Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

4 Strony  1 2 3 > » 

Meridien Auris Napisane: 21.12.2005 19:34


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


A może jakieś didaskalia? Miło by było wiedzieć coś więcej niż można dowiedzieć się z dailogów. Zrób coś z interpunkcją.

Werdykt:
Na szybko, żeby się nie przemęczyć i na małe poprawienie humoru można to przeczytać.
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #245676 · Odpowiedzi: 6 · Wyświetleń: 6675

Meridien Auris Napisane: 01.09.2005 00:30


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


Numer jest taki, że ja już kończę, a ten part był przedostatnim (nie licząc Epilogu). Miało być więcej, ale zrobiło się mniej. Czeka was mały szok zapewne, bo jak ja to zakończę, to połowie się zapewne nie spodoba, ale chciałam "złączyć się" się z tym, co mamy w książcę. PO tym jak przeczytałam (a raczej wysłuchałam) Księcia Półkrwi to mnie krew zalewa. I mogłabym mówić o tym duzo, ale spoilera nie chcę robić. W każdym razie, to to, co zrobiła Joaśka dobrze na mnie nie wpryneło.
Co do erotyki, to nie wiecie nawet jak ja się nad tym wymęczyłam i, szczerze mówiąc, wiedziałam, że najlepsze to to nie jest (nie wiem jakim sposobem miałoby być >_>). A dlatego tyle jej jest, że nie mogłam zrobić inaczej. Chcę to skończyć i mieć spokój.

QUOTE
Myślę, że ta przerwa niezbyt pozytywnie na Ciebie wpłynęła. Nawet sam Twój styl pisania stał się słabszy, w samym opowiadaniu było mnóstwo błędów, zarówno literówek, jak i braków czy w nieodpowiednych miejscach postawionych spacji, po dziwną składnie zdań.
Sądzę, iż można było dopracować to opowiadanie. Napisać je "nie w tylu erotyka". POprostu zrobić z tego kawał dobrej roboty, który dopracowywany był przez tak długi czas, a wyszłoby z tego coś naprawdę świetnego. Coś do czego nie mogłabym się przyczepić. Nadrabiasz może długością, jednak nie niweczy to wszystkich wyżej wymienionych przeze mnie błędów. Sądzę, że erotyka nie jest Twoim najmocniejszym stylem, dlatego tak z czystej dobroci radziłabym wrócić do stylu, który był prezentowany w początkowych publikacjach "Manewrów"


Przesiedź u mnie w szkole 10 miesięcy... Cóż, wszytko co działo się przez ten czas mnie zmieniło i zmienił się mój styl. Nawet nie wiesz jakbym chciała sie cofnąc w czasie i siedzieć znów nad pierwszymi odcinkami, ale nie da rady.
Cytując moją przyjaciółkę:
"U nas nie można mieć "Stylu", u nas musisz pisać jak wszyscy"
Cholera, zmugolałam. Przyznaję się. Może nawet się wypaliłam. A coś czuje, że na 100.

Co ciekawe, on nie był dopracowywany przez ten rok, ale pisany. 0 weny przez ten czas odbiło się na nim.
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #235959 · Odpowiedzi: 305 · Wyświetleń: 74061

Meridien Auris Napisane: 22.08.2005 19:49


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


Chyba, a nawet jestem pewna, że zaserwowałam wam nie tą wersję, co potrzeba... ech...

Co do PS.
Od osatniego parta, którego napisałam minął rok
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #234248 · Odpowiedzi: 305 · Wyświetleń: 74061

Meridien Auris Napisane: 21.08.2005 23:54


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


*&*

Boże Narodzenie nastąpiło szybko, ale jego nastój można było wyczuć już na kilka dni wcześniej. Niestety nie wszyscy to odczuwali i dopiero w dniu wigilijnym nagle zdali sobie sprawę, że powinni cos kupić. Do takich osób należał pewien pan, który całkowicie zasłużył na swoje nazwisko. Ciemne oczy, czarne jak heban włosy nadawały nazwisku Black coś więcej niż tylko oddźwięk, ale i, jak dziwnie by to nie zabrzmiało, blasku.
Syriusz Black z szacownego rodu, którego korzenie sięgały jeszcze czasów sprzed Wilhelma Zdobywcy, obudził się w Wigilię, nagle zdając sobie sprawę, że padł ofiarą sklerozy w jej najczystszej postaci. Wytrzeszczonymi oczami popatrzył na uśpionych jeszcze przyjaciół i zerwał się, zrzucając kołdrę na podłogę. Chwycił ubrania i w ekspresowym tempie ubrał się, nie zwracając uwagi, że założył spodnie Remusa, pomimo, że były na niego trochę za ciasne, a koszula, którą zapinał, należała do Jim’a. Co należało do niego, to tylko skarpetki i buty, bo płaszcz zagarnął Potter’owi, ale akurat mało go to obchodziło.
Wybiegł na korytarz, kierując się od razu do wyjścia. Na przelatującego obok niego Irytka rzucił zaklęcie ciszy zanim jeszcze biedny poltergeist zdołał się odezwać. Pędził na złamanie karku, układając w myślach listę zakupów.
Wylądował na Pokątnej w piętnaście minut po wyjściu ze swojego pokoju. Zdyszany, bez tchu oparł się o najbliższy budynek. Serce mało nie wyskoczyło mu z piersi, kiedy gnał przez błonia. Zdał sobie wtedy sprawę, że powinien bardziej skoncentrować się na swoim ciele niż robił to dotąd. Każdy Śmierciożerca dogoniłby go zanim zrobiłby pierwszy metr.
Wziąwszy się garść i wytarłszy czoło, wyprostował się i skierował ku najbliższemu jubilerowi – jeżeli nie masz pomysłu na prezent dla kobiety, kup jej precjoza. W tym jednym musiał zgodzić się z resztą męskiego rodu. Kwiaty lub biżuteria i babka zawsze będzie zadowolona. Kolegom po fachu, to jest Jim’owi, Remusowi i Peter’owi (kiedy ten ostatni się pojawi) co kupić wiedział, tak jak Staruszkowi.
Co jak co, ale Syriusz postanowił nie porzucać jeszcze marzeń o Olivi O’Connell. Chłopaki (czyt. Remus i Jim bardzo… zdenerwowani) kazali mu się do niej nie zbliżać, ale nie mówili nic o dawaniu prezentów. Tak więc u Złotnika Arkadego wybrał dla niej wiele mówiące serce na łańcuszku. Z przyjemnością zauważył też odpowiedni prezent dla tej… Laury. Broszka przedstawiająca wampirze zęby powinna utwierdzić ją w przekonaniu, jak bardzo mu na niej „zależy”. Miał nadzieję, ze już następnego dnia wyniesie się z Hogwartu i pofrunie wysysać krew innym niewinnym stworzeniom oprócz niego.
Przypominajka dla Peter’a, Wielkie Pudełko Czekoladek Mamusi dla Lily, Magicznie Odnawialny Gryzak firmy „Dzieciaki-Mamuśki & Inc.” dla chrześniaka, Poradnik „Jak wychować magiczne dziecko dla kompletnych idiotów” dla Jim’a, „Kamasutra dla magicznie niewtajemniczonych” dla Remusa, zamówienie na całoroczne dostawy cytrynowych dropsów (zapłacone z góry) dla Dubla i nowe oprawki dla McGonagall, bo stwierdził, że już dość nanosiła się biedaczka tych spiczastych z cyrkoniami, przypominających skrzydełka elfów.
Cóż, ostatecznie, co najwyżej zakują go w kajdany i zostawią Smarkowi na pożarcie… ale przecież biedny Snape jeszcze nie ma prezentu!!!
Wysyłając do Lily i Jim’a (bo już dwa dni temu Jim się wyniósł z Hogwartu, ale wrócić obiecał) prezenty, widział już mściwą minę młodego ojca, który bardzo był wyczulony na punkcie synka swego i słyszał śmiech Lily. Posyłając Przypominajkę Peter’owi, zdał sobie sprawę, że chłopak powinien już dawno ją dostać. Natomiast pakując prezenty dla obecnych w zamku, myślał o ich reakcjach i na twarzy wykwitł mu wredny uśmieszek.
Nie zauważony przez nikogo wrócił do szkoły i ukrył wszystkie prezenty w sobie tylko znanym miejscu i odszedł.
W sobie tylko znanym miejscu…?
Wielka choinka ustawiona w Wielkiej Sali iskrzyła się złotem i srebrem. W powietrzu unosił się zapach żywicy i różnorodnych potraw ustawionych na okrągłym stole. Toczące się wśród uczestników wieczerzy rozmowy były wesołe, zabawne, jakby oni wszyscy starali się oderwać od świata zewnętrznego.
Liv i Laura, od kilku dni w zażartej komitywie, siedziały obok siebie i dość głośno komentowały nowe fryzury panów, znacząco patrząc na siedzącego Visa Vi Severus’a, który starał się nie zwracać uwagi na owe… panie, bo jakby ich nie chciał nazwać, to zaraz mu się przypominało, że Laura się natychmiast w taki czy owaki sposób dowie i wtedy będzie się miał z pyszna. Po ostatnich przeżyciach Snape podobnież zmądrzał (a przynajmniej mu się tak wydawało), więc w kolejne kłopoty zamiaru się wplątywać nie miał.
Brunet kolejny, który również od czasu do czasu rozumem wręcz grzeszył, wypijał właśnie swoją działkę soku dyniowego, kiedy przyjaciel jego, zwany za młodu Lunatykiem, choć raczej nie lunatykował, odezwał się:
- Przyjacielu drogi – Remus Lupin uśmiechnął się – nie w smak ci potrawy? Zjadłeś mało.
Black, co powtarzane już nieraz było, ze szlachetnego rodu pochodzący, podniósł swoją brew jedną i na przyjaciela zerknął.
- Ależ skąd, kamracie – zaśmiał się, w małpę się bawiąc. – Jakże bym mógł? Przy tak zacnym towarzystwie i wieczerzy? Atoli jednak diety się trzymać muszę.
- Ach! – westchnął tamten. – Więc brzuszka ci przybyło, panie?
Syriusz, człek prawy i prawdomówny, co żadnemu i żadnej nie przepuści, odstawił swą szklanicę i posłał przyjacielowi, niedoli towarzyszowi szlachetnie urodzonemu spojrzenie nieprzystające.
- Ty, głupku, do mej wagi nie bij, bo sparzyć się możesz!
- Czyżem uraził cię, przyjacielu?
- A juści!
- A więc przepraszać nie będę, bo, co prawda to prawda, że za często ci się zdarza, a narcyzm twój za wielki nawet dla nas tu z tobą obcujących.
- A ja myślałem, że Boże Narodzenie to czas, kiedy jest się miłym dla ludzi…
- Dla zwierząt też, Black! – wtrącił Snape Severus i oberwał pasztecikiem.
Nie ten jednak dzień był ważny. Dnia następnego, z rana samego po tym jak pierwszy kur skrzeczeć zacznie i naruszy świętość odpoczynku nocnego, wszyscy wstaną i prezenty pod choinką znajdą. I na to czekać należy!

Tak też było, że przyjaciele w liczbie czterech, w tym dwie damy zacne i świątobliwe, wstali zawczasu i przybiegli do Sali Wielkiej, aby podarków szukać. I zawieść się nie mogli, kiedy to już z daleka zobaczyli kolorowe pudła, wstęgami przewiązane. W chwilę potem pokazał się panicz Snape wraz z zacnym dyrektorem oraz panną McGonagall słynącą ze swych praktyk nauczania każdych, nawet idiotów, w sprawach magicznych. Wszyscy jeszcze w bieliźnie nocnej stali, lecz nic sobie z tego nie robili, bo przecież prezenty czekały.
Ale, porzućmy już ton ten, co w użytku był kilka wieków wstecz.
Tak więc, jak już powiedziane było, pod choinką były prezenty, a większość obecnych w Hogwarcie osób znalazła się w Wielkiej Sali.
Syriusz dziarskim krokiem podszedł do dyrektora i puknął go łokciem w bok.
- Może pan dyrektor zabawi się w świętego Mikołaja? – podsunął.
Dumbledore spojrzał na niego, potem na swoja wnuczkę i z uśmiechem stwierdził: - Pod warunkiem, że Livvy będzie elfem.
Dziewczyna uśmiechnęła się i zamieniła swoją koszulę nocną i szlafrok w zielony strój mikołajowego elfa z zakręconymi butami i pasiastymi skarpetkami.
Remus trącił jej czapkę i rozległ się wesoły dźwięk dzwoneczka.
Kiedy spojrzeli znów na dyrektora ten był już ubrany na biało-czernowo lub czerwono-biało, w zależności kogo by się zapytało. Brodę miał kędzierzawą, jakby użył papilotów, a dorobiony brzuszek wyglądał jak gdyby był skrupulatnie hodowany od kilku lat.
- Ho ho ho! – zawołał Dumbledore. – Czy są tu grzeczne dzieci?!
- NIE! – usłyszał w odpowiedzi jeden zgodny krzyk.
- O cholercia.
- Dziadku, pomyliłeś się – zwróciła mu uwagę Livvy. – Tą kwestię wypowiada Hagrid.
- A tak ,przepraszam – odchrząknął. – Ho HO! – zagrzmiał tym razem. – Czyli wszystkim po rózdze!?
- Ale skopaliśmy tyłki kilku Śmierciożercom! – pochwalił się Syriusz.
- HO HO! – krzyknął Dumbledore. – Niech wam będzie, ale ty – wskazał na Black’a – masz rózgę jak się patrzy!
Syriusz skrzywił się z lekka w ferworze śmiechu.
- Kto chce pierwszy dostać prezenty? – zapytał „Święty Mikołaj” .
Oczywiście Syriusz wgramolił się mu na kolano i wyszczerzył się wyjątkowo niewinnie.
- Nie wiedziałem, że to potrafisz – powiedział dyrektor.
- Faceci zawsze będą dziećmi, więc niewiele musiał się starać – stwierdziła odkrywczo Olivia, podając stosik prezentów dla Syriusza, które on natychmiast porwał i wyniósł się z kolan staruszka.
- A zdjęcie?! – dopytał się Dumbledore.
- Może kiedy indziej – odparł Syriusz, zajęty otwieraniem prezentu od Lupina. – Ale wtedy, jak już będę sławny, to z autografem – urwał, kiedy jego wzrok padł na wnętrze pudełka, w którym znajdował się prezent. – HA! HA! – zaśmiał się sztucznie, wyjmując czerwone bokserki w reniferowe głowy. – Dziękuję, przyjacielu – zwrócił się do Remusa, za którym ukrywała się pękająca ze śmiechu, Laura. Poczekajcie na swoje prezenty – pomyślał mściwie. – To może teraz następny ktoś?
- Ja! – wyrwał się Laura i również usiadła na kolanie dyrektora. – Ale ja proszę ze zdjęciem!
- Najpierw prezenty – zaśmiał się starszy pan. – A ty to byłaś grzeczna?
Laura zamyśliła się efektownie.
- No… raczej śmierciożercom nie pokopałam tyłków…
- Ha! – krzyknął Syriusz.
- …ale mogę się pochwalić złapaniem kilku niebezpiecznych przestępców w swoim regionie Europy – zakończyła z dumą, ignorując śmiech Black’a.
- No to niech będzie! – odparł Dumbledore i podał jej paczki.
Laura położyła wszystkie, a było ich siedem, na najbliższym stole. Wzięła pierwsza z brzegu.
- O, patrzcie, od Syriusza – posłała mu najsłodszy uśmiech na świecie. – Zobaczmy co on tez mi podarował…
Uśmiechając się kpiąco pod nosem, Syriusz obserwował rozwój wydarzeń. Do momentu, aż dziewczyna znieruchomiała i wytrzeszczyła oczy.
- Podoba ci się? – zapytał najbardziej miło, jak tylko mógł z siebie wykrztusić.
Laura spojrzała na niego, nie zmieniając wyrazu twarzy. Patrzyła na niego niesamowicie niebieskimi oczami, w których dostrzegł jakiś błysk, który zniknął jednak zbyt szybko, aby mógł się nad nim zastanowić.
- No pokaż, co dostałaś – rzekł dziarsko Snape, podchodząc do Polki. – Fiu… - gwizdnął. – Co za cacko! – stwierdził, wyjmując z pudełka… łańcuszek z serduszkiem, który trafić miał do Liv.
Syriusz poczuł, że zaschło mu w ustach.
- Pomogę ci – usłużenie rzucił Severus i założył Laurze wisiorek na szyi. – No, co by nie powiedzieć, ładnie ci w nim, Lauro. – powiedział, kiwając głową.
Gdyby spojrzenia mogły zabijać, Sev padłby trupem z dziurą w głowie wielkości piłki tenisowej po podwójnym ataku Laury i Syriusza.
Niezrażony dodał jeszcze:
- A więc jednak Bi, Black.
Na policzkach Syriusza wykwitł ceglasty rumieniec. Dla dodania narodowych polskich barw, Laura zbielała na twarzy.
Dumbledore chrząknął.
- Kto następny?
Laura rzuciła Syriuszowi porozumiewawcze spojrzenie i chyba w tej chwili byli ze sobą pierwszy raz zgodni od niewiadomo kiedy.
- Może Snape? – podsunął Syriusz.
- Tak! – dorzuciła się Laura. – Idź przyjacielu! – zwróciła się do Severus’a.
- Ależ dziękuję, ale pozwolę… - zamilkł czując na brzuchu różdżkę Laury.
- No idź – powiedziała ze swoim smirkiem. – Nie zapomnij tylko usiąść na kolanach Mikołaja, Sevuś.
Przepadł.
- Oczywiście – przytaknął mężczyzna, podążając w stronę Dumbledore’a.
Zarumieniony Severus ostatecznie z dziwnym grymasem na twarzy usadowił się na żądanym miejscu. Potem spjrzał, acz niechętnie, na swego pracodawcę. I zesztywniał.
Boże, drogi! – przeraził się ateista. – Co on robi?!
A Dumbledore, po prostu trzepotał rzęsami.
- Więc jak, Severusie? – zagaił. – Byłeś grzeczny?
Tak – odpowiedział w myślach. – Zabiłem kilku ‘niewinnych’ ludzi, kilku innych torturowałem, a ciebie zaraz strzelę, jak nie przestaniesz furkotać tymi rzęsami!!!
Chrząknąwszy, nie uznał za stosowne, żeby odpowiadać na to pytanie głośno, a zabrawszy prezenty wręcz wybiegł z Sali przy wtórze cichego chichotu.

