Popełniłam oto tę miniaturkę. mam nadzieję, że nie jest źle. nie będę już przynudzała, jeszcze tylko chciałam podziękować Ains, która podjęła się zbetowania tekstu, za co jestem jej naprawdę wdzięczna. ;*** i dziękuję także Reed, która wypowiedziała się na temat miniaturki. (;
Utracony diament
I wish that I could see you again
I know that I can't
I hope you can hear me
I remember it clearly
Avril Lavigne - Slipped away
Tak bardzo bałam się burzy. Kuliłam się wówczas na dużym łożu i przykrywałam grubą pierzyną. Wtedy przychodziłaś ty i siadając obok mnie, głaskałaś delikatnie moje długie włosy. Tak bardzo to lubiłam. Codziennie wieczorem siadałyśmy na kanapie w pięknie urządzonym salonie, a ty czesałaś je, każdy kosmyk po sto razy. Umilałaś mi czas najróżniejszymi opowieściami z twojego dzieciństwa. Wsłuchiwałam się w nie, jak zaczarowana. Jakby mała wróżka rzuciła na mnie jakiś urok. Patrzyłam na ciebie i myślałam, o tym jaka jesteś piękna. Miałam wielką nadzieję, że i ja kiedyś taka będę. Chciałam mówić, chodzić i wyglądać jak ty, chciałam być po prostu tobą. Zastępowałaś mi wszystkie przyjaciółki. Uwielbiałam spędzać z tobą czas i nigdy nie uważałam go za zmarnowany. Mimo tego, że często musiała zajmować się mną opiekunka, kochałam cię. Całym sercem i duszą, całą sobą. Jednak była między nami pewna bariera – ojciec. Zadawał ci pytania, nawet nie otwierając ust, rzucał spojrzenia pełne pogardy, potrząsał głową z dezaprobatą, kiedy przebywałaś ze mną w jednym pomieszczeniu, albo tuliłaś mnie do swojej piersi. Mówił, że powinnam być obojętna na uczucia z zewnątrz, bo wówczas będzie mi łatwiej. Powtarzał, że wtedy nikt mnie nie skrzywdzi. Nie wierzyłam w jego słowa, a może nie chciałam uwierzyć? Teraz wiem, że miał rację. I płaczę, skulona na tym wielkim, cholernym łóżku, bo on miał rację! A ja mu nie wierzyłam.
Moje szesnaste urodziny obchodziłam z prawie całą rodziną, tylko ciebie tam nie było. Przeszukałam cały dom, każdy najmniejszy zakamarek, jaki znałam, każde miejsce, o którym nawet on nie miał pojęcia. Nic. Nie znalazłam cię, pomimo moich starań. Tłumaczyłam sobie, że to przeznaczenie, że tak miało być. Teraz wiem, że to było kłamstwo.
Rok później znowu cię zobaczyłam. Nie wiedziałam czy to sen, czy jawa. Spojrzałam na twoją twarz, tak samo piękną i delikatną, jak niegdyś. Zajrzałaś w moje oczy i zobaczyłaś łzy, które chwilę później spływały swobodnie po policzkach. Żadna z nas nie zrobiła kroku ani w przód, ani w tył. Tylko stałyśmy, radując się wzajemnym widokiem. W końcu podeszłam do ciebie, chcąc się przytulić, ale ty mnie odepchnęłaś. Już nie byłaś tą samą Druellą, ale ja za to pozostałam sobą za nas obie.
Opuściłaś nas, mnie i ojca. Zostawiłaś, tak zwyczajnie od nas odeszłaś. Miałam ci to za złe, ale wciąż cię kochałam, bo byłaś moją matką. Śniłam, by móc jeszcze kiedyś cię ujrzeć, dostrzec cień uśmiechu, przebiegający ukradkiem po twoich ustach, błysk radości w twoich oczach. Jednak nie było mi to dane.
Ze wszystkimi czynnościami kojarzyłaś mi się ty. Dlaczego nie moje siostry, albo nawet Dumbledore, tylko ty?! Robiąc kawę, przypominałam sobie, jak bardzo ją lubiłaś, w szczególności, gdy była z mlekiem i cukrem. Śpiewając ulubioną piosenkę, orientowałam się, że jest ona też i twoją. Czytając, lubiłam ciszę i spokój, zupełnie jak ty, a gdy szłam spać, to tylko z uśmiechem na twarzy.
