Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Tylko Bądź..., o tym co nieuniknione...

Scarlettt
post 25.11.2006 02:53
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 19
Dołączył: 16.10.2006

Płeć: Kobieta



I
Leżąca na podłodze dziewczęca figurka stanowiła jedyny jasny punkt na tle ciemnych ścian i nieprzeniknionej głębi nocy za okratowanym oknem. Małe piąstki rytmicznie uderzały w zimne kamienie posadzki. Wokół unosiły się obłoki kurzu, sprawiając że ciemne włosy dziewczynki wydawały się szare a jej biała sukienka utraciła swój pierwotny kolor.
- Nie, nie, nie...! Już... nie...
- Uspokój się – kobiecy głos był zimny i opanowany.
Na zwinięta na podłodze figurkę padł cień. Dziewczynka szarpnęła się do tyłu wzbijając kolejne tumany kurzu; podkuliła nóżki pod siebie i schowała głowę między wstrząsanymi płaczem ramionkami. Cień zbliżył się. Dziecko zdrętwiało pod dotknięciem chłodnej dłoni. Zacisnęła powieki z całej siły; czekała na uderzenie.
Raz, dwa, trzy...
Otworzyła oczy. Nie poczuła bolesnego szarpnięcia za włosy ani ciosu w twarz. Ciemna sylwetka klęczała przy niej pochylając zacienioną kapturem twarz. Nieznajoma delikatnym ruchem pogładziła dziewczynkę po głowie i odgarnęła poszarzałe włoski ukazując bladą, trójkątną twarzyczkę.
- No już... Już... – głos kobiety był wciąż chłodny, lecz jej pieszczotliwy dotyk koił, uspokajał.
Z ust dziewczynki wydostało się pełne niedowierzania westchnienie. Razem z tym oddechem uszła z niej cała energia i resztki przytomności. Wyczerpana płaczem i mękami tortur, nie wiedziała nawet kiedy pozwoliła opatulić się miękką materią i wziąć w dziwnie znajome ramiona. Zanim zasnęła poczuła jeszcze, że włosy kobiety pachną jak zbierane wiosną konwalie.

***
- Mogłabyś pójść do niej chociaż na chwilkę.
- Pójdę. Później.
Dwie sylwetki opierały się o szeroki parapet w obszernym holu, dzieląc ze sobą ten kawałek intymnej przestrzeni oddzielony od całego świata miękkością zasłon i mrokiem nocy. Wysoki mężczyzna trzymał w dłoni papierosa wpatrując się w stojącą obok kobietę; kobieta leniwym ruchem gładziła materię ciężkich, aksamitnych kotar; zielono - szare oczy zwrócone były ku nocnemu niebu za oknem.
- Wciąż o ciebie pyta.
Westchnienie.
- Jego też unikasz...
- Posłuchaj, Ron – zimny głos przerwał mężczyźnie w pół zdania. – To nigdy ciebie nie dotyczyło, więc nie rozumiem dlaczego ze mną o tym rozmawiasz.
Kobieta odgarnęła z czoła ciemne włosy i przeniosła wzrok na towarzysza. Przez chwilę wpatrywali się w siebie w milczeniu. Spojrzenie mężczyzny było takie jak zawsze – pełne ciepła, figlarności i łagodnego, niemożliwego do przekazania słowami zrozumienia. Patrząc w oczy o takim wyrazie wiesz, że znalazłeś przyjaciela. Westchnęła ponownie, tym razem nad swoją niewdzięcznością.
- Przepraszam...
Spuściła oczy by po chwili znów je podnieść, tym razem pełne niespodziewanych błysków rozbawienia.
- Hermiona miała rację... Kiedy tak patrzysz na kobietę to naprawdę ma ona ochotę zaciągnąć cię czym prędzej do ołtarza...
Mężczyzna roześmiał się opierając rudą czuprynę o taflę zimnej szyby. Ciepło bijące od jego włosów tworzyło fascynujący kontrast z chłodem szkła. Kiedyś miałaby ochotę wsunąć dłonie w tą cudowną miękkość, przesunąć po niej palcami, wtulić twarz...
Zamiast tego zawtórowała mężczyźnie śmiechem dźwięcznym, lecz sztucznym, rozpaczliwym. Tragicznym... Pełnym zawodu i wspomnień. Wiedziała, że przy nim nie musi już grać, nie musi silić się na obojętność. On i tak nic nie zauważy. Ani sztuczności, ani rozpaczy, ani tragedii. Ani jej spojrzeń. Ani zaciśniętych ust. Nigdy nie zauważał.
Dla niego liczy się tylko jedna kobieca twarz; tylko jedne oczy, w które wpatruje się z tym jego przeklętym ciepłem i oddaniem; tylko jedne usta, które całuje delikatnie i namiętnie, ach jak namiętnie... Widziała to. Zazdrościła. Nic nie mogła zrobić.
Tak było kiedyś.
Kiedyś nienawidziła go za tą miłość - ją musiała kochać. Hermiony nie można było nie kochać.
Zapomniała. Pokochała od nowa.
I była ich przyjaciółką.
I tak było dobrze.
Westchnienie. Westchnienie. Trzepot rzęs.
- Wszystko w porządku? Tak nagle posmutniałaś...
- Tak, Ron, wszystko w porządku. Pójdę do niej. Teraz.
Mężczyzna zgasił papierosa i kierując swe kroki w głąb korytarza pomyślał o burzy miękkich brązowych włosów, w które za chwilę wtuli twarz.