- Drogie panie – odezwał się Remus w kilka godzin później. – Mam zaszczyt zaprosić was na sylwestrowe przyjęcie w gronie zasłużonych przyjaciół WIECIE-SKĄD – mrugnął do nich porozumiewawczo.
- Ja nie wiem, ale pewnie i tak się dowiem – stwierdziła Laura. – Ja zawsze się wszystkiego dowiem – dodała specjalnie dla Syriusza.
- I dobrze – stwierdził tamten, unosząc wysoko brodę.
- Obowiązują kostiumy wszelkiego rodzaju – dodał Remus.
- Adama i Ewy też? – dopytał się Syriusz.

No i faktycznie, dowiedziała się wszystkiego. Prawie wszystkiego. Nie wiedziała gdzie jest, ale wiedziała z kim. Otaczał ją właśnie ze wszystkich stron sławetny Zakon Feniksa. W przeciągu godziny poznała wszystkich jego członków, którzy żyli i zjawili się na balu. Przed jej oczami fruwały postacie żywcem wyjęte z poszczególnych epok, legend, bajek czy sztuk teatralnych.
Zerknęła n ubranego w stylu lat trzydziestych Remusa i puknęła go łokciem.
- Taak?
- Porwij tę Greczynkę wreszcie do tańca – poradziła, widząc jak wodzi oczami za Olivią. – Wydaje się niezbyt zadowolona, że to nie ty ją teraz obściskujesz, tylko jeden z braci Prewett’ów [sprawdź, czy dobrze napisałam, Dorka]
Remus zmarszczył brwi, patrząc na roześmianą twarz Liv.
- Niby skąd to ci…
- Jakby nie patrzeć, to jednak jestem kobietą – roześmiała się dźwięcznie, szeleszcząc suknią z osiemnastego wieku a’la Maria Antonina przed rewolucją. Na szczęście obyło się bez peruki. – Swoje wiem.
- Wiec lepiej zajmij się Syriuszem – kiwnął w kierunku pochmurnego jegomościa z dziewiętnastego wieku w wysokim cylindrze.
Laura spurpurowiała.
- Remus, jak tam Kamasutra? – odgryzła się, myśląc o prezencie jaki dał mu Black.
- A dziękuję – odrzekł bynajmniej niespeszony Lupin. – Nawet nie wiesz, jakie rzeczy można robić z różdżką.
Laura zamilkła, przyjmując swoją porażkę z honorem.
Gdy wybiła północ z sufitu pięknie przystrojonej sali balowej posypały się balony, a kolejny z braci Prewett’ów skradł jej całusa. A potem poczuła szarpnięcie w tył i spojrzała prosto w oczy Black’a, machinalnie rozchylając usta. Zrobiło jej się gorąco.
- Tak – przytaknął na niewypowiedziane pytanie. – Wracamy.
Pomachał w kierunku Remusa i Olivii, którzy zdaje się też już chcieli się ulotnić. W chwilę potem byli już w Hogwarcie, ale Laura zdołała ochłonąć.
Kiedy więc podeszli do jej pokoju, odwróciła się do niego i grzecznie podziękowała za odprowadzenie.
Syriusz złapał dłoń Laury, zanim dziewczyna zdążyła zniknąć w swoim pokoju.
- U nas istnieje tradycja… - zaczął – całusa o północy… a ja żadnego nie dostałem – przypomniał jej.
- Widocznie nie zasłużyłeś – mruknęła, uśmiechając się lekko.
Black’owi zawsze podobało się, kiedy Laura się uśmiechała. Różowiła się wtedy jak pączek różany, a w jej policzkach pojawiały się małe dołeczki.
- Jesteś pewna? – zapytał, muskając opuszkami palców jej dłoń. – Byłem przecież grzeczny.
- No… - Laura położyła mu dłoń na karku, ponieważ znów ogarnął ją ogień. – Może nawet trochę zbyt grzeczny…
Syriusz zajrzał w oczy dziewczyny, które swym błękitem dorównywały tylko niebu i poczuł jak pewien dobrze mu znany płomień ogarnia całe jego ciało. Mimowolnie wyobraźnia zaczęła nasuwać mu szczególne obrazy jego i dziewczyny, która posłała mu lekki uśmiech.
A był to uśmiech szczególny. Laura słynęła ze swego ironicznego smirka, z przesyconej sarkazmem gadki i badawczego spojrzenia. Teraz ani w jej uśmiechu, ani w mowie nie było śladu cynizmu, tylko oczy patrzyły na niego jakby chciały odgadnąć jego myśli.
I odgadły.
Laura zrobiła krok w jego kierunku. Jej wolna ręka, która uprzednio masowała kark Syriusza, teraz zatopiła się w jego hebanowych włosach. Niby powiew wiatru, Black poczuł na policzku jak Laura muska go swoimi wargami.
Syriusz przyciągnął Laurę do siebie, a ona skwitowała to cichym chichotem.
- Nie wiem jak ty – szepną Syriusz ochrypłym od pożądania głosem - ale ja długo nie wytrzymam.
- Ja też nie jestem z kamienia – zakomunikowała Laura i przywarła ustami do jego warg.
Byli tego samego wzrostu. Syriusz potrafił jednak sprawić, że Laura poczuła się jak mała dziewczynka, którą koniecznie trzeba się zająć. Tuż przy swojej piersi czuła twardy tors Syriusza, który spokojnie unosił się przy każdym jego oddechu. Jakby nie wiedząc, co robi przyparła biodrami do ud chłopaka. Ale wszystko co czuła, to co zostało opisane, gasło przy całym czarze pocałunku.
Syriusz, pomimo tego, co twierdziła zawsze Laura, umiał całować. Wodził wargami po jej ustach, niemal torturując ją tym, ponieważ robił to tak powoli, jakby był pewien, że musi robić to w ten sposób. Laura jęknęła na to cichutko, a on jakby tylko na to czekał, pogłębił pieszczotę.
Laura uwolniła rękę z uścisku Syriusza i zarzuca mu ją na szyję. Przywarła mocno do niego, niby w obawie, że pocałunek zostanie przerwany. Wyczuła grę twardych mięśni tuż pod jego cienką koszulą.
Dreszcz przeszył jej ciało, kiedy ich języki zetknęły się ze sobą. Jej pożądanie było już nie do wytrzymania. Zapragnęła poczuć Syriusza tu i teraz i nie miało znaczenia, że stoją na korytarzu i ktoś może ich zobaczyć.
Nie tylko ona czuła się, jakby zaraz miała spłonąć. Na jej brzuch naciskała gotowa już do miłosnego aktu męskość Syriusza.
- Dość – szepnęła, odrywając się od ust chłopaka.
Sama nie wiedziała jakim cudem stoi na równych nogach, jakim cudem nie straciła przytomności, jakim cudem pozostałe jeszcze resztki rozumu wtrąciły się do tej miłosnej gry.
- Nie tutaj – dodała, kiedy zszokowany Syriusz otworzył ze zdziwienia oczy.
Szarpnęła się, by wyswobodzić się (ze smutkiem, trzeba przyznać) z ramion Syriusza i chwycić za mosiężną klamkę. Drzwi skrzypnęły, jakby ktoś chciał je zamordować, nagle w ciemnym pokoju zapaliły się lampy, oblewając go ciepłym, miodowym światłem.
Syriusz wstrzymał oddech. Laura stała przy komodzie. Gra cieni podkreślała jej zgrabne wypukłości i łagodne wcięcia. Włosy połyskiwały brunatno-miedzianymi iskierkami. Oczy chłopaka pociemniały z pożądania.
Oddech Syriusza stał się nagle szybszy, tak jak bicie jego serca, które zdążyło się już nieco uspokoić po pocałunku. Powoli podszedł do dziewczyny i ujął jej twarz w swoje dłonie.
- Czy ty wiesz, co ze mną robisz? – zapytał prosto w jej usta.
- Nic, czego byś nie chciał – odparła zuchwale.
Syriusz uśmiechnął się i musną wargi Laury.
Szczerze – Laura nie wiedziała, co robi. Nie rozumiała, dlaczego to robi. Ale wiedziała, że nawet, gdyby teraz wypędziła Syriusza ze swojego pokoju, to i tak prędzej czy później znów znaleźliby się w takiej sytuacji. Ona nie znosiła Syriusza, ale zdaje się, że stare przysłowia mają w sobie więcej odniesień do rzeczywistości, niż tylko zgrabnie dobrane, rymujące się wyrazy. Kto się czubi, ten się lubi – mówiło jedno. Nie myliło się?
Syriusz zdawał się nie myśleć i tak było mu wygodnie. Miał przy sobie Laurę i nic mu więcej do szczęścia nie było potrzebne. Mógł dotykać jej skóry, całować ją tak jak marzył wiele razy.
Obszerny materiał sukni Laury szeleścił przy każdym ich ruchu. Osiemnastowieczna dama ze swoim kochankiem, który bardziej przypominał wielkiego człowieka doby romantyzmu, drobnymi krokami zatoczyła koło.
Laura odchyliła głowę do tyłu, pozwalając pieścić swoja szyję. Czuła jak język Syriusza tworzy na jej skórze kółka, fale wzdłuż miejsca, gdzie na pewno wyczuł jej tętno. Ogarniała ją coraz silniejsza, rwąca rzeka, która uwolniła się po wiosennych roztopach. Rzeka pełna niekontrolowanych uczuć, ruchów i namiętności. Nigdy nie sądziła, że do tego dojdzie!
Syriusz dłońmi odnalazł sznurowadła i zapinki gorsetu. Jednocześnie całując dekolt dziewczyny, najszybciej jak potrafił odsznurowywał, rozluźniał, ostatecznie rozpinał znikome zapinki.* Laura odetchnęła głęboko, zastanawiając się jakim cudem nie udusiła się przez te godziny. Zazdrościła Liv stroju nimfy- powiewnego, lekko tylko przewiązanego złotym sznurem.
Teraz mogła oddychać!
Syriusz zdawało się też to zauważył i przywarł wargami do jej piersi, a ona wydała z siebie jęk. Długi, ochrypły, napęczniały uczuciami, który tylko jeszcze bardziej pobudził Syriusza do działania.
Jego ręce błądziły po jej ciele i to już samo w sobie wystarczyło, by była dla niego gotowa. Oh, ile już czasu, ile czasu minęło…
Nawet nie wiedziała, kiedy znalazła się w łóżku, rozebrana, a tak samo nagi Syriusz spoglądał na nią góry, potem już z pomiędzy jej piersi. Laura załkała cicho, kiedy chwycił jedną z nich i zaczął lekko ssać sutek. Jednak jego druga ręka nawet nie miała zamiaru tknąć jej drugiej piersi. Powędrowała gdzieś niżej, uczyła się kształtów Laury na pamięć, a potem pogłaskała ją po wnętrzu jej uda, aż dotarła do najbardziej niebezpiecznego miejsca na całym ciele dziewczyny. A potem wsunął w nią palce.
Laura jęknęła i uniosła biodra, by silniej odczuć jego bliskość. Pieszczoty na piersi i ruchy jego palców w niej były czymś niezwykłym i ledwo wytrzymywała napięcie, jakie się ujawniło. Jednocześnie ogarnęło ją coś, czego się nie spodziewała – opętała ją wręcz energia, której pozbyć się mogła tylko w jeden sposób.
Przejechała opuszkami palców po jego żebrach, brzuchu, aż w końcu ujęła w dłoń jego nabrzmiałą męskość.
- Nie rób tego – ostrzegł ją z gardłowym pomrukiem.
- Myślisz, że posłucham?
Syriusz znieruchomiał na chwilę, kiedy jej palce poruszały się na jego penisie i odetchnął głęboko, kiedy przestały. Spojrzał na Laurę spode łba.
- Ty wredna istoto – mruknął i pocałował ją.
To nie był pocałunek słodki, ale dziki, bo Syriusz zawsze miał w sobie coś dzikiego, drapieżnego, co tak przyciągało do niego najpierw dziewczyny, potem kobiety.
Całował ją długo, pieszcząc przy tym każdy skrawek jej ciała, aż w końcu Laura nie potrafiła już wytrzymać i oderwała się od niego.
- Na litość Boską! – krzyknęła, przywierając do niego jeszcze mocniej. – Syriusz!
- Tak, kochanie?
- Nie bądź chamem…
- A jestem…?
- Jeszcze nie… - pokręciła szybko głową, czując jak znów robi niesamowite rzeczy ze swoimi palcami.
- Co chcesz ode mnie, Lauro?
- Nie baw się ze mną.
- A robię to?
- Tak! – krzyknęła, kiedy ugryzł ją w ramię. – Syriusz, chodź do mnie… słyszysz? Chodź…
- Wedle życzenia… - widziała jak w ciemności jego oczy zabłysły.
Ale Syriusz był panem siebie samego i tak łatwo nie zamierzał dać jej tego, czego chciała. Potarł najpierw kciukiem jej wrażliwy punkt.
Laura wygięła swoje ciało w łuk, pewna, że dostanie wszystko, czego chciała, czego potrzebowała. Poruszała się pod nim wolno, jakby z ociąganiem, czując jak napięcie w podbrzuszu staje się nie do wytrzymania.
Wcisnęła paznokcie w plecy Syriusza i oplotła jego biodra nogami. Syriusz stracił panowanie nad sobą i wbił się w nią, aż krzyknęła. Nie był delikatny, ale też ona tego nie chciała. Poruszał się z furią, coraz szybciej z im większą intensywnością oboje czuli słodki ból oczekiwania, aż w końcu Syriusz znieruchomiał, a Laura głęboko wciągnęła powietrze i przyciągnęła go do siebie jeszcze mocniej.

