Og³oszenia duszpasterskie:
opowiadanie znajdowa³o siê przez krótk± chwilê w internecie, jednak z braku weny zosta³o zawieszone. Przez wiele lat le¿a³a³o zapomniane w czelu¶ciach komputera Kasiowatej, a¿ w jej ¿yciu zjawi³a siê druga potteromaniaczka - Monicca i wspólnymi si³ami postanowi³y tworzyæ dalej.
Tre¶æ obejmuje wczesne czasy huncwotów, jednak to nie oni s± g³ównymi bohaterami.
¯yczymy mi³ej lektury, mamy nadzieje, ¿e bêdziecie siê bawiæ równie dobrze jak my podczas tworzenia.
Rozdzia³ 1
27 maja 1976
Moje cztery k±ty
Flower Street 5, Londyn, Anglia
Od kilku minut tkwi³am ko³o okna wpatrzona w ¶wiec±ce gwiazdy na bezchmurnym niebie. Ju¿, gdy by³am dzieckiem uwielbia³am je ogl±daæ, godzinami mog³am staæ bez ruchu podziwiaj±c te piêkne cia³a niebieskie, maj±c nadzieje, ¿e ujrzê, choæ jedn± spadaj±c± gwiazdkê i bêdê mog³a wypowiedzieæ swoje ¿yczenie. W ostatnich miesi±cach nie mia³am zbyt wiele na to czasu, wiêc cieszê siê ka¿d± chwil±, w której mogê siê nimi zachwycaæ. Z niechêci± oderwa³am wzrok od okna i omiot³am nim ca³y pokój, w którym przebywa³am. By³o to bardzo ma³e pomieszczenie, jedynym ¼ród³em ¶wiat³a by³ kominek, na wprost niego sta³ fotel przykryty bordow±, rêcznie robion± narzut±, a ko³o okna znajdowa³o siê dzieciêce ³ó¿eczko, w którym le¿a³a ma³a dziewczynka. W³a¶nie, dlatego, ¿e pokój by³ taki niewielki i przytulny wydawa³ siê byæ idealnym miejscem dla dziecka. Kiedy siê do niego wchodzi³o, ka¿dy czu³ siê jak w domu, jak u mamy.
- ¦pij kochanie – wyszepta³am pochylaj±c siê nad dziecinnym ³ó¿eczkiem. Szczelinie otuli³am ko³derk± maleñstwo maj±c nadzieje, ¿e tym razem nie wykopie siê za piêæ minut. Upewniwszy siê, ¿e bobas spokojnie zasn±³, usiad³am w fotelu i zapatrzy³am siê w przygasaj±ce p³omienie. Nagle moje spojrzenie zwróci³o siê na zdjêcia stoj±ce na gzymsie kominka i zatrzyma³o siê na jednym z nich. Przedstawia³o ono dwoje roze¶mianych, rozczochranych, czarnow³osych nastolatków. Biegali oni od jednej ramy zdjêcia do drugiej, zatrzymuj±c siê tylko na chwilkê, aby pomachaæ do zainteresowanych nimi osób. Odwróci³am fotografiê na drug± stronê i szeptem odczyta³am:
- WAKACJE 1971 - tak, to by³ jeden z najlepszych okresów mojego ¿ycia – stwierdzi³am beznamiêtnym g³osem.
* * * *
30 sierpieñ 1971
Rezydencja pañstwa Black
Grimmauld Place 12, Londyn, Anglia
Spa³am w wielkim ³ó¿ku, a na mojej twarzy b³±ka³y siê promienie s³oneczne, które wpada³y do pokoju przez wschodnie okno bez problemu przedzieraj±c siê przez a¿urow± firankê.
- No nie d³u¿ej ju¿ nie mogê! – warknê³am zrywaj±c siê z ³ó¿ka i podesz³am w stronê okna, ¿eby zas³oniæ zas³ony. Zrobi³am to trochê zbyt nerwowo i kilka klamerek pu¶ci³o trzymany materia³. Zaklê³am cicho, wracaj±c po ró¿d¿kê, któr± zostawi³am na szafce nocnej. Po chwili mruknê³am zaklêcie i zas³ony wygl±da³y jak nowe. Nigdy nie spa³o mi siê dobrze w tym domu; to za twarde ³ó¿ko, to za wielkie, to znowu jakie¶ wyimaginowane ha³asy z do³u, a raz omal nie zesz³am na zawa³ serca, gdy wyda³o mi siê, ¿e wê¿e otaczaj±ce kotary ³ó¿ka siê poruszy³y, teraz za¶ s³oñce razi³o mnie po oczach... To jaka¶ z³o¶liwa kl±twa.
Spojrza³am na zegarek (6.47) i u¶miechnê³am siê z³o¶liwie. Te kilka cyferek od razu poprawi³o mi humor. Ciocia Walburga mog³a byæ z³o¶liwa i zrzêdliwa, ale by³a bardzo dok³adna, wrêcz pedantyczna. Mia³am pewno¶æ, ¿e budziki w ca³ym domu s±, jak zwykle, nastawione na 7.05, wiêc do obudzenia siê mieszkañców mia³am dok³adnie siedemna¶cie minut i ju¿ wiedzia³am jak ten czas wykorzystam.
- Przeczuwa³am, ¿e wakacje bêd± idealnym czasem na odp³acenie siê za te ró¿owe w³osy, w których posz³am na randkê z Kevinem. Syriuszu strze¿ siê, nadchodzê. – powiedzia³am do siebie z przebieg³ym u¶miechem. Nigdy nie zdo³a³am mu udowodniæ, ¿e to w³a¶nie on spowodowa³ u mnie t± niezaplanowan± zmianê image’u. Oczywi¶cie sam siê nie przyzna³, pamiêtam jak stwierdzi³ z t± swoj± idealnie dopracowan± min± a’la zbity pies, od której miêk³y kobiece serca, a na jego nieszczê¶cie, wcale na mnie nie dzia³a³a: „Nie masz ¿adnych dowodów, a tak w ogóle, o co Ci chodzi? Do twarzy Ci w tym kolorze.” Ale ja wiem, ¿e to on! Znam go w koñcu od dziecka.
Nie zastanawiaj±c siê d³u¿ej pobieg³am do ³azienki, narzuci³am na siebie swój niebieski szlafrok frotte i zaczê³am siê rozgl±daæ w poszukiwaniu przysz³ego „narzêdzia zbrodni”. Jedyne, co siê do tego nadawa³o, to kubek do mycia zêbów. Za pomoc± czarów wyd³u¿y³am go do rozmiarów wazonu na kwiaty i nape³ni³am go wod±. Przez chwile zastanawia³am siê nad tym, czy nalaæ ciep³ej, ale przypomniawszy sobie minê Notta z satysfakcj± odkrêci³am niebieski kurek. Wybieg³am z ³azienki ostatni rzut oka na zegarek – Mam jeszcze piêtna¶cie minut.
Delikatnie otworzy³am drzwi, rozejrza³am siê po hollu i z ulg± stwierdzi³am - Teren czysty. Moja komnata by³a na koñcu korytarza, a „ofiara” mieszka³a dwa pokoje dalej. Wujostwo na szczê¶cie smacznie spa³o piêtro wy¿ej.
Teraz cichutko, ¿eby nie obudziæ kabla – pomy¶la³am przechodz±c ko³o pokoju Regulusa – m³odszego brata Syriusza. Jako¶ nigdy nie darzy³am go sympati±, mamy ca³kowicie odmienne charaktery i chyba, dlatego nie umiem siê z nim dogadaæ. Z Sirim od ma³ego siê lubili¶my, podobno ju¿, kiedy mia³am 5 lat wozi³am go w wózku, a gdy kto¶ chcia³ mi go zabraæ wpada³am w histerie, p³aka³am, wrzeszcza³am, a¿ dali nam spokój. Od tamtego czasu minê³o 11 lat, a my nadal trzymamy siê razem i mimo ró¿nicy wieku mamy wiele wspólnych tematów.
- Nie czas na tkliwe historyjki, nadszed³ czas zemsty– szepnê³am i najciszej jak mog³am uchyli³am drzwi pokoju m³odego Blacka. Przez chwile mu siê przygl±da³am i musia³am przyznaæ, ¿e podczas snu wygl±da³ bardzo niewinnie, prawie jak anio³ek. Jaka szkoda, ¿e zaraz siê obudzi– pomy¶la³am z i¶cie diabelsk± min±. Wyci±gnê³am ró¿d¿kê i mruknê³am wskazuj±c na powiêkszony kubeczek– Wingardium Leviosa!– ostro¿nie, staraj±c siê nie wylaæ ani kropli kierowa³am go wprost nad g³owê swojego kuzyna.
