadal obawiała się przepowiedni. Gdy byli już w wieży Gryfindoru
George poszedł do swojej sypialni a Fred i Paulina zostali z grupką znajomych w pokoju
wspólnym. Seamus i Dean przyłączyli się do ich rozmowy. Nikt jeszcze nie szedł spać.
Był przecież piątek, a sobotnie śniadania odbywały się dopiero o 10.
Około godziny 1 w nocy wszyscy zaczęli się schodzić do sypialni. Paulina leżała już w swoim
łóżku. Dziewczyny z jej sypialni powoli zasuwały kotary i kładły się spać. Ona jednak nie
mogła przestać myśleć o dzisiejszym dniu…

Zegar wybijał właśnie cichą melodyjkę
oznajmiającą nadejście pełnej godziny. Duża wskazówka pokazywała teraz 3. Paulina leżała
w głuchej ciszy. Nagle usłyszała stukanie w okno. Zerwała się przerażona i spojrzała w
stronę z której dochodziły dźwięki. Ujrzała duże czarne zwierze siedzące na parapecie okna.
Był topuchacz Draca.
Dostojne zwierze powoli się niecierpliwiło. Widać po nim było że a ważną
wiadomość do przekazania. Paulina wstała z łóżka i w samej piżamie podeszła do okna.
Otworzyła je i zimny powiew nocy okrył jej skórę. Puchacz usiadł na nocnej szafeczce i
wysuną w jej stronę nóżkę. Paulina delikatnie odwiązała czarną wstążkę niechlujnie
zwisającą z listu. Nie poznała koślawego pisma. Litery na skrawku papieru były
niechlujne i najwyraźniej pisane w pośpiechu.

Paulino!
Błagam pomóż, zabierz ze sobą różdżkę, proszę ratuj
Draco.

Paulina z przerażeniem popatrzyła na liścik. Położyła dłoń na czole w geście myśliciela.
Teraz próbowała sobie przypomnieć gdzie odłożyła różdżkę. Po chwilowych poszukiwaniach
złapała ją w locie i wybiegła z sypialni. Po chwili była już daleko od wierzy Gryfonów.
Biegła po zimnej posadzce. Cała się trzęsła, nie wiedziała czy z zimna czy z przerażenia.
Stała już przed kamienną ścianą prowadzącą do pokoju wspólnego Slitherinu. Nie mogła
przypomnieć sobie hasła. Dlaczego? Była tak przerażona listem przyjaciela że nie mogła
skupić myśli. Próbowała za wszelką cenę ale nic z tego. Nagle dostała olśnienia.
- "Śmierć szlamom". - Paulina wbiegła po kamiennych schodach do wierzy. Na całe szczęście
w pokoju nie było nikogo. Dokładnie wiedziała gdzie iść. Nocowała kiedyś w sypialni
przyjaciela więc nie obawiała się pomyłki. Teraz zmierzała do wyznaczonego pokoju. Chciała
zapukać ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Obawiała się że najmniejszy stukot czy
hałas zbudzi współlokatorów jej przyjaciela. Położyła dłoń na klamce i delikatnie nacisnęła.
Drzwi lekko zaskrzypiały. Oczom Pauliny ukazał się ciemny pokój. Początkowo nic nie widziała
ale po chwili jej oczy przyzwyczaiły się do mroku. Nagle Paulina zakryła usta dłonią żeby
nie krzyknąć. Na środku pokoju bezwładnie leżał Draco. Mocno ściskał przedramię. Na jego
twarzy malował się grymas okropnego bólu i rozpaczy Po jego bladych policzkach spływały
krople potu. Dziewczyna podbiegła i uklękła obok przyjaciela.
- Draco co ci jest, odpowiedz. - Paulina złapała go za ramiona i pomogła usiąść. Jego
głowa bezwładnie oparła się na jej ramieniu. Paulina poczuła ciepłe łzy napływające jej
do oczu.
- Draco błagam odezwij się, powiedz co ci jest. Draco błagam... - mówiła przez łzy. Wzięła
jego twarz w dłonie. Chłopak patrzył teraz w jej oczy. Uśmiechnął się do niej lekko, widać
było że wkłada w to ogromny wysiłek. Jego głowa znów opadła na jej ramię. Nadal jednak
trzymał się kurczowo za przedramię. Przytuliła go mocno i pozwoliła łzą popłynąć po jej
policzkach. Po chwili odsunęła go delikatnie od siebie i ponownie spojrzała na jego rękę.
Teraz była pewna co dręczy przyjaciela.
- Mroczny znak... Draco dlaczego? Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej. - Spojrzała
na niego z troską. Powoli zaczynała sobie uświadamiać powagę sytuacji.
- Paulina, błagam nie pytaj, błagam. - Paulina nie miała zamiaru zadawać zbędnych pytań.
Wiedziała ze to w niczym nie pomoże. Pomogła mu wstać. Był ciężki więc nie szło jej to
sprawnie. Po chwili Draco siedział już na łóżku. Widać był po nim że


--------------------

Wychowana w romantycznym micie dwóch połówek jednego owocu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Eskeniaa
post 09.01.2004 16:48
Post #3 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 09.01.2004
Skąd: warszawa




Mam pytanko... może skomentujecie mi mojego ff? Wiem że tego dużo... no cuż ale nie mogłam się powstrzymać od wstawiania prawi po.lwy...


--------------------

Wychowana w romantycznym micie dwóch połówek jednego owocu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Nea
post 09.01.2004 16:55
Post #4 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 162
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Kostrzyn

Płeć: Kobieta



Pozwolisz, że może najpierw to całe przeczytam, hm ?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Lousie
post 09.01.2004 20:28
Post #5 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 165
Dołączył: 29.11.2003
Skąd: Z daleka XD




Uuu. Dużo tego, a ja nie mam znowu czasu, aby przeczytać. Jak przeczytam całość, to skomentuje. Może za jakiś tydzień lub dwa biggrin.gif


--------------------
One day you will ask
me what's more
important, your life or
mine? And I will say,
my life, then you will
walk away, never
knowing that you are
my life.

----------------------------

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Mira
post 09.01.2004 20:34
Post #6 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 289
Dołączył: 05.04.2003

Płeć: Kobieta



nie za dużo tego czasem na jeden raz? huh.gif
nie lepiej wklejać po jednym krótszym parcie raz dziennie? tongue.gif

jak będę mieć czas to przeczytam!
arka! wink.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
KaRoLiNa
post 09.01.2004 20:39
Post #7 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 60
Dołączył: 24.05.2003
Skąd: Łódź




Nie przeczytałam jeszcze całego ale już po pierwszym rozdziale uderzyła drastyczna zmiana charakteru Snape'a. Co chwila się śmieje. Jest to moja ulubiona postać z HP i taki jego słodki charakterek przyprawia mnie o mdłości. Ogólnie to nie najgorzej kilka literówek, to jedyne co zauwżyłam. Jak już wyżej wsponiałam nie przeczytałam całego więc nie będę obszerniej komentować.