Sprawa miała się inaczej z Olivią i Remusem. Tu po prostu zadziałał instynkt, którego oboje mieli w znacznym nadmiarze, a Liv tym bardziej. Po prostu z chwilą, kiedy z Remusem stanęli na progu jej pokoi, już i tak rozjuszona dziewczyna powiedziała:
- Lupin, ja mam już tego dość!
Remus zmarszczył brwi.
- Albo wchodzisz i się mną porządnie zajmiesz, albo cię tam zaciągnę i zgwałcę! Jakem O’Connellówna z dziada pradziada i babki prababki. Doszło?
Remus wytrzeszczył oczy.
- Boże, faceci się beznadziejni – jęknęła, chwyciła go za poły marynarki i przyciągnęła. No i oczywiście pocałowała. Jakżeby inaczej! Ale następstw tego nie przewidziała.
Bo Remus, chociaż z lekka ciemnawy w tych sprawach, to potrafił pewne rzeczy. Po sekundzie przejął kontrolę nad pocałunkiem i chwycił Liv w ramiona. Nie wiedzieć kiedy, usłyszała, że drzwi zatrzaskują się za nimi. Stanęli na środku jej salonu i bynajmniej nie stali tam bezczynnie.
Remus całował ją, pieścił, dotykał raz delikatnie, raz stanowczo. A ona odpowiadała mu tak samo.
- Obudziłam potwora – szepnęła bez tchu, a Remus na potwierdzenie ugryzł ją w płatek ucha.
Przylgnęła do niego, jakby chciała się z nim scalić dosłownie i w przenośni.
Aż nagle go odepchnęła. Remus zakołysał się zszokowany. Szczerze mówiąc, dobrze że ona to zrobiło, bo sam nie miałby siły.
- O Boże – westchnęła Liv, kładąc dłoń na falującej piersi. – Gdzieś ty się tego nauczył.
Remus zamrugał oczami.
- Słucham?
- Całowanie.
- Aaaa…
Olivia wzięła kolejny głęboki oddech i stwierdziła:
- Dobrze, mogę oddychać - a rzuciwszy wymowne spojrzenie Lupinowi, dodała: - Chodź tu.
Lupinowi zakołysało się w głowie i zamknął oczy.
- Daj mi dwa powody, dla których miałbym to zrobić – wycharczał ochrypłym głosem.
Liv przekalkulowała w myślach wszystko, co mogła mu powiedzieć i zdała sobie sprawę, że najlepiej skubańca zaskoczyć. Chrząknęła.
- Byś się zdziwił, o czym… em… dość często myślę – zacięła się na chwilę.
- O czym?
- O nas – powiedziała, opierając się o biurko. – Nagich.
Remus przegnał ślinę.
- Nagich – powtórzył, otwierając oczy. Zastanawiał się, kiedy jego krew już całkiem zamieni się we wrzątek. - Musze ci się przyznać, że nie jesteś jedyna.
Jej oczy pociemniały.
- Chodź tu.
- Moment, Liv – przerwał jej, choć sam nie wiedział, po jaką cholerę to robi. – Drugi powód.
Olivia O’Connell zacisnęła palce na biurku, aż zbielały jej knykcie.
Koniec.
- Kocham cię.
Przepadło.
Remus otworzył szerzej oczy, zamrugał powiekami i stwierdził filozoficznie w myślach: Wpadłem Przemierzył trzema susami odległość, jaka dzieliła go od Liv i znowu pochwycił ją w ramiona.
Ubrań pozbyli się nadzwyczaj szybko, już po chwili ciesząc się dotykiem swych gorących ciał. To było niezwykłe, musieli przyznać oboje. Czysty Chaos.
Świat trząsł się u podstaw, tynk odrywał się od sufitu. Cały Hogwart zaraz miał runąć do jeziora! A oni stali, całując się, potem idąc powoli do sypialni (Remus lekko kierowany przez Liv), a Ziemia rozchodziła się u podstaw.
Łóżko nie było lepsze. Prze ułamek sekundy Liv zmarszczyła brwi i zamartwiła się o biedny mebel. A później istniał dla niej już tylko Remus. Zalała ją fala ognia.
Wiedziała, że wszystko odbiera inaczej niż z innymi. Zawładnęło nią dziwne napięcie, a umysł przepełniała pewność, że to na niego, Remus czekała od początku swojego życia, że był jej pisany. Ledwie jej dotknął, a już była cała rozpalona, pragnąca jego pieszczot. Otoczyła go ramionami i pocałowała w obojczyk.
- Gdzie jesteś? – doszedł ją głos niby z zaświatów.
- Oj, bardzo daleko – wiła się pod jego dotykiem – ale zawsze obok ciebie… przy tobie…
- Dobra odpowiedź – mruknął, przykrywając swoimi twardymi wargami jej usta.
Syciła się nim, jakby w przekonaniu, że trzeba, że musi robi to wasze, tak na wszelki wypadek, bo nigdy nie było wiadomo, co strzeli temu facetowi do głowy. Czuła, że musi go mieć w sobie, żeby wypełnił ją do końca, aby nią zawładnął ostatecznie.
Remus, niepoprawnie (i niech Bogu będą za to dzięki) drżącymi palcami dotknął jej piersi, które nabrzmiały już od jego pieszczot i spojrzał w oczy, szukając przyzwolenia.
- Chodź do mnie – wyszeptała, podnosząc biodra. Czy on nie widzi jakie przeżywa męki?!
- Poczekaj – pokręcił głową, całując jej szyję, gładząc wnętrze ud.
- Niby na co?
- Liv…
- Mowy nie ma – odparła, przewracając go na plecy i siadając na nim okrakiem.
Remus wydał z siebie gardłowy jęk aprobaty. Położył dłonie na jej biodrach i uniósł swoje, wchodząc w nią jeszcze głębiej.
- Patrz na mnie – powiedział, podnosząc swój tułów i spoglądając jej prosto w oczy. – Chcę cię widzieć jak szczytujesz. Patrz mi w oczy.
Liv poruszała rytmicznie biodrami, czując jak w jej podbrzuszu rozpętuje się huragan, który z każdą chwilą przybierał na sile. Oparła dłonie na szerokiej klatce piersiowej Remusa. Sapnęła przy tym, naprężając ciało.
Jednak nie zamknęła oczu. Wpatrywała się w bursztynowe tęczówki i z zaskoczenie stwierdziła, że ukrywają się w nich małe plamki. Dwie w lewym oku, trzy w prawym; razem pięć.
Remus przytulił ją mocniej do siebie, całując szyję dziewczyny, gładząc jej plecy. Spajali się ze sobą w ogniu, który mógł ich spalić, jak Arlekina i jego ukochaną tancerkę.
- Kocham cię – szepnął, gdy Liv nie wytrzymała i zamknęła oczy, kiedy jej ciałem wstrząsnął dreszcz, a z gardła wydobył się krzyk spełnienia. W chwilę potem podążył za nią.
Długo jeszcze siedzieli w takiej samej pozycji. No, do momentu, gdy Liv popatrzyła na niego, odgarnęła mu włosy z czoła i stwierdziła:
- Masz tu zostać.
- A jak nas ktoś tu zastanie? – uśmiechnął się zaczepnie.
- Remus, ty matole…

