"Szklana wojna" (zak), coś
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
![]() ![]() ![]() |
"Szklana wojna" (zak), coś
Toroj |
![]() ![]()
Post
#1
|
![]() Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 72 Dołączył: 22.12.2003 Płeć: Mężczyzna ![]() |
Kitka, Apollo i
Hałasek oraz Bary są postaciami autentycznymi, choć oczywiście tak się nie
nazywają (prócz Bary'ego). Wszytskie wydarzenia opisane niżej są
prawdziwe (a w każdym razie wielce prawdopodobne). Tekst ten napisałam dość
dawno temu, kiedy pracowałam jeszcze w towarzystwie Apolla i Hałaska - a
opowiastka o szklanej wojnie sprawiła nam wtedy dużo uciechy. Teraz podaję
ją w nieco zmienionej i podrasowanej formie.
„Szklana wojna.” Apollo upuścił szklany element lampy, który z nikłym brzęknięciem odbił się od posadzki. Zwykle w takich przypadkach nie było się po co schylać, ale Apollo jednak postanowił zgiąć grzbiet. - Cały! – stwierdził z nutą zdziwienia w głosie. Podejrzliwie obejrzał jeszcze raz kruchą płytkę. - Cud! – rzekła nabożnym chórem pozostała dwójka witrażystów. - Rutyna! – odparł dumnie Apollo. - Tak, tak... faktycznie rutyna. Dużo ćwiczyłeś – mruknęła złośliwie dziewczyna, siedząca przy sąsiednim stanowisku, po czym znów skupiła się na pracy, czyli układaniu na szablonie wielu kawałków kolorowego szkła. Powyższe zdarzenie miało miejsce w pracowni witraży – miejscu kolorowym, charakteryzującym się nieodpartym urokiem artystycznego nieładu i niejasną atmosferą tego, co nazywa się wieczystą improwizacją. Trzej artyści – Apollo, Kitka oraz Hałasek - tworzący w doskonałej komitywie mniej lub bardziej artystyczne dzieła, nie mieli jednak zielonego pojęcia, że prócz towarzystwa własnego (oraz kilku zaprzyjaźnionych pająków) mają także innych sąsiadów. W najciemniejszym kącie pod długim stołem straszliwie wstrząśnięty szkłowiec... Ale, ale... moment. Czym właściwie jest szkłowiec? Zdaję sobie sprawę, że niewielu ludzi mogło zetknąć się z owym tajemniczym stworzeniem, znanym wąskiej grupie najstarszych, najbardziej doświadczonych witreatorów, snujących nostalgiczne opowieści przy lutownicy oraz kubku mocnej kawy. Otóż szkłowce to pewien gatunek dziwnych istotek, zamieszkujących pracownie witrażownicze. Ci, którzy je widzieli ( a jednocześnie wiedzieli na co patrzą, gdyż szkłowce doskonale wtapiają się w otoczenie) twierdzą, że stworzonka te przypominają maleńkie, różnobarwne jeże. Są zawsze nastroszone i wyglądają byle jak. Charakterki też zresztą mają byle jakie: czas spędzają na marudzeniu, lenistwie, powolnym turlaniu się z kąta w kąt lub wygryzaniu dziur w blatach stołów. Powróćmy jednak do początku. A więc... W ciemnym kącie pod stołem straszliwie wstrząśnięty szkłowiec podskakiwał i nerwowo machał łapkami. - Widziałem to! – piszczał. – To się stało dosłownie na moich oczach! Biedny Ultramarynek! Ogromny kawał szkła spadł na niego i zmiażdżył go! - Ten dryblas go zabił – dodał oskarżycielsko. – Zrobił to specjalnie. Mooordeeeerca!! – zawył z ekspresją. Szkłowiec nieco większy od innych (oraz agresywnie czerwony) najeżył się jeszcze bardziej. Pozostałe zaszemrały ze zgrozą. - Ten facet myśli, że jest tu u siebie! – warknął czerwony szkłowiec. – Tak sobie po prostu morduje naszych współbraci! O, nie, panowie, godzina zemsty wybiła! Mamy to puścić płazem?! - Nie!!! – wrzasnęła reszta jak jeden. - Do boju! Za wolność! Za przestrzeń życiową!! - I za kwas lutowniczy – dodał jeden realista. - WOJNA – oznajmił szef z mocą, grobowym głosem. * - Szit... telefon znów nawala – rzekła Kitka z niezadowoleniem, pukając palcem w mikrofon. - Kurrr... – warknął Apollo, wyrywając jej słuchawkę. – I co jeszcze dziś nam się zwali na łeb? W słuchawce trzeszczało na potęgę. Wcisnął zero – do trzasków dołączyło techniczne zawodzenie, jakby komputer wypruwał sobie elektroniczne flaki. - No trudno. Stary grat – stwierdził Apollo odkładając słuchawkę. – I tak trzeba było go wymienić. W parę minut