
Czuję się jak wieża kościelna.
Dzwon, wbrew mojej woli,
zajął miejsce mózgu i teraz
panoszy się,
rozbija o wnętrze czaszki.
Błyszczące igły wbijają się w oczy,
uszy dziurawią wiertła kakofonii,
nie ma już miejsca na myśli.
Tylko krzyk odbija się
o ścianę kolorów
zbyt jaskrawych
i wraca do mnie.
Upadam pod jego ciężarem.
Echo wsysa niechciane dźwięki.
A ja poznaję, czym jest sen –
najlepszym lekiem dla człowieka.