Jest to moje pierwsze opowiadanie.. Nie miejcie mi za złe, że tak kiepsko poszło...
--------
Była noc.. Zimna, chłodna i ciemna.. Był 31 października 1981 roku. Państwo Potter, James i Lily siedzieli w pięknym i oświetlonym salonie. Coś jednak ich zaniepokoiło..
-James.. Co to było? – zapytała zaniepokojona Lily, małżonka Jamesa Pottera
-Chyba.. Chyba.. – wyjrzał przez okno i odwrócił się do kobiety – Lily, idź do Harry’ego. Nie pozwolę mu skrzywdzić mojej rodziny.. No idź! – ostatnie zdanie krzyknął.
-James.. Czy.. Czy to Voldemort? – zapytała. Nie chciała stracić męża, a co więcej – rodziny.
-Tak, to on. A teraz idź! Szybko! – powiedział i rzucił się do przedsionka lokalu.
-Kocham cię! – rzuciła i wbiegła do pokoju syna.
James został ,aby ten ów czarodziej nie przedostał się do młodego Pottera.
-Potter, odsuń się, a nic ci nie zrobię! – powiedział Czarny Pan, gdy wyważył drzwi.
-Nie! Nie pozwolę ci zabić syna! Drętwota! – krzyknął czarnowłosy mężczyzna.
-Crucio! – krzyknął Lord, a James zwijał się z bólu.
-Aaahh! Expelliarmus! – rzucił Potter
-Myślisz, że mnie tym pokonasz? – zapytał ironicznie Voldemort – Powiem ci tylko jedno, Avada Kedavra! – rozległ się zielony błysk i po tych słowach, James Potter runął głośno na ziemię. Riddle udał się do pokoju Harry’ego. Ponownie wyważył drzwi i chciał przejść do dziecka, lecz Lily zabrała go i wzięła na ramiona. Chłopiec smacznie spał nie wiedząc co tu się dzieje..
-Odejdź od niego, szlamo! To cię nie zabiję! – krzyknął rozzłoszczony Lord Voldemort.
-Nie! Wolałabym umrzeć! Nie oddam go! Odejdź! – krzyczała zapłakana kobieta
-Miałem cię nie zabijać, lecz stanie się inaczej! Avada Kedavra! – i kolejna ofiara padła na ziemię nieżywa. Mężczyzna podszedł do dziecka i wycelował różdżkę.
-Do nie zobaczenia, Młody Potterze. Avada Kedavra! – powiedział, lecz zaklęcie odbiło się od ciała dziecka i uderzyło Lorda prosto w pierś. Padł na drewnianą podłogę robiąc przy tym wiele hałasu. Harry obudził się z blizną w kształcie błyskawicy na czole..
*
-Jesteś słaby, Harry. Słaba jest twoja miłość – szeptał Voldemort Potterowi, który leżał na zimnej i brudnej ziemi poplamiony krwią i błotem – Nie wygrasz tej bitwy. Jesteś za słaby.. Crucio!
Chłopak ponownie zawył z bólu, lecz odpowiedział mężczyźnie:
-Nie jestem słaby!
-Ach, tak? – zaśmiał się Czarny Pan – Nie widzę tego, żebyś był silny, chłopcze. Crucio!
Harry znowu zwijał się na ziemi. Słyszał tylko głośny i donośny śmiech Lorda, który przeszywał jego mózg. Nie był pewien, czy to wytrzyma. Nie był pewien, czy przeżyje.
-Jestem silny, Voldemort. Gdybym nie był, to nie zniszczyłbym horkruksów, prawda? – powiedział ledwo przez drżące i spuchnięte usta.
-Ale ja jestem górą, Potter! Crucio! – wrzasnął ponownie Voldemort
-Aaahh – Potter ponownie zawył z bólu – Może i jesteś, ale i tak najsilniejsza jest miłość.. – dodał resztkami sił.
-Miłość.. – powiedział ironicznie – Wspaniała, cudowna miłość. Gdyby nie ona, nie miał bym cię na głowie.. No tak, piękna miłość.. A to, za tą twoją miłość, Potter! Crucio!
Chłopak nie był pewien, czy wytrzyma ten przeszywający ból. Czekał, aż go opuści..
-I dalej tak ślepo wierzysz w miłość, Potter? – zaśmiał się Lord – Miłości nie ma! Nie ma dobra i zła! Jest władza i potęga, Potter! Władza i potęga! I tylko ci silniejsi przeżyją! I tylko ci najwierniejsi zostaną! Crucio! – wrzasnął na cały głos. Harry nie był pewien, czy to już koniec, czy dopiero początek. Musi to zrobić. Musi to zakończyć. Musi zebrać siły. Pomyślał o rodzicach i przyjaciołach. I o Ginny.. Teraz mu jej najbardziej brakowało.. Nagle ból ustał. Potter ledwo podniósł się na nogi i wyciągnął różdżkę ku zdziwionemu Voldemortowi.
-Miłość zawsze zwycięża, Tom. I dobro zawsze było, będzie i zostanie. Koniec ze złem. Koniec z tobą. Avada Kedavra! – powiedział i widząc, że uśmiech z twarzy Riddle’a spełzł bardzo szybko. Nawet się nie odwrócił, a on już leżał. Pokonał go. On, Wybraniec, w końcu pokonał wielkiego i strasznego Lorda Voldemorta. Zwyciężyła.. Miłość…