
Bo w swoim życiu napisałam już wiele, tak, trochę tego było i nie tylko do szuflady

W fikach też swojego czasu lubiłam gustowac i tworzyc zazwyczaj tycie miniturki, jednak przyszedł chyba czas na coś dłuższego...
Od razu przestrzegam, że może pojawic się odrobina romansu i erotyku, jednak TYLKO i WYŁĄCZNIE jako wątek poboczny

"Makabra"
To miały byc zwykłe porządki. Ot, prośba matki zaglądnięcia na rzadko sprzątane poddasze. Jak zwykle odmówiłam. Bo czemuż to miałabym grzebac się w starych gratach, kiedy to słoneczny weekend zapowiadał wspaniałą zabawę w gronie najbliższych znajomych... Po usilnych staraniach, w końcu udało jej się przekupic mnie tysiąclirowym banknotem.
Doskonale wiedziała, że najlepsza sprzątaczka we wsi kosztowałaby ją mniej pieniędzy i zachodu, a pracę, w przeciwieństwie do mnie, wykonałaby ochoczo i efektywniej.
Poczciwa matka... Ona po prostu usilnie wierzyła, że jeszcze zmieni mój charakter. Miała nadzieję, że drobnymi przekupstwami zachęci mnie do pomagania w domu, nauki, opiekowania się rodzeństwem.
Ojciec nie wierzył w żadne metamorfozy - zawsze był zdania, że jestem niereformowalna. "Jak bardzo się mylił" - Myślę czasem z przekąsem, obracając w dłoniach ów banknot. Bo uparcie zachowałam go do dziś.
Pomimo ciężkich czasów i tysiąca okazji, kiedy mogłam wydac go na jedzenie, zachowałam ten zwitek papieru. Zawsze będzie przypominał mi o moich celach i marzeniach. Dzięki temu nie zboczę z drogi, którą obrałam sobie jako jedenastolatka. Będzie przypominał mi ile już poświęciłam. Bo został mi już tylko on. Strychu z pewnością nie zobaczę...
*
Czy kiedykolwiek interesowały mnie jakieś książki? Odpowiedź brzmi: nie. Byc może wynikało to z ograniczonego dostępu do jakichkolwiek, ciekawych zagranicznych lektur... Tego nie wiem.
Jedynymi, z którymi miałam stycznośc w tamtych czasach były te szkolne i opowiastki dla dzieci dopuszczone przez rząd. Tęskno było mi do pióra zagranicznych autorów, kreowanych przez nich innych światów i niebezpiecznych przygód. Jednak nawet najbogatszych ludzi we wsi nie było stac na sprowadzanie takich "frykasów" zza granicy. Wiele razy próbowałam sobie wyobrazic siebie, posiadającą sporą kolekcję takich tomików. Byc może śmiejecie się teraz z tych osobistych wynurzeń natury mugolsko-filozoficznej, ale właśnie tak wyglądało moje życie przed 23 czerwca, kiedy to liczyłam sobie już jedenaście wiosenek. Jedno wydarzenie, które całkowicie odmieniło moje życie. Jeden dowód na to, iż obok nas żyje ta sama rasa ludzi, lecz doskonalsza umiejętnościowo oraz posiadająca własny, magiczny świat, społeczeństwa i nacje.
To wystarczyło, aby wszystko zmienic...
Słabe światło popołudniowego słońca wpadające przez uchylone okno w dormitorium jeszcze przez chwilę pozwoli mi na dokończenie wstępu mojej powieści. Potem grzecznie odłożę pióro oraz notatnik i położę się po cichu, aby nie zbudzic reszty dziewcząt. W końcu jutro ważny dzień...
Ale do rzeczy...
Nie zawsze byłam dumną właścicielką ślizgońskich szat Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Możliwe, że nigdy nie było mi to nawet pisane. Tak, miałam prowadzic zwykły, nudny żywot biednego mugola, jednak ja miałam całkie inne plany. Zastanawiacie się, jaką rolę odegrał tutaj strych i co wydarzyło się na zimnej, kamiennej podłodze, na którą od lat nie padało światło słoneczne pierwszego dnia wakacji, cztery lata temu...
Zdradzę wam tą tajemnicę.
Nawet teraz gładzę równiutko wygrawerowane litery na zapomnianej księdze, która w tajemnej skrytce na tyłach mojego rodzinnego domu czekała kilkadziesiąt lat w ukryciu, aż ktoś w końcu wydobędzie ją na światło dzienne.
Tą osobą miałam byc ja.
