Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> "Czas Zgonu" [zak] do LW, ...opowiadania medyczne

Agrado
post 24.03.2004 00:15
Post #1 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




W tym topicu chciałbym zaprezentować swoje opowiadania medyczne pt. "Czas Zgonu". Prosiłbym o wasze opinie.

„Czas Zgonu”

cz. 1
„Niech odpoczywa w pokoju”


Nie zdążył się jeszcze położyć, jak zadźwięczał mu pager. Przecież dopiero co wrócił. O co mogło im chodzić? Ociężale wstał i chwycił pager. Spojrzał na niego po czym podszedł do telefonu i wybrał wskazany przez beeper numer.
- Izba przyjęć – odezwał się kobiecy głos w słuchawce
- Mówi Jack Williams. O co chodzi?
- Mamy kilku... – przerwał jej Phil, który przechodził obok i wyrwał jej słuchawkę z ręki
- Mamy rannych ze strzelaniny. Nie wyrabiamy. Pomożesz?
- Już jadę.
Odłożył słuchawkę i zaczął się ubierać. Po kilku minutach siedział już w samochodzie i jechał w kierunku Szpitala Św. Krzysztofa. Obliczył, że dotarcie na miejsce nie zajmie mu więcej niż dziesięć, góra piętnaście minut. Zwłaszcza, że ulice Los Angeles nie bywają o tej porze tak zakorkowane jak to jest podczas dnia.

Włączył radio. Zazwyczaj tego nie robił, ale wolał żeby cos szumiało niżby miała go otaczać cisza. Tak zawsze słyszał szum samochodów, a teraz był sam na tym odcinku ulicy.
- Minęła 5:30, czas na wiadomości – szumiał głos z radia – przynajmniej osiem rannych w tym sześć ciężko w wyniku dzisiejszej strzelaniny, która miała miejsce kilka minut temu w barze „Relax”...
- No to mamy robotę – powiedział sam do siebie.
Chciał się wsłuchać w to co mówią w radiu ale przeszkodzono mu. Z niezwykłą prędkością minął go samochód, jadący pasem obok. W momencie gdy przejechał samochodem Jacka zatrzęsło. Nie zdziwiło by go to pewnie, gdyby nie fakt, że samochód który go minął jechał złym pasem. Samochód wyprzedził jeszcze kilka innych jadących przed nim i zbliżał się do skrzyżowania. Światło zmieniło się na czerwone. Samochód jednak nie zwalniał. Wyjechał na skrzyżowanie i wbił się prosto pod koła wjeżdżającej na skrzyżowanie cysterny. Samochód odrzuciło na bok i wgniotło go w mur stojącego nieopodal budynku. Cysterna wpadła w poślizg. Naczepa zakręciła i uderzyła w pobliski słup. Kula ognia natychmiast rozerwała cysternę. To co z niej zostało wjechało na jadące z przeciwka samochody. Wszystkie samochody będące na skrzyżowaniu stłukły się ze sobą. Potężny płomień ogarniający cysternę zaczął się powoli przenosić na stojące obok samochody.

Jack akurat podjeżdżał do skrzyżowania, gdy zauważył co się dzieje. Nacisnął szybko na hamulec, jednak nie uchroniło go to przed uderzeniem w auto stojące przed nim. Samochód jadący za Jackiem również w niego uderzył. Wlliams nie wierzył własnym oczom. Mieszkał w Mieście Aniołów od kilku lat i widział nie jeden wypadek, ale czegoś takiego jeszcze nigdy. Natychmiast wybiegł z samochodu i zaczął rozglądać się po okolicy. Przed sobą miał tylko potężną kulę ognia. Wszyscy ludzie krzyczeli. Jack z ledwością wyłapywał wśród nich wołanie pomocy. W pierwszej kolejności podbiegł do płonących samochodów. Z cysterny nie było już kogo ratować. Podbiegł do auta wbitego w cysternę, którego tylko chwila, dzieliła od wybuchu. Za kierownicą ujrzał kobietę. Leżała na kierownicy. Ręce miała zakrwawione. Po kierownicy spływały krople krwi. Jack natychmiast otworzył drzwi i spróbował wyjąc kobietę. Jednak była zaklinowana pomiędzy siedzeniem a kierownicą. Jack nie chciał jej bardziej zaszkodzić. Podbiegł do pobliskiego samochodu i wyciągnął z niego mężczyznę.
- Musi mi pan pomóc
- Ale ja się nie znam
- Nie szkodzi.
Podbiegli do kobiety i tworzyli drzwi.
- Pan wejdzie z tyłu i powoli odsunie fotel a ja ją wyciągnę – krzyczał Jack
- Wie pan co pan robi?
- Jestem lekarzem.
Mężczyzna wszedł do tyłu i kucnął na tylniej kanapie. Jack z wielkim trudem odblokował przedni fotel i dał mężczyźnie znak, żeby ten ciągnął.
- Tylko powoli
Mężczyzna ciągnął fotel do siebie. Sprawiło mu to wiele wysiłku.
- Gorąco tu – krzyczał mężczyzna]
- Jeszcze chwilę. Niech pan ciągnie.
Fotel się trochę odsunął. Nie była to spora odległość, ale wystarczyła aby pomóc kobiecie.
- Może pan wyjść. Ma pan coś do unieruchomienia szyi?
- Co?
- Nie wiem. Kołnierz, karton. Cokolwiek.
- Cholera – Jack rozglądał się nerwowo – niech pan da sweter
Mężczyzna posłusznie wykonał polecenia. Jack chwycił sweter po czym owinął go wokół szyi kobiety, w celu prowizorycznego unieruchomienia.
- Teraz pan chwyci za nogi a asekuruję głowę. Zaniesiemy ją na chodnik.
Mężczyzna chwycił nogi kobiety, a Jakc jej barki. Powoli wyciągali kobietę z samochodu. Po chwili szli z nią w kierunku bezpiecznego odcinka chodnika. W tym samym momencie Jackowi zadzwonił telefon komórkowy.
- Tu na chodnik.
Położyli ją. Jack odebrał telefon.
- Tak.
- Ile czasu można czekać? Nie wyrabiamy – wrzeszczał Phil
- Był wypadek. Sporo rannych. Mam rozbity samochód. Ratuję poszkodowanych.
- Nic ci nie jest? Sam jesteś?
- Ze mną dobrze. Gorzej z nimi. Potrzebuje wsparcia.
- Możemy wysłać kilka wozów. Zabierzesz jednego z poszkodowanych i przyjedziesz razem z nimi.
- Ale...
- Żadnego ale.
Rozłączył się. Jack schował telefon i kucnął przy kobiecie.
- Słaby puls. Niech pan zrobi usta-usta a ja masaż serca. Wie pan jak?
- To akurat wiem.
Mężczyźni zaczęli współpracować.
- Nie mogę. Powietrze się cofa. – krzyknął mężczyzna
- Musi mieć coś w przełyku. Ma pan scyzoryk?
- Tak.
- Niech pan przyniesie.
Mężczyzna odbiegł. Zaraz podbiegł inny.
- Niech pan nam pomoże. Mój brat jest...
- Chwilę. Jestem sam. Zaraz przyjadą karetki.
Mężczyzna wrócił ze scyzorykiem. Jack odwinął sweter z szyi kobiety, po czym chwycił scyzoryk i przyłożył do wgłębienia szyjnego.
- Co pan robi?
- Pomagam jej oddychać.
Jack wbił scyzoryk. Wyjął z kieszeni długopis, po czym go rozkręcił i włożył końcówkę, przez którą wychodzi wkład w nakłucie w szyi.
- Niech pan dmucha – powiedział
- To bezpieczne?
- To być może jedyny sposób, żeby ją uratować.

JJ weszła niepewnym krokiem do Izby Przyjęć. Gdyby mogła to pewnie by wyszła po tym co zobaczyła. Ogromny harmider i latanie lekarzy od jednej sali do drugiej. Pielęgniarki jeżdżące z pacjentami na łóżkach. Chciała się cofnąć i jeszcze raz przemyśleć, czy na pewno chce tu być, gdy uderzyła w kolejne łóżko, pchane przez sanitariuszy.
- Pomóżcie – krzyknął sanitariusz
Dave, student czwartego roku chirurgii chwycił łóżko.
- Co mamy?
- Ostatnia ofiara strzelaniny. Mark Louis. Lat 16.Nieprzytomny. Źrenice reagujące. Kula utkwiła w jamie brzusznej. Glasgow 7. Ciśnienie 90/60. Puls 52. Dostał 2 jednostki Lidokainy.
- Bierzemy go. Jammie pomóż.
Jammie była jedynym na Izbie Przyjęć pediatrą. Pomimo iż miała pełne ręce roboty podbiegła do Dave’a.
- Na urazówkę – powiedział Dave.

JJ nadal stała w poczekalni. Rozglądała się dookoła.
- Pomóc w czymś? – zapytał Phil
- Nie. To znaczy tak. Jestem nową praktykantką. Nazywam się JJ.
- Phil Waren. Szef stażystów. Miło mi.
- Mi również. Studiuję trzeci rok chirurgii. Miałam się dzisiaj zgłosić.
- O szóstej rano?
- Tak mi kazali.
Phil westchnął po czym chwycił JJ i zaprowadził ja do przebieralni.
- Przebierz się. Potem zapytaj o mnie w recepcji. Pomożesz nam.
- Ale ja...
- Przynajmniej zaliczysz kilka zabiegów.
Po tych słowach wyszedł. JJ odprowadziła go wzrokiem, po czym zaczęła się przebierać.

- Wykrwawia się – wrzasnął Dave
- Założyć tamponadę – powiedziała Jammie do pielęgniarki.
- Mam wyniki gazometrii – krzyknęła Cybil, przełożona pielęgniarek – pH 6,3; pCO2 – 22; PO2 – 63; HCO3a – 7,1 ; BE –12,3 ; saturacja 82%
- 50mg Xylocainy – powiedziała pewnie Jammie
- Bradykardia – wrzasnął Dave – elektrody

Jack odprowadzał właśnie do samochodu medyków, którzy nieśli na noszach kobietę z wypadku.
- Pan jedzie z nami? – zapytał Jacka sanitariusz
- Nie.
- Dostałem wyraźny rozkaz...
- To powie pan, że odmówiłem. Kiedy przyjadą kolejni?
- Są już w drodze.
- Gdzie ją zabieracie.
- Do was.
- Jesteśmy przeładowani.
- Ale jesteście najbliżej – sanitariusz zamknął drzwi i karetka odjechała.
Jack pomógł już kilku osobom. Po drugiej stronie ulicy zauważył jednak kogoś leżącego na ulicy. Gdy chciał przejść drogę zagrodziły dwie nadjeżdżające karetki. Z jednej wysiadł sanitariusz.
- Tam z tyłu – krzyknął do niego Jack i popędził na drugą stronę ulicy.
Na ziemi leżał młody mężczyzna. Był przytomny jednak seplenił.
- Ej – krzyknął Jack do jednego z sanitariuszy i pokazał, że ma podejść.
- Co?
- Słaby puls. Maska z workiem Ambu, Dopamina i Chaloperidol.
- Tak jest – sanitariusz natychmiast pobiegł do wozu.

