Help - Search - Member List - Calendar
Pelna wersja: Tytuł bliżej nieokreślony (zak)
Magiczne Forum > Harry Potter > Fan Fiction i Kwiat Lotosu > W Labiryncie Wyobraźni
Mintir
Obudził ją hałas dochodzący z

przedpokoju. Szybko spojrzała na zegarek. Była czwarta rano.


Wywarzyli drzwi wejściowe. Słyszała ich głosy. Zaczęli przeszukiwać dom.

Natychmiast wyskoczyła z łóżka. Miała na sobie krótkie spodenki i bluzkę na

ramiączka, w której zwykle spała w lecie. Stwierdziła, ze nie ma czasu się

przebrać. Musiała uciec tak jak stała...
Kilku mężczyzn wdarło się

do sypialni. Ktoś świecił jej po oczach latarką. Momentalnie rzucili się w

jej kierunku. Wszystko trwało zaledwie parę sekund, lecz wydawało jej się,

że to cała wieczność, że poruszali się jakby w zwolnionym tempie. Kierowana

bardziej zwierzęcym instynktem niż rozumem, podbiegła do okna i wyskoczyła

przez nie na podwórko. Wpadła w krzaki; kolce boleśnie poraniły jej skórę.

Nie zwróciła jednak na to większej uwagi. Wiedziała, że ścigający jej nie

odpuszczą. Nie wiedziała za to czemu chcą ją złapać ale zdawała sobie

sprawę, że bynajmniej nie z sympatii... Pobiegła przed siebie. Niektórzy z

prześladowców wyskoczyli za nią, a reszta pobiegła do drzwi chcąc odciąć jej

drogę.
Otaczała ją nieprzenikniona ciemność. Księżyc, mimo że w

pełni nie dawał światła, gdyż skrył swój nieziemski blask za osłoną chmur.

Póki biegła uliczkami miasta nie miała odwagi się zatrzymać by złapać oddech

lub choćby obejrzeć się w tył, by zobaczyć czy pogoń nadciąga. I nie musiała

tego robić. Doskonale czuła, że jest blisko.
Wbiegła do lasu.

Szyszki i igliwie boleśnie wbijały się jej w stopy. Od jakiegoś czasu nie

słyszała głosów prześladowców, więc postanowiła zaryzykować i odpocząć.

Stwierdziła, że udało się jej wreszcie uciec. Las promieniował spokojem.

Blask księżyca zaczął przebijać się przez osłonę chmur. Zobaczyła spadającą

gwiazdę i odruchowo pomyślała życzenie. Zaraz potem stwierdziła jednak, że

to bezsensowny nawyk z dzieciństwa, że gwiazdy nie spełniają życzeń, nigdy

przecież jej nie wysłuchały...
Zbyt długo rozmyślała siedząc na

trawie wilgotnej od porannej rosy. Odnaleźli jej trop. Postanowiła więcej

nie tracić czasu. Natychmiast zerwała się z miejsca i pobiegła w głąb lasu.

Była wyczerpana. Pogoń była coraz bliżej. Skojarzyło jej się to z obławą na

lisa; ona była zwierzyną, którą doganiały bezlitosne psy. W pewnym momencie

potknęła się o wystający korzeń. Nie zdołała się podnieść. Słyszała czyjeś

krzyki, ale nie rozróżniała słów. Poczuła jakiś specyficzny zapach i ogarnął

ją spokój. Zawirowało jej w głowie...

***

Obudził ją

delikatny aczkolwiek systematyczny głos budzika. Była godzina siódma rano.

Normalnie dźwięk, który codziennie rano budził Martynę, wprowadzał ją w

irytację, lecz tym razem przyjęła go z ulgą. Koszmary wróciły. Od tak dawna

ich nie miała, że zapomniała co to strach przed zaśnięciem, który odczuwała

kiedyś każdej nocy. Bo prawdziwego strachu nigdy zapomnieć nie mogła...