--------------------
T.Love - Marzyciele
Życie jest tak wspaniałe, że trzeba przez nie przejść
Czasami w to nie wierzę i myślę, że lepsza jest śmierć
Babilon-System swoją bronią pragnie zniszczyć mnie
Lecz życie jest wspaniałe - kolory czarno-białe
My marzyciele naszego wieku
Dzieci rewolucji pijące mleko
Ja wtedy właśnie żyję, gdy idziesz obok mnie
Dla mojej i dla twojej satysfakcji wszystko dzieje się
Życie jest tak wspaniałe, naprawdę to wiem
A ci, którzy chcą mnie zniszczyć, faszerują nas złem
My marzyciele naszego wieku
Dzieci rewolucji pijące mleko
Na całe ziemi piekło - napompowany świat
Zatruty, zepsuty balon - nienawiść i gwałt
A nasze życie jest, nasze życie trwa
Dla mojej i twojej satysfakcji - dla naszego ja
My marzyciele naszego wieku
Dzieci rewolucji pijące mleko
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Eskeniaa
post 09.01.2004 20:50
Post #8 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 09.01.2004
Skąd: warszawa




no tak sorki za to że wkleiłam wszystko na raz... heh wiem że potem nie będe miała tego jak zrobić więc jeszcze raz sorki... mam nadzieje ze was wciągnie i to jakoś przecyztacie


--------------------

Wychowana w romantycznym micie dwóch połówek jednego owocu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Yoanneca
post 10.01.2004 14:36
Post #9 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 10.01.2004
Skąd: Ruda Śląska




A patrząc na tytuł już myślałam, że coś nowego :)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Eskeniaa
post 10.01.2004 14:46
Post #10 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 09.01.2004
Skąd: warszawa




Przykro mi Yoho ale ty już to czytałaś... jeśli chodzi o coś nowego to nie wiem czy to niebawem zobaczycie bo jak sama doskonale wiesz oborniki zostały narazie zawieszone...
Będe miała więc czas na napisanie tego II FF do końca... może szybko pójść biggrin.gif


--------------------

Wychowana w romantycznym micie dwóch połówek jednego owocu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ana-Malfoy
post 10.01.2004 15:16
Post #11 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 28.11.2003
Skąd: Z Tajemniczej Strefy...




Esskenia podoba mi się,nawet bardzo..Eskenia chyba org to będzie nasz nowy dom...Skoro oborniki się rozlazły...


--------------------

Nic nie robić..Zupełnie nic nie robić..
[/LIST]
Moje dzieło...Niech każdy w nie zajrzy...user posted imageJak go ktoś dotknie to uduszę!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 10.01.2004 17:40
Post #12 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



QUOTE (Ana-Malfoy @ 10-01-2004 15:16)
Esskenia podoba mi się,nawet bardzo..Eskenia chyba org to będzie nasz nowy dom...Skoro oborniki się rozlazły...

dziecko drogie wiesz co to jest PM? =="
Tam gadaj o dupie maryni a nie tutaj. Do cholery czy taka ciemna jesteś czy udajesz? =="


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Eskeniaa
post 10.01.2004 19:10
Post #13 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 09.01.2004
Skąd: warszawa




miło mi słyszeć ze się przynajmniej trochę podoba... musze się zgodzić z przedmówczyniami że jeśli nie chcesz się wypowiedzieć na temat mojego ff to prosze nie zmieniaj tematu i nie offtopick'uj... prosze to tylko jest nabijanie postów i zaśmiecanie tematu ...


--------------------

Wychowana w romantycznym micie dwóch połówek jednego owocu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Elvlanden
post 13.01.2004 16:55
Post #14 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 7
Dołączył: 12.01.2004
Skąd: Z Zapadłej mieściny jaką jest Józefów...




Ciekawe, ciekawe...

Niezgorsze opowiadanko, jednak troche mi szkoda że tak odmieniłąś Snape'a, choć to całości ani nie psuje, ani nie szpeci tylko wprowadza nastrój zupełnie inny niż ten znany z książki...

W zasadzie jedyną rzeczą która naprawde nie przypadła mi do gustu było zakończenie...

Ale całość i tak jest dobra! biggrin.gif


--------------------



Czemu?...
Dlaczego?!...
Tak wiele pytań...
Tak mało odpowiedzi...



User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Eskeniaa
post 13.01.2004 16:59
Post #15 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 09.01.2004
Skąd: warszawa




QUOTE
W zasadzie jedyną rzeczą która naprawde nie przypadła mi do gustu było zakończenie...

Heh... ale to jeszcze nie koniec... zaraz dodam nowego parta i wtedy ocenicie czy koniec jest dobry czy nire... ale chyba zostały i do dodania 2 częci jeśli isę nie myle biggrin.gif


--------------------

Wychowana w romantycznym micie dwóch połówek jednego owocu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Eskeniaa
post 13.01.2004 17:10
Post #16 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 09.01.2004
Skąd: warszawa




Oto kolejna częśc mojego opowiadania... jeszcze nie ostatnie biggrin.gif
"Mroczne Dziedzictwo"

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Szła powoli schodami w górę wierzy. Jej bose nogi stąpały cicho po zimnej posadzce.
Nie śpieszyła się. Nagle jednak schody drgnęły. Lekki wstrząs zmienił się w ostre
szarpnięcie. Kamienna podłoga uciekała jej spod stóp, jakby rozpływała się w powietrzu.
Zaczęła spadać. Była już tak bliska upadku, już czuła zimno i ból
przeszywający jej ciało. Nagle jednak poczuła impuls. Siedziała teraz na swoim łóżku zalana
potem.


Nienawidziła tego typu snów. Nienawidziła bo zawsze przydarzały jej się w chwili
słabości. Przypominały o przykrych wydarzeniach ubiegłego czasu.
Paulina wstała z łóżka i podeszła do okna. Przymknęła je tak aby chłodne powietrze nadal
wpadało do pokoju lecz go nie wyziębiało. Skierowała teraz wzrok na stary zegar wiszący w
sypialni. Była 5 nad ranem. Wiedziała że tej nocy już nie zaśnie. Skierowała sie w stronę
łazienki. Przejrzała się w lustrze. Jej odbicie przedstawiało zaspaną i wykończoną dniem
dziewczynę. Delikatnie pochyliła się nad umywalką. Odkręciła kurek z zimną wodą. Opryskała
twarz lodowatym prysznicem, zmywając przemęczenie i smutek dnia poprzedniego. Znów
spojrzała na swoje odbicie.
To było jak impuls... jak mrugnięcie oka. Jej odbicie... jej odbicie nie było już takie
same. Na ułamek sekundy zobaczyła te same oczy, oczy jakie posiadała wróżka. Ten
szkarłat i strumienie krwi spływające z jej oczodołów. Czerwień zalała jej policzki. Smugi
krwawych łez powoli napływały jej do ust. Już czuła ich smak. Słodki smak krwi. Nie
widziała już swoich źrenic. Teraz widniał tylko przerażająco żywy kolor szkarłatu. Na jej
ustach pojawił się ironiczny uśmiech. To nie była ona. Ta dziewczyna patrząca na nią z
drwiną... nie to na pewno nie ona... Nagle, obraz zniknął, pozostawiając tylko przerażenie
malujące się na twarzy Pauliny. Strach i jednocześnie zaciekawienie szkarłatem krwii...
To było jak wizja, jak stygmat który prześladuje wybranych. Ale przecież
zdarzyło jej sie to pierwszy raz. Dopiero teraz, po wizycie u wróżki....
Jeszcze raz przemyła twarz zimną wodą lecącą z kranu. Lodowata ciecz przywróciła jej
trzeźwość umysłu. Teraz była pewna że to przywidzenie. To tylko wspomnienie ostatniego
dnia. Ale dlaczego musiało być tak przerażające...
Zeszła chwiejnym krokiem do pokoju wspólnego. Nie zapominając o różdżce skierowała się w
stronę kominka. Usiadła na miękkim dywanie w barwach złota i czerwieni. Jednym zaklęciem
przywołała płomień w palenisku. Wyciągnęła stopy tak aby ogrzały się w cieple płomieni.
Było jej tak przyjemnie.
Nagle poczuła czyjeś usta na swoim karku. Delikatne jak nigdy
przesunęły się wzdłuż i spoczęły na jej odkrytym obojczyku. Nie przestraszyła się obecnością nowej osoby.
Wiedziała że to on.
Powoli się odwróciła i pocałowała chłopaka. Wzięła jego twarz w dłonie
i delikatnie się przechyliła. Nadal obdarowywała go smakiem swoich ust. Teraz urywając ten
pocałunek dziewczyna pochyliła się nad chłopakiem delikatnie muskając jego twarz swoimi
czekoladowymi włosami. Zaczęła szeptać. On czuł jej ciepły oddech na skórze.
- Zawsze kiedy potrzebuje ukojenia zjawiasz się jak na zawołanie. - Paulina znów się
odchyliła od chłopaka. Teraz znajdowała się w bezpiecznej odległości od jego ust by móc w
spokoju z nim rozmawiać.
- Zobaczyłem światło pochodzące z kominka i już wiedziałem że to ty.- Fred mówił cicho,
jakby obawiał się że coś lub ktoś zakłóci tę chwilę. Podsunął się do
dziewczyny i wziął ją na ręce. Delikatnie przeniósł na czerwoną kanapę. Usiadł koło niej,
pozwalając by jej drobne ciało oparło się o niego. Powoli zamykała oczy. Nie mogła usnąć.
Wiedziała że to co zobaczyła prześladować ją będzie jeszcze jakiś czas.
Siedzieli tak przytuleni. Fred delikatnie głaskał ją po włosach. Rozmawiali, jednak później
nastała cisza, bardzo długa cisza... Po pewnym czasie Paulina
wiedziała że Fred jest zmęczony. Nie chciała go dodatkowo obciążać swoimi problemami,
wystarczyło że ona się przejmowała...
Pozwoliła by pomyślał że zasnęła. Znów poczuła jego delikatne dłonie.
Trzymał ją w ramionach. PO chwili byli już w sypialni dziewcząt. Fred delikatnie odsunął
zasłonę kładąc dziewczynę na złotej pościeli. Pochylił się i pocałował ją. Paulina ledwo
powstrzymała się od odwzajemnienia gestu. Gdy usłyszała stąpanie po schodach i skrzypnięcie
drzwi w głębi korytarza, wstała. Nie wiedziała co robić. Nie chciała zajmować innych ale też
nie chciała być sama. Nienawidziła takich momentów. Takie niezdecydowanie było męką.
Wreszcie skierowała się do łazienki. Chciała już być gotowa do porannego posiłku.
Przechodząc uniknęła spoglądania w taflę lustra. nie chciała znów ujrzeć krwi... w życiu
Widziała ją tyle razy, nadal jednak miała do niej awersję...