- Przepraszam, gdzie jest doktor Phil Waren? – zapytała JJ wchodząc do rejestracji
- Jest na urazówce. Korytarzem prosto, czwarte drzwi po prawej – odpowiedziała uprzejmie Michelle – koordynatorka Izby Przyjęć.
JJ udała się wskazaną drogą. Rozglądała się na boki mijając każde drzwi. W końcu przez okno w drzwiach zauważyła Phila. Pchnęła drzwi i weszła pewnie do środka.
- O jesteś JJ. Chodź pomożesz nam.
Podeszła bliżej stołu operacyjnego.
- To nowa praktykantka, JJ.
Wszyscy kiwnęli głową na znak przywitania. JJ odpowiedziała im tym samym.
- Zaintubuj go, a potem pobierz krew z tętnicy w celu gazometrii.
JJ chwyciła laryngoskop i włożyła w usta pacjentowi.
- Rurka numer 6 – powiedziała
Jednym szybkim ruchem wsunęła rurkę.
- Rurka na miejscu.
- Znakomicie – odpowiedział Phil – teraz gazometria
JJ obeszła pacjenta. Chwyciła strzykawkę i wbiła ją w tętnice na ramieniu.

Dave i Jammie jeszcze przez blisko dwadzieścia minut reanimowali młodego pacjenta.
- Jeszcze raz. Do dwustu – zawołał Dave trzymając w ręku elektrody
- To nie ma sensu – powiedziała Jammie
- Odsunąć się – Dave przyłożył elektrody do ciała pacjenta, które
wygięło się w łuk. Dave spojrzał na monitor. Odłożył elektrody i spojrzał na Jammie.
- Czas zgonu 6:32 – powiedziała Jammie
Dave zdjął rękawiczki i wyszedł z sali. Idąc szpitalnym korytarzem minął Phila.
- Dave – zawołał Phil – pokażesz naszej nowej praktykantce jak się robi nakłucie lędźwiowe. Pacjent jest w jedynce.
Dave spojrzał na JJ, która się uśmiechnęła.
- W porządku – odpowiedział z uśmiechem
- To będzie już czwarty zabieg, który dzisiaj zaliczysz. Szczęście ci dopisuje – powiedział Phil
- Oby tak dalej – odparła JJ uśmiechając się do obydwóch lekarzy.
Dave dalej patrzył na JJ. Zauroczyło go jej długie blond włosy spływające na ramiona jak strumień wodospadu. Dołożyła do tego swój uśmiech, który działał hipnotyzująco.
- Idziemy? – zapytał Dave
- Jasne

Phil wszedł do recepcji i od razu chwycił za telefon. Po chwili po drugiej stronie odezwał się Jack.
- Miałeś tu przyjechać razem z ekipą
- Nie mogę. Jestem potrzebny.
- Tutaj też. Mamy tylko sześciu chirurgów, czterech jest na urlopie, a ty wspomagasz sanitariuszy.
- Nie są w stanie wszystkim pomóc – po tych słowach się rozłączył
- Michelle – zawołał Phil – jak tylko pojawi się Jack niech przyjdzie do mnie. Victor się o niego dopytuje.

- Intubacja, gazometria, odsysanie i nakłucie lędźwiowe jednego dnia. Gratuluje – powiedział Dave podając JJ strzykawkę

- Dzięki. Tobie się nie udało?
- Nie w tak krótkim czasie.
Zrobił chwilę przerwy.
- O której kończysz?
- A czemu pytasz – spytała niepewnie JJ
- Może dasz się zaprosić na kolację?
- A jeśli kogoś mam?
- A masz?
- Nie
- To jak?
- Dlaczego?
- To taka nasza szpitalna tradycja. Student czwartego roku zaprasza na kolację nową praktykantkę. A poza tym twoje dzisiejsze zabiegi.
- Skoro to wasza tradycja, to trzeba jej dotrzymać.
- Może byście zaczęli. Długo mam tak leżeć? – burknął czarnoskóry, starszy mężczyzna oczekujący na pobranie płynu mózgowo-rdzeniowego.
- Wbij się w przestrzeń podpajęczynówkową pomiędzy trzecim a czwartym kręgiem – instruował JJ Dave.

Jack pomagał w ocaleniu mężczyzny leżącego na ulicy. Mężczyzna nagle zdjął maskę.
- Tttam jjeest mmoja córreczkka – wyjąkał
Jack zerwał się na równe nogi i zaczął iść w stronę furgonetki. Tuż obok niego spadł słup, który uderzyłw pobliski samochód powodując wybuch. Jack zachwiał się na nogach pod wpływem podmuchu. Mało by brakowało, a podmuch zerwał by go z nóg. Odsapnął chwilę zgięty w pół, po czym wyprostował się podbiegł do furgonetki. Wszedł do środka. Usłyszał płacz.
- Przygotujcie izolator – zawołał do sanitariuszy.
Podbiegli do karetki. Nagle usłyszeli wybuch. Odwrócili się. Miejsce na którym stała furgonetka stało w ogniu a wszędzie latały strzępy płonących różnorakich części.
- O mój Boże – krzyknął sanitariusz – powiadom Św. Krzysztofa i wezwij posiłki – nakazał swojemu partnerowi.

cdn...

Ten post był edytowany przez Agrado: 24.03.2004 23:39


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ellie
post 24.03.2004 09:36
Post #2 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 236
Dołączył: 16.05.2003
Skąd: Nowy Dwór Maz.




Zaczyna się ciekawie, ale miejscami przypomina "Ostry dyżur". Pomimo tego podoba mi się, zresztą już ci pisałam, że lubię takie opowiadanka. Pisz dalej. I popraw parę literówek.


--------------------
As happens sometimes a moment settled...
... and hovered and remained for much more than a moment.
And sound stopped and movement stopped?
... for much, much more than a moment.
And then the moment was gone.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Lousie
post 24.03.2004 14:04
Post #3 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 165
Dołączył: 29.11.2003
Skąd: Z daleka XD




RAcja, zaczyna się ciekawie. Poza tym, są powtórzenia, bo nic innego nie wyłapałam, ale co do powtórzeń. W niektórych miejscach dało się ich uniknąć, zastępując innymi słowami, w niektórych były one konieczne. Pozdrawiam i pisz dalej.


--------------------
One day you will ask
me what's more
important, your life or
mine? And I will say,
my life, then you will
walk away, never
knowing that you are
my life.

----------------------------

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Bloodlust
post 24.03.2004 15:38
Post #4 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 12
Dołączył: 21.03.2004




Względnie ciekawe.

QUOTE
Jack zerwał się na równe nogi i zaczął iść w stronę furgonetki. Mało brakowało a oberwał by słupem, który się właśnie złamał i uderzył w jeden z samochodów powodując wybuch. Jack obszedł naokoło słup i wszedł do furgonetki.

Hmmm, za bardzo nie rozumiem tego szczęśliwego zbiegu okoliczności. tongue.gif Zawsze myślałam,że coś wybuchnie, to siła odrzutu jest b.duża (samochód to przecież nie pudełko zapałek). A tu odważny Jack Williams nieśpiesznie mija słupek jak gdyby nic się nie wydarzyło. Urodzony pod szczęśliwą gwiazdą, hę?

BTW chyba chodziło Ci o intubację, a nie inkubację, no chyba że chciałeś wyhodować sobie jakieś paskudztwa na szyi pacjenta (drobnoustroje, np.) Ok, twój ff.



--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
muszka Me
post 24.03.2004 16:42
Post #5 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 268
Dołączył: 25.05.2003
Skąd: z tego nieba, w którym już nie ma aniołów




A mi się bardzo podoba =) Przede wszystkim akcja, która dzieje się szybko, a w wyniku tego opowiadanie czyta się jednym tchem. Faktycznie, jest kilka powtórzeń, czy literówek, ale to można zawsze poprawić. Naprawdę super, pisz takich jak najwięcej... A resztę dopowiem na gg, bo to raczej bardzo osobiste uwagi =) ale się nie bój -- pozytywne jak najbardziej. Buźki.


--------------------
Poetka, samobójczyni,
Loki rozwiawszy fiołkowe,
Nad wodą stoi...
"Safo, co chcesz uczynić?"
"Chcę morze zarzucić na głowę,
By nikt nie dojrzał łez moich..."
(Pawlikowska-Jasnorzewska)

"Dobrze mi na mojej empirowej równinie. To ona utula mnie do snu jak najczulsza kochanka w rozpiętym między galaktykami hamaku, którego nitki przędzie boży pająk, władca krainy łagodnej melancholii. Kocham ją."
(Łysiak)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 24.03.2004 23:42
Post #6 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




Poprawiłem pare literówek (przede wszystkim tą nieszczęsną intubację biggrin.gif) i zmieniłem trochę ten moment "szczęsliwego zbiegu okoliczności" biggrin.gif
Teraz powinno byc dobrze.
Już jutro kolejny part.


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 26.03.2004 12:55
Post #7 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




"Czas Zgonu"

cz. 2
"Liberate Me"



W Izbie Przyjęć panowało wielkie zamieszanie. Wyglądało tam prawie jak podczas otwarcia jakiegoś nowego supermarketu. Wszyscy krzyczeli przez siebie, przez co zrobił się jeden, wielki szum. Lekarze i pielęgniarki biegali od pacjenta do pacjenta, podczas gdy cały czas dowożono rannych z wypadku, do którego niedawno doszło. Koordynatorka, która sprawiała wrażenie, że nad wszystkim panuje powoli kierowała wszystkich do poczekalni.

Drzwi Izby Przyjęć otworzyły się z wielkim hukiem. Para sanitariuszy wwiozła na noszach młodego, mokrego chłopca, którego sine usta wyraźnie kontrastowały z bladą skórą jego twarzy.
- Ktoś nam pomoże? – wrzasnęła sanitariuszka, jednak nie
otrzymała żadnej odpowiedzi.
- Niech nam ktoś pomoże – wrzasnęła po raz drugi
W odpowiedzi podbiegła do nich pielęgniarka, która kazała im chwilę zaczekać. Przebiegła na drugi koniec korytarza i po chwili wróciła z Davem i Philem.
- Co macie? – spytał Dave
- Bill Knight, dwunastolatek. Hipotermia. Wyłowiony z jeziora. Zatrzymanie krążenia. Tętno nitkowate, ciśnienie 70/40. Resyscytowany.
- Do czwórki z nim – odpowiedział Phil.
Po chwili znaleźli się na miejscu. Przełożyli chłopca na łóżko, po czym sanitariusze się oddalili.
- Zawołać Jammie – krzyknął Dave do jednej z dwóch pielęgniarek, które właśnie weszły do sali.
- Zaintubuję. 1mg Adrenaliny co cztery minuty do dziesięciu.
- Asystolia – zawołała pielęgniarka
- Defibrylator do trzystu sześćdziesięciu
Pielęgniarka naładowała elektrody, po czym podała je Dave’owi.
- Odsunąć się – wrzasnął
Trzysta sześćdziesiąt dżuli przeszło przez ciało chłopca. Dave zaczął masaż serca.
- 1mg Atropiny – wydał polecenie Phil
Pielęgniarka wykonała polecenie. W tym samym momencie do sali weszła Jammie.
- Co mamy?
- Bradykardia – powiedział Dave.
- Hipotermia. Tętno nitkowate. Dostał miligram adrenaliny i atropiny. Puls 51. Ciśnienie 74/55. Zaintubowany.
- Ile waży? – zapytała Jammie
- Około 20 – 25 kg – odpowiedział Dave
- Bretylium 5 mg na kilogram, maksymalnie do stu. Podawać stu procentowy tlen, okryć ciepłymi kocami. 0,9% roztwór NaCl ogrzany do czterdziestu stopni. 50 ml 50% glukozy, 100 mg tiaminy i 2 mg Naloksonu. Temperatura?
- Dwadzieścia osiem stopni – powiedział Phil
- Ogrzewać.
Zdjęła rękawiczki i rzuciła je na podłogę.
- A następnym razem radzę poczekać z defibrylacją do ogrzania do przynajmniej trzydziestu stopni.
Wyszła.