–Jak to dobrze nale¿eæ do rodziny czarnoksiê¿ników, maj±cej korzenie ju¿ w ¶redniowieczu. Na ten dom jest na³o¿onych tyle zaklêæ, ¿e mo¿na czarowaæ do woli nawet podczas wakacji– rzek³am nie be¿ ironii.
Mocno szarpnê³am ró¿d¿kê i trzaskaj±c drzwiami zaczê³am biec do swojego pokoju. Po dzikim wrzasku Syriusza domy¶li³am siê, ¿e wycelowa³am idealnie. Z wariackim ¶miechem wbieg³am do apartamentu zamykaj±c go na klucz i z godnie z planem pobieg³am zmoczyæ w³osy pod kran. W tym momencie kto¶ (ciekawe, kto to?) zacz±³ waliæ w drzwi, siêgnê³am po rêcznik i z min± anio³ka je otworzy³am. Sta³am twarz± w twarz z w¶ciek³ym 12-latkiem, staraj±c siê nie roze¶miaæ na jego widok. Jego zwykle elegancko zmierzwione w³osy przylega³y teraz do jego g³owy. Gdzie¶ po drodze zgubi³ swoje opanowanie. Sta³ tu krzycz±c na mnie, ca³y czerwony ze z³o¶ci.
- Co mówisz? Szamponu Ci brak³o? – zapyta³am wycieraj±c uszy z wody - Jak siê umyje to Ci podrzucê. – Wskaza³a tu na swoje mokre w³osy. Syriusz spojrza³ na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, nie da³o siê nie zauwa¿yæ, ¿e przygl±da³ mi siê, nie tak, jak na m³odszego kuzyna przysta³o. Ale co tu siê dziwiæ jego niespe³na 17-letnia kuzynka sta³a przed nim owiniêta tylko rêcznikiem, i na dodatek ten rêcznik by³ zdecydowanie zbyt krótki w jego mniemaniu. B±kn±³ co¶ pod nosem i zarumieni³ siê. Nie! - on zrobi³ siê ca³y czerwony. A ja nie czekaj±c, a¿ odzyska rezon, ze z³o¶liwym u¶miechem zamknê³am mu drzwi przed nosem.
Nuc±c sobie jak±¶ weso³± piosenkê, spacerowa³am po swoim pokoju, by³am w ¶wietnym humorze. Jeszcze chyba nie widzia³am Syriusza tak zdenerwowanego, no mo¿e na pierwszym roku, gdy k³óci³ siê z jakim¶ ma³ym ¦lizgonem by³ bardziej czerwony. Ale mimo to mia³am wielk± satysfakcje widz±c go w takim stanie. Podesz³am do lustra i zobaczy³am u¶miechniêt± dziewczynê o drobnej budowie. Nie wygl±da³am na swój wiek, by³am ni¿sza ¶rednio o g³owê od innych siedemnastolatek, ale to, dlatego, ¿e urodzi³am siê w grudniu – tak to sobie t³umaczy³am. By³am zgrabna i wysportowana, codzienne biegi po b³oniach i uczestnictwo w dru¿ynie qudditcha zrobi³y swoje. Mia³am ³adn±, rumian±, zadban± buziê, na której czêsto go¶ci³ czaruj±cy u¶miech obejmuj±cy równie¿ oczy. I najprawdopodobniej w³a¶nie w tych du¿ych, czarnych oczach by³o co¶ przyci±gaj±cego uwagê. Jak kto¶ na nie spojrza³ mia³ trudno¶ci z oderwaniem wzroku. Mój serafiñski wygl±d i diabelski charakter stanowi³y podobno wybuchow± mieszankê.
-Jestem za niska! – stwierdzi³am krytycznie. Nie cierpia³am jak kto¶ patrzy³ na mnie z góry, a przy wzro¶cie 157 robili to prawie wszyscy, zw³aszcza pewny osobnik p³ci brzydkiej (o wzro¶cie 189) ci±gle mi o tym przypomina³. Odgarnê³am do ty³u swoje kruczoczarne w³osy, które zaczê³y mnie denerwowaæ wchodz±c mi do oczu.
Wróæ, jak one mog³y wchodziæ do oczu, skoro powinny byæ dok³adnie zwi±zane? Ciocia nienawidzi³a rozpuszczonych w³osów, sama non stop chodzi³a w ciasnym koku. Zaczê³am biegaæ po pokoju w poszukiwaniu wst±¿ki, gdy¿ z groz± zauwa¿y³am, ¿e jest 8.07 co oznacza³o, ¿e ju¿ powinnam byæ na ¶niadaniu. Przeszuka³am ca³y apartament i nigdzie jej nie by³o, ani w ³azience, ani w szafie, ani w kufrze, nawet na pod³odze.
- No ³adnie, bez kazania Ciotki siê nie obejdzie – warknê³am zdenerwowana, zagl±daj±c pod ³ó¿ko. –Jest– westchnê³am z ulg± chwytaj±c wst±¿kê i ju¿ na nic nie czekaj±c wybieg³am z pokoju. W³osy wi±za³am biegn±c, przez co nie zauwa¿y³am nadbiegaj±cego z drugiej strony Syriusza, co doprowadzi³o do widowiskowego zderzenia.
- Jak ³azisz!– krzyknê³am na bogu ducha winnego ch³opca.
- Tak jak mam ochotê! Trzeba by³o nie robiæ mi pobudki w ¶rodku nocy, to bym nie zaspa³!– odpyskowa³.
- Nie wiem, o czym mówisz – powiedzia³am robi±c minê „s³odka idiotka 3”, co nie by³o zbyt ³atwe, gdy¿ ca³y czas zbiegali¶my po schodach –Ale skoro wsta³e¶ wcze¶niej, to nie wiem jakim cudem zaspa³e¶?– zapyta³am szczerze zaciekawiona, uwa¿nie mu siê przygl±daj±c.
- Jak wróci³em od Ciebie, to drugi raz zasn±³em i obudzi³em siê 5 minut temu– wymrucza³ niewyra¼nie. By³am spostrzegawcza i nie usz³o mojej uwadze, ¿e kuzynowi poczerwienia³y uszy.
No nie mogê, Syriusz czerwieni±cy siê dwa razy jednego dnia, muszê to zapisaæ, chyba zacznê przez niego prowadziæ pamiêtnik... a mo¿e to ju¿ ten wiek? – pomy¶la³am, ale ju¿ nie skomentowa³am, bo wbiegli¶my w³a¶nie do jadalni robi±c nieco ha³asu.
Nasze wkroczenie do jadalni mo¿na by nazwaæ wej¶ciem smoka, cali czerwoni i zziajani od szybkiego biegu, wpadli¶my do pomieszczenia potr±caj±c po drodze Stworka nios±cego tace
z barszczem. Waza siê potrzaska³a wylewaj±c swoj± zawarto¶æ na biednego skrzata domowego, który zacz±³ przera¼liwie piszczeæ, po czym znikn±³. Gdyby spojrzenie mog³o zabijaæ Syriusz i ja le¿eliby¶my ju¿ martwi na posadzce, a pani Black mia³aby (kolejne?) dwie ofiary na sumieniu. Jako spó¼nialscy usiedli¶my grzecznie przy stole, staraj±c siê nie pogarszaæ swojej, i tak nie najlepszej sytuacji. W milczeniu czekali¶my na kolejne kazanie Walburgii, ale ku naszemu zdziwieniu nic takiego nie nast±pi³o. Zaciekawiona spojrza³am na ciotkê, zastanawiaj±c siê co sprawi³o u niej tê korzystna zmianê. Syriusz zrobi³ to samo i pani domu wyczuwaj±c nasze zaintrygowane spojrzenie odwróci³a siê w nasz± stronê i rzek³a lodowatym tonem:
- Przysz³y do was listy ze szko³y – machnê³a ró¿d¿k± i do jej d³oni przylecia³a z parapetu wspomniana wy¿ej korespondencja. Nie zastanawiaj±c siê ju¿ d³u¿ej nad dziwnym zachowaniem ciotki rozerwa³am szybko swoj± kopertê. Wyjê³am kilka kartek ze ¶rodka, ale moj± uwagê przyku³a pewna plakietka, wysypa³am j± ostro¿nie na rêkê i siedzia³am chwile bez ruchu, nie odrywaj±c od niej oczu. Nie dociera³o do mnie to, co siê wokó³ dzia³o, ja ju¿ widzia³am oczami wyobra¼ni jak pokazuje, pewnemu nadêtemu typkowi, kto jest naprawdê wa¿ny w tej szkole. U¶miechnê³am siê do siebie, a by³ to bardzo cyniczny u¶miech.