później, kiedy uwaga wszystkich ludzi skupiła się na szlifowaniu barwnych płytek, z głośniczka wylazł wymiętoszony szkłowiec i co sił w króciutkich łapkach poturlał się pod stół. - Panie generale, melduję swój powrót z akcji zagłuszania łączności! - Spocznij – zezwolił łaskawie generał. – Czy akcja powiodła się? - Całkowicie, panie generale! - Jakie działania podjął wróg? - Wróg podjął słuchawkę, a potem położył ją z powrotem! – pisnął szeregowiec, bardzo z siebie zadowolony. - Co zrobił ten wielgachny bydlak, jak mu trzeszczałeś?! – wrzasnął generał niecierpliwie. - Powiedział... powiedział, że wymieni telefon – wymamrotał mały szkłowiec. - No... zmuszamy przeciwnika do naruszenia rezerw – napuszył się generał, usatysfakcjonowany. * W pośpiechu wykańczano partię lamp witrażowych, które miały pojechać w pierwszym rzucie do Holandii, a potem jeszcze dalej, bo aż do Ameryki Południowej. Dawało to okazję do dowcipów na temat osobliwych gustów kolorystycznych klienta. - Nie wiem, kto i gdzie to sobie postawi, ale według mnie nadaje się tylko do domu publicznego albo do chaty czarownika woodooo – mruczała Kitka z irytacją, biedząc się nad lampą o wdzięcznej nazwie „Ośmiornica” i bardzo niewdzięcznej, różowo-czarnej kolorystyce. Już dwa razy przekładali termin realizacji zamówienia, kontrachent zaczynał się niecierpliwić, a tymczasem pękał element za elementem, jakby robotę ktoś przeklął. - Piiii... rozległo się na granicy słyszalności. - Plink! – zawtórował kawałek szkła i rozpadł się na dwie części, podgrzany lutownicą. - Szit! – rzekła Kitka ponuro. – Szit! - Powtarzasz się – powiedział Hałasek, ale już po chwili powtórzył się również, gdyż jego lampa zrobiła dokładnie to samo. - Proszę państwa... Moglibyście się sprężyć? W tym tempie znów się nie wyrobimy – jęknął Apollo ze swego stanowiska, gdzie z obrzydzeniem zlutowywał obramowanie kinkietu (czerwonego w zielone motylki). - Piiii... – rozległo się znowu, nieco głośniej. Kitka poruszyła uchem, ale przypisała dźwięk zakłóceniom w radiu. Apollo trzymał nieruchomo lutownicę w powietrzu, z konsternacją wpatrując się w zielone skrzydełko. Rysa przeszła przez sam środek i wręcz biła po oczach. Apollo odłożył lutownicę i wstał. - Nie wiem jak wy, ale ja się idę upić. Siedzący za radiem szkłowiec nadął swe ultradźwiękowe gardziołko, celując w następny szklany element. Oczywiście znajdujący się daleko od brzegu witraża, by było trudniej go wymienić. - Piiiii.... - Trach! - Szit... * - Kończy się cyna. - I kwas. - I taśmy. - I szlifierka się psuje... Zasypany lawiną słów Apollo, który był odpowiedzialny za zaopatrzenie, zdobył się tylko na melancholijne: - A są jakieś DOBRE wiadomości? - Nie. Ale nie ma już więcej złych – brzmiała odpowiedź. Cyny, kwasu lutowniczego, pasty polerskiej, preparatu do patynowania i taśm miedzianych do robienia witrażowych ramek brakowało ustawicznie. Znikało to wszystko nie wiadomo jak i gdzie. Jeśli wykluczyć brzydkie zjawisko pospolitej kradzieży, można by podejrzewać, że gdzieś pod podłogą pracowni rezyduje jakiś potwór, który nocami wyłazi, by zjadać materiały i wypijać chemikalia. - Do diabła, Apollo, przecież my tego nie jemy!! – wrzasnęła Kitka któregoś razu, po wyczerpującej kłótni na temat prędkości zużywania taśmy miedzianej CF 11/64. Tak więc dieta witreatorów została ustalona, ale materiały ginęły dalej. * W kącie pod stołem przejedzone i przepite stado szkłowców wylegiwało się w gniazdach z drogocennej taśmy „Copperfoil made by Germany”. Co chwila odbijało im się kwasem lutowniczym – a wtedy dzwoniły z cicha, jak małe, szklane dzwoneczki. - Baaa...langa...za-a ba...alangom... – mamrotał zielono-biały szkłowiec, bezskutecznie usiłując rozplątać łapki. – Oćcie choopaki... pój-dziemy ssrobiś mały sabotasz... Generał, niepomiernie zirytowany demoralizacją swej szklanej armii, a co za tym idzie, niemożnością dalszego prowadzenia działań wojennych, turlał się z kąta w kąt, zbierając