Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Der Graf [ZAK] do Labiryntu, wcale nie po niemiecku ;)

iney
post 25.06.2004 18:20
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa




Der Graf ist nicht das, was er mal war.
Ja, der Graf wirkt heut' seltsam und bizarr.
Ja, der Graf lebt von Blutkonserven, Ratten und Getier.
Ja, der Graf ist kein Punkrocker. Er ist Vampir.

Die Ärzte „Der Graf“




Hrabia von Blut – to brzmiało dumnie. Gdyby jeszcze on sam był naprawdę dumny z tego tytułu! Ale nie, dawno już przestał uważać go za powód do wysokiej samooceny. Rzeczywistość w dość brutalny sposób przywoływała go do porządku, ilekroć zaczynał od nowa chełpić się swym drzewem genealogicznym...
Jaki tam z niego hrabia, skoro nie ma nawet jednej pokojówki ani lokaja, nie jest mężem błękitnokrwistej piękności, nie rozporządza rozległymi posiadłościami... ani nawet ogródkiem na tyłach zamku. Nawet tam nie miał bowiem żadnej władzy – skrawkiem urodzajnej gleby zawładnęły chwasty i krety. Natomiast jego zamek... Ten jeden z nielicznych posiadanych przez hrabiego atrybutów arystokraty, będący zresztą raczej siedzibą mysiego rodu niż jego samego, przedstawiał w istocie żałosny obraz. Wieczne przeciągi, dziury w dachu, lub wręcz kompletny jego brak w pewnych miejscach, pajęczyny na sufitach i stropach, rozlatujące się schody oraz walające się wszędzie martwe myszy... Co prawda jedno musiał przyznać: jako wampir nie mógł wybrać sobie odpowiedniejszej scenerii. A jednak – coś mu w niej przeszkadzało! Coś mu tu nie pasowało, coś było nie tak, jak miało być... Dlatego dręczyła go nieustająca melancholia i dokuczliwa tęsknota – choć sam nie do końca zdawał sobie sprawę, za czym tak naprawdę tęskni.
Oparł blade dłonie o długich palcach o kamienną balustradę, poprawiwszy wcześniej zawiązaną pod szyją jedwabną apaszkę. Była wietrzna listopadowa noc. Przed nim rozciągał się widok na małe niemieckie miasteczko, którego nazwy nigdy nie mógł zapamiętać, mimo że rezydował w jego okolicy od urodzenia. Było ono po prostu beznadziejnie nudne i zwyczajne – gdyby nie to, że tuż obok wznosiło się istotne dla tej opowieści wzgórze, zapewne nigdy byście o nim nie usłyszeli. Hrabia patrzył na falującą trawę, która pokrywała zbocze, na wirujące w tańcu jesienne liście, na wznoszący się nad nim irytująco dobroduszny, pyzaty księżyc i mrugające figlarnie gwiazdy. Wszystkie te szczegóły sprawiały, że nocny krajobraz był pozbawiony dystyngowanej grozy i – zamiast pobudzać – tylko nieodparcie drażnił jego obserwatora. Von Blut westchnął i obrócił się zdecydowanym ruchem, odrywając wzrok od sielskiego landszaftu.
Może, gdyby ktoś go od czasu do czasu odwiedził... Z nostalgią wspominał czasy, gdy jego samotność nie była żałosną koniecznością, a jedynie świadomym wyborem. Gdy nie mógł narzekać na brak zainteresowania swoją osobą. Gdy rozbudzał w ludziach, nawet tych z bardzo daleka, uśpione pragnienia i myśli. Był symbolem i uosobieniem zgubnego pożądania, które teraz – o ironio! – trawiło go od środka. Odświeżająca rozmowa z kimś, z kimkolwiek żyjącym, a potem łyk lekko słodkiej, musującej krwi – tego właśnie pragnął, tego pożądał najbardziej w świecie. W snach nawiedzał go coraz częściej obraz ponętnej istoty o łabędziej szyi....