Twarz miał całą zakrwawioną. Siedział okryty kocem na progu jednej z karetek i patrzył na to, co działo się przed nim. Prawie wszystkie ofiary zostały już rozwiezione do szpitali. Niektórych nie było sensu odwozić, bo i tak by im to nie pomogło. Samochody biorące udział w kolizji powoli zaczęły opuszczać ulicę. Straż pożarna już kończyła gasić pożar, przez co jedyną rzeczą, jaką oświetlała ulicę były koguty karetek i wozów straży pożarnej. Przemyślenia przerwał mu sanitariusz, który usiadł obok niego.
- To jak Jack? Jedziemy?
- Taa – odpowiedział zamyślony – co z tą dziewczynką?
- Nic jej nie będzie. Złamana noga i wstrząs pourazowy. Wyliże się z tego.
- A ta kobieta, którą najpierw zabrali?
- Nie wiem. Chodź. Musimy już jechać. Zrobiłeś już wszystko, co mogłeś.
Jack usiadł z tyłu wraz z sanitariuszem, który zamknął drzwi i dał znak do odjazdu. Samochód zgrabnie omijał pozostałości po tym, co niegdyś było samochodami. Po kilku chwilach znikneli w głębi ulicy.

- Wiozą nam Jacka – krzyknęła koordynatorka do Cybil
- Nic mu nie jest?
- Nie. Wyszedł na chwilę przed wybuchem. Ma tylko lekkie oparzenia rąk pierwszego stopnia i jest trochę poharatany. Będą za dziesięć minut.
- Wspaniale – wyszeptał Phil, który przechodząc obok recepcji usłyszał rozmowę.

Młody mężczyzna wszedł na Izbę Przyjęć prowadząc kogoś starszego. Kierowali się prosto do okienka recepcji.
- Przepraszam. Może nam ktoś pomóc? – zapytał młody koordynatorkę
- Co się stało?
- Mój ojciec źle się poczuł.
- JJ – zawołała koordynatorka, do przechodzącej właśnie obok biurka recepcji studentki
- Słucham
- Zajmij się pacjentem i załóż mu kartotekę. Drugi parawan jest wolny.
JJ podeszła do mężczyzn.
- Proszę za mną – pokierowała ich
Po chwili znaleźli się za drugim parawanem. Starszy mężczyzna usiadł na łóżku. Jego syn stał obok niego.
- Poproszę o imię i nazwisko
- Stanley Goobys, lat 56
JJ wszystko dokładnie zapisywała.
- Boli – wyszeptał mężczyzna, po czym upadł na łóżko.
JJ wybiegła przed parawan.
- Niech ktoś pomoże – krzyknęła, po czym wróciła do pacjenta
- Co mu jest? – zapytał jego syn
Za parawan weszła pielęgniarka.
- Podejrzenie zawału mięśnia sercowego. Na urazówkę. Szybko – powiedziała JJ.
Chwilę później JJ i Cybil, przełożona pielęgniarek znalazły się na urazówce.
- Kto jest wolny? – zapytała JJ
- Nikt. Wszyscy zajęcie. Przez ten wypadek.
- W porządku. Zrób EKG. Tlen przez maskę sześć litrów na minutę. Ja zrobię wkłucie.
Obydwie dziewczyny doskonale sobie radziły. Po chwili wykonały wszystkie swoje czynności. JJ odebrała wydruk z EKG.
- Nitrogliceryna. 2 mg Morfiny.
- Brak depresji oddechowej
- W porządku. Streptokinaza 1,5 mln jednostek przez godzinę. tPA 10 mg w bolusie plus 50 mg na godzinę. APSAK trzydzieści jednostek przez 5 minut.
- Czynności życiowe w normie.
- Zostanie na obserwacji. Łóżko z monitorem. Aspiryna 300 mg na dobę, Metoprolol 50 mg co sześć godzin przez dwa dni plus 100 mg dwa razy dziennie. Nitrogliceryna 10 mg na minutę, zwiększac co 15 minut o 5 mg.
- ACE-blokery?
- Nie wiem.

Phil właśnie wszedł do sali, na której leżał Jack. Pielęgniarka kończyła zszywać mu rany na głowie.
- W końcu jesteś?
- Nie rozumiem – zapytał Jack
- Jedna pacjentka prawie zmarła czekając, aż się nią ktoś zajmie, bo
byliśmy obłożeni.
- Ale nie zmarła – krzyknął Jack
- Ale mogła, bo ty zamiast wykonać moje polecenie wolałeś bawić się w siostrę miłosierdzia.
- O co ci chodzi?
- O to, że sanitariusze daliby sobie radę.
- Może i by sobie dali, ale na pewno wtedy zmarło by więcej osób.
- Pozwól, że to ja...
- Nie. To ja ci coś powiem: „Lekarz ma obowiązek udzielać pomocy lekarskiej w każdym przypadku, gdy zwłoka w jej udzieleniu mogłaby spowodować niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia, oraz w innych przypadkach nie cierpiących zwłoki”. Pamiętasz?
Phil nie wiedział co powiedzieć. Nigdy nie lubił gdy ostatnie słowo należało do kogoś innego.
- Jak cię zszyją do zgłoś się do mnie. Mamy iść do Victora.
Phil wyszedł. Jack z powrotem oparł głowę na łóżku i pozwolił pielęgniarce dokończyć zszywanie.

- JJ – zawołał Dave w momencie gdy dziewczyna wysiadała z windy
- Tak?
- Gratulują. Słyszałem, że nieźle ci poszło z tym zawałowcem.
- Dzięki – odpowiedziała z usmiechem – miałam okazję wypróbować wiadomości zdobyte na studiach.
Szli razem w kierunku recepcji, aż w końcu Dave zapytał.
- To jak z ta kolacją?
JJ długo się zastanawiała zanim mu odpowiedziała.
- Nie mogę.
- Słucham?
- Wybacz, ale nie mogę.
- Nie możesz ze mną, czy nie możesz dzisiaj?
- Nie mogę dzisiaj – odpowiedziała patrząc mu prosto w oczy – mam plany. Matka...
- Nie tłumacz się. To może lunch?
Przeszkodził im sanitariusz, który wwiózł kobietę na noszach.
- Pomóżcie.
JJ i Dave podeszli do niego. Do nich dołączył Phil.
- Odpowiedz – poprosił Dave
- Dave ze mną. JJ do jedynki. Cybil czeka.
JJ odeszła. Czuła na sobie wzrok Dave’a. Nie wiedziała co mu odpowiedzieć. Z jednej strony bardzo tego chciała, jednak z drugiej nie wiedziała czy powinna tak postąpić. W końcu prawie się nie znali.
- Szybko – krzyknęła Cybil do JJ, która właśnie przestąpiła próg sali numer jeden.

cdn...

Ten post był edytowany przez Agrado: 26.03.2004 12:56


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
muszka Me
post 26.03.2004 17:10
Post #8 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 268
Dołączył: 25.05.2003
Skąd: z tego nieba, w którym już nie ma aniołów




Dobra, posiłek to nic szczególnie zobowiązującego mogą iść^^

A co do opowiadania -- naprawdę je lubię. Pewnie ze względu na tych lekarzy *_* ale mimo wszystko idzie Ci nieźle. Znowu kilka powtórzeń =) No właściwie jedno chyba mi się rzuciło w oczka. Czynisz postępy =)

Podoba mi się szybkość akcji, jak zwykle. Tylko ta końcówka z JJ taka jakaś naiwna =P (ona zachowuje się jakby widziała faceta pierwszy raz w życiu... heh, rozumiesz). No ale super i tak. Pisz dalej, pisz...


--------------------
Poetka, samobójczyni,
Loki rozwiawszy fiołkowe,
Nad wodą stoi...
"Safo, co chcesz uczynić?"
"Chcę morze zarzucić na głowę,
By nikt nie dojrzał łez moich..."
(Pawlikowska-Jasnorzewska)

"Dobrze mi na mojej empirowej równinie. To ona utula mnie do snu jak najczulsza kochanka w rozpiętym między galaktykami hamaku, którego nitki przędzie boży pająk, władca krainy łagodnej melancholii. Kocham ją."
(Łysiak)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 29.03.2004 19:04
Post #9 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




„Czas Zgonu”

cz. III
„Dlaczego?”

- Phil wyjdź stąd – wysyczał przez zęby Victor
- Ale ja...
- Masz stąd wyjść rozumiesz? Chcę zostać z Jackiem sam na sam.
Phil wstał. Z jego twarzy łatwo można było w tej chwili wyczytać złość. Spojrzał na Victora, który wygodnie siedział w fotelu za swoim ogromnym dębowym biurkiem, po czym zwrócił się w kierunku Jacka siedzącego z założonymi rękoma na krześle. Lewą rękę miał owiniętą bandażem, a na jego twarzy widać było kilka opatrunków, pod którymi kryły się świeżo założone szwy. Phil kiwnął głową i wyszedł trzaskając za sobą drzwiami. Jack uśmiechnął się do Victora.
- O co mu chodzi? – zapytał
- O to, że nie przyjechałeś – odpowiedział Victor – między innymi o to.
Jack poprawił się na krześle.
- Przecież powiedziałem mu gdzie jestem.
- Owszem. Ale o ile mi wiadomo, to miałeś wrócić razem z ekipą z wozu 26, która przyjechała jako pierwsza. Ale tego nie zrobiłeś.
- Byłem potrzebny tam. Nie było tyle karetek, żeby zapewnić pomoc wszystkim potrzebującym. Musiałem tam zostać.
Victor wstał i podszedł do okna.
- Można nam było o tym powiedzieć. Próbowaliśmy się z tobą skontaktować i na telefon komórkowy i na pager. Jednak nie dawałeś znaku życia. Myśleliśmy, że coś się z tobą stało.
- Przepraszam. To się więcej nie powtórzy.
Victor odwrócił się w stronę pokoju. Przeczesał ręką włosy, po czym wrócił na swoje miejsce i zajął dokładnie identyczna pozycję jak ta zanim wstał.
- Mam nadzieję.
- Telefon widocznie się rozładował, a pagera nie słyszałem.
- Tak więc po części Phil miał uzasadniony powód, aby na Ciebie naskoczyć, jednak uważam, że obwinianie cię za to, że oni sobie tutaj nie poradzili nie powinno mieć miejsca. Jeszcze z nim pogadam – urwał na chwilę i zaczerpnął powietrza, gdyż cała poprzednią kwestię wypowiedział na jednym oddechu – a ty kontaktowałeś się już chirurgiem plastykiem?
- Nie ma sensu. To tylko draśnięcie. Raz dwa się zagoi.
- A ręka?
- Dziękuję. W porządku.