na nastroszone igły rozmaite paprochy i kłaczki kurzu. Pofukiwał i stukał pazurkami, z nienawiścią patrząc na buty wrogów, kręcące się to tu, to tam po pracowni. * Nie wiadomo, jak długo trwałaby ta dziwna wojna podjazdowa, gdyby nie nadeszły posiłki. Pies był dużym, podpalanym wilczurem o prezencji wesołego opryszka. Zgodnie z psim savoir-vivrem polizał każdego z obecnych, dał się pogłaskać, a potem zaczął obwąchiwać zakamarki pracowni. Pijane w sztok kwasem lutowniczym szkłowce nie zdawały sobie sprawy z nadciągającego niebezpieczeństwa. Tylko generał oraz jego wierny (czyli najmniej pijany) pułkownik, ze zgrozą i fascynacją wpatrywali się w ogrom węszącego psiego nosa. Czarna połyskliwa masa zawzięcie pompowała powietrze, zbliżając się coraz bardziej do kolczastego generała, który trząsł się tak, że kruszyły mu się końcówki igiełek. Skonsternowany pies zastanawiał się, co też to może być: niewątpliwie żywe, ale tak dziwnie pachnące...! Generał szkłowców poczuł, że natychmiast, ale to NATYCHMIAST musi coś zrobić. Inaczej się rozsypie. Nadął się więc niemal do rozmiarów agrestu i wrzasnął na całe swe krzemionkowe gardło: - PRECZ! PRECZ! WYNOCHA! Pies, którego ukłuła w nos igiełka, fuknął i wycofał się. - Ale mu pan pokazał, panie generale – rzekł z bezbrzeżnym podziwem pułkownik. - Przynieś mi kwasu, synu – odpowiedział generał słabym głosem. * - Moglibyście tu trochę posprzątać – odezwał się Hałasek. – Na podłodze szkła aż grubo. Bary sobie łapy pokaleczy. - Okej – mruknęła Kitka. – Pozamiatam, ale ty zrobisz kawę. - Nie, no... istny chlew. Panowie, wy swoje dyżury odrabialiście na odwal. Pod stołami nie było czyszczone od tygodni – zawarczała po paru minutach. – Zobacz sam, ile tego było pod samymi ścianami! Zamiataliście podłogę tylko na środku, wy flejtuchy! Parę tysięcy szklanych odłamków we wszystkich kolorach tęczy wylądowało w kuble. Gdyby nie Freddy Mercury, który głośno zapewniał w radio, że „we are champions, my friend”, Kitka mogłaby usłyszeć, że wiele z nich CHRAPIE. Koniec. Ten post był edytowany przez Toroj: 24.01.2004 12:37 -------------------- I'm snaper, no mercy, no potters
|
ikar |
![]()
Post
#2
|
![]() Mały człowieczek... Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 368 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: Wawa :D Płeć: Mężczyzna ![]() |
Great
![]() ![]() ![]() ![]() Domyślam się, że "witreator" to neologizm? Do tej pory znałem słowo "witrażysta" ![]() ![]() Interpunkcja generalnie bardzo dobrze, choć przyglądając sie widziałem jedno niepewne miejsce (analizowałem tylko fragment) i jedno, gdzie brakuje przecinka ![]() "pułkownik ze zgrozą i fascynacją" <- "pułkownik, ze zgrozą i fascynacją" Porównania i metafory bardzo wyraziste, bardzo dobra, pasująca do konwencji, ilość przymiotników. Do gramatyki i ortografii oczywiście nie mogę się przyczepić. Ani do niewątpliwego humoru i ciepła tego opowiadanka ![]() Super ![]() -------------------- "At least we had a chance to say... Goodbye"
Nie ma opowiadań doskonałych - są tylko takie, w których jeszcze nie znaleziono błędów... (albo już je poprawiono :D) Tolerancja, Wolna wola, Miłość (:)), Optymizm :) Największe polskie forum RPG by Forum: Strefa Forumowych RPG ^^ |
!@ Cho Chang @! |
![]()
Post
#3
|
![]() Mugol Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 5 Dołączył: 08.07.2003 ![]() |
Tylko dwa słowa:Może
być !
Może, gdybyś napiłasa next parta akcja by się rozkręciła... EDIT: Hmm, a czy zauważyłaś słowo "Koniec" na końcu opowiadania?? A może mam przywidzenia? /by Ikar Ten post był edytowany przez ikar: 24.01.2004 11:45 |
Toroj |
![]()
Post
#4
|
![]() Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 72 Dołączył: 22.12.2003 Płeć: Mężczyzna ![]() |
A co mianowicie miałoby być w "next
parcie"? Inwazja morderczych (dwumetrowych) szklanych jeżowców,
pożerających biednych wytwórców witraży? To by się dopiero akcja
rozkręciła! Eh, ci czytelnicy....
