Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

9 Strony « < 2 3 4 5 6 > »  
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Behind The Scar

PrZeMeK Z.
post 25.11.2006 15:29
Post #76 

the observer


Grupa: czysta krew..
Postów: 6284
Dołączył: 29.12.2005

Płeć: wklęsły bóg



Za-za-za-rąbiste!

Nie mogłem się oderwać, a to o czymś świadczy. Bardzo podoba mi się twój "aluzyjny" sposób pisania - te wszystkie smaczki, sugestie...

Najbardziej podobała mi się końcowa scena z Harrym i Hermioną. Po prostu umiesz to tak opisać, żebym w ich związek uwierzył. Z drobniejszych momentów czy też impresji - Luna wpatrzona w płatki śniegu. Zakochałem się w tym obrazie. Uwielbiam Lunę.

Jestem na nie wyłącznie wobec sformułowania: "bezrozumne lisy". Dziwaczne.

I może... Hermiona z pomalowanymi paznokciami? Nie jestem całkiem przekonany. Zazwyczaj irytuje mnie takie "urealnianie" tego świata poprzez dodawanie imprez, papierosów, kosmetyków itp., bo to sprawia wrażenie, jakby postacie ze świata HP były tylko imionami, a nie sobą. U ciebie to razi minimalnie. W każdym razie mnie.


--------------------
Hey little train, wait for me
I once was blind but now I see
Have you left a seat for me?
Is that such a stretch of the imagination?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Scarlettt
post 25.11.2006 21:08
Post #77 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 19
Dołączył: 16.10.2006

Płeć: Kobieta



ekhm... cóż...
nie wiem od czego zacząć...
może od tego, że już drugą godzinę marnuję przed monitorem komputera zamiast wkuwać geodezje.
przez Ciebie...
i że pewnie będę tu zaglądać regularnie zarywając noce i przesypiając zajęcia.
hm... przez Ciebie.
i że w ciągu tych dwóch godzin przeżyłam mnóstwo skrajnych emocji...
za to akurat muszę podziękować...
tyle.
pozdrawiam
...
...
...






--------------------
" Są takie noce od innych ciemniejsze,
kiedy się wolno rozpłakać,
wolno powtarzać słowa najświętsze,
mówić o wróżbach i znakach,
tylko nie wolno tej nocy pod różą
okraść, okłamać, oszukać,
bo się już będzie odtąd na próżno
bezsennej nocy tej szukać... "
Agnieszka Osiecka


I am a magnet for all kinds of deeper wonderment
I am a wunderkind... oh...
I am a pioneer naive enough to believe this
I am a princess on the way to my throne
destined to seek...
destined to know...
Alanis Morissette "Wunderkind"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 25.11.2006 21:10
Post #78 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Przemek>>dzięki. Natomiast co do wątpliwości/krytyki:
QUOTE
Jestem na nie wyłącznie wobec sformułowania: "bezrozumne lisy". Dziwaczne.

Na pewno nie chciałem urazić tych uroczych rudzielców. To pewnie przez to, że aktualnie oglądam anime ,,Kanon".
Ogólnie mówiąc, lis może wpaść w pułapkę, taką zastawianą zazwyczaj przez kłusowników. A jako że się w nią wpakował, to nie grzeszy... rozumem...
Hmm, zaczynam dochodzić do wniosku, że - jak zwykle - porównanie mi nie wyszło. Pomyślę nad lepszym i zmienię.
QUOTE
Hermiona z pomalowanymi paznokciami? Nie jestem całkiem przekonany.

Możesz być spokojny, papierosów Hermiona palić u mnie nie zacznie, upijać się ognistą whiskey także. Natomiast pomalowane paznokcie - bez przesady, takie drobne urealnianie nie jest chyba złe. Jak dla mnie, to Rowling dała ciała, kompletnie wypierając cykl o Harrym z pewnym, że tak powiem, nastolatkowych elementów.
Zauważ też, że Hermiona pomalowała te paznokcie tylko ten raz (przynajmniej ja tylko raz o tym wspomniałem). Dlaczego to zrobiła - fragment chyba odpowiada na to pytanie smile.gif

Jako sfrustrowany (wiadomo, pisarze nie ma łatwego życia ani zdrowej psychiki) autor ficów jestem niepocieszony. Mam właściwie dwóch stałych komentatorów, Przemka i Ailith, i kilku sporadycznych, jak ostatno Madius czy Croco. A co z resztą, która czytała ,,Dwie noce''? Ludzie, recenzujcie, komentujcie, to naprawdę jest tutaj mile widziane.
EDIT: Madius, Croco czy Scarlettt. Cieszę się, że pomogłem Ci odciągnąć się od nauki. Będziesz zdrowsza wink2.gif

Ten post był edytowany przez Hito: 25.11.2006 21:12


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Scarlettt
post 25.11.2006 21:14
Post #79 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 19
Dołączył: 16.10.2006

Płeć: Kobieta



phi... to może jeszcze kolokwium idź za mnie zaliczyć... wink2.gif


--------------------
" Są takie noce od innych ciemniejsze,
kiedy się wolno rozpłakać,
wolno powtarzać słowa najświętsze,
mówić o wróżbach i znakach,
tylko nie wolno tej nocy pod różą
okraść, okłamać, oszukać,
bo się już będzie odtąd na próżno
bezsennej nocy tej szukać... "
Agnieszka Osiecka


I am a magnet for all kinds of deeper wonderment
I am a wunderkind... oh...
I am a pioneer naive enough to believe this
I am a princess on the way to my throne
destined to seek...
destined to know...
Alanis Morissette "Wunderkind"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
PrZeMeK Z.
post 25.11.2006 21:26
Post #80 

the observer


Grupa: czysta krew..
Postów: 6284
Dołączył: 29.12.2005

Płeć: wklęsły bóg



QUOTE
Możesz być spokojny, papierosów Hermiona palić u mnie nie zacznie, upijać się ognistą whiskey także.


Dzięki Bogu, już się bałem. smile.gif
A co do braku "nastolatkowych elementów" u Rowling, mnie to nie przeszkadza. Dodaje nawet wg mnie pewną atmosferę... baśni? Opowieści z dawnych wieków? Mniej więcej taką. Przyjemnie tak czasem poczytać o nastolatkach bez zakupów, makijażu, imprez i telefonów. Ot, tak, by oderwać się od rzeczywistości.
A u ciebie lakier na paznokciach Hermiony nie przeszkadza. No, może odrobinkę. I nie jest to złe. Co najwyżej leciutko zgrzyta.

QUOTE
Jako sfrustrowany (wiadomo, pisarze nie ma łatwego życia ani zdrowej psychiki) autor ficów jestem niepocieszony. Mam właściwie dwóch stałych komentatorów, Przemka i Ailith, i kilku sporadycznych, jak ostatno Madius czy Croco. A co z resztą, która czytała ,,Dwie noce''? Ludzie, recenzujcie, komentujcie, to naprawdę jest tutaj mile widziane.

Mam ten sam problem. Z tym, że ja kilku, wydawałoby się, stałych czytelników, straciłem gdzieś po drodze. Nikogo nie winię, sam mam coraz mniej wolnego czasu, ale miło by było zobaczyć trochę więcej komentarzy do swojej pracy, prawda?
Że już nie wspomnę o takich, którzy krzyczą o nowy rozdział, a potem nawet słowem nie zająkną się o świeżo wklejonym tekście...

Ten post był edytowany przez PrZeMeK Z.: 25.11.2006 21:27


--------------------
Hey little train, wait for me
I once was blind but now I see
Have you left a seat for me?
Is that such a stretch of the imagination?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ailith
post 27.11.2006 17:31
Post #81 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 01.08.2006

Płeć: Kobieta



I co ja mam powiedzieć? Skoro Przemek wyraził wszystko w pierwszym komentarzu? biggrin.gif

Świetne.
Co do aluzji - Hito, jesteś Mistrzem! Pod tym względem ten odcinek był genialny...

Jedna rzecz mi się nie podobała... w sumie to powinnam raczej powiedzieć, że mnie zdziwiła... Harry nazywający Lunę Pomyluną... jakoś nie sądzę, żeby po tym, co się stało w ministerstwie mógł ją tak nazywać. Ale cóż... może dała o sobie znać ta druga, gorsza część jego osobowości? (tak, to była aluzja biggrin.gif)

I faktycznie najlepsza była końcówka.

Pozdrawiam,
tradycyjnie weny życzę.


--------------------
"Experience is the name everyone gives to their mistakes."

"A friend is someone who will bail you out of jail, but your best friend is the one sitting next to you saying "that was f***ing awesome" (- J-Dub)

"Stand up for what you believe in, even if it means standing alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 30.11.2006 20:45
Post #82 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



- I co? – Ron dał Harry’emu kuksańca pod żebra. – Zaliczyłeś?
- Żeby to raz.
Oboje usadowili się na fotelach przy kominku w pokoju wspólnym. Mieli przy sobie porcje wzmocnionego kremowego piwa, prosto od Freda i George’a.
- No to opowiadaj, jak było.
Potter spojrzał na Rona nieco zrezygnowanym wzrokiem.
- Co się szczerzysz, jak idiota? Dobrze wiesz, że nie ma co opowiadać.
Rudowłosy chłopiec nie przestawał się uśmiechać.
- Mogłem się spodziewać, że nie weźmiesz sobie rady przyjaciela do serca. Cały ty, zawsze wszystko robisz po swojemu, i zawsze coś spaprasz. Nic?
- Co nic?
- Nie mów mi, że nawet na całowanko się nie załapałeś. Musiałbym wtedy porozmawiać z Hermioną o nierównym traktowaniu swoich chłopaków.
- Spróbowałbyś tylko – mruknął Harry. Potem przetworzył końcówkę usłyszanego zdania. – Co ty gadasz?
- Wiem z... pewnych źródeł, że dwa lata temu... – Ron zniżył głos, jak gdyby zdradzał wielką tajemnicę. - ... Hermiona całowała się z Krumem!
Ogień trzeszczał wesoło w kominku.
- I co z tego?
Ron zmarszczył brwi. Nie takiej reakcji oczekiwał.
- Hermiona całowała się z Krumem – powtórzył z naciskiem.
- No i co z tego? Musiałbym zdurnieć do szczętu, żeby przejmować się czymś takim, jeśli to w ogóle prawda. To bez znaczenia.
- ...No, pewnie. Trzeba by być głupim, nie? Tylko cię sprawdzałem.
- Ja myślę. – Harry postanowił, że najwyższy czas obrócić rozmowę o sto osiemdziesiąt stopni. Odstawił piwo na stolik i złączył palce pod brodą. – Słuchaj no... Podobają ci się jakieś dziewczyny w Hogwarcie?
Kufel Rona zatrzymał się nagle.
- Jak to?
- To chyba proste pytanie? Blondynki, brunetki, jakieś typy?
Rudzielec zmrużył oczy. Był pewien, że Harry uśmiecha się tak, jak on przed chwilą. To mogło oznaczać, że wie o niektórych rzeczach, które zdarzyły się na kilka dni przed Świętami. Kto mu...
Hermiona. I Ginny. Ginny i jej długi, przeklęty jęzor. Kiedyś powiesi ją za nogi.
- Czy ja wiem... W Hogwarcie wiele mamy niezłych lasek, pomijając oczywiście Slytherin.
- Oczywiście.
- Blondynki nie są złe. – Ron niemal przewrócił oczami. Po co ta zabawa? On wie, wie na pewno. Jeśli wmieszana była w to Hermiona, to Harry musiał mieć już pełną analizę jego spotkań z Luną.
Potter przekrzywił głowę.
- No, no, Lavender wpadła ci w oko?
- Lavender? Przyznaję, nawet fajna z niej dupcia, ale...
- Słucham?
To nie był głos Harry’ego, uświadomił sobie przepełniony grozą Ron. Dochodził zza jego pleców. Brown.
- Nie mówiliśmy o tobie! – wypalił. Pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy, niekoniecznie musi być tą najlepszą.
- Właśnie słyszałam. – Lavender miała minę, jakby zastanawiała się nad rozwiązaniem dylematu. Święcie się oburzyć, nazwać Weasleya szowinistyczną świnią i ewentualnie go spoliczkować, czy może zawstydzić się z powodu usłyszenia jednego z najbardziej szczerych komplementów, jaki może wypłynąć z męskich ust?
Ron ją w żaden sposób nie interesował, toteż nic by się nie stało, gdyby Luna znikła z jego horyzontu. A jeśli rozmowa jednak zmierzała ku punktowi z Lovegood związanego, na życzenie Ginny Lavender wolała nie interweniować.
Odpuściła mu więc.
- Uważaj na słowa – ostrzegła tylko Rona i zniknęła w dormitorium dziewcząt.
Kilka sekund upłynęło w ciszy o odcieniu uśmiechu Harry’ego. Od ucha do ucha.
- Mogłeś mnie ostrzec – syknął rudzielec. Duży łyk kremowego piwa zniknął w jego przełyku.
- Nie zdążyłbym – skłamał gładko Potter. Ron mógł nie zaczynać.
- Jasne.