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Zimny prysznic przywrócił jej jasność umysłu. Nigdy nie wierzyła w przepowiednie czy
mugolskie horoskopy. Brała to jako żart i nic poważnego. Paulina stała pod prysznicem i
przekonywała samą siebie do tych myśli. Teraz powoli zaczynała wierzyć że ma rację.
Owinęła się ręcznikiem i wytarła włosy. Szybko ubrała się i wyszła z łazienki. Koleżanki z
pokoju już nie spały. Siedziały teraz przeciągając się i wybudzając z błogiego snu jakiego
Paulina nie zaznała ubiegłej nocy. Przywitała sie z nimi nie dając po sobie poznać że coś ją
trapi. Wolnym krokiem zeszła do pokoju wspólnego. Minęła kilka zaspanych twarzy. Ruszyła
teraz pewnym krokiem w stronę Wielkiej Sali. Była przeraźliwie głodna.
Usiadła na swoim miejscu przy długim stole Gryfindoru. Nie było za wiele uczniów. Nałożyła
sobie trochę owsianki i zajadała ją ze smakiem gdy wysoka postać zbliżyła się do niej. To był
Severus Snape.
- Paulino, musimy porozmawiać. Po śniadaniu udaj się do gabinetu dyrektora. Tam będziemy na
ciebie czekać... - Snape nie oczekiwał jej reakcji. Skierował się do wyjścia. Jego czarny
płaszcz, znikał właśnie za wielkimi dębowymi drzwiami. Paulina zastanawiała się kim jest ta
druga osoba. I dlaczego to Snape będzie z nią rozmawiał, choć nie jest opiekunem jej domu.
To McGonagall powinna ją powiadamiać o takich spotkaniach... Dziewczyna jeszcze pewien czas
siedziała przy długim drewnianym stole delektując się tak oczekiwanym posiłkim. Kiedy
już skończyła popijać ciemną kawę skierowała sie w stronę gabinetu dyrektora Dumbledora.
Szła powoli mijając roześmiane twarze młodszych uczniów, podekscytowanych każdym dniem w
szkole... Paulina też chciała się cieszyć, uśmiechać, radować każdą minutą i sekundą życia.
Jednak wydarzenia ostatniego czasu przerastały ją. Nie wiedziała co robić. Ciągle
przekonywała się że przepowiednia to bujda. Zwykły chwyt na turystów.
Jednak ten sen, problemy Draco i jej odbicie w lustrze przerażały ją. Chciała o tym
zapomnieć. Najlepiej wyjechać stąd daleko. Trzymały ją ty teraz jednak dwie wspaniałe osoby.
Draco i Fred. Paulina na początku roku postanowiła że do nikogo się nie przywiąże.
Że będzie sceptycznie podchodzić do nowych znajomości i ludzi. Nigdy jednak się jej
to nie udawało... Podobnie jak w poprzedniej szkole poznała świetnych ludzi, godnych
zaufania i jej szczerości...
- Zapraszam do środka - starszy mężczyzna gestem dłoni wskazał Paulinie drogę do wnętrza
komnaty. Dziewczyna nawet się nie zorientowała, że znajduje się pod gabinetem dyrektora.
Wyrwana z rozmyślań, przybrała dziwny wyraz twarz co sprawiło że staruszek uśmiechną się
do niej rozbawiony. Paulina stąpała teraz po drewnianych, lakierowanych schodkach. W pokoju
było dość jasno. Duże okno tuż przed nią pozwalało promieniom słonecznym delikatnie
rozświetlić miejsce pracy dyrektora. Komnata była umeblowana dość staranie. Paulinę
zachwycił wspaniały zbiór ksiąg chaotycznie poustawianych w biblioteczce. Nagle zauważyła że
w komnacie znajduje się mistrz eliksirów. Rozmawiał on z zakapturzonym mężczyzną. Paulinie
wydawał się on znajomy, jednak nie mogła tego ocenić gdyż postać była do niej odwrócona
plecami. Nagle jednak postać zwróciła ku niej wzrok. Tak jak sądziła... Znała tego
mężczyznę...
- Co tu robisz? - Paulina była wielce zaskoczona. Wysoki i chudy mężczyzna powoli odsłaniał
kaptur. Oczom dziewczyny ukazał się przerażający widok. Jego twarz była cała posiniaczona.
Nad lewym okiem miał ogromną ranę, widocznie zadaną jakimś cięzkim zaklęciem. To była
ewidentna robota czarodziei. Paulina powstrzymywała właśnie wszystkie uczucia jakie się w
niej kumulowały. Złość, gniew, przerażenie i rozpacz. Nie chciała ich okazywać... zwłaszcza
przed swoim ojcem...
- Witaj córeczko, przyjechałem bo mam ci coś ważnego do powiedzenia. Najpierw jednak muszę
podziękować Severusowi. To dzięki niemu jestem teraz tu z tobą... - Paulina usiadła na
fotelu zaraz obok mężczyzny. Nie mogła uwierzyć że to naprawdę on... Jeśli już tu jest to
z bardzo ważną wiadomością. Jej ojciec poszedł w jej ślady. Spoczął na skórzanym fotelu
zaraz koło niej. Widać było że przychodzi mu to z ogromnym wysiłkiem. Na jego twarzy
malował się grymas bólu, widocznie zadane mu rany nadal doskwierały. Severus pomógł mu
usiąść, podtrzymując mężczyznę za ramiona. Teraz gdy tak na nią patrzył miała ochotę go
zabić. Nienawidziła go, za to co sobie robi, za to w co się wplątał. Obserwowała jego
każdy ruch. Oczekiwała wyjaśnień, na które nie musiała długo czekać.
- Chciałem ci to osobiście przekazać... Obawiałem się ze wiadomość przesłana sowią pocztą
może cię za bardzo przestraszyć... wolałem żebyś wiedziała że nic mi nie jest... - tego
było za wiele jak dla niej.
- To nazywasz niczym? Ledwo się poruszasz, wyglądasz potwornie, te rany, twoja twarz...
Spójrz na siebie, schudłeś, już nie jesteś sobą... jesteś cieniem człowieka. i to nazywasz
niczym?? Jesteś strzępkiem osoby - Paulina zwiesiła głos, jej twarz wyrażała determinację
i pełną gotowość do kolejnego ataku. Chciała żeby wiedziała co o tym sądzi.
- Przyjechałem by powiedzieć, że nie będzie mógł z tobą spędzić świąt. Wiem ze jeszcze do
nich daleko, ale to pewne. Proszę nie kontaktuj się ze mną przez sowy bo i tak nie odeśle
wiadomości, wiesz dokładnie dlaczego...
Dyrektor powiadomił mnie że jest możliwość abyś została z grupką
innych uczniów w Hogwarcie. może i lepiej. Będziesz miała prawdziwe święta w
gronie znajomych...
- Znajomych... - Paulina powtórzyła to słowo jeszcze raz. - Nigdy nie myślisz o innych?
Czy tobie tak trudno zrozumieć że chce mieć rodzinę. Prawdziwą. Żebyś był na święta i
zawsze gdy cię potrzebuje. Zabrałeś mi już matkę, odebrałeś możliwości bycia z kimś na
stałe. Zabrałeś to co w moim życiu najważniejsze! Nie liczy się nic dla ciebie innego
od twoich spotkać. Nienawidzę ciebie i tej zgrai idiotów, z jakimi się zadajesz. Nie
możesz nazwać tego po imieniu? To nie są wiadomo powody. Jesteś zwykłym śmierciożercą
i tak już na zawsze pozostanie! - Paulina długo nie myśląc wstała i skierowała się do wyjścia.
- Panno Bringot! - Profesor krzykną jeszcze za nią lecz ta tego nie usłyszała. Była
pogrążona w swojej złości. Nie wyładowała jej jeszcze całkowicie...
- Daj spokój Severusie - Pan Bringot położył mu dłoń na ramieniu, podparł się i powoli
wstał. - Lepiej żeby mnie nienawidziła, niż żeby cierpiała rozłąkę. Lepiej to zniesie
uważając mnie za potwora i okropnego ojca... którym i tak chyba jestem... - Snape
spojrzał jeszcze raz na mężczyznę. Do końca nie rozumiał wszystkiego. Jednak zaufał
dawnemu przyjacielowi.
- Proszę zaopiekuj się nią Severusie - ojciec Pauliny mówił teraz spokojnie.
- Nie mów tak Peter! TO brzmi jakbyś miał już nie wracać... - Snape spojrzał na niego.
Ten jednak nie odpowiedział. Posłał mu serdeczne spojrzenie i skierował sie do drzwi. Za
chwilę dało się jedynie słyszeć jego kroki w oddali, które powoli nikły z głuchym
korytarzu...

