Bukiecik Fiołków, inny fanfik (HP), zakończone
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | ![]() ![]() ![]() ![]() |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
Bukiecik Fiołków, inny fanfik (HP), zakończone
Nelusia |
![]()
Post
#1
|
![]() Tłuczek Grupa: Magiczni Forumowicze Postów: 34 Dołączył: 29.05.2006 Skąd: Danzig Płeć: Kobieta ![]() |
Pisane w zeszłym roku na podstawie piosenki "Un ramito de violetas". Inne spojrzenie na pewne osoby, wizja raczej moja własna, ale nie odchodzi za bardzo od kanonu.
Miłego czytania! Nel Bukiecik fiołków Było zimne i deszczowe listopadowe popołudnie. Niebo nad Wiltshire zasnuwały szare, kłębiaste chmury. Z wysokich drzew rosnących po obu stronach ścieżki, którą szła kobieta w długim czarnym płaszczu, spadały ostatnie liście. Mocniejszy podmuch wiatru poderwał je do szalonego tańca. Kobieta wsunęła kaptur na głowę i przyspieszyła kroku. Szła w stronę najokazalszego domu w okolicy, który znajdował się dokładanie na końcu tej dróżki. Z oddali dostrzegła światła palące się w oknach starego dworu. Od lat nie była w tym miejscu, a nic się tu nie zmieniło. Te same stare dęby szumiały za domem, podwórze było tak samo uprzątnięte jak przed laty. Przeszła przez kutą w żelazie bramę wjazdową i znalazła się na terenie posiadłości. Minęło tyle lat… Tak dawno jej tu nie było. Zastanawiała się, jak ją przyjmą właściciele. W końcu uważali ją za zdrajczynię rodu. Została tu jednak zaproszona przez swoją siostrę. Nie miała pojęcia dlaczego, w końcu od wielu lat nie utrzymywały ze sobą żadnego kontaktu. Podniosła oczy do góry i spojrzała na nieskazitelnie białą i zdobioną rzeźbami fasadę domu. Nie wiedziała, co ją czeka tam w środku, za tymi ciężkimi drzwiami z kołatką w kształcie głowy smoka. Zaczęła się zastanawiać, czy to nie jest przypadkiem jakiś podstęp ze strony męża jej siostry. Pomimo tego postanowiła nie zawracać. Chwyciła za kołatkę i weszła do środka, gdy skrzat domowy otworzył jej drzwi. *~*~* Jeszcze nikomu o tym nie mówiłam. Ty będziesz pierwsza. Usiądź sobie wygodnie. Postanowiłam powiedzieć to właśnie tobie, bo wiem, że wysłuchasz mnie do końca - i że mnie zrozumiesz. Poczęstuj się ciasteczkiem z patery. Spróbuj, są bardzo smaczne. Te skrzaty jednak znają się na pieczeniu. Chciałabyś się napić herbaty? A, wolisz kawę, zawsze ją wolałaś. Dobrze, dostaniesz kawę, ja też się napiję. Chodź do pokoju. Wolisz zostać w salonie? Jak uważasz.... Tu zresztą jest cieplej. Kominek jest jednak wspaniałym wynalazkiem. Wiesz, że Lucjusz jest w Azkabanie? Trafił tam w czerwcu po tym, jak Czarny Pan kazał mu i innym śmierciożercom odebrać przepowiednię z Departamentu Tajemnic. Myślisz, że moje małżeństwo z Lucjuszem zostało zawarte tylko po to, by zachować czystość czarodziejskiej krwi? Być może tak było. Dla was on był zwykłym mordercą, ale tak naprawdę wcale nie był taki zły. Widzę zdziwienie na twojej twarzy. Jak taki ktoś może nie być zły, pytasz. Odpowiem ci, on nie był żadną „maszynką do zabijania”. Po prostu uważał, że to, co robi, jest słuszne. Tak samo zresztą jak nasza siostra. Myślisz, że jest pozbawiony ludzkich uczuć? I tu się mylisz. Za chwilę dowiesz się rzeczy, o jakich wcześniej nie miałaś pojęcia. Po to cię tutaj zaprosiłam. Widzę, że już nie możesz się doczekać dalszego ciągu mojej opowieści. Powiem tylko Drewience, żeby odniosła tacę do kuchni. Za chwilę dowiesz się wszystkiego. Cierpliwości. *~*~* Jesteśmy