Syriusz obserwowa³ ze zdenerwowaniem, zachowanie swojej starszej kuzynki. Jej twarz bardzo dobrze odzwierciedla³a jej uczucia. Najpierw szok, zdziwienie, potem niedowierzanie, rado¶æ, duma a na koñcu wy¿szo¶æ. Ju¿ raz widzia³ j± w takim stanie na pi±tym roku, kiedy zosta³a.. nie to przecie¿ niemo¿liwe.. a jednak, jego najgorsze przypuszczenia siê potwierdzi³y, dziewczyna przypina³a sobie w³a¶nie plakietkê z napisem Prefekt Naczelny.
- No to teraz mam przer±bane – pomy¶la³ weso³o Siri i g³o¶no pogratulowa³ dziewczynie tak wa¿nej funkcji, zwracaj±c tym uwagê ca³ej rodziny.
- Powinszowania moja droga, Twoi rodzice byliby z Ciebie dumni – powiedzia³a sztywno Walburgia z wymuszonym u¶miechem, który jak zwykle nie obejmowa³ jej oczu.
K±ciki ust zadrga³y mi niebezpiecznie – nie, nie bêdziesz teraz plakala, nie dasz jej tej satysfakcji – uspokaja³am sama siebie – jak ona mog³a wspominaæ Ich w tym momencie, dobrze wie jak trudno mi o tym my¶leæ!
Syriusz po raz kolejny czyta³ z jej twarzy, jak z otwartej ksiêgi; najpierw ból, potem w¶ciek³o¶æ. - Pewnie teraz planowa³a, w jaki sposób zginie moja matka, musze z ni± pogadaæ na ten temat... mo¿e do czego¶ siê przydam. – pomy¶la³ z ironi± – nie no mimo, ¿e jej nienawidzê nie by³bym chyba zdolny do czego¶ takiego. - Te jak¿e optymistyczne rozmy¶lania przerwa³ sam ich obiekt.
- O 12.05 widzê wszystkich, tu przy kominku, jedziemy na Pok±tn± – powiedzia³a tonem nie toleruj±cym sprzeciwu – Nie darujê ¿adnych spó¼nieñ – doda³a, spogl±daj±c drakoñskim wzrokiem na swojego syna i siostrzenice.
****
Avadakedaver
04.03.2008 23:33
co jest straszne? kiedy zaczynam czytaæ fanfika, a robiê to raz w roku, to akurat ten jeden musi byæ nie udany.
Od pocz±tku widaæ, ¿e entuzjastycznie podesz³aæ do sprawy, zapewne pojêcia typu "flower street" wymy¶la³a¶ godzinami. To dobrze.
Ale co to do Gargamela jest "27 maj"? czy to s± twoje urodziny, albo co¶ i to jest dwudziesty siódmy maj w twoim ¿yciu? chyba nie. To dwudziesty siódmy - dzieñ - maja.
Na tym etapie przesta³o mi siê chcieæ czytaæ, ale okeiii. Dalej trochê nadrobi³a¶, ale interpunkcja szwankuje.
W sumie zrobi³em z ig³y wid³y, ale 27 maj w Gargamela mi siê nie podoba, wiêc nie za³amuj siê i pisz dalej.
No tak. Wiele osób czepia siê mojej interpunkcji. Aczkolwiek najgorsze jest to, ¿e ja NIE widzê b³êdów, a Wy nie wskazujecie mi ich. Wiêc mia³abym pro¶bê, aby¶cie przytaczali te 'ra¿±ce' przecinki czy tez ich brak.
Nikt nie jest w koñcu idealny.
P.S. 27 dzieñ maja ju¿ poprawi³am

Nie wiem dlaczego mi to wcze¶niej umknê³o.
Dodajemy kolejny rozdzia³. Mamy nadziejê, ¿e rozkrêcaj±ca siê powoli akcja, zaowocuje kolejnymi komentarzami. ¯yczymy mi³ego czytania. KiM
Rozdzia³ 2
1 wrze¶nia 1974
Dworzec King’s Cross, Londyn
- Przepraszam, jak siê dostaæ na peron 9 i ¾? – us³ysza³am piskliwy g³osik i zaczê³am siê rozgl±daæ w poszukiwaniu jego w³a¶ciciela. Jak siê okaza³o sta³a za mn± ma³a dziewczynk±, która siêga³a mi zaledwie do ramienia. By³o to mi³e uczucie, gdy¿ wszyscy zwykle patrz± na mnie z góry. Mia³a ona rude w³oski uczesane w dwa kucyki na czubku g³owy. W rêku trzyma³a zwyk³± mugolsk± torbê, która lata ¶wietno¶ci mia³a ju¿ z pewno¶ci± za sob±. By³a potargana, po³atana a uszy trzyma³y siê na dos³ownie kilku nitkach. Ciotka Walburga na widok dziecka tylko prychnê³a i wraz z Regulusem posz³a na peron nie zwracaj±c uwagi na swojego pierworodnego i siostrzenice. U¶miechnê³am siê do przysz³ej uczennicy Hogwartu i odpowiedzia³am na pytanie:
- Wystarczy, ¿e pójdziesz prosto na t± barierkê miêdzy 9 a 10 peronem i ju¿ znajdujesz siê po drugiej stronie. Jak siê boisz mo¿esz pobiec, zreszt± poczekaj Syriusz Ci zaprezentuje. Wspomniany wy¿ej ch³opak u¶miechn±³ siê uroczo do m³odszej kole¿anki i odszed³ majestatycznym krokiem. Musia³am siê powstrzymywaæ ¿eby nie przewróciæ oczami,
Czy on musi podrywaæ wszystko, co siê rusza? – Zapyta³am sam± siebie. Poczeka³am a¿ Siri wraz z dziewczynk± zniknêli i ruszy³am ich ¶ladem. Tu¿ przed porêcz± przy¶pieszy³am i zamknê³am oczy. Niby wchodzi³am têdy od siedmiu lat, ale zawsze mia³am w±tpliwo¶ci czy aby barierka na pewno mnie przepu¶ci. Nie poczu³am ¿adnego uderzenia i z ulg± otworzy³am oczy ju¿ na peronie 9 i ¾. Rozejrza³am siê w poszukiwaniu kuzyna i dostrzeg³am go rozmawiaj±cego ze swoimi przyjació³mi. - Nie bêdê im przeszkadzaæ – westchnê³am i zaczê³am siê rozgl±daæ za swoj± siostr±. Nie widzia³y¶my siê ca³e dwa miesi±ce! Po ¶mierci rodziców mn± zaopiekowa³a siê matka Syriusza, a Narcyz± ciotka Lucretia. Bellatriks najstarsza z nas by³a ju¿ doros³a; rozpoczê³a samodzielne ¿ycie nie przejmuj±c siê losem m³odszego rodzeñstwa. Nagle kto¶ podszed³ mnie od ty³u i zas³oni³ oczy swoimi d³oñmi. Dotknê³am ich ostro¿nie, by³y bardzo delikatne i skropione ³agodnymi perfumami. Tylko jedna znajoma mi osoba mia³a takiego fio³a na punkcie swoich r±k.
- Nari! – krzyknê³am i rzuci³am siê z rado¶ci± w ramiona siostry, ta tylko za¶mia³a siê swoim perlistym ¶miechem. – jak ja siê za Tob± stêskni³am, czemu nie odpisa³a¶ na mój ostatni list, och mam Ci tyle do powiedzenia!
- Wiem, wiem. Wejd¼my lepiej do poci±gu, tam bêdziemy mia³y mnóstwo czasu ¿eby porozmawiaæ do woli – Narcyza wykorzysta³a moment, w którym zrobi³am przerwê na oddech. Roze¶miane wesz³y¶my do poci±gu i ci±gn±c za sob± swoje kufry zaczê³y¶my szukaæ wolnego przedzia³u.
- Ile ludzi.. wszêdzie komplet.. mnóstwo pierwszaków... czy oni nie maj± co robiæ tylko p³odziæ kolejne pokolenia.. ograniczone dzieciuchy.. – mrucza³am mijaj±c kolejne pe³ne przedzia³y.