*&*

Syriusz spał. Był wykończony i niesamowicie usatysfakcjonowany. Już od dawna się tak nie czuł. Szczerze mówiąc to nie czuł się tak nigdy. To było coś innego i wiedział, że bez Laury nie zdarzy mu się to nigdy więcej.
Przeciągnął się przez sen i przekręcił na bok. Chciał przytulić się do miękkiego kobiecego ciała. Gdy jego ręka trafiła w nicość, zmarszczył brwi, otworzył już całkiem przytomne oczy i zaklął.
Bardzo fajnie, uciekła od niego.
Tyle, że on jej na to nie pozwoli. Trafiła kosa na kamień.
O tej porze, to jest o godzinie piątej, korytarze były puste i Syriusz bardzo się z tego cieszył. Przeczesał już dwa piętra, a po Laurze nadal nie było śladu. Koniec końców natknął się na kogoś innego.
Remus wyglądał tak jakby znalazł garniec ze złotem na końcu tęczy i dodatkowo wygrał na loterii… albo po prostu spędził noc z Liv. Tak, zdecydowanie to drugie – pomyślał, przystając aby nie przeszkadzać parze w pożegnaniu. Kiedy pożegnanie przedłużyło się do dziesięciu minut, darował sobie subtelności i podszedł do całującej się pary.
- Ja bardzo przepraszam, ale ja w sprawie Laury – wyszczerzył się, kiedy oboje czerwieniąc się, spojrzeli w jego stronę.
- A co ona znowu wymyśliła? – warknął Remus, zasłaniając sobą Liv, która pomimo, ze powinna już dawno się schować, nadal stała za swoich kochankiem z marsem na czole.
- Co ciekawe, nie mam zielonego pojęcia - powiedział szczerze Syriusz, wciskając dłonie w kieszenie dziewiętnastowiecznych spodni. – Po prostu zniknęła.
Liv wciągnęła głośno powietrze, poczym zniknęła w swoich pokojach.
- A tej co? – mruknął Black, a Lupin skwitował to wzruszeniem ramion. – Dasz mi sprawozdanie? – palnął nie z tego ni z owego.
- A ty mi? – dopytał się jego przyjaciel, uśmiechając się asymetrycznie.
Syriusz obruszył się i nic nie powiedział. Jedynie ceglasty rumieniec świadczył, o czym myśli.
- Aż tak…?
- Lepiej – mruknął Syriusz.
- Idziemy! – krzyknęła Liv , która wyskoczyła jak diabeł z pudełka. – Zdaje się, że jest tam, gdzie myślę.
Mężczyźni spojrzeli na siebie znacząco. Nic nie rozumiejąc, poszli jednak za krasnoludkiem, który (co Lupin mógł potwierdzić, a Syriusz skwapliwie nie zwracał na to uwagi) wyjątkowo kokieteryjnie poruszał pupą. A szli dość długo, aż znaleźli się na błoniach, a potem weszli do Zakazanego Lasu.
- Gdzie my idziemy? – zapytał w końcu Lupin, kiedy minęli co gorsza zbyt znaną mu polanę i kierowali się w stronę obozowiska centaurów. Miał nadzieję, że jego najgorsze przypuszczenia się nie potwierdzą.
- Do centaurów – potwierdziły się.
- Ona tam będzie? – odezwał się zaskoczony Syriusz. Centaury nikomu nie pozwalały zbliżać się do swych obozowisk.
- Na sto procent – zapewniła go szybko Olivia. – Pierwszego stycznia, od północy do północy, centaury mają święto Księżyca. Niebo jest wyjątkowo czyste, jakbyś nie zauważył, to ich czary.
- A co ma z tym wspólnego Laura? – Remus schylił się, by nie oberwać gałęzią.
- Laura jest kapłanką w dębowych kręgach – stwierdziła spokojnie. – Zawsze, kiedy mogła, uczestniczyła w tym obrządku.
- No świetnie – mruknął Syriusz. – Kochałem się z kapłanką.
- Źle ci było? – odezwał się głos tuż nad nimi.
Cała trójka, jak na komendę, podniosła głowy. Nic nie zobaczyli.
- Lumos – powiedziała Liv, kierując światło w tamtym kierunku.
Laura siedziała na gałęzi i kołysała się do tyłu i przodu. Długie spodnie zlewały się niemal z panującą czernią, tak samo jak peleryna.
- Wyszłaś na polowanie? – warknął rozjuszony Syriusz. – Złaź stamtąd, bo jeszcze sobie coś złamiesz!
Laura uniosła do góry brwi i wykonała efektowny zeskok.
- Jestem cała twoja – zaśmiała się.
- Miło mi to słyszeć – żachnął się Black, chwytając ją za rękę i ciągnąc w kierunku polany. – Czyś ty rozum postradała?! Dodatkowo, nawet nie napomknęłaś, że jesteś… no… jak to się nazywa?
- Kapłanką - podsunęła usłużnie Liv, niemal wyczuwając, że Laura nie przetrzyma tej jego tyrady.
- Właśnie! Dziękuję ci bardzo, Olivio. A wracając do sprawy Laury… - doszedłszy do polany, zatrzymał się i ścisnął ramiona dziewczyny. – Z tego, co wiem, co takie rzeczy są zabronione u was – syknął, przybliżając twarz do jej twarzy. – Co by pomyślał, ten Mucośtam, jakby się dowiedział, że jesteś kapłanką?
Laura spojrzała z lękiem na Syriusza. Wyrwała mu się.
- Ty nic nie wiesz – powiedziała ostro. – U nas jest całkiem inaczej!
Remus rzucił ostrzegawcze spojrzenie w stronę przyjaciela. Ten jednak wpatrywał się tylko w poczerwieniałą twarz dziewczyny, nie zwracając uwagi na Liv i Remusa, którzy chcieli za wszelką cenę powstrzymać tę dwójkę od kłótni.
- Laura, spokojnie, nie słuchaj go – powiedziała Liv swoim jasnym głosem, podchodząc do Polki.
- Wy… wy boicie się tego cholernego Lorda! – zarzuciła Syriuszowi Laura. Cały tłumiony starach, gorycz i żal wybuchnęły w niej. – A my boimy się własnych władz i to nie dlatego, że mamy takie a nie inne prawo, ale dlaczego, że jeżeli tylko coś przeskrobiemy to ci z Moskwy mogą nas zabić i nic im się nie stanie! To nie to samo, co z mugolami! Nas zabijali Hitlerowcy, potem Rosjanie! Wszystko dlatego, że byliśmy zbyt silni! A po co, myślisz, jesteśmy tutaj?? Bo chcemy coś zrobić, a wy możecie nam pomóc! Oni chcą dogadać się z tym szaleńcem!
Laura była na tyle wzburzona, że nie panowała już nad tym, co mówi, a wypowiadała rzeczy, których nie powinna. Nie zastanawiała się jednak nad tym. To był jej błąd.
- Nie powinnaś tego robić – oświadczył nieco ochrypnięty głos po polsku.
Laura zamknęła oczy i odwróciła się, tak jak Liv, która stała tuż obok niej. Kilka metrów od nich stał ktoś ukryty w cieniu, lecz Polka dobrze wiedziała, kim jest. Muczienko.
- Zdaje się, że wy naprawdę macie więcej honoru niż rozumu – powiedział mężczyzna, wchodząc w światło Księżyca.
Laura bała się odezwać, bo ten człowiek był nieobliczalny. Już kilka razy widziała, do czego był zdolny, nie wiedziała tylko, jak daleko sięga jego „determinacja”.
Czarne oczy Muczienki zmrużyły się niebezpiecznie.
- Pewnie chciałabyś zapłacić za to, tak? – zaśmiał się cicho. – Nie, spokojnie, nie będę aż taki bezwzględny! Każdemu przecież może się coś wymknąć.
Choć jego słowa dawały nadzieję, Laura nie mogła jakoś uwierzyć w jego dobre serce. Nie mogła jednak ryzykować i szybkim krokiem podeszła do niego.
- Co chcesz zrobić? – zapytała drżącym głosem.
Muczienko uśmiechnął się obłudnie.
- Ciebie stracić nie możemy, bo jesteś za dobra – zapewnił ją – ale mały chłopiec nie jest nam w niczym potrzebny…
W Laurze zamarło serce. Zaskoczona wpatrywała się w mężczyznę, nie mogąc uwierzyć, że by dać jej nauczkę zaatakuje najmłodszego członka jej rodziny. Mała Gosia była w tym wszystkim niewinna.
- Zrobię, co zechcesz, ale ją zostaw – powiedziała zrozpaczona.
- Mogłabyś nawet robić za moją dziwkę, ale kara musi być – skwitował Muczienko, szczerząc się z zadowoleniem.
Mężczyzna skierował się w kierunku zamku, a Laura dalej stała, patrząc na niego. Coś w niej pękło.
- Muczienko! – zawołała.
Jej szef przystanął i spojrzał na nią w oczekiwaniu.
- Adam był moim przyjacielem, tak jak inni. – powiedziała spokojnie, wyciągając różdżkę.
Przez chwilę widziała jak i Muczienko stara się wyciągnąć swoją, ale było już dla niego za późno. Ku niemu poszybował zielony promień, który trafił go w samą pierś.
Zapadła cisza.
Liv zakryła usta dłonią. Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. I nie była jedyną osobą, która nie potrafiła tego zrobić. Remus i Syriusz wpatrywali się to w martwego mężczyznę, to w Laurę, która upuściła różdżkę i zgarbiona, stała w tym samym miejscu, nie ruszając się nawet o centymetr.
Pierwszy oprzytomniał Remus. Podszedł do dziewczyny i objął ją.
- Trzymaj się – szepnął cicho. – Liv zabierz ją stąd, a ja z Syriuszem coś tu zrobimy – dodał już znacznie głośniej.
Olivia ruszyła szybko w stronę Polki. W myślach liczyła non stop do dziesięciu, by choć trochę się uspokoić i być podporą dla dziewczyny.
Będąc już przy Laurze przytuliła ją niczym siostrę. Zaczęły odchodzić.
- To ty rozumiesz coś w ich języku – odezwał się cicho Syriusz do Lupina. – Co ona mówiła?
- Chodziło o jakąś karę – mruknął chłopak.
Syriusz rzucił ostatnie spojrzenie na oddalające się i poszedł za Remusem do ciała. Nachylił się nad nim i już miał chwycić Muczienkę za ramię, gdy nagle ten poruszył się. Syriusz i Remus krzyknęli razem w przerażeniu.
- Zdawało mi się…
- …że on się poruszył? – dokończył za Black’a Lupin.
Obaj popatrzyli na siebie.
- Nieee – odparli jednocześnie, kręcąc głowami.
Remus złapał za jedno ramię, a Syriusz za drugie. Przekręcili trupa na plecy i zaczęli ciągnąć w stronę Zakazanego Lasu. Spostrzegli, że tuż przed nimi zatrzymały się dziewczyny. Patrzyły ze strachem w oczach w ich kierunku.
- Co? – zdziwił się Syriusz, lecz one poruszały tylko ustami. Tylko Liv wskazała coś po między chłopakami.
Obaj najpierw spojrzeli po sobie, a potem na Muczienkę.
Z ich płuc wydarł jeden wspólny ryk przerażenia.
Syriusz i Remus naraz odskoczyli od Muczienki. Histerycznie wpatrywali się w postać, która kiedyś musiała być człowiekiem. Ale dawano temu…
Kawałki skóry z twarzy mężczyzny odrywały się, pozostawiając po sobie czerwone miejsca, gdzie widać było grające jeszcze mięśnie mimiczne. Po chwili jednak zarastały one, na nowo pokrywając się skórą, która była mocno zaróżowiona i jakby nieco przezroczysta, ale to wrażenie zaraz znikało, bo stawała się ona coraz bardziej zwyczajna. Powrócił lekki zarost, który był tak znany wśród żeńskiej części populacji.
Jednak nie tylko na twarzy działa się ta makabryczna przemiana. Dłonie, zapewne cały tułów, czubek głowy przypominały jedną wielką ranę, z której jednakże krew nie płynęła. Muczienko nie krzyczał, nie wił się z bólu, nie wzywał pomocy – wyglądał spokojnie i godnie, widocznie przyzwyczajony do tego, co działo się z jego ciałem.
Syriusz poczuł się chory, gdy patrzył, co dzieje się z tym stworzeniem. Coś krzyczało mu koło ucha „Uciekaj! Uciekaj stąd!” On jednak stał nadal, nie potrafiąc oderwać oczu od metamorfozy, która teraz objęła także ubranie Muczienki. Ono wręcz płonęło na nim!
- Syriusz – szepnął Remus ochrypłym z przerażenia głosem. – Powiedz, że jeszcze nie oszalałem… że to iluzja…
O, Syriusz dużo by dał, żeby to naprawdę była iluzja! Tak, żeby to była tylko iluzja i nic więcej. Ale to nie były urojenia, ani mary specjalnie na nich zesłane. To, co działo się przed ich oczami było rzeczywiste i przerażało właśnie tym.
Nic nie odrzekł na zadane pytanie. Patrzył się ciągle na upadające na śnieg kremowe kawałki i proch pozostały po spalonym odzieniu. Nic, nic nie mogło się równać z tym widokiem. Żaden czarodziej nie mógł powiedzieć, że widział coś bardziej niesamowitego, a jednocześnie przerażającego.
Z ostatnim pyłkiem pozostałym z ubrania mężczyzny (choć można by się zastanawiać, czy należy mówić o nim jako o mężczyźnie) wszystko się skończyło. Muczienko wyglądał jak zwykły człowiek, tylko biło od niego czymś, co pozostało dla Syriusza nieodgadnione, ale Laura i Liv wiedziały, co to jest.
Obie, tak bardzo podobne do siebie, dziewczyny z zaróżowionymi policzkami wpatrywały się w postać leżącą niemal u ich stóp. A było na co popatrzeć! Pominąwszy wcześniejsze wydarzenia, i Liv, i Laura doszły do wniosku, że oto mają przed sobą żywe bóstwo. Sam Apollon czy Eros, Helios, który słynął ze swej urody, nie mogli się równać z tym mężczyzną.
Muczienko zaczął się powoli podnosić. Z jego nagrzanego ciała parował ledwie widoczny pot. Wyglądało, to tak, jakby powolutku spalał się w swoim własnym żarze. Był teraz znacznie wyższy niż uprzednio i znacznie bardziej potężny. Laura mogła z premedytacją stwierdzić, że bijąca od niego erotyka była wręcz porażająca.
Dziewczyna czuła, że w miarę jak Muczienko stawał wyprostowany, ona wręcz płonie. Kolana ugięły się pod nią, a w ustach zrobiło się sucho z przejęcia. Teraz.. teraz chciała być blisko niego! Jakie to głupie! Ale chciała to zrobić!
Muczienko był nagi, taki jakim go stworzył Pan Bóg i raczej nic nie dało się na to poradzić. Syriusza i Remusa to raczej nie interesowało – byli przecież zbudowani tak jak i on. Tyle tylko, że chyba żaden z nich nie podejrzewał, co to oznacza dla ich towarzyszek. Co najwyżej Remusowi przeszło przez głowę, iż Liv i Laura odwrócą wzrok, speszone tym widokiem. Przeliczył się jednak.
Ku swemu przerażeniu obserwował, jak Muczienko odwraca się od nich i staje naprzeciw dziewcząt. Widział, że obie wstrzymały oddech. Stały z szeroko otwartymi ustami, czerwone na twarzach i z takim błyszczącym wzrokiem, jakim obdarowała go kiedyś Liv. Wyglądały jakby je zaczarowano.
Muczienko coś do nich mówił, a one tylko kiwały głowami. Potem jakby nigdy nic zaczęły zdejmować z siebie ubrania, powoli, leniwie, aby najwyraźniej sprawić tym przyjemność Muczienko. A on i Syriusz nie ruszyli się ani o milimetr. Bo zaklął ich Muczienko, choć nie zdawali sobie z tego sprawy.
Liv czuła się szczęśliwa, wręcz odurzona ekstazą, jaką czuła w swym ciele. Wpatrzona w swego… pana (tak, był jej panem!) stawała się coraz bardziej wyuzdana. Jej ciało przeszywał dziwny dreszcz, kiedy spoglądała w szare oczy mężczyzny.
Jaki on był piękny! Mocno zarysowane kości policzkowe i szczęka czyniły go pociągającym bardziej niż niejednego ze współcześnie żyjących. Szerokie bary, wąskie biodra i ta dzikość skrywająca się w jego postaci… Liv westchnęła cichutko, robiąc krok ku Muczienko. Naraz zamknęła oczy, czując śnieg pod stopą, a w chwilę potem zrzuciła z siebie ostatni fatałaszek, jaki na sobie miała.
- Chodź – nakazał stanowczo, tak jak zwraca się właściciel do niewolnika.
Liv przystąpiła do niego. Dotknęła rozpalonej skóry o oliwkowej barwie. Już samo to wystarczyło, by stała się gotowa dla niego.
Laura miała znacznie silniejszą wolę niż jej towarzyszka. Szkolenia, jakie przeszła jeszcze w Akademii pozwalało się jej w jakiś sposób oprzeć się jego sugestiom. Przemawiał do jej podświadomości. Był silny, potężny na tyle, żeby nakazać jej pozbycia się odzienia, ale nie potrafił zmusić jej, by się mu poddała do reszty. Nie mógł sprowadzić jej do siebie, jak to zrobił z Liv. Za to podsycał w niej pragnienia, które były jak kolce w jej duszy.
- Chodź – szeptał znacznie łagodniej, niż uprzednio.
Laura rzuciła szybkie spojrzenie na przyklejoną do niego Liv i poczuła skurcz w żołądku. O, ile by oddała za to, by stanąć przy nim i oddać mu się, lecz zrobić tego nie mogła.
Na pięknej twarzy Muczienki pojawił się grymas złości. Przycisnął do siebie silniej Liv i pocałował, mocno, namiętnie. Dziewczyna objęła go ufnie.
- Najdroższa – przemówił głębokim, kłamliwie zachrypniętym i wyjątkowo przekonującym głosem – zajmij się tymi chłopcami – wskazał na Remusa i Syriusza, uśmiechając się wrogo.
Nie wiadomo skąd w jego dłoni znalazł się nóż, który podał następnie Liv, wyprawiając ją do „zajęcia się chłopcami”.