Styczeń kwitł, jeśli to odpowiednie słowo, w najlepsze.
Zbliżał się mecz Gryffindor kontra Ravenclaw, który ta pierwsza drużyna miała duże szanse przegrać. Katie zdążyła złamać niejedną miotłę na głowach wszystkich swoich zawodników, McLaggen ćwiczył głos, by wszyscy mogli słyszeć jego błyskotliwe porady i idealne komendy, Ginny starała się dokonać niemożliwego, czyli stać się ścigającym idealnym w ciągu paru lotów, by zaimponować Harry’emu, Dean dla odmiany starał się zaimponować jej, jego dziewczynie, jako ścigający idealny, a Ron...
Ron najwyraźniej w ogóle nie zamierzał grać. Pewnie pożyczył od starszych braci jakieś pomocne lekarstwa, by sobie to umożliwić.
Kapitan Bell, i tak już na granicy załamania nerwowego, nie mogła nie zauważyć, że idealny szukający Potter troszkę zbyt często patrzy na trybuny, gdzie siedziała oglądająca każdy jego trening Hermiona. Złoty znicz przeleci mu koło nosa, a on nawet tego nie zauważy.
Idealnie, tak.
Zuchwałość, w takim samym stopniu jak brak wiary w siebie, jest zgubna. Ale i tak najgorsza jest miłość.
Nauka toczyła się po równi pochyłej. Zaklęcia niewerbalne były coraz trudniejsze, zarówno na Transfiguracji, jak i na Urokach Flitwicka. Snape wychodził z siebie, by pognębić trzy Domy w najbardziej okrutny możliwy sposób, Wander ciął rzeczywistość na kawałki centymetry od twarzy uczniów; wszyscy inni profesorowie czynili, co w swojej mocy, by młodzi ludzie znienawidzili proces zdobywania wiedzy i praktycznych umiejętności. Harry uznał, że gdyby miał jeszcze chodzić na Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami...
Opieka. Trójka przyjaciół nie mogła ukrywać, że ich stosunki z Hagridem na szóstym roku ochłodziły się znacznie. Rubeus miał do nich nieskrywany żal z dwóch powodów. Nie tylko za zignorowanie jego przedmiotu, ale także za rzadsze nawiedzanie jego chaty. Hagrid obawiał się nawet, że tytuł Wybrańca uderzył Harry’emu do głowy – i według niego kontakty z półgigantem kalały jego życiorys.
Potter wzruszał na to ramionami. Cóż miał poradzić? On, Hermiona i Ron mieli własne życie, prawie już dorosłe i mniej czasu na zabawę. I nie jego problem, że jakieś czarne ptaki wyjadają Hagridowi dynie.

Wander siedział na wygodnym krześle w swoim gabinecie, czyli sali, w której odbywały się zajęcia z Obrony przed Czarną Magią. Nie paliła się żadna świeca. Rolę oświetlenia pełniły podłogowe runy, które lśniły na jasnoniebiesko. Cichy pomruk pierwotnej magii wypełniał pomieszczenie. W powietrzu wisiała sugestia wyładowań elektrostatycznych.
Mężczyzna trzymał nogi na wyczarowanym biurku. Bawiąc się różdżką, patrzył na sporządzone przez siebie notatki. Podsumowywał i planował.
Dumbledore nadal nie wracał z polowania na Horcruxy. Wyśmienicie, choć do przewidzenia. Czarny Pan podjął odpowiednie kroki, by jak najlepiej zabezpieczyć swoją rozczłonkowaną duszę. Siedem Horcruxów to zdecydowanie bardzo, bardzo dużo, a każdy z nich był chroniony potężną, czarną magią.
Swoją drogą, przedmioty te dowodziły bezpośrednio o chorobliwej wręcz ambicji Thomasa Riddle’a. Nikt nigdy nie podzielił duszy na więcej niż parę kawałków, toteż on musiał wszystkich przewyższyć.
Pobicie rekordu na wszelką cenę niekoniecznie jest godne pochwały. Stworzenie Horcruxów wymagało wielkiej mocy, ale to nie dlatego żaden czarnoksiężnik nie pomarzył nawet o dobiciu do magicznej liczby siedem. Czy pięć. Czy cztery.
Czarny Pan nie zdawał sobie sprawy, że utrzymanie fragmentu duszy w przedmiocie martwym wymaga sporej ilości magii, która pochodzi z jedynego dostępnego źródła. Stworzyciela Horcruxa. Gdyby Lord podzielił duszę tylko na dwa kawałki, być może nie musiałby bać się Dumbledore’a. Być może przerósłby swojego nauczyciela. Być może byłby teraz najpotężniejszym czarodziejem w historii.
Spekulacje. Wander nie lubił zastanawiać się, co by było gdyby. Czarny Pan zrobił już swoje. Dumbledore i Zakon Feniksa będą mieć ciężką przeprawę ze znalezieniem i zniszczeniem wszystkich sześciu Horcruxów. Jeden z nich, pierścień, był już w posiadaniu dyrektora i tylko czekał na anihilację. Jednakże pięć pozostałych wciąż się ukrywało.
Profesor nie był pewien, ile ich poszukiwania jeszcze potrwają. Wystarczyła mu pewność, że nie istnieje szansa, by czas ten wyniósł mniej niż kwartał.
Mentalnie podkreślił pierwszy punkt na liście. Szybko przeniósł się na jej koniec, gdyż osoby, których imiona i nazwiska widniały pośrodku, zmierzały w dobrym kierunku, meandry nie zakłócały ogólnego biegu rzeki. Cel zostanie osiągnięty.
Kolejne podkreślenia.
Zatem – czego teraz ma uczyć na lekcjach? Różdżkę, która służyła Wanderowi za ołówek, zbliżył do papieru. Wypisał kilka zaklęć, potem jeszcze kilka. Niektóre skreślił od razu, niektóre później.
Ciężka sprawa. Właściwie to mógłby zdać się na losowanie. Przy dyrektor McGonagall żadne ciekawsze czary nie uzyskają akceptacji.
Chyba, żeby...

Widownia dopisała. Wszystkie dostępne miejsca były zajęte. Przestrzeń wokół stadionu została gęsto wypełniona przez krzyki, gwizdy i śpiewy. Szmaragdowe i żółte chorągwie łopotały na wietrze.
Harry, Ron i Hermiona siedzieli na trybunach, zasypani drobnym śniegiem. Sądząc po ich twarzach, mecz nie był szczytem ich marzeń.
Ron reagował na sytuacje podbramkowe jak pies Pawłowa na dzwonek. Jego głowa spełniała rolę kryształowej kuli, w której przyszłość nie była skryta za mgłą. Widział w niej przejrzyście, że nie obroni żadnego strzału Hufflepuffu. Dlaczego jeszcze Katie go nie wywaliła?
Harry się martwił. Wiedział, że aktualny mecz nie ma wielkiego znaczenia. Jeśli Slytherin wygra, będzie miał na koncie dwa zwycięstwa. Jeśli Ravenclaw – również dwa zwycięstwa, jako że Dom o niebieskiej barwie pokonał Hufflepuff w listopadzie. Toteż wniosek był oczywisty. Gryffindor musi wygrać następny mecz, żeby mieć szansę na puchar.
Stan szkarłatnej drużyny nie rokował dobrze. Na szczęście, w drużynie Hufflepuffu brakowało wielkich gwiazd o niesamowitych umiejętnościach. Zatem Gryffindor ma szansę, jeśli się postara. Jeśli Ron przestanie histeryzować, jeśli McLaggen wbije sobie pałką rozum do głowy, i tak dalej.
Oglądanie zmagań Malfoya z Cho jakoś nie poprawiało mu humoru.
Hermiona się martwiła. Jej stan ducha jednak nie miał nic wspólnego z quidditchem, którego, jeśli miałaby być szczera, nie lubiła. To tak jak z piłką nożną – kilkudziesięciu spoconych facetów ugania się za czarno-białą piłką, kopie ją z całej siły, przewraca się co chwilę i fałszywie krzyczy wniebogłosy, przy okazji uczestnicząc w konkursie na Najbardziej Krzywe Nogi Universum. Gdzie sens, gdzie logika?
Przez pięć i pół roku widziała niemal wszystkie mecze. Cóż, skoro Harry był zawodnikiem, musiała mu kibicować. Chciała mu kibicować.
Nic konkretnie strasznego nie stało się w dzień pojedynku Slytherin kontra Ravenclaw. Hermiona swoim zwyczajem martwiła się na zapas. Musiała podładować swoje baterie emocjonalnej troski. Nie miała młodszego braciszka, którym musiałaby się zajmować, zatem obowiązek zamartwiania się kierowała na osoby przyjaciela i obecnie ukochanego. W końcu zawsze coś może się im stać...
Tym razem miała powody, by się martwić. Meczu właściwie nie widziała. Quidditch wydawał się jej w tym momencie kompletnie nieistotny. Kogo mogła obchodzić jakaś gra?
Harry’ego. No tak. Ona po prostu nie miała duszy sportowca. Wolała naukę od sportu, mózg od mięśni. No, ogólnie – bo jeśli chodzi o Harry’ego... Hm, Krum też był raczej...
Hermiona zarumieniła się nieco, przyłapując się na nielogiczności swoich preferencji. Ron przełknął ślinę i westchnął ciężko, spuszczając głowę. Pogrążył się w świecie depresji i rozpaczy, tak charakterystycznego dla rodziny Weasleyów.
Harry podrapał się po bliźnie. Draco, dzięki swojej Błyskawicy, zbliżał się niebezpiecznie do złotego znicza. Niech spadnie z miotły, runie na ziemię, na ten głupi łeb... Postać czarnowłosej Cho także go irytowała. Już nie widziano jej chodzącej po szkole we łzach. Od razu się jej poprawiło, wystarczyło jej zerwać z nim... Najwyraźniej jego osoba wybitnie jej nie odpowiadała... Głupia, pustogłowa...
Harry drgnął, czując ciepło na wskazującym palcu. Spojrzał. Krew? Co jest?
Wicedyrektor McGonnagal martwiła się ze swojego zwykłego miejsca obok komentatora. Albus z wielkim impetem rzucił się w wir misji Zakonu Feniksa. Pojawiał się w Hogwarcie od święta, zawsze wyczerpany i nigdy zadowolony. Zakon zniknął, błąkając się po bezdrożach Wielkiej Brytanii. Snape wyglądał i zachowywał się jak człowiek chory na nerwy, wiercił się niespokojnie, wiedząc, że historia toczy się bez niego. Nowy profesor Wander miał takie spojrzenie, że robiło się jej jednocześnie gorąco i całkiem zimno. Pęknięcia w murach zamku nie zamierzały przerwać swojej egzystencji same z siebie. Tiara Przydziału nie odzywała się do niej.
Najważniejsze – trwała wojna, dlaczego więc Voldemort siedział cicho jak mysz pod miotłą? Co planował? A może...
Już działał?
=================================================================
Przemka z góry przepraszam za rozmowę Harry'ego z Ronem o dziewczynach. Dla mnie dodanie nutek realizmu nie jest strasznym złem, toteż tutaj także nasze gusta troszkę się różnią :]

Ailith>>zrozumiałem aluzję, nastepna część powinna Ci się spodobać.


