Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Podążając Za Nim [zak]

Scarlet
post 13.08.2006 16:26
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 51
Dołączył: 12.08.2006

Płeć: Kobieta



Publikowane na TN, Mirriel i Forumowie, korekta: Serpentine, Anka, Thingrodiel, Szparka

Podążając za Nim

Wyraźnie zbierało się na burzę, a gdzieś daleko, na lądzie, grzmiało. Śmierciożerca, który stał przed bramą patrzył na twierdzę w milczeniu. Poczuł coś dziwnego w żołądku, ale uspokoił się. Zrobił swoje, a szans na wygranie walki z aurorem nie było. Teraz pozostało tylko czekanie, aż Czarny Pan powróci do swojej władzy i uwolni swoich podwładnych. Zwłaszcza tych, którzy nie stchórzyli, ale walczyli do końca.

***
Podoba mi się to co robię. Ojciec zawsze powtarzał, że drużyna powinna mieć silnego przywódcę. Takiego jak nasz. A Czarny Pan jest potężnym przywódcą. Kiedy pierwszy raz o nim usłyszałem, wiedziałem, że muszę się do niego przyłączyć. Czystość krwi jest najważniejsza, a tylko On może nas zrozumieć i pomóc nam. Szlamy, mugole... gorsza rasa.
Co noc wybieramy się do jakiejś rodziny. Zazwyczaj są to domy mugoli, ale zdarza się, że Czarny Pan powierza nam zadanie – przekonać odpowiednich czarodziejów do przyłączenia się do nas. Jeśli nie chcą, moim i Lucjusza zadaniem jest rąbnięcie ich Avadą. Taka miła rozrywka przed snem.
Ale są też minusy. Musimy ukrywać się przed ministerstwem. Wszędzie węszy. Właściwie nie ma szans na wywęszenie kogokolwiek. Nie znamy się. Znaczy, ci zwykli szeregowi się nie znają. Bo ja mógłbym rzucić kilkoma nazwiskami szanowanych pracowników ministerstwa. Wilkes, Malfoy, Lestrange, Rookwood... Karkarow już siedzi. Dziwię się Czarnemu Panu, że nie boi się o to, że Karkarow będzie sypał. Ale Czarny Pan zawsze wie co robi. Jeśli on czuje się bezpieczny, to my też możemy. Czarny Pan zawsze działa w największej tajemnicy. Woli, żebyśmy nie znali nazwisk naszych współtowarzyszy. Chyba tylko on jeden orientuje się we wszystkim i to ma swoje plusy - dla niego i dla nas.
Potęga Czarnego Pana rośnie z każdym dniem. Tej nocy mamy zwykły wypad do miasta. Naszym zadaniem jest zabicie kilku mugoli, dobrze by było, gdyby trafiły się też jakieś szlamy. Ich nienawidzę szczególnie. Tak jak Czarny Pan. Którego kocham i uwielbiam. Miło jest patrzeć na wykrzywione w przerażeniu twarze, słuchać ich krzyków i szeptać „Avada Kedavra!”.
Dzisiejsza noc jest mroźna, a niebo zachmurzone. Wiatr cicho zawodzi, przenosząc liście i poruszając gałęziami drzew. Jestem z Wilkes’em. Widzę dom, który niedługo stanie się swego rodzaju miejscem uciech i zabaw, coś jak wesołe miasteczko dla dzieci. Zbliżamy się do drzwi. Nigdy nie pukamy. Wilkes zbliża rękę do klamki, ale ja go odpycham. W krzakach ukryty jest Moody.
- Stój, Rosier! – krzyczy. Wilkes wyciąga różdżkę. Ja też.
Nasze krzyki, formuły zaklęć splatają się ze sobą. Nie widzę walczącego obok Wilkes’a. Poradzi sobie, jestem tego pewien. Teraz najważniejsze to wyjść cało z pojedynku z Moody’m. Trafiłem. Kolejny ubytek w jego wielkim nosie. Trudno, jego strata. Jestem już u kresu sił. Nie przewidziałem, że będzie tak ciężko. Moody nie zabija. Ma swoje zasady. A jeśli je złamie? Z nim nigdy nic nie wiadomo.
Upadam.
*
- Pan Crouch będzie zadowolony. Dwóch śmierciożerców mniej.


"- Znasz innych? - zapytał chłodno pan Crouch.
- Ależ tak... Był Rosier - powiedział szybko Karkarow. - Evan Rosier.
- Rosier nie żyje. I on został osadzony wkrótce po tobie. Ale wolał walczyć do końca, niż się poddać. Zginął w potyczce z aurorem.
- I zabrał na tamten świat kawałek mojej skromnej osoby - szepnął Moody. Harry wychylił się ponownie i zobaczył, że Moody pokazuje Dumbledore'owi spory ubytek w swoim nosie.
- I na to zasługiwał! - powiedział Karkarow, ale teraz w jego głosie wyraźnie brzmiała panika, bo zaczął się obawiać, że jego informacje mogą okazać się zupełnie bezużyteczne. "