- Poczekaj, teraz ja zapytam. – sapnê³a Nari. By³a tak nieprzyzwyczajona do wysi³ku fizycznego, ¿e taszczenie kufra wypompowa³o z niej prawie wszystkie si³y. Otworzy³a drzwi i wsadzi³a w nie swoja arystokratyczn± g³ówkê. – Mam szczê¶cie, s± jeszcze dwa miejsca. – Powiedzia³a do mnie.
- No nareszcie – z u¶miechem wesz³am za siostr±. Mina mi zrzed³a, gdy zobaczy³am z kim mia³am jechaæ ca³± drogê do Hogwartu. Si³± wyci±gnê³am zaskoczon± Narcyzê z powrotem na korytarz.
- Czy Ty wiesz kto tam siedzi? – warknê³am prosto do jej ucha
- Oczywi¶cie. Malfoy, Lucjusz Malfoy – odpowiedzia³a zbita z tropu
- Nie bêdê z nim siedzia³a, to nadêty pacan.
- Co ty! On jest boski! Najlepszy facet w szkole, te musku³y, a to jego spojrzenie zimnego drania ehh..– stwierdzi³a z rozanielon± min±.
- Narcyza tylko mi tu nie odp³ywaj, to takie nic. Z tymi w³osami wygl±da jak baba i jest pseudo d¿entelmenem ze sk³onno¶ciami do narcyzmu. – Sprowadzi³am j± brutalnie na ziemiê.
- Mo¿e i tak, ale to jedyny wolny przedzia³, jak chcesz ca³± podró¿ przesiedzieæ na korytarzu to droga wolna – odpowiedzia³a wynios³ym tonem i nie czekaj±c na mnie wesz³a trzaskaj±c drzwiami.
- Wchodzisz tam czy nie? Lepiej nie, zajmê Twoje miejsce. – Zapyta³a sko¶nooka dziewczyna
Aisha Chang. Spojrza³am na t± ubran± na ró¿owo lalunie i to przewa¿y³o szale. Nie trawi³y¶my siê od pierwszej klasy. Mo¿na powiedzieæ, ¿e to by³a nienawi¶æ od pierwszego spojrzenia.
- Niestety spó¼ni³a¶ siê, tamto miejsce jest ju¿ zarezerwowane... dla mnie. – Odpowiedzia³am nie zaszczycaj±c jej nawet spojrzeniem i tak jak wcze¶niej Narcyza wesz³am do przedzia³u. – Hej! Mo¿na siê przysi±¶æ? – zapyta³am przybieraj±c minê zadowolonej z ¿ycia nastolatki.
- Jasne – odpowiedzia³a moja siostra z min± „jak zwykle mam racje”. Zmrozi³am j± wzrokiem, na co u¶miechnê³a siê z³o¶liwie. Rozejrza³am siê po przedziale i z rozpacz± zauwa¿y³am, ¿e jedyne wolne siedzenie znajduje siê ko³o okna, na przeciwko Malfoya. Staraj±c siê na niego nie patrzeæ i tym bardziej go nie dotykaæ zajê³am swoje miejsce.
Nie zwracaj±c na nikogo uwagi z czci± wyci±gnê³am plakietkê z napisem Prefekt Naczelny. Mimo, i¿ by³a czysta ze skupieniem zaczê³am j± polerowaæ na b³ysk. Gdy ju¿ to zrobi³am, spojrza³am na Malfoy’a i ze z³o¶liwym u¶mieszkiem przypiê³am j± sobie na klacie tak, ¿e nie da³o siê jej nie zauwa¿yæ. On tylko siê u¶miechn±³ i ku ogólnemu zdziwieniu nie skomentowa³. Zerknê³am na Narcyzê.
- Strzeszcie siê Wielki Prefekt, nowy postrach Hogwartu nadchodzi. – Szepnê³am i zaczê³am siê strasznie ¶miaæ. Mo¿e i nie by³o w tym nic dowcipnego, ale ja ju¿ tak mam, ¿e czasem miewam napady g³upawki z bli¿ej niewyja¶nionych powodów. Rozejrza³am siê po przedziale i to tylko pogorszy³o mój stan. Nott zamar³ z kanapk± w rêce i z otwart± buzi± bezczelnie siê na mnie gapi³. Nari przegl±da³a siê w lusterku i najwyra¼niej siê do mnie nie przyznawa³a. Wykona³a w³a¶nie taki arystokratyczny ruch rêk± a ja oczywi¶cie musia³am skomentowaæ:
- Co¶ siê sta³o kochanie, skrêci³a¶ sobie nadgarstek? Gdzie ciê boli? – Rzuci³am siê do niej z ró¿d¿k±, po drodze potykaj±c siê o przeszczepy Malfoy’a. I wtedy wszystko sta³o siê w u³amku sekundy. Rozpaczliwie machaj±c rêkami próbowa³am z³apaæ równowagê. Skoñczy³o siê na tym, ¿e wytr±ci³am siostrze lusterko z rêki, które upad³o na ziemie i siê potrzaska³o. A sama polecia³am prosto na kolana Notta, który z wra¿enia oplu³ kanapk± Lucjusza. W mgnieniu oka g³upawka mi przeszla. Burknê³am „sorry” i wróci³am na swoje miejsce szeroko omijaj±c nogi roze¶mianego Malfoy’a. Wziê³am z kufra pierwsz± lepsz± ksi±¿kê i stara³am siê za ni± schowaæ. Matko! Jak ja siê okropnie czu³am. Tak siê wydurniæ, jeszcze przed tymi ¦lizgonami, jutro bêdzie o tym wiedzia³a ca³a szko³a. Spojrza³am na Narcyzê a ta tylko spiorunowa³a mnie wzrokiem i odwróci³a siê w stronê okna. No tak, ju¿ siê obrazi³a. No i z czego ten mutant siê ¶mieje?!
Od piêtnastu minut Stara³am siê skupiæ na ksi±¿ce „Banalne zaklêcia dla nie banalnych magów” Johna Smitha, ale nie za bardzo mi to wychodzi³o. Czy oni musieli w³a¶nie teraz zacz±æ rozmawiaæ o astronomii?! Sama przed sob± musia³am przyznaæ, ¿e w ci±gu ostatnich dwóch godzin dowiedzia³am siê wiêcej o tych ¦lizgonach, ni¿ w ci±gu ostatnich sze¶ciu lat. W ¿yciu bym nie powiedzia³a, ¿e Nott interesuje siê Opiek± Nad Magicznymi Zwierzêtami, przecie¿ on ich nienawidzi. Najwyra¼niej jedno nie wyklucza drugiego... Taki Malfoy, by³am pewna, ¿e nie obchodzi go nic oprócz Qudditcha. A on tymczasem od ponad piêtnastu minut wypowiada³ siê na temat gwiazdozbiorów na niebie. Nawet taka Narcyza, w ¿yciu bym nie przypuszcza³a, ¿e ona wie co¶ na temat zaklêæ obronnych. Mog³abym siê za³o¿yæ, ¿e zna tylko te upiêkszaj±ce.
- Gwiazdozbiór Smoka? To jest Etamin, Alwaid, Thuben..
- Thuban – jak zwykle nie utrzyma³am tego d³ugiego jêzora za zêbami i przerwa³am Malfoy’owi. Towarzysze podró¿y spojrzeli na mnie jak na kosmitkê, a ja nie zra¿ona mówi³am dalej - bia³a gwiazda o temperaturze powierzchniowej 10 tysiêcy Kelwinów. Jest odleg³a od Ziemi o 294 lata ¶wietlne i ma niewidocznego dla nas towarzysza, który obiega j± w ci±gu 51,4 roku. Thuban by³ w czasie budowy wielkich piramid egipskich gwiazd± znajduj±c± siê najbli¿ej pó³nocnego bieguna ¶wiata (ówczesna gwiazda pó³nocna – obecnie Gwiazda Polarna). Pó³nocny biegun ¶wiata zbli¿y³ siê do niej najbardziej, w skutek precesji osi ziemskiej, oko³o roku 2700 p.n.e. Podobno w tym czasie obserwowano j± z prze¶witu piramidy w nocy i we dnie – wyrecytowa³am z tym rzadkim b³yskiem w oku. ¦lizgoni nadal patrzyli na mnie jakby przed chwil± wyros³y mi, co najmniej trzy g³owy. Malfoy pozbiera³ siê jako pierwszy:
- Nie wiedzia³em, ¿e interesujesz siê astronomi± – powiedzia³ patrz±c na mnie z ciekawo¶ci±. Ju¿ mia³am mu powiedzieæ, ¿e to nie jego sprawa, a poza tym wiele rzeczy o mnie nie wie, ale nie zd±¿y³am. Narcyza odpowiedzia³a za mnie.