Remus miał nadzieję, że to koszmar, skądinąd dość niezwykły, ale jednak. No bo jak wytłumaczyć to, że ukochana idzie w twoim kierunku z nożem w ręku i dziwnie słodkim uśmiechem na ustach? Co innego gdyby szła z wałkiem… a przynajmniej tak mu się wydawało. I co innego, gdyby był pijany… Chryste! Merlinie! Leninie! To przechodziło ludzkie pojęcie!
- Remus – odezwał się cicho Syriusz. – Remusku, kochany przyjacielu, chcę żebyś wiedział, że w testamencie nic ci nie zapisałem, ale po drugiej stronie postaram się ci to wszystko jakoś wynagrodzić.
Lupin przeszył przyjaciela wzrokiem nie gorszym niż ten, który charakterystyczny był dla Severusa Snape’a. Że też teraz zachciało mu się żartów! Ponownie spojrzał na idącą ku niemu dziewczynę.
W innej sytuacji zapewne szczerzyłby się jak jakiś idiota, patrząc na ten sam widok. Niestety obecnie do śmiechu wcale mu nie było, a wręcz przeciwnie. Nie mógł się ruszyć, a samo myślenie na nic się nie zdawało. Był… przepraszam, BYLI, jako że tuż obok Remusa stał sobie Syriusz Black, w poważnych tarapatach.
A Olivia była coraz bliżej. Kołysząc uwodzicielsko biodrami, zachowywała się, jakby chciała zahipnotyzować ich obu. Brązowe włosy zakrywały jej piersi, ale nic więcej.
Remus poczuł tak zwane motylki w żołądku. Tylko, dlaczego, do cholery, w takim momencie?!
- Olivio, chyba nie chcesz nam zrobić krzywdy? – zapytała ni stąd, ni zowąd najstarsza latorośl rodu Black’ów, która (a wszystko na to wskazywało) nie zdoła przekazać cennego zbioru genów następnemu pokoleniu.
Dziewczyna spojrzała na niego półprzytomnie, rozmarzonym wzrokiem powiodła po jego sylwetce i uśmiechnęła się leciutko.
- Remus, jak z tego wyjdziemy cało, to możesz ją sobie wziąć – stwierdził Syriusz. – Mogę ci nawet dopłacić.
- A skąd ta zmiana? – dopytał się Remus, który w duszy już zaczął odmawiać rachunek sumienia.
- Szczerze, to dziwnie się czuję, jako obiekt seksualny tej dziewczyny, kiedy ma nóż w dłoni – przyznał się chłopak.
- Ahaaaa…
Lupin wybałuszył oczy, głos zamarł mu w gardle. Liv lekko dotknęła nożem wewnętrznej strony jego uda. Uśmiechnęła się przy tym z zadowoleniem, bezdusznie, z kasandrycznym błyskiem w oku. A Remus poczuł się nagle tak, jakby naraz wzleciał wysoko i tak samo szybko spadł na jakąś twardą skałę. Zaszumiało mu w głowie, tętno przyspieszyło biegu.
Syriusz wiedział swoje, jeżeli chodzi o kobiety otumanione – że są BARDZO niebezpieczne. Liv była niebezpieczna jak diabli albo nawet jeszcze bardziej. A szczególnie dla Remusa Lupina, który zakochał się i tak się nieszczęśliwie składało, że akurat właśnie w niej. Syriusz doskonale rozumiał jak czuje się teraz jego kumpel – wiedział, jakie to uczucie, kiedy ogarnia cię gorączka, której musisz się pozbyć, bo inaczej strawi cię żywym płomieniem. Czuł się ostatnio tak wiele razy i nigdy jeszcze nie doszło do tego, że wyleczył się całkowicie. Nie wiedział, czy współczuć Remusowi, czy samemu sobie. Jednakże czekał ich jeden los… chyba, że stanie się cud…
Remus na taki cud nie liczył. Tak naprawdę to on już nic nie pojmował, bo rozłączył się ze światem rzeczywistym. Teraz już tylko potrafił czuć. A czuł dużo.
Rozpalona skóra błagała o ukojenie, o pocałunki. Zaspokoić mogła to jedynie Liv, wiedział o tym. Ona jednak bawiła się. Raz dotykała go swoimi dłońmi, raz ostrzem noża. Merlinie, cóż to była dla niego za udręka!
Liv popatrzyła na niego tymi swoimi niemal granatowymi oczami, a on zatracił się w nich. Nie bacząc na ostrze w ręku ukochanej, chwycił ją w pół i przyciągnął do siebie. Przywarł ustami do jej warg, które pamiętały jeszcze pocałunek Muczienki.
Nóż upadł na śnieg.
Syriusz nie przeoczył tego. Starał się skupić i poruszyć, jednak nic to nie dawało, bowiem zaklęcie nadal było mocne. Rzucił szybkie spojrzenie w kierunku Remusa i Liv i westchnął. Tych dwoje na nic mu się nie przyda. Byli za bardzo pochłonięci sobą, aby zrozumieć cokolwiek. Ale wiedział już przynajmniej jak przejąć kontrolę nad Laurą, gdyby nie zdołała się oprzeć Muczience.
Laura była silna, lecz każdy ma granice swojej wytrzymałości, a ona niemal już je przekroczyła. Muczienko obejmował ją, szeptał do ucha słowa, od których robił się jej coraz bardziej gorąco, sprawiał, że zapominała, co dzieje się wokół niej. Wiła się niego ramionach, stawała się coraz uleglejsza. Starczyła jednak jedna chwila, kiedy jej wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem Syriusza, a już powracała na Ziemię. To on ją tu utrzymywał, dzięki niemu jeszcze się nie poddała.
Pewnie o tym nie wiedział. Dlaczego? Nie może się domyślić? I dlaczego ona tak chce do niego iść, chwycić go za rękę? Żeby poczuć się choć trochę bezpieczniej? Tak, chyba tak… bo po cóżby innego?
W nieczęstych przebłyskach świadomości, Laura musiała podjąć decyzję, co ma zrobić. Musiała jakoś przechytrzyć swego byłego szefa – to pewnie, ale jak? On nie mógł się zorientować.
Kobiety znają przeróżne sztuczki. Laura też kilka znała, a najprostsza były słowa. Odpowiednio dobrane mogły zdziałać cuda.
Polska wzięła głęboki wdech. Poczuła słodki zapach skóry mężczyzny.
- Panie – szepnęła pełnym uległości głosem. – Panie, proszę…
Muczienko wyczuł jak przylgnęła do niego silniej i by ostatecznie mieć pewność, że jest jego, położył Laurę na śniegu. Przygniótł ją ciężarem swojego ciała. Dziwnym zbiegiem okoliczności, dotyk zimnego puchu i piersi dziewczyny podniecił go mocniej niż cokolwiek innego. Przesunął dłońmi po biodrach dziewczyny, wyczuwając coś, czego jego mniemaniu nie powinno tam być, ale jakie to miało teraz znaczenie?! Jakie znaczenie miało to, że tak niedawno chciała go zabić?!
Mężczyzna uśmiechnął się do siebie, prowadząc swoją dłoń w te rejony dziewczyny, które dotąd były jej słodką tajemnicą. Pogładził wewnętrzną stronę jej uda i doszedł to Tego miejsca. Laura wygięła się pod wpływem rozkoszy (a przynajmniej się mu tak wydawało). Była jego, to dla niego stała się gotowa i nie zamierzał z tego zrezygnować.
Musnął ustami jej piersi, sutki, które już dawno stwardniały. Spojrzał na lśniącą od potu twarz towarzyszyli i jednym szybkim ruchem wdarł się w nią.
Laura krzyknęła z przerażenia, zanim zdała sobie sprawę z tego, że nie powinna tego robić. Jednak Muczienko poruszał się w niej dalej, głuchy na jej krzyki – jeżeli jednak już je słyszał, to zapewne wziął je za znak rozkoszy, jaką miała przeżywać Polka. Ona jednak czuła się źle, chciała, żeby zrobił swoje i pozwolił jej odejść.
Muczienko zachowywał się jak dzikie zwierzę. Niby na początku czuły i delikatny, teraz interesował się tylko swoją przyjemnością.
Po twarzy dziewczyny spłynęły łzy.
Syriusz zacisnął powieki, z całych sił koncentrując się na przerwaniu zaklęcia. Jego oddech stał się ciężki, po czole spłynęły mu cienkim strumykiem kropelki potu. Musiał przerwać ten urok!
Nagle krzyk zniweczył wszelkie jego próby. Otworzył szeroko oczy i serce w nim zamarło. Muczienko posunął się za daleko!
W uchu usłyszał cichy brzdęk. Nie wiedział jak, ale chwycił leżący na śniegu nóż i rzucił się na mężczyznę.
Wszystko potoczyło się tak szybko, że Syriusz nie zauważył nawet jak podczas szamotaniny puścił ostrze. Teraz siłował się z Muczienko, starając się przewrócić go na ziemię. Jednak jego przeciwnik był znacznie silniejszy niż on i ostatecznie to właśnie on wylądował na glebie.
Syriusz i Muczienko znaleźli tak blisko siebie, że Black przez dłuższy czas wpatrywał się w czarne oczy przeciwnika. Mrożący krew błysk zrodził się w tych oczach, a potem zgasł nagle. Mężczyzna osunął się na Syriusza i już nie wstał.
Black odepchnął od siebie bezwładne ciało. Spojrzał na Laurę, która stała tuż nad nim, blada jak ściana wpatrywała się w niego, a po policzkach spływały jej łzy. Dalej za nią leżeli Liv i Remus, ale to nie interesowało Syriusza.
- Należało mu się – szepnął, wstając. – To nie twoja wina – powiedział, obejmując Laurę.
Kątem oka spojrzał na ciało. Cienka strużka krwi spływała na lewy bok mężczyzny. A Laura go zabiła.

*- zdaje się, że mało jest gorsetów z zapinkami, ale ja się wzorowałam na gorsecie, który miała moja siostra. Nie mam zielonego pojęcia skąd ona go wytrzasnęła.

**-
Jasiu w szkole siedzi na pierwszej ławce. Wchodzi pani nauczycielka w sukience z dużym dekoltem i wisiorkiem w kształcie samolocika na złotym łańcuszku. Jasiu z uporem wpatruje się w dekolt nauczycielki. Nauczycielka po chwili pyta:
- No co, Jasiu? Podoba ci się samolocik?
A Jasiu na to:
- Nie, ale te dwa bombowce tak!

***- tłumaczenia z francuskiego:

- Syriusz! Mój drogi![ /i]
- Dominique! Nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłem!
- [i]Boże!
A ja za tobą! Myślę o tobie co najmniej co tydzień!
- Dominique, przyszedłem oddać się w twoje cudowne rączki! Możesz zrobić z moimi włosami, co tylko zechcesz.
- Nie rozumiem, co chcesz zrobić


**** - jak Boga kocham nie wiem, jak Syriusz ma na drugie i czy w ogóle jakoś ma, ale że jak wszyscy to wszyscy, to tak wybrałam.


ps
DO ZOBACZENIA ZA ROK
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #234149 · Odpowiedzi: 305 · Wyświetleń: 74061

Meridien Auris Napisane: 21.08.2005 23:50


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


Doczekaliście się. Przedstawiam wam najdłuższy z napisanych przeze mnie rozdziałów „Manewrów”. Musieliście na niego dłuuuugo czekać, ale mam nadzieję, że spodoba wam się, szczególnie, że natrudziłam się nad nim (wiem, wiem, ale pomarzyć przecież można, a ja mam do tego duże skłonności).

Dobra, oto 9, życzę smacznego.

Dedykacja:
Dla wszystkich tych, którzy lubią Syriusza… zlitowałam się nad wami. Niech to rozjaśni wasze oblicza smile.gif.
Dla chłopaka, który na Angielskim mówi po niemiecku.

PS. Oj, chyba za to wpakują mnie do Kwiatu Lotosu wink.gif

Pisane przy akompaniamencie „Aya Benzer” , „Top” , „Bombaci” , „Teyze” oraz innych piosenek z płyty Mustafy Sandal’a.

Manewry – 9

Laura patrzyła z niedowierzaniem, jak Remus po raz kolejny od dwóch dni idzie cały zielony na twarzy do toalety. To dziesiąty raz, od kiedy się obudził, a minęła zaledwie trzecia godzina, od tamtego czasu – jak poinformował ją Jim. Co najdziwniejsze, ten sam Potter przysięgał, że na jego oczach pielęgniarka dawała Remusowi lekarstwo na jego dolegliwość.
Polka już nic nie rozumiała. Doskonale pamiętała, że lekarstwa w Hogwarcie były niekiedy lepsze niż te podawane w Świętym Mungo. Po kościach czuła, iż to ma coś wspólnego z klątwami. Za dobrze się na tym znała. Ileż to razy używała ich na Huncwotach, aby teraz ich działania nie rozpoznać?!
- Severusie – zagaiła zgoła niewinnie.
- Hm? - spojrzał na nią ostentacyjnie.
- Pamiętasz, jak kiedyś załatwiliśmy całą ich czwórkę…?
- Wiele razy to robiliśmy – odparł, spoglądając przez sekundę na siedzących nieco z boku w pokoju nauczycielskim Jim’a i Syriusza. – Wiele razy również przez to obrywaliśmy.
- Tak – pokiwała głową, jakby sobie to przypominała. Na jej pełnych ustach błąkał się lekki uśmiech. – Ale był raz, gdy nawet sam Dumbledore nas ochrzanił.
- To było wtedy, kiedy jeden z nich nie zdążył do łazienki – szepnął z uśmiechem pełnym zadowolenia. – I szczerze, to nie żałuję tego jednego razu.
Laura błysnęła zębami.
- Ja też – przyznała szczerze.
Wojna tocząca się między nimi a Huncwotami trwała lat pięć. Podczas niej użyto tyle niedozwolonych zaklęć, że raz ministerstwo przysłało specjalnego inspektora, ponieważ podejrzewano, iż w Hogwarcie dochodzi do notorycznych spotkań sług Sami-Wiesz-Kogo. Choć zarówno Laura jak i kilka innych osób mówiło na niego Voldemort – co stanowiło w tamtych czasach oznakę niebywałej odwagi – nie zainteresowano się nimi. I wojna trwała nadal. Nawet, kiedy inspektor był nadal w szkole. Ostatecznie można przyznać, że wygrali jej przeciwnicy. Ale tego, co zrobił Syriusz Black nie zapomni do końca życia.
- Nie wierz facetom! – mówiła zawsze jej przyjaciółka. Powinna jej słuchać, bo miała rację.

Syriusz Black spoglądał co kilka chwil w kierunku pary siedzącej pod oknem. Jego brązowe oczy mrużyły się przy tym, jakby chciały przewiercić na wylot obie postacie.
- Zazdrosny? – spytał Jim z lichym uśmiechem.
Syriusz obruszył się.
- O kogo? – zapytał tonem, który miał obwieścić zgrozę sytuacji, która nastanie, po odpowiedzi przyjaciela.
Jednak osobnika, który tak dobrze zna Black’a, jak jego najlepszy przyjaciel trudno jest zbić z tropu.
- Snivellusa?
- O, tak! Zakochałem się w Smarku!
- Tak też przypuszczałem! – podchwycił natychmiast Jim. – Tyle razy mówiłeś o jego lśniących włosach… Zawsze podejrzewałem, że jesteś homo, a te dziewczyny to tylko na pokaz!
- Aha!
- To może napiszesz do niego list miłosny?
- Dobry pomysł. Zaczekaj… - zamyślił się niczym filozof. – Może tak: „Kochany Smarku… Jak ja kocham twe smolne ślepia, których śmiertelne blaski rozgrzewają mnie od środka, a twoje jakże puszyste włosy przypominają mi watę cukrową!”
- Black, może byś napisał ten list, zamiast wykrzykiwać to na całą salę? – poprosił grzecznie Severus Snape, który właśnie miał wyjść z pokoju nauczycielskiego.
Syriusz wlepił tępy wzrok w punkt gdzieś ponad ramieniem Jim’a.
- A jednak homo! – wykrzyknęła uradowana Laura. – Jimie, powiedz żonie, że wisi mi kasę za zakład w czwartej klasie! – zaśmiała się na cały głos i triumfalnie wyszła.
Jim popatrzył litościwie na bruneta. Syriusz potrafił wpakować się w kłopoty nawet o tym nie wiedząc, co stanowiło nawet dla niego, James’a Potter’a, wyzwanie nie do pobicia.
Syriusz szepnął jakby do siebie:
- Ja jej jeszcze pokażę – i wybiegł z pomieszczenia, odprowadzony przez tłum zdziwionych oczu.

*&*

Laura Olszak miała to do siebie, że była jak medal ze swoimi dwoma stronami. Potrafiła być miła, uprzejma i pomocna, by za chwilę stać się wcieleniem Kali i żądać krwawej zemsty. Z tego również powodu część osób z Hogwartu zapamiętało ją jako mieszankę Chaplina i Matki Teresy z Kalkuty, a inni woleli jej wręcz nie pamiętać.
Dużo wody już upłynęło, od kiedy po raz ostatni widziała te zatęchłe mury. Nie, wcale za nimi nie tęskniła. Najbardziej brakowało jej ludzi, których tu spotkała. Ta cała gadka o sentymentach co do korytarzy czy sal byłych szkół jej w ogóle nie ruszała. Wręcz uciekała od szkoły i tym podobnych rzeczy.
Jakby na złość samej sobie, Laura była też osobą, która kiedy upatrzy sobie za cel, na przykład osiągnięcie najlepszego wyniku na roku, to każdy może być pewien, że tak będzie. Ale musiała mieś ku temu powód. A utarcie nosa pewnej smarkuli, która myśli, iż zjadła wszystkie rozumy było takim powodem. Biedna mała nadal nie może ścierpieć, że dała się zamienić w lamę podczas najważniejszego egzaminu.
Laura będąc piętnastolatką stwierdziła, że jej powołaniem jest zostać Aurorem. Już wcześniej zagłębiała się w klątwach, a o ich przydatności wiedziała więcej niż niejeden z dorosłych czarodziei. Za to mogła z czystym sumieniem podziękować czworgu swoim wrogom, bo, jak już to wiele razy było podkreślane - ona i Huncwoci byli niczym dwa barany walczące o samicę. W tym przypadku samicą był honor, a tego ani Laurze, ani im nie brakowało.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Tak, to były ciekawe czasy.
- Laura, zaczekaj! – krzyknął, aż nazbyt przypominający odgłos wydawany na waltorni, głos.
Laura, z pokorą, jaką u niej widać tylko, kiedy szykuje się do czegoś złowieszczego, stanęła i poczekała na wołającego ją mężczyznę.
Owy mężczyzna wyglądał jakby właśnie przebiegł kilkanaście kilometrów sprintem, po czym wskoczył jeszcze do rwącej rzeki i płynął pod prąd. Doskonale widziała, jak na jego czole pojawiają się maleńkie kropelki wody i niemal niezauważalnie spływają w dół po bokach twarzy. Laura perfekcyjnie wiedziała, że zapewne będzie chciał teraz wyglądać, jak przysłowiowy facet z neolitu – męski i dostojny. Tyle tylko, że tamtych facetów charakteryzowały nie tylko już wymienione cechy, lecz również dzikość.
- Tak? – a jej głos był niczym miód spływający na kromki chleba – tak kiedyś głos Laury opisał jeden z jej znajomych, a prawda była taka, że panna Olszak dysponowała trochę durowym altem, w którym częściej słyszało się ironię niż ciepło.
- Co byś powiedziała, gdybym zaprosił cię na kolację?
Jeżeli porównanie do greckiego posągu, który wyszedł spod dłuta Fidiasza, wyszłoby urodzie Laury na dobre, to mogło się takie porównanie stworzyć. Ale ograniczymy się do stwierdzenie, że dziewczynę zamurowało od stóp do głów.
A ON się do niej uśmiechał! Uśmiechał! I to ciepło!
- Milczenie oznacza zgodę – szepnął z sukcesem tak dokładnie wypisanym na twarzy, aż Laura zadrżała.
Kiedy On odszedł zaczęła kląć jak szewc. Na światło dzienne posypały się wszystkie wyzwiska, jakie mogła przypomnieć sobie tej chwili. A było ich dużo.
Osz ty chamie jeden, bęcwale ***(dłuższa cenzura)*** Nie doczekanie twoje!!!! – tak oto pokrótce przedstawiały się jej myśli, kiedy zawiłymi korytarzami pędziła ku swemu, jak myślała, wybawieniu.
Ale pytanie brzmiało – Jak, u licha, mijała wejść do męskiej toalety??????