Harry Potter i Czara Ognia, str. 614


***

Czarny Pan nie żyje. Czarny Pan nie żyje. Czarny Pan... ON MUSI ŻYĆ!!! Moje myśli powoli wyrywają się spod mojej władzy. Już ich nie kontroluję. Mój umysł prześladuje wizja odnalezienia mojego Pana i powrotu Jego czasów. Dawał nam mugoli do torturowania, mogliśmy oczyszczać rasę czarodziei ze szlam! Jego chorobliwa chęć opanowania świata była zaraźliwa, a ja czułam się zaszczycona służąc u Jego boku. Boku największego z czarodziei. A teraz? Wykończył go ten Potter... Pół – czarodziej! I on pokonał naszego Pana?
Rudolf powtarza, że to nie może być prawda. Że wraz z Rabastanem i Crouch’em go odnajdziemy! Może on ma rację? Może trzeba wymyślić jakiś plan...


WIEM!

Porwiemy Longbottom’ów. Będziemy ich torturować, aż powiedzą nam gdzie jest nasz Pan. Praca i przyjemność naraz czyli coś co uwielbiam...
Tak więc idziemy do ich domu. Drzwi otwiera Frank, ale Rabastan szybko go unieruchamia. Słyszę kroki. To Alice Longbottom. Rzuca się z płaczem na podłogę, obok leżącego męża, ale już po chwili podnosi się, trzymając w ręku różdżkę. Pytamy. Nic nie wie i mamy zostawić ją w spokoju. Wkurzona rzucam Cruciatusa. Wydziera się, więc Crouch ją ucisza. Rabastan cofa zaklęcie rzucone na Franka i pyta jego. Też nic nie wie. No to się pobawimy... Zaklęcia, te najbardziej mroczne i te mniej wypowiadamy szybko, a one trafiają celnie. Już po chwili nasi słynni aurorzy zachowują się nienormalnie. Czyżby troszkę za mocno ich zabolało? Śmieję się. Rudolf i Rabastan też. Crouch tylko uśmiecha się, ale i u niego widzę radość. Nic nie wiedzą. Nie chcą mówić. To nawet lepiej, zabawa potrwa dłużej.
Słyszę głosy. Nie podoba mi się to. Rudolf patrzy na ciało Alice. Jest nienaturalnie wykrzywione. Po chwili dochodzi do mnie gorzka prawda: oni nie wiedzieli gdzie jest mój Pan. Ale przecież musi gdzieś być! Krzyczę z bezsilnej złości. Z pokoiku obok słychać dziecięcy płacz. Rabastan idzie go uciszyć.
Drzwi otwierają się. Wchodzą aurorzy. Szybko nas obezwładniają. Czarny Pan nas uratuje.

„- Zostaliście postawieni przed Radą Prawa Czarodziejów – oznajmił dobitnie [pan Crouch]. – abyśmy mogli osądzić was za zbrodnię tak ohydną...
(...)
- ... o jakiej jeszcze nie słyszeliśmy przed tym sądem. (...) Wysłuchaliśmy obciążających was zeznać. Wszyscy czworo jesteście oskarżeni o porwanie aurora, Franka Longbottoma, i rzucanie na niego zaklęcia Cruciatus, w przekonaniu, że dowiedział się o miejscu pobytu waszego Pana Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. ..
(...)
- Jesteście też oskarżeni (...) o rzucenie zaklęcie Cruciatus na małżonkę Franka Longbottoma, kiedy nie chciała wam wyjawić tego, co wie. Zamierzaliście przywrócić do władzy Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, aby znowu nurzać się w gwałcie i przemocy, no najprawdopodobniej robiliście, kiedy był w pełni swej czarnoksięskiej mocy. Proszę teraz sędziów (...) aby podnieśli ręce, jeśli uważają, tak jak ja, że te zbrodnie zasługują na dożywotni pobyt w Azkabanie.
Czarownice i czarodzieje siedzący po prawej stronie lochu podnieśli ręce jednocześnie.”

„Harry Potter i Czara Ognia” str. 619 i 620


Swoją drogą to niezłą szopkę odegrał ten Barty na przesłuchaniu... Nie spodziewałam się tego po nim!