***
Na maleńkiej, bladej twarzyczce malował się błogi spokój świadczący o spokojnym śnie. Jedna ręka, rzucona niedbale ponad głowę odsłaniała szerokie, nabiegłe krwią szramy na wewnętrznej stronie przedramienia. Druga spoczywała na obszytej koronką kołdrze; najmniejszy palec drgał ledwo zauważalnie.
- Nie można nic z tym zrobić? Tak już jej zostanie?
Molly pokręciła przeczącą głową.
- Blizn po fałszywym srebrze nie można zlikwidować metodą magiczną. O ile jakąkolwiek można.
Kobieta zmęczonym wzrokiem spojrzała na stojącą przy łóżku dziewczynę. Gęste, sięgające brody włosy przysłaniały jej twarz, odbierając wszelką możliwość interpretacji malujących się na niej emocji.
- Dobrze że przyszłaś.
- Twój syn mnie o to prosił.
Nie musiała używać jego imienia – Ron był jedynym synem Molly, który wciąż żył. Poza tym kobieta lubiła kiedy mówiono o jej synu; wtedy znów czuła się matką.
- Myślałam, że najpierw zechcesz porozmawiać z Harrym...
- Porozmawiam. Później.
- Lauro...
- Molly... Nie mów nic więcej. Proszę – dodała.
Kobieta westchnęła i wstała, zbierając w dłoni obfity materiał szaty.
- Mogę cię tu na chwilę z nią zostawić? Kiedy się przebudzi, po prostu z nią bądź.
Ruszyła w stronę wyjścia, utykając lekko na prawą nogę. W drzwiach odwróciła się i omiotła spojrzeniem jasny pokój, dziecko w białej pościeli i czarną, wyniosłą postać o nieodgadnionym wyrazie twarzy.
- Jeszcze jedno... Lauro... Postaraj się być dla niej miła...
Zamknęła drzwi.
Dziewczyna upadła.
Właściwie to miękko osunęła się na kolana, ale ten ruch, to załamanie jej dumnej postaci, było niczym upadek.
- Maleńka... Maleńka...
Szept niczym jęk, ból tak głęboki, że aż odbiera oddech, dusi...
Dziewczyna ściągnęła brwi i wgryzła się zębami w oślepiającą biel pościeli, zaciskając zęby coraz mocniej i mocniej... W głowie pulsowały jej powtarzające się słowa: „dlaczego... dlaczego? córeczko... moja córeczko... dlaczego...?”
- Lauro!
Młoda kobieta uniosła głowę i spojrzała na ślad swoich zębów na prześcieradle i zasychającą na nim strużkę śliny. Bała się odwrócić głowę w kierunku mężczyzny, który przez ostatnie lata był jej dniem i nocą, chwilą i wiecznością.
Słyszała za plecami jego ciche, wyszkolone kroki aurora. Po chwili męskie ramiona gwałtownie objęły ją i uniosły z klęczek zamykając w ciszy zapomnienia. Milczał.
Od kiedy powiedziała mu to, wtedy, tamtej nocy, często milczał.