Jakiś rok temu zaczęły nawiedzać ją sny o własnym alter ego uwięzionym

w jej podświadomości. Nie rozumiała zawartego w nich przesłania. Nie

chciała. Za bardzo się bała, żeby dodatkowo analizować ich treść. W jednych

uciekała przed bezlitosnymi mężczyznami, w innych była w jakimś dziwnym i

strasznym miejscu. Czuła, że one wszystkie są ze sobą powiązane.
I

nagle trzy miesiące temu koszmary przestały ją nawiedzać. Teraz jednak

powróciły. Próbowała powstrzymać się od płaczu, ale nie mogła. Cieszyła się,

że nikt nie widzi jej w tym stanie. Czasami miała przeczucie, że te sny mają

jakiś konkretny związek z jej przeszłością, której nie pamiętała od kilku

lat. Miała wtedy wypadek, na skutek, którego doznała amnezji. Bezskutecznie

starała się przypomnieć sobie cokolwiek. Kim jest, a w szczególności: kim

była. Tamtego dnia, kiedy ocknęła się w szpitalu była nikim. Nie miała nic,

ani nikogo. Była sama, zagubiona, nieświadoma własnej tożsamości. Na

początku pomogła jej pielęgniarka. Mówiła, że wszystko będzie dobrze, że

wszystko sobie przypomni, że wszystko wróci do normy... Po wyjściu ze

szpitala przez jeszcze jakiś czas, nie mogła otrząsnąć się z szoku, cały

czas płakała. Była strasznie zaniedbana, w całym domu panował taki bałagan

jakby przeleciał tamtędy huragan. Wreszcie postanowiła wziąć się w garść. Od

tamtego czasu minęło pięć lat. Znalazła sobie pracę w butiku odzieżowym,

zaprzyjaźniła się z szefową - Mariolą, wreszcie znalazła miłość: Andrzeja.

Od kilku miesięcy byli zaręczeni. Życie jej się ułożyło. Było wspaniałe,

takie jakie można sobie wymarzyć. Kiedy już prawie pogodziła się z

możliwością nie odzyskania pamięci, zaczęły prześladować ją te koszmary.

Wtargnęły do jej małego świata, jej schronienia przed brutalną

rzeczywistością, o której nawet nie wiedziała. Zaczęły go niszczyć i

zatruwać. Dlatego nie zniosła kolejnej porcji ich destrukcyjnego wpływu na

jej szczęście. Płakała długo, nad sobą i nad wszystkim co przeżyła.


Martyna wiedziała, że nie może całe życie użalać się nad swoim losem.

Przecież inni mieli dużo cięższe życie. Jednak nie mogła odebrać sobie tej

słodkiej przyjemności. Łzy stanowiły oczyszczenie. Wymazywały przeżycia

ostatnich godzin; sprawiały, że były one mniej realne. Wreszcie po jakimś

czasie, już spokojna, wstała i poszła do pracy.

***

Mała

dziewczynka zawsze kiedy czegoś się bała lub była smutna, chowała się w

swoim sekretnym miejscu. Była to mała polanka w lesie, otoczona gęstym murem

drzew. Dom, w którym się wychowywała stał na końcu miasta przy tym małym

lasku, do którego bardzo często zaglądała. Polanka znaczyła dla niej bardzo

dużo. Była miejscem, w którym nic złego nie może się wydarzyć. Była jej

małym schronieniem, do którego nie docierały żadne troski, których niestety

zawsze było dużo. Zbyt dużo.
Można by uznać, że taka dziewczynka

jak ona nie może mieć problemów. Nie pochodziła z patologicznej rodziny,

rodzice nie byli surowi, opłacali jej dodatkowe zajęcia i wiele rzeczy, na

które inne dzieci nie mogły sobie pozwolić, a niektóre nawet nie mogły

pomarzyć. One oddały by bardzo dużo, żeby być na jej miejscu. Nikt nie

wiedział, że ta dziewczynka oddała by jeszcze więcej, aby być tymi dziećmi.

Nikt nie mógł tego wiedzieć, ponieważ ona nikomu nie mówiła o swoich

problemach czy potrzebach. Dusiła je w sobie, szła na swoją polankę i po

prostu zapominała o nich. One jednak zawsze wracały.
Przytrafiło

się jej coś najgorszego, co może spotkać małe dziecko. Brak miłości,

zainteresowania, wręcz obojętność ze strony rodziców. Traktowali ja jak cos

co należy wykarmić, wychować, przygotować do dalszego życia. Lecz małe

dziewczynki bardzo potrzebują zainteresowania i akceptacji. Nie rozumiała

postępowania własnych rodziców. Patrzyła na inne dzieci i płakała. Nad sobą.

Nie wiedziała co się dzieje i nie miała do kogo zwrócić się ze swoim

problemem. Czasami patrzyła na spadające gwiazdy i modliła się do nich, aby

zabrały ją do innego domu.
Potem zaś znalazła swój świat. Swoją

mała polankę, na której mogła spokojnie zapomnieć o troskach. Odizolować się

od szarej rzeczywistości.
Sir Momo Mumencjusz Mum
Całkiem ciekawe, i

zachęcające. Popełniłaś kilka nieistotnych błędów, ale nie wpływa to za

bardzo na ogólny obraz. Ciekawym co będzie dalej. Mam teraz tylko jedno

pytanie: ile lat ma ta Martyna?