Remus był już wyczerpany. Nie dość, że wyjątkowo bolały go pewne części ciała (nie tylko brzuch!), to dodatkowo gorączkowo myślał o człowieku, który mu to zrobił. Bo było dla niego jasne, iż nie stało się to za sprawą jakiegoś przysmaku podwędzonego z kuchni. Nie widział też związku swoich dolegliwości z wilkołactwem, więc pozostawało jedno – ktoś rzucił na niego klątwę! Ba! Mógł dać głowę, że ktoś bawił się kukiełkami!
- To żenujące – jęknął, skręcając w kolejny korytarz.
Jeszcze tylko kilka metrów – Remus usłyszał donośne bulgotanie w żołądku.
Tylko metr – Zdąży!
Chłopak wpadł niczym tornado z wysp Haiti do toalety na trzecim piętrze i zaraz potem schował się w jednej z kabin.
Przysięgam, że kiedy dorwę tego żartownisia, to zobaczy, z kim zaczął. Zachciało mu się wygłupów? Jeszcze zobaczymy! – syczał w myślach, zdając sobie sprawę, że długo potrwa zanim znajdzie odpowiednią karę dla tego, kto mu to zrobił.
Wtem usłyszał, jak drzwi otwierają się.
- Nie patrzę! – wrzasnął podenerwowany głos. – Naprawdę nie patrzę! Słowo honoru!
- Laura?
- Noo…
Boże kochany, co ona tu robi?!?! – strach teraz zajrzał mu tak głęboko w oczy, jak nigdy wcześniej.
Ale zaraz potem przyszedł gniew.
- Pomyliłaś drzwi?! – warknął, tak jak zwykł robić to dawniej, gdy zalazła mu za skórę.
- Nnie…
Na Merlina! Ona się jąka! – na jego twarzy pojawił się wiele mówiący uśmiech – ironia plus zadowolenie równa się Remus Huncwotem.
- Więc?
- Booo…
- Tak?
- Mam…
- Co masz?
- Prośbę.
- Jaką?
- Możemy pomóc sobie nawzajem…
- Jak?
- Bo wiesz, że siedzisz tam… przez kogoś.
- Aha.
- A ja ci mogę pomóc… go znaleźć.
Remus zamilkł (a cichy chlupot zabrzmiał w jego kabinie) i poczerwieniał. I ze wstydu spowodowanego pewnym odgłosem i dlatego, że zapomniał, kogo ma zaraz obok siebie. Laura mogła mu pomóc bardziej niż jego przyjaciele!
- Jak rozumiem, nic za darmo – mruknął, coraz bardziej zażenowany.
- Aha!
Laura najwidoczniej odzyskała pogodę ducha i mogła teraz mówić już bardziej dosadnie.
- Musisz zrobić tylko jedną rzecz – stwierdziła niemal błagalnie.
- Jak pomożesz mi ty, to ja zrobię dla ciebie wszystko! – zapewnił gorąco.
- Wyjdziesz za mnie?

*&*

Liv czuła się samotna i opuszczona przez wszystko i wszystkich. Siedząc pod oknem w swojej sypialni, tuliła do siebie swojego misia i szczerze miała gdzieś i Remusa, i tę panienkę od Polaków, i uporczywe wyrzuty sumienia. Te ostatnie wywodziły się z tego, że nie rozumiała, jakim sposobem jej zaklinanie osiągnęło taki skutek. Chciała żeby tak się stało… ale też tego nie chciała!
Nie potrafiła dokładnie określić, co czuje, ani też tego, czego chce. W tej chwili była jedną z wielu kobiet przechodzących najkoszmarniejsze dni w ciągu całego miesiąca. Syndrom przed miesiączkowy - jedne z najbardziej groteskowych, a zarazem przerażających słów, jakie istnieją. Ta, która przez to przeszła wie, co to znaczy, ale istnieją ci, którzy nigdy nawet o tym nie słyszeli. Owe persony nieznające zagrożeń, jakie za sobą niesie syndrom przed miesiączkowy często wkraczają na złowrogą ziemię, a czas ich jest policzony.
Jednym z takich idiotów był Severus Snape.
- Olivio, do cholery!
Severusowi zdawało się dzisiejszego ranka, że przynajmniej tego dnia będzie spokój. Niestety pomylił się sromotnie, bo o to pannie O’Cośtam zachciało się stawiać fochy.
O, biedny ignorancie – pożałował go nawet sam diabełek.
Chyba po raz pierwszy się z tobą zgadzam – przytaknął aniołek.
Severus w swoim życiu znał bliżej tylko dwie kobiety, które nie były jego matkami – Bellę i Laurę, a Liv napatoczyła się jakiś czas temu i jeszcze jej dobrze poznać nie mógł. Toteż biorąc po uwagę, że dwie poprzednie takowych kłopotów raczej nie przechodziły, a matki raczej o takie rzeczy nie pytał, jego niewiedza była usprawiedliwiona.
Niestety Liv to nie obchodziło.
- Jeżeli nie wyjdziesz stamtąd…!
Wielki nietoperz, prawdopodobny wampir i „żmija wychowana na piersi” stanął jak wryty.
Oto drzwi otworzyły się z przeraźliwym piskiem (chłopak zadrżał), a w nich stanął Anioł Zemsty. Niczym niezmącony strach zapanował nad wątłym teraz ciałem Mistrza Eliksirów, który podświadomie zaczął rozliczać się ze Stwórcą ze swoich grzechów.
Filigranowa postać z różdżką w jednym ręku, a pluszowym misiem w drugiej, zrobiła krok ku niemu, a on był już gotów uciekać gdzie pieprz rośnie albo i dalej, ale coś nie pozwalało mu się ruszyć. Niebezpieczeństwo było coraz bliżej i jakaś część jego świadomości starała się wymyślić jakieś wyjście, inna za to chciała o wszystkim zapomnieć, następna bała się.
- Czego? – warknęła wściekła dziewczyna.
Severus nie miał odwagi się odezwać.
- CZEGO? – zapytała donośniej i zrobiła krok ku niemu.
Severus w dalszym ciągu nie odzywał się, ani również nie ruszył się z miejsca. Pot spływał mu po policzkach, w oczy zajrzał prawdziwy, dziki strach. Nie był do tego przyzwyczajony i nie wiedział, co robić… ale jedno zrobić mógł!
- POMOCY!!!!! –wydarł się, przerażony perspektywą poniesienia śmierci z rąk krasnoludka.
Sekundę później rzucił się na podłogę, chcąc uniknąć bliskiego spotkania z zaklęciem, którym uraczyła go Olivia. Zakrył głowę rękoma i starał się nie zauważać promieni przelatującymi tuż nad jego głową – szczęśliwym trafem wskoczył za fotel, który osłaniał jego nogi, głowa za to musiała się sama bronić.
Boże, Boże, Boże! Zlituj się! – modlił się gorączkowo Severus Snape, który dla wtajemniczonych pozostawał zatwardziałym ateistą.
Bóg się nie zlitował, a Liv rozkręciła się na dobre, co dało Severusowi kolejny powód do niewiary w jakiekolwiek siły wyższe, które chronią lub skazują ludność tego świata. W ostatnim przypadku coś mu zgrzytało, lecz nie miał czasu, aby głębiej się nad tym zastanawiać – musiał przecież przeżyć.
Czy „Żył pełnią życia” to dobry pomysł na napis na nagrobek?” – odezwał się cichy głosik, którego panicz Snape nie słyszał od jakiś dziesięciu godzin.
Yyyyyy… – pomyślał bardzo inteligentnie.
Co? – zarechotał wysoki, skrzekliwy głos.
Severus nie zdążył odpowiedzieć. Nagle poczuł swąd palących się włosów.
Krzyk, który rozległ się w chwili następnej był niczym połączenie okrzyku bojowego Xeny i pisku Kastratów.
Liv oprzytomniała w jednym momencie. Musiała zamrugać kilkukrotnie powiekami, bo nie mogła uwierzyć w obraz, którego była świadkiem. Oto Severus S. Snape latał po całym salonie, starając się ugasić pożar, jaki rozpętał się na jego czarnej czuprynie. A piszczał przy tym!
Na ustach Liv wykiełkował słaby uśmiech, ale zaraz potem zreflektowała się i rzuciła mu na pomoc. Wrzeszcząc pierwsze z brzegu zaklęcie, które miało coś wspólnego z wodą, biegła za Severusem, wymachując dodatkowo przy tym dziwacznie różdżką. Efekt tych zabiegów był po prostu piorunujący – dosłownie! Tuż pod sufitem pojawiła się nagle mała ciemnoszara chmurka, która szybko powiększała swoje rozmiary, aż objęła cały sufit. W chwili kolejnej rozległ się złowieszczy grzmot, błyskawica rozjaśniła pokój (na szczęście nie trafiając w żadną rzecz godną uwagi), a na Liv i Severus’a runął deszcz nie gorszy niż monsunowy z Indii.

Laura pluła sobie w brodę, że była aż taka głupia i poszła do Lupina ( Tego gada nieopierzonego, jajorodnego, jajogłowego bęcwała ). No, ale pomysł był dobry! Taka prawda! Poudawać kochającą się parę do czasu jej odjazdu (wtedy ten Pies zawszony zastawiłby ją w spokoju), a wówczas pomogłaby mu odnaleźć osobę, która spowodowała jego… drobny dyskomfort. Ale nie! Dupek się jeszcze roześmiał. I gdzie się podziali się ci słynni angielscy dżentelmeni??? No, tak… Bardzo dobre pytanie…
Te jakże interesujące rozważania przerwał, szanownej panience Polce grzmot. Laura stanęła jak wryta na środku korytarza. Bo Laura miała jedną mają wadę. Cholernie bała się burzy – inaczej się tego określić nie da. Zwykle w takich wypadkach zaszywała się gdzieś głęboko pod kołdrą, nakładając najpierw na swój pokój odpowiedni zaklęcie i nawet nie myślała, aby wyścibić nos spod cieplutkiego okrycia. Tym razem jednak nie było o tym mowy ze względu na towarzyszących jej kolegów i innych idiotów, z którymi raczej nie chciała się widywać szczególnie, kiedy była przerażona.
Głośno przełykając ślinę, zwróciła głowę ku najbliższemu oknu. Zważywszy na to, że Olszakówna zmarszczyła swoje ciemne brwi, a ja jej czole pojawił się wiele mówiący mars i lekko wytrzeszczonymi oczyma koloru nieba za oknem wpatrywała się w niespotykanie piękny dzień, jaki można było spotkań w Szkocji, stało się wiadome, że coś tu śmierdziało.
Laura wyprostowała się i poruszyła lekko ramionami. Wszystkie trybiki w jej głowie zaczęły gorączkowo pracować nad wyjaśnieniem tej sprawy. Po krótkiej obserwacji, zauważyła, że spod jednych drzwi, które kiedyś należały do nauczyciela Obrony (i zdaje się, że nadal należały), wypływał strumyk wody. Lekka konsternacja, jaka nastąpiła po owym odkryciu minęła Laurze szybko.
Zastąpiła ją złość.
Dziewczyna wyciągnęła szybko swoją różdżkę i szarpnęła za klamkę drzwi i… otworzywszy szeroko usta i wytrzeszczywszy oczęta, stanęła jak wryta. To był Armagedon we własnej osobie – błyskawice, grzmoty, kłębiące się chmury i Severus z nadpalonymi włosami, a przy nim takie małe coś, co zdaje się było Olivią O’Connell. Laura zmusiła się do zachowania spokoju, choć biorąc pod uwagę okoliczności burzowe było to w jej przypadku bardzo trudne. Wysyczała zaklęcie, machnęła różdżką, poczym wiadomy patyk czarodziejski schowała. Czekała. Na co czekała, tego akurat nie wiedziała, ale miała nadzieję, że niebiosa się zlitują w jakikolwiek sposób. Oczywiście nie nastąpiło nic, co można by było uznać za jakieś objawienie – nie pojawił się żaden święty, nie było żadnych głosów jak w przypadku Dziewicy z Lotaryngii. Było natomiast głośne i wyjątkowo wulgarne przekleństwo, którego dopuścił się jedyny w tym gronie przedstawiciel płci brzydkiej. Poczym rzucił się na Olivię.
- Zabiję!!! – ryknął jakby jako dodatek do tego, co powiedział wcześniej.
Laura zobaczyła scenę żywcem wyjętą z programu Benny Hill’a.