Dave właśnie wyszedł z szatni i pierwsza rzecz, jaka chodziła mu po głowie, to jak najszybciej odnaleźć JJ. Nie wiedział, o co jej tak naprawdę chodzi. Może się przestraszyła?
- Za szybko Dave. Stanowczo za szybko – mruknął pod nosem
Wszedł do recepcji i odłożył karty pacjentów na miejsce. Wymazał swoje nazwisko z tablicy informującej, kto kim się zajmuje. Do recepcji weszła akurat Cybil, która postąpiła podobnie jak Dave.
- Michelle – zawołała – na którą przychodzi Brian?
Brian był koordynatorem w Izbie przyjęć. Pomagał w tej pracy Michelle. Pomimo, iż dzieliła ich znacząca różnica wieku doskonale się ze sobą dogadywali.
- Na dziesiątą
- Dzięki. Zapisz sobie jeszcze, ze Damien, Lilly i Warren przychodzą na dwunastą.
- Wporzo.
Cybil chciała odejść, gdy zaczepił ją Dave.
- Nie wiesz gdzie jest JJ?
- Była ze mną przy zabiegu, a potem wyszła. Nie mam pojęcia gdzie może być.
- Dzięki.
- Michelle – tym razem zawołał ją Dave
- Co – odpowiedziała nie kryjąc przy tym zdenerwowania
- Numer pagera JJ
- Nie dostała jeszcze
- Super – odpowiedział lekko zdenerwowany i odszedł

JJ stała przed drzwiami sali, w której leżało dziecko uratowane przez Dave. Zerkała na jego małe ciało, które powoli zaczynało nabierać kolorów. Co jakiś czas kierowała swój wzrok w kierunku monitora. Chciała już odejść, ale ktoś chwycił ją za ramię.
- Unikasz mnie?
To był Dave. Stał za nią, z ręką położoną na jej ramieniu. Patrzył cały czas w jej włosy.
- Nie. Skądże. – odpowiedziała z uśmiechem – tylko słyszałeś co powiedział Phil. Niedawno skończyłam pomagać Cybil.
- Dobra. Masz chwilę wolną?
- Tak. A czemu pytasz?
- Bo pójdziemy coś zjeść. Na razie tylko do stołówki, ale potem znajdziemy coś innego.
Oboje zaczęli się śmiać i odeszli.

Do Izby Przyjęć weszła młoda kobieta z chłopcem, trzymającym się za nos. Rozejrzała się dokładnie dookoła, po czym podeszła do rejestracji.
- Przepraszam – zawołała
- Tak – odpowiedziała Michelle, która pojawiła się tak nagle jakby wyrosła z pod ziemi.
- Mój syn krwawi.
- Phil – zawołała Michelle – masz pacjenta
Phil odszedł od komputera i podążył w kierunku kobiety.
- Julia ze mną – zawołał Phil jedną z pielęgniarek
Po chwili znaleźli się w sali.
- Co dolega chłopcu?
- Od kilku dni krwawi z nosa. Czasami nawet kilka razy dziennie.
- Bierze jakieś leki?
- Nie. Żadnych.
- Julia, załóż mu kartę i zawołaj Jammie. I przygotuj cztero procentowy roztwór lidokainy z epinefryną.

- Więc jesteś zadowolona? - zapytał Dave
Siedzieli w stołówce. Każde z nich grzebało w talerzach udając, że czegoś szukają.
- Tak. Na razie. Chociaż trudno to ocenić pierwszego dnia. A ty ile tu jesteś?
- Dwa lata. Chociaż czasami mi się wydaje, że siedzę tu o wiele dłużej.
- Dlaczego medycyna? – zapytała, po czym chwyciła do ręki pustą szklankę.
Dave przysunął się bliżej stołu.
- Bo tutaj to ty decydujesz o wszystkim
- A poważnie
- Od dziecka marzyłem, żeby pomagać ludziom. Czytałem wszystkie książki medyczne, aż w końcu nadszedł czas, kiedy to sam zacząłem decydować o własnym losie. Wybrałem studia medyczne. Wbrew ojcu. Nie sądziłem, że medycyna jest tak trudna.
- Ojciec nie chciał żebyś był lekarzem?
- Nie. Ubzdurał sobie, że to oni zabili matkę. A ona po prostu za dużo tankowała.
W tym momencie rozległ się dźwięk pagera. Dave go wyjął i spojrzał na wyświetlacz.
- Idziemy.

Wszyscy czekali już przy wejściu do Izby Przyjęć. Dave i JJ szybko do nich podbiegli.
- Co mamy? – spytał Dave
- Jeszcze jedna osoba z tego wypadku. Chrupiąca skórka.
Sanitariusze przyjechali. Szybko wyciągnęli poszkodowanego i podwieźli go do lekarzy.
- Poparzenie trzeciego stopnia. Około 60 % powierzchni ciała. Tętno 140 na minutę. Nie dało się zaintubować.
- Na urazówkę. Szybko. – nosze przejął Phil.
Po dotarciu na miejsce przenieśli go na łóżko.
- Stu procentowy tlen przez maskę – krzyknął Phil
- Może zaintubować? – spytał Dave
- Nie. Sprawdź jego stan. Cybil płyn Ringera.
- Ile?
- Chwilę. Ile waży?
- Około 75 kg.
- Półtora litra.
- Poparzenia błony śluzowej nosa i przełyku. Tachykardia.
- Haloperidol 4mg. Założyć sondę nosowo-żołądkową.
Mężczyzna leżący na stole poruszył się. JJ pochyliła się nad nim. Mężczyzna podniósł rękę. Spojrzał jej głęboko w oczy. JJ zdjęła mu na chwilę maske.
- Pozwólcie mi umrzeć – wyszeptał
JJ ponownie założyła mu maskę. Cały czas na niego patrzyła.
- Oddech wymuszony – powiedział Phil – sonda na miejscu.
- Escharotomia? – zapytał Dave
- Tak. JJ ci pomoże. Jammie, anatoksyna tężcowa. Przygotujcie opatrunki z becytracyny i sulfadiazyny.
- JJ – krzyknął Dave to zapatrzonej w mężczyznę koleżanki – pora zaliczyć kolejny zabieg.
JJ chwyciła skalpel. Niepewnie dotknęła nim boku pacjenta.
- To go nie zaboli, ale mu pomoże. Uwierz mi – powiedział Dave.
Po tych słowach JJ i Dave wbili skalpel i przeciągnęli go kawałek wzdłuż pasa. Mężczyzna wziął głębszy oddech.

Drzwi urazówki otworzyły się z hukiem. Do środka wbiegła Michelle.
- Jammie, stan chłopca z hipotermią się gwałtownie pogorszył.
Jammie spojrzała na Phila, który był tu jedną z najważniejszych osób.
- Idź. Damy sobie radę.
- A ja? – zapytał Dave – to ja mu...
- A ty nam pomożesz.


cdn...



--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Bloodlust
post 29.03.2004 21:10
Post #10 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 12
Dołączył: 21.03.2004




Nio, teraz koniec I parta b. mi sie podoba smile.gif
Przechodzac do dalszych czesci: otoz coraz bardziej przypomina mi to wszystko "Ostry Dyzur", sama kocham ten serial smile.gif Nawet Twoi bohaterowie sa uderzajaco podobni pod wzgledem charakteru do tych serialowych, np. Jack przypomina mi czupurnego dr Rossa...
W kazdym razie ff jest ciekawy, w koncu pewnych porownan nie da sie uniknac turned.gif


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 31.03.2004 12:13
Post #11 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




„Czas Zgonu”

cz. 4
„Powrót Jacka”


Słońce jeszcze nigdy nie grzało w tym mieście tak jak teraz. Na ulicach trudno było nie dostrzec mężczyzn chodzących w bermudach i kobiet w bikini. Co prawda nie wszyscy tak chodzili. Dotyczyło to tych, którzy byli przed albo po pracy. Reszta ludzi musiała nosić na sobie garnitur, który działał grzałka, przez cały czas ogrzewając garnitur. Jednak nawet wśród osób idących do pracy można było spotkać wyjątki. Jednym z nich był Jack Williams, który właśnie zmierzał do pracy. Postanowił wykorzystać uroki pogody i ruszyć pieszo. Było to za razem mądrzejsze rozwiązanie, niż ścieśnianie się w zatłoczonym autobusie czy pociągu, w których temperatura już pewnie dawno przekroczyła tą odpowiedzialną za koagulację białka.

W Izbie Przyjęć panowała wrzawa. Co prawda nie było specjalnie ruchu, ale każdy robił co mógł, aby jak najmniej odczuć skutki feralnej pogody.
- Wiecie, że nie ma lodu w stołówce? – powiedziała z uśmiechem JJ, która przytargała ze sobą kilka oszronionych butelek Coli
- Jak to? – zapytał Phil, który jako pierwszy chwycił napój
- Maszyna im się przegrzała i odmówiła posłuszeństwa. W dodatku padła im klimatyzacja. Możecie sobie wyobrazić co tam się dzieje – uśmiech nie zniknął jej ani na moment z twarzy.
- Ja to musze zobaczyć – powiedział Bill, koordynator, który niestety sam dzisiaj pracował, ponieważ Michelle postanowiła wziąć sobie wolne.
JJ odstawiła skrzynkę, z której każdy wziął już sobie Colę pod ścianę.
- Cześć – wyszeptał jej do ucha Dave
Zauważyła go dopiero, gdy się wyprostowała.
- Hej. Super wyglądasz.
Miała rację. Dave miał na sobie t-shirt i krótkie spodenki, które dawno już wyszły z mody. W zasadzie to nikt się tutaj tym nie przejmował. Ważne było, aby ubrać coś co pozwoli dotrzeć bez przegrzania do pracy.
- Coś nie tak? – zapytał niepewnie patrząc na swoje spodnie
- Nie. Czemu. Super. Podoba mi się – pod koniec zdania nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
Dave pomimo lekkiego zdenerwowania wybaczył jej, gdyż ten śmiech podziałał by na każdego.
- Więc ty taka jesteś?
- Chyba muszę Ci coś nowego kupić.
- Ale to po kolacji, która mam nadzieję nadal aktualna?
- Czy ja bym mogła tobie odmówić?
Obydwoje się uśmiechnęli. Całus. Dave poszedł w kierunku szatni. JJ odprowadziła go wzrokiem po czym wróciła do nudzenia się przy recepcji.
- Wóz 25 do Świętego Krzysztofa. Ktoś nas słyszy?
Bill podszedł leniwie do radiostacji.
- Tu Św. Krzysztof.
- Wieziemy wam kobietę. Utrata przytomności. Skarżyła się na zawroty głowy. Wiek siedemdziesiąt dziewięć. Będziemy za trzy minuty.
- Zrozumiałem.
- JJ idziesz ze mną? – zapytał Phil, który szedł już w kierunku drzwi
- Jasne
- Carol i David też.
Wszyscy posłusznie poszli za Philem. Carol będąca asystentką chwyciła pustą kartę i zaczęła szukać długopisu. David – internista, przybyły tu na staż z RPA – wyjął z kieszeni swoje pióro i podał je Carol.
- Dzięki – odpowiedziała.

Drzwi Izby Przyjęć otworzyły się i wjechali sanitariusze z pacjentką.
- Jasmine Garby. Lat 79. Skarżyła się na zawroty głowy. Utrata przytomności. Zaintubowana. Puls 52. Ciśnienie 130/70.
- Do dwójki – krzyknął Dave
- Mierzyliście jej temperaturę?
- Nie.
Wjechali do sali i szybko ja przenieśli na łóżko.
- Carol zmierz temperaturę. JJ Morfologia, glikemia, EKG. David 1 mg Atropiny.
- Temperatura 41 – odpowiedziała Carol
- Przegrzanie. 0,9% roztwór NaCl, preparat witaminowy, pojemniki z lodem.
- Nie ma lodu – odpowiedziała JJ
- Namoczcie ręczniki w zimnej wodzie i ją obłóżcie. Spryskiwać zimną wodą. Mierzyć temperaturę. JJ jaka jest właściwa?
- Wewnątrz odbytnicza 39.
- Doskonale.
- Cukier 52 – krzyknęła pielęgniarka, która weszła właśnie z wynikami.
- Ampułka pięćdziesięcio procentowej glukozy z tiaminą – nakazał Phil – Monitorować.