Co do tytułu - nie wiem jak

potoczy się dalej, więc nawet nie będę próbował nad nim myśleć ^^




Pozdrawiam, i czekam na ciąg dalszy ^^
Mintir
Szczerze to nigdy poważniej nie zastanawiałam się nad wiekiem Martyny. Mam jednak niejasne odczucie, że ma coś pod 30 wink.gif Może trochę mniej...

***

Tego dnia Martynę spotykały same nieprzyjemności. Myślała, ze będzie mogła odprężyć się w pracy, a potem opowiedzieć przyjaciółce o tym co się stało w nocy. Liczyła na pocieszenie i zapewnienie, że będzie dobrze. Zamiast tego spotkała się z rozczarowaniem.
Do butiku zaglądały tylko jak je określiła durne babska, które nie wiedzą czego chcą. Przychodziły i godzinami wybrzydzały po to by potem niczego nie kupić. A jej pozostawało sprzątanie. Zawsze lubiła tę pracę, ale pomyślała, że od tej pory chyba zacznie jej nienawidzić... Z wielką radością powitała godzinę zamknięcia sklepu.
Na ulicy, kiedy próbowała otworzyć drzwi od samochodu, kluczyki przez przypadek wpadły jej do studzienki kanalizacyjnej. Musiała zadzwonić po pomoc drogową, która w efekcie przyjechała dopiero godzinę później. Kiedy wreszcie dotarła do domu wyczerpana padła na fotel. Ruszyła się stamtąd dopiero na dźwięk telefonu. Dzwonił Andrzej, aby powiadomić ją, że musi odwołać jutrzejszą kolację. Powiedział, że coś mu wypadło w firmie i cały wieczór przepracuje. Zmęczona i zdenerwowana wydarzeniami z całego dnia, zapomniała o przykrym śnie i nie odczuwając niczego oprócz zmęczenia położyła się spać.

***

Mała dziewczynka dorastała w samotności. Jako jedynaczka nie miała nawet rodzeństwa, z którym mogłaby się podzielić troskami. Z dziewczynki stała się nastolatką, zmuszoną samej przeżyć najtrudniejszy okres w życiu dziecka: okres dojrzewania. Próbowała zwrócić na siebie uwagę rodziców. Nie uzyskując żądanego efektu, coraz bardziej zamykała się w sobie. Bardzo często odwiedzała swoją polankę. Nie miała przyjaciół, nawet rówieśnicy przestali ją zauważać. Jednak nie wzbudziło to w niej głębszego zainteresowania. Przestało jej na tym zależeć. Było dla niej za późno...

***

Tej nocy śniło się Martynie, że była zamknięta w jakimś brudnym, ciemnym pomieszczeniu. Czuła się tak, jakby siedziała w więzieniu, strażnik co jakiś czas mijał drzwi, w których było małe zakratowane okienko. Jednak czuła, że to nie jest więzienie, że to coś znacznie gorszego....
Sen był bardzo złożony i wielu jego fragmentów nie pamiętała. Wiedziała, że strasznie ją za coś pobito. Ledwo mogła się ruszać. Dostawała jakieś dziwne środki wraz z jedzeniem, od których kręciło się jej w głowie. Wiele nocy nie przespała. Czasami pozwalali jej wychodzić na powietrze. Był tam mały placyk z dwoma, trzema drzewkami otoczony wysokim murem. Nie wiedziała kim ani czym są oni. Po prostu czuła, że są.
Kiedy nie chciała jeść lub źle się zachowywała zabierano ją do takiego dużego pomieszczenia, w którym przywiązywali ją do łóżka i używali elektrowstrząsów. Wyglądało to jak jakiś obóz koncentracyjny. Czasami zabierali ją na rozmowy do takiego dziwnego starszego pana. Nie rozumiała co się dzieje, ale nikt nie chciał jej tego wytłumaczyć. Czasami jakieś dziwne postacie naśmiewały się z niej. Żyła w ciągłej udręce...

Mintir
Kiedy dziewczynka miała piętnaście lat

rodzice oddali ją na wychowanie do babci tłumacząc się tym, że dziwnie się

zachowuje. Bynajmniej się tym nie przejęła, było jej wszystko jedno.

Ponieważ babcia mieszkała w innym mieście, nie miała tam swojego

sanktuarium, nie miała gdzie się ukryć. Coraz bardziej zamykała się w sobie,

aż w końcu wytworzyła sobie ten piękny świat, to miejsce gdzie nie było

smutku, czy strachu. Była szczęśliwa. Znalazła swoją małą polankę we własnym

umyśle i schowała ją głęboko, aby nikt nie mógł jej znaleźć i zabrać. Często

na niej przesiadywała, odłączając się od rzeczywistości. Pewnego dnia weszła

tam i już nigdy nie wróciła.