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Była tak zła i wściekła, nie wiedziała co ze sobą zrobić. W takich momentach potrzebowała
wyżyć się na czymś. Skumulować siłę i po prostu się jej pozbyć. Szybkim krokiem skierowała
sie w stronę szkolnych błoni. Nie miała przy sobie płaszcza jednak nie obawiała się mrozu.
Gdy była już nad jeziorem usiadła i powoli uspakajała skołatane nerwy. Przywołała siłą woli
kilka kamieni którymi potem celowała w taflę jeziora. Musiała to przyznać. Jej ojciec był
śmierciorzercą. Podobnie jak ojciec Draca. Paulina wiedziała a o tym doskonale.
Wielokrotnie widywała sługów czarnego pana w swoim domu. Wtedy też pierwszy raz ujrzała
śmierć i krew, rozpacz i przyjemność jaką dawało im zabijanie. Nigdy jednak nie widziała
żeby to jej ojciec zadawał ból. TO go jednak nie usprawiedliwiało. Miał na sumieniu wiele
mugolskich i czarodziejskich żyć. W tym duszę jej matki, za którą tak tęskniła.
Widziała teraz chwilę w której umierała. Chciała ją wymazać z pamięci. Wiedziała że
Popełniła samobójstwo przez jej ojca. To on pozbawił ją resztek godności i jakiegokolwiek
poszanowania. To on doprowadził ją do stanu którego nie można było nazwać życiem. To była
zwykła wegetacja, bez jakichkolwiek uczuć. Paulina była inna. Nie miała zamiaru się
poddać. Była silna i przezwyciężyła strach przed krwią i śmiercią. Owszem widok tych rzeczy
przyprawiał ją o mdłości ale nie tak często jak dawniej. Nie sprawiał już że traciła
przytomność lub zamykała się w sobie. Miała zaledwie 16 lat a to powoli stawało się jej
rutyną. Bała się jednego. Że kiedyś stanie się nieczuła na ludzkie cierpienia. Że stanie
się taka jak jej znienawidzony ojciec...
W tym momencie podszedł do niej wysoki chłopak. Pauline wydawało się to dziwne że zawsze
kiedy potrzebuje się komuś wyżalić pojawia się osoba którą darzy zaufaniem. Tym razem to
był Draco. Usiadł obok niej i przyglądał sie uważne...
- Dziękuję... - Nadal patrzył jej w oczy. - Nie wiem jak się odwdzięczę... Naprawdę w
ciągu tych kilku tygodni zrobiłaś dla mnie więcej niż ktokolwiek w ciągu całego mojego
życia. Wiele dla mnie znaczysz. - Po tych słowach coś w Paulinie drgnęło. Nareszcie
poczuła że nie umarła jeszcze jako osoba. Wiedziała ze ma dla kogo dalej żyć. Wiedziała że
jeszcze drzemią w niej jakiekolwiek uczucia którymi teraz obdarowywała dwie wspaniałe
osoby. Była teraz pewna że jeszcze ma szansę odrodzić się z cienia osoby jakim się stała
przez ostatni czas. Wiedziała że jeszcze kiedyś powie "kocham cię"...
- Ale teraz mów... co cię trapi, wyrzuć to z siebie... - Draco kontynuował rozmowę.
- Chodzi o mojego ojca, był tu przed chwilą. Miał dla mnie wiadomość... Teraz liczy się
tylko to że po raz kolejny sprawił mi zawód... znów przekonałam się że żywię do niego
jedynie silna nienawiść. - Paulina powiedziała to z taką goryczą i złością w głosie że
sama poczuła jak przechodzą ją dreszcze po plecach. - Muszę ci powiedzieć coś ważnego,
na pewno mnie zrozumiesz... On jest...
- Śmierciożercą... tak wiem. - Draco teraz patrzyła na dziewczynę. Oczekiwał jej reakcji.
Paulina była w szoku... skąd mógł wiedzieć.
- Ale skąd... jak sie dowiedziałeś?
- Ważne że wiem. Dokładnie cię rozumiem. To dlatego Tiara Przydziału chciała cię umieścić
w Slitherinie. Twój ojciec służy Czarnemu Panu... to mogło zaważyć na decyzji w którym
domu się znajdziesz... nie rozumiem jednak jednej rzeczy... Dlaczego Tiara wahała się
między moim domem a Gryfindorem. Przecież to zupełnie dwa różne miejsca...
- Moja matka była w tym domu. Wiem może to dziwne że Ślizgon i Gryfonka... ale tak już
po prostu było. Wybrałam barwy szkarłatu i złota bo nie chciałam pójść w ślady ojca,
podłego i wyniosłego jak reszta szumowin z tego domu. - Do Pauliny dopiero teraz dotarł
sens tych słów. - Przepraszam, nie chciałam... wiesz o co mi chodzi.
- Tak wiem, i nie gniewam się... należało mi się. Doskonale rozumiem cię, poznałaś
przecież moją gorszą stronę 1 września. Może i masz rację że w Slitherinie liczy się
jedynie czysta krew i nic więcej. Dążenie do potęgi i władzy jest tu rzeczą przednią.
Nic innego nie ma większej wartości...
Rozmawiali jeszcze bardzo długo. Na tematy które ich łączyły. Paulina chciała mu
opowiedzieć o wyjściu do Homesgate lecz powstrzymała sie od tego tematu. Nie chciała go
denerwować podobnie jak Freda...