***
- ... nawet nie udało mu się dotrwać do pierwszego egzaminu, wyobrażasz sobie? A był jedynym, który zamiast ściskać różdżkę w jednej ręce a księgę w drugiej, latał Pod Wściekłego Hipogryfa chwaląc się, że ma transformacje w jednym palcu! A teraz wrócił pod opiekę rodziców i tylko na Proroka może czekać!
Harry pociągnął duży łyk kremowego piwa i spojrzał w oczy siedzącej naprzeciwko niego dziewczyny. Mimo że, z racji wieku, już dawno mógł sobie pozwolić na coś mocniejszego niż piwo, pozostał przy ulubionym trunku ze względu na szczególnie intensywny sentyment do czasów Hogwartu.
- I wiesz co, Lauro? Kiedy się pakował, powiedział, że ma dość tego systemu, w którym na aurorów szkoli się tylko dzieci bogatych lub słynnych czarodziejów a umiejętności są na drugim miejscu! Dodał, że lista przyjętych była już ustalona przed egzaminami... Lauro?
Dziewczyna potrząsnęła długimi, gęstymi lokami i spojrzała na chłopaka. Brwi miała uniesione w nadającym jej uroku wyrazie ironicznego zdziwienia. Pełne usta wygiął sarkastyczny uśmieszek.
- Tak, Harry?
- Słuchasz mnie?
- Oczywiście, kochanie.
Chłopak zmrużył nieufnie oczy, później pokiwał głową i roześmiał się.
- Jak zawsze. Nieuchwytna. Powiedz mi – pochylił się do przodu szukając intymności w zatłoczonym pubie. - Powiedz mi, czy ty oprócz tego, że jesteś obok mnie, choć przez chwilę jesteś ze mną?
Śmiał się, lecz jego zielone oczy były całkowicie poważne. Ten przerażający kontrast ujawniał się prawie zawsze gdy Harry cierpiał, gdy był tylko zranionym człowiekiem a nie Wybrańcem, gdy wątpił, gdy coś tracił. Śmiał się, lecz w oczach był ból. Tym ją ujął. Tym ukrywaniem uczuć pod pozorem chłodu lub sarkazmu – był taki sam jak ona.
Ironiczny uśmieszek zniknął z jej warg. Pochyliła głowę jak winowajca przyznający się do swej straszliwej zbrodni.
- Nie patrz na mnie w ten sposób.
- A ty możesz, tak? Ty możesz sprawiać, że czuje się jak odchody hipogryfa przy księżniczce śniegu? Ty możesz? – Jego przeraźliwy szept wwiercał się w jej umysł.
Uniosła dłonie do uszu jednak zamarła w pół gestu. Nie da mu tej satysfakcji. Jej wzrok mógł teraz zamrozić.
- Ludzie patrzą. Porozmawiamy w domu.
- Nie! – krzyknął i uderzył pięścią w stół.
Co było dziwne, nikt nawet nie spojrzał w kierunku ich stolika. Goście zajęci byli przyglądaniem się pojedynkowi przy stoliku koło drzwi. Pojedynkowi bez przestrzegania żadnych reguł.
- Nie, Lauro. Ja już nie mogę. I ty też tak dłużej nie możesz...
Zielony błysk rozświetlił ciemne wnętrze przy akompaniamencie głośnych gwizdów i braw.
- Wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko. Wszystko. Wiesz.
Huknęło. Ponad ramieniem Harry’ego Laura dostrzegła jak szczupły czarodziej unosi się w górę, machając bezradnie rękami i z trzaskiem upada na drewniane krzesło, łamiąc je w drzazgi.
- Kiedy się poznaliśmy byłem oszołomiony. I myślałem tylko jedno – że nie mam u ciebie żadnych szans. Że jestem nikim. Zrozum, wystarczyło jedno twoje spojrzenie a z tego... no... Wybrańca... też nienawidzę tego tytułu... z Wybrańca... stałem się nic nieznaczącym charłakiem. Wciąż tak robisz.
Wrzawa przy drzwiach nabrała na intensywności. Błyski. Błyski. Światło. Ciemność.
- Walczyłem o ciebie, walczyłem...
- Harry...
- A kiedy pozwoliłaś mi wtedy... wtedy...
- Harry!
- Lauro... Lauro? Co...?
Dziewczyna wyszła zza stolika i stanęła przy krześle mężczyzny. Chwyciła go za ramię. Wstał. Wokół błyskały zaklęcia oświetlając sklepienie baru. Błyski. Błyski. Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
- Harry... Czy zamiast tyle gadać, nie mógłbyś po prostu być? Trwać? Przestać się starać, przestać się bać że zaraz ucieknę, tylko pomilczeć ze mną? Po prostu być?
Źrenice chłopaka rozszerzyły się gwałtownie. Jeszcze nigdy jej głos nie był taki miękki a spojrzenie takie zaskakująco... dobre? Cisza... I błyski.
- Lauro...?
- Harry... kocham cię...
Utonęła w jego ramionach, zapomniała się w dotyku jego warg i cieple jego oddechu.

***
Często razem milczeli. Po prostu trwali.

Ten post był edytowany przez Scarlettt: 25.11.2006 15:30


--------------------
" Są takie noce od innych ciemniejsze,
kiedy się wolno rozpłakać,
wolno powtarzać słowa najświętsze,
mówić o wróżbach i znakach,
tylko nie wolno tej nocy pod różą
okraść, okłamać, oszukać,
bo się już będzie odtąd na próżno
bezsennej nocy tej szukać... "
Agnieszka Osiecka


I am a magnet for all kinds of deeper wonderment
I am a wunderkind... oh...
I am a pioneer naive enough to believe this
I am a princess on the way to my throne
destined to seek...
destined to know...
Alanis Morissette "Wunderkind"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 20.06.2024 13:13