
Ostrzega się, że tforek jest non-canon.
Na razie malutki fragmencik, ot na smaczek

PO HAPPY ENDZIE
Prolog
- No, synu. - Lucjusz Malfoy przygładził jedną dłonią długie srebrne włosy, drugą niedbale odkładając filiżankę kawy na filigranowy stolik. - Najwyższy czas, żebyś poznał pannę Greengrass. Jak wiesz, wróciła w końcu z Francji. To najlepsza okazja.
Jego spojrzenie wyraźnie powiedziało Draconowi, że to jedyna, odpowiednia okazja.
Młodszy z dźentelmenów podniósł głowę i przyjrzał się ojcu uważnie, jakby oceniając siłę jego charakteru. Po wojnie bowiem wiele rzeczy uległo zmianie. Draco bardzo na to liczył.
- Oczywiście, ojcze - zapewnił. - Przypuszczam, że to spotkanie ma związek z naszą rozmową na temat polityki. Czyż nie?
- Ma ścisły zwiazek - poinfromował starszy arystokrata. W duchu pochwalił siebie za wychowanie układnego potomka. - Dobrze, że to rozumiesz. Panna Greenrass...
- Przepraszam bardzo, że ci przerywam - zaczął szybko Draco, czując bardzo wyraźnie, że właśnie wkracza na niezwykle grząski grunt. - Myślisz o małżeństwie poprawnym politycznie?
- W rzeczy samej - Lucjusz mimo, że poczuł się urażony zbytnią niecierpliwością syna, przyjął z zadowoleniem jego domyślność.
Niemniej doświadczenie nabyte w latach służby Czarnemu Lordowi podpowiało mu, że coś tu jest nie tak.
- Chyba zgadzasz się ze mną w tej kwestii? - zapytał podejrzliwie, marszcząc nos, jakby do sterylnie czystego patio rodowej willi wkradł się jakiś nieprzyjemny zapach.
- Och, tak! - zapewnił młodzieniec.
Uwagi pana domu nie uszło, że ręce jego dziedzica nieznacznie zadrżały.
- Więc? - Stalowe oczy wbiły się w nieco ciemniejsze teczówki Dracona, który postanowił z kamienną twarzą przyjąć na siebie serię słownych ciosów, posłanych ze strony ojca już wkrótce.
Spiął się w sobie. Zacisnął dłonie na filiżance. Odchylił się w rattanowym fotelu. Wreszcie przybrał na tyle niedbałą pozę, na ile pozwalał mu ściśnięty nerwami żołądek.
- Już się tym zająłem.
Jedna brew seniora rodu pojechała nieznacznie w górę, ale natychmiast wróciła na swoje miejsce. Powietrze nad Malfoy Manor zgęstniało, a w Czarnym Lesie, rysującym się na lini horyzontu, umilkło wszelkie ptactwo. Cisza napęczniała i zdawała się pulsować w rytm uderzeń serca pana tych włości.
- Czy mógłbyś to wyjaśnić? - zapytał niebezpiecznie cichym głosem.
Narcyza, która dotąd poświęcała się pasjonującej lekturze oświeceniowej literatury kobiecej, odłożyła książkę obok siebie na barwną kapę szezlongu i spojrzała uważnie na syna. Jego profil odcinał się ostro od malowniczej, głębokiej zieleni lasu. Jeden rzut okiem na twarz męża wystarczył, aby jej serce przeszyło ostrze niepokoju.
- Znalazłem kobietę odpowiednią na moją małżonkę - powiedział powoli Draco.
Żyłka na czole jego ojca zaczęła pulsować niebezpiecznie.
- I? - zagadnął konwersacyjnym tonem, w którym czaiła się wściekłość.
Młody Malfoy pomyślał, że cała ta sytuacja mogłaby byc zabawna. Gdyby nie była tragiczna. I nie dotyczyła jego własnego życia.
- Pojąłem ją.
- Co zrobiłeś?!
- Po... poślubiłem - zajaknął się i korzystając ze sposobności zerknął na matkę.
Narcyza wlepiała w jedynaka oczy pełne niedowierzania i żalu.
Ale była w nich też ciekawość.
- Aha - stwierdził zimno Lucjusz, wstając gwałtownie z fotela. Jednym miękkim ruchem znalazł się przy Draconie, sycząc przez zęby:
- Mam nadzieję, że chociaż dobrze wybrałeś. Mimo, iż postapiłeś bez zgody, a nawet wiedzy mojej i matki. Nie mylę się, prawda?
- Nie.
- Jest po właściwej stronie?
- Tak - zapewnił.
Nawet była naszym wrogiem.
- Jest z naszej klasy społecznej?
- Oczywiście.
Jeśli chodzi o czystość krwi.
- Ma koneksje, znajomości, stanowisko społeczne, wyrobioną opinię towarzyską?
- Tak, po wielokroć!
Zdziwisz się.
Lucjusz się rozluźnił. Wyprostował się, zmierzył syna przychylniejszym wzorkiem i majestatycznym krokiem wrócił na swoje miejsce. Nawet nalał sobie herbaty z porcelanowego, białego imbryka. Lubił mocną.
Wprawdzie nadal złościł go postępek potomka, jego ukryte działania i wykazany właśnie brak szacunku do rodziców, ale wyglądało na to, że młoda pani Malfoy nie będzie kalała dobrego nazwiska rodziny. A poprawność polityczna jej poglądów mogła tylko cieszyć.
Zdaje się, że dzieciakowi udało się niczego nie popsuć.
Spojrzał przelotnie na małżonkę i w jej płomiennym wzroku znalazł potwierdzenie tego, że pozostała jeszcze jedna kwestia.
- W takim razie... Kim ona jest?
Do końca życia Lucjusz żałował, że tego dnia było bezchmurne niebo. Powinno lać, lać jak z cebra. Powinna być burza, taka z dużą ilością grzmotów i piorunów. Przede wszystkim piorunów. Władca Malfoy Manor nie mógł zrozumieć dlaczego wielki Salazar nie zesłał żadnej litościwej błyskawicy, żeby zabrała go z tego okrutnego świata, chwilę przed tym jak usłyszał dwa, najgorsze słowa w swoim życiu.
Jego syn przybrał niewinną minę.
- To Ginevra Weasley. Ginevra Molly Weasley, moja żona.
A widząc na twarzy ojca bezbrzeżne zdumienie połączone z równie porażającą wściekłością, dodał złośliwie:
- Matka twoich przyszłych wnuków.
Filiżanka w rękach Lucjusza pękła, rozpryskując się na tysiące kawałeczków, a Narcyza Malfoy złapała się z westchnieniem rozpaczy za głowę.
Tak oto rozpoczęło się dla Dracona i Ginny wspólne życie. Owo słodkie i kuszące długo i szczęśliwie.