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Gdy leżała już na swoim łóżku w sypialni rozmyślając o dzisiejszych zdarzeniach najbardziej
nurtującym ją pytaniem było : skąd Draco wiedział o jej ojcu. Bardzo możliwe było że po prostu
się domyślił, lecz wtedy by jej to bez namysłu powiedział. On jednak coś ukrywał. To coś
nie pozwalało mu nawet na wyjawienie prawdy przyjaciółce...

W tej samej chwili w pokoju wspólnym Ślizgonów Malfoy rozmyślał na podobne tematy... Nie
chciał mówić Paulinie jak poznał jej ojca. To nie był dobry czasu na tłumaczenia. Wiedział
że tą informacja mogłyby ja tylko pogrążyć w smutku. Trzeba było to przyznać. On także był
prawowitmy śmierciożercą. od pewnego czasu uczestniczył w spotkaniach sługów czarnego pana
i to tam właśnie po raz pierwszy zobaczył ojca Pauliny. Stał on wtedy blisko Voldemorta.
Słyszał skrawki ich rozmowy. Wtedy usłyszał to nazwisko. Początkowo przeraził się.
Potem jednak dzięki tej informacji zaczął zauważać w dziewczynie cechy jakich nigdy nie
widział... Nareszcie znalazł kogoś z kim mógłby się pośmiać i kto by go zrozumiał. Dziwne
tylko że połączył ich Mroczny znak… Ten który innych rozdziela na wieki...


--------------------

Wychowana w romantycznym micie dwóch połówek jednego owocu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Atlashia
post 13.01.2004 17:39
Post #17 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 79
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Ja tu tylko na chwilę.




Ugh..
Czemu to tak dziwacznie jest rozmieszczone? Odrzuca od razu :'/
JEżeli piszesz w notatniku, zaczynaj nową linijkę dopiero gdy następuje akapit, bądź rozmowa. Wiem, że w dokumencie to ładnie wygląda jak się wszystko wyrówna, ale idiotycznie wyglada po wklejeniu na forum^^
A jeśli chcesz uniknąć krzaczków, to pisz w wordzie. Potem skopiuj dokument i wklej do notatnika. Potem zaznacz ten tekst znajdujący się w notatniku, znowu skopiuj i wklej na forum^^

Brr... polskie iniona... Z reguły nienawidzę gdy do opowiadania o HP dodaje sie nowe osoby, szczególnie zpolskimi imionami. Psuje klimat=/

nyo=)
Potem jesczze coś napiszę^^


--------------------
Poszła, aha! ;D
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Eskeniaa
post 13.01.2004 20:47
Post #18 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 09.01.2004
Skąd: warszawa




jest tak dziwnie rozmieszczone poniewaten tekst kopiowany był nie z notatnika a z innej stronki. Byłam zmuszona skopiować z tatąd bo moje pliki diabli wzięłi.
A oprócz tego że rozmieszczenie tak odrzuca to może coś więcej zauważyliście w moim opoiwadaniu? czeam na komentarze...


--------------------

Wychowana w romantycznym micie dwóch połówek jednego owocu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Outshined
post 15.01.2004 20:20
Post #19 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 15.11.2003




Panicz Malfoy (przystojny, męski, dżentelmen etc.), ujmująca głowna bohaterka (zapewne o Twoim imieniu), Snape jak po eliksirze rozweselającym i tytuł w stylu "Kaczuszki grają Led Zeppelin [czytałaś opowiadania Enahmy, prawda?]). Wszystko to już było. Lepsze.
Liczba zalet głównych bohaterów mnie powala... Cóż, nigdy nie lubiłam ficków z Malfoyem.
Da się czytać, nie odstrasza zbytnio (ale pozbądź się literówek i sprawdź pisownię "Hogsmade"), jednak... Zajrzę na pewno, ale... Jeśli zadbasz bardziej o fabułę (oryginalniejszą) i zaczniesz bardziej ludzko budować bohaterów to może być dobrze.

Ten post był edytowany przez Outshined: 15.01.2004 20:22


--------------------
there’s more to life than books, you know, but not much more.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Eskeniaa
post 15.01.2004 22:02
Post #20 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 09.01.2004
Skąd: warszawa




Oto kolejna częśc mojego ff pozdrawaim eskeniaa

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

"Pierwsza brama piekła"

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Czas mijał bardzo szybko. Paulina powoli zaczynała się przyzwyczajać do myśli o świętach spędzonych w Hogwarcie. Może nie powinna była się łudzić że w tym roku spędzi te dni w roku z ojcem? Nigdy przecież go nie interesowała. Zawsze na pierwszym miejscu był Czarny Pan i śmierciożercy. Czuła że zawsze już będzie tak... już zawsze...
Święta zbliżały się wielkimi krokami. Paulina postanowiła obdarować najbliższe jej osoby drobnymi upominkami. Wiedziała że w tym roku pociąg z Hogwartu odjeżdża w poranek bożego narodzenia więc po przebudzenia bliskie jej osoby zobaczą podarunki. Zakupiła książkę profesorowi Snapowi. Georgowi podręcznik młodego dowcipnisia (zamówiony w specjalnej wysyłkowej księgarni dla pewności że jeszcze takiego nie ma). Największy problem miała jednak z Fredem i Draco. Zupełnie nie wiedziała co może im podarować. Chciała by było to coś wyjątkowego, co zapamiętają do końca życia... Długo się zastanawiała co to może być. Nic naprawdę nic nie przychodziło jej do głowy. Postanowiła jednak że kupi Draco rubin przyjaźni, kamień spełniający najskrytsze marzenie w jednym dniu roku. Rubin ten mógł być tylko ofiarowany osobie która uważa cię za przyjaciela. Miała nadzieje że prezent się spodoba. Fred natomiast otrzymał diament miłości. Kamień ten podobnie do rubinu spełniał jedno jedyne marzenie. Związane było oczywiście z miłością. Paulina uwielbiała przepowiednie i wróżby, i choć w nie nie wierzyła, uważała że taki podarunek spodoba się Draco i Fredowi. Znów na myśl przyszła jej przepowiednia wróżki. Od pewnego czasu nie obawiała się jej jak dawniej. Dni spędzone w gronie znajomych sprawiały że zapominała o świecie i rozkoszowała się minutami i sekundami życia. Uśmiech nie schodził jej już z twarzy.