tu same i dobrze, przynajmniej nikt nie będzie nam przeszkadzał. Będziemy mogły w spokoju porozmawiać, tak jak to robiłyśmy wiele lat temu. Co ja wygaduję? Przecież zawsze lepiej dogadywałam się z Bellą – wiadomo, Ślizgonka ze Ślizgonką lepiej się zrozumie. Ty byłaś w Hufflepuffie. Nie zazdrościłam ci tego, o nie. My mieliśmy klasę i byliśmy świadomi swojej arystokratycznej przynależności. U was byli uczniowie z różnych, często typowo mugolskich rodzin. Lubiliście ich, my nimi gardziliśmy. Zwłaszcza Bella, której duma rodowa nie pozwalała na jakiekolwiek przyjaźnie z ludźmi, jak to określała, „poniżej pewnego poziomu”. Jestem najmłodsza z naszej trójki. Kiedy wy już byłyście w Hogwarcie i poznawałyście tajniki wiedzy czarodziejskiej, ja ciągle uczyłam się magii w domu, choć, szczerze powiedziawszy, nasi rodzice nie wywiązywali się za dobrze ze swojego obowiązku. Byli zbyt zajęci własnymi sprawami, by mi pomóc w jakikolwiek sposób i powiedzieć, co robię źle. Jak miałam dziesięć lat, omal nie wysadziłam domu w powietrze, bo nie potrafiłam przyrządzić porządnie eliksiru. Gdyby nie to, że ojciec przyszedł wcześniej z pracy, to pewnie teraz byśmy tu nie rozmawiały. W moim pokoju na ścianie wisiało owalne lustro w mahoniowych, bogato zdobionych ramach. Uwielbiałam się w nim przeglądać i wyobrażać sobie, że jestem najpiękniejszą dziewczynką na świecie. Matka nie pochwalała tych zabaw, uważała, że nic dobrego z tego nie wyniknie. I miała rację. W Hogwarcie ciężko mi było znaleźć przyjaciółkę, więc trzymałam się z Bellą, która często miała mnie dosyć. Może byłam dla niej zbyt dziecinna? Nie wiem. Nie miałam zdolności przywódczych Belli ani twojego charakteru. W szkole przezywali mnie „ Panna-Narcyza-Zadarty-Nos”, bo nie dostrzegałam innych. Żyłam we własnym świecie, w którym wszystko było takie jasne i proste. Nie lubiłam rzeczywistości, tego transmutowania mebli w zwierzęta, warzenia eliksirów, corocznych egzaminów i latania na miotle. Nic mi się nie podobało i byłam wiecznie niezadowolona. Naprawdę, powinnaś się cieszyć, że nie byłaś ze mną w jednym domu. Niewiele osób wytrzymywało moje kapryśnie zachowanie, bardzo często mi dokuczali. Nie przejmowałam się tym, ale z drugiej strony było mi smutno, że nie mogę znaleźć żadnej przyjaznej duszy. Większość ludzi mnie unikała. Zazdroszczę ci tego, że miałaś przyjaciół, że potrafiłaś się z nimi porozumieć. Tego, że byli z tobą, gdy tego potrzebowałaś. Ja nie miałam takiego szczęścia. Nie zmieniłabym jednak swojego życia. Gdybym teraz miała jedenaście lat i siedziała na krześle w Wielkiej Sali, Tiara Przydziału na pewno przydzieliłaby mnie do Slytherinu. Tam było i jest moje miejsce. Ze szkolnych przedmiotów najbardziej lubiłam Obronę Przed Czarną Magią - trochę dziwne, biorąc pod uwagę to, czyją jestem żoną, nieprawdaż? - oraz starożytne runy. Reszta była mi zupełnie obojętna, ale moje oceny końcowe były jak najbardziej przyzwoite - dzięki Belli, która nie mogła patrzeć na moje lenistwo i zaganiała mnie do roboty. Często siedziałyśmy do późnych godzin nocnych w bibliotece i wertowałyśmy opasłe tomiska w poszukiwaniu informacji potrzebnych do sprawdzianów. Dziwisz się, że tak o niej mówię? Cóż, Bella nie zawsze była zła. Sama wiesz o tym doskonale, bo z tobą też umiała się dogadać. Nie chcę jej bronić, bo to w końcu jej wybór, że zeszła na tę drogę, na którą zeszła. I że stała się tym, kim się