JJ była jedną z ostatnich osób, które opuściły salę numer dwa. Być może wyczuła moment kiedy wyjść, bo w tym samym momencie przeszedł koło niej Dave.
- Co dzisiaj mieliście? – zapytał
- To już chyba szóste przegrzanie. A co u Ciebie?
- Tęskniłem wiesz? I to bardzo.
- Nie widzieliśmy ledwo pięć godzin, a ty już płaczesz?
- No niestety – włożył rękę do kieszeni po czym wyjął z niej małe czarne pudełeczko – zapomniałaś – powiedział dając jej to – masz szczęście, że Cię nie wzywali
To był jej pager. JJ teraz sobie przypomniała, że zostawiła go na szafce nocnej w domu Dave’a. Pocałowała go w ramach podziękowań.

- Nikt stąd nie wyjdzie żywy – wrzeszczał mężczyzna, który wbiegł do Izby Przyjęć i zaczął wymachiwać bronią – zabiję wszystkich
- Dave zawołaj ochronę – krzyknął Phil do Dave’a, który podchodził razem z JJ bliżej tego niecodziennego widowiska.
Dave podszedł do telefonu.
- Wy świnie. Zabiję was – po tych słowach strzelił. Kula przeleciała
przez szybę w recepcji i przeleciała dalej, po czym wbiła się w brzuch jednej z pacjentek przechodzących właśnie korytarzem. Kobieta upadła.
Dave chciał podbiec do kobiety.
- Jak ktoś się ruszy to zabiję – wrzeszczał mężczyzna
Strzał. Tym razem był to jeden z ochroniarzy, który trafił napastnika w dłoń. Mężczyzna upuścił pistolet.
- 10 mg Haloperidolu – poprosił Phil, który chwile później podszedł
do mężczyzny i uspokoił go lekiem – zabierzcie go do czwórki – powiedział do ochroniarzy.
W tym samym momencie do Izby wszedł Jack.
- Fajerwerki na mój powrót? – zażartował
- Lepiej nam pomóż.

Po chwili Jack wraz z Philem weszli do sali, gdzie Dave właśnie ratował postrzeloną pacjentkę.
- Co masz? – zapytał Jack?
- Zatrzymanie krążenia. Zaintubowana. Elektrody do trzystu.
Trzask. Po chwili na monitorze pojawił się malutki wykresik.
- Miligram adrenaliny, 1.5 mg lidokainy na kilogram. Bretylium 5 mg na kilogram. Rentgen jamy brzusznej - krzyczał Jack
Pielęgniarka obniżyła aparat rentgenowski. Wszyscy założyli specjalne fartuchy ochronne. Po chwili wrócili do normalnej pracy.
- Zaniosę zdjęcia – powiedziała Julia, jedna z pielęgniarek.
- Krwawienie wewnętrzne – powiedział Dave
Jack odwrócił delikatnie pacjentkę. Obejrzał jej plecy.
- Nie widzę rany wylotowej. Na górę z nią.
- Witaj z powrotem Jack – powiedział Phil, klepiąc Jacka po ramieniu.

W ciągu tego dnia już nic specjalnego nie się wydarzyło. Przewinęło się kilku pacjentów z przegrzaniem, jednak personel dał sobie z tym radę. Każdy chciał, aby ten dzień już się zakończył. Nawet Jack, który operował postrzeloną kobietę.
- Odessij – powiedział do asystentki – przetnij
Spod niebieskiego kitla i czepka nie było widać żadnych zadrapań na twarzy Jacka, świadczących o wypadku sprzed dwóch tygodni. Dopiero, gdy był bez czepka i ochronki na usta można było zauważyć dwa strupy na czole i bliznę na policzku. Jednak Jack zdawał się tym nie przejmować. Dla niego najważniejsze było to, że uratował tamtych ludzi.
- Zszyj. Ja idę.
- Gratuluję Jack – powiedziała szefowa chirurgii, która w tym momencie przejęła stery.

Noc nie przyniosła zbytniego ochłodzenia. Nikt nie pamiętał, aby w nocy było tak ciepło. Jednak było to lepsze niż prażące za dnia słońce. JJ i Dave właśnie wychodzili, gdy usłyszeli wiadomości, które dochodziły z włączonego w recepcji telewizora.
- Jutro możemy się spodziewać obfitych opadów deszczu. Dzisiejszy dzień był niczym przysłowiowa cisza przed burzą.
- W końcu ktoś wysłuchał moich próśb – powiedział Dave
- Tak się nie ciesz, bo się zdziwisz – odpowiedział z uśmiechem Phil
- Do jutra – powiedzieli zgodnie JJ i Dave.
- Na razie. Bawcie się dobrze.
- Obiecujemy – powiedział Dave.
JJ uśmiechnęła się i pocałowała Dave’a. Objęci wyszli na zewnątrz.
- To teraz na umówioną kolację, a potem po spodenki
- Ale przecież jutro ma padać – odpowiedziała JJ
- Jeszcze nie jeden upał przed nami.
Odeszli w czułych objęciach. Po chwili zniknęli za pobliskim budynkiem.

Niebo oświetlały niezliczone ilości gwiazd. Nikt nie byłby chyba ich w stanie zliczyć. Gdzie niegdzie pojawiały się małe chmurki, które nie utrzymywały się długo. Wszyscy chcieli, aby z tych malutkich utworzyła się jedna duża chmura i spełniła meteorologiczna przepowiednią.


cdn...


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ellie
post 31.03.2004 18:35
Post #12 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 236
Dołączył: 16.05.2003
Skąd: Nowy Dwór Maz.




QUOTE
Było to za razem mądrzejsze rozwiązanie, niż ścieśnianie się w zatłoczonym autobusie czy pociągu, w których temperatura już pewnie dawno przekroczyła tą odpowiedzialną za koagulację białka.

Bardzo mi się podobało to zdanie.

A co do części II- tam jest resyscytowany. Nie powinno być resuscytowany (od resuscytacji).
Pisz dalej, bo coraz ciekawsze się robi :)


--------------------
As happens sometimes a moment settled...
... and hovered and remained for much more than a moment.
And sound stopped and movement stopped?
... for much, much more than a moment.
And then the moment was gone.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Cho Chang
post 31.03.2004 19:48
Post #13 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 22
Dołączył: 11.07.2003




a mi się to nie za bardzo podoba. Tak jakbyś nagrywał "Ostry Dyżur" a potem pozmieniał imiona tongue.gif Do tego liczne powtórzenia...W dwóch słowach: nie podoba mi się dry.gif


--------------------
I cannot protect you any more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 31.03.2004 19:58
Post #14 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




QUOTE (Cho Chang @ 31-03-2004 18:48)
W dwóch słowach: nie podoba mi się dry.gif

To były cztery słowa. XD
A poza tym to dziwnym zjawiskiem byłoby, gdyby podobało się każdemu.
A co do porównania - trudno tego uniknąć zwłaszcza teraz, kiedy "ER" emitowany był w telewizji. Ciekaw jestem czy gdyby "ER" nie było tak popularne to do czego byłby "Czas Zgonu" porównywalny.
No, ale cóż. Jednym się podoba - drugim nie. I czekam na wszystkie opinię, dzięki którym wiem kto co myśli.


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 02.05.2004 08:18
Post #15 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




"Czas Zgonu"

cz. 5
Jeden za wszystkich...



JJ obudziła się i rozejrzała do dookoła, tak delikatnie jak tylko była w stanie. Pierwszy obrót głowy – zegar na szafce wskazujący 6:53. Drugi obrót – Dave u boku, śpiący tak słodko, że JJ nie miała sumienia go obudzić. Czuła się jednak w obowiązku. Delikatnie pchnęła Dave’em, który natychmiast otworzył oczy.
- Która godzina? – to były jego pierwsze słowa po przebudzeniu
- Za pięć siódma. Czas wstawać.
Dave obrócił się do JJ. Podparł się łokciem i pocałował ją.
- Idź pierwsza. Potrzebujesz więcej czasu. Ja trochę dośpię.
JJ wytknęła mu język i wstała z łóżka.

Jacka jeszcze cztery godziny dzieliły do końca nocnego dyżuru. Dwa dyżury pod rząd totalnie go wykończyły. Każdy możliwy moment wykorzystywał na to, aby chociaż w minimalnym stopniu odbudować siły. Właśnie znalazł pustą salę, w której mógłby się trochę zdrzemnąć, gdy do środka weszła Cybil.
- Jack, masz pacjenta. Szóstka.
Gdyby wzrok mógł zabijać to Cybil pewnie leżałaby teraz w progu sali. Jack chwycił kartę chorobową pozostawioną przez pielęgniarkę na szafce, po czym leniwie wyszedł. Po drodze przeczytał informacje na karcie. Janette Vilmore, lat 34, ostry ból brzucha. Chwilę później znalazł się w sali numer sześć.
- Witam, nazywam się Jack Williams. Zbadam panią.
Kobieta, leżała i nie reagowała na Jacka. Jedyna rzecz, jaką robiła, to wydawanie cichych pisków, które przerodziły się we wrzask, gdy tylko Jack dotknął jej brzucha.
- A tu jesteś – wyszeptała Cybil, która właśnie weszła do sali – myślałam, że będę Cię musiała poganiać.
Jack uśmiechnął się lekko i wskazał na pacjentkę.
- Podłącz monitor. Nie podawaj żadnych pokarmów ani płynów. 1 mg morfiny, USG jamy brzusznej, RTG klatki piersiowej, morfologia, poziom elektrolitów, cukier, hematokryt. Jak tylko będą wyniki daj mi znać.

Dave i JJ żwawo weszli do Izby Przyjęć. Od razu podążyli do szatni.
- Dzień dobry – krzyczał za nimi Phil
- Dobry, dobry – odpowiedział Dave, po czym razem z ukochaną weszli do szatni.

Jammie szła właśnie za drugi parawan, gdzie czekał na nią mały pacjent. Odgarnęła swoje brunatne włosy, po czym odsłoniła parawan i podeszła do łóżka, na którym siedział młody chłopak, a obok prawdopodobnie jego ojciec.
- Witam, Alex Kinley?
- Tak. Odpowiedział mężczyzna – zamilkł na chwilę – to znaczy to mój syn
- Rozumiem. Jestem Jammie, pediatra. Co dolega synowi?
- Ściągnął obrus ze stołu, na którym stał kubek z gorącą herbatą, którą wylał na siebie.
Jammie podeszła do chłopca. Dopiero teraz na jego białej bluzce zauważyła mokrą plamę. Spojrzała jeszcze raz na plamę, a potem na mężczyznę.
- Odmocz to – powiedziała do pielęgniarki, która stała obok. 2 mg morfiny.
Po chwili chłopiec leżał już bez bluzki, a na jego klatce piersiowej widać było sporych rozmiarów czerwony placek.
- Okłady z lodu
Pielęgniarka kiwnęła głową i wyszła.
- Zaraz wrócę – powiedziała Jammie i udała się za pielęgniarką
- I znajdź kartę chłopaka – powiedziała do pielęgniarki, tuż po wyjściu za parawan.

- Wyspany? – zapytał Jack Dave’a wchodzącego właśnie do Izby.
- Jeszcze się pytasz. Co mamy?
- Na razie nic ciekawego. Poparzony chłopak, kobieta z bólem brzucha, kamica nerkowa, mężczyzna z ostrym kaszlem w czwórce...
- Witam – powiedziała JJ
- ...którym się zajmiesz – powiedział Jack wręczając jej kartę.
Dziewczyna odeszła. Trafiła do mężczyzny po odgłosach głośnego kaszlu. Weszła do środka. Zdziwiła się. Spodziewała się jakiegoś staruszka z papierosem w ręku, a tu jej oczom ukazał się młody, na oko 25-30 letni mężczyzna.
- Co panu dolega?
- Od kilku tygodni męczy mnie ten... – krótki atak kaszlu przerwał na chwilę wypowiedź – kaszel
- Od zawsze jest taki?
- Nie. Do tej pory był znośny, ale od kilku dni jest coraz gorzej.
- Jest pan astmatykiem, alergikiem, choruje na coś?
- Nie.
- Proszę zdjąć koszulę.
JJ osłuchała mężczyznę.
- Zrobimy panu podstawowe badanie krwi, moczu oraz RTG klatki piersiowej.
Mężczyzna nie odpowiedział, gdyż ponownie zaatakował go kaszel.