W poranek Bożego Narodzenia Paulina wstała bardzo wcześnie. Siedząc nadal na swoim łóżku wśród miękkiej i pachnącej świeżością pościeli przeciągnęła się po wspaniale przespanej nocy. Rozejrzała się w poszukiwaniu prezentów... Musiała się przyznać, iż zaraz po Świątecznych posiłkach podarki były jej ulubioną częścią świąt. Przy nodze swojego łóżka zauważyła stosik pakunków. Nawet nie spodziewała się że będzie ich aż tyle. Najpierw siłą woli przyciągnęła czerwoną paczuszkę. Teraz cieszyła się że jest Brimagiem. Mogła w ciepełku rozkoszować się tą wspaniałą chwilą. Wyjrzała przez oszronione okno. Krajobraz szkolnych błoni delikatnie przebijał się przez ozdoby Dziadka Mroza. Puszysty drobny puch powoli opadał na zaśnieżone przez noc błonie. Było tak pięknie i spokojnie... Jedyne co teraz słyszała to szelest czerwonego papieru który właśnie rozrywała. Po chwili Paulina trzymała w rękach metalową puszkę z logo cukierni "Miodowe Królestwo". Gdy ją otworzyła jej oczom ukazały się ślicznie zdobione ciastka w kształcie serc. Każde z nich oblewane były czekoladą i miały różnokolorowe napisy. Jedne mówiły "Kocham" inne "Całuje". Paulina sięgnęła po jedno z nich. Gdy tylko zatopiła w nim zęby ono zaczęło śpiewać cichą melodyjkę. Paulina parsknęła śmiechem. Było to takie przyjemne i słodkie. Za chwilę sięgnęła po karnecik przyczepione do czerwonego papieru który teraz w strzępkach leżał na podłodze.

"Śpiewające Ciasteczka", mam nadzieje że się spodobają. Prezent skromny ale podarowany
ze szczerego serca... Wesołych świąt
Fred
PS Mam jeszcze jedną niespodziankę... lecz o niej dowiesz się w swoim czasie...

Paulina przez chwilę wpatrywała się w karnecik. Było jej ciepło na sercu jak nigdy dotąd. Żałowała jednak że tych świat nie spędzi z bliskimi, gdyż wszyscy postanowili wrócić do domu. Fred proponował jej że zostanie w Hogwarcie jednak ona odmówiła dokładnie widząc że bardzo mu zależy na wizycie w domu. Jej przemyślenia przerwało "Śpiewające Ciasteczko" które co raz to głośniej przygrywało melodyjkę. Paulina pospiesznie pochłonęła resztę smakołyku by ten przestał hałasować. Strzepała okruszki z pościeli i zabrała się za dalsze rozpakowywanie podarunków. Znów siłą woli przyciągnęła paczkę. Ta była zapakowana z zielony papier. Znów pospiesznie rozerwała cienką granicę dzielącą ją od kolejnego prezentu. Ten był od Georga. Gdy go tylko zobaczyła uśmiechnęła się szeroko i cicho zaśmiała się pod nosem. TO była książka. Nie byle jaka. To była ta sam książka jaką ona mu podarowała na święta. Paulina mogła się spodziewać że i on sprezentuje jej poradnik młodego dowcipnisia... Kolejna paczka była od Draco. Zawinięta z granatowy papier była najmniejszym podarunkiem jaki dostała. Rozdarła pośpiesznie opakowanie i jej oczom ukazało się mała jubilerska szkatułka. Gdy ją otworzyła jej oczom ukazała się delikatna srebrna bransoletka z inicjałami D.M & P.B. Paulina natychmiast wsunęła ją na rękę.... Wyciągnęła teraz dłoń przed siebie alby zobaczyć cały efekt. Prezent doskonale prezentował sie na jej szczupłym nadgarstku. Jej długie palce powodowały że smukła dłoń była jeszcze bardziej kobieca. Wczesne promienie słoneczne odbijały się w tafli bransoletki stwarzając wspaniały efekt. Ostatni podarunek ją zadziwił. Była to szara paczka pokaźnych rozmiarów. Dziewczyna wyciągnęła dłoń i przyciągnęła paczkę. Przyczepiona do niego koperta zaadresowana była do niej. Nie było mowy o pomyłce.

Droga Paulino!
Mój syn opowiadał mi o tobie. Mówił także że musisz zostać w Hogwarcie na Święta. Wraz z moim mężem zapraszamy cię do siebie na ferie Świąteczne. Mamy wielką nadzieje że przyjmiesz nasze zaproszenie i przyjedziesz no "Nory". Przesyłamy sie skromny prezencik. Mamy nadzieje że będzie się podobał.
Całujemy Molly i Artur Weasley'owie.
PS. Wszelkie szczegóły omówisz z Fredem. On ci dokładnie wszystko opowie.
Paulina patrzyła teraz na list jak wryta. Nie spodziewała się że Fred mówił on niej swoim rodzicom. Tym bardziej nie spodziewała się że dostanie takie wspaniałe zaproszenie. Oczywiście miała zamiar się zgodzić. Bardzo była ciekawa jak wyglądają prawdziwe święta których nigdy nie miała. Była to także okazja na spędzenie czasu z bliźniakami i uzgodnienie szczegółów ich długo oczekiwanego planu. Teraz jej wzrok skierował się na szarą paczkę. Pośpiesznie zaczęła rozdzierać papier. TO co zobaczyła powaliło ją z nóg. W paczce znajdował się własnoręcznie robiony sweter w kolorze dojrzałej śliwki. Na lewej piersi miał wyszytą dużą literę "P". Paulina od razu polubiła podarek. Wiedziała że pani Weasley włożyła w zrobienie jego dużo pracy i serca. Dziewczyna od razu zarzuciła go na siebie. Wstała i podbiegła do lustra. Sweter był miękki i pachniał kwiatami. Był trochę przyduży gdyż sięgał jej przed kolana jednak paulina się tym nie przejmowała. Pospiesznie założyła bieliznę i spodnie i zbiegła do pokoju wspólnego. Po drodze sięgnęła jeszcze po jedno ze "śpiewających Ciasteczek". Ugryzła je i tym razem także popłynęła z niego melodyjką, jednak była o wiele bardziej żywa. Tanecznym krokiem schodziła po drewnianych schodach. Wywijając śmieszne piruety wpadła do pokoju wspólnego cała rozpromieniona. Nadal tańcząc w rytm melodyjki podskakiwała wymachując ciasteczkiem w powietrzu. Nie przejmowała się wzrokiem innych. Zamknęła oczy i znów zaczęła szaleńczo tańczyć. Znów otworzyła oczy o zauważyła że wszyscy na nią patrzą z rozbawieniem. Wśród uczniów był Dean, Seamus, Fred, George i Harry. Paulina uśmiechnęła się wkładając ciastko do ust. Oblizała z kącików ust czekoladę i ciągle tańcząc, już bez muzyki podążyła do czerwonej kanapy. Usiadła ( nie ona raczej skoczyła) pomiędzy bliźniaków.
- No i należysz już do rodziny! - George uśmiechną się do niej szczerze, pukając się w
pierś, uwydatniając sweter w podobnym kolorze jednak z literą "G". To samo uczynił Fred
ze swoim sweterkiem z wyszytym "F".
- Po pierwsze: Wesołych Świąt... Po drugie i najważniejsze: jak tam prezenty? - Paulina rozbawiona spojrzała na Georga, przypomniał się jej bowiem
podarek od niego. Chłopak zrozumiał aluzję i wyciągnął z kieszeni małą Książeczkę będącą poradniczniem młodego dowcipnisia. Paulina zaśmiała się pod nosem zwracając teraz swój wzrok na Freda. Ten natomiast sięgnął za sweter wyciągając bały kamień umocowany na łańcuszku. Diament miłości... Paulina przypomniała sobie teraz o propozycji państwa Weasley. Nie chciała się narzucać więc najpierw spojrzała wyczekująco na Freda.
- Podobno miałeś dla mnie niespodziankę. - Paulina zatrzepotała bezmyślnie rzęsami przybierając słodką minkę " wcale się nie domyślam o co chodzi".
- Tak mam i to nie jedną a dwie. - Nachylił się nad Pauliną i delikatnie ją pocałował.
- Tylko tyle... hmmm. słaba ta niespodzianka. - Paulina spojrzała na niego zawadiacko i usiadła mu na kolanach. Nachyliła się nad nim i pocałowała go namiętnie delikatnie biorąc jego twarz w dłonie. - Ja robię lepsze niespodzianki... widzisz? No dobrze a ta druga?
- Jedziesz do nas na święta! - George nie wytrzymał i aż podskoczył wykrzykując radośnie tą nowinę! - Będziemy mieli mnóstwo czasu na udoskonalenie naszego planu. Ron zostaje w Zamku z Harrym więc nikt nam nie będzie przeszkadzał. - Jego oczy były teraz pełne determinacji i szczęścia. Wyglądał jak małe dziecko podekscytowane nową zabawką. Paulina uśmiechnęła się rozbawiona i kontynuowała rozmowę. Była chyba najszczęśliwszą osobą na
świecie...