stała. Zaczęła gardzić tobą, odkąd się dowiedziała, że wyszłaś za Teda. Ja zachowywałam się dokładnie tak samo jak ona, po raz kolejny dałam się jej zdominować. Wiesz, to dziwne, ale nigdy nie miałam własnego zdania. Tańczyłam tak, jak ona mi zagrała. Tylko tobą nie mogła kierować. Ani ona, ani nasi rodzice. Zostałaś przez nich uznana za zdrajczynię krwi, ale wcale się tym nie przejęłaś. Zostałyśmy wychowane tak samo, ale ty nie gardziłaś mugolami. Wręcz przeciwnie, bardzo ich lubiłaś. Przez te lata, podczas których się nie widziałyśmy, często się zastanawiałam:, czego ja ci właściwie zazdroszczę? Miałam ogromny dom i opływałam we wszystkie luksusy, ale czegoś mi do szczęścia brakowało. Różniłaś się ode mnie i od Belli, to fakt. Nie znaczy to wcale, że byłaś od nas gorsza. Miałaś po prostu więcej odwagi od nas, by przeciwstawić się sztywnym, arystokratycznym konwenansom. Może to jest ta rzecz, której tak bardzo ci zazdroszczę? *~*~* Lucjusza poznałam jeszcze w Hogwarcie. Też był w Slytherinie, tak jak ja. I również pochodził z rodu czystej krwi. Pewnie to skłoniło mnie do tego, by za niego wyjść. Zdawałam sobie sprawę z tego, że on mnie nie kocha. Bardziej liczyły się dla niego moje pieniądze i to, że jestem czarownicą czystej krwi, a nie jakąś szlamą. On też nie mógł na nie patrzeć. Powtarzał słowa Bellatrix: „ Kto to widział, żeby w takiej szkole jak Hogwart panoszyły się szlamy?” Gdy matka dowiedziała się, kto jest moim adoratorem, nie omieszkała zaprosić go do nas. Byliśmy tylko my i nasi rodzice. Pamiętam, że atmosfera była bardzo sztywna i napięta. Oparcie krzesła kłuło mnie w plecy, a zza otwartego okna dochodził duszący zapach jaśminu. Nie mogłam zachowywać się swobodnie i naturalnie. Udawałam, by zadowolić rodziców i całą resztę czarodziejskiej arystokracji. Lucjusza bardziej obchodziły moje pieniądze i to, skąd pochodzę, niż to, kim jestem. Smutne, ale tak było i nic na to nie poradzę. W wyższych sferach nie wybiera się męża. Wyboru dokonali za mnie rodzice i to wtedy, gdy byłam jeszcze zupełnie mała. Popatrz, jakie to niesprawiedliwe! Nawet męża sama sobie wybrać nie mogłam, o wszystkim decydowali oni. Staroświecki, przestarzały pogląd. A ja oczywiście musiałam się z nimi zgodzić. Wyszłam za niego, ślub był bardzo wystawny, matka zaprosiła wielu gości. Miałam na sobie długą kremową suknię przybraną błękitnymi różyczkami i koronkowy welon, odziedziczony po prababce. Ty nie zostałaś zaproszona na ślub. Doskonale wiesz, czemu. Próbowałam przekonać matkę, by zmieniła zdanie, ale była nieugięta. Bella, która już była żoną Rudolfa, mówiła tak samo. Powiem ci teraz, że wtedy brakowało mi ciebie. Ale musiałam udawać, że jestem zadowolona, w końcu wchodziłam do szlachetnego czarodziejskiego rodu Malfoyów. Najwyraźniej do końca życia będę tkwić w tych skomplikowanych koligacjach wyższych sfer. Lucjusz dopiero po ślubie powiedział mi, kim jest. A był, jak ci wiadomo, śmierciożercą. Tak samo jak Bella i jej mąż. Sami zeszli na tę drogę i nie mam zamiaru ich ani potępiać, ani pochwalać. To był tylko i wyłącznie ich wybór. Nie mogłam się do tego wtrącać, chociaż trochę mnie zdziwiło, że Luc nie powiedział mi tego przedtem. Często nie było go w domu, chodził na te swoje zebrania klubu śmierciożerców i robił wszystko, by dobrze służyć Czarnemu Panu. Jednak Bella i Rudolf byli od niego o niebo lepsi i on zdawał sobie z tego sprawę. Początek naszego