Przełknął ślinę, choć nie pozwoliło mu to usunąć rosnącej z niewiadomej przyczyny guli w gardle. Niestety, skonstatował ze smutkiem, idąc wolno wzdłuż rozsypujących się krużganków, czasy się zmieniły. Zbłąkani wędrowcy pojawiali się na Wzgórzu Rotberg niezwykle rzadko. Ostatni zawitał do rezydencji hrabiego bodajże w 87’, a poza tym był cały obwieszony czosnkiem. Po spotkaniu z nim von Blut przez miesiąc wietrzył komnaty i prał swój sfatygowany frak... Oczywiście czosnek nie spowodował żadnego uszczerbku na jego zdrowiu, hrabia po prostu – jak zresztą większość wampirów – wyjątkowo nie znosił zapachu tego warzywa. Tak więc po ostatniej wizycie pozostały mu tylko niemiłe wspomnienia... na szczęście, bo uciążliwego smrodu udało mu się w końcu pozbyć.
Hrabiego przeszył dreszcz, spowodowany nagłym podmuchem wiatru. Von Blut skulił się, po czym szybko, choć nie do końca bez problemów, przybrał postać małego nietoperza. Wzbił się w powietrze i, kołując nad miasteczkiem, zadał sobie po raz kolejny dręczące go pytanie: gdzie oni wszyscy są? Gdzie się podziały te ciągnące do jego siedziby pielgrzymki uroczych, naiwnych gąsek, młodzieńców obdarzonych nadmierną ciekawością, czy nawet trochę podstarzałych badaczy nieznanego? Och, przecież wiedział, co się z nimi stało!
Małym ciałkiem nietoperza wstrząsnął spazm żalu. Jakieś dwadzieścia lat temu towarzyszką życia – a może raczej śmierci? – hrabiego została piękna brunetka o pełnych ustach. Wiązał z nią wielkie nadzieje. Miała wszystko, czego prawdziwa wampirzyca mogłaby potrzebować: urodę, inteligencję i dystynkcję wzbudzającą respekt zbliżony do strachu. Okazała się jednak wyjątkowo niewdzięczna. Wzgardziła zamkiem, który jej podarował, choć wówczas nie był on bynajmniej wzbudzającą litość ruiną. Wzgardziła miejscem u jego boku i tytułem hrabiny von Blut, bo... chciała zostać aktorką. Szok, jakiego doznał, usłyszawszy z jej ust tak naiwne i trywialne słowa, był wprost niezmierzony. Próbował przemówić jej do rozsądku, jednak wszystkie jego starania zdały się na nic. Pewnej nocy obudził się i zauważył, że – stojąca obok jego własnej – niewielka, dębowa trumna jest pusta. Jego towarzyszka opuściła go dla głupiego i niemożliwego do zrealizowania marzenia. Hrabia nie wiedział, co się z nią stało. Czasem nachodziły go czarne myśli i był przekonany, że pierwszego poranka po opuszczeniu zamku umarła w straszliwych męczarniach. Ale wtedy przypominał sobie perlisty śmiech, jakim zareagowała na jego przestrogi...
Promienie słońca? A co jest w nich takiego strasznego?! Nie mów mi tylko, że wciąż wierzysz w te zabobony... Nasze oczy na pewno nie są przyzwyczajone do światła dziennego, ale to jedynie mała niedogodność. Zapewniam cię, że poradzę sobie doskonale również po nadejściu poranka. A noc i ciemność... To już przeżytek w dobie energii elektrycznej. Jeśli nie chcesz stać się archaicznym dziwakiem, dobrze ci radzę, opuść jak najszybciej to ponure zamczysko!