Pewnego dnia, gdy siedziałam w fotelu, oglądając wspólne zdjęcia i szlochając, do pokoju wszedł ojciec, a zaraz za nim on - mój przyszły mąż. Mówił, że wyglądałam bardzo niewinnie, aż zachciało mu się mnie przytulić i powiedzieć, że będzie dobrze, mimo, że nawet nie znał mojej sytuacji. Ale tego nie zrobił, za co jestem mu wdzięczna do dziś.
Ślub nie należał do tych najskromniejszych, ba! Był na całe miasto, przyszła sama elita, która liczyła ponad pięćset osób. Każdy był przepięknie ubrany, a do ust miał przyklejony sztuczny uśmiech. Wszyscy mi gratulowali, życzyli tego, co najlepsze, mówili, że mam wielkie szczęście, wychodząc za Malfoya. Jak można tak łgać, no jak? Ubrana byłam w piękną, białą suknię. Dekolt zdobiony był małymi różyczkami w tym samym kolorze, gorset mocno mnie ściskał, wyszczuplając talię i podnosząc biust. Krynolina utrzymywała gruby materiał, stanowiący dół sukienki. Był lekko marszczony, cudowny. Goście twierdzili, iż wyglądałam jak anioł. Jak upadły anioł, pomyślałam wówczas.
Lucjusz poprosił mnie do tańca, który trwał pięć minut, jednak dla mnie trwał on wieczność. Kręciło mi się w głowie i było niedobrze. Myślałam, że zaraz zemdleję, a po cichu nawet o tym marzyłam, ale nie wszystko, co jest marzeniem, się spełnia. Gdybyś tam była, wiedziałabyś, że wcale nie jestem szczęśliwa. Tylko ty potrafiłabyś uczynić niebo z tego piekła, tak, że byłby to najlepszy dzień w moim życiu. Jednak nie było cię ze mną.
Nasza noc poślubna nie była taka, o jakiej marzyłam. Bez zbędnych ceregieli, przeszliśmy do rzeczy. Po wszystkim, szczelnie opatuliłam się cienkim i zimnym szlafrokiem, tak samo zimnym, jak jego serce, jego uczucia. Usiadłam na dywanie, opierając się plecami o znienawidzone łóżko, w którym kryły się wszystkie marzenia, tajemnice, wyznania, a nawet tęsknoty.
Dokładnie dziewięć miesięcy później urodziłam dziecko. Tyle że to szczęście przygaszała jedna rzecz, jedna osoba. Ty, a raczej brak ciebie. Modliłam się, abyś mnie odwiedziła. Byś przytuliła mnie, tak jak wtedy, gdy byłam małym dzieckiem. Byś powiedziała, jak bardzo mnie kochasz i pocałowała w czoło z matczyną czułością, ale nie było mi dane tego zaznać.
Teraz siedzę na tym samym, cholernym łóżku, które zdążyłam znienawidzić jeszcze bardziej, a pomyśleć, że kiedyś je uwielbiałam. I patrzę się w białą ścianę, na której wisi portret mojej rodziny, a trochę dalej twój, ojca i mój, gdy miałam kilka lat. Wszyscy się uśmiechaliśmy, bo wierzyliśmy w to, że na zawsze będziemy razem. Powiadają, że nadzieja matką głupich, ale mówią też, że to ona umiera ostatnia. Więc poczekajmy jeszcze trochę i zobaczmy, czy tak się stanie tym razem.
Słyszę cichy szelest sukienki, delikatny stukot butów na obcasie, równomierny oddech. W moim sercu znów pojawia się nadzieja na odzyskanie utraconego diamentu. Serce znów bije szybciej, krew szybciej krąży w moich żyłach, oddech staje się urywany, gdy słyszę anielski głos. Nadzieja coraz bardziej wzrasta.
- Narcyzo, jesteś gotowa?
Ale gdy spoglądam na postać, cała atmosfera opada z hukiem na ziemię, niczym zatopiony statek na oceanie.
- Tak – odpowiadam. – Jestem gotowa, Bellatrix.
Nadzieja umarła, ja razem z nią. Teraz jestem pewna, że już nigdy nie będę tak wesoła i beztroska, jak wtedy. Wiem, że poszłam w twoje ślady i już nie jestem prawdziwą Narcyzą, ale mimo to będę dalej walczyła. Do utraty sił.