Świąteczne śniadanie różniło się od posiłków podawanych w normalne dni. Wielka sala udekorowana była girlandami i świecidełkami. Każdy ze stołów przyozdobiony był świątecznymi gadżetami w kolorach herbów domów. Paulina zachwycona była ogromną choinką stojącą w rogu sali. Przyozdobiona była magicznymi ozdobami. Najpiękniejsze wydały się dziewczynie małe elfy zamknięte w złotych lampionach. Podczas śniadania dużo rozmawiała i żartowała z kolegami z dormitorium.
Po sycącym posiłku, szybko wstała od stołu i podeszła
do miejsca w którym jadali Ślizgoni. Była ich nieliczna grupka więc szybko znalazła miejsce koło Draco który nawet nie zauważył jej przybycia. Delikatnie pocałowała go w policzek i dopiero ten gest wyciągnął go z głębokiego zamyślenia...
- Wesołych Świąt! - Paulina uśmiechnęła się szczerze do chłopaka. Ten przełknął ostatni kęs jajecznicy i przywitał się z przyjaciółką.
- Jak podobał się prezent - Draco wyczekiwał teraz odpowiedzi. Paulina nie odpowiedziała nic tylko podwinęła rękaw swetra ukazując nadgarstek a na nim delikatną srebrną bransoletkę. Paulina już chciała zadać pytanie lecz Draco uprzedził ją z odpowiedzią. Sięgnął pod czarną koszulę i wyciągną rubin przyjaźni umocowany na czarnym rzemyku.
- Jest świetny. - Draco pocałował Paulinę w policzek i wstał od stołu. Podał dłoń
dziewczynie zachęcając do spaceru...
- Zapraszam na mały spacer po błoniach...na ostatnią rozmowę przed świętami.
Wiem że zostajesz w Hogwarcie... - W jego głosie słychać było współczucie.
- Mylisz się... zobaczymy się jeszcze w pociągu Hogwart Express! - Paulina uśmiechnęła się zawadiacko, znikając za drzwiami Wielkiej Sali. - Weasleyowie zaprosili mnie na święta do siebie i przyjęłam zaproszenie.
- Wiesz dobrze ze możesz i do mnie przyjechać, nie jestem pewny jednak czy spodobały by ci się Święta u MAlfoyów. - Draco zaczął sie tłumaczyć, jakby Paulina obwiniała go o coś.
- Doskonale rozumiem i nie mam ci za złe że mnie nie zaprosiłeś. Wcale tego nie
oczekiwałam. Wierze że gdybyś mógł na pewno byś to zrobił. - Paulina przytuliła się do niego mocniej. Poczuła teraz chłód zimnego powietrza. Grudniowy wiatr był mroźny. Powoli zaczynały szczypać ją policzki od chłodu. Draco objął ją w pasie delikatnie przytulając do siebie i opatulając swoim płaszczem. Rozmawiali jeszcze chwilę. Wiedzieli że mają dużo czasu. Pociąg odjeżdżał dopiero o 14.00...
Przed samym odjazdem z peronu profesor Snape poprosił Paulinę
o rozmowę.
- Paulio, mam coś dla ciebie. Twój ojciec zostawił to po swojej ostatniej wizycie. Prosił abyś otworzyła to w święta. - Snape podał jej pakunek. Po jego rozmiarach i kształcie rozpoznała że to książka.
- Dziękuje. Wesołych Świąt profesorze. - Paulina pocałowała Severusa w policzek i zaraz znikła w tłumie śpieszących się do domu uczniów, zostawiając belfra w nie małym szoku...


*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Nora była przytulnym miejscem o ciepłych barwach i miłym zapachy świeżego piernika. Święta widać tu było w każdym kącie. Wspaniała choinka przybrana we własnoręcznie wykonane ozdoby stała przed kanapą zaraz obok kominka. Skromne girlandy zwisały z sufitu wypełniając pokoje świeżym zapachem igliwia. Paulina rozejrzała się po komnacie. Salon był skromnie umeblowany.
Nie było w nim drzwi. Z wolnej przestrzeni pokoju wchodziło się do kuchni w której słychać było krzątanie. Za chwilę z kuchni wypadła starsza, pulchna kobieta w fartuchu. Miała tak samo płomienno czerwone włosy jak reszta rodziny... Uśmiechnęła się szczerze do Pauliny i przytuliła ją tak mocno że dziewczyna nie mogła złapać oddechu. Za chwilę do salonu wpadł Pan Weasley taszcząc kufry wypakowane z pokoju. Za nim wkroczyli Fred George i Giny, zaśmiewając się z ojca wcale mu przy tym nie pomagając. Fred stanął koło Pauliny głupkowato się uśmiechając. Pani Weasley puściła ją z uścisku pozwalając na szybkie
zaczerpnięcie powietrza. Paulina wzięła głęboki wdech obawiając się kolejnego "ataku" ze strony kobiety. Ona jednak popatrzyła na syna porozumiewawczo a potem na Paulinę swoimi ciepłymi brązowymi oczami.
- Syn mówił mi że jesteś ładna ale nie sądziłam że aż tak... - Paulina po tych słowach troszkę się speszyła. Popatrzyła na chłopaka nadal głupkowato uśmiechającego się. Kobieta kontynuowała mówienie swoim ciepłym niskim głosem. - Na pewno jesteście zmęczeni po podróży, za chwilę będzie obiad. Przed tym możecie się odświeżyć. Paulino Fred zaprowadzi cię do pokoju. Będziesz nocować u Rona. Jak wiesz został w Hogwarcie więc cały pokój będzie dla ciebie. - Kobieta uśmiechnęła się i już chciała odejść gdy zatrzymał ją głos Freda.
- Mamo przecież może spać u mnie! George przeniesie się do Rona... - Chłopak objął w pasie dziewczynę i przyciągnął do siebie - Przecież będziemy grzeczni... - Fred uśmiechnęła się pokazując swoje bielutkie ząbki. Paulina zaśmiała się pod nosem. Szczerze mówiąc podobał się jej ten pomysł.
- Nie wątpię że nasz gość będzie się odpowiednio zachowywał - tu Pani Weasley popatrzyła ciepło na dziewczynę - Obawiam się jednak o ciebie.
Paulina spojrzała na Freda i cmoknęła go w policzek.
- Ja też się troszkę tego obawiam - Zaśmiała się zalotnie i pociągnęła chłopaka za
rękę. - Chodź pokażesz mi mój pokój...

Dzień minął szybko. Paulina zajęła się rozpakowywaniem i wraz z bliźniakami zwiedzała okolicę i cały dom. Obiad był wyśmienity. Paulina czuła się jak w siódmym niebie. Prawdziwa rodzinna atmosfera powodowała że Paulina nareszcie poznała smak świąt, pełnych miłości i ciepła.