Poczuł się wtedy dokładnie tak, jakby był jakąś żałosną pomyłką. Rażącym anachronizmem. Potworem, którego nikt już się nie obawia, wampirem, przed którym nikt nie drży ze strachu... o którego istnieniu nikt już nawet nie pamięta. Którym pogardza, którego opuszcza i zdradza nawet najbliższa mu istota. Przecież nie mógł tak po prostu pozostawić zamku, pozostającego przez stulecia w jego posiadaniu! Nie mógł opuścić swojego posterunku, musiał na nim trwać, musiał straszyć, choćby nikt już się go nie bał...
Żyjemy w XXI wieku – dodała jeszcze wówczas, patrząc na niego z politowaniem – W czasach kompletnie wyzutych z romantycznej grozy... Technika rozwija się dziś niezwykle szybko. A wyobraźnia i fantazja, cóż, mój drogi, one po prostu odchodzą do lamusa. Kolejne wierzenia i legendy są wyśmiewane i pozbawiane uroku. Takie wybryki natury jak ty i ja nie mają racji bytu. Jedyne, co możemy zrobić, to przystosować się...
To było jak kołek wbity prosto w serce. Ona po prostu nie wierzyła w to, czym byli. Nie przedstawiało to dla niej żadnej wartości. Zupełnie jakby była po prostu jedną z mieszkanek mieściny u stóp wzgórza!
Hrabia obrzucił krytycznym spojrzeniem zabudowania miasteczka. Było ono naprawdę niewielkie, a w oczy rzucał się schematyczny układ ulic i osiedla złożone z identycznych, klockowatych domków. Nietoperz zmrużył oczy, ponieważ raziło go nieco światło ustawionych wzdłuż jezdni latarni. Było chyba koło drugiej, ulice wydawały się zupełnie puste. Tylko na rynku zataczał się miejscowy pijak, nucąc swoje pijackie piosenki. Von Blut poczuł z nim nagłe, duchowe pokrewieństwo – obaj byli poza nawiasem społeczeństwa, bezużyteczni i godni politowania. Wiedziony tym odruchem hrabia zniżył lot, by przyjrzeć się bliżej mężczyźnie.
Przycupnął na brzegu kamiennej fontanny. Mężczyzna dostrzegł go i rozciągnął wargi w głupawym uśmiechu.
- Nie... to... to... perek... – wybełkotał, bezskutecznie próbując przysiąść koło niego na murku.
Jaki znowu „perek”?! Hrabia był zdegustowany. Zdecydowanie nie życzył sobie nadmiernych zbliżeń z czerwonym na twarzy, śmierdzącym osobnikiem. Coś jednak powstrzymało go przed odlotem... Odsunął się więc tylko kawałek, mierząc pijaka krytycznym spojrzeniem.
Mężczyzna – po paru bezowocnych próbach trafienia w kamienny brzeg fontanny – osunął się na ziemię. Wbił wzrok w idealnie równy bruk pokrywający rynek. Zapadła cisza, przerywana jedynie bzyczącym dźwiękiem, jaki wydawała, mrugając, zepsuta latarnia. Pijak zakrył twarz dłońmi, jakby ze wstydu. Po chwili spojrzał na hrabiego i wyciągnął dłoń w jego kierunku, chyba chcąc go pogłaskać. Nietoperz odsunął się jeszcze dalej.
Mężczyzna opuścił zrezygnowany rękę, a jego oczy wypełniły łzy.
- Niiiiikt... – zawył z rozpaczą schrypniętym głosem – nikt mnie nie chce, o nieeee... A mi jest źle... Taaaaaak... baaardzo źle...