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ailith
post 30.11.2006 21:23
Post #83 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 01.08.2006

Płeć: Kobieta



Uau. Następna część. biggrin.gif
Bez zbędnych wstępów:
QUOTE
- Nie zdążyłbym – skłamał gładko Potter. Ron mógł nie zaczynać.

I takiego Harry'ego kocham. Po prostu świetne.
QUOTE
I nie jego problem, że jakieś czarne ptaki wyjadają Hagridowi dynie.

Hmmm... ten fragment mnie zaciekawił. Znów Harry wydaje się taki 'inny'... ale podoba mi się. Sprawia wrażenie bardziej samodzielnego.
I jeszcze to:
QUOTE
Harry drgnął, czując ciepło na wskazującym palcu. Spojrzał. Krew? Co jest?

Teraz mnie zaciekawiłeś (nie... to nie dobre słowo - zaciekawiłeś mnie wcześniej - teraz mnie praktycznie przylepiłeś do komputera biggrin.gif)
I co jeszcze? Czekam na następną część. Niecierpliwie.
Weny, czasu i chęci.

Ten post był edytowany przez Ailith: 30.11.2006 21:24


--------------------
"Experience is the name everyone gives to their mistakes."

"A friend is someone who will bail you out of jail, but your best friend is the one sitting next to you saying "that was f***ing awesome" (- J-Dub)

"Stand up for what you believe in, even if it means standing alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
PrZeMeK Z.
post 03.12.2006 12:57
Post #84 

the observer


Grupa: czysta krew..
Postów: 6284
Dołączył: 29.12.2005

Płeć: wklęsły bóg



Dobra część, naprawdę dobra. Nie przepraszaj, już się przyzwyczajam do twojego urealniania, zresztą akurat Ron mówiący o dupciach jakoś pasuje. smile.gif

Bardzo ciekawie rozwija się postać Wandera. Wreszcie zaczyna intrygować i dopiero teraz naprawdę mnie zastanawia.
Podobało mi się też ukazanie problemów, jakie ma Dumbledore z odnalezieniem i zniszczeniem horkruksów.
I wspaniały moment z ujawnieniem "straszliwej prawdy" o Hermionie i Krumie...

Ogólnie rzecz biorąc, poprzedni fragment był lepszy. Ale i ten mi się podobał, choć mniej. Trzymasz poziom.


--------------------
Hey little train, wait for me
I once was blind but now I see
Have you left a seat for me?
Is that such a stretch of the imagination?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 08.12.2006 14:46
Post #85 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



ROZDZIAŁ 12

Caedes.
Krótka nazwa, z wdziękiem, liryczna. Lepsza nawet niż Sectumsempra.
Harry Potter uśmiecha się. Znalazł sobie nową, świetną zabawę. Podsunęło mu ją wspomnienie Jęczącej Marty.
Nazywa się ,,Traf w Mugola’’. Caedes w brzuch to pięć punktów, w głowę – dziesięć.
Harry ma dużo punktów. Dziesiątki. Setki.
Setki dziesiątek punktów.
Harry nie kreśli już wzorów. Nie musi, cudowne zaklęcie nie wymaga rysowania w powietrzu. Wystarczy wskazać i wymówić jedno słowo. Caedes.
I głowa mugola rozpada się na kawałki. Mózg również.
Harry jest przyzwyczajony do zapachu i widoku krwi. Ciemnoczerwone hektolitry barwią rozległe połacie ziemi, podłogi, ściany, wszystko.
To nic.
Władza. Uczucie dominacji. Strach parszywych mugoli, ich błaganie o życie, jakże rozczulające...
Satysfakcjonujące.
Harry pamięta. Jakaś matka zasłania ciałem swoje dziecko, które gapi się na martwego ojca. Matka płacze i patrzy na niego, Harry’ego, pana sytuacji, prosi...
Ma zielone oczy. Nieprzyjemne skojarzenie o bezwartościowej przeszłości.
Harry denerwuje się. Nie ma ochoty na zabawę. Jednym słowem rozszczepia oblicze matki na setki krwawych ochłapów mięsa.
Dziecko, całe w posoce, stoi nieruchomo. Jest w szoku. Ma strasznie zabawny wyraz twarzy.
Caedes.
Dziecko umiera bezgłośnie, ale w atrakcyjny sposób. Jest małe, zatem oprócz głowy także cała szyja zostaje poszatkowana. Jeszcze więcej krwi i ciała.
Harry’emu wydaje się przez chwilę, że słyszy szloch. Niemożliwe. Wszyscy nie żyją.
Harry patrzy na dekoracje sceny, w której brał czynny udział. Jest zadowolony.
Caedes. Twórca tego zaklęcia to geniusz.
Prostota dająca moc. Dająca potęgę.
Władzę nad życiem.
Euforię.

- Imponujące. Szalenie imponujące.
Voldemort otrząsnął się i ostatni raz rzucił okiem na myśloodsiewnię. Powierzchnia wspomnień Harry’ego, w postaci srebrzystego kłębowiska nici, odbijała sufit, swoją zawartość skrywając w głębi.
- Bardzo szybko potrafisz opanować nowe zaklęcia do perfekcji, chłopcze. Brawo. I jak zawsze pozostajesz niewidzialny dla otoczenia. Żadne wzmianki o twoich wyprawach nie trafiły do Proroka.
Potter tylko kiwnął głową. Nie komentował oczywistych faktów.
- Czas jednak skończyć z tą zabawą, Harry. Zabijanie mugoli to dla ciebie żadne wyzwanie. Następnym razem zaplanuję dla ciebie coś większego.
Oczy chłopaka błysnęły złowrogo.
- Ktoś z Zakonu? Ministerstwa?
- Ministerstwo na razie zostawimy w spokoju, dopóki nie ustalę, co począć ze Scrimgeourem. – Voldemort pochylił się do tyłu w swoim ruchomym fotelu. – Natomiast osłabiony Zakon... Dam ci znać, gdy wybiorę ostatecznie cel. Już niedługo. Możesz odejść.
- Dziękuję, Lordzie.
Harry wyszedł z gabinetu. Riddle zaczął bębnić bladymi palcami o stół, na którym leżała myśloodsiewnia, jakby się zastanawiał. Przestał, gdy poczuł obecność za plecami.
- I co, Bellatrix? Nadal masz jakieś wątpliwości?
- Nie, panie – odparła kobieta, która miała ich coraz więcej.
- Dobrze. Harry wspaniale się sprawuje. Dzięki niemu podbicie Hogwartu to tylko kwestia czasu. – Voldemort uśmiechnął się. – Dzięki niemu przewaga jest po naszej stronie.
- Tak, panie.
Lord zerknął na Bellatrix, która dość kiepsko robiła dobrą minę do złej gry. Domyślał się, jakie prawdziwe poglądy ma jego prawa ręka, a także wyczuwał jej zniechęcenie i uczucia.
Nie zamierzał jej za nie karać. Wręcz przeciwnie.
- Mamy trochę czasu, zanim Pettigrew wróci i uzupełni raport Kalisto na temat działalności Zakonu. Do tej pory pozostaje nam tylko kontrolować zadania reszty. Liczę na twoją pomoc, Bell. A teraz... idź pierwsza. Zaraz do ciebie przyjdę.
- Tak, panie.
Pani Lestrange opuściła gabinet o kolorze czerni. Jej zdrowe i połyskliwe włosy zwróciły uwagę Voldemorta.
Slughorn naprawdę był mistrzem w swoim fachu. Jego eliksiry nigdy nie zawodziły. Ciekawe, jakie cuda by stworzył, gdyby współpracował ze Snapem. Cóż, to pytanie pozostanie bez odpowiedzi. Choć, kto wie?
Voldemort uśmiechał się nadal.
Nagle przeszyły go zimne ostrza zwątpienia i strachu. Słowa Bellatrix pojawiły się w umyśle, szepcząc na granicy słyszalności.
Był zadowolony, ale nie dlatego, że Harry krył w sobie osobowość niezrównoważonego mordercy, czy dlatego, że wkrótce głowa Dumbledore’a zawiśnie nad jego kominkiem. Czarny Pan cieszył się, że jego ludzie pracują tak, jak trzeba, i że może im zaufać.
Cieszył się z powodu innych. Pierwszy raz w życiu.
Voldemort zacisnął pięści z całej siły. Poczuł trwogę.
Potter. On go zmieniał. Bellatrix go ostrzegała. Od chwili przemiany chłopaka on sam się zmieniał. Tamta pamiętna noc utworzyła pomiędzy nimi więź, silną i nierozerwalną, która zawsze działa. A skoro...
Skoro Harry zachowywał się jak najprawdziwszy śmierciożerca, on, Lord Voldemort, stawał się coraz bardziej podobny do dawnego Pottera. Jak dawno już nikogo nie zabił ani nie torturował? Siedział tylko i planował! Uśmiechał się coraz częściej, jak jakiś dobroduszny dziadek! Chwalił podwładnych za dobrze wykonane obowiązki!
Ale... nie.
Zimno zniknęło, zwątpienie rozwiało się niczym sen.
To bez sensu przecież. Był Czarnym Panem, najpotężniejszym czarnoksiężnikiem wszechczasów. Nikt nie mógłby na niego wpływać. Nikt! Harry Potter, Albus Dumbledore... Nikt. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Nikogo nie zamęczył na śmierć, gdyż to było zadanie śmerciożerców. Faza planów zawsze poprzedza fazę ataku. Norma.
Voldemort uspokoił się. Szept Bellatrix ucichł kompletnie. Nie istniały powody do zmartwienia. Panował nad sytuacją. Był Czarnym Panem, władcą absolutnym. Miał prawo czuć zadowolenie – wszystko szło zgodnie z planem. Jeszcze trochę cierpliwości, a wszyscy będą się go obawiać. Panicznie bać.
Wszyscy.
Riddle uśmiechnął się, choć zrobił to ostrożnie. Nie za szeroko, na swój sposób. Nie wiedział, co go naszło, pomysł złączenia duszy jego i Pottera był absurdalny. Mimo to... Jeszcze jeden powód, by po wszystkim pozbyć się chłopaka. Nie sposób odmówić mu przydatności, ale lepiej nie ryzykować.
Czarny Pan równa się Voldemort.
Nie może być inaczej.
I nie będzie.