- Tak, ona mo¿e godzinami siedzieæ w oknie i jak ta g³upia gapiæ siê w te gwiazdy – szepnê³a rzucaj±c w moj± stronê spojrzenie bazyliszka. No tak nadal siê na mnie gniewa
- Ja tez tak czasem mam jak siê zapatrzê to nie dociera do mnie, co siê wokó³ dzieje- zaszokowa³ wszystkich t± wypowiedzi±, a ja postanowi³am byæ tolerancyjna i spróbowaæ porozmawiaæ z nim jak z normalnym homo sapiens. Malfoy okaza³ siê byæ bardzo ciekawym rozmówc±. Zaskoczy³ mnie tym, ¿e umia³ s³uchaæ, a nie tylko paplaæ od rzeczy. Do tego mia³ nieopisan± ilo¶æ wiedzy i to nie tylko z dziedziny astronomii. W³a¶nie muszê sobie zapisaæ, ¿e 7 wrze¶nia bêdzie widoczny z ziemi deszcz meteorytów! Dyskutowali¶my w³a¶nie na temat, która ze stacji radiowych jest gorsza (Najlepsza Czarodziejska Rozg³o¶nia Radiowa czy Magiczne Granie Na Zawo³anie), gdy poci±g gwa³townie zahamowa³ i moja g³owa znalaz³a siê centralnie miêdzy nogami Malfoy’a. Podnios³am siê z prêdko¶ci± ¶wiat³a i gdyby nie jego komentarz Narcyza by nawet tego nie zauwa¿y³a.
- Ja wiem, ¿e nie mo¿esz siê ju¿ doczekaæ wieczoru, no, ale nie tak w miejscu publicznym na dodatek przy ludziach. – Powiedzia³ ¶wietnie na¶laduj±c g³os oburzonego Slughorna - naszego nauczyciela Eliksirów a, który delikatnie mówi±c by³ nieco zboczony i oble¶ny. – Pewnie i mnie by to rozbawi³o, gdyby to nie ze mnie by³a ta polewka.
- Nie ma czasu na ¿arty, co¶ siê musia³o staæ, bez powodu poci±g by siê nie zatrzymywa³. – Powiedzia³am z powag± – Ja, jako Prefekt Naczelny - strzepnê³am w tym momencie niewidoczny py³ek z mojej odznaki - pójdê sprawdziæ, co siê dzieje, a wy nie ruszajcie siê z przedzia³u. Ju¿ mia³am wychodziæ, gdy k±tem oka zauwa¿y³am jaki¶ ruch. – Siadaj! Ja tu jestem Prefektem i masz siê s³uchaæ. – Krzyknê³am na Malfoy’a. Powoli zaczyna³ mi przypominaæ, dlaczego tak go nie lubi³am. On tylko siê u¶miechn±³ i z kieszeni wci±gn±³ tak± sam± plakietkê, jak ta, która by³a przypiêta na mojej piersi.
- Chyba jednak pójdziemy razem – mój stan po tych s³owach mo¿na opisaæ tak: wytrzeszcz i szczêka na pod³odze. Ju¿ na nikogo nie patrz±c szybkim krokiem wysz³am na korytarz zatrzaskuj±c Malfoy’owi drzwi przed nosem. Mruknê³am - Sonorus! - I ju¿ magicznie wzmocnionym g³osem przemówi³am. – Proszê zachowaæ spokój i pod ¿adnym pozorem nie opuszczaæ swoich przedzia³ów. - wiedzia³am, ¿e mówienie tego jest bez sensu. Bo i tak nie powstrzyma to na przyk³ad mojego kuzyna przed wyj¶ciem na korytarz, ale pozory trzeba zachowaæ. Zanim siê obejrza³am blond-w³osy pacan by³ ju¿ przy mnie.
- Czemu mi nie powiedzia³e¶, ¿e te¿ zosta³e¶ wybrany? – Zapyta³am z wyrzutem w g³osie.
- Bo tak uroczo siê przechwala³a¶. – Powiedzia³ z ironi±. Na co ja odpowiedzia³am szkar³atnym rumieñcem, ale to przez to, ¿e tu jest tak duszno.
- Wcale nie, tu jest cholernie zimno – nawet siê nie zorientowa³am, ¿e ostatnio zdanie zamiast w my¶lach wypowiedzia³am na g³os.
- Te¿ to zauwa¿y³em – szepn±³ z dziwn± jak dla niego powag±. Zrobi³o siê jeszcze ch³odniej, szyby w momencie pokry³y siê szronem i nagle zza drzwi wy³oni³a siê ob¶lizg³a, zielona rêka jakby topielca. A za ni± nie mniej przera¿aj±ca reszta. Nie mia³am wiele czasu, ¿eby siê przygl±daæ, gdy¿ wzrok zas³oni³a mi gêsta mg³a i upadlam. W mojej g³owie zaczê³o szumieæ i wybuch³y obrazy te, o których od lat chcia³am zapomnieæ. Wymazaæ z pamiêci. Siedzia³am wraz z rodzicami w naszej piwnicy. Nad nami sta³o kilkoro ludzi, dok³adniej trzech mê¿czyzn i jedna kobieta, jak mo¿na siê by³o domy¶leæ po g³osach. Wypytywali o co¶ ojca, a gdy ten nie odpowiedzia³ kobieta wskaza³a ró¿d¿k± na mamê i krzyknê³a Crucio! Matka zaczê³a przera¼liwie krzyczeæ, jakby j± obdzierali ze skóry. Krzycza³a i krzycza³a przez jaki¶ 5 minut, ale mnie siê wydawa³o, jakby to siê ci±gnê³o godzinami. W pewnej chwili mama umilk³a. Mia³am nadzieje, ¿e zdjêli z niej to okropne zaklêcie, ale ona ju¿ siê wiêcej nie odezwa³a...
- Obud¼ siê, no ma³a nie rób sobie jaj. – Otworzy³am powoli oczy i zobaczy³am bielsz± ni¿ zwykle twarz Malfoy’a tu¿ nade mn±. Poczu³am dr¿enie pod³ogi; czyli ju¿ ruszyli¶my.
- Masz co¶ do mojego wzrostu – zapyta³am zirytowana, a widz±c jego niewyra¼n± minê doda³am s³abym g³osem - Co siê sta³o? – jednak powoli przypomina³am sobie sceny z wy¿ej opisanej wizji. Musia³am w³o¿yæ ca³± swoj± si³e woli, ¿eby zapanowaæ nad emocjami i siê nie rozp³akaæ
- Do poci±gu wszed³ Dementor, podobno szuka³ jaki¶ przestêpców. Dobre sobie, w poci±gu! Potraktowa³em go Patronusem i da³ nam spokój. – Wyt³umaczy³ opanowanym g³osem, choæ czu³am, ¿e a¿ siê w nim gotowa³o od t³umionych emocji.
- Dementor.. w poci±gu.. Trzeba zawiadomiæ Dumbledore’a – wymrucza³am, przy ostatnim s³owie próbuj±c stan±æ na nogi.
- Sied¼! – Warkn±³ jak do psa. – Wszystko jest pod kontrol±, dzieciuchy siedz± w wagonach, a Dumbledore ju¿ powienien dostaæ moj± sowe. – Musia³am przyznaæ, ¿e siê zdziwi³am, có¿ za organizacja. Ale nadal by³am z³a.
- Przeklêty Crouch, próbuje sobie kupiæ popularno¶æ. Tylko ciekawa jestem jak zareaguj± rodzice uczniów, gdy dowiedz± siê o tym, ¿e dementorzy fruwali sobie po poci±gu, w którym jecha³y ich dzieci.
- Z pewno¶ci± bêd± zachwyceni - mrukn±³ i wyci±gn±³ w moj± stronê rêkê, aby mi pomóc wstaæ. A ja j± przyjê³am. By³o to najprawdopodobniej spowodowane mocnym uderzeniem w g³owê przy upadku.
