Czytając to, z perspektywy czasu (choć krótkiego czasu), dziwię się, że to przeczytaliście i jeszcze potem mieliście siły na wytknięcie błędów.
Chyba jeszcze długa droga mnie czeka, żeby nie popełniać tak dużej ilości pomyłek. Ale będę ćwiczyła i próbowała.
Wiem, że wszystko, co pisałam i robiłam, do tej pory było bardzo chaotyczne. Od dzisiaj postaram się to nieco zmienić.

Tego opowiadania nie dokończę, ale dodam miniaturkę. Mam nadzieję, że jest choć minimalnie lepsza od poprzednich opowiadań.
*
Wywar miłosny - czyli jak Snape uciekał przed GrangerSpokojnym krokiem przemierzał ponury korytarz, oświetlony znikomym światłem wielkiego księżyca. Ta noc była wyjątkowo zimna. Szczelnie opatulony czarną szatą rozglądał się w koło.
Kończymy obchód, Severusie - pomyślał. Gdy ostatecznie miał skręcać w stronę lochów, zobaczył Granger. Podszedł bliżej, wytężając słuch.
- Zamknij się, Malfoy!
- Ostrzega... - nie zdążył dokończyć, bo za plecami Gryfonki stał Snape.
Hermiona uśmiechnęła się drwiąco.
- Dobry piesek - rzuciła, robiąc krok do przodu.
Tyle, że nie przesunęła się choćby o milimetr w zamierzonym kierunku. Najgorsze było to, że coś ją... trzymało!
- AAAAAAAA!
Zaczęła rzucać się na wszystkie strony, krzyczeć, jakby ujrzała ducha i wymachiwać rękami.
- Ucisz.się.Granger - spokojnie powiedział Nietoperz.
Jak na komendę przestała piszczeć i spojrzała zdziwiona na profesora. Na jej policzkach wykwitły czerwone rumieńce.
O nie, o nie... - w jej głowie włączyła się pomarańczowa lampeczka, oznaczająca, że jest źle.
- Szlaban. Ty i ty - wysyczał, wskazując na ich obojga - oraz gratisowo minus dwadzieścia punktów od obu domów. Jutro widzę was w lochach o osiemnastej - dodał na odchodnym.
Malfoy spojrzał na Gryfonkę purpurowy ze złości. Rzuciła się biegiem w stronę schodów, niemal zabijając się o własne nogi. Gdy była pod portretem Grubej Damy, oparła się o chłodną ścianę i wzięła wielki haust powietrza.
Severus Snape był mocno zdenerwowany całym zajściem. Jednak najbardziej zaniepokoiło go to, że...
Krzyczała, jakbym ją co najmniej gwałcił! – pomyślał. Odsuwając od siebie tą myśl, sięgnął po szklaneczkę i butelkę Ognistej Whisky. Nalał sobie połowę i wypił jednym łykiem. Poszedł do łazienki i spojrzał w lustro. Jeszcze niezbyt tłuste włosy opadały lekko na jego ramiona. Usta wykrzywione w ironicznym uśmiechu, drgały lekko na wspomnienie miny własnego chrześniaka.
Jego pierwsza lekcja odbywała się z drugoklasistami. Kolejne dwie czekały go z Gryffindorem i Slytherinem siódmego roku. Gdy przyszedł pod drzwi od sali, wszyscy stali równo ustawieni w parach, co go niezmiernie zdziwiło.
Pewnie sobie robią ze mnie żarty, niedouczone dzieci Hogwartu! - Wejść – powiedział sucho.
Na lekcji jednak się okazało, że żartów sobie nie robią. Snape podszedł do tablicy i za jednym machnięciem różdżki, na tablicy pojawił się skład Eliksiru Miłości.
- Macie dwie godziny na sporządzenie tego „cuda” – rzekł z lekką ironią. – Dziesięć minut przed końcem macie je zażyć, a flakoniki z pozostałością położyć na biurku. Miłej pracy życzę – i wyszedł na zaplecze.
Wszyscy uczniowie zabrali się za tworzenie wywaru. Skupiona Hermiona, spojrzała w sufit, czekając chwilę, by składnik dobrze się rozpuścił. W tymże momencie Ron ukradkiem podszedł do jej stolika z wielką łyżką (którą zresztą nalewa się zupę) i zaczął powoli wybierać go z kociołka. Draco Malfoy podniósł się z krzesła i przeszedł wzdłuż klasy, potykając się o wystające nogi Ronalda Weasleya, który zamachnął się łychą i wylał jej zawartość na twarz Ślizgona.
Cała klasa ryknęła niepohamowanym śmiechem, co sprowadziło nauczyciela do pomieszczenia.
- Cisza! – wrzasnął, spoglądając na Dracona.
Chcąc – nie chcąc, na jego twarz wpęzł lekki uśmiech rozbawienia. Dracze miał świński nosek i uszka.
- Bywa – szepnął, tak by tylko on mógł to usłyszeć.
Jednym zaklęciem oczyścił podłogę, Malfoya Juniora skierował do Skrzydła Szpitalnego, a reszcie nakazał dalszą pracę.
- Ach, zapomniałbym!– żachnął się. – Odejmuję czterdzieści punktów panu Weasley’owi.
- Aż czterdzieści?! – zajęczał rudzielec.
- Pięćdziesiąt.
Pod koniec lekcji Hermiona, jako pierwsza, wypiła trzy łyczki eliksiru. W jej ślady poszła większa część Gryfonów, a nawet Ślizgoni. Severus Snape siedząc za biurkiem nauczyciela, wyczytywał imię i nazwisko ucznia do oddania probówki zatkanej małym kurkiem.
- Pansy Parkinson.
Podeszła do niego dziewczyna... Zaraz, zaraz! Dziewczyna zamieniona w chłopaka! Podeszła, więc, z miną zbitego psa i spojrzała załzawionymi oczami na profesora.
- Źle. Skutki uboczne przestaną działać najpóźniej za trzy dni. Troll.
Pora na Harry’ego.
- Hmm, zadziwiające, Potter, jak szybko można się nauczyć robić wywar miłosny – skomentował, widząc śliniącego się Gryfona do jednej z dziewczyn.
- Granger.
Brązowowłosa podleciała jak na skrzydłach. Zwykle normalne, brązowe oczy, zamieniły się w wielkie oczęta. Otwarte usta i ręce złożone, jak do modlitwy oznaczały chyba coś niepokojącego.
- Kocham cię, Severusie! – krzyknęła na całą klasę.
Złożyła usta w „dzióbek” i poczęła zbliżać się do nauczyciela. Zdruzgotany Snape wybiegł z sali, uciekając przed natrętną uczennicą.
- Minus dwadzieścia punktów! – krzyczał, wciąż biegnąc.
- ALEŻ JA CIĘ NAPRAWDĘ KOCHAM!
-
Sto!