Kalisto szukała Harry’ego. Dostała wyraźne instrukcje od Czarnego Pana.
Wykona je z najwyższą przyjemnością. Nie powinny pojawić się żadne problemy. Sama myślała o tym już dużo wcześniej.
Znalazła go na jednym z balkonów rezydencji. Na zewnątrz ciemność już otuliła świat. Dzień szybko się kończył o tej porze roku.
Chłopak stał odwrócony do niej plecami. Musiał słyszeć jej kroki, gdy zbliżała się nieoświetlonym korytarzem. Nie poruszył się jednak, wpatrując się w atramentowe niebo.
Kalisto nie wahała się ani nie rozważała, co dalej czynić. Podeszła do niego bez chwili zwłoki. Objęła do mocno w pasie, przyciskając piersi do jego pleców.
- Patrzysz w gwiazdy? – spytała, ustami niemal muskając jego ucho. – Nie wiedziałam, że jesteś romantykiem.
Harry spojrzał na nią przelotnie. Trudno byłoby nie zauważyć drwiny w jego oczach.
- Mów, Kalisto, z czym przyszłaś, bez owijania w bawełnę.
Mogła się spodziewać tak bezpośredniego podejścia od niego. Może to i lepiej; poczuła jednak dotyk rozczarowania, że nie uda się jej sprawdzić, czy jej techniki uwodzenia mężczyzn działają również na Wybrańca.
- Czarny Pan zlecił mi niezmiernie ważne zadanie. Jutro muszę opuścić nasz dom i nie wiem, kiedy wrócę. Chciałabym... – Kalisto urwała. Błyskawicznie użyła oklumencji.
Jego myśli przeciwko jego wspomnieniom. Nie ulegało wątpliwości, że Potter zmienił się całkowicie, razem ze swoją bystrością. Jeszcze rok temu za nic w świecie nie domyśliłby się na tym etapie, co zamierza mu zaproponować.
Wygląda na to, że jej intencje i uczucia także prawidłowo odczytał. Dobrze.
- Pragnę pożegnać się z tobą. Dzisiaj o północy w twoim pokoju. Co ty na to?
Harry skrzywił lekko głowę i przez moment lustrował dziewczynę spokojnym wzrokiem. Po co pyta? Doskonale wie, co odpowie.
- Będę czekał.

Harry spacerował. Lubił to robić, gdy księżyc był już w trakcie wędrówki po nocnym niebie. Do północy miał jeszcze czas.
Był pewny siebie, aczkolwiek nie zaprzeczał przed samym sobą, że z powodu jego poprzedniej, żałosnej i słabej osobowości brakowało mu doświadczenia. Mógłby się założyć, że jeśli chodzi o Kalisto – to wręcz przeciwnie.
I co z tego? Niech sobie nie myśli, że będzie stroną dominującą. Niech sobie nie myśli, że w jakiejkolwiek kwestii może traktować go z góry.
Harry Potter nikogo nie uznaje przed sobą. Nikogo. Lord był głupcem, wierząc mu. Dowodziło to ostatecznie, iż nie należy mu się tytuł Czarnego Pana. Thomas Riddle wypaczał go swoim istnieniem.
Już niedługo... Wszyscy wielcy tego świata upadną na kolana przed Wybrańcem, Jedynym, Władcą. Już niedługo...
Harry był w świetnym humorze. Nic nie mogło przeszkodzić realizacji jego planów, a dzisiejszej nocy w końcu zaspokoi swoje pożądanie, jakie wyzwalała w nim Kalisto. Czekał już zbyt długo. Ona od początku ich znajomości tego chciała. Sam nie wiedział, co go powstrzymywało do tej pory.
Dumając nad aparycją nagiej panny Lestrange, wpadł na pomysł. Nadzwyczajny pomysł. Jak mógł nie pomyśleć o tym wcześniej? Zawsze go to ciekawiło. Potem... tak. O tak, Hermiono, moja droga, to cię nie ominie.
Harry rozszerzył wargi w drapieżnym uśmiechu. Wszystko, czego pragnie, zostanie spełnione.
Na tym polega życie.
Nie mając konkretnego celu przechadzki, chłopak losowo wybierał korytarze, które tworzyły jej trasę. Zorientował się, że zdążył zagłębić się w rejon osobistych komnat Lorda. Rezydencja zdawała się być opuszczona. Ani jednego żywego ducha.
Nagle Harry usłyszał miarowe stukanie. Zatrzymał się na skrzyżowaniu długich korytarzy. Spojrzał w kierunku, z którego dochodziły odgłosy powolnych kroków.
Bellatrix szła przed siebie z głową odrobinę pochyloną w dół, dlatego nie zauważyła stojącej przed nią postaci. Nie wyglądała na wielce zadowoloną.
Harry wiedział, że może zejść jej z drogi, kontynuując swój spacer po posiadłości Lorda. Teoretycznie nie miał powodu, by z nią rozmawiać, zadawać pytania, cokolwiek.
Ale niby dlaczego miałby pozbawiać się dobrej zabawy? Jeśli się nie myli i zdoła uderzyć kobietę w odpowiednio czułe miejsca, uda mu się ją pogrążyć. Noc zapowiadała się coraz lepiej. Odwrócił się do niej twarzą.
- Lestrange!
Zawołana uniosła głowę. Gdy tylko zauważyła Pottera, jej oblicze wykrzywiła złość i nienawiść.
- Zejdź mi z drogi – wycedziła lodowato przez zęby.
- Skąd ta skwaszona mina? Ten gniew? Czyżby Czarnemu Panu nie spodobała się jakość usług, które oferujesz, mmm, Fellatrix?
Bellatrix zatrzymała się w pół kroku. Jej palce złożyły się w pięści. Nie zdążyła odpowiedzieć.
- A może tobie nie odpowiada rola osobistej dziwki Czarnego Pana? Przecież zawsze zapewniałaś go o pełnym oddaniu. Rodolphus z pewnością...
- Zamknij się, Potter!
Jeszcze. Harry przez całą rozmowę uśmiechał się szyderczo. Jego twarz nie mogłaby wyrażać jeszcze większej drwiny.
- Czyżbyś nie była chętna? Jak to w ogóle wygląda? Lord wiąże cię i bierze od tyłu, czy sama klękasz przed...
Wystarczyło. Bellatrix z furią wyszarpnęła różdżkę zza czarnej szarfy, którą była obwiązana w pasie, i...
Nikt przed nią nie stał. Skrzyżowanie było puste, zajmowane tylko przez księżycową poświatę.
Kobieta zacisnęła zęby. Mając przeczucie, chciała się obrócić na pięcie.
Nie zdołała. Poczuła uderzenie w kręgosłup tak mocne i tak bolesne, że nie potrafiła choćby jęknąć, nie mówiąc o krzyku. Opadła ciężko na kolana, każdą komórką ciała doznając uczucia ognistego gorąca. I paraliżu.
Uderzyła twarzą o zimną, kamienistą podłogę. Nie mogła się poruszyć, nie mogła wrzasnąć, mimo iż targający jej wnętrzności ból nie mijał.
Harry skrzywił się i wydął z obrzydzeniem wargi. Podszedł do leżącej Bellatrix. Lewą nogą nadepnął na jej plecy, z całej siły.
- Coś ci powiem, żałosna ladacznico – rzekł tonem czystej groźby. – Zastanawiałem się, gdzie iść. Już to wiem. Przejdę się do Lorda i opowiem mu, jak złamałaś jego polecenie. Jak zaatakowałaś mnie pierwsza, chcąc zabić. Wydaje mi się, że uda mi się go przekonać, by dał ci nauczkę. Odpowiednią, taką, którą zapamiętasz do końca swojego godnego pożałowania życia. Z chęcią popatrzę na mistrza Cruciatusa w działaniu, wiesz? Z chęcią popatrzę, jak wijesz się u naszych stóp, błagając o wybaczenie.
Harry zmrużył oczy, uświadamiając sobie, że jest umówiony i ta przyjemność go ominie. Kopnął nieruchomą kobietę tak, że obróciła się na bok. Splunął na jej zakrwawione oblicze.
Odszedł, nie oglądając się za siebie. Musiał, gdyż zaczynało go korcić, by rzucić w jej stronę Caedes. Uzależniał się, psiakrew.
Nie wiedział, że pięć minut później Bellatrix nadal leżała w korytarzu, dokładnie tam, gdzie ją zostawił. Cierpienie osłabło minimalnie, paraliż również ustąpił w stopniu pozwalającym na mruganie powiekami, nic więcej.
Nie wiedział, że dziesięć minut później Kalisto, ubrana w czarną, mocno wydekoltowaną suknię, w pełnym makijażu, natknęła się na swoją matkę.
Dziewczyna zatrzymała się, wpatrując się w powaloną postać.
- Widzę, że w końcu zdenerwowałaś Harry’ego.
Bellatrix, gdyby tylko mogła, odwróciła by głowę. Ten głos...
Kalisto podeszła i uklęknęła przy matce tak, by obydwie patrzyły sobie w oczy.
- Wspaniale. Od razu widać, że jesteś z szacownego rodu Blacków, mamo. – Ostatnie słowo zostało wypowiedziane w sposób jednoznacznie sugerujący brak jakiegokolwiek uczucia. Przynajmniej tego ciepłego. – Wyglądasz jak zużyta szmata do podłogi. Brawo. Co? Mam ci pomóc? – Kalisto roześmiała się gorzko i okrutnie. – Obawiam się, że nie mam na to czasu. Chcesz wiedzieć dlaczego? Zamierzam zaraz wtajemniczyć naszego Wybrańca w prawdziwe uroki życia. Będziemy pieprzyć się aż do utraty tchu. Co ty na to? – Głos młodej Lestrange brzmiał coraz ostrzej w miarę przedłużania się jednostronnej konwersacji. – Nie martw się, zaraz przyjdzie tu Czarny Pan i jeszcze raz zabawi się z tobą, trochę inaczej tym razem. Szkoda, że mnie przy tym nie będzie.
Kalisto wstała, spoglądając na Bellatrix z pogardą. Była wściekła.
Matka. Nienawidziła jej, za to, przez co musiała przejść jako dziecko i nastolatka, za to, do czego była wtedy zmuszona. Matka wolała dać się zamknąć w Azkabanie, z pieśnią chwalącą Voldemorta na ustach, zamiast próbować wybłagać wolność, by móc wychowywać malutką córeczkę. Wolała oddać Kalisto siostrze, która traktowała ją jak piąte koło u wozu. Wolała bronić się przed dementorami oddaniem Czarnemu Panu, niż wspomnieniem swojego jedynego dziecka, do którego chciałaby wrócić.
Wolała Voldemorta od niej.
Kalisto nie miała przy sobie różdżki, toteż postanowiła się wyładować w inny, narzucający się sposób. Kopnęła matkę z całej siły, przypadkowo trafiając w to samo miejsce, co wcześniej Harry. Ledwo co powstrzymała się przed całą serią uderzeń.
- Bądź przeklęta... mamo.
Odeszła, nie oglądając się za siebie.
Bellatrix nie wstała, gdy ból, ten wywołany przez cios Harry’ego, ustał całkowicie. Nie miała siły wstać nawet wtedy, gdy w korytarzu rozległ się dźwięk zbliżającego się Lorda, z pewnością niezadowolonego, zamierzającego dotrzymać obietnicy o karze.
Nigdy nie czuła się tak poniżona, tak niepotrzebna, tak przygnębiona.
Harry i Kalisto mieli rację. Obecnie żyła tylko po to, by spełniać rolę seksualnej zabawki Czarnego Pana. Do niczego więcej nie była potrzebna. Jej rady czy ostrzeżenia nie miały żadnej wartości.
Była nikim. I nic na nią nie czekało. W najbliższej przyszłości Cruciatusy w dowolnej ilości; w końcu nie zostawiają one zewnętrznych oznak cierpienia, jakie wywołują. A skoro jej wygląd nie ulegnie zmianie, wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Gdyby jej różdżka nie leżała poza zasięgiem ręki, skończyłaby ze sobą.
Bellatrix poczuła potężne szarpnięcie za włosy. Czarny Pan kazał jej wstać.
Pojedyncza łza smutku spłynęła po policzku kobiety.
Pierwsza od wielu, wielu lat.
I nie ostatnia.

