Popełniłam ten tfór jakiś czas temu i był publikowany na Mirriel. Temat taki a nie inny, bo kiedyś rozmawiałam z kolegą z katedry Medycyny Sądowej i zastanawialiśmy się, czy Ci nad którymi pracuje, wiedzą co z nimi robi.
Miałem szesnaście lat, kiedy zastanawiałem się, jak to jest z umieraniem. Czy wszystkie zmysły wyłączają się od razu, jednocześnie. A może każdy z nich umiera inaczej. Który jest pierwszy, a który ostatni. Właściwie myślałem nad tym przez całe dorosłe życie. Szczególnie kiedy zabijałem dla Czarnego Pana. Ale wtedy zastanawiałem się nad tym po raz pierwszy. Dziś robię to po raz ostatni.
SMAK
Moim pierwszym wspomnieniem z dzieciństwa jest smak owsianki z miodem, którą kazała mi jeść matka, kiedy byłem chory. Do dziś papkowata breja przypomina mi o bólu gardła, zaniedbanym domu, krzykach ojca.
Prawdziwy świat smaków poznałem w Hogwarcie. Posiłki przygotowywane przez skrzaty, słodycze z Miodowego Królestwa, eliksiry które sporządzałem.
Z wiekiem odkrywałem coraz większe bogactwo królestwa smaków, ale do dziś najsilniejszym wspomnieniem jest owsianka.
I smak pierwszego pocałunku. Niechcianego, wymuszonego, gwałtownego. Mieszany ze smakiem mojej krwi.
Czuję w ustach żelazisty smak śmierci. Pozostałość po celnie rzuconej Avadzie.
DOTYK
Najlepiej pamiętam natarczywy dotyk osoby, która całowała mnie pierwszy raz. Był niechciany i nieprzyjemny. Bolało.
Tak. Byłem molestowany i to przez osobę tej samej płci.
Mimo domysłów niektórych osób, to nie dlatego jestem złym człowiekiem. To kim jestem to mój świadomy wybór. Nigdy nie chciałem być dobry. Bycie wrednym sukinsynem jest bezpieczniejsze.
Później były różne kobiety. Wiele kobiet. Twarzy większości z nich nawet nie pamiętam. Zresztą, po co?
Nie lubię kobiet. Nie dlatego, że jestem homoseksualistą. Nie jestem. Mężczyzn też nie lubię. Po prostu nie lubię ludzi. Są nudni, natarczywi, ciekawscy i słabi, a ja nienawidzę słabości.
Lubię dotyk zimnego szkła i śliskiego jedwabiu. Chropowatość kory i gładkość marmuru. I ciepłe futro kota. Miękkie i elastyczne.
Jakieś ręce wkładają moje ciało do trumny. Delikatnie. Tak jakby wiedziały, że mogę to poczuć.
WĘCH
Mój dom śmierdział brudem, przypalonym mlekiem i strachem.
Strach ma bardzo specyficzny zapach. Lekko słony, trochę piżmowy, gorzki. Ciężki do określenia, ale łatwy do rozpoznania. Każde uczucie ma zapach.
Eliksiry z reguły pachną intensywnie. Niektóre przyjemnie, inne nie do wytrzymania. Niekiedy tak ostro, że przytępiają zmysły. Wywary moich, pożal się Boże, uczniów cuchnęły źle wymieszanymi składnikami, spalenizną i strachem.
Zapach strachu towarzyszył mi przez całe życie. Zawsze i wszędzie. Do osiemnastego roku życia był to mój własny strach. Później juz zawsze cudzy. I tak było lepiej.
Śmierć cuchnie. Mieszaniną przerażenia, krwi, moczu, rezygnacji. Był moment w moim życiu, gdy lubiłem ten zapach. Sprawiał, że w końcu czułem się silniejszy od innych. I wolny.
Wolność pachnie wiatrem, świerczyną i świeżo skoszoną trawą.
Grabarz, który kopie mój grób, śmierdzi potem.
Trumna jest dębowa. Pachnie drzewem, któremu odebrano życie.
WZROK
Widziałem w życiu prawie wszystko. Większości z tych obrazów nie chciałby oglądać nikt inny. Setki zwłok zmasakrowanych przez Śmierciożerców zlewają się we wspomnieniach w jedną plamę. Twarze ludzi, których torturowałem i mordowałem, wykrzywione bólem i nienawiścią, są bez znaczenia.
Wielu boi się widoku śmierci, a ciało martwego człowieka, jest takie samo, jak żywego. Tylko nieruchome. Można mu się dokładniej przyjrzeć. Zauważyć asymetrię. Nie lubię ludzkiego ciała. Jest słabością.
Lubię oglądać liście tańczące na wietrze.
I krople wody rozpryskujące się na szybie.
Uwielbiam głęboką czerń.
I czerwień krwi.
Krew żylna jest ciemnobordowa, prawie czarna. Sączy się wolno, jakby miała na wszystko czas. Krew tętnicza jest jasna, jaskrawa. Płynie szybko, jakby się gdzieś śpieszyła.
Wolę krew żylną. Pośpiech jest głupi i niebezpieczny.
Ktoś zamyka wieko trumny.
Ciemność.
SŁUCH
Nie lubię ludzi z jeszcze jednego powodu. Zbyt wiele mówią. Ich nic nie wart słowa zlewają się w drażniący ucho jazgot. Nie potrafią nawet umierać w milczeniu. Krzyczą, złorzeczą, błagają o litość.
Sowa porusza się niemal bezszelestnie. Wiatr zrywa liście z drzewa gwałtownymi szarpnięciami.
Lubię muzykę. Większość tak zwanych zawodowych morderców słucha muzyki klasycznej. Zabijanie jest sztuką, która nie znosi łomotu tych nowoczesnych zespolików robiących pseudo-kariery.
Najlepiej torturować przy dźwiękach Beethovena. Mocne akcenty, silne uderzenia. Eliksiry warzyłem słuchając Brahmsa. Jego muzyka jest doskonale odmierzona, połyskliwa.
Składają trumnę do grobu. Słyszę szorowanie drewna o ziemię. Ciche uderzenie o dno.
- Nikt nie przyjdzie?
- Nie. Przysłali tylko pismo, żeby go tu pochować.
Pierwsze uderzenie grudek ziemi o wieko trumny.
Cisza