***

Martyna w głębi duszy

była osobą bardzo wrażliwą i mało odporną na wstrząsy. Nawrót koszmarów

spowodował depresję. Kolejne dni tylko ją pogłębiały. Nie widziała się ani

razu z Andrzejem, ani przyjaciółką. Ciągle przytrafiały jej się jakieś

nieszczęścia. Kiedy nadeszła sobota zadzwoniła do Marioli. Nie było jej w

domu, więc nagrała się na sekretarkę. Postanowiła wyjść na spacer, żeby się

zrelaksować i zapomnieć o stresie czy niepowodzeniach.
Patrzyła na

ludzi beztrosko wychodzących losowi naprzeciw. Stwierdziła, że przecież i

ona tak może. Kiedy zaczęła czuć się lepiej zobaczyła coś w co nie mogła, a

raczej nie chciała uwierzyć. Mianowicie Andrzej całował się z jej najlepszą

przyjaciółką. Natychmiast wrócił jej zły nastrój, a nawet gorszy. Z płaczem

wbiegła na ulicę. Ciężarówkę zobaczyła tuż przed

zderzeniem...

***

- Przepraszam doktorze, czy mogę

wejść?
- A tak, bardzo proszę. Siadaj. Domyślam się że nie wpadłeś na

herbatkę...
- Ma pan rację. Wydarzyło się coś nieoczekiwanego, co

jednak można było przewidzieć.
- Nie owijaj w bawełnę, wiesz, że tego

nie lubię.
- Dobrze, już mówię. Pańska pacjentka, ta spod czwórki...
-

Martyna Nowak?
- Tak, to ona dzisiaj znowu popełniła... próbę

samobójstwa.
- Da się ją chyba odratować?
- Tak mi się wydaje.

Przegryzła sobie żyły na nadgarstku. Krzyczała coś w stylu: Jak oni mogli...

Myślałem, że to pana zainteresuje; dlatego tu przyszedłem.
- Dobrze

zrobiłeś. Sporządź mi na jutro dokładny raport w tej sprawie.
- Coś

jeszcze panie doktorze?
- Nic, możesz już wyjść.


Koniec


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

Layla
Czy wszystkie twoje opowiadania są takie

smutne? Ogólnie podoba mi się więc szkoda że to już koniec
Megi
Mnie się podoba
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='smile.gif'>

może masz parę błędów, ale ja ich nie zauważam. Czytam dla zabawy


src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/wink.gif'

border='0' style='vertical-align:middle' alt='wink.gif'>.

Podoba mi się głównie przeplatanie akcji ( znaczy raz dziewczynka, raz sny

etc ) i tajemniczy nastrój. Trochę zbyt szybko skończone jak dla mnie ale

tak też może być. I fajne jest to, że rzeczywistość okazuje sie być snem i

na odwrót. Można wysilić umysł podczas czytania
src='http://www.harrypotter.org.pl/board/html/emoticons/smile.gif'

border='0' style='vertical-align:middle'

alt='smile.gif'>

Ogólnie jestem na TAK
Alisia

style='font-size:10pt;line-height:100%'>
style='color:purple'>"Czy wiecie, co to serce dziecka?
To łzy

płynące w mgle szarego smutku,
to niemu krzyk mew, co nad wodą rozpaczy

lecą,
to ból i zgryzota co go często nęka;
a jednak, kiedy zazna

miłości choć by najmniejszej,
i zobaczy uśmiech osoby najmilszej,
to

zrozumie, że świat to daleka droga...
nie taka jak w sercu.
Bo taka go

zniszczy"



style='font-size:10pt;line-height:100%'>
style='color:blue'>"Często łzy lecą mi z oczu,
nie wiem

dlaczego...
Taka wiadomość nie jest mi potrzebna.
Wtedy przenoszę

się do mego Swiata....
Lecz mój Swiat niszczy Swiat prawdziwy
i

coraz częściej płaczę"
KaRoLiNa
Bardzo fajne. Ciekawy styl, czasami nie

widomo czy to sen czy rzeczywistość. Można się troche pogubić ale ja lubie

takie pogmatwane opowiadania. Błędów nie zauważyłam oprócz tego że nie

robisz akapitu ale to nie jest ważne. Szkoda tylko że tak krótko. Mam

nadzieje że następnego ficka napiszesz dłuższego i o podobnym poziomie jak

ten.
To jest "lekka wersja" zawartosci forum. By zobaczyc pelna wersje, z dodatkowymi informacjami i obrazami kliknij tutaj.

  kulturystyka  trening na masę
Invision Power Board © 2001-2025 Invision Power Services, Inc.