Harry zanurza się w morze rozkoszy.
Poruszające się w górę i w dół biodra Kalisto są jego źródłem. Przyjemność rozchodzi się falami.
Harry patrzy na kołyszące się piersi dziewczyny, dotyka je, ściska.
Patrzy na jej spocone i zarumienione ciało, na zmrużone z ekstazy oczy, na błyszczące, czarne włosy.
Słucha jej pomrukiwań, jęków i westchnień.
Wyciąga ręce i dotyka jej talii. Kalisto rozumie, pochyla się do przodu i całuje Harry’ego.
Mocno, namiętnie. Z pasją.
Jego dłonie przesuwają się po jej ramionach, plecach; docierają do pośladków, pomagają im unosić się i opadać.
Jeszcze trochę...
Harry uśmiecha się pożądliwie. Łapie Kalisto mocno i przewraca na plecy.
Teraz to on jest górą. Teraz to on ustala rytm.
Kalisto nie protestuje. Zgina nogi w kolanach, rozszerza je, wygodnie sadowi głowę na poduszce. Rękami zachęca Harry’ego do zbliżenia się. Całym ciałem.
Już po chwili oboje podejmują wędrówkę na szczyt.
Harry całuje Kalisto w szyję, skronie, wargi. Ssie jej płatki uszne. Dziewczyna oddycha głośno i ciężko, szepcze.
Prosi o więcej. Szybciej.
Aż do końca.


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
PrZeMeK Z.
post 08.12.2006 16:40
Post #86 

the observer


Grupa: czysta krew..
Postów: 6284
Dołączył: 29.12.2005

Płeć: wklęsły bóg



Mocne. Bardzo mocne.
Pierwszy "mroczny" fragment, który naprawdę mi się podobał.

O ile początek budził we mnie głównie niemiłe zdziwienie zachowaniem Harry' ego i swego rodzaju obrzydzenie, o tyle później było przerażająco. Jeszcze nigdy nie udało ci się wykreować tak gęstej, dusznej, mrocznej atmosfery. Jestem pełen podziwu. To aż ściska za gardło.

I ponownie nie zawiodłeś, jeśli chodzi o... nazwijmy to... gry językowe. Zapewne zdajesz sobie sprawę, co mam przede wszystkim na myśli. Fellatrix. Nigdy bym czegoś takiego nie wymyślił. To było niesamowite.

A sytuacja Bellatriks... Budzi już tylko żal i współczucie. Bardzo dobrze napisane.

No i nareszcie pojawił się pierwszy wyraźniejszy "przebłysk" wiedzy na temat Pottera - potwora. Bardzo intrygujący pomysł, gratuluję. Tyle, że... Opisałeś go trochę zbyt jawnie, jeśli wiesz, co mam na myśli. Moim zdaniem lepiej by było, gdybyś dał to do zrozumienia czytelnikom w bardziej zawoalowany sposób. Może samymi obserwacjami Voldemorta, bez wniosków?

No i bardzo ładna scena erotyczna. Podobała mi się.



--------------------
Hey little train, wait for me
I once was blind but now I see
Have you left a seat for me?
Is that such a stretch of the imagination?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 08.12.2006 17:33
Post #87 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



QUOTE
O ile początek budził we mnie głównie niemiłe zdziwienie zachowaniem Harry' ego i swego rodzaju obrzydzenie

Prawidłowa reakcja. Zachowanie Harry'ego powinno wywoływać obrzydzenie, nieprawdaż?
QUOTE
Fellatrix. Nigdy bym czegoś takiego nie wymyślił. To było niesamowite.

Cóż, staram się być człowiekiem prawdomównym, zatem od razu zaznaczam, że niestety ja też nigdy bym czegoś takiego nie wymyślił. Nie jestem tak kreatywny, jak bym chciał.
Z, powiedzmy, oczytaniem jest lepiej. Fellatrix to imię prostytutki ze starożytnych Pompej, która specjalizowała się w pewnej określonej czynności. Imię zapamiętałem, bo brzmi ciekawie, a i od razu wiedziałem, gdzie mogę go użyć.

Co do kwestii Pottera-potwora. Voldemort wycofał się ze swoich wniosków, ale rozumiem, że to niczego tu nie zmienia. Faktycznie może to wyglądać na przedwczesne zdradzenie tajemnicy, ale istnieją ku temu powody. Niekoniecznie słuszne - ale istnieją smile.gif
QUOTE
No i bardzo ładna scena erotyczna. Podobała mi się.

Heh, pisanie scen erotycznych to bardzo fajna sprawa, choć trudna, jeśli chce się to robić dobrze i ze smakiem. W każdym razie cieszę się, że mi to wychodzi :]


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
PrZeMeK Z.
post 08.12.2006 17:42
Post #88 

the observer


Grupa: czysta krew..
Postów: 6284
Dołączył: 29.12.2005

Płeć: wklęsły bóg



QUOTE
Prawidłowa reakcja. Zachowanie Harry'ego powinno wywoływać obrzydzenie, nieprawdaż?

Oczywiście, że tak. To właśnie miałem na myśli, tylko tak niezgrabnie mi się napisało, jakbym narzekał na ten fragment. Więc wyjaśniam: podobał mi się.

QUOTE
Pompej

Powinno być "Pompei".
To, że określenia Fellatrix nie wymyśliłeś sam, wcale nie umniejsza mojego zachwytu nad tym, że go użyłeś. Jak mawiał Vysogota z Corvo, "Wiesz, co dają studia wyższe? Umiejętność korzystania ze źródeł". smile.gif

I cieszę się, że panujesz nad własnym tekstem, a w szczególności nad Potterem - potworem i jego sekretem. Trzymam kciuki.


--------------------
Hey little train, wait for me
I once was blind but now I see
Have you left a seat for me?
Is that such a stretch of the imagination?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ailith
post 08.12.2006 18:59
Post #89 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 01.08.2006

Płeć: Kobieta



No. Właśnie.
Piękne. Hmmm... chyba jak dotąd najlepszy odcinek.
To wszystko coraz bardziej mnie ciekawi... zachowanie Harry'ego w stosunku do Rona, Hermiony, a także do Lorda, Kalisto...
Fellatrix - to było dobre.
Zachowanie Harry'ego strasznie mi się podoba. Ma się wrażenie, jakby Harry dostał nagle rozdwojenia jaźni... był jedną, dobrą osobą przebywając w Hogwarcie... i inną, tą złą u Czarnego Pana...
Odcinek mocny. Boski.
Scena erotyczna świetnie opisana... także scenka z Bellą nie pozostawia wiele do życzenia... praktycznie to nic. biggrin.gif
Hmmm... i co się będę rozpisywać? Praktycznie w tym odcinku nie rzuciły mi się w oczy żadne błędy.
Cudo.


--------------------
"Experience is the name everyone gives to their mistakes."

"A friend is someone who will bail you out of jail, but your best friend is the one sitting next to you saying "that was f***ing awesome" (- J-Dub)

"Stand up for what you believe in, even if it means standing alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Rosssa
post 08.12.2006 20:28
Post #90 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 205
Dołączył: 25.09.2006
Skąd: City centre

Płeć: Kobieta



Jej. W niektórych momentach naprawdę mroczne i przerażające. Zachowanie Harry'ego coraz bardziej przesiąka złem. Ale mi to nie przeszkadza wink2.gif Wręcz podoba mi się smile.gif Harry jako brutalna bestia biggrin.gif Scena erotyczna jak dla mnie boska :] Tyle. Nic dodać, nic ująć. Znakomity part :] nutella.gif dla Ciebie smile.gif


--------------------
Love - devotion
Feeling - emotion

Don't be afraid to be weak
Don't be too proud to be strong
Just look into your heart my friend
That will be the return to yourself
The return to innocence.

If you want, then start to laugh
If you must, then start to cry
Be yourself don't hide
Just believe in destiny.

Don't care what people say
Just follow your own way
Don't give up and use the chance
To return to innocence.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 08.12.2006 20:44
Post #91 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Heh, i jak ja mam się dziwić, że kobiety lubią Dracona, skoro zły Harry właśnie płci pięknej strasznie się podoba? Doprawdy, żeby zdobyć powodzenie, muszę zacząć zachowywać się jak brutalny cynik-złośliwiec :]

Dzięki za pochwały wszystkim, niedługo uwierzę, że Rowling przy mnie to pisarka trzeciego rzędu smile.gif

Przemek>>ach. Faktycznie, myślałem, że fragment Ci nie podszedł. Teraz wszystko jasne.
QUOTE
Powinno być "Pompei".

Wychodzi na jaw moje ,,oczytanie" sad.gif
QUOTE
To, że określenia Fellatrix nie wymyśliłeś sam, wcale nie umniejsza mojego zachwytu nad tym, że go użyłeś. Jak mawiał Vysogota z Corvo, "Wiesz, co dają studia wyższe? Umiejętność korzystania ze źródeł".

Hej, lubię tego Vysogota. Mądrze prawi.
Przyznaję, że termin Fellatrix idealnie pasował mi do tej sytuacji. Dlatego po przeczytaniu artykułu o Pompejach zmieniłem troszeczkę kwestię Harry'ego, by wyglądała ciekawej.
QUOTE
I cieszę się, że panujesz nad własnym tekstem, a w szczególności nad Potterem - potworem i jego sekretem. Trzymam kciuki.

Tu milczę, co by nie spoilerować. Jednak to panowanie nie jest takie mocne, jakbym chciał. Ale tę sprawę poruszę w ostatnim parcie, jak już wspomniałem wcześniej.


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tomak
post 09.12.2006 16:07
Post #92 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 116
Dołączył: 12.07.2005
Skąd: Hogwart




Woow jestem pod wrażeniem twojego ficka. Ten mroczny Harry jest bombowy. Ciekawi mnie (pewnie tak jak wszystkich) jak nastąpiła taka zmiana.


--------------------
user posted image

S.Z.K.O.Ł.A.- Społeczny Zakład Karno Opiekuńczy Łączący Analfabetów

Kierowanie się logiką przy pracy z komputerem jest nielogiczne
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tara***
post 11.12.2006 21:36
Post #93 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 02.04.2006
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



No nie. Pod wrażeniem jestem. Part najlepszy ze wszystkich. Bardzo dobrze oddane uczucia, podobały mi się wspomnienia Kalisto o matce. Popieram przedmówców.
Wstyd powiedzieć, ale gdy przeczytałam jak Harry nazywa Belle Fellatrix, to nie miałam pojęcia o co chodzi. I to jest prawdziwe oczytanie. Bardzo dobrze wyszla ci scena erotyczna. Oby więcej takich części.