- Wyniki kobiety z szóstki – krzyknął ktoś rzucając kopertę na blat w rejestracji.
Jack szybko chwycił kopertę i przejrzał wyniki. Przyczepił zdjęcie klatki piersiowej do rzutnika i zapalił światło. Przyjrzał się dokładnie zdjęciu, po czym je zdjął i schował do koperty. Zajął się przeglądaniem pozostałych wyników.

- Alex Kinley lat 13 – czytała Cybil Jammie stojącej obok – siedem miesięcy temu trafił tu z połamanymi żebrami. Podobno wpadł na stół w mieszkaniu bo gonił kota. Trzy miesiące temu złamanie ręki i stłuczenia na nogach i brzuchu. Wtedy spadł ze schodów w piwnicy. W innych szpitalach nie byli. Teraz mały wylał na siebie herbatę, tylko że...
- Na bluzce nie ma po niej śladu – przerwała jej Jammie – wezwij kogoś z opieki społecznej.

Jack wszedł do szóstki i usiadł obok kobiety.
- Mamy pani wyniki
- I co? – wyszeptała po cichu
- Zapalenie trzustki. Zatrzymamy panią na kilka dni. Podamy antybiotyk i leki przeciwbólowe. Za kilka dni będzie dobrze.
Jack wyszedł. Podpisał kartę chorobową i włożył ją do odpowiedniej przegródki.
- Metronizadol 15mg na kilogram i 4mg morfiny dla pacjentki z szóstki. Jakby co dzwońcie do mnie.
- Spanko? – spytała Michelle
- Owszem

- Michelle, gdzie Jammie – spytała Cybil
- Z tym małym, poparzonym
Cybil natychmiast ruszyła w kierunku drugiego parawanu.
- Jammie, możesz na chwilę
Jammie wyszła. Zobaczyła niską brunetkę, troszkę pulchną o małych zielonych oczach
- Witam, jestem Karren Fox z opieki społecznej. Cybil zapoznała mnie ze sprawą. Gdzie ojciec dziecka?
- Proszę pana – powiedziała Jammie wchodzą cna chwilę za parawan – ktoś chce z panem rozmawiać.

JJ wparowała do sali numer cztery i natychmiast wpięła zdjęcie do rzutnika.
- Mamy pańskie wyniki.
- Co mi jest?
- Widzi pan te małe zacienione obszary?
Mężczyzna podszedł bliżej, aby dokładnie przyjrzeć się zdjęciu.
- To obszary zmienione chorobowo. Na razie są to niewielkie obszary, więc jest szansa na wyleczenie.
- To rak? - zapytał załamanym głosem
- Musimy zrobić dokładne badania. Zatrzymamy pana na badania. Jutro możemy zrobić bronchoskopię.
- Co to?
- Wprowadzimy panu sondę do i pobierzemy wycinki płuc, w celu zbadania. Zaraz ktoś pana zawiezie na górę. Jutro do pana przyjdę.
Szła w kierunku drzwi.
- Aha. I niech pan rzuci palenie.
- Kiedy ja nie palę – powiedział mężczyzna
JJ zdziwiła się i wyszła z sali.

- Wiem, że to dziwne – mówił zdenerwowany ojciec Alexa – ale nie potrafię temu zaradzić. Jak tylko proszę żonę żeby przestała, zaczyna się awantura. Alex na tym cierpi najgorzej. A ja nie potrafię mu pomóc – rozpłakał się – chcę żeby żona przestała pić, i żeby wszystko było jak dawniej.
- Rozumiem – wyszeptała Karren
- Wiem co pani teraz myśli. Wstydzę się siebie, tego, że nie potrafię pomóc własnemu synowi. Widzi pani to – mężczyzna otworzył dłoń i pokazał jej
zewnętrzną stronę. Karren przyjrzała się. U czubka małego palca brakowało około jednego centymetra, razem z paznokciem.
- To ona to zrobiła?
- Tak. Pół roku temu. Chciałem zabrać syna z domu. Wyrwała mi go, chwyciła tasak i zaczęła nim wywijać, aż w końcu odrąbała mi kawałek palca.
- Postaramy się panu pomóc.
- Syn musi zostać dziś w szpitalu – powiedziała Jammie – może pan zostać z nim
- Nic mu nie będzie?
- Nie. Oparzenie nie sporządziło żadnych szkód. Raz, dwa syn wróci do zdrowia.
- Dziękuję.

Jack wybiegł z szatni. Pożegnał wszystkich w recepcji i zbierał się do wyjścia.
- Jutro operujesz? – spytał Jack – chcę asystować
- Jutro mam wolne. Zgłoś się O’Harry. Powiedz, że cię przysyłam. Powinien się zgodzić. A jak nie to trudno.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł.
- A może zechcesz mi asystować? – zapytała JJ
Dave spojrzała na nią i po chwili obydwoje buchnęli śmiechem.


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ellie
post 03.05.2004 15:38
Post #16 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 236
Dołączył: 16.05.2003
Skąd: Nowy Dwór Maz.




Juz czytałam tą część, oczywiście dzięki twojej uprzejmości smile.gif Czekam na coś nowego, bo to co już przeczytałam naprawdę jest bardzo dobre. Widziałam tam parę literówek, ale to jest do poprawienia. No i ciekawa jestem, co dalej z JJ i Dave'm, po tym jak... Nie będę tego pisać, bo inni jeszcze nie czytali. Pisz i nie przejmuj się porównaniami do ER


--------------------
As happens sometimes a moment settled...
... and hovered and remained for much more than a moment.
And sound stopped and movement stopped?
... for much, much more than a moment.
And then the moment was gone.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 03.05.2004 16:22
Post #17 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




"Czas Zgonu"

cz. 6
Strach przed nieznanym



- Odessij – poprosił Dave, podczas zabiegu, który zlecił mu Stanley O’Harra, jeden z najstarszych stażem chirurgów pracujących w Świętym Krzysztofie.
Dave miał asystować przy resekcji jelita, którą miał w planach Jack, ale z powodu dwóch dyżurów nocnych pod rząd zabiegiem zajął się kto inny, a co za tym idzie asystować też będzie kto inny. Dave zatem wcisnął się do O’Harry i „z polecenia Jacka Williamsa” pozwolono mu wykonać zabieg. Dopiero potem okazało się, że to usunięcie wyrostka, które Dave mógł robić z zamkniętymi oczami. Jednak nie dał po sobie poznać, że jest zawiedziony i przeprowadził zabieg.
- Odessij raz jeszcze – poprosił
- Bradykardia
- Miligram adrenaliny co trzy minuty do osiągnięcia normy. Podaj jeszcze miligram atropiny.
Pielęgniarka dzielnie wykonała polecenie Dave’a, który nadal grzebał we wnętrznościach czarnego pacjenta.

Jammie chwyciła kartę małego Alexa i poszłą do jego sali. Chłopak leżał na łóżku podpięty do kroplówki. Jego ojciec siedział na fotelu podstawionym pod okno. Głowa, która spoczywała oparta na ręku natychmiast się podniosła i zwróciła się na Jammie.
- Co z nim? – zapytał po cichu ojciec
- Wszystko w porządku. Przyszłam sprawdzić jak się mały czuje.
- Spał całą noc.
- Podam mu jeszcze miligram morfiny, bo może go boleć, a nie warto budzić.
Jammie wyszła na chwilę i z wózka stojącego przez salą wzięła igłę i napełniła ją jednym miligramem morfiny. Zawartość strzykawki wpuściła do wenflonu na ręku Alexa.
- Kiedy będzie musiał wyjść?
Jammie podrapała się po głowie.
- W zasadzie to wczoraj mógł zostać wypuszczony. Jednak skoro zatrzymaliśmy go na noc, to żeby ubezpieczalnia nam koszty zwróciła musimy go przytrzymać czterdzieści osiem godzin.
- Dziękuję.
Jammie odwróciła się i szła w kierunku drzwi.
- Moja żona może dzwonić. Dowie się, że Alex tu jest.
- Postawimy ochronę przed drzwiami. Tylko lekarze będą wpuszczani. Może nam pan zaufać.
Wyszła.

JJ znalazła chwilę wolnego czasu i powędrowała do swojego pacjenta z podejrzeniem nowotworu. Akurat dostarczono jej wyniki badań więc mogła powiedzieć pacjentowi co mu dolega. Przed wejściem do sali przejrzała badania. To co przeczytała przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
- Witam – przywitała się z pacjentem
- Dzień dobry.
- Mamy wyniki badań. Zdjęcia rentgenowskie i tomografia każą przypuszczać nowotwór. Jednak bronchoskopia tego nie potwierdza.
- Czyli jestem zdrowy?
JJ przetarła twarz dłonią. Podsunęła sobie krzesło i usiadła obok łóżka.
- Niestety nie. Według pulmunologa choruje pan na sarkoidozę.
- To groźne? – zapytał zrozpaczonym głosem
- Osiemdziesiąt pięć procent przypadków leczy się samoistnie i nie pozostawia żadnych śladów ani objawów. Jednak podczas tomografii wykryliśmy u pana nacieki na śledzionę i wątrobę.
- Czyli umrę?
- Pan jest w trzeciej fazie choroby. Były przypadki, kiedy ludzie wychodzili z czwartej fazy...
- Ile ich było? – zapytał gwałtownie
- Dwa – odpowiedziała JJ po trwającym dłuższą chwilę milczeniu – ale ma pan duże szansę. Jeszcze dzisiaj rozpoczniemy leczenie sterydowe i wspomagające.
Popatrzała przez chwilę na mężczyznę.
- Przez tydzień będzie pan u nas, potem przewieziemy pana do Katedry Pulmunologii.
- Niech pani zawiadomi moją żonę. W karcie powinien być do mnie numer. Żona jest w domu, ale nie wie, gdzie jestem. Będę wdzięczny.
JJ kiwnęła głową i wyszła. Weszła do recepcji. Wpisała leki dla mężczyzny i odłożyła kartę. Akurat wpadła na Cybil.
- Dla pacjentka z dziewiątki, tego z sarkoidozą prednizon – 1mg/kg, metotreksat i azatiopryna. W wypadku kaszlu podać kodeinę. Lactil 4mg na dobę, w razie konieczności morfina. Wszystko jest w karcie.
Wyszła.
- Jaka ważna się zrobiła – mruknęła Cybil pod nosem

Tymczasem Jammie została wezwana do Victora. Rzuciła wszystko i natychmiast pobiegła do dyrektora.
- Co ty do jasnej cholery wyprawiasz?
- O co ci chodzi?
- O tego poparzonego dwunastolatka. O ile się orientuję to jego stan nie zagraża zdrowiu – wrzeszczał Victor. Zawsze tak robił ,gdy chciał komuś pokazać kto tu
rządzi. Teraz wrzeszczał coraz głośniej.
- Skarżył się na ból – odparła atak Jammie – zatrzymaliśmy go, porobiliśmy wszystkie badania, podaliśmy leki przeciwbólowe.
- Na łączną kwotę sześciuset dolarów. Owszem, to nie dużo, ale zawsze jakiś wydatek. Dziś masz go wypisać do domu.
- Nie. Obiecałam jego ojcu, że przytrzymamy go jeszcze
- Nie rozumiem
- Jak wyjdzie to niebawem wróci
- To normalne chyba
- Jest bity przez matkę
- A ojciec?
- Odrąbała mu palec
Przez chwilę patrzyli się na siebie. Zastanawiali się, które z nich pierwsze się odezwie.
- Przytrzymamy go 48 godzin. Ubezpieczalnia zwróci pieniądze, a my w tym czasie znajdziemy im pomoc – powiedziała spokojnie Jammie
- 48 godzin. Jeżeli ten mały po tym czasie jeszcze tu będzie, to będziemy rozmawiać inaczej, a wstępem do rozmowy będzie pokrycie przez Ciebie jego kosztów utrzymania.
- Zgoda – powiedziała stanowczo Jammie i wyszła – Skurwiel – szepnęła pod nosem
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że mogła to wypowiedzieć trochę głośniej. Przynajmniej Victor usłyszałby, co o Jammie o nim myśli.