Gdyby hrabia miał w tym momencie ręce, zakryłby nimi uszy. Ale że miał jedynie skrzydła, czym prędzej zrobił z nich użytek i odleciał w stronę wzgórza. Było mu żal mężczyzny, lecz zdecydowanie nie czuł się na siłach go pocieszać. A już na pewno nie wziąłby na siebie roli przytulanki...
Gdy dotarł do zbocza Rotberg, jeszcze raz spojrzał na pogrążone w ciszy miasteczko. Żyło sobie swoim nudnym i okropnie przewidywalnym życiem tuż obok jego zamku i nie było w nim ani jednej osoby, która okazałaby mu zainteresowanie... Poczuł, że gardło mu się ściska ze smutku. Czym prędzej wrócił do swej siedziby i natychmiast udał się do obrośniętej pajęczynami piwnicy. W drewnianej skrzynce na jej samym dnie znalazł butelkę czerwonego reńskiego wina. Przepłoszył przy okazji grzebiącą w trocinach mysz, pierwszą, jaką spotkał od dłuższego czasu. Ostatnio zaczęły go starannie unikać. Cóż – musiał się przecież czymś żywić. Niestety myszy wykazały się niebywałym instynktem samozachowawczym. Schodziły mu z drogi, jak tylko mogły, co sprawiało, że nieraz chodził spać z pustym żołądkiem...
Wszedł na górę jednej ze zrujnowanych zamkowych wież. Usiadłszy w oknie, czy też raczej ogromnej, nieregularnej wyrwie w murze, odkorkował butelkę i kompletnie ignorując zasady etykiety, pociągnął z niej spory łyk. Następne parę godzin spędził, wałęsając się po zamku, nucąc marsze pogrzebowe i wygrażając mieszkańcom pobliskiej mieściny... Koło piątej nogi zawiodły go na pokryte sprężystą trawą zbocze wzgórza. Legł wyczerpany na ziemi. W górze wciąż świeciły gwiazdy, a księżyc nawet jakby uśmiechał się idiotycznie, drwiąc z jego nieszczęścia. Hrabia obrócił się na brzuch i załkał. Raptem usłyszał pisk. Coś poruszyło się w trawie... Tuż przed jego twarzą pojawiła się mała myszka o różowym nosku. Patrzyła na niego – tak mu się przynajmniej zdawało – ze współczuciem i zrozumieniem w błyszczących ślepkach. Wiedziony nagłym impulsem chciał ją pogłaskać, ale zwierzątko obróciło się i zniknęło w trawie.
Hrabiego dotknęło to do żywego, choć na dobrą sprawę powinien się cieszyć, że istnieją jeszcze istoty, które się go boją. Był jednak tak rozstrojony, że zamiast tego zaniósł się szlochem, po czym drżącym głosem zaczął nucić:
- Niiiiikt mnie nie chce, o nieeee... A mi jest źle... tak bardzo źleeeeee...
Po chwili zamilkł i usiadł w wysokiej trawie. Nagle dotarło do niego, jak bardzo się stoczył... Jak żałosny się stał. Cień dawnego straszliwego wampira zataczający się po łące i ryczący pijackie piosenki! Nie mogło tak dalej być, o nie. Musiał coś ze sobą zrobić. Musiał... Musiał ze sobą... skończyć?
Nagle powróciła mu jasność umysłu. Szybko rozważył wszystkie możliwości: ilość czosnku potrzebna do uduszenia się jego zapachem była dla niego nieosiągalna, osikowego kołka nie zdołałby wbić sobie sam (poza tym chyba nie miał żadnego pod ręką), pozostawało mu więc jedynie leżeć na łące aż do świtu, oczekując wybawienia ze strony słońca. Tak, to było najlepsze wyjście! I tak nie miał już siły wracać do zamku. Uspokojony, że wreszcie podjął jakąś – bądź co bądź konstruktywną – decyzję, momentalnie zapadł w głęboki sen.
A księżyc nad wzgórzem jaśniał dobrotliwie i pokrzepiająco.