QUOTE
Doprawdy, żeby zdobyć powodzenie, muszę zacząć zachowywać się jak brutalny cynik-złośliwiec :]

Na to by wyglądało. :-)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 16.12.2006 10:10
Post #94 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



ROZDZIAŁ 13

Percy Weasley patrzył na swoje odbicie w lustrze. Przyłożył dłoń do policzka i bezmyślnie go potarł.
Miał mieszane uczucia. Przywitanie z Penelopą poszło fatalnie – niemal okręcił się wokół własnej osi. Najwyraźniej nie spodobał jej się upominek.
Czyżby już nawet mama z niego kpiła, źle podpowiadając mu w sprawie przepraszającego prezentu? Nie wystarczało, że cała reszta rodziny, w najlepszym przypadku, patrzyła na niego wilkiem?
Boże Narodzenie w Norze przebiegło dokładnie tak, jak tego oczekiwał. Matka zalała mu łzami radości ministerialny płaszcz. Ojciec podał mu rękę, choć jego oczy dobitnie głosiły, że czeka ich nieprzyjemna rozmowa na temat naczelnych wartości w życiu człowieka.
Ginny, Ron i bliźniacy... Ich żarty, zapewne wynikające z dobrych intencji, o mało nie posłały go za zasłonę. Ron nawet napluł mu na odznakę. Zawsze był niedojrzały emocjonalnie, niestety.
Natomiast zaskoczył go Bill, a raczej kobieta, która nieustannie kręciła się przy nim. Wiedział od matki, że najstarszy z braci zamierza poślubić Francuzkę Fleur Delacour. Znał ją z Turnieju Trójmagicznego. Radziła sobie wtedy najgorzej, jednak urodą deklasowała wszystkie dziewczyny z widowni. Penelopę, być może, również. Wiedział także, że właściwie nikt z rodziny nie akceptował tego małżeństwa.
Bill i Fleur zdawali się tym nie przejmować. Percy widział, że są ze sobą szczęśliwi.
A skoro tak... No i może doczeka się śliczniutkiej bratanicy.
Bill spędził w Norze tylko jeden dzień, dwudziesty piąty grudnia. Na dłuższy pobyt nie zezwolił mu Dumbledore, który ponoć potrzebował jego pomocy w niezwykle ważnym zadaniu. Molly wiedziała mniej więcej, w czym bierze udział jej najstarszy syn, toteż nie chciała go za żadne skarby świata wypuścić z domu. Fleur podobnie. Martwiła się o niego, tak naprawdę, nie tylko o to, że może wrócić okaleczony i oszpecony.
Ministerstwo wiedziało, że Dumbledore działa, ale nie wiedziało dokładnie, jak i gdzie. Scrimgeour nie był z tego powodu w siódmym niebie. Nie miał jednak kontaktu ani z nim, ani z nikim z Zakonu, o którym zresztą niewiele wiedział. Całe szczęście, że nie miał pojęcia o członkostwie Billa, uznał Percy przed Świętami, gdyż niewątpliwie kazałby mu wypytać brata o szczegóły misji Dumbledore’a, a na to miał specjalnej ochoty.
Tak. Zawsze może być gorzej. Siedzę teraz w Ministerstwie, a mój brat najprawdopodobniej ryzykuje życie podczas wyprawy uderzającej w Sam-Wiem-Kogo.
Percy odszedł od lustra. Dzisiaj Walentynki. Miał wolne – cudem wybłagane, w końcu dopiero piątek. W Londynie, przy pałacu Westminster, będzie na niego czekała Penelopa Clearwater.
Chociaż ich spotkanie po latach zaczęło się tragicznie, ostateczny efekt okazał się całkiem satysfakcjonujący. Musiały pomóc rady, które dostał od Fleur, kobiety mającej doświadczenie w relacjach damsko-męskich. Percy nie był pewny, co decydująco wpłynęło na jego dawną dziewczynę, by nie odrzucała jego propozycji.
Może fakt, iż nie zamierzała do niego wracać, zadowalając się pojedynczą rozmową? Percy dowiedział się od współpracowników Penelopy, że co kilka tygodni, w niedzielę, spotyka się z czarnowłosym mężczyzną, starszym od niej o co najmniej kilka lat. Ponoć w sprawach służbowych.
Co tam. Nie czas dumać nad niepotrzebnymi kwestiami. Ma robotę – dokładnie zaplanować harmonogram dzisiejszego dnia. A potem zdecydować, czy dalej starać się o względy Penelopy, czy też nie.
W każdym razie, Walentynki zapowiadały się lepiej, niż Boże Narodzenie.

Walentynki będą dobre. Draco czuł to w kościach.
Udało się. Co prawda, nie było wcale łatwo. Wcześniej wydawało mu się, że nawet nie warto zastanawiać się, jak rozegrać rozmowę z Pansy. Przecież to nic trudnego, podejście nonszalanckie, krótka, bezpośrednia propozycja, zgoda Parkinson i trzecia baza zaliczona.
Tak się denerwował, zaraz przed wyjawieniem swoich zamiarów, że prawie stchórzył.
Prawie. Nie bez kozery nazywał się Draco Malfoy. Miałby bać się tej dziewczyny? Coś miałoby pójść nie tak? Brednie. Bzdura. Musiało się udać.
Było dobrze. Potter nie wchodził mu w drogę, pewnie dzięki Granger.
Z drugiej strony... Slytherin przegrał z Ravenclawem. Ta przeklęta Cho wygrała z nim. Minimalnie. Prawie już miał znicz, złote skrzydełka już muskały jego palce... Durna kulka nagle zmieniła tor lotu. Wtedy okazało się, że treningi nie poszły na marne – Chang zareagowała błyskawicznie. Prędzej niż on. Najszybsza miotła nie pomogła. Ravenclaw zwyciężył różnicą stu punktów.
Profesor Obrony przed Czarną Magią, Wander, także należał do tej gorszej strony życia młodego Malfoya. Nie dość, że nie nagradzał Ślizgonów za wybitne osiągnięcia, to jeszcze uwziął się na niego. Komentarze nauczyciela czasem doprowadzały go do szewskiej pasji. Nie raz i nie dwa miał ogromną ochotę wypróbować Cruciatusa w działaniu. Dlaczego akurat on? Każdy widział, że przy nim Crabbe i Goyle posiadali umiejętności oraz wiedzę pięcioletniego dziecka. Oni także obrywali sarkazmem po łepetynach, ale malutkim – relatywnie.
Jasny szlag. Gdyby chociaż mógł postraszyć tego profesora od siedmiu boleści ojcem. Obecna sytuacja nadal przedstawiała się paskudnie.
Poza tym, Draco martwił się w głębi duszy. Jeżeli Pokój Życzeń będzie zajęty, nastąpią komplikacje. Gdzie niby w tym przeklętym zamku mieliby znaleźć odosobnione, komfortowe miejsce? Wszędzie zimne mury, wystrój iście średniowieczny... Na domiar złego Snape lubił ostatnio patrolować Hogwart, miało to, jak głosiły plotki, związek z absencją dyrektora. A Snape miał nosa, mógłby nakryć jego i Pansy.
Ale przecież nazywa się Draco Malfoy. Jemu sprzyja szczęście. Będzie dobrze. Parkinson padnie u stóp prawdziwego mężczyzny.

Remus Lupin wpatrywał się w ogień. Płomienie tańczyły, migocząc i trzeszcząc.
Dzisiaj Walentynki.
Merlinie, jak on dawno nie obchodził tego święta. Prawie o nim zapomniał.
Słońce dopiero wschodziło. Remus grzał się przy ognisku, pogrążony w myślach.
Stało się to, czego cały czas się obawiali. Pierwsza ofiara. Kingsley Shacklebolt nie żył.
Udało im się, wyciągając Mundungusa z Azkabanu, posiąść prawdziwy medalionik. Z zewnątrz wyglądał na nieuszkodzony, co wywołało litanię przeciwko tajemniczemu R.A.B.owi. Ukradł Horcruxa, podmienił go na fałszywkę, a rzeczywistego nie zniszczył. Niedźwiedzia przysługa, doprawdy.
Dumbledore starał się zniszczyć medalion. Bez skutku. Orzekł, że trzeba go otworzyć. Próbowali – bez skutku. Nawet Albus nie wiedział, jak tego dokonać. Mówił, że prawdopodobnie ma trop, ale postara się wymyślić coś lepszego.
Każdy członek Zakonu chciał pomóc. Wspólnie i osobno debatowali, rzucali przeróżne zaklęcia. Nic. Dwa tygodnie temu, Kingsley wziął Horcruxa i odszedł od obozowiska, mówiąc, że czegoś spróbuje. Nikt mu nie towarzyszył, gdyż wszyscy albo spali, albo byli zbyt zmęczeni, by się wysilać.
A potem znaleźli go martwego.
Lupin pamiętał widok ciała Kingsleya. Twarz zastygła w niezrozumiałym wyrazie. Brak lewej dłoni.
Brak połowy klatki piersiowej.
Pamiętał krzyk Tonks, gdy zobaczyła nieżywego aurora, leżącego w kałuży krwi.
Zjawił się Albus. Działa bez chwili wahania. Kazał jemu, Tonks i reszcie pochować Kingsleya, a sam zabrał Horcruxa i oddalił się, by go zniszczyć.
Remus zdążył zauważyć, że medalionik został otworzony. W środku znajdowała się mała karteczka; ją także zabrał Dumbledore.
Wszyscy byli w szoku. Co się stało? Czy to Horcrux? Czy jakiś martwy przedmiot byłby w stanie zabić tak brutalnie i tak bezproblemowo doświadczonego, utalentowanego Shacklebolta? Medalion skrywał kawałek duszy Czarnego Pana, to prawda, ale...
Godzinę później Albus wrócił do obozowiska. Zlikwidował część Voldemorta. Przez tydzień nie mógł podnieść się z łóżka. Nikt z Zakonu nie był wtedy w nastroju, by przypomnieć, że zostały jeszcze cztery Horcruxy.
A potem... Potem, w trakcie kuracji Dumbledore’a, stało się coś, co do tej pory wprawiało Remusa w głęboko zadumę. Któregoś dnia, późnym wieczorem, do jego namiotu weszła Tonks.
Miała zdecydowanie w oczach. Zamierzała załatwić coś, co nie dawało jej spokoju od chwili śmierci Kingsleya. Była lekko podenerwowana. Zaczęli rozmawiać na temat sytuacji, w której się znajdowali.
Na początku.
Nimfadora w końcu nie wytrzymała i wyjawiła Lupinowi, co obciąża jej serce. Kompletnie zaskoczony, chciał zaprotestować, rzucając swoją wyćwiczoną do bólu formułkę, ale Tonks nie pozwoliła mu na to. Była szybsza i, najwyraźniej, miała dość subtelnych aluzji. Dość czekania.
Nie przyszła do niego tylko rozmawiać.
Remus obserwował płomienie potrząsane przez wiatr. Kto by pomyślał. Kobieta młodsza od niego o dobrych kilkanaście lat kochała go? Nie przeszkadzało jej, jak wygląda? Nie obchodziło jej, że jest biedny? Przecież był wilkołakiem!
A może... to on sam sobie wmawiał, że nie nadaje się do życia towarzyskiego, tak długo, że sam w to uwierzył? Czy przypadkiem rzeczywistość nie wyglądała tak, że przygniotły do kompleksy, które dla innych były bezzasadne, a on uciekał od ludzi, ponieważ kontakty z nimi sprawiały, że nienawidził swojej sytuacji? Całkowicie niepotrzebnie?
Jak miał odpowiedzieć na uczucia Tonks? Myślał o niej naprawdę często, marzył kiedyś, by...
Remus westchnął i ukrył twarz w dłoniach. Gdyby James i Syriusz żyli... Poradziliby mu, co powinien zrobić. Z nimi mógłby o tym porozmawiać, ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi.
Ale już na to za późno. Oprócz niego jedynym Huncwotem pozostałym przy życiu był Peter, Glizdogon-zdrajca. Jakaż wielka pomyłka.
Gdyby Harry wtedy ich nie powstrzymał, Kingsley by żył. Wielu ludzi także. Lord Voldemort nadal musiałby się ukrywać w swojej wynaturzonej formie. Druga wojna nie rozpoczęłaby się.
Syriusz by żył!
Lupin wstał gwałtownie i z całej siły kopnął płonące polana. Musiał się uspokoić, był o krok od zrzucenia całej winy oraz odpowiedzialności na Harry’ego, którego jedyną winą było to, że okazał serce, serce takie, jakie miała Lily.
Mimo to... Remus wiedział, że jeśli kiedykolwiek spotka Pettigrewa, wynikiem tego będzie zmniejszenie liczebności żyjących Huncwotów o jedną jednostkę. Zasługiwał na śmierć. Teraz, po tym wszystkim, z pewnością zasługiwał.
Mężczyzna odetchnął głęboko. Sądząc po pozycji słońca, spędził sporo czasu na rozmyślaniach. Musiał działać, podejmować decyzje, a nie dumać. Zaraz wstanie Tonks, mając świadomość, że dzisiaj są Walentynki, i nie puści mu płazem omijania tematu, co jakiś cudem udało mu się przez kilka ostatnich dni.
Albo tak, albo nie. To proste, czyż nie? Kobieta, w dodatku tak wspaniała, jak Tonks, kochała go, pomimo wszystkiego. Nad czym się tu zastanawiać? Horcruxy czekają, kto mógł przewidzieć, czy wyjdą z tej wyprawy bez szwanku?
Znowu miał czekać? Nie, dość tego, Remusie Lupin, dość tej zabawy.
Dziś Walentynki. Dzień radosnego przełomu.