- Igła i nić czwórka – poprosił Dave
Właśnie skończył wycinać wyrostek i zabierał się za szycie pacjenta.
- Zwiększ dopływ tlenu.
Dave był zmęczony. Sprawnie jednak manewrował igłą i zaszywał otrzewną pacjenta.
- Odetnij. Resztę ty zszyj – nakazał pomocnikowi, po czym zdjął rękawiczki i
wyszedł. Zszedł prosto do rejestracji. Natknął się JJ.
- Masz chwilkę – zapytał
- Chwilkę – powiedziała trzymając słuchawkę telefonu w ręku – Pani Humphrey? – zapytała do słuchawki – mówi JJ Coles ze Szpitala Św. Krzysztofa. Na naszym oddziale jest pani mąż. Jest chory i wymaga leczenie, Chciał, żeby panią poinformować...Tak...Dobrze – odłożyła słuchawkę
- Ktoś zmarł? – zapytał Dave
- Nie. Pacjent z sarkoidozą prosił aby powiadomić rodzinę.
- Sarkoidoza?
- Tak.
- Gratuluję. To twoja pierwsza.
- A co u Ciebie?
- Wycinałem wyrostek. Murzyński wyrostek.
- Gratuluję. To twój dwudziesty – zaczęła się śmiać
- Idziemy na kawę?
- Z przyjemnością.
Pocałowała go i zeszli po schodach.

W recepcji rozdzwonił się telefon.
- Św. Krzysztof – powiedziała Michelle – chwilkę zaraz sprawdzę – pogrzebała coś w komputerze – tak jest. Trafił tu z poparzeniem. Dobrze.

Jammie zrobiła obchód po swoich pacjentach i odniosła karty do recepcji.
- Jammie, zaraz tu będzie matka tego poparzonego dzieciaka
- O boże. Dzięki. Zawołaj ochronę szóstki.
Pobiegła szybko pod salę numer sześć. Stanęła przed salą. Rozejrzała się dookoła, ale nikogo nie zauważyła. Weszła do środka.
- Zaraz tu będzie pańska żona. Wzmocnimy ochronę sali. Gwarantuję, że nie wejdzie do środka.
W tym samym momencie do sali wszedł ochroniarz.
- Wzywano nas.
- Tak. Pilnujcie, aby nikt poza lekarzami nie wchodził do sali.

-... i wtedy ona wchodzi do środka i mówi: Czy ktoś widział mojego męża?
JJ nie mogła opanować śmiechu. Po raz pierwszy od dłuższego czasu jakiś dowcip Dave’a na tyle ją rozbawił, że o mało nie spadła z krzesła.
- Poważnie – spytała
- Jak Boga kocham. Możesz się spytać Jacka jak wróci.
- Właśnie: Jack. Mówiłeś, żebym na niego uważała, że jest wredny i że jak zostanę jego praktykantką to będzie miała źle. A tymczasem on jest w porządku.
- Owszem. Poprawił się. Jednak jakbyś trafiła tu kilka miesięcy wcześniej to wiedziałbyś o czym mówię.

Brunetka w prochowcu szła przez korytarz. Zatrzymała się przy recepcji.
- Przepraszam. W której sali leży Alex Kinley?
- Sześć
Kobieta pomaszerowała wzdłuż korytarza. Zatrzymała się przed szóstką. Wejście zastawili jej dwaj ochroniarze.
- Chcę wejść. Jestem jego matką.
- Mamy rozkaz nikogo nie wpuszczać.
- Ale...
- Proszę stąd odejść
Kobieta spojrzała na nich po czym odeszła. Na końcu korytarza zauważyła wieszak, na którym wisiał biały fartuch. Odwróciła się na chwile, po czym zdjęła prochowiec i założyła fartuch. Biegłą teraz w stronę szóstki. Ochroniarze natychmiast zeszli jej z drogi. Kobieta bez trudu weszła do środka.
- Kochanie. Nic Ci nie jest? – zapytała
- Co ty tu robisz?
- Kochanie. Synu
- Ochrona – wydarł się mężczyzna
Ochroniarze natychmiast wbiegli do środka i chwycili kobietę. Zaczęli się z nią siłować.

Dave’owi zadzwonił pager. Dopił kawę. Spojrzał na JJ i obydwoje ruszyli na górę.
- Masz jakieś plany na wieczór? – zapytała JJ
- Owszem. Jestem bardzo zajęty... Tobą – dodał po przerwie
- Doskonale. Pozwolisz, że Cię gdzieś zabiorę?
Weszli na główny hol. Szli w stronę recepcji.
- A gdzie chcesz mnie zabrać?
Nagle z sali obok której przechodzili wyskoczyło dwóch ochroniarzy trzymających kobietą i wpadli na JJ, która upadła na podłogę. Kobieta wyrwała się, jednak Dave podłożył jej nogę i czym prędzej podszedł do JJ. Odwrócił jej głowę. Była zakrwawiona.

JJ została natychmiast przewieziona do sali operacyjnej. Jednak w drodze ocknęła się. Dave obejrzał dokładnie JJ.
- Leż spokojnie. Nic Ci nie jest. Tylko rozcięłaś sobie czoło.

Jammie szła oburzona do recepcji. Akurat weszła na Phila, który przyszedł do pracy.
- co się stało – zapytał?
- Daliśmy ochronę temu małemu maltretowanemu przez matkę. A ta przebrała się za lekarza i weszła do środka. Jak ją wyprowadzali, to zranili JJ. Leży za trzecim parawanem.
- Nic jej nie jest?
- Nie. Tylko rozcięte czoło. Czekamy na RTG i tomografię.
- Zaraz do niej zajrzę.
Phil odsłonił zasłonę parawanu i zobaczył Dave’a, który trzymał JJ za rękę.
- Phil. Jakaś kobieta czeka na Dave’a.
- Powiem mu.
Wszedł do środka.
- Nie licz na zwolnienie mała – zażartował – Dave, jakaś kobieta do Ciebie – powiedział Phil odwracając się do Dave’a – czeka w poczekalni.
Dave wyszedł zza parawanu. JJ cały czas za nim patrzyła.


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 17.05.2004 18:17
Post #18 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




Troche zaniedbałem ten topic. Teraz daje dwa kolejne party.

„Czas Zgonu”

cz. 7
„Konsekwencje”


Jammie wrzuciła podpisaną kartę chorobową w odpowiednią przegródkę i natychmiast odeszła. Zdjęła fartuch, który odwiesiła na stojący obok kawałek drutu przypominający wieszak. Rozejrzała się dookoła i wyszła.
- Do domciu? – zapytał Jack, którego spotkała przy wyjściu
- Nawet tak leniwej osobie jak mi należy się chwila odpoczynku – odpowiedziała z nieskrywanym uśmiechem
- Mały wypisany?
- Wczoraj. Trzeba było być panie doktorze.
Jack uśmiechnął do Jammie szczerząc przy tym wszystkie zęby. Przez chwilę jeszcze na nią patrzył po czym wszedł do Izby Przyjęć.

- Trzy tysiące jednostek heparyny w bolusie, 200 mg aspiryny, monitorujcie – mówiła JJ do asystentki stojącej obok łóżka z jęczącą, starszą kobietą – jakby jej stan się pogorszył poinformuj mnie.
Wyszła. Przetarła twarz rękoma, po czym podbiegła do automatu z kawą. Wygrzebała z kieszeni kilka drobnych monet i wrzuciła je do środka. Automat wyświetlił ilość wrzuconych pieniędzy. JJ wcisnęła guzik. Automat w odpowiedzi chrząknął, wydał serię dziwnych odgłosów, które zakończył syk podobny do tego jaki wydają lokomotywy parowe spuszczające powietrze. JJ schyliła się, zerknęła w komorę kubeczka i... nic nie zauważyła. Uderzyła pięścią w maszynę, po czym wstała. Lekko nią zakołysało. Poczuła lekki ból głowy. Chwyciła się za nią i oparła się o ścianę. Uczucie dyskomfortu pogłębiał opatrunek, który czuła pod palcami. Wzięła kilka głębokich oddechów i poszła w kierunku rejestracji.

Jack z Philem siedzieli w kantorku ze sprzętem medycznym i uzupełniali listę zamówienia.
- Aspiryna, Dobutamina, Diapezol, Lorafen, Nitrocyt... – wymieniał Jack przeglądający półki
- Wczoraj tu była – przerwał Phil
- Nitrocyt? – zapytał z ironią Jack
- Nie wygłupiaj się. Sarah.
- Co chciała?
- Nie mam pojęcia. Wiem tylko tyle, że płakała. Dave się nią zajął
Jack starał się w ogóle nie zwracać uwagi na słowa Phila. Nie chciał słyszeć żadnego słowa więcej na temat Sarah. To przez nią cierpiał. Zostawiła go dla innego, a teraz wróciła i chce błagać o przebaczenie. Nic z tego. Jack jej nie daruje.
- Co jej jest? – ciekawił się Phil
- Nie mam pojęcia co jej jest, nie wiem co było powodem jej płaczu i nie interesuje mnie to. Zraniła mnie. Myśli, że teraz będę w stanie jej wybaczyć. Ze zapomnę o wszystkim, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki? – zatrzymał się na chwilę i nabrał powietrza w płuca – z każdym dniem staram się coraz bardziej o niej zapomnieć...
- Ale z każdym dniem to coraz trudniejsze? – przerwał mu Phil
Jack w odpowiedzi tylko kiwnął głową i obrócił się z powrotem w stronę półek zastawionych sprzętem i lekami.

Cybil sprawdzała stan szpitala w komputerze, gdy dostała wiadomość, że pacjent z dziewiątki dostał ataku kaszlu. Pobiegła szybko do chorego. Wyprzedziła ja JJ, która zjawiła się niespodziewanie szybko. Wbiegła do sali i ujrzała wijącego się w ataku kaszlu mężczyznę.
- Kodeina. Szybko
Cybil sięgnęła szybko po kodeinę, którą wstrzyknęła pacjentowi.
- Kiedy była ostatnia dawka?
- Godzinę temu
Obserwowali chorego. Kaszel jednak ani na chwilę nie ustąpił.
- Musimy go zwiotczyć. Dwie jednostki pavulonu dożylnie.
Cybil spojrzała niepewnie na JJ. Ta nie spojrzała na pielęgniarkę, tylko cały czas obserwowała pacjenta. Cybil podała pavulon. Efekt był praktycznie natychmiastowy.
- Laryngoskop i rurka numer sześć
JJ stanęła za głową mężczyzny. Odchyliła ją trochę do tyłu, po czym rozłożyła laryngoskop. Wsunęła go delikatnie. Głowa mężczyzny się zatrzęsła i z ust wykrztusił krew, która chlusnęła na twarz JJ brudząc jednocześnie fartuch.
- Idź szybko po Jacka – krzyknęła do Cybil
Pielęgniarka wybiegła z sali.