Rozdzia³ 3
1 wrze¶nia 1971
Hogwart, gabinet dyrektora
- Tak Panie Dyrektorze, jestem pewna, czujê siê bardzo dobrze. Naprawdê nie musi siê pan o mnie martwiæ – od kilku minut przekonywa³am Dumbledore’a, ¿e naprawdê czujê siê ¶wietnie. (Faktycznie fizycznie by³am w dobrej formie, gorzej z t± psychiczn± stron±.) Wszystko po to, ¿eby ju¿ pierwszego dnia nie i¶æ do Skrzyd³a Szpitalnego. Ta praktykantka Pomfrey mo¿e by³a mi³± i sympatyczn± osob±, ale nie a¿ tak, ¿eby dla jej uroku osobistego zostawaæ w szpitalu na noc i to pierwszego dnia szko³y. Ju¿ wystarczaj±co najad³am siê wstydu, nie do¶æ, ¿e jako jedyna zas³ab³am to jeszcze przy Malfoyu. No ju¿ naprawdê móg³ tam byæ ka¿dy inny. Czemu akurat trafi³am na NIEGO?!
- To mo¿e jeszcze kawa³ek czekolady – zapyta³, a w jego niebieskich oczach pojawi³y siê te weso³e b³yski, które tak lubi³am.
- Nie, nie naprawdê dziêkuje, nawet jak bym chcia³a ju¿ nie dam rady – powiedzia³am ze ¶miechem. To prawda, kiedy Malfoy relacjonowa³ wydarzenia z poci±gu, nawet nie zauwa¿y³am, kiedy zjad³am trzy czekolady! Nigdy za bardzo nie przejmowa³am siê, co i ile jem, nie oblicza³am kalorii ka¿dego posi³ku, ale trzy czekolady na raz to drobne przegiêcie.
- Dobrze siê spisali¶cie (tak, ja w szczególno¶ci...), teraz mo¿ecie ju¿ wracaæ do swoich sypialni. Jest ju¿ po ciszy nocnej, a jutro zaczynaj± siê lekcje. – Powiedzia³ zamy¶lony. Teraz wygl±da³ na du¿o starszego ni¿ by³ w rzeczywisto¶ci. – Andromedo, nie zmieni³a¶ swojego zdania od ostatniego listu? Jeste¶ zdecydowana zrezygnowaæ z w³asnego pokoju na koszt dotychczasowego, wspólnego dormitorium? – zapyta³ – tak panie dyrektorze, ca³kowicie – odpowiedzia³am – dobranoc - i nie zastanawiaj±c siê d³u¿ej wysz³am z gabinetu. Ju¿ mia³am skrêcaæ w korytarz prowadz±cy do domu Krukonów, gdy us³ysza³am cichy g³os Lucjusza
- Wtedy w poci±gu widzia³a¶ co¶ strasznego. ¦mieræ swoich rodziców. – To nie by³o pytanie, raczej stwierdzenie. Odwróci³am siê szybko w jego stronê. Sta³ jakie¶ trzy metry ode mnie i uwa¿nie mnie obserwowa³.
- Sk±d wiesz? – Zapyta³am ostrym tonem, bo tylko w ten sposób mog³am zamaskowaæ niebezpieczne drgania g³osu. Od ich ¶mierci nie mówi³am o tym nikomu, nawet Narcyzie, wiêc nie mia³ prawa o tym wiedzieæ. To by³a moja tajemnica, któr± mia³am zabraæ do grobu. Moja gehenna, droga krzy¿owa. Nie chcia³am obarczaæ tym innych.
- Jak zemdla³a¶, strasznie siê rzuca³a¶ i krzycza³a¶ ¿eby ich zostawili...
- To nie jest twoja sprawa, wiêc siê nie wtr±caj! – Ka¿de s³owo mówi³am coraz g³o¶niej. Nie zastanawiaj±c siê d³u¿ej nad niewyra¼n± min± Malfoy’a szybkim krokiem odesz³am w stronê swojego dormitorium. Jak znam ¿ycie za chwile pojawi siê tu wo¼ny Pringle. Lepiej ¿eby mnie tu nie by³o. Nawet nie zauwa¿y³am, kiedy dosz³am do wej¶cia. O ma³o nie ominê³am odpowiedniej zbroi.
- Cze¶æ Aaronie! Jak Ci minê³y wakacje? – Powiedzia³am z u¶miechem do stra¿nika. Je¿eli mo¿na siê tak wyraziæ o tej zbroi by³ on bardzo interesuj±cym osobnikiem. By³ wyj±tkowy, chyba jako jedyna zbroja w Hogwarcie mówi³. Dodatkowo mia³ rozwiniêt± t± rzadk± cechê, jak± jest poczucie humoru. Gdy kto¶ potrzebowa³ rady zawsze co¶ podpowiedzia³ czy doradzi³. Chyba dlatego w³a¶nie on sta³ przy tym wej¶ciu; posiada³ cechy tego domu. By³ pomys³owy, inteligentny i do tego tajemniczy. Nie wiedzieæ czemu nikomu nie chcia³ zdradziæ swojego imienia. Ka¿dy zwraca³ siê do niego jak chcia³. Ja nazywa³am go Aaraonem, poniewa¿ to imiê przysz³o mi do g³owy jako pierwsze.
- Witaj Andromedo! A co ja mam ciekawego do roboty w wakacje? Stojê tu i siê kurze, Pringle kilka razy przejecha³ po mnie szmat± i to tyle. Wyobra¼ sobie nawet mnie nie naoliwi³! Pocz±tek roku przywita³em z rado¶ci±. Teraz tyle siê tu dzieje. Wiele osób wchodzi i wychodzi, kto¶ zagai, o co¶ zapyta. Znowu jestem potrzebny.
- Ca³kowicie ciê rozumiem, ja w wakacje te¿ nie mam wiele interesuj±cych zajêæ. A teraz wybacz, padam z nóg. Najwy¿sza pora siê po³o¿yæ. Cel w ¿yciu- powiedzia³am has³o i Aaron ju¿ na nic nie czekaj±c odsun±³ siê, ods³aniaj±c wej¶cie do domu. W dormitorium zasta³am zas³oniête kotary wspó³mieszkanek. Widocznie wszystkie wpad³y ju¿ w objêcia Morfeusza. Postanowi³am wzi±æ z nich przyk³ad, jednak nie mog³am zasn±æ. By³a to dla mnie nowo¶æ, gdy¿ w Hogwarcie zawsze sypia³am bardzo dobrze. Mo¿e odzwyczai³am siê od snu w domu pañstwa Black, tam nigdy siê nie wysypia³am. Wsta³am z mojej niebieskiej po¶cieli i podesz³am do okna. Skoro i tak ju¿ nie ¶piê, nie bêdê marnowaæ nocy – popatrzê na gwiazdy. Wyjrza³am przez okno i mój humor siê nie poprawi³. Z ogl±dania gwiazd nici, ca³e niebo przys³ania³a taka warstwa chmur, ¿e mia³am nawet problemy aby ujrzeæ ¶wiat³o ksiê¿yca. Jednak nie zesz³am z parapetu. Przypomnia³am sobie has³o wej¶ciowe. Jaki jest mój cel w ¿yciu? Jako¶ nigdy nie zastanawia³am siê nad tym co bêdê robiæ po ukoñczeniu Hogwartu. Uwa¿a³am, ¿e jest na to za wcze¶nie i mam jeszcze du¿o czasu. Ale nie wiedzieæ, jakim cudem by³am ju¿ w siódmej klasie, na ostatnim roku. Jak ten czas leci. Wydaje mi siê, jakby to by³o wczoraj. Ja, ma³a dziewczynka p³ynê po raz pierwszy ³odzi± do Hogwartu. Do teraz pamiêtam, jakie wra¿enie zrobi³ na mnie zamek, zreszt± robi do tej pory.
Wspomnienia
- Szybciej Nari, bo pójd± bez nas! – Krzyknê³am na siostrê, która nie mog³a siê wygramoliæ z tej ³ódeczki.
- No przecie¿ idê – mruknê³a. Razem dogoni³y¶my grupê i ustawi³y¶my siê w ogonku. Jaka¶ surowo wygl±daj±ca kobieta opowiada³a w³a¶nie o tym jak powsta³ Hogwart. W momencie, gdy zaczê³a wymieniaæ nazwiska za³o¿ycieli ja siê wy³±czy³am. Zna³am to wszystko na pamiêæ. Tata i mama du¿o razy opowiadali mi o Hogwarcie. Znowu zaczê³am rozmy¶laæ nad tym, do jakiego domu chcia³abym siê dostaæ, Wszystkie by³y cudowne, a ka¿dy wyj±tkowy. Nawet nie zauwa¿y³am, ¿e drzwi siê otworzy³y. Dopiero, gdy dosta³am, kuksañca w bok zorientowa³am siê, co siê dzieje.