Pewnie kręcicie teraz głową i myślicie, że cała ta opowiastka jest po prostu wyssana z palca. Że niemożliwym jest, aby płynęła we mne mugolska krew. Po części na pewno macie rację. Wtedy nie miałam pojęcia, że moja nieżyjąca praprababka była czarownicą. Według starych rodzinnych przekazów, została siłą ściągnięta z środkowego Londynu, po dwudziestu latach ucieczki od przykazanego jej narzeczonego. Musiała miec dużego pecha, jeśli po tylu latach nadal usilnie jej poszukiwał - aż w końcu, odnalazł. Na szczęście nie zabrała swoich tajemnic do grobu. Pozostawiła mnóstwo poszlak, które naprowadziły mnie na właściwą drogę do mugolskiego świata oraz pozwoliły mi na odkrycie własnej tożsamości. Jednakże od razu zastrzegła, że droga ta będzie kręta i wyboista, a każda odtąd podjęta dezycja będzie rzutowac na moje przyszłe "ja".
Tak oto przybrałam inną tożsamośc i naprawdę zapomniałam już kim kiedyś byłam. Daila Salami istnieje tylko w pamięci mojej i najbliższych na drugim końcu globu, a każdy dzień, który dobiegnie końca to kolejny, który potwierdza niezawodnośc mojego kamuflażu. "Allahu, dopomóż, aby to trwało wiecznie... Nie chcę podzielic losu babki..."
*
-Dalia? Dalia! -
Z otoczenia zielonych palm i ciężkiego, gorącego powietrza rodzinnego Tartousu, wyrwał ją krzyk wspólokatorki. Rzuciła jej pełne wyrzutu spojrzenie, po czym z powrotem zakopała się pod kilkuwarstwową, ciepłą pierzynę.
-Wstawaj, borsuku! Święta! -
W głowie dziewczyny ciągle wirowały słowa dziwnej opowieści, które w marzeniu sennym rzekomo sama napisała. Ospałym, ciężkim ruchem przeniosła się na krawędź łóżka, spoglądając na sporą kupkę gwiazdkowych prezentów. Nie zrobiły na niej specjalnego wrażenia. Ciotka co roku przesyłała jej to samo: kolorowe ciasteczka domowych wypieków, nowy komplet bielizny, najnowszy model sportowych ochraniaczy do Quidditcha. Bez entuzjazmu rozwinęła z błyszczącego papieru znajome przedmioty, układając je w rządku na szafce nocnej. Pod wielką paczką znajdowało się jednak coś jeszcze. Drobny zwitek niestarannie opakowany w kawałek szarego papieru, przywodził na myśl kawałek mięsa albo ryby. Zapach miał nie lepszy.
Z zaciekawieniem odwinęła anonimowy pakunek, zaglądając do środka. Cieńka, kilkustronicowa książeczka z pożółkłymi stronami zawierała stare, podniszczone fotografie. Nie od razu rozpoznała widniejące na jej twarze. Jednak wydawały jej się tak znajome, iż nie mogła oderwac od nich wzroku przez długą chwilę. Fotogragie przedstawiały najróżniejsze wydarzenia z jej dzieciństwa. "Piąte urodziny", "Pierwszy dzień w szkole", "Nagroda w konkursie na Małą Miss Regionu". Jednak nie miała pojęcia kim są ludzie, których sylwetki znikąd pojawiły się na jej ukochanych zdjęciach... Ludzie, którzy przytulali ją i głaskali, gratulowali i wręczali prezenty, których widziała po raz pierwszy na oczy...
-Borsuk?- Millicenta podejrzliwie zerknęła na koleżankę, która nieprzytomnym wzrokiem wpatrywała się w pożółkły zeszyt.
-Taaaa..?- Dalia momentalnie otrząsnęła się z dziwnego letargu, rzuciła niepokojący prezent za łóżko, leniwie przeciągając się i ziewając.
W tym roku większośc piątoklasistów została na święta w Hogwarcie, ponieważ właśnie w czasie dwutygodniej przerwy zimowej odbywały się zajęcia uzupełniające wiedzę do SUMów.
Pomimo nalegań ciotki, również Dalia postanowiła spędzic tegoroczne zimowe wakacje w zamku. Bynajmniej z powodu nauki. Wraz z Millicentą i innymi ślizgonami mieli w planach wybawic się za wszystkie czasy.
Przynajmniej do czasu egzaminów, kiedy nawet liczba wyjśc do Hogsmeade została dla nich ograniczona.
-Masz.- Bulstrode wcisnęła w jej dłoń drobną karteczkę, na której widniała sporej wielkości lista.
-Czo too?- Dziewczyna spojrzała na nią znad zlewu, nadal starannie szorując zęby obficie pokryte pianą.
-Plan wszystkich imprez i kto za co jest odpowiedzialny. - Wyszczerzyła się ślizgonka, niedbale szczotkując i tak proste już blond włosy.