***

Zdradzam Ministerstwo. I wiesz co? Dobrze mi z tym. Ci durnie i tak niczego się nie domyślają. A nawet jeśli, to co mi mogą zrobić? Najwyżej skażą mnie na parę lat Azkabanu. Kilka lat różnicy mi nie zrobi. I tak Czarny Pan jest najpotężniejszy. Największy. Najwspanialszy.
Jest wieczór, a ja mam wolne od zabijania i przekupywania czarodziejów. Siedzę przed kominkiem w domu (pomimo tego, że ognia nie lubię – kojarzy mi się z dobrocią i całym tym gadaniem na temat domu, rodziny... ale w końcu czymś się trzeba ogrzać) i rozmyślam nad tym co było i co będzie. Konkretniej? Myślę o czynach Czarnego Pana. O czynach Śmierciożerców. O moich czynach. Nie zastanawiam się czy dobrze czynię. To akurat wiem. Może za jakiś czas to ja stanę na czele Śmierciożerców i to ja będę nimi rządził. Władza. To coś, czego pragnę. Nikt jednak na razie nie powinien się o tym dowiedzieć.
Słyszę pukanie do drzwi. Wstaję. Muszę to zrobić sam, ponieważ nie mam rodziny. Czarny Pan i służba mu kojarzą mi się z samotnością i ja trzymam się tej zasady. Chociaż kilku głupców ma żony i dzieci, chociażby Malfoy czy Lestrange’owie.
- Augustus Rookwood? – mężczyzna trzyma różdżkę tak, jakby podejrzewał, że go zaatakuję. Czyżby Ministerstwo... w końcu...?
- Owszem. O co chodzi? – pytam, udając zdziwienie.
Mężczyzna nic nie wyjaśnia, tylko wchodzi. Stojący za nim aurorzy też.
- Jest pan aresztowany pod zarzutem przekazywania tajnych danych Ministerstwa Magii Temu, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.
Krótka wymiana zaklęć. Przewaga sił. Azkaban.

„... Rookwood... był szpiegiem... przekazał Temu, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać mnóstwo pożytecznych informacji pochodzących z samego ministerstwa!
Harry był pewien, że tym razem Karkarow trafił w dziesiątkę. W lochu rozległ się szmer przytłumionych głosów.
- Rookwood? (...) Augustus Rookwood z Departamentu Tajemnic?
- Ten sam – przyznał gorliwie Karkarow –Sądzę, że zorganizował siatkę czarodziejów w samym ministerstwie i poza nim, żeby zbierać informacje...”

„Harry Potter i Czara Ognia”, str. 614 i 615


***

Boję się. Cholernie się boję. Coraz częściej łapię się na tym, że szczękam zębami ze strachu. Zaciskam pięści w geście bezradności. Dlaczego? Dlaczego się na to zgodziłem? Gdybym nie był na tyle głupi, może wszystko potoczyłoby się inaczej... Ale nie! Ja, Severus Snape, który zawsze interesował się czarną magią jak idiota poszedł za Czarnym... Za Nim.
Boję się. Każdy na moim miejscu by się bał. Zaledwie kilka dni temu poszedłem do Dumbledore’a i powiedziałem mu, że nie chcę już służyć... Jemu. I co z tego mam? Strach. Cholerny, ogarniający mnie strach.
Boję się. Teraz będę szpiegować moich byłych przyjaciół. Malfoy’a, Karkarowa, Lestrange’ów... Ale może Dumbledore ma rację? Wtedy tak wspaniale mówił o współpracy czarodziejów... prawie mnie przekonał. Prawie.
Boję się. Ja, który nigdy nie okazywał strachu! I nie okażę go moim wrogom. W szalonym, wirującym kole moich myśli ten strach jest, ale nie pokażę go światu.
Boję się. Ktoś puka do drzwi. Oby to nie był Dumbledore. Nie teraz. Nie chcę z nim rozmawiać.
Malfoy.
- No i co? Idziemy na mały spacerek?
Uśmiecha się złowieszczo. Ja też muszę.
- Jasne. – wykrzywiam usta w grymasie. Mam nadzieję, że uzna to za coś podobnego do oznaki radości.
- Nie zapomnij różdżki! – mówi to tak, jakby chciał mi przypomnieć, po co idziemy. Kolejne morderstwo.

„- Snape! Severus Snape!
- Snape został oczyszczony ze wszystkich zarzutów przez tę radę. – oświadczył chłodno Crouch. – Poręczył za niego Albus Dumbledore.
- Nie! – krzyknął Karkarow, napinając łańcuchy, którymi był przykuty do krzesła. – Zapewniam was, Severus Snape jest śmierciożercą!
Dumbledore powstał.
- Złożyłem już zeznanie w tej sprawie – powiedział spokojnie. – Severus Snape rzeczywiście był śmierciożercą. Przeszedł na naszą stronę, zanim Lord Voledmort utracił swoją moc, i został naszym szpiegiem, ryzykując życie. On śmierciożercą? Równie dobrze moglibyście nazwać śmierciożercą mnie.
Harry spojrzał na Szalonookiego Moody’ego. Widać było, że ma co do tego poważne wątpliwości.”

„Harry Potter i Czara Ognia”, str. 615


Brama otworzyła się i Śmierciożerca wszedł do środka. Błysnęło i zaczęło kropić. Czując na sobie spojrzenie dementorów podniósł dumnie głowę. Kiedyś i oni przyłączą się do Czarnego Pana. Na pewno.
Kiedy brama zamknęła się, deszcz rozpadał się na dobre.

Ten post był edytowany przez Scarlet: 14.08.2006 10:55


--------------------
"(...)
nie można zabić miłości

jeśli ją w ziemi pogrzebiesz
odrasta
jeśli w powietrze rzucisz
liścieje skrzydłami
jeśli w wodę
skrzelą błyska
jeśli w noc
świeci"
Halina Poświatowska
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 23.04.2024 13:18