W nocy rozległy się kroki na korytarzu. Delikatne kobiece stópki stąpały po
drewnianej podłodze.
- Jeszcze tylko kawałek... - dziewczyna cicho sobie powtarzała te słowa, miała nadzieje że nikt jej nie usłyszy. Powoli mijała kolejny pokój z którego wydobyło się głośne chrapanie Pana Weasleya. Przestraszona nagłym hałasem przyspieszyła kroku. Już znajdowała się przy zielonych drzwiach. Zapukała po cichu aby nikt inny poza lokatorem tego nie usłyszał. Prosiła tylko by drzwi otworzył jej...
- Fred... nie mogłam spać. Mogę wejść? - Chłopak przecierał teraz zaspane oczy. PO dłuższej chwili rozpoznał w dziewczynie Paulinę. Natychmiastowo wpuścił ją do pokoju. Mimo panującej ciemności mogła ona dostrzec drugiego bliźniaka smacznie śpiącego z otwartymi ustami.
Usiadła teraz na łóżku które delikatnie zaskrzypiało. Zaraz koło niej wylądował Fred lekko przeciągając się i ziewając szeroko. Związał gumką swoje długie czerwone włosy i spojrzał na dziewczynę. Była dziwnie spokojna. Siedziała tak koło niego. Jej oczy mimo braku snu nie wyglądały na zmęczone. Były pełne radości. Światło księżyca wpadające przez okno do pokoju odbijało się w jej źrenicach. Paulina wśliznęła się pod kołdrę i przytuliła się do
chłopaka. Ten objął ją w pasie i przysunął jej twarz do swojej. Pocałował ją i wtulił się w jej brązowe włosy. pachniały tak przyjemnie. Leżeli tak rozmawiając po cichu aby nikogo nie zbudzić. Sytuacja w jakiej się znaleźli mogła wyglądać dwuznacznie. Zwłaszcza Paulina obawiała się że po takim incydencie rodzice Freda mogą już na nią inaczej patrzeć. W końcu to ona w środku nocy wśliznęła się do jego łóżka... PO pewnym czasie zmorzył ją sen. Nie chciała wracać. Zasnęła w pokoju Freda...


Poranek zapowiadał się wspaniale. Obudziła się na tyle wcześnie by móc niezauważalnie wyślizgnąć się z pokoju i wrócić do siebie. Szybko wstała i po cichu dostała się do pokoju. Wzięła prysznic. Nikogo jeszcze nie było. postanowiła się ubrać i zejść na dół. Zabrała ze sobą książkę od ojca. "Twój los w przepowiedniach" Przynajmniej wiedział co ją interesuje... Usiadła przed kominkiem. Otworzyła lekturę i zagłębiła się jej treść. Gdy doszła do tak długo oczekiwanego rozdziału czytała z jeszcze większym zaciekawieniem.
Stygmaty... Dowiedziała się że to naznaczenie przepowiedni. Odbierają ją jedynie czarodzieje lub charłaki. Ludzie nie magiczni uważają je za przejaw głębokiej wiary. Są to jednak znaki pojawiające się po ciężkim przeżyciu lub przed jego zaistnieniem. Była tak pochłonięta książką że nie zauważyła schodzącego po schodach Freda. Ocknęła się z transu w jaki wpadła po jego nagłym krzyku... Był tak przerażający że dziewczynę przeszły ciarki po plecach...
- Paulina... twoje policzki, oczy.. Paulina! - Fred biegł teraz do niej potykając się o
własne nogi. Był tak przerażony że nie panował nad sobą. Dziewczyna początkowo nie widziała o co mu chodzi. Nadal zapatrzona była w kartki książki. Nagle tekst się zamazał. Widziała krople krwi kapiące na tekst... Bała się że to tym razem prawda... że to nie przywidzenie... Zbliżyła drżącą dłoń do policzka. Teraz z przerażeniem patrzyła na czerwoną ciecz na swojej dłoni. Jej palce zalane szkarłatem krwi drżały coraz bardziej. Spojrzała na chłopaka. Z jej policzków spłynęły łzy. Nie było ich jednak widać. Nadal była to krew, tak żywa jak nigdy... Po raz pierwszy od dawna jej widok wywołał u niej panikę. Powoli traciła trzeźwość
umysłu. Czuła już tylko strach. Przestawała myśleć racjonalnie. Chciała wstać i coś
powiedzieć. Nie miała jednak siły. Zemdlała. Powoli smugi krwi spływały teraz po jej twarzy... więcej już nic nie pamiętała...


--------------------

Wychowana w romantycznym micie dwóch połówek jednego owocu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Skejti- dawna Skejtmenka
post 16.01.2004 20:29
Post #21 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 24
Dołączył: 26.10.2003
Skąd: Elbląg




Wow! Cały czas przed kompem wykorzystałam żeby to przeczytać. Masz wenę i to dobrą. Bardzo mi się to podoba (ale wolałabym by Paulina chodziła z Draconem tongue.gif). Tylko dziwne, że u mnie na kompie nie pokazują się polskie litery.
Pisz dalej najlepiej coraz dłuższe party tongue.gif.


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Eskeniaa
post 16.01.2004 20:34
Post #22 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 09.01.2004
Skąd: warszawa




Dziei za pochwałę... tak napraewde to to opowiadanie jest już dawno napisane. Najpierw było na obornikach a teraz postanowiłam wkleić je tutaj... wiesz... ja nie chciałam żeby ona była z Draco... kolejny romans z nim... nie dzięki biggrin.gif Ale mam wielką nadzieje że to cię niezniechęci i dalej będziesz czytać.. niedługo dodam następnego parta biggrin.gif
Pozdrawiam Eskeniaa


--------------------

Wychowana w romantycznym micie dwóch połówek jednego owocu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Skejti- dawna Skejtmenka
post 16.01.2004 20:38
Post #23 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 24
Dołączył: 26.10.2003
Skąd: Elbląg




No co ty jasne że nie zniechęci, ale jakbyś mogła to już dziś wklej następny part (żarty). Naprawdę nieźle piszesz i czekam na następne części.


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Eskeniaa
post 16.01.2004 20:47
Post #24 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 09.01.2004
Skąd: warszawa




QUOTE
No co ty jasne że nie zniechęci, ale jakbyś mogła to już dziś wklej następny part (żarty). Naprawdę nieźle piszesz i czekam na następne części.

Dziś nie będzie bo jestem pochłonięta kolejnym opowiadaniem (tym razem jednak jest to praca obowiązkowa na zaliczenie z humanistycznych fakultetów) i nie mam za bardzo czasu.... ledwo wyrwałam się na chwilę żeby zawitać na forum ... postaram się może uda mi się jutro albo w niedziele. Tak czy siak ciesze się ze komuś się podoba... Musze przyznać że jak teeraz czytałam początek to rzecyzwiście było to beznadizjene i takie samo jak każde lepsze opowiadanie ale wydajr mi się ze z biegiem czasu robiło się lepiej... pozdrawiam eskeniaa ;P


--------------------

Wychowana w romantycznym micie dwóch połówek jednego owocu...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Skejti- dawna Skejtmenka
post 16.01.2004 21:05
Post #25 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 24
Dołączył: 26.10.2003
Skąd: Elbląg




Wiem, nauka najważniejsza, na szczęście ja jestem jeszcze w SP w 6 klasie i przez sobotę mam wolne. Ale ty pewnie jak wszystcy prawie starsza jesteś, więc pracować musisz (co we mnie taka dziwna mowa wstąpiła??). A możesz mi podać stronkę lub forum gdzie masz tego ff'a??


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

2 Strony  1 2 >
Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 23.04.2024 15:29