Dziś Walentynki. Dzień rzucania obelg i przekleństw.
Ginny Weasley kierowała je również pod swoim adresem. Zachowywała się jak, nie przymierzając, nastolatka zakochana w idolu mas.
Wiedziała dobrze, że Harry jej nie kocha, i nigdy nie kochał. Widziała dobrze, że jego oczy kierują się z uwielbieniem tylko na Hermionę, z wzajemnością zresztą. Tworzyli bardzo zgrany i udany związek. Szczęśliwy, jak głosiła opinia szkolna.
Zatem ona powinna dać sobie spokój. Zastosować się do rady Hermiony, która chyba jednak nie była czystym oszustwem i hipokryzją, a przyjacielską wskazówką od serca. Zapomnieć o Harrym jako potencjalnym chłopaku, przykleić mu na stałe etykietkę ,,kumpel starszego brata’’, co z pewnością przyniesie mu ulgę.
Tak, ale ona spędzi Walentynki z Deanem, który uważał, że trzeba jej pomagać przy wchodzeniu do pokoju wspólnego. Prawdopodobnie chciał być szarmancki, pokazać jej, że o nią dba. Może nawet miał wobec niej poważne zamiary, a nie typowo nastoletnie.
To wszystko było takie beznadziejne.
Ginny szturchnęła palcem czarnego ptaka, który razem z nią przebywał na szczycie wieży astronomicznej. Słońce już wzeszło, dzień zaraz rozpocznie się na poważnie. I co dalej z nim zrobić?
Ptak spojrzał na nią jakby z dezaprobatą lub lekceważeniem. Machnął skrzydłami i odleciał, zostawiając dziewczynę samą.
Ginny patrzyła na niego, aż zniknął blisko chatki Hagrida. Mroźne powietrze stało nieruchomo, zamrażając każdy dźwięk. Na szczycie wieży było zimno i cicho.
Panna Weasley zadrżała. Dziwnie się poczuła. Miała nadzieję, że to nie prognoza jej przyszłości.
Nagle poczuła, że czyjeś ręce obejmują ją od tyłu. Nie odwróciła się od razu; doskonale zdawała sobie sprawę, kto otula ją płaszczem.
Dzisiaj Walentynki. Ciekawe, jaki będą miały przebieg.


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tomak
post 16.12.2006 13:23
Post #95 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 116
Dołączył: 12.07.2005
Skąd: Hogwart




Hmm co powiedzieć ? Jak dla mnie ten rozdział był nudny. Ja lubie akcje a nie jakieś tam rozmyślania tongue.gif ale cóż nie tylko mnie to oceniać. Fick jest pisany dla wszystkich. Czekam na następne części może w nich będzie się coś działo biggrin.gif
Pozdrawiam


--------------------
user posted image

S.Z.K.O.Ł.A.- Społeczny Zakład Karno Opiekuńczy Łączący Analfabetów

Kierowanie się logiką przy pracy z komputerem jest nielogiczne
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
PrZeMeK Z.
post 16.12.2006 14:24
Post #96 

the observer


Grupa: czysta krew..
Postów: 6284
Dołączył: 29.12.2005

Płeć: wklęsły bóg



Obj. 3,15n

Przynajmniej do połowy. Do pojawienia się Lupina.
Później jest już znacznie lepiej. Oczywiście, akcji brak, ale wszak i budowanie nastroju jest istotne. Bardzo ciekawie prowadzisz wątek Zakonu, który gdzieś tam w tle, poza oficjalnym "nurtem życia publicznego" toczy decydującą walkę o przyszłość świata czarodziejów. Po prostu kwintesencja Zakonu. Żadnych walnych bitew, żadnych wielkich słów, a przecież od nich zależy przyszłość.
Całkiem interesujące też myśli Ginny. Mam przeczucie, że ta dziewczyna może nie poddać się tak łatwo... tyle, że znając ciebie, nie ma wielkich szans z Hermioną. wink2.gif

Tak czy owak, miły, spokojny, przedświąteczny akcent. Mogło być lepiej i ciekawiej, ale jak dla mnie trzymasz poziom. Chociaż... Może spróbuj opisywać uczucia Lupina mniej dosłownie? Bo troszkę nie pasuje do niego takie: może mam kompleksy? Może to ja izoluję się od ludzi? Cały czas mam wrażenie, że to takie trochę "lepiej napiszę wprost, bo czytelnik nie zrozumie". Zrozumie. Nie bój się.


--------------------
Hey little train, wait for me
I once was blind but now I see
Have you left a seat for me?
Is that such a stretch of the imagination?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 16.12.2006 16:33
Post #97 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Tomak>>wiesz, nie da się napisać fica HP, w którym bohaterowie non stop rzucają w siebie Avadami i nic więcej. Jakaś tzw. fabuła także musi istnieć :]
Na pocieszenie mogę napisać dwie rzeczy:
a) akcji jeszcze trochę będzie, chociaż raczej nie w następnym fragmencie;
b) na 99% rozdział 13 był ostatnim rozdziałem o strukturze Percy-Draco-Lupin-Ginny, co oznacza, że na 99% był to ostatni rozdział bez dialogów czy akcji (co z kolei wcale nie oznacza, iż te cztery postacie już się nie pojawią, o nie).

Przemek
QUOTE
Obj. 3,15n

Eee... że co? To jakiś wzór matematyczny obliczający i mierzący doskonałość mojego fica? wink2.gif
QUOTE
tyle, że znając ciebie, nie ma wielkich szans z Hermioną. wink2.gif 

Dobrze mnie znasz biggrin.gif
QUOTE
Cały czas mam wrażenie, że to takie trochę "lepiej napiszę wprost, bo czytelnik nie zrozumie". Zrozumie. Nie bój się.

Wierzę, ale jak miał Lupin rozmyślać niedosłownie? Znaczy się, mogłem ten wątek inaczej przedstawić, wtedy faktycznie tak dosłownie by nie było, ale... Powód jest właściwie ten sam co poprzednio.
Powiedzmy, że niektóre wątki trzeba konkludować, gdyż fic nie trwa wiecznie.


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ailith
post 17.12.2006 01:03
Post #98 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 01.08.2006

Płeć: Kobieta



Hmmm... przyznam, że w tej części nieco brakowało mi akcji...
Ale cóż. Nie jest źle. Najbardziej spodobał mi się fragment z Lupinem... nie wiem dlaczego, ale tą postać wolę twoją niż Rowling... po prostu ciekawiej go opisujesz smile.gif

Dalej... Ginny... nie lubię Ginny. Dlatego mam wielką nadzieję, że jednak Hermiona nie da się wykiwać. Percy'ego też nie lubię, ale ten pierwszy fragment wydał mi się całkiem ciekawy.

Odczuwam jednak brak Harry'ego i Voldemorta (ja wiem, że to narzekanie może się znudzić na dłuższą metę, ale to tylko twoja wina, ponieważ scenki Harry-Voldemort opisujesz po mistrzowsku).

Chylę tiary i weny życzę,
Ailith.


--------------------
"Experience is the name everyone gives to their mistakes."

"A friend is someone who will bail you out of jail, but your best friend is the one sitting next to you saying "that was f***ing awesome" (- J-Dub)

"Stand up for what you believe in, even if it means standing alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
PrZeMeK Z.
post 17.12.2006 01:26
Post #99 

the observer


Grupa: czysta krew..
Postów: 6284
Dołączył: 29.12.2005

Płeć: wklęsły bóg



QUOTE
Najbardziej spodobał mi się fragment z Lupinem... nie wiem dlaczego, ale tą postać wolę twoją niż Rowling... po prostu ciekawiej go opisujesz


Ailith - chyba po prostu Hito opisuje go częściej niż Rowling... I do tego bardzo kanonicznie, co niesłychanie mi się (zazwyczaj) w fickach podoba.


--------------------
Hey little train, wait for me
I once was blind but now I see
Have you left a seat for me?
Is that such a stretch of the imagination?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 22.12.2006 14:16
Post #100 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



ROZDZIAŁ 14

- Dzisiaj Walentynki. Wiesz oczywiście, co to oznacza?
- W twojej głowie na pewno coś strasznego albo zboczonego.
Ron błysnął zębami w uśmiechu, jednocześnie poruszając brwiami w charakterystyczny sposób.
- Ja tylko chcę, by wasz związek rozwijał się w prawidłowy sposób.
- Prawidłowy? Chłopie, związek to nie tylko... – Harry machnął ręką w zastępstwie słów.
- No pewnie. – Ron roześmiał się. – Widzę, że dobrze udaje ci się nosić maskę romantyka. Próbujesz przypodobać się Hermionie, co?
Harry wahał się pomiędzy grubiańską odpowiedzą a użyciem nogi, gdy z dormitorium dziewcząt wyszła Lavender. Wyglądała na lekko wstrząśniętą.
Zeszła ze schodów i wbiła w niego wzrok. Na dobrych kilka sekund.
- Co jest? – zapytał Potter, czując łaskotanie w żołądku.
- Nic, nic – odrzekła natychmiast Brown. – Sam się... później przekonasz.
Wyszła czym prędzej z pokoju wspólnego. Przyjaciele odprowadzili ją oczami.
- Co jest?
- Może zobaczyła w sypialni, że Hermiona ubiera się w czerwoną bieli... – Ron urwał, gdy obiekt jego przypuszczeń wyjrzał zza wejścia do damskiego dormitorium.
- Cześć, Hermiono. – Harry patrzył tam, gdzie Ron.
- Cześć. Lavender już wyszła?
- No.
Hermiona przygryzła dolną wargę. Miała nadzieję, że jej koleżanka nie poszła prosto do Wielkiej Sali zwierzyć się ze swojego odkrycia bliźniaczkom Patil. Plotki tak się właśnie rodziły, by w mgnieniu oka roznieść się po całym Hogwarcie.
- Zaczekajcie na mnie, chłopcy, za chwilę schodzę.
- W porządku – powiedział Harry do schodów. Dzisiaj piątek, początek weekendu, czekało na nich wyjście do Hogsmeade, toteż Hermiona pewnie zechce się przygotować. Założy kolczyki, może zdecyduje się na makijaż. Oby ,,za chwilę’’ nie zamieniło się w ,,za pół godziny’’.
Do tej pory nie przepadał za Walentynkami, Lockheart z Cho dość mu je obrzydzili. Ciekawe, jaki będzie miał do nich stosunek po tegorocznych.
- Ho, ho, przyjacielu, mam wrażenie, że Hermiona myśli tak, jak ja. – Ron ponownie się wyszczerzył.
- Hermiona? Wyobraźnia cię ponosi.