***

Obudziło go przyjemne łaskotanie i ciepło na twarzy. Z wysiłkiem otworzył powieki. Oślepił go przeraźliwy blask. Słońce! Zmrużył oczy w oczekiwaniu na koniec....
Jednak nic się nie wydarzyło. Ponownie spojrzał słońcu prosto w twarz. Jaskrawe promienie wycisnęły mu łzy z oczu. Nadal nic się nie działo...
Nic mu się nie stało!
Usiadł gwałtownie i złapał się za głowę. Targały nim sprzeczne emocje. Tak więc miała rację! Poczuł się ośmieszony, zawiedziony, a jednocześnie odetchnął z ulgą. To wszystko oznaczało, że najprawdopodobniej żyła sobie gdzieś spokojnie, podczas gdy on dręczył się sam przez tyle lat...
Odetchnął świeżym powietrzem. Jesienny krajobraz dookoła wyglądał jeszcze bardziej sielankowo niż w świetle księżyca. Jednak nie wzbudziło to już w hrabim takiej irytacji... Może nawet mu się podobało? Poczuł, jak wszystkie negatywne emocje uciekają z niego, jak z przekłutego balonu. Zrobiło mu się lekko na duszy. Roześmiał się w głos, myśląc jednocześnie, że chyba nie jest wampirem, skoro słońce ma na niego taki zbawienny wpływ. Ułożył się ponownie w trawie i zamknął oczy, jednak nie dane mu było dłużej spać. Coś delikatnie otarło się o jego policzek... To była mysz, ta sama, która przyszła do niego w nocy. Tym razem zupełnie się go nie bała. Pogłaskał ją delikatnie, a zwierzątko odbiegło od niego kawałek i odwróciło się. Zupełnie, jakby chciało, by za nim poszedł... Podniósł się z ziemi i podążył za myszą, zaciekawiony, co przyniesie mu pierwszy dzień, którego nie spędza w trumnie. Rozglądał się dookoła i dziwił, jak wielu rzeczy w nocy nie dostrzegał...
Tymczasem zeszli już prawie ze wzgórza. Nagle hrabia usłyszał wesoły kobiecy głos. Po chwili zza drzewa wychynęła młoda dziewczyna. Miała długie rozpuszczone włosy, powłóczystą czarną sukienkę, na nogach dziwne, ciężkie buty, a wokół nadgarstków i szyi mnóstwo koralików. Nuciła coś pod nosem i uśmiechała się sama do siebie.
- Łał – powiedziała, otworzywszy ze zdumienia usta na jego widok.
Hrabia odnotował, iż nie ma takiego słowa w żadnym ze znanych mu siedmiu języków. Zanim jednak zdecydował się, w którym z nich odpowiedzieć na powitanie, nieznajoma odezwała się ponownie:
- A myślałam, że tylko ja w tej cholernej dziurze słucham gothic metalu! Widzę, że się myliłam! No, chyba... chyba, że nie jesteś stąd?
- Ja... Mieszkam na wzgórzu.
- W tym ponurym zamczysku?! Suuuuper! Zawsze chciałam się tam przejść, ale brat mnie straszył wampirami... Nie wiem, o co mu chodziło, nie miałabym nic przeciwko spotkaniu jednego! To zawsze jakaś odmiana po tych wszystkich nudziarzach... – uśmiechnęła się do niego rozbrajająco. – Muszę przyznać, że ty wyglądasz jakby trochę... wampirzo? Wampirycznie? Wampirzasto? Och, mniejsza z tym, świetnie się prezentujesz! Gdzie można dostać takie bajeranckie ciuchy? Wyglądają, jakby miały trzysta lat! Totalny odlot!
Słuchał jej zupełnie oniemiały. Nie rozumiał połowy ze słów, jakie z siebie wyrzucała. Dotarło do niego jedynie, że jest nim zachwycona, co w gruncie rzeczy bardzo mu pochlebiło. Przeczesał dłonią swe czarne włosy i odezwał się:
- Ekhm... Panienka również pięknie wygląda.
Roześmiała się w głos, po czym odparła:
- Jaka tam panienka! Mam na imię Sabina...
- Christian. Christian von Blut – przedstawił się jej i delikatnie ukłonił, jednocześnie ze zdumieniem zdając sobie sprawę, że ostatni raz robił to ponad ćwierć wieku temu.
Dygnęła przed nim z komiczną miną na twarzy, po czym znów się zaśmiała. Nieświadomie odwzajemnił uśmiech. Poczuł się o dobre parędziesiąt lat młodszy. Jakby był pożółkłym, od dawna nieczytanym tomiszczem, z którego ktoś niespodziewanie zdmuchnął kurz. I od razu zabrał się do lektury.
Spojrzała na niego badawczo i powiedziała:
- Słuchaj, a może wpadniesz do mnie na chwilę? Mam parę genialnych płyt, co ty na to, żebyśmy sobie ich razem posłuchali? Mój dom jest jakieś 20 minut drogi stąd...
Sam nie wierząc w to, co robi, hrabia natychmiast zgodził się odwiedzić Sabinę. Na jego zgodę zareagowała szerokim uśmiechem, a von Blut poczuł się jak po porządnym łyku świeżej krwi. W głowie mu szumiało, a nogi same niosły go za nią w dół wzgórza. Mniej więcej w połowie drogi przystanęli na chwilę, by odetchnąć. Dziewczyna ukucnęła i zaczęła zbierać czerwieniejące w krzakach maliny. Nagle coś się w nich poruszyło. Sabina pisnęła, a środkiem polany przebiegła znajoma hrabiemu mysz.
Von Blut uśmiechnął się sam do siebie, nieświadomie ukazując spiczaste kły. Dziewczyna zerknęła na niego i uniosła brwi ze zdumienia, ale po chwili odwzajemniła uśmiech. Obrzucił spojrzeniem bladą cerę szyi Sabiny, jej różowe usta oraz zarumienione od wysiłku policzki. Ich widok sprawił, że hrabia poczuł nieprzepartą ochotę, by napić się... koktajlu truskawkowego.
W krzakach obok mała myszka umyła łapką wąsiki, po czym podreptała w dalszą drogę przez wilgotne poszycie lasu.