Cybil nie pamiętała, kiedy po raz ostatni osiągnęła taką prędkość. Zwinnie ominęła wszystkie zakręty aż w końcu wpadła do kantorka siedział Phil z Jackiem.
- Jack szybko do dziewiątki
- Co się stało?
- Mamy problem z tym pacjentem z sarkoidozą. Kaszel i krwioplucie.
Jack podparł się o ladę i przeskoczył przez nią. Pobiegł szybko do dziewiątki.

- Co się dzieje? – zapytał po wejściu – o mój Boże – dodał widząc zakrwawioną JJ
- Atak kaszlu. Kodeina nie pomogła. Zaleciłam pavulon. Chciałam zaintubować. Nastąpiło krwioplucie.
Jack podszedł bliżej pacjenta. Założył stetoskop na uszy. Osłuchał pacjenta.
- Świsty. Niedobrze. Na urazówkę z nim. Cybil dawaj Dave’a. Będzie asystował.
- Ja po niego pójdę – powiedziała JJ
- Nie. Zajmij się swoim – zaakcentował wyraz „swoim” – pacjentem
Cybil wybiegła z sali, a Jack i JJ ciągnęli łóżko do sali urazowej.

- Zwiotczyć. JJ zainstaluj laparoskop.
W tym momencie do sali wszedł Dave z Cybil i dwiema asystentkami.
- Co mamy? – zapytał Dave
- Czwarte stadium sarkoidozy. Krwioplucie, kaszel. Podejrzenie oderwania skrzepów napłucnych. Założymy sondę laparoskopową. Gdyby trzeba było otwierać to będziesz asystował.
- Super – zatarł ręce Dave
JJ zaczęła laparoskopię. Delikatnie wsunęła sondę w przełyk mężczyzny i włączyła obraz na monitorze.
- Nic nie widzę – powiedziała
- Daj trochę głębiej – pokierował Jack
Wszyscy zerkali na monitor. Nagle aparatura rejestrująca funkcje życiowe zaczęła coraz częściej pikać.
- Bradykardia – wrzasnął Dave
- Defibrylator do trzystu – nakazał Jack – JJ zaintubuj. Szybko
JJ wyjęła sondę i natychmiastowo zaintubowała mężczyznę.
- Adrenalina. Miligram lidokainy.
- Asystolia – krzyknęła asystentka
- Dave. Defibryluj. 360. Grupa i krzyżówka dla trzech jednostek.
Dave chwycił elektrody i włączył je na ciele pacjenta.
- Nic. Jeszcze raz.
Dave powtórzył czynność. Nagle poprzez rurkę intubacyjną zaczęła sączyć się krew.
- Otworzę go – krzyknął Jack
Jack naciął skórę skalpelem. Cienka, czerwona stróżka krwi pojawiła się na skórze.
- Odciągnij – powiedział do Dave’a
Chwycił piłę i przeciął mostek.
- JJ retraktor. Odciągnij żebra.
JJ wykonała polecenie.
- Nic nie widzę. Ssanie szybko. Założyć tamponadę.
- Ciśnienie spada. Puls 42.
- Lidokaina 2 mg.
Każdy wykonywał powierzona mu czynność. JJ odsysała krew, Dave przemywał wnętrze klatki piersiowej.
- EKG. Cyclonamina dożylnie.
- Rytm agonalny
- Resuscytuj JJ
Minęło prawie czterdzieści minut, a mężczyzna nadal był w takim samym stanie.
- Daj sobie spokój JJ – powiedział Jack
- Jeszcze nie – odpowiedziała spocona i czerwona na twarzy JJ
- On ma rację kochanie – powiedział Dave
JJ spojrzała na niego i odeszła kilka kroków w tył.
- Czas zgonu 17:46 – wysapała JJ. Jej oczy się zaszkliły
- Odwołajcie Pulmunologię – powiedział Jack

Do recepcji weszła starsza kobieta. Zatrzymała Michelle.
- Przepraszam. Mój mąż był w sali numer 9, a teraz go nie ma.
- Jest na sali operacyjnej
Michelle wypatrzyła idąca w jej kierunku JJ.
- Pani się jej spyta
Kobieta odeszła. Zatrzymała się przed JJ.
- Mój mąż. Podobno...
- Pani usiądzie.
- Nie. Co z nim?
- Doszło do ataku kaszlu, w wyniku czego zerwały się skrzepy krwi, które doprowadziły do krwotoku. Stracił zbyt dużo krwi. Zmarł.
Kobieta się rozpłakał. JJ zrobiło się żal kobiety. Pomyślała sobie, że mogła to powiedzieć trochę łagodniej, ale sama była zdenerwowana, bo to jej pierwszy martwy pacjent. Spojrzała jeszcze raz na kobietę.
- Bardzo mi przykro.
Odeszła.

- Idziesz się przejść – zapytał Dave
- Z przyjemnością – odpowiedziała JJ
Gdy byli przy wyjściu zaczepiła ich skąpo ubrana, blondynka.
- Sorki – oparła się o Dave’a – gdzie do szefa? Jestem nową asystentką. Nazywam się Betty Louis Archangel
- W rejestracji pani spyta – pokierował Dave
- Dzięki misiek
Kobieta odeszła. Dave odwrócił się w jej kierunku. JJ ścisnęła jego dłoń z całych swoich sił.
- Tu jestem – syknęła
Dave natychmiast spojrzała jej w oczy i uśmiechnął się.

cdn...




--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 17.05.2004 18:18
Post #19 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




„Czas Zgonu”

cz.

8
„CBC ”


Siedziała przy stole w kuchni w

szlafroku i popijała gorąca czekoladę. Za oknem już od kilku godzin było

ciemno. Stół znajdował się tuż przy oknie, więc JJ cały czas miała wzrok

wlepiony w okno i obserwowała krajobraz. Co prawda w nocy nie jest on zbyt

imponujący, ale ponieważ nie mogła zasnąć, to wydawało jej się to jednym z

sensowniejszych rozwiązań. Chłepcząc czekoladę myślała o ludziach, którzy co

jakiś przewinęli się pod oknem. Skąd mogli wracać? Dokąd idą? Czy też nie

mogą zasnąć i postanowili wybrać się na spacer? Pewnie nigdy nie dostanie

odpowiedzi na te pytania, ale lubiła snuć przypuszczenia.

Dave

chrapał. Rzadko mu się to zdarzało, ale jak już do tego dochodziło, to mało

brakowało, a cały blok wprawiony w drgania przebudziłby się. Być może to był

jeden z powodów, przez który JJ nie mogła zasnąć. Z drugiej jednak strony,

gdy zasnęła to ciężko było ją obudzić.

Otworzył oczy i rozejrzał

się dookoła. Kilkakrotnie przetarł ręką twarz i przyjrzał się miejscu, gdzie

powinna leżeć JJ. Powoli wstał, nałożył szlafrok i wyszedł z pokoju.

Delikatnie przeszedł przez przedpokój. Zatrzymał się przed lustrem. Nie mógł

uwierzyć w to co zobaczył. Każdy włos na jego głowie oddawał pokłon innej

stronie świata, a twarz przypominała jedwabną tkaninę po wyjęciu z wirówki.



JJ wzięła łyk czekolady. Szybko go przełknęła, po czym

ziewnęła.
- Nie śpisz – zapytał cichym głosem Dave
JJ obróciła

się. Uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę.
- Jakoś nie mogę

– odpowiedziała – zrobić Ci czekoladę?
- Nie,

dzięki.
Podszedł bliżej i usiadł koło niej. Chwycił ja za rękę i

pocałował.
- O czym myślisz?
- O niczym – pokręciła głową i

dopiła czekoladę
- O tym mężczyźnie?
Wstała i odniosła kubek do

zlewu.
- O nim, o jego żonie...
- Nie rozumiem
- Ona

chce podać szpital do sądu – krzyknęła – przymoczyłam dupę

rozumiesz? Uśmierciłam pacjenta.
- Nie – wrzasnął – ty

jesteś tylko rezydentką. Nie masz jeszcze pacjentów. Odbywasz praktykę pod

opieką Jacka, i...
- I to on oberwie. Cudowna perspektywa.
Dave wstał

i podszedł do JJ. Objął ją i pocałował.
- Nie mogłaś temu zaradzić,

kochanie.
- Jakbym podała wcześniej Cyklonaminę...
- Na godzinę

przed atakiem – zapytał – to nie miałoby sensu
Pocałowała go.

Przeczesała mu ręką włosy.
- A eschalotomia? – zapytała, po czym

wyrwała się z objęć Dave’a i podeszła do okna.
- Musisz

zrozumieć jedną rzecz. Usiądź.
- Nie.
- Siadaj –

wrzasnął
JJ się przestraszyła. Znają się od kilku tygodni, a Dave po raz

pierwszy na nią krzyknął.
- Po pierwsze: Jesteś rezydentką i każdy twój

wpis w kartę chorobową jest sprawdzany i podpisywany przez Jacka. Gdyby Jack

zauważył, że eschalotomia jest potrzebna to na pewno by cię o tym

powiadomił. A po drugie: facet nie miał zapalenia trzustki, ani nie skarżył

się na ból. Gdybyś zleciła zabieg, a on by zmarł to dopiero byś narobiła

problemów.
JJ słuchała Dave’a.
- Wiesz – zaczęła powoli

– od dziecka chciałam zostać chirurgiem. Nikim innym tylko chirurgiem.

Rodzicom się to nie podobało. Dla nich co najwyżej mogłam zostać

pielęgniarką, ale nie chirurgiem. Kto to widział kobietę chirurga? –

przystanęła na chwilę – A wiesz co ja im na to? Że udowodnię im, że

mam dość sił, żeby zdawać na medycynę, zdać studia i zostać chirurgiem.

Jednak...
Spojrzała się w okno, potem na Dave’a i uśmiechnęła

się.
- ... teraz z każdym dniem czuję, że mam coraz mniej tych

sił.
Dave chwycił ją za rękę.
- Masz wystarczająco dużo sił. Uwierz

mi. Ale nie możesz przejmować się każdym pacjentem, który umrze w twojej

obecności. Jeżeli teraz tak reagujesz, to co będzie jak zostaniesz

chirurgiem?
JJ pokręciła tylko głową. Chciała coś odpowiedzieć, jednak

nie wiedziała co.
- Jeżeli chcesz – mówił Dave – to zakończ

studia, ale pamiętaj, że ja tej decyzji nie pochwalam. Za dwa lata masz

zostać chirurgiem.
Uśmiechnęła się.
- A teraz wybacz, ale mam

jutro długi i ciężki dzień. Pogadamy potem.
Dave wstał i szedł w kierunku

wyjścia z kuchni.
- Dave – zawołała JJ
Odwrócił się i spojrzał

prosto w jej oczy.
- Zostanę. Kocham Cię.
- Ja Ciebie

też.

Po kilkunastu minutach zalała sobie drugi kubek czekolady i

wypiła go jednym duszkiem. Miała dzień wolny więc usiadła z powrotem przy

oknie i obserwowała ludzi. Uśmiechała się do nich.
- Jak ja wam

zazdroszczę braku takich problemów – wyszeptała


cdn...

nie wiem. jak na razie cdn nie nastapil.

Ten post był edytowany przez Avadakedaver: 08.07.2006 22:24


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 19.04.2024 12:17