Deszczówki nie było, pozostałości po uderzeniu błyskawic zostały usunięte, jedynie wrogie spojrzenie i szopa spalonych włosów na głowie Sev’a świadczyły na niekorzyść Liv. Ale ona nie miała wyrzutów sumienia. Skoro ten bałwan sam się napatoczył to była jego wina.
- Severusie, przestań – powiedziała łagodnie Laura, dzierżąc w dłoni nożyczki krawieckie. – Nie bądź dzieckiem.
- Który facet… - mruknęła Liv, ale widząc, że szponiaste dłonie „pana od eliksirów” zaciskają się spazmatycznie na poręczy fotela, zamilkła.
- Zgadzam się z tobą – stwierdziła głośno Laura, niezrażona zachowaniem mężczyzny. – Faceci zawsze będą dzieciakami!
Czarne oczy zwęziły się niczym ślepia drapieżnika. A Laura dalej stała z podniesionymi do góry nożyczkami i uśmiechała się kpiąco do niego. Zdaniem Liv trochę przesadziła… Nie, mało powiedziane! Liv zastanawiała się, czy ta kobieta ma jakiś instynkt samozachowawczy!
Z gardła Snape’a wyłonił się wrogi pomruk.
- W łóżku też tak mruczysz? – Polka uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Olivia, cokolwiek można by było o niej powiedzieć, instynkt samozachowawczy miała rozwinięty lepiej niż niejeden agent CIA. Z intuicją również w tyle nie była, a że i ona i wcześniej wspomniany instynkt właśnie wszczęły dziki alarm w głowie Liv, to po prostu, nie bacząc na nic, owa panna cofnęła się kilka kroków bliżej drzwi.
- Nie dotkniesz ich – wycharczał mężczyzna. – Do jutra odrosną same.
Laura zaśmiała się perliście. Liv znalazła się jeszcze bliżej wyjścia.
- Durniu jeden, zapomniałeś wszystkiego, co żeśmy się uczyli? – wysyczała Laura, przybliżając twarz do Severusa, tak, że niemal stykali się nosami. – W czwartej klasie wywołałeś taką samą burzę. Z tego, co pamiętam jeden z piorunów trafił Filch’a i biedaczek… dotąd ma trochę miej włosków na głowie…
- Jest charłakiem…
- Tak! – krzyknęła. – Tak! Ale stary Albus starał mu się pomóc. Ty, kochany, masz takie szczęście, że Olivia nie skoncentrowała się wystarczająco i nie upiekła twoich… notabene niezbyt zadbanych włosów… na węgielki do mugolskiego grilla! – to powiedziawszy wyprostowała się i spojrzała na Severus’a strasznie nieprzyjemnym wzrokiem.
Snape poczuł się bardzo mały.
- No, widzę, że przemówiłam ci do rozsądku – uśmiechnęła się półgębkiem. – Olivio, podejdź tu, drogie dziecko. Masz niepowtarzalną okazję zobaczyć jak się ścina włosy jaszczurowi.
Liv zamarła i od jakiś dwóch minut wpatrywała się wytrzeszczonymi oczami w dziewczynę. O, kurde… – pomyślała natychmiast. Na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
Laura wyciągnęła różdżkę i kilkoma szybkimi ruchami zamieniła wiszące na ścianie lustro w toaletkę a’la Ludwik VI z pięknymi złoceniami. Krzesło, na którym usadowił się Snape zakręciło się niczym małe tornado wraz ze swoim pasażerem i nagle zatrzymało, przemienione w zielony, fakt faktem, niezbyt gustowny, fotel na kółkach. Severus wydawał się teraz bardziej zielony niż zazwyczaj i Liv przestraszyła się, że zaraz zobaczy na swoim dywanie wszystko, co skonsumował na śniadanie i obiad. Sekundę później cała sylwetka chłopaka została zakryta przez jego własny płaszcz, przemieniony w „płachtę od fryzjera”, jak to zwała Liv.
Laura stanęła na lekko rozstawionych nogach i zakomenderowała:
- Olivio, muzykę proszę!
Z chwilą, kiedy rozbrzmiała muzyka, którą puszczała właśnie jedna z wiodących muzycznych magicznych rozgłośni, Laura, podrygując, podeszła do przerażonego Seva, posławszy mu zniewalający uśmiech (na który Snape był zdaje się uodporniony) i stanęła za nim. Chwyciła spalone do połowy pasemko i… Severus zerwał się z krzykiem.
Muzyka grać przestała.
- Jesteś pewna, że wiesz, co robisz?! – zapytał histerycznie, trzymając się za głowę.
Laura popatrzyła na niego twardo i wskazała palcem fotel.
- No… ale…
- Severusie Snape, pomimo, że dwojga imion, to drugiego nie powiem, bo obrażać cię nie chcę, ale jeżeli zaraz nie usiądziesz, to ogolę cię na łyso i tak chodzić będziesz, aż sobie tupecik przykleisz, a i przy tym raczej żadnej panny nie poderwiesz, wielki czarny wampirze bezzębny!!!
Severus grzecznie usiadł, a muzyka znów rozbrzmiała. A Liv w duchu nie przestawała się śmiać.
Pomimo, że były to nożyczki krawieckie, to jednak Olszak posługiwała się nimi wręcz po mistrzowsku. Ze zmarszczonym czołem, patrzyła się czy czasem nie ucięła tu za dużo, tam za mało. Natomiast jej pacjent miał zaciśnięte oczy, nie potrafiąc patrzeć na przerażającą scenę, która rozgrywała się na jego głowie. Śmierć tylu niewinnych włosów, tak skrupulatnie codziennie namaszczanych różnymi olejkami, nawet mugolskimi piankami i maseczkami, aby uzyskać niepowtarzalny ich blask! Ach! Nie, on na to patrzeć nie mógł! Toż to barbarzyństwo!!! Chlip… Chlip…

Kolejne pasma wzbijały się w powietrze,
By zaraz opaść w geście poddania się tej pogance,
Co świętości severusowej fryzury nie znała.
Ach! Jak, jak można w barbarzyństwie takim pozostawać?!
Karę za to wymyślić należy!
Nożyczki fryzjerskie złamać!
Szkodę naprawić!
Cholera, tylko jak kobiecie się przeciwstawić…?
O to było i pytanie, co sen z powiek spędza!
Ale bowiem Bóg wymyślił te stworzenie i… co zrobić z nim nie wiedział…
Więc, Dobry Bóg postanowił, że jako z przyjaźni, da to robactwo płci przeciwnej…
Co wtedy jeszcze głupia była,
Skazując ją przy tym!
Ale do kary wracając…
Może do morderstwa należało się posunąć,
Aby zniewagę zmyć z honoru swego?
Albo różdżkę jej złamać…?

Severus Snape „Zemsta na kobiecie, co mi włosy obcinała”


Nie wiedząc, co po tak (wątpliwym) wielkim dziele, jakie Sev ułożył sobie w myślach, może jeszcze zrobić, otworzył jedno oko, ale zamknął je szybko. Zauważył tylko, że włosy ma już o połowę krótsze! Barbarzyństwo.
A muzyka ciągle leciała…
Aż w końcu umilkła.
- No, panie wampir! – zawołała wesoło Olivia.- Otwórz swoje piękne oczka!
Szczerze mówiąc, Severus postanowił właśnie nigdy więcej swoich oczków nie otwierać. Stwierdził również, że ktoś chwyta go za powieki i gwałtem je podnosi.
- Cześć! – uśmiechnęła się do niego Laura. – Słuchaj, barani łbie, ja mam cię już szczerze dość, więc nie każ mi używać zaklęć, żebyś wykonał to, co my chcemy – warknęła. Tyrady jednozdaniowe były jej specjalnością.
To rzekłszy puściła jego powieki i odsunęła się, stając ramię w ramię z Olivią, zasłaniając mu widok na lustro.
Obie panie przechyliły głowy.
Popatrzyły na siebie.
I wręcz eksplodowały śmiechem.
I dopuściły go do lustra.
I Severus niemal padł trupem.
I drzwi się otworzyły.
Remus popatrzył na obecne towarzystwo, uśmiechnął się nieznacznie.
- Cześć, Syriusz! Nie wiedziałem… - mężczyzna spojrzał na niego. - SEVERUS?!

Przez następne godziny Severus’a S. Snape’a trzymano jak najdalej od Syriusza G. Black’a, a i ten ostatni starał się nie wychodzić ze swej nory, chyba, że w nagłych przypadkach, takich jak trzęsienie ziemi, tornado, pożar czy powódź… choć swoją drogą niemal nic z wymienionych nie mogło mieć miejsca w tej części kraju. Ostatecznie wygrzebać się stamtąd musiał, bo zapiekło go przedramię. I jak to bywa musiał wyjść, bo inaczej czekało go kilka (jak nie kilkanaście, co zależało od stanu psychicznego pana V.) „Crucio!”. Ech.. ten świat jest niesprawiedliwy…
W każdym razie z Hogwartu wydostać się musiał. Jak to zrobi? Zobaczy się po drodze.
Cicho było. I ciemno! Ale co mu tam! Lepsze to niż rozjaśniona Pokątna. Severus wytknął głowę zza drzwi i zaraz schował ją z powrotem. Miał cichą nadzieję, że idący korytarzem Black go nie zauważył. Swoją drogę, Severus‘a ciekawiło, co wymieniony z nazwiska tu robi o tak późnej porze.
Jego rozważania przerwało raźne gwizdanie i zgrzyt otwieranych drzwi.
Syriusz Black stanął przed lustrem. Z drobnym zaskoczeniem notabene, zwarzywszy na to, ze ta tymi drzwiami lustra być nie powinno. Syriusz zmarszczył brwi. Jego odbicie zrobiło to samo. Uniósł rękę i pomachał nią. Jego odbicie też. Zrobił minę pijaczyny. Jego odbicie też.
Choć było to naturalne, to jednak Black swoim szóstym zmysłem (lub po prostu psim węchem) węszył jakiś podstęp. Choć było ciemno, to jednak widział lustro dość dobrze i… swoją szarawą cerę, zakrzywiony nos i ciemne ślepia??!!
Syriusz wyciągnął rękę i chwycił „odbicie” za kołnierz. Na oczy zaszła mu czerwona płachta.
- Snape – wycharczał.
- Black – wysapał były ślizgon – nie powinieneś już spać?
Syriusz zamknął oczy i zaczął liczyć do dziesięciu. Co jak co, ale morderstwa lepiej pod nosem Dumbledore’a nie popełniać.
- Twoje włosy – powiedział dziwnie spokojnie. – Są jak… moje!
Severus w duchu poprzysiągł Laurze jeszcze większą, bardziej dotkliwą zemstę niż przewidywał wcześniej.
- Coś ty zrobił? – zapytał dodatkowo Black.
Severus szybko przeanalizował wszystkie za i przeciw. Wziął pod uwagę, że znak piecze go coraz bardziej i to, że Black jest jeszcze bardziej przewrażliwiony na punkcie swojego wyglądu i swej oryginalności niż był sam Snape. Koniec końców stwierdził:
- Zapytaj Laury – i wyrwawszy się, uciekł.
Następnego dnia Remus J. Lupin został gwałtownie wyciągnięty z łóżka, gdzie śnił swoje słodkie sny o Liv. Nieprzytomnie popatrzył na Syriusza, który miotał się po pokoju i perorował o jakiejś fryzurze, Snape’ie i Laurze. Zamroczony jeszcze umysł Remusa nie skojarzył za bardzo, więc chłopak runął z powrotem na łóżko. Dopiero, kiedy Syriusz wylał mu na głowę szklankę wody, oprzytomniał.
- Co!? Gdzie?! Kiedy?! Dlaczego?!
- CO? Masz wstać – odpowiedział grzecznie Syriusz. – Gdzie? Tu, w Hogwarcie, a potem w Hogsmeade. Kiedy? TERAZ! Dlaczego? Bo tak chcę!
- A niby co ja jestem? Służka, wyleź spod łóżka?!
- Co ty jesteś? Remus John Lupin, dwu imienny wilkołak, który za cztery dni będzie miał pełnię – powiedział Syriusz, wyjmując z szafy ubrania swoje i Lupina. – Jeśli chodzi o służki… cóż w naszym świecie możemy mieć tylko skrzaty, a one dość ponętne nie są.
Remus uniósł oczu ku sufitowi. Syriuszek miał dziś dobry humor.
- A co, polecasz jakąś?
- Szczerze mówiąc, nie, ale wiesz… jestem jeszcze młody.
- Co nie znaczy, że sprawny.
- I kto to mówi?
- Ja. I mam co do ciebie pewne podejrzenia.
- Uwierz, przyjacielu, że jestem całkowicie sprawny.
- Na umyśle pewnie tak…
- Remus, jak chcesz dożyć do pełni, to nie podważaj moich zdolności, bo samo przeczytanie „Kamasutry” ekspertem cię nie czyni.
Lupin uśmiechnął się krzywo.
- Ale pozwala odróżnić mężczyzn od… - nie dokończywszy zdania, zapiął koszulę do końca i nałożył płaszcz. – Idziemy? – wyszczerzył się.
Syriusz posłał mu spojrzenie zranionego psa.. zranionego i wściekłego.
- Idziemy,
W Hogsmeade był tylko jeden fryzjer. Dość… niezwykły, ale o tym potem. Obrotów zbyt wielkich nie miał, lecz i tak zaglądano tam od czasu do czasu z ciekawości. Budynek, gdzie mieścił się zakład był ukryty po między Zonkiem a, wyglądającym na elżbietański, domem mieszkalnym. Prowadziła do niego wybrukowana ścieżka, przy której ktoś ustawił wielkiego Mikołaja i kilka reniferów, a wszystko było przyozdobione taką ilością kolorowego brokatu, że przebłyskiwał nawet przez śnieg, który okrył je miękką pierzynką. Budynek nie był duży. Pomalowany został na jasno różowy, śmiem powiedzieć cukierkowy kolor i przyozdobiony przez tysiące kolorowych mugolskich świeczek, które mrugały radośnie. Niewiadomo z czego sączyła się spokojna melodia „Cichej nocy”. Remus poczuł ciepło wokół serca.
Które minęło, kiedy wszedł do owego Salonu przy akompaniamencie dzwonka, który obwieszczać miał przybycie klientów. Po czym po prostu zdębiał.
Ściany pomalowane na wściekle różowy kolor, sufit z kolei przyozdobiony freskami przedstawiającymi młodych greckich bogów bawiących się na jakiejś polanie z… niewiadomo czym, bo to raczej ni kobieta ni mężczyzna nie było. Do sufitu ktoś (chyba jakiś szalony architekt wnętrz) przykręcił żyrandol wyrwany z Wersalu, z którego zwisało zielone boa z piór. Przy ścianie z lewej strony stała sobie kanapa w paski zebry (czyli nigdy nie kończący się spór – czarne na białym, czy białe na czarnym), a ułożone na niej poduszki obszyte tonami cekinów nijak do niej nie pasowały. Co więcej na środku ciemnej drewnianej podłogi położono perski dywan.
A w samym środku tego stał ktoś… Ktoś w lśniącej niebieskiej sukni wieczorowej z rozporkiem do biodra, z którego wystała bardzo zgrabna noga w czarnych kabaretkach i na, co najmniej, dziesięciocentymetrowych szpilkach z ”meszkiem” na pasku, jaki się spotyka u porannych pantofli. Ale co tam! Oczy Remusa powędrowały znacznie wyżej do wąskiej tali i wielkich, wielkich, bombowcowych** wręcz piersi, które z trudem mieściły się w staniku. Remus przełknął ślinę i zerknął jeszcze wyżej i… szczęka mu opadła. Patrzyła na niego… e, osoba, tak to dobre określenie… z wielkimi ustali pomalowanymi na krwistoczerwony kolor obramowane o kilka tonów ciemniejszą konturówką, z dużym nosem i sowimi oczami, powiekami pomalowanymi grubo na granatowo-błękitny kolor z dużą dozą brokatu i przyklejonymi sztucznymi rzęsami długości pięciu centymetrów. Co więcej na głowie sterczała przerażająca fioletowa peruka, wysokości ponad pół metra.
TO BYŁ FACET!!!
- Syriusz! – zagruchotał(a) fryzjer(ka) nienaturalnie wysokim głosem. – Mon chéri![ /i] ***
Black pokazał w uśmiechu swoje białe, równiutkie, jakby ktoś uciął je przy linijce, zęby.
- Dominique! – objął wyższego/wyższą (niepotrzebne skreślić) o dobre dwadzieścia centymetrów. – Nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłem!
- [i]Dieu!
– krzyknął/krzyknęła. – A ja za toi! Je pense à toi au moins chaque semaine!
Remus, pomimo, że francuskiego znał tyle, co grecki, czyli wcale, domyślił się, iż ta dwójka zna się dość dobrze. Patrzył na ową dziwaczną parę z podniesionymi brwiami i czuł coraz większą konsternację.
- Dominique, przyszedłem oddać się w twoje cudowne rączki! Możesz zrobić z moimi włosami, co tylko zechcesz! – powiedział Syriusz, odrywając się na chwilę od niego/niej i chwytając go/ją za dłonie.
Dominique zatrzepotał(a) swoimi długimi rzęsami i zmarszczył(a) swoje idealne brwi.
- Je ne sais pas ce que tu veux faire – wydukał(a).
Syriusz pokręcił z rozbawieniem głową i jego czarne włosy, co prawda z deczka przydługie według Remusa, opadły mu po chłopięcemu na czoło.
- To nie ja mam to zrobić, ale ty, mon chéri! – poprawił francuza/francuzkę, poczył obszedł zdębiałą owym stwierdzeniem osobę i usiedł na kwiecistym fotelu. – Tnij! – dodał na koniec i w pomieszczniu rozległ się płacz.
- Ale ty masz idealne włosy ! – wychlipał(a) z silnym akcentem. – Niczego im nie potrzeba! Moze tylko przystrzyc...
- Nie! – przerwał mu/jej Syriusz. – Tnij, maluj, nakręcaj... wszytko jedno! Znudziła mnie ta fryzura. Chcę jakiejś odmiany. Ale nie lubię zbyt awangardowych rzeczy, więc nie przesadź, chéri.
Teraz Remus miał przyznać, że pycha jego przyjaciela jest po prostu nie do przewidzenia. Żaden przecież normalny facet nie zareagowałby w ten sposób, prawda? A może...
Dominique, pochlipując, podeszła do Syriusza, pogładziła jego włosy i zabrała się do pracy.
Przez co najmniej godzinę, Remus siedział na, jak się okazało, bardzo wygodnej sofiei patrzył jak włosy Syriusza staja sie coraz to bardziej krótsze, zostają nażelowane i ułożone w wymaganej pozycji. Po czym fryzjerka, czy też fryzjer, bo zależało jak na to aptrzeć odsunał się i Lupin mógł w całej okazałości podziwiać, co też stworzyły jego (albo jej) dłonie.
Syriusz Gracjan Black **** nie przypominał tego huncwota, który przyszedł tu przez trochę ponad godziną z głupim pomysłem w głowie. Jego dość długie włosy były obecnie przerobione na fryzurę bardziej męską, która uwydatniała jego silny zarys szczeki. Fryzurę miał po prostu jak typowy mugolski biznesmen – czyli taką, która nie wymaga czasu.
- Świetnie! – oznajmił, dotykajac lekko włosów,Syriusz. – Merci, Dominique!
Black uściskał fryzjera/fryzjerke, która zdawał(a) się być już jedną nogą w depresji, a już na pewno w demencji i, pogwizdując, wyszedł.
Remus dźwignął się i stanął przed drzwiami, myśląc nad głupotą niektórych.
- Dobrze, że nie chciał dredów – odezwał się baryton obok niego. Dominique zapalał(a) właśnie papierosa. – Tego to już bym nie wytrzymała!
Remus wybuchnął szczerym świechem.