biggrin.gif biggrin.gif biggrin.gif


--------------------
(...) czuwaj - kiedy światło w górach daje znak - wstań i idź
dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę

powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy
bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz
powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem
jak ci co szli przez pustynie i ginęli w piasku

Z. Herbert "Przesłanie Pana Cogito"


Za życie płaci się skrzydłami
Dzięki, Galia :)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 25.06.2004 20:44
Post #2 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



Dlaczego ludzie tego nie komentują!

Bardzo mi się podobało =) Pięknie opisujesz, wszystko idzie doskonałym rytmem, nie lecisz z akcją za szybko. Wszyscy piszą o wampirach w sposób "brutalnie" i mroczny. Ty bardzo ładnie ujęłaś naturę pana Hrabiego. Klasyczny wampir, kultywujący stare dobre tradycje...I pomysł z myszką. Naprawdę mogę powiedzieć, że fick napisany na wysokim poziomie. Gratuluję.

QUOTE
ilość czosnku potrzebna do uduszenia się jego zapachem była dla niego nieosiągalna, osikowego kołka nie zdołałby wbić sobie sam (poza tym chyba nie miał żadnego pod ręką), pozostawało mu więc jedynie leżeć na łące aż do świtu, oczekując wybawienia ze strony słońca. Tak, to było najlepsze wyjście!


zdecydowanie jeden z lepszych fragmentów ^^

czy jeszcze będą jakieś party? XD



--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Aeth
post 25.06.2004 21:06
Post #3 

Ice Queen


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 97
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: krakowskie czeluście




Ja już to powinnam skomentować dawno temu... Mam nadzieję, że mi wybaczysz, iney wink.gif
Można "Der Graf" opisać jednym słowem - genialne! Ironiczne, napisane świetnym stylowo językiem, z super komentarzami. Ja bym powiedziała, że opowiadanie jest "fazowe" - no bo zakręcone na pewno. Szczególnie końcówka - boska biggrin.gif. Piszesz wspaniale, bez dwóch zdań smile.gif


--------------------
"May it be a light for you in dark places, where all other lights go out."
"The dwarf breathes so loud we could have shot him in the dark."
"Haldir o Lórien. Henio aníron, boe ammen i dulu lîn. Boe ammen veriad lîn."
"In the jungle the mighty jungle I've got a lovely bunch of coconuts"!
"Ohana to znaczy rodzina, a w rodzinie nie można nikogo odtrącić ani porzucić."