Śniegowe chmury pozbywały się swego balastu raczej umiarkowanie.
Fakt ten, razem z kolejnym, wysokiej jak na luty temperatury, przyczynił się do oblężenia Hogsmeade przez uczniów Hogwartu.
Wszyscy. Oczywiście wszyscy musieli się na niego gapić, gdy szedł pod rękę z Hermioną.
Czy ci ludzie nie mają własnego życia, żeby się nim zająć? Do licha.
- Wydajesz się spięty, Harry.
- Naprawdę?
- Nie służy ci uwaga, jaką na siebie zwracamy, jak sądzę.
Harry otworzył usta i niemal od razu je zamknął. Sprzeciw nie miałby żadnego sensu.
- W takim razie wejdźmy gdzieś i usiądźmy. Co ty na to?
- Świetny pomysł – odparł natychmiast chłopak, czując się z jakiegoś powodu jak idiota. – Gdzie chciałabyś pójść?
- Wydaje mi się, że w Hogsmeade jest tylko jedno miejsce, gdzie możemy spokojnie usiąść – zauważyła z uśmiechem Hermiona.
Harry wystraszył się nie na żarty, że Hermiona – bądź co bądź dziewczyna – zechce zaprowadzić go do herbaciarni Madam Puddifoot, szczególnie, że znajdowali się w centrum, blisko niej. Fatalnie, fatalnie...
- Już się tak nie bój – zachichotała Hermiona, jak zawsze doskonale odczytując emocje Harry’ego. – Chodź.

Oberża ,,Trzy Miotły’’ nie narzekała na brak klientów, dzięki czemu para nowo przybyłych nastolatków mogła bez trudu ukryć się w tłumie.
Chociaż, mimo wszystko, Harry nie pogardziłby Peleryną-Niewidką. Pozwoliłaby mu oszczędzić sobie ukradkowych spojrzeń, które zdarzały się od czasu do czasu.
W każdym razie... Teraz miał na głowie o wiele bardziej palący problem. Był sam na sam z dziewczyną, a – jak sądził – siedzenie w ciszy nie będzie przez nią dobrze odebrane. Trzeba działać.
Czy on już zdurniał do reszty? Cho nie znał za dobrze, więc wybaczył sobie tamtą niezręczność, ale Hermiona? Znał ją już sześć lat i teraz nie wie, jak zacząć rozmowę? Merlinie, to żałosne. Coraz bardziej żałował, że nie wziął Peleryny.
- Muszę ci pogratulować, Harry. I podziękować.
- Za co?
- Dotrzymałeś słowa – wyjaśniła Hermiona, puszczając kufel i łapiąc dłoń ukochanego. Kolczyki zamigotały. – Radzisz sobie coraz lepiej w Transfiguracji, Urokach i Obronie.
- Lepiej późno niż wcale. – Harry musiał się zmusić, by spojrzeć w jej brązowe oczy. – Staram się.
Poczuł winę. Sporą. Nigdy nie wyjawił Hermionie, jakiego sposóbu używał, by zaklęcia lepiej mu wychodziły. Krył się. Dlaczego?
Bo wiedział aż za dobrze, że nie spodobałoby się jej, że siłę czerpie z gniewu i nienawiści, z okropnych wspomnień, pamięci o zmarłych i tych, którzy powinni umrzeć. Czasami wydawało mu się, że Hermiona coś podejrzewa. Uspokajała go za każdym razem, gdy denerwował się w jej obecności. Nie zdarzało się to często, gdyż jej osoba wywierała na niego kojący wpływ. Uspokajała go. Być może to – podsunięta mu przez Dumbledore’a – kwestia miłości.
Niestety. Uspokajająca miłość nie pokona Voldemorta. Harry potrzebował siły.
Zatem chodził do biblioteki, gdy tylko Hermiona była zajęta, by patrzeć w zapisane stronice ksiąg. Oszukiwał najbliższą przyjaciółkę, ukochaną. Wiedział o tym.
Ale... Voldemort musiał zginąć. Musiał; w to Harry nie wątpił. A Hermiona nie pochwaliłaby jego metody. Nie miał wyboru.
- Zawsze powtarzam, że ciężka praca przynosi owoce.
Niezły początek randki. Musi zmienić temat, zanim sumienie zeżre go od środka.
Ale na jaki? Przez sześć lat poświęcili wiele czasu na rozmowy. Harry słyszał opowieści o życiu Horacego i Jane, jej rodziców, wiedział, że Hermiona lubi czytać książki angielskiej pisarki Jane Austen, był świadom jej żalu spowodowanego brakiem młodszego braciszka, jej gustu kulinarnego, przeszłości...
O czym mogą rozmawiać małżeństwa z kilkunastoletnim stażem? Chyba zostają im tylko sprawy codzienne. Też źle, gdyż jego codzienność to kiepski temat do romantycznej dyskusji. Wszędzie ten Voldemort, niech go...
- Pytałeś się kiedyś dyrektora lub Lupina, skąd twój tata wziął Pelerynę? – Pytanie Hermiony dobiegło jakby z oddali.
- Co? – Potter skupił się. – Właściwie to nie.
- Peleryny to prawdziwy rarytas, wierz mi. Zwierzęta, demimozy, z włosów których są robione, nie występują za często w stanie naturalnym.
- Wiesz, tata był Huncwotem. – Harry uśmiechnął się do wspomnień o ojcu. – Nie zdziwiłbym się, gdyby kiedyś spotkali jakiegoś... demimoza.
- Twój tata współpracował ze starym Zakonem, prawda? Być może dostał Pelerynę od Moody’ego?
- Być może. Zapytam o to Dumbledore’a lub Lupina... jeżeli będę miał okazję.
Hermiona usłyszała zmianę w głosie Harry’ego. Odruchowo mocniej ścisnęła jego dłoń.
- O co chodzi?
- Sama wiesz, że Dumbledore’a ciągle nie ma. Ostatni raz odwiedził Hogwart z miesiąc temu. A Lupin... Wysłał mi raz list. Pisał, że Zakon Feniksa ma robotę i przez to on i Tonks nie mogą mnie odwiedzić. Pisał też, że wszystko gra, ale... – Harry zadrżał. – Czuję niepokój. Nie wiem. Mam... – Krótkie spojrzenie na twarz Hermiony ukróciło jego wypowiedź. – Nie martw się. Pewnie nie ma czym.
Dziewczyna wyglądała tylko na połowicznie uspokojoną. Wolną dłonią sięgnęła po kufel i upiła z niego łyk. Zaczęła rozglądać się po tłumie. Harry zaklął w duchu. Nie mógł się zamknąć? Teraz będzie się zamartwiać z powodu jego głupich przeczuć.
Codzienne życie, co? Kolejny powód, dla którego Voldemort nie ma prawa istnieć. Póki on żyje, życie Wybrańca będzie właśnie tak się przedstawiać. Ciągła zgryzota, strach i niepewność, co gorsza, nie tylko jego samego, ale także wszystkich wokół niego.
Nagle Hermiona zakrztusiła się kremowym piwem. Harry natychmiast wyciągnął rękę, zatrzymał się, zaklął jeszcze raz, i poklepał dziewczynę po plecach. Tak delikatnie, że pewnie tego nie poczuła.
Hermiona uśmiechała się jednak. Szeroko.
- Proszę, proszę. Nie tylko my chcieliśmy schować się w tłumie przed oczyma gapiów.
Harry podążył za jej wzrokiem. Nad stolikami, znanymi lub nie ludźmi, kuflami... Zaraz, przy tamtym stoliku...
- Miałaś rację – stwierdził, omal nie gwiżdżąc.
- Dowiedziałeś się już, jak poważne zamiary ma wobec niej? – zapytała, poprawiając włosy.
- No... nie. Nie pytałem. Ale to chyba jasne? Skoro przychodzi z nią do ,,Trzech Mioteł’’, i rozmawia jak gdyby nigdy nic...
- Potrafi rozmawiać z Luną jak gdyby nigdy nic. Należą się mu brawa, nie sądzisz?
- Ron zawsze był wyjątkowy.
- Węszę sarkazm, Harry.
- Nigdy w życiu nie byłem bardziej szczery.
Hermiona roześmiała się cicho. Oparła podbródek na dłoni.
- Widzę, że Luna także nie przejawia entuzjazmu, jeśli chodzi o kawiarenkę Madam Puddifoot. Ron dobrze trafił.
- Zgadzam się. – Harry pokiwał głową. Oboje dobrze trafili. Zresztą, jak można było lubić tamto miejsce, gdzie pary przychodziły, by publicznie się całować? Obrzydliwość. Choć dziwne, że Luna nie zaprowadziła Rona do sklepu Zonka czy w jakieś inne, szalone miejsce. – Naprawdę uważasz, że pasują do siebie?
- Cóż... Pozwól, że spytam. Kto bardziej pasuje do Rona: ja czy Luna?
- No... – zaczął Harry i skończył. Nigdy się nad taką ewentualnością nie zastanawiał. Jednak w obecnej sytuacji odpowiednia odpowiedź sama nasuwała się na język. – Luna?
- Zgadza się. Moglibyśmy się zastanawiać, gdyby jakieś inne dziewczyny interesowały się Ronem. Na przykład Lavender... Ale ona odpada, takie mam wrażenie.
- E, Hermiono?
- Tak?
- O co chodziło Lavender dzisiaj rano? – Harry miał nadzieję, że nie pożałuje tego pytania. Musiał spróbować. Ciekawość dotycząca najbliższej jego przyszłości zwyciężyła.
Z pewnością Brown nie kazała mu czekać na walentynkowy pocałunek. Hermiona nie speszyłaby się tak wyraźnie.
- Poczekaj, będziesz miał później niespodziankę – powiedziała w końcu, z rumieńcem widocznym w blasku świec. Harry nie znał się za dobrze na emocjach, przynajmniej tych ukazujących się na ludzkich twarzach. Hermiona była zakłopotana, ale... jakby coś jeszcze.

Ten post był edytowany przez Hito: 23.12.2006 22:43


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

9 Strony « < 2 3 4 5 6 > » 
Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 19.04.2024 00:58