małżeństwa przypadł na czasy Pierwszej Wojny. Wojny pomiędzy zwolennikami Czarnego Pana a sprzymierzeńcami Albusa Dumbledore’a. Ty wtedy nie stałaś po żadnej ze stron, choć wiem, że wolałaś Albusa. On w końcu był dobrym czarodziejem. Dla was Czarny Pan to wcielenie zła. Był okrutny i żądny władzy. Musiałam znosić zachowanie mojego męża, jego przekonanie o tym, że postępuje słusznie. Pamiętasz, jak szesnaście lat temu, kiedy Lucjusz był na jakiejś akcji z innymi śmierciożercami, zaprosiłam cię na herbatę? Rozmowa nam się nie kleiła. Już wtedy należałyśmy do dwóch różnych światów. Cieszyłam się, że w domu nic nie muszę robić. Sama wiesz, że nigdy nie grzeszyłam zbytnią pracowitością. Mieliśmy w domu skrzaty domowe, które wykonywały za nas całą robotę. Traktowaliśmy ich jak niewolników. Tak zostaliśmy wychowani. Zbyt głęboko to w nas tkwiło, by móc się tego pozbyć. Bywały dni, w których musiałam znosić obecność innych śmierciożerców w naszym domu i ich pijackie ekscesy. Nie miałam nic przeciw nim, ale czemu musieli to robić właśnie tutaj? Czasem zdawało mi się, że są zupełnie pozbawieni taktu. Były chwile, w których marzyłam o tym, by stąd odejść. Albo o tym, by Lucjusz dał sobie spokój z tym służeniem Czarnemu Panu. Luc nie liczył się z moim zdaniem, a ja musiałam tolerować jego zachowanie. Przychodziło mi to z trudem, ale musiałam udawać, że wszystko jest dobrze. Nie potrafiłam się mu sprzeciwić. Często był wobec mnie zbyt brutalny, ale i tak zawsze mu wybaczałam. Nie było pomiędzy nami prawdziwego uczucia. Wszystko było takie sztuczne i na pokaz. Do czasu... *~*~* Uwielbiałam chwile, w których byliśmy sami. Bez Belli, Rudolfa, jego brata i całej tej reszty śmierciożerców. Wtedy przestawaliśmy udawać i zaczynaliśmy okazywać sobie prawdziwe uczucia. Lubiłam, kiedy brał mnie w ramiona i mówił, że mnie kocha. Te momenty, kiedy czułam jego usta na mojej szyi i dłonie w moich włosach. Te wszystkie zimowe wieczory, gdy piliśmy gorącą herbatę w tym salonie. W kominku płonął ogień, oświetlając ciepłym blaskiem nasze sylwetki i wszystkie stojące tu meble. Te poranki, kiedy budziłam się obok niego i wpatrywałam się w jego twarz. Zawsze wstawałam pierwsza, Luc lubił sobie dłużej pospać. Potrafiłam bardzo długo spoglądać na niego, gdy spał. Czułam, że przebywa gdzieś daleko i jednocześnie jest tak blisko mnie. Tak bardzo blisko... Wyciągałam rękę i dotykałam jego policzka – ostrożnie, żeby go nie obudzić. Mogę przysiąc, że wtedy uśmiechał się do mnie przez sen. Dziwne, prawda? Uśmiechał się, a przecież był śmierciożercą, którego nie było w stanie rozbawić nawet rzucanie Niewybaczalnych na mugoli. Nie wiedziałam, które oblicze Lucjusza było prawdziwe. Czy to pierwsze, które znali wszyscy – okrutnego zwolennika Czarnego Pana, czy to drugie, które znałam tylko ja – kochającego męża? Nie miałam pojęcia. *~*~* Nasz syn przyszedł na świat pewnego marcowego dnia. Pogoda była taka sama jak dziś – też padał deszcz, a stare dęby rosnące dookoła naszego dworu podobnie szumiały. Jedyna różnica polega na tym, że wtedy była wczesna wiosna, a teraz jest jesień. Poród był bardzo ciężki - może dlatego Lucjusz nie zgodził się, żebym miała więcej dzieci. Nie wiedziałam, czy robi to ze względu na mnie, czy dlatego, że po prostu nie chciał ich mieć. W końcu każdy mężczyzna marzy o tym, by mieć syna. Gdyby to była dziewczynka, może zachowałby się inaczej. Draco był podobny do ojca. Miał