MovieForum, Strefa Forumowych RPG!!, FanfikPl - Pierwszy Polski Portal Fanfikowy!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Laura_
post 26.06.2004 20:56
Post #4 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 157
Dołączył: 26.11.2003
Skąd: Gdańsk




'łał'

czasem milo przeczytac cos takiego po tych wszystkich pseudomrocznych opowiadaniach o wampirach, juz dawno nic mi sie tak nie podobalo =P koktajl truskawkowy rozbroil mnie doszczetnie XP, czekam na kolejne czesci (mam nadzieje, ze beda)


--------------------
a czubi czabi cziba a czubi czabi cziba a czubi a czaba a czubi czabi cziba
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
iney
post 26.06.2004 22:22
Post #5 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 14.06.2004
Skąd: Warszawa




Ojojoj... się porobiło. Trzeba było od razu pisać, że nie mam żadnych następnych partów w planie... wink.gif
Po pierwsze, nie wpadłam na ani jeden sensowny pomysł co do dalszych losów hrabiego. Po drugie, końcówka bardzo się wam spodobała i ja sama uważam, że zakończenie opowiadania w tym miejscu jest trafnym rozwiązaniem. Dalszy ciąg popsułby tylko wrażenie... To była klasyczna jednopartówka, sory, że nie uprzedziłam was z góry. Nie będę opisywać, co działo się z bohaterami dalej... Zostawiam wam pole do popisu. Ćwiczcie wyobraźnię! laugh.gif
Aeth: Wybaczam, wybaczam, kto by nie wybaczył po takich pochwałach? wink.gif Dzięki wielkie!!! biggrin.gif


--------------------
(...) czuwaj - kiedy światło w górach daje znak - wstań i idź
dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę

powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy
bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz
powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem
jak ci co szli przez pustynie i ginęli w piasku

Z. Herbert "Przesłanie Pana Cogito"


Za życie płaci się skrzydłami
Dzięki, Galia :)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
anagda
post 27.06.2004 09:21
Post #6 

Członek Zakonu Feniksa


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1994
Dołączył: 05.04.2003

Płeć: Kobieta



bardzo ładnie piszesz. temat nieco oklepany (o wampirach), ale sama treść i wykonanie przewyższa wiekszość innych opowiadań. szkoda, że więcej nie napiszesz... ciekawie się zapowiadało


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
matoos
post 27.06.2004 14:50
Post #7 

Wytyczający Ścieżki


Grupa: czysta krew..
Postów: 1877
Dołączył: 15.04.2003
Skąd: Ztond...

Płeć: Mężczyzna



Hehe, Iney ty wiesz jak ja lubię twoje kawałki tongue.gif

Opowiadanie napisane praktycznie bezbłędnie - świetne porównania, dobrze dobrane słowa, brak błędów gramatycznych - bodajże jedno zdanie nie do końca mi pasowało, ale już teraz nie pamiętam które. Ficka czyta się jednym tchem, a to dzięki niepowtarzalnemu poczuciu humoru...

Temat dobrze dobrany do piosenki i bardzo dobrze opracowany. Ogólnie w mojej ocenie w skali szkolnej 6+

I dobrze że kończy się tam gdzie się kończy - ciągnięcie tego dalej wyssało by z tego opowiadania całą magię.

anagda: Spokojnie, ona zapewne jeszcze sporo napisze - tyle że nie w tym opowiadaniu biggrin.gif


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 30.04.2024 11:07