  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #234147 · Odpowiedzi: 305 · Wyświetleń: 74061

Meridien Auris Napisane: 29.06.2005 00:11


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


Kaśka, dziocho jedna w swym rodzaju, ja na serio się staram; Kate, do ciebie też to mówie. Ja swym jestestwem i brakiem weny ludzi już wykańczam. Do nikogo się nie odzywam, tylko przez białą kartką w Wordzie siedzę (Coś mi się zdaje, że już sporą licznę kumpli z neta straciłam sad.gif ) i nic!

Ide się upić. Tylko kurna kawałów brak!

Merid stracona

PS.
Natka, jak to czytasz, to jak mnie zobaczysz, to mnie zastrzel.
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #224980 · Odpowiedzi: 305 · Wyświetleń: 74061

Meridien Auris Napisane: 11.06.2005 14:00


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


Biorąc pod uwagę to, że nareszcie kończy się szkoła i chyba wena mi ostatecznie wróci, to raczej tak. Sądzę, jednak, że mojego rekordu w pisaniu JEDNEGO odcinka chyba już nikt na tym forum nie pobije. 10 miechów jakie spędziłam w tej zakichanej budzie wyzeło mnie z tego, co miałam najlepsze. Zobaczymy co zostało...
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #223361 · Odpowiedzi: 305 · Wyświetleń: 74061

Meridien Auris Napisane: 25.04.2005 21:55


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


Czekać, teraz ja mówię (piszę)!

A powiem, albo napiszę, to wszystko jedno, bo i tak się dowiecie:
Beznadziejne to jest. Jedne z naj... naj... naj... flakowatych opowiadań o tej parze, jakie niestety zdarzyło mi się czytać, a czytała już różne rzeczy. Cóż, jeżeli to miało być w jakimś sensie rozczulające czy tym podobne to raczej nie jest. Jest zdecydowanie nudne i... jeżeli mi łezki pociekły to tylko ze względu na biedną autorkę, która chyba nie miała, co robić i dla zabicia czasu nabazgrała coś w jakimś edytorze tekstu, a potem posłała to na neta.

Jeden plus:

Dla początkujących tłumaczy to dobrze ćwiczenie, alby przetłumaczyć tym podobny tekst na rodzimy język.

Pozdrawiam
Merid
  Forum: Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #217123 · Odpowiedzi: 67 · Wyświetleń: 47160

Meridien Auris Napisane: 23.04.2005 18:12


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


Nie! Znowu to to???
Na litość boską omijałam to z daleka, od kiedy zobaczyłam to po raz pierwszy, ale teraz to już nie wytrzymam.

Ten, ekhem... nie wiem jak to nazwać... Quiz? Dobra niech będzie Quiz… A więc, ten Quiz do niczego nie prowadzi. Czyściutka teoria, co nic nie daje. Nie zawiera się w nim nic, co ma za zadanie nosić nazwę „opowiadania”. Bo co to jest opowiadanie? To pot, wysiłek, często umysłowe wyczerpanie i wena autora, który zdarzenia wymyśla, opisuje, nadaje opowiadaniu styl i cechy charakterystyczne dla swojej wyobraźni.
Dobra, inaczej jest z tzw. FF-ami, ponieważ tu podpieramy się już istniejącymi postaciami, miejscami, czasem scenami, ale jednak ten ff tworzymy my, czyli autorzy. Najlepszy ff może dostać w tym Quizie największą ilość punktów, i co? Dalej będzie świetnym opowiadaniem, choć powstałym na wytartych już szlakach. Wszystko zależy od inwencji autora i jego talentu.
Więc to coś, co tu mamy nie daje nam nic. Jaki jest, więc cel tworzenia takiego czegoś?

Swe zdanie przedstawiłam i do tego wracać nie mam zamiaru.
Merid wnerwiona
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #216462 · Odpowiedzi: 27 · Wyświetleń: 10934

Meridien Auris Napisane: 23.04.2005 16:55


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


Cierpliwość jest cnotą

Mar dla was wszytkich

Pozdrawiam
Merid wnerwiona
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #216440 · Odpowiedzi: 305 · Wyświetleń: 74061

Meridien Auris Napisane: 16.12.2004 12:12


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


QUOTE(sonka @ 14.12.2004 18:57)
QUOTE
Vice versa" to już chyba ente nie dokończone opowiadanie, którego zakończenia nijak nie widzać, a szkoda.


"Vice Versa" jest cały czas tworzone jako efekt współpracy dwóch autorek :mnie [sonki] i Kitiary Uth Matar [Kitiary]
*



A czy ja mówię, że JEST tworzone TYLKO przez ciebie? A to i tak nie zmienia faktu, że końca tego entego opowiadania nie widać.
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #209452 · Odpowiedzi: 35 · Wyświetleń: 31141

Meridien Auris Napisane: 14.12.2004 18:11


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


>_< Żaba! Ja cię bić nie mam zamiaru (nawet nie mam jak), ale czy TE sprawy trzeba nawet tu roztrząsać???
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #209059 · Odpowiedzi: 35 · Wyświetleń: 31141

Meridien Auris Napisane: 14.12.2004 10:23


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


QUOTE(kkate @ 12.12.2004 20:47)
Damy radę biggrin.gif
*



Bob Budowniczy: "Damy radę?"
Sprzęty (w odpowiedzi): "DAMY RADĘ!!!"

Merid jakmy jakaś mniejsza, mizerniejsza: "Damy...?"
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #208941 · Odpowiedzi: 305 · Wyświetleń: 74061

Meridien Auris Napisane: 12.12.2004 13:51


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


Proszę, proszę, jak widzę mamy tu zwałkę ludzi z Dziurawca (bo chyba to jest m.in. Twoje rodzime forum?).

"Vice versa" to już chyba ente nie dokończone opowiadanie, którego zakończenia nijak nie widzać, a szkoda. Lubię Twoje opowiadania, są ciekawe, choć mają oklepane pomysły. Czekam na dalsze części. Jak będę mieć natchnienie, to skomentuję dłużej i bardziej bezwzględnie, ale spokojnie puki co się na to nei zanosi.

ŻABA! Ty się pytasz o inne forum?? A co z nami?! No, wielkie dzięki! tongue.gif
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #208344 · Odpowiedzi: 35 · Wyświetleń: 31141

Meridien Auris Napisane: 17.11.2004 17:58


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


Podpis Podpis Podpis Podpis Podpis Podpis

MÓJ Podpis
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #203783 · Odpowiedzi: 305 · Wyświetleń: 74061

Meridien Auris Napisane: 10.11.2004 17:41


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


Wszytko o Manewrach

Założyłam bloga, gdzie będe pisała o pewnych rzeczach związanych z opowiadaniem. Nie chcę abyście zaśmiecały forum. Wszelkie pytania kierować tam i na wszytkie odpowiem.

Zapraszam
Merid
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #202412 · Odpowiedzi: 305 · Wyświetleń: 74061

Meridien Auris Napisane: 09.11.2004 00:00


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


QUOTE(Eowina @ 07.11.2004 19:32)
Meridien -  nutella.gif ,i jeszcze ci napisze,ze przeczytalam Kod Leonarda da Vinci(mowilas ze przeczytalas),swietna ksiązka,glowny bohater strasznie kojarzy mi sie z Lupinem(echm...),ale teoria Graala to dla mnie jedna wielka bzdura...

pozdrawiam smile.gif
*



Cieszę się, że ci się podobała. Mi ta teoria też wydaje się trochę nie z tej ziemi, ale w końcu to FIKCJA LITERACKA, więc można to przełknąć.
Wiesz, ze nie rpzyszedł mi na myśl Remus, kiedy czytałam o Robercie L. (swoją drogą takie same inicjały mają... ło, spisek! tongue.gif).

PA!
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #202305 · Odpowiedzi: 305 · Wyświetleń: 74061

Meridien Auris Napisane: 05.11.2004 14:39


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


Ludzie! Mi się chce już ryczeć! Nie dość, ze dostałam kichawki na francu, to dotatkowo pisałam sprawdzian z giełdy!
Jutro jeszcze do szkoły! Boże, nie mam czasu!
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #201841 · Odpowiedzi: 305 · Wyświetleń: 74061

Meridien Auris Napisane: 01.11.2004 02:21


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


QUOTE(Tygrys @ 30.10.2004 18:08)
B. fajny fick, będę czytać uważnie! UWAGA To mój pierwszy post na tym forum! DZIEŃ DOBRY!!! czarodziej.gif
*



Witamy nowego forumowicza w naszej, jakże obszernej, rodzince. mamy nadzieje, że zostaniesz tu długo...


Cytat KKATE:
Nawet nie ośmielam się porównywać tego do "Manewrów".

>_< o mój ty Jezuniu... nie przesadzasz?


Co do opowiadania:
Kto to mówił, że czeka nas zalew fick'ów o Remusie? Prorocze to słowa, chyba były.
Ale cóż... biorąc pod uwagę, że dla mnie jest tego mało, co już jest, to za dużo napisac nie mogę.
Zabawne opisy i dialogi, choć mogłoby być ich więcej (opisów). Pomysł ciekawy... ale wszytko zależeć będzie i tak od wykonania i dalszych wydarzeń. Życze powodzenia.
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #201107 · Odpowiedzi: 99 · Wyświetleń: 47940

Meridien Auris Napisane: 01.11.2004 01:41


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


QUOTE(Szyszmora @ 31.10.2004 15:48)
ekhm, no wiesz aż TAM user posted imagenie wnikam......... tongue.gif


pozostawię bez kometarza huh.gif

QUOTE(Szyszmora @ 31.10.2004 15:48)
Ej, a czemu mi nikt nie gratuluje formatowania????? To nie fer......... tongue.gif


Gratulacje! czarodziej.gif

QUOTE(Szyszmora @ 31.10.2004 15:48)
No jak to będzie w Kwiecie Lotosu, to ja nie wim, czy będę mogła czytać.......
*



To dam wam wersję bardziej... lekką biggrin.gif
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #201103 · Odpowiedzi: 305 · Wyświetleń: 74061

Meridien Auris Napisane: 31.10.2004 00:41


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


a nie powiem! Idźcie sobie do wróżki, jak chceta wiedzieć. Teraz to jestem zdolna tylko do pisania pop********** przyśpiewek... po zarzyciu alkoholu (bezalkoholowego, oczywiscie!)
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #200910 · Odpowiedzi: 305 · Wyświetleń: 74061

Meridien Auris Napisane: 31.10.2004 00:18


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


Po pierwsze nei wiem... po drugie mylą mi się literki (ava świadkiem!) po trzecie
dziękuję za gratulacje!
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #200908 · Odpowiedzi: 305 · Wyświetleń: 74061

Meridien Auris Napisane: 29.10.2004 23:16


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


Dziecie kochane! Powróciłam! Jestem świerzo po formacie! Własnoręcznym, dodatkowo!
Co do opowiadania, to stwierdzam, że... sie pisze. Ci, którzy mają mój nr. gg mogli przeczytać w moim podpisie, że... 5 stron napisanym, a to jeszcze nei koniec.
Mogę wam już zapowiedzieć, że jak modzi albo admin wejdą wtedy na "Manewry", to przeniosą je do "Kwiatu Lotosu". Ale nie myślcie, że będzie tak łatwo!
O, nie, kochanie, nie ma takm łatwo!

Całuski! :*
Meridien

Ps.
Dziękuję za wszytkie czekoladki!
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #200715 · Odpowiedzi: 305 · Wyświetleń: 74061

Meridien Auris Napisane: 15.10.2004 14:15


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


Czy wy czasem nie przesadzacie??? Z tym fan clubem? JA nie zakazuje,ale...
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #198198 · Odpowiedzi: 305 · Wyświetleń: 74061

Meridien Auris Napisane: 09.10.2004 20:51


Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 81
Dołączył: 18.11.2003
Skąd: Silence Garden
Nr użytkownika: 1064


Wiecie, jak się zakłada fun club to nr. jest zwykle osoba, która go założyła.
A co do tego: "Skąd TY tu" -> jeszcze raz mówie: NIE DO MNIE Z TYM, bo od tego jest Jade biggrin.gif

"Kod Leonarda da Vinci" to dobra książka, świetny, zagmatwaty pomysł, który bardzo mis ię spodoba, że aż żałuje, że sama takeigo bym nie wymyśliła.

Manewrów będzie 12 rozdziałów i 13 to będzie Epilog.

A propo... szykuję wam małą sądę.
Kkate i Jade - w dwie chyba wiecie, o co chodzi. Nie wyspowiadać sie na ten temat!
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #197225 · Odpowiedzi: 305 · Wyświetleń: 74061

4 Strony  1 2 3 > » 

New Posts  Nowe odpowiedzi
No New Posts  Brak nowych odpowiedzi
Hot topic  Gorący temat (Nowe odpowiedzi)
No new  Gorący temat (Brak nowych odpowiedzi)
Poll  Sonda (Nowe odpowiedzi)
No new votes  Sonda (Brak nowych odpowiedzi)
Closed  Zamknięty temat
Moved  Przeniesiony temat
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 02.05.2024 09:33