-Ale... - Dalia spojrzała z niedowierzaniem na kartkę. -Po dwie dziennie? Litr ognistej na głowę? Toż to szaleństwo! - Odrobinę nieprzekonana, jednak entuzjastycznie nastawiona do szalonych pomysłów swoich znajomych, rzuciła zwitek w kąt i zanurzyła się w morzu ubrań wysypujących się z garderoby.
-...i oczywiście każdy punkt listy zaliczamy - Oświadczyła pewnie Millicenta, ukrywając skąpą, świecącą bluzkę pod zielono- czarnymi szatami.
Dalia zachichotała. Jeszcze chwila i całkowicie zapomniałaby o dziwnym, rannym incydencie. Jednak niemiły skurcz w żołądku mówił jej, że to dopiero zwiastun jakichś dziwnych wydarzeń, które nieuchronnie ściągnął na nią ów sen.
*
-O, idzie Millicenta i Borsuk .- Zauważył Malfoy, opróżniając drugą miskę owsianki.
-A coś ty dostał taki apetyt, Draco? - Dalia bezceremonialnie zwaliła się na miejsce obok niego, zabierając mu z talerza zimnego już tosta.
-Du-żo je-my, bo po-tem du-żo pijemy.- Wydukał Goyle, szczerząc się w uwielbieniu dla Malfoya, którego słowa zapewne teraz powtarzał.
-Dobrze powiedziane. - Malfoy poklepał kumpla po ramieniu, nalewając sobie kolejną porcję mlecznej zupy.
Millicenta zapolowała na półmisek z dietetycznymi płatkami, więc także i Dalia nałożyła sobie nieco, smętnie spoglądając w brązowe chrupki unoszące się na białej tafli mleka.
-A tobie co, borsuk? Nie zamulaj tak, bo psujesz świąteczny nastrój - Flint wyszczerzył zęby, pomiędzy którymi widniały resztki maku, po czym wrócił do czynności pałaszowania makowych babeczek.
Dalia skinęła głową, przeczesując palcami czarne włosy, których głównym atutem było niewiadomego pochodzenia naturalne, białe pasemko - połączenie, któremu zawdzięczała swoje przezwisko.
Wystarczyła chwila, aby zapomniała o dziwnych troskach.
-To jak? - Niespodziewanie nad ich talerzami nachylił się Montague, a Dalia poczuła jak robi się jej dziwnie gorąco.
-O szesnastej w lochach, zbiórka!- Wyszczerzył się Malfoy, a Montague zasalutował szczerząc się do całej grupki.
-Jak dla mnie powinno byc po dwa litry na głowę alko, co nie, borsuk? - Montague przez chwilę zrobił obrażoną minę, po czym puścił oczko do zaczerwienionej dziewczyny, po czym obrócił się na pięcie i zniknął za dużymi drzwiami Sali.
Od dawna wiedział, że się jej podoba, ale każda próba rozmowy inicjowana nawet przez niego, kończyła się kompletną klapą. Każda zainteresowana osoba wiedziała, że borsuk nie należała do zbyt śmiałych. Niektórzy podejrzewali ją o skrywanie jakichś mrocznych sekretów lub po prostu chorobliwą nieśmiałośc do płci przeciwnej.
Dalia uśmiechnęła się niewyraźnie do talerza z płatkami. Tym razem pokona własny strach i umówi się z Montague. Stuknęła zbyt mocno łyżką w talerz, jakby dla przypieczętowania tych słów.
-Ej, borsuk, ochlapałaś mnie mlekiem - Malfoy zlizał z dłoni kilka białych kropel.
-Sorry...- Jej wzrok spoczął na dłoniach Malfoya, który powoli wyciągnął spod stołu sporej wielkości beczkę.
-Malfoy, a ciebie to już kompletnie pogrzało, żeby to tu przynosic. - Millicenta pokręciła głową na widok beczki alkoholu, wywołała ona także sensację u niewielkiej grupki Gryfonów, siedzących po drugiej stronie sali.
-Ale będzie zabawa- Przyklasnął w dłonie Crabbe, głupkowato się uśmiechając.
-Taaa....Jak zaraz zobaczy to jakiś nauczyciel, to zapewne będzie. - Bulstrode jednym machnięciem różdżki wpakowała beczkę z powrotem pod stół, po czym wstała i skinęła na borsuka.
-Tak, załóżcie jakieś fajne fatałaszki ! - Krzyknął Malfoy do odchodzących dziewczyn, nadal podziwiając sporej wielkości, mieszczącą około pięciu litrów whisky drewnianą beczkę.
...c.d.n.