-------------------- I'm snaper, no mercy, no potters
|
muszka Me |
![]()
Post
#5
|
![]() Ścigający Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 268 Dołączył: 25.05.2003 Skąd: z tego nieba, w którym już nie ma aniołów ![]() |
jestem pod wrażeniem, jak zawsze, gdy
czytam coś Twojego =)
pod wrażeniem dowcipu -- nie wiem, jak Ty to robisz -- jest oryginalny i wspaniały =) pod wrażeniem sposobu prowadzenia akcji -- masz talent =) o jaXD straszny talent, tego się słowami nie da wrazić =) pod wrażeniem inteligencji -- nie muszę tłumaczyć pod wrażeniem zwięzłości -- wkurzają mnie często opowiadania, które się ciągną miesiącami, jak telenowela brazylijska. To jest świetne, krótkie i kończy się jak ma się kończyć (bo niektóry w ogóle nie kończą) śliczota. -------------------- Poetka, samobójczyni,
Loki rozwiawszy fiołkowe, Nad wodą stoi... "Safo, co chcesz uczynić?" "Chcę morze zarzucić na głowę, By nikt nie dojrzał łez moich..." (Pawlikowska-Jasnorzewska) "Dobrze mi na mojej empirowej równinie. To ona utula mnie do snu jak najczulsza kochanka w rozpiętym między galaktykami hamaku, którego nitki przędzie boży pająk, władca krainy łagodnej melancholii. Kocham ją." (Łysiak) |
ikar |
![]()
Post
#6
|
![]() Mały człowieczek... Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 368 Dołączył: 06.04.2003 Skąd: Wawa :D Płeć: Mężczyzna ![]() |
Może jeszcze powinienem dodać, że to
opowiadanko stylowo skojarzyło mi się z Chmielewską - i jej najlepszymi wg
mnie książkami
![]() -------------------- "At least we had a chance to say... Goodbye"
Nie ma opowiadań doskonałych - są tylko takie, w których jeszcze nie znaleziono błędów... (albo już je poprawiono :D) Tolerancja, Wolna wola, Miłość (:)), Optymizm :) Największe polskie forum RPG by Forum: Strefa Forumowych RPG ^^ |
Anna_Angel |
![]()
Post
#7
|
![]() Mugol Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 1 Dołączył: 24.01.2004 ![]() |
Jak zwykle, czyli super! Może
zaczęłabyś Toroj pisać coś dłuższego? Naprzykład coś takiego jak enahma, czy
Naja? Fajnie by było
![]() -------------------- Twych ust przeciągła słodycz, smak nie do nazwania,
Twych oczu głąb bezdenna, smutek przeraźliwy, I głos twój monotonny, głęboki a tkliwy, To wszystko mnie ku tobie, zwątpiałego skłania. I kiedy twoje usta ustami otwieram, Czuję jakbym mej duszy znów otwierał blizny, I piję z nich te słodkie, duszące trucizny, Z których moc mam do życia, od których umieram. Lecz czego chcę najwięcej, umykasz mi zdradnie I kiedy jestem z tobą o szarym wieczorze, Całuję twoje oczy i widzę w nich morze. Serce twe jak perła. Leży w morzu na dnie. |
Bieta |
![]()
Post
#8
|
![]() Kafel Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 17 Dołączył: 15.08.2003 ![]() |
Ja po opowiadaniach Toro nigdy sie nie
moge pozbierac- a co za tym idzie- brak sensownych komentarzy (z mojej
strony ^^)
Anna! ![]() A co do długosci. Na poczatku troche sie zawiodłam, ze to jusz koniec. Ale, czy długie znaczy dobre? Trzeba po prostu wiedziec kiedy skonczyc ^^ Zresztą...opowiadania o Siri (& Sev) chyba można zaliczyć do tych tak zwanych partowców. Jeśli komus czegos takiegoś brakuje to niech looknie =) ___________ nastepnym razem postaram sie lepiej... ![]() |
Kasandra Black |
![]() ![]()
Post
#9
|
![]() Kandydat na Maga Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 74 Dołączył: 05.02.2004 ![]() |
Z przykrością muszę was powiadomić, że mnie to nie rozśmieszyło. Nie wiem, czemu...........
-------------------- Niechaj to Niemcowie wżdy postronni znaja iż dresy nie gęsi iż swoje kije mają...
Jeżeli muszę wybrać, dajcie mi powód... Jestem jak jasny szczur... Nic mi nie wychodzi... |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 12.05.2025 05:21 |