- Szybciej, bo pójd± bez nas! – Szepnê³a Narcyza nieudolnie na¶laduj±c mój glos. Nie czekaj±c na ni± szybkim krokiem wesz³am do Wielkiej Sali. Rodzice wspominali, ¿e jest ona ³adna, ale byli w b³êdzie. Ona by³a cudowna! By³a ogromna, siedzia³o w niej chyba z tysi±c osób. Przy jednym ze sto³ów zauwa¿y³am moj± kuzynkê Molly. U¶miechnê³am siê do niej weso³o i pomacha³am rêk±. Na sto³ku le¿a³a Tiara Przydzia³u. Poczeka³a, a¿ wszyscy pierwszoroczni do niej podejd± i zaczê³a ¶piewaæ jak±¶ piosenkê. Nie ws³uchiwa³am siê w s³owa, nie do¶æ, ¿e kapelusz strasznie fa³szowa³, to ja znowu odlecia³am zastanawiaj±c siê w którym domu bêdzie mi najlepiej. Dopiero, kiedy Narcyza zosta³a ¦lizgonk± zrozumia³am gdzie chcê mieszkaæ przez nastêpne siedem lat.
- Black Andromeda – wyczyta³a ta pani z hollu. A ja ju¿ siê nie wahaj±c siad³am na sto³ek i za³o¿y³am na g³owê stary kapelusz. Opad³ mi na oczy zas³aniaj±c ¶wiat, widzia³am tylko ciemno¶æ. I nagle us³ysza³am przenikliwy g³osik. - Jeste¶ tego pewna? W Slytherinie by³oby Ci dobrze, tam jest ca³a twoja rodzina.
- W³a¶nie o to chodzi – pomy¶la³am zgry¼liwie, gdy¿ by³o bardzo irytuj±ce s³yszeæ g³osy w g³owie. Chcia³am to skoñczyæ jak najszybciej.
- Dobrze niech bêdzie - mruknê³a tiara, a na g³os krzyknê³a - RAVENCLAW!
Koniec wspomnieñ
Gdybym mog³a cofn±æ siê w czasie nic bym nie zmieni³a. Ravenclaw by³ najlepszym wyborem. Mog³am kolegowaæ siê zarówno z Gryfonami jak i ¦lizgonami. I o to mi chodzi³o. Nie chcia³am mieæ niepotrzebnych wrogów. Muszê przyznaæ, ¿e nie¼le to sobie wymy¶li³am. A wracaj±c do tego celu, to jeszcze co¶ wymy¶le. Mam do¶æ dobre oceny, wiêc z dostaniem pracy nie powinnam mieæ zbytnich problemów . Na razie wiem tyle - na pewno nie bêdê kur± domow±, nie po to tyle lat przyk³ada³am siê do nauki, ¿eby na staro¶æ staæ przy garach doskonal±c zaklêcie samoobierania ziemniaków. Chce pomagaæ innym i nie zostanê aurorem. Jak by³am m³odsza to marzy³am, ¿eby zostaæ tym ostatnim, lecz jest to zbyt absorbuj±ca praca, a ja nie wybaczy³abym sobie, gdybym by³a zapracowan± matk± i nie mia³a czasu dla moich przysz³ych dzieci.
- Koniec bo zaczynam gadaæ od rzeczy – mruknê³am. Takie rozmy¶lania nigdy nie by³y moj± mocn± stron±. Ale maj± jedn± du¿± zaletê - dzia³aj± usypiaj±co. A w mojej obecnej sytuacji by³o to bardzo przydatne. Zesz³am z parapetu, po³o¿y³am siê na ³ó¿ku i ju¿ o niczym nie rozmy¶laj±c zasnê³am.
* * * *
2 wrze¶nia 1971
Ravenclaw, Dormitorium Dziewczyn 7 Rok
Ca³y poranek polega³ g³ównie na witaniu siê ze znajomymi. Przez wczorajsze „atrakcje” w poci±gu i wizytê w gabinecie Dumbledore’a w ogóle nie mia³am na to czasu. Najbardziej widowiskowe by³o powitanie z Stell± Dyptam, moj± przyjació³k± od serca. By³o nawet gorzej ni¿ na peronie gdy wita³am siê z Nari, tym razem wrzeszcza³y¶my obie.
- Ty krowo! Jak to siê sta³o, ¿e siê nie spotka³y¶my w poci±gu? – Krzycza³am wisz±c na plecach Stelli.
- Ja ci dam krowê! Trzeba by³o nie siadaæ z tymi ¦lizgonami to by¶ mnie zauwa¿y³a! – Wrzeszcza³a roze¶miana. No có¿ nasze powitania zawsze tak wygl±da³y. By³y nawet bardziej widowiskowe do czasu, gdy w pi±tej klasie kto¶ nas podkablowa³ Flitwickowi, ¿e klniemy jak smokerzy.
- Jakby¶ jeszcze nie zauwa¿y³a to ta ¦lizgonk± jest moj± siostra. Musia³am z ni± si±¶æ, trzeba jakie¶ pozory zachowaæ. – Odpowiedzia³am z u¶miechem.
- Dobra przecie¿ wiem, ¿e nie widzia³y¶cie siê dwa miesi±ce. Jeste¶cie bli¼niaczkami to mo¿e co¶ was do siebie przyci±ga.
- Dwujajowymi - wtr±ci³am
- Co? – Zapyta³a inteligentnie Stella
- Jeste¶my bli¼niaczkami dwujajowymi, wiêc na ¿adne przyci±ganie genetyczne nie mogê tego zwaliæ. – Cierpliwie wyt³umaczy³am. – No, ale pisa³a¶, ¿e pozna³a¶ jakiego¶ przystojniaka, opowiadaj! – Za¿±da³am, a ona opowiedzia³a. A przynajmniej zaczê³a. Okaza³o siê, ¿e tych przystojniaków by³o kilku. Kiedy wchodzi³y¶my do Wielkiej Sali zaczyna³a mówiæ ju¿ o trzecim Jerrym chyba, ale mniejsza z tym.
- I wiesz on mnie zaprasza na „Skarb Mugoli”, ja taka rozradowana, bo ju¿ dawno chcia³am to obejrzeæ, a ten taki tekst, „ale wiesz bilet 15 sykli” – mówi³a, a ja ju¿ wymiêk³am. Klapnê³am na swoje miejsce w Wielkiej Sali i zaczê³am siê ¶miaæ. Ju¿ mia³am tê scenê przed oczami.
Scena I
Sceneria: pierwszy plan - ³awka, na niej dwoje zakochanych. W tle szumi±ce drzewa, æwierkaj±ce ptaki, s³oñce chyl±ce siê ku zachodowi.
Pewien m³ody d¿entelmen; blond w³osy, niebieskie oczy bierze w swoj± d³oñ rêkê dziewczyny mówi±c:
- Wiesz graj± „Skarb Mugoli”, mo¿e ze mn± pójdziesz. – niewiasta ca³a siê rozpromieni³a, oczy za¶wieci³y cudownym blaskiem. A po chwili wy¿ej opisany ch³opak doda³ od niechcenia
- Ale wiesz, bilet piêtna¶cie. – Dziewczyna spojrza³a na niego z niedowierzaniem i z furi± wsta³a krzycz±c
- Ciêcie!
Koniec Sceny I
Zanim siê uspokoi³am wyl±dowa³a przede mn± br±zowa p³omykówka z Prorokiem Codziennym. Zap³aci³am nale¿no¶æ i z roztargnieniem rozwinê³am gazetê. Zaczê³am czytaæ na g³os, a z ka¿d± linijk± moje oczy robi³y siê coraz wiêksze.
Morderstwo w Little Town
Wczoraj (1 wrzesieñ 1974 r.) oko³o godziny 18.30 W Little Town nieznani napastnicy zamordowali 4-osobow± rodzinê Mugoli.
- Czemu w „Proroku” pisz± o Mugolach? – Zapyta³am przys³uchuj±c± siê Stellê
- Czytaj dalej - rozkaza³a
Po raz pierwszy od wielu lat zosta³o u¿yte zaklêcie zabijaj±ce! Nie znani s± nam sprawcy tej tragedii, jednak ju¿ teraz ci±¿y na nich wyrok w Azkabanie. Powo³ani w celu schwytania czarodziejów odpowiedzialnych za tê zbrodniê aurorzy pracuj± nad tym na pe³nych obrotach. Nad domem, w którym wydarzy³a siê ta tragedia unosi³ siê przera¿aj±cy symbol, najprawdopodobniej przysz³y znak rozpoznawczy tej grupy. By³a to czaszka, a z jej otworu gêbowego wy³ania³ siê w±¿, przypuszczalnie ¿mija oplataj±c g³owê dooko³a. Na drzwiach wyczarowano napis: 'Oczy¶æmy ¶wiat czarodziejów. Voldemort''. Prosimy zachowaæ szczególn± ostro¿no¶æ. Bior±c pod uwagê wydarzenia wczorajszego wieczoru wymagana jest ca³kowita mobilizacja. Wszystkich ¶wiadków tego zaj¶cia prosimy do zg³aszania siê do MM.