te same rysy twarzy, te same stalowe oczy i ten sam nos. W miarę dorastania coraz bardziej się do niego upodabniał. Ojciec chciał go wychować na swego godnego następcę. Chciał, żeby Draco, gdy dorośnie, wstąpił w szeregi śmierciożerców. Czarny Pan co prawda został pokonany przez tego całego Harry’ego Pottera, a Lucjuszowi groził Azkaban. Mąż został jednak oczyszczony z zarzutów i od tej pory musiał udawać przykładnego angielskiego czarodzieja. Wiedziałam jednak, że tęskni za tamtymi czasami, podczas których był na służbie. Nie trafił do więzienia między innymi dlatego, że wszystkiego się wyparł i powiedział, że działał pod wpływem Imperiusa. Zupełnie inaczej niż Bella i jej mąż. Oni uważali się za najwierniejszych popleczników Sama-Wiesz-Kogo. Woleli iść do Azkabanu niż się go wyprzeć. Bella zawsze była twarda i nieugięta, ale w tamtym momencie trochę przesadziła. Nie była już tą samą osobą, co kiedyś. Bycie śmierciożerczynią bardzo ją zmieniło. Gdybym jej nie znała, mogłabym powiedzieć, że to nie jest ta sama osoba. Była taka, jaka była, ale wierzyła, że to, co robi, jest słuszne. Nigdy tego nie popierałam, ale ona nie liczyła się z moją opinią. Co tu dużo mówić, ona nie liczyła się z niczyją opinią. Może tylko Czarnego Pana. W miarę jak Draco dorastał, Lucjusz wpajał mu coraz to nowe zasady dotyczące tego, co mu wolno, a co nie. Pod żadnym pozorem nie mógł zadawać się z mugolskimi chłopcami z naszego hrabstwa. Zanim dostał list z Hogwartu, uczyliśmy go magii w domu. Był wyjątkowo zdolnym dzieckiem, ale zupełnie nie przykładał się do nauki. To martwiło Lucjusza, który nie mógł znieść, że jakaś dziewczyna z mugolskiej rodziny ma dużo lepsze stopnie niż jego szlachetnie urodzony syn. Draco został wychowany w pogardzie dla osób pochodzących z rodzin mugolskich i mieszanych. W wieku dziesięciu lat dowiedział się, że Lucjusz był śmierciożercą - i od razu zapragnął, aby go naśladować. A ja nie miałam na to wpływu, choć wolałabym, żeby Draco nie dołączał do śmierciożerców. Zresztą, kto mógł wiedzieć, czy Czarny Pan w ogóle się odrodzi, a jeśli nawet, to kiedy? *~*~* W wazoniku na parapecie znajdował się bukiecik fiołków. Ich zapach wypełniał całą moją sypialnię. Patrzyłam na nie i zastanawiałam się, kto zostawił je rano na progu. Draco? Raczej nie. On całymi dniami latał na miotle, bo chciał grać w quidditcha, kiedy już znajdzie się w Hogwarcie. Lucjusz? To było do niego zupełnie niepodobne. Przy tych fiołkach nie było żadnej karteczki, od kogo one są. I to stanowiło dla mnie nie lada zagadkę. Może miałam jakiegoś tajemniczego wielbiciela, który każdej wiosny przynosił mi kwiaty? Nie mówiłam o tym mężowi, wiedziałam, że Lucjusz byłby zazdrosny o tego biedaka i mógł mu zrobić coś złego. Fiołki, które dostawałam od nieznanego wielbiciela, były moją tajemnicą. Tylko czasem zastanawiałam się, jak on do nas przychodzi, skoro dom jest chroniony zaklęciami, a skrzaty zostały nauczone, żeby nie otwierać obcym. To był mój jedyny sekret, którym nie mogłam się z nim podzielić. Poza tym nie miałam przed nim żadnych tajemnic. Byłam otwarta w przeciwieństwie do niego. Lucjusz był dla mnie prawdziwą zagadką, bo nie mogłam dociec, kiedy mówi prawdę, a kiedy kłamie. Ukrywał się nawet przede mną. CDN Ten post był edytowany przez Nelusia: 08.09.2006 20:40 -------------------- |
![]() ![]() ![]() |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 14.05.2025 19:13 |