Muszê przyznaæ, ¿e mnie na chwilê zamurowa³o, spojrza³am na Stelle. Kurcze znam ten wyraz twarzy, muszê szybko co¶ powiedzieæ.
- Co to ma w ogóle byæ Voldemort, co za beznadziejne nazwisko. - Mruknê³am
- To nie jest ¶mieszne. Zaklêciem zamordowano czworo ludzi – odpowiedzia³a przestraszonym g³osem
- Ej no! Chyba nie bierzesz tego na serio?
- Ty, w przeciwieñstwie do mnie jeste¶ z czysto krwistej rodziny. To ja jestem szlam±, sama czyta³a¶, my pójdziemy na pierwszy ogieñ. – Powiedzia³a bardzo powa¿nie
- Stella no. Pewnie jakie¶ ¿ó³todzioby przeholowa³y w barze i be³koc±c ¼le wymówi³y czar otwieraj±cy drzwi. Mówiê ci przez przypadek zamordowali tych Mugoli, zobaczysz to siê ju¿ nie powtórzy. – Powiedzia³am cicho jednak mia³am dziwne wra¿enie, ¿e chcê przekonaæ równie¿ siebie...
* * * *
7 wrze¶nia 1971
Korytarz, niedaleko wej¶cie mieszkañców Ravenclawu
- Jak zwykle nic nie widzia³e¶, nic nie s³ysza³e¶ – mruknê³am z u¶miechem do Aarona i ruszy³am w strone wie¿y pó³nocnej. Ten tylko zaskrzypia³ weso³o. W³a¶nie odkry³am kolejny plus bycia prefektem naczelnym, od dzisiaj nie muszê siê ju¿ skradaæ po nocach i unikaæ wo¼nego. Wystarczy, ¿e mu powiem, ¿e jestem na patrolu i szukam wa³êsaj±cych siê uczniów. Za¶mia³am siê pod nosem i przyspieszy³am kroku. Ostatnie dni by³y okropne, nic nie uk³ada³o siê jak zwykle. Tylko zbli¿aj±cy siê dzisiejszy wieczór by³ ¶wiate³kiem w tunelu. Prorok praktycznie codziennie opisywa³ kolejne, coraz bardziej bestialskie mordy. Ministerstwo Magii skróci³o szkolenie aurorów z dwóch lat na dwa miesi±ce, uwa¿am, ¿e to g³upota, jak kto¶ niewykszta³cony mo¿e walczyæ z tymi potworami? Ich nie obchodzi, ¿e wysy³aj± na ¶mieræ najczê¶ciej m³odych niedo¶wiadczonych jeszcze ludzi. Jedynym s³usznym ruchem Ministerstwa by³o za³o¿enie Zakonu Feniksa. Jest to grupa elitarnych czarodziei, którzy zajm± siê wy³±cznie walk± ze ¦miercio¿ercami. Zespó³ nie ma jeszcze przywódcy, ale bior±c pod uwagê fakt, ¿e Dumbledore wykreowa³ ten pomys³, a konkurencja jest s³aba wybór jest do¶æ oczywisty. Albus Dumbledore jest wielkim czarodziejem, ale obawiam siê, ¿e mo¿e nie daæ rady z tym wszystkim. Prowadzenie szko³y, bycie cz³onkiem w radzie Wizengamotu to nie przelewki.
Nawet nie zauwa¿y³am, kiedy dosz³am na miejsce. Z tych nie za weso³ych rozmy¶lañ wyrwa³ mnie dopiero przyjemny wiaterek. Spojrza³am w górê i zobaczy³am miliony otaczaj±cych mnie gwiazd. Cz³owiek jest py³kiem w otaczaj±cej go przyrodzie... Problemy odesz³y w niepamiêæ, dopiero teraz czu³am siê naprawdê dobrze.
- Wiedzia³em, ¿e przyjdziesz – us³ysza³am za sob± mêski g³os. Nawet nie musia³am siê odwracaæ, ¿eby zobaczyæ kto wypowiedzia³ te s³owa.
- Sk±d wiedzia³e¶, ¿e tu bêdê? – Zapyta³am Malfoy’a. Stwierdzi³am, ¿e mogê spróbowaæ porozmawiaæ z nim w cywilizowany sposób. Poza tym by³o mi trochê g³upio, ¿e tak ostatnio na niego nawrzeszcza³am. Drobny wp³yw na moj± decyzje mia³ te¿ fakt, ¿e na inn± wie¿e musia³abym dreptaæ z pó³ godziny.
-A od kogo wiesz, ¿e w³a¶nie dzisiaj bêdzie deszcz meteorytów? – Nie widzia³am go, gdy¿ jego twarz ukryta by³a w cieniu ale jestem pewna, ¿e u¶miecha³ siê w charakterystyczny dla siebie, z³o¶liwy sposób.
- No tak, co za idiotka, skleroza w tym wieku – mruknê³am, uderzaj±c rêk± w g³owê i tam gdzie sta³am usiad³am wpatrzona w gwiazdy. Blond w³osy zrobi³ to samo tylko w odpowiedniej odleg³o¶ci trzech metrów ode mnie.
- Czêsto mówisz do siebie? – Zapyta³, ju¿ mia³am mu odpyskowaæ. Powstrzyma³o mnie jednak moje postanowienie sprzed dwóch minut i to, ¿e wygl±da³ na szczerze zainteresowanego.
- Kiedy¶ mia³am psa i kiedy byli¶my sami czêsto do niego przemawia³am. Przyzwyczai³am siê do tego, pies zdech³, a mnie tak zostalo. – U¶miechnê³am siê na wspomnienie mojego futrzaka - by³ on moim przyjacielem, mog³am mu bez obaw wyjawiæ wszystkie tajemnice w koñcu jak to pies nie umia³ mówiæ. Mia³am pewno¶æ, ¿e nikomu ich nie wyjawi. – Lucjusz nie skomentowa³ mojego wywodu, w sumie to siê nie dziwie. On jako ch³opak, a tym bardziej Malfoy chyba nigdy nie odczuwa³ potrzeby wygadania siê. Zapad³a cisza. Gdy godzinami przesiadywa³am w samotno¶ci jako¶ nigdy milczenie mi nie przeszkadza³o, ale teraz cisza a¿ dzwoni³a mi w uszach. Malfoy czy nie Malfoy towarzysza mia³am wiec nie warto marnowaæ czasu.
- Podoba siê Ci siê Twoje imiê? – Zagai³am przerywaj±c mêcz±ce mnie ju¿ milczenie.
- Moje imiê? Nigdy siê nad tym nie zastanawia³em, przyzwyczai³em siê ju¿. A co s±dzisz o swoim?
- Nie jest najgorsze, matka przez przypadek nazwa³a mnie nazw± jednej z galaktyk - mruknê³am wskazuj±c rêk± w stronê galaktyki Andromedy. - Ale wo³a³abym nazywaæ siê Astra.
- W sumie nie¼le, ale do¶æ pospolite. W³a¶nie podsunê³a¶ mi pomys³ – mrukn±³ zapatrzony w ciemne niebo. – Gwiazdozbiór Smoka... Mój syn bêdzie siê nazywa³ Draco – Powiedzia³ powa¿nie
- Nie nabijaj siê dobra.
- Wcale siê nie nabijam. Podobaj± mi siê takie niespotykane, najlepiej staro³aciñskie imiona. Do tego lubiê gwiazdy, smok symbolizuje si³ê i odwagê, pasuje idealnie.
- No dobra, a tak w³a¶ciwie to o której bêdzie ten deszcz meteorytów? – Zapyta³am przypominaj±c sobie, po co tak naprawdê tu przysz³am.
- Nie bêdzie ¿adnego. – Powiedzia³ grobowym tonem wstaj±c.
- Jak to przecie¿ mówi³e¶... – Równie¿ wsta³am, tylko nie by³o to zbyt efektowne, gdy¿ siêga³am zaledwie do pachy mojego rozmówcy.
- Tak, bo chcia³em siê z Tob± spotkaæ. Musimy porozmawiaæ...